Jeśli Twoim marzeniem jest obserwacja sów śnieżnych w naturze, to właśnie znalezłeś/aś się w odpowiednim miejscu! To właśnie tutaj zimują te majestatyczne ptaki. Możesz przycupnąć na pieńku w pewnej odległości od ich gniazd i cieszyć oczy tym niesamowitym widokiem. Pamiętaj, żeby uszanować prywatną przestrzeń sów i ich nie niepokoić. Jeśli chciałeś/aś wysłać list, to niestety źle trafiłeś/aś.
Rzuć 1k6, by dowiedzieć się, ile sów śnieżnych udało Ci się zobaczyć. Rzucać kością można raz na wątek.
Sówki:
1 - niestety nie udało Ci dostrzec ani jednej sowy. Jedynie wielki, czarny gawron zamajaczył się na horyzoncie. Może innym razem? 2, 3 - długo musiałeś/aś czekać, ale w końcu udało Ci się zobaczyć jedną sowę śnieżną! 4 - dokładnie dwie sowy kręciły się wokół gniazd. 5, 6 - wow! Masz ogromne szczęście! Całe stado sów śnieżnych akurat zebrało się w Sowim Zakątku. Jest ich co najmniej tuzin.
Autor
Wiadomość
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Pozycja: MIOTŁA Para:@Maximilian Felix Solberg Punkty prędkości: 51 + 20 = 71 Punkty z GM: Eee 2 chyba, nic mi nie dają XD Przerzuty: jeszcze czego
No otrzymanie laczkiem w ryj (czy czymkolwiek innym - nie zarejestrował biedny chłop) nie należało do przyjemności, ale skutecznie postawiło go na nogi, w związku z czym po dłuższej chwili spędzonej w łazience był gotów wyjść z igloo. Bez żadnych ochraniaczy, bez niczego, bo przecież w taki sprzęt nie inwestował, w związku z czym niespecjalnie miał jak go wziąć. Chyba że magicznie by go sobie wyczarował, niemniej jednak to przekraczało poza jego obecne możliwości i zdolności. Nawet jeżeli czuł się lepiej, nawet jeżeli wyglądał lepiej, to nadal - długaśne spanie nie sprzyjało jego umiejętnościom organizacyjnym. Dlatego nie zdołał sobie załatwić żadnej, skutecznej ochrony... no cóż. Najwyżej spotka go bardzo przyjemna namiastka miłości z potencjalnym tłuczkiem, który postanowi polecieć prosto na jego twarz. A to, że jest bolesna, to chyba każdy wie i każdy jest tego świadom. Szedł zatem, rozmyślając głęboko nad paroma kwestiami powiązanymi z jego nowym eliksirem. Owszem, jeszcze niczego nie zdołał zrobić, niemniej jednak po tym okresie stagnacji, kiedy to przyglądał się dymowi z papierosa elektronicznego, musiał coś ze sobą zrobić. Pierdolić wszystko, jakoby zapoznając się z językiem ciała, wziąć po prostu wszystko. A skoro otrzymał natchnienie, trzeba było zrobić jakieś plany - jakiekolwiek. Dlatego, po powrocie do Hogwartu, zamierzał skorzystać ze znajdującego się tam, zakurzonego sprzętu, który to tylko czekał na to, aż będzie można z niego ponownie jakkolwiek czerpać korzyści. Był w stanie się poświęcić pod tym względem, w związku z czym liczył skrupulatnie odłożone galeony, czekając na kolejną wypłatę. Na słowa, które to powiedział Max, rozwalił jego fryzurę - po prostu. Skierował dłoń, zatopił palce, rozpierdzielił wszystko, zakładając na własną głowę kaptur. - Stary, nie jesteś mi niczego winien, weź przestań. - wzruszył ramionami i powiedział, mimo doboru słów, przyjaźnie. Kiedy to wziął kolejnego bucha, jakoby zastanawiając się nad tym, dlaczego ten dziękuje i dlaczego ten oferuje zdolność wykonania potencjalnie istniejącej przysługi. Sądził, że od miesięcy znajomości, które to posiadają na koncie, po prostu coś takiego poszło w odstawkę. A najwidoczniej wszystko zdawało się mieć kompletnie inne tory, dlatego nie bez powodu podniósł brwi do góry, jakoby zadając nieme pytanie, cisnące się na usta. To jednak nie wydostało się - czekało na inny, dogodny moment. - Symulator Fabiena... chyba tak miał na imię? No, ten ślepy z Ravenclawu. - zaśmiał się, sprzedając mu tym samym kuśtykca. Sam niespecjalnie znał skład Kruczków, w związku z czym nie bez powodu zadał takie pytanie. Ale coś tam było i obiło mu się o uszy, kiedy to krążył ostatnio na okrągło wokół plotek, które jednak miał w dupie. Bo te prędzej czuły jego nogę we własnej dupie; mimo to wolał pewne rzeczy zweryfikować. Gdyż ostatnio Obserwator walił rzeczami niestworzonymi. Sam nawet nie wiedział, na jakim gruncie obecnie stoją. - Standardowo, co? - zapytał się, kiedy to poczuł nikotynowy zastrzyk. O dziwo, mimo zmęczenia, czuł się w miarę dobrze. Może ostatnie dni nie były dla niego najlepsze, ale z jego postawy można było wyczuć dziwną pewność siebie, bardzo nietypową jak na niego. Wina inspiracji i znalezienia kolejnego celu zdawała się jednak przejmować kontrolę. - To znaczy, chodzi mi o różdżkę. Praktycznie w ogóle jej nie nosisz ze sobą. - nie osądzał; nie miał prawa, kiedy to samemu łamał obecnie szkolny regulamin, ale miał na to kompletnie wylane. Niedługo jednak po tych słowach, które to rozbrzmiały w eterze własnych rozmyślań, powiązanych z nowym wywarem, schował urządzenie do kieszeni. Kto wie, może mugolska technika przetrwa i wytrwa przez to, co przyszykowała dla nich Pani Kapitan. A raczej sądził, że zbyt szybko się z tego tak nie odratują - zważywszy w szczególności na ich szczęście, a raczej jego brak. - Mhm... - mruknąwszy, spojrzał czekoladowymi tęczówkami w jego stronę, kiedy to tak się opierał, biorąc głęboki wdech i wpatrując się w obłoczek, który od razu zniknął. Temperatura na zewnątrz nie była najlepsza, sam natomiast nie przepadał za chłodem, ale koniec końców był w stanie zdzierżyć naprawdę wiele. Jak to miał w zwyczaju, dzień bez stanu agonalnego to dzień stracony... czy jakoś tak. - Ja się nie interesuję, ja się tylko grzecznie pytam. - posłał mu podstępny uśmieszek, przepełniony znowu tą dziwną pewnością siebie, kiedy to Solberg zadał to pytanie. Dość szybko jednak spoważniał. - Mam pomysł na pewne gówno. - ponownie wypowiedział, lecz trochę ciszej, jakoby nie chcąc, by wszyscy się o tym dowiedzieli. Choć pomysł mógł mieć, to było znacznie gorzej z jego realizacją; za eliksirami niespecjalnie przepadał, choć te uzdrowicielskie nigdy nie sprawiały mu żadnego problemu. Niedługo po tym przyszła jednak Nancy, oferując im niesamowitą zabawę w postaci wyścigu saneczkowego. Co jak co, ale to zdawało się być bardziej intrygujące od nudnego wrzucania kafli to pętli, w związku z czym Lowell, mimo podkrążonych oczu, zdawał się trochę pobudzić; zawsze lubił te niekonwencjonalne metody nauki czegoś. A skoro mieli się przy tym nieźle zabawić, nie czuł się tak, jakby zaraz miał zezgonować. Na całe szczęście, wszak ilość wydarzeń niesprzyjających zdawała się powiększać z dnia na dzień, choć ostatnio było w miarę stabilnie. Dlatego nie bez powodu spojrzał porozumiewawczo na kumpla, doskonale zdając sobie sprawę z tego, iż wprowadzenie kolejnego rozpierdolu wpisane jest w ich harmonogram. - O, zajebiście. - mruknął pod nosem, biorąc od razu miotłę, by zająć na niej wygodnie pozycję. Przed wyruszeniem jednak w wyścig odwrócił się do Maximiliana i odsalutował mu, jakoby chcąc tym samym oddać hołd. I pokazał tym samym język, spoglądając uważnie w jego stronę, choć z widocznym rozbawieniem. - No, naczelny pałkarzu Slytherinu - pała nie tylko do dupy służy. Pokaż, jak nią wymachujesz i każesz spierdalać tłuczkom. - zaśmiawszy się, miał ochotę odpalić kolejnego papierosa, niemniej jednak, kiedy wszystko było gotowe, wyruszył do przodu, wraz z wiatrem, który sprzyjał. I może nie zaczął zbyt dobrze na samym początku, co nie zmienia faktu, iż aerodynamika, lekkość osób na pokładzie i być może doświadczenie z prowadzenia Ogniomiota odbiło się na ostatecznym wyniku.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Pozycja: SANKI Para:@Felinus Faolán Lowell Atakujące tłuczki6 - 3 tłuczkia jakby inaczej Obrona:6,5,5 --> po przerzutach 6,4,4 (bronię wszystko O_O ) Punkty prędkości: nadal 71 Punkty z GM: 40 Przerzuty: 2/4
