Park ten rozciąga się na sporej szerokości wyspy. Spotkać tu możesz dosłownie wszystko - od mężczyzny wyprowadzającego na spacer ośmiu psidwaków, dzieciaki śmigające na zabawkowych miotełkach, ruchome bałwany budujące małe igloo, chichoczące ławki czy naburmuszone latarnie. W godzinach wieczornych park iskrzy od blasku śniegu, a i jednocześnie przyciąga tu zakochane pary.
Autor
Wiadomość
Marie R. Moreau
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 173 cm
C. szczególne : znamię w kształcie półksiężyca na prawym nadgarstku, słyszalny francuski akcent
Mimo, że wielu czarodziejów, a także mugoli chciało odizolować się od polityki i wszystkiego co z nią związane, jednak ona potrafiła dosięgnąć ich tak czy inaczej. Była po prostu wszędzie, a przepychanki władz miały ogromny wpływ na codzienne życie zwykłej ludności. Nie dziwiła się wcale, że starsza koleżanka czuła się zagubiona w historiach czystokrwistych rodów. Marie, mimo należenia do jednego z nich i dorastania we właśnie tym środowisku, często miała z tym także problemy, nie mówiąc już o rodach Wielkiej Brytanii. Historia jej rodziny nie miała przed nią jednak tajemnic, a tak przynajmniej wydawało się jej do czasu. Francuzka także nie wiedziała jak można być tak podłym. Rzeczywiście żądza zemsty potrafiła doprowadzić niekiedy do szaleństwa, ale pozbawianie wszystkich środków do życia setek niewinnych czarodziejów było znaczną przesadą. - Tak. Zaczęłam naukę w Akademii w tym samym roku, w którym skończył ją mój brat. Było niesamowicie trudno: musiałam przystosować się do nowych ludzi i otoczenia, co z moim charakterem nie jest proste. Oprócz tego musiałam stawić czoła docinkom związanym z tym, że moja rodzina była biedna. Nikt nie liczył się z tym, że także pochodzę z czystokrwistego rodu, ani, że moja rodzina posiadała majątek. Większość uczniów była albo półkrwi albo ich rodzina miała kontakty w Ministerstwie przez co udało się im jakoś podnieść. Rzeczywiście takich jak ja też było sporo - skrzywiła się na wspomnienie tamtego czasu. - W tym czasie mieszkaliśmy w niewielkim mieszkanku, a w sumie to w jednym pokoju z łazienką. Było ciężko, nie zaprzeczę. Rodzice dołączyli do Ministerstwa - może to dziwne biorąc pod uwagę kto stał u jego władzy, ale wypłaty dla pracowników czystej krwi stanowiły połowę standardowej wypłaty co nie pozwalało nam odbić się od dna - kontynuowała opisywanie wydarzeń, które pamiętała jakby miały miejsce jeszcze wczoraj, a tym czasem minęły od nich prawie cztery lata. - Dziadkowie także wynajęli małe lokum. Nie pamiętam go zbyt dobrze, ani ich z tamtego okresu. Później dziadek zmarł, a babka wróciła do Anglii by zająć się swoją matką - puchonka zauważyła małą lukę w tej historii. - Ale... jedna rzecz. Nigdy nie odwiedziliśmy ich - to znaczy ja i Nathalie. Wiem, że rodzice czasami też tam bywali, być może Timothée też. Był dorosły i większość czasu spędzał poza naszym "mieszkaniem", więc w sumie nie wiem co robił. Ale nie przypominam sobie żeby rodzice zabierali coś stamtąd po śmierci dziadka. Babcia się wyprowadziła, więc pewnie zabrała większość rzeczy ze sobą - spojrzała na przyjaciółkę oczami pełnymi nadziei. - Myślisz, że ona może coś o tym wiedzieć. Może widziała treść tego listu albo nie wiem. Może przywiozła z Francji coś co pomogłoby nam dowiedzieć się prawdy? - nieświadomie użyła liczby mnogiej. Nans zawsze ją wspierała jednak jeżeli według przypuszczań Marie cała sprawa mogła mieć niebezpieczne, drugie dno, obawiała się, że Wiliams może odwodzić ją od tego pomysłu.
