C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
Osoby: Sky i @Flora J. Martell Miejsce rozgrywki: Dormitorium Hufflepuffu, korytarz i błonia Rok rozgrywki: 2020 Okoliczności: Poranek po imprezie urodzinowej w Puchońskiej Komunie
Zasnął szybko, padając ze zmęczenia mając w ciasnych objęciach swoje wilkołacze szczęście, trzymając się Mefisto jakby był kotwicą trzymającą go przy względnie pozytywnych myślach po tym emocjonalnym rollercoasterze, który zagwarantowała mu wczorajsza impreza. Poranek jednak nie był już dla niego tak łaskawy, budząc go nieprzyjemnym supłem na żołądku, nie pozwalając mu osunąć się w ramiona Morfeusza, by zdusić jeszcze choć przez chwilę bolesne wyrzuty sumienia. Były tam, uwierały niewygodnie niezależnie od przyjętej pozycji i nie pozwalały cieszyć się dalej z ciepła drugiego ciała, narzucając mu zdecydowanie zbyt wczesną pobudkę i odreagowanie w kuchni. Już przy pierwszym kroku, gdy tylko bosa stopa zetknęła się z chłodną posadzką, wiedział, że zjebał straszliwie i tylko uporczywe trzymanie się nadziei, że jego relacja z Florą to coś więcej niż sama przyjaźń, pozwalały mu wierzyć, że wszystko da się łatwo naprawić. Nieco nerwowo zapoznawał się ze składem mefistofelesowej kuchni, sklecając z dostępnych składników najlepszą wersję przeprosin, na jaką mógł sobie pozwolić w tym akcie spontaniczności, by wraz z Błękitnym Gryfem niecierpliwie wyczekiwać godziny otwarcia hogwarckiej bramy. Po teleportacji udał się prosto do Dormitorium Hufflepuffu, by ze słodkim pakunkiem i kocem koczować od świtu pod wejściem do żeńskich sypialni, nie chcąc nikogo budzić swoim wtargnięciem, ani też właściwie... nie mogąc tego zrobić przez zamkowe zabezpieczenia. Zaprzyjaźniony skrzat zaczepił go na krótką pogawędkę, dzięki czemu udało mu się poprosić go o dwa kubki kakao, które może i nieszczególnie pasowały do coraz cieplejszych dni, ale idealnie wpasowywały się w zaplanowane słodkie śniadanie na świeżym powietrzu, biorąc pod uwagę dość chłodny poranek. Nie mógł być pewien czy nerwy trzymały też Florę, czy może raczej to jej przyszywano-siostrzana intuicja kazała jej wyjść z pokoju, jednak gdy tylko dostrzegł tę ukochaną, drobną sylwetkę, to porwał ją w ramiona bez choćby chwili pomysłu. - Skrzacie, tak bardzo Cię przepraszam - zaczął od razu, walcząc z chęcią uniesienia dziewczyny, by uprowadzić ją stąd siłą, zanim napatoczą się jacykolwiek świadkowie. - Zachowałem się jak ostatni kretyn. Proszę, wybacz mi i porozmawiaj ze mną na spokojnie - poprosił ciszej, nie będąc jeszcze gotowym, by wypuścić ją z rąk, choć miał świadomość, że musi czuć od jego brań wypalone Gryfy, co nijak nie mogło działać na jego korzyść - Mam koc i śniadanie, więc może... nasze ulubione miejsce nad jeziorem? - zaproponował, odsuwając się od niej tylko na tyle, by spojrzeć w te duże, piękne oczy, za którymi zdążył już stęsknić się w żałosnym lęku, że mógłby stracić ciepło, które przecież zawsze w nich widział.
Flora nie sądziła, że ta impreza nabierze takiego obrotu. Brunio, Skyler, Mef i Lennox -doskonale pamiętała to uczucie, gdy pod wpływem poszczególnych spojrzeń chciała zniknąć. Rozpłynąć się w powietrzu i w jakiś sposób sprawić, aby wszechświat się zatrzymał, a ona mogła raz jeszcze zdecydować, czy iść na przyjęcie, podejmując tym razem dobrą decyzję. Całe szczęście, Lennox ją stamtąd zabrał, gdy tylko poprosiła. Nie szkodzi, że złamała regulamin i zamiast do zamku, spędziła z nim popołudnie oraz wieczór w jego domu, objadając się domowym spaghetti. Wróciła tuż przed zamknięciem zamku, czmychając do dormitorium i nie zwracając na siebie uwagi, co wcale nie było w jej przypadku trudne. Nie miała zbyt wielu znajomych. Noc była jednak długa i męcząca. Widok puchona nie opuszczał jej głowy, a wyznanie Bruno ciągle dźwięczało jej w uszach. To był powód, że tak szybko złapali nić porozumienia? W końcu obydwoje kogoś stracili. Kogoś ważnego. Zrezygnowana westchnęła, siadając na łóżku i spoglądając w okno, przeczesując palcami brązowe włosy. Słońce powoli wyłaniało się zza horyzontu, pomarańczowa łuna oblała widoczne z dolnych okien domu borsuka błonia. Jej współlokatorki jeszcze spały, część pewnie nie wróciła na noc i zajęta była swoim bujnym życiem towarzyskim. Zsunęła się na podłogę, czując dreszcz na ciele i złapała za ręcznik, kierując się do łazienki. Nic tak nie otrzeźwiało, jak poranny prysznic, podczas którego ustaliła sobie plan dnia — małe przygotowania śniadania w szkolnej kuchni oraz czytanie tam książki o eliksirach, bo egzaminy były coraz bliżej, a przedmiot ten ściśle łączył się z jej karierą uzdrowicielską. Zamknęła za sobą drzwi od dormitorium, starając się nikogo nie obudzić. Nie spodziewała się żywej duszy. Wtedy też czyjeś ciepłe ręce zgarnęły ją do siebie, a dziewczyna aż podskoczyła w miejscu, wydając z siebie stłumiony pisk. Dopiero znajomy głos sprawił, że walące w piersi serce — pełne strachu i niepokoju, przestało rozsiewać paraliż po jej ciele. Złe myśli też odgonił. Tylko jedna osoba tak na nią mówiła, wszędzie poznałaby też ten charakterystyczny aromat z nutą cynamonu. Skyler. Nie odzywała się, tkwiąc w szoku i spoglądając na niego ze zdezorientowaniem, chociaż dłonie automatycznie go objęły, a palce zacisnęły się na materiale jego ubrania, jakby bała się, że jest tylko snem na jawie i zaraz zniknie, gdy tylko mrugnie. Florze oczy się zaszkliły, usta drgnęły niespokojnie. - M.. Myślałam, że mnie nienawidzisz i... I nie chcesz ze mną rozmawiać.. - wyjąkała w końcu cicho z prawdziwą ulgą w głosie i upartością, która świadczyła o tym, że za wszelką cenę nie chciała się rozpłakać i robić scen przed wejściem do dormitorium o tak nieludzkiej godzinie. Słyszała, ale jednocześnie nie zarejestrowała wzmianki o kocu czy wypiekach, kiwając natomiast ochoczo głową na sugestię rozmowy. Nie mogli przecież tego tak zostawić, chłopak był niezastąpiony i niezbędny w jej życiu i nie wyobrażała sobie kompletnie dnia ze świadomością, że między nimi coś mogło się popsuć. - Nie chciałam Cię tak zdenerwować.. - obwiniała siebie za to, co się stało, jak zwykle zresztą. Złapała go za rękę, dając się pociągnąć w stronę wyjścia z pokoju wspólnego, a następnie korytarzem przez lochy, wiodącym do wyjściowej bramy. - Tak się ciesze, że Cię widzę... Tak się bałam, że to już koniec. Nie wiem, co.. Nie wiem, jak miałabym bez Ciebie funkcjonować. Gadała pod nosem, wpatrując się w jego profil oraz plecy, łapiąc oddech i starając się uspokoić drżenie. Chyba nerwy jej odpuściły, dlatego tak zareagowała. No i oczywiście bardzo kochała Skylera, a to była ich pierwsza, poważniejsza konfrontacja, a Flora kompletnie nie wiedziała, co z tym zrobić i jak to naprawić. Na szczęście on wiedział.
