Osoby:@Odeya Worthington i @Daemon Avrey Miejsce rozgrywki: Pensjonat w Nowym Orleanie (domek nr. 13) Rok rozgrywki: wakacje 2020r. (noc przed imprezą wilkołaków) Okoliczności: (edit)
Mugolskie powieści miały coś w sobie, że nie potrafiła się nudzić, czytając je, nawet jeśli był to późny wieczór, a tematyka nie do końca jej odpowiadała. Jednak tego dnia, choć była zafascynowana bohaterami i miejscem w jakim rozgrywała się akcja książki, czuła się zmęczona, wypompowana i w dodatku śpiąca. Zatrzasnęła więc ponad trzystustronicowy tom, odkładając go na parapet okna, przy jej łóżku. Chwilę później już przykrywała się kołdrą pod samą brodę, aby zawinąć się w kokon i z uśmiechem, rozciągniętym na ustach przymknąć powieki. - Dobranoc - mruknęła jeszcze do Adriana, bo wiedziała, że ten leży także w swojej pościeli, na tym samym, wyższym poziomie. Po usłyszeniu cichego "dobranoc" od przyjaciela, odwróciła się na drugi bok, na moment otwierając oczy, aby omieść wzrokiem pomieszczenie. Z chwilą kiedy to zrobiła, w pokoju nie było nikogo oprócz nich. Tylko ona i Puchon grzecznie leżeli w swoich łóżkach. Naturalnie Daemona również nie szło odnaleźć w jego własnym. Westchnęła na myśl, kiedy ostatnio widziała blondyna. Czyżby tęskniła? Mogła sama siebie oszukiwać zaprzeczając, jednak tak właśnie było. Nawet przed samym momentem zaśnięcia miała przed oczyma twarz Avreya... Wielkie jezioro, po środku ciemnego lasu rozpościerało się od jednego końca ścieżki, aż po mały domek na końcu małej polany. Powoli zapadał zmrok, a ona szła wąskim, leśnym szlakiem, napotykając na swojej drodze w pewnym momencie owy ogromny zbiornik. Nagle przed nią pojawiła się niewielka ławeczka. Postanowiła usiąść i odpocząć, w końcu, tak długo szła do... gdzieś. Rozglądając się po jeziorze, napotkała ciemny kształt na jego powierzchni, którego nie była w stanie zidentyfikować. Wstała, zbliżając się do brzegu. Przechodziła się wzdłuż niego tak długo, aż owy cień całkiem nie rozpłynął się w odmętach wody. Westchnęła ciężko, jakby rozczarowana, że nie znalazła niczego ciekawego i już miała wracać do ławeczki, jednak kiedy się odwróciła zdała sobie sprawę, że ta również zniknęła. Za to kiedy dziewczyna pochyliła głowę, serce podskoczyło jej do gardła. Krzyknęła, cofając się gwałtownie, widząc na trawie dwa obślizgłe, wijące się złowieszczo węże. - Niee... - mruknęła przerażona. Aż czuła, że zaschło jej w gardle ze strachu. Grymas na jej twarzy powiększył się, kiedy zauważyła kolejne gady, które pełzały w jej kierunku. Krzyknęła ponownie, ale z jej ust nie wydobył się żaden dźwięk.
Daemon Avrey
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 187
C. szczególne : lekka wada wzroku, blizna w okolicy serca, sygnet rodu Avery na placu wskazującym
Tradycja. Tak właśnie określić można było późne powroty Daemona, który rzadko kładł się w swoim łóżku o odpowiedniej porze, a przynajmniej takiej, która przystała młodemu człowiekowi w jego wieku. - Kurwa - siarczyste przekleństwo opuściło usta chłopaka, kiedy otwierając drzwi potknął się w progu domku, ledwo łapiąc równowagę, dzięki czemu uniknął spotkania z podłogą. Nerwowo rozejrzał się po zatopionym jedynie w świetle księżyca pomieszczeniu czy przypadkiem nie obudził nikogo. Wzrok Ślizgona od razu padł na łóżko znajdujące się nad tym jego w którym spała Odey. Westchnął głośno przecierając dłonią zmęczoną twarz, drugą najpierw ściągając z siebie spodnie, a następnie koszulkę. Rzucił się na łóżko wyciągając ręce nad głowę, przymknął powieki, jednak zanim odpłynął w objęciach Morfeusza pokój wypełnił krzyk Gryfonki, która nerwowo ruszyła się na łóżku. Automatycznie, jednak trochę zbyt gwałtownie podniósł się, od razu patrząc do góry. Twarz brunetki wykrzywiał grymas strachu, który sprawiał że serce w jego piersi zabiło znacznie mocniej niż powinno. Niewiele myśląc wspiął się po drewnianych stopniach kładąc obok niej, wsunął jedną dłoń pod drobne ciało dziewczyny, zaś drugą otoczył ją, przyciągając do siebie mocniej. - Spokojnie…. No już, dziecino - wyszeptał, wdychając charakterystyczną woń jaśminu.
