Miejsce dość często jest unikane przez osoby przebywające w lesie ze względu na jego niezbyt pożądaną sławę. Istnieje wiele historii na jego temat, począwszy od zwykłego znalezienia tam starszego, martwego już czarodzieja, którego tak naprawdę nikt nie znał, zatrzymując się na historii niepomyślnego rzucenia zaklęcia, a skończywszy na morderstwie. Nikt tak naprawdę nie wie, jaka prawda się za tym kryje, co nie zmienia faktu, iż miejsce nie jest dość często odwiedzane; może i słusznie? Z tyłu krzyża znajdują się nieznane zapisy runiczno-hieroglificzne, których, poprzez liczne zniszczenia i pęknięcia, nie da się odczytać.
Brak łopaty był pewnym rozczarowaniem, którego Fairwyn postanowił już nie komentować. Przyzwyczaił się, że uczniowie Hogwartu byli żałosnymi podrostkami, które wolały działać po swojemu i sparzyć się kilka razy na sytuacji zamiast skorzystać z rady, oszczędzając sobie ewentualnych nieprzyjemności. Niemniej tak było kiedyś, obecnie Ravinger usiłował ukształtować swoje jestestwo na nowo z myślą bardziej pozytywną jak i taką, która nie wyrobi mi zmarszczek bardziej. Czarodziej nie miał zamiaru na siłę konwersować, może nawet lepiej, iż spacer w lesie odbywał się w milczeniu? Ten mniej się męczył, umiał odnaleźć twardsze podłoże dla laski, na której to opierał ból swojej egzystencji. Chociaż brak większego przygotowania wraz z powierzchownym zgłębieniem tematu, zdawały się mu czymś nowatorskim. Zapewne wyjdzie na tym fatalnie, ale pozostawmy to poza głównym szlakiem. - Mam nieprzyjemnie wrażenie, iż to miejsce nas tutaj nie chce - wycedził, poszukując wzrokiem kawałka czegokolwiek, aby przysiąść i wypocząć chociażby pobieżnie. Musieli tutaj dojść, bo ktoś nie umiał w teleportację. Musieli tutaj dojść, bo ktoś nie umiał w teleportacje łączną. Musieli tutaj dojść, bo nie wiedzieli gdzie dokładnie muszą dojść. Nawet nie byli przy tym cholernym grobie, a pół wieku robiło z mężczyzny wrak kondycji fizycznej. - Quo vadis? - Żachnął do nastolatka, siadając na pniu. Tym samym roszcząc sobie krótką przerwę. Rzucił zaklęcie czterech stron świata dla pewności, iż idą w miarę sensowną stronę i czekał na ewentualne polecenia tudzież inne sugestie.
Drake Lilac
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 218 cm
C. szczególne : Bardzo wysoki i barczysty. Praktycznie cały czas nosi na palcu pierścień tojadowy - tak na wszelki wypadek.
W sumie nawet gdyby chciał zabrać zwykłą łopatę, to nie miał za bardzo czasu i możliwości żeby taką zdobyć, która nie pochodziła by z transmutacji. Bo taką mógł stworzyć w każdej chwili jeśli tylko okaże się im być jakimś cudem potrzebna. Ravinger miał bardzo złe przeczucia, a Drake tylko niepewność. Duchy same w sobie potrafiły najwyżej wywołać przeziębienie, klątwę rzucić już rzadko. Ich odmiany potrafiły być całkiem irytujące. Irytek który był polterem na przykład... Ech, oby na nic takiego tu nie natrafili. Przystanął kiedy Fairwyn chciał zrobić sobie małą przerwę. Nie miał nic przeciwko temu. Nie mogli się przecież teleportować na miejsce bo żaden z nich nie wiedział gdzie jest to dokładnie, a on nie chciał ryzykować pojawieniem się w jakimś obiekcie albo rozszczepieniem. Rozejrzał się wokół i starał się wyłapać lokalizację grobu gdzieś pomiędzy pniami. No i coś wyłapał, wszedł nieco na wzniesienie żeby się upewnić. - Chyba go widzę.
Może i czarodziej podchodził do tejże przygody sceptycznie, przewidując same czarne scenariusze. Jednak należałoby spodziewać się odpowiedniej dawki pesymizmu w każdej "ekipie". W tej roli własnie Fairwyn odnajdował się znakomicie. Zaś jego towarzysz zajął się bardziej celem poszukiwań i oznajmił, iż prawdopodobnie widzie poszukiwany nagrobek. - Chyba? - Dopytał się podejrzliwie, gdyż bez pewności Ravinger nie widział sensu, aby podnieść się z miejsca. Chociaż powinien wykazać się bardziej zadowolonym podejściem. Stąd też wysłużył się laską, aby wstać i podszedł do nastolatka. Nie zamierzał komentować tego, iż operowali zupełnie inną perspektywą i jedyne, co dostrzegał ex-belfer to szeregi drzew. Tutaj winno pojawić się miejsca na zaufania. Stąd zaklęciarz postanowił oddać swój los w szczeniacką ambicję i zszedł za nim w chyba dobrym kierunku. Zresztą bazując na tylu informacjach, ile posiadali. Ów "chyba" mogło nabrać więcej mocy sprawczej. Fairwyn od razu też wyciągnął swoją różdżkę do ręki dominującej, aby przypadkiem na zabić się przy zejściu ze wzniesienia bądź być gotowym na ewentualne atrakcje. - I to ma być to? - Dopytał z rozczarowaniem widząc kamienną klatkę na zwłoki udekorowaną, zapewne, katolickim krzyżem.
