Skąd ona niby miała wziąć liść mandragory? Nie wiedziała, czy takie rzeczy się gdzieś kupuje, czy coś, ale nie robiło to większej różnicy, bo nawet jeśli, to szkoda by jej było galeonów na jakiś szajs do szkoły. Nie po to spieniężyła w pociągu podręcznik z astronomii, żeby to teraz na jakieś zielsko wydawać. Hogwart miał swoje cieplarnie i składziki na składniki, a uczniowie liście musieli se gdzieś narwać? Pomerliniło. Ewentualnie mogłaby podpirzyć z cieplarni i chociaż właściwie mogłaby to zrobić, to jej się niespecjalnie chciało. Pryskać z pierwszej lekcji w semestrze jakoś tak nie wypadało, więc zaryzykowała i poszła nieprzygotowana. Nie ma co się od razu spisywać na straty - może ktoś będzie miał dwa? A jeśli nie, to była mentalnie przygotowana na jakiś ochrzan. Od rana czuła, że dziś straci jakieś punkty. Takie już brzemię jasnowidza - znała przyszłość, ale nie mogła nic na nią zaradzić. Z niechlujnie podwiniętymi rękawami i byle jak zawiązanym krawatem weszła do klasy eliksirów, z zaskoczeniem stwierdzając, że jest pierwsza. W pierwszym odruchu chciała się cofnąć, ale jej wzrok padł na gabloty składników stojące pod ścianami. - No i kierwa, po problemie - rzuciła sama do siebie. Ostatni raz wyjrzała przez drzwi, sprawdzając czy na pewno nie zbliża się nauczyciel, albo jakaś menda, która mogłaby ją podkablować, pizła torbę pod nogi jakiegoś krzesła i podbiegła do półek. Byłoby łatwiej jakby wiedziała jak wygląda liść mandragory, ale tragedii nie było, bo pudełeczka i buteleczki były podpisane. Szybko ściągała kolejne, oglądając etykietki, po czym byle jak odkładała z powrotem, co jakiś czas zerkając na drzwi do klasy.
Niezbyt często przesiadywała w pokoju wspólnym, ale zdarzało jej się, zwłaszcza, że czasami miała wrażenie, że łatwiej jej się tam skupić na nauce. Zresztą, miała okienko, a nie zamierzała przegapić eliksirów, zwłaszcza, że wiedziała jak u niej kończy się zaniedbanie tego przedmiotu. Naturalnego talentu niestety nie miała, więc jeśli nie chciała zawalić go całkowicie, musiała się chociaż trochę przyłożyć. Może gdyby wiedziała, jaka niespodzianka czeka ją na miejscu, zastanowiłaby się trzy razy, czy to na pewno dobra decyzja. Stety, niestety, nie miała skąd tego wiedzieć, więc na porwanie zareagowała tylko śmiechem i pokręciła głową. - Dobra, dobra, idziemy. Też planowałam - odwzajemniła jego uścisk, bo faktycznie żałowała, że spędzają ze sobą tak mało czasu. Zwłaszcza, że był jedną z nielicznych osób, w towarzystwie której czuła się naprawdę dobrze i swobodnie. - Ale mało wspólnego czasu musimy w końcu nadrobić trochę lepiej, niż na lekcji - zauważyła i objęła jego szyję, kiedy dalej przemierzał korytarze, nie zwracając uwagi na to, że równie dobrze mogłaby iść sama. Do samej klasy zdecydował się również wejść z nią na rękach i nawet nie śmiała protestować. Na kartkę z wizbooka spojrzała zaskoczona i przewróciła oczami na komentarz Mefisto. - Myślałam, że o tym przekonałeś się już wcześniej, co? - spojrzała na niego rozbawiona, nawiązując do ich buziaka na festiwalu, a potem obróciła głowę i natychmiast tego pożałowała. Zmarszczyła nos. Co on tu robił? Siedział przy biurku nauczyciela i nie ważne jaka była przyczyna, to nie był dobry znak. Natychmiast zeskoczyła na ziemię, korzystając z rozluźnionego uścisku i spojrzała na Mefisto. - Powiedz, że mam już omamy - powiedziała cicho, patrząc na niego i rozejrzała się za ławką, względnie daleko od biurka. Zawahała się, bo miała dużą ochotę po prostu wyjść, ale ostatecznie pociągnęła ślizgona w kierunku jednego z ostatnich stanowisk i zajęli miejsce. Spojrzała na Nate'a, oczekując, że znajome rysy jakimś cudem przemienią się w coś zupełnie innego, ale to chyba nie miało nastąpić. To nawet nie był koniec. Po chwili zobaczyła, że @Jeremy Dunbar też wchodzi do klasy i aż zrobiło jej się gorąco. Schowała twarz w dłoniach załamana. - Bardzo niedobrze - mruknęła zza swojego szczelnego ukrycia.
Elaine J. Swansea
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 174 cm
C. szczególne : pomalowane usta, wyprostowane plecy; metamorfomagicznie zwiększony wzrost;
Wrzeszczący kalendarz od Elijaha nie potrafił się uspokoić. Darł się jak opętany i od trzydziestu minut informował ją, że za dwa tygodnie będzie trening i powinna do tego czasu wyczesać włosie miotły i wypolerować rączkę. Cóż rzec, kalendarz się chyba coś popsuł, bowiem zagłuszył jej standardowy kalendarzyk, informujący o zbliżających się lekcjach. Niczym strzała pomknęła w kierunku lochów i po drodze oczywiście się potknęła. Na całe szczęście nie wylądowała na kolanach, a i cieszyła się, że nikt jej nie widział. Poprawiła włosy, ułożyła je za uszami i weszła do klasy eliksirów. Na widok Nathaniela oniemiała. - O, Nate! - zawołała głośno, a na jej twarzy pojawił się nieumyślny i niechcący szeroki uśmiech. Coś tam słyszała, że jest nowy praktykant tylko sęk w tym, iż nie spodziewała się, że będzie to narzeczony Emily. Dostrzegłszy w kącie profesorkę szybko ściągnęła z ust swój uśmiech i odchrząknęła odrobinę zakłopotana. - Znaczy się... dzień dobry. - pokręciła głową z niedowierzaniem i mijając biurko, przy którym stał, nachyliła się odrobinkę w jego stronę, by mruknąć konspiracyjnie: - Było się pochwalić mi na wizzie... - szepnęła i chwilę później pomknęła grzecznie w kierunku jednej z pierwszych ławek. Warzenie eliksirów szło jej nad wyraz przeciętnie, ale nie zrażała się. Ciekawa była co Nate dziś wymyślił, a zdążyła dowiedzieć się, że nie lubił eliksirów z nieznanego źródła. Wyjęła potrzebne przedmioty i odwróciła się, by zobaczyć czy jest ktoś z jej kuzynostwa, żałując mocno, że nie ma Rileya. Dostrzegłszy załamana @Emily Rowle bardzo się zmartwiła. Posłała jej mocno zaniepokojone spojrzenie. Dobrze, że był przy niej kochany Mefisto, przynajmniej nie siedziała sama w ławce.
Bruno O. Tarly
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183,5
C. szczególne : mocno zarysowane kości policzkowe, baran na głowie, typowo brytyjski akcent
Eliksiry były jego piętą achillesową. Teoria zawsze wydawała mu się trudniejsza, niźli była w rzeczywistości; nie potrafił zapamiętać wszystkich wzorów i miar. Praktyka wychodziła mu nieco lepiej, jeśli oczywiście ktoś nad nim stał i pilnował, by dokładnie odmierzył odpowiednią ilość sproszkowanego oka jaszczurki czy innego skrzeloziela, a potem zamieszał chochlą w dobrą stronę. Nigdy nie był na tyle skupiony i uważny, by przygotować wzorowy eliksir. Częściej wychodziły mu jakieś pomyje lub wybuchowe mieszanki. Dosłownie. Wszyscy zawsze się dziwili, że jest taki beznadziejny, no bo przecież tak ukochał sobie Magiczne Gotowanie. A jednak dla niego te dwa przedmioty były zupełnie różne i nijak miały się do siebie. W gotowaniu mógł eksperymentować, nie musiał odmierzać elementów składowych z aptekarską dokładnością ani pilnować ruchów ręki. Dla niego były to dwa różne światy. Jeden jego i jeden zupełnie obcy. Postanowił jednak, że zaszczyci swoją obecnością profesor Sanford. Zapewne ucieszy się na jego widok, dawno nikt nie narobił bałaganu w lochach. Dziś był właśnie ten dzień! Choć zajęcia zaczynały się niemalże z samego rana, to jednak zwlókł się z łóżka wcześniej i dał radę stawić się w lochach jeszcze o czasie. Chyba za dużo czasu spędzał z Krukonami, stawał się zbyt pilnym studentem. Niespiesznym krokiem szedł przez ciemny korytarz, tłumiąc odruch ziewania. Drzwi do sali były niedomknięte, więc nie mógł zrobić wejścia smoka, niestety. Kiedy znalazł się w środku - od razu rozpoczął wzrokowe poszukiwania znajomych twarzy. Nie było ich za wiele albo był po prostu ślepy. Cóż, znów nie założył ani soczewek, ani okularów, a w pomieszczeniu panował charakterystyczny półmrok. Ta szkoła wpędzi go w ślepotę, ot co! Koniec końców dostrzegł @Jeremy Dunbar i od razu podszedł do niego. Miejsce obok chłopaka było już zajęte przez urodziwą Krukonkę, więc usiadł w ławce przed nimi. - No siemaneczko, jak zdróweczko? - wyszczerzył się do Gryfona. Aż sam był w szoku z powodu własnego entuzjazmu. Taki dobry humor na porannych eliksirach? Podejrzane... Wsparł głowę na łokciach i zerknął w stronę nauczycielskiego biurka. Co tu się odmerliniało? Zawiesił wzrok chwilę dłużej na młodym czarodzieju. Nowy nauczyciel? Stażysta? Nie miał pojęcia kim był ten typ, ale jakoś nie spodobał mu się z twarzy. Wyglądał jak chodzący przypał. Dopiero po chwili dostrzegł profesor Sanford, która siedziała w kącie opatulona szalem po same uszy. Czyli jednorazowe zastępstwo? Odwrócił się w stronę Jerry'ego z wielce zdziwioną miną. - Znasz tego ziomka? - szepnął konspiracyjnym tonem, wskazując dyskretnie na chyba-stażystę. Sukcesem będzie, jeśli nie straci dzisiaj miliona punktów dla Gryffindoru...
Elizaveta Konstantinova
Rok Nauki : VI
Wiek : 20
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 164
C. szczególne : Albinoska -> białe włosy, brwi i rzęsy, bardzo jasna cera z różowymi akcentami
Wszystko co było związane z jakimkolwiek pichceniem, z góry nie należało do talentów Elizy, czy chociażby czegoś, co wykonywałaby w miarę przeciętnie. Eliksiry nie były od tego wyjątkiem i kilka już razy udowodniła jak bardzo, tworząc w kociołku rzeczy, które na pewno nie były zdatne do spożycia. To jednak i wizja pełnej kompromitacji nie mogły jej powstrzymać przed przyjściem na zajęcia. No dobra, pełna kompromitacja i fakt, że później wszyscy mogli ją palcami wytykać po kolejnym, nieudanym eliksirze był dość przerażający, prawie tak przerażające, że prawie została w pokoju. Wtedy jednak przyszła inna wizja – ciotki, która dowiaduje się, że omija zajęcia. To zdecydowanie zmroziło jej krew w żyłach i zerwała się na równe nogi, będąc gotową nawet wbiec do sali, jeżeli by musiała. Zebrała wszystkie potrzebne rzeczy, ułożyła ładnie swój strój i związała ciasno włosy, nawet bardzo ciasno – strach przed spaleniem ich w jakimś wybuchu kociołku był dość silny. Starała się iść szybko żeby się nie spóźnić i choć mogłaby się założyć, że na sto procent była na czas i tak zaczęła w to powątpiewać. Gdy tylko otworzyła drzwi jej oczom ukazały się lecące do Nessy kartki, która właśnie upominała o coś innych ślizgonów, jedną z puchonów mówiącą coś po francusku, profesorkę zawiniętą głęboko w szalu i nowego nauczyciela, który przecież jeszcze niedawno uczęszczał do Hogwartu. A wisienką na torcie było zasłyszane słowo „kartkówka”, które w ogóle ją zmroziła. Czy tamte latające kartki to właśnie jakieś wejściówki? O co chodziło? Miała ochotę wyjść tak szybko jak weszła, zamykając za sobą drzwi, wiedziała jednak, że wraz z postawieniem w sali stopy – musiała tu zostać. - Dzień dobry - powiedziała krótko. Rozejrzała się, większość miejsc w kątach została zajęta, starała się więc znaleźć jakieś inne na uboczu i w spokoju je zająć, starając się jedynie nie rzucać w oczy.
