Legendy głoszą, że w tej jaskini miał swoją kryjówkę nordycki, lodowy olbrzym - Bölthorn, dziadek Odyna. Ile jest w tym prawdy? Nie wiadomo. Jedno jest jednak pewne: miejsce to jest pełne magii, a przy tym bajecznie piękne. Choć wewnątrz panuje stała, lekko dodatnia temperatura, to gdzieniegdzie na ścianach i sklepieniu utrzymuje się warstwa lodu. Sama jaskinia mieści się na wodzie, na skraju wyspy. Dopiero w jej głębi znajduje się suchy ląd i coś w rodzaju półek skalnych, po których da się chodzić. Do groty można dostać się tylko od strony zatoczki i tylko na specjalnym dwuosobowym kajaku. Kajak ten jest zaczarowany i sam wpłynie do jaskini. Nie trzeba nim sterować, wystarczy go odnaleźć i do niego wsiąść. Jest jednak jeden warunek: oba miejsca muszą być zajęte przez czarodziejów, co oznacza, że do wodnej jaskini nie można wybrać się samemu. Ale... może to i lepiej? Na pewno bezpieczniej.
Rzuć kością litery, by dowiedzieć się, co Cię czeka w wodnej grocie:
Efekty:
A - Przez cały pobyt w jaskini jest Ci okropnie zimno, o wiele bardziej niż mogłoby się wydawać. Dygoczesz i szczękasz zębami, a końcówki Twoich włosów... zamarzają. Będziesz potrzebować pomocy zaklęć, ale nie ogrzejesz się w pełni.
B - Zaskakuje Was przypływ. Woda wzbiera bardzo szybko, aż w końcu... odcina Wam wyjście z jaskini. Spokojnie - to minie, ale nie tak szybko, bo będziecie mogli wydostać się z jaskiniowego więzienia po około trzech godzinach (jesteście uwięzieni przez 3 posty).
C - Z głębi jaskini dociera do Ciebie bardzo przyjemny głos. Odbija się echem od ścian i sklepienia. Jest niezwykle melodyjny i brzmi trochę jak syreni śpiew. Powoduje on ogólną poprawę Twojego nastroju i nieodpartą chęć komplementowania osoby, która Ci towarzyszy. Efekt utrzymuje się przez 2 posty.
D - Podczas eksploracji jaskini uderzasz się w głowę i to tak niefortunnie, że ostrą krawędzią stalaktytu rozcinasz sobie skroń. Rzuć 1k6, by dowiedzieć się, jak poważnie się zraniłeś/aś:
Spoiler:
parzysta - na szczęście to tylko drobne zadrapanie i ranka szybko się zasklepi nieparzysta - oj, rana jest dość głęboka; nie obejdzie się bez pomocy magii, a ślad po nieprzyjemnym wypadku zniknie dopiero na wiosnę
E - Nagle dopada Cię dziwny niepokój i lęk. Emocje te są tak silne, że nie wytrzymujesz i wybuchasz. Nie możesz powstrzymać łez, głos Ci się łamie i wpadasz w irracjonalną panikę. Stan ten trwa tylko jeden post.
F - Zauważasz, że w wodzie, tuż przy krawędzi skalistego brzegu, coś połyskuje. Jesteś w stanie wydobyć przedmiot z wody i przyjrzeć mu się bliżej. Okazuje się, że to bryłka Selenitu, zwanego inaczej Kamieniem Księżycowym. Jest zbyt mała, by była coś warta, ale... na pewno będzie fajną pamiątką z wyprawy.
G - Słyszysz głośny plusk w wodzie. A potem jeszcze jeden. Gdy spoglądasz w jej toń, orientujesz się, że coś w niej pływa. Stworzenie wygląda jak... dziwny węgorz.
Jeśli:
a)posiadasz w swoim kuferku min. 25pkt z ONMS to poprawnie identyfikujesz zwierzę i wiesz, że to Hrökkáll. Opisz krótko charakterystykę tego magicznego węgorza (post na min. 2k znaków lub dwa krótszeprzeznaczone na objaśnianie, co to za stwór). Gdy to zrobisz - otrzymasz 1pkt z ONMS. Upomnij się o niego w odpowiednim temacie.
b)nie posiadasz minimalnej ilości punktów kuferkowych - możesz rzucić 1k100 na powodzenie i poprawną identyfikację stworzenia.
1-40 - niestety nie udaje Ci się rozpoznać zwierzęcia. Być może za szybko odpłynął? Albo po prostu nigdy o nim nie słyszałeś/aś.
41-100 - udaje Ci się poprawnie rozpoznać, że to Hrökkáll. Opisz krótko charakterystykę tego magicznego węgorza (post na min. 2k znaków lub dwa krótszeprzeznaczone na objaśnianie, co to za stwór). Gdy to zrobisz - otrzymasz 1pkt z ONMS. Upomnij się o niego w odpowiednim temacie.
H - Odczuwasz ogromne, ale takie naprawdę ogromne, pragnienie. Suszy Cię niemiłosiernie i musisz napić się wody. Bez względu na to, czy posłużysz się zaklęciem, czy ugasisz pragnienie wodą z jaskini - przez chwilę (przez 2 posty) będzie Ci strasznie słabo i będzie Cię bolała głowa. Cóż, wady zaczarowanej jaskini.
I - Potykasz się o niewielki stalagmit, ale unikasz upadku. Ten incydent sprawia jednak, że na niektórych ściankach, pod warstwą lodu, zauważasz wyblakłe runy i symbole. Nie możesz oderwać od nich wzroku - ewidentnie są przepełnione pradawną magią. Szybko odczuwasz jej wpływ, bo... zaczynasz (chcąc nie chcąc) bełkotać przypadkowe norweskie słowa. Efekt utrzymuje się przez jeden post.
J - To, że jaskinia jest pełna magicznych mocy można było przewidzieć. Ale to, że Twoja różdżka będzie odmawiać Ci posłuszeństwa już nie było takie oczywiste. Nie działają żadne zaklęcia. Możesz próbować ze wszystkim, ale Twoja różdżka zachowuje się jak... zwyczajny patyk. Efekt utrzymuje się do końca wątku.
