Drzwi z kołatką strzegą wejścia do dormitoriów Krukonów. Pod magiczną kołatką nie jeden uczeń spędził długie godziny próbując rozwiązać zadaną przez nią zagadkę. Aby wejść do pokoju Ravenclaw każdy prawdziwy Krukon musiał rozwiązać podany przez nią rebus. Niestety niejednokrotnie zdarzało się tak, że i Ci, którzy bez wątpienia do niebieskiego domu pasowali, długo głowili się nad odpowiedzią.
Autor
Wiadomość
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
To, co przeżywała Brooks, nie mieściło się w głowie samej Brooks. Na pewno nie była przygotowana na coś takiego. Z pewnością też nie wyobrażała sobie, że coś takiego może ją spotkać. Na szczęście nie była w tym wszystkim sama. Nie wiedziała, co się dzieje, ale ktoś jej towarzyszył. Wiedziała, że idzie, czuła, jak jej stopy trafiają w próżnię, więc musiała schodzić po schodach. Może ktoś zabierał ją do skrzydła szpitalnego? A może do któregoś z nauczycieli? Mogła mieć tylko nadzieję, że ten cholerny koszmar za niedługo się skończy. Tak bezsilna nie czuła się nigdy w życiu. Ani tak przerażona. Żałowała, że nie może się zwinąć gdzieś w kłębek, zasnąć i już nie obudzić. Chciała, żeby ten koszmar już się skończył.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Jeszcze godzinę temu przejmował się tym, że nie ma węchu, a tu nagle okazało się, że Brooks jebło dużo gorzej. Najgorzej. Nie wyobrażał sobie mniej przyjemnej sytuacji niż brak jakiegokolwiek kontaktu z rzeczywistością. Ciemność, cisza, pozostawienie siebie tylko swoim myślom. To musiał być okropny koszmar. Powoli prowadził Julię po kolejnych piętrach. Raz, czy dwa musieli nadrabiać drogi, bo jak zawsze schody postanowiły chodzić własnymi ścieżkami, nie zważając na to, że ich użytkownicy się gdzieś spieszyli. Na szczęście nie napotkali po drodze zbyt wielu osób, bo wszyscy siedzieli w klasach lub na błoniach. Nie potrzebowali teraz dodatkowych pytań. Max zastanawiał się, czy szkolna pielęgniarka da sobie z tym radę, czy dziewczyna będzie musiała być przeniesiona do Munga. Miał nadzieję, że tak się nie skończy. W jednym z korytarzy, tuż przed skrzydłem szpitalnym, natrafili na Irytka, który akurat rzucał w przechodniów rękawicami ukradzionymi ze szkolnych zbroi. Solberg szybko rzucił na siebie i krukonkę tarczę i otworzył drzwi, które były ich głównym celem.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Krukonka, zamknięta w swojej głowie, bliska była załamania. A myśli, które się pojawiały, były brudne, śliskie, niegodne człowieka. W jednej chwili była twardą pałkarką, której z pozoru nie mogło złamać nic. W drugiej, była doszczętnie zdruzgotana i tak, złamana. I przerażona. Stan, w jakim się znalazła, był dla niej największą torturą. Nie mając innych opcji, posłusznie dreptała za swym towarzyszem, nie mając nawet pojęcia, że pomaga jej przyjaciel. Może ta świadomość jakoś podniosłaby ją na duchu, ale nie miała prawa wiedzieć, kto stoi u jej boku. Ani gdzie ją prowadzi. Ani jakie ma wobec niej zamiary. Dreptała więc, posłusznie i liczyła, że wkrótce jej stan się zmieni. W innym wypadku mogła liczyć tylko, że coś ciężkiego spadnie jej na głowę i ukróci te męki. Wciąż chciała płakać, ale powoli nie miała już czym. Jeżeli kiedykolwiek z tego wyjdzie, wspomnienie o tej przypadłości skończy się dla nią poważną traumą, nie było co do tego najmniejszych wątpliwości.