Akaiah Sæite
Rok Nauki : VII
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 173 cm.
C. szczególne : Podkulona, przygarbiona sylwetka. Wzrok wbity w ziemię. Jąkanie.
Nie miał tego dnia najmniejszej ochoty wychodzić spod koca. Nie, żeby było to specjalną nowością dla kogoś, kto był chowany pod piecem… uwielbiał ciepło i nawet letni podmuch wiatru mógł sprawić, że drżał i kostniał w ciągu jednej sekundy. Zima była zdecydowanie jego najmniej ulubioną porą roku, a śnieg uważał za wymysł diabła. Jego ród miał religijne, chrześcijańskie korzenie, ale Ak na przekór ani myślał kojarzyć sobie czeluści Pana Rogatego jako wiecznie nagrzaną Saharę z ogniowymi gejzerami i kotłem, w którym gotuje się ludzi. Oh nie, do takiego Piekła kupiłby pierwszy możliwy bilet… dla niego ten konkurencyjny do Nieba kurort z pewnością non stop owiewał chłodem, a Szatan był bałwanem z marchewką zamiast nosa… W końcu jednak wypłynął spod ciepłego materiału, czym prędzej sięgnął po najgrubszy sweter i odłożywszy książkę na miejsce, ruszył w kierunku – o zgrozo – podziemi Hogwartu. Oczywiście, że jedne z jego ulubionych zajęć musiały odbywać się akurat tam, gdzie jest zimno nawet przy upalnym lecie. Autentycznie czuł, że cały jego dzisiejszy dzień będzie oscylował wokół tematu niskiej temperatury. I faktycznie, bo aż zmroziło go na wejściu do sali, słysząc i poniekąd widząc po ilości butów, że frekwencja na zajęciach była całkiem spora. Wsunął się nieco skłębiony do środka, jak zwykle ze zwieszoną głową i z niemal niedosłyszalnym „dzień dobry”, zajął miejsce tuż obok @Elizaveta Konstantinova, której blond włosy i fikuśny styl poznał nawet kątem oka. -Cz-Cześć.
Niamh O'Healy
Rok Nauki : V
Wiek : 20
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 178
C. szczególne : irlandzki dialekt, odstające uszy, krzywy ryj
W tym roku eliksiry nie kojarzyły jej się dobrze, a wszystko przez pierwszą lekcję z tym starym parszukiem Brownem, który ośmieszył na lekcji, bo mu się nie podobało, że mówiła inaczej. Buca już dawno nie było, ale jej nadal nie bardzo było po drodze do klasy eliksirów. Ostatecznie więcej jej nie było niż było i praktycznie nigdy nie przychodziła przygotowana. Nie inaczej było tym razem. Nie wiedziała nawet kto miał prowadzić lekcję, więc trochę zdziwiła się widząc Sanford siedzącą gdzieś w kącie nie zastanawiała się jednak nad tym na bardzo. Może sobie chciała posiedzieć gdzie indziej i tyle. Nie rozglądając się po sali, podeszła od razu do Bjorna, który miał tę główną zaletę, że nie był Anglikiem. Irlandczykiem też nie, ale nikt nie był idealny. Zresztą obok siedzieli chyba wszyscy obecni z Hufflepuffu, to co się miała wyłamywać. Dopiero kiedy usiadła zobaczyła, że kto inny siedzi na miejscu profesorki. - Chłop, dzie wlaz? - rzuciła żartobliwie do siedzących obok Puchonów, biorąc młodego mężczyznę za studenta. Dopiero po chwili oczy jej się powiększył, kiedy zaczęła łączyć fakty - Czeka... - przeniosła zdziwione spojrzenie na Bjorna, który jako prefekt powinien się chyba najlepiej orientować w takie rzeczy - Ten smurgiel jest uczyciel?!
Charlie O. Rowle
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 188cm
C. szczególne : łobuzerski, i rozbrajający uśmiech. nadmiar energii, pali
Eliksiry były mu tak niesamowicie obojętne, że pewnie musiało być im przykro. Nie były trudne, nie były też łatwe — przedmiot neutralny, idealny do chodzenia na niego w celu podciągnięcia sobie ocen. Liczył po cichu, że uda mu się podwędzić kilka fiolek eliksiru euforii, gdyby magazynek był otwarty. Charles zebrał się w sobie i wstał z łóżka, wciągając mundurek. Zacisnął pod szyją krawat — krzywo zawiązany, bo tego nie umiał robić, wsuwając następnie buty i zabierając torbę na pasku, gdzie miał najpotrzebniejsze rzeczy, w tym paszteciki dyniowe i picie. Miał też podręcznik i te mniej ważne pierdoły. Przeczesał dłonią włosy przed lustrem, użył perfum i jeszcze upewnił się, że spakował fajki i zapalniczkę, bo bez tego by zwyczajnie umarł. Gwiżdżąc, wyszedł do pokoju wspólnego i gdy nie znalazł tam żadnego znajomego, ruszył prosto do sali eliksirów. Nie spodziewał się, jak cudowna niespodzianka go spotka! Jakże buzia mu się rozpromieniła, jak wytrzeszczył oczy, gdy ukazało się przed nim oblicze nikogo innego, jak @Nathaniel Bloodworth ! Rozejrzał się dookoła, uszczypnął w policzek i wszedł do klasy z miną uradowanego i pełnego podziwu dziecka. Nie dość, że nie lubił szlam, to jeszcze był inteligenty i udało mu się uzyskać posadę asystenta Sanford, która siedziała struta gdzieś w rogu. Wszyscy plotkowali, szepty nie ominęły Rowle'owych uszu. Podszedł do biura i zlustrował go zielonymi tęczówkami. - Dzień Dobry Panie Profesorze. - specjalnie go tak tytułował i w sumie chciał zająć ostatnie miejsce, ale nie mógł ominąć okazania mu swojego szacunku i sympatii. Poprawił torbę na ramieniu, zerkając na tkwiące na zdjęciu biurka i unosząc brwi, prychnął bezgłośnie z rozbawionym uśmiechem. - Chyba eliksiry awansują w moim rankingu popularności. Ruszył w stronę ostatniej ławki i rozsiadł się niczym książę, wyjmując z torby książkę i pergamin, a następnie przewieszając ją przez oparcie krzesła, wsunął się nieco. Skrzyżował ręce na torsie, tupiąc sobie nogą w rytm tkwiącej w głowie piosenki. Nie minęła chwila, a do klasy weszła również znajoma puchonka. Rzuciła książką ostentacyjnie, jakoś tak niebezpiecznie blisko jego biednego pergaminu. Spojrzał na nią zdziwiony, bo wyglądała, jakby miała zemdleć lub zobaczyła ducha. Przekręcił głowę w bok, gdy wpadła w jakiś szał i letarg, z czego nie zrozumiał absolutnie ani słowa. Gdy usłyszał swoje nazwisko, uniósł ręce do góry w geście obronnym. - Nic nie zrobiłem, nie mam pojęcia, o co Ci chodzi. - rzucił pośpiesznie, na wszelki wypadek odsuwając się nieco z krzesłem na bok, bo nie chciałby dostać jej torbą po głowie za samo spojrzenie. Na twarzy ślizgona tkwiło jednak dziwne rozbawienie, bo wcześniej jej tak zbulwersowanej nie widział. Zagryzł dolną wargę, a następnie sięgnął po swój podręcznik i otworzył na losowej stronie, udając, że czyta, uśmiechając się pod nosem. Nawet zachowanie jasnowłosej nie mogło popsuć mu już lekcji. Pojawienie się Emily również, jedynie zerknął na nią chłodno i pod bladł, kiwając delikatnie głową na przywitanie, a potem znów traktując ją niczym powietrze. Jeszcze nie ochłonął po świętach. Dopiero wtedy dotarły do niego słowa koleżanki z ławki, na co uniósł brew, znów nie rozumiejąc. - Masz na myśli Emily? Ta, czasem tylko zdjęcia są w porządku.
Nathaniel Bloodworth
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 190 cm
C. szczególne : Lewa ręka: pochłaniacz magii, sygnet rodu | prawa ręka: od łokcia w dół pokryta paskudnymi bliznami, runiczne tatuaże na ramieniu | blizna pod łopatką
Nic nie miało iść jak z płatka... i właściwie trudno powiedzieć czy był tym w ogóle zaskoczony. Pierwsze osoby pojawiły się w sali wcześniej niż się spodziewał i uświadomiło mu to tylko, że szkolna atmosfera jest dla niego zaledwie zakurzonym wspomnieniem. Musiał uczyć się wszystkiego na nowo – może właśnie dlatego nie wyczuł podstępu kiedy w sali pojawiła się Heaven w towarzystwie dziwnie znajomo wyglądającej koleżanki. Skinął głową i odpowiedział jej dość bezbarwnym dzień dobry, dokładnie takim, jakim obdarzał każdą inną wchodzącą do klasy osobę. Wrócił do swoich notatek i podniósł wzrok dopiero kiedy pojawiła się przed nim kartka wyrwana z wizbooka. Kartka z postem. Jego postem. Sięgnął po nią, przyjrzał jej się krótko, a potem złożył starannie i wsunął do kieszeni spodni. Zaraz potem w sali pojawił się Mefistofeles, a kiedy zauważył kogo takiego trzyma na rękach, potrzebował dużo samokontroli, by nie zareagować impulsywnie, choć i tak skrzywił się nieznacznie. Porzucił notatki, świadom, że nie będzie w stanie już się na nich skupić i wyprostował się na swoim krześle. — Panie Nox, jeśli brak panu fizycznych ćwiczeń, sala eliksirów nie jest do tego najlepszym miejscem. A jeśli doskwiera panu zbyt duża nuda, może Pan poszukać rozrywki na korytarzu, do rozpoczęcia lekcji zostało jeszcze kilka chwil — chciał kazać mu odstawić Emily, ale dziewczyna miała na tyle rozumu, by zrobić to własno...nożnie. Wyciągnął za to różdżkę i przywołał do siebie rozsiane przez Heaven kartki, które jeszcze nie zostały przez nikogo zgarnięte. Te ułożyły się w zgrabny stosik na rogu jego biurka. — Dziękuję, panno Lanceley. Proszę zająć miejsca. Panno Dear... — zawiesił głos, odnajdując ją wzrokiem w zapełniającej się szybko klasie. Nie widział jak rozsyłała samolociki, ale ze wszystkich zebranych tu osób, ona jedna miała wgląd do jego postów, wniosek był więc osobisty. — ...bardzo doceniam chęć ubarwienia prowadzonych przeze mnie zajęć, ale zaręczam, że sam sobie z tym poradzę. Wolałbym żeby o atrakcyjności tych zajęć świadczyły nie zdjęcia, a przekazywana tu wiedza. Slytherin traci dziesięć punktów. Na widok kuzynki był... w gruncie rzeczy przygotowany, ale sposób w jaki zareagowała na jego widok wcale nie podniósł go na duchu. Może nawet straciłby rezon gdyby nie entuzjastyczne powitanie Charliego i małej Swansea. — Panno Leavsseur, będę wdzięczny, jeśli przestanie panna rzucać przedmiotami. Jeszcze raz przypominam, że to eliksiry, nie trening Quidditcha, jeśli ktoś do tej pory trwał w niewiedzy, ma ostatnią szansę żeby przenieść się na boisko. Ludzie reagowali różnie. Jedni byli zdziwieni, inni, jak mu się zdawało, wiedzieli co albo kto czeka na nich w klasie. Słyszał kilka pochlebnych komentarzy i znacznie więcej zarzutów wobec wieku, ale, cóż, nie przejmował się tym. Nie znali go, oceniali to co widzieli. Milczenie przerywał jedynie powitaniami, cierpliwie czekając aż wybije wyznaczona na rozpoczęcie lekcji godzina, a kiedy się to stało, wstał i stanął przed biurkiem, z listą obecności w ręku przysiadając na samym jego rancie. — Nazywam się Nathaniel Bloodworth i, jak pewnie się domyślacie, jestem asystentem pani profesor, która dziś ze względów zdrowotnych nie może poprowadzić zajęć. Z tego miejsca chcę Was poinformować, że na ten moment nie jestem żadnym profesorem, wystarczy zwykłe „pan”. — uśmiechnął się delikatnie i przeszedł do sprawdzenia listy obecności, co zrobił głównie po to, by zapoznać się choć odrobinę z ich nazwiskami. Znał głównie tych, którzy pochodzili z zamożnych rodów, reszta stanowiła dla niego zagadkę. — Zajmiemy się dzisiaj eliksirem czuwania. Prawidłowo przygotowany, pachnie niezbyt zachęcająco, ale czasem warto zignorować pierwsze wrażenie... zwłaszcza teraz, kiedy pierwszy semestr powoli dobiega końca. Czy ktoś z Was jest w stanie w skrócie opisać sposób jego działania? — poczekał aż z klasy padnie odpowiedź, a jeśli nic podobnego nie nastąpiło, sam wyjaśnił do czego służy ta substancja. — A czy ktoś wie co może się wydarzyć w razie zażywania zbyt dużych dawek z zbyt krótkich odstępach czasu? — Tu sytuacja się powtórzyła. Dopiero po zadaniu tych pytań przeszedł do niezbyt długiej, ale treściwej części teoretycznej dotyczącej poszczególnych składników, sposobu ich przygotowywania oraz samego warzenia i dawkowania mikstury. Na koniec zarządził zaś wycieczkę do gabloty ze składnikami.
