Kiedyś piękne, nietypowe rośliny. Dziś jedno z najbardziej urokliwych miejsc w całym ośrodku. Położona jest tuż za nową cieplarnią, z zewnątrz zapuszczona i nieszczególnie atrakcyjna. Jednak po wejściu okazuje sobie, że rosną tu piękne, dzikie kwiaty i ktoś zrobił tu bardzo uroczy zakątek, w którym można posiedzieć i odpocząć. Zapach magicznych roślin jest tu niesamowicie intensywny, a promienie słoneczne cudownie was ogrzewają. W tym miejscu trudno jest myśleć o jakichkolwiek troskach. Jest tu jednak tak przyjemnie, że niektórzy czują potrzebę... drzemki.
Rzuć kostką: 2,3,4,5 - Oprócz błogiego spokoju wewnętrznego, nic Ci się nie dzieje. 1, 6 - Zasypiasz na drzemkę w trakcie jednego posta i budzisz się dopiero przy kolejnym. Jednak była to najlepsza drzemka w Twoim życiu! Dostajesz możliwość jednego przerzutu podczas Twojego kolejnego rzutu kostką. Nie działa poza Luizjaną
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Rozmowa z profesor Cortez tylko zatwierdziła go w tym, że musi ćwiczyć oraz kształcić własne umiejętności; niezależnie od tego, jak to wszystko miałoby wyglądać. Teraz znajdował się na wakacjach - temat wyjątkowo swobodny, a pierwsze dni wyjątkowo opuszczone. Lokatorzy... no cóż. Liczył na pokój ze samym Juliusem Rauchem, co nie zmienia faktu, iż go zwyczajnie nie otrzymał; zamiast tego otrzymał dwie młodsze osoby pod skrzydła. Czy on był jakimś opiekunem, by siedzieć z dwoma gówniakami w jednym pokoju? Zaczynało mu brakować swobody; swobody myśli, swobody chodzenia. Tylko na wieczór zakładał znacznie piżamę, która momentami wyglądała jak kompletnie niedopasowany komplet do spania. I też, mimo, że był do niej przyzwyczajony, w towarzystwie nieznanych osób spało mu się znacznie gorzej. A psidwak temu mordę lizał. Umówił się ponownie z Aleksandrą na wspólną naukę, niemniej jednak tym razem obydwoje mieli czerpać obupólne korzyści. Stosując się do rady profesor od Obrony Przed Czarną Magią, wiedział, że jeżeli ma okazję do ćwiczenia zaklęć niewerbalnych, powinien to robić. Teoria nie uratuje go w życiu i musi skupić się także na zdobywaniu wiedzy praktycznej, umiejętności tudzież. Przygotował odpowiednie książki, jeszcze przed wyjściem, gdy nikogo nie było w domku, chowając tę trzymaną w dłoni, dotyczącą oklumencji w bezpiecznym miejscu. Ukradziona w perfidny sposób. Zmuszająca przede wszystkim do złamania zasad i zaufania profesor. Czy inaczej mógł zdziałać? Owszem, mógł, ale nie zamierzał. — Więc... czego chcesz się nauczyć? U mnie piątym kołem u wozu są w sumie zaklęcia niewerbalne., choć nie wiem, czy zamierzasz się ich uczyć. — powiedział w stronę Aleksandry, z którą to zbliżał się do cieplarni, wydającej się być opuszczoną i zapomnianą oazą spokoju dla roślin. Otworzywszy do niej drzwi, poczuł dziwny, błogi spokój. Spokój, który opanowywał jego duszę jeszcze bardziej; trzymany w dłoni podręcznik z Zaklęć i OPCM zdawał się być pionerem w dzisiejszym spędzaniu wspólnego czasu. — Możemy poćwiczyć zaklęcia zwykłe, jak również możemy pobawić się z tymi ofensywnymi i defensywnymi. — zaproponował na początek.
Sytuacja się powtarzała. Znowu prosiła Felinusa o pomoc, tym razem jednak nie chodziło o magię leczniczą, a o najzwyklejsze w świecie zaklęcia. Coś prostego, a użytecznego, bo nawet w najśmielszych marzeniach nie porywała się na coś, co daleko wykraczało poza zakres jej umiejętności. Z ostatniego spotkania z Puchonem dużo wyniosła i teraz liczyła, ba, była niemal przekonana, że będzie tak samo. Musiała przyznać, że był dobrym nauczycielem, chociaż niektóre z metod, które stosował były dosyć... krwawe. Tym razem jednak nie musiała się obawiać żadnych takich sytuacji, a przynajmniej taką miała nadzieję. - Zaklęcia niewerbalne to już wyższa szkoła jazdy, może kiedyś. Póki co zadowolę się nawet zwykłym Uteraperio - odpowiedziała. No, może nie akurat koniecznie to, bo potrzebna była butelka, ale ogólnie chodziło jej o coś niezbyt skomplikowanego. Baby steps. Małymi kroczkami szła do przodu, poszerzając wiedzę teoretyczną jak i praktykę, choć to właśnie tego drugiego jej brakowało. Mimowolnie wstrzymała oddech, kiedy weszli do cieplarni, bo mimo iz z nazwy była tą starą, wcale na taką nie wyglądała. Wręcz przeciwnie, zrobiło się z niej - albo raczej ktoś zrobił - całkiem urokliwe miejsce, które w dodatku emanowało spokojem. Idealne miejsce do nauki. - Myślałam nad zwykłymi, ale ofensywne lub defensywne... Hm, ćwiczenie Protego chyba jeszcze nikomu nie zaszkodziło - stwierdziła i rozejrzała się po cieplarni, jakby chcąc zobaczyć, jakich szkód mogliby narobić i czy ewentualnie nic im nie będzie zagrażać. Nie chciałaby bowiem, aby jeden z wiszących przy sklepieniu kwiatów nagle spadł któremuś z nich na głowę. - I szczerze mówiąc, dziwię się, że w ogóle zgodziłeś się ze mną spotkać po tej akcji przy drzewie... Jest mi strasznie głupio i... dziękuję - powiedziała i skrzywiła się na samo wspomnienie. Taka jednak była prawda, że była okropna na tamtym spacerze i choć nie zależało to w pełni od niej, bo to miejsce miało nieprzyjemną historię, to nie zmieniało to faktu, że normalnie w życiu by się tak nie zachowała.
Przyzwyczaił się już do tego. Z natury puchońskiej, w niewielkim pierwiastku krążącym po jego ciele, nie mógł jakoś zrezygnować. Bardziej reprezentował swoim charakterem i spokojem inne, bardziej charakterystyczne domy, ale z jakiegoś powodu znajdował się w Hufflepuff. No cóż. Decydować o tym zbytnio nie mógł, a skoro zepsuta Tiara Przydziału postanowiła go wepchnąć właśnie tam, nie mógł protestować. To znaczy, mógł, ale o tym w ogóle nie wiedział. Nie wiedział w sumie o Hogwarcie nic - jakoby była to gra, w której nie znał na początku w ogóle zasad, a obecnie je wykorzystał do tego, by przetrwać. By zyskać coś więcej, niż tylko przysłowiowe braki w postaci posiadanych umiejętności. Wzrok powoli kierował w stronę Puchonki, która dość chętnie korzystała z jego pomocy. On sam jej także potrzebował - nie bez powodu się zatem zgodził, byleby potrenować niewerbalne rzucanie zaklęć. Cieplarnia wydawała się być miejscem nietypowym, ale nic im by nie zaszkodziło, by wyjść na zewnątrz, prawda? — Nauczane są już w szóstej klasie. — powiedział w jej stronę na temat tego, iż zaklęcia niewerbalne stanowią dość trudną dziedzinę magii. Felinus był świadom istnienia tych trudniejszych, niemniej jednak nie nalegał - jeżeli koleżanka ma zamiar uczyć się w sposób werbalny, droga wolna. On sam postanowi potrenować rzucanie zaklęć bez wypowiadania żadnych słów. Sam lubił wrzucać samego siebie do zimnej, lodowatej wody, by poczuć się wystarczająco zniechęconym do podjęcia się jakichkolwiek działań. Zachowywać spokój w sytuacji, w której normalny człowiek by nie zachował. Musnął wcześniej ramieniem o same niebezpieczeństwo utraty życia i zdrowia, niemniej jednak wolał, by ta nadal znajdowała się na łańcuchu, jak jego psy, odpowiadające za poszczególne uczucia i emocje. — Zawsze możemy wyjść na zewnątrz. — zaproponował taką możliwość, spoglądając spojrzeniem zmęczonych, aczkolwiek żywych oczu w stronę Puchonki. Nienaturalnie blada cera powoli zdawała się przemijać, lecz w stopniu praktycznie niezauważalnym. Skutki wcześniejszych działań nadal trwały, mimo odległości, jakie ich dzieliły. Wcale nie wziął żadnego eliksiru na wzmocnienie - miał inne, bardziej ważne rzeczy, na które musiał wydawać galeony. Przynajmniej mógł odetchnąć i natężenie bólu psychicznego zmniejszyło się kilkukrotnie. — Na sam początek zaczniemy może od teorii... — trochę wiedział. Nawet bardziej, niż umiał, no ale liczyły się przede wszystkim możliwości powtórzenia i nauczenia się nowych rzeczy. — Dobrze zatem, rozpocznijmy od tych małych kroczków. Do czego służy zaklęcie Volate Acendere? — zapytał się, siadając spokojnie na jednym z wolnych miejsc w cieplarni. Podniósł brwi na jej przeprosiny. Naprawdę? Chciała przeprosić za to, że jej umysł nie był w stanie powstrzymać działania szeptów muskających jej skórę i wgryzających się bardziej, niż ktokolwiek mógłby się spodziewać? Nie czuł, by w takiej sytuacji potrzebował jakichkolwiek przeprosin - tym bardziej, że rozumiał powód takiego, a nie innego zachowania. — Wina kramazynowych szeptników. Nie musisz za to przepraszać. — poniekąd się uśmiechnął, poniekąd zaniepokoił. Była to dla niego ważna lekcja, w której to, im bardziej zamykał swój umysł i przedstawiał go ostatecznie w formie pustego płótna, tym mniej rośliny były w stanie cokolwiek zdziałać. Był w stanie zaobserwować to, jak dokładnie wygląda działanie tych paskudnych, czarodziejskich kwiatów, a przede wszystkim był w stanie zaobserwować to, jak działa w praktyce oklumencja, ze szczęściem podwojonym kilkukrotnie. Dzięki świadomości, jaką zyskał, był w stanie uniknąć otumanienia własnego umysłu - czy jednak podejmie się ponownego przyjścia do tego miejsca?