Drake Lilac
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 218 cm
C. szczególne : Bardzo wysoki i barczysty. Praktycznie cały czas nosi na palcu pierścień tojadowy - tak na wszelki wypadek.
Po chwili jego oczom ukazał się podniszczony, częściowo pokryty mchem grób. Nie miał już wątpliwości. Chodziło o to miejsce. A przynajmniej tak wynikało z notatek jakie zrobił w bibliotece Hogsmeade. -No, teraz na pewno. - Nawet jeśli księgi tu nie będzie, to raczej powinni natknąć się na jakieś wskazówki. No i w notatkach wyraźnie napisał że chodziło o okolice grobu, więc szukać chyba najlepiej było w jego pobliżu a nie dokładnie go doglądać. Chociaż i może na nim były wyryte jakieś informacje? Podszedł więc i zerknął okiem na krzyż, a symbole na nim nie tyle były dla niego średnio zrozumiałe, co praktycznie nieczytelne. Może by sobie gdyby nie te zniszczenia poradził. No i wątpił żeby reparo na coś zadziałało. Pomimo opinii tego że zaklęcie służy do napraw, to w rzeczywistości było wiele obiektów których naprawić nie mogło. - Powinniśmy się rozejrzeć w niewielkiej okolicy od grobu...- Prostymi zaklęciami zaczął odkrywać ściółkę w okolicy. Nie zdziwi się jeśli natrafi na jakąś kamienną płytę albo coś podobnego
Będąc przed grobem ciężko było go nie zauważyć, a Fairwyn miał pewną awersję do stwierdzania oczywistych faktów. Zapewne dlatego był skąpy w punkty na zajęciach, a ewentualne okazje, które inny odbierali jako popis własnej elokwencji - wywoływały na nim ciarki zażenowanie. Wkradały się pod skórę, wijąc się niemiłosiernie dopóki kto nie zaprzestał. Tym razem było dość podobnie, chociaż starszy czarodziej usiłował zrozumieć, iż nastolatek chciał zrobić coś, co można nazwać żartem. Oczywiście Ravinger też wolałby poświęcić nieco czasu na rozszyfrowanie znaków z nagrobka. Czemuż nie? Wyglądały na zdziczałe, były podrapane i wyglądały na nieosiągalne. Jeśli żadne zaklęcia na nie nie działały to istniała opcja, iż grób został tak zaprojektowany a glify to jedynie trudny szyfr. W końcu pewna rzecz dawała do myślenia. Martwy - nawet czarownik - sam siebie nie złożyłby w grobie. Zatem coś musiało być na rzeczy. - Śmiem podejrzewać, iż to nie są szarady - westchnął ciężko i przewrócił oczyma. Pan karze, sługa musi, prawda? Fairwyn zaczął przeszukiwać teren ostrożnie stąpając laską jak i z pomocą zaklęć. Gdzieniegdzie leżał jeszcze śnieg, co zdawało się poniekąd urokliwe. - Czyli dalej nie wiemy czego szukamy? - Chciał się upewnić, chociaż gest był iście irytujące i działał na zasadzie przekory.
Mechanika:
Jeśli masz ochotę to proponuję sobie rzucić k100: 1- 10: Napadają Was wściekłe chochliki; 11 -61: Drake znajduję poszlakę, prowadzącą do krypty ukrytej nieopodal grobu; 62 - 86: Spróbuj ponownie później; 87 - 100: Wpadacie na siebie uderzając głowami. Czy raczej Gryfon wchodzi w Ravingera, nie zauważając go przez nikły wzrost. Okazuje się, że stoicie na ukrytej zapadni, gdzie wyryte są słowa: Wpuści Cie Twój Koszmar
Przerzut za każde 4p w HM/CM
Drake Lilac
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 218 cm
C. szczególne : Bardzo wysoki i barczysty. Praktycznie cały czas nosi na palcu pierścień tojadowy - tak na wszelki wypadek.
Samo narzekanie od byłego nauczyciela starał się ignorować pomimo tego że ten gadał z sensem. No i też tego że ten narzekać wręcz kochał, co też gryfon doskonale pamiętał ze szkoły, kiedy Fairwyn jeszcze tam pracował. Ech... I tak był dużo bardziej znośny niż profesor Reed. Szukał czegokolwiek co mogło ich nakierować. No i odgarniając wszystko udało mu się na coś natrafić. Przykucnął i rzucił nieco silniejszy czar który mu pozwolił odkryć ten ukryty obiekt. Klapa w ziemi. Naturalnie otworzył ją zaklęciem i rzucił wgłąb szybu lumos maxima. Nie okazał się być zbyt głęboki. Wręcz przeciwnie. Był to tylko dół w ziemi na jakieś trzy metry głębokości, a na dole znajdowała się niewielka drewniana skrzynka z wyrytym w niej triskelionem. Wyjął ją i spojrzał na mężczyznę. - Nie jest to to czego szukamy, ale mam nadzieję że chociaż w środku będzie jakaś wskazówka. - Odłożył skrzynkę na kamień, ostrożnie otworzył zaklęciem i zerknął go środka. Była w niej mała kamienna tabliczka z wyrytym w niej tekstem. -Nieopodal Miasta Tamizy, gdzie zielona łuska spokoju lata na niebie, przy drzewie obrońcy musisz znaleźć wejście i zejść pod ziemię. - Odczytał z tabliczki. Nie trzeba było wiele myśleć żeby dojść do wniosku że chodziło o okolice Londynu. Spojrzał jeszcze na nauczyciela, który mógł mieć jeszcze jakieś przemyślenia odnośnie tabliczki.
