Innymi słowy miejsce, gdzie poltergeist postanowił kiedyś zademonstrować swoje umiejętności i ukraść z pokoju nauczycielskiego... sofę. Nie dość, że ją zwędził to przykleił do podłoża na Trwałego Przylepca. Jest całkiem wygodna i położona nieopodal Zakazanego Lasu.
______________________
Autor
Wiadomość
The author of this message was banned from the forum - See the message
Przybył na miejsce jako jedna z pierwszych osób. Szedł pewnym krokiem, wyprostowany, z rękami wsadzonymi do kieszeni kurtki. Ruszał głową w różnych kierunkach, obserwując otaczający teren. Twarz wyrażała mieszankę zainteresowania i zdziwienia. Zapewne zastanawiał się co będą robili w takim miejscu. Ostatecznie jego wzrok zawędrował na sofę i wyłożony na niej sprzęt. Zmrużył oczy i zatrzymał się kilka kroków od profesora. -Dzień dobry, panie profesorze. Przywitał się, na moment przenosząc uwagę na twarz mężczyzny i obdarzając go uśmiechem. Gdy ponownie obserwował sprzęt wyciągnął lewą rękę z kieszeni i podrapał się po brodzie. Postanowił podzielić się ze swoimi wcześniejszymi rozmyślaniami. -Dość nietypowe miejsce, panie profesorze. Nie jest tu trochę za dużo drzew do latania?
Po ostatnich zajęciach z latania miała nieco dość. Od dawna wiedziała, że nie nadaje się na pałkarza, że to nie jest zabawa dla niej, ale mimo wszystko próbowała, tak jak tego od niej oczekiwano. Miała cichą nadzieję, że dzisiaj znowu nie oberwie, bo to byłoby już co najmniej beznadziejne i nie czułaby się zapewne zbyt komfortowo, gdyby dostała prosto w twarz albo znowu zaczęła wymiotować, jak jej się już nie raz i nie dwa zdarzało. Mimo wszystko szła dość chętnie na te zajęcia, odpowiednio ubrana, z odznaką prefekta wpiętą w strój do qudditcha i goglami kołyszącymi się na szyi, gdyż lubiła zajęcia prowadzone przez profesora Walsha. Przynajmniej na nich nie musiała rozpaczliwie walczyć o życie, jednocześnie starając się nie pozabijać wszystkich wokoło. - Dzień dobry, profesorze - odezwała się, gdy przybyła już na miejsce i uśmiechnęła się lekko, po czym stanęła gdzieś z boku, nie zamierzając rzucać się w oczy, ani brać udziału w żadnych niedorzecznościach. Po prostu spokojnie zamierzała oczekiwać na rozpoczęcie zajęć, a w razie konieczności, reagować, bo nie zamierzała pozwalać na żadne niepotrzebne nikomu szaleństwa.
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Informacja o lekcji u Walsha, była dla młodej Krukonki miodem na jej serce. Pachnącego cynamonem nauczyciela nie było w szkole przez pewien czas, a treningi pod jego okiem stanowiły ciekawą i niezbędną odmianę od zamordyzmu stosowanego przez Limiera czy Avgusta. Zdziwiło ją nieco miejsce spotkania, czyli miejsce psot, ale z drugiej strony był pierwszy kwietnia, więc po mężczyźnie można się było spodziewać wszystkiego, a szczególnie czegoś nietuzinkowego. Zmierzając w kierunku Zakazanego Lasu, humor jej dopisywał. Bo jak miało być inaczej? Pogoda była przystępna, w powietrzu czuć było wiosnę, czerwona miotła przyjemnie pachniała ulubioną pastą miotlarską, nie dokuczały jej żadne kontuzje ani dolegliwości, kofeina wesoło krążyła jej w żyłach, a do tego podjęła odważną decyzję, by zacząć pracę nad swoją pierwszą miotłą, co dodatkowo rozbudzało jej zamiłowanie do sportu. Gdy dotarła na miejsce, okazało się, że nie była pierwsza, choć do zajęć było jeszcze trochę czasu. Skinięciem głowy przywitała się z nauczycielem, po czym stanęła przy jednym z drzew i zaczęła się dokładnie rozciągać i rozgrzewać. Po kilku minutach wygibasów, kiedy poczuła, że już nie jest tak bardzo „zastana”, wskoczyła na miotłę i zorganizowała sobie szybki przelot między drzewami, aby poprawić przed treningiem refleks i koncentrację. Bez tego łatwo było oberwać gałęzią w twarz albo dać się wyrwać z siodełka. Wróciła na miejsce po kilku minutach, zziajana, podekscytowana lotem, gotowa do zajęć.
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Christopher nie zamierzał przeszkadzać. Nie zamierzał wtrącać się w zajęcia, w końcu doskonale wiedział, jak męczące mogło to być i do czego to prowadziło, ale skoro uczniowie dopiero się schodzili, doszedł do wniosku, że nie stanie się nic wielkiego, jeśli na chwilę przerwie swój obchód i przekona się, co się właściwie dzieje. Uśmiechnął się lekko pod nosem, kiedy tylko dostrzegł Josha, ale pozostał pomiędzy drzewami, dochodząc do wniosku, że skoro już mieli pierwszego kwietnia, nawet on mógł stroić sobie żarty. Wsparł się o pień jednego z pobliskich buków, by wyciągnąć różdżkę ukrytą przy pasku, po czym rzucił na Walsha niewerbalne herbifors z rozbawieniem obserwując, jak jego włosy powoli przemieniają się w prawdziwy gąszcz niezapominajek, opadając na jego czoło, uszy i kark, skręcając się nieco smutno, jakby czegoś im brakowało. Ciekaw był, w którym momencie mężczyzna zorientuje się, co się właściwie stało, nie wspominając o tym, czy zgadnie, kto właściwie postanowił stworzyć mu taką piękną łąkę na głowie. W myślach Chrisa niezapominajki zaczęły jednak urastać do pewnego rodzaju symbolu, od którego nie zamierzał się opędzać, więc podejrzewał, że kiedy tylko Walsh zda sobie sprawę z tego, co się dzieje, będzie wiedział, kogo szukać pośród drzew.
Przyszedł nowy miesiąc, więc Julius z nowym zapasem energii postanowił wybrać się na lekcje z gier miotlarskich prowadzonych przez profesora Walsha, do którego niedawno wysłał, swoim skromnym zdaniem, nie taką złą pracę domową na zadany temat. Liczył, że pomimo tego, że dzisiaj jest pierwszy kwietnia, dzień figlów i innych dowcipów, na zajęciach nie przydarzy mu się żaden psikus, który mógłby skutkować kontuzją i wykluczeniem z najbliższych treningów krukońskich. Dalej pracował nad tym by być w jak najlepszej formie przed zbliżającym się meczem z Gryffindorem, na którym chciał wypaść jak najlepiej.