Skyler Schuester
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 179 i PÓŁ!
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
Gdy tylko wyczuł, że Flora wcale się od niego nie odsuwa, ani nie drętwieje w jego ramionach w niechęci, to od razu objął ją ciaśniej, czulej, chcąc zamknąć ją w cieple swojego ciała, ustami szukając jej czoła w motylich pocałunkach, by wyrazić swoją skruchę, że przez jego zachowanie w tej pięknej główce pojawiły się tak absurdalne myśli. - Nie mógłbym przecież - szepnął cicho w proteście, chcąc dać jej do zrozumienia, że nienawiść nie jest emocją, którą mogłaby w nim wywołać. Nie przez coś takiego. Na pewnie nie ona. Dał jej chwilę, złączone dłonie traktując jak kotwicę zapewnienia, że wszystko będzie już tylko lepiej i zwyczajnie wsłuchiwał się w jej myśli z boleśnie ściśniętym sercem. Chciał, by najpierw odnalazła się w tej sytuacji - zarejestrowała lewitujące za nimi pudełko z jedzeniem i dwa kubki co chwilę podgrzewanego kakao, pewność z jaką prowadził ją przed siebie i skruchę w jasnych oczach, która przebijała się przez sprzeczną sobie mieszankę ulgi i zmartwienia. Zatrzymał się, gdy tylko przekroczyli bramy szkoły, wychodząc na nienagrzane jeszcze błonia i zachłysną się rześkim powietrzem, które nieprzyjemnie zmieszało się z poczuciem winy. - Skrzacie - mruknął z żalem do samego siebie, ściągając brwi w typowym dla siebie wyrazie zmartwienia i odwracając się, by ciepłym spojrzeniem złapać te urocze, duże oczy, instynktownie pochylając się do nich bliżej, gdy dłoń przesunęła się na drobne ramię. - Wiem, że dałem Ci do tego powód, ale... Nie wątp we mnie. Błagam Cię, nie wątp w to jak ważna dla mnie jesteś. Nie ma niczego, ani nikogo, kto mógłby nas rozdzielić. Ja w to nie zwątpiłem, więc Ty też tego nie rób, bo nie wyobrażam sobie, że miałbym Cię stracić w ten sposób - poprosił, szczerze przejęty tym, że dziewczyna naprawdę mogła pomyśleć, że to jedno spięcie ważyło więcej, niż wszystkie wspólnie spędzone miesiące. Nie potrafił powstrzymać myśli, że gdy on zmartwił się o to, że Flora mu nie wybaczy, to jego Wilk od razu wkroczył z zapewnieniem, że ich więź jest zbyt wyjątkowa, by jedno spięcie ją przerwało, więc... Czemu jej Ślizgon jej w tym nie upewnił? Czemu jej nie uspokoił? Nie mówiła mu o tym jak ważni są dla siebie? Westchnął, gładząc ją po ramieniu, by zaraz objąć ją własnym i poprowadzić w stronę rozłożystego drzewa przy brzegu jeziora, chcąc rozłożyć koc na subtelnym wzniesieniu między dwoma dorodnymi korzeniami, które w fantazyjnych zawijasach wybiły się ponad ziemię. Usiadł tyłem do wody, by Flora wciąż miała widok na iskrzące się w sennym wciąż słońcu jezioro i podał jej kubek do drobnych dłoni, oddzielając ich pudełkiem z świeżymi jeszcze croissantami. - Nie wyobrażam sobie, że miałbym Cię stracić, Flora - przyznał powoli, pozwalając niskiemu głosowi na drżącą nutę, nie musząc kryć emocji przed swoją siostrą. - Nie zamierzam Cię okłamywać, więc tak - byłem zły. Ale- Gdyby chodziło tylko o Ciebie, to byłoby mi po prostu smutno, że mi o niczym nie powiedziałaś, choć miałaś tyle okazji. Może nawet… byłbym po prostu rozczarowany, ale zły... Wściekły byłem na Lennoxa, nie na Ciebie. Na to co mówił i w jaki sposób to mówił, choć z pewnością tak silny efekt wywołało połączenie wszystkich tych emocji i magiczne piwo - zaczął tłumaczyć, obracając własny kubek w dłoniach i rozcierając ciepło naczynia we własną skórę zdał sobie sprawę jaki niepozorny chłód panował na dworze. - Ale zdecydowanie nie miałem prawa tak reagowąć. I za to bardzo Cię przepraszam. Za to jak się zachowałem, jakim hipokrytą się okazałem i że nie interesowałem się Tobą wystarczająco, by samemu zauważyć, że pojawił się ktoś, kto jest dla Ciebie ważny. Nie zachowałem się samolubnie tylko na imprezie, ale byłem taki przez cały ostatni rok, pozwalając sobie na zbytnią koncentrację na sobie i swoich związkach - kontynuował, ważąc każde swoje słowo, chcąc przekazać wnioski, do jakich doszedł w czasie przygotowywania im śniadania i zdjął z siebie mefistofelesowską bluzę, by zarzucić ją na drobne ramiona, otulając ciepłym materiałem swoją ukochaną przyjaciółkę. - Wiem, że wcale nie musiałbym Cię przepraszać, a Ty i tak przyjęłabyś mnie z powrotem, bo mnie kochasz. Ale ja Ciebie też kocham bardzo mocno i chcę Cię przeprosić.