Długie spanie puchona nieco zastanawiało Maxa, ale też było mu dość mocno na rękę, gdyż ten nie miał pojęcia, jak mało wypoczynku wciąż był w stanie uzyskać Solberg. Jako że tematu raczej nie poruszali, a ślizgon trzymał wersję, że wszystko jest w porządku, po prostu korzystał z takiego stanu rzeczy. Dziś jednak musiał wyrwać Lowella z łóżka, bo sam przecież nie mógł wbić na trening. I przede wszystkim nie chciał. Mimo pozornego spokoju wciąż stresował go powrót do normalności, a co za tym szło powoli zaczynał mimo wszystko zachowywać się niezbyt naturalnie czego efektem było chociażby poczucie tego, że po prostu musi jakoś Felkowi tę niewygodę związaną z udziałem w treningu wynagrodzić. Nie skomentował więc jego zapewnienia wiedząc, że i tak nie zmieni to niczego i jakby nigdy nic po prostu stawiał kolejne kroki w kierunku miejsca zbiórki. -Ten to był hitem, chociaż uważam, że wypuszczanie jasnowidza na boisko jest lekkim oszustwem. Nawet, jeżeli ten jest niewidomy. - Zaśmiał się bo doskonale pamiętał tamten mecz, który krukoni wygrali. Był pewien, że to jedno z tych spotkań, które na zawsze zapisze się na kartach szkolnych rozgrywek. -No tak. Tak jakoś mi z nią nie po drodze ostatnio. - Początkowo sam nie wiedział, dlaczego te ferie w większości spędza porzucając swoją różdżkę w kąt. Zrozumiał jednak, że tak naprawdę po prostu brakuje mu mugolskiego życia. Był zmęczony magicznym światem, który wciąż rzucał mu kłody pod nogi, a sam Max nawet nie potrafił zbyt dobrze korzystać ze swojego daru, by się przed nimi bronić. Potrzebował trochę normalności. Zapomnienia i zostawienia za sobą całego tego magicznego burdelu, choć nie było to tak całkowicie możliwe. Nie tutaj, nie w otoczeniu tych ludzi i przede wszystkim nie dopóki wciąż był oficjalnie uczniem Hogwartu. Spojrzał podejrzanie na Felka, gdy ten zaprzeczył jakoby interesował się eliksirami. Wcześniejsze pytanie jasno wskazywało na co innego, dlatego też z ulgą przyjął wyjaśnienie, które nastąpiło zaraz potem. -Pewne gówno? Zdradzisz cokolwiek, czy będziesz mnie trzymał w niepewności? - Żywo zainteresował się, bo przecież w końcu rozmawiali o jego dziedzinie. Sam chciał zabrać się do pracy nad kolejną miksturą, której zarys wymyślił już dawno temu, jednak wciąż miał obawy. Wolał najpierw dokończyć syreni eliksir i sprawdzić, czy w ogóle nadaje się do czegokolwiek jako eliksirowar, niż zabierać się za projekt, który po chwili wyląduje w koszu. Dyskusję przerwała jednak Nancy, która pojawiła się, by wytłumaczyć im na czym będzie polegał dzisiejszy trening. Max z ulgą przyjął taką formę, która wydawała mu się być dość dobrze skrojona na jego obecne siły. Sam nie miał zbytnich preferencji co do tego, czy będzie pierwszy kierowcą, czy pałkarzem, więc zostawił tę decyzję Felkowi. -No to się jeszcze okaże. Jak dostanę raz czy drugi w ryj, to może faktycznie zacznę używać jej do dupy. - Zażartował, zapinając sobie na głowie kask, bo nadal jednak wolał nie słyszeć żadnych wyrzutów związanych ze swoją bezmyślnością podczas zabawy z tłuczkami. -No to Wio! - Krzyknął do Lowella i rozpoczęli ten cudowny wyścig. Początkowo nie było najgorzej, ale w końcu tłuczki zaczęły atakować. Pierwszego Max odbił praktycznie bez wysiłku, posyłając gdzieś w bok. Kolejny wziął go lekko z zaskoczenia, ale widać ślizgon nie stracił aż tak na refleksie i również nie dał się pokiereszować ciężką, rozpędzoną piłką. Na trzeciego tłuczka był gotów jak nigdy i z pełnym impetem wysłał go gdzieś za siebie. Każde odbicie starał się wystosować tak, jak przykazał mu Antosha i efekty było widać. Sam dziwił się, że ani razu nie oberwał w ryj. -No to chyba przeżyłem. - Krzyknął do Felka, gdy ten powoli kończył trasę. Na szczęście on też nie oberwał żadną piłką i nawet nie leciał tak wolno, więc ostatecznie uzyskali dość dobry wynik. -Nie myśl mi nawet, że wskoczysz na sanki bez ochraniaczy! - Zagroził puchonowi wiedząc, że niedługo role będą musiały się odwrócić. Był gotów podzielić się swoim ekwipunkiem. Miał nadzieję, że Lowell nie pośle tłuczka prosto w tył jego głowy i nie będzie musiał tej decyzji żałować.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
William S. Fitzgerald
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 183,5 cm
C. szczególne : tatuaże: motyw quidditchowy na lewym ramieniu, czaszka wężna na prawej piersi i runa Algiz po wewnętrznej stronie lewego przedramienia | amulet z jemioły zawsze na szyi
Pozycja: MIOTŁA Para:@Aleksandra Krawczyk Punkty prędkości: po przerzutach 65 + 10 (1 na k6) = 75 Punkty z GM: 113 (z runą Algiz) Przerzuty: 2/11 c':
Nie ma co, to się nazywa doskonale wykorzystany element zaskoczenia – nim dziewczyna w ogóle zaskoczyła i zorientowała się w sytuacji, sam zdążył mocno wysforować się na przód, zdobywając nad nią znaczną przewagę. Na tyle, że nie miała szans go doścignąć i na miejscu zbiórki pojawiła się ładną chwilę po nim. — A już się zaczynałem zastanawiać czy cię gdzieś po drodze nie zgubiłem. — Błysnął zębami, gdy tylko znalazła się przy nim i zeskoczyła na ziemię, by następnie przewrócić ślepiami w reakcji na jej słowa, wciąż jednak w akompaniamencie szerokiego wyszczerzu. — Beznadziejny, bo przegrałaś? — stwierdził z rozbawieniem, obdarzając ją przy tym zawadiackim uśmiechem. Pokręcił nieznacznie głową, podtrzymując ten sam wyraz twarzy, gdy usiłowała się doszukać potencjalnej przyczyny swojego niepowodzenia. — A teraz to zwyczajnie szukasz dziury w całym, byłem lepszy, pogódź się z tym. Już nie mogę się doczekać swojej nagrody. — Poruszył wymownie brwiami, po czym wreszcie objął spojrzeniem innych przybyłych, dostrzegając wśród obecnej grupki liczne znajome twarze, które pozdrowił zbiorowym salutem. Wreszcie na miejscu pojawiła się także puchońska pani kapitan we własnej osobie, taszcząc ze sobą miotły oraz ciągnąc… sanki. Nie da się zaprzeczyć, że poczuł się całkiem zaintrygowany tym co też Williams postanowiła im dziś zaserwować w ramach tego feryjnego treningu. Po zarządzeniu szybkiej rozgrzewki przedstawiła im plan, a Ślizgon aż się uśmiechnął na wieść o wyścigu miotlarskich zaprzęgów. Brzmiało to w końcu na całkiem dobrą zabawę! — Dobra, wskakuj na razie na sanki, ja porobię za twojego rumaka — oznajmił z głupawym uśmiechem, rzucając w kierunku Oli atrybut pałkarza. Na dłuższą metę podział ról i tak nie miał znaczenia, bo wedle słów Nans i tak potem mieli się nimi zmienić. — Gotowa? — zapytał zerkając za siebie, gdy samemu usadowił się na miotle i upewnił, że wszystko mocno trzyma. Na sygnał do startu od razu wypruł do przodu, nadając całkiem przyzwoite tempo, a żadna z postawionych na trasie wyścigu przeszkód nie stanowiła dlań większego wyzwania – śnieżne zaspy, drzewa, latające wokół sowy czy kręcący się ludzie, absolutnie nic. Wszystko pokonywał gładko i bez żadnych problemów.