Elijah J. Swansea
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : znamię na karku odporne na metamorfo; okulary do czytania, na szyi drewniana zawieszka w kształcie aparatu fotograficznego. Na prawym przedramieniu rozległa blizna ukrywana metamorfomagią i ubraniami
Choć z reguły nie przerażała go dorosłość, teraz czuł jakieś dziwaczne, nieprzyjemne drapanie w gardle i ucisk w piersi na samą myśl, że przyjdzie mu opuścić Hogwart. To odczucie budziło w nim potrzebę szczeniackich zachowań, powrót do dawnych czasów, w których nie musiał przejmować się ukończeniem szkoły. Napisał więc do Morgan, a potem poszedł prosto w miejsce, w którym miała odbyć się lekcja, zupełnie olewając opcję pójścia po dziewczynę pod drzwi pokoju wspólnego – jak dzieciak przerażony, że zgubi się w ogromnym zamku. Czekał na nią z niecierpliwością, wyczekiwał i wyglądał; byli w końcu umówieni na randkę i to nie byle jaką, bo na lekcji Walsha. Właśnie, nauczyciel. Choć przywitał się tuż po przyjściu na dumnie brzmiące miejsce psot, dopiero teraz zwrócił na niego większą uwagę. Rozparty na kanapie, aż prosił się o prima aprilisowy żart... z prima aprilis było zaś Swansea po drodze, zważywszy na towarzyszący mu dziś dziwaczny nastrój. Dyskretnie wysunął różdżkę z kieszeni i zwrócił ją ku profesorowi, używając niewerbalnego exemplar, w zamierzeniu chcąc sprawić, by na odzieniu okrywającym plecy profesora pojawiły się kwiaty w intensywnych kolorach fuksji, żarówiastej żółci, neonowej zieleni i kobaltu przeplatanego błękitem.
Przyszła na miejsce spotkania trzymając w ręku szkolną miotle. Przywitała się z profesorem standardowym pozdrowieniem, po chwili przenosząc swój wzrok na sofę i przyglądając co się na niej znajduje. Ciekawe to były przedmioty. Ciekawe również były numery, które niektórzy uczniowie próbowali wywinąć profesorowi. Ciekawa skutków i kwestii ich powodzenia, dziewczyna zajęła dobry punkt obserwacyjny i poczęła z zainteresowaniem przyglądać się temu wszystkiemu.
Mulan Huang
Wiek : 21
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : niewielki tatuaż z przodu lewego barku, zmieniający kolor poruszający się tatuaż chińskiego smoka na niemal całe plecy, runa jera na lewym boku na wysokości żeber, ślad po zaklęciu Agere na prawym przedramieniu, często zmienia kolor włosów oraz korzysta z magicznych i barwiących soczewek
Lekcja miotlarstwa zdecydowanie brzmiała jak coś dla takiej nawet w zasadzie nadaktywnej osoby jaką stanowiła Huang. Nic też dziwnego, że co prawda z wypożyczonym szkolnym sprzętem, ale zjawiła się w wyznaczonym wcześniej miejscu psot w nowym, zajebiaszczo czerwonym dresiku z podobizną gryfa na plecach. W końcu trzeba jakoś prezentować swój dom. Poprawiła jeszcze związane w wysoką kitkę rozjaśnione jakimś czas temu do blondu włosy, starając się trzymać cudzesowego Nimbusa pod pachą, a następnie spojrzała na czekającego na zbiorowisko uczniów Walsha. Widziała jak niektórzy postanowili spłatać mu jakieś psikusy i w sumie nie byłaby sobą, gdyby do nich nie dołączyła. Ostrożnie sięgnęła ku spoczywającej w kieszeni spodni różdżki, którą wyciągnęła na tyle, by rzucić niewerbalnie na profesora proste Anteoculatia. Miała nadzieję, że zrobiła to na tyle sprytnie, że ten niczego nie zauważy.
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Nigdy nie potrzebowała specjalnych zaproszeń do pojawienia się na lekcji miotlarstwa. Zajęcia u Walsha były przy tym dodatkową atrakcją, bo zazwyczaj niosły ze sobą jeszcze elementy przyjaznej rywalizacji, czy relaksujących zadań. Nie mówiąc już o tym, że połowa prowadzonych przez Josha wydarzeń rzeczywiście mogła zostać uznana za rodzaj randki, jeżeli pojawiło się na nich z odpowiednią osobą i w stosownym nastroju. - Łapy w górę. - szepnęła zza pleców skupionego na czarowaniu Krukona, dźgając go końcem różdżki w prawą łopatkę. Czy była na tyle bezszelestna, by nie usłyszał jej kroków? A może już wcześniej wyczekiwał na zaczepkę? Niezależnie od wykonania polecenia, obeszła kapitana niebieskich, by stanąć już na wprost niego, nadal celując w niego świerkiem i przyglądając mu się w poszukiwaniu ludzkich odruchów i ewentualnych podpowiedzi, jak mógł się czuć. A przecież ostatnio nie miał specjalnie lekko - nie tylko ze względu na polityczną sytuację w kraju. Czy może raczej - akurat ona była teraz raczej jednym z najmniejszych jego zmartwień. - Co zrobimy jak już Josh nie będzie mógł nam ustalać randek? - świadomość, że Swansea zabrakłoby w szkole trochę ją przerażała. Nawet, jeżeli na studiach już nie miał obowiązku pojawiać się na zbyt wielu lekcjach, a w zamku przebywał po tych dziesięciu latach właściwie już tak rzadko i krótko, jak tylko pozwalał mu plan zajęć. I rozumiała to. Być może wręcz od lat już czuł, że jego miejsce znajdowało się zgoła gdzie indziej - poza murami Hogwartu. Jeszcze nie potrafiła podzielać takich przekonań. Ale z randkami... najwyraźniej nadeszła pora, aby trochę się w tym temacie usamodzielnić. - Dzień dobry! - odwróciła się w końcu do profesora i z wymalowanym na twarzy entuzjazmem pomachała Walshowi na powitanie. Zawdzięczała mu wiele radosnych wspomnień i był świetną osobą, a przy tym wyrozumiałym nauczycielem. Nie potrafiłaby go nie lubić, nawet jeśli czasem sędziował i kończył mecze, w których ogłaszał, że Gryffindor przegrał z kretesem.
Lubiła prima aprilis nawet jeśli to ona częściej padała ofiarą żartów niż je płatała - ale to tylko dlatego, że z roztargnienia nierzadko po prostu zapominała o tym szczególnym dniu, a wrodzona naiwność i wiara w dobre intencje napotykanych ludzi zwyczajnie były jej gwoździem do trumny. Tym razem jednak pamiętała. A i nazwa miejsca zbiórki zobowiązywała! Starała się być subtelna, chociaż rozpierał ją entuzjazm; nie od razu po przywitaniu się przeszła do psikusa i dopiero po chwili, w swoim przekonaniu dyskretnie, wyciągnęła różdżkę, by rzucić na nauczyciela miotlarstwa proste zaklęcie Concino. Miała nadzieję, że wszystko dobrze pójdzie i już za chwilę Profesor Walsh śpiewająco zacznie przedstawiać zasady zajęć, przy okazji zdradzając swoje muzyczne preferencje - bardziej lub mniej zawstydzające. Nie pomyślała przy tym, jak łatwo będzie wyśledzić osobę, która na taki pomysł wpadła. W końcu miotlarstwo oraz aspekt artystyczny jawnie wskazywał na jakieś Swansea... Na szczęście poza nią był tu także Elijah. Billie machnęła do niego wesoło i choć miała ochotę podejść, powstrzymała się, dostrzegając u jego boku kapitan Gryffindoru - którą także pozdrowiła, jeśli akurat Moe zerknęła w tym kierunku, może tylko trochę mniej żywo. Billie westchnęła, nie rozglądając się dalej, a przestępując z nogi na nogę w oczekiwaniu na rozpoczęcie się lekcji.
