Nikt nie mówi o tym miejscu, bowiem jest ono z pozoru niespecjalnie ciekawe. Jeśli jednak wytężysz swoje zmysły usłyszysz – absolutnie nic. Panuje tutaj kompletna cisza, nieprzerywana nawet muzyką wiatru, zdaje się, że powietrze stoi w miejscu, a ten niewielki brzeg jakby położony był za przedziwnymi barierami. Miejsce idealne do odpoczynku, jeśli tylko cisza Ci nie przeszkadza. Nie musisz obawiać się dzikich zwierząt, dziwna aura skutecznie je odgania.
Na wejście należy rzucić kostką k6: parzysta – udaje Ci się znaleźć to miejsce. nieparzysta – niestety nie udaje Ci się znaleźć tego miejsca.
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Nie mógł znaleźć odpowiedniego wyjścia z tej sytuacji, co zdawało się tylko jeszcze mocniej go rozstrajać. Mefisto nie wiedział co ze sobą zrobić, więc odchodząc od Emily udał się w pierwszym lepszym kierunku, dając zadecydować odruchom, przeznaczeniu, przypadkowi - czemukolwiek, co nie oczekiwało jego opinii. Dopiero po chwili zorientował się, że zostawia pensjonat w tyle, a brak chęci powrotu podpowiedział mu, że jednak lepiej pozbyć się dzisiejszych planów. Nie chciał psuć swoim humorem Sky’owi popołudnia, nie chciał go martwić i jeszcze w tym momencie był pewny, że nie chce wyjaśniać o co chodzi. Przede wszystkim jednak po prostu nie chciał musieć się przejmować czymkolwiek innym, wyklinając cały wszechświat i zarzekając się przed nim, że czas na odrobinę samolubności. Bo był urażony. Dogłębnie, boleśnie i zaskakująco, bo zwykle nie dopuszczał do siebie ludzi aż tak blisko, że ich odejście pozostawiało taką pustkę. I choć to on odszedł, zostawiając Emily przy ławce, to czuł dotkliwie, że to ona odsunęła się pierwsza i ona go do tego zmusiła. Napisał do Sky’a niemal odruchowo, choć pióro skrzypiało mu przy każdym słowie od dodatkowego nacisku, w jednym miejscu chyba nawet rozrywając kartkę. Ze świadomością, że powinien zaczekać na odpowiedź albo dodać coś jeszcze, wcisnął niedomkniętego wizbooka z powrotem do torby, nie wiedząc jak pisemnie przekazać chłopakowi swoje myśli. Było ich za dużo i zdawały się ciążyć przy każdym kroku, aż i na nie zabrakło sił; Mefisto przystanął w końcu gdzieś w tej gęstwinie, spoglądając na podmokły teren z pustką w zielonych oczach, w których odbijały się niegroźne iskry wypadające z uparcie ściskanej różdżki.
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
Chciał ją lubić. Chciał widzieć w niej dobro i chciał jej ufać, skoro była ważna dla Mefisto. Nie mógł nie być jej wdzięczny za pomoc, którą dała jemu samemu i nie patrzeć na nią przychylniej po tym co usłyszał o niej od Ślizgona, a jednak nastroszył się momentalnie czytając imię Emily w tym kontekście, w jakim pojawiło się na stronie wizbooka, otwartego na konwersacji z Noxem. Zdecydowanie ich przyjaźń była inna od tej, którą on sam miał z Florą i starł się mieć to na uwadze. Zaalarmował go natomiast go brak precyzji w zazwyczaj tak zgrabnie dobieranych słowach, więc wystarczyła zaledwie chwila, by znalazł się na drodze prowadzącej na mokradła, gdzie zaklął głośno, pewny tego, że jego Wilk w emocjach nie zatrzymał się, by na niego poczekać. "Typowe. Poszedł do swoich", usłyszał i poczuł chłodne muśnięcie pocieszenia na swoim policzku. - Ja jestem jego - odpowiedział od razu, ściągając brwi w irytacji na nieposłuszność ukochanego, bez chwili zawahania decydując się na samotne wkroczenie na tereny mokradeł, naiwnie spoglądając na ziemię w poszukiwaniu świeżych śladów, by w końcu poddać się, pozwalając brodzie zadrżeć w smutnym zwątpieniu. Może Mefisto faktycznie nie chciał go teraz widzieć. Może nie chciał jego wsparcia, nie potrzebował pomocy ani bliskości. W końcu gdyby tylko chciał, to przyszedłby prosto do niego. Pokierowałby go chociaż gdzie ma go znaleźć, jeśli nie chciał czekać. Zacisnął pięści pod myślą, że gdyby sam był Wilkołakiem, to może rozumiałby go wystarczająco, by zostać do niego zaproszonym lub zwyczajnie umiałby go wytropić. - Pomóż mi, proszę - jęknął błagalnie, gdy tylko pokręcił głową, wyzbywając się nieprzyjemnych lęków spod miodowych kosmyków, gotów zgodzić się na danie Mefisto przestrzeni, ale chciał to usłyszeć od niego samego. Nie mógł go tak zostawić, nie mógł się wpierw nie upewnić, spróbować zrobić to po swojemu. "Będzie na Ciebie zły". ostrzegła go jeszcze, ale zniknęła posłusznie, pozostawiając go samego, gdy w rytmie szalejąco bijącego serca powtarzał sobie, że May nie zna przecież Mefisto. Może i poznała więcej Wilkołaków od niego, ale on znał dobrze tego jednego i nie potrzebował żadnego innego, wierząc, że likantropia może i dyktuje pewne skłonności, ale nie cały charakter. Nie było nikogo drugiego takiego jak jego Wilk. Narzucając dziewczynie nerwowy pośpiech podążył za nią, przedzierając się przez leśne gąszcza, ignorując zupełnie fakt, że po drodze wpadł w kilka nieprzyjemnie lepkich pajęczyn, by w końcu z unoszącą się gwałtownie od wysiłku i zmartwienia klatką zatrzymać się i wbić niepewny wzrok w ukochaną zieleń. - Mefu - wyrzucił drżąco od ciężko łapanego oddechu, robiąc krok w jego stronę, by zamknąć palce na jego przedramieniu, nie wiedząc czy powinien się cofnąć czy wręcz przeciwnie, porwać swojego Wilka w ramiona. - Nie poczekałeś - zauważył ostrożnie, chcąc dać mu szybko do zrozumienia skąd w nim ta niepewność i zasugerować, że nie wie co zrobić. - Co jest?
Kostka: Brak, bo duch mnie prowadzi do Mefa :3
kostka na ducha:
B - Twój duch jest dzisiaj wyjątkowo irytujący. Nieustannie Cię zagaduje, więc w każdym poście musisz zaznaczyć, że niegrzecznie przerywa Ci rozmowę, albo o coś pyta.
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Nie chciał czekać. Przejmować się teraz kimś innym, znowu dawać coś od siebie i przez to wydłużać swoją furię, która rozdzierała go od środka, prosząc o jakąkolwiek pomoc w wydostaniu się. Chciał przez chwilę nie czuć i nie myśleć, bo denerwowanie się na przyjaciółkę było stanowczo zbyt wyczerpujące. I nie myślał o tym ile przykrości może sprawić Sky'owi, zbyt dumny z tego, że przynajmniej go poinformował. Drgnął gwałtownie, przez łomotanie serca nie zwracając uwagi na nadchodzące kroki; odwrócił się przodem do swojego towarzysza, tym jednym ruchem rozbudzając różdżkę trochę za mocno, falą zbitego powietrza odpychając go może nieszczególnie groźnie, ale jednak znacząco. Mefisto upuścił różdżkę, odruchowo unoszoną w jakimś bezsensownym celu obrony, bo przecież w jego głowie rozbijały się tylko rzucane nathanielowym głosem klątwy. - Kurwa, Sky - wyrzucił z siebie bardziej wściekle, niż tego chciałby, przechwytując jego dłoń w mocnym uścisku, by jakoś go wesprzeć i zapewnić, że wcale nie próbuje go od siebie odetchnąć. Zamiast tego zacisnął szczęki, siląc się na spokój, co utrudniała mu świadomość, że... na Merlina, zamiast się porządnie powkurwiać, to musi myśleć o tym, żeby nie zrazić do siebie przypadkiem Puchona. Puścił go ze sfrustrowanym sapnięciem, podnosząc różdżkę i strzepując z niej drobinki ziemi, gdy spojrzeniem odbiegał już gdzieś w dal, nie wiedząc nawet od czego zacząć. I pewnie powinien się po prostu przymknąć, tłumiąc to w sobie jak najmocniej, ale z jakiegoś powodu nie mógł. - Przespała się z nim - warknął, walcząc z drżącym mu w klatce piersiowej śmiechem, podsumowującym absurdalność omawianej sytuacji. - Kurwa, on jej powiedział- powiedział jej o tym jebanym Cruciatusie, a on przespała się z nim. I ma czelność mówić mi, że go KOCHA i jak to przy nim cierpi, no do kurwy nędzy - nadawał dalej, nie zamierzając się już zatrzymywać, chociaż z każdym słowem nakręcał się tylko bardziej, czując już jak różdżka parzy go w dłoni. - Mogłem jej powiedzieć, wskoczyłaby mu do łóżka jeszcze wcześniej. Ale ja się kurwa powstrzymywałem, żeby jej przykrości nie robić, bo już wystarczająco miała z nim problemów. Ja mu jeszcze dawałem szanse, żeby się jakoś magicznie dogadać...
Skyler Schuester
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 179 i PÓŁ!
