Domek jest drewniany, niewielki i jednoizbowy. Mieszczą się w nim łóżka piętrowe, wspólna szafa (powiększona wewnątrz magią), drewniany stolik i dwa krzesełka (dwa dodatkowe należy sobie doczarować). Nie ma tu łazienki ani pryszniców - aby z nich skorzystać należy udać się do części północnej terenu gdzie znajduje się balialnia. Domek oświetlony jest magicznymi kulkami światła bądź świetlikami zagonionymi do lamp oliwnych.
Uwaga. Pokój jest pełen magii, a więc należy rzucić kością, aby dowiedzieć się z czym będziecie mieć "problem". Pierwszy rzut jest obowiązkowy i będzie Wam przeszkadzać przez cały czas pobytu na wakacjach. Dodatkowe efekty możecie sobie dobierać wedle uznania.
Spoiler:
1 nocni goście - gdy zapada zmrok dowiadujecie się, że gdzieś nieopodal Waszego domku urzęduje gniazdo chochlików kornwalijskich. Co noc będą drapać pazurkami w ściany i okna przeszkadzając w odpoczynku. Aby pozbyć się tych dźwięków co noc musicie nakładać na domek odpowiednie zaklęcie ochronne/wyciszające.
2 światło - czar magicznej kuli wyczerpuje się co cztery godziny, a świetliki uciekają/gasną po trzech. Wieczorem musicie doczarowywać sobie światło.
3 gryzący dywan - lepiej wyrobić sobie nawyk stawiania wysokiego kroku po wejściu na dywan bowiem wyrobił sobie zdolność podgryzania palców u stóp, jeśli tylko jakieś znajdą się przy jego brzegu. Nie, dywanu nie da się zwinąć, jest przyklejony Trwałym Przylepcem.
4 chichocząca klamka - ma z Was niezły ubaw w bardzo dziwacznych porach dnia i nocy. Najlepiej jest ją regularnie wyciszać inaczej wybucha śmiechem nawet w środku nocy.
5 zaszroniona szyba - wystarczy, że domek jest pusty, a szyby pokrywa szron. Jeśli go nie usuniecie jakaś niewidzialna siła (duch?) rysuje po nim paznokciami. Najlepiej jest zadbać o temperaturę domku.
6 trzeszczenie podłogi - każdy krok wiąże się z trzeszczeniem desek podłogowych. Po siódmym kroku dźwięk robi się nieznośny i trzeba wyciszać albo regularnie rzucać "reparo" na podłogę - a ta i tak po upływie paru godzin na nowo zaczyna trzeszczeć.
Lokatorzy:
1. Heaven O. O. Dear 2. Bruno O. Tarly 3. Lennox X. Zakrzewski 4. Frea Ragnarsdóttir
Duchy w Nowym Orleanie są wszechobecne. Stanowią niemal osobną grupę społeczną, w każdym barze, w każdym miejscu znajdziesz ducha, który jest do niego przywiązany. Jest jedno sporo duchów, które błądzą po mieście i szukają turystów, traktując ich jak rozrywkę i pomagając im poznać Nowy Orlean lepiej. To wasi przewodnicy, którzy w każdej chwili mogą pojawić się obok. 1. Duch nie jest przy tobie przez całą dobę, ale może pojawić się w każdej chwili. 2. Rozmowy z duchem możesz prowadzić sam, śmiało rozbudowuj charakter swojego ducha. Pamiętaj, że mistrz gry w każdej chwili może wcielić się w twojego ducha. 3. Każdy ma ducha o innym imieniu i innym charakterze. Jest jednak kilka grup, które mają wspólne działanie, zalety, wady i przede wszystkim zadania, za które możecie zdobyć punkt do kuferka.
Nevaeh
@Heaven O. O. Dear Duch omyłkowo porwanej przez piratów córki cieśli, która długi czas udawała wysokie pochodzenie, by uchronić się od złego traktowania. Po jednym ze sztormów przysłużyła się załodze podczas naprawy statku, czym zyskała ich przychylność. Zaradna i konkretna, po latach przebywania z mężczyznami odrobinę protekcjonalnie odnosząca się do płci pięknej, możesz więc spodziewać się uszczypliwych komentarzy odnośnie ciebie i twoich znajomych. Chętnie opowie ci o żeglarstwie, a jeszcze chętniej o obróbce drewna! Jak duch na ciebie działa?: Przede wszystkim wyjątkowo mocno ciągnie cię do wody. Masz też naprawdę dobrą orientację w terenie. Zalety: Dzięki świetnej orientacji w terenie bez problemu trafisz do lokacji trudnodostępnych. Wady: Nie musisz nawet znaleźć się na wodzie, żeby dopadła cię choroba morska. W co drugim wątku będziesz odczuwać mdłości. Twój cel: Poznać i doświadczyć żeglarskiej części Nowego Orleanu. Twój duch uwielbia dzielić się morskimi opowieściami, ale sam też musisz otworzyć się na doznania. Nie wystarczy uważnie słuchać, poznaj historię wszystkimi zmysłami. Jeśli wypełnisz zadania, otrzymasz 1 punkt do dowolnej umiejętności. 1. Odwiedź wszystkie lokacje w opuszczonym porcie. 2. W przynajmniej 5 postach musisz nucić jakąś szantę. Możesz to zrobić przy okazji zwykłych wątków (1 ciekawostka=1 wątek), jak i w jednopostówkach. 3. Weź udział w wyścigu tratew.
