Pośrodku Wesołego Miasteczka znajduje się dość głęboki staw, który dawniej był chyba jednym z tych miejsc, w których zmęczeni zwiedzający mogli nieco odpocząć i nakarmić łabędzie albo kaczki. Teraz wodę pokrywa rzęsa, pływają po niej zbutwiałe deski i kilka modeli mugolskich rowerów wodnych, które zostały zaczarowane i można spokojnie z nich skorzystać - wszystkie są maksymalnie dwuoosobowe, więc jeśli jesteście tutaj w więcej osób, niestety musicie się podzielić! Uważajcie też na stary, drewniany statek, w którym kiedyś mieściła się mugolska restauracja. Łatwo na niego wpaść.
Magiczny rower wodny:
Na czym popłyniesz:
1 Łabędź okazuje się być niezbyt chętny do współpracy i kiedy tylko odbijasz od brzegu, okazuje się, że rower wodny postanawia robić to, na co ma ochotę. Zaklęcia na niego nie podziałają, możesz jedynie dopłynąć do brzegu wpław albo poczekać, aż ten sam postanowi wrócić do przystani, z której wyruszyliście. Jeśli spróbujesz dotknąć jego szyi, uważaj! Zostaniesz podziobany, a ktoś będzie musiał ci pomóc. 2 Aligator jest niesamowicie leniwy i nie bardzo chce się poruszać. Zamiera w pewnym oddaleniu od brzegu i po prostu unosi się na wodzie. Wystarczy jednak trochę zachęty, żeby postanowił płynąć dalej, trzeba tylko mieć do niego dobrą rękę. Trudno jednak nazwać tę przejażdżkę niesamowicie atrakcyjną. 3 Kaczka jest zdecydowanie porywista i masz wrażenie, że jeszcze chwila i po prostu poderwie się do lotu. Pływa bardzo szybko, ale często wykonuje nie do końca kontrolowane skręty, dość prędko jesteś zatem ochlapany tą niezbyt pięknie pachnącą wodą. 4 Ryba przedstawia się mało atrakcyjnie i można odnieść wrażenie, że cały czas zapada się pod wodę, ale porusza się całkiem sprawnie, oddalając się od tłumów. Chciałeś trochę samotności i intymności? Teraz na pewno ją masz, bo nie ma szans, żebyś zbliżył się do pozostałych osób pływających po jeziorze. Uwaga: ryba nie zbliży się w ogóle do drewnianego statku. 5 Żółw wydawał się początkowo bardzo ociężały, ciężko odbijał od brzegu, ale kiedy tylko znalazł się nieco dalej, okazało się, że pływa szybko i łatwo nim sterować. Jeśli chcesz spłatać psikusa innym osobom pływającym po jeziorze, masz ku temu świetną okazję, bo podpłyniesz do nich szybko i równie szybko znikniesz. 6 Bóbr jest nieco zepsuty i ciągle odbija mocniej w lewo, w efekcie czego możesz kręcić się w kółko, oczywiście - o ile źle pójdzie. Czekają cię również przystanki, przy większości kawałków drewna, natomiast do drewnianego statku możesz dotrzeć w trymiga, uważaj, tylko żeby twój rower wodny nie zrobił zbyt wielkiej dziury w tej konstrukcji.
Jeśli postanowisz dotrzeć do drewnianego statku, musisz pamiętać, że ten jest już dość mocno zniszczony, miejscami zbutwiały i cały trzeszczy. Trudno się na niego dostać i wymaga to na pewno nie lada odwagi, więc lepiej zastanów się kilka razy, nim zdecydujesz się podjąć próbę zdobycia tego, co powinno pozostać niezdobyte. Jeśli jednak nadal jesteś pewien swojej decyzji, musisz rzucić kostką k100 na powodzenie akcji.
Drewniany statek
Co cię spotka:
1 - 65 Nie udaje ci się wejść na statek. Nic z tego, deski są zbyt zbutwiałe, można się na nich poślizgnąć, niektóre łamią się, kiedy tylko ich dotykasz. Ostatecznie kończysz zatem w wodzie/pobrudzony/z wbitymi w dłonie drzazgami i nie ma szans na to, żebyś spróbował raz jeszcze. 66 - 85 Udaje ci się wejść na statek! Nie jest to zbyt łatwe, czujesz, że wszystko się pod tobą chwieje, ale widać cię doskonale z całej okolicy. Udaje ci się nawet wciągnąć flagę na zniszczony maszt, a kiedy ostatecznie docierasz na brzeg, otrzymujesz kupon, który możesz wykorzystać na dowolnej atrakcji. (Możliwość wyboru upominku/roweru wodnego/etc. bez konieczności rzucania kostką) 86 - 100 Wchodzisz na statek i nie możesz wyjść z podziwu. Wciąż jeszcze da się po nim poruszać! Docierasz do dawnej kuchni i nie możesz uwierzyć w swoje szczęście - znajdujesz tutaj magiczny nóż samosiekający (+1 do magicznego gotowania). Możesz go zabrać ze sobą.
Musiała wybrać coś właściwego na jego urodziny, a jednocześnie wszystko wydawało jej się niezbyt odpowiednie. Mówiąc inaczej - myślała długo, mając wrażenie, że nie trafi na nic właściwego, że będzie musiała świecić przed kuzynem oczyma i zachowywać się, jakby zapomniała, jaki dziś mają dzień. Potem jednak doszła do wniosku, że wycieczka do Wesołego Miasteczka może być naprawdę ciekawa, w końcu podobno były tam przedmioty mugoli, które działały teraz napędzane magią i to było fascynujące. Dla niej bardzo. Podejrzewała zaś, że Nikola również będzie zaciekawiony tym, na co mogą tam trafić, więc cieszyła się nieco jak dziecko, kiedy prowadziła go na miejsce, cały czas robiąc z tego wszystkiego tajemnicę i śmiejąc się cicho, że skoro jest starsza, to nie powinien marudzić i dopytywać, dokąd się wybierają, tylko jej zaufać. Była jednak nieco zestresowana, kiedy przechodzili przez bramę Wesołego Miasteczka i równie niepewnie zerkała na kuzyna, kiedy wskazała mu na pierwszą atrakcję, jaką spostrzegła i zabrała go do kolejki. Serce biło jej mocniej, kiedy ustawiali się w ogonku, w oczekiwaniu na możliwość popływania, jakże to się nazywało?, rowerem wodnym. - Wszystkiego Najlepszego! - wypaliła w końcu, bo nie mogła się już dłużej powstrzymywać, a później wyciągnęła z płóciennej torby, którą ze sobą miała, małe pudełko, z eleganckiej cukierni i przyznała, że przeżywała potworne katusze, gdy próbowała kupić te dwa ciastka, nie robiąc z siebie skończonej wariatki w mugolskiej dzielnicy miasta, ale jak widać, udało jej się, a efekt był chyba naprawdę dobry, przynajmniej tak jej się wydawało. Co prawda słodycze te nie wyglądały na jakoś szczególnie inne od tych, jakie normalnie jadali czarodzieje, ale uznała, że właściwie to może być taki mały symbol, w końcu i ona i Nikola uwielbiali ten inny świat, w pewien sposób się nim fascynowali, aczkolwiek chłopak miał więcej możliwości uczestniczenia w nim, niż sama Victoria, toteż ona nie czuła się do końca pewnie. Nawet wtedy, gdy przyszła ich kolej i podpłynął do nich spory rower wodny w kształcie żółwia. - Na Merlina, jak to się porusza? - wyrzuciła z siebie nieco niepewna i spytała jeszcze cicho, czy aby na pewno jest to bezpieczne, ale uzyskała zapewnienie, że na pewno nie wypadnie do wody. Ostrożnie weszła zatem na - szumnie zwany - pokład i zajęła jedno z miejsc, dzielnie dzierżąc pudełko z ciastkami i całą resztę swoich dóbr, kiedy zaś kuzyn zajął miejsce u jej boku, żółw nieoczekiwanie odbił sam od brzegu. Widziała, jak pedały umieszczone w kadłubie poruszają się same. Zamrugała lekko. - Czy to znaczy, że mugole napędzają je nogami? - mruknęła zafascynowana, a potem pisnęła cicho, gdy żółw nieoczekiwanie przyspieszył. Tego chyba się nie spodziewała, ale faktycznie, ten dziwny pojazd był niesamowicie stabilny i spokojnie wymijał inne rowery wodne, nie zderzał się z nimi, a nawet wydawał się bardziej wyrywny.