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
Mimowolnie spłoszył się i spiął nerwowo czując to odepchnięcie go w tył, ale jasne oczy wciąż tkwiły uparcie wbite w Mefisto, nieco niedowierzając jeszcze tej reakcji. Drgnął wystraszony, co jednak silniej zdradziło to przeklęte spojrzenie, które nie pozwalało mu ukryć żadnej emocji, bo choć spodziewał się smutku, złości czy irytacji, to zdecydowanie nie agresji zamkniętej w brzmieniu jego własnego imienia. "Mówiłam". Spojrzał na May ściągając brwi ostrzegawczo, chcąc dać jej subtelnie znać, żeby zostawiła ich samych, bo... wcale nie miała racji. Nie mogła mieć. Nigdy wcześniej nie widział swojego Wilka tak wściekłego, więc nie miała prawa oceniać go po tej jednej chwili, skoro to wcale nie było normą i chciał wierzyć, że ten wyjątek nie potwierdza reguły. Widział te mięśnie napinające się w buncie i uspokajał się szybko, nie dostrzegając w tym żadnego zagrożenia dla siebie samego, a wręcz mimowolnie zapisując sobie w pamięci ten widok, nie mogąc podświadomie nie zachwycić się nad pięknem wytatuowanego ciała. Nie zdążył odpowiednio zmartwić się tym, że się od niego cofnął, a więc teraz nie wie jak go pocieszyć, skoro zawsze opierał tę czynność na fizyczności - nie tylko ciasnej bliskości, ale też głaskaniu czy drobnych pocałunkach. Wiedział jak usypiać do snu, jak uciszyć lęki, okazać wsparcie lub odciągnąć uwagę seksualnością, ale nie wiedział jak reagować na złość, jeśli miał jednocześnie utrzymać się na dystans. Nie zdążył, bo już sam mimowolnie się jej poddał, zaciskając mocno szczęki, by powstrzymać się od nieprzyjemnego komentarza na temat Emily, bo nawet jeśli sam Mefisto był teraz na nią wściekły, to wciąż nie mógł pozwolić sobie na oszczerstwa w jej stronę. I wcale nie potrzebował większej precyzji w mefistofelesowskich słowach, bo już od pierwszego zdania doskonale zdawał sobie sprawę o kim mowa, nie mogąc uwierzyć, że informacja o Cruciatusie wymierzonym w kogoś jej bliskiego nie ostudziła jej uczuć. - Nie potrzebujesz jej - wycedził, próbując zamknąć wszystkie swoje myśli w jak najmniejszej ilości słów, by to Mefisto miał szanse się wygadać, krzyżując ręce na piersi, gdy mięśnie napinały mu się z oburzenia, którego nie miał przeciw komu obrócić. - Ciebie też powinna kochać na tyle, by to nie był argument. Zasługujesz na przyjaciela, który... - urwał, zaciskając zęby z drżącego oburzenia, bo nawet on nie wyobrażał sobie, że miałby mieć ochotę na seks z kimś, kto jakkolwiek skrzywdziłby jego Florę. A już na pewno nie chwilę po zdobyciu informacji, że ktokolwiek śmiałby rzucić na nią Cruciatusa. "Nie prowokuj go bardziej, cofnij się." - To zdrada. Nie może tego usprawiedliwiać niczym - wyrzucił z siebie, spinając się w gotowości do namawiania Mefisto, że nawet jeśli zdecyduje się jej wybaczyć, to by odsunął ją od siebie i nigdy jej już nie ufał. Nie zasługuje na jego miłość, na troskę, na dobro i na ciepło. Nikt tak samolubny nie zasługuje na Mefisto, ani nawet na miano czyjegokolwiek przyjaciela. Czegokolwiek by nie powiedziała, to jej czyny znów pokazały jej prawdziwą naturę. Nie można jej ufać.
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Niby bezwiednie zaczął przelewać swoją złość przez różdżkę, a jednak przecież tliła mu się ta myśl w głowie. Trawiące go od środka gorąco pokierował na niby niepozorne zaklęcie ogrzewające, porzucając już kompletnie panowanie nad jego potęgą; nie zauważył zatem, że woda przy brzegu zagotowała się niepokojąco, przysłaniając swoją mętność pianą. Odsunął się odruchowo, by nie wyrzucać sobie potem, że zapomniał o delikatności, o którą zwykle starał się przy Sky'u. Zresztą, półprzytomnym spojrzeniem ogarniał już okolicę, szukając jakiegoś punktu zaczepienia - czegoś, co dałoby mu oficjalną zgodę na wyrzucenie z siebie całej tej złości. Jakiejś zachęty, czegokolwiek. - To ona nie potrzebuje mnie - prychnął, nie mogąc opanować tego podniesionego tonu, który wyrywał mu się za każdym razem z niemal piekącego od niewykorzystanego jadu gardła. Chciał krzyczeć, ale nie wiedział co. Chciał obrażać Emily, ale nawet w tej chwili nie był w stanie pozwolić sobie na obrzydliwą wulgarność, która może wylałaby się z niego przy kimś bardziej mu obojętnym. Teraz szukał jakiejś siateczki przekleństw, która złapałaby zranione serce, trzymając je w jednym kawałku... i nie wiedział, w którą stronę najlepiej byłoby się kierować. "Ciebie też powinna kochać". - Zarzekała się, że na mnie też jej zależy. TEŻ. Zajebiste pocieszenie, biorąc pod uwagę jak- kurwa, Sky, jak mogła? - Odwrócił się do niego, kopiąc jakiś kawałek drewna w bliżej nieokreślonym kierunku, łapiąc kolejne oddechy tylko dzięki rozluźniającemu pieczeniu ściskanej boleśnie różdżki. - Bez zastanowienia? Bez jakiejś refleksji, bez- bez tej pieprzonej lojalności. Dałem jej się zaciągnąć na tę cholerną imprezę, poleciałem za nią na Grenlandię - cedził dalej, zaciskając powieki w znajomym przypływie autoagresji, bo nawet teraz obracał wszystko na siebie. To on jej ufał, to on jej się dawał wykorzystywać. I to on ostatecznie nie był wystarczający, bo przyjacielska miłość nie mogła konkurować z toksycznym związkiem. Była rodziną. Jako przyjaciółka, była po prostu rodziną. I nawet ona olała go dla kogoś innego... - Sky - zaczął spokojniej, pod nagłą falą ochłodzenia, która i zaklęcie zdołała zatrzymać. Wcisnął różdżkę do kieszeni, ignorując podłużne zaczerwienienie przecinające wnętrze dłoni, by podejść bliżej i złapać chłopaka za szczękę, ciągnąc go ku sobie niby do pocałunku. Pewnie, stanowczo, ze świdrującym spojrzeniem utkwionym w jasnych tęczówkach, bo im jeszcze wierzył. - Powiedz mi, że się dla ciebie liczę. - Wiedział, że Sky potaknie. Wiedział, że mu uwierzy. Wiedział, że uspokoi się pod tym zapewnieniem choćby odrobinę. Ale musiał to usłyszeć, bo nie chciał ani sekundy dłużej spędzać z poczuciem, że Emily wcale nie zależało, o czym świadczyły jej czyny.
Skyler Schuester
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 179 i PÓŁ!
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
Jego złość pojawiła się szybko, utrzymując się na tym subtelnym, równym poziomie, gotów pojawiać się za każdym razem, gdy tylko przypomni sobie o Ślizgonce, a jednak pękła od razu pod pytaniem Wilkołaka, ściągnięte w oburzeniu brwi wyginając w łuki, bo czuł, że i jego własne serce pęka, oglądając swojego Wilka tak dogłębnie zranionego. Ale tym razem to nie był jego pech. Nie zraniła go fortuna, a decyzje konkretnej osoby i było to coś, na co mógłby mieć wpływ, a jednak przymknął oko, dał uśpić swoją czujność i w efekcie czego nie uchronił Mefisto przed zupełnie zbędnym cierpieniem. Bo przecież już wcześniej wiedział jaka jest Emily. Dała mu przedsmak swojego zachowania i powinien był odciągnąć swojego Wilka od niej jak najdalej. "Nie panuje nad sobą. Nie panuje nad magią. Może nie chcieć i Cię skrzywdzić" - Nie zasługuje na Ciebie - powiedział, nie przejmując się wcale jak banalnie to brzmi, bo to właśnie było jego szczerą myślą i był gotów powtarzać to jak mantrę, byle tylko Mefisto też to zrozumiał i usunął ją ze swojego życia. May pisnęła cicho ze strachu, gdy dłoń Mefisto sięgnęła do puchoniej twarzy, ale sam Sky stał wciąż pewnie, mimo podjudzającej go dziewczyny nie potrafiąc dostrzec w swoim Wilku zagrożenia, bo przecież nie widział go nawet, gdy ten był w wilkołaczej postaci. Nie spłoszył się więc zupełnie, ciepłem i pewnością spojrzenia próbując ogrzać ochłodzoną emocjami zieleń, szukając w niej odpowiedzi, jak mógłby pomóc, sam lgnąc do niego żałośnie, czując jak zalewa go mieszanka zakochania z bezsilnością. - Oczywiście, że tak. Ja naprawdę Cię kocham. Nie wątp w to nigdy - zapewnił go od razu, przełykając ślinę pod gorącem zalewającym go mimowolnie przez stanowczość jego Wilka, instynktownie kładąc mu dłoń na wysokości serca, chcąc wyczuć czy to bije już spokojniej - Nigdy bym Cię nie zdradził, możesz mi ufać - dodał ciszej, tak skupiając się na zmniejszaniu dystansu dzielącego go od zieleni, że nie słyszał już nawet kolejnych słów May o tym, że Wilkołak może w pełni zaufać tylko drugiemu Wilkołakowi. - Wybaczysz jej?
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Skrzywił się na uwagę Sky'a, nie chcąc jej do siebie w pełni dopuścić, bo wtedy złość ustąpiłaby na rzecz smutku i żalu. Emily zasługiwała na dużo więcej, tak samo jak Puchon - to Mefisto był słabym ogniwem w tych wszystkich relacjach, automatycznie zatruwając je całym złem, które ze sobą targał, i które miało nie opuścić go już nigdy. Nie bolała go banalność tego stwierdzania, a jego nieprawdziwość. Więc rzucił się dalej, szukając ratunku w czymś bardziej zajmującym. Chętnie utonął w skylerowym spojrzeniu, czekając na satysfakcjonujące go potaknięcie, byle tylko upewnić się w przekonaniu, że jednak komuś na nim faktycznie zależy. I miał potwierdzenie w tym, że Schuester przybiegł za nim na mokradła, i w tym, że po prostu go nie krzywdził. Zsunął spojrzenie na jego wargi, przecierając je kciukiem w przerwie pomiędzy słowami, jak gdyby próbował oszacować na ile bliskość pomoże wyczerpać nadmiar dręczącej go energii. Nie zbliżył się, ale pociągnął jego, w przypływie władczości nie chcąc się nawet odrobinę pochylić; czuł, że zachowuje się jak dziecko, a jednak nie mógł darować sobie okazji na sprawdzenie, że rzeczywiście ktoś stara się dla niego, a nie odwrotnie. Wyszeptał ciche "wiem" dopiero w momencie, w którym mógł poczuć przy tym znajomy smak puchonich warg, a jednak obietnica głębszej pieszczoty odbiła się nie w bezpośrednich czynach, a tylko wilczym spojrzeniu. Drgnął na chwilę, przeciążony zadanym przez chłopaka pytaniem, by w końcu mruknąć coś niezrozumiałego z wyraźnym niezadowoleniem, dopadając do niego całym sobą. Pchnął go w tył, niemalże wywracając i odruchowo tylko unosząc, by zaraz wcisnąć go plecami w pień pobliskiego drzewa, uniemożliwiając mu ciągnięcie tematu żarliwym pocałunkiem. - Dam ci wszystko, czego tylko zapragniesz - wymruczał mu do ucha, szarpiąc za jego płatek. - Zrobię cokolwiek, o co tylko mnie poprosisz - kontynuował, drżeniem głosu przyznając się do powoli opadających emocji. Zacisnął palce na biodrze Sky'a, wzdychając pod piekącym bólem, rozlewającym się od oparzenia. Chciał dodać, że w zamian potrzebuje tylko pewności, że ma jakieś znaczenie, ale tak żałosne słowa nie przeszły mu przez gardło, wobec czego wgryzł się w rozpaczliwie w puchonią szyję. - Sky, nie chcę ich. Nie chcę tego wszystkiego. Nie mam siły. I choć cichł, powoli wpadając w łagodniejsze tony, to nie bierność uznawał za faktyczną słabość w tej sytuacji. To akcji bał się dużo bardziej, nie wiedząc jak się zachowywać i czując, że brakuje drobnego popchnięcia, by zrobił coś głupiego.