Czesc teoretyczna:
Rzuć jedną literą. Jeśli uważasz, że Twoja postać nie jest skoncentrowana na słuchaniu i sporządzaniu notatek, możesz dowolnie zaniżyć wynik, nie możesz go jednak zwiększać.
A, B: To chyba nie jest Twój dzień… może się nie wyspałeś, może temat nie zainteresował Cię wystarczająco, może nauczyciel nie potrafi uczyć… przyczyna nie jest istotna, ważne jest to, że Twój umysł bardziej niż gąbkę, przypomina głaz. Ciężki głaz. Tak ciężki jak Twoje powieki. (w następnym etapie otrzymujesz -1 do wyniku kości) C, D: Coś sprawia, że nie do końca potrafisz utrzymać skupienie. Ktoś szura krzesłem? Ktoś próbuje prowadzić szeptaną rozmowę tuż za Twoimi plecami? Nie potrafisz oswoić się ze sposobem w jaki prowadzona jest lekcja, bo robi to nowa osoba? Może problem leży w prowadzącym, a może w tym, że myślisz o niebieskich kokosach migdałach? Cokolwiek to jest, zdecydowanie Cię rozprasza. E, F, G: Lekcja nie jest ani porywająca, ani zupełnie usypiająca. Wpuszczasz wszystko jednym uchem, część wypuszczasz drugą, a reszta obija się gdzieś po Twojej głowie, leniwie przybierając kształt notatek. Od czasu do czasu przyozdabia je jakiś stworzony bezwiednie rysunek, ale w ogólnym rozrachunku nie jest źle. H, I: Może to zapach kawy rozchodzący się po klasie, a może widok nowej twarzy tak Cię ożywił? Jesteś pobudzony (a przynajmniej nie śpiący), gotowy do chłonięcia wiedzy i sporządzania notatek i czujesz, że z tej lekcji wyjdziesz bogatszy o wiedzę. (w następnym etapie otrzymujesz +1 do wyniku kości) J: Słuchasz i notujesz z taką dokładnością, że na koniec wywodu nauczyciela masz przed sobą perfekcyjne zapiski, które na pewno przydadzą Ci się jeszcze nie raz i nie dwa. Nie tylko lepiej rozumiesz temat dzisiejszych zajęć, ale i wyłapałeś kilka wskazówek na przyszłość (w następnym etapie otrzymujesz +1 do wyniku kości i dodatkowy bonus na następnej prowadzonej przez Nathaniela lekcji)
Wybór skladników:
Rzuć jedną kością. 1. W pobliżu Twojej ławki komuś chyba coś się rozlało. Podłoga w tym miejscu okazuje się być śliska i ledwo stawiasz dwa kroki, a już lądujesz tyłkiem na podłodze. Rzuć kością jeszcze raz: Parzysta: pod inną ławką zauważasz 15 galeonów, które najwyraźniej możesz sobie wziąć. Nieparzysta: nie zauważasz, że podczas upadku z Twojej kieszeni wypada 15 galeonów. 2. Podczas poszukiwania składników znajdujesz fiolkę wypełnioną nie składnikiem, a… gotowym eliksirem! Jeśli rozejrzysz się uważnie i wyczujesz moment kiedy nauczyciel na Ciebie nie patrzy, może być Twój. Rzuć kością na eliksir aby przekonać się co takiego wpadło w Twoje ręce. 3. Do półki ze składnikami dopadasz jako jedna z pierwszych osób, co pozwala Ci na wybranie najlepszych okazów. Co prawda wymagało to od Ciebie albo szybkiej reakcji, albo odpowiedniej determinacji, ale chyba było warto (w następnym etapie otrzymujesz +1 do wyniku kości) 4. Znajdujesz słoik, który według opisu zawiera potrzebny Ci składnik, a którego nikt przed Tobą najwyraźniej nie zauważył. Rzuć kością jeszcze raz: Parzysta: W ostatniej chwili zauważasz, że coś jest nie tak i zgłaszasz sprawę nauczycielowi, zdobywając tym samym +10 punktów dla domu. Nieparzysta: Może zabrakło Ci wiedzy, a może po prostu nie pomyślałeś, że etykieta może nie zgadzać się z rzeczywistą zawartością… bierzesz ze sobą niewłaściwy składnik (w następnym etapie otrzymujesz -1 do wyniku kości). 5. Ktoś był chyba mocno zdeterminowany żeby wybrać to co najlepsze zanim składniki rozejdą się wśród uczniów; podążając do półek, rozpychał się łokciami tak mocno, że uderzył Cię w ramię. Trudno powiedzieć czy gorszy jest siniak, którego niewątpliwie Ci nabił, czy niesmak jaki pozostawił po sobie swoim zachowaniem. Trafiają Ci się nieco gorsze składniki, choć nie na tyle, by miały rażący wpływ na jakość eliksiru. 6. Wycieczka po składniki i ich poszukiwanie przebiegły bez większych rewelacji – stroniąc od przepychanek reszty, spokojnie wziąłeś to co, czego potrzebowałeś.
Kilka zasad: 1. Można się jeszcze spóźnić, ale każde spóźnienie wiąże się z odjęciem punktów domu (-10) 2. Za każde 8pkt z eliksirów przysługuje 1 przerzut. Ilość przerzutów dotyczy całej lekcji, nie poszczególnego etapu. 3. Nie zgłaszajcie zysków i strat w temacie z upomnieniami/płatnościami, wszystko zostanie rozliczone na koniec lekcji. 4. Termin odpisu to 24 stycznia, godz. 23:00 5. Należy wypełnić wzór:
Kod:
<zg>Punkty w kuferku:</zg> wpisz swoje pkt z eliksirów <zg>Część teoretyczna:</zg> [url=wpisz link do rzutu]Wynik kości[/url] <zg>Szukanie składników:</zg> [url=wpisz link do rzutu]Wynik kości[/url] <zg>Zysk/strata:</zg> wpisz przedmioty/galeony lub —
Elaine J. Swansea
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 174 cm
C. szczególne : pomalowane usta, wyprostowane plecy; metamorfomagicznie zwiększony wzrost;
Punkty w kuferku: 0 Część teoretyczna:C jak centaur Szukanie składników:1 - przewracam się :c -> (parzysta) Zysk/strata: +15 galeonów
Sposób w jaki Nathaniel zwracał uwagę poszczególnym osobom był... nie do ruszenia. Zachowywał się nienagannie, używał odpowiedniego słownictwa i Ela, jako wieloletni prefekt, nie mogła zarzucić mu niczego pod kątem pedagogicznego zachowania. Ostatnio zwracała na to uwagę, bowiem u profesora Bozika zauważyła kilka niedociągnięć, które ją niestety raziły w oczy. Tutaj nie mogła niczego mu zarzucić i poniekąd się cieszyła. Nie była pewna jak się ma zachowywać wobec Nathaniela, skoro zna go poza szkołą i co więcej, ostatnio rozmawiała o nim z Emily. Postanowiła zatem prywatne odczucia zostawić na inny czas, a teraz wcielić się w pełni w studentkę. Wyprostowała się na krześle, żałując, że miejsce obok jest przeraźliwie puste i zapisała na górze zeszytu drukowanymi literami "Eliksir czuwania", a tuż obok datę plus dopisek, że prowadzi to Nathaniel (a obok wykrzyknik, ot tak). Postukała palcami o dolną wargę i zastanawiała się skąd kojarzy się jej ta nazwa. Ktoś jej coś na ten temat mówił, a im dalej sobie przypominała tym pamięć pozwalala wydobyć schomikowaną wiedzę. Uniosła rękę, zgłaszając się do odpowiedzi. - Eliksir czuwania dodaje energii i wydłuża czas aktywności bez snu. Poprawia koncentrację, a jego inna nazwa to eliksir bezsenności. - nie była pewna czy dobrze ubrała wszystko w słowa, ale sens był ten sam. Nie mogła odpowiedzieć na drugą część pytania, bowiem rozproszył ją głos uczniów za jej plecami. Nie tylko rozmowa wybiła ją z koncentracji, ale najwidoczniej ktoś postanowił szurać krzesłem, a za oknem (przy którym siedziała) jacyś uczniowie darli się (ganiali korytarzem w czasie trwania lekcji!) przez co nie była w stanie wyłapać wszystkich słów Nathaniela. Sfrustrowana zapisywała to, co się dało. Rozmasowała swoje skronie, by jakoś zebrać myśli lecz na niewiele to się zdało. Westchnęła, przesunęła kosmyk włosów z czoła i wywróciła oczami widząc, że nabrał purpurowego odcienia. Jak zawsze... jak zawsze. Wstała z podręcznikiem po składniki. Nie odeszła daleko, bowiem się... poślizgnęła. Cicho krzyknęła, gdy wylądowała tyłkiem na podłodze, wypuszczając w powietrzu książkę. - Jeśli ktoś coś wylewa to wypada to posprzątać... - powiedziała z przekąsem, próbując się podnieść do pionu. Zauważyła kilka galeonów gdzieś w kącie, więc sięgnęła by sprawdzić ilość. Chociaż tyle pożytku z twardego lądowania! Przytrzymała się ławki i wstała. Ominęła śliską plamę i nieco utykając (nie była ani trochę odporna na ból), ruszyła po składniki. Przynajmniej tam nic się kłopotliwego nie wydarzyło! Po zebraniu wszystkich z listy wróciła do ławki okrężną drogą i usiadła na swoim miejscu, by rozmasować obolałe udo.