Zmrużyła oczy, gdy zasypywał ją buziakami i trzymał mocno w objęciach, zaciskając palce na materiale jego ubrania. Wcale nie zamierzała uciekać, Skyler był dla niej niezastąpiony i pół doby w niepewności w związku z ich relacją kosztowało ją mnóstwo nerwów i stresu. Było okropnie, chociaż dzięki Zakrzewskiemu i spaghetti, było to dużo łatwiej znieść. - No nie wiem, nigdy nie byłeś tak zły na mnie. - mruknęła w odpowiedzi, wzruszając delikatnie ramionami. Ludzie różnie reagowali na emocje, zmieniali się cały czas. Gdy się od niego odsunęła, przyjrzała się uważnie tej przystojnej buzi, błyszczącym oczom i wijącym się kosmykom włosów, jakby musiała upewnić się, że faktycznie tu stał. Czuła go przecież, biło od niego ciepło – jak zawsze, razem z aromatem cynamonowych ciastek lub jabłek zapiekanych z ta przyprawa. Dopiero wtedy zauważyła kosz, kakao i zwróciła uwagę, gdzie idą, nie mogąc powstrzymać podekscytowanego, szerokiego uśmiechu, który ujawnił małe dołeczki w policzkach. Powietrze było orzeźwiające, podmuch pachnącego latem wiatru uderzył w sylwetki puchonów, kołysząc ich włosami i wywołując rumieniec na policzkach. Na trawie widniały krople rosy, błonia zaczynały mienić się zielenią, która coraz mocniej pochłaniała pomarańcz wywołany wschodzącym słońcem. Przesunęła zachwycone widokami oczy na twarz swojego przyjaciela, słuchając jego słów z uwagą. Zrobiło się jej cieplej na sercu, a jednocześnie uderzyły w nią poczucia winy. Flora niezbyt dzieliła się swoim życiem i problemami, nie opowiadała o tym, co miała z innymi ludźmi. Lennox wiedział tylko, że się przyjaźnią, nie wiedział nawet o Victorze czy jej mamie. Skyler wiedział wszystko. Poniekąd wiedziała, że jej zwątpienie było paniką, strachem przed utratą kogoś tak wyjątkowego. Pokręciła głową, łapiąc go dwiema rękoma za dłoń i ściskając ją mocno. - Przepraszam. Nigdy w Ciebie nie zwątpię już, obiecuje. Po prostu.. Pokłóciliśmy się pierwszy raz i.. No.. Nie miałam wcześniej kogoś takiego, jak Ty. Nie wiedziałam, co robić i co myśleć.. - mruknęła w zawstydzeniu, czując, jak płoną jej policzki. W lazurowych tęczówkach tliła się jednak szczerość, autentyczne wyrzuty sumienia. - Nie stracisz mnie, cokolwiek by się nie stało. Wiesz, prawda? Dopytała jeszcze, przysuwając się i mocniej zaciskając jego dłoń, aby zaraz na chwilę się do niego przytulić, bo czuła taką potrzebę. Uścisk nie trwał długo, bo razem z jego westchnięciem, którego dźwięk boleśnie zacisnął jej żołądek, ruszyli pod drzewo, gdzie rozłożony został koc i zajęli wygodnie miejsce. Flora omiotła spojrzeniem okolice, nie mogąc powstrzymać rozmarzonego uśmiechu. W Huessce żyła na przedmieściach, miała znacznie częstszy kontakt z naturą, niż z centrum miasta. Kiwnęła głową w podziękowaniu za kakao, zaraz upijając łyka. Było przepyszne. Chłopak robił je w wyjątkowy sposób. Gdyby bliskość miała smak, byłoby to właśnie to. - Mmmmm pyszne.. - mruknęła cicho, oblizując usta z resztek czekoladowego napoju. Porzuciła jednak lśniącą taflę wody, skupiając się na siedzącym naprzeciw chłopaku. Zacisnęła palce na naczyniu, przygryzając wargę, bojąc się nawet głośniej westchnąć. Był zły. Głos mu drżał, miał do niej żal, że mu nie powiedziała – nie uprzedziła, że Lennox przyjdzie. Tylko skąd mogła wiedzieć, jak sama przypuszczała, że się nie zgodzi? Każdy wiedział, że Zakrzewski nie był typem duszy towarzystwa. Milczała chwilę, czując, jak serce wali jej w piersi, aby zaraz upić kolejny łyk, jakby miał pozbyć się tym samym gula w gardle. - Ja wiem, że on nie ma najlepszej opinii, ale jak da się komuś poznać, nie jest złym człowiekiem, wiesz? - zaczęła ostrożnie, nie bardzo wiedząc, jak dobierać słowa. Wiedziała, że jest dla ślizgona rozrywką. Wiedziała, że zabija czas z nią i po prostu się zgrywa, droczy, bo uwielbia wywoływać chaos w jej życiu. Były jednak takie rozmowy i takie sytuacje, gdzie pokazywała się twarz, którą skrupulatnie ukrywał przed światem. - Nie wiedziałam, co mam Ci powiedzieć.. To po prostu mój przyjaciel? Kolega? Sama nie wiem. Nie mów tak, to nie Twoja wina. Nie jesteś hipokrytą, nie jesteś skupiony na sobie i przede wszystkim, nie jesteś samolubny. Oddałbyś serce drugiemu człowiekowi, gdyby tylko go potrzebował. Wiesz przecież, że moje życie jest raczej nudne, nie mam tylu znajomych i sympatii, co Ty, więc nie musisz się obwiniać głuptasie. Przecież Cię kocham. Nic się nie stało. Miałeś prawo być zły. Wiem, że jako prefekt doskonale wiesz, że on pakuje się w kłopoty i tamta sytuacja w kuchni pewnie też nie pomogła. Ciesze się jednak, że poznałam Mefisto, wiesz? Zakończyła, łapiąc oddech i puszczając mu oczko. Trąciła go delikatnie łokciem, chcąc, żeby się uśmiechnął i był sobą – cudownym, podekscytowanym, łagodnym, jej Skylerem. Złapała za wciąż ciepłego rogalika, czując, jak chłód owiewa jej ciało, zostawiając dreszcz. Zrobiła się od tego głodna. Zaraz jednak zakrył ją bluzą, samemu narażając się na chłód. Nie myśląc więc wiele, Flora podniosła się i oddała mu bluzę, narzucając ją na ramiona i dłonią pokazała, aby się okręcił i usiadł wygodniej. Gdy tak się stało, usiadła mu między nogami, opierając się plecami o jego klatkę piersiową. Nie było w tym absolutnie żadnej nuty erotyzmu, żadnego podszeptu niemoralności. Była to czysty i niewinny gest, niebarwiący jej policzków i niezawstydzający. Opatuliła dłonią kubek, wyjmując trzymanego w ustach rogala i odgryzając kawałek, mruknęła z zadowoleniem. Był przepyszny. - Ja też Cię chce przeprosić, że Cię nie uprzedziłam i że nie mieliśmy dla Ciebie czasu. I że nie miałam okazji, żeby dłużej porozmawiać z Twoim partnerem. Ma dobre oczy, wiesz? W tym, jak duży i rozbudowany jest, ma taką łagodność. Czyli... Czyli nie będziemy się już więcej kłócić Skyler i jest między nami dobrze? Zapytała z powagą, marszcząc brwi, gdy tylko odchyliła głowę do tyłu, aby na niego spojrzeć, zaciskając w niepewności palce na rogaliku i nieco go gniotąc. Zupełnie tak, jakby poniekąd jej życie zależało od tej odpowiedzi.
Skyler Schuester
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 179 i PÓŁ!