Aleksandra Krawczyk
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 162cm
C. szczególne : Podłużna blizna przy prawym obojczyku; pierścień Sidhe na palcu;
Jak widać nawet w czasie wakacji nie odpuszczała sobie nauki. W końcu zawsze dało się znaleźć chwilkę, żeby poćwiczyć jakieś zaklęcie, a niekiedy nawet w trakcie robienia czegoś uświadamiała sobie, że hej, przecież zna formułkę, dzięki której zrobi to szybciej i bez męczenia się. Dodatkowo, po odniesionej na egzaminie z obrony przed czarną magią porażce - jak to sądziła profesor Cortez - miała motywację, aby bardziej przyłożyć się do przedmiotu nauczanego przez nią oraz do zaklęć. Obie te dziedziny ponadto były ze sobą powiązane, chociaż nie działało to tak, że będąc świetnym w jednej z nich, automatycznie tak samo było z drugą, bo zaklęcia były inne, a i zakres wiedzy się różnił. A szkoda, bo życie byłoby o wiele łatwiejsze. Z drugiej strony, czy wtedy nie byłoby zbyt łatwe? Lubiła sobie stawiać wyzwania w postaci zaklęć, których chciała się nauczyć w określonym czasie. Nie zawsze się udawało, a już na pewno nie zawsze było łatwo, ale przecież nie miało być. - Wieeem, ale tak trochę... nie no, zaklęcia niewerbalne kompletnie mi nie wychodzą. To znaczy wiem, że nie wszystko mi się od razu uda, ale nawet tego nie oczekuję, po prostu... - przerwała na chwilę, gubiąc się już w tym, co mówiła. - Dobra, spróbuję. Jak się nie uda, to trudno, ale spróbuję - dodała po chwili i te słowa chyba bardziej miały jej dodać odwagi niż być skierowane do chłopaka. Nagła decyzja, ale co miała do stracenia? Najwyżej dostanie jakimś zaklęciem rozweselającym i nie zdoła się obronić albo coś schrzani i nic się nie stanie, ale znowu - co z tego? To nie była żadna lekcja, na której ktoś by ją oceniał, a oboje byli tutaj po to, żeby się czegoś nauczyć. A jak wiadomo, nie wszystko przychodzi od razu, nie mówiąc już o tym, że niektórzy potrzebowali więcej czasu niż inni na opanowanie, przykładowo, zaklęć niewerbalnych. Na pewno by się to udało, gdyby dalej twierdziła, że niee, nie wychodzą jej, więc nawet nie ma po co próbować. Czasami naprawdę powinna odstawić rozważania na bok i podejść do zadania totalnie na luzie i próbować. Po prostu. Poza tym atmosfera panująca w cieplarni utwierdziła ją w tym, że nie ma się czego bać i da sobie radę. Niezwykła oaza spokoju. - Myślę, że nie będzie takiej potrzeby, a w razie czego drogą do wyjścia daleka nie jest - odparła i przysiadła na szerokim parapecie, na którym ktoś umieścił poduszki, dzięki czemu siedzisko było wygodne. Zastanowiła się chwilę na odpowiedzią na pytanie o zaklęcie... Jak ono leciało? - Podgrzewa - zaczęła wolno, ale jej głos brzmiał wyjątkowo niepewnie i stopniowo cichł, aż ostatniej sylaby nie dało się usłyszeć. Zamieniła się w jakiś świst. - Nie, to nie to! Unosi jakąś rzecz w górę - poprawiła się, w myślach przerzucając kartki podręcznika. Była wzrokowcem, ale potrafiła też całkiem sporo wynieść ze słuchania, oczywiście zależy też, z jakiej lekcji i kto ją prowadził. Nie kontynuowała tematu drzewa wisielców. Przeklęte zielska rosnące wokół niego! Nawet nie podejrzewała, że to mogły być rośliny, bo autentycznie brzmiało to tak, jakby ktoś stał gdzieś niedaleko albo to na drzewie ciążyła klątwa, która powodowała różne nieprzyjemne następstwa. U niej na przykład padło na straszne rozdrażnienie i chęć skrzywdzenia Felinusa, bo akurat on był najbliżej. Najwyraźniej miała tak słabe bariery w głowie, że natrętne szepty bez problemu się do niej dostały. To było okropne przeżycie i nie chciałaby przechodzić przez to jeszcze raz. - Nie, znowu pomyliłam to zaklęcie - westchnęła i przeczesala dłonią włosy.
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Wiedza to potęgi klucz - a jeżeli masz ich bardzo dużo, to zostaniesz woźnym. A tak naprawdę zamierzał kształcić się w tym, co go najbardziej interesuje - skoro nie dawał rady w rzucaniu zaklęć, poprzez swoje błędy, postanowił spróbować sił w uzdrawianiu. Niestety, sytuacja z wilą na Celtyckiej Nocy uświadomiły go w tym, że powinien bardziej się podszkolić i zdobyć należytą wiedzę w sposób jak najbardziej prawidłowy. Wiedzę praktyczną, bo z tą teoretyczną nie miał praktycznie żadnego problemu. Egzamin u Cortez wyszedł mu na zadowalający, co nie zmienia faktu, iż dobrze poszła mu tylko część pisemna - gdy doszło do momentu, w którym musiał przedstawić własne umiejętności, obrywał wręcz za każdym razem, gdy ciut minimalnie się pomylił. Żałośnie musiał wyglądać, ale za to jak efektownie wypełnił kartkę odpowiednimi informacjami... Zaklęcia użytkowe i ogólnie OPCM stanowiły jego kulę u nogi. Teorię mógł znać, ale zawsze różdżka znajdowała przy nich problemy bliżej nieokreślone - może tak naprawdę problem umiejscowiony był całkowicie gdzieś indziej? Może problem był stricte psychiczny? Obecnie czuł się stabilniej, jakoby ciężar, jaki ze sobą niósł, zmniejszył się znacznie w taki sposób, że mógł normalnie funkcjonować, a przede wszystkim się wysypiać. Nie zmieniało to jednego, istotnego faktu - że zagrożenie nadal istnieje. I pojawiło się kolejne, tym razem wywodzące się ze świata magicznego; czy otrzyma kiedykolwiek spokój taki, by nie musiał się nigdy martwić konsekwencjami działań osób trzecich? — Mi też właśnie. — poniekąd się uśmiechnął, poniekąd podniósł kąciki ust do góry w bardzo delikatnym, ledwo co widocznym uśmiechu. — Dają one przewagę w sumie i są jednymi z najprzydatniejszych. Spróbować nie zaszkodzi. — oparł się o przyjemnie wygodną ławkę, położywszy wcześniej podręczniki na jednym z widocznych stolików, które znajdowały się w zasięgu jego ręki. Podejrzewał, że większość rzeczy pójdzie w porządku, chociaż mógł znajdować się tak naprawdę w najczystszym błędzie. Jak bardzo mógł się mylić procentowo? A raczej o punkty procentowe? — No, nie do podgrzewania wody... — zaśmiał się w sposób delikatny i niepodważający osoby Aleksandry Krawczyk w żaden sposób. Ot, przyjacielskie, ale czy do końca? Puchon tak naprawdę stanowi jedną z osobowości wyjątkowo tajemniczych. Nikt nie wie, co mu po głowie chodzi i dlaczego... choć naprawdę chciał jeszcze raz spróbować podejścia do drzewa, jakim było to, przy którym wydarzyły się te nieprzyjemne rzeczy. A teraz wiedział, kogo ze sobą wziąć. — Tak, unosi jakąś rzecz do góry. — postawił podręcznik na podłodze, by przetestować umiejętności zarówno własne, jak i koleżanki. — Spróbujmy unieść tę oto książkę przy pomocy tego zaklęcia. Bez inkantacji, ruch różdżką pewny, aczkolwiek poniekąd nie za mocny - nie chcemy raczej wysadzić tomiszcza w powietrze, prawda? — zapytał się, a następnie przeszli do działań powolnych i mozolnych. Wcześniej jednak pokazał to, jak powinien ruch mniej więcej wyglądać, a gdy dziewczyna miała nadal wątpliwości, to otworzył książkę na jednej ze stron i pokazał jej treść.
Kości Rzuć kostką k6 na powodzenia zaklęcia u Ciebie (dla siebie rzucę w kolejnym poście). Każde 10pkt z Zaklęć i OPCM pozwala na jeden przerzut kostki.
1, 6 — najwidoczniej nie lubisz się z tym zaklęciem. Książka w ogóle nie unosi się w powietrze, a zamiast tego leży spokojnie, jakoby zaklinowana i pozbawiona możliwości poruszania się. Może trzeba jeszcze raz rzucić zaklęcie?