Jeremy Dunbar
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 179
C. szczególne : Ruchome tatuaże na prawym ramieniu, wyszczerz na gębie, kocia sierść na ubraniu, zapach gumy balonowej.
Punkty w kuferku: 15 (+2) Część teoretyczna:I jak Imperio Szukanie składników:1 przerzucone na 5 Zysk/strata: +1 do wyniku kości w następnym etapie
Jeszcze zanim na dobre rozpoczęła się lekcja postanowił odpowiedzieć cokolwiek do Bruna. Rzucił niechętnie okiem na nauczyciela i westchnął. - Widziałem już raz tę paskudną gębę. - mruknął cicho do Gryfona i szturchnął go dyskretnie, aby się już obaj zamknęli. Ostatnią rzeczą jaką dzisiaj planował robić to podpadać tej czystokrwistej paskudzie. Sposób w jaki siekał ludzi za nieuwagę rozbawiłby go, gdyby nie miał z nim na pieńku. Oparł się wygodnie o krzesło, nogi wyciągając przed siebie i prostując je w kolanach. Nie zamierzał odpowiadać na pytania, mimo że znał odpowiedź. Mimo wszystko zapisywał to, co Bloodworth opowiadał uznawszy, że łatwiej będzie mu przetrwać tę lekcję, jeśli zajmie czymś ręce. Niechętnie musiał przyznać, że ten się przygotował do prowadzenia zajęć, bo o zgrozo (!) opowiadał o eliksirze czuwania w całkiem przyjemny sposób. Wykrzywił się, ale po kilkunastu minutach miał wszystko dobrze zapisane. Podniósł się z ławki, by iść po składniki i w tym momencie jego wzrok padł w kierunku @Emily Rowle, wyraźnie... załamanej? To pierwsza z sytuacji, kiedy nie miał jak jej uniknąć, więc jedynie musnął ją obojętnym wzrokiem i ruszył do półek. Zrobiła dobre ciastka. Niemal dał się nimi udobruchać... ktoś musiał jej podpowiedzieć w jaki sposób go podejść, bo skąd mogłaby wiedzieć...? Zacisnął palce w pięść i po drodze do półek ktoś się przez niego przepchnął, dźgając go boleśnie w ramię. - EJ, UWAŻAJ JAK ŁAZISZ! - zawołał głośno i nerwowo w kierunku ziomka, który szedł po składniki niemalże po trupach. Zdał sobie sprawę, że jego dzisiejsze ożywienie na lekcji miało związek raczej z tłumioną złością aniżeli z satysfakcją wynoszoną z fajnego eliksiru, który dzisiaj będą warzyć. Zignorował ból w ramieniu uznawszy, że nie będzie pokazywać po sobie, że jest mu cokolwiek negatywnego. Z zaciśniętymi zębami sięgnął po składniki i musiał przyznać, że są beznadziejnej jakości. Niby kwalifikują się do uwarzenia, ale mimo wszystko jego eliksirowarska ambicja ucierpiała. Z braku laku zebrał to, co zostało i wrócił z powrotem do ławki, by ułożyć łupy w odpowiedniej kolejności i odległości od siebie. Westchnął i zerkał to na Bruno, to na Violettę.
- Cóż, lubię eliksiry i bez tego, ale fakt, to miły dodatek - przyznała i przewróciła oczami, kiedy Nessa podeszła do nich, żeby zbesztać je za jej zachowanie. Nawet zależało jej na punktach, ale zdecydowanie nie jej z tej dwójki zależało bardziej, a to napewno było tego warte. Pierwsza lekcja, nie mogło mu przecież iść za prosto, nie? Zresztą, Chloé miała rację, że to raczej dobra reklama. Powinien być wdzięczny. - Wyluzuj Ness, to tylko pomaga lepiej poznać naszego nowego nauczyciela - wzruszyła niewinnie ramionami i przyjęła kolejne minus dziesięć punktów, tym razem odjęte przez Nate'a. Żeby dwa razy dostawać za to samo, kiedy nawet nie widzieli momentu, w którym je rozsyła? To chyba jakaś dyskryminacja, czy coś. Młodych matek? - Nie wiem o czym pan mówi - odparła tylko, bo nawet jeśli on był pewien, że to ona, to dalej mogła grać głupią przed Sanford, a jej wolała nie podpadać, zwłaszcza, że eliksiry były dla niej ważne. Właśnie dlatego darowała sobie dalsze próby zakłócenia zajęć i słuchała co mężczyzna ma do powiedzenia. Po odpowiedzi Elaine, pojawiło się kolejne pytanie, a ona uniosła rękę. - No w sumie właśnie bezsenność, trochę nadpobudliwość, ewentualnie niezdrowo wyostrzone zmysły. Wszystko, co pozwala pozostać przytomnym w zbyt dużym natężeniu - stwierdziła i przeszła do robienia notatek, kiedy wykład się zaczął. Nie przegapiła ani słowa i była bardzo skrupulatna. Mimo startu i podejścia, które mogło wydawać się lekceważące, w klasie był nowy nauczyciel eliksirów a ona chciała pokazać, jak dobra jest. Wyostrzyła więc skupienie i nie dała się niczemu rozproszyć. Kiedy miała podejść po składniki, myślami została jeszcze na chwilę przy notatkach, w związku z czym nie zauważyła plamy na podłodze. Upadła na ziemię i skrzywiła się. Starała zebrać się jak najszybciej i nawet nie zauważyła, że wypadło jej 15 galeonów z kieszeni. - Świetnie, dobrze, że przynajmniej teraz mogę upadać bez wywoływania ogólnej paniki - rzuciła w kierunku Chloé, bo gdyby była w ciąży, to pewnie urosłoby do rangi ogromnego wypadku i wszyscy, łącznie z nią by się przejęli.
Punkty w kuferku: 50 Część teoretyczna:H Szukanie składników:1 i 5 Zysk/strata: - 15g i +1 w następnym etapie
Gabrielle Levasseur
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : długie, blond włosy, w okresie letnim - piegi na nosie i policzkach, tatuaż kwiatu niezapominajki na prawym obojczyku
Nie rozumiała tej dziwnej radości, którą wydawał się emanować Rowle, gdy tylko przekroczył próg klasy. Była ona tak dalekim uczuciem do tych, które odczuwała panienka Levasseur, że ich postacie stanowiły idealny kontrast. Cały spokój, jaki starała się osiągnąć przed znienawidzonymi zajęciami, prysnął w jednej chwili niczym bańka mydlana, kiedy spojrzenie zielonych oczu napotkało postać Nathaniela (@Nathaniel Bloodworth). Nie sądziła, że tak wiele złości i żalu wymierzone w jego postać skrywa w swoim sercu. Wybuch był mimowolny, nie potrafiła zapanować nad targającymi nią emocjami i tylko resztki zdrowego rozsądku powstrzymały ją przed podejściem do mężczyzny i wymierzeniem mu siarczystego policzka. Prychnęła cicho pod nosem słysząc jego uwagę, jednak nie podniosła wzroku. Na ile było to możliwe miała zamiar traktować go niczym powietrze. W kierunku Charliego (@Charlie O. Rowle) miała rzucić kolejną niemiłą uwagę, lecz ugryzła się w język. Bo czemu on miał obrywać, kiedy chęć popełnienia mordu skierowana była w stronę Nathaniela? W innych okolicznościach zapewne roześmiałaby się widząc, że odsuwa się od niej, lecz tym razem była tak rozwścieczona, iż nie myślała o tym. Zmarszczyła czoło, gdy wspomniał o Emily, mimochodem spojrzenie Puchonki uciekło w stronę panienki Rowle (@Emily Rowle), której - gdy tylko dowiedziała się o jej zaręczynach ze swoim kuzynem - bardzo współczuła. Jeśli Em uchwyciła spojrzenie Gab, ta uśmiechnęła się do niej delikatnie widząc, że miną Ślizgonki również nie wyraża zadowolenia. - Nie. - odpowiedziała na pytanie bruneta, przenosząc wzrok na niego - Mówię o Nathanielu. Jest narzeczonym twojej siostry a nie wiesz, że jest… -powiedziała milknąc na chwilę - że był moim kuzynem? - zaśmiała się kpiąco - Dobre sobie. W każdym razie nie ma to już znaczenia, bo ten człowiek już dla mnie nie istnieje - oznajmiła zaciskając palce w pięści. Jak mogła określać Nathaniela mianem rodziny skoro tak długo miał ją w głębokim poważniu? Ignorując każdą próbę kontaktu, którą podejmowała? Dobre sobie! ponownie prychnęła tym razem do własnych myśli. Na szczęście lekcja się rozpoczęła nawet jeśli ona sama nie brała w niej zbyt czynnego udziału; słuchała jednym uchem wszystkiego co nowy asystent nauczycielki miał do powiedzenia, zaś drugim wypuszczała, to pisząc kilka słów dotyczących strikte eliksirów, by sekundę później narysować ludzką czaszkę. Była w podłym nastroju, jednocześnie próbowała skupić się na lekcji na tyle mocno, aby coś z niej wynieść skoro już się na niej pojawiła. Nawet nie uniosła dłoni, choć odpowiedź na zadane pytanie do trudnych nie należała. Zamiast tego wolała siedzieć cicho i nie wychylać spośród tłumu, w duchu dziękując, że w sali jest tak dużo osób. Po składniki podeszła jako jedna z pierwszych osób, dzięki czemu uniknęła przepychanki między innymi, w spokoju odnajdując to czego potrzebowała. Szło jej to z zadziwiającą łatwością, dlatego już po chwili wróciła na swoje miejsce ze wszystkimi potrzebnymi rzeczami.
Punkty w kuferku: 1 pkt Część teoretyczna:Literka "E" E, F, G: Lekcja nie jest ani porywająca, ani zupełnie usypiająca. Wpuszczasz wszystko jednym uchem, część wypuszczasz drugą, a reszta obija się gdzieś po Twojej głowie, leniwie przybierając kształt notatek. Od czasu do czasu przyozdabia je jakiś stworzony bezwiednie rysunek, ale w ogólnym rozrachunku nie jest źle. Szukanie składników:liczba "6" 6. Wycieczka po składniki i ich poszukiwanie przebiegły bez większych rewelacji – stroniąc od przepychanek reszty, spokojnie wziąłeś to co, czego potrzebowałeś. Zysk/strata: wpisz przedmioty/galeony lub
Bjørn H. Nordhagen
Rok Nauki : VI
Wiek : 21
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 182cm
C. szczególne : Blizna na lewej łopatce, włosy w nieładzie, bardzo jasna cera, heterochromia centralna
Punkty w kuferku: 1 Część teoretyczna:F Szukanie składników:5 Zysk/strata: —
Podskoczył lekko, gdy jakaś małpiatka zaczęła go łaskotać. Na szczęście nie wydał z siebie zdziwiono-wystraszono-zaskoczonego piśnięcia, bo to by dostarczyło studentkom kolejnej porcji śmiechu. Pacnął lekko jedną z dłoni Hawthorne'a, żeby się odczepił od jego boków. Nie na lekcji takie zabawy, nawet jeśli było jeszcze przed lekcją. Byli w klasie, z nauczycielką i kimś kto albo był jakimś stażystą albo stanie się następcą pani Sanford. – Tam jest O – westchnął ciężko. Czasami te żarty bywały już męczące, ale przyzwyczaił się do wszelakich docinków dotyczących tej „skreślonej litery”. Ellisowi mózg by wybuchł jakby usłyszał jak się wymawia Håvard. – Siadaj z zadkiem, nie siej paniki. Żadnej kartkówki nie było. Jeszcze. – Zaprzeczył jego pytaniu, zerknął też na Puchonkę, która odwróciła się w ich stronę. Pokręcił lekko głową. Nie wiedział jakim rodzajem nauczyciela może być ten nowy profesor, może nienawidził wszystkiego co żyje jak Fairwyn i za rozlatane kartki oraz chichoty zaraz będą mieć piekło na Ziemi do końca roku. To by było okropne. Już miał zwrócić uwagę Gabrielle, kiedy na szczęście zrobił to mężczyzna siedzący za biurkiem. Chyba będzie musiał po zajęciach spytać w czym rzecz, żeby jej kolejny wybuch nie pozbawił przypadkowo Hufflepuffu punktów. I tak dyndali na samym końcu łańcucha pokarmowego tabeli wyników, byłoby beznadziejnie spaść jeszcze niżej przez prywatne problemy, które być może da się załatwić samą rozmową. – Chyba tak – odpowiedział Niamh, która znalazła się niedaleko niego. Nie słyszał nic o Nathanielu, w przeciwieństwie najwyraźniej do pozostałej części sali. Był równie zdziwiony co każdy, że będzie on prowadził zajęcia, ale lepiej, żeby Sanford nie nadwyrężała swojego zdrowia jeszcze bardziej niż było to konieczne. Nic nie miał do wieku nauczyciela, liczyło się to czy posiada wiedzę. Tak naprawdę nawet uczeń mógłby przygotować zajęcia, gdyby wcześniej poszperał po książkach. Może z uwarzeniem eliksiru mogłoby być różnie, ale za to część teoretyczną dałoby się poprowadzić bez problemu. Nie zgłosił się do odpowiedzi, gdy lekcja się już zaczęła. Raz, że nie był do końca pewien, a dwa, że zaraz odpowiedziały chętne do tego osoby. Eliksiry, choć ciekawe, bo głównie praktyczne, nie były jakoś jego mocną stroną. Ogarniał podstawy i kilka ciekawostek, nic więcej. Słuchał wywodu asystenta, choć nie wszystko w pełni do niego docierało. Skrobał notatkę wgapiając się gdzieś w tło za plecami nauczyciela, czasem zerkając na pergamin czy za bardzo nie skręcił z linii prostej na pisanie po skosie. Część z zamyślenia zapisał po norwesku, tu i ówdzie narysował jakieś palmy i kokosy. Ostatecznie jednak zapisał to, co było najważniejsze i liczył na to, że ktoś z okolicznych Puchonów uważał na tyle, żeby w razie co mu podpowiedzieć. Nie chciał przypadkowo pokroić składników w plasterki, gdyby było trzeba w kostkę albo zamieszać o jeden raz za dużo w złą stronę. Idąc po składniki zarobił z łokcia w ramię. Na moment oprzytomniał, rozejrzał się wśród głów by dostrzec tego nicponia, któremu tak się spieszyło po najlepsze kęski. – Co za zezwierzęcenie dzisiaj – burknął pod nosem i potarł miejsce, w którym na pewno będzie miał siniaka. Nie tylko on zresztą oberwał, sądząc po dosłyszalnym krzyku któregoś studenta. Nie rozumiał jak można być takim bucem. Składniki to składniki, nie było się co do nich pchać. Mieli po prostu uwarzyć coś właściwie, a nie perfekcyjnie. Wiadomo, że nic nie musiało wyjść idealnie za pierwszym razem. Wrócił do ławki z tym, czego potrzebował i bonusowym siniakiem na ramieniu. Oby się Ellis nie dowiedział, że boli go ręka, bo będzie go specjalnie w to miejsce szturchał.