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
Czuł tak wiele emocji jednocześnie, że kotłowały się w jego sercu niespokojnie, splatając się ciasno, mieszając, nie pozwalając uszeregować myśli w tak uwielbianym przez Puchona porządku. Mógł być pewien kilku uczuć, jak chociażby ulgi, która go ogarniała, widząc, że Flora mu wybaczy czy może nawet nigdy nie miała mu tego za złe. I właśnie przez to ulga gładko łączyła się z poczuciem winy, nieprzyjemnie ciążąc na całej tej mieszance, bo zaraz ogarniał go strach, że dziewczyna zwyczajnie kocha go za mocno i może nie dostrzegać jego winy, nawet w sytuacji, gdy ją krzywdzi. Bał się, że nieświadomie przekroczy granicę, a ta wciąż brałaby całą szkodę na siebie, nie potrafiąc dostrzec w nim złych intencji. Bo nawet jeśli w intencjach naprawdę miał na myśli tylko jej dobro, to nie zmieniało to faktu, że nie może się wiecznie tym usprawiedliwiać. "Chciałem dobrze" musi zniknąć z jego słownika, póki nie zrobił jeszcze czegoś, co będzie ścigało go po nocach do końca życia. Póki nie zrobił czegoś, przez co może stracić to swoje szczęście zamknięte w drobnej Hiszpance. Przytakiwał jej, ale błądził jeszcze we własnych myślach, analizując posłyszane słowa, ale o te z opóźnieniem pojawiające się odpowiedzi nie musiał się martwić - nie przy Florze, która doskonale wiedziała, że zwyczajnie potrzebuje nieco więcej czasu, by przywołać do siebie wnioski i ułożyć satysfakcjonujące go zdania, które wyrzucane naprędce zawsze urywały się chaotycznie. I w całej tej niezrozumiałej mieszance uczuć nie wiedział czy wygrywa smutek czy jednak złość, bo czuł wciąż, że Florze brakuje odwagi, by powiedzieć mu wszystko. Westchnął, przygryzając wargę w próbie opanowania swoich samolubnie poganiających ją zapędów, przekręcając się wedle jej życzenia i opierając plecy o szorstką korę drzewa, której nie czuł zupełnie dzięki grubej bluzie, a jednak zahaczał o nią miodowymi kosmykami, zapewne zgarniając na loki nieco brązowych drobinek. Otulił ją ramionami, przymykając na chwilę oczy, gdy poczuł na twarzy łaskoczące go kosmyki florkowych włosów, teraz mogąc nieco poskładać myśli, czując dodatkowe wsparcie, przez przywitanie w nozdrzach znajomego zapachu, który mógł otulać go tylko pozytywnymi emocjami. - Nie wiem czy nigdy więcej się nie pokłócimy, ale mogę obiecać, że nigdy to niczego między nami nie popsuje. Kocham Cię, Skrzacie, naprawdę mocno - wymruczał cicho w odpowiedzi, uciekając od jej wzroku przez ciaśniejsze wtulenie się w jej drobne ciałko. - Nic tego nie zmieni - dodał, odchylając się nieco w tył, by oprzeć się wygodniej i sięgnąć po swój kubek kakao z wciąż stroskaną miną, bo nie wiedział jak ma przekonać Florę, że może mu powiedzieć wszystko, bo nic nie jest w stanie zmniejszyć już tego, ile ma dla niej miłości. - Mefisto też nie ma najlepszej opinii, a nikt z moich byłych nigdy nie traktował mnie tak dobrze jak on - zauważył ostrożnie, korzystając ze wspomnienia Wilka jako nakreślenia tej analogii jaka istniała między ich relacjami, darując już sobie przypominanie Florze o tym, że i z jego reputacją bywało średnio, choć w zupełnie innym sensie. - Ale Zakrze- Lennox ewidentnie nie jest tylko kolegą. Wytknął Ci to wczoraj, gdy nazwałaś go przyjacielem - zauważył, chcąc podkreślić, że to zauważył, nie mogąc być pewnym czy z jakiegoś powodu Flora nie chce powiedzieć mu prawdy czy po prostu sama nie jest do końca świadoma ich relacji. - Rozumiem, że... To może nie być nic oficjalnego. To nic złego, jeśli to coś pomiędzy; to nic złego jeśli nie jesteście jeszcze pewni, ale... Nazwał się Twoją "zabaweczką" i publicznie wspomniał o "przygodzie w jacuzzi" i... to mnie zdenerwowało, nie sama jego obecność. Nie mam prawa oceniać Twojego wyboru i jeśli Cię uszczęśliwia, to... - urwał, wzruszając ramionami w braku odpowiednich słów, by dać jej znać, że jej miłosne wybory nie wpłyną przecież na ich własną relacje. Pokręcił lekko głową, wzbijając luźne loczki w delikatny ruch i upił kilka łyków ciepłego kakao, szukając w słodyczy większego spokoju. - Nie chcę byś miała przede mną tajemnicę i chcę, żeby on po prostu, by traktował Cię z należytym szacunkiem.... Wiem, że nie jesteś dzieckiem, po prostu... To trudne.
Miałby trochę racji. Skyler był dla niej na tyle ważny, że wybaczyłaby mu absolutnie wszystko, a nawet znalazła wytłumaczenie na każdego jego ewentualne przewinienie, odciążając go z oskarżeń. Ktoś pachnący cynamonem, piekący babeczki i mający charakter Puchona nie mógł być w żaden sposób złym człowiekiem. Pacnęłaby go więc po głowie za tak negatywne uczucia, nie rozumiejąc jawiącego się w jego głowie poczucia winy, na które nie było tam zwyczajnie miejsca. Idealizowała go. Nie mógł nic z tym zrobić. Flora ogólnie rzecz biorąc, znana była ze swojego olbrzymiego serca oraz naiwności, idealnie pasowała do pewnej historii o głupiej wieśniaczce, którą kiedyś czytała, a która oddała nawet rękę czy nogę nieznajomym, byle pomóc – chociaż kompletnie nie skojarzyła faktów. Ratowała ją tylko nieśmiałość na tyle silna, że czasem nie była w stanie się odezwać lub podnieść na kogoś wzroku, aby zaproponować cokolwiek ze swojej strony. Wiedziała też, że zawsze chciał dla niej dobrze. Było tak, odkąd przeniosła się do Hogwartu. Pamiętała doskonale, jak się poznali. Jej nawet przez myśl nie przechodziła możliwość, że mógłby jej zaszkodzić. Nigdy go nie poganiała jak zresztą nikogo. Nie była dziewczyną, która też nakłaniała do zmiany siebie lub swojego zdania, starając się szanować wszystkich tak samo, doceniać ich różnorodność. Lubiła patrzeć, jak na jego twarzy tli się zamyślenie, jak w tęczówkach jawi się konsternacja. Wyglądał wtedy niezwykle uroczo, czasem nawet uwydatniała się mała zmarszczka pomiędzy nosem! Nie była najlepsza w takie rozmowy, chociaż bardzo się starała. Pewne wydarzenia, które tak żywymi kolorami mieniły się w jej głowie, były zbyt chaotyczne i intensywne, aby ubrać je w słowa. Chyba nie znała nawet odpowiednich po angielsku, a hiszpańskiego niestety jej ukochany przyjaciel nie znał. Westchnęła cicho, wtulając się w niego i zaciągając bijącym od niego zapachem, spojrzała w niebo. Co chwilę jednak zerkała w jego kierunku, lustrując twarz lub miodowe loki, które z brązem pnia drzewa, wyglądały bardzo ładnie i jesiennie. On z reguły trochę jesień przypominał, na co składało się w głowie drobnej dziewczyny wiele myśli i skojarzeń, począwszy właśnie od włosów czy zapachu. Uśmiechnęła się promiennie, zaciskając palce na jego dłoni. Oczywiście, że mu uwierzyła i teraz, gdyby nie daj Merlinie, kiedyś się pokłócili, zawsze sobie przypomni o tym zapewnieniu, o tych słowach i będzie wiedziała, że będzie dobrze. Po godzinie, dwóch, pięciu, dobie – nie miała pojęcia, ale na pewno będzie. Skyler by jej nie okłamał. - Ja Cię też kocham i tez obiecuję, że nawet jeśli w jakiś sposób coś pójdzie między nami nie tak, to znajdziemy rozwiązanie. W końcu mamy siebie na dobre i na złe. - powiedziała łagodnie, chociaż niezwykle poważnie, jak na nią. Upiła zaraz kakao, oblizując następnie usta z pozostałości czekoladowej pianki. Na słowa dotyczące Mefisto zrobiło się jej lżej. Doskonale pamiętała twarz Ślizgona, jego muskulaturę i wysoki wzrost, które na pierwszy rzut oka były przerażające, jednak najważniejsze w nim były oczy. Nox miał naprawdę ciepłe i łagodne spojrzenie, a sposób, w który zerkał w stronę jej przyjaciela, sprawiał, że nie miała tyle niepokoju o ich relację, jak miało to miejsce z Finnem, którego przecież też poznała, a który był tak onieśmielający i na swój sposób straszny. Nie mogła też tak do końca wybaczyć mu złamania serca Puchonowi, bo