Autor
Wiadomość
Jessica Smith
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : Biały znak Zorzy łączący wewnętrzne kąciki oczu | Złote okulary (tłumaczki) | Krwawa 'obrączka' na lewej dłoni | Rude włosy | Brisingamen, Ijda Sufiaan i druidzki amulet na szyi | Delikatny zapach frezji
Konwalia widocznie nie miała problemów z gotowym jedzeniem - albo nie zdążyła zasmakować w hmm... przysmaku puszków pigmejskich, albo miała już z takimi syntetycznymi smaczkami do czynienia. Smith zaczęła się wręcz zastanawiać - skoro pufki pigmejskie, będące miniaturką puszków nie występowały naturalnie, to czy ten egzemplarz uciekł z jakiejś okolicznej hodowli...? Albo ktoś go w tej jaskini zgubił. Tyle pytań, żadnej odpowiedzi. — Dziękuję — mruknęła w imieniu Konwalii, kiedy ta zaczęła obracać w miniaturowych łapkach kostkę smakołyku. — Ja obczyściłam kieszenie płaszcza ze wszystkich smaczków, a też wątpię, żeby puszki jadły to samo co widłowęże albo kruki... Prędzej to widłowęże albo kruki jadły puszki pigmejskie - na szczęście Jess się o tym nie przekonała i miała nadzieję, że się nie przekona. Zwłaszcza, że zapewniała Shawa, że pufki nie leżą w diecie jakichkolwiek jej zwierząt. I w sumie wątpliwości mogła mieć tylko przy jednym gadzie... — Ha! — ucieszyła się na potwierdzenie swoich 'przypuszczeń', zaraz jednak mrużąc oczy przy maratonie ewidentnie maskujących kaszlnięć. — Czemu jasnoszary? — spytała wprost, zaraz się jednak krygując, choć żartobliwie: — Chyba, że to jakaś tajemnica... To nie musisz mówić. Z kolei nad pytaniem o swój ulubiony kolor musiała się chwilę zastanowić - bo z reguły niespecjalnie zwracała na to uwagę. Wystarczyło, że nie był jaskrawy i nie rzucał się w oczy, chociaż... — Bardzo lubię biały i beżowy. Podoba mi się żółty, ale... jest za jasny. I czerwony, ale tylko na trampkach — sama chrząknęła, nieco zakłopotana swoją niezgrabną odpowiedzią - szybko jednak przeszła do kolejnego pytania: — Forest Gump, Django, Moulin Rouge i Księżniczka Mononoke — rzuciła na szybko czterema, zupełnie odmiennymi filmami (i na pewno nie na czasie), które wypłynęły jej jako pierwsze ze strumienia myśli - choć nigdy nie miała specjalnej pamięci co do pozycji filmowych. Do tych jednak zawsze chętnie wracała, jeśli miała możliwość - najczęściej ze swoimi siostrami, bo samotny seans... Nie bawił. — Znasz? — spytała szukając jego oczu - szczerze ciekawa, czy może dziadek Shawa coś z tego mu podsunął. — Obejrzałabym coś z Tobą — stwierdziła szczerze, jakby odkrywając zupełnie nagłą potrzebę. — Masz coś, co chciałbyś zobaczyć...? To była nawet zabawne, przerzucać się pytaniami - jeśli Smith miałaby porównywać to do czegokolwiek... Powiedziałaby, że próbuje poznać treść książki zadając jej pytania. A tej treści była bardzo ciekawa.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Na pytanie o "dlaczego jasnoszary?" Darren odwrócił wzrok od oczu Smith z cieniem uśmiechu czającym się na jego ustach. Parę miesięcy temu zapewne tylko niebieski (a raczej turkusowy) i może ewentualnie seledynowy byłyby jego wyborami. Jasnoszary wskoczył do rankingu... całkiem niedawno. - Po prostu - powiedział Shaw ze wzruszeniem ramion, obserwując jak Konwalia chrupie ciemnobrązowy smakołyk - Żółty jest okej, ale biały za jasny? - spytał, unosząc lekko brwi. O wiele bardziej jednak od koloru Krukona zainteresowały ulubione filmy Jess. Co prawda widział zarówno Django - choć zastanawiał się po tym filmie, czy też wybuchłby w zupełnie innym kierunku gdyby został postrzelony - jak i Forresta Gumpa - acz to dzieło wzbudzało w nim niewyjaśnioną ochotę na bieganie - a Moulin Rouge było mu nieznane, to... - Mononoke?! - sapnął, po krótkiej chwili jednak się uspokajając - To znaczy... khm... widziałem. Całkiem, em, spoko - ocenił, wzruszając ramionami i ostentacyjnie zerkając w zielono-morską toń wody, nie chcącej jeszcze opadać razem z odpływem, który mimo wszystko powinien się pojawić... za jakieś dwie i pół godziny. - Jasne - odpowiedział na pytanie o to, czy są jakieś filmy które chciałby obejrzeć - Nie widziałem żadnych Gwiezdnych Wojen... - zaczął wyliczać - Labiryntu Fauna, Commando, tych nowych Avengersów, choć nie wiem które to już są i kim jest ten czerwony gość z kamieniem w czole, emmmmm... Casablanki też nie widziałem, a na ostatnim mugoloznastwie mnie nie było - wzruszył ramionami - Sporo tego, szczerze mówiąc - ocenił, dorzucając pufkom jeszcze po paru chrupkach - Polecasz coś specjalnego?