Freddie Moses
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : luźne ubrania | wzrost | miętówki | kolorowy tatuaż z mieniącymi się gwiazdami na całym przedramieniu
Pozycja: MIOTŁA Para:@Julia Brooks Punkty prędkości:60 - 20 = 40 Punkty z GM: jakoś za mało na cokolwiek Przerzuty: -
- Co ty kurwa, masz wątki do mojej kurtki? - pytam rozbawiona, że Brooks postanowiła wyśmiać moją stylówkę. Ze zdziwieniem też słyszę jej nowości o sowach. - Napierdalałyście sowy? - pytam zdumiona i zanim cokolwiek nie zdążę dodać, przychodzi do nas Viola; już chce robić wyrzuty, że czemu ze mną po prostu nie przyszła skoro jesteśmy razem w igloo, ale ta podsuwa mi prezencik, chyba bez okazji. - Kurwa, mordo, ty to jednak jesteś złota kobieta - mówię i klepię z czułością Strauss po ramieniu. Oczywiście moja czułość zawsze zawierała znacznie więcej siły niż by zazwyczaj wypadało. Zanim przychodzi Nancy, ja mruczę jakieś zaraz przyjdę do Krukonek i biegnę do koleżanki z drużyny. - Krawczyk! - krzyczę (pewnie śmiesznie, ale takie nazwisko) do @Aleksandra Krawczyk i podbiegam do niej na chwilę. - Sorry, że cię jebłam na morsotece, ze mnie czasem taki prostak niewychowany i nie wiedziałam, że to ty. Dopiero jak Callahan się później obsrał z radości, że staranowałam dziewczynę Fitzgeralda ogarnęłam, kim jesteś. Chyba średnio się lubią panowie? Ale nieważne, serio niespecjalnie, miła morda z ciebie - mówię i klepię mocno po chudym ramieniu dziewczynę, by wyrazić swoją skruchę i już po chwili biec ze słowami nakurwiamy! w stronę Julki, kiedy w końcu dostaję miotłę od najładniejszej z Williamsów. Oczywiście mojej partnerce idzie doskonale. Mi - nie. Nigdy nie byłam mistrzem mioteł i jestem tu raczej z niedoboru w drużynie, nie zaś pasji. A ponieważ jestem nierozsądna i niewiele myślę, tylko robię, pruję do przodu ze śmiechem, niczym się nie przejmując. No dopóki nie widzę, że wpierdalamy się na drzewo, nie krzyczę, próbuję hamować, a sanki hamulców nie mają jak miotły i Julka ląduje prosto na mnie i obie lądujemy w śniegu. Śmieję się i szczerzę na te tarzanki, zamiast specjalnie przejmować. - Złaś ze mnie, grubasie - mówię szukając miotły i próbując zwalić z siebie Julkę.
Marie R. Moreau
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 173 cm
C. szczególne : znamię w kształcie półksiężyca na prawym nadgarstku, słyszalny francuski akcent
Pozycja: SANKI Para:@Adrian Von Neuhoff Atakujące tłuczki3 - no nie ma to jak szczęście - mamy 3 tłuczki Obrona:kostki - pierwszy tłuczek - udana, drugi - nieudana, trzeci - udana Punkty prędkości: -20pkt Punkty z GM: 0 Przerzuty: 0/0
Zaraz kiedy usłyszała na czym będzie polegał dzisiejszy trening zdecydowała, że to ona zajmie pozycję na sankach. Czemu? Nie chciała ryzykować tak bliskiego spotkania z miotłą na pierwszym treningu. Dodatkowo zauważyła, że chłopak, z którym miała dzisiaj współpracować miał już miotłę co uznała za zgodę na zajęcie przez niego właśnie tej pozycji. Uśmiechnęła się do niego co w ostatnim czasie było dla niej nietypowe przez przytłaczającą ilość rozmyślań - głównie dotyczących listu i brata. Teraz jednak nie na to czas. Musiała się skupić na treningu. Wsiadła na sanki przyglądając się chłopakowi, który właśnie dosiadał miotły. Po chwili ruszyli, a Marie skupiła się na wypatrywaniu tłuczków. To akurat nie było trudne, zważając na jej dobry wzrok i refleks - właśnie dlatego została szukającą. Wolała też nie mieszać się w często agresywne zagrywki. Dostrzegła szybko lecący w jej stronę tłuczek, pierwszy udało się jej odbić, ale drugiego, który nadleciał zaraz później już nie. Poczuła jak sanki odrzuca w bok, jednak oprócz straty w szybkości nie zauważyła żadnych innych obrażeń. Skupiła się jeszcze mocniej, nie chcąc ponownie dać się zaskoczyć przez latające piłki.
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Pozycja: MIOTŁA Para:@Nancy A. Williams Punkty prędkości:100+ 10, bo niszczę dziecięce marzenia Punkty z GM: 127 Przerzuty: 7/12
Mruknęła jedynie coś w odpowiedzi na przywitanie Brooks i powstrzymała się już o od komentarzy typu pytasz dzika czy sra w lesie? Chyba oczywistym było, że jeśli gdzieś odbywał się jakiś trening to musiała brać w nim udział, a już na pewno w tych krukońskich i puchońskich. Wysłuchała jedynie słów Nancy, gdy ta już przybyła na miejsce z małym poślizgiem i zaczęła im tłumaczyć na czym też będzie polegało ich zadanie. Jakoś niespecjalnie zdziwiło ją to, że Nancy wybrała ją na to, by jej towarzyszyła w wykonywaniu tego zadania. - To która pierwsza na miotłę? - spytała jedynie, podchodząc bliżej pani kapitan. W tej chwili była skupiona głównie na treningu i niczym więcej. To w tej chwili było najważniejsze i nie zamierzała dopuścić do tego, by cokolwiek w tej chwili miało miejsce między nimi wpłynęło ostatecznie na kształt tej współpracy i ich formę. Ostatecznie jedynie wsiadła na swojego Nimbusa zgodnie z poleceniem Williams, upewniwszy się uprzednio czy na pewno dobrze przywiązała do niego sanki po czym wzbiła się w powietrze na niewielką wysokość, aby jakoś pociągnąć ten zaprzęg. Nie zamierzała szczędzić miotły i chciała wykorzystać w pełni jej możliwości. Dlatego też w pełni skorzystała z tego, co ta miała jej do zaoferowania. Chwyciła mocno jej trzonek i nie szczędziła szybkości, pędząc przez zaśnieżoną polanę jak sam szatan. I nic nie mogło stanąć jej na drodze... Poza pewnym uroczym bałwankiem i rzeszą dzieci. Niestety, ale czasem trzeba coś poświęcić dla Quidditcha i w tym przypadku był to śnieżny człowiek, w którego Strauss wleciała z impetem, całe szczęście nie tracąc przy tym jakoś szczególnie prędkości. Cóż szło im to naprawdę świetnie.
