Osoby: Finn & Skyler Miejsce rozgrywki: szpital świętego Munga, oddział Psychiatryczny Rok rozgrywki: 24 grudnia 2021 rok, godziny poranne Okoliczności: niewielu chce podjąć się wyzwania jakim są odwiedziny kolegi w świętym Mungu na oddziale psychiatrycznym. A jednak w drzwiach pojawił się Sky, jak zawsze pozytywnie nastawiony. Niestety okazało się, że stan Finna nie uległ poprawie.
Finn Gard
Rok Nauki : II
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177
C. szczególne : Podkrążone oczy, nerwowość i spięcie widoczne w każdym ruchu i grymasie, trochę nieprzytomny wzrok.
Minęło kilka miesięcy ale szczerze powiedziawszy nie miał pojęcia, że zbliżają się święta do chwili kiedy na oddziale nie wywieszono świątecznych ozdób, nie ubrano choinki a mdłej muzyczka została zastąpiona zimowymi piosenkami. Nie poprawiało mu to nastroju. Dostał możliwość wyjścia na jeden dzień - jeden! - Boże Narodzenie, by spędzić je z rodzicami, pod ścisłą kontrolą i oczywiście bez różdżki. Rzeczywistość przeplatała się ze snami, koszmary z prawdziwymi spotkaniami z prawdziwymi osobami, a nie wytworzonymi przez jego umysł znajomymi. Dziś był wigilijny poranek, a on jak zawsze od paru miesięcy siedział w swoim śnieżnobiałym pokoju. Był ospały, przyćmiony przez serwowane mu obowiązkowe eliksiry. Na bielutkim stoliku leżały ułożone w pedantycznym porządku pergaminy z pięcioliniami zaś obok atrament wraz z kilkoma piórami. Pod sufitem leniwie snuł się papierowy stwór. Za jakiś czas dołączy do góry papierowych ptasich zwłok wciśniętych do metalowego kosza na śmieci. Przez okno wpadały promienie słońca, a chłodny wiatr rozwiewał śnieżnobiałe firany. Spokój, cisza, sztywność i dni, których układ był zawsze taki sam. Regularnie odwiedzali go rodzice, przewijał się też Max jednak miał problem z przypomnieniem sobie o czym i jak długo z nim rozmawiał. Czas w tych czterech ścianach rządził się własnymi prawami. Niedawno wyszedł stąd ojciec, który wskoczył zapewnić, że dziś wieczorem po niego przyjadą. Odpowiedział skinięciem głowy, ale niczym ponadto. W porach odwiedzin mógł ubrać się w "ludzką" odzież (zamiast szpitalnych szmat), która składała się z jasnej koszuli i jasnych spodni. Wszystko tu było jasne, każdy detal na który padł jego wzrok. Wszystko oprócz jego wnętrza. Teraz jednak nocne demony zostały brutalnie uciszone silnymi eliksirami bowiem nie pozwalano mu "na trzeźwo" z nikim rozmawiać. Ten pokój już naoglądał się wystarczająco jego… choroby. Mógł odetchnąć z ulgą i byłby czuł się dobrze w tym sztucznym zdrowiu gdyby nie świadomość, że jego kuracja i terapia będzie trwać jeszcze długi czas, a to znak, że nie wyjdzie z Munga tak szybko jakby chciał. Pielęgniarka zaanonsowała przyjście niejakiego Skylera Schuestera. Ach, ten szeroki uśmiech kobieciny! Chciała zarazić go świąteczną atmosferą co było skazane na niepowodzenie. Super, święta w szpitalu na oddziale psychiatrycznym. Żyć, nie umierać! Poprawił się na drewnianym krześle i czekał. Myśli miał powolne, leniwe ale i przychodziły do jego świadomości jakby przeciskał je przez tarkę. W końcu udało się przywołać twarz Skylera w myślach; chwilę później narodziło się w nim zaskoczenie, a potem odruch odsunięcia się jak najdalej, byleby nie musiał być oglądany w takich warunkach i w tak naćpanym stanie. Czy jednak miał inne wyjście? Miał raptem chwilę aby przygotować się psychicznie na spotkanie ze swoim byłym z którym udawało się utrzymać pozytywny kontakt. Podniósł powoli głowę kiedy drzwi się otwarły. Błękitne oczy osiadły wygodnie na nowej sylwetce, aż znalazły skylerową dobrotliwą twarz. Spojrzenie Finna było zdziwione, ale co ważne, świadome sytuacji. Po chwili trwającej dwukrotnie mrugnienie oka na ustach Finna pojawił się półuśmiech, który utrzymał się tam dokładnie licząc cztery sekundy. Po tym czasie usta wróciły do swojego standardowego układu. Uniósł zimną dłoń i wskazał krzesło naprzeciwko, przy idealnie wysprzątanym biurku. Nie zawracał sobie głowy pielęgniarką, która wpuszczała gościa do środka, tak samo jak nie odpowiedział czy czegoś potrzebuje. Nigdy nie odpowiedział na to pytanie.
Skyler Schuester
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 179 i PÓŁ!
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
Powtarzał sobie, że to idealny moment na odwiedziny, kalkulując w głowie ile czasu minęło od ich ostatniej rozmowy, w świętach widząc wymówkę, która pozwoliłaby nieco uciszyć mefistofelesowy niepokój i zazdrość o Finna, gdy tak jawnie przyznał się do chęci odwiedzenia go. Po części właśnie z nerwów rzucił się na pogodny smalltalk z prowadząca go do odpowiedniej sali pielęgniarką, nie dając zrazić się tym, że ta skonfiskowała przygotowaną na prezent roślinkę w specjalnie zamówionej doniczce, szybko pocieszając się tym, że Finn nigdy nie dbał o to, czy dawało mu się prezenty, trzymając się też myśli, że kobieta dotrzyma obietnicy i po konsultacji z lekarzem przekaże kaktusa Gardowi, jeśli tylko będzie to możliwe. W końcu musiał też przyznać przed samym sobą, że dobór akurat tak wątpliwej dla bezpieczeństwa roślinki nie był najmądrzejszym posunięciem, jednak w chwili zakupu wydawało mu się to niezwykle trafną i pozytywną metaforą, w efekcie pozostawiając go jedynie z paczką krakersów (ze sprawdzonym przez pielęgniarskie zaklęcia składem), które zwykł wysyłać Finnowi przy każdej możliwej okazji. I naprawdę sądził, że to wszystko będzie łatwiejsze, a jednak utrzymanie ciepłego uśmiechu kosztowało go więcej wysiłku, niż mógłby się tego spodziewać - a przynajmniej w tej pierwszej chwili, gdy spojrzenie padło mu na te dobrze sobie znane tęczówki i na twarz, którą niegdyś badał milimetr po milimetrze, teraz bez problemu wychwytując na niej nawet najdrobniejsze zmiany. - Jesteś w tym coraz lepszy - podłapał od razu, dłonią wskazując na latające po pokoju origami, szybko szukając dla siebie jakiegoś bezpiecznego miejsca do rozmowy, gdy sam zasiadał na wskazanym przez Puchona krześle. Niemal od razu zdał sobie sprawę, że błędem było nie przygotowanie sobie kilku tematów do rozmowy, bo każde zdanie, które teraz układało mu się w głowie, zdawała się być wysoce nieodpowiednie. Nie chciał wspominać o nieobecnym kaktusie, spodziewając się, że narzucane środki bezpieczeństwa doprowadzają go do szału. Nie chciał mówić zbyt wiele o zewnętrznym świecie, by nie podkreślać każdym słowem klatki, w której się znajduje. Nie chciał też mówić za bardzo o sobie, odkrywając coś na kształt wstydu z powodu swojego szczęścia, jakby było nie na miejscu w stosunku do tego, co przechodzi Szwed. I niezależnie od tego jak irracjonalne i bezsensowne to było, czuł też poczucie winy, że… cóż, znalazł tę swoją upragnioną przez lata miłość, nie potrafiąc stać się dla Finna tym, kim dla niego samego jest Mefisto. - Chyba muszę przyznać się wprost, że nie wiem o co mógłbym Cię zapytać, w sensie- Zastanawiam się jak się czujesz i czy dobrze Cię tu traktują, czy jedzenie jest wystarczająco dobre i jak radzisz sobie w samotne noce, ale… - wyrzucił z siebie, nieco tylko szybszym niż zazwyczaj tempem, trzymając się tej zdobytej mozolnie szczerości, akurat przed Finnem nie chcąc już nigdy niczego odgrywać. - Ale nie wiem czy chcesz mówić o czymkolwiek z tych rzeczy. Zaspokojenie mojej cierpliwości nie jest aż tak ważne, więc... może powinienem zacząć od najzwyklejszego Wesołych Świąt - dodał, jasnym spojrzeniem szukając już tych czystych błękitów, by w końcu wręczyć Finnowi ciepły uśmiech i zawiniątko skrywające całą masę krakersów.