Jessica Smith
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : Biały znak Zorzy łączący wewnętrzne kąciki oczu | Złote okulary (tłumaczki) | Krwawa 'obrączka' na lewej dłoni | Rude włosy | Brisingamen, Ijda Sufiaan i druidzki amulet na szyi | Delikatny zapach frezji
W swej niedomyślności, nie zorientowała się o co dokładnie chodzi z tym zamaskowanym jasnoszarym więc też nie drążyła - i dobrze, bo na pewno straciłaby przy prawdziwej odpowiedzi rezon. — W końcu to najjaśniejszy kolor w palecie... — Oczywiście podjęła się wyjaśnień, nawet jeśli to była rzecz oczywista - wszystko, byleby choć odrobinę przybliżyć swój punkt widzenia. — Przyciąga wzrok. Głupi przykład: załóż czarne spodnie, nikt nie zwróci na to uwagi; załóż białe, a wszyscy będą się gapić... — prychnęła cicho, dodając jeszcze: — ... i liczyć na to, że zobaczą to na czym ostatnio usiadłeś. — Biały kolor kojarzył się z czystością - i z tym, że, jeśli chodzi o ubrania, zwyczajnie nie szło jej zachować. Zawsze gdzieś się jakiś mankament musiał pojawić, choćby w postaci lekko szarego odcienia po otarciu się o... cokolwiek. A wystarczyło zaklęcie odpychające. Nagle doszło do niej, że w Priory też mogła rzucić to zaklęcie - i uniknąć rozlania na siebie wina. Chociaż akurat... tego nie żałowała. — Mononoke Hime, Tonari no Totoro, Hauru no ugoku shiro... Wszystkie w oryginalnym języku, tata mnie tak wciągał w japoński — wyjaśniła z cichym śmiechem, widząc reakcję Darrena na akurat tę pozycję. — Obejrzałam chyba wszystko od Studia Ghibli... Podążyła za wzrokiem Shawa, prosto na falującą cicho wodę. Już nie wzbierała - tym bardziej jednak nie opadała. Choć Smith musiała przyznać, że mimo wszystko nie dopadał jej nawet najmniejszy niepokój w związku z sytuacją w jakiej się znaleźli. Musieli po prostu poczekać. — Nie widziałeś ŻADNYCH Gwiezdnych Wojen? — Szczerze się zdziwiła, odrywając spojrzenie od wody i kierując je wprost na Krukona. Konwalia aż podskoczyła na jej kolanach - nakryła ją więc dłonią, mrucząc ciche przeprosiny. — Obstawiałam, że akurat te najbardziej kultowe filmy dziadek Ci przedstawił — wyjaśniła, doskonale pamiętając ich rozmowę na Ławkach, w tym także to, że to dziadek Darrena podsuwał mu co poniektóre mugolskie dzieła kinematografii. — Myślę, że w takim razie mamy bardzo dużo do nadrobienia. Gwiezdne Wojny, LotR... John Wick? — I myśl ta wywołała na jej ustach uśmiech, który zaraz nakryła dłonią, chrząkając cicho. — Jeśli będziesz chciał, oczywiście — zreflektowała się, mimo wszystko nie chcąc Shawowi zajmować całego wolnego czasu - który oboje z resztą musieli dzielić też na studia i... — No i jak praca pozwoli — skrzywiła się, wracając myślami do Gringotta. I choć czuła się w Biurze Tłumaczeń jak ryba w wodzie, tak czasem naprawdę przytłaczała ją ilość dokumentów do przetłumaczenia - które nosiła ze sobą dosłownie wszędzie. Właściwie to nawet do Torsvårg przywiozła ze sobą 3 weksle, które musiała przełożyć na-po-feriach. — W Gringottcie wiecznie jest coś do roboty. Myślisz, że w BB odetchniesz, czy wręcz przeciwnie? Nagle doszło do niej, że kiedy już wrócą na Wyspy - najpewniej widywać się będą głównie w Hogwarcie, między zajęciami. Zwłaszcza, że oboje pracowali gdzie indziej - i mieszkali również. Westchnęła cicho, nic nie mówiąc, oparła się o ramię Darena, głaszcząc dalej zajadającą się Konwalię.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Darren chrząknął, mrużąc lekko oczy kiedy Smith zaczęła strzelać japońskimi nazwami animacji. Szczerze mówiąc, dziadek pokazał mu tylko Mojego sąsiada Totoro - ale po rekomendacji Lowella przy okazji zahaczenia o Most Znikaczy w Dolinie Godryka Shaw nadrobił także resztę filmów z japońskiego studia, nawet jeśli telewizor i odtwarzacz DVD w Priory czasem w losowych momentów przeskakiwał na tryb czarno-biały albo odwrócone kolory, co w niektórych, bardziej psychodelicznych momentach tych dzieł potęgowało jeszcze to wrażenie. - Wspominał, że nie jest fanem - wzruszył ramionami Krukon. Być może miało to związek z zapomnieniem przez niego o rocznicy ślubu z babką podczas kiedy stał w kolejce do kasy biletowej w Ross-on-Wye... a być może była to tylko i wyłącznie sprawa gustu. - John Wick to ten w którym gość "sprząta" ludzi z pistoletu i jeszcze się kręci koło niego mała dziewczynka? - dopytał Darren - To widziałem - pokiwał głową, nie mając pojęcia że mówi o kompletnie innym filmie, starszym o wiele lat. - Nie zamierzam się przemęczać - odpowiedział Shaw na pytanie o możliwość odetchnięcia w Biurze Bezpieczeństwa - Nie posyłają mnie już w teren, a i od początku roku nie biorę nadgodzin, więc... - wzruszył ramionami - Poza tym ostatnio jest trochę spokojniej - dodał. Ataki ustały - a przynajmniej zmniejszyły się do minimum - a bez autoryzacji ze strony aurorów czy wyżej postawionych osób Biura Bezpieczeństwa, Darren zajmował się po prostu rutynowymi czynnościami, takimi jak kontrola różdżek, spisywanie protokołów czy archiwizacja akt i materiałów dowodowych. Krukon oparł policzek o spoczywającą na jego ramieniu głowę Jess. - Kiedy następny raz wpadniesz do Exham? - spytał, czując w żołądku nieznośne, wwiercające się we wnętrzności wrażenie, że o czymś związanym z budowlą mimo wszystko zapomniał - Jeszcze nie widziałaś sufitu - dodał, doznając przy okazji olśnienia. Akhm... szafka - pomyślał, przypominając sobie mebel w pracowni którego nie mógł otworzyć - a który czasami wciąż dręczył go tajemnicą swojej zawartości.