Pozycja: SANKI Para: Narcyz Bez Atakujące tłuczki4, czyli 2 tłuczki Obrona:4 i 4, obie obrony udane Punkty prędkości: eee trzeba sprawdzić u Cyza Punkty z GM: 1 Przerzuty: 0/0
W pewnym momencie po prostu zaczynam pałętać się po wysepce tak trochę bez celu, żeby tylko zobaczyć jak najwięcej, ale nie wpaść przypadkiem na wielką grupę biegających po górach turystów, bo kilka dni temu prawie sobie kostki powykręcałem, kiedy dałem się naciągnąć na tę niezwykłą rozrywkę. I jestem całkiem przekonany, że kompletnie nie mam już ochoty teraz na żadne sporty i planuję odpocząć, zanim podczas nowego semestru nie zostanę z powrotem wciągnięty na miotłę... a jednak wystarcza chwila nieuwagi, bym nagle stał się żywym drogowskazem, kierującym właśnie na treningi quidditchowe. - Narcyz! - Przytakuję mu wesoło, ale muszę się trochę zastanowić o jaki sowi kąt mu chodzi. I jeśli jeszcze chwilę temu zamierzałem się bezczelnie obijać, tak teraz już wiem, że muszę spróbować się wcisnąć na trening Nancy, bo czemu nie? Prowadzę Puchona do sowiego zakątka, może tylko trochę nadkładając nam drogi przez również nieidealną orientację. - To co? Poręczysz za mnie, że też jestem z Hufflepuffu? - Zagaduję go, ale Nancy chyba nie ma problemu z obcymi i w dodatku zaraz trafiam do pary z Cyzem, który pewnie jeszcze nie wiedział, że nie jest wcale tak łatwo się mnie pozbyć. - Aż wstyd przyznać ile nie jeździłem na sankach - wzdycham z zachwytem, upewniając się jeszcze na szybko, że chłopak nie ma problemu z proponowanymi przeze mnie pozycjami - mam już trochę doświadczenia z pałką w ręku i z dużą dozą ekscytacji rozglądam się za tłuczkami. Kiedy odbijam pierwszą piłkę, czuję się sporym szczęściarzem, ale przy drugiej zaczynam już zastanawiać się, czy to może nie jest wrodzony talent. - Wygramy tooo! - Pieję do mojego partnera, chociaż prawda jest taka, że przez całą trasę kompletnie nie zwracam uwagi ani na naszą prędkość, ani wszystkich dookoła, interesując się jedynie tłuczkami.
Narcyz Bez
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 178
C. szczególne : Wiecznie goszczący na ustach uśmiech, twarda angielska wymowa z wyraźnymi końcówkami
Pozycja: MIOTŁA Para:@Kai I. S. Snowflake Punkty prędkości:27 - 25 = 2 Punkty z GM: 4 Przerzuty: 0/0
Pytałem Cię jedynie o drogę, Ty zamiast tego postanawiasz odstawić mnie osobiście na miejsce treningu - co jest tak bardzo miłe, że nie mam pojęcia, jak Ci powiedzieć, że nie jestem pewny, czy Nancy będzie chciała, żebyś uczestniczył w naszym treningu. Więc oczywiście nie mówię nic, usprawiedliwiając się, że kapitan Puchonów nie wydaje się osobą, która kogokolwiek by wyrzuciła. W głowie przygotowuję ewentualne przeprosiny... Które wcale nie są potrzebne, tak jak i moje poręczanie. Uśmiecham się lekko, jeszcze nie wiedząc, czy to dobrze, że będziesz moją parą, szczególnie kiedy Nancy zaczyna wręczać pałki - a umówmy się, przekonałem się już, że nie umiem unikać śnieżek, a co dopiero tłuczków. - Ja też, w Polsce nie mamy zbyt śniegowych zim. Już. - Nie mam problemu z tym, żeby w pierwszej kolejności wsiąść na miotłę, taki podział wydaje się nawet bardziej naturalny. Wyrywam się na znak startu, ale wielkie oczekiwania zderzają się z rzeczywistością - a sanki zamiast ruszyć z kopyta nawet pociągają mnie na początku trochę do tyłu i dopiero potem z ociąganiem zaczynają sunąc po śniegu. Mówię sobie, że to nic, że musimy złapać rytm i zaraz dogonimy tych, którzy mieli lepszy start. Tyle że miotła nie chce mnie słuchać i nawet kiedy się pochylam niżej, próbując zmniejszyć opór, niemal słyszę jej jęk protestu. Pokrzykujesz coś, że mamy szansę wygrać - nie wiem skąd w Tobie tyle wiary, więc tylko się śmieję. Kątem oka widzę, że ktoś wlecze się jeszcze za nami i obiecuję sobie, że przynajmniej nie będziemy ostatni. - Trzymaj się! - Pokrzykuję do Ciebie, zapowiadając to nieznaczne przyspieszenie, którego próbuję się podjąć, byle utrzymać tę chyba przedostatnią pozycję. Umyka mi, że robię to tuż przed zakrętem - i o ile moja miotła wykręca w ostatniej chwili, tak sanki nie nadążają. - Omójbożeprzepraszam! - wołam zmartwiony i przestraszony jednocześnie, przechodząc naturalnie na ojczysty język. Potrząsam więc głową, ale nie zeskakuję z miotły, by Ci pomóc. Mam nadzieję, że sam się pozbierasz i to szybko. - Ty możesz jechać? Lecz nawet jeśli możesz, w tym wyścigu już jesteśmy skreśleni; wiem że nie dam rady ponownie osiągnąć sensownej prędkości, tym bardziej, że chyba nawet nie chcę? Twój upadek zasiał w moim umyśle wątpliwość, co do moich umiejętności i zamierzam dokończyć ten wyścig z poszanowaniem dla Twojego ciała.
Nancy A. Williams
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Burza brązowych loków na głowie i uśmiech przyklejony do twarzy, tatuaż z runą algiz na lewej kostce
Pozycja: SANKI Para:@Violetta Strauss Atakujące tłuczki6 -> 3 tłuczki Obrona:3, 2, 2 przerzucam 3 na 2 Punkty prędkości: 110 Punkty z GM: 84 Przerzuty: 7/8
Już od dawna chciała porozmawiać z Violą, ale wciąż nie miały ku temu okazji. Zamierzała jednak zachować resztki profesjonalizmu, upakować wszystkie pytania i pogmatwane emocje gdzieś głęboko w kieszeni i całkowicie skupić się na treningu. I może powinna wcisnąć Violę do innej pary, bo to, że bardzo dobrze współpracowały ze sobą na boisku, to było wiadomo, a Williams miała problemy ze skupieniem kiedy dochodziło do rywalizacji między nimi. Nie mogła jednak sobie odmówić tej chwili przyjemności. Zaproponowała Violce, żeby ta zaczęła od miotły, a sama wskoczyła na sanki, by zająć się tłuczkami. Szło im naprawdę nieźle, ścigająca Krukonów mknęła przed siebie zupełnie jakby nie miała przyczepionej do ogona Puchońskiej kapitan. Tłuczki im zdecydowanie nie ułatwiały, ale Nancy z powodzeniem odbijała wszystkie po kolei i dopiero kiedy wjechały w gromadkę dzieci, zorientowała się, jak głupim pomysłem było wypuszczenie tych piekielnych kul w tej okolicy. Tak się tym przejęła, że nawet nie zdążyła krzyknąć, kiedy Strauss wjechała prosto w ogromnego bałwana, nad którym ktoś musiał spędzić masę czasu... - Ej, ale tego bałwana to mogłaś ominąć i tak byłyśmy na prowadzeniu! - Musiała chwilę pomarudzić, kiedy po zakończonej pętli zmieniały się pozycjami i zaraz wskoczyła na miotłę, by nie tracić zyskanego przez Violę czasu.
Po pierwszym okrążeniu zamieniacie się miejscami: miotlarz sankuje, saneczkarz miotłuje! Następuje jednak jeszcze jedna zmiana, teraz saneczkarze zamiast pałek otrzymują 3 kafle, a na trasie pojawiają się pętle.