Nie mogła oddychać. Przerażenie zapierało jej dech w piersiach, jak tylko zobaczyła na trawie węże, które złowieszczo syczały i kierowały się w jej stronę. Była otoczona. Z jednej strony ciemne, zimne jezioro, w którym pływało coś nieznanego, a z drugiej - niebezpieczne, pełzające gady, które powodowały, że na sam widok serce zamierało jej w piersi. Cofała się do tyłu, z każdym krokiem coraz bardziej zbliżając się do wody, aż w końcu weszła bosymi stopami do jeziora. Gdzie się podziały jej buty? Gwałtownie przeniosła swoje spojrzenie ze swoich nóg na stworzenie, które sunęło w tej chwili po podłożu, zbliżając się niebezpiecznie ku jej stopom. Z kolejnym krzykiem na ustach, zrobiła znów krok do tyłu i potknęła się o coś na dnie i runąłwszy o tafle wody zaczęła chaotycznie poruszać rękami, aby w przypływie paniki wydostać się na powierzchnię. Wtedy usłyszała głos. Znajomy, nieco zachrypnięty, cichy. Daemon? Czy on tu gdzieś był? A może to on wypuścił te węże na nią? W pewnym momencie w podwodnym mroku, zauważyła ruch. To musiał być Ślizgon. Może jej pomoże. Wyciągnie ją z wody. Kształt zbliżał się do niej, jednak w miarę odległości, zmiejszającej się między nimi, dziewczyna widziała, że to nie był Avrey. Wypuściła gwałtownie powietrze z płuc, a to zamknięte w kilkunastu bąbelkach wypłynęło na powierzchnie. Nie potrafiła powstrzymać przerażenia, które owładnęło jej ciało, kiedy zdała sobie sprawę, że płynęło do niej całe stado węży. Zaczęła się wierzgać, machać rękami, ale to nic nie dało. Chociaż potrafiła pływać, nie mogła wydostać się na powierzchnię. Nagle, poczuła ulgę, kiedy do jej płuc wreszcie dotarła porcja powietrza. Szeroko rozwarła oczy, uświadamiając sobie, że całe otoczenie dna jeziora zniknęło i zastąpił go obraz jej pokoju w domku. Gwałtownie łapiąc powietrze, w pierwszej chwili nie zorientowała się, że ktoś jest obok niej i obejmuje jej ciało. Była zbyt spanikowana snem, który przed momentem przeżyła tak intensywnie... W końcu oprzytomniała, wiedząc, że leży w swoim łóżku, bezpieczna i niemal od razu zdała sobie sprawę z obecności chłopaka. Odwróciła głowę w jego kierunku i omiotła wzrokiem jego otoczenie, jakby znów szukała pełzających gadów, co nakazywał jej odruch obronny. - To... był sen... - szepnęła, jakby do siebie, kiedy była już spokojna, nie odnajdując w zasięgu wzroku żadnego złowieszczego stworzenia. Przymknęła oczy, oddychając nadal nierówno. - Nie zostawiaj mnie teraz... proszę... - odezwała się po chwili, wtulając się w jego klatkę piersiową, a jej nozdrza przepełnił zapach tytoniu i cytrusów.
Daemon Avrey
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 187
C. szczególne : lekka wada wzroku, blizna w okolicy serca, sygnet rodu Avery na placu wskazującym
Nie miał pojęcia o czym śniła, choć wyraz jej twarzy wskazywać mógł na to, że dręczą ją koszmary. Może śniła o nim? Może tak naprawdę to on był największym koszmarem jej życia, tylko dlaczego w rzeczywistości nie okazywała tego strachu? Mimowolnie w jego umyśle pojawiły się pytania, których nie powinno tam być. Przecież nie zależało mu na niej, nie była dla niego zbyt ważna, stanowiła jedynie element rozrywki w życiu, które zamieniać zaczynało się w nudną rutynę - tak przynajmniej próbował sobie wmówić, nie chcąc dopuścić do siebie myśli, że dziewczyna w jakiś pokrętny sposób stała się dla niego ważna. Trzymając ją w ramionach, nawet jeśli ta wierzgała i próbowała się wyswobodzić zapewne nie będąc nawet świadomą,że się w nich znajduje wywoływała dziwną falę ciepła rozchodzącą się po jego ciele. Delikatnie gładził jej włosy, przybliżając do nich swój nos. Zaciągnął się słodkim powietrzem mierząc się z atakiem paniki, który tak szybko jak się pojawił - zniknął. Mimo tego, nie puścił jej. Uważnie obserwował, jak łapczywie bierze haust powietrza, ciężko oddychając. Zaśmiał się cicho pod nosem, słysząc prośbę padającą z ust brunetki, która w normalnych okolicznościach zapewne nigdy nie opuściłaby jej różowych ust. - Nie zamierzam dziecino - oznajmił, uśmiechając się przy jej włosach, choć nie był pewien czy to poczuła, wciąż wydawała się być przerażona. - Co ci się śniło? - zapytał spokojnie, lecz jego głos wskazywał na to, że nie zniesie sprzeciwu.