2, 5 — pewny ruch różdżką - powtarzasz to sobie w głowie, a gdy rzucasz zaklęcie, wychodzi ono zbyt silne. Książka uderza o sufit dawnej cieplarni, wzbudzając do poruszania się także łańcuchy przymocowane do donic. Jeżeli wylosowałeś 5, na ziemię spada jedna z nich, rozwalając ziemię po całym pomieszczeniu.
3, 4 — jak najbardziej prawidłowo! Możesz być z siebie dumny, albowiem książka wznosi się w sposób pozbawiony jakichkolwiek wad. Również spada w miarę spokojnie, uderzając o podłogę z niewielkim hałasem.
Aleksandra Krawczyk
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 162cm
C. szczególne : Podłużna blizna przy prawym obojczyku; pierścień Sidhe na palcu;
Gdyby żyła w mugolskim świecie, pewnie traktowałaby magię jako coś prostego, co przydzi od tak, po pstryknięciu palcami. W rzeczywistości nie do końca tak to wyglądało, ale to inne podejście - podejście osoby żyjącej bez magii na co dzień - zaobserwowała kiedyś u jednej dziewczynki, kiedy była na wakacjach u dziadków. Oni dużo wiedzieli o kulturze mugolskiej i starali się wpoić choć część tego swoim wnukom, między innymi zapewniając im towarzystwo "normalnych" dzieci. Oczywiście wszystko związane z czarowaniem musiało zostać utrzymane w tajemnicy, jednak w prawdziwym szoku była, kiedy Zosia - bo tak koleżanka miała na imię - wzięła zwykły patyk i machając nim nad głową, krzyczała "Abrakadabra!" lub "Hokus-pokus!". Dla Krawczyk, która miała wówczas około dziesięć lat, było to śmieszne, ale też zadziwiające, bo przecież rzucanie zaklęć w ogóle tak nie wyglądało. No i te abstrakcyjne formułki! Trudno było się powstrzymać przed poprawieniem koleżanki, ale wiedziała, że musi trzymać buzię na kłódkę i udawać, że zabawa trwa w najlepsze. Wygadanie się przyniosłoby wielkie kłopoty, to niejednokrotnie powtarzała jej babcia, a Ola nie potrafiła zrobić jej czegoś na złość. Do tej pory czasem przypominała sobie te komiczne wręcz formułki, a najbardziej w pamięci zapadło jej chyba "Bibidi-babidi-bu". - Oj tak, bardzo przydatne - zgodziła się, zakładając nogę na nogę. Nie było wątpliwości, że zaklęcia niewerbalne w takim na przykład pojedynku czarodziejów na pewno sprawdzały się lepiej niż te wypowiedziane na głos. Można było zyskać dzięki nim przewagę nad przeciwnikiem, bo ten nie mógł wiedzieć, co właśnie leci w jego stronę. Poza tym umożliwiało zaatakowanie z ukrycia. Uśmiechnęła się lekko, rozbawiona własnym błędem. Przeniosła spojrzenie na ustawiony na podłodze podręcznik i po chwili zmarszczyła brwi, słysząc o wysadzaniu go w powietrze. - Czekaj, czy właśnie nie to robi to zaklęcie? W sensie wyrzuca coś w górę? I mógłbyś mi jeszcze raz pokazać ruch dłoni? - poprosiła i uważnie przypatrywała się, kiedy powtórzył. Kilka razy sama wykonała nadgarstkiem odpowiedni ruch i dla pewności zerknęła do podręcznika. Kiedy poczuła się gotowa, wstała i odsunęła się od stolika. Wyczyściła umysł, żeby nic jej nie przeszkodziło i skupiła się na zaklęciu. Zamknęła na chwilę oczy, a po ich otworzeniu machnęła ręką tak pewnie, jak tylko umiała. Książka wyskoczyła w górę, uderzając o sufit z taką mocą, że wiszące nad ich głowami donice z kwiatami zakołysały się niebezpiecznie. Jakby jeszcze tego było mało, spadający podręcznik zahaczył o jedną z nich. I po prostu ją zrzucił. - O żesz - powiedziała jedynie, kuląc się i zasłaniają rękami głowę, chroniąc ją przynajmniej częściowo przed deszczem ziemi. Huk pozwolił jej stwierdzić, że donica rozstrzaskała się na podłodze. Spojrzała na cieplarnię, która wyglądała trochę jak pobojowisko.
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Świat mugolski nigdy nie był mu obcy. Bardzo często dzieci nie bez powodu wierzyły w istnienie magii. Świat odrealniony od rzeczywistości, możliwość stworzenia i wyimaginowania siebie jako bohater ludzkości, niszczyciel i pogromca uśmiechów potworów... Wszelkie działalności powiązane z istnieniem sił nadprzyrodzonych i wydają się być dla dzieci wyjątkowo intrygujące. Nie bez powodu w podstawówce widział właśnie, jak dzieciaki chwytają na podwórku za kije i starają się udawać wojowników. Nie bez powodu sam ulegał takim zabawom, tworząc swoje nowe oblicze, nowe umiejętności. Dla niego, w takim wieku, patyk nie był po prostu patykiem - był bronią gotową do niszczenia tego, czego chciał, jak również był czymś, co miało zagrzać ludzkie serca do walki. Spokojnie przeniósł wzrok z podręcznika na Puchonkę, mając nadzieję na to, że wszystko pójdzie po jego myśli. Odznaczając się aurą spokoju, nie tylko trenował własne opanowanie, lecz także przygotowywał się do bycia oklumentą. A odczuwał różnicę, kiedy to wcześniej mógł umożliwiać swobodny przepływ uczuć i wspomnień, a teraz zakrywał je płótnem białym, trudnym do podniesienia. Jednocześnie pokiwał wcześniej głową na słowa o przydatności tejże umiejętności. Tak, jest ona niezwykle przydatna, a przede wszystkim - daje ona niesamowitą przewagę nad przeciwnikiem. Błąd ten był dość zabawny, ale ostatecznie możliwy do przyjęcia. Nie każdy wie wszystko i zna wszystko - wbrew pozorom tak naprawdę nawet największy pasjonat danej dziedziny nie będzie wiedział na jej temat wszystkiego. Im bardziej człowiek zagłębia się w coraz to drobniejsze elementy mechaniki, tym trudniej mu jest z nich wyjść. — Tak, ale w dość kontrolowany sposób. — powiedział w jej stronę, opierając się plecami o ścianę cieplarni. Zaklęcie łatwe, idealne do poćwiczenia, ale wymagające przede wszystkim kontroli nad różdżką. Wbrew pozorom siła zaklęcia zależy od bardzo wielu czynników - nie tylko od machnięcia różdżką, lecz także od emocji oraz pozostałych tego typu rzeczy. — Jasne, bez problemu. — podnosząc kąciki ust do góry w delikatny i subtelny sposób, jeszcze raz pokazał ruch nadgarstka i tym samym przedstawił to, jak powinien wyglądać prawidłowy sposób rzucenia. Poniekąd ucieszyło go to, że dziewczyna zajrzała do podręcznika, w którym mogli znaleźć wiele przydatnych rzeczy; większość osób pewnie by nie rzuciła na niego okiem pod tym względem. Przygotowany był na zwycięstwo; Faolanie, czy los nie jest zbyt przewrotny? Kibicował gdzieś wewnątrz swej duszy dziewczynie, mając nadzieję na pozytywne rzucenie zaklęcia. Niemniej jednak pomylił się - podręcznik uderzył do góry o doniczkę przymocowaną na łańcuchu, a ta spadła, roztrzaskując się na kawałki i rozbryzgując ziemią po całym pomieszczeniu. Odsunął się ciut dalej, by przypadkiem nie oberwać; mając jednocześnie nadzieję na to, że wszystko jest w porządku... no, poza elementem dekoracyjnym. Trzymał w dłoni jednocześnie różdżkę. — Wszystko w porządku? — zapytał się, często z czystej formalności, jaką się cechował. Głupio było jednak nie rzucić tego pytania; nie chcąc wyjść na kogoś bez manier i kultury, wypowiedział te słowa poprzez swoje własne struny głosowe. — Tamto zaklęcie... no cóż, nie udało się. Ale mamy okazję do poćwiczenia Chłoszczyść, prawda? — zapytał się, spoglądając na biedne, pobrudzone tomiszcze, by następnie strzepnąć z niego ziemię i tym samym otworzyć na stronę z podanym wcześniej zaklęciem. — Jest znacznie prostsze, ale też, wymaga koncentracji. Ogólnie takie najbardziej podstawowe. Ruch nadgarstkiem odbywa się poprzez wyznaczenie trasy litery S. — pokazał jej, zaprezentował, a w ramach konieczności, podsunął tomiszcze. — Potrenujmy na tej rozwalonej wszędzie dookoła ziemi. — zaproponował.
Kostki Rzuć kostką k6, by przekonać się, jak poszło Ci zaklęcie czyszczące. Każde 10 pkt w kuferku z Zaklęć i OPCM umożliwia wykonanie jednego przerzutu. Felinus rzuci w następnym poście, o ile wylosujesz optymalną opcję umożliwiającą dalsze trenowanie.
1, 2 — odpowiednie skupienie, wycelowanie różdżką, ruch w kształcie litery S... I gotowe! Podłoga zaczynała powoli nabierać swojego dawnego blasku, być może nawet bardziej, niż przed przyjściem. Możesz być z siebie dumny.
3, 4 — nie jest najgorzej, ale też nie jest najlepiej. Może zły ruch różdżką? Słaba wola? Niemniej jednak zaklęcie sprzątające działa gorzej i ma ciut mniejszy wpływ na otoczenie. Jeżeli chcesz, to rzuć je jeszcze raz i ponownie wykonaj rzut kostką.