Mechanika:
Miotlarz:
1. Rzut k100 na prędkość - im więcej tym lepiej!
2. Rzut k6 na dodatkowe efekty: 1 - Nie przykładasz zbytniej uwagi do obserwacji podłoża, prawda? Niby nie ma co się dziwić, ostatecznie lecisz nad ziemią, ale twój partner z pewnością byłby szczęśliwszy, gdybyś ominął tę dziurę na środku trasy… Na szczęście obeszło się bez wywrotki, ale musieliście nieco zwolnić, by opanować sanie. (-15 punktów prędkości)
2 - Lecisz sobie spokojnie, nieźle ci idzie, aż tu w pewnym momencie coś zimnego trafia w twoją twarz. Na szczęście tym razem nie jest to tłuczek, a śnieżka posłana przez dzieciaki bawiące się w pobliżu (chyba są złe, bo ktoś im zniszczył bałwana…). Pierwszy pocisk był tylko zwiastunem kolejnych, przez co musisz nieco zwolnić, bo śnieg w oczach zdecydowanie nie pomaga w obraniu prawidłowego kierunku. (-10 pkt punktów prędkości)
3 - Udało ci się już zobaczyć śnieżną sowę? Jeśli nie, to właśnie masz ku temu okazję! Jedna z nich leci wprost na ciebie! Chyba nie jest zadowolona z zamieszania, które odbywa się na polanie… Możesz zjechać jej z drogi i spróbować uciec (-10 punktów prędkości), albo jechać dalej prosto, ryzykując bliskie spotkanie z ptaszyskiem. (ponownie rzuć kością k6:
Spoiler:
parzysta: Sowa daje za wygraną i w ostatniej chwili zbacza z kursu, a ty możesz swobodnie jechać dalej (+10 punktów prędkości) nieparzysta: Kiedy widzisz wielkie pazury tuż przed swoją twarzą jest już trochę za późno na reakcję. Może i nie straciłeś prędkości, ale dwie wielkie rysy na twarzy będą ci towarzyszyć jeszcze jakiś czas…
4 - Mkniesz przed siebie, z trudem ciągnąc sanki po świeżym, miękkim śniegu. Z lewej strony, w cieniu drzew dostrzegasz błysk, który może świadczyć o oblodzeniu. Może nie jest to zbyt odpowiedzialne, rozwiązanie, ale skręcasz w tamtym kierunku, a sanki chociaż początkowo wypadły nieco z kursu, to ostatecznie znacznie przyspieszyły! (+15 punktów prędkości)
5 - Wszystko idzie całkiem dobrze, ale zawsze mogłoby być lepiej, prawda? Rozglądasz się dookoła, szukając możliwości przyspieszenia i zauważasz wąską ścieżkę pomiędzy drzewami. Ryzykujesz i skręcasz w tamta stronę w ostatniej chwili. Kiedy zgarniasz na siebie śnieg z kolejnych gałęzi tracisz wiarę w to, że był to dobry pomysł, ale kiedy wyjeżdżasz z powrotem na trasę, okazuje się, że jesteś dużo dalej niż można by się było spodziewać! To był całkiem niezły skrót! (+25 punktów prędkości
6 - Widzisz przed sobą górkę, którą możesz spokojnie ominąć. Tylko, że ty nie masz czasu, ty jedziesz po wygraną, dlatego postanawiasz postawić wszystko na jedną kartę i lecieć na wprost. Rozpędzasz się ile sił w miotle i na górce podrywasz sanki w powietrze. Jakimś cudem obeszło się bez ofiar! (+10 punktów prędkości)
Saneczkarz:
1. Rzut k6 na rzut na pętlę 1 - 0 trafień 2-3 - 1 kafel trafia w pętlę 4-5 - 2 kafle trafiają 6 - 3 kafle trafiają Za każdy nietrafiony kafel -20 do czasu.
2. Na każdy nietrafiony kafel można rzucić 1k6 , aby zobaczyć co poszło nie tak: Parzysta Kafel mija się z pętlą, a ty możesz pogodzić się ze swoją kiepską celnością, albo zwalić na to, że twój partner jedzie zbyt szybko. Nieparzysta No jak to miało tam dolecieć? Zdecydowanie za mało siły!
<zg>Pozycja:</zg> MIOTŁA <zg>Para:</zg> <zg>Punkty prędkości:</zg> ETAP I + ETAP II <zg>Punkty z GM:</zg> <zg> Przerzuty:</zg> pozostałe/wykorzystane
Saneczkarz:
Kod:
<zg>Pozycja:</zg> SANKI <zg>Para:</zg> <zg>Rzuty na pętle</zg> kostka <zg>Punkty prędkości:</zg> ETAP I + ETAP II <zg>Punkty z GM:</zg> <zg> Przerzuty:</zg> pozostałe/wykorzystane
Czas na odpis do 11.03 godz. 22:00 , ale ze względu na mecz, Kruki i Węże postaram się rozliczyć do soboty, o ile wrzucicie swój post z etapem. Reszta, o ile nikt nie ma nic przeciwko, dostanie punkty po zakończeniu treningu. W razie pytań/uwag/zażaleń prosze pisać na pw lub disco: ElKama#5634
Marie R. Moreau
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 173 cm
C. szczególne : znamię w kształcie półksiężyca na prawym nadgarstku, słyszalny francuski akcent
Pozycja: MIOTŁA Para:@Adrian Von Neuhoff Punkty prędkości: -4 (etap 1) + 6 = 2 Punkty z GM: 0 Przerzuty: 0/0
Po swojej spektakularnej glebie, spowodowanej przez nieuwagę Adriana, pierwsza część treningu dobiegła końca. Marie była cała przemoczona i zmarznięta, więc nie sądziła, że może być jeszcze gorzej, ale życie przecież lubi zaskakiwać. Teraz to Francuzka miała dosiąść miotły, zamieniając się z chłopakiem miejscami. Pełna obaw i przerażona zajęła miejsce na miotle i po kilku głębszych oddechach wzbiła się w powietrze. Ciągnąc za sobą sanki z chłopakiem skupiała się tylko na prawidłowym locie. Rozglądała się co prawda co jakiś czas, nie chcąc zafundować puchonowi wywrotki w kupę śniegu, ale jak się okazało nie na tyle często, aby zauważyć ogromną sowę śnieżną lecącą w jej kierunku. No rzeczywiście, jak pech to pech. Jeżeli ktoś przychodzi na polanę, aby oglądać te niesamowite zwierzęta, najczęściej może tylko usłyszeć ich pohukiwania z oddali, natomiast teraz, kiedy najlepiej by było, aby wszystkie sowy schowały się w swoich dziuplach, czy gdzie tam mieszkają, akurat robią inaczej. Nie chcąc ryzykować bliższego spotkania z ptakiem Marie skręciła w ostatniej chwili wymijając sowę. Kiedy ponownie rozejrzała się, zauważyła, że zajmują ostatnie miejsce w wyścigu - z resztą co tu się dziwić jeżeli poruszają się z prędkością żółwia.
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Pozycja: MIOTŁA Para:@Freddie Moses Punkty prędkości: 40 + 93 + 25 (z k6) = 158 Punkty z GM: 103 Przerzuty: 8/10
Pierwsza runda nie okazała się jakimś wielkim sukcesem, ale nie dało się ukryć, że było całkiem zabawnie. Zresztą, jak mogłoby być inaczej, skoro za partnerkę miała landrynkową Moses? Ta, z okrzykiem nakurwiamy! Na ustach wsiadła na miotłę i ruszyła przed siebie jak dzik w żołędzie. Brooks dzielnie machała kijaszkiem, odbijając tłuczki. Do czasu, bo miotłę Puchonki nieco zniosło, przez co były na najlepszej drodze, żeby wpakować się w drzewo. Fredka zahamowała gwałtownie, a Brooks na sankach, nieposiadających przecież hamulców, wpakowała jej się z impetem w plecy i ostatecznie obie wylądowały w śniegu. Wesoły nastrój udzielił się również Krukonce, która rechotała jak głupia, wytrzepując strój ze śniegu.
- Grubasie? – zapytała z udawanym oburzeniem, po czym chwyciła w dłonie śnieg i kulturalnie natarła nim twarz dziewczyny. – Co jest Moses, nie lubisz zimna? – dodała i wrzuciła nieco białego puchu pod ubranie (hehe) Puchonki.
Na metę dotarły z dużym opóźnieniem, ale kto by się przejmował? Zresztą, zawsze mogły nadrobić, w końcu Williams zarządziła zamianę ról. Brooks wsiadła na „Boydena” i ruszyła z kopyta, ile fabryka dała. Dodatkowo kątem oka dostrzegła wąską ścieżkę, którą to postanowiła się udać. Okazało się to strzałem w dziesiątkę, bo zaoszczędziły dzięki temu sporo drogi, a co za tym idzie – czasu.