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Udział w lekcji Josha był po prostu obowiązkowy. Po pierwsze chodziło o miotlarstwo, a po drugie to był jej drugi ojciec zaraz po Voralbergu. Dlatego z nową miotłą, do której wciąż jeszcze nie przywykła chociaż czuła się na niej już coraz lepiej. Po prostu nie wyczuła jeszcze jej odpowiednio przez co nie wszystkie manewry wychodziły jej dokładnie tak jak tego chciała lub nie przychodziły jej z odpowiednią łatwością. Po przybyciu na miejsce uznała, że chyba warto byłoby pójść w ślady innych osób, które wydawały się wziąć na cel biednego Josha, w którego co chwila ktoś celował różdżką. Trochę zrobiło jej się go żal. Ale tylko trochę. Nie na tyle, by samej powstrzymać się od sięgnięcia po różdżkę i rzucenia na niego zaklęcia Vincula, aby przemienić jego wierzchnią garderobę w istny kaftan bezpieczeństwa.
Joshua Walsh
Wiek : 37
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : runa algiz za lewym uchem, obrączka z bladoróżowej muszli, bransoletki na lewym nadgarstku
Witał się z każdym, kto tylko pojawiał się na miejscu, nie przejmując się ich powątpiewającymi spojrzeniami. - Na dzisiejsze zajęcia macie wystarczająco miejsca, panie Kerganton - odpowiedział pierwszemu z przybyłych (@Tristan Kerganton), nie czując się ani odrobinę zrażony. Kto bywał częściej na lekcjach prowadzonych przez Walsha, ten wiedział, że nie były one tradycyjne. Stawiał na dobrą zabawę, coś niecodziennego od morderczego treningu, choć i tak można było czasem złamać u niego rękę, albo nos. Miał nadzieję, że nie dojdzie tego dnia do czegoś podobnego, choć nigdy nie można było być niczego pewnym. Zastanawiał się, czy ktokolwiek postanowi spróbować swoich sił i wykręcić mu jakiś numer. Nie musiał długo czekać, bo po chwili poczuł, że coś się zmienia z jego włosami. Kiedy tylko dostrzegł, że zostały transmutowane na niezapominajki wybuchnął ciepłym śmiechem, odnajdując spojrzeniem między drzewami @Christopher O'Connor. Posłał mu ciepły uśmiech, gestem pokazując, że się na nim odegra, ale nie przywrócił włosów do normalnego wyglądu, zamiast tego przesuwając po kwiatach ostrożnie palcami. Niezapominajki. Tak, zdecydowanie zaczynały stawać się symbolem dla ich dwójki. Nie zdołał jeszcze dojść do siebie, gdy odkrył, że ubiór zaczyna mieć w kwiaty, a ten niewiele później zmienił się w kaftan bezpieczeństwa. Kolejna fala śmiechu wstrząsnęła mężczyzną, gdy potoczył spojrzeniem po zebranych, bezgłośnie mówiąc, aby to ostatnie z niego odczarowano. Kiedy tak się stało, sięgnął po przyniesione ze sobą rzeczy - ogromny balon, który w jednej chwili zaczął się wznosić. Przywiązał go szybko do tyczki, którą wbił w ziemię. Zwisał z niej jeszcze jeden sznur, który przywiązał do własnego Nimbusa, nakazując miotle zawisnąć w powietrzu obok niego. - Dziś zagramy w nieco zmienioną wersję dawnej gry - Stichstok - zaśpiewał, urywając. Jego spojrzenie śmiało się, gdy spoglądał to na @Billie J. Swansea to na @Elijah J. Swansea. Sięgnął po różdżkę, aby wycofać to zaklęcie i móc kontynuować zajęcia. - W pierwotnej grze atakowano zaklęciami. Wy będziecie ćwiczyć rzuty kaflem do celu, w tym przypadku balon, a ja będę go bronił. Do ataku przystępujecie w parach, atakując naprzemiennie. Proste, prawda? - pokrótce wyjaśnił, wskakując na miotłę i wznosząc się nieco wyżej. Lina nie pozwalała mu na zbyt dalekie odlecenie od balona, który wisiał dumnie nad nim. - Balon zaczarował dla nas profesor Voralberg, więc z pewnością będzie odtwarzał się po każdym przebiciu. Wysyłając mu podziękowania za ciekawą lekcję, przekażcie ode mnie cynamonki - rzucił jeszcze, wyraźnie niezbyt poważnie, po czym skinął im lekko głową, rzucając kafel do pierwszej pary.
Etap I - Stichstock w błyszczącej, zmienionej wersji
Każdy z was ma DWA podejścia do przebicia balona, który w razie waszego powodzenia, odtwarza się sam, na nowo napełniony złotym brokatem (podziękowania dla profesora @Alexander D. Voralberg, który po stworzeniu balona kaszlał brokatem trzy dni). Obydwa ataki piszemy w jednym poście. Zbieracie punkty odpowiednio dla domów, a zwycięzcy dostaną więcej punktów na koniec lekcji!
Kostki ATAKUJACY: K100 na siłę ataku. 0-20% - to chyba żart, tak rzuca dziecko. Niezależnie od wyniku k6, kafel nie dociera do balonu. 21-50% - poprawny rzut, idealny na ćwiczenia z pierwszoroczniakami a nie na atak na profesora. Niezależnie od wyniku k6, profesor łapie kafla. 51-80% - dobrze rzucony, tak jak należy. Masz +1 do k6 81%-100% - brawo, tak rzucony kafel może stracić kogoś z miotły! Wynik k6 nie jest niższy niż 4 (czyli jak rzucisz 3 to uznajemy, że masz 4).
K6 na celność 1 - pudło. Poważnie? Przyłóż się bardziej! 2 - balon został draśnięty, ale nie o to chodziło. 3 - prawie udało się wam zwieść profesora, ale łapie kafla w ostatniej chwili. 4 - dobrze rzucone, profesor drasnął kafla palcami, zmieniając nieco jego tor. Balon nie pękł, ale wyraźnie się zachwiał 5, 6 - trafiasz idealnie w balon, a na profesora rozsypuje się złoty brokat, którego z pewnością nie zrzuci z siebie tak szybko
ASYSTENT: K100 na powodzenie 1-24% - trochę słaby z ciebie pomocnik, ale może następnym razem będzie lepiej. 25-50% - całkiem dobrze, spokojnie, jak należy na treningu. +5 do siły ataku 51-74% - starasz się jak najmocniej podać kafla, aby atak wyszedł jak najlepiej i udaje ci się. +10 do siły ataku 75-100% - mistrzowska współpraca! +15 do siły ataku
Jaś i Małgosia są w parze, atakuje Jaś. Rzuca on kostkami na swój atak (dwa ataki, więc dwie pary kostek), Małgosia rzuca kostki na powodzenie. Jaś pisze post i uzupełnia kod, podając swoje rzuty oraz rzuty Małgosi na powodzenie. Jaś ma atak zaliczony, więc zmiana. Małgosia atakuje, więc teraz ona rzuca kostkami na atak, Jaś na powodzenie. Małgosia pisze swój post i uzupełnia, podając swoje rzuty i rzuty Jasia na powodzenie. Dwa posty na parę, czyli post na osobę.