Ostatnio zmieniony przez Skyler Schuester dnia Nie 24 Sty - 11:53, w całości zmieniany 1 raz
Finn Gard
Rok Nauki : II
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177
C. szczególne : Podkrążone oczy, nerwowość i spięcie widoczne w każdym ruchu i grymasie, trochę nieprzytomny wzrok.
Przeniósł wzrok na latające origami jakby dopiero teraz je zauważył a potem powrócił wzrokiem do twarzy Skylera. Za każdym razem kiedy to robił to widział to samo - niewinną dobroć, która wzbudzała w nim niegdyś niesamowite wyrzuty sumienia które przyczyniły się do rozstania. Ograniczył swoje ruchy do minimum z prostego powodu, był tak otumaniony, że podniesienie ręki przypominało mu jakie ma miękkie mięśnie, jakby nie były już w stanie się spiąć. Patrzył jak Sky zajmuje wskazane miejsce. Dzieliło ich półtora metra. Wyraźnie widział między nimi różnicę - Skyler, przedstawiciel zdrowej wolności i powodzenia w życiu i Finn, któremu pozostało zazdrościć i próbować naprawić się na tyle by kiedyś zasłużyć na podobną przyszłość. Ta klatka… to szpitalne więzienie miało przynieść pomoc i choć niekiedy bywały dni, że ciężar na klatce piersiowej ustępował, tak pozostawało jeszcze wiele do naprostowania. Wyeliminowanie depresji, neurogny i powikłań emocjonalnych po otarciu się o śmierć … to wszystko wiązało się z terapią. Pracowano tu nad tym, by Finn zaufał obcym ludziom. Zgodził się tu być choć przy tym niemiłosiernie się dusił, ale nie umiał się jeszcze w pełni otworzyć. Ułożone gładko usta drgnęły jednak nie otworzyły się przy szczerej postawie Skylera. To miłe, że nie próbował zapewniać, że wszystko będzie dobrze. Pozbawił tego spotkania fałszu. Odebrał od niego ciepły uśmiech i paczuszkę. Zważył ją w dłoniach, obrócił ze wszystkich stron, a następnie bardzo delikatnie odstawił na środek jasnego biurka. Ustawił paczuszkę w taki sposób, aby idealnie komponowała się w pedantycznym porządku. - Dziękuję. - usłyszał swój głos, schrypnięty, niegłośny ale własny. Mógł domyślać się co tam jest choć otwarcie jej odłożył na najbliższą przyszłość. Wyciągnął dłoń w powietrze, nad wysokością ich głów i popatrzył na papierowego ptaszka. Cisza jaka teraz zapadła trwała całą minutę, której papierek potrzebował aby poszybować w ich stronę i bezszelestnie usiąść we wnętrzu finnowej dłoni. - Nie mogę dawać prezentów, ale wesołych świąt. - oznajmił i podniósł wzrok na Skylera. Podsunął mu papierowego ptaszka, który miał chyba być memortkiem tylko nie wyszło tak jak chciał. Najwyraźniej było to wszystko co mógł na chwilę obecną podarować. Przynajmniej ten jeden papierek nie wyląduje w koszu na śmieci a stanie się symbolem tego spotkania. Zsunął ptaszka na dłoń (bądź na kolano) Skylera i oparł łokieć o bielutki stolik. - Dzięki, że przyszedłeś. Niedużo osób chce tu przychodzić. - mówił powoli jakby każde słowo musiał siłą wyduszać ze swoich strun głosowych. Sięgnął po szklany dzbanek i nalał do przezroczystych szklanek chłodnej wody. Popchnął kłykciem jedną z nich w kierunku Skylera, a z drugiej upił łyk, aby zwilżyć gardło. Nie pytał czy chłopak tego chce, jak wielokrotnie w przeszłości tak i teraz podjął decyzję, którą od razu wprowadził w życie. - Co u ciebie słychać? Opowiedz coś o świecie to może zapomnimy na moment o tej klatce. - poruszały się tylko jego oczy, usta oraz ręce - wolną dłoń regularnie zginał w pięść, prostował, rozmasowywał palcami skórę jej wnętrza i tak na okrągło, co przypominało jakby jego ciało tęskniło za różdżką z którą się nigdy nie rozstawał. - Wiedzie się wam? - nie musiał wypowiadać tego imienia aby było wiadomo o kogo chodzi. Nie chciał rozmawiać o cudzym szczęściu skoro sam był w stanie wymownym jednak nadal miał w sobie maniery oraz pokłady zainteresowania czy Skyler dobrze się czuje. - Powinienem ci się do czegoś przyznać. - opuścił wzrok na swoją dłoń. To tik nerwowy, nie potrafił uspokoić swoich palców; po omacku szukały w dłoni ciepłego drewienka.
Skyler Schuester
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 179 i PÓŁ!