Siedemnaste urodziny to w życiu każdego młodego czarodzieja data ważna i niecierpliwie wyczekiwana. Poważnie brzmiąca pełnoletność, pozwalająca na więcej swobody i otwierająca wiele nowych możliwości. Nikola miał pecha. Jego urodziny przypadały (co roku!) w wakacje, toteż nie mógł liczyć na huczną imprezę w pokoju wspólnym, urodzinowe wyjścia do Hogsmeade, czy pobłażliwe traktowanie przez nauczycieli w ten jeden dzień w roku. Sam uwielbiał organizować przyjęcia niespodzianki dla wszystkich swoich znajomych ze szkoły, biorąc na siebie odpowiedzialność kupienia tortu, powieszenia dekoracji, znalezienia prezentu i zaproszenia gości, przy okazji utrzymując to wszystko w tajemnicy przed jubilatem. Zaskoczenie i radość, które malowały się później na twarzy gwiazdy wieczoru, dawały Puchonowi ogromną satysfakcję. We własne urodziny także nie próżnował, zapraszając przyjaciół do siebie, albo spotykając się z nimi gdzieś w Londynie. W tym roku jednak los się do niego uśmiechnął. Jak się okazało, wycieczka szkolna po raz pierwszy, odkąd Brandon uczęszczał do Hogwartu, pokrywała się z datą jego urodzin. I to nie byle jakich! Nie mógł być szczęśliwczy. Dwudziestego lipca od samego rana używał zaklęć kiedy tylko mógł, napawając się zdjętym namiarem i możliwością korzystania z magii poza szkołą. Przywoływał do siebie przedmioty, po które równie dobrze mógłby sięgnąć, ogrzewając imbryk z wodą na herbatę płomieniem z różdżki, zamiast wstawić go na magiczną kuchenkę (co pewnie trwałoby trzy razy krócej), albo wiążąc sznurowadła tenisówek zaklęciem...co mu nie do końca wyszło, więc zmuszony był spędzić dobrych piętnaście minut próbując rozwiązać powstały supeł. W końcu mógł czarować! Nie robił sobie żadnych planów na ten dzień, może z wyjątkiem wstąpienia do pubu w celu uczczenia urodzin toastem, toteż bez wachania przystał na propozycję kuzynki, żeby zrobić sobie "małą wycieczkę" popołudniu. Nie miał pojęcia, co dziewczę przygotowało, nie był w stanie wyciągnąć z niej absolutnie nic poza tym, że ma się zamknąć i jej zaufać, bo będą się dobrze bawić. Posłusznie przestał więc zadawać pytania i z miną trochę przypominającą obrażonego dzieciaka dreptał za Victorią w kierunku sobie nie znanym. Po drodze starał się znaleźć jakieś wskazówki co do tego, gdzie Krukonka go zabiera, ale albo był ślepy, albo dziewczyna specjalnie wybrała taką trasę, żeby do samego końca trzymać go w niepewności. Wreszcie dotarli. Przed nimi z nikąd wyrosła nagle brama Wesołego Miasteczka, sprytnie ukryta wśród drzew, żeby nie było jej widać aż do momentu, kiedy nie stanie sie tuż przed nią. Oczy Nikoli zrobiły się szerokie z niedowierzania - jakim cudem wcześniej tu nie trafił? Nie miał pojęcia, że w Nowym Orleanie jest lunapark, inaczej już dawno by tu zawitał. Chłonął więc spojrzeniem wszystko, od kolorowych straganow, przez stoiska z balonami we wszystkich możliwych kształtach, aż po oświetlone kolorowymi światełkami karuzele. -Wow- bąknął wreszcie, nadal niemy ze zdumienia. To. Będą. Najlepsze. Urodziny. Czuł ekscytację narastającą w nim do tego stopnia, że miał ochotę biec między ludźmi, rozpychając ich łokciami i mając w nosie ciagnące się gdzieniegdzie kolejki. Opanował się jednak i pozwolił Victorii wybrać pierwszą atrakcję, chociaż był pewny, że dzisiejszego dnia zaliczą wszystkie po kolei, choćby mieli ich stąd na siłę wyrzucać już po zamknięciu. Nie zamierzał przegapić niczego. Równie dobrze mogli więc zacząć od...co to właściwie było....pływających łódeczek w kształcie zwierząt? Ustawili się w kolejce, oboje z wypiekami podekscytowania na licach, przebierając niecierpliwie nogami, kiedy Victoria wyjęła z torby prezent-niespodziankę, życząc mu przy tym wszystkiego najlepszego. Oczy chłopaka rozszerzyły się, a w jego tęczówkach błysnęły iskry podeskcytowania. Sam wypad do Wesołego Miasteczka traktował jako prezent, nie spodziewał się kolejnych niespodzianek, ale Victoria jak zwykle go zadziwiała. Na twarzy Puchona zagościł szeroki uśmiech, gdy usłyszał, co skrywa eleganckie pudełko, a także kwiecisty rumieniec na opalonych policzkach - zawsze wolał wręczać prezenty, niż je otrzymywać. -Przecież nie musiałaś- bąknął, a następnie zamknął drobniutką kuzynkę w żelaznym uściku -Dziękuję! Zapewne dużo dłużej dusiłby ją w swoich ramionach, gdyby nie znaczące chrząknięcie pary stojącej za nimi w kolejce - nadeszła ich kolej. Mając w pamięci, że Victoria nie przepada za wodą, upewnił się, czy na pewno chce wejść do pływającego żółwia, sugerując, że jest mnóstwo innych atrakcji, a jemu zależy, żeby kuzynka czuła się komfortowo. Otrzymawszy odpowiedź twierdzącą, puścił dziewczynę przodem, samemu przytrzymując łodeczkę, co by się nie kołysała, kiedy Kurkonka będzie zajmować miejsce. -Uwaga, teraz może bujać. - powiedział, kiedy sam postawił w żółwiu najpierw jedną, a potem drugą nogę. Usiadł na kzesełku, uważając przy tym, by nie zgnieść pudełka z ciastkami ani nie złamać różdżki, którą dumnie nosił dziś w tylniej kieszeni spodni. Gdy tylko wygodnie oparł się plecami o oparcie siedziska, żółw ruszył, oddalając się od brzegu dość wolno, ale za to jednostajnie. Podobnie jak kuzynka zwórcił uwagę na samokręcące się pedały, wpatrując się z zaciekawieniem w mechanizm. -Na to wygląda. Ciekawe co się stanie, jeśli spróbujemy sami pedałować? - po czym nie czekając na odpowiedź położył stopy w tenisówkach na pedałach po swojej stronie. Kiedy tylko to zrobił, rowerek gwałtownie przyśpieszył, a obok niego rozległ się cichy pisk.-Okej, to chyba nie był najlepszy pomysł. Wszystko w porządku? - posłał kuzynce przepraszające spojrzenie. Pozwolił zatem, by żółwik płynął własnym tempem, by wkrótce dojśc do wniosku, że lepiej chyba nie mogli trafić. Płynęli spokojnie, czasem jedynie przyśpieszając, kiedy dookoła nie było żadnych innych pojazdów, ani razu nie wykonują gwałtownych, nieprzewidzianych manewrów, które mogłyby skończyć się bliższym kontaktem z wodą. Nikola starał się tak kierować rowerkiem, żeby nie wypływać na sam środek jeziora, gdzie dwie dziewczyny próbowały właśnie zapanować nad łódką w kształcie bobra, która zajęta była dryfującą drewnianą deską. Po kilku minutach puścił ster, ufając już żółwikowi na tyle, żeby zdać się na jego dobrą wolę, a sam odwrócił się, by siedzieć przodem do kuzynki. -No to opowiadaj, jak Ci się podoba tegoroczny wyjazd? Mam nadzieję, że nie wzięłaś ze sobą połowy biblioteczki wujka? Albo co gorsza podręczników.
Victoria jedynie mogła mieć nadzieję, że jej pomysł na spędzenie tego wyjątkowego dnia jest dobry. Nie miała bladego pojęcia, czy faktycznie tak będzie, nie wiedziała, czy będą się dobrze bawić, nie wiedziała nawet, czy jej kuzynowi spodobają się ciastka, które wybrała na tę okazję, ale właściwie nie zamierzała się tym jakoś szczególnie mocno przejmować i trzeba przyznać, że był to sukces. Ostatecznie i tak rozebrała już tę sprawę na czynniki pierwsze, przeanalizowała dokładnie, co lubi Nikola, a za czym raczej nie przepada, by ostatecznie dojść do wniosku, że wesołe miasteczko może być na swój sposób intrygujące i może dostarczyć im obojgu dużo rozrywki, nawet jej, która przecież nie zaliczała się raczej do osób, które potrafiły całkiem na bok odłożyć pewne sprawy. Chciała jednak przekonać się, co dokładnie w tych wszystkich atrakcjach widzą mugole, chciała się przekonać, co w trawie piszczy i podejrzewała, być może słusznie, że jej kuzyn będzie podzielał jej zainteresowanie tematem. Dlatego też obserwowała go uważnie, przenikliwie, by sprawdzić każdą najmniejszą nawet zmianę w jego reakcji, by przekonać się, czy jest zadowolony i w pierwszej chwili pomyślała, że jej się nie udało, zaraz jednak zdała sobie sprawę z tego, że Nikola chyba nie umiał znaleźć odpowiednich słów na to, żeby wyrazić, co dokładnie poczuł. Nie zwlekając zaczęli rozglądać się po okolicy, a ona zaczęła się poważnie zastanawiać, czy wszystko w tym miejscu wygląda na lekko podniszczone, a jednocześnie tak niesamowicie fantastyczne. - Ale chciałam! - powiedziała jedynie, niemalże tupnąwszy nogą, kiedy pokazała mu przyniesione ciastka i uśmiechnęła się do niego ciepło, bo faktycznie miała nadzieję, że przyjemnie spędzą ten dzień, że będą się dobrze bawić i zjedzą mnóstwo niezdrowego jedzenia, bo dlaczego nie? - Słyszałam, że gdzieś tutaj podają wszystko to, co mugole uwielbiają najbardziej, napoje, przekąski, obiady, co chcesz. A wiesz, jak uwielbiam jeść, więc na pewno będziemy musieli tam podejść - zakomunikowała jeszcze rozbawiona. I chociaż nieco się bała tej wodnej atrakcji, to zacisnęła zęby i obiecała sobie, że sobie z tym poradzi, nie dla siebie, ale dla kuzyna, bo chciała, żeby zwiedzili dokładnie wszystko, co się tutaj kryło. Widziała chyba nawet, jakże się to nazywało?, diabelski młyn i przerażającą kolejkę górską. Pogoniona przez kolejne osoby czekające w kolejce, uśmiechnęła się promiennie, zapewniła kuzyna, że da radę i przy jego pomocy weszła do roweru wodnego, który napawał ją lękiem, ale przecież nie mogło wydarzyć się tutaj nic złego. Czyż nie? Żółw płynął, a ona coraz bardziej fascynowała się tymi poruszającymi się pedałami. - Ciekawe, czy pływanie nimi to rodzaj rozrywki, czy może jakiś sport? - rzuciła, zastanawiając się nad tym, ale nie mogła sobie nic przypomnieć z zajęć mugoloznastwa. Zerknęła nieco nieprzytomnie na Nikole, kiedy ten nagle postanowił zacząć pedałować i pisnęła, kiedy żółw na moment stracił swoją stabilność, po czym zaśmiała się ociupinkę nerwowo. - Chyba jednak woli pływać sam - zauważyła, może nie do końca elokwentnie, ale musiała się jakoś uspokoić, a na to zdecydowanie potrzebowała chwili. Odetchnęła głębiej, zaczęła się rozglądać po okolicy i przypatrywać się pozostałym rowerom wodnym, które krążyły po tym nieco smętnym bajorku i przez chwilę zapatrzyła się na stary, drewniany statek, żeby spostrzec, że ktoś próbuje się na niego dostać. - Patrz! - rzuciła, jeszcze zanim kuzyn zadał swoje pytanie, a później uśmiechnęła się do niego promiennie. - Wzięłam tylko kilka podręczników. I zaledwie mały ułamek biblioteki, nie miałabym gdzie tego wszystkiego spakować. Ale i tak nie mam czasu czytać, tutaj jest tyle rzeczy do zrobienia i miejsc do zwiedzenia, że aż jestem w szoku! Chociaż są takie, które napawają mnie lękiem. No i te duchy! Są wszędzie - zaczęła, a później otworzyła pudełko i podsunęła je chłopakowi, zachęcając do tego, żeby wziął ciastko, żeby faktycznie zaczęli w pełni celebrować te urodziny, skoro chcieli się naprawdę dobrze bawić.
