Jeśli chcesz zjeść/poczytać/posiedzieć z dala od ludzi to te ławki są miejscem idealnym dla Ciebie. Otoczone są kopułą wyciszającą, a więc możesz tu odpocząć bez obaw o hałas.
Autor
Wiadomość
Finn Gard
Rok Nauki : II
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177
C. szczególne : Podkrążone oczy, nerwowość i spięcie widoczne w każdym ruchu i grymasie, trochę nieprzytomny wzrok.
Nie miał ochoty ani samemu się denerwować ani oglądać cudzego gniewu, a więc przyjął z ulgą uspokojenie się profesora. Nie chciało mu się już na ten temat rozprawiać skoro mógł trzymać się z dala od tamtej kobiety tak długo jak będzie to możliwe. Zaśmiał się krótko pod nosem na słowa nauczyciela. - Nie mam z nimi żadnych kłopotów, bo niezbyt na mnie działa... - urwał i ugryzł się mocno w język bowiem ta informacja była całkowicie zbędna! Zagalopował się i to w okrutny sposób, bo skoro półwile na niego nie działają to powód wydawałby się bardzo prosty... zaatakował go zimny dreszcz i posłał Walshowi wyzywające spojrzenie jakby czekał na jego opinię... - Dorastanie u boku pół wili ma swoje zalety. Odrobinę większa odporność. - dodał jeszcze choć było to z jego strony dosyć infantylne skoro próbował zamazać wydźwięk pierwszych, wypowiedzianych nieopatrznie słów. Do tej pory niewielka garstka osób wiedziała, że jego preferencje zaczynają się i kończą jednak na tej samej płci... a przez tyle lat miał nadzieję, że jednak jakaś dziewczyna. Wolał już nie poruszać tego tematu, a więc odchrząknął, poprawił się na stole siadając wygodniej i nabrał powietrza do płuc. - Wow, to musiał pan bardzo przeżywać to przyjęcie do tych Katapult skoro napędziło to patronusa. - podrapał się po policzku i nagle pożałował, że nie miał czegoś podobnego w zanadrzu. Szperał w swoich wspomnieniach namiętnie i dopiero piknikowy relaks w Hogsmeade okazywał się najsilniejszą emocją, przy której naprawdę miał ochotę zatrzymać się na dłużej. - Przyznam, że nie pomyślałem, aby użyć wspomnienia z rodzicami... ale to nie znaczy, że nie jestem z nimi szczęśliwy. - zmarszczył brwi gdy znów dopadł go wstyd. - Kocham ich, ale... chyba jesteśmy za sztywni. - zaśmiał się bez grama wesołości przez to zakłopotanie związane z kolejnym odkryciem. Czemu nie zaczął od wspomnień z rodzicami? Wiele z nich miał szczęśliwych, a jednak najpierw szperał w tych "najświeższych" i może to było też błędem. - Jestem przecież spokojny. - fuknął urażony, że zarzucono mu niepokój wszak okazał jedynie zdrowy zachwyt. Mimo wszystko zamilkł widząc, że nauczyciel wyjmuje różdżkę i pokazuje swojego patronusa. To było cholernie miłe i mimowolnie się uśmiechnął. - To znaczy, że chodzi pan własnymi ścieżkami, adoptuje sobie ludzi do kochania i nie da się pana do niczego zmusić? - żartował bo czuł się przy nim swobodnie co było pozytywnym symptomem otwierania się na ludzi. Zacisnął palce na swojej różdżce i zamknął oczy szperając we wspomnieniach w taki sposób, aby znaleźć obraz, uczucia i echo słów pochodzących od paru osób, a nie od jednej jedynej na której zapewne później opierałby całą kwintesencję czaru. Odruchowo jego myśli owinęły się ciasno wokół pikniku i tego jak grał na gitarze i nikt mu tego nie przerywał. Słuchali, akceptowali, szanowali. To było ważne tak samo jak wypowiedziana właśnie inkantacja. Choć potrzebował więcej czasu na zwizualizowanie sobie wspomnienia to jednak dzięki temu chmura nabrała wyraźniejszego kształtu, wciąż rozmazanego przy konturach, ale i on teraz widział nie tylko łapy ale i ogon. Jeden ogon. Zbyt długi i puszysty; zaklęcie poruszyło się naprzód, w kierunku Josha i nim miało się o niego rozbić rozwiało się na wszystkie strony. - Czy to... - wyprostował barki. Czy to był jakiś wielki pies?