Oczywistym było, że szło im zbyt łatwo. Niby od tak w ziemi była jakaś klapa? Fenomenalnie! Teraz czekać jedynie aż wyjdzie z niej grupa pająków bądź innych stworzonek, które swoim jestestwem są straszne dla samych siebie jak i ludzi o słabszych nerwach. Oczywiście Ravinger do tych słabszych należał i pajęczaki plasowały się wysoko na liście jego obaw i leków. Raczej tylko leków, gdyż jedyna obawa, która trawiła obecnie czarodzieja to ta, iż nie zje najbliższego obiadu o własnych siłach. - To jest rymowanka i chyba jest poniżej mojej godności - odszedł od chłopaka i jego kamyczka w gorzkim rozczarowaniu. Usiadł znów na jakimś pniu i zaczął się nerwowo śmiać. A jeszcze kilka lat i mógłby doczekać słodkiej emerytury. Zamiast tego profanował czas na jakiś leśnych niesnaskach. To nie było na jego zdrowie. Było to ponad jego abstrakcyjnym postrzeganiem świata. Śmiech zaś prędko zelżał. Bądź jedynie ucichły, a Fariwyn wyciągnął spod płaszcza piersiówkę z eliksirem spokoju. Spojrzał na nią jakoś niemrawo. Schował. Wyciągnął drugą piersiówkę i upił z niej Jadu Kirlija. - Londyn ma zbyt wiele magicznych miejsc, aby chciało mi się to sprawdzać. - Z płuc czarodzieja wydobył się prześmiewczy śmiech - co więcej! Jest zbyt dużo miejsc, które istniały kiedyś i już ich nie ma. - Po czym zaczął mówić coś do siebie. Zapewne żalił się alkoholowi w reku, iż raz chce się komuś pomóc i kończy się niczym żałosny giermek.
Drake Lilac
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 218 cm
C. szczególne : Bardzo wysoki i barczysty. Praktycznie cały czas nosi na palcu pierścień tojadowy - tak na wszelki wypadek.
No, mieli farta że akromantule żyły tylko w zakazanym lesie i na wyspie Borneo. Nawet jeśli Hogsmeade nie było aż tak od niego daleko, to należało się trzymać nadziei że żaden pajęczak nie postanowił sobie znaleźć nowego domu. A rymowanka może i była poniżej godności starszego pana, ale ten miał szczęście że Drake jako gryfon był z niej wielokrotnie obdzierany żywcem.- Prawda, ale w tekście jest napisane że nieopodal, nie bezpośrednio w mieście. Nieopodal Londynu jest rezerwat smoków walijskich zielonych. Słyną one ze spokoju więc też pasuje do następnej części tekstu. Jeśli zaś chodzi o drzewo. - Tu już musiał się namyślić. Tekst był wyryty w kamieniu wiele lat temu prawdopodobnie przez druidów. Po chwili namysłu coś mu przyszło do głowy. - Jarzębina... Różdżki z niej są świetne do rzucania zaklęć ochronnych. Więc może chodzić o jaskinię przy drzewie jarzębiny.- No i tyle było jeśli chodzi o zagadkę. Jaskinia gdzieś w rezerwacie smoków. Wychodziło więc na to że Drake nie będzie mógł się udać po księgę, więc... Oby Fairwyn nie bał się gadów. Drake trzymając małą kamienną tabliczkę nie zauważył że na odwrocie jest wyryta też strzałka, która jednak zawsze pokazywała jeden kierunek niezależnie od tego jak Drake się odwrócił.
Zmiękczony alkoholem brunet czuł się obłaskawiony przez samego siebie. Rezerwat smoków nie brzmiał najlepiej. Prosiło się to o ból, a intuicja podpowiadała czarodziejowi, że będzie musiał się tam udać samodzielnie. Czemu? Gdyż nie każdy uczeń Hogwartu mógł opuszczać zamek bla bla bla. Nieistotne, zapewne większość i tak robiła, co chciała. Zaś teraz było to już poza obrębem jego zmartwień. Znów pociągnął łyk z piersiówki, chowając ją za pazuchę. Zerknął na zegarek i z nieopisaną radością, zaczął cieszyć się ów sytuacją. - Chłopcze, masz pięć minut, aby mnie przekonać. A ja dostarczę ci tę książkę w dobę - należało mieć coś od życia, prawda? Zaś Fairwyn lubił jak się go prosi tudzież błaga. Poza tym sama wzmianka o wykorzystaniu drewna jarzębiny była dość rozjuszająca. Głównie ze wzgląd na rodzime tradycję i fakt, że sama drewno jest jedynie pewnym uzupełnieniem innych składowych. Można powiedzieć, że najważniejszy jest rdzeń. Jednak Ravinger uważał wszystkie elementy za równorzędne.