Nikola Brandon
Rok Nauki : VII
Wiek : 21
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : Dość niedbały wygląd, ubranie często połatane kolorowymi materiałami. Szeroki uśmiech z dołeczkami. Świeża blizna na prawej łydce.
Nikola nie należał do osób posiadających zdolność wyrażania swoich emocji w sposób dobitny, będąc trochę jak dziecko, które reaguje na bodźce w sposób instynktowny i najprostszy z możliwych. Nie miał w zwyczaju spędzać godzin na analizowaniu tego, co czuje, więc kiedy przychodziło do mówienia o tym, sięgał raczej po język niewerbalny. Szeroki uśmiech, uniesione w zdumieniu brwi, błyszczące oczy wraz z delikatnymi zmarszczkami od śmiania się, wypieki na policzkach....wszystko to mówiło za niego, niemalże krzycząć, jak bardzo chłopak jest szczęśliwy i podekscytowany. Czasami faktycznie brakowało mu słów, nie potrafił ich odpowiednio dobrać; miał wrażenie, że nic nie jest w stanie dostatecznie dobrze wyrazić zdziwienia, radości i wdzięczności, jakie go teraz wypełniały. Zamiast więc plątać się między utartymi frazesami, wolał dać wyraz swojemu szczęściu poprzez długi i mocny uścisk, który - przynajmniej jego zdaniem - często potrafił przekazać drugiej osobie więcej, niż jakiekolwiek wydumane podziękowania. Wesołe miasteczko było strzałem w dziesiątkę. Intrygujące, tajemnicze, a przy tym potrafiące przyprawić o wzrost adrenaliny. Żadne z nich nie było nigdy na mugolskich karuzelach...no przynajmniej on nie był, a podejrzewał że i Victoria nie uświadczyła takiej możliwości...więc oboje mieli okazję spróbować tych niemagicznych rozrywek, nawet jeżeli obecnie były nieco podrasowane czarami. Nikola wiedział dobrze, że mugole potrafią naprawdę nieźle zastąpić sobie magię, korzystając przy tym z najróżniejszych osiągnięć techniki i nieprzemierzonych pokładów kreatywności. Czasami miał wrażenie, że pod względem pomysłowości czarodzieje nigdy ich nie dogonią, zbyt ograniczeni przez możliwość rozwiązania niemalże każdego problemu za pomocą odpowiedniego zaklęcia czy eliksiru. W końcu o wiele łatwiej jest machnąć różdżką, niż opracowywać cały plan, na który składają się setki tłoków i zębatek. A kto nie lubi sobie ułatwiać życia? -Może będą mieli te śmieszne kręcone ziemniaki, które kiedyś próbowałem zrobić na ognisku, pamiętasz? - zaśmiał się na wspomnienie czarnych jak węgiel spiralek, które ani trochę nie przypominały tego, co widniało na obrazku w mugolskiej książce kucharskiej. Nikola nie był najlepszym kucharzem, za to na pewno był pierwszej klasy łasuchem. Treraz jednak musiał odłożyć na bok swój nieposkromiony apetyt, żeby wsiąść na rowerek i cieszyć się z pierwszej atrakcji. Woda za burtą nie zachęcała do kąpieli, gęsta od rzęsy, w nieciekawym kolorze i o jeszcze mniej przyjemnym zapachu. Miał więc dodatkową motywację, by ze wszystkich sił starać się utrzymać żółwika w ryzach i nie narazić kuzynki (i siebie przy okazji też) na nieprzyjemne zetknięcie z bajorkiem. -Może oba? Wydaje mi się, że trzeba mieć naprawde mocne nogi, żeby wprawić to bydle w ruch bez użycia czarów. Może mugole się tym ścigają po wodzie?- zaczął gdybać. Co prawda te rowerki, które znajdowały się w Wesołym Miasteczku raczej służyły wyłącznie rozrywce, biorąc pod uwagę ich fantazyjne kształty i niewielkie rozmiary basenu, ale kto wie, może istnieją modele sportowe? Nikola o kulturze mugoli nie wiedział wiele, na zajęciach z mugoloznastwa uważał praktycznie tylko wtedy, kiedy mowa była o wynalazcach, odkrywcach i ich osiągnięciach. Świetnie pamiętał doświadczenie, które przeprowadzili kiedyś w ramach lekcji na szkolnych błoniach, najpierw konstruując, a później wysyłając w niebo balony napędzane ogrzanym powietrzem. Za to gdyby ktoś kazał mu wymienić trzy mugolskie zespoły, zaciąłby sie pewnie po Rolling Stone'sach, których płytę gramofonową jego ojciec czasami puszczał w domu. Z upływem czasu coraz pewniej czuli się na łodeczce, która nie płatała im żadnych niespodzianek, podporządkowując się nawet najlżejszym ruchom rumpla. Płynęli spokojnie, grzejąc się w popołudniowym słońcu. Było ciepło, ale nie do tego stopnia, żeby upał stał się nieznośny. Promienie słoneczne przyjemnie otulały skórę, a sporadyczne podmuchy wiatru smagały ją delikatnie, dając ukojenie i ochłodę. Lepszej pogody urodzinowej Nikola nie mógł sobie wymarzyć. Zaśmiał się, kręcąc głową z dezaprobatą. -Wakacje nie są od nauki Vic. Zresztą i tak tego nie potrzebujesz, jesteś najmądrzejszą osobą jaką znam. - skarcił kuzynkę, świadom, że i tak nie zmieni jej nastawienia. Od kiedy pamiętał, dziewczyna nigdy nie marnowała okazji, by poszerzać swoją wiedzę i doskonalić umiejętności. Pod tym względem byli całkowicie różni - ona była w stanie zrezygnować z wielu przyjemności, żeby znaleźć czas na naukę, podczas gdy on nie raz zaniedbywał szkolne obowiązki, żeby przyjemnie spędzić czas. -Jak Cię znam, materiał do egzaminów będziesz miała opanowany jeszcze przed przerwą zimową. Egzaminy końcowe. Do tej pory nie zaprzątał sobie nimi głowy i na pewno nie zamierzał tego robić jeszcze przez długi czas. Przewracał oczami na widok rówieśników przygotowujących się do OWTMów już w lipcu, zamiast korzystać z dwóch miesięcy spokoju od książek. Doskonale pamiętał, jak nerwowy był okres egzaminów w piątej klasie, dlatego dopóki mógł, wolał naładować baterie i odpocząć od pracy, świrowanie zostawiając sobie na maj i czerwiec. Niemniej nie wykluczał, że przyjdzie taki moment, kiedy sam z podkulonym ogonem będzie musiał, nie pierwszy raz zresztą, prosić kuzynkę o pomoc z nauką. Gdyby nie ona, jej stanowczy upór i cierpliwość, zapewne już kilkukrotnie musiałby powtarzać klasę. Spojrzał we wskazanym wcześniej przez Victorię kierunku, dostrzegając grupkę nastolatków, próbujących dostać się na wrak statku. Przypomniało mu się, jak razem z Cassianem przeszukiwali wczoraj łódź widmo i naszła go ochota na powtórkę z rozrywki. -Hej, chcesz sprawdzić ten statek? Możemy podpłynąć bliżej i obejrzeć go z bliska
Różnili się, ale nawet ich ojcowie byli zupełnie inni, wybierali inne drogi w życiu i nie było szans na to, żeby się w jakikolwiek sposób, jeśli można tak powiedzieć, powielali. Wiele również o Victorii i Nikoli mówiły domy, do jakich zostali przydzieleni, chyba całkiem dobrze odpowiadając charakterom, jakie posiadali, odpowiadając temu, jacy byli. W przeciwieństwie do kuzyna dziewczyna musiała naprawdę wiecznie wszystko analizować i pewnie właśnie z tego powodu nie umiała się tak naprawdę zakochać, nie wiedziała, jak to smakuje i z czym się to je, a nie mogła uznawać swojego związku ze Skylerem, czy teraz z Fillinem, za coś niesamowitego, sięgającego gwiazd, za coś, co ją zmieniało, za coś, co ją uskrzydlało. Nie należała do osób, które faktycznie poddawałyby się uczuciom, chociaż to również przychodziło z czasem i coraz lepiej było widać, że powoli staje się kimś, kogo można byłoby spokojnie określić mianem Królowej Śniegu. Nie przeszkadzało jej to, nie przeszkadzało jej ani trochę to zamrożenie własnych uczuć, udawanie, że ich nie potrzebuje, miała w końcu swoje plany, swoje cele, jakie zamierzała zrealizować, a druga połówka nie była jej do tego ani trochę potrzebna. Inna sprawa, że tak naprawdę chyba ktoś musiałby nią niesamowicie mocno potrząsnąć, żeby wyrwać ją z tego uczuciowego otępienia, w jakim żyła, w jakim się znajdowała, żeby dostrzec to, co kryło się w głębi, żeby znaleźć to, co widział, chociażby Nikola, gdy przytulił kuzynkę. Objęła go, śmiejąc się ciepło i ciesząc się, że jednak jej się udało. Znajdowali się w miejscu, które ją ekscytowało, ale jak widać, chłopak również był niesamowicie zaciekawiony poznaniem sekretów tego wszystkiego, co się tutaj kryło, oboje byli nieco zakręceni na punkcie mechaniki i cudów techniki mugolskiej, nic zatem dziwnego, że oboje - przynajmniej w przenośni - zdawali się rozglądać po okolicy z otwartymi szeroko buziami, jakby nie mogli się nadziwić temu, co się dookoła nich dzieje. - O rany, ale bym ich spróbowała! Wyglądały naprawdę świetnie - stwierdziła i zaśmiała się cicho, kręcąc głową. Akurat do gotowania to oboje mieli dwie lewe ręce i nie była pewna, czy kiedykolwiek cokolwiek w tym temacie im nie wyjdzie. O dziwo, to nie było również