Wchodząc głównym wejściem do zamku, pojawia się w tym miejscu. Stąd można dostać się do wszystkich innych innych części Hogwartu, jak Wielkiej Sali, schodów oraz podziemi. Sklepienie jest tak wysoko, że niemal niemożliwe jest jego zobaczenie. Jest to miejsce spotkań uczniów, szczególnie gdy są z innych domów. Pierwszego września panuje zazwyczaj straszny tłum, gdy wszyscy cisną się do Wielkiej Sali.
Ostatnio zmieniony przez Bell Rodwick dnia 6/9/2014, 18:18, w całości zmieniany 1 raz
Autor
Wiadomość
Hal Cromwell
Wiek : 62
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 175cm
C. szczególne : okulary do czytania, bardzo zły tatuaż na lewym ramieniu (podgląd w kp)
- Trzminorki... - powtórzył - Trzminorki nie bardzo. Jakby się je chciało zobaczyć poza tymi ciemnym, zacisznymi miejscami, to raczej w dzień. Ale nich będzie 5 za próbę. A jednorożce... hmmm, niech będzie za 7. Można obserwować w nocy, ale równie dobrze można w dzień. Celujcie raczej w takie zwierzęta, których w dzień raczej nie ma co obserwować. - naprowadził ich - Tak samo z lelekiem, panno...? - skinął jej głową z uśmiechem, gdy się przedstawiła, starając się zapamiętać jej imię - Kozodój jak najbardziej, ale aktywność wróżebnika jest bardziej zależna od pogody niż pory dniaaaa... - przeciągnął ostatnią sylabę, patrząc na dziewczynę z zakłopotaniem, kiedy zaczęło do niego docierać, że przyjezdni uczniowie nie mają dla kogo zbierać punktów - A w sumie to ja nie wiem co z wami... - przygryzł wargę i odszukał wzrokiem @April Jones. - Powinienem wiedzieć? Nie przypominał sobie, żeby informując ich o uczniach z wymiany, ktoś im powiedział, jak mogliby nagradzać ich aktywność i wiedzę, żeby było to sprawiedliwe. Z drugiej strony, dość nieufnie podchodził do własnej pamięci i może opiekunka Hufflepuffu była od niego lepiej zorientowana. Uczniom tymczasem powoli wyczerpywały się pomysły. Odpowiedzi padały coraz rzadziej i były coraz bardziej losowe. - Akromantule nie są tutejszym gatunkiem - podkreślił - Ale faktem jest, że panoszą się po Wielkiej Brytanii, w tym po naszym lesie, więc uznaję. Tylko pamiętajcie, że to gatunek obcy i nie powinno się go u nas wypuszczać na wolność. Wsiąkiewki akurat nie - naprostował kolejną odpowiedź - Jaszczurki, w ogóle gady, na naszej szerokości geograficznej wychodzą w dzień, żeby się powygrzewać na słońcu. Ale na pustyniach na przykład jest sporo nocnych gatunków jaszczurek. Za próbę też pięć. Odwrócił wzrok na Matta, który wydawał się być pewny. Faktycznie mógł ich trochę zmylić tym zawieszeniem się na wozaku, ale nie miał tego w planach. W ogóle nie miał nic przeciwko utrzymaniu głównego tematu zajęć w tajemnicy tak długo jak się dało. Stwarzało to idealną okazję na wciśnięcie im kilku dodatkowych zwierzęcych ciekawostek. - A nie - uśmiechnął się - Fretki w ogóle nie są dzikimi zwierzętami, więc z tym byśmy mieli problem - niech będzie za trzy jak kleszcze... panie Ragnarsson, czy chciałby się pan czymś podzielić z resztą grupy? - powiedział głośniej, kierując wyczekujące spojrzenie na @Gunnar Ragnarsson. Nie zabraniał uczniom rozmawiać, o ile nie przeszkadzali w lekcji innym, Ślizgon zaś od dłuższego już czasu, nie trudząc się nawet by ściszyć głos, wtórował innym mówiącym, a że nie kierował tych słów do nauczyciela, Hal nie był nawet w stanie stwierdzić, czy chociaż mówił na temat. - Jakieś nocne stworzenia?
---------------------------------------------- Przedłużam termin do 18.09, bo mnie jutro nie ma.
Gunnar Ragnarsson
Wiek : 26
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 188 cm
C. szczególne : blizna z pazurów wzdłuż kręgosłupa do połowy pleców; na ramionach tatuaże run nordyckich wpisanych w islandzką, mistyczną symbolikę i zarys skalnych grani
Gunnar zawsze rozmawiał na temat na lekcjach Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami. Nie można go było jednak ganiać mocno za jego nieuwagę. Ze Stavefjord wyniósł zupełnie inne zachowania. Gdzie rozmowy przebiegały z profesorami przebiegały poza klasami raczej na zasadzie luźnych rozmów niż wykładu Nie winił jednak profesora, że zwrócił mu uwagę za dzielenie się swoimi spostrzeżeniami z koleżanką zamiast z resztą klasy. Zanotował sobie za to w pamięci, że profesor Cromwell cenił sobie odpowiedzi kontrolowane. Kogo, jak kogo, ale wykładowcę z dziedziny ONMS zamierzał respektować. Po tym, jak przestał szanować Opiekuna swojego domu za wyrzucenie go z klasy całą swoją sympatię skierował na Cromwella. Dlatego tak żwawo ściągnął razem łopatki, zaalarmowany przez zasłyszenie swojego nazwiska. Oderwał spojrzenie od Diny, co okazało się trochę łatwiejsze, odkąd zaczął się przyzwyczajać do jej widoku i ulokował wzrok bezpośrednio na nauczycielu. Normalnie pewnie przemilczałby odpowiedź, ale jako, że był to Hal Cromwell... — Wymieniałem spostrzeżenia o Czerwonych Kapturkach i nocnych stworzeniach w Islandii. W Zakazanym Lesie spodziewałbym się jednak prędzej spotkać... sowy? Na pewno były to zwierzęta nocne. Na pewno drapieżniki. W świecie magicznym uchodziły również za stworzenia bardziej przychylne czarodziejom niż mugolom. Nie miał jednak pojęcia, czy Cromwell ciągnąłby ich do lasu na spotkanie z ptaszyskami, które w Brytanii uchodziły chyba za najpopularniejszy środek komunikacji między czarodziejami.
