Czarodzieje
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Share
 

 Park L. Armstronga

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
AutorWiadomość


Elaine J. Swansea
Elaine J. Swansea

Dorosły czarodziej
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 174 cm
C. szczególne : pomalowane usta, wyprostowane plecy; metamorfomagicznie zwiększony wzrost;
Dodatkowo : metamorfomag
Galeony : 288
  Liczba postów : 1434
https://www.czarodzieje.org/t16910-praca-wre
https://www.czarodzieje.org/t16935-syczek-jeczybula#471819
https://www.czarodzieje.org/t16911-elaine-swansea#471382
https://www.czarodzieje.org/t18301-elaine-j-swansea-dziennik
Park L. Armstronga QzgSDG8




Gracz




Park L. Armstronga Empty


PisaniePark L. Armstronga Empty Park L. Armstronga  Park L. Armstronga EmptyCzw Cze 11 2020, 13:34;


Park Louisa Armstronga



Uwaga. To lokacja, gdzie roi się od mugoli! Obowiązuje tu "zakaz używania magii" oraz obowiązkowo niewyróżniający się dla mugoli strój.

Jeden z najpopularniejszych parków w Nowym Orleanie. Jest to bardzo rozbudowany teren pełen jezior, mostów, ławek, kwiecistych zakątków. Roi się tutaj ludzi niemagicznych, a więc czarodzieje mają zakaz używania czarów na tym terenie (co jest zazwyczaj interpretowane na rzucanie czarów tak, aby żaden mugol tego nie zauważył). Pełno tu zwyczajnych kaczek, łabędzi, a brak magicznych stworzeń. Mimo wszystko można tu odpocząć, pozwiedzać i kupić sobie lody, pamiątki. Miejsce warte odwiedzenia.

Powrót do góry Go down


Perpetua Whitehorn
Perpetua Whitehorn

Nauczyciel
Wiek : 45
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 161
C. szczególne : Styl vintage i aura wesołości | Wspiera się na artefakcie: Jarzębinowej Feruli | Na lewym nadgarstku - srebrna bransoletka z tancerką zmieniającą się w łanię; na prawym - bransoleta Wielkiej Wezyrki | Gdy Hux jest obok - mimowolnie roztacza wokół urok
Dodatkowo : Półwila
Galeony : 552
  Liczba postów : 1570
https://www.czarodzieje.org/t18317-perpetua-whitehorn#521196
https://www.czarodzieje.org/t18325-sowiszcze-pet#521411
https://www.czarodzieje.org/t18316-perpetua-whitehorn#521191
https://www.czarodzieje.org/t18547-perpetua-whitehorn-dziennik#5
Park L. Armstronga QzgSDG8




Gracz




Park L. Armstronga Empty


PisaniePark L. Armstronga Empty Re: Park L. Armstronga  Park L. Armstronga EmptyPią Lip 31 2020, 02:52;

Kontynuowała swoją naukową podróż po Nowym Orleanie - dalej jednak pozostając obojętną na miejscowe historie. Nawet pomimo Sol i Luny, które uparcie próbowały rozproszyć jej uwagę - głównie chcąc ją zwrócić na mężczyzn, których mijały. Niepoprawne nastolatki i ich przesadnie romantyczne wyobrażenia - nawet Perpetua nie miała tak wybujałej wizji miłości, pomimo czytania całych nakładów harlekinów. Co także nie omieszkała zasugerować dziewczynkom - na jej słowa jedynie zgodnie stwierdziły, że zwyczajnie w siebie nie wierzy. W siebie i swoją 'magię'. Co jak co, ale akurat Whitehorn doskonale zdawała sobie sprawę ze swojej magii - zwłaszcza, kiedy Ci biedni mugole nie mogli oderwać od niej wzroku, kiedy przechadzała się parkowymi ścieżkami. Dlatego też zboczyła z głównego deptaka, kryjąc się między krzakami - i docierając tuż nad jezioro. Chociaż i to było niejakie wyolbrzymienie - zbiornik wodny przed swoimi oczami nazwałaby co najwyżej stawem.
Zróbcie mi tę przyjemność, skarby i dajcie mi się teraz skupić... — mruknęła do dryfujących jej nad głową bliźniaczek.
— Ty i te twoje nudne książki o historii...
— Ale Ty jesteś głupiutka Luna, nie wiesz czemu je czyta? Dla k o g o?