Joshua Walsh
Wiek : 37
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : runa algiz za lewym uchem, obrączka z bladoróżowej muszli, bransoletki na lewym nadgarstku
Jego spojrzenie błysnęło zaciekawieniem, kiedy chłopak zaczął mówić na temat uroku wili i tego, że na niego on zwyczajnie nie działa. Odpowiedź była jedna, więc gdy zaczął się tłumaczyć, Josh nie próbował nawet ukryć lekkiego uśmiechu, zaprawionego rozbawieniem. - Nie musisz mi się z tego tłumaczyć. Wydaje mi się, że gdybyś jednak wpadł jakiejś w oko, postarałaby się, żeby urok zadziałał, a przynajmniej w czasie Celtyckiej Nocy działał... Tak czy owak, można powiedzieć, że szczęśliwie nie musisz się ich raczej obawiać i tyle - rzucił łagodnie, ciepłym wręcz tonem, uśmiechając się szeroko. Widział, że Chrisa także wile porwały do tańca, a będąc pewnym jego orientacji, wyciągał wniosek, że raczej wszystko zależy od chęci samej wili. No, może jeszcze magia Celtyckiej Nocy coś tutaj działała, choć wolał wierzyć w pierwszą wersję. Nie widział jednakże powodu, dla którego miałby się dłużej pochylać nad tematem orientacji Puchona, która naprawdę nie miała większego znaczenia. Przynajmniej dla Josha. Może mógłby się pośmiać, że najwięcej homoseksualnych osób jest akurat w ich domu, ale tego nie był nawet pewnym. Zęby błysnęły lekko w słońcu, kiedy uśmiech profesora poszerzył się maksymalnie na wspomnienie Katapult. W jednej chwili cały emanował prawdziwym szczęściem, entuzjazmem i dumą. - To było moje marzenie - grać w drużynie z rodzinnego miasta, nosić z dumą ich barwy - odparł, a w jego głosie słychać było śmiech radości, który czaił się gdzieś w jego piersi, gotów w każdej chwili rozbrzmieć, jak wtedy, gdy biegł z radosną nowiną do babci, gdy informował o tym Alexa. Tak, to było najszczęśliwsze wspomnienie, jakie na ten moment posiadał i nie żywił nadziei, że to się zmieni. Poniekąd nie chciał tego zmieniać, domyślając się, że następne mogłyby wiązać się z innymi osobami, a te miały tendencję do opuszczania. Nie chciał nagle stracić możliwości wyczarowania patronusa, który nie raz zdołał pomóc w trudnych chwilach, a który od momentu dostania się do drużyny był naprawdę silny. - Wydaje mi się, że niewiele osób sięga po wspomnienia związane z rodziną. W końcu nie zawsze jest kolorowo i często lepiej pamiętamy kłótnie, spięcia, niż dni pełne radości - stwierdził jeszcze dość lekko, mimowolnie wspominając dzień, w którym przyszedł list z Hogwartu. Nie, zdecydowanie wspomnienia z rodziną nie były wystarczająco szczęśliwe, by stworzyć strażnika. Po chwili kręcił lekko głową, a jego spojrzenie śmiało się do Finna. - Nie chodzi mi o to, że jesteś zdenerwowany, ale aż cały chodzisz. Skup się na wspomnieniu, tylko na nim, nie myśl o kolejnych próbach. W tym sensie - uspokój się - wyjaśmił, o co mu chodziło, unosząc nieznacznie dłonie w obronnym geście, a jego ciepłe spojrzenie omiatało twarz chłopaka. Wyglądało na to, że dostał wiatru w skrzydła i nową wiarę we własne możliwości. Aż korciło spytać o jego wspomnienie, na czym postanowił się oprzeć, ale przecież nie od tego był. Kiedy pokazywał mu własnego patronusa, choć był z niego dumny, patrzył na kota dość wątpiącym spojrzeniem. Naprawdę, dlaczego ragdoll? Jednak słowa chłopaka zaintrygowały go, aż spojrzał na niego, unosząc brwi i wyraźnie rozpatrując jego słowa. - Traktuję Puchonów jak swoją rodzinę... Chodzę własnymi ścieżkami... Raczej tak. Nie da się zmusić... No dobra, możesz mieć rację i może jednak kot jest trafiony - odparł, chowając różdżkę i ponownie skupiając się na mgiełce, którą Finn wyczarowywał ze swojej różdżki. Duma i tym razem pojawiła się w jego oczach, gdy mgiełka formowała się w kształt, który może i byłby psidwakiem, gdyby nie jego rozmiary. Próbował skupić się, dostrzec więcej niż łapy oraz ogon, ale rozmyte kontury i postać sunąca na niego, nie ułatwiały zadania. - Z pewnością nie jest to kotowate, ani psidwak. Jeszcze raz, teraz powinien być wyraźniejszy - zachęcił chłopaka, cały emanując wręcz radością z jego postępów.
______________________
Peace in your gardens and light from your eyes
No one can hold me the way you do
Finn Gard
Rok Nauki : II
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177
C. szczególne : Podkrążone oczy, nerwowość i spięcie widoczne w każdym ruchu i grymasie, trochę nieprzytomny wzrok.
Przemilczał uwagę dotyczącą uroku pół wili i jej wpływowi na chłopaków, którzy akurat kobietami się nie interesowali. Nie chciał o tym mówić bowiem zagapił się i wydał. Na szczęście Walsh nie zareagował na to zbyt przesadnie dzięki czemu kto wie, być może uratował właśnie tą wątłą nić porozumienia między nimi, a trzeba zaznaczyć, że Finn nauczycielom nie do końca ufał. Uważał ich za jednostki niezwykle doświadczone i mądre, ale zawsze istniała ta granica ufności której nigdy nie przekroczy. Wydawało mu się, że kryła się jakaś historia za celebrowaniem celtyckiej nocy, ale w chwili obecnej nie miał odwagi i większej ochoty tego poruszać. To było zbyt bliskie rozprawianiu o pół wilach. To było ciekawe doświadczenie widzieć wyszczerzonego nauczyciela. Czy oni nie powinni być bardziej sztywni i bezmimiczni jak taki powiedzmy profesor Voralberg? Postawa Walsha przywodziła na myśl komfort i swobodę z jego strony, co było miłym zaskoczeniem choć nie zamierzał dać się temu za bardzo porwać. Pokiwał głową na znak uszanowania takiego wspomnienia bo choć nie rozumiał to nie zamierzał tego negować. - To dlaczego jest pan nauczycielem? - zapytał z lekkim opóźnieniem bowiem skoro Walsh miał marzenie i umiejętności, aby je osiągnąć to co właściwie robił w kadrze pedagogicznej? Nie potrafił się jednak na tym wystarczająco skoncentrować bowiem świadomość coraz wyraźniejszego istnienia patronusa dodawała mu energii i wigoru do działania. Słowa "uspokój się" działały zawsze z odwrotnością i zamiast magicznie się wyciszyć zauważył jak serce bije mu jeszcze szybciej choć był pewien, że dominowała teraz ekscytacja aniżeli odłamy irytacji. Oddychał odrobinę nierówno ale było to na szczęście dosyć niewyraźne. - Czemu traktuje pan Puchonów jak rodzinę? - nie ma pan swojej?, chciał zapytać ale w porę ugryzł się w język. - To dlatego pan ze mną rozmawia? Bo jestem Puchonem? Traktuje mnie pan przyjaźnie bo należę do jakiegoś szkolnego domu, który absolutnie nikogo nie definiuje? - skąd te pytania się wzięły? Nagle chciał dowiedzieć się czy te ich przebyte rozmowy brały się z żywego zaciekawienia Walsha czy istotnie patrzył na Finna jak na Puchona, a nie jak na człowieka, z którym można zawrzeć relację bez bazowania na przydomowych cechach szkolnych. Nie podnosił jednak jeszcze różdżki, jego palce drżały a to było niedopuszczalne przy czarowaniu. Tu pojawiła się ta potrzeba sięgnięcia po uspokajacza... którego miał przecież ze sobą! Całkowicie zapomniał, że w bocznej kieszeni plecaka jest jedna z wielu fiolek z mlecznym płynem. Sięgnął po nią wychylając się mocno poza stół, wyciągnął i od razu wypił duszkiem nie mając zamiaru tłumaczyć się z tego Walshowi. Zawsze może skłamać, że to witaminki. Wielu nauczycieli jest w stanie w to uwierzyć skoro jak większość tych z dłuższym stażem powinno kojarzyć, że kto jak kto ale Gard odporność miał kiepską. Usiadł z powrotem w poprzedniej pozycji, otarł kącik ust z kropelki cudownego eliksiru, którego smak uwielbiał i mógłby pić jedno za drugim. Oczywiście jego dłoń dalej drżała, ale psychicznie czuł się pewniej, lepiej i zapewne lada moment będzie mógł ponowić zaklęcie patronusa.