Skyler Schuester
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 179 i PÓŁ!
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
Rozluźnił się nieco, czując jego oddech na własnych wargach, jakby potrafił oddychać dopiero tym powietrzem, które zabarwione było jego zapachem. Czuł wciąż jego napięcie, czuł jego żal i złość, ale miał go blisko, więc miał też wrażenie, że wszystko jakoś się ułoży. Że wystarczy, że będzie dla niego, że pojawi się na każde zawołanie i nie pozwoli osunąć się w mrok, nie puści go w kierunku zemsty ani zgody na przedłużenie toksycznej relacji. Wiedział, że może dać Mefisto całego siebie i to napawało go pewnością, że będzie dobrze. Zamrugał zdziwiony przy tym nagłym popchnięciu, ledwie dopuszczając do siebie kolejny, dużo głośniejszy pisk May, a już gubiąc wszelkie myśli pod żarliwością łączącego ich pocałunku, nie wiedząc nawet kiedy zacisnął dłonie na jego karku i koszulce, łapiąc dla siebie więcej stabilności w tym podparciu o przebijającą się przez cienką koszulę szorstkość kory. - Dam ci wszystko, czego tylko zapragniesz. Zrobię cokolwiek, o co tylko mnie poprosisz - powtórzył po nim miękko, przesuwając dłoń na tył jego głowy, gdy pozwalał już niskim tonom przejść gładko w zduszony jęk pod tym ugryzieniem, samemu jeszcze delektując się smakiem tej obustronnej obietnicy, którą sobie teraz złożyli. Niewiele było w nim miejsca na wstyd, nie potrafiąc się dziwić temu, że rozpalił się mimowolnie w takiej chwili, skoro gotów był na wszystko, byle tylko poprawić humor swojemu Wilkowi, doskonale sam wiedząc, jak przynajmniej chwilową ulgę potrafią przynieść przyjemne dreszcze. - Zostaw ich. Skończyłeś studia. Jeśli chcesz, to nie musisz już nigdy więcej na nich patrzeć - przypomniał mu cicho, oplatając go ciaśniej nogami, próbując sięgnąć do jego ust po jeszcze odrobinę spokoju, jaką mógł przynieść pocałunek. - Powiedz mi jak mogę- May, idź sobie. Błagam Cię, idź już sobie. Nie skrzywdzi mnie - jęknął błagalnie, bo choć dziewczyna zniknęła mu z pola widzenia, tak wciąż słyszał jej litanię o tym, że gdyby nie likantropia, to nie byłby tak porywczy i że nigdy nie może być pewny tego czy w tej władczości sam nie zdecyduje, że pewnej pełni podda go przemianie.
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Oddech powoli zaczął się normować, gdy Mefisto upewniał się, że niezależnie od jego złości, przy Sky'u był bezpieczny. Nie musiał już słuchać krzywdzących wyznań, planować jakiejś bezsensownej zemsty, odgrażać się rechoczącemu z wiecznie nieszczęśliwego wilkołaka Przeznaczeniu. Mógł po prostu cieszyć się jego bliskością i świadomością, że jest kochany, co przecież znaczyło dla niego tak wiele, zwłaszcza w obliczu sytuacji o tak wielkiej wadze emocjonalnej. Mimowolnie zacisnął zęby jeszcze mocniej, jak gdyby chciał nimi przypieczętować zarówno powiedziane, jak i usłyszane słowa; odsunął się dużo wolniej, słuchając go w lekkim otępieniu, by ożywić się dopiero w momencie, w którym jego uszy rozdrażniło obce imię. - May? - Powtórzył z niedowierzaniem, nie mogąc zrozumieć co zbłąkana dusza mogła mieć wspólnego z ich obecną sytuacją i jakim cudem nie chciała Sky'a zostawić w spokoju. Przy dobitnie zwerbalizowanym wyjaśnieniu, Mefisto zachłysnął się powietrzem, odsuwając się wraz z Puchonem od drzewa. Objął go łagodniej, dystansując się przy okazji na tyle, na ile mógł, z niepokojem wybijającym się w zieleni oczu na pierwszy plan. Chodziło o to, że go odepchnął różdżką? Że tak mocno go złapał, że się na niego tak rzucił? - Nie skrzywdzę cię - przytaknął mu w pierwszej nucie paniki, bo w całej swojej samolubności nie pomyślał o tym, że może zaprzepaścić dwie relacje, a nie jedną. I chociaż jeszcze chwilę temu słyszał od Sky'a błogie zapewnienia, że wszystko jest w porządku, tak teraz zwątpił, nie wiedząc ile niepewności podsunęła mu w międzyczasie May. - Przepraszam cię, ja- ja nie myślę, a ty jesteś taki kochany i do mnie przyszedłeś - mamrotał, cmokając go w usta co i rusz po kilku słowach, żeby nie zapomnieć o ich smaku. - Jestem drama queen, wiem. Już w porządku - dopowiedział, próbując samego siebie uspokoić tym sztucznie opanowanym tonem, by pchnąć kąciki ust ku górze w najbledszym z uśmiechów. - Nie radzę sobie z utratą ludzi, a Emily... my nigdy... Z Emily nigdy się tak nie czułem - wyznał ostrożnie, badając czy rzeczywiście chce zwerbalizować te zmartwienia. Nigdy wcześniej nie czuł, że może ją stracić, chociaż znaków było mnóstwo. - Mógłbym się już przyzwyczaić - dorzucił z rozbawieniem, choć powieki opadły w formie szczerej kapitulacji, nie chcąc widzieć odbicia swojej słabości w krystalicznych tęczówkach.
Skyler Schuester
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 179 i PÓŁ!
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
Zadrżał pod ciepłym pieczeniem, które rozlało się mu po szyi, nie poświęcając mu jednak zbyt dużo uwagi, a jedynie przecierając podrażnione miejsce ramieniem, nieświadomie ścierając leniwie napływającą w drobnych kroplach czerwień o jasny materiał koszuli. - Mierzy Cię miarą poznanych za życia Wilkolaków, do czego nie ma żadnego prawa - odpowiedział, rzucając oskarżycielskie spojrzenie w bok, a jednak nie tylko nie widział, ale i nie słyszał już swojego ducha-przewodnika, nie potrafiąc jeszcze przejąć się tym, że znów się na niego obraziła. Bo nawet jeśli sobie na to zasłużył, to była to nieprzyjemność, którą chętnie przyjmie za dość niską zapłatę za chwilę prywatności ze swoim Wilkiem. Nie chciał przecież, by cokolwiek go rozpraszało w momencie, gdy całą swoją uwagę powinien skupić właśnie na nim. Ściągnął brwi w zmartwieniu, wyrzucając już sobie swoją niedelikatność, a więc i niepotrzebne spłoszenie Mefisto, a przecież ten panował nad sobą odpowiednio, z typową dla siebie gracją balansując na granicy zrozumiałej agresywności. - Wiem przecież, wiem - zapewnił go od razu, wspinając się do ciaśniejszego objęcia, byle tylko dać mu do zrozumienia, że nie chce się odsuwać i ani myśli teraz z niego schodzić, póki Mefisto tylko ma siłę go trzymać, zaraz już łapiąc dla siebie wszystkie podarowane mu drobne pocałunki, każdy z nich próbując przedłużyć choćby o ułamek sekundy. - Już w porządku - powtórzył po nim ciepłym pomrukiem, podłapując od niego słowa, które faktycznie mogłyby go uspokoić, kciukami czule gładząc ukochane ciało, gdy reszta palców zamykała się na nim, by wywalczyć sobie przedłużenie tej bliskości. - Zawsze za Tobą pójdę. Mówiłem Ci, że nie uciekam, tylko gonię - przypomniał mu powoli słowa, którymi podzielił się z nim na początku ich znajomości, których był teraz pewien jak nigdy wcześniej. - Już w porządku. Nie potrzebujesz jej. Masz mnie - kontynuował cicho, wpadając już w ten samolubny ton, jakby faktycznie nie potrzebowali nikogo innego poza sobą do szczęścia. - Załatwimy Ci jakiś inny nocleg. Złożymy się na wynajęcie czegoś do końca wakacji. Może znajdzie się coś z porządną kuchnią, to zrobię tam co tylko zechcesz - zaproponował, próbując podsunąć jakieś praktyczne rozwiązanie chociaż jednej części z problemu, poprawiając się, by móc wsunąć palce w ciemne kosmyki w gładzącym geście - I mam na myśli naprawdę cokolwiek - wymruczał zaczepnie, skubiąc już w tym zalążku obietnicy mefistofelesowe ucho.