Jego reakcja w jakiś sposób przypieczętowała w niej to poczucie, że jej potrzebował. Wychowana w klasycznym, surowym stylu w świecie pełnym mitologii i poszanowania do zwyczajów wikingów, poczuła się w jakiś sposób za niego odpowiedzialna. Zupełnie, jakby potrzebował ochrony, chociaż doskonale wiedziała, że to bezpodstawne. Był w połowie zwierzęciem, istotą magiczną — to jego należało się bać. - Niestety, mają tam doskonały ...zarząd? Nie. Opiekunów.. Od ziół i mikstur. Alchemii. Dlatego się zdecydowałam na to więzienie z kamienia. Wąż mnie nie chciał, lew się odezwał, chociaż nie jestem pewna, czy to właściwie dobrze. Wyjaśniła z odrobiną zawirowania językowego, przyznając się do błędu dodatkowo pół-uśmieszkiem. Tłumaczki doskonale spełniały funkcje, nawet jeśli używał skomplikowanych zwrotów, rozumiała. Gorzej było, że nie mogły tłumaczyć jej myśli na jego ojczysty język. Umówmy się, angielski z norweskim akcentem bywał trudny do zrozumienia, zwłaszcza gdy myliła jeszcze słowa. Złożyła usta w sugerujący konsternację dzióbek, a brwi jej drgnęły do góry. Nie do końca rozumiała, o co chodzi mu z tą pół wila ze szkoły. Co to znaczy, że dusi go jej wilowatość? Ona właściwie ignorowała istnienie tej kobiety, chociaż zawsze czuła, gdy się zbliżała. Miała wyjątkowo słodki aromat, podobnie, jak Esklil, a do tego jej aura była stabilna i mocna. Nie chaotyczna jak dwójki młodzików. -Myślisz, że jako samiec, działasz inaczej, niż samice? Wszyscy wiemy, że baby wile są podłe. Kuszą, nęcą i wykańczają. Manipulują. Na pewno przyciągasz fizycznie kobiety, mężczyzn.. Twoja magia nie ma jednak głównego źródła w oczach? Na Odyna, tego się nie spodziewałam. - wyznała, przesuwając palcem po ustach. Badała go wzrokiem raz jeszcze, nie mogąc w to do końca uwierzyć. Był przecież przystojny, miał błyszczące oczy i jasne, lśniące włosy. Jego ramiona były idealnie szerokie. Ba, zsunęła nawet spojrzeniem na jego szyję, jakby próbowała wejrzeć, co kryło się pod ubraniem. Genetycznie miał nakazane być idealnym, prawda? Całe życie w to wierzyła, że tak po prostu mają. Poszli na ławkę, zajmując miejsce. Płomienie rzucały na nich poświatę, budząc we włosach maleńkie ogniki. Nie miało to jednak znaczenia, bo spotkanie małego węża nagle wzbudziło jeszcze więcej pytań oraz wątpliwości. Może powinna udać się na fiordy lub w góry, aby odnaleźć białego wilka i zapytać? Zrobiła łyka piwa, gdy otworzyła butelkę. Cierpki, pełen owsa posmak rozbił się na jej wargach, a ona wyciągnęła butelkę w jego stronę w momencie, w którym wypowiedział jej imię. Jego głos nabrał kształtu. Przytaknęła, mając nadzieję, że mają to samo na myśli, słuchając go z uwagą. Nie spuszczała z niego wzroku, upewniając się ukradkiem, że tłumaczki nie uciekły z ucha. To było zbyt ważne, aby odpuścić. - Dlaczego masz problemy z harpią? Nie akceptujesz jej? - zapytała, zanim zacisnęła wargi, zastanawiając się nad tym, co powinna mu powiedzieć. Był taki delikatny. Jak miał zrozumieć jej zachowanie? Zrobiła kolejnego łyka, wbijając spojrzenie intensywnie błękitnych oczu w ogień koksownika. - Nie jestem tak... Tak łagodną pół wilą, jak Ty. Mam dużo za uszami, wiele uroków i wiele manipulacji. Freya powiedziała mi, że zrozumienie harpii i tego, że tworzymy jedność, pomoże w jej kontroli. Nie zawsze się udaje, czasem całą moją pracę nad kontrolą trafia szlag. Ojciec pilnował mnie od małego. Uwierz mi jednak zrobiłam paskudne rzeczy i nawet nie mogę powiedzieć, że mi wstyd. Bo wcale nie jest. Rozumiesz, prawda? Mówiła chaotycznie. Było widać, że dla niej nowością jest tak poważna i długa konwersacja. Nie była skrytą dziewczyną, ale zbyt trudną na brytyjskie standardy i przez to nie miała w szkole wielu towarzyszy. Może zdziczała jeszcze bardziej? Oczywiście rozmawiała z ojcem, wcześniej z babką jeszcze o swojej krwi i płynącej w niej mocy, miała okazję zadać kilka pytań Freyi.. Ale on? On był całkiem nowym światem. Nie odkrytym lądem. - Przez pierwsze sekundy jest zamroczenie i amok, ale każdy czyn jest wyraźny.
Eskil Clearwater
Rok Nauki : VI
Wiek : 20
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : wszędzie nosi ze sobą bezdenny plecak; na głowie czapka z daszkiem + kaptur bluzy
Ciężko było mu się połapać w jej charakterystycznej mowie przesłanianej dodatkowo norweskim akcentem. Przez chwilę nie wiedział co ona do niego mówi, musiał wytężyć swoją mózgownicę, aby zorientować się w tym zarządzie, opiekunów, alchemii (Na Merlina, kto używa takich określeń zwykłych eliksirów), kamiennego więzienia, węża i "lew mnie chciał". Udało się jednak nie wyjść na idiotę którym czasem był kiedy szybko dodał dwa do dwóch. - A, Gryffindor. To dlatego cię nie widziałem. Mało się obracam wśród Gryfonów.- wzruszył ramionami ale zapamiętał sobie tę informację bo z pewnością będzie chciał w Hogwarcie porwać Astrid i przedstawić swoim znajomym. Wykrzywił usta w grymasie bo poczuł się urażony tymi określeniami samca i samic, jak jakieś nierozumne zwierzę. Póki co postanowił wykazać się cierpliwością, bo była półwilą, bo gdyby nie to to z pewnością powiedziałby coś na temat takich ułomnych określeń. Uśmiech zniknął z jego ust, ale dalej był zainteresowany tą rozmową. Zapomniał o upływie czasu i o swoich dalszych planach. Nie miały teraz znaczenia.