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Pozycja: SANKI Para:@Maximilian Felix Solberg Rzuty na pętle4 Punkty prędkości: 71 + 73 - 20 (miss one tłuczek) + 10 (kostka 6) = 134? Punkty z GM: 2 Przerzuty: chyba na wątrobie
Nie chciał się tym wszystkim chwalić - w szczególności nie teraz, kiedy to wiedział, iż nie ma sensu. Liczyło się dla niego to, by dotrzeć na ten trening, by trochę poćwiczyć (ha tfu), a koniec końców... jakoś spędzić razem czas. A wiedział, że powrót do normalności może być ciężki, w związku z czym nie naciskał w żaden sposób na Solberga. No ba - cieszyło go nawet to, iż chłopak zdecydował się zrobić jakieś kroki do przodu pod tym względem. Bo zawsze mógł oddać się w ramiona czystej stagnacji, która po kryjomu wbijałaby mu znowu sztylet w brzuch, a nim by to zauważył, byłoby już praktycznie po wszystkim. Nie chciał, dlatego zbudził się, mimo wewnętrznego zmęczenia, które to nim targało od ostatnich dni. I wahań nastroju, które to odczuwał nagminnie, aczkolwiek niespecjalnie przedostawał je do otoczenia, póki nie było ku temu okazji. - Jasnowidz byłby czymś w rodzaju dopingu? - zaśmiał się, bo w sumie tak to widział. A może szanowny jegomość przewidział przyszłość, zobaczył, że coś się tam dzieje i zdecydował pod koniec wziąć jednak udział? Tego nie wiedzieli, w związku z czym te wszelkie rozmowy może były ciekawe, ale nie wnosiły niczego szczególnie ciekawego. Prędzej proste rozmyślenia na ten temat, w związku z czym gładko i bez problemu Lowell przeszedł do kolejnej kwestii, na którą to jednak tylko kiwnął głową. Wiedział, że może to być manifestacja pewnego buntu, ale nie był do końca tego taki pewien. Mimo to jakieś pobudki Ślizgon musiał mieć, a te mogły zostać skutecznie rozdmuchane względem własnych przemyśleń. Wziął cięższy wdech, wsłuchując się w to, co powiedział Max. Nie chciał go wpierdalać w swoje sprawy, ale też, nie widział sensu ukrywać tego wszystkiego w sposób przypominający działanie w konspiracji i podziemiach. - Będę trzymał w niepewności. Wiedz ino, że jest to coś z rodzaju leczniczych. - przytaknął głową, spoglądając w jego stronę z widoczną ciekawością. Wiedział, iż eliksiry to jest jego działka, ale też, dziwne poczucie chęci wykonania samodzielnie jakiejś kwestii zdawało się być jednym z czynników, które to przyczyniały się do jego samorozwoju. Zazwyczaj nie pytał, zdobywając informacje na własną rękę. I nie inaczej robił tym razem, zarzucając czymś prostym, ale bez zdradzenia dokładniejszych szczegółów. Ostatnio pomysłów miał sporo, ale ten utkwił w jego pamięci na tyle, iż nie bez powodu zdecydował się podjąć jego realizacji. Zaśmiawszy się na kolejne słowa, wbił na miotłę i ruszył do przodu. Nie było nawet źle, mimo błędów, które to potencjalnie popełniał. Zdawać by się mogło nawet, iż jego lot był poprawny, w związku z czym dotarli na metę bez większego uszczerbku na zdrowiu. - Ja chyba też... - odpowiedział mu, zanim to nie zszedł z miotły, biorąc głębszy wdech. Co jak co, ale do wysiłku nie był przystosowany, a warunki, jakie dawała im Norwegia, ewidentnie wskazywały na brak przyjazności wobec przyjezdnych. Mimo to było inaczej, w związku z czym mogli zyskać jakieś doświadczenie. A przynajmniej on, bo kompletnie się na tym wszystkim nie znał, w związku z czym niechętnie podszedł do kwestii ochraniaczy. - Ja nie myślę - ja to zrobię. - wystawił język w jego stronę, by tym samym przyjąć jakąś część ekwipunku, ale nie cały. Nie chciał pozostawiać Solberga bez żadnego wyposażenia, w związku z czym zapiął parę rzeczy, kładąc ręce na piersi. Posłuchał kolejnych instrukcji ze strony Nancy, by tym samym wskoczyć na sanki, chwytając się nich w stabilny sposób. Trzy kafle znalazły się na pokładzie, a Lowell zmrużył oczy, zastanawiając się, czy nie lepiej by było, gdyby założył okulary. Bo o ile widział w porządku nawet na spore odległości, astygmatyzm mógł przyczynić się do braku celności, ale koniec końców z tego po prostu zrezygnował. - Ło panie, to ewidentnie dotrzemy jako pierwsi. Już to widzę. - zaśmiał się, przewracając jednym z kafli we własnych dłoniach. Nie wiedział, czy w ogóle dorzuci, dlatego nie bez powodu podchodził do tego trochę negatywnie, ale nadal, pozostawał w znakomitym humorze. - Dobra, jedziemy z tym koksem! - polecił, by tym samym wziąć udział w kolejnym rozpierdolu, jaki to miał mieć miejsce. Oby tylko bez żadnego uszczerbku na zdrowiu. Kiedy to ruszyli, wszystko szło w porządku; Lowell trafiał spokojnie do dwóch kafli, kiedy to nie zauważył znajdującej się przed nimi górki. Jak się okazało, Max wybrał łatwiejszą drogę, powodując, iż sanki skoczyły do góry, a Felinusowi wypadła gdzieś nieumiejętnie rzucona piłka, czując wręcz, jak mu się dupa obija o drewnianą konstrukcję. - Max, ja pierdolę, uważajże! - powiedział, rozmasowując sobie pośladki, które to ostatnio co chwilę dostawały (dosłowny) wpierdol. Czy to wtedy, gdy spadł z trzech metrów i znalazł puszka, czy to wtedy, gdy był na rytuale, czy to jednak wtedy, gdy decydował się wziąć udział w oglądaniu filmu. Co jak co, ale nie posiadał już żadnych kafli, w związku z czym siedział sobie bezpiecznie w sankach, krzywiąc się lekko. Uczucie nie było komfortowe, w związku z czym, gdy wyścig został zakończony Puchon wstał i sprzedał Ślizgonowi porządnego kuksańca w bok. - Za takie akcje to ci sam wsadzę tę pałę w dupę. - wziął wdech, rozbawiony, by tym samym poczekać na resztę uczestników.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Pozycja: MIOTŁA Para:@Felinus Faolán Lowell Punkty prędkości: 134 Punkty z GM: 40 Przerzuty: 2/4
Skoro Feli nie chciał się wyspołecznić na temat eliksiru, jaki planował przygotować, Max nie miał zamiaru tego z niego wyciągać. W końcu szanował prywatność kumpla i fakt, że ten może mieć swoje sprawy, którymi nie chciał się z nimi dzielić. Kwestia tego, że miał to być wywar z dziedziny leczniczych, kompletnie go nie zdziwiła. -Jasne. Jakbyś potrzebował jakiejś pomocy, wiesz gdzie mnie znaleźć. - Dodał tylko oferując się, gdyby jednak puchon znalazł się w takim miejscu swojej pracy, w której potrzebowałby jakiś konsultacji. Sam dobrze wiedział, że stworzenie czegoś swojego nie było prostym zadaniem. Wciąż jeszcze nie skończyli przecież z Lucasem pracy nad syrenim. Widać było idealnie podzielili się rolami w pierwszym zadaniu. Bez tragedii ukończyli pierwszy etap, a Max zdołał utrzymać ich przy życiu, odsyłając lecące na nich tłuczki w cholerę. Dawno już nie miał okazji odbić każdej nadlatującej w jego stronę piłki. Bez zbędnego pierdolenia, po prostu podał Felkowi ochraniacze. Nie było opcji, by ten rozjebał się na treningu, gdy ślizgon mógł się przecież podzielić. Sam dostał wpierdol od piłek tyle razy, że traktował to jako bolesny masaż raczej niż przykre konsekwencje. Osobiście zapiął więc na głowie puchona kask, zostawiając sobie kilka ochraniaczy, by niepotrzebnie nie wywoływać dyskusji na ten temat. Gdy już obydwoje byli trochę ubrani przyszedł czas na zamianę ról. -Trochę pozapierdalamy, to nie będzie tragicznie. Staraj się tylko trafić w pętlę, nie w moje plecy. - Wyciągnął w jego stronę język, po czym dosiadł miotły i rozpoczął wyścig. Latanie nisko przy ziemi nie było szczególnie fascynujące, ale wymagało od ślizgona wiele skupienia, by odruchowo nie poderwał miotły i nie wyjebał Felka wraz z kaflami z sań. Droga nie była zbyt skomplikowana, ale Max zauważył szansę na mały skrót. Pochylił się więc niżej nad trzonkiem miotły i nieco przyspieszył. -Trzymaj się! - Ostrzegł Felka wjeżdżając na górkę i podrywając na chwilę sanki do lotu, by następnie znaleźć się po drugiej stronie i nieco ustabilizować ich sytuację, choć tempa już nie zwalniał i ciągnął ile sił w witkach. W końcu udało im się znaleźć na mecie i Max zadowolony zszedł z miotły. Dawno nie czuł tyle radości z treningu, a chłodne norweskie powietrze, kłujące go w płuca jeszcze bardziej sprawiło, że w końcu czuł, że żyje. -Grozisz, czy obiecujesz? - Wyszczerzył się do puchona, bo przecież ostatecznie nic im się nie stało, a wręcz nadrobili kilka drogocennych sekund.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Pozycja: SANKI Para:@Nancy A. Williams Rzuty na pętle5 Punkty prędkości: 90 + cokolwiek wykula Nancy Punkty z GM: 127 Przerzuty: 3/12
Porozmawiać to mogły zdecydowanie gdzieś na osobności bez większej ilości świadków, którzy mieliby jakąś pożywkę i zaspokoili zapotrzebowanie na dramę. I tak już za dużo ludzi interesowało się tym, co znajdowało się między nimi. Zamiast tego wolała po prostu skupić się na treningu i wykazać się swoimi umiejętnościami zamiast bezsensownie snuć jakieś rozmyślania. I tak jak mogła się domyślić stanowiły naprawdę zgrany team. Na słowa Nancy jedynie uśmiechnęła się delikatnie, otrzepując z siebie jeszcze resztki śniegu po rozlecianym bałwanie. - Ale byłyśmy jeszcze szybciej, prawda? - odpowiedziała prosto, gotowa do tego, by zamienić się miejscami z Nancy. Tym razem to ona zasiadła na sankach i przyjęła kafle, którymi musiała wycelować w pojawiające się obręcze. W dwie z nich trafiła bez większego problemu. Dopiero ostatnia sprawiła jej pewne trudności. Prawie dała radę, ale piłka zamiast trafić w środek obręczy jedynie odbiła się od niej.