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Wyglądało na to, że nadal nie padła nazwa stworzeń, które mieli spotkać tego wieczora. Przychodziło jej do głowy jeszcze kilka gatunków, tak lądowych, jak i około-wodnych, ale w swoim następnym zdaniu postawiła na coś, co występowało w Zakazanym Lesie z pewnością, choć jego nocny tryb życia pozostawał pod znakiem zapytania. - Nieśmiałki? - rzuciła, marszcząc brwi, bo strażnicy drzew pewnie jednak cieszyli się na widok promieni słońca. Z drugiej strony - czy w ciągu dnia nie odpuszczali sobie spacerów, kiedy nikt nie niepokoił ich domostw? - Matt, nadal się nie dowiedziałam, jak nazwaliście onyo. - zwróciła się w pewnym momencie do Ślizgona, spoglądając na niego wyczekująco, bo zaczepiła go w tym temacie już na lekcji DA, jednak podział na pary i zaangażowanie w lekcje sprawiły, że dialog odszedł w zapomnienie. Zresztą nawet, jakby otrzymała odpowiedź, to pewnie nie zdawałaby sobie z tego sprawy, bo była zbyt przejęta swoją porażką w kwestii rzeźby.
Długo zastanawiała się czy iść na tę lekcję. Dwa dni przed pełnią... W zeszłym roku by nie poszła, a w tym jeszcze bardziej nie chciała. Było jej niewymownie wstyd, że nie zdała i była pewna, że jest pośmiewiskiem każdego Hogwartczyka, który wiedział o jej istnieniu. Jeszcze bardziej wstyd było jej rodzicom. Dla nich wilkołactwo nie było żadnym usprawiedliwieniem na zawalenie szkoły i nie było mowy, że źle się czuje przed czy po pełni, nie potrafili zrozumieć jakim koszmarem były przemiany i że pół roku nie wystarczało, żeby się do nich przyzwyczaić. Finn wątpiła, że kiedykolwiek się przyzwyczai. Tak czy siak chodziła na wszystkie lekcje, bojąc się podpaść jeszcze bardziej. Przychodzenie na czas było większym problemem, ale to akurat ciągnęło się u niej latami i nie miało związku z niczym konkretnym. Bycie na czas zwyczajnie jej nie wychodziło. A jeśli przy tym Ravenclaw stracił jakieś punkty, to tylko lepiej. kiedy przyszła do sali wejściowej, nauczyciel już był na miejscu, a nawet dwójka nauczycieli. Skupiona przed Cromwellem grupka uczniów i studentów podawała jakieś zwierzęta. Finn nie wiedziała jakie było pyanie, ale i tak by się nie odezwała. Pomijając już niechęć do zdobywania punktów dla swojego gównodomu, po prostu nie odzywała się na lekcjach dopóki nie musiała. Nie i już.
Niamh O'Healy
Rok Nauki : V
Wiek : 20
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 178
C. szczególne : irlandzki dialekt, odstające uszy, krzywy ryj
System punktowy psora C. był pojebany jak sanki w maju. Dlaczego ona dostała trzy za nie do końca błędną odpowiedź, a jakiś trzminorek na kiju, który był chyba całkiem źle pięć? Bo co, bo magiczny był? Ona też znała całą masę magicznych zwierząt, które mogłaby zacząć wymieniać z dupy, ale przynajmniej starała się jakoś podpasować pod kryteria. A potem dał jeszcze jakieś siedem i w ogóle to nie ogarniała skąd on te liczby bierze. Ale za ćmy było przynajmniej pięć, tak jak być powinno. Chwilę rozważała czy lepiej zostać przy swoim systemie i rzucić pewne niemagiczne zwierzę, czy zaryzykować i dać jakiekolwiek magiczne... z drugiej strony jak się połapie, to może przestać być tak hojny. I kiedy ona się tak zastanawiała, wróciły na tapet fretki i temu podobne łasicowate jamniki. A koleś, który o niej wspomniał wyglądał na dziwnie pewnego. Nie wiedziała czemu, ale postanowiła wykorzystać ten trop. - Łasica! - prawie krzyknęła wbijając się komuś w słowo, żeby na pewno jej nie uprzedził.
Matthew C. Gallagher
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 178
C. szczególne : zawadiacki uśmiech, podczas którego jego prawa brew zawsze unosi się nieco wyżej niż lewa; dołeczki w policzkach
Kiedy profesor wspomniał o zwierzęciu podobnym do wozaka, był niemalże pewien, że chodzi o fretki, toteż jego odpowiedź wprawiła go w niemałe osłupienie. Nie kojarzył chyba żadnego innego stworzenia, które przypominałoby wozaka. Kto wie? Może ta „wskazówka” w rzeczywistości wcale nie miała być wskazówką albo Hal szedł zupełnie innym tokiem myślenia? Matthew westchnął ciężko, bo właściwie powrócił do punktu wyjścia i nie był już sam pewien czy skoncentrować się na tej wzmiance o wozaku czy może jednak na wcześniej wskazanych przez nauczyciela kryteriach. Zadanie ułatwiła mu w pewnym sensie Morgan, która zapytała o jego szczeniaka onyo i Niamh wykrzykująca kolejne zwierzę, o którym kompletnie zapomniał. - Wybacz, straszne zamieszanie na tych lekcjach, od kiedy mamy też w szkole uczniów z wymiany. – Próbował się jakoś wytłumaczyć z tego, że ostatnim razem zignorował jej pytanie. – Bludger. Nazwaliśmy go tak razem z Carmel, w końcu qudditch towarzyszył nam od dzieciństwa. – Dodał po chwili, rozwiewając ewentualne wątpliwości Gryfonki. Zabawne, bo można było przypuszczać, że to on nalegał na to imię, a było właściwie odwrotnie. O dziwo, to młoda panna Gallagher, mimo że sama nie zasiadała na miotle, upierała się, by tak wołać na ich onyo. Jemu to odpowiadało. - Masz jeszcze jakieś pomysły? – Zagaił zaraz, wskazując gestem głowy na Hala, co oznaczało, że pyta oczywiście o temat zajęć. Aż dziw brał, że był tak skoncentrowany na lekcji, co? Cóż, opiekę nad magicznymi stworzeniami akurat ubóstwiał, więc nie trzeba było go prosić o uwagę. - Jeśli mówimy o zwierzętach, które obserwujemy po zmroku, a w dzień raczej możemy sobie takie obserwacje darować… to może chodzi o nietoperze? To chyba najlepszy przykład stworzenia, które prowadzi nocny tryb życia. – Zwrócił się ponownie do Cromwella, choć tym razem nie wierzył już tak mocno w swój strzał. Mało prawdopodobne wydawało mu się bowiem to, że idą na spacer do Zakazanego Lasu po to, by oglądać jakieś niemagiczne istoty. Z drugiej strony… z Halem nigdy nie było nic wiadomo.