Osoby, które mają chęć dołączyć po moim poście - najlepiej przyjść w parach. Jeśli nie macie pary, nie rzucacie na asystę. rusza I etap - termin pisania 10.04 teraz już koniec psot
punkty bez sprzętu 48 ścigający nie przerzuty 1/3 atak I39 siła ataku + 78 = 54 3 celność +1 = 4 atak II2 siła ataku > 67 + 4 > 75 = 82 5 celność
Victoria nie zamierzała bawić się w żadne głupoty, nie po to tutaj była i nie to zamierzała robić, chociaż musiała przyznać, że mimo wszystko obserwowanie tego, co się dzieje, sprawiało jej pewną przyjemność, uśmiechnęła się nawet kącikiem ust, zastanawiając się, jak daleko mogą posunąć się inni. Nie zakładała, żeby miało tutaj dojść do nie wiadomo czego, że miałoby się to skończyć nie wiadomo jak, pewnie nikt otwarcie nie zaatakowałby profesora ani nie zrobił niczego podobnego, ale w pewnym sensie wolała mieć rękę na pulsie. Ostatecznie po coś nosiła tę odznakę prefekta naczelnego, czyż nie? Uśmiechnęła się lekko, kiedy profesor podzielił ich na pary i podeszła do Billie, odgarniając z czoła jakiś niesforny kosmyk włosów, a później sięgnęła po gogle, żeby założyć je na nos, ostatecznie bowiem tak było bezpieczniej, a ona po swoich licznych przygodach nie zamierzała ryzykować jakiś większych problemów. Zerknęła jeszcze w stronę profesora, jakby zastanawiała się, czy dadzą radę go pokonać, a później lekko wzruszyła ramionami. - To co? Do boju na chwalę Kruków? - rzuciła, jak na siebie nieco zaczepnie, by ostatecznie jako pierwsza podjąć atak. Pierwszy cios nie był zły, ot, poprawny, nic rewelacyjnego, asysta Billie na pewno jej pomogła, ale nie było w tym nic niesamowitego. Balon zachwiał się, a profesor Walsh wcześniej nieznacznie zmienił tor lotu kafla, co Victoria skomentowała prychnięciem pod nosem, bo naprawdę nie zamierzała łatwo się poddawać. Zbliżyła się więc do Billie, zagrzewając ją do dalszego boju, uśmiechając się nieco drapieżnie i ruszyła do kolejnego natarcia, tym razem rzucając kaflem naprawdę, ale to naprawdę mocno, trafiając dokładnie w balon i aż wydała z siebie okrzyk radości, podlatując do swojego wsparcia, by unieść ręce w celu przybicia piątek z Billie, zanim zamieniły się w czasie natarcia. Victoria musiała przyznać, że czuła się całkiem dobrze w roli asysty, sprawiało jej to nawet całkiem wiele przyjemności i starała się zrobić wszystko, by wspomóc Billie w jej działaniach, choć oczywiście nie było to tak niesamowicie rewelacyjne, jak mogła się spodziewać. Niemniej jednak czuła tego ducha wzajemnego wsparcia, który był tak niesamowicie ważny i nie zamierzała z niego za nic w świecie rezygnować. Kiedy więc musiały ustąpić miejsca kolejnej parze, uśmiechnęła się nieco cieplej. - Poszło ci naprawdę dobrze!
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
The author of this message was banned from the forum - See the message
punkty bez sprzętu 0 ścigający nie przerzuty 0/0 atak I Siła ataku - 89 + 88(+15 do siły ataku)=104 Celność - 4 atak II Siła ataku - 61 + 88(+15 do siły ataku)=76 Celność - 6
Kiwnął głową z cieniem uśmiechu, słysząc odpowiedź. Obrócił się, by móc widzieć pojawiające się osoby. Odsunął się kilka kroków od Josha, by nie dostać rykoszetem sprawianych mu figli. Asekuracyjnie rzucał co jakiś czas spojrzenie w kierunku sofy, obserwując otoczeniu. Przychodzącym ludziom nie poświęcał zbytnio uwagi, znajomych witał jedynie krótkim uniesieniem ręki. W taki sposób przeczekał do rozpoczęcia lekcji. Po wysłuchaniu instrukcji podszedł do @Camelia Robbins,na szybko ilustrując ją od stóp do głowy, jakby ją oceniając. -Cześć, chyba nie mieliśmy przyjemności, jestem Tristan. Skinął krótko głową i uśmiechnął się przyjaźnie. Następnie stanął obok puchonki i czekał na ich turę, prowadząc luźną rozmową, jeśli Camelia była chętna. Gdy zostali wywołani, pierwszy podjął funkcję atakującego. Dwukrotnie trafił balon, chociaż za pierwszym razem nauczyciel zdołał zmienić nieco tor lotu i balon nie pękł. Przy drugim podejściu trafił już centralnie w balon i obdarował Josha złotym brokatem. Do takiego wyniku duży wkład włożyła jego partnerka. Współpracowali ze sobą, jakby grali wspólnie od kilkunastu lat. Kiedy doszło do wymiany...no, nie było już tak kolorowo. Pierwszego kafla podał mocno, agresywnie, zagrzewając dziewczynę do takiego stylu gry. Okazało się to fiaskiem, więc przy drugim podejściu podał już spokojnie, starając się dostosować do tempa towarzyszki. Niestety, ta próba również się nie udało. Po wylądowaniu podszedł do Camelii i położył rękę na jej lewym ramieniu. -Wyszło nam nie najgorzej, nie? Mam wrażenie, że przy swoich rzutach byłaś jakaś nieobecna. Wszystko gra?
Camelia Robbins
Rok Nauki : V
Wiek : 19
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 172
C. szczególne : Gibki jak lunaballa (zręczność), Powab willi (zwierzaki),Mocno zmaterializowany, Dwie lewe różdżki (transmutacja)
punkty bez sprzętu 0 ścigający nie przerzuty 0/0 atak I 7 | 1 | + 65 atak II 2 | 3 | + 48
Spojrzała na chłopaka, z którym została przydzielona do pary. Widziała go już gdzieś tam przewijającego się podczas zajęć, ale faktycznie nigdy nie mieli okazji porozmawiać ze sobą jakoś dłużej. Kiedy podszedł do niej, uśmiechnęła się i zamiast stać tak i tylko kiwać głową wyciągnęła rękę do uścisku. - Camelia albo Cam jak wolisz. Miło poznać. - odgarnęła dłonią włosy za ucho, spoglądając na pierwszą parę jak im pójdzie. Nie było tak źle.
Kiedy nadeszła ich kolej pierwsze co robiła to ustawiła się na pozycji asysty. Podawała dzielnie piłkę Tristanowi, starając się zrobić, to jak najdokładniej, jak najprecyzyjniej umiała i wiecie co? Wyczaiła dwa razy idealną pozycję do podania kafla i zrobiło to z całej siły. Pierwszy raz Tristan prawie zbił balon, a piłka otarła się o palce nauczyciela. Kolejnym razem jednak udało się poprawić strzał i balon pękł, a brokat rozsypał się. Cam uśmiechnęła się ciesząc się z takiego obrotu sytuacji.