Z koszmarami, które były na tyle realistycznie, że każda cząstka jej ciała wierzyła, że to co się dzieje, dzieje się naprawdę, miała problem od małego. Nie pomagały najlepsze zioła jej matki, eliksiry, a chociaż łapacze snów czasami spełniały swoją rolę, to niestety szybko traciły swoje magiczne właściwości i trzeba było często je wymieniać. Tym bardziej, zmiana miejsca, jaka nastąpiła na wyjeździe wakacyjnym, wpłynęła na zintensyfikowanie potwornych snów, z którymi Odeya nie miała szans. Nie panowała wtedy nad ciałem. Bo kto potrafił go kontrolować, podczas spania? Kręciła się, rzucała na pościeli, po to tylko, aby te obślizgłe węże jej nie dopadły. Jednak gdy tylko zły sen się skończył, a ona otworzyła oczy, poczuła jak cała nerwowość, związana z koszmarem, ulatuje z niej. I choć oddech nadal miała przyspieszony i urywany, to miała świadomość, że to wszystko nie działo się naprawdę. Zobaczywszy twarz blondyna, który przytulał ją do siebie nie wyraziła zdziwienia. Za bardzo go teraz potrzebowała. Do uspokojenia oddechu, do pozbierania myśli, do wyciszenia się po stresie, jaki przed chwilą przeżyła. Nie zastanawiając się ani chwili, poprosiła go, aby jej nie zostawiał, jednocześnie wtulając się w niego i kładąc dłonie na nagim torsie chłopaka. Jego słowa uspokoiły ją. Nie ucieknie. Nie zostawi jej. Właśnie tego potrzebowała. Potrzebowała Jego. Powoli jej oddech wracał już do normy, a Gryfonka, z przymkniętymi oczami, starała się nie myśleć już przykrych obrazach, które nawiedziły ją podczas snu. Jednak nie było jej dane, tak szybko się z nimi rozstać, bo kilka chwil później Daemon zapytał o koszmar. Zacisnęła lekko palce na jego ramieniu, którego trzymała przez chwilę kurczowo, zaciskając równocześnie zamknięte powieki, jakby te myśli znowu sprawiały, że wraca przerażenie. Przełknęła wolno ślinę otwierając oczy, ale nie podnosząc głowy, aby na niego spojrzeć. - Węże. Niezliczona ilość wijących się, ohydnych węży, które zaprowadziły mnie w ślepy zaułek... Nie miałam gdzie uciec... Nie mogłam... One były wszędzie... - zaczęła cała rozdygotana, na powrót przerażona wizją która wróciła przed jej oczy. Jej usta znowu wykrzywił grymas jakby obrzydzenia, strachu i bezradności, który towarzyszył jej podczas tego okropnego snu.
Daemon Avrey
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 187
C. szczególne : lekka wada wzroku, blizna w okolicy serca, sygnet rodu Avery na placu wskazującym
W przeciwieństwie do Odey nie miewał koszmarów. Oczywiście kiedy był dzieckiem zdarzało mu się budzić z krzykiem, jednak wraz z wiekiem zrozumiał, że nie należy bać się tego, co dzieje się w ludzkim umyśle, bo realne życie i jego zagrożenia mogą okazać się bardziej przerażające. Nie zamierzał jednak naśmiewać się ze strachu brunetki, który wywoływał u niej napad lęku, zamiast tego szybko znalazł się przy niej, zupełnie jakby chciał ochronić ją przed złem, z którym miała do czynienia, jednocześnie mając świadomość tego, że prawdopodobnie w świecie rzeczywistym to on stanowi dla niej największe zagrożenie. Nie wiedział na ile świadoma jest tego, że ma do czynienia z nim, zwłaszcza kiedy poprosiła, by jej nie zostawiał. Czy zdawała sobie sprawę z tego, że to on? Może właśnie dlatego chciała by został, a co jeśli na jego miejscu byłby ktoś inny? Zachowałaby się w ten sam sposób? Mnóstwo niepotrzebnych, a przede wszystkim irracjonalnych jak dla niego myśli zaśmiecało myśli Daemona, wywołując emocje, których nie chciał. Zna je, wyryte zostały w jego wspomnieniach wraz z twarzami osób które kochał - matki, siostry, ale dlaczego czuł je teraz? Nie powinien. Zadał pytanie,które mimowolnie wywołało reakcje, których się nie spodziewał, dlatego mocniej zacisnął ręce na drobnym ciele brunetki, obdarzając jej czoło kilkoma buziakami. Czuć było od niego alkohol, co w ostatnim czasie nie dziwiło nikogo - sporo czasu spędzał w barach kosztując nie tylko nowoorleańskich trunków, ale przez nieco gryzący zapach przedzierała się również słodycz, będąca pozostałością po jego towarzyszce, którą spotkał. - Tu ich nie ma. Nie bój się - poprosił łagodnym głosem, trącając ją nosem w policzek. - Dlaczego akurat węże? - zapytał patrząc na nią przez chwilę,jednak szybko przymknął powieki.