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Powoli usiadł na ziemi, ze Sky'em dalej trzymanym stabilnie przy sobie, próbując nie myśleć dokładnie o tym ile prawdy mogło siedzieć w słowach May, które przecież sam sobie wymyślał. W wyobraźni Mefisto dziewczyna opowiadała prawdziwie paskudne historie, podsuwając Sky'owi myśli, które być może normalnie nigdy same by się w jego głowie nie pojawiły. I nie potrafił w pełni przestać się tym przejmować, nawet kiedy trzymał go tak blisko i pocieszał się jego słowami. Co jeśli to wszystko to było tylko kwestia czasu, aż sam nie przekona się o brutalnej prawdzie? - Kocham cię - wtrącił cicho, pewnie nawet ledwie słyszalnie, ciesząc się z tego gonienia jak z niczego. Smutek szybko ściągnął jego twarz w poważniejszym wyrazie, nie chcąc pogrążyć się zbytnio w żalu, który ściskał gardło i podrażniał oczy. Mefisto pokiwał powoli głową, czując już napływ wyrzutów sumienia, bo najwyraźniej zrobiło mu się za dobrze i taka była jego karma - jakim cudem oczekiwał czegoś więcej, pragnąc dwóch osób tylko dla siebie? Czemu w całym tym szczęściu, które oferował mu Sky, dalej wierzył w istotę przyjaźni z Emily? Dlaczego nie przewidział, że coś musi się posypać i z jakiego powodu, na Merlina, nie zainterweniował jakoś wcześniej? - Och, kurwa, nocleg - wyrwało mu się, gdy przywołana przez Puchona informacja spoliczkowała go niedelikatnym otrzeźwieniem, zmuszając do zmierzenia się z rzeczywistością już tu i teraz. Należało podjąć jakąś decyzję, zrozumieć powagę sytuacji, zaplanować kolejne kroki. - Nie musimy... nie musimy się składać, daj spokój - mamrotał dalej, przesuwając dłońmi po jego plecach w zamyśleniu, by mruknąć z aprobatą na podrzuconą mu propozycję. Najchętniej zamknąłby się ze Sky'em w jakimś hotelu na resztę wakacji. - Uh, to żałosne, ale chyba naprawdę nie wrócę do tego domku - dodał, poprawiając go na sobie w ramach pocieszenia. Nie wyobrażał sobie teraz zobaczyć Nathaniela - stanąć przed nim ze świadomością, że on wie o wszystkim i przekonany jest co do swojej wygranej, bo przecież nie tylko skrzywdził wilkołaka, ale jeszcze oficjalne przeciągnął Rowle na swoją stronę. Pochylił się do pocałunku, kątem oka dostrzegając czerwień na puchoniej szyi i nieruchomiejąc, by zamrugać w zupełnym braku zrozumienia. Nawet nie poczuł... - To jest nieludzkie, żeby zawalać tak bardzo wszystko- wydusił z niedowierzaniem, pocałunkami zgarniając połyskujące krople, muśnięciami warg próbując jakoś załagodzić podrażnienie lekko rozciętej skóry. Kolejne przeprosiny wydawały się aż nie na miejscu, tracąc na wartości od nadmiernego powtarzania ich.
Skyler Schuester
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 179 i PÓŁ!
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
To było już to, nad czym panował. Miał go blisko, spokojnie, złamanego smutkiem, a nie złością. W nowej pozycji sam mógł nieco się rozluźnić, przeczesać czule ciemne kosmyki, zostawiając na skórze przyjemne łaskotanie opuszkami palców, gładzić go nieustannie - po głowie, policzku, szyi, ramionach - wszędzie gdzie tylko swoją troską mogły sięgnąć dłonie w tym powolnym zmartwieniu. - To nie jest żałosne - mruknął cicho, między drobnymi pocałunkami, które składał przy jego kości policzkowej, chcąc trzymać się ciepłem swojego głosu wciąż blisko jego ucha, by podstępem umocnić w nim to poczucie spokoju i bliskości, naprawdę zamykając go w tym drobnym świecie, który zaczynałby się i kończył na nich samych. - To dobra decyzja. Rozsądna - mruczał dalej, trzymając się myśli, że to właśnie powinien mu w kółko polecać. Nie chciał narażać swojego Wilka nawet na sam widok Bloodwortha, ale bardziej martwiła go myśl, że gdyby faktycznie dalej spał w tym samym pokoju, to na każdym kroku przypominałby sobie o zdradzie bliskiej mu osoby, że chciałby się zemścić, a już całkiem był pewien tego, że sam prowokowałby mężczyznę do sprzeczki. Wierzył, że Mefisto umiałby się więcej, niż tylko obronić, ale zależało mu na tym, by w ogóle nie walczył. Już dość. Już wystarczy. Niech w końcu odpocznie. Chciał go zapewnić, że złożenie się na wynajęcie czegoś nie jest problemem, że przecież zawsze też może od kogoś pożyczyć kilka galeonów, a nawet chciał już się pochwalić, że zarobił od Ezry okrągłe sto, a jednak zamarł na chwilę zupełnie, zdając sobie sprawę, że gdyby miał wytłumaczyć na czym polegał narzucony przez niego samego zakład, to wcale... nie brzmiałoby to dobrze. Objął go ciaśniej pod przypływem wyrzutów sumienia, że i on sam nie jest wcale godny swojego Wilka. Do tej pory uważał, że skoro dla niego samego nie znaczyło to zupełnie nic, to wszystko było w porządku, ale teraz widział wyraźnie jak źle się zachował. Nie. Jak źle się zachowywał, a ciągle zgarniał dla siebie nagrodę, która z taką delikatnością odznaczała się teraz na jego szyi. Objął dłonią jego brodę, odsuwając go od siebie, by spojrzeć w zieleń z autentycznym przerażeniem we własnych oczach - nie tym, że mógłby go stracić, bo był pewien, że Mefisto nie zostawiłby go wcale, tak jak i gotów był rozumieć teleportacje do byłego w środku nocy - bał się, że by go zawiódł. Że przez jego samolubność Mefisto wątpiłby w siebie, w swoją wartość, w swoje dobro, tak jak robił to już i teraz niedopuszczalnie mocno. - Kocham Cię - zapewnił go rozemocjonowanym szeptem, bo było to pierwsze co przyszło mu do głowy. - Niczego nie zawalasz. Jesteś cudowny. Po prostu pozwalasz ludziom na zbyt wiele, bo boisz się ich stracić - zaczął, nieprzyjemnie uświadamiając sobie, że i on zalicza się do tych "ludzi". Do tych samolubnych, wykorzystujących Mefisto, balansujących na granicy. Po prostu Emily w końcu za nią wypadła, a on wciąż jeszcze szedł przed siebie i nie mógł zrobić nic więcej, jak obiecać samemu sobie poprawę. - Ale jeśli komuś naprawdę na Tobie zależy, to nie ucieknie gdy zaczniesz wyraźniej stawiać mu zasady. Możesz zarysować granicę bliżej. Masz prawo mieć wymagania, masz prawo stawiać się ponad innych w czyjejś hierarchii. Ja nie ucieknę, nie bój się stawiać mi żądań, bo ja przecież ciągle Ci jakieś daje - kontynuował, usilnie wstrzymując się od ucieczki do pocałunku, nie chcąc chować się teraz za czułościami, a pewnie patrzeć w tę najpiękniejszą zieleń - Emily sama powinna widzieć, że przekracza granicę Twojej cierpliwości. To nie Twoja wina, że chciałeś być dobrym przyjacielem. Jeśli jej wybaczysz, to nie bez ustalenia pewnych zasad. Jeśli sam tego nie zrobisz, to ja to zrobię - dokończył z brwiami drgającym w ściągnięciu między złością i determinacją a żalem do siebie, do Emily, do Bloodwortha i do wszystkich tych, którzy w przeszłości nie postawili Mefisto na pierwszym miejscu, przymykając powieki pod ciężko wyrwanym oddechu, próbując uspokoić się i zapomnieć o tym nagłym przypływie negatywnych emocji. - Bo Cię kocham, bo Cię szanuję, bo nie chcę by ktokolwiek Cię ranił. Świadomie bądź nie.
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Najchętniej odrzuciłby od siebie te wszystkie ciążące mu wspomnienia. Tego Cruciatusa, na którego pozwolił w akcie butności, wierząc, że przecież tak wiele już wytrzymał. Nie chciał się już zastanawiać ile jego winy mogło znajdować się w tamtej sytuacji, bo nie mógł jej znaleźć; nie chciał wspominać bólu, którego jego ciało nie chciało zaakceptować i nie mogło kontrolować. Nie bał się Nathaniela, a jednak bezsilność wykańczała go na każdym kroku - nieustannie dostawał sygnały, że nijak nie da rady na niego wpłynąć i tym samym pomóc przyjaciółce, by ostatecznie niczym ostro wymierzony policzek otrzymać informację, że i tak jest już za późno. I chociaż trzymał w ramionach Sky'a, modląc się w duchu o chociaż trochę więcej siły, żeby nie zmieniać się przy nim w tak wrażliwe szczenię, to zwyczajnie nie wiedział co teraz zrobić. Nathaniel był ucieleśnieniem wszystkiego, co Mefisto drażniło. Był tym bogatym paniczem z dobrego rodu, który uważał wilkołaki za nic nie warte zwierzęta, podobnie patrząc na czarodziejów o mniejszej czystości krwi. Był tym czarnoksiężnikiem, który nie zastanawiał się nad rzucanymi przez siebie zaklęciami, zbyt przysłonięty swoim świętym immunitetem bycia, po prostu, szanowanym członkiem społeczeństwa. Był tym, dla którego lojalność nie miała znaczenia, który nie dbał o bliską (nawet jeśli nie emocjonalnie!) sobie osobę, którego nie obchodziły uczucia innych. - Ciągle myślę, że to nic takiego - przyznał nagle, odbiegając gdzieś w bok pod wpływem pięknych słów Sky'a, które tylko uświadomiły mu ile czasu poświęcali na omawianie tej kwestii, trzęsąc się na mefistofelesowymi uczuciami. - To zdecydowanie nie jest najgorsza rzecz, jaka może się wydarzyć. I nie brzmi jak coś, czym chciałbym się przejmować - kontynuował, spojrzeniem błądząc po twarzy chłopaka, jak gdyby najdrobniejsze drgnięcie kącika ust miało jakoś mu pomóc. - Po Azkabanie obiecywałem sobie, że będę się już tylko cieszył, a ja... marnuję nawet czas z tobą, bo nie umiem ogarnąć swoich emocji. - Wywrócił oczami, wychylając się już do pocałunku, który miał za zadanie zakończenie tego całego smęcenia. - Ale zdecydowanie żądam, żebyś mnie nie zdradzał...- Dodał cicho, uśmiechając się pod nosem i powoli, bardzo powoli, decydując się na powrót do pionu. Miał Sky'a, więc jaki był sens w jojczeniu nad bagiennym brzegiem?