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
Biel otoczenia wprawiała go w pewien dyskomfort, bo oko za bardzo przyzwyczaiło się już do kolorowej Puchońskiej Komuny i wiecznie zagraconej mefistofelesowej sypialni, więc próbował myśleć o niej jak o perfekcyjnie wygładzonym kremie, który ktoś otynkował na torcie, ale nawet wtedy myśli od razu mknęły mu do chęci ozdobienia tej białej kartki lukrem, cukrowymi kwiatami lub przynajmniej kilkoma perłowymi kulkami. Dużo bardziej krępowała go ta cisza, której nie mógł zapełnić swoim paplaniem, co krok napotykając na jakąś tematyczną minę, w końcu po prostu decydując się na zawieszenie wzroku na błękitnych tęczówkach, uznając, że to łapanie jego spojrzenia pomoże też w tym, by Finn zbytnio się mu nie przyglądał. Właściwie nie potrafił stwierdzić, czemu wolał tego uniknąć, czysto instynktownie czując, że Gard nie powinien dostrzegać tych wszystkich drobnych zmian, jak chociażby subtelne poprawianie się jego sylwetki od niemal regularnych ćwiczeń czy dość jednoznaczny tatuaż-malinkę, który starał się teraz zakryć białym kołnierzem koszuli. Wszystkie z wielu zmienionych szczegółów jego wyglądu niosły za sobą przyjemne wspomnienia, których nie potrafił żałować, a już na pewno nie chciał żadnego z nich tracić, a jednak patrząc na Finna miał wrażenie, że nie zasługiwał na tak wiele i chciałby móc podzielić się z nim tym ogromem szczęścia, by rozdzielić je bardziej sprawiedliwie. Podążył spojrzeniem za nim, sięgając nim siadającego mu na dłoni papierowego stworzenia i uśmiechając się z pewnym rozczuleniem dla tak zgrabnej magii, by drgnąć nieco pod tym, jak donośny zdawał się jego własny niski głos w tej pozbawionej dźwięków salce, gdy dziękował Finnowi za podarowane mu origami, przyjmując je na własne dłonie z delikatnością, której wstydziłby się jeszcze kilka miesięcy temu. - Żałuję, że dopiero teraz. To głupia wymówka, ale miałem mało czasu… Nowa odznaka, kurs, zmiana pracy, do tego jeden uczeń sprawiał trochę problemów i musiałem… - urwał, kręcąc głową na znak, że to nic interesującego, wciąż wierząc w to, że Finn lada chwila może wrócić do Hogwartu, a więc też wcale nie chcąc negatywnie nastawiać go do któregokolwiek z Puchonów, zamykając to wszystko zwyczajnym: - Byłem zmęczony. Uśmiechnął się, sięgając po podsuniętą mu szklankę, dziękując w duchu za to, że Mefisto tego nie widzi, doskonale domyślając się jak jego zazdrość oszalałaby na widok tego, że od kogoś innego przyjmuje wodę z takim posłuszeństwem, tymczasem od niego samego gładko uciekając od obowiązku odpowiedniego nawadniania się. Nie odrywając jeszcze ust od szkła przytaknął mu raz, na znak, że zaraz coś opowie, od razu przytakując drugi, nie mogąc zaprzeczyć nawet temu, że między nim a Mefisto jest lepiej niż dobrze. - Pracuję teraz w jego barze… Właściwie to pracuję na kuchni z jego ojcem i czasami mamy drobne spięcia, ale to chyba normalne, gdy zbierze się trzech facetów i każdy chce się porządzić… Ale trzeba pamiętać, że szef jest tylko jeden i to Mefisto ma decydujący głos - rozwinął, jedną dłonią delikatnie muskając opuszkami palców papierowe stworzonko ułożone na swoim kolanie, drugą bawiąc się nieco szklanką, to w jej wnętrze posyłając spojrzenie, próbując zawisnąć nim na przeźroczystej materii. - Jak już będziesz wol- Jak już będziesz mógł do nas wpaść, to zapraszam do Lumos w Hogsmeade. Przygotuję Ci co tylko będziesz chciał, niezależnie od menu - zaproponował, unosząc spojrzenie na czysty błękit i uśmiechając się ciepło, w ten jeden uśmiech wkładając całą swoją puchońską wiarę w to, że będzie lepiej. Że wszystko się ułoży. Że i Finn znajdzie swoje szczęście. - Hm? - mruknął, ledwie przełykając odruchowo wzięty łyk wody, jedną brew już posyłając nieco wyżej w ciekawskim instynkcie, wyobraźni pozwalając już podesłać kilka niepokojących wersji tego, co takiego mógłby teraz usłyszeć od Szweda. - Śmiało, słucham... - zapewnił, już samym spojrzeniem próbując przekazać dodatkowe "...i nie oceniam".
Finn Gard
Rok Nauki : II
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177
C. szczególne : Podkrążone oczy, nerwowość i spięcie widoczne w każdym ruchu i grymasie, trochę nieprzytomny wzrok.
Za dnia siedział otulony ciszą jakby odreagowywał te wszystkie noce kiedy lekarstwa zawodziły, a terapia nie przynosiła efektów. Cisza przestała być dlań katorgą, a jedynie melodią uśpionego umysłu. Rozmowa ze Skylerem pobierała z Finna zapasy sił, które gromadził na porę odwiedzin kiedy garstka osób - Max oraz rodzice przychodzili aby sprawdzić czy jednak można z nim normalnie porozmawiać. Nie przyglądał się Skylerowi tak jakby to robił w innych okolicznościach. Umykało mu naprawdę wiele rzeczy, a za parę dni będzie miał problem z przywołaniem obrazu jego wspomnienia - neurogna zabierała mu niektóre wspomnienia, a inne zamazywała aż gdy nie były regularnie przywoływane do myśli to i one ulegały nieodwrotnemu zapomnieniu. Słuchał tego, co się u niego słychać i nie mógł dziwić się braku czasu. Kto chciałby własnowolnie poświęcać wigilijny poranek na odwiedziny w szpitalu u kogoś nie do końca zrównoważonego? - To zrozumiałe. - skomentował cicho, przyjmując jego usprawiedliwienie. Nie mógł oczekiwać, że będzie tu przychodzić co tydzień, utrzymywali lekką przyjaźń w której Finn jeszcze próbował się odnaleźć bowiem non stop było to dla niego niebywałe, aby utrzymywać przyjazne relacje z byłym chłopakiem. Z dnia na dzień Skyler przestał kojarzyć się już z wyrzutami sumienia za złamanie mu serca. Chłodna woda przypomniała mu, że zostawiono na stoliku szklaną zastawę - było to nierozsądne ze strony zaplecza pielęgniarek. Szklany dzbanek mógł mieć wiele zastosowań, jeśli je dostatecznie rozkruszyć. Przesunął kciukiem po gładkiej powierzchni szklanki i słuchał, choć wzrok nie padał już na Skylera tak jak wcześniej. - Spięcia z tobą? W takim razie jest głupcem. - wyraził oschłe zdanie na temat niesnasek z puchonim prefektem, który wszak uchodził za najbardziej niekonfliktowe stworzenie świata. Nie ma co jednak się dziwić Finnowi jego oschłości, przestał przebywać wsród rówieśników, a więc wiele taktu ubywało mu im dłużej tu przebywał. Nie uszło jego uwadze niedopowiedziane słowo dotyczące uwolnienia się ze szpitala. Gorzko się uśmiechnął. - Przyjdę. - może niekoniecznie dla menu, ale dla obejrzenia nowego miejsca w którym Skyler będzie przebywać pewną część dnia. Wypił resztę chłodnej wody i obracał szklankę między palcami, jej denko szurało cicho po blacie stołu. Umysł stawał się jaśniejszy, powoli niczym łagodna fala wody powracała mu władza nad mięśniami, co było nieodzownym znakiem, że