Kiedyś była to jedna z prostszych, mugolskich karuzeli, która wprawiona w ruch, unosiła w górę huśtawki na długich łańcuchach, które wirowały dookoła niej. Wszystko jednak zmieniło się, gdy atrakcja ta trafiła w czarodziejskie ręce. Zamiast huśtawek pojawiły się miotły, a w chwili, w której karuzela zostaje uruchomiona, te wznoszą się coraz dalej i dalej, oddalając się od jej środka. W pewnym momencie trzymające ją łańcuchy puszczają i w tym zdajesz sobie sprawę z tego, że sam musisz kierować miotłą. Co więcej, w słupie podtrzymującym konstrukcję otwierają się przesłony, a ty masz okazję coś z nich wydobyć. Musisz jednak uważać, bo dookoła ciebie wciąż latają łańcuchy oraz inni czarodzieje.
Wygrana
Literowy chaos:
A to dopiero pech! Właściwie dopiero wszystko się zaczyna, kiedy ty nieoczekiwanie zostajesz zrzucony z miotły. Rzuć kością k6, żeby przekonać się, czy coś ci się stanie! Parzyste: spadasz na ziemię i łamiesz sobie rękę; nieparzyste: w ostatniej chwili obsługa wyczarowuje dla ciebie miękkie lądowanie, masz szczęście. B świetnie ci idzie, doskonale manewrujesz pomiędzy łańcuchami i innymi czarodziejami, ale niestety - nie udaje ci się dotrzeć do głównych nagród. W formie pocieszenia - trafia do ciebie kalendarzyk - zgłoś się po niego w odpowiednim temacie. C udaje ci się prawie dosięgnąć nagrody, która kryje się za jedną z przegród, ale ktoś cię ubiega. Próbujesz więc złapać pierwszą rzecz, jaką widzisz i okazuje się, że ten lot kończysz z torbą pełną słodyczy! D jesteś chyba najgorszy w tę zabawę. Pewnie właśnie dlatego na koniec przejażdżki obsługa wręcza ci kupon na kolejną, darmową atrakcję - zyskujesz możliwość przerzutu dowolnej kostki, na dowolnej atrakcji w Wesołym Miasteczku (1 raz). E w ostatniej chwili wymijasz pędzący w twoją stronę łańcuch. Niewiele brakowało, a dostałbyś nim prosto w twarz. Niestety, wykonując ten niebezpieczny zwrot, tracisz 10 galeonów - przepadły bez wieści gdzieś w dole - zgłoś utratę w odpowiednim temacie. F nie dzieje się nic wielkiego, a może po prostu ta atrakcja nie jest dla ciebie zbyt porywająca? Latasz i latasz, ale nie jesteś w stanie zrobić nic więcej. Trudno. G łańcuch przy twojej miotle z jakiegoś powodu nie puszcza i po prostu kręcisz się jak szalony dookoła karuzeli. Robi ci się niedobrze. H masz niesamowity fart! Lecisz pomiędzy wszystkimi łańcuchami, nikt ci nie zagradza drogi i nim się orientujesz, zdobywasz jedną z głównych nagród - w twoje ręce jakby nigdy nic wpada para rękawic sportowych z cielęcej skórki (+1 GM) - zgłoś się po nie w odpowiednim temacie. I ale pech! Jeden z łańcuchów trafia cię w nogę i zostawia na niej bolesnego siniaka. Więcej cierpienia, niż przyjemności z takiej atrakcji. J coś się błyszczy pod jedną z przegród i masz wrażenie, że to złoty znicz. Kiedy jednak udaje ci się tam zbliżyć, okazuje się, że masz przed sobą kryształową kulę (+1 do wróżbiarstwa - zgłoś się po nią w odpowiednim temacie.