Phillipe
@Bruno O. Tarly Miejscowy projektant mody. Trochę teatralny w gestykulacji, trochę krzykliwy, na wszystko reaguje bardzo emocjonalnie. Wydaje się mało inteligentnym śmieszkiem, ale pod tym przykryciem za życia krył się naprawdę dobry krętacz, który wiedział jak dbać o swoje interesy. Sprzedawał ubrania fatalnej jakości za grube pieniądze, wykorzystywał swoich pracowników i często kręcił się po szemranych okolicach Nowego Orleanu. Jak duch na ciebie działa?: Przede wszystkim Twój system wartości zostaje zaburzony; masz ochotę łamać wszelkie ustanowione zasady, niezależnie od tego, jaki masz do nich stosunek zazwyczaj. Dodatkowo wyjątkowo dobrze czujesz się w towarzystwie osób zajmujących się czarną magią. Zalety: Masz wrażenie, że przysługuje Ci wyjątkowe szczęście, niezależnie od popełnionego czynu, konsekwencje nie są do niego współmierne. Duchy przestępców pilnują, abyś zawsze spadł na cztery łapy, dlatego w lokacjach kostkowych możesz wykonać jeden przerzut, jeżeli wylosujesz negatywny (fizycznie) efekt. Wady: Za każdym razem, gdy usłyszysz od kogoś słowa “nie wolno”, czujesz wewnętrzny przymus do złamania zakazu. Od Ciebie zależy w jakim stopniu mu się poddasz. Twój cel: Zejść na złą drogę? No, może niekoniecznie, ale na pewno odkryć urok działania bez wyraźnego przyzwolenia. Twój duch naprawdę cię do tego zachęca, a jeśli ulegniesz pokusie, możesz się nauczyć więcej, niż myślisz. Za wypełnienie zadań przysługuje ci 1 punkt do dowolnej umiejętności. 1. Odwiedź przynajmniej 3 miejsca w biedniejszych dzielnicach Nowego Orleanu. 2. Złam zasady (kradzież, działanie niezgodne z regulaminem lub zasadami wyznaczonymi przez nauczyciela/dyrektora, uderzenie kogoś itp) minimum 3 razy w trakcie wakacji. 3. Musisz stworzyć własną laleczkę voodoo.
Lily
@Lennox X. Zakrzewski Urocza dwunastolatka, która z miejsca zakochała się w tobie na zabój. Ciągle powtarza, że gdyby wciąż żyła, wzięlibyście ślub i mieli gromadkę słodkich dzieci. Okropnie zazdrosna, kiedy widzi cię z jakąś dziewczyną, potrafi się nawet obrazić i pokazowo na ciebie fuczeć. Uważaj, jak za bardzo zbliżysz się do innej, będziesz pod jej stałą obserwacją. O moment prywatności będziesz musiał się naprawdę postarać. Jak duch na ciebie działa?: Nie masz ochoty sięgać po używki: alkohol, papierosy, narkotyki, nic nie wydaje ci się atrakcyjne. Dużo bardziej odpowiadają ci słodkie, niż gorzkie i kwaśne smaki. Masz znacznie więcej energii, niż normalnie. Zalety: Dużo łatwiej zdobyć ci sympatię młodszych graczy. Ty sam zresztą czerpiesz dużo więcej satysfakcji z takich znajomości. Wady: Jeśli mimo oporów sięgniesz po którąś z używek, do końca wątku boli cię głowa. Twój cel: Powrót duchem do czasów młodości. Poznaj Nowy Orlean z perspektywy dziecka, to świeże i wyjątkowe spojrzenie na to miasto. Oddaj się temu w pełni a zdobędziesz 1 punkt do dowolnej umiętności. 1. Odwiedź minimum 5 lokacji w Wesołym Miasteczku. 2. Spróbuj wszystkich słodkich potraw i napojów typowych dla Luizjany. 3. Napisz 3 wątki z postaciami młodszymi od ciebie.
Remy
@Frea Ragnarsdóttir Mężczyzna po pięćdziesiątce, o średniej długości włosach zaczesanych do tyłu, wśród których niektóre nitki są zdecydowanie bielsze od innych. Przypomina swym wyglądem szczura i nie bez powodu – z jego przechwałek można wyniknąć, że jest animagiem, choć nigdy się nie przemienił na prośbę kogokolwiek, nikt więc nie może potwierdzić tych słów. Pochodzi z biednej rodziny mugoli, którzy nic nie wiedzieli o świecie czarodziejów i jak tylko usłyszeli o tymże świecie, przerazili się nie na żarty, uważając, że nic dobrego z tego nie wyniknie. Remy za życia był szanowanym kucharzem, który zachwycał okolicznych krytyków swojskością swoich potraw i magicznym pierwiastkiem przywodzącym wspomnienia dziecięcych lat. Niestety zmarł poprzez złe wykorzystanie składniku w przepisie, co skończyło się katastrofą – cały budynek wybuchł. Remy pozostał na tym świecie, uznając, że za mało autorskich przepisów pozostawił i obecnie eksploruje wszelakie restauracje jako duch, by wspomóc kucharzy dobrą radą mistrza kuchni. Jak duch na ciebie działa?: Przede wszystkim duch wzmaga twój apetyt. Jesteś głodny praktycznie cały czas, w każdym miejscu masz ochotę spróbować czegoś dobrego. Dodatkowo, twoje umiejętności kulinarne w Nowym Orleanie są znacznie lepsze, niż normalnie. Zalety: Jeśli ugotujesz coś specjalnie dla kogoś, wystarczy jeden kęs, żeby dana osoba patrzyła na ciebie dużo bardziej przychylnie. Wady: Za każdym razem, kiedy zamawiasz jedzenie w restauracji lub barze, zostawiasz 5 galeonów napiwku. Twój cel: To często właśnie kuchnia danego regionu sprawia, że czujemy klimat tego miejsca. Twój duch zdecydowanie stara się cię do tego przekonać - chce, żebyś spróbował jak najwięcej. Jeśli uda ci się sprostać tym oczekiwaniom, dostaniesz 1 punkt do dowolnej umiejętności. 1. Spróbuj przynajmniej 3 regionalnych potraw (każdej w innym wątku). 2. Odwiedź wszystkie miejsca, w których serwują jedzenie w nowym Orleanie. 3. Ugotuj przynajmniej jedną regionalną potrawę. Pamiętaj uwzględnić to, że to twój duch podsunął ci przepis!