najgorszy lek ze wszystkich kończył swoje działanie. Było mu to na rękę, w końcu przestanie być sztywną marionetką. Poprawił się na krześle, a ciszę przerwał szelest jego ubrań. Odzyskiwał kolor na policzkach. - Śledziłem twój dom. Wiele razy, pod osłoną świtu. - nie było słychać w jego głosie skruchy. Coś ścisnęło go w środku w wyrazie nienaturalnej tęsknoty za różdżką i zaklęciami, którymi zasłaniał się przed cudzym wzrokiem. Wystarczyła mieszanka kilku inkantacji a stawał się jedynie cieniem. Powoli podniósł wzrok, a na jego ustach pojawił się dziwny rodzaj uśmiechu, niepasujący do treści słów. - Jest dobrze zabezpieczony. Sprawdziłem. Choć przydałoby się wam kilka dodatkowych osłon. Stąd... - rozłożył ręce na boki i pokazał tę oto białą salkę w której się znajdowali - ... nie wyjdziesz ot tak. Wybicie okna to pestka, ale pokonanie zaklęcia antywypadkowego jest cięższe. Tu się dusisz. Tu jesteś uwięziony. Tu nie masz wolnej woli tylko prochy, prochy i prochy. - nachylił się w kierunku Skylera dosyć gwałtownie, a i głos zniżył do szeptu. - To jest więzienie, Sky. - odsłonił jeden nadgarstek na którym nosił a jakże, śnieżnobiałą opaskę z danymi osobowymi. - Przez to ustrojstwo nie jestem w stanie przekroczyć progu drzwi. Nie mogę tego zdjąć, ale... ale ty mógłbyś. - zamrugał i popatrzył na chłopaka intensywniej. Pokazał mu zapięcie przy żyłkach, które osoba trzecia prawdopodobnie mogłaby naruszyć. - Pójdziemy wtedy do "Lumos". Tak jak chciałeś. - ożywił się, jakby wpadł właśnie na fantastyczny pomysł. - Sprawdzimy jego bar, wszystkie zabezpieczenia. Wystarczy trochę zaklęć ofensywnych, może trochę ognia. Jeśli przetrwa to znaczy, że jest fortecą nie do pokonania. - mówił śmiertelnie poważnie, jakby był gotów wstać, wyjść i próbować zrujnować cudzy bar w imię sprawdzenia jego zabezpieczeń. To jedno z powikłań neurogny i traumy, przeraźliwa fobia na punkcie bezpieczeństwa. Niegdyś ograniczała się do troski i pewnej nadopiekuńczości, tutaj ewoluowała w szaleństwo. Ten rodzaj obłędu był widoczny w jego spojrzeniu kiedy próbował namówić Skylera na współpracę. Uśmiechał się, zadowolony ze swojego planu. Znienacka zacisnął lodowate palce na nadgarstku chłopaka, jakby chciał go tutaj zatrzymać i popatrzył nań płonącym (i niezdrowym) wzrokiem. - Upewnimy się, że nic ci tam nie będzie grozić.
Skyler Schuester
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 179 i PÓŁ!
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
Uśmiechnął się nieco rozbawiony, zawsze dając się rozczulić tym jak bezkompromisowo Finn brał jego stronę, zupełnie jakby nigdy nie mógł zwyczajnie się pomylić lub zrobić cokolwiek z ludzkiej złośliwości. Lubił to uczucie, zwłaszcza za to, jak przyjemnie błędne było. Chciał być tak złotosercy jak widział go Gard, ale prawda była taka, że za jego dobrymi uczynkami zbyt często stał strach przed odtrąceniem i samotnością, by pozwalał sobie na idealizowanie swojej pacyfistycznej postawy. Nie zamierzał też wcale wykłócać się o to z Finnem, doskonale wiedząc, że nie przyjmie on strony nieznanego sobie mężczyzny, a nawet nieszczególnie też chciał się chwalić tym, że czasem przed starszym z Noxów zwyczajnie upiera się w imię zasad, w próbie utrzymania swojej pozycji w oczach Mefisto, a nie samego dobra baru. - M-mój dom? - dopytał, odruchowo myślami mknąć do Wilczej Nory, z której niedawno wyprowadził się na dobre jego chłopak, a więc i on, dopiero w drugiej kolejności stawiając przed oczami wyobraźni Puchońską Komunę, w której ciaśnili się teraz w jego mikroskopijnym pokoju. Zamrugał kilkakrotnie, odstawiając szklankę na stolik, by z nieco zagubionym uśmiechem przesunąć dłonią po własnym udzie, gdy próbował wtrącić się Finnowi w słowo, powoli dając zaniepokoić się tym, w którym kierunku dążą jego słowa. - Finn… - spróbował w końcu cicho, nie mogąc nic poradzić na to, że brwi wygięły mu się w stroskane łuki, nie przyjmując do siebie jeszcze informacji, że jego były był gotów podpalić cokolwiek, a raczej poddając się drobnej panice, że jest mu tu tak źle, a on sam nie może nic z tym poradzić, nie tylko musząc odmówić komuś pomocy(!), ale też nie mając zupełnie nic w zamian, brutalnie pozwalając odebrać sobie nadzieję na poprawę stanu Szweda. Nie potrafił też ukryć strachu w jasnym spojrzeniu na płomienno-opętańczy wzrok Finna, a jednak nie odchylił się, nie cofnął, nie wyrywał złapanej ręki, a przykrył jego dłoń własną. I może właśnie w tym jednym momencie zdał sobie sprawę dlaczego tak naprawdę odkładał tak w czasie tę jedną wizytę, wyraźnie czując ten żal w sercu, doskonale wiedząc, że każde kolejne słowo zabarwi drżeniem swojego głosu, bo gardło już ścisnęło mu się w nagłym uświadomieniu sobie, że stan Finna wcale się nie poprawia i może udałoby się ten proces zawrócić, gdyby tylko zareagował odpowiednio szybko, nie bagatelizując tych wszystkich dawanych mu sygnałów. Bo przecież wcześniej wierzył idiotycznie, że wszystko da się naprawić szczerym uczuciem i odrobiną chęci. - Przepraszam, Finn, naprawdę przepraszam - zaczął, myślami błądząc po tym, za co właściwie chciał teraz przeprosić, ściskając mocniej jego dłoń i dochodząc do wniosku, że musi konkretniej trzymać się aktualnie wypowiadanych przez chłopaka słów, nie chcąc przecież rozkopywać wiecznie problematycznej dla niego przeszłości. - Nie mogę tego zrobić. Ja- Myślę, że… - urwał, gubiąc się w tym jak powinien dobrać słowa, by Finn nie wziął go za wroga; za kolejną osobę, która tylko chce go tu uwięzić; zdradzić. - Naprawdę rzuciłbyś mi Incendio w twarz, by sprawdzić czy eliksir ochrony przed ogniem działa? - zapytał, próbując wybadać na ile Finn jest świadomy swojego rozumowania i jak daleko ono sięga, chcąc przełożyć jego zapędy na bardziej oddziałujący na jego emocje przykład. - Bo myślę, że ja bym wcale tego nie chciał… I nie musisz się martwić. Mefisto jest- Nie znam nikogo lepszego od niego, na pewno o wszystko zadbał… Lepiej się nie da, wierzę w to i… - urwał, nieco nerwowo zwilżając usta, bo te z przejęcia zaczęły łapać suchość, gdy plątał się w słowach, nie potrafiąc zgrabnie przekazać tego, jak bezpiecznie czuł się przy tym wytatuowanym Wilkołaku. - I poza tym, to ja też uczę się na ile tylko mogę i jestem coraz lepszy w tych wszystkich zaklęciach. Potrafię już trochę leczyć... - dodał ostrożniej, przeczesując w pamięci wypowiedziane przez Puchona słowa, nie wiedząc czy powinien odciągnąć jego uwagę od tej szpitalnej klatki, czy jednak polecić mu jak powinien się zachowywać, by jak najszybciej stąd wyjść, w efekcie tylko błądząc zagubionym spojrzeniem po własnych palcach zaciskających się na finnowej dłoni.