Wszyscy przerzucali się w kolejnych odpowiedziach, a przez to nie mógł w ogóle się skupić. W myślach wertował kolejne podręczniki do opieki nad magicznymi stworzeniami, i to od pierwszego rocznika w Hogwarcie, ale albo ktoś wcześniej wypowiadał nazwę zwierzęcia, które przyszło mu na myśl, albo sam stwierdzał, że to debilne. Z czasem zaczął się czuć aż głupio z tym, że w ogóle nie jest aktywny. Musiał dorzucić jeszcze jakiś strzał, nawet jeśli nie miał pojęcia, co właściwie okaże się odpowiedzią na zagadkę Cromwella. Swoją drogą, coś czuł, że będzie ona tak oczywista, że sam uderzy się otwartą dłonią w czoło, kiedy tylko ją usłyszy. No nic, nie chciał dłużej milczeć, więc nieśmiało uniósł rękę do góry. - Wątpię, by był to temat dzisiejszych zajęć, bo to dość niebezpieczne… – Zaczął niepewnym tonem, ale przypomniał sobie coś, co profesor opieki nad magicznymi stworzeniami dość często powtarzał podczas swoich zajęć. U niego nie były złych odpowiedzi. No właśnie, co mu szkodziło? Lepiej było nieraz palnąć głupotę niż siedzieć jak mysz pod miotłą. - Pomyślałem o wampirach. Co prawda to istota humanoidalna, ale nadal klasyfikowana jako magiczne stworzenie. No i jakby nie patrzeć, raczej trudno byłoby obserwować wampira za dnia. – Dodał już nieco śmielej, licząc na to, że zebrana wokoło grupa nie parsknie głośnym śmiechem. Z drugiej strony, był prefektem, zawsze mógł ich uciszyć, grożąc odjęciem kilku punktów, czyż nie? Dobra, nie oszukujmy się, nie zamierzał tego robić. Zamiast tego przekonywał samego siebie, że jego odpowiedź nie jest wcale idiotyczna, bo była to niestety jedyna odpowiedź, która nasuwała mu się na język.
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
W reakcji na odpowiedź Matta trochę się wzdrygnęła. Nie miała dobrych wspomnień związanych z tą rozgrywką. Choć może nie byłyby takie złe, gdyby nie uwzięcie się pozostałych na bezduszne obijanie szesnastolatki. Koniec końców i tak wyszła z jednym wyeliminowanym zawodnikiem na koncie. Nie miała za to pewności, kto wygrał, w końcu uderzenie w głowę było rzeczą trochę wybijającą z rytmu. Delikatnie rzecz ujmując... - A testrale? Jak już ktoś je widzi, zdecydowanie wyglądają na stworzenia nocne. - właściwie to w książkach wyglądały bardziej jak stworzenia z któregoś z głębszych poziomów piekieł, bo budziły skojarzenia z nietoperzami i gadami pomimo bycia w grupie latających koni. Czy zajęcia z nimi związane miały sens, jeżeli znalazłoby się zaledwie kilka osób, które miały ten przykry przywilej ujrzenia ich w pełnej krasie? - Bardzo u Was rozrabia? - zapytała po chwili, odnosząc się do Ślizgona, bo przecież imię liska całkiem nieźle pasowało zwłaszcza do jego usposobienia. To nie zawsze była milusia kreaturka do głaskania i przytulania. Miała ząbki, pazurki i bywała niszczycielska. Zwłaszcza z nudów. Ciekawiło ją, czy Gallagherowi udało się ułożyć podopiecznego.
Profesor potwierdził jej myśli, że aktywność Wróżebnika zależna jest głównie od pogody, więc mimo niedoskonałej odpowiedzi poczuła satysfakcję, że udało jej się poprawnie skojarzyć angielską nazwę ze zwierzęciem. Uśmiechnęła się do nauczyciela, przypisując jego roztargnienie temu, że należy raczej do starszej części grona pedagogicznego. Osobiście najbardziej lubiła zajęcia ze starszymi nauczycielami, którzy byli zaangażowani w swoją pracę i chociaż czasami zdarzyło im się coś pomylić, to jednak ich wiedza potrafiła powalić swoim ogromem. Nauczyciele z krótkim stażem nadrabiali w jej oczach świeżością i determinacją, jednak nie da się ukryć, że irytowało ją często występujące obustronne rozkojarzenie na tle miłosnoerotycznym. Zapewne zmieniłaby zdanie, gdyby to jej zdarzyło się stracić głowę dla jakiegoś nauczyciela (bądź nauczycielki!), jednak trudno jej było to sobie nawet wyobrazić. - Pandora. Pandora Doux. - przedstawiła się Cromwellowi, specjalnie robiąc to głośno i wyraźnie, aby każdy, kto jeszcze jej nie znał, miał szansę zapamiętać jej imię. Możliwe, że właśnie tym zwróciła na siebie uwagę @Caelestine Swansea, która chwilę później podeszła do niej, pytając o notatki. - Oczywiście - odpowiedziała wesoło, ściszonym głosem. - Ale ja nie wiem czy Tobie to jest pomocne - wskazała na swoje notatki - Ja głównie notuję nazwy, żeby się ich nauczyć, bo po czeski one brzmią inaczej. - wyjaśniła, ale od razu postanowiła, że będzie robić dokładniejsze notatki, aby przydały się też innym. Dopisała szybko kilka informacji, póki nie uciekły jej jeszcze z pamięci i dopiero teraz zauważyła, że niektóre słowa zapisała po czesku. Nie zmartwiło jej to jednak, bo i tak miała zamiar przepisać je w całości, skoro ma się nimi podzielić. - My się jeszcze musimy spotkać na pracę domową - zagadała, korzystając z okazji, że dziewczyna sama do niej podeszła. Ucieszyło ją, że najwidoczniej Caelestine nie ma jej za złe, w jaki sposób ukazała jej wady na zajęciach z działalności artystycznej.