Nancy A. Williams
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Burza brązowych loków na głowie i uśmiech przyklejony do twarzy, tatuaż z runą algiz na lewej kostce
Punkty w kuferku: 0 Część teoretyczna:B jak bombarda Szukanie składników:4 i 3 Zysk/strata: - 2 do rzutu w następnym etapie
Ostatnio nie była w dobrych relacjach z podręcznikami i na myśl o kartkówce wpadła w lekką panikę. Na ostatnich zajęciach na jakich była wyleciała z sali za nieprzygotowanie i mimo, że nie należała do tych najambitniejszych uczniów to trochę się tym przejęła. Stety, niestety nie na tyle, by lepiej przygotować się do zajęć z eliksirów. Już miała otwierać książkę, żeby chociaż zerknąć co będą dziś robić, kiedy w sali w końcu pojawił się ktoś kogo znała! - Zajęte specjalnie dla ciebie! - wykrzyknęła entuzjastycznie kiedy @Gabrielle R. Swansea się do niej przysiadła. - Merlinowi dzięki, że jesteś! Emocjonalne wsparcie na eliksirach to coś bez czego bym tych zajęć nie przeżyła... - Westchnęła teatralnie, ale zaraz na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Przypomniała sobie, że ma w torbie coś pysznego i póki lekcja się nie zaczęła postanowiła z tego skorzystać. - Hej, mam coś dla ciebie. - powiedziała wyciągając w stronę koleżanki pudełko z ciasteczkami , które dostała ostatnio z listem od prefekta Puchonów. Jak tylko Gabrielle się poczęstowała szybko schowała pudełko, bo właśnie prowadzący zaczął się przedstawiać. I w tym momencie mimo, że jeszcze przed chwilą tryskała energią nagle poczuła, że zaczyna odpływać. Podparła głowę na ręce, bo nagle zrobiła się jakaś niemożliwie ciężka. Tak samo jak jej powieki. Rany, ile mogą ważyć powieki? Nawet nie słyszała zadanego pytania, ani nic co Nathaniel powiedział później. Jej pióro zawisło w jednym miejscu nad pergaminem i jedyne co widniało na kartce to mały kleks, który zresztą rozpływał jej się przed oczami. Zaczęła się zastanawiać co przypomina. Mandragorę? Może miotłę? Nie, zdecydowanie przypomina ciepłe łóżeczko, które czeka na nią w dormitorium. Była tak strasznie śpiąca… Trzeba było jednak iść wczoraj spać o normalnej godzinie, zamiast czytać po nocach "Śpiącą z centaurami". Zamknęła oczy na dwie sekundy, a kiedy je otworzyła wszyscy już krzątali się po klasie szukając składników do części praktycznej. Przetarła zaspane oczy rękami i wstała z krzesła aby podejść do gabloty. Ostrożnie ominęła niezwykle niebezpieczną plamę, na której kilka osób zdążyło się poślizgnąć i niewiele myśląc złapała za pierwszy lepszy słoik z brzegu. Napis na etykiecie zgadzał się z tym co miała znaleźć, więc nie zastanawiając się dłużej zabrała go ze sobą i wróciła do ławki. Jeśli wyjdą jej z tego pomyje zamiast eliksiru pewnie i tak nie zorientuje się, że to wina kogoś kto podmienił etykiety.
Elizaveta Konstantinova
Rok Nauki : VI
Wiek : 20
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 164
C. szczególne : Albinoska -> białe włosy, brwi i rzęsy, bardzo jasna cera z różowymi akcentami
Punkty w kuferku: 0 Część teoretyczna:J jak jednorożec J: Słuchasz i notujesz z taką dokładnością, że na koniec wywodu nauczyciela masz przed sobą perfekcyjne zapiski, które na pewno przydadzą Ci się jeszcze nie raz i nie dwa. Nie tylko lepiej rozumiesz temat dzisiejszych zajęć, ale i wyłapałeś kilka wskazówek na przyszłość (w następnym etapie otrzymujesz +1 do wyniku kości i dodatkowy bonus na następnej prowadzonej przez Nathaniela lekcji) Szukanie składników:4 i następnie PARZYSTA Zysk/strata: +1 do wyniku kości w następnym etapie, bonus na następnej lekcji Nathaniela i +10 punktów dla Slytherinu <3
Choć początkowo była zmartwiona, szczególnie, kiedy nowy nauczyciel dosłownie pozamiatał wszystkich robiących mu problem w sali, wcale nie było tak źle, jak myślała. Na sam początek przyszedł @Akaiah Sæite, co już dodało jej pewności, a po chwili profesor poprosił, by nie nazywać go profesorem i był przy tym bardzo sympatyczny. - Cześć – przywitała się cicho z Akim. – Na początku się bałam, ale wydaje się miły – nie mogła się powstrzymać z podzieleniem się tym spostrzeżeniem, po chwili jednak wróciła nosem w notatki. Ich nauczyciel był zupełnie nowy, co sam zresztą przyznał, ale potrafił tłumaczyć w taki sposób, że Eliza rozumiała z marszu wszystko. Mówił w taki sposób, że od razu wiedziała, które rzeczy są ważniejsze, które należy podkreślić i zapisać dużymi literami, a które były tylko bardziej jako ciekawostka. Mogła szczerze przyznać, że tak wielu rzeczy nie nauczyła się w ciągu dwóch miesięcy, co właśnie podczas tych kilku minut, co jeszcze bardziej pokazuje jak jej nie po drodze z eliksirami było i jakie to osiągnięcie, że to zrozumiała za pierwszym razem. Tak się skupiła na notowaniu, że prawie nie wyłapała momentu, w którym mieli wstać i pójść po składniki – znak, że zaczynała się ta trudniejsza od teorii część, jej zastosowanie. Powoli zaczęła kolekcjonować potrzebne składniki, choć nie należało to do najłatwiejszych, biorąc pod uwagę, że wszyscy chcieli wyłapać co lepszej jakości elementy. W takich sytuacjach przydawały się jej wzrost i postura, bo z łatwością przemknęła między uczniami i wyłapała to, co potrzebowała. Gdy podeszła do stolika jeszcze raz przejrzała wszystkie składniki, by mieć pewność, że o niczym nie zapomniała. Jeden słoik zwrócił jej szczególną uwagę, niby było na nim napisane, że zawierał proszek, którego potrzebowała ale jakoś nie specjalnie wierzyła opisowi. Może i nie była prymusem z eliksirów, jednak czy na pewno powinien być takiego koloru? Otworzyła lekko wieczko, by poczuć zapach i natychmiast go zakręciła. To zdecydowanie nie był składnik, którym etykieta zarzekała się, że jest. Niepewnie podeszła do biurka @Nathaniel Bloodworth, nie chciała zwracać na siebie uwagi, lecz nie mogła tak po prostu zostawić tego słoika do użytku innych, mogłoby się to nie skończyć najlepiej. Przełknęła ślinę i podniosła wzrok, nie przepadała za rozmowami z nieznajomymi. - Panie profe… proszę pana – poprawiła się szybciutko, zrobiło jej się trochę głupio, jednak kontynuowała. – Wydaje mi się, że tego składnika nie powinno tutaj być, chyba ktoś się pomylił przesypując go do słoika. Postawiła na biurku winowajcę swojej małej wycieczki i była gotowa już wracać, gdy usłyszała, że Slytherin dostał 10 punktów dzięki temu. Nie spodziewała się tego, w końcu było to naturalne, że powinna coś takiego zgłosić. Zaskoczyło ją to na tyle, że aż wesoło się uśmiechnęła i spojrzała na @Nessa M. Lanceley z nieukrywaną dumą w oczach. W końcu udało się właśnie nadrobić to, co przed kilkoma minutami stracili! Dopiero po chwili ta nagła odwaga całkowicie z niej zeszła, kiedy zdała sobie sprawę, że wcale nie musiała sprawdzać co pani prefekt sobie pomyśli. Hogwart to nie dom jej ciotki a Nessa tym bardziej jej ciotką nie była. Nie było potrzeby tak się przejmować i szukać aprobaty czy pochwały. Zwiesiła znowu głowę i wróciła, tym razem na dobre, na swoje stanowisko.
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Kiedy obok niej pojawił się chłopak, który spytał czy może się dosiąść, przytaknęła jedynie z delikatnym uśmiechem. Nie zamierzała go w końcu wywalać skoro kulturalnie zapytał. Zresztą nie miała nic przeciwko towarzystwu o ile nie naprzykrzało się ono zbytnio. Wkrótce jednak lekcja się rozpoczęła, a Strauss zaczęła poczyniać odpowiednie notatki, gdy tylko nadeszła na to odpowiednia pora. Jak zawsze starała się poświęcić swoją uwagę temu, co aktualnie działo się w trakcie lekcji, nie bardzo przejmując się tym co też robili inni uczniowie. Mogliby nawet urządzać sobie klub pojedynków lub grać w rozbieranego eksplodującego durnia. Nie miało to znaczenia, bo jej wzrok był utkwiony na przemian w środku sali na prowadzącym zajęcia Nathanielu lub kawałku pergaminu, który powoli zapełniał się wszelkimi informacjami. Z pewnością ta lekcja będzie dla niej owocna. Po zakończeniu części teoretycznej obfitującej w wiele pytań i odpowiedzi nadszedł moment na to by zacząć poszukiwania składników, bo zaraz zacznie się wielkie eliksirowarzenie. Po oczywistym sprawdzeniu tego, co będzie jej w procesie tworzenia wywaru potrzebne, skierowała się do półek gdzie miały znajdować się odpowiednie ingrediencje. Przeszukiwała uważnie półki, starając się znaleźć wszystko, co byłoby jej potrzebne, ale w pewnym momencie jej uwagę przykuła fiolka, która z pewnością nie zawierała pojedynczego składnika. Wyglądało na to, że znalazła jeden z gotowych eliksirów, który musiał się komuś zawieruszyć. Ostrożnie rozejrzała się wokół i stwierdziwszy, że nikt jej nie obserwuje, schowała dyskretnie fiolkę do kieszeni. Kto wie, może kiedyś jej się to przyda? Dopiero wtedy wróciła na swoje stanowisko, by przygotować się do tworzenia eliksiru.