coś, co chciałaby jakoś lepiej poznawać, choć przecież było faktycznie jakąś tam dziedziną magii, czy samego życia, jakoś po prostu nie umiała sobie tego wyobrazić i miała wrażenie, że jej to za nic w świecie nie pasuje, że jej nie odpowiada. Z drugiej strony, coraz lepiej rozumiała to, że nie musi być ze wszystkiego geniuszem, choć z drugiej strony, wyniki jej egzaminów zdawały się temu wszystkiemu przeczyć, w końcu zdobyła tylko dwa Powyżej Oczekiwań, a cała reszta przedmiotów została przez nią zaliczona na Wybitny. Nie była bowiem w stanie traktować nauki jako czegoś drugorzędnego, zdobywanie wiedzy było dla niej tak istotne, iż nie mogła się od tego w żaden sposób odwrócić, musiała podążać tą drogą, czerpiąc z niej dodatkową przyjemność. - Właściwie to też możliwe... To trochę jak z łódkami, pływa się na nich dla rekreacji, ale wiem, że są też jakieś zawody wioślarskie, rozmawialiśmy o tym na mugoloznastwie, ale nie do końca wiem, na czym one polegają, zapewne na tym, kto pierwszy dotrze do mety. Być może na tym też pływa się tak, by być najszybszym? - rzuciła zaraz, nieznacznie marszcząc brwi, a później z zaciekawieniem przyłożyła nogi do pedałów, co w jej wykonaniu wyglądało nieco śmiesznie i spróbowała je pchnąć, ale musiała się naprawdę mocno zaprzeć, żeby wykonać właściwy ruch, a żółw nieco dziwnie skoczył, uznała więc jednak, z mocno bijącym sercem, że może nie będzie tak szarżować. - To jest naprawdę strasznie ciężkie! - stwierdziła, spoglądając na kuzyna dość zdziwiona, a później zmarszczyła lekko brwi, nachylając się lekko nad mechanizmem, ale w końcu machnęła na to ręką, dochodząc do wniosku, że dzisiaj na pewno nie powinna się w to bawić, w końcu były urodziny Nikoli i mieli inne rzeczy na głowie, ale na jego kolejną uwagę, aż parsknęła z ubawienia. - Do najmądrzejszej na pewno jeszcze mi daleko, Niko, ale bardzo się staram, żeby było inaczej - powiedziała na to, a później zarumieniła się lekko. - Wolę wcześniej się przygotować, niż później uczyć się na ostatni moment - powiedziała jedynie, jakby to miało stanowić jakiekolwiek realne i sensowne wyjaśnienie, a później założyła włosy za ucho, jakby chciała dać znać, że nie muszą o tym rozmawiać. Rzuciła zresztą zaraz, że ma ze sobą też inne książki, ale na razie nie miała czasu do nich siąść, bo po prostu dzieje się zbyt wiele ciekawych rzeczy i musi koniecznie zobaczyć jeszcze tyle miejsc, że nie jest nawet pewna, od czego zacząć. Oczywiście, poza wesołym miasteczkiem, w którym właśnie przebywali, bo ono całe było wręcz niesamowite i zastanawiała się, na którą atrakcję powinni pójść w następnej kolejności, wtedy jednak zaczęli rozmawiać o statku, któremu się przyglądała, podobnie jak tym dzieciakom, które próbowały na niego wejść. - Obejrzeć? A może chcesz się na niego wspinać? - spytała jeszcze, chociaż faktycznie czuła, że aż ją świerzbi, żeby spróbować się dostać na ten obiekt dawniej pływający.
Nikola Brandon
Rok Nauki : VII
Wiek : 21
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : Dość niedbały wygląd, ubranie często połatane kolorowymi materiałami. Szeroki uśmiech z dołeczkami. Świeża blizna na prawej łydce.
Jak to mówią, rodziny się nie wybiera, niemniej Niko, nawet gdyby mógł, nie zamieniłby krewnych na żadnych innych. Byli całkowicie różni, ale to właśnie nadawało im wyjątkowego charakteru. Prowadzili odmienny styl życia, mieli skrajnie rozbieżne podejście do pewnych spraw, a mimo wszystko byli w stanie znaleźć wspólny język i - tego był pewien - skoczyliby za sobą w ogień. Chłopak nie miał rodzeństwa, może dlatego tak mocno przywiązał się do kuzynostwa, a w szczególności do Vic, którą traktował z niemalże braterską troską. Nie było rzeczy, której by jej odmówił, a towarzystwo Krukonki chyba nigdy nie mogło mu się znudzić. Widział, jak z roku na rok coraz bardziej zamyka się w sobie i tłumi własne emocje, stawiając na profesjonalizm, racjonalizm i chłodną logikę. On natomiast bez oporów uzewnętrzniał to, co czuł, często najpierw mówiąc, a dopiero później myśląc. Jego ekspresyjność niejako stała w sprzeczności z opanowaniem kuzynki, jednak do głowy by mu nie przyszło, by starać się wpłynąć na dziewczynę, starając się ją w jakikolwiek sposób zmieniać. Dbał tylko o to, by miała świadomość, że może do niego przyjść ze wszystkim i wierzył, że jeżeli kiedykolwiek miałaby potrzebę wyrzucenia z siebie czegokolwiek, to nie będzie miała oporów, by się do niego zwrócić. -Och tak, takie zwęglone, rozpadające się w rękach....naprawdę apetyczny widok- zaśmiał się szczerze. Sam jednak nabrał ochoty na pieczone ziemniaki, przypomniawszy sobie zachęcająco wyglądające zdjęcie w książce kucharskiej. Uwielbiał spędzać czas w kuchni, obserwując ludzi przy pracy lub pomagając, jeśli tylko była ku temu sposobność. Atmosfera domowego ogniska, zapachy, od których ślinka ciekła i swoboda, którą czuł tu chyba każdy. Potrafił spędzać długie wieczory na jednym z wysokich stołków w szkolnej kuchni, plotkując i żartując ze znajomymi, podczas gdy ci zajęci byli pieczeniem, gotowaniem albo przyrządzaniem zimowej herbaty czy gorącej czekolady. W przyszłości chciał, żeby jego własna kuchnia, w jego własnym mieszkaniu była sercem całego domu, miejscem pełnym życia, gdzie każdy mógłby czuć się dobrze. Jeszcze rok i może zacznie rozglądać się za czymś na Pokątnej lub w Hogsmeade. Oczywiście musiałby najpierw sporo oszczędzić, ale kto wie.... -Pewnie masz rację. Chociaż takie kajaki są dużo mniej skomplikowane, no i wprawiasz je w ruch wiosłując. Wyobraź sobie, że ścigasz się tym żółwiem, a nagle jakaś przekładnia się zacina. Bez "Reparo" mogłoby być ciężko.- zauważył, próbując rozgryźć zagadkę rowerków wodnych. Miał ogromną ochotę, żeby obejrzeć maszynę od spodu, ale w tym momencie nie było takiej możliwości. Wyciągnął się więc zamiast tego na swoim siedzeniu, zakładając na nos okulary przeciwsłoneczne i wzdychając błogo. -Całkiem przyjemnie, mógłbym nawet zasnąć w tym słońcu Faktycznie uczucie było naprawdę miłe, kiedy rozłożony na wznak dryfował na żółwiku, rozpieszczany przez Nowoorleańskie słońce. Włożył do ust kolejne ciastko, czując, jak rozpływa się ono na podniebieniu. Przy tej ilości cukru, energii nie braknie mu do końca dnia. Słysząc wykręty kuzynki, zaśmiał się cicho i pokręcił głową z niedowierzaniem. Victoria zdecydowanie umniejszała swoje osiągnięcia. Zawsze przygotowana, z łatwością do rzucania nawet najtrudniejszych zaklęć...no i z tytułem prefekta! Tyle obowiązków na głowie, że Niko nie mógł sobie nawet wyobrazić, jak dziewczę dawało radę to wszystko ogarnąć. Temat szkoły i egzaminów nie należał jednak do najprzyjemniejszych ani nawet najciekawszych, a już z pewnością nie podczas wakacji, toteż ich rozmowa szybko przeszła na wyjazd, atrakcje, które do tej pory udało im się zwiedzić, tajemniczą atmosferę Luizjany wraz z jej duchami obecnymi na każdym kroku i planami na kilka kolejnych dni. Oboje byli zachwyceni nowym otoczeniem i zamierzali odkryć wszystkie jego sekrety, toteż zaraz zaczęli wymieniać się rekomendacjami miejsc, które to drugie koniecznie musiało zobaczyć. Lista ta zdawała się ciągnąć w nieskończoność, Niko nabrał więc obaw, że nie starczy mu czasu, żeby wszystko to zaliczyć i nie ominąć żadnego wartego uwagi szczegółu. W przypływie tego niepokoju, zasugerował, by podpłynęli do starego okrętu, a potem zbierali się na dalsze atrakcje, których przecież w samym Wesołym Miasteczku było od groma. -Vic nie musisz pytać dwa razy. Cała naprzód, kurs: opuszczony wrak! - wyszczerzył się i pokierował rowerkiem w kierunku sterczącej nad taflą jeziorka łajby. Im bliżej się znajdowali, tym więcej oderwanych desek i starych kłód napotykali na swojej drodze, Niko musiał więc naprawdę uważać, by nie dobić do jakiejś dryfującej przeszkody. Dopłynąwszy do zbutwiałych burt, zdali sobie sprawę, w jak złym stanie był statek, na który zamierzali się teraz wdrapać. Pokładu nie widzieli, znajdował się on bowiem wysoko ponad nimi, więc żeby się na niego dostać, musieli wspiąć się po niewyglądającym zachęcająco boku. -Powtórka z rozrywki. - mruknął bardziej do siebie, niźli do kuzynki, po czym z większym przekonaniem odwrócił się w jej stronę.-Panie przodem?