Joshua Walsh
Wiek : 37
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : runa algiz za lewym uchem, obrączka z bladoróżowej muszli, bransoletki na lewym nadgarstku
Bezmimiczni… Finn nie był pierwszą osobą, która zauważała, że Josh nie zachowuje się jak typowy profesor i gdyby tylko o tym wiedział, wypiąłby pewnie z dumą pierś. Jednocześnie nie zgodziłby się, że Voralberg nie powiada większej mimiki twarzy. Przecież można w nim było spokojnie czytać, jak w każdym, wystarczyło się przyjrzeć nieco bardziej, niż innym. Szczęśliwie nie rozmawiali o tym głośno, ale pytanie Finna sprawiło, że Josh spoważniał, a w jego spojrzeniu pojawił się cień smutku. Bynajmniej nie żałował rezygnacji z kariery, a przynajmniej nie dopuszczał do siebie takich uczuć. Niestety wszystko było bardziej skomplikowane. - Sprawy rodzinne - odpowiedział więc krótko, wzruszając lekko barkiem na znak, że nie mógł tego zmienić. - Marzenie spełniłem i nie żałuję, że zacząłem uczyć, choć przykładem profesora raczej nigdy nie będę - dodał z dosłyszalnym w głosie śmiechem. Owszem, liczył na to, że będzie kiedyś dla kogoś kimś w rodzaju mentora, wierzył, że będzie tym profesorem, do którego chętnie będą przychodzić z problemami, ale nie łudził się, że jest wzorem nauczyciela. We własnym odczuciu nie nadawał się na to stanowisko, ale nie mówił tego głośno. Póki mógł pracować w zamku, być blisko babci i mieć czas na opiekę nad nią, nie zamierzał narzekać. Słysząc kolejne, dość poważne pytania Finna, momentalnie spoważniał. Odpowiedź, jakiej chciał mu udzielić, poruszała jego prywatne życie, a tym nie chciał się jakoś szczególnie dzielić ze studentami, jeśli nie było to konieczne. W tej chwili nie było aż tak. - Zacznijmy od pytania czym jest rodzina… Ja czuję się mocno związany z Hufflepuffem, który dał mi to, czego szukamy u rodziny, gdy zaczynałem naukę. Darzę więc wszystkich Puchonów większym sentymentem, jakby każdy był moim bratankiem - zaczął spokojnie wyjaśniać swoje postrzeganie wychowanków domu Borsuka. - Nie znaczy to jednak, że na innych patrzę mniej przychylnie. Pomógłbym każdemu, kto poprosiłby o pomoc, albo widziałbym, że jej potrzebuje. Pod względem rozmów, pomocy, dom naprawdę nie ma znaczenia. Mógłbyś być nawet Ślizgonem, a i tak cieszyłaby mnie każda kolejna próba wyczarowania patronusa, czy martwiłbym się, widząc cię nieprzytomnego na ulicy w Hogsmeade - dokończył, rozkładając nieznacznie ramiona. Z sercem na dłoni, bez zakłamania - to mówiło jego łagodne spojrzenie i powaga wymalowana na twarzy. Nie przypuszczał, że ktokolwiek mógłby kiedyś tak odebrać jego słowa, ale rzeczywiście Puchonów traktował inaczej, a przynajmniej myślał o nich inaczej. Każdy był dla niego członkiem rodziny, o którego trzeba dbać. Jak młodszy brat, siostrzeniec, powierzony pod opiekę. Nie zmieniało to jednak faktu, że nie odmówiłby nigdy nikomu pomocy. Przykładem mógł być sam Callahan, któremu gotów był pomóc w zwykłym remoncie domu, jeśli tylko powiedziałby, że jest taka potrzeba. Zmarszczył nieznacznie brwi, gdy chłopak sięgnął po jakiś eliksir i wypił go duszkiem. Nie pytał jednakże, co to jest, ufając, że nic z gatunku zakazanych. Dopóki jednak zachowywał się przyzwoicie, nie reagował. Po tym, co widział w Hogsmeade nie zdziwiłby się, gdyby Gard zażywał jakieś wzmacniające eliksiry, albo inne, utrzymujące go w dobrej kondycji.