Punkty w kuferku: całkiem pokaźne zero Część teoretyczna i szukanko:J jak jednorożec oraz 2 Zysk/strata: +eliksir euforii
Chloé Swansea
Rok Nauki : VII
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 165
C. szczególne : Kolczyk w nosie i naturalny magnetyzm.
Punkty w kuferku: 1 Część teoretyczna:E Szukanie składników:4, potem 2 - parzysta Zysk/strata: +10 pkt dla Slytherinu
Opuściła nieco głowę, starając się ukryć rozbawienie. Nessa wyglądała tak poważnie, kiedy wykonywała swoje obowiązki prefekta. Swoją drogą, szanowała ją za to. Chloé nie nadawałaby się na to stanowisko, bo sama łamałaby zasady. Nessa mimo sympatii i przyjaźni potrafiła upomnieć i nawet odjąć punkty, jak teraz. Zapatrzyła się na Nathaniela, nie słysząc więc większości słów wypowiadanych przez Nessę. Dopiero kiedy usłyszała swoje imię, spojrzała na pannę Lanceley i zrobiła skruszoną minkę, choć wcale nie żałowała komentarza i tego, że nadal bezczelnie wpatrywała się w nowego nauczyciela. Lekcja zaczynała się trochę inaczej niż każda, bo obecność Nathaniela wywołała wśród uczniów różne reakcje. Lekcja powoli zbliżała się do startu, kiedy obok jej nogi pojawiło się jabłko. Chloé schyliła się i podniosła. Odwróciła się, szukając właściciela. Jej wzrok padł na otwartą torbę @Gabrielle R. Swansea i już wiedziała do kogo należało jabłko. - Gabs, miło z twojej strony, że przynosisz mi przekąskę, ale mogłabyś mi podać normalnie, a nie turlać po podłodze - powiedziała z rozbawieniem. Wstała i odniosła kuzynce jabłko. - No i wolałabym czekoladę - westchnęła ciężko, by kilku sekundach wyszczerzyć się do Gabrielle i wrócić do swojej ławki. W końcu lekcja się zaczęła i nawet można było odpowiedzieć na jakieś pytania. Chloé może nawet znałaby odpowiedzieć, gdyby nie fakt, że widok nauczyciela trochę ją rozpraszał. Po prostu zrobił na niej wrażenie i nie do końca mogła się skupić. Słuchała części teoretycznej, ale raczej niewiele zapamiętała. Coś tam skrobnęła na pergaminie, może nawet coś, co przyda się do dzisiejszej lekcji i egzaminów, ale raczej robiła to machinalnie niż faktycznie, skupiając się na lekcji. Czasem łapała się na tym, że kresli jakieś malutkie rysuneczki zamiast notatek. Najważniejsze jednak zapisała. Chyba. W końcu mieli iść po składniki i Chloé otrząsnęła się z letargu. Zerkając na swoje notatki wstała. W tym momencie Heaven poślizgnęła się na czymś obok ich ławki i wyrżnęła jak długa. Chloé wydała zduszony okrzyk i podała jej rękę, aby pomóc wstać. - Tak czy siak się przestraszyłam. Nic ci nie jest? - zapytała, a gdy upewniła się, że wszystko jest w porządku podeszła do gabloty, wybierając to, co będzie jej potrzebne. Wzięła w dłoń jeden ze słoików opisany etykietą, na której widniała nazwa składnika, który powinna znaleźć, ale... Coś jej nie pasowało. To nie był ten składnik, na pewno. Rozjerzała się wokół i w końcu ruszyła w kierunku Nathaniela. Dobrze się składało. Przy jego biurku stała już Elizaveta. Chloé usłyszała z czym tamta przyszła. - Och, mam chyba ten sam problem - powiedziała, robiąc przepraszającą minę. Wewnętrznie jednak cieszyła się, mogąc z bliska i bezczelnie przyglądać się przystojnej twarzy. - Chyba trzeba zrobić przegląd gabloty ze składnikami, skoro znalazły się już dwa źle opisane słoiki - dodała, oddając felerny słoik.
Gabrielle R. Swansea
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 1.78 m
C. szczególne : obecnie różowe włosy, bransoletki, pierścionki, drobny tatuaż na nadgarstku przedstawiający małą gitarę i na paluszkach gwiazdki i serduszka.
Do eliksirów to ona miała luźne podejście. Nie popisywała się wiedzą. Nie chciała również, jeśli już coś wiedziała; żeby to wypłynęło na światło dzienne. Swansea nie zamierzała zbierać laurów mądralińskiej, w końcu znalazła się w gryffońskim dormitorium, a nie krukońskim. No, a eliksiry to ona lubiła, ale tylko wtedy, jeśli były one interesujące. Przygotowywanie na przykład eliksiru słodkiego snu, usypiało ją od wymówienia nazwy lub spojrzenia w podręcznik na zlepki liter "Słodki Sen". Ja pitolę. Nie przykładała się do tego, czego nie lubiła. Podobnie było z lekcjami. Mogła coś lubić i umieć, ale niekoniecznie być z tego geniuszem i się popisywać wiedzą. Williams należała do tych tajemniczych dziewczyn. Sympatycznych, słuchających, ale małomówiących o sobie. W ogóle to nie przeszkadzało Gabrielle, zwłaszcza że Nancy tak dobrze ją znała. Te ciasteczka... - Przeżyłabyś. - Rzuciła luzacko i chwyciła za puchońskie ciasteczko. - Kurde, chyba nie skończę w Azkabanie, jak ugryzę waszemu borsukowi łba? - Obejrzała wypiek i wzruszyła ramionami, robiąc to, co powiedziała; zaczynając od głowy. - Zrobiłaś takie? - Spojrzała na @Nancy A. Williams podejrzanie nieco z ukosa. Niespodziewanie jej wzrok przykuła @Chloé Swansea, która podeszła do niej z jabłkiem przyprawionym o cały brud i kurz sali eliksirów. - O to moje? - Wzięła od kuzynki owoc. - Czekolady bym nie poturlała. Normalność jest przereklamowana. - Wytarła jabłko o mundurek, szkoda brudzić bluzy i zrobiła gryza. - A przepraszam. Chcesz kawałek? - Wyciągnęła nadgryziony owoc w stronę koleżanki z ławki Nancy, prawie zapominając, że jest na lekcji eliksirów. - Kurde lekcja jest. - Wrzuciła z powrotem do torby jabłko tym razem nadgryzione. Wytarła usta z soku i okruszków po ciachu i uśmiechnęła się, stwarzając pozory "ja nic nie zrobiłam", mając nadzieje, że @Nathaniel Bloodworth niczego nie zauważy. Sanford kompletnie się nie martwiła, bo gdyby ona coś zauważyła to i tak by nic nie powiedziała, w końcu zajęcia prowadzi ten młody gościu. Zaczęły się zajęcia, a ona słuchała jak nigdy. Całkowicie skoncentrowana, a może bardziej pobudzona, za to Nancy chyba składała się w objęcia Morfeusza. Nic dziwnego, że jest nogą z eliksirów. Lekko szturchnęła @Nancy A. Williams w bok, chcąc ją nieco rozbudzić. Swansea w ogóle nie zastanawiała się nad pytaniami Pana Bloodworth'a w oczekiwaniu, że sam odpowie, albo ktoś tam inny. Oczywiście musiała tu zabłysnąć jej kuzyneczka, bliźniaczka Elijaha. Po pitu pitu, przyszedł czas na udanie się do gablotki ze składnikami. Gabrielle była jedną z pierwszych osób, wręcz dobiegła do tych półeczek, jakby nie mogła się doczekać dalszych instrukcji, które wyda im młody pomocnik nauczycielki Sanford. Zdecydowanie coś brała. Zdecydowanie.
Punkty w kuferku: 8 pkt Część teoretyczna:I jak Imperio - Jesteś pobudzony (a przynajmniej nie śpiący), gotowy do chłonięcia wiedzy i sporządzania notatek i czujesz, że z tej lekcji wyjdziesz bogatszy o wiedzę. (+1 do wyniku kości) Szukanie składników:3 - Do półki ze składnikami dopadasz jako jedna z pierwszych osób (+1 do wyniku kości) Zysk/strata: —
Bruno O. Tarly
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183,5
C. szczególne : mocno zarysowane kości policzkowe, baran na głowie, typowo brytyjski akcent
Punkty w kuferku: 0 XD Część teoretyczna:J Szukanie składników:4 → 4 Zysk/strata: +10 pkt dla Gryffindoru; +1 do wyniku kości w kolejnym etapie i inne profity od Nejta
Przez to, że przyszedł na zajęcia tuż przed ich rozpoczęciem - ominęło go widowiskowe wnoszenie do sali Emily Rowle, tej Ślizgonki. Powyższego spektaklu akurat nie żałował, bardziej szkoda mu było, że nie zdążył dostrzec, jakież to kartki rozsyłała po sali druga Ślizgonka. Zanim zdążył złapać w locie magiczny samolocik - Chodzący Przypał już ukrócił tę zabawę. Nie zaspokoił swojej ciekawości, która teraz sięgała zenitu; musiał obejść się smakiem. Na słowa Jerry'ego odwrócił się posłusznie i skupił całą swoją uwagę na prowadzącym. Był zaintrygowany równoczesną obecnością profesor Sanford, chciał upewnić się, czy to jednorazowe zastępstwo, czy też młody jegomość od teraz przejmuje stanowisko nauczyciela Eliksirów. Jak się okazało po chwili - świeżak był stażystą. Mówił całkiem rzeczowo, z pełną kulturą i nienaganną postawą, ale w jego głosie dało się wyczuć pewien chłód i... drwinę? Jakoś nie przypadł do gustu panu Tarly'emu. Z każdym słowem Gryfon utwierdzał się w tym, że może być ciężko zaliczyć przedmiot, gdy pieczę nad nim sprawuje ten młodzieniaszek. Zebrał tylko małego plusika tym, że nie kazał się bezpodstawnie tytułować profesorem. Ciekawe ile miał lat... Wyglądał na góra dwadzieścia pięć. Bruno rozejrzał się ukradkiem, podczas trwania monologu prowadzącego. Chyba nie było w sali dziewczyny, która by nie wlepiała maślanych oczu w nowego stażystę. No, może było kilka normalnych, jak Niamh, ta Puchonka. Tarly miał ochotę zbić z nią piąteczkę. Nie pozostało mu jednak nic innego, jak przystąpić do wysłuchania części teoretycznej. Postanowił, że się wyjątkowo przyłoży do tego i wytęży swoje szare komórki. Skupił się tak bardzo, jak było to możliwe w jego wykonaniu, jakby był na Opiece Nad Magicznymi Stworzeniami, a nie na, ugh, Eliksirach. Wolał jednak popracować trochę i nie narobić przypału sobie ani innym Gryfonom przy nowym nauczycielu. Musiał go najpierw wybadać. Jeśli okaże się, że będzie można nieco zluzować, to na pewno z tego skorzysta. Nie odpowiedział na żadne z zadanych pytań, bo oczywiście nie miał takiej wiedzy. Pozwolił się więc wykazać innym, mądrzejszym. Zaskoczyło go to, z jaką dokładnością stażysta Bloodworth tłumaczy. Jakoś tak wszystko od razu trafiało do brunowej głowy i nawet układało się w logiczną całość. Nie mógł wyjść z podziwu, to było wręcz niemożliwe, że on - totalna noga z Eliksirów - łapie wszystko tak szybko i robi dobre notatki. Nie chciał jednak przerywać tej dobrej passy, notował więc skrupulatnie w dalszym ciągu. Pod koniec przejrzał swoje zapiski i był z siebie całkiem zadowolony: pomijając tragiczny charakter pisma - ujął w nich najważniejsze rzeczy, a nawet kilka ogólnych wskazówek i porad. Z lekkim niepokojem przeszedł do części praktycznej. Tutaj mogły wyjść na jaw jego dwie lewe ręce i brak umiejętności w tej dziedzinie magii. Nie przypominał sobie, by kiedykolwiek wcześniej przygotowywał Eliksir Czuwania. Niby miał ze sobą te perfekcyjne notatki, ale jednak w jedną godzinę dziewięciu lat nauki nie przeskoczy, choćby Nathaniel Bloodworth był najlepszym pedagogiem świata. Podszedł do regału z buteleczkami, flakonikami i słoiczkami najróżniejszej maści. Zawsze dostawał zawrotów głowy, gdy patrzył na ten różnoraki arsenał. Zerknął ponownie na listę potrzebnych składników i rozpoczął poszukiwania. Dziwnym trafem jeden flakonik stał na widoku i nikt go jeszcze nie wziął. Bruno wzruszył ramionami i chwycił pojemniczek, widocznie ma dzisiaj jakieś wyjątkowe szczęście. Już miał wracać do stanowiska pracy, gdy w ostatniej chwili zorientował się, że coś jest nie tak i nalepka na naczyniu zwyczajnie kłamie. Zmarszczył brwi i obejrzał składniki ze wszystkich stron, by upewnić się co do swoich podejrzeń. Nie za bardzo wiedział, co ma z tym fantem zrobić, ale nie chciał po prostu odstawiać flakonika na miejsce, bo znów ktoś nierozważny (jak on) się pomyli i dojdzie do katastrofy. Z eliksirami nie ma żartów. - Eee... Panie Bloodworth... - zaczął niepewnie, unosząc flakonik lekko ku górze, by stażysta mógł go dostrzec - Etykieta się nie zgadza. Jest.... Znaczy się... W błąd wprowadza. W środku są zupełnie inne... składniki. Jak się potem okazało, nie tylko on miał ten problem i kilkoro innych uczniów, w głównej mierze Ślizgonów (czemu oni zawsze są najlepsi w tej dziedzinie?!), również zgłosiło prowadzącemu błędy w opisach odczynników. Chyba czas na małe porządki w sali...