Byli, tak po prawdzie, jedną, nieco szaloną, ale na pewno wielką rodziną. Wiedziała, że ma dalszych krewnych, ale to tych najbliżej siebie traktowała jako kogoś, kogo stracić nie może. Rodzeństwo, kuzynostwo, za wyjątkiem pewne czarnej owcy, na którą nawet nie chciała spoglądać, oni wszyscy byli dla niej niesamowicie ważni, byli tak bardzo istotni, że nawet nie wiedziała, jak powinna to wyrazić, czasem miała wrażenie, że nie istnieją na to słowa, ani czyny. Pewnie dlatego, że również to analizowała, rozkładała na czynniki pierwsze i sprawdzała, co dokładnie się w nich znajduje, zapominając zupełnie, że życie nie było żadną logiczną dyscypliną naukową, że nie dało się przejść przez nie tak, jak przez egzaminy, czy jakiekolwiek inne testy. Nie umiała tego jednak zmienić, po prostu taka już była, miała swoje cele i swój kierunek, doceniała jednak to, że jej rodzina nie chciała na siłę wmówić jej czegoś innego. Podobnie było z Niko, który przecież również mógł być sobą, tak samo jak wujek Charlie, który sprawiał czasem wrażenie, jakby żył na zupełnie innej planecie. Podobnie bywało z jego synem, a przynajmniej takie wrażenie odnosiła Victoria, która zdecydowanie zbyt twardo stąpała po ziemi, by potrafić nieustannie bujać w obłokach. - Daj spokój, wyglądały na pewno lepiej, niż moje kamienne ciastka - powiedziała na to, śmiejąc się ciepło. Cóż, nie mieli do tego talentu i zdecydowanie lepiej wychodzili na tym, gdy ktoś inny ich żywił, podsuwał różnego rodzaju smakołyki i dbał o to, żeby zajmowali się tym, na czym się znają. Victoria doskonale wiedziała, że gotowanie jest sztuką, z tą zaś była, czysto teoretycznie, za pan brat, ale jednak dotykała innych jej dziedzin i nimi właśnie się interesowała, nic zatem dziwnego, że nie do końca rozróżniała mąki, dżemy, konfitury i mięsa, po prostu z przyjemnością wszystko pochłaniając - skoro była prawdziwym żarłokiem, to chyba z jeszcze większą pasją niż inni - ale nie mając za knuta pojęcia, jak właściwie ubija się białka na pianę. - Właściwie, kiedy tak o tym mówisz, to wydaje się jeszcze bardziej interesujące. Może właśnie o to w tym chodzi? Dodatkowe trudności i konieczność udowodnienia, że znasz się na danym sprzęcie. To trochę jak z miotłą, która ulega uszkodzeniu w czasie meczu, a ty nie możesz z niej zejść, bo właśnie widzisz przed sobą znicza. Musisz nią tak pokierować, by jednak wygrać - stwierdziła po chwili i widać było po niej, że dość mocno się nad tym zamyśliła, jednocześnie starając się to dobrze ułożyć w głowie i czując, że coś może być na rzeczy. Przypomniała sobie również, że otrzymała pozwolenie na rozebranie na części pierwsze uszkodzonej Błyskawicy profesora Walsha i nagle jej jasne oczy aż zabłyszczały podekscytowaniem. Przypomniała sobie, że nie podzieliła się jeszcze z kuzynem tą niesamowitą wiadomością, więc zaraz na niego spojrzała i wypaliła, że faktycznie ma taką zgodę i nie może się doczekać, kiedy nauczyciel będzie miał na tyle czasu, żeby faktycznie mogli się na tym skoncentrować. Potem uśmiechnęła się pod nosem, kiedy zobaczyła, jak kuzyn bierze się do błogiego leniuchowania. - Możemy wybrać się też nad jezioro, jeśli chcesz. Słyszałam, że podobno żyje w nim jakiś smok, ale to pewnie takie same głupoty, jak inne legendarne bestie w okolicy - powiedziała jeszcze, a później zaczęła się leniwie rozglądać. Było naprawdę przyjemnie i nie czuła się jakoś szczególnie przerażona, właściwie nawet odpowiadało jej to, co się działo i nie mogła się doczekać dalszej wycieczki, tych wszystkich atrakcji, jakie ich czekały, jedzenia i zabawy, jaka była jeszcze przed nimi. Była pewna, że to nie koniec tego ciekawego dnia, więc chciała spędzić go po prostu jak najlepiej, ciesząc się jednocześnie, że kuzyn podzielał najwyraźniej jej entuzjazm, dzięki temu czuła się bowiem całkiem swobodnie i była przekonana, że faktycznie jest zadowolony. O to dokładnie chodziło! - Podoba ci się tutaj w ogóle? W sensie, w Nowym Orleanie! Ta cała dzika magia, duchy, które wciąż i wciąż gdzieś tutaj krążą... - rzuciła i wtedy zdała sobie sprawę z tego, że chyba nie bardzo wie, gdzie znajduje się jej duchowy ochroniarz. Chris przepadł gdzieś bez śladu, a ona odnosiła wrażenie, że duch załatwia swoje gangsterskie porachunki, więc niekoniecznie chciała brać w tym udział, ani teraz, ani nigdy, aczkolwiek czuła ekscytujące iskry na czubku języka, gdy myślała o tym, by przekonać się, co właściwie Chris robi i co takiego ciekawego jest we wszystkim, co zakazane. Jako takie potraktowała również możliwość wejście na drewniany statek i jej oczy aż lśniły, gdy zaczęli się do niego zbliżać, w końcu to było nowe, ekscytujące wyzwanie, a przynajmniej tak chciała do tego podchodzić i tak chciała na to patrzeć. Czuła pewien dreszczyk emocji, gdy znaleźli się przy statku, zerknęła nieco niepewnie na kuzyna i uniósł brwi, bo wydawało jej się, że coś słyszała, a później skinęła głową na znak, że spróbuje wejść na pokład. - Jak mi się nie uda, to spróbuj ty - stwierdziła po prostu, próbując wspiąć się po zbutwiałych deskach, ale to wcale nie było łatwe. Czuła, jak serce mocno jej bije, gdy próbowała wspiąć się wyżej i wyżej, a później osunęła się w dół i na całe szczęście wylądowała znowu w rowerze wodnym. Ręce miała brudne, podobnie jak ubranie, podrapała się nieco i czuła, że nie da rady. Zrobiła dość zawziętą minę i mrugnęła do Nikoli. - Pokonaj ten statek, a jeśli nie, to jeszcze później tu wrócimy! - oznajmiła bojowo i sięgnęła po różdżkę, żeby zacząć się oczyszczać.