Aleksandra Krawczyk
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 162cm
C. szczególne : Podłużna blizna przy prawym obojczyku; pierścień Sidhe na palcu;
/wbijam ze wstydem z błogosławieństwem Nans jeszcze z I etapem
Pozycja: SANKI Para:@William S. Fitzgerald Atakujące tłuczki6 -> 2 Obrona:3 -> 2 Punkty prędkości: 75 Punkty z GM: 50 Przerzuty: 3/5
- Ha ha ha, normalnie arcyśmieszne - rzuciła, a ton jej głosu i spojrzenie, jakie mu posłała wyraźnie wskazywały, że było zupełnie na odwrót. - Nie-e, beznadziejny, bo o wyrównanych szansach mogłam jedynie pomarzyć! No tak się nie robi, a akurat ty, który grasz zawodowo, powinieneś o tym wiedzieć. I nie śmiej się ze mnie! - wyrzuciła z siebie na jednym wdechu, zbulwersowana tą sytuacją, bo przecież nie mogła tak tego zostawić. Co innego gdyby to ona była na miejscu chłopaka, wtedy zapewne sama nie miałaby nic przeciwko takiemu zagraniu i wszelkie "ale" miałaby głęboko w nosie. - Żebyś się nie zdziwił, żadnej nagrody nie będzie, jeszcze czego - prychnęła, perfekcyjnie naśladując w tym momencie swoją kotkę, Kirę. Po chwili jednak na jej twarz wypłynął nieznaczne uśmiech, który starała się stłumić, wobec czego fuknęła jeszcze coś pod nosem i ostentacyjnie odwróciła się do Ślizgona tyłem. I właśnie mniej więcej wtedy znienacka podeszła do niej Fredka, przepraszając za zajście na morsotece. - Nic się nie dzieje, serio, głupio z tym wyszło. I tak, chyba za sobą nie przepadają... W każdym razie zapomnijmy o tym, nic się takiego wielkiego nie stało, więc nie ma co rozpamiętywać tej sytuacji. Ale dobrze, że sobie to wyjaśniłyśmy - odpowiedziała Puchonce i uśmiechnęła się do niej przyjaźnie. Nie chciała robić sobie żadnych nieprzyjaciół, wrogów itp., także naprawdę jej ulżyło, że w tej sprawie nie zostały żadne niedomówienia czy urazy. Nie mogła jednak nic poradzić na rumieniec, który wpełzł na jej policzki, kiedy tylko dziewczyna od niej odeszła - a to za sprawą tej agresji, która się wtedy na dyskotece w niej obudziła, a za którą teraz było jej zwyczajnie wstyd. - Gotowa! - odparła po jakimś czasie, gdy już szykowali się do wystartowania Po tym jak Nancy przybyła na miejsce i wyjaśniła, czym się będą zajmować na tym treningu. Ale czy faktycznie była gotowa? Miała się w końcu pobawić w pałkarza, a na ten pozycji nigdy sobie najlepiej nie radziła... Zdusiła jednak wszystkie obawy, bo tylko w ten sposób mogła w pełni skupić się na zadaniu i włączyła swój szósty zmysł, który miał jej pomóc wyłapać zbliżające się do nich tłuczki. A tych na szczęście dużo nie było, więc koniec końców poradziła sobie bardzo dobrze, bo nawet nikt nie ucierpiał!
William S. Fitzgerald
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 183,5 cm
C. szczególne : tatuaże: motyw quidditchowy na lewym ramieniu, czaszka wężna na prawej piersi i runa Algiz po wewnętrznej stronie lewego przedramienia | amulet z jemioły zawsze na szyi
Pozycja: SANKI Para:@Aleksandra Krawczyk Rzuty na pętle6 Punkty prędkości: 75 + to co wykula Ola Punkty z GM: 113 Przerzuty: 2/11
— Trzeba było się szybciej orientować, na boisku też nikt nie poczeka aż się przygotujesz chociażby do wyścigu o złotego znicza, tam albo odpowiednio szybko reagujesz, albo twój przeciwnik kończy z trofeum. — Wprawdzie żadne z nich nie dzierżyło na stałe pozycji szukającego, ale raczej wiadomo o co mu chodziło. Starał się przy tym stłumić swoje rozbawienie na widok jej zbulwersowania przegraną (którego pewnie wcale by nie uświadczył, gdyby to ona wygrała), bo nawet kiedy się wściekała i prychała niczym rasowa kotka wciąż wyglądała uroczo. — Mhm — mruknął na jej stwierdzenie, obdarzając ją przy tym spojrzeniem z rodzaju „totalnie ci wierzę i wcale nie widziałem tego stłumionego uśmiechu, absolutnie” nim ostentacyjnie odwróciła się do niego plecami. Pokręcił delikatnie głową, mając przy tym uniesione kąciki ust. Zajął się jakimiś lekkimi ćwiczeniami rozciągającymi, gdy do Oli podbiła dresiara Moses i zaczęła przepraszać za zajście na morsotece, kiedy to wywaliła rudowłosej z bara, co dobrze pamiętał. Nie przysłuchiwał się specjalnie ich krótkiej rozmowie, choć trudno było tego nie słyszeć, skoro wciąż w zasadzie znajdował się tuż obok. Nie pohamował prychnięcia, gdy Freddie wspomniała o Callahanie. — Delikatnie rzecz ujmując — wtrącił, kiedy stwierdziła, że panowie chyba się średnio lubią, bo było to naprawdę ogromne niedopowiedzenie, jeśli chodzi o jego relację z rzeczonym Gryfonem. Nienawidził typa całym swoim jestestwem, choć nie byłby w stanie obecnie stwierdzić o co im w ogóle poszło, że sobie zaczęli tak skakać do gardeł. Na szczęście szybko oderwał od tego myśli, skupiając się na treningu. Pierwsza część wyścigu obyła się bez strat w ludziach i innych rzeczach, nawet pokazał dziewczynie uniesionego kciuka w górę, gdy tak świetnie poradziła sobie z tłuczkami. Zgodnie z zapowiedzią borsuczej pani kapitan przyszła pora na zmianę ról, więc bez zwłoki odstąpił swojej partnerce miejsce na miotle, samemu zasiadając tym razem na sankach i zgarniając kafle. Nie było opcji, żeby sobie z tym zadaniem nie poradził, będąc w końcu zawodowym ścigającym. I tak też się stało – pomimo bycia w ruchu bezbłędnie trafił w każdą z znajdujących się na trasie pętli.