Zawsze jej było wszystko jedno, gdzie będzie spała. Luksusowy hotel, namiot, obskurne domki - jeden pies. Byle się dobrze bawić, w gruncie rzeczy tylko to się liczyło na wakacjach. Z domu może nie była nauczona radzenia sobie w każdych warunkach, ale u Heaven przychodziło to naturalnie, z drinkiem w dłoni nie istniały dla niej ciężkie warunki. Teraz tylko dała buziaka pożegnalnego córce (i oczywiście obietnice regularnego przyjeżdżania do mamy Ezry przez ten czas), spakowała kilka ubrań i ruszyła w nieznane. A efekt ją pozytywnie zaskoczył. Od razu widziała, że miejsce jest klimatyczne, a perspektywa Nowego Orleanu podobała jej się nawet bardzo. Zdążyła parę razy zamoczyć walizkę w błocie po drodze, ale ostatecznie otworzyła drzwi i wtargała się do środka. Coś jej oczywiście musiało popsuć humor - a był to siedzący już na jednym z łóżek Bruno. Przewróciła oczami na ten widok i rzuciła swoją torbę na łózko względnie daleko znajdujące się od niego, chociaż nie było to proste. - Nie wierze... a ty co tutaj robisz? W okolicy jest milion innych domków, bądź łaskaw zamienić się z kimś sensownym i nie psuć mi wakacji - podsunęła wspaniałomyślnie i wyrzuciła swoje ubrania do pierwszej lepszej szafki. - Z takim początkiem to aż strach jaka będzie pozostała dwójka - pokręciła głową i wyciągnęła ze swojej torby butelkę whisky. - A skoro musimy się znosić, uczyńmy to łatwiejszym - upiła łyka i wysunęła butelkę w jego kierunku. Hej, to był niemal pojednawczy gest!
Bruno O. Tarly
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183,5
C. szczególne : mocno zarysowane kości policzkowe, baran na głowie, typowo brytyjski akcent
Szczerze? Ucieszyłyby go i wakacje w Świnoujściu. Miał tak serdecznie dość szkoły, ponurego zamku i deszczowo-melancholijnych Wysp Brytyjskich, że przyjąłby wszystko, byleby choć przez chwilę cieszyć wzrok innym krajobrazem. Nowy Orlean przerósł jego najśmielsze oczekiwania. Nie przypuszczał, że Hogwart zorganizuje wakacje poza Europą i w tym roku. Czuł więc lekkie podniecenie i już nie mógł doczekać się, aż zgubi się na mokradłach, upije się w ekskluzywnym kasynie i poderwie piękne kobiety w urokliwym miasteczku. Przybył do właściwego domku jako pierwszy i czekał na Freę, bo była jedyną współlokatorką, co do której miał pewność, że będzie z nim w chatce. Kto zajmie pozostałe dwa łóżka? Och, miał nadzieję na jakichś imprezowych Gryfonów, no może Puchonów. Ale tego to się, kurwa, nie spodziewał. - Heaven? - pytał chyba bardziej siebie, niż ją. Jak to się stało, że wylądowali w jednym domku? I to jeszcze takim... ciasnym? Nie zamierzał zmieniać lokalu. Po pierwsze: był pierwszy, uparty i terytorialny. Po drugie: nie zostawiłby biednej Frei z panną Dear i Merlin-wie-kim-jeszcze. A po trzecie to już się rozpakował, siedział sobie na nawet wygodnym łóżku i nie chciało mu się kombinować. Trudno. - A co, boisz się, że mi się nie oprzesz jak zdejmę koszulkę? Nie dziwię Ci się. - uniósł jedną brew, obserwując uważnie dziewczynę. A potem usiadł w jeszcze bardziej komfortowej pozycji, zarzucając niedbale nogę na nogę i odchylając się ku tyłowi. Krótko mówiąc - rozjebał się jak Popiełuszko w bagażniku - Nigdzie się stąd nie ruszam. - dodał równie zgryźliwie, uśmiechając się półgębkiem. Jak na niego w jej obecności to był wyjątkowo pewny siebie i zuchwały. Ciekawe na jak długo... - Milka nie będzie tęsknić? - zapytał już mniej cynicznie, biorąc od Ślizgonki butelkę i upijając spory łyk bursztynowego trunku, prosząc w duchu Merlina o to, by nie było w nim żadnych dziwnych dodatków. A już na pewno nie Amortencji! Skrzywił się odrobinę, bo źle mu się whisky kojarzyła, ale skoro Heaven zdobyła się na tak przyjazny gest, to nie mógł odmówić. A może zwyczajnie nie chciał?