Jessica Smith
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : Biały znak Zorzy łączący wewnętrzne kąciki oczu | Złote okulary (tłumaczki) | Krwawa 'obrączka' na lewej dłoni | Rude włosy | Brisingamen, Ijda Sufiaan i druidzki amulet na szyi | Delikatny zapach frezji
Streszczenie - zupełnie nietrafne, ale nie szkodzi - Darrena przy wspomnieniu o Wicku, nie tyle rozbawiło Jess, co wywołało swego rodzaju rozczulenie. Będąc ze sobą szczera - musiała przyznać, że chęć poznania mugolskiego światka przez Shawa bardzo jej się podobała. Być może przez to, że w końcu nie musiała 'zapominać' o tym, że właśnie z niemagicznej rodziny pochodziła, co w wypadku tej relacji było jedynie plusem i dodatkowym tematem do rozmów. Jakby za mało było tych stricte magicznych, w których oboje siedzieli... — Brzmi tak jakby stażyści w końcu ogarnęli ekspres do kawy — odparła pół-żartem pół-serio, z chichotem czającym się gdzieś na końcu języka. Doskonale pamiętała swoją - służbową - wizytę w Biurze Bezpieczeństwa, gdzie przypadkowo spotkała się z Darrenem podczas pracy. Prócz tego, że oboje zaoszczędzili dobrych kilka chwil na samotną papierologię - to Smith ciężko było zapomnieć o drobnym 'wybuchu' biurowego ekspresu. Przez stażystów oczywiście. I choć wiedziała, że praca w Ministerstwie to nie tylko parzenie kawy, a całe mnóstwo innej roboty, związanej z pracą konkretnego Departamentu, tak nie mogła sobie darować tej drobnej, humorystycznej uwagi. Ile razy ona musiała przy kontroli nad magicznymi stworzeniami zaganiać gnomy, które uciekły z laboratorium... Albo nasyłać na nie psidwaki. — Hmm... — Naprawdę musiała zastanowić się głębiej nad pytaniem Shawa - bynajmniej wcale nie szukając wymówki, żeby przełożyć wizytę w Exham. Bardziej kalkulując ile spraw może przełożyć 'na później', żeby wizytę tę przesunąć na początek grafiku. — Musiałabym odebrać TTT, Boo i Warga od rodziców, dostarczyć dwa przetłumaczone weksle do Biura, skonsultować się z Shercliffem odnośnie pracy dyplomowej. No i... — Adelajda, choć tego nie dodała. Miast tego, chrząknęła, przerywając harmonogramowe dywagacje: — Może w weekend po powrocie z ferii? — zaproponowała, jakoś mimowolnie proponując mnogość dni. — W ogóle, dokończyłeś już remont? — dorzuciła, jeszcze nim Darren zdążyłby doprecyzować termin jej następnej wizyty w Priory. — Z holem pomógł Ci Felinus, a co z resztą? — Choć rezydencja w Archenfield prawdziwie urzekła miłujące historię i nie tylko serce Smith - tak dziewczyna nie mogła nie widzieć tego jak czas nadgryzł mury Exham.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Krukon najeżył się lekko na wspomnienie ekspresu do kawy, jego największego wroga podczas pierwszych miesięcy pracy w Biurze Bezpieczeństwa, nemezis początkujących urzędników i pogromca nadziei na szybki awans. Dodatkowo, kiedy Shaw poznał już jego wszelkie najskrytsze sekrety - od ilości wody przy której ekspres się krztusi po regulację ciśnienia za pomocą szeregu zaklęć odpychających - a więc w chwili największego triumfu została odebrana mu satysfakcja z nawet tak drobnej rzeczy, jak utrzymanie rekordowej serii dwunastu dni bez popsucia się ekspresu po tym, gdy został po akcji na Pokątnej przeniesiony szczebel wyżej, a ekspres - jego największy przeciwnik - został oddany pod opiekę jakiemuś stażyście, którego pierwszym zadaniem było wyrzucenie fusów z tylnego pojemnika, a skończyło się na ekwiwalencie otwarcia Kieszonkowego Bagna. Patałachy. - Zaczynają... łapać o co chodzi - powiedział z przekąsem Shaw, łapiąc się jak tonący brzytwy kolejnego tematu, a więc równie zapracowanego co jego grafiku Jess. Cóż, najwidoczniej tak prezentowało się studenckie życie. - Dopiero weekend? Ale to aż pięć dni - skrzywił się Darren, ale po chwili skinął głową - Niech będzie weekend - przytaknął w końcu. Pytanie o dokończenie remontu wstrzymało nieco Krukona. Jak zdefiniować "koniec remontu"? Czy to chwila, po której da się bez przeszkód mieszkać w budynku przez kolejne pięćdziesiąt lat? A może moment, w którym wszystkie pomieszczenia były zdatne do użytku i wykończone w odpowiedni sposób? Używając pierwszego stwierdzenia, odpowiedź byłaby jak najbardziej twierdząca. Drugiego też - ale za co najmniej rok. - Pokoje w których siedzę najczęściej są, hmm, w porządku - ocenił z lekkim wzruszeniem ramion - Większości sypialni i pokojów gościnnych jeszcze nie ruszałem, bo i tak nie ma kto w nich mieszkać i stałyby puste. Chyba że chciałbym mieć łóżko na każdy dzień tygodnia - dodał, odpychając myśl o "poniedziałkowej sypialni" czy "dortuarze czwartkowym" - Ale myślałem żeby zająć się teraz ogródkiem, bo jest w nim pełno gnomów, a oranżeria dawno nie ma połowy szyb - dokończył.