Choć Odeya nie była już małą dziewczynką, a nastolatką, która powinna już dobrze wiedzieć, że sny to tylko ułuda i tak naprawdę nie mają wpływu na rzeczywistość, to nie była w stanie panować nad swoimi reakcjami. Koszmary zawsze przejmowały nad nią kontrolę, a jak już wiemy, ona tego nie znosiła. Jednak była względem nich bezbronna. Jak kilkuletnie dziecko, które widzi niebezpieczeństwo, a nikogo dorosłego nie ma w pobliżu. To była jej słabość, którą w tej chwili poznał również Daemon. Prawdopodobnie, gdyby na jego miejscu był teraz ktoś inny, to też poprosiła by aby ta osoba z nią została, ponieważ była przerażona. Ale mają świadomość, że to Ślizgon, jeszcze bardziej pragnęła aby jej nie puszczał. Miała wrażenie, że jego bliskość jest w stanie odpędzić nawet najgorsze koszmary, bo chociaż wkurzał ją i irytował na każdym kroku, miała do niego pewną słabość. Nie mogła przyznać się jeszcze do tego ani przed sobą, ani tym bardziej przed nim, ale taka była prawda. Gdy otworzyła usta, aby wydusić z siebie te pare słów, dotyczących tego co działo się jeszcze przed chwilą w jej głowie, złowieszcze obrazy powróciły, a jej ciało nie mogło zareagować inaczej. Jednak wilgotne i ciepłe usta chłopaka, które poczuła na swoim czole, dodały jej otuchy i przypomniały tym samym, że to był tylko sen, a ona leży bezpieczna w swojej pościeli, w ramionach Avreya. Potrzebowała kilku dobrych minut aby dojść do siebie, ale w końcu dotarła do niej ta nieznośna woń alkoholu, pomieszana jakby z czymś dobrze jej znanym... - Byłeś z kobietą? - spytała, choć sama była zaskoczona, że akurat to pytanie wydobyło się z jej gardła jako pierwsze. Owszem, irytował ją fakt, że czuć było od niego alkohol, ale podświadomie, chyba bardziej była ciekawa tej drugiej nuty, która przebijała przez jego zapach. Słowa pocieszenia, jakimi ja obdarzył i w dodatku czuły gest nosem, spowodował u niej błogą falę ciepła, która powoli w następnej chwili rozeszła się po jej ciele. Takiego Daemona jeszcze nie znała. To była nowość, choć nie wiedziała na jak długo takie z nią zostanie. Widząc przez ułamek sekundy jego wzrok, w którym nie czaiły się ogniki pożądania, ani iskry wściekłości, nie wiedziała co o tym myśleć. Czy on udawał? Czy taki był naprawdę, tylko nigdy jej tego nie okazywał? - Nie wiem - odezwała się cicho - Od zawsze mnie przerażały. Są takie nieprzewidywalne... Niebezpieczne i złowieszcze. Paraliżuje mnie strach, kiedy je widzę. - dokończyła drżącym tonem, po czym uniosła nieco twarz, aby móc na niego spojrzeć. - Ale chyba każdy się czegoś boi, prawda?
Daemon Avrey
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 187
C. szczególne : lekka wada wzroku, blizna w okolicy serca, sygnet rodu Avery na placu wskazującym
Pomimo lęku jaki czuła dziewczyna, grymasu strachu wykrzywiającego nienaturalnie jej twarz, wciąż nie uważał Odey za osobę słabą. Mając tak namacalny dowód na to, że brunetka wyraźnie się czegoś boi pragnął wierzyć, że jest to wynikiem nieprzepracowania własnych lęków, poznania ich genezy, bo przecież nikt nie boi się czegoś tak po prostu, bez powodu. Był ciekaw, dlaczego to własnej węże tak bardzo ją przerażają. Prawda. Avrey miał tendencję do denerwowania jej w najmniej odpowiednim momencie, pchania się tam gdzie nie powinien oraz interesowania się sprawami, które w żadnym wypadku go nie dotyczyły, a mimo tego ona wciąż trwała w relacji z nim. Dlaczego więc miałaby ją w tym momencie opuścić? Zwłaszcza, że tak kurczowo wtulała się w niego, niejako szukając pomocy. Po kolejnym nagłym ataku paniki, instynktownie postanowił ją uspokoić obsypując czułymi całusami, z uporem maniak ignorując irytujący głos z tyłu głowy, że brunetka może odebrać to jako słabość. W gruncie rzeczy - czy tego chciał czy też nie - Odeya powoli stawała się jego słabością, a ilekroć świadomość tego w niego uderzała chłopak sięgnąć musiał po przynajmniej kilka szklanek ognistej. Słysząc pytanie padające z ust dziewczyny mimowolnie otworzył oczy wpatrując się w nią stalowo-niebieskimi tęczówkami, które w nikłym świetle księżyca miały znacznie ciemniejszą barwę. Wykrzywił usta w łobuzerskim uśmieszku, choć starała się jednocześnie przybrać minę niewiniątka. -Po prostu razem piliśmy - wzruszył ramionami, udzielając najbardziej banalnej odpowiedzi, jaka mogła paść z jego rozbawionych ust, a