Dopiero co skończyła się pakować do Edynburga, a już musiała gnać dalej. Czyniła to jednak nie z poczucia obowiązku, a szczerych chęci i tęsknoty - wszak czekała na nią Orla, a na Orlę zawsze była dobra pora. Bez większego ociągania wepchnęła więc walizkę pod łóżko, narzuciła na siebie gruby płaszcz, wcisnęła do kieszeni wizbooka i paczkę fajek, a w dłoń chwyciła
tajne-przez-poufne pudełko po cygarach, w którym trzymała zawartość z pomocą której można by ućpać cały Wizengamot, albo przynajmniej wywalić Arli ze szkoły. Wsunęła jeszcze ulubione, bo kradzione, julkowe trampki i wypadła z zamku. Skierowała się do Trzech Różdżek, w środku strzeliła sobie wodę goździkową i poprosiła o możliwość skorzystania z kominka. Sprawdziła jeszcze zapisaną nazwę i z niemym zdziwieniem poprosiła proszek Fiuu, żeby zabrał ją w owo tajemniczo brzmiące miejsce.
Trzasnęło, syknęło, zakotłowało się i już stała w sporym kominku, po którego ciepłocie domyśliła się, że jeszcze przed chwilą musiał tlić się w nim prawdziwy, wcale niezielony ogień. Czym prędzej wystąpiła o dwa kroki w przód i otrzepała się na dywaniku, po którym znać było, że w domu mieszkają czarodzieje, wszak chyba tylko oni rozkładali wycieraczki przed kominkami. Arla schyliła się, karnie zdjęła buty, chwyciła je w dłonie i zrzuciła z siebie płaszcz, który przewiesiła sobie przez ramię. Teraz dopiero rozejrzała się po przepastnym salonie, na dłużej zawieszając oczy na drewnianych, przyozdobionych girlandami ścianach. Pogoda za oknem nie różniła się wiele od tej otaczającej zamek, nie była więc pewna, jak daleko od Szkocji się znalazła.
-
Bążuuuuur! - Zaanonsowała się głośno i odruchowo zerknęła za siebie. Na szczęście, Williamsowie nie różnili się aż tak od każdej innej czarodziejskiej rodziny i nad kominkiem odnalazła niewielki zegar ozdobiony, zapewne z okazji świąt, migoczącymi wesoło płomykami. Ściągnęła usta. Była - jak zwykle - o pięć minut za wcześnie, ale miała nadzieję, że Orlątko wybaczy jej tę niewielką nadgorliwość. -
Ćpanie przywiozłam! - Dodała głośno, przybierając ton gazeciarza wciskającego ludziom na Pokątnej egzemplarze Proroka. Dopiero teraz zganiła się w myślach, wszak nie była pewna, czy Orla jest w domu sama. No ale słowo się rzekło.
@Orla H. Williams