______________________
Peace in your gardens and light from your eyes
No one can hold me the way you do
Finn Gard
Rok Nauki : II
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177
C. szczególne : Podkrążone oczy, nerwowość i spięcie widoczne w każdym ruchu i grymasie, trochę nieprzytomny wzrok.
Przez chwilę spoglądał uważnie na nauczyciela kiedy ten stwierdził, że nigdy nie będzie przykładnym profesorem. Po chwili wzruszył ramionami bowiem szczerze powiedziawszy to czy jest świetny czy beznadziejny w swoim zawodzie nie leżało w zainteresowaniach Finna skoro miał tyle wspólnego ze sportem co zeszłoroczny śnieg. Nie zamierzał też drążyć, maniery nie pozwalały na dalsze wypytywanie, a poza tym hejże, miał ćwiczyć patronusa, a nagle się rozkojarzył i chciał wyciągnąć od Walsha wyjaśnienia w kwestii równego traktowania swoich podopiecznych. - To źle dobrane słownictwo. - zmarszczył brwi i jakoś sobie jeszcze nie zdawał sprawy z tego, że niejako poucza starszego od siebie nauczyciela. - To obdarzanie sentymentem domeny Helgi Huffelpuff z którą można mieć wiele dobrych wspomnień. Ale traktowanie kogoś jak rodzina to z góry traktowanie inne, cieplejsze i niekiedy faworyzowanie. - wyraził swoje zdanie, bo choć na swój sposób kochał wspomnienia tych wszystkich lat (no dobra, może nie wszystkich) pod patronatem Helgi Huffelpuff to doczepił się słownictwa. Rodzina to więzy... nie, to nie więzy krwi... gdy zdał sobie sprawę, że właśnie sam siebie zapędził w hipogryfi róg to zrobiło mu się głupio. Głęboko westchnął, rozmasowując przy tym swój kark. - Mam na myśli, że z ust nauczyciela mogłoby to tak wyglądać. - obronił się też niejako sam przed sobą. Wyraz twarzy chłopaka nabrał nieco chłodu kiedy padły słowa o potencjalnym znalezieniu go nieprzytomnym w Hogsmeade. To przypominało mu do złudzenia te słowa wypowiedziane przez Maxa i pośrednio przez Skylera, że trzeba się Finnem opiekować bo inaczej może stać się mu coś złego. Bunt zapalił się w jego żyłach, ale zacisnął mocno zęby i tego nie skomentował. - Dlaczego nie interesują pana plotki i to, co o panu myślą inni? - postanowił zmienić nieco temat. Różdżkę miał wciąż opuszczoną co było niejako znakiem, że póki co zrobił sobie przerwę od prób wyczarowywania patronusa. Został mocno sprowadzony na ziemię, a więc jego zapał nieco się ostudził. - Przecież każdy człowiek w jakimś stopniu się przejmuje opinią innych. Mowa tutaj przecież o swoim własnym wizerunku, wydźwięku, a przy poważniejszych zawodach też o autorytecie. Plotki mogą to zabić. - chciałby, och jak on bardzo pragnąłby mieć świat w poważaniu na tyle, aby móc w miejscu publicznym pocałować Maxa. To było tak cholernie trudne przełamać się i zaakceptować fakt, że nie musi interesować się cudzą opinią... a z tego co słyszał o Walshu i O'Connorze to cóż, warto drążyć temat. Nauczyciel dał mu już wystarczająco mocno do zrozumienia, że jest na tyle inteligentny i doświadczony aby sprawnie odpowiedzieć na niektóre trudniejsze pytania. Skoro z własnym ojcem nie wychodzą mu tego typu rozmowy... może z obcą osobą będzie łatwiej? Najpierw musiał jednak wybadać grunt.
Joshua Walsh
Wiek : 37
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : runa algiz za lewym uchem, obrączka z bladoróżowej muszli, bransoletki na lewym nadgarstku
Przyglądał mu się z lekkim uśmiechem, który powiększył się, choć nie można byłoby powiedzieć, że lekceważył temat rozmowy. Spojrzenie wciąż miał poważne, ale nie mógł nic poradzić na to, że Finn chyba widział go w innym świetle, co go niezmiernie bawiło. Wiedział, że jego podejście jest dopuszczalne jedynie na pozycji opiekuna, wtedy owe cieplejsze podejście do danego domu było zrozumiane. Jednak nie potrafił i nawet nie chciał zmieniać swojego podejścia do innych. To było jak patrzenie na bratanka i jego kolegę, którego także się lubi. Do obu człowiek podchodzi tak samo, ale bratanek, jako rodzina, ma szczególne miejsce w sercu. Tak było w przypadku jego i przedstawicieli domu Helgi. - Ależ ja faworyzuję Puchonów i raczej wszyscy to wiedzą. No, przynajmniej w relacjach prywatnych, poza zajęciami - odparł ze śmiechem, wspierając dłonie na biodrach i przekrzywiając nieznacznie głowę. - Do was wysłałem listy z życzeniami powodzenia na egzaminach, ale gdybyś na zajęciach doprowadził do burdy wraz z jakimś. nie wiem, choćby Krukonem, to obaj dostalibyście taką samą karę i dom nie miałby znaczenia. W trakcie meczu martwię się tak samo o kontuzje każdego gracza i choć zawsze kibicuje Puchonom, nie przymykam oka na ich błędy czy faule - wyjaśnił dodatkowo że szczerością wyciągającą z każdego jego słowa. Zabawne, że rozmawiał na ten temat ze studentem, a nie z innym profesorem. Czyżby chłopak bał się specjalnego traktowania przez niego? Może to oznaczał ten nagły chłód w spojrzeniu po wspomnieniu Hogsmeade? Chciał zapytać, ale chłopak nagle zmienił temat, znów sięgając po coś trudnego. Westchnął podchodząc do stołu, o który oparł się tyłem, kładąc dłonie po swoich bokach. Czy naprawdę nie miał prostych pytań? Mógłby nie odpowiadać, mógłby po prostu odejść, ale coś mu mówiło, że ta rozmowa może być ważna. Poza tym, jak wypadłby, gdyby uciekł od tematu? - Ludzie widzą to, co chcą widzieć - odpowiedział powoli, przypominając sobie swojego ojca. To jego reakcja na wiadomość o tym, że żona i syn są czarodziejami, w głównej mierze przyczyniła się do tego, jaki Josh był w tej chwili. Nie miał jednak ochoty mówić o tym studentowi. Uśmiechnął się lekko pod nosem, odwracając głowę, aby spojrzeć na chłopaka. - Nie wiem, jak mnie widzicie wy, ale spotkałem się z opinią lekkoducha, bawidamka, że nie biorę niczego na poważnie. Jeśli zależy mi, żeby ktoś widział we mnie coś więcej, wtedy staram się aby dana osoba poznała mnie bardziej. Jaki jest jednak sens w dobrej opinii u wszystkich? - odpowiedział z lekkim westchnięciem, przypominając sobie plotki z Obserwatora. Będzie się za nim ciągnąć, już to wiedział. - Plotki na mój temat poruszyły dwa tematy, z których w jeden chyba nikt nie uwierzył, inaczej dyrektor wzywałby mnie na rozmowę. Mają one jednak to do siebie, że gdybym próbował zaprzeczać, napędziłbym je tylko bardziej. Znów pytanie - czy miałoby to sens? Tak samo z romansem… Choć o to przyznaję, przez moment byłem zły, bo ktoś rozgłaszał coś, czego jeszcze nie było, mogąc tym samym zniszczyć cudze relacje - odpowiedział, nieco się rozgadując. Przy końcu mimowolnie napiął mięśnie ramion, przypominając sobie własną irytację. Przymknął na sekundę powieki, rozluźniając się z kolejnymi wdechami. Ponownie spojrzał na Finna i uśmiechnął się szeroko. - Zastanów się dla kogo żyjesz. Jeśli dla siebie to bądź sobą i miej w poważaniu zdanie innych. Najważniejsze są bliskie osoby i tylko z ich zdaniem powinieneś się liczyć. Jeśli chodzi o zawód, jaki wybierzesz w przyszłości, to wierzę w rozsądek. Nie wyobrażam sobie, że gaduła jak ja wybierze sobie profesję Niewymownego, a ktoś, kto lubi bawić się na całego i nie unika używek w miejscach publicznych, będzie kierownikiem Gringotta… - dodał lekkim tonem, po czym wyraźnie czekał, czy jeszcze jakieś pytania będzie mieć chłopak, czy wróci do prób wyczarowania patronusa. Czuł się trochę źle z tym, że jednak przeszkodził w treningu. Z drugiej strony temat sam wyszedł, a nie wierzył w przypadki.
