Jednorodzinny domek z czterema pokojami. Dość obszerny ogród, sam dom stoi na wzgórzu, zaś ogród jest za nim, więc nie wchodząc na posesje Shawna, nie zobaczy się ogrodu. Zabezpieczony wieloma zaklęciami ochronnymi, tymi samymi, które miał na poddaszu w Śmiertelnym Nokturnie.
Ogród:
Ogród (part I)
Ogród za domem był obszerny i ładnie zrobiony - przy samym wyjściu z domostwa znajdował się mały staw, przez który można było przejść jedynie po kamieniach. Dalej były zasadzone najróżniejsze rośliny i magiczne i te niemagiczne, wszystkie żeby ze sobą współgrały. W stawie często można było zobaczyć jakieś małe stworzonka rzeczne, magiczne, ale czasem znajdowało się również i zwykłe żaby czy ropuchy.
Ogród (part II)
Idąc dalej ogrodem, można wejść do otoczonym roślinami miejsca, w którym właściciel domu ustawił kilka siedzeń i stół, tworząc miejsce na spotkania z znajomymi, z kimkolwiek. Zawsze było tu jasno, czy w dzień, czy w nocy - w powietrzu latało mnóstwo magicznych świetlików, które oświetlały całe to "pomieszczenie" wieloma kolorami, przez co wszystko wygląda tu bardzo magicznie i klimatycznie.
Parter:
Salon
Wnętrze domu zupełnie nie oddaje klimatu, który widać z zewnątrz domu. Salon sam w sobie był też magicznie powiększony, można by powiedzieć, że jest ogromny. Do domu wchodziło się bezpośrednio do salonu. Okna w rzeczywistości były magiczne, nie istniały, za każdym z nich znajdowała się inna kraina - okien w sumie było pięć, za pierwszym był krajobraz, na którym był Hogwart, na drugim góry, na trzecim wyspy karaibskie, na czwartym było morze, a na ostatnim był rzut na ulicę Pokątną, oczywiście nie było widać rzeczywistych ludzi, a jedynie był to obraz cały czas się powtarzający, a czarodzieje na nim zawarci znajdowali się na ulicy w momencie robienia zdjęcia. Ściany były same w sobie cegłówkami, oddając dość surowy i zimny klimat. W rogu postawione było pianino, na którym Shawn wieczorami grał, lecz sąsiedzi nie mogli narzekać na jego grę, magicznie zaczarowany dom sprawiał, że żadne dźwięki się z niego nie wydostawały.
Kuchnia
Szczerze, projektując samemu sobie kuchnie, Shawn nie do końca wiedział jak się za to zabrać, nigdy nie posiadał kuchni na poddaszu w Nokturnie, więc poszedł na łatwiznę i połączył parę magazynów wnętrz ze sobą i stworzył to co widać. Kuchnia połączona jest z jadalnią, jednak właściciel zwykle brał jedzenie i szedł z nim do swojego pokoju czy pracowni.
Pokój gościnny
W pokoju gościnnym umieścił jedynie łóżko, sztuczny piecyk, w którym tylko wyglądało jakby się paliło, nawet nie ogrzewał, jakiś fotel, a reszta to była pusta przestrzeń. Jeszcze nikt w nim nie spał.
II piętro:
Sypialnia
W sypialni nie było niczego poza łóżkiem, szafą, w której trzymał swoje gustowne ubranka oraz wielki obraz, podzielony przez trzy części, namalowany przez sławnego malarza, znanego na całym świecie, Shawna Edwarda Reeda.
Pracownia
Sama pracownia również została powiększona magicznie. Była jednopiętrowa, znaczy miała parter i jedno piętro, na które wchodziło się po krętych schodach. Wszędzie leżały jakieś materiały artystyczne, jakby Shawn był jakimś zagorzałym artystą, mimo że to było tylko jego hobby.
Łazienka
Dość duża łazienka, z takim samym "oknem" co w salonie. Tym razem widać przez nie mugolską metropolię. W łazience miał i wannę i prysznic, do tego miał jeszcze funkcję sauny, ale nigdy nie nie używał. Taki bajer, po prostu. W łazience miał też mini garderobę, w której trzymał jakieś ciuchy.
Zanim dom był w takim stanie, Shawn musiał ruszyć do Biura Doradztwa w Zwalczaniu Szkodników, by wyeliminować plagę korniczaków.