Joshua Walsh
Wiek : 37
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : runa algiz za lewym uchem, obrączka z bladoróżowej muszli, bransoletki na lewym nadgarstku
- Robert, mówiłem ci, młodzi mają innych towarzyszy niż starego profesora - śmiał się, idąc powoli w kierunku Wesołego Miasteczka, rozmawiając z marudzącym duchem, któremu znudziło się już jego towarzystwo. W końcu postanowił iść z nim się pobawić, ale nie wyobrażał sobie porywać jeszcze jakiegoś ucznia. Niestety duch miał na to inne plany, co po chwili zobaczył Josh, gdy Robert pomknął do pierwszej napotkanej osoby. - Idziesz z nami do Wesołego Miasteczka, czy boisz się tego, co może się tam wydarzyć? Karuzela z miotłami, Diabelski Młyn… - zaczął duch marudzić okrążając dziewczynę w czasie, gdy Josh powoli do nich podchodził, wyraźnie poirytowany zachowaniem srebrzystego dzieciaka. Widział ten kpiarski uśmiech na tego twarzy, nieomal rzucające wyzwanie i błagał w myślach, żeby to była przynajmniej jakąś znajoma uczennica, bądź studentka. Ku jego zadowoleniu okazało się, że trafił na Strauss. Szczęście w nieszczęściu. - Wybacz jego zachowanie, ale uparł się, żeby iść z kimś bliższym mu wiekiem, niż ja. Jeśli masz inne plany to w porządku, a jak nie… Co powiesz na wspólne sprawdzenie tej całej karuzeli z miotłami? Zawsze możemy uznać to za trening - zaproponował dziewczynie lekkim tonem, wzruszając ramionami i wbijając dłonie w kieszenie spodni. Z racji na temperatury, nosił jedynie spodnie do kolan i koszule, tak koszule, lniane, z krótkim rękawem. Sam się dziwił, że ma koszulę dziennie na sobie, ale może był to wpływ dziennego towarzystwa Alexa i Chrisa? A może zwyczajnie w bawełnianych koszulkach naprawdę było ciepłej niż w lnianych koszulach. Tak czy owak, czekał na decyzję Strauss, a gdy tylko się zgodziła, ignorując zadowolony wyraz twarzy Roberta, ruszył dalej w stronę Wesołego Miasteczka. - To moje pierwsze wakacje ze szkołą. Zawsze tak wyglądają? - spytał zaciekawiony, ale Robert ani myślał być cicho w czasie ich wycieczki. Co i rusz pojawiał się to z boku Violi, to leciał przed nią próbując zagadać. - Nudziarz z niego, no nie? Byłaś już w Nowym Orleanie?
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Wyjątkowo Thomas miał dosyć jej towarzystwa. Chyba po raz pierwszy nie było na odwrót. Całkiem miła odmiana, prawda? Nie sądziła się jednak tego, że zamiast tego zostanie w mieście napastowana przez innego ducha, który należał do małego chłopca. Cóż... nie wiedziała skąd się przypałętał, ale już chwilę później dostrzegła Josha, który zapewne opiekował się tą małą duszyczką i obiecał mu nieco rozrywki. - Jasne. Czemu nie - odparła, wzruszając ramionami. Może i nie przepadała za dziećmi, ale propozycja takiego dosyć nagłego i improwizowanego treningu nie brzmiała znowu aż tak źle. Tym bardziej, że zdecydowanie brakowało jej latania odkąd przyjechała do Luizjany z wycieczką szkolną. Dlatego też bez większych oporów przyłączyła się do tej jakże ciekawej wycieczki do parku rozrywki. Nie zwróciła nawet przy tym większej uwagi na to, że Josh zdecydowanie zaczął się ubierać nieco inaczej niż zwykle. Choć prawdopodobnie powinna. No, ale chyba nie było to aż tak istotne. Chyba... - Cóż zawsze wymyślają coś orygi... - zaczęła, ale duch wszedł jej dosyć gwałtownie w zdanie. - Nie. To mój pierwszy raz w Ameryce. Wcześniej jakoś nie miała przyjemności, by wylądować na tym kontynencie, ale było całkiem zabawnie. Choć zbyt często jej się obrywało. Naprawdę powinna chyba zainwestować w jakieś mocne ubezpieczenie, bo wszystko wydawało się sprzysięgać przeciwko niej. Miała tylko nadzieję, że na karuzeli będzie nieco inaczej. - To co? Wskakujemy? - spytała, gdy tylko znaleźli się przed obiektem.