jednocześnie była ona jak najbardziej prawdziwa. - A co? Zazdrosna? - zapytał, poruszając sugestywnie brwiami, po czym z cichym śmiechem stopił twarz pomiędzy szyję a obojczyk brunetki, wykorzystując okazję, by w jej czułym miejscu przyjechać językiem po nagiej skórze. Jak dobrze, że ma na sobie koszulkę na ramiączkach pomyślał, kierując koniuszek języka bliżej szyi, by następnie skraść jej całusa, kiedy już otwierała oburzona jego poczynaniami usta. Daemon Avrey był naprawdę uroczym, młodym mężczyzną jeśli tylko tego chciał, choć w większości przypadków i tak krył się z maską pozorów i wyuczonych zagrań. Tym razem było nieco inaczej, przy Odey nie musiał zakładać maski, ale nawet wtedy swoim zachowaniem, tym zgoła odmienny od tego jakie prezentował jej zazwyczaj budził u niej niepewność, wywoływał mętlik, zmuszał do tego, by w jej umyśle pojawiło się coraz więcej pytań, na które nie raczył udzielić zbyt szybko odpowiedzi. - Jestem do nich całkiem podobny - oznajmił lekko ochrypłym głosem - Ale mnie się nie boisz, dlaczego? - zapytał, patrząc na nią intensywnie, zupełnie ignorując to pytanie, które opuściło jej usta.
Być może rzeczywiście jej strach nie brał się znikąd, ale na ten moment nie potrafiła go jeszcze wytłumaczyć. Odkąd pamiętała, to właśnie te pełzające gady dręczyły ją nocami, nie pozwalając spokojnie spać. Może ta trauma wzięła się jedynie ze snów, w których węże były ukazywane w takim świetle, że aż dziewczynie brakowało tchu z przerażenia. Czasami tak było, że nasze lęki były ogromne tylko w naszych oczach... Owszem, odebrała pocałunki składane na jej czole przez chłopaka jako objaw czułości, nie była w stanie skupić się bardziej na tym geście. Wystarczyło, że pomagał on w uspokojeniu jej oddechu, w opanowaniu umysłu, w którym ciągle krążyły przebitki obrazów z ciemnego lasu czy dna jeziora. Mogłaby być durną idiotką, która w tej chwili wypomniała by mu tak troskliwe zachowanie, ale po co? Znowu wracała do niej myśl, która stała się niejako mottem jej życia. Staraj się skupić na tym co masz w tej chwili. A miała Jego. Daemona, który traktował ją w sposób zupełnie inny niż to pamiętała. I był, kiedy go potrzebowała. Czego chciec więcej w tej chwili? Spojrzenie Ślizgona zdawało się zawierać na początku drobne elementy zaskoczenia jej pytaniem, ale szybko cały wyraz twarzy chłopaka zmienił rozciągnięty na jego ustach uśmiech. Zacisnęła nieco szczękę, kiedy usłyszała jego odpowiedź i wymamrotała: - Tak, to tez czuje. Nienawidziła alkoholu, a Avrey wydawało się, wręcz przeciwnie. Myśl, w której przed jej oczyma pojawiła się wizja Daemona pijącego przy barze whisky z jakąś panienką, sprawiała, że miała ochote rozkwasić mu nos. Dlaczego tak było? Przecież mógł spędzać czas z kim tylko chciał. Nie powinno w ogóle jej to obchodzić. Usłyszawszy kolejne pytanie zadane przez blondyna, spojrzała na niego przenikliwym wzrokiem, po czym prychnęła. - Nie schlebiaj sobie. Po prostu czuje od Ciebie słodki zapach perfum. Spijaliscie sobie z dzióbków? - zdążyła zapytać, zanim ten zanurkował ku jej szyi, aby tam zacząć "siać spustoszenie". Drgnęła nieznacznie, kiedy poczuła jego język na swojej skórze która jakis czas była od tego odzwyczajona. Nie zdążyła nic powiedzieć, bo nim się odezwała, aby go ochrzanić, skutecznie zatkał jej usta swoimi, na kilka sekund. Nigdy by się nie spodziewała, że to właśnie ona byłaby tą, przy której Daemon nie musiałby kryć swojej prawdziwej twarzy. Prędzej uznałaby, że specjalnie zakłada maskę, grając kogoś kim nie jest, aby ją jeszcze bardziej rozjuszyć. To bardziej by do niego pasowało. Słysząc, jego słowa, potrzebowała chwili, aby móc na nie odpowiedzieć. - Rzeczywiście. Jest pare wspólnych cech, które macie podobne. A wolałbyś, żebym się Ciebie bała? - spodziewała się, że taka odpowiedź go nie usatysfakcjonuje, ale tak naprawdę nie miała pojęcia dlaczego on nie wywoływał u niej strachu, choc też był niebezpieczny, nieprzewidywalny i biła od niego ta ciemna aura... -[b] Dlaczego ku mnie przyszedłeś, Daemon? [b] - wypaliła nagle, podnosząc głowę, aby na niego spojrzeć. Była ciekawa, czy aż tak krzyczała, że go obudziła, czy zwyczajnie jego dobre wychowanie nie pozwalało mu zostawić jej tak niekomfortowej sytuacji. Być może nie odpowie, ale przynajmniej zobaczy jego wyraz twarzy i coś z niego odczyta.