5, 6 — ewidentnie nie tak powinno to wyglądać... ziemia, zamiast zbierać się, coraz bardziej zaczęła bazgrać znajdującą się pod wami podłogę, a kurz opanował powietrze w taki sposób, że nie należało to do zbyt przyjemnych doświadczeń... Ale czy to koniec nieszczęść? Jeżeli wylosowałeś 6, dodatkowo udalo Ci się rzucić przez przypadek Aquamenti, a cała cieplarnia pokryła się błotem.
Aleksandra Krawczyk
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 162cm
C. szczególne : Podłużna blizna przy prawym obojczyku; pierścień Sidhe na palcu;
Mimo wszystko lubiła mugolskie zabawy. Może i były pozbawione magii, ale to właśnie to czyniło je tak niezwykłymi, wciągającymi dzieciaki na całe godziny, po których wracało się do domu umorusanym błotem. Między innymi dlatego kiedyś tak uwielbiala spędzać wakacje u dziadków. Miała możliwość na jakiś czas żyć w świecie częściowo pozbawionym magii - w domu jednak się jej używało, ale kiedy tylko wychodziła na zewnątrz, wszystkie formułki szły w zapomnienie. Zasada tajności czy coś takiego, tak jej zawsze mówiono, a ona nigdy nie robiła na przekór. Ba, traktowała to trochę jak zabawę. Może i głupie postrzeganie tak ważnej sprawy, ale działało i to się liczyło. Atmosfera w cieplarni była... nieziemska. Brzmiało to co najmniej dziwnie, ale nie potrafiła jej inaczej określić. Już po przekroczeniu progu poczuła się spokojna, oddech jej się wyrównał, wszystkie zmartwienia - jeśli jakieś były - poszły gdzieś hen, daleko na sam koniec rzeczy, które zajmowały jej myśli. Było tu tak przyjemnie, że miejsce naprawdę idealnie nadawało się na naukę, chwilę na poczytanie czy przeprowadzenie jakiejś dłuższej rozmowy. Można było wręcz usnąć... Jakim więc cudem, mimo tego wszechogarniającego ją uczucia spokoju źle rzuciła zaklęcie? Była przygotowana na to, że nie stanie się zupełnie nic. Ustawiony na podłodze podręcznik ani drgnie, więc nic dziwnego, że podskoczyła i wydała z siebie cichy okrzyk, aby następnie instynktownie się skulić, kiedy przedmiot wyleciał w powietrze w sposób w ogóle niekontrolowany. Nie o to tu chodziło. - Tak, ze mną jest dobrze, z nią gorzej - odpowiedziała i wskazała wolną ręką na walające się po ziemi pozostałości po donicy. Jak nic należało to teraz posprzątać, bo pozostawienie cieplarni w takim stanie byłoby czymś karygodnym. Tak urokliwe miejsce zasługiwało na przywrócenie mu porządku. Swoją drogą miała nadzieję, że nikt nie zauważy braku jednej z wieszących dekoracji i nie będzie musiała wydawać na galeonów na nową. - Wiesz, w pewnym sensie się udało, bo rzuciłam je niewerbalnie - powiedziała lekkim tonem i krótko się zaśmiała. Humor szybko jej wrócił. W końcu czy mogło być jeszcze gorzej? Teraz miała spróbować z Chłoszczyść, więc przynajmniej nie ryzykowała, że znowu coś zrzuci i narobi szkody. Jej porażki na dłuższą metę były zabawne. - Dobra, lecimy z tym - rzuciła jeszcze i znowu kilka razy wykonała nadgarstkiem odpowiedni ruch, który zresztą znała, bo było to zaklęcie używane na co dzień, ale powtórzenie nie zaszkodzi. Rozluźniła ramiona, wymówiła w myślach głośno i wyraźnie formułkę, machnęła różdżką... A porozwalana po podłodze ziemia zaczęła ją brudzić! Dosłownie zaczęła się przemieszczać, zostawiając za sobą ciemne ślady. Co więcej, Krawczyk przypadkowo musiała "obudzić" kurz, który teraz latał wokół ich twarzy, próbując wedrzeć się do oczu. - Najbardziej podstawowe, a ja nie dałam sobie z nim rady, nie wytrzymam zaraz - wykrztusiła, zwijając się na boku ze śmiechu, ale nie był to dobry pomysł, bo już po chwili na zmianę śmiała się krztusiła przez unoszący się w powietrzu kurz. Różdżka chyba naprawdę z nią dzisiaj nie współpracowała.
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Dzieciaki mają w sobie duszę jeszcze niespapraną czymś, co nazywa się dorosłym życiem. Gdyby miał teraz udawać przed innymi wszystkimi, że jest potężnym wojownikiem ratującym ludność z opresji, na pewno by mu się to nie udało. Jako dziecko nadal był cichy, ale doza wyobraźni, jaka znajdowała się w jego małym ciele, osiągała rozmiary przeogromnej i pozbawionej jakichkolwiek granic. Przed jego oczami wręcz malowały się te wszystkie stwory, te wszystkie niebezpieczeństwa, wszyscy mieszkańcy... Nie musiał sobie pomagać zbytnio. Byli oni wręcz jak te duchy - istniejące, zabawne, czasami irytujące, ale widoczne tylko i wyłącznie dla niego. O ustawie tajności wówczas nie wiedział - był wyjątkowo małym dzieciakiem, by móc myśleć o tym, że jest czarodziejem. Dopiero panowie w śmiesznych szatach uświadomili go w tym i zabrali do szkoły, gdzie musiał szlifować opanowanie nad płynącą w nim mocą i tym samym pożegnać się trochę (nawet bardzo) z rodzinnym domem. Atmosfera panująca w cieplarni przypominała mu trochę czasy ciepłego, przyjemnego domu - właśnie tego rodzinnego, gdzie może nie było za dużo pieniędzy, ale za to było dużo matczynej miłości. Uczucie błogiego spokoju, tak zniewalającego wręcz, powodowało, że momentami nie chciało mu się nic robić, mimo swojej wbudowanej w rytm życia codziennego pracowitości. Zapomniał już dawno o incydencie obok drzewa wisielców, a tym samym nie zaprzątał sobie nim myśli. Przeszłości nie można zmienić - można jedynie w teraźniejszości postawić fundamenty dla lepszej przyszłości, by nie popełniać tych samych błędów. Podręcznik rzeczywiście wystrzelił w górę, co przyczyniało się do udanego, aczkolwiek niekontrolowanego uniesienia przedmiotu do góry. Doniczka również na tym ubolewała, wszak nie bez powodu rozbryzgała się po podłodze, przenosząc ze sobą sporą ilość ziemi. W tym wszystkim tak naprawdę było szkoda rośliny, która niczym przecież nie zasłużyła. Kiwnął głową, spoglądając wzrokiem czekoladowych tęczówek na bałagan. — Też prawda. — uśmiechnął się mimowolnie i delikatnie. Spełniła swoje zadanie, to prawda - ale też nie do końca prawidłowo. — Troszeczkę za mocno, no ale... zadziałało. — i to się liczy, prawda? Przynajmniej mają możliwość poćwiczenia innych, podstawowych zaklęć, spojrzywszy na to, jak dokładnie wygląda pobojowisko przez nich urządzone. Wziął głębszy wdech, kibicując tym samym Aleksandrze, ale jedyne, co spowodowała jej różdżka, to większe pobrudzenie ziemią znajdującego się tutaj dywanu. Dodatkowo w powietrzu zaczął unosić się wszędobylski kurz, uniemożliwiający wręcz oddychanie. Sam Felinus nawet ruszył w stronę drzwi i je otworzył, by zapewnić jakikolwiek przewiew. — Kontrchłoszczyść, zaklęcie powodujące brud? — rzuciwszy ironicznie, w sumie takie zaklęcie mogłoby się przydać, żeby czegoś nie rozwalać. Sam ruszył natomiast różdżką, skupiwszy się odpowiednio, a magia również zareagowała w ten sam sposób, stając się posłuszną. Nie do końca wyczyściło to wszystko, no ale jakąś część na pewno. — Dawaj, spróbujemy jeszcze raz. Najwyżej wymyślimy nowe zaklęcie. — zaproponował, bo przecież mógł to być fenomen w psuciu życia sąsiadom.
Kostki Kostki na ten etap są takie same, ale w odwrotnej kolejności. Jeżeli posiadasz 10 pkt z Zaklęć, możesz przerzucić kostkę.