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Pchnął wielkie, dębowe drzwi, rozglądając się po sali. Pielęgniarka właśnie łatała jakiegoś studenta, któy wyglądał, jakby pogryzło go coś wyjątkowo nieprzyjemnego. Posadził Brooks na jednym z wolnych łóżek i czekał. Gdy kobieta była już wolna, podeszła do nich i od razu zaczęła pytać, co się stało i jakiej pomocy im potrzeba. -Koleżanka straciła zmysły. Wszystkie. Nie widzi, nie słyszy i trochę wątpię, żeby czuła cokolwiek. - Nakreślił sytuację, robiąc pielęgniarce miejsce, by ta mogła się zająć dziewczyną w spokoju. Patrzył, jak kobieta krząta się wokół Brooks, co chwilę zadając Maxowi pytania co do jej stanu, ale niestety ślizgon nie mógł jej zbyt wiele wyjaśnić, bo sam nic nie wiedział. -Może jej pani przekazać, żeby się do mnie odezwała, jak już będzie w stanie? - Poprosił pielęgniarkę, po czym opuścił skrzydło szpitalne, kierując się ku wyjściu z zamku. Miał nadzieję, że uda im się pomóc Julce i niedługo wszystko wróci do normy.
//zt x2
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Thomas Maguire
Wiek : 22
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 179
C. szczególne : mam piękne, wypielęgnowane loki i prawnicze powiedzonka na podorędziu
Mam taki chaos w głowie, że kompletnie nie wiem co zrobić. Jak tylko kończy się IKE, wychodzę szybko z sali w celu poukładania sobie tego wszystkiego, co do mnie dotarło i już mam wchodzić na ruchome schody, kiedy dochodzę do wniosku, że nie mogę tak uciec jak ostatni tchórz bez powiedzenia ani jednego słowa Zosi. Jeszcze nie mam pomysłu jak w ogóle zacząć rozmowę, ale zaczynam od znalezienie jej. Wracam do sali IKE, a gdy jej tam nie zastaję, zaczynam panikować. Biegam jak oszalały po tych wieżach i gdy tracę już nadzieję na przeprowadzenie tej rozmowy, widzę znajomą sylwetkę przy drzwiach prowadzących do krukońskiego dormitorium. – Z O E!!! – krzyczę dramatycznie i cały zdyszany do niej podbiegam, próbując złapać oddech. I dopiero stojąc twarzą w twarz z Zofindą, cały blednę, a moje serce zaczyna bić tak szybko, że nie jestem w stanie się w żaden sposób uspokoić. Jak ten dzban patrzę na nią, skubię nerwowo skórki przy paznokciach i dukam jakieś eee, yyy, bo nagle z elokwentnego Krukona i typa gotowego pobić Wacława zamieniam się w niemowę, która nie potrafi mówić o tym, co czuje. – Przepraszam – zaczynam nieśmiało i z wyraźnym podenerwowaniem patrzę na Zofię. – To nie tak, że uważam cię za brzydką czy niewartą czyjejś uwagi, to po prostu.. Ech – wzdycham, bo jak mam sklecić jakiekolwiek sensowne zdanie, kiedy tyle myśli krąży mi po głowie. – Przepraszam, że byłem takim impertynenckim gburem, nie wiem co we mnie wstąpiło. To znaczy wiem, jakoś tak jak zobaczyłem tego Wacka, który i ma taki imponujący wąs i taki elokwentny jest to aż mnie o tu – wskazuję na serce – ścisnęło. Nie dlatego, że na to nie zasługujesz, a dlatego, że nie chcę żebyktokolwiekpozamnątakdociebiemówiłalbotakpatrzył – mówię coraz szybciej i modlę się do Roweny, żeby Zosia mnie zrozumiała, bo nie wiem czy będę w stanie to powtórzyć.