Daemon Avrey
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 187
C. szczególne : lekka wada wzroku, blizna w okolicy serca, sygnet rodu Avery na placu wskazującym
Częściej niż czasami było tak, że lęki były ogromne w oczach tylko danej osoby; Daemon - choć nigdy tego nie przyzna publicznie czy też przed samym sobą - bał się zobowiązań, w których musiałby wziąć odpowiedzialność za drugą osobę. Oczywiście inaczej rzecz miała się w przypadku rodziny, której był to zwyczajnie winien - łączyły ich więzy krwi. Niemniej nawet on miał swoje demony, choć z pozoru wydawał się osobą, która lubowała się w tym, co niebezpieczne czy nielegalne. Czując na swoim policzku, który nosił ślady dwudniowego zarostu, jak dziewczyna zaciska usta w wąską linię, uśmiech chłopaka pogłębił się. Błysnął zębami po raz kolejny, choć teraz z wyraźnie słyszalnym rozbawieniem tracił ją nosem, by trochę się rozluźniła. Nie mógł nic poradzić na to, że ognista była jego małym uzależnieniem, z którego nie zamierzał rezygnować. Była to kwestia, którą w jego przypadku Odey musiała zaakceptować, czy jej się to podobało czy też nie. Czy byłby w stanie zrezygnować z picia? Bardzo wątpliwe, nie wiedział, co musiałoby się wydarzyć, żeby odstawił szklanicę ze złotym płynem w środku, którego kolor, zapach, a przede wszystkim smak nęciły równie mocno, jak znajdująca się w jego ramionach dziewczyna. Gdyby prychnęła automatycznie utkwił w niej wzrok uważnie śledząc wyraz twarzy Odey. Dochodząc do tych samych wniosków, które chwilę wcześniej opuściły jego usta w formie pytania - była zazdrosna. Nawet jeśli nie chciała przyznać tego sama przed sobą. - Z dzióbków nie, ale chętnie zademonstruje ci, jak to wyglądało. - odpowiedział tajemniczo, a jego głos od razu zmienił ton, stając się bardziej zachrypniętym. Zdjął z brunetki kołdrę, pod którą do tej pory skryte było jej ciało, po czym z wolna zaczął sunąc dłonią po jego zarysach, docierając do osłoniętego uda, by wrócić tą samą drogą podwijając przy tym nogawkę i tak zbyt krótkich spodenek piżamy oraz bluzkę - odsłonił jej brzuch. Patrząc Odey w oczy, w jednej sekundzie znalazł się nad nią, opierając swój ciężar na rękach po obu stronach ciała dziewczyny, po czym przybliżył usta do odkrytej skóry. Wystawił język wyznaczając mokrą ścieżkę od linii gdzie zaczynał się materiał dolnej części garderoby, aż do miejsca, w którym przy pomocy jednego ruchu mógł odkryć jej kształtne piersi, jednak zatrzymał się. Zamiast to zrobić, ponownie wrócił do poprzedniej pozycji, nie kryjąc rozbawienia, ponieważ widział jak na twarzy Odey maluję się jednocześnie namiętność i złość. Oczywiście w tym momencie całkowicie z nią pogrywał, a kobieta której woń perfum czuła była jedynie barmanka serwującą mu drinki oraz dzielącą się z nim kilkoma przepisami na nie, lecz Gryfonka nie musiała tego wiedzieć. Trzymanie jest w stanie słodkiej niewiedzy sprawiała Avrey'owi dużo przyjemności. - Myślę, że jesteś zbyt mądra na to, by się mnie bać - odpowiedział, choć dawał jej powody by za każdym razem gdy go widziała odczuwała strach. Niemniej ona wydawała się o tym wszystkim nie pamiętać. Hm..? - mruknął, udając że nie słyszy pytania, jednak kiedy dziewczyna ja powtórzyła ponownie otulił ją kołdrą i przytulił. - Po prostu - odparł zdawkowo, jednak ta odpowiedź musiała jej wystarczyć, gdyż nie było szans, że wyciągnie z niego coś jeszcze. - A teraz śpij - oznajmił, również zamykając oczy i jeszcze mocniej ją przytykając, choć wątpił, że go posłucha.