Frea Ragnarsdóttir
Rok Nauki : II
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 164
C. szczególne : Mimo, że stara się nad tym panować, zdarza się jej używać złych słów lub niektórych w ogóle nie odmieniać. W rozmowie słychać również jej islandzki akcent.
Już rok temu miała wybrać się na organizowany przez szkołę wyjazd, jednak życie pokrzyżowało jej plany i jakoś tak wyszło, że koniec końców nie zawitała na nich nawet na głupie parę dni. Dlatego tegoroczne wakacje tym bardziej znalazły się na jej liście letnich "obowiązków", a pod koniec roku szkolnego wręcz nie mogła doczekać się ich rozpoczęcia. Powodów było kilka. Pierwszym z nich było niewątpliwie to, że była po prostu zmęczona i szczerze mówiąc, zadowoliłby ją nawet wyjazd na byle jakie jezioro. Drugim powodem była jednak niesamowita ciekawość co tym razem przygotowała hogwarcka kadra. Z różnych opowieści dowiedziała się, że wakacje organizowane przez szkołę co roku przerastają najśmielsze oczekiwania uczniów, studentów a także absolwentów, bo tacy podobno też się zdarzają. Szukając właściwego domku, niezdarnie spoglądała na zawieszone na drzwiach numerki. Zastanawiała się przy tym, czy będzie dzielić go z kimś znajomym, czy zmuszona będzie do wykonania skoku na głęboką wodę i zapoznania się z wszystkimi lokatorami. Jakie było jej zdziwienie, gdy wchodząc do odpowiedniego pomieszczenia, zauważyła znajomą burzę brązowych loków. -O. -Rzuciła krótko, przybierając na twarz lekki uśmiech w stronę ciemnowłosej dziewczyny, której nijak nie kojarzyła oraz Bruna, który najwyraźniej nie miał żadnych skrupułów przed bezceremonialnym rozwaleniem się na łóżku, co w zasadzie wcale jej nie zdziwiło. Nadal stojąc w przejściu, wzrokiem ogarnęła niewielkie, acz przytulne pomieszczenie, po czym wtargała ciężką walizkę do środka. Była zachwycona. W życiu nie spodziewałaby się takiego wyjazdu na wakacje, gdzieś z tyłu głowy cały czas mając jakiś ciepły kraj leżący w Europie. Ameryki nie znała wcale, dlatego perspektywa spędzenia tu najbliższych tygodni wydawała jej się w tamtym momencie niezwykle kusząca. -Oh, fyrirgefðu mér. Jestem Frea. -Znów spojrzała na stojącą nieopodal dziewczynę, przez chwilę niemal zapominając, że skoro to ona weszła tu jako trzecia, powinna się chyba przedstawić, zanim zacznie robić cokolwiek innego. -Wow, jeszcze w zasadzie niczego nie widziałam, ale już mi się podoba. -Powiedziała, teraz już bardziej w stronę Bruna i ciężko usiadła na jego łóżku.
Przewróciła oczami, posyłając mu pełne kpiny spojrzenie. - Jasne, nie obejrzysz się jak się na ciebie rzucę - ostrzegła się pełne przejęcia, ale nie zdziwiła jej jego odmowa. Sama na jego miejscu też by się nie ruszyła, a gdyby on to zrobił, to chyba całkiem straciłaby już do niego szacunek. Widocznie byli skazani na męczenie się ze sobą całe wakacje, ale spoko, Luizjana była duża, a w domku nie trzeba było specjalnie długo przesiadywać. Zresztą, na niektóre noce zamierzała zajeżdżać do Bostonu, żeby część wakacji jednak spędzić z córką. Tak czy inaczej miała już trochę wyrzutów sumienia, że jest wyrodną matką. Z drugiej strony wiedziała, że mama Ezry opiekuje się Milką pewnie nawet lepiej od niej, a jej potrzebny był odpoczynek, bo powoli zaczynała już szaleć w domu. Trudy rodzicielstwa. - Będę ją odwiedzać. No i jest pod dobrą opieką - powiedziała i uniosła wzrok na wchodzącą do pokoju dziewczynę. Nie znała jej, a ta nie wydawała się być specjalnie zainteresowana jej obecnością. Widocznie jakaś znajoma Bruna, całkiem atrakcyjne, ale szybko straciła w jej oczach na tej znajomości. - Nie mogę patrzeć jak się krzywisz. To dobra whisky - pokręciła głową i odebrała mu butelkę. - A ty, to kto? Mi się też na początku spodobało, ale potem spojrzałam na towarzystwo w domku i zwątpiłam, więc nie mów hop - zwróciła się do blondynki i po upiciu kolejnego łyka, przesunęła butelkę tym razem w jej kierunku. Nie wiedziała, czy powinna się obawiać, że potencjalnie może być dwa do jednego, czy cieszyć się, że nie są jeden na jeden, więc istnieje duża szansa, że się nie pozabijają.