Przez resztę spotkania dbała o to, by mieć zajętą głowę i ręce pełne roboty; przygotowała pieczołowicie własną gazetkę, podchodziła do każdego uczestnika z propozycją pomocy i robiła wszystko, byle nie musieć patrzeć na Tomasza. Nadal była wzburzona, ale powoli zaczynało też jej być głupio, że tak na niego naskoczyła - ostatecznie przecież nie było nic złego w tym, że uważał ją za niegodną komplementów, a wszystkie miłe słowa które mówił jej wcześniej najwyraźniej były tylko updzejmościami. W końcu byli tylko przyjaciółmi, nie miał obowiązku zgadzać się z zauroczonym amortencją Wacławem; a ona po prostu powinna już się przyzwyczaić do tego, że osoba którą ona uważa za najwspanialszą na świecie niekoniecznie odwzajemnia to uczucie. I że gdyby grała w przedstawieniu "Matki, żony i kochanki" to przypadłaby jej trzecioplanowa rola koleżanki albo siostry. Od tego użalania się nad sobą rozbolała ją głowa; już prawie zaszywała się w Pokoju Wspólnym, gdy usłyszała wołanie. Zupełnie nie wiedząc, czego ma się spodziewać, cierpliwie pozwoliła Tomaszowi wyrzucić z siebie wszystkie eeee i yyyy, a sama w tym czasie próbowała wyrzucić z głowy wspomnienie zapachu amortencji, który zdawał się znów ją otaczać. Gdy mecenas w końcu powiedział, a raczej wyrzucił z siebie z zawrotną prędkością, co mu leży na sercu, Zofinda chwilę stała z otwartymi ustami, gapiąc się na niego w szczerym s z o k u i analizując czy aby na pewno usłyszała to co myślała i nie zmyliło jej zawrotne tempo połączone z dublińskim zaśpiewem. Chyba nie. Nie. Z wrażenia aż zakręciło jej się w głowie i musiała przytrzymać się kołatki, która ofuknęła ją z oburzeniem że nie jest klamką. Ale Zofia nie zwracała na nią uwagi, wpatrzona w adonisa przed sobą. Czy to się działo naprawdę? Czy tylko śniła? Dawno jej tak nie zatkało, ale też - nigdy nikt jej czegoś takiego nie wyznał. - To mów. I patrz - odpowiedziała wreszcie, czując jak rozanielony uśmiech wkrada jej się na usta - Bo ja... Ja na ciebie naskoczyłam, bo chciałam żebyś to ty mnie chciał, a nie jakiś tam Wiesław. Bo mnie w ogóle jego wąs nie interesuje. Ani niczyj. Tylko twój - dodała, trochę poddenerwowana i z kłębiącą się z tyłu głowy okropną myślą, że jednak coś źle zrozumiała i Tomek wcale nie to miał na myśli. Zrobiła nieśmiały krok w jego stronę, a serce waliło jej tak jakby sprintem przebiegła całe błonia.