______________________
Peace in your gardens and light from your eyes
No one can hold me the way you do
Finn Gard
Rok Nauki : II
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177
C. szczególne : Podkrążone oczy, nerwowość i spięcie widoczne w każdym ruchu i grymasie, trochę nieprzytomny wzrok.
Nie spodziewał się potwierdzenia swoich słów, które wszak można było odebrać jako oskarżenie. Wróć, to było oskarżenie wypowiadane jego ustami, a Walsh po prostu przytaknął. Oblicze Finna napięło się jednak nie przerywał mu i słuchał dalej, a nic nie mógł poradzić na bijącą od nauczyciela rozbrajającą szczerość. Faworyzowanie w życiu poza zawodowym… nakreślone przez niego podejście i zaznaczenie różnic ostatecznie sprawiło, że Finn pokiwał głową na znak, że to rozumie choć nie dało się ukryć zdziwienia. Poruszenie innego tematu było mu na rękę choć oczywiście nie było to proste pytanie jak wiele z aspektów w życiu Garda. A jednak ważne jest to, że drążył… najwyraźniej potrzebował odpowiedzi od kogoś kto nie zna go zbyt dobrze, a kto był całkowicie… normalny? Nie spuszczał spojrzenia z mężczyzny kiedy ten mówił. To akurat oczywiste, że gdy jednej osobie zależy na drugiej to prędzej czy później dochodzą do etapu głębszego poznawania siebie nawzajem i odkrywania tych cech charakteru, które są zazwyczaj ukryte przez resztą świata. Nie była to jednak w pełni satysfakcjonująca informacja więc spojrzeniem mówił, że oczekuje rozwinięcia odpowiedzi. Przypomniał sobie plotkę z Obserwatora mówiącej jakoby Walsh wdał się w romans z gajowym. Od razu wyłapał słowa "wtedy jeszcze tego nie było" co spowodowało w Finnie niesłuszną (?) i niewypowiedzianą nadzieję na… zrozumienie? - Nie obawia się pan, że te plotki mogą się za panem ciągnąć? - zapytał w odpowiedzi na ten szeroki uśmiech. Z jakiejś przyczyny opuścił wzrok na swoje stopy oparte o drewniane szczebelki ławki. - Czyli według pana najlepiej jest olać plotki bo jeśli będzie się nimi człowiek przejmować to mogą one nawet i zniszczyć prywatną relację? - kolejne pytanie ale tym razem w błękitnym spojrzeniu zamajaczył niepokój. Od razu pomyślał o Maxie, który ostatnio pytał go czy "alibi" jest potrzebne skoro nie robią nic złego… a tylko się wzajemnie sobą cieszą i spędzają czas. - A co w przypadku kiedy na przykład nienawidzę cudzej ciekawości moją prywatnością? Nie lubiłem nigdy wścibstwa, chronię swoje życie ale też… - rozmasował swój policzek, brodę i usta. Wahał się. Walsh wydawał się być godnym zaufania poza tym prawdopodobnie jechał na podobnym wózku co Gard, prawił mądre rzeczy a samemu Finnowi potrzeba kogoś kto rozwieje te wieczne warpliwosci. Nabrał powietrza do płuc, ostatecznie decydując się na jeden krok. - Przyzwyczaiłem się, że zawsze ukrywam swój eee… tak jakby związek. To dla mnie wygodne bo nikt nie pyta i się nie interesuje. To bezpieczne. Ale… ale ostatnio hmm… ten ktoś… zadał mi pytanie dlaczego chcę to ukrywać i gdy odpowiedziałem to, co teraz to okazało się niewystarczające. - śledził uważnie reakcje Walsha gotów się wycofać ze wszystkiego przy chociażby najmniejszej drażliwej reakcji. - Nie umiem znaleźć… kompromisu. Między moją potrzebą prywatności a tym drugim - przyznaniem się przed światem, że mam kogoś kto jest dla mnie ważny i ryzykiem znoszenia reakcji innych. Jakby pan to rozwiązał? - serce w jego piersi łomotało szybko, spiął się choć nie zdenerwował z powodu wypicia eliksiru uspokajającego. Nie przeszkodziło to w pełnym napięciu oczekiwaniu na odpowiedź nauczyciela. Odniósł wrażenie, że gwar pensjonatu na moment ucichł. Słychać było tylko ich słowa, świszczący między liśćmi wiatr i głośno bijące serce Garda. Nade wszystko obawiał się jednego - obawiał się, że może pożałować tego otwarcia się przed bądź co bądź obcą osobą.