Kiedy jednak przyszło do zmiany pozycji i to ona poczęła atakować, mimo najszczerszych chęci oraz mocnego i dobrego podania kafla, ten nawet nie doleciał do balonu. Dziewczynę zmarszczyła nieco nos i podleciała szybko go zabrać. Chwila skupienia i zabrała się za kolejny atak, tym razem cała akcja była nieco wolniejsze i zdawałoby się, że dzięki temu łatwiej będzie przycerować w balon, ale tym razem piłka również nie doleciała do celu. No i tyle by było z bycia atakującym.
Po wylądowaniu podrapała się nieco po karku czując po chwili rękę na swoim ramieniu, odruchowo obróciła się spoglądając na blondyna. - Wybacz, chyba trochę muszę nad siła i celnością popracować. - obróciła kilka razy nadgarstkami, strzelając z nich. - Tak, wszystko dobrze, nie przejmuj się. Ale dwa twoje ataki były super.- pochwaliła go uśmiechając się.
William S. Fitzgerald
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 183,5 cm
C. szczególne : tatuaże: motyw quidditchowy na lewym ramieniu, czaszka wężna na prawej piersi i runa Algiz po wewnętrznej stronie lewego przedramienia | amulet z jemioły zawsze na szyi
punkty bez sprzętu 133 ścigający tak przerzuty 5/9 atak I siła - 24 → 5 → 41 → 63 + 52 [asysta → +10] = 73 celność - 4 + 1 = 5 atak II siła - 53 + 52 [asysta → +10] = 63 celność - 4 + 1 = 5
Były takie zajęcia, których ominąć po prostu nie mógł choćby się miało walić czy palić i lekcje u Walsha w ten poczet zdecydowanie się zaliczały. W końcu ulubiony przedmiot prowadzony przez ulubionego profesora, czego chcieć więcej? No może jeszcze doborowego towarzystwa, ale i je sobie zapewnił, umawiając się z Olą, żeby wspólnie się wybrać na lekcję latania. Taka w sumie trochę randka, można rzec, bardzo w miotłozjebowym stylu. — Cześć, kochanie. — Uśmiechnął szerzej na jej widok, by następnie nachylić się i skraść jej krótkiego całusa nim ruszyli na skraj Zakazanego Lasu, gdzie mieściła się ta stara sofa przymocowana na trwałego przylepca, w której okolicy Joshua zarządził zbiórkę. — Interesujący dobór miejsca, nie sądzisz? Jestem niezmiernie ciekaw co profesor Walsh na dziś przygotował, przyznaję, że strasznie brakowało mi zajęć z nim — zagaił gdzieś po drodze, żeby zabić ciszę, nie mijając się w tym momencie ani trochę z prawdą. Limiera i Avgusta mógł szanować za umiejętności, choć obaj w roli pedagogów wypadali raczej miernie, głównie w kwestii podejścia, ale to jednak lekcje Josha miały w sobie to coś co sprawiało, że chodził na nie z ogromną przyjemnością, czując przy tym za każdym razem rozpierającą od środka ekscytację godną kilkulatka. Na miejsce dotarli troszeczkę na styk, więc ominęła go szansa na dołączenie się do tego małego festiwalu psikusów płatanych nauczycielowi – mógł tylko z rozbawieniem poobserwować ich efekty, gdyż Walsh ukrócił zapędy kolejnych potencjalnych żartownisiów, przechodząc do rozpoczęcia lekcji. Zdecydowanie nie czuł się zawiedziony, gdy mężczyzna pokrótce przedstawił im pierwsze zadanie. — To co? Na pohybel nauczycielowi miotlarstwa! — rzucił w kierunku Puchonki, gdy nadeszła ich kolej, uśmiechając się przy tym nieco zadziornie i wyrzucając w górę rękę z dłonią zwiniętą w pięść jakby faktycznie próbował zagrzać ją do boju, by następnie w jej asyście jako pierwszy ruszyć do ataku na zaczarowany balon. Przejął kafla od dziewczyny, bez trudu odnajdując lukę w profesorskiej obronie i tym samym trafiając idealnie w balon – ten momentalnie się rozprysł, obsypując nauczyciela złotym brokatem. Rudzielec wyrzucił dłoń w geście triumfu, błyskając przy tym zębami w kierunku Krawczyk. Drugie podejście zakończyło się z równym sukcesem – bez trudu wykiwał Walsha, sprawiając, że ten ponownie został skąpany w brokacie. Ślizgon wyszczerzył się jeszcze bardziej do Oli, zbijając z nią piątkę za świetnie wykonaną robotę, kiedy do niej podleciał. — Zgrany z nas duet. Myślę jednak, że mu jeszcze trochę mało tego brokatu, nie uważasz? — stwierdził ani na moment nie przestając się szczerzyć, gdy zmienił się z rudowłosą miejscami, teraz samemu wcielając się w rolę asysty. Pierwszy jego rzut był całkiem poprawny, przy drugim natomiast postarał się już znacznie bardziej, wkładając weń więcej siły, by jak najlepiej wspomóc swoją partnerkę, nie tylko lekcyjną, ale i życiową.
punkty bez sprzętu 128 ścigający nie przerzuty 5/8 atak I56/6 + 10 = 66/6 \m/ atak II51/ 6 + 10 = 61/6
Rozwód z kaflem miała już dawno za sobą, a mimo to byli kochankowie regularnie na siebie wpadali. Los chciał, by co drugi miotlarski trening był na tyle uniwersalny, że wcielali się w niemal każdą boiskową rolę. Pałkare byli więc ścigającymi, ścigający machali pałkami, a szukający zastanawiali się, co tu do cholery robią. Pierwsza od dawna lekcja u Josha była jednym z takich właśnie spotkań. Brooks, ex-ścigająca, została przydzielona do duetu z jakąś wyższą od siebie Azjatką (choć zawsze myślała, że te są kieszonkowe!), która reprezentowała dom Godryka. Krukonka skinęła lekko głową na powitanie, rzuciła krótkie „ja zaczynam” i wsiadła na miotłę, a dziewczyna poszła jej śladem. Podanie było mocne i dokładne, co ułatwiło jej atak na balon, który już po chwili wybuchł, obsypując Josha brokatem. Nauczyciel mienił się w wiosennym słońcu niczym złotko z Ferrero Rocher, ale nie wyglądał na specjalnie zmartwionego. Brooks wykonała nawrót i oddała kafla Gryfonce, po czym przypuściły kolejny atak. Ten z kolei zdawał się idealną kopią poprzedniego. Podanie Mulan ponownie było wyjątkowo mocne i precyzyjne, podobnie jak rzut Julki, po którym balon raz jeszcze obsypał nauczyciela brokatem. - Widzę, że ktoś tu przesadził z cynamonkami, Profesorze! – uśmiechnęła się ciepło do Walsha, po czym pochwyciła kafel. Teraz nadeszła jej pora, aby asystować.