Thomas Maguire
Wiek : 22
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 179
C. szczególne : mam piękne, wypielęgnowane loki i prawnicze powiedzonka na podorędziu
Ciężko mi ocenić czy reakcja Zosi oznacza dla mnie coś dobrego czy wręcz przeciwnie i zaraz mnie tu zgasi, że oszalałem, bredzę i w ogóle d r a m a t, a ostatecznie stwierdzi, że nasza przyjaźń jest już nieaktualna i nieważna. A mi wtedy pęknie serce z żalu, ale przynajmniej mam blisko do wieży astronomicznej, żeby się z niej rzucić. Więc tak stoimy naprzeciwko siebie, w tle mordę drze niezadowolona kołatka, a ja czekam jak na ścięcie aż Zoe się odezwie. A kiedy mówi i zaczyna się uśmiechać, czuję jak uginają się pode mną kolana od nadmiaru emocji i niespodziewanych rewelacji. Żebyś to ty mnie chciał. Zofia to wszystko oświadcza tak pewnie, że brzmi jakby właśnie zmiatała z planszy wszystkich mecenasów podczas najważniejszej rozprawy w Wizengamocie. I muszę przyznać, bardzo mi się taka stanowcza podoba, o ile to w ogóle możliwe, żebym podziwiał ją jeszcze bardziej niż dotychczas. – Będę. Jeśli też tego chcesz to ja przysięgam, będę najszczęśliwszy – uśmiecham się, a kiedy Zosia nieśmiało do mnie podchodzi to łapię ją za ręce i przybliżam do siebie. – J-ja nie wiem, to trochę inaczej powinno wyglądać. Powinienem przyjść z bukietem konwalii, zabrać cię do Hibiskusa i wtedy ci powiedzieć, że, no wiesz… Ale jeżeli mi pozwolisz to ja to wszystko nadrobię, obiecuję. I będzie tylko lepiej, bo na to zasługujesz. Na wszystko, co najlepsze – zarzekam się i wpatruję się w nią jak ghull w obierki ziemniaków (czyli z największą miłością!!!). – Długo broniłem się sam przed sobą, że to tylko przyjaźń, bo chyba bałem się, zresztą, dalej się boję, że to tylko jednostronne, a nie chciałem mierzyć się z odrzuceniem i co gorsza, całkowitym straceniem ciebie – delikatnie łapię w palce zagubiony kosmyk włosów Zosi i odgarniam go jej za ucho, uśmiechając się niepewnie. Jeszcze nikomu nie wyznawałem wprost co czuję, do nikogo nie czułem tego, co do Zoe. I jednocześnie mnie to przeraża, ale i napawa nadzieją.
______________________
i read the rules
before i break them
Zoe Brandon
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 170
C. szczególne : dużo gada, nie zawsze z sensem; pachnie konwaliowymi perfumami
- Chcę - powiedziała i przyłapała się na tym, że cały czas wstrzymywała oddech w napięciu, jakby lada moment miało się okazać, że to wszystko to albo wielkie nieporozumienie albo okrutny żart; dopiero kiedy poczuła dotyk dłoni Tomasza, który przyciągał ją bliżej i dalej mówił wszystkie te rzeczy, które od tak dawna bardzo chciała usłyszeć, utwierdziła się w przekonaniu, że to wszystko dzieje się naprawdę i jest zupełnie na poważnie. Nie kontrolowała ani pąsów wpływających na policzki ani szerokiego uśmiechu, tego, o którym jej babcia zawsze mawiała, że jest nieelegancki i że dama powinna uśmiechać się powściągliwie; miała wrażenie, że ostatnimi czasy rzadko miała ochotę się tak szczerzyć, a jeśli już to właśnie w towarzystwie Tomka. Problemy rodzinne, szkolny stres, afera ze smokami, wszystko to odbijało się na jej samopoczuciu, ale dzięki mecenasowi stawało się znośne. Myśl o tym, że pojawiła się szansa na to, by całe jej życie odbyło się z nim u boku, zwalała ją z nóg. - Nie, nie. Jest idealnie - zapewniła gorliwie, wpatrując się w Tomasza z zachwytem, bo dla niej najważniejsze było to, że odważył się jej szczerze wyznać swoje uczucia, a to gdzie i w jakich okolicznościach się to odbyło nie miało znaczenia. Mogliby być teraz w łazience Jęczącej Marty albo na wysypisku śmieci - i tak uznałaby to za niesamowicie romantyczne. - Ja też - przyznała, choć uważała to za absolutnie niedorzeczne, że ktoś tak wspaniały jak Tommy mógłby wątpić w jej chęć do odwzajemnienia uczuć - Ja... byłam już w sytuacji, w której myślałam, że ktoś też mnie... lubi, a okazało się że traktował mnie jak siostrę i ja wszystko sobie znadinterpretowałam i to było najgorsze uczucie na świecie. Bałam się, że z nami będzie tak samo - wyznała, niespecjalnie dumna z tego do czego się przyznawała, ale czuła się w obowiązku wyjaśnić, dlaczego równie uporczywie co on odpychała od siebie prawdziwe odczucia, mimo tego że mecenas był jej mężczyzną marzeń. Prawie umarła z wrażenia, kiedy odgarnął jej kosmyk włosów i nie potrafiła się powstrzymać przed czułym pogładzeniem go po policzku. - Możesz mnie pocałować... jeśli chcesz - wyrwało jej się prawie bezwiednie, bo prawda była taka, że sama bardzo chciała by to się wydarzyło - Chyba że wolisz czekać do tej randki w Hibiskusie... - dodała, uśmiechając się frywolnie i zarzuciła Tomaszowi ręce na szyję.