Punkty w kuferku: 24 + 3 (kociołek+amulet) Część teoretyczna:E Szukanie składników:3 Zysk/strata: w następnym etapie otrzymujesz +1 do wyniku kości
Westchnęła na słowa przyjaciółki, przymykając na chwilę oczy. Nawet nie miała pojęcia, jak wiele działo się w głowie rudzielca. Pomijając już dylematy związane z karierą i rodzicami, dochodziły jeszcze sprawy wątpliwej jakości życia towarzyskiego. Jak na tak niską i drobną osobę, otaczał ją olbrzymi mur chiński. Posłała jej jednak uśmiech, gdy tylko uniosła powieki i karmelowe ślepia skierowały w jej stronę spojrzenie. - Nawet nie wiesz Isa jak wiele. W pewien sposób entuzjazm i rozbawienie w głosie ślizgonki poprawiły jej humor. Droga minęła im szybko, tematów miały do nadrobienia naprawdę sporo. I chętnie spędziłaby z nią z więcej czasu, jednak nie miała w zwyczaju wagarowania — zwłaszcza przez wolno nadchodzącym końcem roku. Dodatkowo lubiła eliksiry, szkoda było je opuszczać. No i od prefekta naczelnego frekwencja w pewien sposób była wymagana. Oczywiście nowy asystent zwiastował nowe kłopoty, zwłaszcza wśród podatnych na ładne, męskie buźki dziewcząt ze Slytherinu. Westchnęła beznamiętnie, znów czując ten dziwny ciężar bijący od tak niewielkiej, złotej odznaki, którą nosiła przypiętą przy ubraniu. Już nie tylko ze względu na przyzwoitość, ale również na Emily - Chloé i Heaven powinny się zachować. Każdy przecież z magicznego świata wielkich rodów wiedział o jej zaręczynach z Bloodworth'em. Gdy tylko wypełniła obowiązki, wróciła do ławki i zabrała się za wypakowywanie podręcznika i innych niezbędnych do lekcji rzeczy ze swojej skórzanej torby. Jednocześnie prychnęła z rozbawieniem na słowa Cortezówny o tym, że powinna dać im i przede wszystkim sobie — trochę luzu. - Jak dasz palec, to wezmą całą rękę. Nie mogę, jeśli zależy mi na pucharze domów. -zaczęła z delikatnym wzruszeniem ramion i brutalną szczerością. Obiecała sobie, że Wielka Sala pokryta będzie zielenią i srebrem, jak będzie kończyła studia. Tylko czy je skończy? Tego nie wiedziała. Zakończenie edukacji zwiastowała nadejście rzeczy i pójście drogami, na które nie była jeszcze gotowa. Zaskoczona nagłą chęcią konspiracji ze strony brunetki, przechyliła głowę w jej stronę, jednak słysząc pytanie, dostała ataku kaszlu i upuściła podręcznik, który na szczęście zagłuszył ten rzucony przez Gabrielle. Podniosła na nią błyszczące ślepia o karmelowych tęczówkach, kręcąc głową. - Yyyyyy.... Nie wiem? Powiedzmy, że obecnie żyję z Twoim kuzynem w małym konflikcie. To skomplikowane. Odparła szeptem, schylając się po książkę i odgarniając kosmyk włosów za ucho, odetchnęła cicho. Miała bardziej mieszane względem Aleksandra uczucia, niż kiedykolwiek wcześniej z racji tego, że jawnie zapadł na syndrom Thatchera. Lekcja zaczęła się, a ona słuchała, wlepiając wzrok w nowego asystenta. Robiła notatki, przypominała sobie wszystko, co już przecież przerabiała w swoim szale nauki — nic więc dziwnego, że czasem na pergaminie pojawiał się kwiatek lub serce. Nessa miała dużą podzielność uwagi, jednak dziś wyjątkowo informację wpadały jej jednym uchem, a wypadały drugim. Wykład przebiegał spokojnie, a gdy mieli udać się po składniki, wstała z krzesła, poprawiając spódniczkę. Ruszyła wolnym krokiem do gablotki, jako jedna z pierwszych i miała szczęście wybrać najlepsze okazy składników, które później będą koniecznie do przygotowania eliksiru. Odrobinę korzystać ze swoich spojrzeń prefekta i odznaki, łatwo dotarła do celu, zabierając ze sobą potrzebne rzeczy. Gdy wracała do ławki, spotkała @Jeremy Dunbar, którego ktoś akurat uderzył z ramienia i sprawił, że się zachwiał lub go zabolało, nie była pewna. Rude kobiety były dość wredne i ona nie była tu wyjątkiem, więc nie omieszkała ów napastnika delikatnie i przypadkiem szturchnąć z łokcia w bok, bo była znacznie niższa. Wiedziała, że jej i tak nie powie słowa, bojąc się zapewnę zmiany w ślimaka, jak to było z Cassiusem. Musiała przyznać, że miała dużo spokoju od tamtej lekcji mugoloznawstwa. Wzrok ślizgonki znów powędrował w stronę gryfona, rzucając mu nieme "cześć" na przywitanie. Nie zabrakło też wyrazu twarzy "wszystko ok?". Od ich ostatniego spotkania minęło trochę czasu, a chłopak swoją reakcją nie dawał rudej spokoju. Wróciła na miejsce, siadając w milczeniu i kładąc przed sobą składniki, po czym zerknęła na leżący pod nogami kociołek. Chyba jednak na dziś się przyda. Spojrzała na Isabelle. - Masz już wszystko? Gdy rozejrzała się po klasie, jej uwagę przykuła @Elizaveta Konstantinova, której udało się zdobyć dziesięć punktów dla domu i znaleźć składnik, którego w gablocie nie powinno być. Posłała jej zadowolony uśmiech, zadowolona, że młoda ślizgonka się przykłada. Starsze koleżanki chyba wolały "obserwować" asystenta, niż faktycznie uczyć się eliksirów.
Madeleine Ford
Wiek : 24
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : brunetka,migdałowo-orzechowe oczy,piegi które dodają uroku,specyficzny prawostronny uśmiech,mały niebieski kolczyk w wardze po lewej stronie.
Mad wstała leniwie od stolika patrząc na swoje zapasy. Bardzo marne, większość musiała zabrać właśnie ze spiżarki. Pogrzebała trochę w spiżarce, aż znalazła wszystko co jej było potrzebne. Co prawda miała oprócz tego trochę niepotrzebnych rzeczy, no ale trzeba być przygotowanym na każdą ewentualność. Nadszedł czas na składniki kogo tu znowu przywiało tak ze musi się rozpychać po całości no ładnie dzięki za siniaki.Wszyscy lepsze składniki po zabierali było trzeba ruszyć się szybciej,teraz zostały mi gorsze składniki,i gorsza jakśc eliksiru oby bez jakiś skudków ubocznych choć nie na tyle, by miały rażący wpływ na jakość eliksiru. Usiadła ponownie przy stoliku,no tak raczej nie był to Gryfoki dzień może poprostu nadzwyczajnie w świecie nie wyspała sie i już ot co. Chyba,że to kwestia jak jest prowadzona lekcja przez nauczyciela ale to inna bajka,porostu Mad miała zamiast mózgu kamień głazno cóż zdarzają sie przypadki.
Punkty w kuferku: 6+Miedziany kociołek który przyniosła ze sobą (+1pkt do eliksirów) Część teoretyczna i Szukanie składników: B i 5 Zysk/strata: (w następnym etapie otrzymujesz -1 do wyniku kości)
Isabelle L. Cortez
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 163
C. szczególne : leworęczna, blizna na ramieniu zakryta tatuażem, hiszpański akcent, szczupła, długie brązowe włosy, brązowe oczy .
No tak, puchar domów. Nagroda która motywowała prefektów jak i niektórych uczniów do dobrego zachowania. Isabelle tak naprawdę nie zależało na tym kawałku metalu. Co roku jeden z domów był wyróżniany na tle innych, i co z tego? Niby jakie korzyści mieli oni później tego? Chwila euforii i poczucie wyższości nad innymi na koniec roku? Było to dość płytkie, jednak co osoba z Calpiatto mogła wiedzieć na ten temat. Nie chodziła do Hogwartu od pierwszej klasy i nie miała wpojonego poczucia walki o ten złom. Wzruszyła ramiona spoglądając na wchodzące osoby. Nie zapowiadało się na to aby wszystkie ławki w tej, dość przestronnej sali, zostały zajęte. - Sami to komplikujecie. - spojrzała na nią dość poważnie, jednak w żaden sposób jej nie oceniała. wiedziała, jak bardzo ta sytuacja była dla nich trudna. Mimo to ich zachowanie irytowało trochę Isabelle. Ona również należała do rodu czystokrwistych, a mimo to sprzeciwiła się ojcu co do małżeństwa. Co prawda miała przez to spore kłopoty ale dla niej liczyło się jej szczęście, a nie dobro czy nawet niespełnione ambicje rodziny. Mimo to nie miała zamiaru ciągnąć tego tematu. Nie był to najlepszy czas ani miejsce na takie rozmowy. - Porozmawiamy po lekcjach. - spojrzała na nią łagodnie uśmiechając się przy tym delikatnie. Lekcja nie była porywająca. Temat był dość nudny i chodź mogła się z niego nauczyć czegoś nowego lub przypomnieć sobie już znane jej fakty to nie potrafiła się w stu procentach skupić na słowach nauczyciela. Zamiast tego postanowiła zabawić się w wątpliwej jakości artystę upiększając swoje notatki skomplikowanymi zawijasami bądź kwiatkami. Talentu nie miała za grosz do takich rzeczy jednak jej to nie przeszkadzało i nawet na chwilę nie przestała zapisywać wolnych przestrzeni na pergaminie coraz to bardziej skomplikowanymi zawijasami. Gdyby nie poruszenie w sali nawet nie zarejestrowałaby, że musieli coś przygotować. Wyrwana ze swoich myśli podniosłą się raptownie i jedyne co dążyła zrobić to wyłącznie kilka kroków nim świat oglądany przez nią w pozycji pionowej zmienił się na poziomą. - Joder. -przeklnęła w swoim ojczystym języku leżąc w dalszym ciągu na plecach. Być może dla osoby postronnej, stojącej boku, wyglądało to komicznie, jednak dla niej takie nie było. Czuła jak jej kość ogonowa pulsuje z bólu, a kręgosłup błaga op chwilę odpoczynku. Przymknęła oczy i po policzeniu do dziesięciu otworzywszy je. Pomogło. Uspokoiła się na tyle aby móc usiąść na podłodze, jednak zanim się podniosła jej wzrok przykuło coś znajdującego się pod jedną ławek. Wytężając wzrok już wiedziała co to było - galeony. Prychnęła pod nosem sięgając po nie i chowając do kieszeni. Ironia losu, jakby miała być to rekompensata za jej upadek. łapiąc się ławki podciągnęła się do góry i masując obolałą kość podeszłą do szafki e składnikami zabierając wszystko to, co było jej potrzebne. Wracając na miejsce złapała spojrzeniem Charliego, jednak nie sądziła aby ten ją zauważył zajęty swoimi rzeczami, więc bez większego opóźnienia wróciła na miejsce omijając miejsce upadku szerokim łukiem. - Tak sądzę. Zostały tam już tylko resztki więc mogłam coś pominąć. - położyła zebrane składniki przed sobą sprawdzając czy aby na pewno ma wszystko. Według niej tak było.