Aleksandra Krawczyk
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 162cm
C. szczególne : Podłużna blizna przy prawym obojczyku; pierścień Sidhe na palcu;
Wywróciła oczami na kolejne słowa chłopaka, nawet nie mając zamiaru ich już komentować, bo w ten sposób tylko by mu dała więcej powodów do świętowania zwycięstwa. A tego nie chciała! Mruknęła jedynie coś w stylu "weź już zamilcz", chociaż aż ją ściskało, żeby się dalej wykłócać i walczyć o swoje prawa. Nie proponowała jednak rewanżu, przynajmniej póki co, bo znając życie to pewnie znowu by przegrała i tyle by z tego było. Zamiast więc planowania zemsty skupiła się na czekającym na nich zadaniu, które nie wydawało się jakoś specjalnie skomplikowane i takie też się zresztą okazało. Kiedy nastąpiła zamiana ról i teraz to Puchonka miała kierować, przede wszystkim starała się nie wlecieć w żadną zaspę. Nie chciała, żeby wyszli pod koniec treningu jak dwa bałwany, bo na samą myśl o śniegu dostającym się pod ubranie miała ochotę uciekać gdzie pieprz rośnie. Wszystko jednak szło dobrze, wręcz zbyt poprawnie, w pewnej chwili więc zaczęła rozglądać się za jakimś skrótem, dzięki któremu mogliby zyskać na czasie. I znalazła go. Skręciła w wąską ścieżynę między drzewami, niewiele się nad tym zastanawiając - bo przecież widać było, że jest przejezdna. A przynajmniej tak jej się wtedy wydawało. Szybko zaczęła żałować swojej decyzji, gdy na jej głowę spadały kolejne warstwy śniegu, wślizgując się za kołnierz i wprowadzając dziewczynę w irytację. Oczywiście, że musiało być właśnie tak. Już miała stwierdzić, że rzuca to wszystko i dalej nie kieruje, kiedy wyjechali z tego przeklętego skrótu na wyznaczoną trasę. I faktycznie narobili niezły jej kawał! Zdecydowanie było warto.
Pozycja: MIOTŁA Para: Narcyz Bez Punkty prędkości: 2 + -43* = -41 Punkty z GM: 1 Przerzuty: 0/0 *K100 = 7, K6 = 2, 1 trafiony kafel
Wychodzi na to, że jestem optymistą, w dodatku bardzo niepoprawnym. Nie mam pojęcia skąd we mnie taka wola walki i czemu nie widzę, że do zwycięstwa nam potwornie daleko - może po prostu wszyscy śmignęli obok nas tak szybko, że nie miałem szans ich zauważyć? Skupiam się na tłuczkach i wymachiwaniu pałką, więc też niezbyt pilnuję trasy, przypominając sobie o niej dopiero wtedy, kiedy nagle dostaję bonusową szansę najedzenia się śniegu. - Eee, tak! Lecimy! - Odpowiadam szybko Cyzowi, chociaż teraz już wiem, że po treningu czekają mnie nie tylko zakwasy, ale też siniaki i obtarcia. I już wcale nie spodziewam się zwycięstwa, ze śmiechem wreszcie zeskakując z sanek, by wytrzepać śnieg spod kurtki i zapewnić Puchona, że wszystko w porządku. Nie takie rzeczy się działy, nie? Jestem ciekaw, czy pójdzie mi lepiej i nie ukrywam, że przy wskakiwaniu na miotłę czuję nową falę ekscytacji. Zalecam mojemu partnerowi mocne trzymanie się sanek - co jest dość głupie, skoro ten musi rzucać kaflami, ale trudno - i wyrywam się do przodu, chociaż przez dobrą chwilę jestem pewny, że prędzej się cofamy w niewygodnych poślizgach, niż mkniemy do mety. Rozumiem już, że to wcale nie jest taka prosta sprawa i nie mam pojęcia czemu innym idzie tak dobrze; wreszcie porzucam plany zwycięstwa i koncentruję się tylko na tym, by nie odwdzięczyć się Cyzikowi zapoznaniem go z moją śnieżną zaspą. I trochę żałuję, że nie wziąłem ze sobą pałki, bo mam ogromną ochotę powalczyć z tymi śnieżkami, którymi ciskają we mnie jakieś nieznośne dzieciaki. - To może być rekord, tylko nie ten co chciałem! - Wołam do mojego partnera, próbując robić dobrą minę do złej gry.
Narcyz Bez
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 178
C. szczególne : Wiecznie goszczący na ustach uśmiech, twarda angielska wymowa z wyraźnymi końcówkami
Pozycja: Sanki Para: Kai Punkty prędkości: 2 + -43* = -41 Punkty z GM: za mało Przerzuty: 0/0 K6 = 2, 1 trafiony kafel
Wydaje mi się, że zmiana pozycji wyjdzie dla nas mimo wszystko korzystniej - po prostu nie wyobrażam sobie, że może pójść jeszcze gorzej. Poza tym, lepiej mi odpowiadać jedynie za samego siebie, dalej nie mogąc sobie wybaczyć, że to Ty zapłaciłeś wypadkiem za moją lekkomyślność. Nancy jest dziś jednak wyjątkowo okrutna, odbierając nam pałki na rzecz kafli. Już nawet Ci nie wspominam, że z rzucaniem do celu również sobie nie radzę. A Ty zadania wcale mi nie utrudniasz, zupełnie nie pędząc na złamanie karku; ta jazda bardziej przypomina mi dostojny ruch dorożek, tylko że wygląda na pewno mniej elegancko... Próbuję się skoncentrować na wycelowaniu kaflem, ale ani pozycja nie jest zbyt dogodna, ani cel zachęcająco ustawiony. Pierwsza piłka nie przeciwstawia się oporowi wiatru i spada gdzieś koło połowy trasy. Drugą posyłam więc mocniej i jeszcze mniej celnie. Dopiero trzecia sięga celu, jakby z łaski. - My nie powinniśmy się porównywać. My mamy własny rekord. Ja jestem z nas dumny - oznajmiam Ci ostatecznie, bo może faktycznie czas nie jest naszą mocną stroną, ale przede wszystkim dokończyliśmy wyścig, Ty nie ucierpiałeś od tłuczków, a ja mam na swoim koncie jeden trafiony kafel, co jest lepsze niż zero. Istnieje więc przynajmniej kilka małych powodów, by nie czuć rozczarowania - wiem, że tak właśnie napiszę tego wieczoru w podsumowującym dzień liście, ale sam fakt, że myślę w ten sposób już teraz również jest dla mnie małym, osobistym sukcesem.
Nancy A. Williams
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Burza brązowych loków na głowie i uśmiech przyklejony do twarzy, tatuaż z runą algiz na lewej kostce
Pozycja: MIOTŁA Para: Viola Punkty prędkości: 90 + 62 -> 152 Punkty z GM: 84 Przerzuty: 7/8
Przyszedł czas na zmianę i teraz to ona miała ciągnąć sanki. W pierwszym okrążeniu poszło im całkiem nieźle, ale konkurencja nie spała, wszyscy gnali ile sił w miotle. Williams nie zamierzała odpuszczać, ale mimo wszystko nie mogła skupiać się tylko na sobie i na wygranej. W dogodnych momentach zerkała czy wszystko jest w porządku i czy wszyscy sobie radzą. Nie obyło się bez wywrotek, ale miękki śnieg amortyzował wszystkie uderzenia, więc poza stratą czasu nikt nie mógł sobie zrobić krzywdy, tym bardziej że tłuczki zdążyły już zniknąć. Przez brak skupienia straciła nieco prędkości, a rozkojarzenie spowodowało, że nie zauważyła kiedy wyrosła przed nią zaspa. Na szczęście nie miała problemu z szybkim podejmowaniem decyzji w sytuacjach kryzysowych i przyspieszyła, kierując się prosto na górkę. Poczuła szarpnięcie, a sanki z Violą poderwały się w górę. Krukonka miała jednak niezłą równowagę i ładnie wylądowała na ziemi, dzięki czemu zyskały trochę czasu. Na metę jednak nie dotarły w pierwszym składzie. Ola i will niezaprzeczalnie byli najszybsi i to im należały się gratulacje oraz tytuł i króla i królowej miotły. Na zakończenie Nancy upewniła się, że nikomu nic się nie stało, pogratulowała zwycięzcom i została na polanie nieco dłużej, by pozbierać cały sprzęt i posprzątać po bandzie miotło-maniaków.
/zt dla wszystkich
Bardzo was przepraszam za opóźnienia, proszę wybaczyć...