Finn Gard
Rok Nauki : II
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177
C. szczególne : Podkrążone oczy, nerwowość i spięcie widoczne w każdym ruchu i grymasie, trochę nieprzytomny wzrok.
Nawet jeśli wiele aspektów mijało się z prawdą to pewne wyobrażenia miał już zakodowane w głowie. Sky to ten dobry, Max to ten, co potrafi wybuchać złością z prędkością światła, Gabrielle to ta wrażliwa, Loulou to ta zbuntowana... przypisywał po jednej-dwóch cechach tych, których brał za grono najbliższych i w tym trudnym czasie przebywania w szpitalu trzymał się ich uparcie. To pomagało zachować rozsądek... co prawda teraz go ewidentnie tracił jednak minęło za mało czasu, aby miał poczuć się lepiej. Gdy tu trafił był wielkim kłębkiem nerwów, bezsennym, rozkojarzonym, rozstrojonym i przede wszystkim zdesperowanym chłopakiem. W akcie ostatniej mądrej decyzji podpisał papier udowadniający, że poddał się izolacji dobrowolnie. Co prawda od tamtego czasu gorliwie tego żałował jednak trudno teraz posądzać Finna o trzeźwość umysłu. To wszystko wymagało bardzo dużo czasu. Skyler stanowił bardzo jasną sylwetkę w tych ciemnościach w których Finn się obijał. Widział wyraźnie jak bardzo jest oddalony od wartości wyznawanych przez Schuestera, nieustannie oznaczał tę niezaprzeczalną dobroć i łagodność, której Finn nie był godzien. Zalał go potokiem słów, przedstawiał mu rysującą się wspaniałą wizję sprawdzenia wszystkich zabezpieczeń... a jak to zrobić? Poprzez próbę niszczenia! Nie brał pod uwagę, że ktoś mógłby przy tym ucierpieć. Nie potrafił spojrzeć tak szeroko, nie teraz kiedy lek w jego żyłach rozrzedzał się i pozwalał szaleństwu przemawiać. Źrenice Finna na moment się rozszerzyły kiedy do jego uszu dotarła odpowiedź Skylera oraz kiedy zakończenia nerwowe jego palców wysłały do niego informację o ciężarze dłoni. Minęły czasy kiedy od tego stronił. - Za co przepraszasz? Mówiłem ci kiedyś, mnie nie przepraszaj. - jego brwi zadrgały, spoglądał na twarz chłopaka z lekkim politowaniem jakby przypominał dziecku, że nie wolno rzucać kamieniami w kota. Nie połączył faktów, ale za to parsknął niezdrowym i niewesołym śmiechem. - W ciebie? Sky, na Merlina! - wywrócił oczyma jakby usłyszał właśnie absurdalny pomysł i zacisnął mocniej palce na jego łokciu. - Nie, w ciebie nie. Znajdziemy kogoś innego. Kogoś na kim można przetestować eliksir ochrony przed ogniem. Wtedy będziemy mieć pewność... - zbyt wiele myśli uciekało teraz z jego głowy, tematyka rozmowy mieszała mu się, przeskakiwał z wątku na wątek i nie mógł się już na niczym skoncentrować. Coraz bardziej przypominał siebie sprzed paru miesięcy kiedy stawał się jedynie skorupą bez niczego w środku. Położył rękę na jego drugim ramieniu. - Ale nie możesz w to wierzyć, Skyler. Ty musisz WIEDZIEĆ. Mieć pewność. Skoro nie chcesz testu... to mam pomysł. Skoro tak go zachwalasz... tak, to jest to! - uśmiechnął się szeroko, nietypowo jak na swoją skąpą mimikę. Końcowa wypowiedź Skylera umknęła mu w głośności własnego oddechu i zachwytu jaki oplótł jego trzewia. - Możemy się przekonać. Niech ze mną walczy. - wrócił spojrzeniem do chłopaka i był to cud, że udało się przez chwilę spoglądać w jego szare tęczówki. - Niech pokaże cały arsenał zaklęć, potem niech sam się broni... wtedy wiara nie będzie potrzebna jeśli jest tak, jak mówisz. - mrugał coraz rzadziej, napinał mięśnie i w końcu czuł, że zaczyna odżywać kiedy eliksir wypuścił stłamszone w nim emocje. W oczach Finna nie było jednak myśli dotyczącej zwykłego pojedynku czarodziejów. Nie bez powodu odebrano mu różdżkę i wystawiono dokumenty zaświadczające o solidnym zakazie zwracania mu jej dopóki nie zostanie uznany za zdrowego. Nie, Finn myślał o pojedynku stulecia i nieistotne było z kim by walczył. Trenował z nauczycielem i choć dostał od niego niezłe manto to powtórzyłby to po stokroć. Zatraciłby się w wiecznej walce aż padły bez życia. - Musisz być chroniony żeby nie spalono ci domu. Musisz być lepiej chroniony niż ja chroniłem siebie. Słyszysz mnie, Sky? Słyszysz? - wpatrywał się w niego natarczywie, nawet lekko potrząsnął jego ramieniem byleby wycisnąć odpowiedź.
Skyler Schuester
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 179 i PÓŁ!