Drake Lilac
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 218 cm
C. szczególne : Bardzo wysoki i barczysty. Praktycznie cały czas nosi na palcu pierścień tojadowy - tak na wszelki wypadek.
Cóż... Gdyby Drake urodził się rok wcześniej to prawdopodobnie nie musiałby skazywać profesora na wędrówkę po smoczym rezerwacie w poszukiwaniu książki. Czarnomagicznej książki i takiej co do której lokacji nie można mieć całkowitej pewności. W końcu mógł się zdarzyć jakiś średniowieczny śmieszek, który postanowił kogoś w taki sposób wrobić. Chciał czy nie to były belfer był jego jedyną nadzieją na zdobycie księgi. Nie wzdychał i nie irytował się kiedy Fairwyn chciał usłyszeć błagania gryfona o pomoc. Głównie dlatego że się tego spodziewał. Godność miał nadszarpywaną wielokrotnie, więc co mu z jednego razu więcej? - Naprawdę bardzo pana proszę o pomoc w zdobyciu księgi. Nikt inny mi w tym nie zechce pomóc, a sam nie mogę opuścić terenów Hogwartu i Hogsmeade. - Szkoda że Wang nie wprowadziła tego że pełnoletni mogą swobodnie opuszczać wspomniane przez niego tereny. No ale narzekać nie może. Dyrektorka i tak wydawała się być cierpliwa, i zdaje się ze do tej pory zasmakowała już tego co Hapson musiał znosić przez parę ładnych lat. - Jest pan moją jedyną nadzieją. I mogę postawić panu butelkę ognistej. - Miał nadzieję że udało mu się go wybłagać i może przekupić.
Czy czerpał nieopisaną satysfakcję z tego jak wielkolud go o coś prosił? Owszem. Czy wolałby widzieć go jak skamle na klęczkach? Również byłoby to prawdą. Niemniej same słowa nie było wielce przekonywujące, tak sama końcówka o flaszeczce ognistej zdawała się najsolidniejszym z argumentów. Zaś sam Ravinger nie mógł przed sobą przyznać, iż jest tak uległy. Własnie czekała go decyzja o własnym jestestwie. Czy jest na tyle szalony, aby zaryzykować życie w imię trunku, który i tak był w stanie kupić? Tak, naturalnie, że był. Dlatego dłuższą chwilę pokręcił nosem, spoglądając na nastolatka z deka wyniośle. - To wielce niemądre podkładać we mnie wszelką nadzieję - tego młody czarodziej nie powiedział w prawdzie, ale Fairwyn dodał to sobie ze wzgląd na wysokie ego. Co więcej, nie spodziewał się słów, które miałyby za zadanie oponować. Chwilowo cieszył się z zajmowania pozycji nadrzędnej. - Poza tym regulamin szkoły jest wielce żałosny i jeśli tylko mogę zrobić coś tej... instytucji - słowo niemalże opluł kwasem i naznaczył je wielką pogardą - zrobię to dość chętnie. - Wstał powoli z miejsca, które uprzednio zajął. Oparł się leniwie o lace i równie niemrawym krokiem podszedł do chłopaka. - Dwie butelki - zaznaczył i kolejno przyjrzał się kamieniowi. Teraz i tak był zbyt leniwy, aby poddać zagadkę własnej refleksji. - Mogę? - Dopytał się jeszcze z myślą, że im prędzej to zrobi, tym szybciej będzie mógł się nacieszyć brakiem zobowiązań. - Za dwa dni wyślij mi sowę z miejscem, z którego chciałbyś odebrać księgę. O ile rzeczywiście znajduję się w rezerwacie smoków. Adresuj na posiadłość Fairwynów - rzucił na pożegnanie po czym teleportował się z miejsca. + /zt
Drake Lilac
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 218 cm
C. szczególne : Bardzo wysoki i barczysty. Praktycznie cały czas nosi na palcu pierścień tojadowy - tak na wszelki wypadek.