/zt x2
Shawn E. Reed
Wiek : 33
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 184 cm
C. szczególne : Tatuaże, magiczna metalowa proteza prawej ręki, Gwiazda Południa zawieszona na łańcuszku na szyi.
W ciągu ostatnich dni udało mu się zdobyć wiedzy tyle, co przez ostatnie pół roku siedzenia w Wielkiej Brytanii, o ile nie dłużej. Z uśmiechem na twarzy myślał o prawdziwości stwierdzenia, że do rozwoju potrzeba wyjścia ze swojej strefy komfortu. Było to hasło, które lubił sobie powtarzać, obojętnie jak proste i oczywiste one nie było. Tym razem, mimo ostatnio zaczętego wątku o wampirach, Shawn zdecydował się na chwilowe odejście od magii rytualnej, a wrócenie do tej, w której czuł się zdecydowanie pewniej. Oczywiście nie był prymusem kompletnym, nie mógł powiedzieć o sobie, że opanował doskonale każde zaklęcie, jakie istniało i z tym właśnie problemem zamierzał dziś poćwiczyć, myśląc o Nessie i czekających ich wspólnych naukach jego nietuzinkowej umiejętności, o której wielu marzyło, choć nie miało wystarczająco zaparcia i umiejętności, by się tego nauczyć. Przeciwieństwem tego braku była rudowłosa przyjaciółka Shawna, która za każdym razem zachwycała mężczyznę swoim talentem do dosłownie wszystkiego, czego się tknęła. Z tego też powodu postanowił zastanowić się nad pierwszymi krokami w ścieżce, na którą zamierzała wejść. Opuścił teren pensjonatu i zniknął w gąszczu mokradeł, szukając odpowiedniego miejsca do swoich zamiarów. Całkowicie przypadkiem natrafił na miejsce, które było na swój sposób wyjątkowe – było tak ciche, że aż głośne, każdy odgłos przyrody wydawał się jakby nagłośniony, a każda napotkana gałązka pod butem Shawna łamała się z intensywnością dźwięku burzonego budynku. Reed pozostał w tym miejscu, rad, że nie widział, ani nie czuł za pomocą zaklęcia żadnej żywej duszy w pobliżu. Nie miał ze sobą dziś różdżki, zamierzał dziś w pełni skupić się na magii bezróżdżkowej. Jako cel, wyznaczył samotne w promieniu kilku metrów drzewo, które było strawione jakąś chorobą – wyglądało jakby lada moment miało złamać się w pół. Shawn w pierwszej kolejności zamknął oczy i wyrzucił z umysłu niepotrzebne myśli – sam ten proces podobny był bardzo do szybkiej medytacji. Kiedy uniósł powieki, wyciągnął obie dłonie przed siebie i skupił się na nich jak najbardziej mu na to pozwalał własny umysł. Następnie przeniósł wzrok na korę drzewa i wypowiedział głośno i wyraźnie: - Avada Kedavra. – Zielony promień światła rozbłysnął w jego oczach i wystrzelił z jego wewnętrznych dłoni, choć już na pierwszy rzut oka było widać, że coś jest nie tak. Zaklęcie nie doleciało do celu, „ulotniło” się po drodze, okazując się za słabym, co mężczyźnie czasem się zdarzało, zważywszy, że to ostateczne zaklęcie było niezwykle złożone i wymagające, zaś on korzystał z magii bez katalizatora w postaci różdżki. Dał sobie chwile na odetchnięcie, zapalenie papierosa i ponownie skupił się wpierw na swoich dłoniach, następnie na celu przed nim i wypowiedział powtórnie te dwa mordercze słowa. Sam proces powtarzał jeszcze parę razy, zanim w końcu rezultat był pozytywny. Zajęło mu to tak długo, ponieważ samo to przyjście w to miejsce nie miało na celu wyuczenie się tego niewybaczalnego zaklęcia w sposób perfekcyjny – Reed starał się zwracać uwagę na każdy detal całej mechaniki magii bezróżdżkowej, o którym zapomniał na skutek intuicyjnego rzucania uroków w ten sposób – musiał powrócić myślami do początków jego własnej nauki, by móc przekazać te samą wiedzę Nessie. Usiadł na spopielonym pniu drzewa, które na skutek tylu zaklęć ostatecznie upadło i wyrwane zostało z korzeniami, łamiąc się po drodze w kilku miejscach, a następnie wyciągnął notes, w którym zapisał swoje obserwacje i wskazówki w jaki sposób podejść do uczenia Lanceley.
| zt
Shawn E. Reed
Wiek : 33
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 184 cm
C. szczególne : Tatuaże, magiczna metalowa proteza prawej ręki, Gwiazda Południa zawieszona na łańcuszku na szyi.
Wybrawszy się na spacer, Shawn musiał znaleźć chwile spokoju od współlokatorów, którzy samą swoją aurą męczyli mężczyznę. Cieszył się w myślach, że porzucił ścieżkę nauczyciela, perspektywa dzielenia się obowiązkami z tymi ludźmi wcale nie wydawała mu się uśmiechająca. Desmond, jeden z dwójki profesorów obrony przed czarną magią jeszcze był do przeżycia, lecz Cortez i starszy mężczyzna o nazwisku, którego ciągle zapominał, stwarzali pozory ludzi, z którymi Reed prędzej by się pozabijał, aniżeli współpracował. Mężczyzna zdecydował się na ponowne zwiedzanie mokradeł, które pod przykrywką błotnistego i niezachęcającego do siebie miejsca, miały w rzeczywistości niezwykle wiele ciekawych lokacji i tajemnic, czekających na odkrycie. Reed nawet nie chciał zgadywać jak dużo historii zostało pogrzebanych pod tą ziemią, ile tu przelano krwi w walce pomiędzy wampirami i wilkołakami. Mimo, że nastawiony był na odkrywanie historii Marii Laveau, to jednak te inne historie, mniej poznane przez tutejszych czarodziei wydawały mu się równie ciekawe i zatrważające w szczegółach – Shawn poniekąd już zebrał małe żniwo z tutejszego pobytu, a dowodem na to była mała broszka połyskująca w świetle słońca, przypięta do wakacyjnej koszuli, którą dzisiejszego dnia ubrał, mając nadzieje, że lokalne owady, z przerośniętymi komarami na czele, nie wezmą go za swój naczelny cel konsumpcji. Krótkie, białe spodenki i japonki również nie pasowały do całego miejsca, były dość ryzykowne, lecz w pierwotnym zamyśle, Reed wcale nie wybierał się na mokradła, a jakieś słoneczne, spokojne miejsce, gdzie mógłby cieszyć się swoją własną samotnością. Spoiler: nie ma takiego. Idąc główną kładką, w pewnym momencie zboczył z trasy, by pójść tam, gdzie parę dni temu udało mu się opanować bezróżdżkową Avadę. Samo miejsce emanowało spokojem i ciszą, choć także magiczną ingerencją w całą scenografię – niezwykle dziwił go brak jakiejkolwiek obecności zwierzyny, która powinna zostawić po sobie chociażby jakieś ślady, zważywszy, że było tu źródełko wody. Tym razem jednak już z oddali zobaczył pojedynczą kobiecą sylwetkę pracującą nad czymś, czego Shawn nie mógł z tej odległości określić w żaden sposób. Zbliżając się, dalej pozostając niezauważonym przyglądnął się pracy dziewczyny, którą kojarzył z twarzy, lecz nie potrafił przypasować żadnego imienia z pamięci, wysunął więc wniosek, że musiała być albo klientką jego sklepu, albo twarz wydawała mu się charakterystyczna jeszcze za czasów jego nauki w szkole. Mężczyzna odpalił papierosa i trzymając go pomiędzy metalowymi palcami, odchrząknął, ujawniając swoją obecność. - Cześć – przywitał się jakby nic, przyglądając się runicznym symbolom, o których Shawn niedawno zaczął się uczyć. Nie zabrakło wśród nich pentagramu, który był jedną z istotniejszych pieczęci. - W zależności od tego, czego potrzebujesz masz do dyspozycji pentagram biały i… – Zamilkł, nie dokończając zdania, uświadamiając sobie szybko po samym spojrzeniu dziewczyny, że nie była osobą, która nie miała zielonego pojęcia o tym, co robiła. Wypuścił dym z ust i zapytał całkowicie szczerze: - Od dawna uczysz się czarnoksięskich pieczęci? – Poniekąd głupie pytanie, choć Reed chciał określić jej znajomość w temacie, możliwe, że nawet większą od niego, gdyż tego typu magia była dla niego czymś nowym i nigdy się w niej nie specjalizował.
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Zdecydowanie podobało jej się w Luizjanie. Z pewnością było to bardzo interesujące miejsce, które było niezwykle bogate w magię. Chciała to wykorzystać jak tylko mogła. Tym bardziej, że często wyczuwała gdzieś skupiska czarnej magii, które ją niejako pobudzały i sprawiały, że z daleka od szkolnych murów była o wiele bardziej skora do tego, by próbować coraz to nowszych czarów i praktyk zakazanych. Dlatego też znalazła się po raz kolejny na mokradłach, gdzie mogła mieć zapewniony chociaż względny spokój. Tym bardziej, że chyba znalazła idealną lokację do tego. Co prawda Tom pomógł jej ją odnaleźć, bo po raz kolejny chciał znaleźć się blisko wody i Strauss musiała przyznać, że naprawdę dobrze trafiła. Tym bardziej, że panowała tu przejmująca cisza, która pozwalała jej się dostatecznie skupić i pozwolić na normalną pracę. Potrzebowała czystej przestrzeni. Dlatego też przy pomocy zaklęć oczyściła brzeg niewielkiego akwenu z wszelkich gałązek i innego badziewia. Dopiero mając pod stopami twardy piasek mogła przystąpić do wykonywania jednej z pieczęci, o której dotychczas jedynie czytała w jednej z książek, które znalazła w Dziale Ksiąg zakazanych. Zaczęła od nakreślenia dosyć sporego okręgu, który był podstawą, na której miała opierać kolejne symbole, które zaczęła umieszczać w środku. I właśnie wtedy usłyszała za sobą męski głos. Którego nie słyszała już od dłuższego czasu. - Reed... - tyle jeśli chodzi o kwestie odpowiedniego przywitania mężczyzny, który swego czasu uczył ją OPCMu. Dawno go nie widziała. I na pewno nie spodziewała się, że spotka go w takim momencie. Teraz jednak stał niedaleko i palił papierosa jakby nigdy nic. Zerknęła jeszcze raz na rysowane symbole, a następnie na Shawna, gdy ten się odezwał. - Baphometa - dopowiedziała, bo doskonale wiedziała, co mężczyzna chce powiedzieć. Uśmiechnęła się przy tym z pewnym zadowoleniem. Przez chwilę przyglądała mu się, badając wzrokiem całą jego postać. Czy zawsze był tak... przystojny? Znaczy... ogólnie nigdy nie wyglądał źle, ale raczej nie był w jej stylu czy coś podobnego, ale jak teraz tak na niego patrzyła... - Już jakiś czas - odparła nieco wymijająco, wykonując jeszcze kilka run, które znajdowały się w okolicach wierzchołków pentagramu. - Ty chyba też się tym nieco interesujesz, co?