Bruno O. Tarly
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183,5
C. szczególne : mocno zarysowane kości policzkowe, baran na głowie, typowo brytyjski akcent
Nie przypuszczał, że uświadczy obecności swojej ex na tym wyjeździe, a już w zupełności nie wyobrażał sobie, że codziennie będzie budził się w tym samym pomieszczeniu, co ona. Cóż, pozostawało liczyć na to, że choć część nocy spędzą w innej przestrzeni, a przez resztę nie będą sobie wchodzić w paradę. Choć minęło już kilka lat, to wciąż jakiś paskudny cierń drażnił jego serce. A ostatnia impreza w domu Skylera tylko pogłębiła jego zażenowanie... własną osobą. Powinien unikać połączenia alkohol-obecność Heaven, ale spalił już na starcie, upijając łyk whisky. W dodatku takiej, co wchodziła mu jak wiedza z Historii Magii do głowy. - Mówisz? W takim razie będę uważny. - zmrużył oczy, przyglądając się jej dokładnie, a przez myśl przeszło mu, że właściwie niewiele się zmieniła. Owszem, nie była już niesforną nastolatką, ale wciąż miała w sobie to coś, co przyciągało męskie oczy. Nie mógł wyobrazić jej sobie z dzieckiem na rękach, ale szybko też przestał zagłębiać się w odmęty swojej wyobraźni, bo ta zaczynała już płatać mu figle. I szczęśliwie w tej chwili do domku weszła Frea. I była jak powiew morskiej bryzy, jak wybawienie. Wyraz jego twarzy zmienił się, złagodniał, mięśnie szczęki się poluźniły. - Frea, kochana! Nareszcie jesteś. - przydział pokojów był losowy, do końca nie był pewny, czy jego specjalna prośba, by być wraz z przyjaciółką w jednym domku zostanie spełniona. Na szczęście się udało. Podniósł się do bardziej eleganckiego siadu i wyprostował plecy. Powędrował też pamięcią do wszystkich rozmów z Freą, by przypomnieć sobie, czy coś w nich wspominał o Heaven. Chyba nie... Widocznie nie było okazji, no cóż... - Frea, poznaj przeuroczą Heaven Dear. No sam cukier. - nie stronił od ironii - Heaven, poznaj Freę Ragnarsdóttir... - nazwisko Krukonki wypowiedział ze swoim brytyjskim akcentem, co nie zabrzmiało tak, jak powinno, ale... starał się. Kolejnym uniesieniem brwi skwitował szczodrość Ślizgonki, która tak chętnie dzieliła się alkoholem. No, ciekawie zapowiadał się ten wyjazd.
Jej poczucie własnej wartości szybko wróciło do normy - miała lekki kryzys, kiedy jej ciało zdecydowanie zaczęło odmawiać posłuszeństwa i czuła, że już nikt nie ogląda się za nią w taki sposób, jak wcześniej. Jak wszyscy widzą w niej tylko ciężarną, opuchniętą kobietę, zupełnie poza kategoriami, do których lubiła się zaliczać. Na szczęście po urodzeniu udało jej się bez większego trudu wrócić do dawnego wyglądu, głównie dlatego, że dla Heaven genetyka była zawsze łaskawa - poza wystającym brzuszkiem, nie przytyła praktycznie nigdzie indziej, więc i zrzucenie nie było tak dużym wysiłkiem, zwłaszcza, że wciąż wkładała dużo serca w swoją drużynę, a to wymagało pracy, która musiała przynieść jakieś efekty. Teraz czuła się we własnej skórze tak jak dawniej i nic jej nie hamowało, no, oczywiście jeśli nie miała akurat Milki na rękach. - Oh, dziękuje. Żebyś się tylko nie zasłodził z tego wszystkiego - pokręciła głową i kiedy butelka wróciła w jej ręce, nie oszczędziła sobie kolejnego łyka. Miała mocną głowę, żeby coś poczuć, musiała faktycznie się napić, a czuła, że to towarzystwo może być trudne do zniesienia na trzeźwo. Za to po alkoholu? Czemu nie. - To co? Czas na integracje, skoro już nas sytuacja do tego zmusiła - stwierdziła, opierając się wygodnie o podparcie łóżka i podsunęła nogi do siebie. - Nigdy nie? - zaproponowała, zerkając głównie na Bruno, bo to jemu chciała uświadomić, że nie wypada się wycofać. Usłyszała ciche, pełne politowania prychnięcie swojego ducha nad uchem, ale machnęła tylko na niego ręką. Że też nie mógł jej się trafić ktoś bardziej rozrywkowy. Kiedy byli ze sobą, wiedzieli o sobie całkiem sporo, ale po takim czasie wiele mogło się zmienić. Ona nie czuła, że ma coś do ukrycia, przynajmniej nie coś, co dało się zweryfikować w głupiej pijackiej grze, za to jego chciała sprawdzić, przede wszystkim jak odważnie w to wejdzie i co uda jej się z tego wyciągnąć. Kto wie, może więcej, niż myślała?
Bruno O. Tarly
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183,5
C. szczególne : mocno zarysowane kości policzkowe, baran na głowie, typowo brytyjski akcent
Nie chciał, żeby jego droga Frea czuła się niekomfortowo w obecności pewnej siebie i dość wyszczekanej Ślizgonki. Czuł, że powinien niejako uchronić przyjaciółkę od panny Dear, ale przecież niewiele mógł zrobić w obecnym położeniu. Poza tym... nic złego się nie działo. Jeszcze. Rozmawiali, pili alkohol, oswajali się z całą tą sytuacją. Czy Heav była tak samo niezadowolona, co i on? Czy tak samo... niepewna? - Twoją słodycz zrównoważą moje gorzkie łzy tęsknoty. - zaszczebiotał, ponownie przybierając luźniejszą postawę. Tak bardzo cyniczny nie był już dawno. I tak spięty... mimo wszystko. Nawet najbardziej nonszalancka poza nie tuszowała jego rozdrażnienia. Musiałby wypić ze dwie takie butelki, żeby zignorować to dziwne uczucie w żołądku i odgonić głupie wspomnienia. Tarly, ogarnij się, minęło chyba sto lat! Uśmiechnął się krzywo w kierunku swojej ex, mrużąc oczy, a potem odwrócił się w stronę Frei i szepnął, żeby się nie przejmowała i ignorowała wszelkie prowokacje. A on? No przecież, że on to co innego! Nigdy nie da się sprowokować i zawsze wyjdzie obronną różdżką. A przynajmniej w jego głowie tak to wszystko pięknie wyglądało. - Och, świetny pomysł! - prychnął z nagła, unosząc swoje brwi jeszcze wyżej. Już całkiem zasłaniała je rozwichrzona grzywka - To może... nigdy nie zdradziłam swojego partnera. - spojrzał wymownie na Heaven, a potem na szyjkę butelki. Nie chciał grać w tę grę. Było zbyt wiele rzeczy, które wolał ukryć przed Ślizgonką. Oczywiście mógłby naginać prawdę, nie przyznawać się do wszystkiego, ale z pewnością ona wychwyciłaby w nim te drobne szczegóły, które by go ujawniły. Niestety, on aż tak bardzo się nie zmienił... Czuł, że tli się w nim malutka iskra od dynamitu, który może w każdej chwili wybuchnąć. Tak, opanowany jak diabli Bruno Tarly.