przecież ten angażował się w ich relację całym sobą. Cieszyła jednak szczerze i prawdziwie, że trafił na Mefa. - To dobrze. Widać, że to dobry chłopak, gdy lepiej się przyjrzysz, bo na pierwszy rzut oka, to jest trochę przerażający przez swoją aparycję. - odparła szczerze, wbijając spojrzenie w zawartość trzymanego w dłoniach kubka. Kakao rozbijało się o jego boki, a ona znów w nie dmuchnęła, aby aromat uderzył w nos. Zacisnęła na nim palce, przygryzając dolną wargę i czując, jak się rumieni, kiwnęła delikatnie głową. - To prawda. Wytknął. Wc.. Wczoraj dużo się działo, wiesz? I ja sama nie wiem, co o tym myśleć. Z początku myślałam, że zabija sobie spędzaniem ze mną czasu nudę, ale potem... Potem pokazywał mi coraz więcej tego, czego nie pokazuje w szkolnych korytarzach, Jak go poprosiłam wczoraj, żeby mnie zabrał z tej imprezy, zrobił to bez słowa. Przerwała na chwilę, czując, jak zasycha jej w gardle i mówi coraz ciszej. Zawstydzone lica płonęły, a ona westchnęła bezgłośnie, przełykając ślinę. Nigdy nie miała chłopaka, nigdy nie angażowała się w relacje z chłopcami lub żadne między ludzkie, które wkraczały na taki prywatny grunt. Relacja ze Skylerem była do tej pory jedyna, która była tak ważna i w którą tak wpadła. Był jednym do tej pory, dla którego zrobiłaby wszystko. I który, gdyby ją zostawił, złamałby jej nie tylko serce, ale i psychikę. - On.. On lubi tak brzmieć. Nic mi nie zrobił w tym jacuzzi, po prostu ukradł mi pocałunek. Wiem, to też nieprzyzwoite, ale... Brzmi mniej groźnie.. I nie traktuję go jak zabawki. Nie umiem. Ja nie wiem, co jest pomiędzy nami i czy coś jest, czy może tylko sobie dopowiadam? Słyszałam, jak dziewczyny mówiły, że pocałunki tak robią. Odchyliła głowę do tyłu, patrząc na niego z niepewnością i wstydem, przylegając mocniej plecami do jego torsu, jakby liczyła, że powie jej coś mądrego i to rozwiążę wszystkie jej wątpliwości oraz problemy. Odstawiła kubek na bok, przesuwając palcami po swoich wargach. Zacisnęła powieki, przesuwając dłoń zaraz na oczy i zasłaniając je, ostatecznie przekręciła się dość gwałtownie i objęła szyję przyjaciela, opierając twarz o jego ramię i chowając ją nieco pod brodą, jakby bała się osądu lub karcącego spojrzenia z jego strony, którego tez by nie zniosła. - Myślałam, że po feriach już się z nim spotkam, ale się z nim spotkałam, to przecież sama go pocałowałam. Nie wiem dlaczego. Musiałam. Chciałam. Powinnam? Może dla odmiany chciałam zaskoczyć jego? Może to jakaś rywalizacja? Może budzi we mnie to, czego sama jeszcze o sobie nie wiem? Pomijając to, że jest łobuzem.. Wiesz, że obronił mnie dwa razy? I to raz po tym, jak go poznałam, bo znów mi dokuczali. Wypaliła, czując nagłe wyrzuty sumienia, gdy wspomniał o tym, że miała przed nim tajemnice. Nie chciała ich mieć, zależało jej, aby umieli rozmawiać ze sobą o wszystkim. Przecież on jej o wszystkim mówił. Tylko był w tym zwyczajnie lepszy, a Flora zawsze słuchała, to było łatwiejsze.
Skyler Schuester
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 179 i PÓŁ!
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
- Najlepszy - przytaknął jej cicho, choć przecież wiedział, że nie w tym sensie Flora użyła określenia "dobry chłopak", a jednak odruchowo miał ochotę zaznaczyć, że Mefisto zasługiwał na szczodrzejsze określenia. Przeszedł tak wiele i choć jego pech z takim uporem próbował go zepsuć, to wciąż zasługiwał na miano Puchona, bo wcale nie trzeba było aż tak się wysilać, by dostrzec jego dobre serce. Przeczesał palcami gładkie kosmyki florkowych włosów, bezwiednie zaczynając się nimi bawić dla szybszego uspokojenia, by plecąc drobny warkoczyk zmarszczyć brwi pod stwierdzeniem, że ktokolwiek miałby naprawdę bawić się jego Florą z powodu nudy. I choć chciałby mieć powód, by odsunąć swoją ukochaną przyjaciółkę od Zakrzewskiego, tak nie chciał przecież jej krzywdy i mimo wszystko... wierzył w jej zdolność do roztapiania ludzkich serc, dlatego łatwo było mu wierzyć w to, że Ślizgon wcale się nią nie bawi, a faktycznie zaczyna się w niej zakochiwać. Przygryzł wargę, by powstrzymać śmiech, zamiast tego próbując skoncentrować się na tym przyjemnym poczuciu ulgi, gdy nagle zrozumiał, nie chcąc przywitać tych pięknych, ufnych oczu rozbawieniem, a czystą miłością. A jednak złapała go chęć, by czym prędzej dopaść swojego Wilka i krzyknąć mu w twarz "A nie mówiłem", bo ten przecież tak wątpił w niewinność jego Puchonek, tymczasem przecież to on znał je najlepiej, a już w szczególności swoją Florę. Dopuszczał do siebie myśl, że Hiszpanka jest już niemal dorosła, że jest ciekawa, że koniec końców też jest tylko i aż człowiekiem, a nawet wiedział doskonale, że ma do tego wszystkiego prawo, którego nie zmierzał jej odbierać, ale zwyczajnie... wątpił, by z własnej woli zrobiła wszystkie te kroki tak szybko i teraz miał tego dowód. Pozwolił siostrze wtulić się w siebie ciasno, samemu obejmując już ją ramionami, by przytrzymać ją przy sobie i uspokajająco pogładzić tę drobną główkę, w której kryło się zdecydowanie zbyt wiele zmartwień. - Jak to znowu Ci dokuczali? - zaniepokoił się od razu, na chwilę porzucając miłosne zmartwienia, by ściągnąć brwi w gniewie, przyciągając Hiszpankę do siebie nieco ciaśniej, jakby faktycznie mógł ją w ten sposób uchronić przed całym złem. - Czemu z tym do mnie nie przyszłaś? Tylko nie mów, że przez mój brak czasu. Przecież wiesz, że dla Ciebie zawsze go znajdę... - mruknął cicho, próbując ukryć wyrzut w głosie, bo przecież doskonale wiedział, że Flora musiała mieć ku temu jakiś powód, który w jej dobrym sercu urósł do rangi ogromnego problemu, martwiąc się np. o to, że przysporzy mu zmartwień, jakby było cokolwiek ważniejszego od jej bezpieczeństwa. Westchnął cierpiętniczo, w nagłym zrozumieniu, że Zakrzewski nie tylko nie zagraża jego przyjaciółce, ale wręcz ją chroni, co sprawia, że... ma u niego dług wdzięczności, którego wcale nie chciał mieć. - Skrzacie, powoli - zaczął, łapiąc jej uroczą twarz w dłonie, by czule pogłaskać jej policzki kciukami, gdy łapał już jej spojrzenie swoim własnym, błyszczącym od szczerych, zupełnie nieskrywanych emocji - Pocałunek to nie jest nic nieprzyzwoitego i... nawet gdyby w tym jacuzzi zadziało się dużo więcej, to wciąż... To nie problem. Nikt nie ma prawa Cię za to oceniać - pociągnął dalej spokojnie, uważnie kreśląc słowa, by dokładnie wytłumaczyć jej swoje podejście - Pamiętaj, żeby robić tylko to, czego faktycznie chcesz. Możesz odmówić w każdej chwili, nawet jeśli wcześniej się zgodziłaś - przestrzegł ją najdelikatniej jak potrafił, nie wiedząc jak ma ją ochronić jednocześnie dając całą potrzebną jej swobodę - I pamiętaj, że… niczego nie musisz robić i niczego udowadniać. Ani mi, ani Lennoxowi, ani komukolwiek innemu - dokończył, doskonale wiedząc jak bezczelni potrafili być mężczyźni w swoich słodkich słówkach i zapewnieniach, bo przecież… sam zawsze próbował ugrać dla siebie jak najwięcej, nawet jeśli nigdy niczego nie wymuszał wprost, to przecież sugerował, gładził, masował, aż w końcu zawsze dostawał to, czego chciał. - Chciałbym go poznać, skoro jest dla Ciebie ważny. Tym razem poprawnie. Myślisz, że da mi drugą szansę? - spytał, bezwiednie bawiąc się uplecionym warkoczykiem, przekładając go sobie między palcami, by instynktownie rozładować jakoś stres, który łapał go na samą myśl ponownego spotkania z Zakrzewskim. - Moglibyście do mnie wpaść, zrobiłbym obiad. Twoją ulubioną pikantną zupę, może pierogi z mięsem i upiekę eklerki na deser, hm? Co myślisz? - zaproponował, wpadając już w spokojne pomruki, gdy przyciągnął ją do siebie, opierając rozgrzane z emocji policzki o siebie.