Można powiedzieć, że równoważyli się z kuzynką doskonale - ona kierowała się w życiu rozumem, analizując wszystko po kilka(naście) razy, podczas gdy on stawiał na to, co podpowiadało mu serce, podążając za intuicją i dając się ponieść emocjom zdecydowanie częściej, niźli było to wskazane. Być może właśnie przez to ich spotkania zawsze wnosiły coś nowego w życie Puchona, odkrywając przed nim to, na co sam nigdy by nie wpadł. Już samo wymienianie się z kuzynką spostrzeżeniami na jakiś temat potrafiło otworzyć Nikoli oczy na nowe możliwości, wprowadzając do rozmowy całkowicie inny punkt widzenia. Poszerzając w ten sposób własne horyzonty, chłopak nie tylko nabierał świeżej perspektywy, ale zdawał się również dojrzewać - na swój własny, zwichrowany sposób. Co prawda nadal nagminnie łamał wszelkie obowiązujące w szkole przepisy, które przeszkadzały mu w dobrej zabawie, ale zdawał się lepiej rozumieć ludzi, którzy mieli zgoła inne zdanie na ten temat. Postawę, którą kiedyś od razu uznałby za przejaw sztywniactwa, teraz starał się jakoś usprawiedliwiać, będąc świadomym, że mogą istnieć różne powody dla takiego, czy innego zachowania. -Najwidoczniej stworzeni zostaliśmy do konsumowania, a nie gotowania.- zawtórował kuzynce śmiechem. Oboje nie mieli talentu kulinarnego, trudno właściwie powiedzieć dlaczego. Wiedzieli przecież, co z czym smakuje dobrze (w końcu lwią część wolnego czasu spędzali na jedzeniu!), mogli pomagać sobie czarami, a jednak nadal częściej kończyli z rozgotowanym makaronem lub spalonymi wypiekami, niż ze zdatną do spożycia potrawą. Niko podejrzewał, że w jego przypadku winą obarczyć można rozkojarzenie, przez które źle odmierzał proporcje lub przekręcał czas pieczenia czy gotowania. Całe szczęście, że piece w Hogwarcie były zabezpieczone zaklęciami przeciwpożarowymi, bo już dawno spaliłby cały zamek, zwyczajnie zapominając, że wsadził coś do piekarnika. -I widzisz, właśnie dlatego nie jestem szukającym - rzucił ironicznie. Już od kilku lat próbował dostać się do drużyny, jednak zawsze znalazł się ktoś lepszy od niego, przez co Niko musiał zadowolić się miejscem na trybunach. Nie zniechęcał się jednak, stawiając się na każdym organizowanym przez Huffelpuff naborze, próbując własnych sił na wszystkich pozycjach, od szukającego do bramkarza. Głęboko wierzył, że w końcu przyjdzie na niego czas, w głowie już wyobrażając sobie mecz, w którym to dzięki niemu zdobędą decydujące punkty. Widział siebie, schodzącego dumnie z miotły, wśród okrzyków zadowolenia, poklepywania po ramieniu i uśmiechów od ucha do ucha. Bez problemu potrafił zwizualizować sobie spontaniczną imprezę w pokoju wspólnym, którą urządziliby po tak udanym meczu. Głośna muzyka, tańce, kremowe piwo lejące się po brodzie i kapiące na dywany. Westchnął błogo, przywołując te obrazy pod zamkniętymi powiekami. -W tym roku puchar będzie nasz, zobaczysz. Chwilę pływali tak, leniwie korzystając z uroków wakacji, ciesząc się z tego, że przynajmniej dzisiaj nie mieli nic na głowie. Słońce przyjemnie mrowiło nieprzyzwyczajoną do takiej pogody skórę, napawając chłopaka lekkością i jakimś takim ogólnym optymizmem. W słoneczne dni wszystko wydawało się łatwiejsze i bardziej radosne, nawet dla niego, który przecież zawsze był w wyśmienitym nastroju, pełen energii i chęci do działania. Życie w Wielkiej Brytanii miało jednak swoje prawa, a wśród nich pochmurną, deszczową pogodę przez przynajmniej osiemdziesiąt procent dni w roku - co też nie było złe, pozwalało w końcu nosić swetry, które można było w wolnych chwilach sztrykować. -Możemy...- zaczął leniwie, jakby zastanawiał się nad odpowiedzią -...ale najpierw przeciągnę cię przez wszystkie atrakcje.- posłał kuzynce iście diabelski uśmiech, niepasujący do jego dziecięcej jeszcze buzi. Wylegiwanie się nad jeziorem co prawda brzmiało jak dobry pomysł, ale na zdecydowanie późniejszą porę. Mogliby urządzić prowizoryczne mini-ognisko i poopowiadać sobie historie o duchach, jak za dzieciaka. -Jasne, że mi się podoba!- rzucił entuzjastycznie, wkładając sobie do ust kolejne ciastko-Ta dzika magia wydaje mi się jeszcze ciekawsza, niż nasze zwykłe zajęcia. Jest jakby bardziej...intuicyjna? Wiesz, czuć ją dookoła do tego stopnia, że czarodzieje tutaj zdają się nią żyć. - gestykulował żywo, starając się ubrać w słowa to, co miał na myśli. Zazwyczaj nie zawracał sobie głowy analizowaniem tego, co czuł, a otaczająca go dzika magia, zdająca się wypełniać każdy skrawek egzystencji w tym miejscu, była właśnie czymś, co się czuło. Stąd też, między innymi, brak precyzji w jego wypowiedzi, co bodaj nie popsuło mu humoru. -No i sam Nowy Orlean też jest wspaniały! Jazz będzie chyba po tym wyjeździe moją nową ulubioną muzyką. Nie ma ulicy, na której ktoś nie improwizuje! Zresztą chyba wszystkim się tu podoba.- wzruszył ramionami. Faktycznie, z kim by nie rozmawiał, słyszał same zadowolone opinie dotyczące tegorocznego wyjazdu. Była to najpewniej kwestia tego, że w Luizjanie każdy mógł znaleźć coś dla siebie - były tu plaża, tętniące życiem miasto, spokojne plantacje i tajemnicze mokradła. Dla każdego coś dobrego. Sam Nikola świetnie odnajdywał się w nowym miejscu, smakując się w wyjątkowej atmosferze Nowego Orleanu, dynamicznej, kolorowej i tak dla niego egzotycznej. Tutejsi ludzie inspirowali go, tajemnice ciekawiły, a lokalne jedzenie wyjątkowo mu smakowało. Tylko temperatury czasami były ciut za wysokie... Podpłynęli do okrętu, który z daleka przypominał statek, na który wczoraj dostali się z Cassianem - równie stary i zbutwiały. Z bliska jednak Nikola mógł ocenić, że łajba, przed którą się znajdowali, była w dużo gorszym stanie, najwidoczniej stała tu więc nieużywana znacznie dłużej. Kształtami także odbiegała od łodzi morskich, chłopak mógł więc przypuszczać, że została zbudowana w innym celu. Pozwolił kuzynce spróbować przed nim, asekurując ją na wszelki wypadek, nie chcąc, by dziewczę wpadło do brudnej, śmierdzącej wody. Z początku szło jej całkiem dobrze, drobna sylwetka majaczyła wyżej i wyżej, Nikola był więc pewny, że chwila moment kuzynka pomacha mu z pokładu, gdy wtem niespodziewanie zaczęła spadać po burcie, prosto do rowerku, który zakołysał się niebezpiecznie. Serce mu na chwilę zamarło, kiedy usłyszał huk uderzenia, ale najwidoczniej upadek nie należał do tych bardzo szkodliwych, a sama Victoria zdawała się nim praktycznie nie przejmować. -Jesteś pewna, że wszystko w porządku? - zapytał z troską, najwyraźniej niepotrzebną, Krukonka bowiem była w stanie świetnie o siebie zadbać. Uspokojony widokiem doprowadzającej się do porządku kuzynki, Niko podjął próbę zdobycia okrętu. Ostrożnie postawił jedną stopę, potem drugą, pomagając sobie rękami. Centymetry dzieliły jego twarz od starej burty, czuł więc doskonale zapach pleśni i mokrego drewna, od których aż zbierało się na wymioty, starał się jednak skupić na wspinaczce, szukając wystających fragmentów, na których mógłby oprzeć kończyny. Początkowa trudność ustąpiła wraz z doświadczeniem, które nabierał z każdym pokonanym centymetrem. Już prawie był na pokładzie, już widział stopę masztu, gdy pod jego ciężarem pękła jedna z balustrad, po której wtaczał się do środka, a następnym, co do niego dotarło, był głośny plusk i gwałtowne zanurzenie w jeziorze. Woda była lodowata, szczególnie po wygrzewaniu się w pełnym słońcu, toteż chłopak czym prędzej powrócił na powierzchnię. Jak się okazało, znajdowali się na mieliźnie, toteż woda sięgała mu zaledwie bioder, ale cały oblepiony był rzęsą i musiał naprawdę brzydko pachnieć. -Cholera - mruknął, przyglądając się swojej błękitnej koszulce, która teraz barwą przypominała brązowawą zieleń. Zerknął na unoszący się obok rowerek wodny, po czym z groźną miną wyciągnął ręce w stronę kuzynki, wrzeszcząc: -Jestem potworem z jeziora, oddaj mi swoją duszę Gdy wreszcie wgramolił się z powrotem na swoje siedzenie, ociekał wodą, a we włosach miał pełno zieleniny, nie wspominając o bolących od uderzenia o tafę wody plecach i obdartych dłoniach. -Myślisz, że chłoszczyść pomoże?- zapytał, wyciągając spomiędzy kosmyków długiego, pomarańczowo-brunatnego glona.