W zasadzie samopoczucie dziewczyny nie było dla niej zbyt istotne - nic do niej nie miała, ale nie czuła też potrzeby, żeby przejmować się jej komfortem. Proponując grę oczywiście myślała głównie o Bruno, którego bez wahania była gotowa położyć w niekomfortowej pozycji. Spodziewała się, że przyjmie propozycję i nie powstrzyma się od ulegnięcia drobnej prowokacji, w końcu trochę się już znali, pewne rzeczy dało się przewidzieć. Sama była podatna na takie wpływy bardziej, niż ktokolwiek inny. Pokusa rywalizacji była zbyt silna, żeby przesiedzieć ten wieczór w nieprzyjemnej ciszy. Zastanowiła się, kiedy usłyszała jego wyzwanie. Wiele relacji ona traktowała dość swobodnie, z drugiej strony mogło to wyglądać inaczej, ale chyba nigdy nie zdradziła kogoś, z kim była oficjalni. Ani jego, ani Pazuzu, ani nikogo kogo traktowała podobnie jak ich. Nie napiła się więc, nie musząc nawet naciągać prawdy. - Spodziewałeś się czegoś innego? - trudno było powiedzieć, czy to było pytanie, czy stwierdzenie, ale w końcu Heaven ze swoją opinią mogła domyśleć się, jakie inni mogą mieć podejrzenia. W końcu święta zdecydowanie nie była. - Nigdy nie uprawiałam seksu tylko po to, żeby nie myśleć o kimś innym - powiedziała, długo zastanawiając się, czy to stwierdzenie z jej ust na pewno jest prawdą i dopiero po chwili dotarło do niej, że nie do końca, chociaż długo takie było. A potem Pazu rzucił na nią jaką klątwę, czy bóg wie co to było i dosłownie nie miała innego wyboru. Upiła łyka alkoholu i podsunęła mu butelkę, patrząc na niego pytająco. Potrzebował jej, czy nie?
Bruno O. Tarly
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183,5
C. szczególne : mocno zarysowane kości policzkowe, baran na głowie, typowo brytyjski akcent
Działała na niego trochę jak płachta na byka. Nie zachowywał się przy niej normalnie, naturalnie i był tego świadomy. Wiedział, że Frea odczuje zmianę w jego osobie, że zorientuje się, że coś zgrzyta pomiędzy nim a Heaven. Zapewniał się, że wytłumaczy wszystko przyjaciółce później, jak tylko zostaną sami. Mógłby właściwie i w tym momencie pociągnąć ją za rękę i, nawet bez słów wyjaśnień, wyjść z tego cholernego domku, jak najdalej od tej żmijki. Ale coś go blokowało, coś go trzymało w miejscu. Czy był to wpływ tajemniczego ducha, który czaił się już nad jego ramieniem? - Jeszcze pytasz? - odparł oschle, choć w gruncie rzeczy zrobiło mu się... głupio. Zwyczajnie głupio. Tak, posądzał ją o to, ale teraz wiedział, że nie blefowała i w rzeczywistości nie miała sobie nic do zarzucenia. W tej kwestii, rzecz jasna. A potem rzuciła swoje wyzwanie i... mogła teraz śmiało przyznać sobie punkt w starciu z nim. Zawiesił się na dłuższą chwilę, patrząc na nią lodowatym wzrokiem. Mimowolnie ściągnął wszystkie mięśnie szczęki, uwydatniając jeszcze bardziej swoje kości policzkowe. Czuł charakterystyczną falę ciepła, która odurzała jego umysł i ani trochę nie była przyjemna. To, że sama się napiła nie zrobiło na nim żadnego wrażenia. Za bardzo był skupiony na sobie i swoich emocjach. Blefować? Nie przyjmować butelki? Czy napić się, zgodnie z prawdą, dając jej tym samym satysfakcję? Wahał się. I zdawał sobie świetnie sprawę, że ona to widzi. Widzi jego rozdarcie. Aż w końcu sięgnął po butelkę i, nie odwracając wzroku od jej zielonych tęczówek, upił sowity łyk whisky. Tak, to wyznanie tyczyło się jej osoby. Czy byłaby tym zaskoczona? - Nigdy nie byłem z kimś z litości. - liczył na konkretną odpowiedź? Chciał się dobić jeszcze bardziej? Sam nie wiedział, dlaczego w ogóle nakierował tę grę na takie tory. Być może przyczyny należało szukać już w alkoholu. Sytuacja stawała się tak napięta, że za kilka chwil będą mogli kroić mieczem powietrze wokół nich. Integracja pełną gębą...