C. szczególne : niewielki tatuaż z przodu lewego barku, zmieniający kolor poruszający się tatuaż chińskiego smoka na niemal całe plecy, runa jera na lewym boku na wysokości żeber, ślad po zaklęciu Agere na prawym przedramieniu, często zmienia kolor włosów oraz korzysta z magicznych i barwiących soczewek
punkty bez sprzętu 0pkt ścigający nie przerzuty 0/0 atak I62-siła, 4-celność + asysta +15 -> 87, 4 atak II 29-siła, 2-celność +asysta +10
Nie mogła powstrzymać uśmiechu cisnącego się na usta, gdy tylko dostrzegła, że żarty, które postanowili spłatać profesorowi jednak odniosły jakiś sukces. Już sama ta dawka śmiechu na początku zajęć mogła śmiało posłużyć jej za wskaźnik tego, że to z pewnością będzie udana lekcja. Lub przynajmniej zabawna. Co prawda jakoś nie za bardzo orientowała się w dawnych grach miotlarskich, ale jej wiedza była wystarczająca, by wiedziała czym będą się zajmować. Gdy tylko została jej przydzielona para, przytaknęła dziewczynie, która chciała być pierwsza. Okay. Jej samej to nie robiło większej różnicy. Dlatego wsiadła na miotłę bez zbędnej dyskusji i postanowiła wskoczyć na miotłę i zająć się asystą swojej towarzyszki. Nie szło jej źle. Może i nie była jakimś demonem na miotle, ale potrafiła się jakoś odnaleźć w powietrzu i nie skiepścić totalnie tego, co właśnie robiła, a to było najważniejsze. Podobnie jak fakt, że jej partnerka poradziła sobie naprawdę świetnie. No to teraz nadeszła pora na zamianę... O ile pierwszy przypuszczony na balon atak nawet jej wyszedł albo raczej wyszedłby gdyby nie zręczne łapska Walsha tak drugi był totalną porażką i amatorszczyzną. Zdecydowanie na Joshu nie zrobiło wrażenia jej lekkie podanie właściwie piłki, którym go uraczyła. Całe szczęście, że nie miała jakiś większych miotlarskich ambicji, które mogłyby teraz legnąć w gruzach.
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
punkty bez sprzętu 139 ścigający tak przerzuty 8/10 atak I57-siła 5-celność + asysta 78 (+15) -> 72, 6 atak II 70-siła, 5celność + asysta 85 (+15) -> 85, 5
Wychodziło na to, że tym razem miała współpracować z Juliusem. Była ciekawa tego jak się sprawował jego Nimbus i czy Rauch sobie na nim jakoś radził. Na szkolnym ładnie śmigał więc nie sądziła, żeby aktualnie miał jakieś większe problemy z tym związane. Po krótkiej wymianie zdań ustalili kolejność w jakiej mieliby atakować balon ustawiony za Joshem, który całe szczęście mógł już jakoś bronić swojego stanowiska po tym jak po krótkim śmiechu odczarowała jego ubrania, aby wyciągnąć go z kaftanika bezpieczeństwa. I tak jak się tego spodziewała poszło jej naprawdę dobrze. Tym bardziej z tak dobrą asystą Julka. Walsh będzie musiał się naprawdę postarać, aby zmyć z siebie cały ten brokat.
punkty bez sprzętu31 ścigający nie przerzuty 0/2 atak I96+10-siła 6-celność + 62-asysta atak II43+10-siła 2+1-celność + 72-asysta
Pozwolił dziewczynie zaatakować jako pierwsza, ponieważ w końcu to była jej nominalna pozycja. Sam Niemiec też nie czuł się zbyt pewnie w takiej roli, ponieważ na ostatnim treningu, kiedy musiał coś robić z kaflem, nie poszło mu najlepiej. Pierwszy rzut nie poszedł mu tak źle i nauczyciel został pokryty brokatem, ale drugi już nie był tak skuteczny. Pomimo dobrego podania od dziewczyny, jego rzut okazał się zbyt słaby, przez co profesor Walsh nie miał problemów z obronieniem tego ataku. Nie poszło mu aż tak źle jak zakładał, zwłaszcza część, w której skupiał się na asystowaniu znacznie bardziej doświadczonej koleżance.
Aleksandra Krawczyk
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 162cm
C. szczególne : Podłużna blizna przy prawym obojczyku; pierścień Sidhe na palcu;
punkty bez sprzętu 54 ścigający tak przerzuty 2/4 atak I47 siła + 33 asysta = 52 celność - 1 -> 1 -> 5 + 1 = 6 atak II98 siła + 72 asysta = 108 celność - 3, ale siła >81, więc z 3 robi się 4
Jak mogłaby odmówić uczestnictwa w lekcji gier miotlarskich, zwłaszcza gdy prowadził ją Walsh i w dodatku miała mieć najlepsze pod słońcem towarzystwo? Nie było nawet takiej opcji. Wiosna wreszcie na dobre się rozgościła, a wraz z nią powróciły siły i chęci do działania, więc energia wręcz ją rozsadzała od środka. - Nie sądziłam, że kiedykolwiek znajdę się tu na lekcji - przyznała, spoglądając na widoczną już kanapę, do której z każdym kolejnym krokiem się zbliżali. Rzeczywiście profesor zdecydował się na ciekawe miejsce na zorganizowanie zajęć, ale najwyraźniej miał ku temu powód. Albo zwyczajnie chciał czegoś innego, jakiejś zmiany. Zamkowe tereny były niesamowicie rozległe, dzięki czemu oferowały multum miejsc, w których można było trenować lub po prostu spędzić czas. Zdążyła się jeszcze krótko przywitać ze znajomymi mordkami, zanim jej uwagę pochłonął ogromny balon i słowa Walsha. Reguły gry nie były skomplikowane i zapowiadało się naprawdę świetnie, więc jedynie wyszczerzyła się do Willa i wskoczyła na miotłę. W pierwszej turze to ona asystowała, z zachwytem patrząc na wysypujący się z pękającego balona brokat. Była tylko dziewczyną i uwielbiała świecidełka, chociaż oczywiście wiedziała, że tych maleńkich drobinek jest się cholernie trudno pozbyć i nawet czary niekiedy zawodziły, ale profesor przecież musiał wiedzieć, na co się pisze... A błysku nigdy za mało! - Nie masz litości - stwierdziła i pokręciła z rozbawieniem głową, kiedy przyszła jej kolej na atak. Pierwszy rzut był wręcz podręcznikowo poprawny, ale miało to swoje plusy, bo udało jej się przebić balon i znów na Walsha lunął złoty deszcz. Drugi natomiast, chociaż od Willa dostała idealną okazję do wykazania się i włożyła w rzut dużo siły, nie przyniósł oczekiwanych efektów i wielka kula jedynie się zachwiała. Tak mało brakło! - To go miało roznieść w pył! - rzuciła, wyrzucając bezradnie ręce w górę. Nie wściekała się, nie smuciła, bo i nie miała o co - atak w końcu był udany, a że nie przebiła balona... jakiś tam żal pozostał, ale nie miała zamiaru się nad tym rozwodzić.