Rodzina rzeczywiście była odrębną kwestią, którą traktowało się zupełnie inaczej. Dlatego, Ode na pewno nie porównywała by zachowania Daemona względem siostry czy matki z tym w jaki sposób odnosił się do niej. Była przecież tylko dziewczyną, z którą dobrze się bawił. Na chwilę obecną nie wyobrażała sobie niczego, nie wymagała od niego aby w jakiś sposób okazywał jej jakiekolwiek emocje, oprócz tych, które było widać gołym okiem. Można było do nich zaliczyć pociąg fizyczny, który Gryfonka zresztą także odczuwała do chłopaka. I choć sytuacja, w której teraz się znaleźli mogłaby dawać okazje, aby doszukiwać się czegoś więcej - nie potrzebowała tego robić. Doceniała to co miała. A miała chwilę. Chwilę beztroski, która może prysnąć jak bańka, jeśli tylko któreś z nich popełni błąd i okaże, że zależy mu bardziej niż wszystko na to wskazuje. Woń alkoholu od zawsze ją irytowała, a tym bardziej teraz, kiedy Ślizgon podpuszczał ją dodatkowo, chwaląc się jak to dobrze się bawił w towarzystwie jakiejś dziewczyny. Jej wyraz twarzy, może i zdradzał jej prawdziwą reakcję na ten temat, jednak nie zamierzała tego komentować. Bo kim była, żeby prawić mu kazania? Czując koniuszek jego nosa na swojej twarzy, chciała pozostać niewzruszona, ale w ostatniej chwili poddała się i kiedy przejechał szorskim policzkiem po jej skórze, spomiędzy jej ust wydobył się cichy chichot. - Drapiesz, jeżu - rzuciła, rozbawiona, pozwalając sobie aby sięgnąć jego brody i teatralnie ją ujmując, przekręcić jego twarz odrobinę, aby nie mógł jej drażnić zarostem. - Może ja nie chce wiedzieć jak to wyglądało... - fuknęła niezadowolona w tym samym czasie, kiedy on już chwytał za pościel, aby ją odkryć. Zmarszczyła brwi, kierując się za jego spojrzeniem, kiedy podwijał jej ubranie. - Daemon... - szepnęła, jakby ostrzegawczo, przenosząc wzrok na jego twarz, aby chwilę później spotkać jego stalowo-niebieskie tęczówki. Znów zaczął tę grę, w której nikt z nich nie mógł być zwycięzcą. Ani on, spoglądający na nią tymi swoimi pociemniałymi ślepiami, ani ona, przymykająca powieki w następnej sekundzie, pod wpływem jego zmysłowej pieszczoty. I choć to chłopak drażnił się z nią, pokazując na jak wiele mógł sobie pozwolić z tamtą rzekomą dziewczyną, to w tej chwili robił to właśnie z nią i widziała, że jemu także sprawiało to przyjemność. - Jesteś... - szepnęła, zamierając w bezruchu, gdy blondyn opadł na powrót na pościel obok niej. -... chory - dokończyła wzdychając i rozwierając powieki. - Musisz nauczyć mnie podobnych sztuczek względem facetów. - dodała po chwili, przenosząc na niego spojrzenie, jak gdyby nigdy nic, spoglądając w jego szaro-błękitne oczy. Skoro on mógł zabawiać się z panienkami, to dlaczego ona miała odpuścić sobie zwizualizowania przed jego oczami choćby na moment podobnej sceny z nią i innym chłopakiem w roli głównej? - To miał być komplement, Avrey? - spytała, przechylając nieco głowę na bok, aby móc zobaczyć jego minę, kiedy w następnej sekundzie naszło ja kolejne pytanie. I musiała je dopiero powtórzyć, aby otrzymać od niego odpowiedź. Odpowiedź, która ani troche jej nie zadowalała, ale nie miała siły już z nim walczyć. A kiedy usłyszała jego kolejne słowa chłopaka, zamrugała kilkukrotnie po czym wydęła nieco usta, jakby zastanawiając się nad czymś. - Dobrze - rzuciła jeszcze, zanim znalazła sobie idealne miejsce pomiędzy szyją chłopaka a jego obojczykiem, aby w ten właśnie skrawek skóry wsunąć swoja twarz i przymknąc oczy. Czując miarowe bicie jego serca i rytmiczne kołysanie klatki piersiowej, niewiele było trzeba aby kilka minut później na w pół świadoma, odpływająca w objęcia Morfeusza, poddała się błogiej ciszy i przyjemnemu ciepłu spowlekającemu jej ciało, za sprawą ramion chłopaka. Choć nie była do końca przytomna, po kilku minutach musiała zmienić pozycję, zaplatając swoją nogę za nogę chłopaka, niemal wciskając ją w przestrzeń między jego udami. Westchnęła przeciągle, jeszcze bardziej wtulając się w niego, a jej usta rozciągnęły się w łagodnym uśmiechu, czując rozkoszne ciepło bijące od jego ciała. Po koszmarach nie było ani śladu...