Joshua Walsh
Wiek : 37
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : runa algiz za lewym uchem, obrączka z bladoróżowej muszli, bransoletki na lewym nadgarstku
Uśmiechnął się do dziewczyny z wdzięcznością. Nie miał ochoty szukać kogoś młodszego od siebie o więcej niż dwa lata tylko po to, żeby duch był zadowolony. Szczegolnie teraz, gdy postanowił pokazać się innym. Upierdliwy dzieciak, a do tego bezczelny. Szczęśliwie Viola zgodziła się im potowarzyszyć, a skoro jedna karuzela ma miotły, dlaczego nie mieliby ich wykorzystać do niby treningu? - Musisz jeszcze wiele zobaczyć, ale Wesole Miasteczko jest najlepsze! Ten nudziarz woli się trzymać tego drugiego że swojego pokoju, zamiast iść ze mną, choć raz byli na strzelnicy. Byłaś tam? Musisz iść - Robert mówił nieustannie, nie zważając na zirytowane spojrzenie, jakie posłał mu Josh. Dlaczego duchy musiały być takimi plotkarzami? Sam zerknął na moment na Violę, zastanawiając się nad innymi wyjazdami szkolnymi. Słyszał, że poprzednie były na pustyni. To musiało być niesamowite przeżycie. Teraz Nowy Orlean i duchy… Można gdzieś wymienić swojego? - Powiedz jeszcze jak szczur. Nie miał szoku pourazowego po podróży przy pomocy sowy? Nie miałem jak go osobiście dostarczyć - spytał jeszcze z lekkim śmiechem, przeciągając dłonią po karku, zanim dotarli przed karuzelę. Zazwyczaj starał się nie przesyłać zwierząt listownie, podejrzewając, że nie mają zbyt przyjemnej podróży. Jednak, jakkolwiek szczur nie byłby wtedy przerażony, teraz nie mógł już tego zmienić, pozostało więc skorzystać z atrakcji. - Potrafisz latać na miotle? Na pewno lepiej niż ten staruch - Robert ponownie wyskoczył przed Violą, po czym sam poszybował na jedną z mioteł. - No, to wiemy, kto najbardziej chce się przelecieć - zaśmiał się cicho, po czym skinął lekko głową na znak, że mogą wskakiwać. Wybrał sobie pierwszą lepszą miotłę, która nie wyglądała, jakby miała za chwilę złamać się pod jego ciężarem.
______________________
Peace in your gardens and light from your eyes
No one can hold me the way you do
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Szczerze powiedziawszy nie pamiętała kiedy ostatnio była w wesołym miasteczku, ale nie miała nic przeciwko temu, by udać tam się z Joshem. Tym bardziej, że chyba dzięki temu wyświadczała mu sporą przysługę. Inaczej duch mógłby go zamęczyć. Słysząc wzmiankę o nudziarzu uniosła jedynie brew i uśmiechnęła się znacząco, spoglądając na Walsha. Czyżby chodziło o O'Connora? Pewnie tak. Chwilowo jednak nie poruszała tego tematu, bo zdecydowanie nie potrzebowała teraz żadnych dysput na temat życia prywatnego. Zamiast tego o wiele lepiej było się skupić na pozostałych pytaniach małego ducha. - Nie, ale może tam pójdę. Zobaczymy - odpowiedziała, gdy tylko ten zaczął ją zagadywać na temat strzelnicy. Gorzej tylko, że Josh spytał ją o stan szczura, a ten... cóż mógł mieć pewne traumy i objawy PTSD, które nawet niekoniecznie związane były z lotem sową do Hogwartu. W końcu zapewne przez praktykowanie czarnomagicznych zaklęć musiało na nim zostawić jakieś skrzywienie psychiczne. - Chyba ma się całkiem dobrze. Staram się o niego dbać - powiedziała w końcu, starając się jakoś zbyć ten temat i zamiast tego skupiła się na duchu. - Umiem. Josh mnie między innymi uczył. Sama chwyciła jedną z mioteł, czując, że to zdecydowanie nie jest rasowy Nimbus, ale powinna jakoś dać na tym radę. Wsiadła na ten cud techniki i poczuła jak karuzela zaczyna powoli krążyć, a łańcuchy wirują wokół, odrywając ich od ziemi. Wszystko po to, by finalnie uwolnić trzymane miotły i pozwolić im na swobodny lot.