Stał przy swojej kuzynce słuchając coraz śmieszniejszych pomysłów. Profesor Cromwell chyba także nie wiedział jak skomentować niektóre odpowiedzi, jedynie taksując uczniów wzrokiem. Zwrócił uwagę na kilka postaci - na tę dziewczynę z Hufflepuffu z mocnym akcentem, na Pandorę, która nie dość, że pojawiła się na zajęciach, to nawet odpowiadała na konto nie wiadomo jakiego domu, wyłapał także wzrokiem kilka osób, które kojarzył. Pojawiła się też ta ruda nauczycielka, która krzyczała jakieś bzdury na ceremonii otwarcia. Chociaż, kto wtedy nie wygadywał irracjonalnych rzeczy? Aż mu się gorąco zrobiło na samo wspomnienie tej fali zażenowania, która oblała go w chwili kiedy zrozumiał, że powiedział jakieś sekrety pierwszej lepszej osobie. Wstydziłby się teraz nawet na nią spojrzeć, a co dopiero wyjaśnić, czy spróbować się wyłgać. Żeby odciągnąć swoje myśli od tego tematu, zaczął przeszukiwać w głowie kolejnych gatunków, które kojarzyły mu się z nocą. Większość już padła, zaczynały się coraz bardziej pokręcone pomysły. Spojrzał na swoich kolegów z domu Kruka, porozrzucanych gdzieś koło niego, po czym zaryzykował i odchrząknął. - Zwodnik? W końcu to jego światełko musi być widoczne, a w dzień z tym ciężko - nie był nawet pewny, czy to faktycznie zwierzę, które można oglądać tylko w nocy, jednak jego logika była niepodważalna prawda? Przycisnął lekko Elaine do swojego ciała, bowiem nie przepadałam za odpowiadaniem w takim tłumie. W końcu kilka osób musiało na niego zwrócić wzrok, a to go strasznie rozpraszało.
April Jones
Wiek : 36
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 161 cm
C. szczególne : mnóstwo piegów, niski wzrost, często nosi kwiaty we włosach
April stała tam gdzieś z boku, nie spodziewając się, że ktokolwiek zwróci na nią uwagę. Nie chciała rzucać się w oczy, w końcu to nie była jej lekcja, a ona znalazła się tutaj razem z o wiele młodszymi uczniami tylko przez swoje dziwne zafascynowanie zwierzętami. Najchętniej sama udałaby się na spacer po lesie i błoniach, jednak zawsze dodatkowa wiedza, którą uraczy ją jej współpracownik była cenna. Dla Jones nie liczyło się zbytnio co o niej ludzie pomyślą, chociaż jeżeli Hal będzie chciał ją wyprosić z lekcji, oczywiście to zrobi. Stała sobie więc z boku, ogarniając przybyłych uczniów, zastanawiając się czy na jej lekcjach też będzie taka frekwencja oraz próbując pokojarzyć twarze ze stażu, który odbywała kilka miesięcy wcześniej, z uczty lub z tego krótkiego pobytu na Saharze. Większą uwagę zwracała na swoje kochane Puszki, które zapewne już traktowała jak własne dzieci, nawet nie znając ich imion. Kiedy przywitał się z nią pierwszy Krukon, zajęło jej chwilę skojarzenie faktu, że to do niej się zwraca per pani Profesor. Skończyła kursy i inne takie, jednak nie czuła się jeszcze pełnoprawnym nauczycielem i możliwe, że nie poczuje się nigdy. Uśmiechnęła się do chłopaka, który miał na piersi odznakę prefekta, a nawet odkrzyknęła powitanie Jonasa, bo przecież nikt jej nie zabroni być miłym. Chwilę później do sali wszedł starszy od niej profesor Cromwell, który chyba nie miał jej za złe tego wtargnięcia. Kiedy skinął do niej głową, wyszczerzyła się, odwzajemniając gest. Pomyślała, że koniecznie musi później do niego dołączyć w trakcie spaceru. Jedyną wadą przyjścia na lekcję, było to, że nie mogła w niej aktywnie uczestniczyć. Może dla jakiegoś urwisa byłoby to plusem - siedzenie cicho i bycie pewnym, że nikt mu nie zada przypadkowego pytania, na które odpowiedzi nie znał, bądź nie potraktuje ujemnymi punktami. Jones aż się musiała ugryźć w język, żeby nie wykrzyknąć nazwy jakiegoś stworka pomiędzy próbami uczniów. Na szczęście pojawiła się obok niej @Morgan A. Davies, która zaczęła komentować przebieg zgadywanki. - Nienawidzę pająków. Kocham wszystkie zwierzęta, ale do nich nie mogę się przełamać. - Powiedziała dość cicho, żeby nie przeszkadzać opiekunowi Gryffindoru, a także, żeby nikt nie pomyślał, że spoufala się z Moe. Im szybciej nauczy swoich uczniów, że przy niej mają czuć się swobodnie, tym lepiej. W milczeniu słuchała kolejnych odpowiedzi, dopóki ktoś z wymiany w końcu nie zabrał głosu, a @Hal Cromwell nie zadał jej pytania. Chyba jej, ale raczej nie pytałby się uczniów o sprawy profesorskie. Skupiła się, próbując sobie przypomnieć czy ktokolwiek im coś mówił na ten temat, ale także nie miała pojęcia co robić z przyjezdnymi. Pokiwała głową, jednocześnie unosząc odrobinę ramiona, pokazując w ten sposób, że nie ma zielonego pojęcia co można by było zaproponować Pandorze. Może powinna wybrać sobie dom, dla którego chciałaby zbierać punkty? To było odrobinę niesprawiedliwe, więc nic zasugerowała, a po prostu wróciła do obserwowania wszystkiego.
Niamh O'Healy
Rok Nauki : V
Wiek : 20
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 178
C. szczególne : irlandzki dialekt, odstające uszy, krzywy ryj
Jej genialny patent na podawani niemagicznych, ale za to pewnych zwierząt został podpatrzony i ktoś jej ukradł zarówno sowy, jak i nietoperze. Niamh oczywiście nie omieszkała oburzyć się w myśli i pewnie było to też widoczne na jej twarzy, ale miała dość rozsądku, żeby nie robić z tego powodu awantury. Z resztą nie miała na to czasu, musiała wymyślić jeszcze jakieś stworzenie aktywne nocą i nie było to już tak proste jak wcześniej. Szukała inspiracji na twarzach innych uczniów, próbując sobie przypomnieć co oni mówił, żeby może olśniło ją tak jak z łasicą. Jej wzrok padł na opiekunkę jej domu. Ona akurat nie odpowiadała, więc nie było z niej pożytku, chociaż... Niamh pacnęła się dłonią w czoło. - No kurde, no borsuk!