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
Chciał przeprosić za tak wiele. Za to, że nie poświęcił mu odpowiedniej ilości uwagi, zwłaszcza wtedy, po zerwaniu, gdy pozwalał sobie na użalanie się nad sobą, zupełnie nie myśląc o tym jak ciężki musi to być czas dla samego Finna. Za to, że nie potrafił wypełnić dziury w jego sercu, która zdawała się zasklepiać szaleństwem zamiast miłością. Za to, że nie rozumiał go wtedy i wcale nie rozumie teraz. Za to, że jest bezsilny. Chciał przepraszać, bo chciał rozgrzeszenia. Przepraszał z samolubności. Chciał czegoś, co zdejmie z jego sumienia ten ciężar. A jednak przygryzł tylko wargę, wstrzymując ten potok przeprosin w sobie, niemal dławiąc się niewypowiedzianymi wyrzutami sumienia, których nie mógł i nie powinien wypluwać, a które napuchły mu w gardle, gdy nieprzyjemne ciarki okryły mu ramiona, pogonione niezdrowym brzmieniem śmiechu Finna. - Nie chcę na nikim testować… - zaczął cicho, nie będąc pewnym czy powinien pozwolić Szwedowi na te chorobliwe majaki, nieco obawiając się, że zbyt gwałtowna reakcja mogłaby pogorszyć jego stan, a jednak zdążył ledwie zerknąć w bok na drzwi, jakoś instynktownie poszukując pomocy, a już znów powrócił do jasnych tęczówek, w których zdawały się iskrzeć szaleńcze błyskawice, we własnych oczach zdradzając jak gorączkowo próbuje zrozumieć nowy pomysł Finna, niby dostając jego prezentację wprost, a jednak nie mogąc uwierzyć, że miałaby to być prawda. Serce momentalnie zabiło mu szybciej, przerażone, że jego Wilk miałby walczyć przeciwko komukolwiek, a oddech stopniowo zaczął zdradzać panikę pod myślą, że ta obeznana z nieprzyjemnymi zaklęciami dwójka miałaby rzucać nimi w siebie nawzajem. Nie cofnął się, nie szarpnął, nie wzdrygnął nawet pod pociągnięciem go za ramię, zwyczajnie nie mając takiego odruchu, a jednocześnie wcale nie poddając się temu zrezygnowanemu więdnięciu, którym potrafił reagować w strachu, bo teraz wcale nie bał się o siebie, a o tę skłonną do wszystkiego dwójkę. Doskonale wiedział do czego Mefisto jest zdolny walcząc o życie i samolubnie był gotów rozgrzeszać go z morderstw ile tylko razy byłoby to potrzebne, byle tylko nie stracić już raz zagarniętego dla siebie szczęścia. Mefisto musiał żyć, cały i zdrowy, by i jemu samemu nie odechciało się oddychać. Po Finnie… nie wiedział czego się spodziewać i to przerażało go nawet bardziej, nie znając granic jego moralności, a jednak to o jego życie martwił się bardziej, wiedząc, że Mefisto posiada nie tylko psychiczną możliwość, ale i magiczne umiejętności, by sięgnąć po komplet niekoniecznie legalnych zagrań i wcale nie uspokajał go fakt, że ze względu na niego unikałby sięgnięcia po groźniejsze zaklęcia. - Jest tak jak mówię, nie musisz tego sprawdzać - wycedził więc, mocniej łapiąc go za dłoń i unosząc pewne spojrzenie do jasnych oczu, wiedząc już do czego nie może za wszelką cenę dopuścić. Nie było już miejsca na to miękkie przyzwolenie na wszystko i bezwarunkową miłość, którą niegdyś tak naiwnie mu ofiarował, chociaż… to może właśnie jej przyjacielska odmiana popychała go do stanowczości, chcąc wierzyć, że jest w stanie załatwić to sam, nie musząc zgłaszać finnowego zachowania medykom. - Nie wybaczę Ci, jeśli cokolwiek mu zrobisz, Finn. Nie wybaczę Ci choćby jednego zaklęcia w stronę Mefisto, rozumiesz mnie? - cedził dalej, uparcie szukając stabilności w niskim głosie, próbując nie zdradzać jak ten drży od łapiących go emocji - Nie chcę byś sprawdzał czy testował cokolwiek czy kogokolwiek dla mojego bezpieczeństwa - dodał, nie wytrzymując już dłużej i mimowolnie łamiąc głos, gdy brwi wygięły mu się już błagalnie, a on sam pochylił się bliżej Garda, jakby intensywność spojrzenia w jasne oczy równała się sile jego przekonywania. - Proszę Cię, Finn. Obiecaj, że przynajmniej Mefisto i bar zostawisz w spokoju. Obiecaj mi to, proszę - wyszeptał błagalnie, ciągnąc go za dłoń i nachylając się nawet bardziej, łokciem spychając już bezmyślnie szklankę na ziemię, by ta odbiła się brzdękiem od posadzki, nie pozwalając magicznemu szkłu na choćby najdrobniejsze odpryśnięcie.
Finn Gard
Rok Nauki : II
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177
C. szczególne : Podkrążone oczy, nerwowość i spięcie widoczne w każdym ruchu i grymasie, trochę nieprzytomny wzrok.
Im mniej leku znajdowało się w jego żyłach tym humor Finna ulegał obłąkańczej poprawie. Uśmiechał się tak jak nigdy, mimika twarzy zmieniła się przez co chłopak nie przypominał dawnego siebie. Czuł w sobie moc, tylko przytłumioną przez tą beznadziejną opaskę blokującą. W jego głowie panował chaos i niedużo brakowało, aby mu ostatecznie uległ. Wpatrywał się w Skylera intensywnie, trzymał go mocno jakby dzięki sile nacisku na jego ramiona mógł sprawić, że ten z entuzjazmem przystanie na prezentowane pomysły - były takie cudowne! Finn już wiele lat temu przewidział to, co się wydarzy. Czyż nie mając lat piętnastu nie zdradzał drżącym szeptem miłości swojego życia, że boi się przyszłości? Czyż nie wyznawał, że ciągnie go w bardzo złą stronę? Minęło pięć lat, a trafił do Munga w stanie niezrównoważenia psychicznego. Cała nadzieja na wyzdrowienie pozostawała w lekarstwach i czarodziejskiej medycynie. Powstaje jednak to przykre pytanie czy Finn kiedykolwiek będzie na tyle opanowany i zdrowy, by stąd wyjść? Nie chciał wierzyć w te wszystkie zapewnienia Skylera. Co on może wiedzieć o zaklęciach zabezpieczających? Nie potrafił walczyć! Finn wciąż widział go jako osobę niezdolną do fizycznej walki. Pragnął go kiedyś uczyć zaklęć obronnych, ale kiedy napotykał liczne odmowy to w jego głowie zakodowała się myśl: zatem on jest tym, którego trzeba otaczać kopułą ochrony. Finn w pewien sposób zdawał sobie sprawę, że jego rola już dawno się skończyła i nie powinien ingerować w życie Skylera. Mimo wszystko trzymana w sercu zazdrość i awersja do Mefisto skłaniała do