Joshua Walsh
Wiek : 37
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : runa algiz za lewym uchem, obrączka z bladoróżowej muszli, bransoletki na lewym nadgarstku
Dostrzegł jej sugestywny uśmiech i aż sam uniósł brwi w zdziwieniu. Czy ona właśnie sugerowała…? - Mam domek z Voralbergiem i O'Connorem - rzucił tylko, odwracając spojrzenie od dziewczyny, ale nieznaczny uśmiech i tak wkradł się na jego twarz. Nie mógł nic poradzić na to, że właściwie od razu myślami odpłynął, jednocześnie poprawiając bransoletki na nadgarstku, już trzy. Mimowolnie zaczął bawić się zwisającym przy jednej memortkiem. - Strzelnica faktycznie fajna, dużo nagród, łatwo się trafia, nie jest droga - zachęcił dodatkowo, wzruszając lekko ramieniem. Jemu udało się zdobyć jeszcze fiolkę Felix Felicis, którą było ciężko tak po prostu kupić, więc cieszył się. Kiedy już wyda parapetówkę, będzie mógł dodać odrobinę do potraw, albo ciasta. Kiedy docierali do karuzeli zastanawiał się, czy duchy muszą być tak bardzo irytujące, ale nie mówił tego głośno. Cieszył się, że Viola zgodziła się iść i wybawiła go od kolejnego marudzenia Roberta. Może duch zostawi go już w spokoju i przyczepi się Krukonki? Szkoda tylko, że musiał jeszcze próbować mu dokuczać. - Ten staruch grał zawodowo - mruknął jeszcze w stronę ducha, kiedy wsiadali na miotły, uśmiechając się lekko do Violi. Dość dziwnie czuł się, kiedy łańcuch sterował miotłą, na której siedział, ale nie mógł narzekać. Czarodziejska wersja mugolskiej atrakcji… Później łańcuch puścił i mógł lecieć. Powoli wyłączał się z myślenia o tym, co się dzieje, żeby z uśmiechem na twarzy unikać łańcuchów i innych czarodziejów. Nawet nie zwrócił uwagi, że otwarły się jakieś klapy i można było zyskać nagrody dodatkowe poza przyjemnością latania. - Dlaczego nie ma takiego miasteczka u nas? - spytał ze śmiechem dziewczynę, gdy wymijał ją przy kolejnym okrążeniu. Najchętniej zamknąłby oczy, ciesząc się lotem, ale wtedy najpewniej dostałby łańcuchem w twarz. Nawet Robert przysiadł za nim na miotle i wydawał się zadowolony.
______________________
Peace in your gardens and light from your eyes
No one can hold me the way you do
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Wyglądało na to, że Josh dostał naprawdę ciekawą ekipę do swojego domku. Taką, która jakoś próbowała zrównoważyć poziom energii posiadanej przez Walsha. Zdecydowanie był on najbardziej ruchliwym śmieszkiem spośród całej tej trójki, w której przeważali stoicy. - Może tam zerknę. Chociaż chwilowo jestem nieco zajęta. Słyszałeś historie o Marie Laveau? To miejscowa legenda - tak, bo aktualnie była pochłonięta zbieraniem informacji o Królowej Voodoo oraz szlajaniem się po podejrzanych częściach mokradeł. Chociaż może i na strzelnicę kiedyś zajrzy. - Mam nadzieję, że pan były-zawodowiec kiedyś wpadnie na jakiś mecz Srok - stwierdziła jeszcze, spoglądając ukradkiem na Josha. Oczywiście nie musiał tego robić, bo wyrywanie się z Hogwartu na jeden mecz Quidditcha mogło być uciążliwe tym bardziej, że nigdy nie było wiadomo jak długo on może trwać, ale mimo wszystko liczyła na to, że kiedyś Josh zdecyduje się na to, by zobaczyć ją w akcji. Może przy okazji mógłby dać jej jakieś wskazówki? Przynajmniej na to liczyła. Faktycznie bycie pozbawionym opcji sterowania miotłą było całkiem dziwne. Zwłaszcza jeśli ktoś do tego przywykł. Potem jednak wcale nie było o wiele lepiej ze względu na to, że miotła była o wiele mniej zwrotna i nie posiadała szybkości modeli sportowych. - Nie wiem! - odpowiedziała, spoglądając w kierunku Walsha. Dopiero wtedy z pewnym opóźnieniem dostrzegła zbliżający się do niej łańcuch, który groził jej uderzeniem prosto w twarz. Krukonka automatycznie skręciła miotłę, ale jako że ta stawiała przy tym mały opór to musiała jeszcze się odchylić na trzonku, by uniknąć kolizji. Nawet nie spostrzegła jak w tym całym szale z jej kieszeni wypadło 10 galeonów, które zachowała w spodenkach, by kupić sobie jakiś uliczny przysmak w razie głodu. Ups...