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Spojrzała na April ze zdecydowanie niewyraźną miną, ewidentnie podzielając, przynajmniej w pewnym stopniu, jej uraz do pajęczej gromadki. A do akromantul to już na pewno. Sama myśl, że mogliby się nadziać na te potwory w Zakazanym Lesie podczas lekcji przyprawiała ją o dreszcze. Pokiwała jednak jedynie głową w stronę cioci, nie siląc się na żaden komentarz, który miałby podkreślać straszność, czy obrzydliwość magicznych kreatur. Być może wśród zebranych znalazłby się jakiś fan pajęczaków, który nawet akromantulom byłby gotów dać szansę. I nie miała nic przeciwko, dopóki działo się to z dala od niej, a pupilek nie biegał radośnie po szkolnych korytarzach, gdy wydostał się z terrarium. Brr. - Kuguchary. - wyrzuciła z siebie wraz z myślą, że koty tak ogólnie były raczej nocnymi stworzeniami, niezależnie od tego, czy właścicielom domowych kocisk się to podobało, czy nie i jakie wśród nich panowały przeświadczenia. Nie miała pewności, czy jej tok łączenia faktów był słuszny, ale też nie miała w zwyczaju wyrzucać z siebie wszystkiego, co w pośpiechu przyniósłby jej na usta niewyparzony język. Jak było tym razem?
Hal Cromwell
Wiek : 62
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 175cm
C. szczególne : okulary do czytania, bardzo zły tatuaż na lewym ramieniu (podgląd w kp)
Wyglądało na to, że system naprawdę nie przewidywał dodatkowych nagród dla przyjezdnych, co wprawiło go w lekkie zakłopotanie. Miał jednak nadzieję, że uczniowie z wymiany, którzy pisali się nie nią dla własnych korzyści i rozwoju, są na to przygotowani i nie potrzebowali zachęty do nauki w postaci jakichś tam punktów. - Testrale podobnie jak jednorożce. Nie są jakoś specjalnie aktywne w nocy, więc lepiej obserwować w dzień, bo lepsza widoczność. - skomentował odpowiedź Morgan - Także za pięć. Chociaż sporo nocnych zwierząt pozostało nieodkrytych, w tym główna atrakcja dzisiejszego wieczoru, to odpowiedzi zaczęły padać coraz rzadziej i w sumie czas na to był najwyższy. Hal i tak był pozytywnie zaskoczony aktywnością, a nie mieli przecież całej nocy. Jutro wszyscy mieli rano lekcje - on też, a niestety nie miał już dwudziestu lat, żeby funkcjonować jak człowiek przez dwie doby bez odpoczynku. - Dobra, kto miał przyjść ten przyszedł, także możemy w końcu wyjść z zamku. - oznajmił ruszając w stronę drzwi - Jak sami udowodniliście obserwacje przyrody w nocy mogą być równie pasjonujące co w dzień. Do tego, do końca zajęć, poznacie jeszcze przynajmniej jeden nocny gatunek.
//zt wszyscy;
przenosimy się na razie tutaj. Czekacie tam na mój post, który pojawi się za max naście godzin. Nie będzie to główny temat lekcji, tylko taki przerywnik, bo mi przyszło do głowy, żeby skorzystać z okazji ;p Tam też będą informacje co dalej. Albo w sumie zanim mój post się pojawi, a komuś bardzo chce się pisać, to może opisać drogę przez błonia do tego miejsca. Można gadać z ziomeczkami, można zagadywać mnie, itp.
Punktacja na razie: S: 45; H: 43; G: 65; R: 35 i +7 do satysfakcji dla Pandory
Gunnar Ragnarsson
Wiek : 26
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 188 cm
C. szczególne : blizna z pazurów wzdłuż kręgosłupa do połowy pleców; na ramionach tatuaże run nordyckich wpisanych w islandzką, mistyczną symbolikę i zarys skalnych grani
Gunnar Ragnarsson pod krawatem. Zapamiętajcie ludzie. W sensie. Pod krawatem naprawdę, a nie jedynie udający, że nosi krawat, w istocie przewieszając go sobie luźno dyndający pomiędzy wikińskimi wisiorkami. Prychnął jednak ostatecznie, bo chociaż próbował udawać przykłądnego prefekta, wytrzymał w tym postanowieniu zaledwie pięć minut, zanim sięgnął do szyi, zdecydowanym ruchem rozluźniając pętle zacieśniającą się na koszuli,a chwilę potem odpiął dwa, a w akcie zdecydowanego buntu, trzeci guzik, z ulgą poprawiając jedynie odznakę prefekta na piersi. Bardziej niż na nieskazitelnym wizerunku, zależało mu na poczuciu ducha szkoły. Nie znał ku temu lepszej sposobności niż angażowanie się w życie szkolne. W istocie, nie spodziewał się, że dyrekcja rozpatrzy jego kandydaturę jako prefekta poważnie, a jednak... referencje od Nessy wydały się zrobić swoje, bo stał tu teraz. Funkcjonalny. Starając się sam siebie przekonać, ze posiada odpowiedni dla tej pozycji entuzjazm, żeby w końcu skoncentrować się na zacieśnianiu szkolnych więzów. W dawnej szkole uchodził za mniej lekceważącego. Świecił przykładem dla kolegów. Dawniej jednak... cóż, wszystko było inne. Teraz, jakby, obowiązków uczył się od nowa. Małymi kroczkami. Najpierw chciał zarazić swoją pasją uczestników koła, do którego jako przewodniczący zgłosił się sam. Czuł niejaką ekscytację, może nie pełnieniem roli przewodnika grupy, a samymi planami na dziś dzień. Kiedy usłyszał od profesorów, jaką sprawą mogą się zająć... cóż. Czekał na to spotkanie cały dzień. Liczył minuty, kiedy będzie się mógł podzielić się planami na dziś z innymi. Wyjątkowo, jak na siebie, zjawił się nawet wcześniej. Pomimo, ze siadł na schodach, totalnie obojętny, totalnie niewzruszony, wewnątrz wrzał, bo już wiedział, co ich dzisiaj czeka.