Aleksandra Krawczyk
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 162cm
C. szczególne : Podłużna blizna przy prawym obojczyku; pierścień Sidhe na palcu;
- Myślę, że te donice powinny być przymocowane jakimś zaklęciem, na przykład Trwałego Przylepca. Wtedy nie byłoby takich problemów - chyba. Nie była żadnym znawcą, więc nie wiedziała, czy istnieje jakiś sposób, aby obejść owe wspomniane zaklęcie i czy wyrzucona w powietrze książka dałaby radę to zrobić. Wyleciała w górę tak nagle i z taką mocą uderzyła o sufit, że Puchonka aż podskoczyła przestraszona. Nawet nie myślała, że tak to może wyglądać; sądziła raczej, że przedmiot owszem, odbędzie jakąś drogę, ale to na jakiś metr, góra dwa. Cóż, mocno się przeliczyła i powinna wziąć na to poprawkę przy kolejnej próbie rzucania tego zaklęcia, nieważne czy będzie ona tutaj w cieplarni czy gdzieś indziej. - A wiesz, że to by nawet nie było takie głupie? - powiedziała pomiędzy kaszlnięciami i zrobiła kilka kroków w kierunku otwartych przez chłopaka drzwi, żeby odetchnąć świeżym powietrzem, w którym nie unosił się kusił. Przetarła załzawione nie tylko od śmiechu oczy, do których dostały się drobinki i po chwili odwróciła się twarzą do pomieszczenia, obserwując, jak za sprawą jednego ruchu nadgarstkiem Puchon pozbywa się pyłu. Może nie całego, ale jednak różnica była ogromna i dało się już swobodnie oddychać. Ziemia przestała brudzić dywan i podłogę, a plamy zaczęły znikać, ale... resztę miała zrobić ona. Ponownie miała spróbować posprzątać wyrządzony bajzel. - Strach pomyśleć, co się teraz stanie, jeśli znowu mi się nie uda. Odłamki donicy zamiast zebrać się w jedno miejsce zaczną latać po całej cieplarni? - powiedziała i parsknęła, bo już z doświadczenia wiedziała, że różne rzeczy się działy. - Współtwórca nowego zaklęcia to chyba ostatnia rzecz, jakiej bym się po sobie spodziewała. - Teraz to już śmiała się w głos, bo naprawdę w życiu nie pomyślała, że coś takiego mogłoby się stać. Ona, która z tej dziedziny nie radziła sobie najlepiej i której różdżka odmawiała posłuszeństwa zawsze wtedy, kiedy najbardziej była potrzebna? Podeszła bliżej środka pomieszczenia, i ogarnęła spojrzeniem bałagan. Było lepiej, więc może tym razem się uda... Skupiła się na swoim zadaniu i podniósłszy rękę, wykonała różdżką literę S, w myślach wymawiając formułkę. Z podłogi zniknęły kolejne plamy, dywan też jakby stał się czystszy, ale wciąż można było bez problemu zobaczyć porozwalane grudki ziemi i pozostałości po donicy. Niemniej jednak w porównaniu do pierwszego podejścia było zdecydowanie lepiej. - Jest postęp - rzuciła z delikatnym uśmiechem, przenosząc wzrok na chłopaka tylko na chwilę. Skoro teraz udało jej się trochę posprzątać, to może kolejna próba też okaże się zakończona sukcesem? Co miała do stracenia? Najwyżej w cieplarni znowu zapanuje bałagan, a ona będzie się tak męczyć z tym zaklęciem do wieczora, ale w końcu musi jej się udać, prędzej czy później. Wolałaby co prawda prędzej, no ale. Ręka z powrotem powędrowała w górę i wykonała znany już ruch, tym razem z większą dokładnością. Najwyraźniej to tego jej wcześniej zabrakło, gdyż podłoga zaczęła powoli odzyskiwać swój dawny blask, a nad ich głowami nie latały żadne odłamki po rozstrzaskanym przedmiocie. - Tak trochę... Po trupach do celu - stwierdziła i wzruszyła ramionami, mając oczywiście na myśli straconą donicę. Zrzuciła ją nieudanym zaklęciem, ale ostatecznie posprzątała, już odnosząc sukces z innym.
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Też się nad tym zastanawiał, niemniej jednak ten budynek jest dość mocno... opuszczony? Może nie aż tak, ale jednak mało kto do niego raczej wchodzi, najwyżej okazjonalnie. Nikt zapewne nie wpadł na to, by użyć na donicy tego zaklęcia, a poza tym... gdyby książka uderzyła wystarczająco mocno w obiekt stały, na pewno skończyłoby się to wszystko w dość podobny sposób. Porozwalane kawałki ziemi po podłodze, unoszący się w górze kurz, który nieprzyjemnie drapie i powoduje napady kaszlu - to wszystko wymagało od nich tego, by to posprzątać. — Najwidoczniej jest to rzeczywiście opuszczona na amen cieplarnia. — uśmiechnął się, spoglądając w górę. No tak, te rośliny mogą przecież każdemu spaść na głowę i spowodować dodatkowy wstrząs mózgu gratis. Dzisiaj za wszystko się płaci, ale nie za możliwość kompletnie przypadkowego uderzenia w głowę poprzez takie miejsce lub poślizgnięcie się na mokrej powierzchni. Położył otwarte dłonie na wyraźnie zaznaczonych u siebie biodrach, co prawdopodobnie wynikało z wychudzenia, by następnie odpowiedzieć na słowa Aleksandry. — Podejrzewam, że na pewno nie byłoby takie głupie. — poprawił ją w tymże zakresie, oddychając po krótkiej chwili spędzonej przy drzwiach świeżym powietrzem, które dostało się do wnętrza cieplarni. Nie wiedział, że tak dobrze uda mu się pozbyć wszędobylskiego kurzu; nie wiedział, iż akurat tym razem różdżka postanowi nie odmówić mu posłuszeństwa. Zaklęcie uporządkowało część, pozostawiwszy kolejną dla samej Aleksandry, której to poczynania bacznie obserwował - spokojnym, niewzruszonym spojrzeniem zmęczonych oczu, ale tym razem już znacznie mniej. — Aż tak tragicznie to raczej nie będzie. — powiedział. Brzmiało to niczym zaklęcie ofensywne, które po prostu miota w przeciwników dookoła różnymi odłamkami bądź drobinkami. Skądś je kojarzył, wszak niektóre tematy prac domowych dotyczyły właśnie tego zakresu. — Czemu? Możliwe, że kiedyś - owszem. — sam miał wiele pomysłów na parę zaklęć, ale ze względu na swoje niskie doświadczenie w ich rzucaniu, nie podejmował się na obecną chwilę jakiegokolwiek ryzyka. A przecież można pomóc innym bądź utrudnić im życie za pomocą właśnie nowego czaru. Spoglądał na ruch dłonią i nadgarstkiem, na bezinkantacyjne użycie zaklęcia, które ma na celu przede wszystkim sprzątać. Tym razem poszło jej po prostu dobrze, a powierzchnia zaczęła nabierać swojego wcześniejszego blasku, aż w końcu brud niemalże całkowicie zniknął. — Brawo. — pogratulował jej postępu, pozwalając sobie na podniesienie kącików ust do góry. — Troszeczkę, ale... poćwiczmy w takim przypadku zaklęcia ofensywne i defensywne, wychodząc na zewnątrz. — zaproponował, przechodząc spokojnym krokiem w stronę znajdującego się wokół cieplarni terenu. Kiedy dziewczyna wyszła z nim, wyprostował się i wziął głębszy wdech, by następnie wypuścić świeże powietrze. — Reguła prostej gry polega przede wszystkim na wymianie ognia i obronie do momentu, w którym jeden z nas po prostu zostanie rozbrojony. Dozwolone jest korzystanie tylko i wyłącznie z Protego oraz Expelliarmus. W normalnym pojedynku nie ma kolejności na atak, niemniej jednak, w ramach treningu, pierwsza Ty rozpoczniesz. — powiedział, przygotowując swoją różdżkę w gotowości, by następnie oznajmić prostym skinięciem głowy, iż jest gotowy. — Gotowa? — zapytał się, czekając na zaklęcie z jej strony.
Kostki Obydwoje rzucamy ośmioma kostkami k6 i porównujemy to, ile mamy wyrzuconych oczek. Osoba z większym pułapem automatycznie wygrywa rozgrywkę. Możemy uwzględnić w pojedynku pojedyncze rzuty kostek (porównując pierwszą Twoją kostkę do mojej pierwszej kostki itd.) i to, jak nam ostatecznie poszło.
Aleksandra Krawczyk
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 162cm
C. szczególne : Podłużna blizna przy prawym obojczyku; pierścień Sidhe na palcu;
Podążyła wzrokiem w kierunku, w którym spojrzał chłopak i musiała przyznać mu rację. Gdzieniegdzie, gdyby się tak zacząć dokładniej przyglądać i przede wszystkim zwracać uwagę na szczegóły, dało się dostrzec zakurzone pajęczyny i opadłe na ziemię liście czy płatki kwiatów. Miejsce, mimo iż najwyraźniej nie za bardzo o nie dbano, nie było w najgorszym stanie i przydałyby mu się po prostu poprawki kosmetyczne. Po co jednak to robić, skoro niedaleko była inna, nowa i zapewne lepsza cieplarnia? Ta popadła w częściowe zapomnienie, ale stanowiła klimatyczny, cichy zakątek. - Oj, nie byłabym taka pewna - odparła i pokręciła głową. W przeszłości - w sumie w teraźniejszości również - zdarzało jej się spowodować wiele różnych skutków ubocznych nieudanych zaklęć. Dziwne, tragiczne, ale po czasie zawsze zabawne i przywołujące uśmiech na twarzy. Śmiała się z własnych błędów i oczywiście starała się wyciągać z nich wnioski, ale nie rozpaczała nad nimi. - Ja i zaklęcia nie chodzimy razem w parze. Po doprowadzeniu cieplarni do porządku, omiotła ją jeszcze raz spojrzeniem, chcąc się upewnić, że nigdzie nie zostały plamy po ziemi. Spokojnie mogła wyjść na zewnątrz. Zaklęcia ofensywne i defensywne... Zwykłe jakoś jej się udały, chociaż nie było ich co porównywać do tych wcześniej wspomnianych. Wysłuchała instrukcji, po czym ustawiła się w pewnej odległości od Puchona i przygotowała się do tego mini pojedynku. - Gotowa - przytaknęła i zaczęło się. Pierwsze zaklęcie wyszło jej całkiem nieźle, ale już przy kolejnym ewidentnie miała problemy z odpowiednim skupieniem się. A może poczuła się zbyt pewnie i chciała działać zbyt szybko? Ciężko powiedzieć. Im jednak dalej szła, tym wcale nie było coraz łatwiej, a wręcz przeciwnie, miała wrażenie, że zaczyna się gubić. Tak mniej więcej w połowie tej gry. A jeśli już raz straciła koncentrację, to i stało się to po raz kolejny. Uparcie jednak usiłowała rzucać zaklęcia niewerbalne, mimo iż szło jej tak sobie, a na końcu to już w ogóle lepiej nie mówić. Różdżka wypadła z jej ręki przynajmniej dwa razy, bo więcej już nie liczyła, ale zniechęciła się, gdzie by tam. Walczyła do samego końca. - Jeśli mam być szczera, to spodziewałam się, że będzie gorzej - zaśmiała się, kiedy skończyli. Podziękowała też oczywiście chłopakowi, że znowu zgodził się ją uczyć, bo nie każdy by na to przystał, a już zwłaszcza na wakacjach.