Widocznie miał sporego farta że Ravinger miał spory uraz do ich szkoły i prawdopodobnie dlatego tak chętnie się zgodził na dostarczenie mu księgi. No chyba że alkohol przekonał go w głównej mierze. Jeśli Fairwyn by zechciał to Lilac mógłby mu kupić i pięć butelek jeśli było trzeba. No i nawet jeśli będzie musiał kitrać tę księgę przez resztę roku, to nadrobi jej czytanie w okresie przerwy. No i może nauczy się do tej pory zaklęcia żeby zniwelować jej nieprzyjemne dla uszu efekty. Zaklęcie to było raczej ciężkie, ale wszystkiego dało się nauczyć. Kiedy pan starszy poprosił o kamyczek, Drake mu go podał bez chwili wachania. Informację na temat wiadomości zanotował sobie w głowie, a kiedy Fairwyn się ulotnił, Drake ruszył z powrotem do wioski + /zt
Elaine Morieu
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 165 cm
C. szczególne : fioletowe paznokcie, charakterystyczny zapach perfumy(mieszanka cytryny, mandarynki, konwalii, jaśminu i drzewa sandałowego)
Grupa A Czas indywidualny5 Wydarzenie13 -> 21 Utracone/zdobyte pluszowy dementor z poprzedniego etapu, pluszowy kwintoped z tego Lokacja lokacja 2 Czas grupy lokacja 1 19 Czas grupy lokacja 2 5
Krótkie oględziny terenu polany pozwoliły na odnalezienie kolejnej wskazówki. Pozostali członkowie grupy bardziej się rwali do pracy niż ja, co jakoś bardzo mi nie przeszkadzało. Byłam zbyt zajęta niańczeniem dementora, aby się jeszcze przejmować ściganiem z innymi. Kolejną zagadkę również rozwiązali prędzej, niż zdążyłam w ogóle ją przetrawić. Jako, że odpowiedź pochodziła od krukonki, to nie było to dla mnie nic dziwnego. Byłabym wręcz zdziwiona, gdyby Saskia miała z tym problem. Kiedy zostało ustalone gdzie lecimy, skierowałam się w tamtym kierunku. Starałam się lecieć w miarę szybko, chociaż było to dla mnie problematyczne. Dementor nieco mi przeszkadzał, a nawet mało co przez niego nie wpadłam w gałąź. Zanurkowałam w dół, po czym poczułam szczypnięcie w łydkę. Szybkim ruchem głowy spojrzałam w tamtym kierunku, a widząc lezące po mnie stworzenie, posiadające wiele odnóży, zapiszczałam tak wysoko, jak operowa śpiewaczka. Stwór zwinnym ruchem znalazł się na moich plecach i zaczął mnie...masować? Okazuje się, że nie był to żaden dziki zwierz, a pluszowy kwintoped, dołączający do małej, wesołej gromadki. Jedna z jego nóg pomachała mi przed nosem kartką, na której znalazłam potwierdzenie podjętej grupowo tezy. Spróbowałam przyśpieszyć i dotrzeć w okolice grobu w miarę dobrym czasie, ale niestety zrobiłam to jako jedna z ostatnich. Dementor latał mi dookoła głowy, kwintoped siedział na moich plecach i machał do obecnych dwoma nogami, a ja próbowałam poprawić swoje włosy, które opadły mi na twarz w moim panicznym locie.
Saskia Larson
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 161cm
C. szczególne : Duże, piwne oczy oraz charakterystyczny pierścionek z lisem na lewej dłoni.
Grupa A Czas indywidualny1 + przerzucone dzięki tarotowi Wydarzenieścigam się z centaurami Utracone/zdobyte - Lokacja 2 Czas grupy lokacja 1 19 Czas grupy lokacja 2 0 (Jamie) + 1 (Sassy) + 5 (Elaine) = 6
Nikt nie miał obiekcji do jej propozycji. A skoro wiedzieli, gdzie mają się udać, to mogli jak najszybciej rusza. W końcu, bądź co bądź, był to wyścig. Nie wiedzieli, czy druga grupa już dawno nie dotarła do drugiego celu, czy nawet nie zebrała się w pierwszej lokacji - czas jednak grał pierwsze skrzypce, bez względu czy mieli przewagę czy potrzebowali nadrobić stracone minuty. Lecąc przez las, usłyszała dźwięk kopyta. I śmiech? Tak, stłumiony, drżący, ale zdecydowanie radosnej barwy niósł się po okolicy. Zniżyła lot, dostrzegając grupę młodych centaurów, które zajęte były zabawą, gnając wprost przed siebie. Zauroczona widokiem, sama przytuliła się do trzonka miotły, przyśpieszając - pozwoliła sobie sunąc pomiędzy koronami drzew, smagana kroplami deszczu w twarz, przy akompaniamencie coraz cichszego śmiechu w oddali. Właściwie była pewna, że będzie na miejscu pierwsza. Wyruszyła przecież od razu, jej miotła była w świetnym stanie, a ona miała wrażenie, że wykorzystała jej potencjał niemal do granic możliwości. A jednak przy grobie stał już ślizgon. — Teleportowałeś się? — Zapytała Jamiego (@Jamie Norwood) wprost, unosząc ku górze brew. Gdyby tak było, to nawet przyjęłaby to oszustwo z większą ulgą, niż fakt, że wkrótce mają spotkać się na meczu, a chłopak wydawał się mieć moc zakrzywiania czasoprzestrzeni.
Grupa A Czas indywidualny6 Wydarzenie6 Utracone/zdobyte Utracone w poprzednim etapie - pióro; zdobyta - maskotka akromantuli Lokacja lokacja 2 Czas grupy lokacja 1 19 Czas grupy lokacja 2 6+5+1
Praktycznie od razu wpadło mu do głowy to gdzie mają lecieć już w trakcie czytania notki przez Saskie, brunetowi wpadł do głowy pomysł grobu, którego kiedyś mijał. Z pokiwał głową w stronę dziewczyny kiedy ta zerknęła na niego.
Zasygnalizował aby wszyscy wskakiwali na miotły, a on sam ruszył na sam koniec. Chyba jego kapitanowska natura się odezwała, bo chciał mieć pewność, że nikt przypadkiem się nie zgubi. Podczas swojego lotu zauważył między drzewami akrumantulę siedzącą na drzewie. Brunet sam nie wiedział co go podkusiło, ale postanowił podlecieć do niej. Zorientował się, że jest to jedynie pluszak. Wpakował go do swojej torby i przyśpieszył nieco lotu kiedy tylko zdał sobie sprawę, że reszta była już daleko przed nim, a niektórych to już nie widział.