Joshua Walsh
Wiek : 37
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : runa algiz za lewym uchem, obrączka z bladoróżowej muszli, bransoletki na lewym nadgarstku
Nie widział powodu, dla którego miałby udawać, że prawda jest inna. Naprawdę nie widział niczego złego w jego sposobie faworyzowania, traktowania Puchonów. Przynajmniej do czasu, gdy nie odbijało się to na sferze zawodowej. Mimo to cieszył się, że nie ciągnęli tego tematu. Podejrzewał, że byłoby mu ciężko przedstawić wszystko w taki sposób, żeby chłopak przyjął to ze spokojem, a mogli spokojnie rozmawiać o czymś zupełnie innym. Chociaż, gdyby miał być całkiem szczery, chyba wolałby jednak rozmawiać o faworyzowaniu niż o podejściu do plotek. Temat zahaczał o tak bardzo prywatne sfery, że odczuwał wewnętrzną blokadę przed rozmową. Musiałby mu zbyt wiele o sobie powiedzieć, a cóż, był tylko studentem. Nie musiał znać więcej szczegółów o życiu jednego z profesorów. Z drugiej strony, uda się wyjaśnić swoje podejście bez podawania dokładnych powodów? Już widział, że jego ogólnikowa forma tłumaczenia nie odpowiadała Finnowi, który spojrzeniem jasno dawał do zrozumienia, że czeka na rozwinięcie. To jednak póki co nie nastąpiło, a on kontynuował temat. Uśmiechnął się nieznacznie, gdy dostrzegł różnicę w wyrazie twarzy chłopaka, w chwili, w której wyłapał słowa dotyczące romansu z Chrisem. Cóż… Nie powinien się raczej dziwić. Westchnął lekko, gdy padły pytania. Ten dzieciak naprawdę musi mieć więcej problemów, niż mu się wydawało. Odczekał, aż wyrzucił z siebie wszystko i chwilę patrzył na niego z lekkim, ciepłym uśmiechem. Jakże delikatną sprawą były problemy miłosne i sprawy orientacji. Domyślał się już, że Puchon raczej uderza do własnej pętli, co najwyraźniej było dla niego problemem. Ciekawe dlaczego… - Zacznijmy od początku, dobrze? Zastanów się, z jakiego powodu ukrywałeś do tej pory to, z kim się spotykasz i czy coś się tutaj zmieniło… Ja przez większość szkoły spotykałem się z dziewczynami, a dopiero pod koniec studiów zainteresowałem się chłopakami - zaczął spokojnie, nagle prychając na wspomnienia. - Wiesz, ze mnie i tak się wcześniej śmiano, że sypiam z miotłą, więc nie jestem najlepszym przykładem, ale przecież nie o to pytasz. Plotki, inni… Nie, nie powinieneś się nimi przejmować i tak, mogą zniszczyć relację - wrócił poważny, spokojny ton, a spojrzenie profesora ponownie złagodniało, tracąc błyski rozbawienia. - Widzisz, w moim przypadku, jeśli chcę komuś pokazać, że myślę poważnie, nie powinienem być posądzany o romanse z uczniami, czy inne schadzki, prawda? Plotki szkodzą, jeśli pozwala się im rosnąć i rozwijać. Lepiej ich nie komentować - dodał. Nie był najlepszą osobą do rozmowy o związku i zachowaniu, ale z drugiej strony, sam dość dobrze pilnował swojej prywatności i nie opowiadał o problemach na lewo i prawo. Większość osób wiedziała o nim co najwyżej tyle, że z przyczyn rodzinnych zrezygnował z kariery, ale przecież był sam, nie miał żony. Więc znów mogliby grzebać, ale tu już nie udzielał odpowiedzi. Czy to nie było chronieniem prywatności, a jednocześnie zaspokojenie ludzkiej ciekawości? Nie, po dłuższym namyśle mógł uznać, że nie w pełni. - To jest dość śliski temat, wiesz? Jeśli jesteś pewien, że tobie ten związek w żaden sposób nie przeszkadza, że się go nie wstydzisz, to pozwól mu ujrzeć światło dzienne. Nie musicie od razu trzymać się za ręce i nosić takie same ubrania, głośno mówiąc sobie, że się kochacie, bez przesady. Jednak myślę, że drobne sygnały, czułe gesty, nie zrobią tobie krzywdy. Jeśli ktoś to zauważy i skomentuje, to jego sprawa. Ciebie powinno interesować tylko, co twój partner o tym myśli. Ostatecznie raczej nie chcesz, żeby uznał, że się go wstydzisz i dlatego chcesz wszystko trzymać w sekrecie, prawda? - spojrzał na niego dość znacząco, po czym mrugnął lekko, rozkładając ramiona. - Jeśli ludzie będą pytać, czy z nim jesteś, odpowiadaj krótko - tak, albo nie. Jeśli będą dopytywać dalej, to znów krótka odpowiedź, że to twoje prywatne sprawy i nie będziesz o tym rozmawiał. Nie przestaną pytać, jeśli naprawdę będą zainteresowani, ale z mojego doświadczenia wiem, że to jest najłatwiejszy sposób. Dajesz im okruszki wiedzy, całą cynamonkę zostawiając sobie - zakończył, nie będąc pewnym, czy chłopak zrozumiał, o co mu chodzi. Nie należało przejmować się za mocno opinią obcych ludzi, bo można zwariować, a w Mungu nie było tyle łóżek.