punkty bez sprzętu 13 ścigający tak przerzuty 1/1 atak I84% - siła, 4 - celność + asysta 71 atak II 46 (+15 = 61) - siła, 6 - celność + asysta 99
Czuła się zobowiązana do przyjścia na te zajęcia – ostatni trening z Gryfonami pokazał jej jasno, że musi znacznie się podciągnąć, by dorównać reszcie drużyny i teraz zamierzała wykorzystać każdą nadarzającą się okazję, by nieco poćwiczyć latanie, rzuty i uniki. Oznajmiła Ruby przy śniadaniu, że nie widzi opcji, by ta nie wybrała się tam z nią. Skrycie zamierzała popychać ją w stronę dołączenia do drużyny, ale nie chwaliła jej się tym na głos, żeby przypadkiem nie uparła się jakoś głupio. Lepiej, żeby dziewczyna myślała, że sama na to wpadła. — Dzińdobry — powiedziała szybko, niezbyt głośno i, cóż, niewyraźnie, przemykając jak najszybciej obok nauczyciela. Po pierwsze było już dość późno i było jej głupio, że była tak bliska spóźnienia, a po drugie widok Walsha przypominał jej o głupotach, które napisała w pracy domowej. Dlaczego oddała mu coś takiego? Co za żenada. — Mam nadzieję, że Boyda tu nie będzie — szepnęła konspiracyjnie do przyjaciółki, rozglądając się po zebranych. Uśmiechnęła się niepewnie do @Tristan Kerganton, zerknęła na Moe, która miała na dziś towarzystwo i ledwo zauważalnie pomachała do @Camelia Robbins. — Podobno wrócił do szkoły. Co jak profesor Walsh powiedział mu, co napisałam w pracy domowej? — zerknęła na nauczyciela i wzięła głębszy wdech. Joshua nie był taki, wierzyła w to głęboko, ale obawa w niej pozostawała. Przejście do części praktycznej zajęć na szczęście uratowało ją od tonięcia w ponurych scenariuszach. Złapała za miotłę i dosiadając jej, rzuciła jeszcze do Ruby: — Jak dzisiaj też mi tak nie pójdzie, to zapadnę się pod ziemię i zamieszkam w jeziorze z trytonami. A Merlin mi świadkiem, że nie umiem pływać. Chodź... — ostatnie słowo wcale nie zabrzmiało zbyt entuzjastycznie. Wzbiła się w powietrze, gotowa rzucać jako pierwsza. Poszło nieźle, Ruby elegancko podała kafla, a Hope rzuciła go mocno, jednak profesor Walsh był szybszy i nie dopuścił do tego, by piłka zbiła balon. Za drugim razem przyłożyła się bardziej, zdeterminowana, by wykonać zadanie jak najlepiej, a jej towarzyszka zdecydowanie jej w tym pomogła. Podały do siebie tak sprawnie i gładko, że piłka jakby sama pomknęła prosto na balon, nie dając nauczycielowi szansy na obronę. Powietrze zamigotało drobinkami brokatu. — Ojej, jak ładnie — zachwyciła się, nie wiadomo czy efektem wizualnym, czy sportowym osiągnięciem ich dwójki.
punkty bez sprzętu 2 ścigający nie przerzuty 0/0 atak I78-siła 6-celność + asysta 57 +1 za k100 do k6 = 7 (celność); za asystę +10 do k100 = 88 (siła) atak II85-siła 1-celność + asysta 36 za k100 mam k6 – 4 (celność); za asystę +5 do k100 = 90 (siła)
Nie trzeba było jej namawiać, żeby zaraz po śniadaniu pobiegła po swój zacny sportowy strój i czapkę Gryffindoru, która lata świetności miała już dawno za sobą, ale Ruby żywiła do niej jakiś dziwny sentyment, z powodu którego nie zamierzała jej wymienić nigdy w życiu. Ze szkolną miotłą przerzuconą przez ramię szła przez błonia, słuchając słów swojej przyjaciółki, co jakiś czas dopowiadając swoje trzy grosze, bo przecież nie mogła siedzieć zupełnie cicho. Kiedy doszły na miejsce, Ruby nie wyglądała na tak nieszczęśliwą prawie, że spóźnieniem, ale ona zawsze miała czas, nawet wtedy kiedy wyraźnie nie miała go wcale. — Dzień dobry, nie spóźniłyśmy się! — zawołała do profesora kiedy tylko miała go w zasięgu wzroku, zadowolona z ich osiągnięcia bycia jeszcze przed czasem. Być może to ona za długo szukała tej durnej czapki, nie słuchając, że jest kilkanaście stopni i wcale jej czapka nie jest potrzebna. Spojrzała na @Hope U. Griffin, uśmiechającą się do @Tristan Kerganton i wbiła jej łokieć w bok, spoglądając na nią wymownie. No ładnie. — Co ty się tak tym całym Boydem przejmujesz, jakby się dowiedział, to by mu tylko ego pewnie przerosło sowiarnię, wiem co mówię, mam za dużo braci. — powiedziała i zanim zdążyła wyrzucić z siebie większą ilość słów – profesor Walsh zaczął wyjaśniać lekcję. Uniosła jeden kącik ust do góry, kiedy zrozumiała co mają robić. Ha! Zrzucić balon na głowę nauczyciela? Bułka z masłem. Mrugnęła do Hope, od razu zakładając, że będą w parze razem, nawet nie mówiąc tego głośnio, bo przecież nie było sensu wypowiadać oczywistej oczywistości. Dosiadła miotły i wzbiła się w powietrze, od razu zaczynając asystować przyjaciółce, to w końcu ona była na zacnej pozycji ścigającej. Poszło im, nie chwaląc się, czadowo. — Widzisz! Wiedziałam, że będzie super! — zawołała, mamrotając w międzyczasie pod nosem, że Griffin za mało w siebie wierzy. Przejęła kafla i przygotowała się na swoją kolej. Pierwsza kolejka była praktycznie bezbłędna i wyszczerzyła się do nauczyciela, widząc jak brokat na niego spada, a on nawet nie ma możliwości obrony. Trzeba było przyznać, że z drugą Gryfonką tworzyły zgrany zespół. Drugi atak też nie był najgorszy, choć nie poszło jej aż tak dobrze jak za pierwszym razem. Niemniej – trafiła w balon tak czy siak. Zadowolona podleciała bliżej Hope i przybiła jej piątkę.