Pokręciła głową. Trudno było powiedzieć, żeby miał o niej za niskie mniemanie - byłaby zdolna o zdrady i doskonale o tym wiedziała. Na ogół jednak po prostu nie zwodziła kogoś w taki sposób, jeśli chciała jednocześnie zbliżyć się do wielu osób, nie wchodziła w związek. Nie miała ich zresztą zbyt dużo, a kiedy już się przytrafiły, była w nie faktycznie zaangażowana. Pewnie dlatego tak szybko się rozpadały, prędzej czy później jej zaangażowanie i temperament tworzyły mieszankę wybuchową, której nikt normalny nie mógł znieść. Ani Leonel, ani Bruno, z Pazu historia już była trochę inna. Tak czy inaczej w ostatnim czasie doszła do wniosku, że może nigdy nie powinna była angażować się w związki damsko-męskie. To chyba nie było dla niej, dziewczyny mimo wszystko traktowała inaczej i dostrzegła to bardzo szybko. Uśmiechnęła się, bo chociaż mogło chodzić o kogokolwiek, jego niepewność zdecydowanie sugerowała, o kogo chodziło. Nie musiała się nawet dwa razy zastanawiać. - O proszę. Z kim? - nie musiał odpowiadać, ale od wścibskiego pytania nie mogła się powstrzymać. Zaśmiała się na jego kolejne stwierdzenie. Nie widziała jeszcze, żeby ktoś tak skutecznie próbował dobić samego siebie w tej grze - raczej celowało się w przeciwnika. A tutaj, chociaż stwierdzenia niby dotyczyły Heaven, to przyznanie się do nich postawiłoby w niekomfortowej sytuacji gryfona. - Nie ujawniałeś się z tym masochizmem jak byliśmy razem - pokręciła głową i sięgnęła po butelkę, jakby chciała upić z niej łyka, ale w ostatniej chwili odsunęła ją od ust. Chciała go tylko trochę zestresować. - Nie martw się, nie jestem taka litościwa. Tyle powinieneś wiedzieć - zauważyła, bo czego jak czego, ale takich skłonności nie dało jej się zarzucić. - Dobra... nigdy nie zerwałam z kimś listownie, albo przez wizbooka - powiedziała po chwili namysłu.
Bruno O. Tarly
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183,5
C. szczególne : mocno zarysowane kości policzkowe, baran na głowie, typowo brytyjski akcent
Cichy, przytłumiony głos rozsądku podpowiadał mu, że ta rozmowa schodzi na niewłaściwe tory i cały ten pociąg zaraz się wykolei. On jednak nie słuchał, bo przecież lepszym pomysłem było wewnętrzne wywlekanie przeszłości i rozdrapywanie starych ran. Być może to jego ostatnie porażki w sferze uczuciowej skłoniły go do stawiania takich pytań i ryzykowania własnym honorem (o ile jeszcze go posiadał)... Jedno było pewne - na moment zapomniał, że to była tylko imprezowa gra. Miał wrażenie, że tkwi zawieszony w czasoprzestrzeni wraz z Heaven, że istnieją tylko oni i cała ta konfrontacja to najważniejsza rzecz na świecie. Mylił się. I to bardzo. A przecież jeszcze przed chwilą leżał wyluzowany na skrzypiącym łóżku, wsparty głową o drewnianą ściankę i uśmiechał się przymilnie. Skąd ta zmiana, skąd dreszcze na karku, skąd kamienna mina? Powinien przepracować to u dobrego psychologa. - Ta gra nie przewiduje dodatkowych pytań, mylę się? - wycedził, pocierając nerwowo swój nadgarstek. Po co pytała? Właściwie na co dzień niewiele o niej myślał. Dlatego nie pojmował tych wszystkich symptomów, tych efektów ubocznych swojego organizmu, gdy tylko pojawiała się w pobliżu. Już dawno powinien mieć wyjebane. Przecież po nim byli inni, inne. Były poważne związki, na pewno bardziej niż ten, gdy oni byli jeszcze małolatami. Dlaczego więc nie mógł teraz odpuścić i przestać reagować tak emocjonalnie? - Racja. Pamięć mnie zawodzi. - odparł, siląc się na spokojny, obojętny ton. Przed nią mógł udawać (lub próbować), ale przed sobą nie mógł ukryć, że faktycznie odczuł ulgę, gdy ostatecznie się nie napiła. Nadal czuł się żałośnie, tym bardziej, gdy zdał sobie sprawę, że droczyła się z nim, co jasno mówiło, że widzi jego rozedrganie. Kolejne wyzwanie pozwoliło mu na chwilę odsapnąć i oczyścić umysł. Nie musiał pić, choć wyjątkowo miał ochotę. Może dzięki temu łatwiej byłoby mu się odprężyć? - Nigdy nie... - zamyślił się. Tym razem nie chciał kopać dołków pod swoimi stopami. Czy chciał dokopać Heaven? Nie był mściwy, nie na tyle, żeby zagęszczać atmosferę jeszcze bardziej. Powinien rzucić teraz jakimś neutralnym, luźnym tekstem. Nic sensownego nie przychodziło mu jednak do głowy... poza jedną myślą. Lecz czy była taka sensowna? Szczera, to na pewno. I jakaś jego część bardzo chciała wypowiedzieć to na głos, wreszcie się od tego uwolnić i może... sprawić, że jego oschłość zostanie odrobinę wybielona? - Nigdy nie żałowałem swoich związków.