Złotowłosa wzniosła oczy ku niebu w reakcji na porozumiewawczy chichot duszynek - które zaraz rozpłynęły się w powietrzu. Nie mogła powstrzymać rozbawionego prychnięcia, kiedy mościła się na zielonej - jeszcze niewypalonej przez słońce - trawie, by zaraz ze swojej torby wyjąć książkę, traktującą - a jakże - o buntach goblińskich. Zastanawiało ją jedno - czy teraz zawsze, kiedy tylko sięgnie po historię magii, będzie kojarzona z Shercliffem?
Właściwie, to chyba nie miałaby nic przeciwko temu.
Rozsiadła się wygodnie, otwierając lekturę na ostatnio przestudiowanej stronie. Zakończyła już temat Ragnuka I i jego sporu z Godrykiem Gryffindorem o miecz - gobliny, zmuszone do konfrontacji z różdżką legendarnego założyciela Domu Lwa, poddały się momentalnie i nie próbowały odzyskać już miecza. Nie siłą - przynajmniej. Od tamtej jednak pory, każda, jakakolwiek niesnaska - była dla goblinów pretekstem do wzniecenia buntu, a nawet krwawych rebelii. Choć Perpetua nie mogła odmówić pomysłowości niejakiemu Ugowi, zwanego Uległym, który sprzedawał... złoto leprokonusów. Ciekawił ją fakt jak ów goblin w ogóle zdobył to złoto od rudobrodych karzełków, które psikusy wolały raczej same sprawiać, niż wciągać w to osoby postronne - zwłaszcza gobliny. Pomijając jednak ten aspekt - sprzedawanie złota, które w swej naturze ma wpisane znikanie po kilku godzinach... było na swój sposób genialne. Cwaniaki, zdzierające galeony z naiwniaków znajdą się jednak w każdej nacji. Ug był wyjątkowym zawadiaką - organizując nawet derby demimozów, tylko po to jednak, żeby zgarnąć nagrody dla najlepszych i z nimi również uciec. Został jednak w końcu nakryty na swoich niechlubnych procedurach - i ścigany po to, żeby zostać zamkniętym przez czarodziejów. Właściwie to tak powinno się to wszystko skończyć - tylko jego uwięzienie wywołało kolejne bunty goblinów na przestrzeni siedemnastego i osiemnastego wieku. Czy w tym przypadku gobliny naprawdę miały powód, żeby wzniecać rebelię? Być może dotknęło ich to, że jednego z ich pobratymców dorwali czarodzieje, z którymi i tak już mieli na pieńku. Czasem każdy pretekst jest dobry do rzucenia rękawicy. Choćby uwięzienie oszusta.
Im dalej w las, tym więcej historycznych nieścisłości czy absurdów docierało do Perpetuy - ona (historia, nie złotowłosa) rządziła się jednak swoimi prawami. Jedno z nich przypadło właśnie do Whitehorn - próbowała oceniać przeszłość przez pryzmat teraźniejszości, co w większości okazywało się zgubne. Widocznie w tamtych wiekach relacje między czarodziejami a goblinami były tak napięte, że wystarczył byle pretekst, żeby odkopać topór wojenny... Obecne lata wypadały jednak spokojniej.
Cóż, nie licząc nagłej śmierci ministra magii Floyda.
Wzdrygnęła się niekontrolowanie na wspomnienie o potańcówce w Dolinie Godryka - burzy i panice jaka ich tam zastała. Informacji o tajemniczej śmierci. Bunty goblińskie przy tym... wydawały się odległym i nawet przyjemnym tematem...

Z tematu
Powrót do góry Go down


Nessa M. Lanceley
Nessa M. Lanceley

Nauczyciel
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 159
Dodatkowo : animag, magia bezróżdżkowa
Galeony : 916
  Liczba postów : 3856
https://www.czarodzieje.org/t15974-nessa-m-lanceley
https://www.czarodzieje.org/t15976-freya-i-korespondencja-dla-panny-lanceley#434018
https://www.czarodzieje.org/t15975-nessa-m-lanceley#433995
Park L. Armstronga QzgSDG8




Gracz




Park L. Armstronga Empty


PisaniePark L. Armstronga Empty Re: Park L. Armstronga  Park L. Armstronga EmptySob Sie 08 2020, 23:42;