Zdążyła zrobić wszystko co było jej potrzebne na dziś, nawet odrobić lekcje za Anfima, nie mówiąc już o popołudniowej przebieżce skrajem lasu, a i tak miała mnóstwo czasu do spotkania koła fanów fauny. Zapisała się jako członek względnie niedawno, głównie dlatego, że niespecjalnie czuła się zdolna do członkostwa w czymkolwiek tego typu. Raz zajrzała do klubu dzielnych dysputantów przez uchylone drzwi sali, dlatego oczywiście, że profesor Shercliffe był prowadzącym zajęcia, ale rozbolała ją głowa od ilości i prędkości wypowiadanych słów co ją zraziło do uczestnictwa w czymkolwiek związanym z zajęciami pozalekcyjnymi. Kiedy chodziło o zwierzęta było w jej przypadku trochę inaczej. Uważała je za piękny element otaczającego ją świata, szczególnie te magiczne, uznawała jednak ich niższość pod ludźmi i choć rzecz jasna do każdej istoty żywej należy podchodzić z szacunkiem to zwierze powinno znać swoje miejsce. Ojciec uczył ją wiele lat, że pozwolenie jarchukowi na choć jednokrotne wyczucie wyższości, bądź choćby cienia równości między nim a czarodziejem mogło prowadzić do śmierci tego drugiego. Wychowana w takiej wierze nie mogła znikąd wziąć innych wniosków. Zeszła na dół z dormitoriów gryfonów, by w szkolnej kuchni poprosić pięknie przesympatyczne skrzaty o jabłko, czy dwa i stawiła się na spotkaniu koła w sali wejściowej, ciekawa czym będą się zajmować. Po ćwiczeniach zawsze robiła się głodna, więc żeby nikogo nie denerwować stanęła gdzieś z boku i w spokoju jadła swoje jabłko. W torbie miała drugie, rzecz jasna na potem, bo kto jak kto ale Islandzki ślizgon wyglądał na kogoś, kto im zapewni kolejną kupę ćwiczeń. A brzuszek domaga się kalorii!
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Była świeżym nabytkiem koła Fauniarzy, ale i tak z miejsca zdecydowała się na uczestnictwo w wyznaczonych przez jego lidera zajęciach. Jak się okazało, był nim Ragnarok, co początkowo ostudziło jej zapał, jednak uznała, że wystarczy założenie, aby nie być z nim w grupie i wszystko powinno się pięknie udać. Nie miała pojęcia, co Ślizgon planował, ale wychodziło na to, że, jak to zwykle u ONMS-owych świrów, chodziło o wyjście na zewnątrz. Akurat na to była gotowa, bo miała na sobie tyle warstw, że, póki byli wewnątrz szkolnych murów, pod szalikiem powoli robiło jej się za ciepło i postanowiła nieco odwinąć go z szyi. Póki co nie było zbyt licznie, do czego przyzwyczaiło ją wcześniejsze spotkanie runiarzy. Tam też początkowo osób było dwie, aby potem poszerzyć uczestników do sześciu sztuk. Davies postanowiła stanąć pod ścianą i wyczekiwać rozpoczęcia, bo nie zostało zbyt wiele czasu. Machnęła ręką do Albiny i skinęła na Gunnara, w myślach nadając mu przydomek Gumochłonssona, choć nie miała zamiaru dzielić się tą mądrością z resztą świata.
Madeleine Ford
Wiek : 24
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : brunetka,migdałowo-orzechowe oczy,piegi które dodają uroku,specyficzny prawostronny uśmiech,mały niebieski kolczyk w wardze po lewej stronie.
Dzisiejszy dzień dla Gryfonki zaczął się od spotkania kółka Fauny,po drodze zajrzała do Wielkiej Sali i zabrała do torby kilka ciasteczek i jabłko. Poprzez boleści głowy, nie mogła wygramolić się z łóżka dość długo. Ruszyła jednak na wyznaczone miejsce spotkania nie do końca nawet dosuszając włosy. Trudno mieć czas, jeśli cały ranek leży się w łóżku. Nie śpiesznym krokiem, wiedząc, że jest już nie źle spóźniona, doszła wreszcie, gdzie zobaczyła zebranych a niby tyle się na to kółko zapisało a tak mało nas. Podeszła więc do nich z lekkim uśmiechem.
Matthew C. Gallagher
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 178
C. szczególne : zawadiacki uśmiech, podczas którego jego prawa brew zawsze unosi się nieco wyżej niż lewa; dołeczki w policzkach
Słyszał już plotki o tym, że młody Ragnarsson przejął pieczę nad kółkiem fanów fauny, zastępując w ten sposób Lottę Hudson. Nie mógłby więc sobie darować spotkania z nowym przewodniczącym, szczególnie że naprawdę ciekawiło go jakie podejście do tematu zaprezentuje jego kolega z domu. Nie był pewien, co będą robili, więc na wszelki wypadek ubrał się ciepło i wybrał ciuchy, których nie będzie mu szkoda, w razie gdyby je gdzieś przybrudził. Następnie udał się do sali wejściowej, gdzie mieli zebrać się wszyscy członkowie koła. Celowo wyszedł przed czasem, ale gdy dojrzał Gunnara w towarzystwie trzech Gryfonek musiał przyznać, że spodziewał się znacznie większej frekwencji. No nic, może jeszcze ktoś dotrze? Nie ukrywał przy tym, że liczył przede wszystkim na aktywność ze strony przedstawicieli Slytherinu. - Siema. – Przywitał się ze wszystkimi, chociaż głównie spoglądał w kierunku ślizgońskiego kumpla, jakby z jego twarzy próbował wyczytać, co ten przygotował. Nie posiadł jednak zdolności legilimencji, więc takie gdybanie mijało się tak naprawdę z celem. Zastanawiał się więc, czy nie zapytać, ale ostatecznie oparł się tylko o ścianę i w milczeniu obserwował rozwój sytuacji. Stwierdził, że pewnie jego kumpel z instrukcjami i tak poczeka do umówionej godziny, żeby nie tłumaczyć wszystkiego od nowa każdemu z osobna. Przynajmniej on sam tak by właśnie zrobił.