Wylądował i przyjrzał się raz jeszcze grobu, upewniając się, że to na pewno o to miejsce chodziło profesorowi. - Widzę, że jestem tutaj chyba ostatni - prychnął śmiechem patrząc się na resztę. - Saskia, czy ty też wpadłaś na to miejsce jeszcze podczas czytania? Szybko się zorientowałaś. - Poklepał towarzyszkę po ramieniu.
Terry Anderson
Rok Nauki : VI
Wiek : 16
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 173 cm
C. szczególne : mocny szkocki akcent, piegi na całym ciele, kilka pryszczy na twarzy, niedawno przeszedł mutacje
Grupa: A Czas indywidualny:4 - 3 (wydarzenie) = 1 Wydarzenie:20 Utracone;czucie w palcach Lokacja: lokacja 2 Czas grupy lokacja 1: 19 Czas grupy lokacja 2: 5 (el) + 1 (sasia) + 6 (jin) + 0 (jamie) + 1 (terry) = 13
Rozpierała go duma – nie dość, że poprawnie rozwiązał pierwszą zagadkę, to na dodatek trafił na miejsce najszybciej z grupy, a przecież rywalizował z Saskią i Jinem, dużo lepszymi miotlarzami od siebie, kapitanami szkolnym drużyn. Wyraźnie zadowolony z siebie przeszukiwał polankę wraz z innymi, wypatrując kolejnej wskazówki pozostawionej im przez profesora Walsha. Tym razem szczęście sprzyjało Krukonce, która już po chwili machała ramionami, ściskając w dłoni karteczkę z naskrobaną drugą częścią zadania. Nie musieli długo głowić się nad rozwiązaniem, okazało się bowiem, że kapitański duet znał okolice Hogsmeade lepiej, niż mogłoby się wydawać. Sam Terry nigdy w życiu nie był we wskazanym przez nich miejscu, musiał więc dokładnie przyjrzeć się mapie, nim pokiwał głową i z uśmiechem na twarzy wzniósł się w powietrze. Było mu przeraźliwie zimno. Pomimo grubego swetra i kurtki, czuł wicher wkradający się za kołnierz, przyprawiający o nieprzyjemne ciarki na całym ciele. Zacisnął mocniej dłonie na drążku, zbielałe z chłodu, wysuszone i piekące. Przydałaby się jakaś maść albo kremik. Chcąc jak najszybciej wylądować, chłopak mknął pomiędzy drzewami jak błyskawica, z trudem manewrując między gęsto rosnącymi konarami. Na jednym z drzew dostrzegł kolorową wstążkę, ułożoną w kształt strzałki z literą „A”. Wskazówka! Skorygował kurs i przyśpieszył, by po kilku sekundach wychynąć spomiędzy krzaków tuż przy Ślizgonie, który musiał wyprzedzić go w międzyczasie. W tej samej chwili na miejsce dotarła Saskia, a kilka minut później dołączyli do nich Elaine i Jin. - Mam szczerą nadzieję, że Walsh nie zakopał wskazówki wraz z jakimś trupem. – byłaby to na pewno iście Halloweenowa niespodzianka, chłopcu nie widziało się jednak rozkopywanie cudzych grobów. – Mówiłaś coś o historiach związanych z tym miejscem? – zwrócił się do Krukonki z iskierkami zainteresowania w oczach.
Grupa A Czas indywidualny2 - 6 za wydarzenie = 0 Wydarzenie20 (wskazówka oraz dorzut k6 i odjęcie wyniku od bazowego) Utracone/zdobyte - Lokacja 2 Czas grupy lokacja 1 19 Czas grupy lokacja 2 5 (el) + 1 (sasia) + 6 (jin) + 0 (jamie) + 1 (terry) = 13
Kiedy tylko Saskia zaproponowała, gdzie mieli lecieć, Jamie nie czekał aż grupowo powiedzą chórem "tak lećmy tędy". Zwyczajnie wskoczył na miotłę i ruszył między drzewa we właściwym kierunku. Był go pewny nie z uwagi na znajomość lasu, bo wtedy musiałby kłamać, ale dlatego że dostrzegł jedną ze wskazówek pozostawioną przez profesora. Gdyby okazało się, że lecą w złą stronę, zaczekałby na pozostałych, ale mając pewność, że są na dobrej trasie, zwyczajnie leciał dalej. Choć może "zwyczajnie" to złe słowo - nie przyznałby się do tego, ale czas młodego Puchona, gdy w niecałą minutę doleciał na pierwsze miejsce był imponujący i teraz zwyczajnie chciał mu dorównać. Z tego powodu po prostu mknął między drzewami, aż niemal minął grób nieznanego czarodzieja. Zawrócił jednak i zeskoczył z miotły, aby poczekać na pozostałych. - Nie teleportowałem się, ale też nie podziwiałem widoków, ani nie zbierałem pamiątek - odpowiedział, spoglądając na @Saskia Larson. - Historie, czy nie, chyba trzeba rozejrzeć się za kolejną kartką...