wpychania swoich łapsk w tę szczelinę ich wspólnego życia - czy aby ten wilkołak jest tak silny jak powinien być? Pomimo tej fasady szaleństwa zauważył zmianę w spojrzeniu Skylera, a silniejszy uścisk dłoni rozgrzał zziębniętą skórę jego palców. Te słowa "nie wybaczę ci" robiły na nim wrażenie. Choćby chciał je zbagatelizować to nie mógł. Sky nabrał takiej pewności siebie jakiej jeszcze Finn u niego nie widział. Zamrugał jakby miał problem z przyzwyczajeniem się do jasności - choć panował dzień i słońce cały czas padało na biurko przy którym siedzieli. Policzek Finna drgnął jakby w niepewnym uśmiechu, coś się w jego głowie tliło do takiego stopnia aż obłąkańczy uśmiech ustąpił miejsca jeszcze bardziej niepokojącej łagodności, tak nietypowej dla jego twarzy. - Hej, hej, spokojnie już dobrze. - wyswobodził rękę po to, aby pocieszająco rozmasować jego ramię. - Oczywiście, że go nie skrzywdzę. Oczywiście, Sky. Już spokojnie, przecież nic wam nie grozi. Absolutnie nic. - uśmiechał się i gotów był nieba przychylić, aby zapewnić, że nikomu nic się nie stanie. Wszystkie te słowa przesycone były fałszywą słodkością wszak prawda była inna. Nie byli nigdzie bezpieczni i nie posiadali na tyle przytomności umysłu aby to pojąć. Musiał wziąć sprawy w swoje ręce bez jakiekogolwiek ich udziału. - Znajdę inny sposób. Nie martw się, zajmę się tym. Ten bar będzie calutki, a twój chłopak... - głos ugrzązł mu w gardle. Zamarł na kilka chwil, a z jego twarzy odpłynęła cała krew. Gdy po paru sekundach wyrwał się z tego odrętwienia, zachłysnął się powietrzem jakby dopiero co wynurzył się spod wody. Wzrok mu oprzytomniał, a na jego twarzy pojawiło się zdezorientowanie. Rozejrzał się z lekką paniką po pomieszczeniu, jak zawsze od wielu dni będąc zaskoczonym, że dalej tutaj jest. - Sky. - wydusił z siebie zupełnie innym tonem, drżącym, prawdziwym, szepczącym. - Prze...przepraszam. Ja nad tym nie panuję. Przepraszam. - popatrzył na niego wilgotnymi oczyma, w których było milion uczuć, a królowało poczucie winy za to, co się dzieje. - Powinieneś... powinieneś już iść. - chciał cofnąć ręce i nakłonić Skylera by znalazł się dostatecznie daleko by nie musiał przesiąkać oglądanym szaleństwem. Chciał krzyczeć, rozdrapać sobie skórę na twarzy, wyrwać włosy i przestać po prostu czuć. Choroba zajęła wiele z jego świadomości i tożsamości, a on już powoli tracił nadzieję. Nie chciał by Sky musiał w tym uczestniczyć, nie zasługiwał na to.
Ostatnio zmieniony przez Finn Gard dnia Nie 24 Sty - 11:56, w całości zmieniany 1 raz
Skyler Schuester
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 179 i PÓŁ!
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
Wpatrywał się w Finna w pełni swojego niezrozumienia, nie wiedząc już czy może wierzyć w jego słowa, a jednak mimowolnie dając się uspokoić choć na chwilę, zwyczajnie chcąc, by była to prawda. Czuł się bezpieczny i nie widział dla siebie większego niż rok czy dwa lata temu zagrożenia, jedyny niepokój tak naprawdę czując dopiero przy Finnie, obawiając się tego, do czego ten byłby zdolny. Nie wątpił w jego intencję, całym sobą ufając, że te muszą być dobre, a jednak doskonale wiedział, że samo to nie daje żadnej gwarancji, że nikomu nic się nie stanie. Przychodząc tutaj liczył, że usłyszy dobre wieści; że pozna wstępną datę końca leczenia, a jednak ta krótka rozmowa wystarczyła mu już do tego, by samemu być gotów zapewniać medyków o tym, że z Finnem wcale nie jest dobrze. Czuł się okropnie z tą myślą, jakby gnił od środka zdradzając przyjaciela, a jednak nie potrafił ukryć przed samym sobą tego, że chce, by Finn został w szpitalu. Że zwyczajnie, tchórzliwie bałby się o niego, o Mefisto i o samego siebie, gdy pozwolono mu wyjść z tego jego niby dobrowolnego więzienia. Spuścił wzrok na dobre, błądząc po blacie biurka, gdy badał głośne bicie swojego serca i powolnie wycofując się w tył zabrał dłonie do siebie, by zacisnąć je choć na chwilę na własnych udach, próbując jakoś poskładać tę układankę w całość, gorączkowo szukając sposobu na to, by naprawić to spotkanie. W końcu dziś Wigilia. Ich pierwsza rozmowa od dobrych kilku tygodni. To nie tak powinno się skończyć, a jednak nie musiał wcale unosić spojrzenia, by wiedzieć, że błękitne oczy Finna lśniąć hipnotyzująco od nieproszonej wilgoci, skoro i jego własne z każdą chwilą zdawały się szczypać zaczepnie, zwiastując silniejsze ściśnięcie gardła. Zadrżał nieco od dreszczu, który przeszedł go przy posłyszanych przeprosinach, dopiero przy mało subtelnym zasugerowaniu, że czas wizyty się skończył, zdobył się na to, by unieść spojrzenie znad biurka, nie mogąc nic poradzić na to, że w jego własnych oczach oprócz skruchy widoczne było też tak znienawidzone przez wszystkich głębokie współczucie za stan chłopaka, za który nie chciał się obwiniać, a jednak gdzieś podświadomie czuł, że i on dołożył do niego swoją cegiełkę. - Jasne - mruknął mimowolnie, nie mając sił sprzeciwiać się jego woli, skoro ta była tak prosta i bezpieczna do spełnienia, zupełnie jakby tym nagłym posłuszeństwem mógł naprawić szorstką jak na niego stanowczość i wstał z zajmowanego przez siebie krzesła, nie potrafiąc powstrzymać się przed najnaturalniejszym odruchem, ku jakiemu go teraz ciągnęło. - Pozdrów swoich rodziców ode mnie - poprosił cieplej, uśmiechając się gdzieś na granicy zakłopotania, a szczerej chęci przegonienia niepokoju z własnego głosu czy zaszklonego spojrzenia, podchodząc do Finna, by zwyczajnie objąć go mocno i może nieco za długo na pożegnanie, jakby naprawdę mógł w ten sposób przegonić z jego głowy wszelkie złe myśli i choć na chwilę rozjaśnić mroki jego serca, tak jak robił to swoją bliskością przez tak wiele niemal zapomnianych już nocy. - Mogę- Chcesz żebym odwiedził Cię kiedyś jeszcze raz? - dopytał ostrożnie, wycofując się tyłem w stronę drzwi, spoglądając na niego uparcie spod wygiętych w drżące łuki brwi.