Keyira Shercliffe
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168 cm
C. szczególne : magiczny tatuaż w formie węża | blizn zbyt wiele, by można je było zliczyć | tęczówki w odcieniu sztormu | jakieś zwierzę jako częsty towarzysz
Kostka:2 Duch:B - Twój duch jest dzisiaj wyjątkowo irytujący. Nieustannie Cię zagaduje, więc w każdym poście musisz zaznaczyć, że niegrzecznie przerywa Ci rozmowę, albo o coś pyta. Inne: przysługuje mi efekt z kostki wylosowanej na imprezie (samonauka na 2000 znaków)
SAMONAUKA - ZAKLĘCIA
Od jakiegoś czasu szukała spokojnego miejsca na ćwiczenia z zaklęć i OPCM. Ostatnie starcie z Przyczajaczem uświadomiło jej, że powinna się w tej materii o wiele mocniej przyłożyć, jeśli nie chciała zostać w tyle. Sama transmutacja i wiedza z zakresu ONMS nie mogły jej wystarczyć. Nie teraz, kiedy już mniej więcej wiedziała jaką ścieżkę kariery chciałaby obrać. Na ukryty brzeg natrafiła zupełnym przypadkiem, ale cisza i atmosfera tego miejsca, choć dziwne, przemawiały do niej. Przysiadła więc na zwalonym pniu i wyciągnęła różdżkę. Zrobiła kilka próbnych machnięć i znanych już sobie na pamięć ruchów, a potem obrała za cel najbliższe drzewko. "Jesteś pewna, że to dobre miejsce?" - zagadnął Ellen, wyrywając ją z zamyślenia. "Ta cisza i bezruch są takie..." - nie dokończył, rozglądając się ostentacyjnie. — Są w porządku. To pomoże mi się skupić, o ile przestaniesz gadać — mruknęła w odpowiedzi, koncentrując się na swoim przeciwniku. Słyszała jak jej duch prycha jeszcze pod nosem, ale nie skomentowała tego w żaden sposób. — Fumos — rzuciła na rozgrzewkę, z satysfakcją obserwując jak tuż przed nią formuje się chmura czarnego dymu. Powtórzyła je kilka razy, aż w końcu nie mogła oddychać. Odkaszlnęła. "To niezdrowe, nawdychasz się tego dziadostwa i potem będziesz się czuła paskudnie" - skomentował Ellen, nachylając się nad jej ramieniem. "Uważam..." — A nie uważasz przypadkiem, że za dużo dziś gadasz? — parsknęła, po czym wstała i wyskakując zza swojej osłony wyprowadziła zaklęcie ofensywne. — Bombarda! Drzewko rozpadło się pod wpływem czaru rozsypało po poszyciu. "A co z resztą?" - zapytał Ellen, zbliżając się ku niej. Keyira rzuciła kolejną Bombardę, a natychmiast po niej Protego, gdyż drugi pocisk posłał części pnia ku niej. Na szczęście zdążyła wytworzyć barierę i osłonić się przed ciosem. — Jaką resztą? — zapytała z miną niewiniątka i przysiadła z powrotem na pniu. Wyjęła z kieszeni spodni kawałek pergaminu z zapisaną na niej listą zaklęć i wskazówkami. Naukę zakończyła ćwiczeniem na głos inkantacji i odpowiadającym im ruchów nadgarstka. Starała się przy tym ignorować paplaninę ducha, więc zeszło jej niemal dwa razy dłużej niż planowała. — Dobra, koniec na dziś — oznajmiła i ruszyła w drogę powrotną, zostawiając brzeg za sobą.
/zt
Shawn E. Reed
Wiek : 33
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 184 cm
C. szczególne : Tatuaże, magiczna metalowa proteza prawej ręki, Gwiazda Południa zawieszona na łańcuszku na szyi.
Nie zdziwił się, kiedy usłyszał swoje nazwisko z ust dziewczyny. Zawsze był przeświadczenia, że przeminął w Hogwarcie jak duch – chwile tam pobył i zostawił po sobie parę słów, lecz nie zrobił nic, by go zapamiętano. Sądził, że mało było z tych, co wspominali go jeszcze z lekcji, które mocno bazowały na rywalizacji i wysiłku magicznym. W rzeczywistości było odrobinę inaczej – co chwile spotykał swoją byłą studentkę, która pamięta go chociaż z nazwiska. Ciekawe czy jestem pozytywnie czy negatywnie wspominany. - Tak, to ja. Musisz mi wybaczyć, ja nie mam absolutnego pojęcia jak ty masz na imię. – Stwierdził bez emocji, zaciągając się papierosem. Tego typu spotkania zawsze wydawały mu się nieco abstrakcyjne, filmowe wręcz. Brak kontaktu przez lata, by ostatecznie spotkać się całkowitym przypadkiem na drugim końcu świata. Oczywiście, jeśli byłby to film, to byliby ze sobą jeszcze jakoś emocjonalnie związani, teraz tak nie było. Uśmiechnął się z uznaniem, gdy brunetka dopowiedziała to, co on miał na myśli. Zerknąwszy na nią, starał się połączyć jej rysy twarzy z jakimkolwiek momentem w Hogwarcie – nie wiedzieć czemu bardzo mu zależało na jakimś odniesieniu do przeszłości, by mógł o nim wspomnieć, pociągnąć rozmowę dalej. Nie potrafił stwierdzić dlaczego jego mózg nieustannie go do tego ponaglał, by nie odpuszczał. - Wierzę, że w pieczęciach możesz być nawet lepsza ode mnie. Zajmuje się bardziej „angielską” szkołą, jeśli mogę to nazwać… choć nie tą od Czarnego Pana, który cały swój czarnoksięski geniusz ograniczał do zielonych światełek. Bliżej mi już do Grindenwalda. – Przełknął i spalił niedopałek na popiół, który zanikł w uschłych liściach leżących leniwie na leśnym mchu. Gdy minęła chwila, Shawn uśmiechnął się do Violi, dodając do poprzedniej wypowiedzi: - Oczywiście żartuje. Nie jestem nawet w ułamku tak dobry, bym mógł się w ten sposób porównywać.Za to te pieczęcie mnie mocno interesują, odkąd bliżej się z nimi tutaj „zapoznałem”, zastanawiałem się też czy są takie, które mają jakikolwiek związek z Laveau, która jednak bardziej wykazywała się w magii voodoo. - Zakończył swoją myśl, zaskoczony, że się tak rozgadał. Jego wzrok coraz częściej szukał twarzy towarzyszki, by zaraz zaproponować coś w taki sposób, jaki jeszcze nigdy. - Jeśli masz jakieś pytanie czy potrzebujesz pomocy, to wal. Zwykle mnie znajdziesz w Borginie. – Nigdy jeszcze mu się nie zdarzyło, by się reklamował, czy chętnie proponował swoją pomocną dłoń w tymże nieprzyjemnym „zawodzie” czy hobby. - Te runy tutaj – wskazał na te ostatnie, które brunetka zaznaczyła – co one oznaczają? Rozumiem, że łączą się one jakoś z pentagramem, wzmacniają efekt? – Spytał, zaciekawiony, udowadniając, że w zakresie run nie był jakimś specjalistą, odwrotnie wręcz – lecz nie było to dla niego nic, co wymagałoby wstydu, zważywszy na jego zawód i renomę. Zawsze wiedza, którą zdobywał to była tylko kropla oceanu, którego nie sposób było pochłonąć całego, zawsze znajdowało się coś, w czym wyraźnie się odstawało i nie był to powód do negowania rzeczywistości, jakoby było zupełnie odwrotnie.
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Był naiwny. Naiwność ta nie przekraczała granic mentalności dwuletniego dziecka. Po tym wszystkim chciało mu się wymiotować; chciało mu się cholernie wymiotować. Nie bez powodu miska zapełniała się kwasem żołądkowym z nikłą zawartością, kiedy to odczuwał nieprzyjemny ból w podbrzuszu, będący prawdopodobnie powikłaniem utraty jąder. Może to jego własna podświadomość kazała mu się tak zachowywać? Kazała brać na poważnie utratę zdolności do reprodukcji, kiedy to teleportacja postanowiła sprawić mu obecnie najgorszy prezent, mimo doświadczenia, jakiego w niej nabrał? Westchnął ciężko, kiedy to truł się kolejnymi specyfikami, a kiedy to otworzył książkę magiczną i tym samym zauważył wiadomość od Solberga. Ostatnio trochę nie utrzymywał z nim kontaktu, a poza tym jakoś chciał zakończyć ten cały cyrk z Saskio, o której zapomnieli. No właśnie, zapomnieli - pomyśleć by się chciało, kiedy to długopis kreślił kolejne zdania i słowa na kartce papieru, które miały zostać przesłane wprost do Ślizgona. Pismo gładkie, pismo pozbawione jakiejkolwiek skazy, perfekcyjne, choć poniekąd będące po części pisane jak kura pazurem. Z czasem jednak, kiedy to skupiał się bardziej na samorozwoju, jak również inaczej chwytał przyrząd do pisania, w związku z czym sposób kreślenia liter znacząco się zmienił - zresztą, na dobre w sumie. Kiedy to skończył, zastanowił się poważnie, czy decyzja, jakiej się wspólnie podjęli, jest w jakiś sposób dobra. Żyjąc przeszłością, nic nie zdziała, ale czy dadzą radę, gdy ponownie postanowią zaatakować te głupie syreny błotne? Zacisnął mocniej zęby, mimowolnie odczuwając ból tam, gdzie go nie powinien odczuwać - dopiero wtedy, gdy gniew zaniknął w gęstwinach innych myśli pędzących przez umysł, kiedy to usunął negatywne emocje, kiedy to odciął doprowadzenie emocji na wpływ na jego myśli, zamknąwszy oczy, odczuł pewnego rodzaju błogi spokój. Nie mógł pozwolić, by strach napędzał go coraz bardziej; ubrawszy na siebie spodnie, które podwinął, kiedy to wszyscy spali, a kiedy to nikt go nie widział, do torby wsunął kompletnie inny, mugolski nóż, do których to miał ułatwiony dostęp, przydający się cholernie podczas eksplorowania zasobów luizjańskiej natury.. Latarka, dość poręczna, zawitała również w jego ekwipunku, jak również butelka czystej wody; wtedy postanowił wyruszyć, czekając ostatecznie przed wejściem na mokradła na samego Maximiliana. Przynależność do kółka wiąże się z pewną odpowiedzialnością, prawda?