- No mówię, że u mnie jest inaczej.- powtórzył z lekkim zniecierpliwieniem w głosie. - Mam to strasznie związane z uczuciami, ot, cały problem. W zwykłej rozmowie nie psuję nikomu w głowie, wilowatość siedzi cicho jak jest spokój.- nie był pewien czy dobrze się z nią zrozumiał, ale w razie czego poprawi go albo dopyta o interesujące aspekty. - A ty? Ot tak bez znaczenia potrafisz wilować innych?- halo, chciał to wiedzieć. Oczywiście wszystko wskazywało na to, że jest "gorszym" półwilem od niej ale nie powinno być to dla nikogo zaskoczeniem. A jednak powodowało pewną gorycz. Wypadałoby znaleźć w sobie więcej zalet i przewag. Czas mijał a jemu dalej nie przeszkadzał jej natarczywy i oceniający wzrok. To niebywałe, w innych okolicznościach i osobach powiedziałby już dawno coś na ten temat. Zetknął na butelkę i przecież wiedział, że nie odmówi więc upił łyk i z trudem przełknął gorzkie piwo, mocne, o wyrazistym smaku. Gdyby był koneserem piwa to być może doceniły smak, a takto mu po prostu nie smakowało. Oddał jej butelkę. - Akceptuję.- prychnął i już nie odpowiadał więcej tylko odwrócił wzrok na zaciemniony park. Jej zdziwienie to jasny dowód, że w porównaniu z nią to dalej jest sporo "w tyle" z wilowatością. Powinien bardziej siebie ogarniać ale co mógł poradzić na to, że jego wewnętrzna harpia była silna? Za każdym razem gdy się pojawiała musiał wycisnąć z siebie siódme poty i mieć do tego pomoc Huntera, aby zachować choć trochę świadomości. - Freja? Ta z Ravenclawu?- zapytał zbity z tropu, oczywiście nie wiązać nordyckiego imienia z Astrid i jej wyznawaniem dziwnych bogów. Po jego plecach przeszedł zimny dreszcz. No tak, potomkinie wili muszą mieć ostrzejszy charakterek. Ponownie odwrócił wzrok, tym razem na swoją zmarzniętą rękę. - Tia, coś na ten temat wiem. - musiał przyznać jej rację. Ciężko było go wychować bo całe dzieciństwo zachowywał się okropnie i to z harpią pojawiającą się co wybuch złości. Biedna babcia. Powinien spędzać z nią więcej czasu skoro tyle sił kosztowało ją wychowanie go. - A, no to masz łatwiej. Spotkałaś jeszcze kogoś innego takiego jak… my?- dopytał, podnosząc na dziewczynę wzrok. Rany boskie, cały czas miała tak lśniące oczy, nawet po wielu minutach rozmowy. -A twoja harpia?- wiercił jej dziurę w brzuchu, aby dowiedzieć się wyraźniej czy harpia w niej wybuchała czy może pojawiał się najpierw jej zwiastun. Może był zbyt tępy aby wyciągnąć te informacje spomiędzy wierszy albo zbyt zmęczony myśleniem skoro może bezczelnie pytać dalej. Cały czas mu na tym zależało. Czuł się dziwnie spokojnie przy Astrid. To musiała być zasługa ich wzajemnie wyciekających się wilowatości.
Wzruszyła ramionami z odrobinę przepraszającą miną, bo chociaż starała się najlepiej, jak mogła, wciąż nie łatwo było mu ją zrozumieć. Mówiła wolno, starała się ten swój twardy akcent wygaszać, używać prostych słów, a i tak było problematycznie. W normalnych przypadkach by się tym kompletnie nie przejmowała, jednak tutaj? Tutaj chodziło o więcej. - Mhm, tak to się nazywa. Dlaczego te wszystkie... To znaczy, dlaczego to takie zamknięte grupy, te domy? Zapytała z odrobiną ciekawości, bo pytanie to od dłuższego czasu chodziło jej po głowie. Mało było w Hogwarcie wspólnoty, zwykle te same kolory trzymały się ze sobą tak, jakby przynależność do domu definiowała człowieka. Nie sądziła, że miał takie plany wobec niej. Bo co ona mogła mu pomóc? Byli tak skrajnie różni. Nie widziała nic złego w określeniach płciowych tego typu, wszak w połowie byli magicznym stworzeniem, zwierzęciem. Zresztą, takie pierdoły nie miały nigdy dla Astrid żadnego znaczenia. To tylko słowa. Obserwowała jego zmieniającą się mimikę twarzy, zaskoczona uzyskanymi informacjami, myśląc jednak chwilę i jedynie wbijając błękitne ślepia gdzieś na wysokości jego szyi. Dlaczego miał taką minę? Był niezadowolony? Czuł się gorzej z tym że ich magia działała inaczej na potencjalną ofiarę? - Czy to nie znaczy, że jesteś silniejszy? Może dlatego chłopców zwykle się pozbywali, skoro działają na Ciebie wyłącznie emocje? To przewaga. Owszem, na mnie też, ale gdy utrzymuje zbyt długo spojrzenie na drugim człowieku, a właściwie na jego oczach, czaruje nieświadomie. - wzruszyła ramionami, drapiąc się po policzku i zgarniając jasny kosmyk za ucho. Byłoby łatwiej, gdyby wszystko to zależało tylko od emocji, które przecież można było nauczyć się kontrolować. Dodając do tego dość silny i męski charakter, mogłaby uniknąć wielu kłopotów związanych ze swoją mocą. - Czasem tak. Nie nazwałaby go gorszym w żadnym wypadku i pewnie zdzieliłaby go po głowie, gdyby tylko umiała czytać w myślach i dotarła do powodu tego grymasu, który przemknął mu przez twarz. Nie doceniał się wcale, a jej spojrzenie, chociaż intensywne, nie miało w zwyczaju nikogo oceniać, dopóki ktoś nie zalazł jej za skórę. Wtedy była prawdziwą harpią. Wzięła od niego butelkę z rozbawionym uśmiechem, bo Anglicy zwykle nie przepadali za mocnym smakiem północnych trunków. Głębszym, niż ten, co znali. Upiła znów, zwilżając usta i łapiąc głębszy oddech, stuknęła paznokciami w butelkę. Prychnięcia "Akceptuję" nie skomentowała, bo wyglądał na wystarczająco niezadowolonego całą tą rozmową. Rozczarowywało go to wszystko? - Nie, to moja matka. Biały Wilk. Przespała się z moim ojcem, gdy wpadła we wnyki, a on jej pomógł podczas niesienia ofiary z okazji święta Jul ku chwale Odyna. - wyjaśniła ze spokojem, oczyma wyobraźni dostrzegając niepozorne zwierzę, które pilnowało fiordów i lasu nieopodal jej rodzinnej wioski. O ile wciąż tam była. Zawsze czuła na plecach jej oddech, chociaż widziały się dwa lub trzy razy. Nie chciała być znaleziona, a Astrid nie potrzebowała matki. - Było trudno, co? Z początku też obwiniali Cię za te wybryki? Zapytała ciszej z ciekawością, niechętnie wracając do wspomnień z dzieciństwa. Rodzina bardzo ją kochała, dbali o nią, ale prawda była taka, że nigdy nie będą w stanie do końca jej zrozumieć, co niektórzy może nawet zaakceptować. Pokręciła przecząco głową na jego pytanie o inne osobniki. - Tylko Ciebie i kulawą. Ah.. Moja gorsza strona? Jest bezwzględna. Zaczęła, opierając się wygodniej o ławkę i odchylając głowę do tyłu, spojrzała na niebo nad głową. To nad Norwegią było jej zdaniem znacznie ładniejsze, więcej było widać gwiazd, a polarna zorza dodawała tylko magii i uroku. - Zależy od sytuacji, zwykle umiem powstrzymać pierwsze oznaki, jednak czasem mój gniew, zazdrość — przejmują nade mną kontrolę. Wtedy inne uczucia niż zaspokojenie podstawowej żądzy nie mają znaczenia. Chyba że coś dosięgnie tej ludzkiej cząstki duszy. Miałam kiedyś przyjaciółkę, która się o tym... Mocno przekonała, chociaż Odyn zdawał się nad nią wtedy czuwać. Ile to czasu minęło od momentu, gdy jej dłonie zacisnęły się na krtani tamtej dziewczyny, chcąc pozbawić jej życia? Kolejny łyk piwa trafił do gardła, zupełnie, jakby chciała pozbyć się tego obrazu sprzed oczu. Obrzydzał ją i wcale nie chodziło o to, że zachowała się źle i miała wyrzuty sumienia, bo tak nie było. Jej ofiara była odrzucająca. - Łatwo jej wywołać nasz gniew, nawet samodzielnie.. Ale ugaszenie go, to już inna sprawa.
Eskil Clearwater
Rok Nauki : VI
Wiek : 20
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : wszędzie nosi ze sobą bezdenny plecak; na głowie czapka z daszkiem + kaptur bluzy
Wzruszył ramionami na znak, że nie ma pojęcia czemu domy w Hogwarcie są takie "zamknięte". To też ukrycie prawdy, że nie bardzo rozumiał o co dokładnie go pyta. Nie zastanawiał się nigdy nad przynależnością do hogwardzkich domów, było mu to obojętne kto gdzie należał. Miał ważniejsze rzeczy na głowie niż przejmowanie się takimi głupotami. Nie był zatem dobrą osobą do opowiadania o zamku. Jakiś prefekt z pewnością będzie świetnym rozwiązaniem, ale nie Eskil Clearwater. Przyglądał się uważnie dziewczynie bo mówiła o rzeczach ważnych. Tak, pozbyto się go z Doliny Godryka bo jest męskim potomkiem a nie upragnionym żeńskim. W jego oczach zamigotało uczucie związane z przeszłością ale nie znał Astrid i nie mógł jej o tym więcej opowiedzieć. Może Robin dałaby radę wspomnieć o tej świadomości, że pojawił się na świecie jako efekt uboczny gwałtu i morderstwa. Nie było to lekkie i miłe i choć Astrid mogłaby go zapewne zrozumieć, tak było to dosyć intymne. - Oja, to masz przechlapane skoro ci się to uruchamia jak się za długo na kogoś gapisz. - był zdziwiony, może w jakiś sposób jej współczuł bo przecież to musi być bardzo niewygodne w trakcie rozmów z innymi. - Ej, to znaczy, że ze mną możesz gadać bez ryzyka wilowatości. No bo jesteśmy na siebie odporni!- tu na jego usta wrócił szeroki, jakże wilowaty uśmiech! Skóra na jego twarzy zamigotała blaskiem łudząco podobnym do tafli księżyca. Ale nie zwracał na to uwagi. Oto miał przewagę nad innymi ludźmi w jakiejkolwiek relacji - coś, co dotyczyło tylko jego, co nie dało się powtórzyć. Odporność na urok Astrid i jednocześnie możliwość rozmowy bez żadnych oporów przed wywołaniem wilowatości. Uśmiech zbladł ustępując zaskoczeniu. - Co? To twój ojciec nie zginął od razu przez wilę?- zgłupiał. Zrobiło mu się dziwnie. Skąd ona znała tę historię? Czyżby jej ojciec żył? Przeżył spotkanie z jej matką?! Na Merlina, czyżby Astrid znała własną matkę?! To tak się da?! Jakoś tak krew odpłynęła z jego twarzy. Nie potrafił określić emocji mu towarzyszących ale były ciężkie i go zgniatały od środka. - Nnie, nie obwiniali. Byli wyrozumiali i cierpliwi. - odpowiedział trochę mechanicznie i gapił się na dziewczynę jakby spadła właśnie z nieba. Teraz pojął jakie miał szczęście, że wychowywała go osoba wyrozumiała na jego porywczą naturę. Powinien być z babcią nawet teraz. Może niepotrzebnie dał się jej wysłać na ferie… Poczuł na karku chłód wieczoru, a więc poprawił kołnierz zimowej szaty. Wzrok Eskila opadł na jasną skórę szyi Astrid kiedy ta podniosła wzrok na niebo. Trochę się zamyślił, ale słuchał jej słów. Brzmiało trochę znajomo choć u niego wyglądało to nieco inaczej. Nie ma w końcu dwóch takich samych półwili. - A często ci się to przytrafia? Czy rzadko?- usłyszał swój głos chcąc wiedzieć czy musi walczyć z harpią codziennie czy tylko raz na jakiś czas albo bardzo rzadko. Nie powinien ich porównywać ale to było za silne. Serce w jego trzewiach biło niespokojnie niczym uwięziony w klatce ptak.