Aslan Colton
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 189 cm
C. szczególne : rodowy sygnet na palcu, multum durnych tatuaży
punkty bez sprzętu 13 ścigający nie przerzuty - atak I49/3 + 10 (51%) = 59/4 atak II82/4 + 0 (2%) = 82/4
- Hej, JESS! - pomachał żwawo w kierunku @Jessica Smith, widząc ją parę metrów przed sobą. Szybko dogonił Krukonkę, a kiedy zrównał z nią krok, trochę zdyszany tym szaleńczym szpagatowaniem na lekcję Walsha, uśmiechnął się szeroko. - Wiesz gdzie jest to całe miejsce psot? Krążę po okolicy dobrych kilka minut i trochę się cykałem, że przez przypadek wpierdolę się do zakazanego lasu - wystękał na jednym wdechu, w międzyczasie zgarniając grzywkę z czoła i podwijając rękawy od eleganckiego dresiku, założonego specjalnie z myślą o treningu. - O, w ogóle nową dziarkę sobie zrobiłem - podsunął jej rękę pod nos, pokazując swój najnowszy nabytek, którego otaczała wciąż czerwona i podrażniona skóra. - Frela mówi, że na przyszły rok wystawi mnie w konkursie na najbardziej pstrokatą pisankę - parsknął, totalnie nie przejmując się tym, że jego ciało z każdym kolejnym tatuażem wygląda coraz bardziej jak brudnopis pierwszoklasisty. Na szczęście Smith doskonale wiedziała gdzie mają się udać i po kilku minutach znaleźli się wśród uczniów. - Dzień dobry! - przywitał się serdecznie z Joshem, kompletnie nie zawracając sobie głowy, że może powinien przeprosić za spóźnienie i uznał, że po prostu przyszli akurat na styk. Po wysłuchaniu co mają do zrobienia, wyszczerzył się do Jess. - Dobra, napierdalaj pierwsza, będę najlepszym asystentem, jakiego kiedykolwiek będziesz miała! - przyłożył rękę do serca, kiedy składał jej tę żarliwą obietnicę. I w istocie - całkiem zgrabnie współpracowało mu się z Krukonką, a wisienką na torcie były jej dwa udane strzały. Gorzej kiedy to jemu przyszło napierdalać w balony. Pierdolnięcie w łapie miał, aczkolwiek Walsh okazał się zwinną lunaballą i brawurowo bronił te durne balony (i w sumie też siebie przed brokatowym deszczem).
Jessica Smith
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : Biały znak Zorzy łączący wewnętrzne kąciki oczu | Złote okulary (tłumaczki) | Krwawa 'obrączka' na lewej dłoni | Rude włosy | Brisingamen, Ijda Sufiaan i druidzki amulet na szyi | Delikatny zapach frezji
— Do prdele, ASLAN! — aż podskoczyła, słysząc krzyk kumpla tuż obok swojego ucha. Czemu zawsze było tak, że jeśli już gdziekolwiek zmierzała, to najczęściej dopadał ją właśnie Colton? Nie, żeby miała coś przeciwko, bo sobie towarzystwo studenta ceniła, niemniej zawsze ją w takich momentach zaskakiwał. — Widać, że Ci po drodze bardziej z SS, skoro po tylu latach hogwarckich haszczy nie ogarniasz — zaśmiała się, kontynuując swoją wędrówkę na miejsce psot, do którego znała drogę - co też potwierdziła skinięciem głowy. Uprzejmie zerknęła na nowy tatuaż Aslana, którym tak entuzjastycznie podstawił jej pod nos - delikatnie odsuwając jego ramię od swojej twarzy i poprawiając okulary na nosie. — Podziwiam, mi wystarczy ten tatuaż z Norwegii — parsknęła śmiechem, stukając się w nasadę nosa. — Chodź, chodź, bo Walsh zaraz zacznie. Dalej nie wierzyła, że właśnie idzie na lekcję miotlarstwa z własnej nieprzymuszonej woli - ba! I to jako ścigająca szkolnej drużyny Ravenclawu. Świat zwariował. — Przepraszamy za spóźnienie! — dodała jeszcze do przywitania starszego Krukona, zaraz zamieniając się w słuch, co ich dzisiaj czekało. Właściwie to nie mogła się doczekać wzbicia się w powietrze - choć te szkolne Zmiatacze nie gwarantowały wrażeń z lotu jak darenowy Huracan. I być może właśnie dlatego, że przyzwyczaiła się już do diablo szybkiego Varapidos - na szkolnej miotle trzymała się tak pewnie jak na krześle przykręconym do posadzki. — Jak dorzucę to będzie sukces — stwierdziła, wykazując się jak zawsze zadziwiającą pewnością swoich umiejętności. Tymczasem z asystą Coltona poszło jej przerażająco dobrze, bo dwa razy bezbłędnie cisnęła w brokatowy balon, który wypluł tony mieniącego się pyłu na profesora Josha. Swego rodzaju duma mieszała się z rozbawieniem. Może miała lepsze oko i pewniejszą rękę niż sądziła. No, przynajmniej do ataków, bo kiedy samej przyszło jej asystować Aslanowi - to choć się starała bardzo, tak jedno podanie wyszło jej wyjątkowo koślawo. — Sorki — rzuciła do kumpla, uśmiechając się lekko - i na nowo zgarniając włosy w luźny kok. — I dzięki, bez Ciebie by mi tak dobrze nie poszło! — Oczywiście.
punkty bez sprzętu 15 ścigający nie przerzuty 1/1 atak I26 + 4 + 85 (+15 do siły) atak II 86 + 3 + 89 (+15 do siły)
Minę niewiniątka powinna do tego czasu opanować perfekcyjne - no ale nie wyszło, bo widząc rozbawienie profesora, sama uśmiechnęła się jeszcze szerzej, zadowolona, że jej drobny żart faktycznie wypalił, nawet jeśli Finite poszło w ruch dość szybko. Cieszyła się, że to właśnie z Victorią przyszło jej ćwiczyć; były w jednej drużynie i dzięki temu chociaż kilka razy już ze sobą latały, co mogło przełożyć się na dobrą komunikację w powietrzu. Być może lepszą taktyką byłoby poczekanie, aż kilka par zmęczy nauczyciela posyłanymi kaflami i wtedy łatwiej zbić balony, ale skoro Victoria chciała iść na pierwszy ogień, nie sprzeciwiała się, od razu chwytając za sprzęt. - No pewnie, zero litości dla profesora - zgodziła się, w pierwszej kolejności asystując Brandonównie. Na ogół wesolutka twarz Billie stężała w skupieniu, by naprawdę z całej swojej mocy pomóc koleżance oddać silny strzał. Wiedziała, że podanie musi być celne i dynamicznie, by atakująca dziewczyna nie trwoniła energii na łapanie uciekającego kafla. Pierwszy rzut był dobry, ale nie wystarczająco dobry i to chyba było w nim najbardziej motywujące. Albo sama twarz Vick; Billie widziała ten ostry błysk w jej oczach, tak niepasujący do spokojnej prefekt, przynajmniej dla tych, którzy jej nie znali. W takich sytuacjach dało się zauważyć, że w gruncie rzeczy posągowa Krukonka nosiła w sobie niemal harpiową duszę. Zawiwatowała głośno, gdy Profesor został obsypany brokatem. To był niestety jedyny powód do dumy, bo Billie na pozycji atakującego nie czuła się już aż tak pewnie, prawdopodobnie też brakowało jej jednak treningu na tej pozycji. Grała już jako szukająca, miała debiut w roli pałkarki, a ostatnio nawet przeniosła się na rezerwę na bramkę. W gruncie rzeczy kafla w rękach nie miała zbyt często, stąd pierwszy rzut był żałośnie wręcz słaby. Prawdopodobnie nie zmiótłby nawet pierwszoroczniaka. Dlatego za drugim razem przyłożyła się bardziej - przede wszystkim nie chciała zawieść koleżanki! Jednak wszystko, co udało jej się osiągnąć, to zachwianie balona. - Dzięki. Dałaś mi dobre doładowanie - zaśmiała się, machając teatralnie ręką, by podkreślić, że dalej w rękach czuła mocne podania Vick. - Przynajmniej widzę, że nad siłą jeszcze muszę popracować.