Joshua Walsh
Wiek : 37
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : runa algiz za lewym uchem, obrączka z bladoróżowej muszli, bransoletki na lewym nadgarstku
Nie narzekał na towarzystwo w domku, bo naprawdę wszystkich lubił i co ważniejsze, w jakiś sposób się dogadywali. Przynajmniej on i Alex, co z pewnością dla niektórych mogło być zaskakującym odkryciem. Z Élé nie miał okazji tyle czasu spędzić, a z Chrisem sprawa byłą bardziej skomplikowana. Inna sprawa, że mimo wszystko uważał, że dokonują mniejszych, bądź większych postępów w miarę upływu czasu w Luizjanie. - Kolejna? Dlaczego interesuje was Leveau, a nie coś, co może daj frajdę? - Robert marudził, a Josh śmiał się pod nosem. - Mogłabyś podpytać Alexa, bo też był tym zainteresowany. A przynajmniej bardziej, niż ja, bo sam chętniej posłuchałbym wskazówek jak przygotować tutejsze potrawy w Anglii - odpowiedział zgodnie z prawdą. Nie bardzo interesowały go legendy o Królowej Voodoo, ale Kruczy Ojciec interesował się tym od samego przyjazdu. Aż zaciekawił go ten temat - jak wiele zaklęciarz już odkrył, znalazł, czy może dotarł do wiadomości, że amulet jest tylko bujdą. Właściwie nie zdziwiłby się, gdyby tak właśnie było. Uśmiechnął się szeroko, przekrzywiając nieco głowę, gdy usłyszał jaką nadzieję żywi dziewczyna. - Obowiązkowo i to nie na jeden - odparł, nie wyobrażając sobie innej możliwości. Skoro dwójka studentów, których miał przyjemność uczyć, dołączyła do drużyny, zamierzał być na ich meczach, aby obserwować ich rozwój. Żeby móc zmyć im głowy, jeśli będą popełniać podstawowe błędy, które zdarzają się każdemu w chwilach stresu. Wierzył w nich, ale wiedział, że mecz szkolny ma sie nijak do meszu na szczeblu krajowym. Zdecydowanie jednak zamierzał wyrwać się z Hogwartu na ich mecz. Musiał, inaczej nie wybaczyłby sobie sam. Śmiał sie jak dziecko, latając między kolejnymi łańcuchami, które sprawnie unikał, choć miotle daleko było do sportowej. A może inaczej, może po prostu przestała być już na tyle zwrotna? Dostrzegał, że niektórzy rzucają się za jakimiś dodatkowymi uciechami, ale on sam po prostu leciał i pozwalał myślom płynąć. Być może ktoś inny zdążyłby się znudzić takim zwykłym lataniem, ale jemu to nawet odpowiadało. Nie musiał się niczym przejmować. Ciekaw był, czy Chris też lata na miotle. Właściwie o to go nie pytał, bojąc się chyba odpowiedzi. Póki co uważał, że mężczyzna spełnia warunki obietnicy, jaką złożył babci, ale jeśli nie latałby, to jeden z warunków nie byłby spełniony. Co wtedy? - Te miotły same lądują, czy my mamy to zrobić? - spytał Violę przy kolejnej okazji, gdy znów się mijali. Odszukał spojrzeniem Roberta, który leciał z jakimś obcym czarodziejem, bardzo wyraźnie będąc pasażerem na gapę.