Jessica Smith
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : Biały znak Zorzy łączący wewnętrzne kąciki oczu | Złote okulary (tłumaczki) | Krwawa 'obrączka' na lewej dłoni | Rude włosy | Brisingamen, Ijda Sufiaan i druidzki amulet na szyi | Delikatny zapach frezji
Smith postanowiła już raczej nie poruszać tematu ministerialnych stażystów, widząc - i czując wręcz - jak Shaw się na ich wspomnienie zjeżył. Co prawda ona sama ciut bardzo bagatelizowała potencjalne niedouczenie stażystów (chociaż czy nie powinno być przypadkiem na odwrót?), ale rozumiała tę... irytację. Jej samej różdżka wędrowała samoistnie do dłoni, kiedy tylko słyszała jednego ze swoich szefów - Yoreka - którego skrzekliwy, donośny głos roznosił się nieznośnym echem po korytarzach Gringotta. Naprawdę nie sądziła, że kiedykolwiek nabawi się awersji do jakichkolwiek istot magicznych - a tym bardziej do goblinów, z którymi jednak od pewnego czasu wiązała swoje plany zawodowe. — Mówisz tak, jakbyśmy mieli nie widzieć się miesiąc — parsknęła cicho śmiechem - choć w istocie, zrobiło jej się zwyczajnie, po ludzku, miło na taką reakcję. — Wspólne igloo Ci nie obrzydło? — Cóż, jej niezbyt - oboje byli raczej bezproblemowymi lokatorami, a Smith przechodziła akurat taki moment, gdy towarzystwa Darrena ciągle było jej mało. Rzecz w tym, czy w końcu to poczucie niedosytu przejdzie - czy wręcz przeciwnie. A to była akurat kwestia sporna - i żadna lektura nie potrafiła rozjaśnić Jess tego schematu. Musiała więc pierwszy raz w życiu stawiać na doświadczenie - którego nie miała. — Czyli mieszkać idzie... Czekaj — obruszyła się w miejscu - budząc Konwalię, która zdążyła zwinąć się w kulkę i zdrzemnąć nad wpół dojedzonym chrupkiem. Smith jednak nie zwróciła uwagi na pełne - chyba - wyrzutu spojrzenie stworzonka. — Exham ma aż tyle pokoi? To musiała być prawdziwa rodzinna rezydencja. No... Przynajmniej kilka wieków temu. Bo mówiłeś, że trochę podupadła wróciła na twojego dziadka? — Odsunęła się odrobinę od Darrena, przeciągając łopatki i ramiona z cichym trzaskiem. Siedzenie na kamieniach, ech - te nie miały nic wspólnego z Ławkami przy ośrodku. — Mówiłam, że mogę Ci pomóc, to dalej aktualne — uśmiechnęła się kącikowo na wspomnienie miny Shawa na widok jej pupila. — Warg wyłapie wszystkie gnomy, a chociaż z zielarstwa nie jestem orłem to... Póki nie hodujesz diabelskich sideł to powinnam na coś się przydać. Poza tym zawsze chciała wypić kawę na oranżerii. +
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
- Pięć dni to też długo - mruknął pod nosem Darren, zupełnie niezrażony tym że rzeczywiście, wiele osób nie widziało swoich ukochanych osób przez dłuższe okresy czasu - nie zmieniało to jednak faktu że teraz, kiedy on mieszkał w Priory, a Jess w Hogsmeade to w Hogwarcie widywali się tylko na korytarzach, lekcjach i w bibliotece. Shaw zmrużył lekko oczy - pokoju wspólnego Ravenclawu nie widział już kawał czasu. Ciekawe, czy zmieniła się zagadka. - Oczywiście, że mi nie zbrzydło - prychnął Krukon. Co prawda na początku ferii wizja mieszkania w jednym igloo była nieco krępująca - choć zdecydowanie bardziej ekscytująca - teraz jednak Darren miał wrażenie, że będzie mu wyjątkowo nieswojo wrócić do Exham, w którym towarzyszyć mu będą jedynie jęki ghula i czasem kąśliwe, a czasem szalenie głupie uwagi Beresforda. - "Trochę" to niedopowiedzenie - powiedział Darren - Nie żartowałem, kiedy mówiłem że ktoś rzucił na nie klątwę powodującą plagę szczurów - dodał ze wzruszeniem ramionami, przypominając sobie wciąż znajdowane czasem wydrążone w piwnicach niewielkie, choć już od dawna opuszczone przez futrzastych mieszkańców, tunele - No to zatrudniam cię... i Warga... - imię charjuka Krukon wypowiedział nieco mniej pewnie - ...do pomocy w ogrodzie. I nie masz co się martwić diabelskimi sidłami, te jaśminowe dawno już uschły - powiedział, przypominając sobie jak kiedyś prawie udusiła go orientalna odmiana niebezpiecznej rośliny, kiedy idąc za nosem wszedł bez źródła światła do działającej jeszcze wtedy niewielkie szklarni. Darren strzelił palcami i przesunął się na tyłku nieco do tyłu, po czym sięgnął do ramion Jess i zaczął je lekko masować, widząc że jej plecy znoszą przedłużony pobyt w ukrytej jaskini. Tymczasem usłyszał też cichy syk i bulgot wody, która - po paru godzinach więzienia dwójki Krukonów (nie, żeby mieli coś przeciwko) - zaczęła opuszczać grotę i otworzyła w końcu wyjście. Nie chcąc ryzykować braku możliwości powrotu na stały ląd gdyby fale znowu zapragnęły zalać grotę, Darren i Jessica bez większych ceregieli wskoczyli z powrotem do kajaka i, razem z uratowaną Konwalią, opuścili wodną jaskinię.