______________________
Peace in your gardens and light from your eyes
No one can hold me the way you do
Finn Gard
Rok Nauki : II
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177
C. szczególne : Podkrążone oczy, nerwowość i spięcie widoczne w każdym ruchu i grymasie, trochę nieprzytomny wzrok.
Siedział jak na szpilkach, a duszę miał na ramieniu. Wyjątkowo była to jego własna, a nie ta należąca do Areen. A może to tylko serce w gardle? Poziom stresu w jego organizmie podskoczył jakieś kilka poziomów bowiem oto oczekiwał odpowiedzi od nauczyciela przed którym jakimś cudem się otworzył (!) Co prawda było to jedynie uchylenie drzwi do swojej głowy, ale sam fakt, że dopuszczał do siebie nauczyciela (!!) mówił bardzo wiele. Głównie o Joshu - miał gadane i z niewyjasnionej przyczyny jego słowa trafiały na podatny grunt. Mogły zdziałać więcej dobrego aniżeli słowa własnego ojca którego kochał, a jednak nie potrafił mu powiedzieć wszystkiego (być może właśnie z powodu kochania). Oparł dłonie o swoje uda i otworzył usta, aby samemu sobie ponownie odpowiedzieć dlaczego woli ukrywać swoje związki. Zamknął je jednak nim wydobył z siebie jakikolwiek dźwięk bowiem derzyła go fala dziwnego gorąca kiedy usłyszał to na głos, że ma przed sobą faceta, który być może kiedyś był w podobnej sytuacji co teraz Finn. Mowę mu odjęło, serce zmieniło swoje położenie a on słuchał i Merlin świadkiem jak mu słowa Walsha układały w głowie. - Mhm, plotki. To chyba już rozumiem tę część. - wydukał i podrapał się po ciepłym karku, próbując się jednocześnie odnaleźć w sytuacji. Josh rozmawiał z nim normalnie, nie dało się dostrzec w jego zachowaniu niczego co mogłoby sprowokować Finna do ponownego zamknięcia się w sobie. Mimowolnie parsknął śmiechem usłyszawszy "zwyczaj" noszenia takich samych ubrań bowiem nigdy w życiu by na takie coś nie wpadł. Najwidoczniej Finn nie wchodził w klasyczne związki skoro wiele rzeczy wydawało mu się śmiesznych, choć dla innych mogłyby być jakąś tam oznaką uczucia. - Ale to jak mam okazać, że taka osoba jest dla mnie ważna jeśli - czysto hipotetycznie - odpuszczę i… - szukał słów ale to było trudne skoro istotnie weszli na bardzo śliski temat. - … no jeśli jednak nie będę nalegać na ukrywanie. Trzymanie się za rękę? To dla mnie takie cholernie intymne, nie wiem czemu. Ostatnio wytrzymałem takie coś w kawiarni. I to całe kilka minut a serce mi przy tym biło tak szybko jakbym nie wiadomo co zrobił. - teraz się wykrzywił co było znakiem, że nie jest dumny ze swojego zachowania - reagował drobiazgowo na coś, co miało być przyjemne. Zdecydowanie wolał trzymać za rękę gdy otaczała go prywatność. Z drugiej strony Josh zwrócił jego uwagę. Wstyd związku z chłopakiem? Nie, to nie był wstyd. A może jednak? Może nie do końca sam siebie jeszcze zaakceptował skoro trzyma się gorliwie swoich nawyków? Jęknął z rezygnacją i na moment schował twarz w dłoniach jakby temat go przerastał. Nie wycofywał się jednak z tego, potrzebował tej rozmowy. - Nie wiem co z tym zrobić. - opuścił ręce i popatrzył bezradnie na Josha. Niech go avada trzaśnie, ten człowiek był godny zaufania! Mówi to Gard, ten Gard co własnej kuzynce nie chciał się długo czas przyznać do swoich związków. - Z jednej strony nie chcę żeby ten ktoś czuł się źle, że nalegam na ukrywanie ale z drugiej strony skręca mnie kiedy w miejscu publicznym miałby mnie ktoś chociaż przytulić. Impas. - nie wiedział co dalej zrobić, ale i tak Josh zrobił tyle dobrego iż uświadomił Finnowi błąd jaki popełniał. Nie musiał przejmować się plotkami, wystarczy koncentrować się na tym co najważniejsze. Mógłby trzymać Maxa za rękę na głupim spacerze, o ile rzecz jasna po drodze nie wyzionie ducha ze stresu. Co z tym zrobić?
Joshua Walsh
Wiek : 37
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : runa algiz za lewym uchem, obrączka z bladoróżowej muszli, bransoletki na lewym nadgarstku
Obserwował go kątem oka, gdy mówił o własnej orientacji, jakby sprawdzając jego reakcję. Widział, że chciał coś powiedzieć, ale zrezygnował nagle. Czyżby zaskoczenie? A może ulga? Nie był w stanie jednoznacznie odpowiedzieć, więc jedynie uśmiechnął się lekko. - Jeśli chcesz o coś zapytać, pytaj śmiało - rzucił tylko i mrugnął do niego porozumiewawczo. Nie miał nigdy problemu z tym, że nagle zaczęli interesować go koledzy, bo od początku zwracał też na nich uwagę. Właściwie istniał tylko jeden mężczyzna, na którego nie spojrzał nigdy i nie potrafił, jak na obiekt własnego pożądania, bo zwyczajnie był dla niego jak brat. Z tego powodu, gdy w końcu uległ i dał się poderwać mężczyźnie, nie było to dla niego aż takim szokiem. Niemniej rozumiał, gdy słyszał, że ktoś nie potrafił siebie samego zaakceptować, albo bał się opinii najbliższych osób. Ostatecznie każdy się różnił. Słuchał jego słów, mając coraz większą ochotę przytulić go do siebie, jakby był jego synem. Jak bardzo wydawał się zagubiony! Do tego rzeczywiście wydawało się, że może mieć problem w kwestii otwartego bycia z kimś. Z drugiej strony… - Najważniejsze, to żebyś porozmawiał z nim. Może się okazać, że tak właściwie obaj nie lubicie publicznie trzymać się za ręce, obejmować, czy całować. A nawet jeśli, on musi zrozumieć, że dla ciebie to intymne, a to już tłumaczy, dlaczego nie lubisz uzewnętrzniać się publicznie - zaczął spokojnie, nieznacznie wzruszając ramieniem. - Nie ukrywanie się to przede wszystkim przyznanie, że jest się z nim w związku, jeśli ktoś spyta. To stanie blisko siebie na korytarzu. To nie odskakiwanie od siebie jak poparzeni, gdy ktoś obcy przechodzi obok… Nie musicie robić nic wielkiego, ale zwyczajnie być blisko, obok, bez patrzenia na innych - dokończył łagodniejąc. Mimowolnie odbiegając wspomnieniem do innej osoby. Szybko się zreflektował, odwracając głowę do Finna. - Będąc z kimś należy pozostawać sobą. Choć związek wymaga kompromisów, nie należy się poświęcać i robić coś wbrew sobie. Nie zadręczaj się - dodał jeszcze. Cichy głosik odezwał się w jego głowie, że mógłby być tak mądry przy własnych próbach związania się z kimś, ale zignorował go. W końcu teraz rozmawiali o młodszym Puchonie.