______________________
Peace in your gardens and light from your eyes
No one can hold me the way you do
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
W sumie chyba faktycznie w te wakacje trafiały się jakieś naprawdę zgrane i udane ekipy mieszkaniowe. Chociaż ona chyba nigdy nie mogła narzekać na to kto jej się trafia na składzie. Ekipa była naprawdę zgrana, a sam wyjazd również mogła zaliczać do udanych. Zerknęła jeszcze na ducha, który się przypałętał do Josha i najwyraźniej miał coś przeciwko temu, że ludzie interesowali się sprawą Laveau. Jak dla niej to wszystko było naprawdę interesujące i ekscytujące. Nie sądziła, że dziecko będzie tak krytycznie nastawione do takich tematów. - Ponieważ... - zaczęła tajemniczo po czym wydała z siebie dosyć długą serię skrzekliwych odgłosów, które w rzeczywistości były całkiem składnym i sensownym ciągiem słów w języku trytońskim. Sama nie wiedziała nawet skąd wzięła się u niej ta wybitna wiedza i znajomość tej morskiej mowy, ale postanowiła z niej skorzystać. Tym bardziej, że to mogła być idealna okazja do tego, by podrażnić się z uporczywym duchem. - Myślę, że profesor Voralberg ma mnie dosyć po ostatnim roku szkolnym. Dam mu chyba spokój do września - stwierdziła, nie chcąc poruszać jednak pewnych zagadnień z Alexandrem. Na taką właśnie odpowiedź liczyła. Naprawdę chciała, by Josh zobaczył choćby jeden profesjonalny mecz w ich wykonaniu. Był jedną z niewielu osób, których opinii ufała. W tym przypadku może nawet bardziej niż w to, co mówiła jej własna matka, bo zawsze uważała, że ta w jakimś stopniu będzie do tego podchodziła bardziej emocjonalnie i nie będzie potrafiła zachować odpowiedniego obiektywizmu, by powiedzieć jej niezbyt przychylne słowa krytyki. W zasadzie poza tym jednym drobnym incydentem Strauss raczej nie spotkała większych problemów z nawigowaniem miotłą i bez większych przeszkód wymijała kolejne łańcuchy choć musiała to robić z odpowiednim wyprzedzeniem, bo jednak nie siedziała na wielkim cudzie techniki. Niemniej kiedy tylko się do niej przywykło to potrafiła sprawdzać się jedynie nieco gorzej niż jej ukochany Nimbus. Może częściej powinna trenować na podobnych obiektach? Może dzięki temu nie będzie zbyt rozpieszczona najnowszą technologią i nie będzie narzekała na gorszy sprzęt jeśli tylko będzie musiała się kiedyś na niego przesiąść. - Chyba musimy wylądować sami - odpowiedziała Joshowi po czym wyminęła raz jeszcze jeden uciążliwy łańcuch. W sumie mogliby powoli już zacząć obniżać lot, bo coś czuła, że na podobnej miotle może im to nieco zająć.
Joshua Walsh
Wiek : 37
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : runa algiz za lewym uchem, obrączka z bladoróżowej muszli, bransoletki na lewym nadgarstku
Robert, jak zdążył już zauważyć Josh, był obrażonym na wszystko, co dorosłe dzieciakiem. Jego celem była zabawa, konkretnie w Wesołym Miasteczku. Obracanie się w towarzystwie młodych i Walsh naprawdę nie rozumiał, dlaczego w takim razie przyczepił się do niego. Przyglądał się z zaciekawieniem dziewczynie, gdy zaczęła udzielać odpowiedzi, żeby zaraz skrzywić się, gdy tylko przeszła w jakieś dziwne skrzeki. - Trytoński? - spytał, dla upewnienia się, nie powstrzymując lekkiego uśmiechu, gdy tylko zobaczył, jak Robert zasłania uszy i odlatuje od nich, mamrocząc cos pod nosem. Dobrze mu tak, nie trzeba było wtykać nosa w nie swoje sprawy. Inna rzecz, że teraz zaciekawił się skąd Viola zna trytoński. Była na kursie, jaki nie tak dawno był organizowany przez Swanna? Kolejne słowa dziewczyny skomentował jedynie lekkim