Nie mogła powstrzymać szczerego uśmiechu i roześmiania się pod nosem na komentarz dotyczący Mefisto. Skyler zawsze angażował się w swoje relacje, jednak teraz gdy zjawisko to występowało obustronnie, lśnił jeszcze mocniej. Był dobrym człowiekiem, dbał o innych często mocniej niż o siebie i cieszyła się, że Ślizgon wydawał się jej kimś, kto wreszcie zatroszczy się o niego. Patrzyło mu dobrze z oczu, nawet jeśli wyglądał odrobinę przerażająco na pierwsze wrażenie. Miała nadzieję, że jego szczęście będzie trwało i nierozpadanie się na setki kawałeczków. Nie była pewna, czy po tym by się podniósł, skoro po Finnie zajęło to tyle czasu i emocji. Lubiła, gdy bawił się jej włosami, nie protestowała więc, jedynie mocniej go przytulając i relaksując się prostą chwilą z najlepszym przyjacielem. Czego mogli chcieć więcej? Skoro się już pogodzili, wszystko musiało się ułożyć. Obserwując jego twarz, nie przypuszczała, że tak śmiałe myśli kryły się pod burzą jasnych włosów. Nie umiała określić jeszcze relacji z Lennoxem, ale czy była w stanie skojarzyć ją z zakochiwaniem się..? Miała wrażenie, że mu ulżyło i nie mogła powstrzymać westchnięcie połączonego z cichym „hmm”, które uciekło spomiędzy jej warg. Nie była taka prędka, jak sugerował Zakrzewski i Puchon doskonale o tym wiedział. Przed Ślizgonem, który tak niespodziewanie pojawił się w jej życiu, nawet nie miała okazji zaznać takiej formy bliskości od drugiego człowieka. Może dla innych pocałunek był czymś zwykłym, jednak dla niej wydawał się zjawiskiem nadzwyczaj wyjątkowym. Była ciekawa tego wszystkiego, co kryło się dalej, jednak nie była na to gotowa. Zbyt szybko, zbyt wcześnie. Jej błękitne ślepia na ułamek sekundy zatrzymały się na szyi przyjaciela, gdy zdała sobie sprawę, jak jej własnym tle, był on doświadczony. Powinna go zapytać? Przymknęła oczy, kręcąc głową do własnych myśli, doskonale wiedząc, że nie byłaby w stanie i z pewnością tego typu rozmowę powinna odbyć z kobietą, a nie jasnowłosym. - To nic takiego. Wiesz, nudzili się pewnie i im się napatoczyłam. - wzruszyła ramionami, siląc się na uśmiech. Starała się zgrywać odważną, żeby go nie martwić. Uniosła dłoń, przesuwając palcami po jego czole i obdarzając go pstryknięciem, zaśmiała się z niedowierzaniem. - Głupek. Oczywiście, że wiem. Nigdy byś mnie nie zostawił.. To było nagłe i jednorazowe, Lennox mi pomógł i tak jakoś.. Dali mi spokój potem? Przekręciła głowę na bok, odpowiadając mu poniekąd pytaniem na pytanie, jakby sama nie była pewna, jak długo poczucie bezpieczeństwa oraz właśnie spokój się utrzyma. Nie chciała mu sprawiać problemów, funkcja prefekta wiele od niego wymagała, a do tego był w trudnym okresie życia. Były ważniejsze sprawy niż kilka przepychanek. Wtuliła się mocniej, obejmując go kurczowo palcami, jakby chciała przekazać, że wszystko jest w porządku. Nie była pewna, czy faktycznie zrobił to dla niej, czy dla siebie. Był trudnym człowiekiem. Znacznie bardziej skomplikowanym niż ich dwójka tutaj razem wzięta. Zmrużyła oczy, gdy ujął jej twarz i pogładził ją palcami, prosząc, aby zwolniła. Odwzajemniła jego spojrzenie, milcząc chwilę i słuchając wypowiadanych przez niego słów. - Wiem. Tylko czy ciągła obawa przed porażką i strach przed nieznanym nie sprawia, że tylko tracę? - westchnęła cicho, kompletnie nie brnąc myślami tak daleko, jak Skyler i zatrzymując się na pocałunkach w swojej głowie. Jeśli komuś chciała coś udowodnić, to przede wszystkim sobie. I niezależnie od opinii, którą Lenny miał w szkole, nie potrafiłaby go posądzić o takie zagrania. W jakiś sposób nie pasowało to do obrazu, który sobą przedstawiał. - Mogę z nim porozmawiać.. - odparła ostrożnie, nie zauważając nawet, jak drgnęła jej brew w zaskoczeniu. Twarz jednak zaraz rozpromienił wdzięczny uśmiech, a ona objęła go mocno, łapiąc w dłoń jego palce. Dlaczego Zakrzewski tak go stresował? Zastanawiała się nad tym od kilku minut, a jednak nic nie przychodziło jej do głowy. Żadne rozwiązanie. Zamruczała z rozmarzeniem na wzmiankę o jego popisowych pierogach, do których każdy farsz był świetny. - Jestem zachwycona menu, a Lennox naprawdę uwielbia słodkie. I zasadniczo jedzenie. A on? Co lubi Mefisto?
Skyler Schuester
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 179 i PÓŁ!