Punkty w kuferku: 15 Część teoretyczna:E Szukanie składników:1 (upadek na tyłek) - parzysta Zysk/strata: + 15 galeonów
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Ślizgońska dzicz. Współczuła Harlow. I to na niej wolała się skupić, kiedy 'pan' Bloodworth gasił pożary i brał się za prowadzeni lekcji pomimo początkowych cyrków. Po takiej próbce zachowań żmijek z ostatnich roczników wolała nie zwracać uwagi na to, co robili, co uchodziło im płazem (gadem?) ani czy w ogóle istnieli. Choć niesmak pozostał. Być może taka już była natura eliksirów - kiedy mieli klasę właściwie pod 'domem', czuli się wyjątkowo pewnie i nawet dwójka pedagogów nie powstrzymywała ich przed robieniem chlewu. Jakim sposobem byli na czele rankingu domów z tak dużą przewagą? Niby wszędzie było ich ostatnimi czasy pełno, szkoda tylko, że sporadycznie sprawiali jakiekolwiek dobre wrażenie. 'Obudziła się', kiedy nagle wszyscy się podnieśli i zaczęli biegać. Po trupach, w krzykach, rozbijając się na ławkach, słodka lunaballo. Pani behapistka byłaby załamana, widząc łamanie wszelkich zasad bezpieczeństwa. A Davies nawet nie wiedziała za bardzo, co mieli robić. Kiedy już zebrała się po składniki, jakiś idiota wpadł na nią, zaczął się rozpychać i obił ją łokciem. Kopnięcie go w biegu w łydkę najwidoczniej nie zdało się na nic, bo był za duży i zbyt rozpędzony, aby się tym przejąć. Zacisnęła zęby ze złością, szukając po sali kogokolwiek, przy kim byłaby zdolna choć trochę podnieść się na duchu. Ale w tym zgiełku to najwyżej pluszowe dementory miałyby jakikolwiek potencjał do rozładowywania negatywnych emocji. Kiedy już dotarła do składników, trafiły jej się jakieś strasznie byle jakie, ale nie miała zamiaru specjalnie długo im się przyglądać. I tak była z tego przedmiotu tłukiem, więc składniki nie miały wpływu na nic szczególnego. Wróciła do ławki. Eliksir bezsenności? Jaki to miał być?
Punkty w kuferku: 4! Część teoretyczna:A, jak to zwykle w moich kościach u Elio Szukanie składników: 5 Zysk/strata: w następnym etapie -1 do wyniku kości
Akaiah Sæite
Rok Nauki : VII
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 173 cm.
C. szczególne : Podkulona, przygarbiona sylwetka. Wzrok wbity w ziemię. Jąkanie.
W zasadzie nawet nie zwrócił uwagi, że obok Sanford siedział jakiś młodszy mężczyzna. Praktykant? Gdy nie wystaje się wzrokiem ponad wysokość kolan swojego rozmówcy dość ciężko jest się połapać w takich niuansach jak twarze… oczywiście, szybko doszło do niego kto będzie prowadzić lekcje, gdy tylko po sali rozbrzmiał głos Nathaniela, próbującego przywrócić klasie jakiś ład i porządek. Ale… wciąż jakoś go to nie obeszło? Co prawda poczuł się trochę nieswojo, bo przywykł do sposobu prowadzenia lekcji przez profesor Sanford, a nowy nauczyciel oznaczał jakieś zmiany. Niemniej, jakoś niespecjalnie zastanawiał się co konkretnie sądzi o potencjalnie nowym nabytku kadry, toteż lekko się zdziwił słysząc Elizę. Oby nie okazał się czepliwy… Ostatnio zdecydowanie mu nie szło – ciąg absolutnie złych dni. Czuł w kościach, że ta lekcja również przysporzy mu kłopotów i wstydu. Miał tylko nadzieję, że Nathaniel nie będzie w ciągu zajęć nic do niego mówić – w kontekście uwag o cokolwiek. Nauczyć się jednak czegoś chciał. W milczeniu uśmiechnął się niemrawo do Elizy, nie chcąc przeszkadzać w czasie zajęć, ale nie do końca potrafił się skupić. Oczywiście, notował wszystko, co uważał za ważne… ale pewne informacje uciekały mu z głowy, gdy od niechcenia porównywał praktykanta do profesorki siedzącej obok. Nie był tak pilny, jak zazwyczaj. Grunt jednak, że wiedział co mieli robić. Nie chciał pchać się w sam środek tłumu, by wyrwać dla siebie najlepszą część składników. Jeszcze walnie kogoś łokciem i będzie musiał się przed tą osobą tłumaczyć. Trauma gotowa… celem tej lekcji było nieodzywanie się, byleby nikt nie musiał słuchać jego żałosnego jąkania. Podszedł do półek jako jeden z ostatnich i… aż się zdziwił, że zdobył wszystko co chciał. Szkoda, że nawet przez głowę mu nie przemknęło, by upewnić się co do swoich racji – przecież to było podejrzane, że przy takiej liczbie osób nie musieć walczyć między sobą. Nieświadomy, wrócił do ławki z wszystkim co miał. Szkoda, że jeden składnik nie pasował do reszty. Rozłożył powolnie fiolki na stanowisku, słysząc, że Eliza uratowała godność Ślizgonów, odbijając wcześniej utracone punkty. Ak nie miał ochoty rozmawiać… ale nachylił się do przyjaciółki i szepnął jej tylko na ucho: - G-Gratulacje.
Punkty w kuferku: 4 pkt. Część teoretyczna:F Szukanie składników: 4 i 5. Zysk/strata: -1 do rzutu w następnym etapie.
– Tam nie ma O... Ale jak nie ma też kartkówki, to super – powiedział trochę już ciszej, skoro i tak „wywołał panikę” swoimi podejrzeniami. Rozejrzał się, żeby sprawdzić, czy ktoś go usłyszał i czy jakoś zareagował. Póki jednak szumy nie stały się niesamowicie głośne i zaniepokojone, to nie było tak źle. Ale i tak przybrał przepraszający, trochę przypominający zbitego psiaka, wyraz twarzy. Ot, na wszelki wypadek. Tak czy inaczej, Ellis siadł grzecznie koło swojego koleżeństwa z domu, trzymając się, oczywiście, tuż obok tego najgłówniejszego. Czuł się w miarę bezpiecznie, kiedy siedział przy kimś, kto był w tej grzeczniejszej strefie, a tym kimś — w tym przypadku — był Bjørn. Na nich się mniej patrzy, bo domyślnie przynajmniej mniej broją. Nadeszła jeszcze jedna osoba, którą kojarzył z... Właśnie. Mówiła jakoś tak dziwnie, co blond umysł Ellisa musiał chwilę dłużej przetwarzać. Nie pytał o żadne słowa, żeby nie wyjść na głupka, który nie zna jakichś czarodziejskich slangów. Znowu. – No, totalnie smurgiel z niego – pokiwał głową, starając się przy tym ukryć głupawą minę i niewiedzę. @Niamh O'Healy była specyficzna i wolał jej nie podpadać niczym poza pochodzeniem. Zaraz jednak, żeby jeszcze bardziej się nie wydać, skupił się, tak połowicznie, na lekcji. No, próbował. Nie wiedział o co chodzi; zanim jakiekolwiek zdjęcia dotarły do niego, już zostały zebrane. Nie rozumiał też tego całego poruszenia tym, że ktoś młody siedzi na miejscu nauczyciela. W mugolskiej szkole widywał praktykantów dość często i pamiętał, że chętnie się im dokuczało. Ale teraz, ha, miał zamiar być grzeczny! Serio. Trochę słuchał, ale nie do końca. Spisze od Bjørna, pewnie mu przy okazji pokreśli litery. Tak jak inni, w określonym momencie udał się po składniki. I... Coś, w istocie, udało mu się złapać. Tylko, że to był gotowy eliksir. Postarzający w dodatku, jeśli wierzyć etykiecie, bo już usłyszał, że nie wszystkie były adekwatne względem zawartości. Brzmi jak plan na jakieś psoty. Uśmiechnął się sam do siebie. Poczekał aż grzebania w gablocie będzie tyle, by jego ręka zaginęła wśród innych i wsunął fiolkę do kieszeni szaty. Zebrał też inne składniki i wrócił na miejsce, gdzie je rozłożył, starając się wyglądać jak ktoś, kto wie, co robi. Aż mu się przypomniał mem z „raz masz szczęście a raz pH”. Eliksiry nie leżały wcale daleko od jego wyobrażenia o lekcjach chemii.
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
- Mam tu całą rozrywkę, jakiej mi potrzeba - zapewnił grzecznie Nathaniela, nie tracąc ani sekundy na zastanowienie się nad odpowiedzią. Pogłaskał Emily lekko po plecach, kiedy prowadziła go do wybranego stanowiska. Uśmiech jeszcze plątał się Mefistofelesowi na ustach; usilnie dusił śmiech, mając przy tym nadzieję, że jego dobry humor spłynie na przyjaciółkę. Nie narzucał się jednak, grzecznie siadając i słuchając tylko dzikich reakcji Hogwartczyków. Strasznie było to wszystko nieprofesjonalne, ale chyba wszyscy się tego spodziewali? Nie rozumiał oburzenia Nessy, ani jej brania spraw w swoje ręce - wydawało mu się, że trochę podważa to autorytet prowadzącego. - Coś ty taka mało waleczna? Nie załamuj się, just own it - poradził Emily, korzystając z ostatnich chwil wolności przed rozpoczęciem lekcji. Zaraz potem skończył już szeptanie, przenosząc wzrok na samego Nathaniela; z trudem powstrzymał się od parsknięcia na samą ideę nazywania go profesorem. Nie zdołał powstrzymać lekkiego drgnięcia brwi - nie tylko wydawało mu się to zabawne, ale też bezsensowne i zaskakujące. Skoro przedstawił się jako asystent, to kto by wpadł na pomysł nazywania go profesorem? Mieli już przyjemność spotkać kilku asystentów... Nieco teatralnie wyciągnął kilka drobiazgów ze swojej torby, muskając miękką częścią pióra szyję Emki. Drobne gesty nie powinny zwracać na niego uwagi, ale nawet jeśli - Nox się tym nie przejmował. Rzecz w tym, że grzeczniutko sporządzał notatki, zapisując wszystko co tylko mógł. Wolał podpadać Bloodworthowi celowo. - Jak się bawisz? - Zagadnął, wracając do stanowiska z potrzebnymi składnikami. W klasie panowało spore zamieszanie, ale najwyraźniej wilkołak był na nie względnie odporny!
Punkty w kuferku: 10 Część teoretyczna:J jak jednorożec Szukanie składników:6 +1 od jednorożca Zysk/strata: bonus na przyszłość i uwielbienie prowadzącego