7 Sierpnia 2020 - teoria i początki praktyki "na sucho"

Nie umiała odpoczywać. Nie mogąc znaleźć sobie nic lepszego do roboty, a nie mając już chęci na szukanie inspiracji do nowych modeli instrumentów, postanowiła wrócić do porzuconej ostatnio po rozdziałach o Androsie książki. Chociaż było to opasłe tomisko, prawiące o wybitnych Czarodziejach oraz wyjaśniające, dlaczego za takowych byli uważani — znajdowało się tam kilka postaci posługujących się magią bezróżdrkową, o której początkach i genezie chciała wiedzieć, jak najwięcej. Miała charakter perfekcjonisty w kwestii nauki, nic więc dziwnego, że z ekscytacją zmierzała przez parkowe alejki, dostrzegając wreszcie wolną ławkę przy jednym ze skwerów. Najważniejsze, że rosnące za nią drzewo dawało cień, który w tak upalny dzień potrafił być ratunkiem. Usiadła wygodnie, kładąc książkę na kolanach i zanim wróciła do czytania, rozdział oznaczony miała zakładką z suszonego kwiatu, uniosła dłoń. Oczywiście wcześniej rozejrzała się dookoła z przyzwyczajenia, bo treningu próby skoncentrowania w palcach energii, mugole nie mogli zauważyć. Odetchnęła, starając się zgodnie ze wskazówkami Shawna oczywiści umysł i skoncentrować na celu. Chociaż książki sugerowały, że powinna sięgać po dziedzinę lub też kategorię zaklęć, z których była najlepsza — transmutacja wyjątkowo wydała się jej mało właściwym początkiem. Postawiła więc na zaklęcia praktyczne, przynajmniej chwilowo.
Powietrze zadrżało, poczuła wibracje dookoła siebie. Nie było sztuką uwolnienie lub zademonstrowanie mocy, znacznie gorzej było skupić ją i nadać jej kształt bez transmutatora, jakim była różdżka. Czuła ciepło lub iskry pomiędzy palcami, czuła też chłód płynący po wierzchu dłoni. Coś się tam gromadziło, jednak było zbyt słabe, aby przyjąć formę i doskonale o tym wiedziała, a jednak na drobnej buzi pojawił się cień uśmiechu. Odpuściła, łapiąc oddech. Reed uprzedzał, że początki są męczące. Przyzwyczajenie ciała zajmowało czas, podobnie jak opanowanie wystarczającej koncentracji. Nessa była chorobliwie ambitna, uparta. Niezależnie od wysiłku, spróbowała kolejny raz, a potem następny. Czasem zamiast wibracji na skórze, czuła podmuch wiatru dookoła siebie — gdy chociaż na ułamek sekundy myśl jej uciekła, a energia rozproszyła się wołku jej postaci.
Przesunęła dłonią po oczach, czując palenie na skórze i widząc za czerwienie, dopiero uznała, że na dziś wystarczy. Otworzyła księgę na stronach prawiących o Merlinie i zagłębiła się w lekturę o czarodzieju, który był jednym z najpotężniejszych w historii magii. Był Ślizgonem, jak ona i doskonale opanował manipulacje chaosem, szybko dając sobie radę z zaklęciami niewerbalnymi, rzucanymi bez pomocy różdżki. Miał wiele talentów. Zaskakujące, że tiara pominęła nawet jego sympatię do mugoli i wybrała dom Salazara, kierując się chyba tym, że miał zostać kimś wielkim. Był. Legenda była wciąż żywa, miał nagrodę swojego imienia, a jego różdżka była najbardziej poszukiwanym artefaktem na świecie. Zaklinacz, którego niewerbalne zaklęcia i umiejętność radzenia sobie nawet bez różdżki w szacie stawiały go w lepszym świetle, niż Androsa ze Starożytności. Była dla niego pełna podziwu oraz szacunku, a kolejne strony pochłaniała z ciekawością, zastanawiając się, jakich metod on używał podczas prób skoncentrowana i nadania formy zaklęciu. Podniosła spojrzenie na niebo, zamykając tom i chowając go do torebki, odchyliła głowę do tyłu, wzdychając i przymykając oczy. Kiedy jej się to wszystko uda? Jak teraz można było zostać historią, kiedy teoretycznie wszystko zostało już powiedziane oraz odkryte? Młoda kobieta uśmiechnęła się pod nosem, wstając i ruszając leniwie przed siebie, poczuła nieodpartą chęć zajrzenia do księgi zaklęć.


|ZT
Powrót do góry Go down


Aslan Colton
Aslan Colton

Absolwent Ravenclawu
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 189 cm
C. szczególne : rodowy sygnet na palcu, multum durnych tatuaży
Galeony : 1931
  Liczba postów : 1014
https://www.czarodzieje.org/t18403-aslan-colton#524234
https://www.czarodzieje.org/t18431-aslan-colton#525085
https://www.czarodzieje.org/t18426-aslan-colton
https://www.czarodzieje.org/t18721-aslan-colton-dziennik
Park L. Armstronga QzgSDG8




Gracz




Park L. Armstronga Empty


PisaniePark L. Armstronga Empty Re: Park L. Armstronga  Park L. Armstronga EmptyCzw Sie 27 2020, 13:47;

