Shercliffe, choć wydawało się, że udzielał reprymendy, w istocie po prostu niepokoił się nielogicznym zachowaniem Alexandra. Fakt, że jeszcze pozostawał niewidomy był ewidentnym dowodem na to, że źle do tej sprawy podchodził. Zamiast sięgnąć pomocy grupy zaawansowanych medyków, ulegał własnym słabościom, a przecież blizny na jego ciele były wyraźnym dowodem na to, że nie należał do słabych… Dlatego Caine wzruszył tylko ramionami, bardzo nieznacznie. Normalnie by to przemilczał, gdyby w istocie miał do czynienia z buńczucznym nastolatkiem, a nie dorosłym mężczyzną. Ale tym razem mruknął zaskakująco bezpośrednio i szczerze: — Gówniarzowi powiedziałbym, żeby się nad tym zastanowił i wyciągnął lepsze wnioski. Tobie mogę powiedzieć tylko, że jesteś idiotą. Nie chciał go obrażać, szczególnie dlatego, że sam miał dziś do niego interes, ale… cóż. Voralberg musiał przestać zachowywać się jak straumatyzowane dziecko. A Caine nie należał do tych, który będzie dokarmiał jego rozczulenie nad swoim losem. Wolał postawić sprawę jasno, ale skoro Alexander nie chciał jej kontynuować… swobodnie przeszedł do następnego tematu.
Alexander D. Voralberg
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 198
C. szczególne : wysoki i wychudzony | blady | blizny wokół ust i na twarzy | nienaturalnie białe oczy i mogące wywołać niepokój spojrzenie
To było aż zabawne, jak dwójka dorosłych, inteligentnych facetów była w stanie się bardzo źle zrozumieć. Caine zmarszczył brwi, korzystając z faktu, że nie zostanie na tym w żaden sposób przyłapany. Przejeżdżając dłonią po gęstej szczecinie brody (którą z jakiegoś powodu Perpetua bardziej lubiła niż jego zwyczajowy, kilkudniowy zarost), prychnął. — Czy ty zdradzasz Éléonore? — odpowiedział pytaniem na pytanie, bo w końcu Alexander też zaliczał się do grona tych wszystkich mężczyzn z jakimi Whitehorn miała do czynienia. Tym pytaniem chciał wyrazić swoją opinię, że nie sugerował zdrady, a jedynie upierdliwość liczności facetów obracających się wokół jednej kobiety. Dalej nastąpiły kolejne pasma porozumień, na które Caine zareagował ciszą i wychyleniem się do przodu, wpatrując się w zamglone, aleksandrowe tęczówki oczu. — Ogarnij tę ślepotę, bo ucierpiała na tym twoja spostrzegawczość. Podniósł się z miejsca, jakby wyczuwając to, co Alex pomyślał, że to już niedługo jego czas na wyjście. — Krótkie oprowadzenie po przed wyjściem? — zasugerował — potrafię obrazowo opowiadać. Ojciec kazał mi czytać Homera — dodał w formie ŻARTU.