z/t x2
+
Ostatnio zmieniony przez Darren Shaw dnia Sob Lut 27 2021, 20:50, w całości zmieniany 1 raz
Antosha Avgust
Wiek : 46
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185
C. szczególne : mocny rosyjski akcent, niski głos; poważny, nieprzystępny i mało ekspresyjny
Doskonale wiedział, że jego lekcje i reprezentowane podejście nie są dla każdego - było wielu uczniów, którzy przychodzili na jego zajęcia raz i nie pojawiali się na nich nigdy więcej, byli też tacy którzy wychodzili w trakcie, bo nie czuli się na siłach żeby sprostać temu wyzwaniu i nie miał nic przeciwko temu, w końcu w ten sposób mógł łatwo oddzielić tych, którym zależy na tyle, by nie bać się trochę sponiewierać na treningu od tych, którzy traktowali ten sport raczej jak zabawę albo zwyczajnie byli za słabi. Był bardzo entzujastycznie nastawiony wobec nadchodzącej kariery Julki i szczerze w nią wierzył - ale podobała mu się jej postawa, wskazująca na to, że dziewczyna, choć zdeterminowana do działania, nie bierze niczego za pewnik. To było zdrowe, rozsądne podejście, które bardzo popierał, więc w odpowiedzi pokiwał tylko głową w ramach aprobaty jej nie osiadania na laurach. Wyglądało na to, że Brooks ma wszystko: talent, siłę, odpowiednią postawę. Twardą skórę. I, jak się okazało chwilę później, również niesamowity pociąg do zdobywania wiedzy i to najwyraźniej nie tylko tej szkolnej, bo zupełnie niespodziewanie zaczęła podpytywać Antka o jego życie prywatne i młodociane ekscesy; nie lubił opowiadać o sobie, nie przywykł do tego i nawet w czasach swojej świetności, gdy każdy magazyn sportowy chciał mieć jego podobiznę na okładce, stronił od wywiadów dotyczących czegokolwiek poza quidditchem. O lataniu, meczach, taktykach, miotłach, przeciwnikach mógł mówić ile tylko dusza zapragnie, ale o bardziej prywatnych sprawach, rodzinie, przyjaciołach, innych zainteresowaniach , randkach z Krumem już niekoniecznie. Prawdopodobnie gdyby zdecydował się opowiedzieć Julce więcej o swoim życiu, byłaby po prostu rozczarowana tym, jaki nudny i zwyczajny jest i był właściwie od zawsze; skupiony na jednym celu, podporządkowany rygorowi panującemu w domu i szkole, a do tego prawdopodobnie najmniej spontaniczny człowiek świata. W wolnych chwilach lubił rozwiązywać sudoku, czytać książki o wojnach goblinów i prasować. Wzmianka o znajomo brzmiącym typie osobwości mu umknęła, ale gdyby Julia podzieliła się swoją refleksją na głos, pewnie by się zgodził, bo sam pracując w tej branży tyle razy spostrzegł, że z reguły gracze dzielą się właśnie na dwa typy: na takich jak on czy Krum, stanowiących solidny filar na boisku i ginących zupełnie po zejściu z boiska oraz na tych przebojowych, charyzmatycznych liderów, którzy podczas rozdawania autografów fanom lśnili równie mocno, co przy zdobywaniu goli. I zwykle doskonale się dzięki temu dopełniali jako całe drużyny. Westchnął i pokręcił głową jakby z niedowierzaniem, kiedy usłyszał jej pytania. - Juleczka, czy ja tobie wyglądał jakbym się uganiał za dziewczinami... - odparł prawie pobłażliwie, ale z rzadką u niego nutą rozbawienia, bo wydało mu się zabawne, że w głowie Julki pojawił się jakiś scenariusz, w którym on - on, Antek - staje w szranki z Wiktorem, by zdobyć serce jakiejś niewiasty. Śmiechu warte! - Nie można wiedzieć. Tajemnica. - uciął temat, ale nie był rozgniewany czy zirytowany; w końcu kto pyta nie błądzi, nawet jeśli nie uzyska odpowiedzi. - Szkoda czasu na plotki. Chyba musimi podejść wyżej... Pewnie to zajmi kilka godzin, zanim odpłynie. - stwierdził, zauważając że woda wypełniająca jaskinie podpływa coraz bliżej nich i ulokował się na pobliskiej półce skalnej, by uniknąć kontaktu z lodowatą wodą. Biorąc pod uwagę to, ile czasu mieli przed sobą zanim się wydostaną, powinni znaleźć sobie też coś do roboty, by go zabić, chociaż Antkowi zupełnie nie przeszkadzała wizja siedzenia i gapienia się na lodowe ściany jaskini.
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Wieść o tym, że Avgust wraca do szkoły w roli nauczyciela, była jedną z przyjemniejszych nowin, które dotarły do jej uszu w trakcie tego roku szkolnego. Być może większość uczniów miała zupełnie inne podejście, ale nie Krukonka. Dla niej trenowanie pod okiem tego Rosyjskiego milczka była cudowną okazją, by podpatrywać go z bliska. I choć zawsze wracała z jego zajęć oblepiona błotem, poobijana i poszarpana jak wołowina w kanapce, to wiedziała, że wyjdzie jej to na zdrowie. No dobra, może nie dosłownie, jednak nie dało się ukryć, że to właśnie dzięki takim zajęciom hartował się charakter. A w jej odczuciu, to właśnie charakter był główną składową sukcesu w quidditchu. Wielu było świetnych zawodników, którzy pędzili na miotłach jak burza, trafiali kaflem w najbardziej widowiskowe sposoby i nie było dla nich rzeczy niemożliwych, a mimo to, nigdy nie odnosili spektakularnego sukcesu, bo po prostu nie dojeżdżała im głowa. Poddawali się, gdy robiło się zbyt ciężko, nie wytrzymywali presji i popełniali sztubackie błędy, w końcu zaczynało im brakować motywacji lub też osiadali na laurach i przestali wykorzystywać pełnię swojego potencjału. Brooks nie miała wyjścia. Nie była najzdolniejszą zawodniczką w szkole, sporo jej brakowało do Strauss czy Fitzgeralda. Los nie obdarzył jej również nadzwyczajnymi warunkami fizycznymi jak Boyda czy Tadzika. Jej jedyną szansą było trenowanie ciężej od reszty i niepoddawanie się. I odkąd zaczęła chodzić na treningi Avgusta, to właśnie się z nią działo. Stawała się twardsza, bardziej pewna siebie, a przy okazji, po prostu lepsza w miotlarskim rzemiośle. Niestety, Antoszka pomylił się co do jednego. Jej zainteresowanie jego osobą nie wynikało z czysto plotkarskiej natury dziewczyny, a raczej z potrzebą dowiedzenia się jak najwięcej o swoim ulubionym zawodniku. A w myśl zasady „jaki w życiu, taki na boisku”, chciała także wiedzieć, jakim człowiekiem był Rosjanin, gdy blaski fleszy gasły, a miotła lądowała na stojaku. Zresztą, choć o tym nie wiedziała, to aż tak bardzo się różnili. Sama uwielbiała rozwiązywać sudoku i krzyżówki i nie uważala tego wcale za nudę.