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Musiał wyjść, po prostu musiał. Wszystkie emocje, które nim teraz targały potrzebowały ujścia. Sam nie wiedział dlaczego akurat napisał do Felka. Normalnie poszedłby gdzieś się napić, ale dzisiaj potrzebował czegoś innego, czegoś odmiennego. Potrzebował towarzystwa, ale nie pierwszego lepszego. Napisał do puchona, bo z nim zawsze jakoś ciekawie spędzał czas. Może mieli pecha, a może właśnie szczęście? W każdym razie szybko wymyślił wymowkę i zaproponował wspólne pozuskiwanie składników do eliksirów na kółko. W końcu przewodniczący nie mógł olać tak ważnego zadania, a niektóre rzeczy mogli wywieźć tylko z tego miejsca na Ziemi. Dochodząc do mokradeł zauważył, że Felinus już na niego czeka. Max również nie przyszedł tu z pustymi rękami. W kieszeni miał swój zaufany.scyzoryk, a w plecaku wodę. Za pasem obowiązkowo znajdowała się różdżka. Gorzej było, że tuż za nim leciał jego domkowy duch, który był dzisiaj wyjątkowo irytujący. - Siema stary. Dzięki za pomoc. Mam nadzieję, że lepiej się dogadujesz ze zwierzakami i bagnem niż ja. - Przywitał się szybko z puchonem i od razu ruszył przed siebie uważnie się rozglądając. - Musimy być ostrożni, ta ptaszyna jest głupia jak but i strachliwa, więc może być ciężko. - Szybko wprowadził puchona na wszelki wypadek. Raczej nie spodziewał się, że będzie znał wszystkie istoty Luizjany. Solberg był nastawiony na.sukces. Było już ciemno, więc oświetlał sobie drogę różdżką. Nie zależało mu aż tak na.ptaku. Bardziej potrzebował adrenaliny i wycieczki.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Ostatnio zmieniony przez Maximilian Felix Solberg dnia Wto 18 Sie - 10:04, w całości zmieniany 1 raz
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Zawsze to było... dość intrygujące. Sam Maximilian, mimo swojego zapału do występowania w sytuacjach, które są zwyczajnie skrajnie niebezpieczne. Niczym aktorzy na scenach, ale bardziej podlegający poszczególnym sytuacjom, na które w ogóle nie mają wpływu. Przesuwali się, powoli, ostrożnie, przed siebie, oddając w pełni temu, co ich może spotkać - a może ma spotkać, gdyby bliżej nieokreślony jasnowidz postanowił poddać się w pełni magii tarota i im wywróżyć przyszłość z drobną pomocą swoich wizji? Wolał nie wiedzieć. Ostatnie sytuacje w jego życiu, mogłoby się wydawać, były całkiem dramatyczne, jakoby skąpane w cieniu i poddające się w pełni smutkowi oraz rozpaczy wydobywających się z duszy przy pomocy krzyków, które jednak nie przebijały w żaden sposób ścian, jakie zbudował. Sam nie dawał po sobie tego poznać, do tego chęć nauki oklumencji wydawała się zachowywać w nim spokój, co nie zmienia faktu, iż ostatecznie jest człowiekiem i pewnego rodzaju rozdrażnienie zawsze występuje - nawet, jeżeli tego nie chce. Pewne rzeczy nigdy się nie zmienią - gdyby tłumił w pełni swoje emocje, co bardzo często robi, nie pozwalając zobaczyć nawet rogu książki, jaką w metaforze był, prędzej czy później przerodziłoby się to w jakieś problemy powiązane z psychiką. Całe szczęście, że jakoś jego relacje szły do przodu, a sam zjednywał sobie coraz to większą ilość osób, z którymi mógł czuć się chociaż ciut bezpieczniej. — Nie podejrzewam, ale miejmy to cholerstwo za sobą. — powiedziawszy, nie zamierzał ponownie bawić się ze syrenkami wodnymi. Tym bardziej, że nadal odczuwał skutki tego procederu w postaci bólu żeber, który pobudzał go w pewnym stopniu do działania oraz kłucia w podbrzuszu, nad którym nie mógł w żaden sposób zapanować. Na twarzy Faolana malował się bliżej nie określony spokój, choć tak naprawdę nienawidził mokradeł - dlaczego zatem wychodził ze swojej strefy komfortu? Pomoc? Towarzyska dusza? — Ale przynajmniej nas nie zje. A jeżeli jest głupia jak but, to będzie można ją nabrać na dziecinne sztuczki.— przyznawszy, Felinus również chwycił za różdżkę i tym samym spróbował rzucić niewerbalne Lumos, ale bez żadnego widocznego skutku. Różdżka odmówiła w pełni posłuszeństwa, będąc w obecnej chwili tylko i wyłącznie bezużytecznym, pozbawionym jakiejkolwiek moralności i godności różdżki patykiem. Niezadowolony student mruknął coś pod nosem, mrużąc oczy, gdy jedynie światło używane przez Maximiliana pozwalało im oświetlić drogę i tym samym uniknąć jakiegokolwiek niebezpieczeństwa. — Lumos. — powiedziawszy, nic się nie stało. Z różdżki nie wydobywały się snopy światła, a zamiast tego panował wokół niej półmrok. Przeklnąwszy pod nosem, spróbował raz jeszcze, ale bez skutku. — Kurwa.— kolejne przekleństwo wydostały się z jego ust, kiedy to przypomniał sobie słowa Ebenezera, który oznajmił mu i Rauchowi, że obecnie magia może im płatać figle. Musiał się uspokoić, a przede wszystkim zachować klarowność umysłu, który zdawał się obecnie być wzburzony. Chwyciwszy za latarkę, ruszył z nią do przodu, oświetlając dalsze zakątki miejsc.
Kostki Idąc przez mokradła, zapewne spodziewałeś się, że coś się przydarzy. Że coś odciągnie Twoje myśli od wcześniejszych, nieprzyjemnych sytuacji. A jako iż do tego miejsca nie przychodzą zwierzęta, muszą znajdować się gdzieś nieopodal w sporej ilości - zapewne sporej, zważywszy uwagę na liczebność gatunków na mokradłach.
Rzuć kostką k6, by przekonać się, czy coś się wydarzyło.
1 — przechodząc przez kolejne błotniste tereny, nawet nie zauważasz, jak te potrafią wciągać. I to dosłownie. W pewnym momencie Twoja noga utyka w tych gęstwinach w taki sposób, że zjada Twojego buta. Przez resztę wyprawy musisz iść z jedną stopą bez żadnego okrycia... dasz radę? Tym bardziej, że dookoła znajduje się wiele owadów oraz roślin, które mogą zaszkodzić.
2 — podobno na mokradłach można spotkać bardzo wiele ciekawych istot. Te opisane w encyklopediach, z którymi mieliście do czynienia, jak również te przez Was niespotkane. No Was takie spotyka, ale już w stadium rozkładu; szczątki, najprawdopodobniej ludzkie, cuchną i przyciągają do siebie bliżej nieokreślone drapieżniki. Może uda się coś z tym zrobić (o ile nie boisz się znieważać ciał zmarłych)?
3 — szukałeś wrażeń? Otóż nie tym razem. Bagna okazują się być na tyle łagodne, że nie przyciągają do siebie na razie żadnych niebezpieczeństw. Droga jest prosta i pozbawiona tym samym jakichkolwiek problemów. Może to tylko i wyłącznie jest bliżej nieokreślona cisza przed burzą?
4 — niezbyt dokładnie obejrzenie się? Wchodzenie w miejsca bez uprzedzenia? Pewne krzaki wydają się być na tyle intrygujące, że w nie włazicie jakimś cudem - jeżeli macie długie okrycie, nic się Wam nie dzieje, a brzytwotrawa nie zostawia jakichś poważniejszych szkód. Jeżeli jednak go nie macie, dzika roślina rozcina Wam w niektórych miejscach kostki i łydki. Przydałoby się to zaleczyć, prawda?
5 — przyglądając się uważniej, Maximilianie, zauważasz w pewnym momencie jakieś bliżej nieokreślone, żółte światełko w oddali. Błyszczące, charakterystyczne, wyjątkowo przyjemne dla Twoich oczu. Czy podejmiesz się podejścia do niego? Czy może jednak jest to bliżej nieokreślone niebezpieczeństwo? Możesz próbować, ale czy to będzie warte zachodu... kto wie.