+
Alexander D. Voralberg
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 198
C. szczególne : wysoki i wychudzony | blady | blizny wokół ust i na twarzy | nienaturalnie białe oczy i mogące wywołać niepokój spojrzenie
Chciał mu coś odpowiedzieć na jego jakże interesujące pytanie - zważywszy, że pewne przeboje w jego gabinecie były idealną ripostą na jego wypowiedź - niemniej powstrzymał się, w ostatniej chwili gryząc się mentalnie w język. Uniósł kącik ust, subtelnie, jakby próbował tym powiedzieć jak bardzo w głupią stronę zmierza ta rozmowa, ale już przez dłuższy czas się nie odzywał. Naprawdę schodzili z tym wszystkim na manowce. - Innym razem. - odpowiedział na jego propozycję i również podniósł się z miejsca, kiedy robił to jego rozmówca. Wspomagając się zaklęciami i swoją laską, zbliżył się do kominka na tyle blisko, aby móc wyczuć jego kamienną strukturę palcami i odnaleźć proszek fiuu, który szybko pochwycił w garść. - To Ci sie nawet udało, zabawne. - mruknął na wzmiankę o Homerze. - Miłość posiada skrzydła, ale też może ich i udzielić, Caine. - dodał jeden z cytatów z którejś pieśni i z tajemniczym uśmieszkiem na ustach, po chwili rzucił krótkie "dom", stając w łaskoczących płomieniach magicznego kominka. [zt]
+
Perpetua Whitehorn
Wiek : 45
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 161
C. szczególne : Styl vintage i aura wesołości | Wspiera się na artefakcie: Jarzębinowej Feruli | Na lewym nadgarstku - srebrna bransoletka z tancerką zmieniającą się w łanię; na prawym - bransoleta Wielkiej Wezyrki | Gdy Hux jest obok - mimowolnie roztacza wokół urok
Ostatnie dni - jeśli nie tygodnie - upływały jej w towarzystwie Caine'a, w iście bajkowej atmosferze. Oczywiście, problemy dnia codziennego się znalazły, nie zawsze też zasypiali w jednym domu - choć i wtedy najczęściej z lusterkiem dwukierunkowym pod poduszką. Choć coraz częściej złotowłosa łapała się na tym, że znacznie swobodniej czuje się w wymuskanej rezydencji narzeczonego aniżeli swoim przytulnym domku w Hogsmeade. Było naprawdę zaskakująco... Idealnie. Spokojnie. I może właśnie dlatego Perpetua czuła się z każdym takim dniem coraz bardziej zestresowana - zwalając oczywiście wszelką odpowiedzialność na Hogwart i koniec semestru przy pytaniach Shercliffe'a. W końcu znacznie więcej uczniów i studentów było zaangażowanych w magię leczniczą - niż w historię magii, która uważana była raczej jako przykry obowiązek. Kilku uczniów będących już na wylocie studiów, poprosiło ją także o pomoc w pracy dyplomowej... Miała więc wiele wymówek. I coraz cięższe sumienie od tych drobnych przekłamań. Niosąc w dłoniach dwa kubki - stanęła w drzwiach gabinetu Shercliffe'a, opierając się na chwilę o framugę drzwi, żeby przyjrzeć się pracującemu przy biurku mężczyźnie. Jej mężczyźnie. Zatopionemu w papierach Rezerwatu, jak co weekend, oczywiście. I Morgana jej świadkiem - naprawdę wtedy starała mu się nie przeszkadzać - choć w istocie, często jej się ta sztuka nie udawała. Dzisiaj jednak nie przyszła do niego z intencjonalnym rozproszeniem - choć ubrana zaledwie w luźną koszulę nocną i równie lekki, satynowy szlafrok, gdyż dopiero wyłuskała się z pościeli. Zdarzało jej się przychodzić ubranej w ledwo jeden element garderoby, z którym się nie rozstawała - biało-srebrnym pierścionkiem zaręczynowym. Tak, wtedy jej celem było skupienie na sobie jego pełnej uwagi - acz nie teraz, nie dzisiaj. — Dzień dobry — przywitała się, przecinając ciszę melodyjnym tonem i odpychając się lekko od framugi. — Wcześniej dzisiaj wstałeś, ledwo ósma. Nie mogłeś spać? — spytała, podchodząc do stanowiska pracy Caine'a i podsuwając mu kubek z kawą. Sama bezpardonowo wsunęła się na drewniany blat, w drobnej dłoni dzierżąc swoją poranną herbatę. Nie kawę. Od pamiętnej lekcji, gdzie niemal nie zwymiotowała przez kawę Schuestera, nie mogła zmusić się do jej wypicia - na szczęście z zaparzaniem jej nie miała większych problemów. Jeśli tylko nie zapomniała oddychać przez usta. — Naprawdę nie myślałeś o powrocie do Wizengamotu? — mruknęła jeszcze, pociągając drobny łyk herbaty i poprawiając złote loki, zerknęła na rozłożone przed Cainem sądowe papiery.