______________________
Cleanse my soul free me of this anger that I hold and make me whole
Joshua Walsh
Wiek : 37
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : runa algiz za lewym uchem, obrączka z bladoróżowej muszli, bransoletki na lewym nadgarstku
Rozglądacie się wokół, latacie na miotłach, a może przetrząsacie trawy. Cokolwiek robicie, nic się nie zmienia - wskazówki kolejnej nie widać. Może jednak się pomyliliście? W końcu jednak jedno z was spogląda w górę, przygląda się koronom drzew. Jest późna jesień i niewiele z nich wciąż ma na sobie liście, więc łatwo dostrzec przywiązaną żółtą wstążką kartkę do jednej z wyższych gałęzi. Zapewnić schronienie rozkaz otrzymałem i do tej pory go nie złamałem Jedno zdanie i nic więcej, ale przecież nie spodziewaliście się większej zagadki, prawda? To teraz pora wsiąść na nowo na miotły i pruć powietrze ile tylko miotła może. Kto pierwszy na mecie ten wygrywa, prawda?
Modyfikatory Tak naprawdę obowiązuje jeden modyfikator - mapa. Jeśli posiadasz mapę okolic, którą Josh zostawił przy ogłoszeniu o lekcję, masz możliwość przerzucić albo wydarzenie albo kość czasu i wybrać dogodniejszy wynik. Jeśli posiadasz przedmiot umożliwiający dokonanie przerzutu i wybór kości - możesz go użyć, ale przy podlinkowaniu kości napisz dlaczego przerzuciłeś.
Po wylosowaniu wskazówki z wydarzeń poniżej, można napisać do mnie PW z lokacją, jaka waszym zdaniem jest odpowiedzią na zagadkę, a ja odpiszę czy ciepło czy zimno.
W dalszym ciągu rzucacie na czas i na wydarzenia w trakcie lotu ku kolejnej lokacji.
Wydarzenia - rzuć kość tarota:
0 - rzuć jeszcze raz na wydarzenie
1 - mgła sprawia, że tracisz orientację w terenie i choć lecieliście grupą, tracisz ich z oczu i potrzebujesz dłuższej chwili, aby odnaleźć właściwą drogę - rzuć dodatkową k6 i zsumuj z wynikiem bazowej kości
2 - niezależnie czy korzystasz z mapy, czy wzlatujesz nieco ponad konary drzew, orientujesz się w miejscu, w jakim się znajdujecie i wiesz, w którą stronę powinniście lecieć jako grupa - dzięki tobie wszyscy w twojej grupie, którzy nie odpadli, mogą przerzucić bazową kość k6 i wybrać niższy wynik, ty również.
3 - między drzewami dostrzegasz stado saren, które przygląda ci się w równym zaskoczeniu, ale nie reagują w większy sposób na twoją obecność, w przeciwieństwie do bzyczka, który nagle przyczepia się do twojego policzka - szybko odkrywasz, że jest to pluszak z doczepioną karteczką informującą, że jesteście na dobrej drodze, o ile się nie zgubicie - zdobywasz pluszowego bzyczka
4 - choć niejeden trening odbywaliście w trudnych warunkach, latanie w środku lasu we mgle nie jest najłatwiejsze, próbujesz unikać przeszkód, ale nie dostrzegasz jednej z gałęzi, na której niemal zawisasz, a miotła wylatuje spod ciebie - wzywaj pomoc czerwonymi iskrami, profesor pojawi się obok ciebie i zabierze cię ze sobą na metę - dla ciebie jest to koniec wyścigu
5 - lecąc, dostrzegasz niewielkie poletko przepięktnych kwiatów, które kwitną pomimo późnej jesieni, zaciekawiony zbaczasz z kursu, aby po chwili spotkać się z duchem dziewczynki, który przygląda ci się i niemo zaprasza do zabawy, prowadząc cię między drzewami skrótem do miejsca, ku któremu zmierzałeś - rzuć k6 i wynik odejmij od czasu grupy dla lokacji do której zmierzacie
6 - rozglądasz się uważnie wokół siebie w trakcie lotu, aż nagle dostrzegasz akromantulę na jednym z drzew - czy z ciekawości, czy strachu, zwalniasz, aby zorientować się, że jest to jedynie pluszak, a przy nim kilka czekoladowych zniczy, a także wskazówka dotycząca lokacji, ku której zmierzacie - zdobywasz pluszową akromantulę
7 - dostrzegasz coś pomarańczowego kątem oka i odruchowo uznajesz, że to jedna z piłek, choć przecież miało ich nie być, gwałtownie zawracasz i gubisz jeden przedmiot z twojego ekwipunku - jeśli orientujesz się i wracasz po przedmiot dorzuć 2xk6 i wynik zsumuj z bazową kością czasu
8 - wiadomo, że o poranku w lesie można spotkać wiele stworzeń, ale langustnik ladaco? Kierujesz się za nim, aby odkryć, że to jedynie pluszak, który zaraz po tym, gdy bierzesz go do ręki, szczypie cię swoimi szczypcami, dodając szczęścia - wszyscy (łącznie z tobą) w twojej grupie mogą przerzucić bazową kość k6 do czasu i wybrać niższy wynik, a ty zdobywasz dodatkowo pluszaka langustnika