śmiechem. No tak, zdążyła zaleźć mu za skórę, ale wierzył, że gdyby poszła do profesora po radę, udzieliłby jej. Z drugiej strony, nie wiadomo, z jakiego powodu Viola interesowała się Marie, a że zmarła wiedźma była też Królową Voodoo... Nie, lepiej było nie kontynuować tematu. Mimowolnie zaczął się zastanawiać, kiedy Sroki będą mieć pierwszy mecz i z kim mają grać. Wiedział już, że Callahan dołączył do Pustułek, więc właściwie były już dwie drużyny, których poczynania zamierzał śledzić w następnych latach. Ciekaw był także, czy będzie widać różnice w ich grze w trakcie szkolnych meczów, czy zwykłych zajęć. A jeśli któreś zacznie zadzierać nosa... Będzie sprzątać składziki do końca roku. Tak... Zdecydowanie. Nie zamierzał pozwolić na bezsensowne puszenie się przed innymi i choć w tej chwili nawet nie byłby w stanie wskazać osoby, która mogłaby tak się zachowywać, wolał mieć na uwadze, ile osób zaczyna grać w krajowych drużynach. Latał między kolejnymi łańcuchami, obserwując, jak niektórzy rzucają się na dodatkowe fanty, samemu nie próbując nawet kierować się w tamtą stronę. Wyraźnie wyczuwał różnicę między własną miotłą a tym czymś, na czym leciał. Jednak, póki mógł spokojnie wymijać przeszkody, nie widział powodow do narzekań. Inna sprawa, że zdecydowanie nie poradziłby sobie z wygraniem na tym wyścigu, bo nie była tak zwrotna, jak powinna być sportowa miotła. Szczęśliwie teraz po prostu się relaksował. Przymknąl ponownie oczy na chwilę, gdy miał pewność, że nic w niego nie uderzy, ale zaraz otwarł je szeroko, kiedy usłyszał, że jednak oni mają wylądować. Ciekawe czy miotły mają jakiś ogranicznik, czy mogą polecieć na nich do domków... - To ja zaczynam lądować - rzucił do Krukonki i rzeczywiście powoli zaczął opadać, nie przerywając lotu wokół karuzeli.
______________________
Peace in your gardens and light from your eyes
No one can hold me the way you do
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Wyglądało na to, że udało jej się uprzykrzyć nieco życie (?) duchowi, któremu zdecydowanie nie spodobało się to, że Strauss postanowiła zwrócić się do niego po trytońsku. Musiała przyznać, że faktycznie w dialekcie powierzchniowym nie brzmiał on zbyt przyjemnie. - Yeah. Odkrywam uroki tego języka. Może nawet zacznę śpiewać piosenki Nightfish po trytońsku - żeby udowodnić swoją rację nawet spróbowała raczej wypowiedzieć niż zaśpiewać fragment jednego z utworów. Choć zamiast poetyckich i naprawdę dobrze brzmiących wersów po raz kolejny z jej gardła wydobyła się jedynie seria głośnych pisków i skrzeków, które zapewne zamiast wprawić w zachwyt mogły zranić uszy. Sama jednak bawiła się przednio, mogąc swobodnie posługiwać się trytońskim, w którym nagle odnalazła jakąś biegłość, o którą nawet by się nie podejrzewała. Patrząc na to ilu uczniów w tym roku zdecydowało się na zawodowstwo to Josh mógł być naprawdę z siebie dumny. Chociaż zapewne myśleli o tym już od dłuższego czasu i spotkanie Walsha nie miało większego wpływu na ich decyzję, ale z pewnością mężczyzna bardzo dobrze ich wytrenował i dbał o formę w czasie roku szkolnego. Może latanie na tym sprzęcie nie było takie złe, ale Strauss mimo wszystko wolałaby siedzieć teraz na własnej miotle i to na niej wykonywać wszelkie manewry. Chyba jednak nie będzie mogła się łatwo przestawić na gorsze modele po tym jak od dłuższego czasu śmigała wyłącznie na najnowszym Nimbusie. Przytaknęła jednak na słowa Josha i sama również zaczęła zniżać swój lot, nie chcąc ryzykować zbyt gwałtownym manewrem, który mógłby się nie powieść lub skończyć naprawdę marnie.