Thomas Maguire
Wiek : 22
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 179
C. szczególne : mam piękne, wypielęgnowane loki i prawnicze powiedzonka na podorędziu
Jeśli wygrana sprawa w Wizengamocie jest odczuwalna choć w jednym procencie tak jak deklaracja Zosi chcę, to niczego więcej do szczęścia nie potrzebuję. Wygląda na to, że moje życie, po tych wielu trudnych momentach, zaczyna nabierać kolorów. Cały rozpromieniony wpatruję się w dziewczynę, która właśnie zadeklarowała, że c h c e mojej obecności i wybrała mnie spośród innych, o wiele lepszych chłopców dookoła. Zaczynam się martwić o niesprzyjające okoliczności, ale okazuje się, że i to nie jest dla niej przeszkodą. Jakbym był o kilka kilogramów lżejszy, uważnie słucham dalej czy aby na pewno nie wybrałem kiepskiego momentu na oznajmienie swoich uczuć. – Nie będzie – przyrzekam śmiertelnie poważny. – Nie pozwolę, żebyś się kiedykolwiek znowu tak czuła. Chcę z tobą chodzić na kawę do kawiarni, przynosić ci herbatę, kiedy zmarzniesz po spacerze, słuchać jak ci minął dzień. Chcę po prostu być obok, gdy tego potrzebujesz. Kiedy słyszę tak zuchwałą propozycję, że mogę ją pocałować, prawie odchodzę z tego świata. W swoich wyobrażeniach często słyszałem, że mi na to pozwala i wtedy niczym dżolero rzucałem się na nią, zamykając nasze usta w namiętnym pocałunku. Rzeczywistość i mój brak wiary w siebie jak zwykle wszystko weryfikuje; stoję jak spetryfikowany, bo boję się, że to tylko sen i zaraz się obudzę, co złamałoby mi serce. Jednak dłonie Zosi owinięte wokół mojej szyi są tak prawdziwe, że przestaję nadmiernie wszystko analizować. Co ma być to będzie, powtarzam sobie uparcie i nachylam się nad nią, delikatnie muskając jej wargi, jakby była stworzona z delikatnego kruszcu, który lada moment rozsypie się na drobne kawałki pod wpływem moich działań. I przysięgam, to najpiękniejsza chwila w moim życiu. Zawsze myślałem, że tak ważne wspomnienia są wspomagane wybuchem fajerwerków, piękną scenerią albo super romantycznym scenariuszem, a ja mam teraz wrażenie, że lepiej być nie mogło. Trzymam w ramionach najpiękniejszą kobietę na świecie, która jest moją najlepszą przyjaciółką, dzieli ze mną pasje i zainteresowania i co najważniejsze odwzajemnia moje uczucia. Nie przeszkadza mi bełkot kołatki, charakterystyczny zapach szkolnych korytarzy czy pyłki kurzu unoszące się w powietrzu. Dopiero teraz dociera do mnie, że to obecność Zosi sprawia, że kiedy jestem z nią – wszystko jest na swoim miejscu. Tak jak powinno być. I ta świadomość uskrzydla mnie i dodaje odwagi, abym pogłębił pocałunek. – A do Hibiskusa cię na pewno zabiorę – obiecuję, kiedy odrywamy się od siebie i uśmiecham się radośnie.