Domyślała się, że nie odpowie, ale żal było nie spróbować. Obserwowała go uważnie, widząc, że nie czuje się w tej grze tak pewnie jak by chciał. Żadne z jego pytań póki co jeszcze jej nie podkopało i z tego co widziała, mieli do tego daleką drogę - na razie wolał kierować ciosy w samego siebie. A ona nie zamierzała mu w tym przeszkadzać. Pytanie, które zadał było trudno i nie przyjęła go bez wahania. Szkoda tylko, że nie wiedziała, że wcale nie zastanawiała się nad nim. Związek z Bruno, chociaż zakończony głośno i dobitnie, jak zresztą każda jej relacja, nie był okresem, który wspominała źle, a na pewno nie takim, którego żałowała. Bawili się naprawdę nieźle, a trochę emocji na koniec tylko to ubarwiło. Heaven nie bała się pełnych wzajemnej niechęci relacji, wręcz przeciwnie, pewną dawkę uważała za zdrową i ciekawą. Były jednak relacje, których chyba wolałaby nigdy nie przeżyć, nawet, jeśli były intensywne i wyjątkowe kiedy trwały, to ich toksyczność nie była tego warta. Tak było z Pazuzu. Jej pierwsza miłość, pierwsza poważna relacja, pierwsze pełne pasji oddanie, które do teraz odbijało jej się czkawką. W końcu upiła łyka alkoholu i spojrzała na niego, zastanawiając się, czy uświadomić mu, że nie myśli w tej chwili o ich związku. Bawiła się butelką w dłoniach, zastanawiając się, czy stać ją na ten bądź co bądź miły gest w stosunku do swojego byłego. W końcu sam ją uświadomił, że nie był najgorszym wspomnieniem. - Nie tego - przewróciła tylko oczami i skupiła się na tym, czego ona jeszcze chce się dowiedzieć. Swoje ego już podbudowała, jego ewidentnie podkopała, a w zasadzie on zajął się tym sam. Co mogła tu jeszcze ugrać? - Wróćmy do listów i wizbooka. Nigdy nie wysyłałam nikomu swoich nagich zdjęć - zostawiła butelkę w spokoju, bo tego faktycznie nigdy nie robiła i spojrzała na niego wyczekująco. Mogli się pobawić i napić, albo dalej rozdrapywać rany. Widać było kto chce iść w którą stronę.
Bruno O. Tarly
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183,5
C. szczególne : mocno zarysowane kości policzkowe, baran na głowie, typowo brytyjski akcent
Dawno nie odczuwał takiej mieszanki uczuć. A wlewanie w siebie whisky na pewno nie pomagało. Powinien więc przestać, wyjść z pokoju wraz z Freą i zostawić Heaven samą. A jednak nie ruszał się z miejsca, jednak nie oponował i brnął w tę głupią grę dalej. Zupełnie jakby uwodził go sam diabeł. Tylko od kiedy to władca piekieł pcha ku... niebu? Obserwował butelkę niczym pies pasterski stado owiec. Zielone tęczówki intensywnie wpatrywały się w kołyszący menisk whisky, a on sam próbował uspokoić myśli, które wędrowały po niebezpiecznych rejonach jego mózgu. Choć ten związek zakończył się już dawno temu i oboje byli wtedy właściwie dzieciakami, to jednak nie umiał wyrzucić go z pamięci. Była pierwszą dziewczyną, w której zadurzył się tak... na poważnie. Zupełnie zapomniał o tym, że powinien poświęcać więcej uwagi Frei, że teraz zachowuje się względem niej niekulturalnie. Ale był zbyt roztrzęsiony, wybity z równowagi. Choć mięśnie twarzy miał ściągnięte i minę obojętną, to w środku cały dygotał. Napije się? Napiła. Nosz kurwa, napiła się! Przełknął głośno ślinę, jednocześnie prostując plecy i patrząc beznamiętnie na bliżej nieokreślony punkt, gdzieś w ścianę za jej plecami. A potem usłyszał krótkie wyjaśnienie, którego się nie spodziewał. Właściwie... nie spodziewał nie tyle samego wyjaśnienia, co i powodu upicia whisky. Wow. - Nie wysyłam nikomu swoich nagich zdjęć. - parsknął, szczerze rozbawiony tym oryginalnym pytaniem. Emocje zaczynały z niego opadać, a w głowie szumiało już od wypitych procentów. Westchnął głęboko, zastanawiając się nad tym, czy myśleć nad kolejnymi sekretami, czy może już zakończyć tę grę. - Ech, nie wiem... - wstał nagle z łóżka, przeciągnął się, strzelając palcami i podszedł do ściany, na której znajdowały się drzwi wyjściowe. A potem skrzyżował ramiona i wsparł się jednym barkiem o ową ścianę. Spojrzał porozumiewawczo na swoją przyjaciółkę, jak gdyby chcąc przekazać jej coś niewerbalnie. Chwilę później spojrzał na Heaven i uśmiechnął się dziwnie, ledwie unosząc kąciki ust - Nigdy nie sponiewierałem się w kasynie. - zrobił krótką pauzę, jednocześnie odbijając się od ściany - Czas to zmienić. - dodał, łapiąc za klamkę. Zamierzał po prostu wyjść i rzeczywiście zrobić coś, co pozwoliłoby mu na chwilę zapomnieć o tej niezręcznej grze. Jak na jeden dzień - wystarczająco już nacieszył się swoją byłą. A to jeszcze nie koniec...