Zacisnęła na chwilę usta, nie komentując jednak młodszego pobratymca i prostując głowę, spojrzała gdzieś przed siebie. Błękitne ślepia znalazły jakiś punkt zaczepienia na kołyszącej się leniwie i zrzucającej śnieg gałęzi. Zdawać się mogło, że wyjątkowo, Astrid pogrążyła się w myślach. Spotkanie z nim i samo obserwowanie jego zachowania, możliwość nawiązywania tak bezpośredniego kontaktu, dały jej wiele do myślenia. Wciąż trochę obawiała się w tym podstępu Lokiego, jednak nie chciała poruszać tematu swoich wierzeń kolejny raz. Wiedziała, że on tego nie zrozumie. Nie miała pojęcia, jakie były okoliczności jego przyjścia na świat czy poczęcia. Jej wiedza o wilach ograniczała się do podstaw, rzeczy niezbędnych. Nie chciała brnąć dalej w świat, którego i tak by nie zrozumiała, bo tak przepełniony był magią. Wolała skupiać się na sobie, własnej kontroli i próbach opanowywania emocji, podczas gdy jej harpia strona osobowości brała górę. Uważała ją jednak za użyteczną, potrzebną. - To bywa kłopotliwe. Widać, że jestem, czym jestem i przez to ludzie się też mnie boją. Przyzwyczaiłam się już. Hej, skoro teraz już masz mój sekret, to wiesz, że gdy będę komuś natrętnie patrzeć w ślepia, to rzucam czary! - zauważyła z rozbawieniem i jakimś olbrzymim dystansem do własnej ułomności, obdarzając go podekscytowanym spojrzeniem. Kiwnęła głową, mimowolnie zaczepiając o jego dłoń z siostrzaną chyba opiekuńczością, cieniem wdzięczności. - Rozmowa z Tobą to dla mnie miła odmiana. Przynajmniej nie zaczniesz snuć pełnych seksu scenariuszy, gdy będę tak Cię świdrować. Przyznała z ulgą, dziękując mu chyba trochę tym gestem. Możliwe, że od unikania kontaktu wzrokowego zdziczała trochę mocniej, a ludzie myśleli, że ich nie szanowała. Obiecała przecież jednocześnie Papie, że nie sprawi kłopotów, więc nie mogła tego zmieniać. Obserwowała jego twarz z jakimś oczarowaniem, takim był przystojnym i ślicznym chłopakiem. Jego włosy zdawały się miękkie. - W tych waszych europejskich bajkach to mówi się o tych.. No, nie wojownikach, a księciach. Pewnie jesteś jak taki książę dla dziewczyn. Tak na pewno było, musiał być uosobieniem fantazji, prawda? Może nie tylko damskich, bo przecież oddziaływali niezależnie od płci. Tak się Astrid wydawało. - Nie. Zabiliby ją, gdyby znaleźli lub złożyli w ofierze. Dlatego chyba go nie zabiła po stosunku. Nie wiem, nigdy się tym nie interesowałam, szczerze mówiąc. Wile u was są bardziej bezwzględne? - zapytała z zainteresowaniem, stukając paznokciami o trzymaną w dłoniach butelkę. Chyba o niej zapomniała, bo dawno nie pociągnęła łyka. Ruchem głowy zgarnęła włosy na plecy. - Zbladłeś. Dobrze się czujesz, Eskil? Mnie się bali, część życia babka zabroniła mi wychodzić z podwórka, ale zawsze byłam na dorocznych spotkaniach rodzin i turniejach. Uniosła brew pod wpływem jego zszokowanej twarzy, przekręcając głowę na bok. Nie rozumiał jej? Powiedziała coś złego? Miał dość? Nie była dobra w odczytywaniu emocji, dlatego właśnie ceniła prostolinijność. Nie miała kobiecej intuicji. Westchnęła, patrząc w niebo. Może za dużo informacji dla niego? - Nie ma chyba reguły. Powiedziałabym, że często wybuchałam — zwłaszcza, gdy nauczałam się tutaj w kraju. W tym kamiennym zamku to nie mam za dużo znajomych, więc nie targają mną emocje i skupiam się na innych rzeczach. Bez ludzi jest prościej. Może dlatego są plotki, że powinniśmy być samotnikami? A Ty? Często tracisz zimną krew? Przełknęła ślinę, czując suchość w gardle i pragnienie, które ugasiła prędkim łykiem piwa. Nie było nic złego w porównywaniu się, jeśli miało to pomoc. Wciąż przekręcała trochę słowa, ale to, że chłopak mówił do niej tak wolno i wyraźnie, a przede wszystkim nie poganiał, sprawiało, że komunikacja przebiegała im płynnie. Znacznie poprawiła swój angielski od września.