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
Z rozczuleniem uśmiechnął się, gdy kosmyki jej włosów poruszyły się przy drobnym pokręceniu głową, niemal odruchowo gładząc ją wtedy po głowie, doskonale znając ten odruch swojej przyjaciółki i wiedząc już, że ta uderzyła myślami w ścianę ślepego zaułku, wykręcając gwałtownie, by się zawrócić, chociaż murek blokujący jej drogę z pewnością miał zaledwie pół metra wysokości. Westchnął cicho, żałując, że nie może czytać w myślach i sprawdzić czy i tym razem ucieczkę determinowała obawami, które nie miały prawa istnieć w tej pięknej główce, a jednak tym razem nie drążył, nie dopytywał, chcąc by Flora czuła się przy nim tak swobodnie, jak on czuł się przy niej. Zamiast tego zasłuchał się w jej słowach, tuląc ją do siebie, by grzać ją ciepłem swojego ciała i zmrużył lekko oczy od światła wschodzącego słońca, które iskrzącą przyglądało się w sobie w lustrzanym odbiciu jeziora. - Taka sytuacja w ogóle nie powinna mieć miejsca - odpowiedział powoli, tym razem już spokojnie, choć niski głos obniżył się z ciepłych tonów ku nieco drżącym z emocji nutom. - To pewnie jakieś końskie zaloty. Nie jestem w stanie wymyślić innego powodu, czemu ktokolwiek mógłby Ci dokuczać - dodał od razu, ściągając brwi, jakby to one miały być dowodem jego brak zrozumienia dla opowiadanej mu historii, rozluźniając się dopiero wtedy, gdy wtuliła się w niego mocniej, a on mógł poczuć na swoim sercu bicie jej serca, które złączyły się harmonijnie w jednej melodii, jakby stanowiły dwa elementy pasującej do siebie układanki. - Trudno jest mi Cię zachęcać, ale... muszę być szczery. Zawsze uważałem że warto jest się odważyć i spróbować. Iść za myślą, sercem i zachcianką - zaczął ostrożnie, próbując nie zważać na to, że pcha swoją niewinną owieczkę w paszczę smoka, powtarzając sobie uparcie, że tylko w jego głowie rozgrywa się ta smocza intryga - Wiem, że widząc moje... upadki... liczne upadki... Może Ci się to wydawać ryzkowne i bolesne... i takie właśnie jest, ale to wszystko warte jest nagrody i mogę mieć tylko nadzieję, że trafisz na nią już za pierwszym razem - kontynuował miękko, spokojem swojego głosu chcąc i swojemu sercu narzucić powolny rytm, by swoim biciem nie stresowało tego drobniejszego. - Ale najważniejsze jest to, żebyś wiedziała, że niezależnie od tego co się wydarzy, będę tam dla Ciebie, tak jak i ty byłaś zawsze dla mnie - dokończył, nie brzmiąc może zbyt optymistycznie, ale szczery realizm i gotowość wsparcia znaczyły dla niego dużo więcej, niż ślepe zachęcanie Flory do próby podjęcia ryzyka, skoro było to największe znane mu ryzyko, bo te, wymagające wyciągnięcia nerwowo bijącego serca, by wręczyć je drugiej osobie. - Mięso i dobry alkohol - przyznał szczerze, wymieniając pierwsze dwie rzeczy, które jego Wilk potrafił docenić najbardziej. - Ale zachwyca się wszystkim, co tylko mu przygotuję, chociaż ze słodkościami kręci nosem i tutaj muszę zawsze zmniejszać ilość dodanego cukru... Ah, no i befsztykowe lizaki, jak to Wilkołak - wyjaśniał ochoczo, mimowolnie nieco przyspieszając zazwyczaj dość śpiące tempo mówienia - Co do pikantności potraw, to z pewnością byście się dogadali, a ja... Ja naprawdę się cieszę, że będę mógł poczęstować Lennoxa jakimś swoim wypiekiem. Mam dobre przeczucie. Czy może bardziej... chce mieć. Chcę nastawić się na to spotkanie pozytywnie - przyznał, powtórzeniem tych słów próbując samego siebie przywołać do porządku, by przestawić się z myślenia o Zakrzewskim jak o wrogu. - Pewnie będzie niezręcznie, ale to nie szkodzi. Zawsze ta jest przy tych bardziej oficjalnych spotkaniach. Pamiętasz jak pierwszy raz zabrałem Cię na obiad do dziadków? Albo jak ja ciągle myliłem imiona wśród Twojej rodziny?
Skyler był niezastąpiony. Nie wyobrażała sobie życia bez swojego najlepszego przyjaciela, który był dla niej właściwie niczym brat, zawsze przychodząc z pomocą czy dobrą radą. Był lepiej doświadczony w wielu kwestiach, znał ludzi i życie. Nie miała problemu, żeby powiedzieć mu absolutnie o wszystkim do momentu, aż spotkała na swojej drodze Lennoxa. Nie miała tego za złe Ślizgonowi, bo to była przecież jej decyzja i jej przeżywanie wszystkiego, co jej dawał. Flora miała głupie wrażenie, że im dłużej trzyma to w sobie, ukrywając przed światem, tym bardziej wyjątkowe się staje, a jednocześnie będzie mniej bolało i na mniejsze pośmiewisko wyjdzie, jeśli by coś nie wyszło. Jeśli byłaby tylko zabawką. Westchnęła, gnieciona przez wyrzuty sumienia i wciąż tkwiąc wtulona w Puchona, przesunęła palcami po jego ciele, głaszcząc go tym samym w niemych przeprosinach. - Nie przejmuj się tym. Nie mam im za złe, tak już bywa. Hiszpańskie dziewczyny nie mają zbyt dobrej opinii po prostu, a milczenie ludzie często traktują niczym zgodę. - odparła łagodnie, wzruszając ramionami. Miała usprawiedliwienie dla każdego, we wszystkich widziała iskierkę dobra i przyzwoitości. Byłoby prościej, gdyby to były tylko końskie zaloty, ale musiałaby to być inna ofiara. Nie miewała adoratorów, była raczej cichą i szarą myszką, tą "Od Skylera". Nie przeszkadzało jej to zupełnie, bo fatalnie czuła się w głównej roli, gdy wszystkie oczy miałyby być skierowane w jej stronę. - Namawiasz mnie, żebym poszła za iskrą i spróbowała zbliżyć się do Lennego? Nie wiem, czy to mądre. To nie jest ktoś, kto oczekuje tego, że pomożesz mu się zmienić. Myślałam, że potrzebuje pomocy, gdy go poznałam w skrzydle, ale teraz? Teraz już wiem, że tak nie jest. Jego po prostu trzeba zaakceptować, a ja nie wiem, czy on będzie w stanie zaakceptować to, że ja chciałabym lepiej go zrozumieć. - wyjaśniła dość pokrętnie, nawiązując do swoich ostatnich przemyśleń na temat chłopaka. Znała już go kilka miesięcy, a była dobrym obserwatorem, nawet jeśli umiejętność nawiązywania kontaktu z ludźmi w jej przypadku była kulawa. Zacisnęła jego dłoń, kręcąc głową. - Twoje upadki sprawiły, że jesteś takim cudownym człowiekiem i z każdego się podniosłeś. Nauczyły Cię nowych rzeczy, dały nowe horyzonty. Moja ciotka zawsze tak powtarza, że każdy błąd uczy. Dzięki nim jesteś, gdzie jesteś i masz Mefisto. Brzmiała, jakby mówiła najbardziej oczywistą rzecz na świecie i była jej całkowicie pewna. Rzadko kiedy była tak pewna siebie. Słuchała go dalej, zahipnotyzowana miękkim brzmieniem jego głosu, niesfornym kosmykiem włosów opadającym na czoło i błyszczącymi oczyma, które podkreślało spokojne bicie serca. Chociaż rozmawiali na tak trudne i