Wymiana doświadczeń, spędzanie ze sobą czasu, czy zwykła rozmowa - to wszystko było bardzo ważne, a ponieważ byli w tym samym wieku, być może łatwiej było im dogadywać się w pewnych kwestiach. Victoria odnosiła jednak nie raz i nie dwa wrażenie, że w pewnych kwestiach oboje byli o wiele dojrzalsi od swoich rówieśników, wychodziła jednak z założenia, że wpływ na to miało niewątpliwie ich wychowanie. Wujek zdawał się o wielu sprawach nie pamiętać, podejrzewała więc, że to właśnie Niko musiał dbać o nich w niektórych sytuacjach, ona zaś od dziecka przyuczana była do roli dziedziczki, do roli kogoś, kto weźmie na swoje barki to wszystko, co ich otaczało. Oczywiście, był również Jonathan, który przecież pracował z ojcem, aczkolwiek miała wrażenie, że brat zdecydowanie wolałby robić w życiu inne rzeczy, że wolałby postępować inaczej, wybierać odmienne drogi, wędrować nimi po swojemu. Właśnie dlatego szybko musiała oswoić się z myślą, że być może to właśnie ona ostatecznie stanie się głową rodu i będzie ich prowadziła. Nie była pewna, czy to spowodowało, iż w wielu aspektach zamieniała się królową śniegu, czy może właśnie zawsze taka była, ale nie wyobrażała sobie tak naprawdę poświęcić swojej pozycji, statusu, czy własnej pracy, dla jakiejś niemądrej miłostki. Wydawało jej się jednak, że pewnego dnia powinna poruszyć ten temat z kuzynem, by poznać jego punkt widzenia, punkt widzenia mężczyzny. - O tym jestem przekonana - powiedziała, śmiejąc się ciepło. Jedzenie sprawiało jej prawdziwą przyjemność i nie zamierzała tego w żaden sposób ukrywać, wprost mówiła, że uwielbiała jeść i faktycznie była w stanie pochłonąć dużo, jednocześnie zachowując tę niesamowicie szczupłą sylwetkę. Czasami zastanawiała się, czy została obłożona jakimiś dodatkowymi czarami, że tak dobrze jej się pod tym względem wiodło, czy jednak chodziło o coś zupełnie innego. Zmarszczyła lekko nos, gdy rzucił kolejną uwagę, a później jej jasne oczy wyraźnie zabłyszczały, gdy postanowił niejako podsunąć jej pod nos prawdziwą rywalizację. - Przyjmuję. Niech wygrają lepsi - powiedziała. - Ale ostrzegam, zamierzam trenować od samego początku i wysyłać mnóstwo listów przypominających o pracach domowych - zastrzegła z miejsca, a jej entuzjazm zdawał się z niej po prostu wylewać, co było wręcz szalone, ale jej akurat nie przeszkadzało. Była stworzona do rywalizacji, do tego, by walczyć i zwyciężać, to było dla niej niesamowicie istotne, chciała jednak robić to wszystko po prosu honorowo, co do tego nie było najmniejszych nawet wątpliwości. Nie chciała nikomu podkładać świni, co to, to nie, myśl taka zupełnie jej nie pasowała, być może dlatego, że wolała walczyć przy pomocy swego umysłu, a nie podstępnymi sztuczkami, które przynosiły efekty, ale nie pozostawały nimi na długo. - Na to liczyłam - stwierdziła uradowana, bo naprawdę chciała, żeby się tutaj dobrze bawili, a skoro nawet to pływanie po jeziorze jej nie przerażało, to była w stanie przyjąć chyba wszystkie wyzwania. Ostatecznie to woda była najgorsza, więc nie sądziła, by miało spotkać ją coś tragicznego, kiedy wybierze się na inne atrakcje, na jakie mogli tutaj wpaść. Zaraz jednak spojrzała na kuzyna ze sporą dawką zaciekawienia i również skinęła głową. - Ta magia jest niesamowita, obezwładniająca, mam wrażenie, że da się ją znaleźć i spotkać na dokładnie każdym kroku, że można się o nią niemalże potknąć, że sama przychodzi do ciebie, kiedy chce. Pytanie tylko, czego dokładnie chce. Byłeś może przy posągu wiedźmy? - odparła zaraz, a później uśmiechnęła się jeszcze lekko, kiedy wspomniał o muzyce i musiała przyznać, że tego również się nie spodziewała i była to dla niej nowość i wspaniała ciekawostka, którą zamierzała poznać nieco lepiej, chociaż nie musiała też z miejsca zapadać się w tej całej muzyce, kulturze i tradycjach, jakie tutaj spotykała. Przyglądała się przez chwilę drewnianemu statkowi, nie mając co do niego żadnych oczekiwań, może nieco obawiając się, co może ją tutaj spotkać, ale założyła, że na pewno nie wpadnie do wody. To byłoby chyba najgorsze, co by ją spotkało. Ostatecznie zaś obiciami i brudem nie zamierzała się przejmować, wygrała w końcu finał quidditcha w ulewie, burzy, wpadając w błoto i robiąc więcej szkód, niż można było sobie wyobrazić, poza tym obrywała już tłuczkiem w brzuch, więc była gotowa na różnego rodzaju obrażenia. Dlatego też machnęła ręką na, to kiedy kuzyn dopytywał jej, czy aby na pewno wszystko dobrze i wyjaśniła mu również swój punkt widzenia, by zrozumiał, że nie oszukuje, ani nie próbuje go zbyć. Kiedy zaś Nikola ruszył, by zdobywać statek, obserwowała go z napięciem, by wydać z siebie zduszony jęk, kiedy kuzyn spadł i wylądował prosto w wodzie! Jej serce na moment chyba się nawet zatrzymało, bo taka była przerażona, ale zaraz zorientowała się, że nie było tutaj żadnego zagrożenia i odetchnęła głęboko. - Wyglądasz jak potwór z bagien - powiedziała, śmiejąc się ciepło, a na jego pytanie skinęła głową i zabrała się do oczyszczania go z tego całego brudu. Potem jeszcze proste silverto, żeby go osuszyć i można było rzec, że są gotowi na dalsze zdobywanie świata, czy raczej atrakcji w wesołym miasteczku.
Nikola Brandon
Rok Nauki : VII
Wiek : 21
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : Dość niedbały wygląd, ubranie często połatane kolorowymi materiałami. Szeroki uśmiech z dołeczkami. Świeża blizna na prawej łydce.
Dzieciństwo oboje mieli ciekawe, choć zupełnie różne pod wieloma względami. Ich rodzice mieli zgoła odmienne podejście do wychowywania potomstwa, co tłumaczyć można zarówno różnicami charakteru, ale także innymi rolami społecznymi, w które młodzi Brandonowie mieli w przyszłości wejść. Ojciec Nikoli swoim roztargnieniem niejako wymuszał na kilkuletnim chłopcu, by ten był w stanie sam o siebie zadbać, ale jednocześnie dawał mu niemal nieograniczoną swobodę, która przełożyła się na charakter blondyna. Luźny stosunek do zasad, zakazów czy obowiązków wynikał między innymi z tego, że chłopak nigdy wcześniej nie musiał się do nich stosować, bo Charlie nie kłopotał sobie głowy czymś tak nieistotnym, jak godzina policyjna lub restrykcje w możliwości poruszania się po okolicy. Zaradność i kreatywność także były pokłosiem lat spędzonych z ojcem, kiedy to nie raz musiał na własną rękę poradzić sobie z zaistniałym nagle problemem. Wszystko to sprawiło jednak, że stał się tym, kim był teraz - radosnym, trochę roztrzepanym siedemnastolatkiem. No właśnie...siedemnaście lat minęło, a on nadal czuł i zachowywał się jak bardzo wyrośnięte dziecko. Faktycznie, pod pewnymi względami może i był odrobinę bardziej odpowiedzialny i samodzielny od rówieśników, ale poza tym potrafił być tak skrajnie niedojrzały, cielęco naiwny, a w żartach smarkaty, że nikt o zdrowych zmysłach nie nazwałby go dorosłym. Niewyobrażalnym wydawało się, że osoby w jego wieku zaczynają wchodzić w poważne związki, zaręczać się, a nawet planować rodziny. On natomiast żył z dnia na dzień, a jego największym zmartwieniem była wczesna pobudka w dni szkolne... -Merlinie, już współczuję tym biednym Krukonom. Możesz ich potem wysyłać do mnie, kiedy będą mieli dość odrabiania prac domowych i Twoich wiadomości.- mrugnął porozumiewawczo do kuzynki, uśmiechając się serdecznie. Doświadczył już zapalczywości wychowanków Ravenclaw, wiedział więc, że są w stanie zrobić wiele, by podskoczyć w wyścigu o Puchar Domów, niemniej zdeterminowana Victoria, to niebezpieczna Victoria, był więc w stanie wyobrazić sobie tę tonę listów na biurku i tak zafiksowanego lekcjami trzecio czy czwartoroczniaka.-Chętnię im wszystkim zorganizuje łagodzące napięcie wieczorki herbaciane. Skombinuję trochę ciastek z kuchni, może jakiś placek... Twoje koleżanki będą zachwycone- wyszczerzył się jeszcze bardziej. Woda rozbijała się o burty żółwika, chlupocząc cicho, acz nieprzerwanie, gdyby się więc skupić tylko na tym dźwięku, można było zapaść w trans lub zwyczajnie zasnąć. Pozostałe odgłosy dobiegały z coraz to większej odległości, aż wreszcie zdawały się tylko szmerem w uszach, nieszczególnie uciążliwym. Słońce grzało, temperatura była jednak nieporównywalnie niższa niż te zaledwie kilka dni temu, można było więc oddawać się w spokoju słodkiemu lenistwu, rozkoszując się wakacjami i dniem, który zamierzali spędzić tylko i wyłącznie na zabawie. Rozmowa o dzikiej magii zaciekawiła go, był bowiem ciekaw, czy inni podzielają jego odczucia względem niej, z chęcią też dowiedziałby się czegoś więcej o samej naturze tutejszych czarów, a nie znał osoby bardziej kompetentnej w udzielaniu informacji niż Vic. Zapytany o posąg wiedźmy pokręcił głową, zaraz też podłapał temat i wypytał dziewczynę o wspomnianą statuę. W Nowym Orleanie było tyle ciekawych miejsc do zobaczenia, a na każdym kroku napotykał się na nowe, coraz bardziej więc oswajał się z myślą, że nie da rady zwiedzić każdego tutejszego zakątka. Najwyraźniej jednak zamierzał stawić czoła wszystkim opuszczonym, rozpadającym się okrętom, nienauczony bowiem doświadczeniami wczorajszego wieczora, wraz z kuzynką postanowił wspiąć się na statek wystający z wody na środku bajora. W przypływie adrenaliny Nikola zapomniał nawet o bolącej łydce, którą poprzedniego dnia zranił i mocno nadwyrężył podczas walki z inferiusem. Oboje pięli się coraz wyżej i wyżej, mając szanse dostania się na pokład, żadne z nich nie zdołało jednak tego dokonać, zwalając się w dół bardziej lub mniej fortunnie. Szczęśliwie dziewczę wylądowało z powrotem w rowerku, oszczędzając sobie kąpieli w zimnej, śmierdzącej wodzie, która to przypadła Puchonowi. Nie można jednak w jego przypadku mówić o pechu, w końcu poza zniszczonym chwilowo ubraniem nic mu się nie stało, a upadek z takiej wysokości to tak płytkiej wody mógł się przecież skończyć dużo bardziej tragicznie. Niezbyt wyjściowy wygląd udało im się jednak szybko ogarnąć i już kilka minut później gotowy był do dalszych podbojów. Powoli kierował już rowerek w stronę przystani, czuł się jednak w obowiązku zapytać kuzynki o zdanie: -Myślisz, że możemy się już zbierać na kolejne atrakcje, czy jest jeszcze coś, co chcesz tutaj zobaczyć?