Eskil Clearwater
Rok Nauki : VI
Wiek : 20
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : wszędzie nosi ze sobą bezdenny plecak; na głowie czapka z daszkiem + kaptur bluzy
To niezwykłe ale gdy ledwie dopadało go rozgoryczenie to Astrid zaraz akcentowała rozmowę w taki sposób, że mimowolnie się uśmiechał tak jak teraz, właśnie w tej sekundzie. - Okaaaay, moja wilowatość jest bardziej widoczna jak już się za nią sporadycznie zabieram. Ale dobrze wiedzieć jak to u ciebie działa. - zadowolony z tej wiedzy wyprostował ramiona i usiadł nieco wygodniej na ławce. Nie miał pojęcia jak długo tutaj już są, a przez noc polarną trudno było określić upływ czasu. Rozmowa z Astrid wydawała się nie mieć satysfakcjonującego końca. Co chwila pojawiał się kolejny aspekt, który należało szybko omówić i porównać. Zerknął na jej smukłą i ciepłą dłoń na swojej, a gdy wspomniała o scenariuszach typowo erotycznych to wybuchł śmiechem, krótkim acz po to, aby ukryć swoje lekkie zakłopotanie. Nie będzie jej przecież mówił, że wylądował w łóżku z chłopakiem ani tego, że nie potrzeba była ku temu żadna cecha wilowatości. Powinien być chyba z tego dumny, co nie? - Masz silniejszą wilowatość a ja chyba aktywniejszą harpię. To dlatego pewnie połowa Hogwartu się będzie do ciebie kleić.- to powiedział już pogodnie, bo wcale mu to nie przeszkadzało, a minęły już czasy kiedy chciał być wiecznie podziwiany i adorowany. Najważniejsze, aby Robin ani Hunter nie robili do niej maślanych oczu bo… bo wtedy się zirytuje! Traktował nich już jako swoich, którymi nie chciał się dzielić, nawet pomimo burzliwej relacji z tym drugim. Wzniósł oczy ku niebu kiedy nazwała go jakimś księciem. To nie było dla niego komplementem skoro w szyderczy sposób był nazywany tak kiedyś przez Huntera. - E tam. Może dla tych młodszych, ale mnie nie obchodzą jakoś bardzo ludzie.- wzruszył ramionami, bagatelizując takie nazewnictwo, które w tym przypadku nie było pozytywnie przyjęte. Westchnął głośno i głęboko, cofnął dłonie i rozmasował nimi swoje policzki, a potem kark. Założył z powrotem czapkę na głowę a wszystkie te przerywniki były mu potrzebne, aby odpowiedzieć na jej dalsze słowa. - W Dolinie Godryka wile są okrutne. - stwierdził po chwili i wykrzywił usta w grymasie. - Kto tam wejdzie na ich teren to cud, jeśli stamtąd wyjdzie żywy. - wyjaśnił, ale nie mówił jej skąd ta bladość policzków. Sama do tego dojdzie jeśli doda dwa do dwóch. Grymas na ustach utrzymywał się cały czas kiedy powiedziała, że ograniczali jej w dzieciństwie swobodę. - Przekichane w taki sposób. Ja bym na twoim miejscu wymykał się gdzie chcę i nie dałbym się trzymać w jednym miejscu. - skomentował, nie potrafiąc sobie wyobrazić jak można zmusić dziecko do dorastania tylko na własnym podwórku. Wsunął kolano na ławkę i usiadł wygodniej, wyobrażając sobie wściekłą Astrid. Ciekawe czy też ma czarne jak noc oczy kiedy ulega deformacji.- To znaczy, że w Hogwarcie będzie ci lepiej. No i super, to fajna szkoła, duża i ciekawa. - gdyby miała solidny problem z "wybuchaniem harpią" to zapewne by została wzięta w opiekę przez opiekuna Gryfonów. Zadrżał na samą myśl, a po chwili znowu wzruszył ramionami i na moment oderwał od niej wzrok bo od intensywności spojrzeń, którymi się wymieniali można byłoby już rozpalić ogień w kominku. Potarł kłykciem powiekę. - Za dzieciaka często, potem był spokój, naprawdę jak się harpia pojawiała raz na dwa miesiące to był szał. A w tym roku jest z tym ciężko bo to podobno hormony mi buzują i takie tam, pierdoły.- mówił niby beznamiętnie, a jednak rzadko komu o tym opowiadał. Raptem Robin, Lucasowi i profesor Dear. Innych nie wtajemniczał w swoje problemy bo z reguły nie zdawali sobie sprawy z ich istnienia ani też nie wykazywali zainteresowania. Astrid znowu była tutaj wyjątkiem. - Ale nie mów nikomu, dobra?- ich spojrzenia znów się skrzyżowały i ponownie powietrze między nimi zadrgało. Tak będzie zawsze? Wow! - Ja o wilowatości nie gadam ot tak, z wszystkimi. Nie chcę by myśleli, że się przechwalam czy co, bo większość ludzi nie rozumie, że to może być ciężkie.- dodał jeszcze i zerknął na jej butelkę z piwem, po którą sięgnął. Uśmiechnął się kącikiem ust kiedy ich palce się o siebie wtedy otarły, a powietrze znowu zadrgało albo mu się już wydaje i ma omamy.