Caine Shercliffe
Wiek : 47
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 188 cm
C. szczególne : drogie garnitury, burzowe spojrzenie
Merlin zaś świadkiem Caine, że nierozpraszanie Perpetuy nie wychodziło jej nawet w najmniejszym stopniu i z pewnością w żadnej prezencji. Wystarczyło zerknięcie w jej kierunku, żeby zaraz po omacku znaleźć różdżkę wśród ułożonych na biurku stert pergaminów. Wygrzebał ją spod transkrypcji kelpiego procesu, szybkim machnięciem różdżki supłając satynowy szlafroczek Perpetuy wokół jej talii. Tyle mógł zrobić, bo na splątane włosy swojej narzeczonej nie miał już żadnej rady. Dlatego nie patrzył w jej kierunku, tym razem nie chcąc kusić losu. Intuicyjnie objął ją jedną ręką w pasie, wzrokiem i końcówką pióra błądząc po pergaminie z zapisanymi paragrafami. — Rezerwat nie śpi — mruknął uśmiechając się półgębkiem, ale w swój własny sposób, więc kącik jego ust drgnął ledwie dostrzegalnie. Co zresztą nie było tak proste w odkryciu, bo zaraz uniósł drugą dłoń, z piórem do szczeciny zarostu, przejeżdżając po niej palcami w zastanowieniu. Przypomniał sobie wszystkie te dni, kiedy zwierzęta w rezerwacie nie dawały mu spać. Nic dziwnego, że zdarzało mu się kimać pod drzewem w szkole, czy czasem, w sali od eliksirów, kiedy profesor akurat nie patrzył. — Zastanawiam się Perpetua, czy Art. 46 na sygnaturze 10356 nie powinno podejść pod paragraf 19b — głośno myślał, bo nie sądził żeby Perpetua naprawdę udzieliła mu odpowiedzi, mimo to podniósł na nią wzrok, sięgając po swoją kawę, pytając: — Jak myślisz? I to był błąd. Bo właśnie w tym momencie rozproszenie nabrało swojego wyrazu. Rozwichrzone loki. Już zanikający ślad poduszki na jej twarzy i poranne promyki w jej oczach zwiastowały ewidentną, nieuchronną przerwę od papierologii. — Porzuciłaś kofeinę. Nie zauważył może od razu, ale to był już któryś raz, kiedy Perpetua zrezygnowała z kawy na rzecz herbaty. Czekał jeszcze aż podejmie tę samą decyzję w kontekście tabletek przeciwbólowych. Dopiero, kiedy spytała o Wizengamot, wtedy już całkowicie porzucił myśl o pracy, opierając się wygodniej na fotelu i obracając z krzesłem bardziej w jej kierunku. Odłożył nawet pióro, na rzecz kubka kawy, mimochodem cofając drugą rękę z biodra narzeczonej na podłokietnik. — Powinienem pomyśleć o powrocie do Wizengamotu? Lubię cię mijać na korytarzach, Whitehorn.
Perpetua Whitehorn
Wiek : 45
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 161
C. szczególne : Styl vintage i aura wesołości | Wspiera się na artefakcie: Jarzębinowej Feruli | Na lewym nadgarstku - srebrna bransoletka z tancerką zmieniającą się w łanię; na prawym - bransoleta Wielkiej Wezyrki | Gdy Hux jest obok - mimowolnie roztacza wokół urok
Nie skomentowała więcej w żaden sposób porannej pracy Caine'a - i choć wolałaby obudzić się koło niego, a nie zimnej poduszki, to oczywiście go rozumiała. Sama przecież potrafiła z wielu rzeczy zrezygnować jeśli chodzi o pracę - właściwie to dopiero od niedawna uczyła się zdrowego egoizmu, właśnie dzięki Shercliffe'owi. Być może to właśnie dlatego wyrzuty sumienia powoli zaczynały ją zżerać... Chociaż spała niczym dziecko - jak nigdy. Eliksir słodkiego snu już dawno nie stał na szafce nocnej obok jej... ich łóżka. — Hmm... — mruknęła cicho, uśmiechając się delikatnie na absurdalne - przynajmniej dla niej - pytania jakimi zasypał ją narzeczony. Wiedziała, że nie oczekiwał żadnej odpowiedzi, a mimo to dodała od siebie, podejmując wizengamocką manierę: — Mogę się mylić, ale czy paragraf 19b