Finn Gard
Rok Nauki : II
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177
C. szczególne : Podkrążone oczy, nerwowość i spięcie widoczne w każdym ruchu i grymasie, trochę nieprzytomny wzrok.
To było przygnębiające. Dławił się sam w sobie, a każdym wypowiadanym przez siebie słowem udowadniał swoją słabość. Nie miał sił wiecznie walczyć, może czas odpuścić skoro nie potrafił funkcjonować wśród ludzi? Był wypompowany, nie panował nad swoim zachowaniem, a przecież jego główną cechą charakteru była kontrola nad sobą. Utracił część siebie, a więc co mu pozostało? Słońce mogło oświecać przeźroczysty dzbanek z wodą, ale ani jeden promień nie był w stanie rozgrzać zziębniętej skóry. Wstał razem ze Skylerem. W innej sytuacji nie wyganiałby go, ale widział przecież jakie to dla niego trudne. To niezdrowe, miał mu tego nie robić, a empatia i współczucie Skylera samo go właśnie krzywdziło. Ta przyjaźń między nimi miała zbyt wysoką cenę i uzmysłowienie sobie tego było podwójnie bolesne. Ledwo co zdążył ostatecznie oswoić się z nowym poziomem ich relacji a teraz okazuje się, że i ona była w pewien sposób toksyczna... ze strony Finna. Przełknął głośno ślinę i roztarł swoje powieki starając się zachować choć trochę godności. Nie chciał się w ten sposób żegnać, ale nie było innej możliwości. To niebywałe ile zaszło w nim zmian. Przytulenie jakim został obdarzony wydobył z jego oczu kilka łez, które wniknęły w materiał skylerowej koszuli. Uniósł ramiona, aby też go objąć i przytrzymać przy sobie o te pół sekundy dłużej. - Dzięki. - wydusił te słowa prosto w jego ramię i poluźnił uścisk wszak tu zaczynała się już granica. - T-tak. Jasne, tylko daj mi... i uzdrowicielom trochę czasu. Nie chcę żebyś musiał znowu to znosić. - odchrząknął i wytarł policzek. Usilnie starał się wierzyć, że w końcu się uda. Przecież nie może spędzić tu reszty życia! Nie chciał, ale coraz mniej bylo w nim woli walki. - Sky? - zawołał go zanim ten dotknął klamki. - Ja... ja wiem, że on na chwilę wrócił. Już wiem. - zamazanie pamięci ulotniło się wraz z przyjęciem silnej dawki psychotropów. Ojciec użył zbyt słabego zaklęcia wymazującego wspomnienie. Ono wróciło do niego w jednej z przebytych tu nocy. - Jeśli... - nabrał powietrza do płuc. - Jeśli kiedykolwiek znów się pojawi... przekaż mu proszę... niech przyjdzie. - jego warga zadrżała. Na twarzy Finna malował się silny ból. Choć zamknął rozdział z przeszłości to do końca życia będzie nosił w sercu tę zadrę. - Bo ja... mogę stąd już nie wyjść. - to nawet nie chodziło o pesymizm, a o rzeczywistość, w której się znalazł. Obaj wiedzieli, że to może się tak skończyć. Finn sam sobie już nie ufał, ale on... sam nie wiedział czego by od niego chciał. Nie miał pojęcia dlaczego o to prosił, może tliła się w nim ta ostatnia iskra wiary, że warto wytrzymać jeszcze trochę? Niech chociaż jedyna osoba na świecie - Sky - wie, że ta zadra też jest szansą na jakąkolwiek przyszłość. Powoli uniósł rękę w geście pożegnania. Lada moment przyjdą uzdrowiciele i będą kazali mu się położyć. Wstrzykną mu silną dawkę eliksiru, a potem przywiążą ręce do łóżka za pomocą pasów, aby w trakcie efektów ubocznych leku nie zrobił krzywdy ani sobie ani nikomu innemu. A on na to pozwoli. Popatrzył smutno na Skylera, bowiem nie udało mu się uśmiechnąć. Zamiast tego poruszył bezgłośnie ustami mówiąc "wesołych świąt".
Skyler Schuester
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 179 i PÓŁ!
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
Niemal niewyczuwalnie przedłużające się przytulenie dawało mu tę namiastkę normalności. Nawet jeśli oznaczało to mokre ślady na jego ramieniu, to jemu samemu pozwalało zahamować pierwszą łzę przed podróżą, doskonale wiedząc, że gdyby tylko pozwolił jej odejść, to pociągnęłaby za sobą cały perłowy sznur wilgoci. - To nic, Finn. Nie musisz mnie przed sobą chronić. Nie chcę zamykać oczu i udawać, że problemu nie ma - odpowiedział, próbując uśmiechnąć się pokrzepiająco, nawet jeśli wycofywał się już do drzwi, by dać mu ten prosty znak, że będzie przychodził. Że jest gotów wciąż przychodzić, niezależnie od tego, jaki stan może zastać. Chciał wierzyć, że tego nie pogarsza i że Szwed nie musi siedzieć w swoim więzieniu bez powodu. Widział w tym sens, bo chciał go widzieć. Ledwie palce zamknęły się na chłodnej gałce klamki, już wykręcał się ze spojrzeniem pełnym zagubienia, bo nie od razu zrozumiał, kogo Finn ma na myśli. Brwi ściągnęły mu się mimowolnie w żalu, że zdołał zapomnieć o tym etapie życia swojego byłego, będąc pewnym, że Max pomógł mu ruszyć do przodu. Gdy on sam okazał się do tego niewystarczający. Rozchylił usta, chcąc dopytać czy jest zły, że mu o tym nie powiedział, a jednak zamknął je zaraz, wierząc w to, że Gard nie ma do niego żadnych pretensji. Zajęło mu to zdecydowanie zbyt dużo czasu, ale zrozumiał w końcu, że Finn tak naprawdę nigdy nie miał mu niczego za złe, a jedynie jego własne demony próbowały mu to wmówić, ściągając żołądek w ciasny supeł poczucia winy. Spuścił wzrok, czując się w obowiązku skinąć głową na znak zgody, a jednak wiedząc już, że nie może tego zrobić patrząc w te smutno wpatrujące się w niego oczy, zaraz mocno zaciskając już własne, gdy brwi złamały się zupełnie pod wstrzymywaną chęcią protestu. Chciał się zbuntować, zapewnić go, że to tylko kwestia czasu i na pewno wszystko się naprawi. I choć wierzył w to, przekraczając dziś progi szpitala, tak ta rozmowa była niczym oszałamiające uderzenie pięścią w brzuch. Nie ocuciło go to zupełnie, raczej zmuszając do skulenia się w sobie z bólu i porzucenia wiary w szczęśliwe zakończenie. A jednak chciał wciąż walczyć i tę walkę rozbudzać w samym Finnie, więc wyprostował się w końcu, unosząc głowę, zmuszając się do łagodnego, wyuczonego uśmiechu i nawet jeśli wilgoć próbowała ugasić płomienność jego spojrzenia, tak jednak to wciąż nie utraciło jeszcze tego skylerowego ciepła. Jeszcze nie teraz. Nie, póki wciąż trzyma się w ryzach dla oczu Finna. - Wesołych Świąt, Finn. Do zobaczenia.