Miała wrażenie, że nie doceniał swojej mocy i samego siebie. Może dlatego, że był młody, może dlatego, że nikt mu nie pokazał — trudno było Astrid znaleźć powód, a nie chciała wypytywać. Pewne dla niej było, że stać go na wiele. Krzyczały o tym, chociażby jego śliczne oczy, wciąż posiadające nutę niewinności. Nie widziała w tym swojej zasługi, w tym uśmiechu, który rozjaśnił smutną lub delikatnie rozgoryczoną wcześniej twarz. Przekręciła głowę na bok, prychając. Nie wyglądała na zadowoloną z faktu bycia obiektem pożądania i prowodyrem mokrych snów. Skrzywiła buzię, stukając palcami w wierzch jego dłoni. - Jesteś w znacznie lepszej sytuacji więc. - nie ugryzła się w język, nawet zabrzmiała na odrobinę zazdrosną. Uważała harpię za coś dobrego. Za część siebie, która była wojownikiem, a tych przecież podziwiał, jednak nie, ona musiała wywoływać spojrzenia pożądania, zamiast strachu. - Moglibyśmy się wiele od siebie nauczyć. Skoro już wiemy o swoim istnieniu, to czy możemy się odnaleźć w zamku? Zaproponowała nieporadnie, mając w spojrzeniu jakieś iskry nadziei. Nie znała Huntera ani Robin, nie znała lepiej właściwie nikogo poza Darrenem i odrobinę Moe, która ostatnio zaszyła się z miotłą i podręcznikiem, zajęta swoim niebieskim ptaszkiem z kapitańską odznaką. Zauważyła, że są po słowie w pewnym sensie. Nie miała też nic złego w księciu, słowo to po prostu kojarzyło się jej z tymi najlepszymi mężczyznami w standardach tej części świata. Rodzina królewska, rodziny czystej krwi — wszystko to było dość istotne w Anglii. Gdyby była tak dobra z czarów, jak z zajęć fizycznych.. Zwilżyła usta, poprawiając materiał kurtki. Nie czuła chłodu, chociaż jasne policzki zdawały się odrobinę zarumienione. Przytaknęła mu o ludziach, bo ją też w gruncie rzeczy nie obchodzili, zwłaszcza że mieli o niej zwykle naprawdę tragiczne zdanie. Gdy opowiadał o tutejszych duchach lasu, brew jej drgnęła. Oczywiście, zdarzały się równie bezwzględne i okrutne sztuki u nich, ale zwykle nie wchodziły ludziom w drogę, chyba że dla prokreacji, bo samców było niewiele. Były to jednak stworzenia dumne i rozumne, w innym przypadku by przecież tatko zginął. - A Ty wchodziłeś? Myślisz, że na nas też by się rzuciły, czy zapach naszej krwi jej powstrzyma? Brzmiała, jakby chciała się o tym przekonać na własnej skórze. Wyszczerzyła się, kiwając głową i dając mu tym samym do zrozumienia, że właśnie postępowała w ten sposób. Nie byli tym zachwyceni, wiele razy dostała w tyłek i budziło to jej harpię, przez co brat czy ojciec mieli kilka blizn. Nie obwiniała ich jednak nie wiedzieli, jak z nią postępować. Kiwnęła głową na jego słowa o szkole, chociaż bez entuzjazmu. Była tam trochę samotna. - Hormony psują, to prawda. - zaczęła, przypominając sobie o najcięższych dla kobiet dniach w miesiącu, gdy wściekała się z byle powodu i najlepiej pomagało jej strzelanie z łuku lub trening z mieczem, gdzie mogła coś rozwalić. Pewnie nie miał lżej. - To Twój sekret? Dobrze, klnę się na Odyna, że zachowam to dla siebie. Nie chciałabym, abyś miał kłopoty Eskilu. To akurat prawda, to zwykle przywilej w ich oczach. Zwłaszcza gdy czasy są tak naelektryzowane seksem i fizycznością. Trochę chyba też się boją uzależnienia od nas. Podała mu butelkę, nie spuszczając z niego wzroku. Zdumiewała ją więź, sznurek, tak szybko plączący ich palce. Jego dotyk był miły, inny od tych, z którymi miała styczność. Niezbyt nachalny, ciepły, ufny. Inny. Pozbawiony strachu. Cała paleta myśli i epitetów norwesko-angielskich przemknęła przez jej głowę w trakcie trwania tego drobnego gestu. Gdy wypił, klepnęła go delikatnie w ramię, pokazując szereg białych zębów w nazbyt optymistycznym uśmiechu. Robiło się coraz później, pewnie musiał wracać. Wstała więc z ławki, wyciągając rękę w jego stronę i gdy znalazł się na nogach, oparła ręce na biodrach. - Chodź, odprowadzę Cię. Robi się późno, niedługo będą mnie szukać. Widzimy się w szkole, tak? Chciała się tylko upewnić, zanim ruszyli we właściwym kierunku, a śnieg trzeszczał pod ich stopami. Na Thora, naprawdę ją zainteresował.
Życie jest pewnego rodzaju wędrówką - trudno było dyskutować zresztą w konieczności przebywania w dość niskich temperaturach. Norwegia pozostawała nadal okryta wieloma tajemnicami, z którymi to mogłeś nie dać sobie rady. Mimo to - kiedy Olivia odeszła - musiałeś tutaj jeszcze przez krótki moment pozostać. A może to zwyczajnie jakaś chęć retrospekcji wydobyła się spod kopuły czaszki, kiedy to nogi powodowały, iż wędrowałeś do przodu, spoglądając na otoczenie? Wiele pytań, tak mało odpowiedzi. Człowiek z łatwością jest w stanie przejść z jednej pozycji do drugiej, odsuwając ludzi bądź przeciwnie, przyczyniając się do poznania ich od znacznie innej strony, bliższej. To od ciebie zależało, jakimi jednostkami się otoczysz - być może ta rozmowa pozwoliła też na zrobienie paru kroków do przodu, aniżeli stania w jednym i tym samym miejscu. Życie zawsze idzie dalej, prawda? Chłód, który uderzał raz po raz po twarzy, nie zachęcał do pozostania na zewnątrz na dłuższy moment. Co prawda mogłeś tym samym jakoś pewne problemy i zagwozdki rozchodzić, ale nadal - im dłużej przebywałeś w otoczeniu natury, tym dłonie bardziej stawały się zimne. Niezależnie od tego, czy paliłeś papierosa, czy też i nie... czułeś, że prędzej czy później czas powrotu do igloo się zbliży. Szedłeś zatem, powoli, być może ostrożnie - a może na kompletnej wyjebce - by dostać się do wioski, w której to znajdowali się inni uczestnicy wycieczki.