Byli niesamowicie różni, kroczyli zupełnie odrębnymi ścieżkami, ale Victorii ani trochę to nie przeszkadzało. Gdyby wszyscy w rodzinie byli tacy, jak ona, z całą pewnością spotkania przebiegałyby niesamowicie nudno i restrykcyjnie. W końcu faktycznie przypominała pod wieloma względami lodową księżniczkę, a im była starsza, tym bardziej czuła, że nie dla niej te miłostki, zakochiwanie się, czy robienie czegokolwiek podobnego. Była niezależna, mogła być samotna, a przed nią rozpościerala się jedynie wizja wspaniałej kariery i jeszcze cudowniejszego budowania silnych fundamentów dla kolejnych pokoleń Brandonów. I w przeciwieństwie do dziewczyn w jej wieku, nie myślała tutaj w kontekście własnego potomstwa, bo jakoś nie czuła potrzeby jego posiadania. Oczywiście, mogła dowiedzieć się, że to jej się zmieni, ale obecnie odnosiła wrażenie, że tak chłopak, jak i dzieci, stanowiłyby dla niej jedynie niepotrzebne obciążenie, które do niczego by jej nie prowadziło. Co więcej, nie sądziła nawet, by była choć odrobinę zakochana w Fillinie, chociaż przecież oficjalnie, jakkolwiek by to nie brzmiało, była jego dziewczyną. Spędzała z nim miło czas, ale nie sądziła, by wyszło z tego cokolwiek więcej. Zgodnie z tym co sama przyznała w obecności chłopaka, nie wiedziała, czy była kiedykolwiek zakochana, ale po rozmowie, jaką przeprowadziła z Alise, miała właściwie absolutną pewność, że nie zna tego uczucia, tego uskrzydlającego czegoś, co miało wzbić ją gdzieś wysoko, czy zrobić cokolwiek podobnego. Mówiąc prosto, nie dla niej były amory i być może powinna o tej sprawie porozmawiać również z kuzynem, by poznać nieco męski punkt widzenia i zdecydować, co dalej. Choć, oczywiście, ona po prostu prowadziła chłodną kalkulację. Jak zawsze. - W tym roku Ślizgoni odebrali nam Puchar, ale nie zamierzam na to dalej pozwalać, Niko. Nie po to zostawałam prefektem, żeby pozwalać Krukonom na niesubordynacje i bumelowanie - stwierdziła, co zabrzmiało dość twardo, aczkolwiek jej jasne oczy zdawały się śmiać. Mrugnęła do kuzyna, kiedy usłyszała jego kolejne słowa i spojrzała na niego z miną świadczącą o tym, że owszem, dziewczyny zapewne będą zachwycone, co do tego nie miała właściwie żadnych wątpliwości, a im dalej o tym myślała, tym bardziej dochodziła do konkluzji, że na pewno znajdą się takie jednostki, które będą za jej kuzynem wodzić maślanym spojrzeniem. - Jakieś konkretne koleżanki mają być zachwycone? - zapytała zatem dość zaczepnie, jak na nią. To, że nie zaczęła panikować, chociaż przecież wydała z siebie zdecydowanie niepokojący okrzyk, było z całą pewnością dobrym znakiem. Uparła się jednak, że urodziny Nikoli będą jak najlepsze, takie, by dobrze się bawił, by doskonale je zapamiętał, by miał co wspominać, ostatecznie nie każdego dnia kończyło się siedemnaście lat, nie każdego dnia stawało się pełnoletnim i można było robić zdecydowanie więcej rzeczy, niż wcześniej. To było w pewien sposób fascynujące, a komuś takiemu, jak Victoria, która po prostu nie była w stanie sobie odpuścić i uwielbiała używać do niemalże wszystkiego zaklęć, w pewien sposób opadały klapki z oczu. Od tej pory nie musiała już wędrować w kieracie, a skoro jej kuzyn również mógł robić dokładnie to, co chciał, to podejrzewała, że czeka ich sporo fantastycznych chwil, kiedy zaczną zajmować się tworzeniem niestworzonych wynalazków i to powodowało, że jej serce biło szybciej. Być może była dziwna, kto wie, ale to właśnie jej odpowiadało, to ją fascynowało, podobnie, jak cała wiedza, jaką mogła zdobyć, jakiej mogła jeszcze doświadczyć. - Nie, wracajmy! Teraz ty wybierz miejsce, do którego chcesz iść - powiedziała, kiedy byli już gotowi i na pewno nikt nie mógł powiedzieć, że jeszcze chwilę wcześniej wyglądali jak niepoprawna para obdartusów. Otrzepała jeszcze dłonie, sprawdziła, czy ma różdżkę i lekko skinęła głową kuzynowi. - Podobno jest tutaj kolejka, w której brakuje torów i momentami wagoniki po prostu suną w powietrzu.
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
Nikola Brandon
Rok Nauki : VII
Wiek : 21
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : Dość niedbały wygląd, ubranie często połatane kolorowymi materiałami. Szeroki uśmiech z dołeczkami. Świeża blizna na prawej łydce.
Rzadko bywał na spotkaniach rodzinnych, nie zdążył więc przesiąknąć tym podniosłym i wymagającym stylem życia, wśród których wychowywała się Victoria. Dopiero kilka lat temu na stałe przeprowadzili się z ojcem w pobliże rodowej siedziby, odnawiając tym samym kontakt z krewnymi. Jednak po tym, jak i wcześniej, Charlie nie kwapił się do udziału w eleganckich bankietach, formalnych obiadach czy nudnych spotkaniach biznesowych. Papa ze swoim roztargnieniem i zniecierpliwieniem nie nadawał się do wielogodzinnego przestrzegania protokołu, rozmów w jego mniemaniu jałowych i zwyczajnie nudnych. Szkoda mu było czasu na takie spotkania, czy jak to czasami nazywał - teatrzyki. Z tych właśnie powodów Niko raczej nie był częstym uczestnikiem oficjalnych zjazdów rodzinnych, jako maluch podróżując z ojcem po kraju, a jako już nieco starsze dziecko stawiając towarzystwo ojca nad jakichś tam odległych krewnych. Dopiero jako nastolatek zaczął pojawiać się na bożonarodzeniowych obiadach, letnich zlotach i innych podobnych imprezach, do udziału w których namawiała go właśnie kuzynka. Nikola odwiedzał wujostwo jednak znacznie częściej, zazwyczaj bez okazji, po prostu odwiedzając ich w trakcie wakacji za pomocą sieci Fiu. Czuł się o wiele bardziej komfortowo podczas takich casualowych wizyt, kiedy wszyscy mogli zachowywać się swobodnie, nie martwiąc się o obowiązujące zwyczaje i konwenanse. -Rany, mam nadzieję, że Yuuko i Sky nie będą tak wymagający- udał zmartwienie, jednak chwilę później na jego twarzy ponownie wykwitł szeroki uśmiech. Wiedział, że Puchoni potrafią się sprężyć i wyjść na prowadzenie w zdobywaniu punktów, jednak taka motywacja najczęściej okazywała się dość ulotna, nie mijało więc wiele czasu, a już inny dom dawał radę ich prześcignąć. -Nie miałem nikogo konkretnego na myśli. A co, szykujesz dla mnie kogoś kuzyneczko? - odparł równie zaczepnie, wybuchając śmiechem na koniec. Niko nie miał ogromnego doświadczenia w związkach, zresztą trudno się dziwić, zważywszy na jego dość dziecinne jeszcze podejście do niektórych spraw. Oczywiście, były na przestrzeni lat dziewczyny, które mu się podobały bardziej lub mniej poważnie, ani myślał jednak, by szukać już poważnego związku, czy - o zgrozo! - planować powoli swoją przyszłość. Wychodził z założenia, za wzór biorąc sobie własnych rodziców, że ma jeszcze czas na miłość i założenie rodziny. Miał to szczęście, że nikt nie naciskał na niego, by tuż po zakończeniu szkoły zaczął szukać narzeczonej, najlepiej majętnej i z dobrego domu. Merlinie, ale to przestarzałe podejście! -Daj mi znać, gdybyś zamierzała mnie swatać, może nawet kupię sobie koszulę... - zakończył temat, posyłając Victorii delikatnego kuksańca w bok i śmiejąc się szczerze. Udało im się wyjść bez szwanku z całej tej przygody z okrętem, co już napawało optymizmem do dalszej zabawy. Najwidoczniej los postanowił odpuścić im w tej wyjątkowy dzień, a może dobre duchy czuwały, by nic im się nie stało? W każdym razie mogli do woli korzystać z całego dnia w wesołym miasteczku, nie ograniczając się przy wyborze atrakcji. Chwilę jeszcze pokręcili się po jeziorku, ochlapując wodą parę na pływającym łabędziu - co sam rowerek przyjął niezbyt przyjaźnie - by wreszcie skierować się z powrotem ku przystani. Niko podpłynął tak blisko pomostu, jak było to możliwe, chcąc umożliwić kuzynce bezpieczne i komfortowe zejście na ląd. Podał jej następnie resztę rzeczy, wliczając w to puste już opakowanie po ciastkach, by w końcu samemu opuścić rowerek wodny, do którego wpakowała się inna dwójka nastolatków. Otrzepał się, choć nie było pu temu potrzeby, zaklęcie podziałało bowiem podręcznikowo, doprowadzając go do porządku może nawet większego niż przedtem. -Mówisz o tym? - wskazał głową na ogromny rollercoaster, który górował nad wszystkimi pobliskim i atrakcjami. Na pętli, którą widzieli, akurat pojawił się wagonik, z którego dobiegł ich piskliwy krzyk, bardzo częsty przy tego typu atrakcjach, zachęcający i tak już przekonanego Puchona, że to tam powinni udać się w następnej kolejności. -To na co czekamy, chodźmy!