______________________
Peace in your gardens and light from your eyes
No one can hold me the way you do
Finn Gard
Rok Nauki : II
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177
C. szczególne : Podkrążone oczy, nerwowość i spięcie widoczne w każdym ruchu i grymasie, trochę nieprzytomny wzrok.
Wystarczająco dużo dziś padło pytań. Jak na Finna to przerażająco wiele. Czuł, że czas się wycofać, aby nie przeholować z tym ostrożnym kredytem zaufania. - Ten ktoś… on… - w końcu, z pewną niechęcią przyznał, że chodzi o chłopaka, mimo że już stało się to oczywistością. - … on nie miałby nic przeciwko większej wylewności. Sam już nie wiem. - podrapał się po karku i szczerze mówiąc nie był już absolutnie niczego pewien. Miał ochotę odwrócić się na pięcie i uznać, że nie musi się teraz tym martwić skoro przyszedł na tę ławkę w innym celu. Nie mógł jednak aż tak tchórzyć choć i tak nie należał do zbyt odważnych osób. - No dobrze… mniej więcej wiem o co chodzi. Pomyślę. - chciał podziękować, ale z jakiejś przyczyny to słowo nie mogło przecisnąć się przez jego gardło. Źle się czuł musząc podziękować nauczycielowi za uszanowanie uczuć, które mogły w każdej chwili pęknąć niczym bańka mydlana. - Mówi pan jakby sam to przeszedł. - nagle pojął, że Walsh istotnie musiał mieć romans z gajowym! Nawet jeśli nie to, to jednak musiało być coś na rzeczy. Czy między wierszami właśnie tego Joshua nie zdradził? Sam Finn za O'Connorem nie przepadał uznając, że ten czepia się o pierdoły (palenie papierosów) i jakoś nie potrafił sobie wyobrazić, aby między nim a Joshem miało coś być. Ba, chyba nawet nie chciał bo byłoby to niezręczne. - Niech pan nikomu nie mówi o tej rozmowie. - poprosił z nieco krzywą miną. - Pewnie pan wie, że pewne sprawy nie powinny za szybko wychodzić na światło dzienne. - podniósł się z ławki i nagle poczuł, że musiał na niej długo siedzieć skoro bolą go tyły, kolana i plecy. Przeciągnął się, a różdżkę schował. Popatrzył niepewnie na nauczyciela. Nie chciał być mu wdzięcznym, ale musiał. Rozjaśnił nieco w głowie, uporządkował ułamek finnowego chaosu, a to ostatnio udało się jedynie Dinie. Otworzył usta, aby podziękować i dopadła go w piersiach dziwna ociężałość, która znowu mu to uniemożliwiła. - Jakby tam pan czegoś potrzebował… to wie pan… no, znajdzie mnie pan łatwo. - to chociaż tyle starczy na ten moment? Ciężko było to obejść. Czuł się dziwnie. Niby zaufał Walshowi a teraz dopadły go wątpliwości czy słusznie zrobił i czy aby to się nie obróci przeciwko niemu.
Joshua Walsh
Wiek : 37
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : runa algiz za lewym uchem, obrączka z bladoróżowej muszli, bransoletki na lewym nadgarstku
Uśmiechał się łagodnie, ciepło, dając chłopakowi samemu dojść do własnych wniosków. Nie pytał, o kim móią, bo nie było to w jego interesie. Ostatecznie to była sprawa Finna z kim się umawiał. Wiedział, jaką osobę wybrał sobie na partnera, więc teraz musiał sobie poradzić z tym. Nie mógł mu mówić, co powinien robić, a czego nie, bo ostatecznie to był związek Puchona, nie jego. Inna sprawa, że rzeczywiście wyglądało na to, że ma trudny orzech do zgryzienia. Skinął lekko głową, na znak, że rozumie i nie będą dalej o tym rozmawiać, gdy tylko Finn powiedział, że o tym jeszcze pomyśli. Najwyraźniej naprawdę miał o czym myśleć, co przemyśleć. Zaraz jednak uśmiechnął się gorzko. - Nie w tej chwili, ale kiedyś... To ja wymagałem od drugiej strony ciągłych wyrzeczeń dla mnie, gdy sam dbałem jedynie o quidditch. Na tej podstawie wiem, jak doprowadzić do zniszczenia nawet najlepszego związku i co należy robić, żeby jednak do tego nie doprowadzić... - odpowiedział spokojnie, spoglądając na Puchona. Wyraźnie unikał mówienia, czy rzeczywiście coś jest już na rzeczy z gajowym, czy nie, ale domyślał się, że akurat to nie będzie przeszkadzać Finnowi. Już prędzej uwierzyłby, że dostał przykład odpowiadania na pytania z zachowaniem prywatnych spraw dla siebie. Nie mówiąc o tym, że nie wiedziałby nawet, co miałby powiedzieć. Tak, kręcę się wokół gajowego, ale on jest oporny? To brzmiało tak dziecinnie… - Spokojnie, nikomu nie powiem - odpowiedział, uśmiechając się szerzej i wciągając głęboko powietrze. Koniec rozmowy, wyraźnie to czuł i widział. Tak jak konsternację na twarzy chłopaka. Im dłużej na niego patrzył, tym większej nabierał pewności w kwestii słów, jakich nie potrafił wypowiedzieć. Zaś wzmianka, że znajdzie go w razie potrzeby, jedynie potwierdziła przypuszczenia. - Nie ma sprawy, Finn. Od tego jestem - odpowiedział, po czym odbił się od stołu i pożegnawszy się lekkim skinieniem głowy, ruszył w stronę swojego domku.