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Nie zmienia to jednego faktu - ktoś najwidoczniej dbał o te rośliny, skoro żyły i nie były aż tak uschnięte. Może właściciele pensjonatu? Kto wie. Zapewne nie będzie dane im tego poznać, zważywszy na fakt ogólnego charakteru kompleksu. Sam zarządca zdawał się być człowiekiem... no cóż. Przezornym, w prostym tego słowa znaczeniu. Parę razy przechodził obok jego domku i zauważał dużego psa w typie amstaffa, który najwidoczniej bronił właściciela. Na pewno nie czułby się tam bezpiecznie jako gość, ale jako osoba, która ma władzę nad tymi terenami - owszem. Zastanawiało go to, dlaczego ta osoba postanowiła uwiązać na grubym łańcuchu psa - a przede wszystkim załatwić sobie mugolskiego psa, zamiast psidwaka, co nie zmienia faktu, że za każdym razem, jak koło tego miejsca przechodził, tracił pewność siebie, spoglądając na ogromną bestyję. — Jeżeli nie będziemy ćwiczyć, to trudno oczekiwać jakichkolwiek rezultatów. — przyznał w jej stronę, spoglądając spojrzeniem ciemnych tęczówek, oparłszy się o ścianę na sam początek. — Sam też nie dogaduję się z zaklęciami. Wiem jednak, iż bez odpowiedniego treningu niczego w nich nie osiągnę. — przyznał się, pokornie dosyć, ale ostatecznie przyznał; może być źle, ale to on decyduje o tym, jak będzie. A jeżeli chce być dobrym czarodziejem, to musi porzucić czasami swoją strefę komfortu i zmusić samego siebie do pochłaniania praktycznego materiału. W przeciwnym przypadku zrobi znacznie więcej kroków do tyłu, niż początkowo by zamierzał. Przytaknął głową, na początku podnosząc różdżkę w zamiarze obronienia się. Na początku szło mu całkiem nieźle, wszak rzucał Expelliarmus bez problemu, o dziwo, dopóki w pewnym momencie różdżka nie postanowiła odmówić posłuszeństwa, jakoby buntując się przeciwko własnemu właścicielowi. Jakoby odliczenia wskazówek zegara, tudzież sypnięć piasku w klepsydrze zadecydowało o tym, kiedy dokładnie nastąpi moment, w którym drewniany patyczek się zablokuje - wówczas ten został wytrącony z jego dłoni w dość skuteczny sposób. Zmuszony do podniesienia patyczka, nie pozostał bez jakiejkolwiek skazy; zemścił się równie dobrze, przyczyniając się do tego samego efektu aż dwa razy. Po udanej walce uśmiechnął się i również podziękował za chęć potrenowania. — Naprawdę? — zapytał się, chociaż po chwili dodał. — Dobrze Ci szło w tej kwestii. Na początku roku możemy jeszcze coś powtórzyć. — mówiąc te słowa, zaproponował jej kolejną możliwość zdobycia dodatkowego doświadczenia. Niemniej jednak, uznawszy, iż co za dużo, to niezdrowo, przerwali obecny trening, mając nadzieję na to, iż wiedza, którą przyswoili, przyda im się w życiu codziennym... a jak nie w życiu codziennym, to w sytuacjach krytycznych. — Trzymaj się. — rzuciwszy krótko, udał się we własną stronę z podręcznikiem pod pachą. To był pracowity dzień.
| zt x2
Laurel Miskinis
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 167 cm
C. szczególne : litewski akcent, dużo przekleństw, donośny głos
F - Dziś Twój duch opowiedział Ci zaskakująco dużo komplementów. Czujesz się znacznie lepiej. W następnej lokacji kostkowej lub evencie będziesz mógł przerzucić jedną z kostek! Bonus ten obowiązuje tylko jeśli Twój kolejny wątek będzie w takim miejscu lub podczas wydarzenia.
/błędy językowe w dialogach są celowe/
Miło było słuchać komplementów na swój temat. To tylko więcej powodów do próżności i wyręczania się ludźmi. Nakłoniła jednego z młodszych uczestników wakacyjnej wycieczki o zaniesienie kilku ciężkich toreb do cieplarni. Zamierzała wypróbować swoich sił przy gotowaniu, a skoro "jej" domek został opanowany przez piętnastolatków to zmyła się i znalazła sobie miejsce w cieplarni. Otworzyła na oścież drzwiczki, spławiła młodego pomocnika i zakasała rękawy. Położyła grubą książkę na stoliku, odnalazła odpowiednią stronę z przepisem na "Gumbo" czego nie mogła poprawnie wypowiedzieć i sprawdzała czy ma wszystkie składniki. Wydawało się, że wszystko jest w porządku. Wyjątkowo związała burzę loków w kitkę, a potem zaczęła rozkładać warzywa, jakieś zioła i szamoczące się opakowanie. Zaraz. Czemu cokolwiek się tutaj rusza? W opakowaniu leżały dwie plumki, które najwyraźniej nie wiedziały, że powinny wyglądać bardziej martwo. Nie chcąc ich wyjmować sięgnęła po najbliższy wazon i trzasnęła nim głowę jednej z plumek. Oczywiście wazon został stłuczony i o ironio, plumka zachowała życie. Ba, wyślizgnęła się ze stołu i "uciekła" jednym skokiem na podłogę. Tam dalej łopotała swoim ciałem w spazmach powolnego umierania. - Ty paskudi! Wracaj na stół i spsiątaj! - krzyknęła na rybę i próbowała ją zabić tym razem butem. To wstyd, ale jej się nie udało, bo za każdym razem podeszwa ześlizgiwała się z wilgotnych łusek, a ryba się przesunęła na bok. - Kuuuuu...! - krzyknęła przekleństwo angielsko-litewskie. Kątem oka spostrzegła, że ktoś mijał cieplarnię, a więc wyskoczyła przed nią i od razu wbiła spojrzenie w przechodzącego chłopaka. - Ej! Zabijeś mi dwie plumki? Ktoś zapomniał im powidzić, że mają być martwi w zupi. - wydęła dolną wargę na znak niepocieszenia, że w ogóle musi użerać się z zabijaniem składników na zupę. Wolała wyręczyć się drugą osobą, a skoro ten student był miły dla oka to czemu by nie on? Uniosła cienką brew i oczekiwała jego reakcji.
Kostka:4 Duch:F Ile można było słuchać o jedzeniu? Ano, bardzo długo, ale w końcu cierpliwość się kończy. Odkąd tylko wylądowali w pensjonacie, niedaleko Nowego Orleanu dziewczyna o imieniu Sonny, miłośniczka dobrej kuchni i swoista eksperta w tej dziedzinie nie dawała mu wręcz spokoju. Ciągle tylko opowiadała o jakichś dziwnych daniach, które zapewne miały gro wielbicieli, ale Tom nigdy nawet o nich nie słyszał. Dopiero kiedy ta zaczęła porównywać je do pewnych brytyjskich potraw i wymieniać całą masę różnic, Choi chcąc nie chcąc robił się straszliwie głodny. I chodził taki cały czas. Dzień i noc. Potrafił czasami budzić się i schodzić do stołówki aby coś przekąsić. Najgorsze w tym wszystkim było to, że miał wrażenie, że niedługo może wyglądać jak Sonny. A dziewczyna miała trochę ciałka. Nie mógł sobie na to pozwolić, zwłaszcza, że kondycja była dla niego niezwykle ważna, bo w końcu to ona liczyła się najbardziej w jego zawodzie.Dlatego chłopak, ignorując zawziętego ducha, który po raz kolejny kusił go odwiedzeniem kolejnej restauracji, postanowił nie czekać do wieczora i wyjść pobiegać. Zwykle robił to właśnie po zmroku, ale tego dnia po prostu nie dało się inaczej. Ponadto Sonny bardzo dziwnie zachowywała się w stosunku do niego. Była... dość przychylna i nie skąpiła mu komplementów, do czego Thomas nie był przyzwyczajony. Zazwyczaj nie wiedział co odpowiedzieć kiedy ktoś mówił mu coś miłego i nie chodziło tu o to, że się peszył, o nie! Po prostu nie miał pojęcia jak skromnie wybrnąć z takiej sytuacji. Odpowiadając "dziękuje" czuł się jak jakiś pyszałek, który jest łasy na takie pochlebstwa. Po kilku rundkach wokół terenu przy pensjonacie, pomimo iż zagłuszył nieco wyrzuty sumienia związane ze zjedzeniem podwójnej porcji obiadu, nie pomogło mu to w jednym. W pozbyciu się wilczego apetytu. Przechodząc obok kolejnych budynków, ciągle coś mu pachniało i czuł się jakby nie jadł co najmniej przez miesiąc. Kiedy mijał dawną cieplarnie (przytulne miejsce, gdzie czasem udało mu się uciąć drzemkę, kiedy Sonny dała mu na chwilę spokój), do jego uszu dotarł jakiś niezrozumiały dźwięk. Odwrócił głowę, w stronę otwartych drzwi, aby sprawdzić czy ktoś znajduje się w środku. Uniósł nieznacznie brwi, słysząc słowa dziewczyny, która w następnej chwili pojawiła się przed nim. Poza faktem, że śliczna brunetka dziwnie odmieniała niektóre wyrazy, chłopak słysząc o jedzeniu, nie był w stanie ukryć swojego zainteresowania. - Zabić? - powtórzył, upewniając się czy mówią o tym samym. - Nigdy tego nie robiłem... Ale mogę spróbować. - dodał, patrząc na nią z lekkim uśmiechem. Wydawała się dość nieporadna, zwłaszcza z tą swoją zawiedzioną miną. - Gdzie masz tą swoją "żywą zupę"? - spytał, przewieszając sobie ręcznik, który jeszcze przed chwilą trzymał w ręce, przez szyję. Kiedy weszli do pomieszczenia, wzrok Choi'a od razu zatrzymał się na resztkach rozbitego wazonu, aby chwilę później powędrować do szamotającej się jeszcze pod stołem rybki. Schylił się i podniósł ją na stolik. - Masz może jakiś nóż? - spytał, jednocześnie lustrując wzrokiem wszystkie składniki i przybory, znajdujące się wokoło. Aż wreszcie zauważył duże ostrze, z masywnym trzonkiem. - Bezpieczniej będzie jak się trochę odsuniesz. Nie chciałbym przez przypadek zrobić Ci krzywdy. - zwrócił się do niej, wiedząc, że jeśli nie ma praktycznie żadnego doświadczenia w uśmiercaniu plumek, to może się to różnie skończyć. Lepiej byłoby gdyby w razie czego on był jedyną ofiarą nieudanej próby morderstwa rybek - jakkolwiek frajersko to brzmi. Odwrócił nóż ostrzem do góry, zaciskając palce na górnej części jego rączki, po czym wziąwszy lekki zamach uderzył obuchem głowę plumki, sam krzywiąc się przy tym nieznacznie. Czuł pod uściskiem ręki, że stworzenie przestało dygotać i znieruchomiało. - I to już? - spytał cicho, jakby sam siebie. Nie był do końca pewny czy ryba nadaje się już na "zupi".