- Za dziewczynami to może i nie – pomyślała, przypominając sobie obecność Avgusta na halloweenowym balu w towarzystwie Huxa, ich wspólne śniadania w wielkiej Sali (o których wspominali jej niektórzy w dormitorium), a także insynuacje Maxa, że Rosjanin gustuje nie tylko w tych miotlarskich pałkach. Sama powoli nie wiedziała, co o tym wszystkim sądzić, więc wypierała tę powracającą myśl ze swojej głowy. Prawda mogłaby złamać jej nastoletnie serce.
– Dobrze, przepraszam, już nie pytam – powiedziała tylko i gdy woda zaczęła się podnosić, a nauczyciel przeniósł się na wyższą półkę, ruszyła jego śladem. Wszystko wskazywało na to, że spędzą tu trochę czasu, a ten trzeba było jakoś zabić, więc zaproponowała partyjkę w eksplodującego durnia. O dziwo, nauczyciel się zgodził, tak więc usiadła po turecku na ziemi, po czym potasowała i rozdała karty.
- Profesorze, może zagramy o coś, żeby było ciekawiej? – zaproponowała i spojrzała wyczekująco na nauczyciela. W jej odczuciu im więcej można było stracić na porażce, tym ciekawiej.
- Nie ma za co przepraszać - powiedział tylko, bo przecież nie było nic złego w jej zainteresowaniu, nie była wścibska, ot, zadała pytanie na które on nie chciał odpowiadać. Jego stanowcza odmowa najwyraźniej skutecznie przygasiła jej zapał do dalszej rozmowy, co wcale go nie zdziwiło, miał tylko nadzieję, że nie weźmie tego do siebie, bo przecież to, że wolał unikać pewnych tematów i że nie należał do otwartych osób wcale nie znaczyło, że zupełnie nie ma ochoty prowadzić z nią konwersacji. Zwyczajnie nie potrafił, nigdy nie był najlepszy (ani nawet dobry) w socjalizowaniu się z innymi, więc teraz nawet gdyby myślał sto lat, to i tak nie wpadłby na żaden temat zastępczy, który mogliby poruszyć zamiast tego nieszczęsnego nosa Kruma. Na szczęście już dawno pogodził się z tym, że burzliwe dyskusje i głębokie wynurzenia po prostu nie są dla niego, dlatego nie przeszkadzała mu wizja spędzenia tutaj w jej towarzystwie kolejnych choćby i pięciu godzin w ciszy, nie uznałby jej absolutnie za niezręczną. Jednak gdy już usadowili się w bardziej bezpiecznym, wyższym miejscu jaskini nad napływającą wciąż wodą, a Julka zaproponowała rozegranie partii eksplodującego durnia, od razu przystał na ten pomysł, bo wydawał mu się dobrym sposobem na zabicie nieco czasu - nawet jeśli nie był wielkim entuzjastą gier karcianych i gier w ogóle. Zdecydowanie wystarczająco już się nagrał w quidditcha. Zastanowił się chwilę, gdy usłyszał jej propozycję, jednocześnie pieczołowicie przekładając sobie w dłoni karty, by ułożyć je w jakimś tylko sobie znanym porządku. - A jasne, czemu nie. - klasycznie w takich rozgrywkach chyba grywało się o galeony albo o to, kto potem stawia piwo, ale niestety z racji ich nauczycielsko-uczniowskiej relacji żadna z tych możliwości nie była stosowna. - Co ja tobie mogę dać, hm, gadżet z quidditcha jakiś pewnie. Moji pałkę z ostatnich mistrzostwi? Autograf od jakiego gracza chcesz? - zaproponował, wydawało mu się że całkiem lukratywne fanty, które mogłyby zainteresować Julkę. Co do przedmiotu jego wygranej, nie miał pomysłu. - Jak wygram ja, to załatwiasz mi miejsce w lożi honorowi na wszystkie mecze Harpii. - dodał wreszcie. Po chwili zaczęli rozgrywkę, wyłożyli oboje swoje karty i po krótkiej walce ta należąca do Julii okazała się być silniejsza i spuściła łomot antkowej Gwieździe. Gdy to się stało, jak na zawołanie, zupełnie znikąd, na Antoszkę wylało się jakby wiadro albo trzy wody i przemoczyło go do suchej nitki, bardzo dosadnie wyrażając jego przegraną. Osuszanie się zaklęciem byłoby oszustwem, a przecież to uczciwy człowiek był, westchnął więc tylko bez większego narzekania, odgarnął mokre włosy z czoła i zerknął znów w swoje karty, by zdecydować, którą powinien zawalczyć w następnej rundzie.
kostki: 1/gwiazda Julka 1:0 Antek
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Choć Brooks nie należała do osób, które mówią dużo i bliżej jej było do szkolnej niemowy Strauss, niż Zoe czy Arli, to nie wyobrażała sobie, żeby mogła spędzić kilka godzin w absolutnej ciszy. Nie w towarzystwie Rosjanina. Pewnie prędzej czy później zaczęłaby szczebiotać o quidditchu albo zarzucać Antoszkę kolejnymi pytaniami w stylu: „co pan jadł przed meczami?”, czy „jaka była pana najgroźniejsza kontuzja?”. Na szczęście ta niezręczność nie miała możliwości wyjść na światło dzienne, bo Rosjanin wspaniałomyślnie zgodził się na udział w karcianej rozgrywce.
- Tak, pałka z ostatnich mistrzostw! I jeżeli ma Pan jakąś pamiątkę po Krumie, to również chętnie ją przygarnę. Oczywiście, jeżeli wygram – odpowiedziała na propozycję stawki, a na słowa o karnecie do vipowskiej loży, pokiwała energicznie głową. I w sumie, gdyby nie chęć posiadania pamiątek po dwóch wybitnych miotlarzach, to by się jawnie podłożyła, byle Antoszka pojawiał się na jej meczach.