6 — światło oraz wydzielany dwutlenek węgla przyciąga w Waszą stronę tylko i wyłącznie wkurzające robactwo... ale za to jakie robactwo! Różnokolorowe, może upierdliwe, aczkolwiek ostatecznie warte udokumentowania - czy podejmiecie się to wyzwania, kiedy to chmara komarów skutecznie lgnie do Waszych odkrytych fragmentów skóry?[/i]
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Pakowanie się w niebezpieczne sytuacje było chyba ich specjalnością. Max nigdy nie żałował tych decyzji, a pod wpływem emocji zdecydowanie mniej przejmował się jakimikolwiek konsekwencjami. Dlatego też nie zważając na nic po prostu wyszedł w środku nocy na mokradła, szukając dziecinnego ptaka, któremu z ochotą wyrwie parę piórek. Nie miał pojęcia o przygodach, jakie spotkały Felinusa w Luizjanie. Słyszał o jakimś rytuale, w którym ludzie brali udział, ale nie znał żadnych szczegółów. Oczywiście o błotnistych syrenach też nie słyszał, bo w tym wypadku pewnie nie wyciągałby go na taką wyprawę. -Plus jest taki, że nie lata, więc teren poszukiwań... - Przerwał bo akurat jego duch postanowił wyśpiewać przepis na pieczonego szczuroszczeta prosto w jego ucho. Solberg skrzywił się lekko posyłając zjawie mordercze spojrzenie i wrócił uwagą do puchona. -...mamy zawężony. Nie wyobrażam sobie, żebyśmy musieli jeszcze przeszukiwać drzewa, bo ptaszyna postanowiła opuścić ziemię. - Ignorował dalsze zawodzenie zjawy i dalej brnął przed siebie. Usłyszał nieudaną próbę zapalenia różdżki przez kumpla i dopiero wtedy zatrzymał się i spojrzał na niego. -Wszystko ok? - Nie wyobrażał sobie, że kumpel może mieć problemy z tak prostym zaklęciem. Musiało być to wynikiem jakiejś większej historii. Nagle zobaczył w oddali jakieś światło. Bez większego zastanowienia, położył Felkowi dłoń na ramieniu i ruszył w tamtym kierunku. Było bardzo jasne, ale nie raziło w oczy i w pewien sposób przyciągało ślizgona do siebie. Zapomniał chwilowo o wszelkich niebezpieczeństwach i poszukiwaniach. Musiał dowiedzieć się, co tak świeci.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Przyzywał swoim zachowaniem demony żerujące na ludzkiej nieświadomości oraz jednocześnie kładł się do snu wiecznego, kiedy to podczas podróży zdawał się poniekąd popaść w amok własnych myśli oraz zdarzeń z przeszłości. Bóle fantomowe mu towarzyszyły co jakiś krok, powodując tym samym znaczny dyskomfort - w pewnym stopniu się tego spodziewał, ale nie aż tak szybko i nie przy tak niskim, sięgającym pułapu dna, wysiłku. Westchnięcie wydobyło się spomiędzy jego warg, kiedy to płuca postanowiły wyrzucić z siebie gaz trzymany przez dłuższą chwilę w ciele, a potem ponownie wziął wdech, zastanawiając się nad tym wszystkim. Kroki, stawiane ostrożnie i rozważnie, nie zdradzały obecnego stanu psychiczno-fizycznego chłopaka, jakoby wszystko znajdowało się w jak najlepszym porządku. Czekoladowe oczy bacznie baczniej przeszywały znajdujące się dookoła otoczenie, starając się znaleźć możliwe zagrożenie, jakoby wyczekując go w gotowości na jakąkolwiek obronę. Chude dłonie były gotowe do tego, by chwycić za nóż i spróbować ratować własne życie, gdyby zaszła taka potrzeba - gotowy niczym zwierzę, które, zgodnie z rytmem poprzednich wydarzeń, nie zamierzało dopuścić do ponownego zagnieżdżenia niepewności żerujacej niczym pasożyty. — Wtedy to bylibyśmy w przysłowiowej dupie. — oznajmiwszy, spojrzał następnie w stronę, w którą to spoglądał sam Maximilian. Poczuł dłoń na ramieniu, która nie przeszkadzała mu w żaden sposób, co nie zmienia faktu, iż tak naprawdę znał znaczenie tego dotyku. — Od kiedy to brniesz do przypadkowego źródła światła? — niczym ćma, chciałoby się wspomnieć, co nie zmienia faktu, że sam Ślizgon szedł w to i chyba nie zamierzał aż tak łatwo odpuścić. A nawet jeżeli wszystko było oświetlone, to czerwona lampka zapaliła się w głowie Felinusa i ten powstrzymał się przed pójściem w stronę kompletnie nieznaną; chociaż musiał powstrzymać kumpla. — Ciebie to chyba naprawdę... stójże. — nie warknął, nie krzyknął głośno, ale zmiana tonacji wyrażała ewidentne niezadowolenie ze strony Puchona, który starał się jakoś przemówić do rozumu Solberga. Nie zamierzał ponownie powtarzać. Nie zamierzał również ponownie bawić się w bijatyki, tym bardziej, że z każdą chwilą czuł, że jest gotów zwrócić swój wcześniejszy, nikły posiłek.
Kostki Postanowiłeś udać się dalej. Tajemnicze, złote światełko wydawało się być na tyle intrygujące, że szedłeś prosto przed siebie, być może zapominając o tym, że cienie otulające Twoją sylwetkę mogą nie być tylko i wyłącznie iluzją. Ale czy zdołasz się wystarczająco szybko otrząsnąć?
Rzuć kostką k6 na efekt swoich działań.
Parzysta — nim zawróciłeś, nim podjąłeś się jakiejkolwiek akcji, wpadłeś w bagno poprzez zauroczenie światełkiem. Może gdybyś patrzył bardziej pod nogi, to byłbyś w stanie tego uniknąć? Nie zmienia to faktu, iż znajdujesz się teraz w poważnym niebezpieczeństwie i jeżeli nie podejmiesz się jakichkolwiek kroków, Twoje życie stanie się jedynie reliktem przeszłości. Ale czy zdołasz w tym chaosie chwycić za różdżkę i tym samym sobie dopomóc? Ewentualnie skorzystać z teleportacji, o ile taką umiejętność posiadasz? Rozegranie dowolne i uzależnione od posiadanych umiejętności / doświadczenia.
Nieparzysta — nim się ogladnąłeś, Twój organizm zareagował niemal błyskawicznie, gdy wyczułeś niebezpieczeństwo. Ostre zęby o mało co nie musnęły Twojej kostki, a zauważasz za to aligatora, któremu najwidoczniej nie spodobało się to, że wkraczasz na jego tereny. Niestety, ale w międzyczasie, podczas odskoku, jedna z pobliskich gałęzi skutecznie przebija się przez Twoją skórę i tym samym powoduje niezbyt ciekawą ranę. Jak reagujesz na stworzenie?
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Zastanawiał się, czy jak skończy się ich dzisiejsza wyprawa. Nie miał pojęcia,jak trudne do zdobycia są składniki, których szukali i nie znał tych regionów mokradeł. Dotarli na jakiś brzeg, którego wcześniej nie widział. Było tu niepokojąco cicho i spokojnie. Felek szedł tuż za ślizgonem, a obok Maxa latał sobie duszek, który najzwyczajniej w świecie go wkurwiał. -Przestań, co się może stać. - Uśmiechnął się cwaniaczkowato i ruszył dalej. Oczywiście, że puchon mmiał rację. Czyżby Max zapomniał o istnieniu zwodniów? Na pewno nie były to jedyne stworzenia, które wabiły debili w mroku. Usłyszał stanowcze ostrzeżenie towarzysza, ale zanim zdążył jakkolwiek zareagować poczuł, że leci prosto do bagna. Zdążył tylko wypuścić z ust siarczyste przekleństwo i na chwilę zniknął pod powierzchnią. Jego zmysły były przytłumione. Na całe szczęście nie wypuścił z rąk różdżki. Mimo, że pływał bardzo dobrze, miał problem z wydostaniem się z moczarów. Dlatego też uniósł swój kijek i niewerbalnie oraz na oślep rzucił Carpe Retractum. Ku jego zaskoczeniu, musiał w coś trafić, bo udało mu się podciągnąć i wyjść na ląd. -Ja pierdolę, trzeba uważać gdzie się chodzi. Jeszcze jedna taka kąpiel i będziesz wyprawiał mi Luizjański pogrzeb. - Rzucił w stronę Felka osuszając się zaklęciem. -Złapmy tego ptaka i zmywajmy się stąd zanim zginiemy. - Chciał adrenaliny, to jej trochę dostał. Liczuł na to, że stworzenie faktycznie jest takie głupie, jak opisują to wszelkie źródła i nie będzie chciało zrobić sobie z nich kolacji.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Jeśli tylko ktoś chodził na zajęcia z OPCM to musiał kojarzyć Reeda. Krukonka zawsze lubiła akurat tę dziedzinę zaklęć, która wydawała jej się być najbardziej interesująca. A razem z nią gdzieś zawsze przewijała się w jej umyśle czarna magia, która przez długi czas pozostawała dla niej tajemnicą. Przynajmniej do czasu, gdy nie postanowiła zacząć jej badać. I naprawdę nie miała w tym żadnych ukrytych motywów. Robiła to po prostu dla samej wiedzy. Nie planowała wykorzystywać praktyk czarnomagicznych, ale musiała przyznać, że czasami znajdowała się w sytuacji, gdy jedno lub dwa podobne zaklęcia okazywały się naprawdę przydatne. - Violetta - przypomniała mu jedynie, nie przejmując się za bardzo faktem, że jej imię jakoś umknęło z pamięci mężczyzny. Nie winiła go za to. Tym bardziej, że w bardzo krótkim czasie miał do czynienia z naprawdę ogromnym gronem uczniów, w którym ciężko było zapamiętać indywidualne jednostki. - Aż tak bym się nie zapędzała, profesorze - odpowiedziała nieco zaczepnie, uśmiechając się w jego kierunku. Naprawdę nie wiedziała czemu, ale podobny komplement czy też stwierdzenie faktu zależnie od punktu widzenia sprawiło, że jakoś tak... zrobiło jej się miło? Normalnie po prostu przyjęłaby jego słowa, dziękując pokrótce lub komentując, że wciąż nie są one aż tak dobre jak by tego chciała. - Musiałbyś też znacznie zmienić swój wygląd, by upodobnić się do Voldemorta. A tego byłoby naprawdę szkoda - skomentowała jeszcze słowa Shawna. Kurwa... Czemu nagle zaczynała rzucać takimi tekstami? Nie widziała żadnego powodu, dla którego miałaby to robić. W ogóle obecność Reeda sprawiała, że czuła się jakoś dziwnie i z trudem odrywała wzrok od jego postaci, by skupić się na znajdującym się przy niej pentagramie. Zresztą tylko na chwilę, by znów móc utkwić w nim swoje spojrzenie i odpowiedzieć na jego słowa odnośnie Laveau. - Marie wprowadzała więcej elementów z chrześcijaństwa do wierzeń voodoo. Całkiem możliwe, że rozwinęła także zastosowanie wszelkiego rodzaju symboli i magicznych pieczęci - przynajmniej dla niej wydawało się to być dosyć prawdopodobne choć nie zagłębiała się zbytnio we wspomniane praktyki. Chociaż może powinna. Przynajmniej dzięki temu mogłaby zbliżyć się do rozwiązania zagadki amuletu Laveau. - Na pewno wpadnę - zapewniła go jeszcze z delikatnym uśmiechem, który wkradł się na jej usta bez większego powodu. Zdecydowanie Reed działał na nią w jakiś dziwny sposób, którego nie potrafiła obecnie wytłumaczyć. - Cóż... Pentagram sam w sobie jest dosyć uniwersalny. Odpowiednie symbole nie tyle wzmacniają jego działanie, ale potrafią mu też nadać konkretnych właściwości... a umieszczone na koszulce dają ci więcej respektu na koncertach Abraxana - ostatnią informację dodała już zdecydowanie ciszej, bo chyba jednak nie było co się chwalić tym, że czasami dla szpanu zakładała koszulki z pentagramami.