Laurel Miskinis
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 167 cm
C. szczególne : litewski akcent, dużo przekleństw, donośny głos
Odsłoniła ząbki w uśmiechu kiedy okazało się, że typowa dla kobiet prośba trafiła na podatny grunt. Czyżby miała z rycerzem na białym koniu? Och, starczy jej czarownik na teatralu, choć nie ukrywa miło jest zawiesić oko na tym jegomościu tutaj, a więc bezwstydnie lustrowała go z góry na dół. - Taki duzi mężczyzna da radę z taki małi rybką. - rzekła pokazując niewielką odległość między kciukiem a palcem wskazującym co miało pokazać jaki to miałby być "kłopot". Oczywiście, że grała na jego męskim ego. Chciała wyciągnąć od niego pomoc więc oporów nie miała. Wskazała głową zupę, która jeszcze zupą nie była a jedynie przedstawiała same składniki, których jeszcze nie zdołała przyrządzić przez uciekające plumpki. Przeszła tej krótki odcinek między nimi, kręcąc przy tym lekko biodrami i oparła dłoń na ramieniu chłopaka. Popatrzyła nań spod rzęs, a usta przystroiła w filgarny uśmieszek. - Ja widzę, że ktoś o takich ramionach obroni przed agresywni plumpka. - zapewniła "ufnie" odgrywając rolę delikatnej trzpiotki… a przecież widać po sposobie jej zachowania, że należy do przeciwieństw, posiadała silny charakter choć wiedziała mniej więcej jakie zachowania są najbardziej lubiane przez płeć przeciwną. Czasem trzeba pozwolić im odegrać rolę bohatera (choć mowa tu o morderstwie rybek!), ale przy tym miło było na niego popatrzeć… a Filin jej nie chciał to mogła robić co chce, a nuż zrobi się zazdrosny?? Wzdrygnęła się od uderzenia w kark rybki. - Nie dość, że przystojni to skuteczni. - puściła mu oczko, a krańcem różdżki uniosła w powietrze drugą plumpkę, która też dygotała choć z mniejszą gracją. Z pomocą cudownej magii przesunęła ten zbyt żywy składnik na deskę do... zabijania. Nie miała najmniejszej ochoty dotykać tego czegoś palcami, a więc czas zachęcić tego chłopaka do aktywnego wsparcia w gotowaniu. - Jeszcze ta. Skoro tak dobrze ci idzie… - przesunęła palcami od jego ramienia aż do łokcia aż ostatecznie cofnęła rękę i oparła ją o swoje biodro. ... to zostań tu, zrobimy jedzenie i będziesz mógł zjeść pierwszi zupi. Takie mięśnie potrzebują duzi energia. - odsunęła martwą plumpkę na bok i zaczęła szukać w książce kucharskiej jakiegoś zaklęcia, które wypatroszy rybę, byleby nie musiała jej dotykać. Gdyby znalazła to mogłaby zaangażować do najgorszej roboty to ciacho obok skoro tak dobrze mu idzie dogadywanie się z plumpkami...
To, że zgodził się wykonać prośbę dziewczyny, wcale nie czyniło z niego przysłowiowego rycerza na białym koniu, choć skłamał by, gdyby zaprzeczył, że przez moment tak się nie poczuł. Pomoc, wydawałoby się tak nieporadnej brunetce potrafiła dodać mu kilka "punktów" do jego męskości. A, że jego natura z reguły nakazywała mu wspieranie nie tylko pięknych dziewcząt, ale i każdego, kto potrzebował pomocy, Tom bez wahania podjął decyzję. - Zobaczymy czy da rade - oznajmił z nadzieją, że podoła temu zadaniu, jednocześnie dostrzegając wzrok dziewczyny, wędrujący po jego ciele, na co uśmiechnął się pod nosem i wrócił do szukania narzędzia potrzebnego mu do zabicia przyczyny całego zamieszania, czyli plumek. Był zbyt zaabsorbowany tym całym "morderstwem" dlaczego nie zauważył nawet jak kokieteryjnie dziewczyna porusza się po pomieszczeniu, dopiero kiedy dotknęła jego ramienia a później posłała charakterystyczny, zalotny uśmiech, zauważył w jej oczach ten błysk. Uśmiechnął się łagodnie, w myślach uznając, że bardzo schlebia mu takie zachowanie brunetki. - Te ramiona są przyzwyczajone do bronienia pętli na boisku, ale chyba taka rybka, nie może być gorsza niż szalejący tłuczek - zażartował, nakierowując rozmowe na nieco inny tor. Chwilę później kiedy jedna plumka była już unieruchomiona, dziewczyna podsunęła mu pod nos kolejną. Zaśmiał się, słysząc jej słowa, w duchu lekko zmieszany kolejnym komplementem, który dla odmiany usłyszał od kogoś innego niż jego duch. Automatycznie spiął nieco mięśnie, kiedy Gryfonka pozwoliła sobie przejechać opuszkami palców po odsłoniętej skórze jego ramienia. - Zostanę, bo tak się składa, że umieram z głodu. - ... jak ciągle ostatnio - dodał w myślach. - Studiujesz w Hogwarcie? - spytał mimochodem, uświadamiając sobie, że brunetka wyglada na nieco młodszą od niego. Kolejny cichy trzask i druga sztuka ryby wylądowała obok pierwszej, na metalowej tacce. - To co mamy następne w kolejności, chef ? - spytał, po chwili, widząc jak dziewczyna wertuje kartki książki, w której prawdopodobnie znajduje się przepis. Uśmiechnął się do niej półgębkiem, czekając na kolejne instrukcje. Skoro miał zostać poczęstowany tą zupą, to zdecydowanie było wskazane, aby pomógł przy jej sporządzaniu.
Laurel Miskinis
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 167 cm
C. szczególne : litewski akcent, dużo przekleństw, donośny głos
Wywróciła oczyma kiedy wspomniał coś o bronieniu pętli. - Ja to nie wiem, co spotykam umięśniony chłopak to prawie każdi mówi, że to quidditch. - cofnęła ręce jakby to wyjaśnienie miało ją zniechęcić albo odstraszyć. Nie, ona nagle po prostu zatęskniła za innym chłopakiem, który jej nawet nie chciał, a to było uczucie cholernie gorzkie i nie umiała tego zastąpić niczym innym. Próbowała to tłumić przez wzmożone flirtowanie i podrywanie co przystojniejszych egzemplarzy, ale dalej żaden jej nie chciał, a przecież niczego jej nie brakowało... może pokory, może odrobiny ogłady, cierpliwości i skromności, ale wtedy nie nazywałaby się Laurel, prawda? Pozostało więc robić słodkie oczka do tego tutaj chłopaka, aby pomógł w robieniu jedzenia skoro już się tak chętnie napatoczył i ładnie uśmiechał. Nie odpowiadał na jej flirt więc wyjątkowo odpuściła. Tę rezygnację miała wymalowaną na twarzy, ale teraz mogła się zająć następnymi punktami w gotowaniu. - Yhy, jestem z wymiani, ale zostaję tam do reszty studia. - odparła nawet się nie zastanawiając nad odpowiedzią i dolewtowała przed chłopaka marchewki, bataty i ziemniaki w towarzystwie starej jak świat tarki, aby mógł zająć się robotą, która jednak wymaga brudzenia się i jakiejkolwiek pracy mięśni. Ona zaś zajęła się nalaniem do kotła wody, podgrzaniem jej i wymierzeniu różyczek brokuł, kalafiora, przypraw i ziół. Wybierała sobie najlżejszą pracę. - A potem jakbyś mógł, bo ci idzie tak dobrzi to tym tutaj długim zakłęciem wyciągnąć flaki z plumpki i no, oczyścić mięsi tym drugim zaklęcim. - popatrzyła mu w oczy, aby sprawdzić czy przypadkiem nie przegięła z narzucaniem na niego zadań. - Mam wrażliwi żołądek, nie mogi wyciągnąć flaki. Będzie mi słabi, a gdyby nie ti... - nawet posłała mu zgrabny uśmiech dla zachęty, aby jednak działał dzielnie dalej. Gdy woda zabulgotała wrzuciła wszystkie warzywa naraz, a następnie przejęła te już starte od chłopaka. - A jak w ogóle masz na imi? Jesteś pewni też z Wielkiej Brytanii jak wszysci przystojni tutaj. - choć miała już nie flirtować to jednak jej się coś wymsknęło. Oparła biodro o stół, gdy położyła na kociołek przykrywkę.