9 - czy to prawdziwa lunaballa? Podlatujesz bliżej tańczącego stworzenia, które okazuje się pluszakiem, do tego usypiającym cię swoimi podskokami, ale szczęśliwie opamiętujesz się i zawracasz, zgarniając po drodze pluszaka - zdobywasz pluszową lunaballę
10 - profesor Walsh mówił, żeby uważać na ptaki, ale nie spodziewałeś się, że o tej porze możesz wpaść na niewielkie stado wróblowatych, które spłoszone grupą czarodziejów wpadło w popłoch - dodaj 2 do bazowej k6
11 - czujesz się wręcz jak ryba w wodzie, kiedy wymijasz kolejne drzewa, zupełnie, jakbyś robił to zawsze - rzuć k6 i wynik odejmij od wyniku kości bazowej na czas
12 - widzisz cień sunący po leśnym poszyciu idealnie pod tobą, przypomina twój cień, ale nim nie jest, kiedy próbujesz unikać gałęzi i pni drzew, cień “rzuca” się na ciebie, otaczając się nagle przyjemnym ciepłem - zdobywasz pluszową śmierciotulę
13 - masz wrażenie, że lecicie w kółko, choć podążasz za grupą, ta nagle znika między drzewami pośród mgły, a ty musisz na nowo odnaleźć drogę - jeśli posiadasz kompas albo mapę okolicy, lecisz dalej bez wpływu na czas - szybko odnajdujesz właściwą trasę; jeśli nie posiadasz wymienionych przedmiotów dorzuć k6 i wynik dodaj do bazowej kości czasu
14 - czy dopadły cię ponure myśli w trakcie lotu pośród mgły i drzew, czy może bardzo skupiałes się na tym, żeby nie stracić z oczu pozostałych z grupy, nie wiadomo skąd dopada cię pluszowy dementor, składając pocałunek na twoim policzku, przywołując od razu miłe wspomnieniek, dzięki któremu raźniej lecieć - zdobywasz pluszowego dementora
15 - widać, że miotlarstwo to coś, co lubisz, ponieważ idzie ci doprawdy świetnie, a niewielka widoczność w niczym nie przeszkadza - jeśli posiadasz mapę okolicy, albo kompas, cała grupa może przerzucić bazową kość na czas i wybrać niższy wynik; jeśli nie posiadasz wymienionych przedmiotów tylko ty możesz przerzucić bazową kość na czas
16 - lecisz sobie spokojnie, aż nagle dostrzegasz ruch po swojej lewej stronie i nagle przed tobą wyskakuje rozpędzony jeleń, który bez zwracania na ciebie uwagi, wielkimi susami kieruje się dalej - hamując gwałtownie, tracisz jeden dowolny przedmiot ze swojego ekwipunku - możesz po niego wrócić ale wówczas musisz rzucić dodatkową k6 do czasu
17 - masz niebywałe szczęście! Obok ciebie zaczynają biec młode centaury, z którymi zaczynasz się ścigać, nie tracąc jednak orientacji, co do obranego kursu - rzuć dwa razy k6 na bazowy czas i wybierz niższy wynik
18 - mgła potrafi wilgocią przeniknąć przez najgrubsze warstwy ubrań, sprawiając, że zaczynasz zamarzać i kiedy myślisz już, że ten lot jest bardziej nieprzyjemny, niż można było zakładać, na twoje ramiona spada wąż - pluszowy popiełek, który od razu roztacza swoje ciepło, a przy nim doczepiona jest karteczka informująca, że jesteście już blisko - zdobywasz pluszaka popiełka
19 - wszystkie drzewa wyglądają tak samo, więc próbujesz wzlecieć ponad konary drzew, co nie podoba się grupie elfów zamieszkujących drzewo, obok którego przelatywałeś - atakują cię, strącając z miotły - upadasz boleśnie na ziemię, obijając się kolejno o gałęzie - wyślij czerwone iskry, dla ciebie to koniec wyścigu, trafiasz z profesorem na metę
20 - dostrzegasz przyczepioną do drzewa wskazówkę, która pozwala ci dolecieć szybciej na miejsce - rzuć k6 i wynik odejmij od wyniku kości bazowej na czas
21 - próbując uniknąć zderzenia z kolejną gałęzią, nurkujesz w powietrzu i nagle czujesz lekkie ugryzienie w łydkę, nim jesteś w stanie cokolwiek zrobić, pięć nóg spaceruje w górę twojego ciała, po chwili ugniatając twoje spięte ramiona, machając kartką z potwierdzeniem, że jesteś na dobrej drodze - pluszowy kwintoped jest twój
Kod:
<zgss>Grupa</zgss> A <zgss>Czas indywidualny</zgss> [url=link]wynik k6 będący twoim bazowym czasem lotu[/url] + ewentualne modyfikatory wynikające z wydarzeń <zgss>Wydarzenie</zgss> [url=link]tutaj podlinkuj kość tarota zapisując numer[/url] <zgss>Utracone/zdobyte</zgss> zapisz co tracisz, co zyskujesz będzie potrzebne do kuferka, który będę wam rozliczać po lekcji wraz z punktami (muszę zapłacić za maskotki xD ) <zgss>Lokacja</zgss> lokacja 1/lokacja 2/meta - wpiszcie w której myślicie, że jesteście <zgss>Czas grupy lokacja 1</zgss> czas osoby 1 + czas osoby 2 + czas osoby 3 itd uzupełniacie kolejno resztę <zgss>Czas grupy lokacja 2</zgss> liczycie jak wyżej <zgss>Czas grupy na mecie</zgss> liczycie jak wyżej + dodajecie sumy poprzednich etapów