Daemon Avrey
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 187
C. szczególne : lekka wada wzroku, blizna w okolicy serca, sygnet rodu Avery na placu wskazującym
Odeya była mądrzejsza niż mogła sama przypuszczać, opierając osąd swojej osoby na nierozważnych i często nieprzemyślanych zachowaniach. Mimo wszystko była naprawdę rozważną dziewczyną, nie analizując emocji, których przyczyną pojawiania się był Daemon i to w wyjątkowych przypadkach - głównie kiedy był pod wpływem alkoholu. Wówczas wydawał się być zupełnie innym człowiekiem, bardziej empatycznym, choć jego arogancka natura i tak znajdowała swoje ujście, chociażby w tym, jak wprawnie unikał odpowiedzi na pytania czy manewrował słowami, tworząc przed brunetką złudny obraz sytuacji. Ciężko było orzec, która z twarzy bruneta jest tą prawdziwą, na co dzień przybierał tyle masek, że czasem sam zastanawiał się która z nich jest tą prawdziwą. Niestety zbyt często wciąż kierowały nim pierwotne instynkty oraz strach przed zobowiązaniami. Lubił zabawę i w dodatku miał słabość do pięknych dziewczyn. Nigdy nie przyzna tego, a przynajmniej w najbliższej przyszłości, że Odey była wyjątkowa. Każda chwila którą z nią spędził budziła u niego potrzebne kolejnych spotkań, co było zjawiskiem niezwykle rzadkim, wręcz wyjątkowym w przypadku Avrey'a - bardzo szybko się nudził. W dodatku bardzo polubił droczenie się z Gryfonką, która poniekąd wykazywała się lekką naiwnością. Wiele radości sprawiało mu, kiedy denerwowała się przez słowa opuszczające jego usta, choć jednocześnie starała się zachowywać spokój. Walka, jaką mógł wtedy dostrzec w jej lazurowych tęczówkach nakręcała go jeszcze bardziej, przez co miał ochotę sprawdzać granice do których mógł się w jej przypadku posunąć. Zaśmiał się, tak szczerze słysząc cichą uwagę padającą z ust dziewczyny na temat jego zarostu. - Nie chciało mi się golić - oznajmił, lekko zachrypniętym głosem, raz jeszcze przejeżdżając po jej policzku nim uciekła, przekrzywiając jego twarz. Te proste sytuacje, które miały miejsce między nimi wywoływały u chłopaka ciepło, które rozchodziło się po jego ciele wywołując szybsze bicie serca. Czuł się z tym jednocześnie dziwnie, jak i niezwykle przyjemnie, a fakt, że Odey tak idealnie pasowała do jego ramion sprawiał, iż kąciki ust mimowolnie unosiły mu się ku górze. Oczywiście świadomy był, że nie może myśleć o Gryfonce w takich kategoriach, to było poza jego zasięgiem emocjonalnym, by stworzyć z kimś zdrową więź. Poza aroganckiego dupka szybko powróciła, wystarczyło kilka odpowiednio dobranych słów. I choć bardzo często swoim zachowaniem denerwował brunetka, to oboje podświadomie czuli, że gra jaką wówczas prowadzili budziła w nich namiętności. Uśmiechnął się przy jej skórze, tak by poczuć mogła, jak kąciki jego ust unosząc się do góry, a cichy śmiech opuszcza delikatnie rozchylone waegi, gdy rozpoczął swoją wędrówkę. Czy się jej bał? Absolutnie nie, zaś ostrzeżenie potraktował bardziej jak zachętę. - Jestem - odpowiedział na zarzut, kładąc się ponownie obok niej, natomiast kiedy wspomniała o sztuczkach spiął się, mrużąc na nią gniewnie oczy. - Ty dziecino skup się lepiej na mnie - dodał poważny tonem, czując dziwne ukłucie, jednak nie zamierzał dać tego po sobie poznać. Bo przecież mu nie zależało,prawda? To dlaczego świadomość, że Odeya mogłaby spotykać się z innym chłopakiem i robić to wszystko, co robiła z nim wywoływał u niego poczucie dyskomfortu. Poruszał się niespokojnie w łóżku i o ile było to możliwe, przyciągnął drobne ciało dziewczyny jeszcze bliżej siebie. - Jesteś moja - wyszeptał nieco złowieszczo do jej ucha, przygryzając jego płatek. Słowa same wypłynęły z jego ust, jednak w gruncie rzeczy miał ją swoją własność, nie ważne jak okropnie to mogło brzmieć. - Może - rzucił rozbawiony, pozwalając by lepiej ułożyła się do snu, a sam przymknął oczy, by dać jej do zrozumienia, że ich rozmowa dobiegła końca, lecz nie zasnął od razu. Czekał tak długo, aż Odey zasnęła, a on zyskał pewność, że nie dręczą jej kolejne koszmary i nawet jeśli pozycje które przyjmowała nadwyrężały jego silną wolę, starał się zachować spokój, wpatrując się w jej spokojną twarz; wydawała się być taka delikatna i bezbronna. Miał ochotę zostać tu wieczność, więc ko dlaczego rano obudziła się w łóżku sama?