Zaśmiał się po raz kolejny krótko, widząc reakcję dziewczyny na jego wzmiankę o Quidditchu. Dla niego ten sport był całym jego życiem, dlatego czasami nie rozumiał ludzi, którzy za nim nie przepadali, ale mieli przeciez do tego pełne prawo. - Bo to naprawdę zasługa treningów. A Ty w ogólen nie lubisz Quidditcha? - pozwolił sobie zapytać, jednocześnie zajmując się drugą rybą, którą dziewczyna przeniosła do niego za pomocą magii. - O, a skąd pochodzisz? - był bardzo ciekawy skąd ten specyficzny akcent, a dodatkowo uwielbiał poznawać nowych ludzi, dlatego miał nadzieję, przy okazji wspólnego gotowania, dowiedzieć się czegos o brunetce. Sięgnął po tarkę, którą przed momentem, podleciała do niego, wraz z reszta warzyw. Akurat przygotowanie tych kilku składników, nie mogło byc takie trudne, nawet jeśli ktoś zupełnie nie zna się na kuchni, tak jak on. Zabrał się za ścieranie kolejnej marchewki, kiedy nieznajoma zwróciła sie do niego z kolejnymi instrukcjami. - Okeeej, postaram się. Zaraz zobaczymy co z tego wyjdzie. Ale fakt, chyba to zbyt "brudna" robota, jak dla dziewczyny. - zgodził się z nią, po tym jak wskazała mu dwa zaklęcia, które miały mu w tym pomóc. Pocieszenie było takie, że gdyby nie one, ta czynność byłaby jeszcze bardziej... brudna. Kiedy wszystkie warzywa były juz starte, podał miskę brunetce, która chwilę później wrzuciła je do bulgoczacej wody, a on mógł zabrać się za oczyszczanie plumek. Pierwsze zaklęcie poszlo mu całkiem dobrze, więc uśmiechnął sie do siebie, unoszać różdżkę po raz kolejny, nad rybkami, aby wypowiedzieć formułę drugiego czaru. O dziwo, także wyszło mu całkiem przyzwoicie, choć musiał powtarzać go dwa razy dla każdej sztuki. - Jestem Thomas i tak, mieszkam w Szkocji, ale urodziłem się w Seulu, w Korei Południowej. Ale całe życie spędziłem w Angli, więc czuję się brytyjczykiem. - odpowiedział jej, zerkając raz po raz na jej reakcje, bo nadal zajmował się tymi nieszczęsnymi rybami. A kiedy u końcu ocenił, że są gotowe do kolejnego etapu przyrządzania, przeniósł ostatecznie spojrzenie na dziewczynę, aby chwilę później pochylić się nad książką, która leżała obok niej i odszukać fragment, który mówi o następnych czynnościach, dotyczących najpierw pozbycia się łusek, a później filetowania samych plumek. Te zaklęcia również okazały się niezbyt skomplikowane, dlatego już kilka minut później, kiedy przyszedł czas, chłopak mógł włożyć pokrojone części ryby do ich wywaru. - A powiedz mi, jak to możliwe, że taka śliczna dziewczyna jak Ty nie znalazła sobie od razu kompana do gotowania? Żaden nie był chętny, aby wypatroszyć dla Ciebie plumki? - spytał, żartując sobie ewidentnie. Nie mogło byc przecież tak, że tylko on słyszał od niej miłe słowa, a choć widział w nich nutkę flirtu, sam nie niezbyt pewnie czuł się w tego typu, zwłaszcza z studentką Hogwartu, kiedy on na wyjeździe był jej opiekunem, jakby nie patrzeć.
Laurel Miskinis
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 167 cm
C. szczególne : litewski akcent, dużo przekleństw, donośny głos
Miał miły dla ucha śmiech. Zapamiętała to sobie. - Czasami latam na miotli ale słabo. Jakoś często wpadam w turbulencji. - wzruszyła ramionami i sięgnęła przy okazji po dodatkową miseczkę. Dobrze było móc pozabierać wszystko z kuchni. Nie musiała niczym się martwić skoro przy okazji miała pomocnika. - Z Litwy jestem. Ale w Czechach miałam szkołę więc i po czeski mówię i litwi, a rosyjski kilka słów. Dlatego angielski jest trudni. - przebywając w Wielkiej Brytanii poprawiła swoją mowę i to naprawdę sporo. Wyznawała zasadę, że najłatwiej jest zapamiętać wszystko w praktyce. Gorzej miała się jej ortografia czy poprawne pismo - waliła wielkie byki w najprostszych wypracowaniach i często musiała prosić kogoś o sprawdzenie tego przed oddaniem. Uśmiechnęła się bez radości kiedy to zgodnie stwierdził, że babranie się we flakach plumpek jest raczej dla mężczyzn. Miał rację, ale to też dowodziło jak łatwo było wciągnąć go w najgorszą robotę. Wystarczyło obiecać żarcie. Zmniejszyła płomień grzejący wodę i poczekała aż chłopak wrzuci do środka mięso plumpek. Była na tyle miła, że uchyliła przykrywkę by nie było mu łatwiej. W cieplarni zrobiło się już nieznośnie ciepło zatem odwiązała z szyi arafatkę, a włosy zsunęła ze spoconego karku na bark. Warzywa spotkał podobny los. - Studenciak? - zapytała go, prosząc o sprostowanie. Wlała do nowej miseczki oliwy, rozkruszyła dużo bulionu (za dużo) i jako tako miało to być chyba zjadliwe. Już nawet zapomniała jak się nazywa danie nad którym pracują. Ba, nie czytała już przepisu, wrzucała do kociołka wszystko jak leciało. - Próbowałam zmusić dwóch Irlandczyków do pomoci. Jeden obściskuje się ze swoi dziewczyni a drugi mnie unika. Jakoś tak żaden nie miał odwagi ze mną gotować, a zobacz, nic nie wybuchłi. - wzruszyła ramionami aby ukryć jak bardzo zabolało ją te pytanie. Powinna przyzwyczaić się, że Fillin nigdy jej nie zechce, a reszta chłopaków nie traktuje jej poważnie. Już sama nie wiedziała jak to ugryźć więc zajęła się podduszaniem wywaru, do którego dodała bulionową bombę. Machnęła różdżką i obierki warzyw zaczęły się spokojnie i leniwie sprzątać. - Teraz musi się gotować i dusić jakieś minuty. - usiadła na białej, starej ławecze, klepiąc miejsce obok siebie aby chłopak też sobie klapnął. - Ja lubi mocno przyprawioni a ty? - zapytała już po fakcie bowiem ich danie będzie wyjątkowo słone. Zaplotła ręce na potylicy i przyglądała się Thomasowi. Dobrze, że miał łatwe w wymowie imię. Nie musiała się z tym plątać. - A, ja jestem Laurel. - rzuciła ze sporym opóźnieniem.
- Ale całkiem nieźle Ci idzie - pochwalił ją co do języku, posyłając jej przy tym delikatny uśmiech. Może i nie wypowiadała się idealnie, ale był w stanie zrozumieć o co jej chodzi, bez najmniejszego problemu, a to liczyło się dla niego najbardziej. Gotowanie było dla niego naprawdę czymś odległym. Zazwyczaj nie przyrządzał sobie posiłków, wolał zjeść gdzieś na mieście, niżeli kombinować z przepisami. Jednak współpraca z Laurel wychodziła im naprawdę nieźle i wierzył mocno w to, że to co powstanie z tych wszystkich składników będzie zjadliwe. - Nie, nie zdecydowałem się na studia. Postanowiłem oddać się całkowicie Quidditchowi i w tej chwili jestem zawodowym graczem - wyjaśnił spokojnie. Mógł spodziewać się, że dziewczyna pomyśli, że jest studentem, jednak dalsza nauka dla niego zwyczajnie nie miała sensu. Już od dawna wiedział co chce robić w życiu i chciał poświęcić temu jak najwięcej czasu. Obserwował przez chwilę jak poszczególne składniku wpadając do naczynia, za sprawą Gryfonki, jednak nic zbytnio go nie zaniepokoiło. Bo co niby miało zwrócić jego uwagę, skoro sam nie był mistrzem patelni, a brunetka wyglądała jakby wiedziała co robi. - W takim razie nic tylko się cieszyć - podsumował jej wypowiedź, śmiejąc się z tego, że jeszcze nie wysadzili kociołka w powietrze. Rzeczywiście to był wyczyn w przypadku dwójki amatorów. Uprzątnął za sobą, swoją część blatu, po czym zajął miejsce obok dziewczyny, kiedy czekali aż wszystkie warzywa i mięso plumek się podduszą. - Może być mocno przyprawione, mi to nie przeszkadza. - odparł, nawet jeśli jego słowa nie miały już żadnego wpływu, skoro gumbo była już prze Lau sowicie doprawiona. - Laurel. - powtórzył również jej się przyglądając, po czym uśmiechnął się łagodnie, jakby dopiero co ją zobaczył. - Myślisz, że tą zupą się najemy? - zagaił, splatając palce obu dłoni ze sobą, aby chwilę później wyciągnąć ramiona do góry za głowę i przeciągnąć się leniwie, niczym kot. Niby po bieganiu trochę się rozruszał, ale przez Sonny nie pokonał takiej trasy jaką by chciał, nawet zbytnio się nie zmęczył, za to zgłodniał.