Joshua Walsh
Wiek : 37
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : runa algiz za lewym uchem, obrączka z bladoróżowej muszli, bransoletki na lewym nadgarstku
Nie brzmiał dość przyjemnie? On w żadnym stopniu nie brzmiał, ale tego Josh nawet w myślach wolał nie mówić. Co zabawne, nie wiedział, że i Chris był na kursie. Nie zmieniłoby to jego poglądu na ten jakże dziwny język, o ile można tak było nazywać serię skrzeków i bulgotów, ale miałby dodatkowy powód do śmiania się w obecności gajowego, który i tak wydawał się rozmawiać z każdą rośliną. Będzie trzeba to kiedyś sprawdzić. Póki co był pewny, że trytoński działa odstraszająco na duchy marudnych nastolatków. - Gdy zdecydujesz się zmienić ścieżkę kariery na muzyczną, daj znać. Postaram się nie zemdleć na koncercie z wrażenia - zaśmiał się, nie potrafiąc sobie jednak wyobrazić dziewczyny z mikrofonem, śpiewającą na scenie. Może miała podobne hobby, ale... Nie. Nie potrafił patrzeć na nią, jak na wschodzącą gwiazdę muzyczną. Był dumny z tego, że powoli zasilają szeregi zawodowych drużyn. Nie łudził się, że większość jest jego sprawką, ale cieszył się, że dołożył swoją cegiełkę do tego. Tym bardziej chciał dać z siebie wszystko w trakcie następnych lat. Jednocześnie powoli pojawiał się w jego głowie strach, że zaczną się powtarzać zajęcia, a tego chciał uniknąć. Nie miał ochoty bawić się w jakieś "a teraz pięćdziesiąt okrążeń boiska". To byłby jego kres jako profesora, a że mimo wszystko praca mu się podobała, czy raczej zaczynała się podobać z każdym kolejnym miesiącem, nie zamierzał z niej tak łatwo rezygnować. W końcu nadszedł moment, gdy trzeba było powoli ładować, aby dać następnym zabawić się na karuzeli. Nie było źle, ale nie był pewny, czy zwyczajnie jest za stary, czy naprawdę bawiłby się lepiej, gdyby dodali tam coś więcej. Takie latanie w koło… Cóż, mógł to robić na treningach. - Naprawdę dziękuję, że zgodziłaś się z nami iść. Robert nie dałby mi spokoju, albo namówiłby na wyjście kogoś, z kim nawet nie byłoby jak polatać - podziękował dziewczynie raz jeszcze, gdy oddali już miotły. - Muszę zobaczyć, czy u nas nie ma podobnej zabawy - dodał jeszcze, uśmiechając się szeroko. Gestem dał znać, że on sam ma ochotę już wracać w stronę domków. Wydawało mu się, że duch będzie zadowolony i na jakiś czas pozwoli mu iść tam, gdzie sam chciał, a planował wyjść między mugoli na luizjańskie gumbo.
______________________
Peace in your gardens and light from your eyes
No one can hold me the way you do
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Cóż była i taka opinia. W każdym razie skoro znała już niemiecki to co stało na przeszkodzie, by nauczyła się jeszcze kolejnego zjebanego języka, który nikomu się kompletnie nie podobał. Przynajmniej mogła teraz bezkarnie katować czyjeś uszy i chyba katować duchy. - Och Josh, ty zawsze mnie wspierasz - zauważyła z szerokim uśmiechem po czym dodała jeszcze szybko po trytońsku dziękuję, które raczej brzmiało jakby właśnie zbierało jej się na wymioty. Oto całe piękno tego języka, które odkrywała na nowo i coraz bardziej w całej swojej chwale. Naprawdę nie podejrzewała samej siebie o tak dobrą jego znajomość i łatwość w jego używaniu. Strauss powoli zaczęła kierować swoją miotłę ku ziemi choć momentami odnosiła wrażenie jakby ta sama obniżała swój lot. Możliwe, że zostały na nią nałożone jakieś magiczne ograniczenia, które wyraźnie wskazywały na to jak długo można było się na niej znajdować w powietrzu. Było to całkiem możliwe, bo inaczej niektórzy mogliby wykorzystywać tę karuzelę do całkiem długich lotów. W końcu jednak jej stopy dotknęły ziemi, a ona sama mogła zeskoczyć z tego jakże zaawansowanego cudu techniki i spojrzeć na Josha, który raz jeszcze dziękował jej za to, że dała się tu zaciągnąć. - Nie ma za co. Chyba musiałam się nieco rozruszać - stwierdziła, a usłyszawszy jeszcze o podobnej rozrywce w Anglii jedynie skinęła głową. - Świetny pomysł. Musimy się rozejrzeć. I w zasadzie to byłoby już na tyle. Oboje stwierdzili, że najwyższa pora wrócić już do domków i dlatego ruszyli bez większej zwłoki w kierunku pensjonatu.