Pierwsze rozdanie było dowodem na to, że kto nie ma szczęścia w miłości, ten ma w kartach. Efektem tego było to, że Julka wyszła z rozdania obronną ręką. W przeciwieństwie do nauczyciela, który został oblany wodą. W takim wilgotnym wydaniu prezentował się szczególnie korzystnie, zwłaszcza gdy zaczesywał mokre włosy.
- Skup się Brooks! – upomniała się w myślach i zaczęła ponownie rozdawać karty. Miała nadzieję, że i tym razem dopisze jej szczęście. W końcu pałka Avgusta na ścianie w domu to nie byle sprawa, prawda?
Antosha Avgust
Wiek : 46
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185
C. szczególne : mocny rosyjski akcent, niski głos; poważny, nieprzystępny i mało ekspresyjny
Julia zareagowała z dużym entuzjazmem na stawkę rozgrywki wymyśloną przez Antka, on zaś skinął głową, przystając na jej propozycję dorzucenia do puli jeszcze czegoś związanego z Krumem, przekonany że coś związanego z dawnym przyjacielem powinno się znaleźć w jakichś starych szpargałach z czasów szkolnych; nie był sentymentalny i uwielbiał robić porządki w rzeczach, ale miał jeden niewielki kufer z różnymi śmieciami, które przypominały mu o młodości i świetności i których jakoś nie miał serca się pozbyć. - Coś znajdzie się - zapewnił, chociaż oczywiście jednocześnie miał zamiar zrobić wszystko, by wygrać tę rozgrywkę i zgarnąć nagrodę dla siebie zamiast prezentować pamiątki Julce; niestety, wyglądało na to, że powodzenie zależy tutaj w dużej mierze po prostu od szczęścia i waleczności kart, a w przeciwieństwie do boiska, ciężko było wprowadzić jakąś zwycięską strategię. Za pierwszym razem zdecydowanie mu się nie poszczęściło i musiał siedzieć jak dureń zupełnie mokry i aż lekko zziębnięty, choć nie aż tak żeby pokrywać się szronem jak jego towarzyszka; a do tego oczywiście błogo nieświadomy faktu, co o korzystności tych okoliczności i jego zrujnowanej fryzurze sądzi Julka. Podczas drugiej rundy po krótkim zastanowieniu wydobył z talii postać cesarza i okazało się, że Julia zrobiła to samo. - O, wielcy umysły myślą podobni - skomentował ten wybór całkiem wesoło i aż nachylił się nieco nad stającymi do boju kartami, ciekawy jak potoczy się ten bliźniaczy pojedynek i które z nich tym razem oberwie.
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Kolejną cechą wspólną dla Rosjanina i Brytyjki, była dbałość o porządek, choć oczywiście nie mogli mieć pojęcia o upodobaniu drugiej strony do pedantyzmu. Minimalizm, pozbywanie się nadmiaru rzeczy, układanie ubrań według przeznaczenia oraz koloru. Wszystko to miało miejsce w kruczym gnieździe dziewczyny, choć panował jeden wyjątek. Quidditch. Jeżeli chodziło o zbieranie rzeczy związanych z ukochaną grą, dziewczyna nie przejmowała się kompletnie nieprzydatnością niektórych z przedmiotów. W końcu w tym wypadku nie chodziło o racjonalizm. Posiadała więc bogatą kolekcję pałek (choć wystarczyłaby jej jedna), niemal całą quidditchową talię kart z czekoladowych żab, czy cały pierdyliard innych gadżetów, bez których mogłaby się obyć. Kij od Antoszki byłby więc wspaniałym uzupełnieniem kolekcji i po prawdzie, najważniejszym eksponatem.
- Zawsze chciał Pan zostać pałkarzem? Nie ciągnęło profesora do innych pozycji? – zagaiła, rozdając karty i rozlała kawy do kubków. Na szczęście termos był duży, a odrobina gorzkiego ciepła jeszcze nikomu nie zaszkodziła. Zwłaszcza teraz, gdy Krukonka siedziała pokryta szronem, a Rosjanin, pozbawiony gustownego polarka, ociekał wodą.
Karty Rosjanina zmierzyły się z tymi Angielki. I tym razem, to mężczyzna miał znacznie więcej szczęścia i wygrał to rozdanie. Kara, która przypadła Brooks, była znacznie bardziej dotkliwa od wiadra wody wylanego na głowę. Karciany cesarz wystawiony przez Julkę, szybko zamienił się w dym. Z kłębów zaś wyłonił się po chwili obraz. Była to sama Brooks, choć nieco znudzona i przygaszona. Włosy miała upięte w kok, ubrana była w szarą garsonkę, w dłoniach miała pokaźną stertę teczek, a w klapę marynarki wpięta była odznaka Departamentu Magicznych Gier i Sportów. Całe szczęście, że dziewczyna wciąż miała twarz opatuloną szalikiem, bo w innym wypadku świeciłaby teraz twarzą bardziej czerwoną od barw Gryffindoru. Było jej wstyd. Kiedy inni najbardziej bali się utraty bliskich, śmierci czy jakichś strasznych potworów, ona bała się wylądowania w Ministerstwie na jakiejś nudnej posadce i bycia zapomnianą przez świat. Odetchnęła z ulgą, gdy ta dziwna mara zniknęła i mogła mieć tylko nadzieję, że nie będzie musiała się tłumaczyć Rosjaninowi, co właśnie zobaczył. Po dostawieniu kubka z kawą na bok ponownie chwyciła talię tarota, przetasowała karty i rozdała. Może tym razem będzie lepiej. Wynik rozgrywki nie był jednak najważniejszy. Najważniejsze było to, że mogła spędzić trochę czasu sam na sam z mężczyzną, którego szczerze ubóstwiała. Kiedy więc nastąpił odpływ i mogli ruszyć w drogę powrotną, towarzyszyły jej słodko-gorzkie emocje. Z jednej strony strasznie zmarzła i marzyła o położeniu się przy kominku, z drugiej zaś wciąż była spragniona obecności Rosjanina. Wyjścia jednak nie miała i musiała wystarczyć jej obietnica wspólnych treningów po powrocie do szkoły. Ociągając się, Krukonka schowała termos i talię do plecaka, oddała nauczycielowi polarek i wsiadła do łódki, która ich tu przywiodła.