Melusine O. Pennifold
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 169
C. szczególne : turban na głowie z magicznymi wzorami, piegi na twarzy, płynne ruchy, zwiewne ubrania;
Nie jestem aż tak dobra w magicznych zwierzętach jak w roślinach, ale ponieważ poniekąd szło to w parze, bardzo często byłam niezła w te klocki. Dlatego z wielką przyjemnością idę na spotkanie kółka. Nie mam pojęcia co będziemy robić. Patrząc na nowego przewodniczącego zakładam, że będzie coś pradawnego i nordyckiego. Nie zdziwię się jeśli dzisiejszą noc spędzimy w szałasie leśnym, zamarzając na śmierć i próbując upolować mantykorę. Mimo tego, że spodziewam się takich rzeczy, wcale ubieram się tak, aby ułatwić sobie zadanie. Długa brązowa spódnica, ciepły golf, na to jak zwykle mój butelkowozielony płaszcz. Mogę tylko mieć nadzieję, że nie będę musiała wchodzić dziś znów po drzewach. A nawet jeśli, to mam na sobie ciemne rajstopy, więc niewiele by ktoś zobaczył. No i oczywiście turban! Dziś po moim ciemnopomarańczowym nakryciu głowy, przechadzają się od czasu do czasu koty, większość jednak śpi na materiale, nie poruszając się zbyt wiele. Zbiegam zgrabnie po schodach, szybko trafiając na spotkanie koła. Chyba po raz pierwszy było więcej Gryfonów, czy raczej Gryfonek niż Ślizgonów, którzy liczebnie wszystkich pokonywali. - Hej - mówię do milczącego ogółu, stając sobie na schodach, opierając się o balustradę. Zerkam na przewodniczącego koła i uśmiecham się lekko na przywitanie, delikatnie też macham dłonią. Po tym mniej lub bardziej zręcznym przywitaniu, równie rozrywkowo co reszta obecnych, przechodzę do gapienia się w przestrzeń w oczekiwaniu na początek zajęć.
Lazar Grigoryev
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 182cm
C. szczególne : Tatuaże, kolczyk w języku, przekłute uszy, silny rosyjski akcent
Na kółka zainteresowań zwrócił uwagę dopiero jakiś czas temu i po przejrzeniu co oferują uczniom, udało mu się wybrać kilka takich, które wydały mu się ciekawe. Na pierwszym miejscu było koło faunów fauny – zwrócił na nie uwagę w pierwszej kolejności i kiedy tylko je zobaczył, postanowił się zapisać. Wiązał ze zwierzętami swoją przyszłość. Chciał dowiedzieć się o nich jak najwięcej, poznać wszystkie ich zwyczaje, by po szkole móc zająć się ich chwytaniem. To był zaledwie nieśmiały plan, ale wyobrażał sobie, że nieźle odnalazłby się w handlowaniu pozyskanymi z nich składnikami. Prawdopodobnie nie był to akt miłości wobec przyrody, w każdym razie w oczach większości, ale, cóż, nie przeszkadzało mu to. Uważał, że może jednocześnie kochać coś i na tym zarabiać, i w swojej głowie potrafił ułożyć wszystko w taki sposób, by zupełnie wyzbyć się moralnych dylematów. W Sali Wejściowej pojawił się ubrany w ciemnozieloną, rozpiętą parkę, na nogach miał zaś glany, które były jego ulubionym obuwiem na chłodne pory roku; nosiły ślady częstego użytkowania, choć starał się o nie dbać. — Ahoj — rzucił w eter kiedy pojawił się w pomieszczeniu, widząc kilka bardziej i kilka mniej znajomych twarzy. Zawiesił wzrok na @Matthew C. Gallagher, ale ostatecznie zatrzymał się przy @Melusine O. Pennifold, która swoim wyglądem intrygowała go już od dłuższego czasu. — Marznie Ci głowa? — zagadnął do dziewczyny, wpatrując się wpierw w jej turban, a potem przenosząc wzrok niżej, na jej twarz. Wsunął dłonie do kieszeni kurtki, czekając na odpowiedź.
Chociaż zdecydowanie wolał flore niż faunę, to zdecydował się zapisać również do tego kółka. Praca ze zwierzętami była ciekawa, zupełnie inna niż ta w towarzystwie roślin, ale i tutaj chciał nabrać jakiegoś doświadczenia. Zwłaszcza, że to mogło być całkiem przydatne. Był ciekawy co właściwie dzieje się na takim kółku, które chyba miało odbiegać trochę od zwykłej lekcji. Z drugiej strony nie było nauczyciela, więc pewnie to musiało być coś ostrożniejszego niż normalnie. Dotarł na miejsce punktualnie i zauważył, że sporo osób już czeka. Nie sądził, że to będzie cieszyło się takim powodzeniem. Najwidoczniej nie tylko on uznał te spotkania za interesujące, bo wątpił, żeby byle co wyciągnęło tylu uczniów na zajęcia dodatkowe. Przywitał się ze wszystkimi krótko i szybko przystanął przy znajomej @Albina Abrasimova. - Smacznego - uśmiechnęła się, widząc że wcina sobie w najlepsze jabłko. Może faktycznie trzeba było zabrać prowiant, kto wie ile to spotkanie miało potrwać.
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
W zasadzie sama nie wiedziała co ją podkusiło, żeby zapisać się do Koła Fanów Fauny. Znaczy akurat zwierzęta jakoś lubiła, ale nie była asem z ONMS ani wielkim entuzjastą, który posiada jakąś naprawdę ogromną wiedzę w tej dziedzinie. Ot po prostu na zwierzątka ładnie się patrzyło czy coś w tym stylu. Niemniej jednak postanowiła, że dołączy do owych miłośników przyrody i może coś wyniesie z tego spotkania i będzie to jakaś wiedza odnośnie magicznych stworzeń. Lub tych w sumie i niemagicznych, bo wszystkie zasługują na uwagę i tak dalej. Nie tracąc więcej czasu zwlekła się z łóżka w dormitorium i odłożyła na bok czytaną obecnie książkę, którą znalazła gdzieś w bibliotece. Najgorszy był jednak fakt, że musiała się znowu zwlec z najwyższej komnaty w najwyższej wieży i znowu dreptać na parter. Po raz kolejny zastanawiała się czemu Ruchome Schody nie są ruchome w tym sensie, że byłyby w stanie zabrać danego ucznia z jednego punktu do drugiego bez potrzeby schodzenia z piętra na piętro i tak kilka razy. Skaranie boskie po prostu. W końcu jednak udało jej się dotrzeć do sali wejściowej, gdzie zebrała się już grupka owych fanów fauny, oczekując na rozpoczęcie się spotkania. Przywitała się krótko ze wszystkimi obecnymi i stanęła gdzieś z boku, co by nie przeszkadzać w toczących się już rozmowach i mieć lepszy widok na całą salę.