poważne tematy, wciąż uderzenia zgrywały się ze sobą, dodając jej śmiałości. Wiedziała, że cokolwiek by zrobiła i czegokolwiek by nie powiedziała, nie porzuciłby jej. - Wiem o tym. Podasz mi rękę, gdy upadnę. Bo przecież się kochamy. Westchnęła z tą swoją łagodnością, łapiąc za kubek ze wciąż ciepłym kakao i upijając trochę, przesunęła spojrzeniem po pokrytych rosą błoniom, skąpanych w leniwych promieniach słońca. Początek lata zawsze był trochę smutny, nostalgiczny. Kolejny rok zbliżał ich do dorosłości, opuszczenia zamku, którego bezpieczne mury tkwiły za ich plecami. Oblizała usta z czekolady, kiwając głową. - Mięso do niego pasuje, ale to nieprawdopodobne, że akurat Twój partner nie jest fanem słodyczy. Ja też wolę ostre rzeczy, wytrawne. I owoce. Czyżby przeciwieństwa smakowe się przyciągały? - zaśmiała się z niedowierzaniem, odkładając kubek i zgarniając kosmyk włosów za ucho. Skyler kochał piec, robił cudowne ciasta oraz pączki. Potrafił wszystko. A Nox wolał mięso. Nie zamierzała poruszać tematu wilkołaka, nie miało to żadnego znaczenia, z czym borykał się Ślizgon. Dla niej najważniejsze, że opiekował się Puchonem i dawał mu uśmiech, mógłby być nawet przy tym goblinem, jeśli tylko by się kochali. Trochę by się bała pewnie w innych okolicznościach. - Lubi paszteciki. Więc pewnie pierogi też. I ciasta. Nie wiem, czy dobrze kojarzę, ale bez owoców. - przesunęła palcem po szyi, drapiąc się delikatnie. Nie pamiętała wypadu do kuchni, gdy dziękowała mu za ratunek wypiekami, a on poczęstował ją herbatą z pysznym rumem, po którym dość szybko odleciała. Miała słabą głowę. Wtedy też piła pierwszy raz. Dlaczego tyle pierwszych razy dotyczyło Zakrzewskiego w jej życiu? W ten sposób, nawet jeśli ich drogi się rozejdą, to zawsze będzie o nim pamiętała i tylko będzie bardziej bolało.. Przymknęła oczy, zaciskając usta i trzęsąc głową, odgoniła od siebie natrętne myśli. Nie była pesymistką przecież. - Wiesz, nie musicie się kochać. Wystarczy się szanować i akceptować. Ja też bardzo chcę lepiej poznać Mefisto. Myślisz, że da mi się wyciągnąć na spacer? - zapytała z ciekawością, wracając dłonią do jego ręki i splątując palce. Na wspomnienie kiwnęła ochoczo głową, nie powstrzymując promiennego uśmiechu, który wywołał dołeczki w policzkach. - Jak mogłabym zapomnieć? Masz cudownych dziadków. Ahh... Ciocia by Cię adoptowała najchętniej, nawet nie zwrócili na to uwagi. Zresztą, nic dziwnego, że myliłeś. Wszyscy chcieli Cię poznać, było tam chyba dwadzieścia osób. Bałam się, że uciekniesz z krzykiem. Przyznała szczerze, przesuwając spojrzenie na jego twarz, odszukując znajomych oczu. Ciepłych, łagodnych, pełnych wyrozumienia. - Odwiedzisz mnie we wakacje, czy jedziesz na całe dwa miesiące ze szkołą?
Skyler Schuester
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 179 i PÓŁ!
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
Podobała mu się ta pewność Flory, że może na niego liczyć. Że wyciągnie do niej rękę za każdym razem, gdy ta upadnie, choć bardzo chciał wierzyć, że uda mu się ją złapać jeszcze przed spotkaniem z ziemią. Chciałby uchronić ją przed wszelkim złem tego świata, ale im lepiej poznawał Mefisto, tym pewniejszy był w tym, że to właśnie zranienie pozwala lepiej docenić szczęście, gdy w końcu uda się je zdobyć. Nie czuł już chłodu zupełnie, po części rozgrzany siostrzaną miłością, gdzieś po drodze gotując się w środku na myśl, że ktokolwiek naprawdę mógłby oceniać jego Florę stereotypami jej pochodzenia. Brzydziła go myśl, że ktokolwiek śmiałby jej dotykać, bez jej zgody i szczerze przerażała wizja tego, jakich kłamliwych przykrości ktoś mógł jej w przeszłości sprawić swoimi słowami. Objął ją mocniej, wiedząc już, że zawiódł w jej obronie, a jednak nadal chciał tworzyć tę iluzję bezpieczeństwa w jego ramionach, mogąc mieć tylko nadzieję, że Lennox zajmie się nią lepiej, niż on był w stanie. - Na pewno, by się zgodził. A już zwłaszcza po jakimś lesie, mógłby Ci pokazać jakieś przydatne do maści leczniczych zioła. Z nim nie musiałabyś się niczego bać - zapewnił ją, mimowolnie uśmiechając się pod wizją, że Mefisto gotów byłby nieść tę kruszynę przez pół lasu na rękach, jeśli ta tylko by stwierdziła, że nie ma sił na drogę powrotną, a chce jeszcze ponapawać się widokiem zieleni. W końcu doskonale zdawał sobie sprawę z tego jak ważna jest dla niego Flora i jak wiele znaczy jej opinia w skylerowym sercu. - Daj spokój. Od razu przyjęli mnie z otwartymi ramionami, jak śmiałbym... Zresztą miałem tyle pytań do zadania! - ożywił się nieco, zdecydowanie czując się lepiej po rozmowie z przyjaciółką, w końcu pozwalając energii słodkiego kakao uderzyć w krwioobieg. - Czasami jesteś taka oszczędna w słowach, gdy mówisz o sobie, a oni zaserwowali mi cały wachlarz historii - zaśmiał się cicho, odruchowo kręcąc nieco głową w rozbawieniu, jakby próbował strzepnąć je z siebie. Kątem oka dostrzegł plamę kremu z przyniesionych im croissantów, który musiał skapnąć na śniadaniowy papier i od razu sięgnął bezmyślnie w stronę truskawkowej gródki, by zgarnąć ją palcem i skryć w swoich ustach, tym chętniej podbijając swój coraz lepszy nastrój. - Bardzo chciałbym jechać na wakacje, bo w sumie... To już dla mnie ostatnia szansa jako studenta, a rzadko udawało mi się wyrwać z Londynu, bo no wiesz... Muszę jakoś się zrewanżować dziadkom, że mnie opłacają przez cały rok, więc pomoc w piekarni na pewno byłaby mile widziana... - zaczął, przechylając głowę w zamyśleniu, próbując wymyślić w jaki sposób uda mu się to wszystko pogodzić, zdecydowanie nie chcąc rezygnować ze wszystkich trzech opcji spędzenia wolnego od nauki czasu. - Więc zdecydowanie nie zniknę na całe dwa miesiące i jeśli tylko trochę przyoszczędzę do końca semestru, to na pewno uda mi się kupić jakiegoś dwustronnego świstoklika, żebym mógł do Ciebie wpaść chociaż na jedną noc - dodał stanowczo, właściwie nie biorąc już żadnej innej opcji pod uwagę, w razie czego gotów będąc znów pożyczyć jakieś pieniądze od Ezry. - O ile Twoja ciocia nie uzna, że to za krótko i spróbuje wcisnąć we mnie jedzenie na cały przyszły tydzień - pociągnął dalej, pozwalając kącikom ust zadrżeć z rozbawienia, by ta przyjemna atmosfera swobody i bliskości mogła utrzymać się przez resztę rozmowy, gdy planowali już niedokładnie swoje chęci na wspólne spędzenie wakacyjnego czasu, mimowolnie wpadając w mniej realne gdybania o przyszłości. Wspólnej przyszłości. Bo przecież tylko jej potrafił być pewien.