Rzuć kostką k6 na zdarzenie losowe:
1, 2 - po drodze nic się nie dzieje. Patrzysz, rozglądasz się, być może grzywka opada Ci na oczy, zmuszając do częstego poprawiania, ale nic poza tym. Co prawda jest trochę zimno, ale nie spotyka Cię nic złego. Możesz odetchnąć z ulgą.
3, 4 - raz po raz idziesz i idziesz, no i cholerny śnieg wpada Ci do butów. Te ewidentnie uległy tym samym jakiemuś uszkodzeniu; podróż w takich warunkach nie jest miła, w związku z czym być może Twoje zdenerwowanie zostaje nieprawidłowo podsycone. Raz po raz - jeżeli nie masz różdżki - musisz się z tym wszystkim zmagać. Jeżeli wylosowałeś 4 - dodatkowo tracisz paczkę fajek, bo... te, kiedy wyciągasz z kieszeni, zwyczajnie się wysypują. To nie jest szczęśliwy dzień...
5, 6 - może nie jest zbyt ciepło, ale koniec końców, kiedy to przechodzisz po parku, Twój umysł opanowuje prosty, aczkolwiek przyjemny spokój. Może nie znajdujesz odpowiedzi na najważniejsze pytania, ale udaje Ci się wewnątrz uspokoić. Spacer po parku jest natomiast pewnego rodzaju odetchnięciem od problemów i taki nastrój utrzymuje Ci się przez kilka następnych chwil.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Olivia odeszła, zostawiając go samego ze swoimi myślami. Nie było to do końca dobre, ale potrzebował poukładać sobie to wszystko w głowie. Wiele się zmieniło w jego życiu od kiedy we wrześniu po raz kolejny przekroczył mury Hogwartu. Miał wrażenie, że wszystko dążyło raczej ku złemu, a on nie potrafił jakoś z tego wybrnąć. Magia powoli stawała się dla niego ciężarem, dlatego też ostatnimi czasy odrzucał różdżkę w kąt, zupełnie nie przejmując się tym, że może kiedyś tego pożałować. Pogrążony w myślach przemierzał alejki parku czując, jak śnieg dostaje się do jego butów, stopniowo coraz mocniej mocząc mu skarpetki i powodując zziębnięcie nóg. Do tego dłonie miał już praktycznie skostniałe, co nie było dziwne skoro, bez przerwy jarał. Szlug za szlugiem rozpalał się, by następnie dostarczyć jego organizmowi potrzebnej nikotyny. Wilgotne kończyny i cała ta sytuacja nie poprawiały mu humoru. Czuł, jak narasta w nim irytacja i bezsilność na niektóre aspekty własnego jestestwa. W końcu panujące warunki zrobiły się na tyle nieprzyjemne, że musiał wracać do igloo. Nie pomyślał nawet o teleportacji. Po prostu spokojnie skierował swoje kroki w stronę swojego tymczasowego zakwaterowania.
//zt
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Nancy A. Williams
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Burza brązowych loków na głowie i uśmiech przyklejony do twarzy, tatuaż z runą algiz na lewej kostce
Słuchając historii Marie czuła narastający smutek. Dziewczyna nie miała lekkiego dzieciństwa, a teraz, zamiast cieszyć się z zasłużonego urlopu, spadały na nią kolejne problemy i zmartwienia. Rodzinne tajemnice mogły wywoływać sprzeczne uczucia. Rozwiązywanie zagadek pozostawionych po krewnych mogło być całkiem ekscytujące, ale wiązało się z ryzykiem odnalezienia prawdy, której czasem lepiej byłoby nie znać. Czy będąc na miejscu blondynki, zostawiłaby tę sprawę nieruszoną? Być może tak, w końcu list nie wzbudził w niej niepokoju, ale przecież nie dotyczył nikogo z Williamsów. Gdyby to jej dziadek zostawił podobną tajemnicę, być może zrodziłyby się w niej równie silne emocje. Nie była pewna, jak by się zachowała, ale w obecnej sytuacji wiedziała, że musi pomóc przyjaciółce. Widząc rosnącą ekscytację Moreau, zapaliła jej się jednak czerwona lampka. Nie tak dawno temu obiecała pomoc Ofelii, przez co ledwo uszły z życiem z Zakazanego Lasu. Czy zagłębianie się w historię zabójstwa, nawet jeśli tylko hipotetycznego, nie zalatywało niebezpiecznym aromatem czarnej magii? Ostatnimi czasy była na nią nieco wyczulona i wcale nie chciała znowu mieć z nią do czynienia. Z drugiej jednak strony nie potrafiłaby odmówić. Z doświadczenia wiedziała, że jeśli nie udzieli pomocy, to Marie pewnie i tak się w to wpakuje, tylko że sama, co byłoby jeszcze bardziej niebezpieczne. - Myślę, że rzeczywiście powinnaś z nią porozmawiać. Jeśli ktoś ma coś wiedzieć na ten temat, to pewnie ona. Zresztą na ten moment i tak nie ma innego tropu. - Przytaknęła, siląc się na uśmiech, ale ciężko było jej ukryć zmartwienie. Rozmowa z babcią nie powinna być co prawda niebezpieczna, ale Marie mogła usłyszeć coś, o czym tak naprawdę wolałaby nie wiedzieć. Kto jednak mógłby się oprzeć zadawaniu pytań w takiej sytuacji... - Tylko... Marie... Jesteś pewna, że chcesz się w to zagłębiać? Nie lepiej zostawić sobie dobre wspomnienia? Niektórych rzeczy lepiej nie wiedzieć. - Wyraziła swoje wątpliwości, chwytając przyjaciółkę za rękę. Zacisnęła palce na jej dłoni, dając tym samym znać, że cokolwiek by się nie działo, ona jej pomoże. Chociaż liczyła na to, że wszystko skończy się na rodzinnej rozmowie...