Bridget Hudson
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167cm
C. szczególne : nieodparty urok osobisty, łabędzia szyja
Bridget nie miała czasu na kolejne koła zainteresowań - w zeszłym roku angażowała się w nie znacznie bardziej, lecz w tym czuła już pewnego rodzaju wypalenie. Próbowała dodatkowo ciągnąć działalność Radosnych Runiarzy, lecz pik ich popularności przypadł chyba na maj i należało jeszcze długo poczekać, aż sztuka rozszyfrowywania antycznych alfabetów znów będzie na topie zainteresowań uczniów. Poza tym była ciekawa, czym będzie się zajmowało koło pod okiem Gunnara. Wcześniej przewodniczącą była jej starsza siostra, lecz wraz z jej odejściem ze szkoły rolę tę przejął Ślizgon, którego Bridget niespecjalnie dobrze znała. A chyba powinna to zmienić, wszak nie tylko dostał on odznakę prefekta, lecz także zaszczycił swoją obecnością jej kółko! Zjawiła się w sali wejściowej punktualnie, dosłownie z ostatnim przeskokiem wskazówki na tarczy jej zegarka postawiła stopę na posadzce parterowego piętra. Omiotła spojrzeniem zebrane osoby i rzuciła kilka niezobowiązujących "cześć" w stronę znajomych twarzy, lecz nie miała pojęcia do kogo mogła zagadać. Stanęła więc nieopodal @Violetta Strauss, a wzrok skupiła na Gunnarze, wyczekując początku spotkania, które już zaraz miało się wydarzyć.
Bruno O. Tarly
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183,5
C. szczególne : mocno zarysowane kości policzkowe, baran na głowie, typowo brytyjski akcent
Koła zainteresowań i zajęcia pozalekcyjne nie były wytworem, który szczególnie pasował do Bruna. Poza dwoma wyjątkami: Kółkiem Kulturalnych Kucharzy oraz Kołem Fanów Fauny. Cóż, akurat swoje pasje lubił rozwijać. I miał do tego cierpliwość, a nawet zapał. Gdy ogłoszono spotkanie Fanów Fauny w Sali Wejściowej - nie wahał się ani przez chwilę. Musiał tam być, a i bardzo chciał. Oprócz ciekawych tematów, do przyjścia skłoniło go też doborowe towarzystwo, wręcz hogwarcka śmietanka! Dotarł na spotkanie na styk. Dla niego to już był wyczyn, przecież zazwyczaj się na wszystko spóźniał. Może byłby wcześniej, gdyby nie fakt, że wybrał się na jesienny spacer wzdłuż jeziora. Czasem tak miał, że lubił snuć się samotnie i podziwiać widoki, wsłuchiwać się w śpiew ptaków i rechotanie żab. Słota, mgła i zimne podmuchy wiatru nie należały do jego ulubionych elementów listopadowego krajobrazu, ale... potrzebował pobyć sam ze sobą, wyciszyć się nieco. Tak, nawet on ma czasem melancholijny nastrój! Wparował do sali nieco zmarznięty, ale z uśmiechem na ustach. Rozejrzał się po zebranych i pomachał im wesoło. - Cześć wszystkim! - zawołał. Zerknął na przewodniczącego @Gunnar Ragnarsson, który siedział nonszalancko na schodach. Miał ochotę zrobić to samo, nogi mu wchodziły trochę w rzyć od tego długiego spaceru. Ile zrobił kilometrów? Chyba za dużo... Mimo wszystko nie pokusił się o to, a w zamian stanął przy ścianie, nieco na uboczu. Oparł się o chłodne mury i zmierzwił ręką wilgotne od lekkiej mżawki włosy.
Uśmiechnęła się na widok prefekt Gryfindoru, @Morgan A. Davies i uniosła lekko rękę z jabłkiem by się trochę przywitać. Stała oddalona od niej i choć Abrasimova uczyła się dzielnie zwyczajów angielskiej młodzieży tyle pamiętała jeszcze ze swoich własnych towarzyskich spotkań. Jak ktoś nie podchodzi to nie ma co go zaczepiać. Nie to, by na co dzień ochoczo stosowała tę praktyki, generalnie jakby miała coś ważnego (bądź nie) do przekazania Morgan zaraz by ją napadła, ale wiadomo, jabłko. Posiłek rzecz święta i dopóki nie będzie całe w Albinkowym brzuszku nie ma opcji, żeby się rozproszyła kogokolwiek zaczepiać. Obserwowała zbliżających się na spotkanie uczniów decydując przyspieszyć konsumpcję, bo jak to tak, zaraz wszyscy się zejdą a ona skupiona na ciumkaniu jabłka nie będzie mogła się nawet z nikogo śmiać, ani z nikim pozaczepiać? Na całe szczęście skończyła przed przybyciem @Asphodel Larch, a trzeba pamiętać, że była barbarzyńcą, który zjadał jabłka razem z ich środkiem, nie pozostawiając ani ogryzka, ani pestek, ani nawet ogonków jeśli takowe były. Nikt, nawet jej świętej pamięci matka nie umiała jej tego oduczyć, nawet podając jabłka krojone i wydrążone, nawet bez skórki. Albina wciągała całe, nie pozostawiając po ich istnieniu nawet najmniejszego śladu, poza kwaśnym smakiem w ustach. Choć może ten smak pojawił się na wspomnienie matki..? - Abel! - uśmiechnęła się entuzjastycznie- Spasibo, ty choczesz? Mam drugie. - klepnęła torbę, jakby był głodny to wiadomo, Abrasimova zawsze nosiła przy sobie jakieś jedzenie. WIększe czy mniejsze przekąski, wiadomo jak już było powiedziane - posiłki rzecz święta - i mrugnęła do niego. - Kak ty dumaju, my budziem łowić zwierzątki? - zapytała konspiracyjnym szeptem, zerkając z ukosa na @Gunnar Ragnarsson. Wyglądał na takiego, co gołymi łapami dusi niedźwiedzie.