nie ma w ustępie IX podobnych ustaleń? Tiret czwarty. Chyba, że źle zinterpretowałam formułę, przeglądając wczoraj twoje papiery. W domu Caine'a nie miała ani jednego egzemplarza swoich książek - ani medycznych, ani tych... mniej naukowych. Chwytała więc wszystko co nawinęło jej się pod rękę, w tym także prawniczą dokumentację - a pomimo wieku, dalej była właścicielką całkiem chłonnego umysłu. Nawet jeśli tematy nie ocierały się o jej prywatne zainteresowania. Poza tym... chciała po prostu bardziej uczestniczyć w życiu Shercliffe'a, jakoś połączyć te dwa światy, którymi byli. — Herbata jakoś... bardziej mi smakuje — rzuciła wymijająco, czując jak stres zaczyna powoli pełznąć po jej kręgosłupie - jak za każdym razem, kiedy mijała się z prawdą. Przecież uwielbiała kawę, zwłaszcza białą - a teraz nie mogła, zwyczajnie nie mogła wziąć nawet kropli na język. Właściwie cudem Kinetosis jeszcze na nią działało. Zerkała spod złotych rzęs na mężczyznę ostrożnie, szukając jakichkolwiek oznak podejrzliwości z jego strony - nie znalazła żadnych. Tym bardziej... poczuła się gorzej, tak długo zasłaniając się półprawdami. Przygryzła wargę, chowając się za kubkiem herbaty i uciekając wzrokiem gdzieś na bok, na przycisk do papieru w kształcie aetonana. Chrząknęła krótko, zbierając myśli - i układając delikatnie nogi na kolanach Shercliffe'a. — Nie wiem jak długo jeszcze będziesz mógł mnie tam mijać, Caine... — podjęła powoli, czując jak serce zaczyna jej przyspieszać i niemal boleśnie obijać się o żebra.
Caine Shercliffe
Wiek : 47
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 188 cm
C. szczególne : drogie garnitury, burzowe spojrzenie
Nie spodziewał się jej odpowiedzi. Mało powiedzieć, że mu nią zaimponowała. Skupiła jego uwagę, którą przeniósł z dokumentów, na jej twarz, odtwarzając sobie w głowie co powiedziała i już przekładając to na praktyczne argumenty do użycia w wystosowanym właśnie przez siebie piśmie. — Myślisz o przebranżowieniu, Perpetua? Nie potrafiłby zrozumieć, jak inaczej w ciągu dnia znalazłaby czas na przeglądanie “jego papierów”. Sam grzebał się w nich wcześniej niż od ósmej. Dlatego teraz podniósł dłoń do karku, uczony doświadczeniem, postanawiając zrobić sobie przerwę. Nie chciał, ponownie, wirem pracy łatać wszystkich niepowodzeń w życiu. Wolał, żeby załatała je Perpetua. W efekcie przejechał na kółkach fotela delikatnie w tył, aby z nowej pozycji móc podziwiać lepsze widoki - szersze perspektywy. Składające się głównie na smukłe nogi, wypukłe biodra i perfekcyjnie wcięcie w talii jego narzeczonej. — Rumieniec na Twoim dekolcie zupełnie temu przeczy — zauważył, już dawno odnotowując, że kiedy była spięta, rozemocjonowana, czy rozjuszona, pierwszą tego odznaką była zmiana kolorytu porcelanowej skóry na delikatny róż w okolicach jej biustu. Nie to, żeby przyznawał, jak często jego wzrok do niego uciekał... — W końcu zdecydowałaś się ograniczyć godziny pracy? — zgadywał, chociaż postawa Perpetuy odbiła się lekkim spięciem jego ramion. Widział, że coś się dzieje, ale nie potrafił powiedzieć co. Nie miał nawet pomysłu co. Przecież ostatnio, zaskakująco, był szczęśliwy. Ona nie? — Perpetua, wyduś to z siebie — podpowiedział jej najlepsze rozwiązanie, jakby dokładnie wiedział co chciała powiedzieć. Aby ją tym przekonaniem uspokoić, skoro już tak wszystko wiedział. A nie wiedział, NIC. I to nic zaczynało go niepokoić, chociaż dla niepoznaki rozluźnił ramiona, podejrzewając, że jeśli tego nie zrobi, Perpetua nie uwierzy w jego zdecydowanie.