20 lipca, 2020

Gdy tego dnia obudził się z potwornym bólem głowy, od razu wróciły do niego wspomnienia wczorajszej nocy. Rytuał był wyczerpujący, ale nie żałował, że tam poszedł, bo pomijając pytanie, jakie jej zadał (skręcało go na myśl, iż nie zrobił tego otwarcie), ich relacja wkroczyła na zupełnie inne tory. I gdyby ktoś mu pół roku temu powiedział, że tak rozwinie się ta, pozornie zwyczajna, znajomość, przenigdy by nie uwierzył.
Freja zawsze była dobrą kompanką do dzielenia ławki na lekcji albo robienia głupot, na które nikt o zdrowych zmysłach by się nie zgodził. Po prostu znajomą; rzadko zdarzało im się poruszać jakieś poważniejsze tematy. I Aslanowi to bardzo pasowało. Do czasu. Kiedy uświadomił sobie, że to właśnie z nią chce się dzielić tym, co u niego dobre lub złe, nieznana siła ścisnęła jego wnętrzności, nakładając blokadę. Ale nie musiał długo czekać na jej zdjęcie, bo obecność Frelki, tak kojąca, odplątała wszystkie supły i węzły.

Cały dzień chodził struty i spięty. Co może pójść nie tak?, pytał samego siebie, próbując uspokoić rozdygotane serce. I gdy niebezpiecznie wychylała się odpowiedź dosłownie wszystko, zapominał jak się oddycha. Cholernie bał się, że już nic nie będzie tak jak dawniej – i chociaż właśnie o to chodziło, aby ruszyli naprzód, w kierunku nowego – gdzieś wciąż tliła się w nim myśl, iż może niepotrzebnie (znowu, do cholery) naruszał fundamenty, na których oboje stali.
Czas zwolnił, kiedy czekał na nią na ławce pod pensjonatem. Minuty zmieniły konsystencję na podobną do tej, jaką charakteryzowała się guma do żucia – ciągnęły się niemiłosiernie, wprawiając Aslana w stan przedzawałowy.
- Marnie ci poszedł ten wyścig, bo czekam tutaj już chyba rok – przewrócił oczami, gdy Freja w końcu pojawiła się obok, cała zdyszana. – Na następne urodziny zainwestuję w zegarek dla ciebie – i faktycznie, odnotował w głowie, aby wkrótce kupić jej zegarek, żeby już nigdy więcej nie przeżywać takich koszmarnych cierpień. – Jak się czujesz po rytuale? – spojrzał na nią z wyraźnie odmalowaną troską, uważnie obserwując jej twarz. Chciał wykryć ewentualne dolegliwości, aby jak najszybciej jej pomóc; uzdrowicielskie zapędy kiełkowały w nim coraz bardziej. – Mam wrażenie, że coś się zmieniło, nie pamiętam ostatnich dni. No po prostu pustka. Też tak masz czy ten stary chuj Eugeniusz zemścił się tylko na mnie? – pokręcił głową, wyczekująco zerkając na Krukonkę. Wolał, aby to był efekt raczej globalny, aniżeli jakaś dziwna klątwa, która dopadła tylko jego.
Zalewał ją potokiem słów, starając się odwrócić uwagę od najważniejszego – po co się tu dzisiaj spotkali. Nie twierdził, że dzisiejszy dzień będzie efektem spontanicznych działań, bo w myślach planował to bardzo długo. Sęk w tym, iż nie miał żadnego doświadczenia, a jego wcześniejsze zetknięcia z dziewczynami miały raczej charakter czysto kumpelski albo, nie oszukujmy się, spowodowany nadmiarem alkoholu i przydługawą imprezą. – O właśnie, jak tam twoja nowa dziarka? – wyszczerzył się, ciekawy reakcji Nielsen na tatuaż. Jemu nie robiło to żadnej różnicy; właściwie to zapomniał, że Ebenezer naznaczył ich runą.
Gdy dotarli pod bramę parku, zatrzymał się. – To miejsce jest przepełnione mugolami, więc na wszelki wypadek schowaj różdżkę. Myślisz, że znajdziemy tu jakąś zmywarkę? – przejęcie w jego głosie sugerowało, że nie miał zielonego pojęcia o niemagicznym świecie i czeka go zderzenie z zupełnie inną, nieznaną dotąd rzeczywistością. Wybór miejsca nie był przypadkowy – chciał jej udowodnić, że jest w stanie otworzyć się na nowe.
Że dla niej jest w stanie zrobić wszystko.

@Freja Nielsen
Powrót do góry Go down


Sponsored content

Park L. Armstronga QzgSDG8








Park L. Armstronga Empty


PisaniePark L. Armstronga Empty Re: Park L. Armstronga  Park L. Armstronga Empty;

Powrót do góry Go down
 

Park L. Armstronga

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1

Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Czarodzieje :: Park L. Armstronga JHTDsR7 :: 
reszta świata
 :: 
luizjana
 :: 
Nowy Orlean
 :: 
French Quarter
-