Ostatnio zmieniony przez Shawn E. Reed dnia Wto 16 Kwi 2019 - 18:12, w całości zmieniany 2 razy
Shawn E. Reed
Wiek : 33
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 184 cm
C. szczególne : Tatuaże, magiczna metalowa proteza prawej ręki, Gwiazda Południa zawieszona na łańcuszku na szyi.
Przygotowując się do wyjścia, poszedł się wymyć zaraz po Padmie w błyskawicznym tempie, by dziewczyna nie musiała czekać i ubrany już, chciał wyjść, kiedy przypomniał sobie o różdżce. Wrócił po nią, lekko wzdychając, trzymając dwa kawałki części jego duszy i schował ją do torby rzucając tylko: - Kupi się nową. W dolinie Fairwynowie mają własne różdżki, podobno bardziej magiczne niż u Olivandera. - Po tych słowach, wyszedł z mieszkania i wraz z Padme, ruszyli piechotą biorąc za cel podróży dolinę Godryka. Wycieczka minęła bez znacznych przeszkód oprócz ciągłego narzekania Krukonki jak to głodna ona nie jest. Shawn może i by kupił coś jej do przegryzienia po drodze, ale ostatnie pieniądze jakie miał przy dobie, oddał kelnerce, w pubie. Dlatego wysłuchiwał jej jojczenia ze spokojem, tylko czasami lekko ją szturchając by się uciszyła. W trakcie drogi rozmawiali także o tym czego nie wiedzieli o sobie - rozmowa wyglądała iednak tak, że dziewczyna pytała się jego o coś, a on odpowiadał - dowiedziała się w szczególności, że jest półkrwi i pieniędzy w banku mu nie brakuje. Też o tym, że rozpoznawalny tatuaż na jego szyi zrobił sobie w te urodziny, a jego ulubionym zwierzęciem jest panda. Jedyną przełomową przygodę doświadczyli już przy samej wiosce. Usłyszeli piski i biegnąc w tamtą stronę, ujrzeli jakiegoś dzieciaka torturującego przez chochliki kornwalijskie. Shawn szybko by się z nimi uporał, lecz nie ma różdżki. Spojrzał na Padme z nieskrywanym uśmiechem i rzekł: - Ja nie mam różdżki. Wykaż się księżniczko. - Po całej sprawie, jakby nigdy nic ruszyli dalej. Gdy dotarli do doliny, spojrzał na Krukonke i rzekł: - Więc, teraz to jest moja okolica. I zapewne, jak zobaczą nas razem, to po całej wiosce rozejdą się plotki, że znalazłem sobie księżniczkę, dlatego jeśli by to przeszkadzało twojemu różowo włosemu przyjacielowi, możesz nałożyć kaptur, by przypadkowo ktoś cię jakimś cudem nie rozpoznał. - Skończywszy, złapał ją za rękę i pociągnąl, idąc w stronę swojego domu. Najpierw musieli iść w dół doliny, by potem iść pod górkę, dlatego Padme mogła być lekko zmęczona. Shawn początkowo dyszał, idąc do własnego domu, lecz codzienne spacery wyrobiły u niego jakąkolwiek kondycję. Stojąc przy drzwiach, odwrócił się do kobiety, rozłożył ręcę i powiedział: - Witam w Ralph Lauren, moich skromnych progach. Tylko uważaj, zanim wejdziemy do domu, będziesz musiała przebrnąć przez staw. - widząc jej minę, uśmiechnął się i szybko dopowiedział - spokojnie, w wodzie rozstawione są kamienie, po których sobie wejdziesz do domu. - zanim otworzył drzwi, poprosił jeszcze Padme o chwilowe użyczenie mu swojej różdżki, by mógł otworzyć drzwi. Mimo, że to nie była kego różdżka, nie stało się nic nadzwyczajnego, a drzwi się otworzyły. Wpuszczając Padme do środka, zamknął wrota, a zaklęcia wokół domu bezprzerwanie działały nie wpuszczając nikogo nieproszonego. Wchodząc do domu, przechwycił jej płaszcz i powiesił go gdzieś, pytając się jednocześnie: - Chcesz najpierw zwiedzić dom, czy może coś przekąsić? Szczęśliwie dla ciebie, tutaj mam coś więcej do jedzenia niż same zupki chińskie.
kostki: 5,6
Padme A. Zakrzewski
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 170 cm
C. szczególne : liczne pieprzyki i lekko widoczne piegi na policzkach
Padme próbowała nie narzekać, jednak jej dzisiejsza kondycja zarówno psychiczna, jak i fizyczna, była w bardzo kiepskim stanie. Dlatego w połowie drogi zaczęła jęczeć, że bolą ją nogi, głowa, chce jeść, spać i że zimno. A potem, że chyba się przeziębiła, czy daleko jeszcze i takie tam... potem zaczęła się zastanawiać co ją podkusiło do bycia w szkolnej drużynie, skoro jest jej tak okropnie zimno a na miotle pewnie będzie jeszcze gorzej. Ostatecznie jej humor się pogorszył, gdy musiała ratować jakiegoś dzieciaka. Spojrzała na swojego przyszłego-niedoszłego chłopaka jak na wariata. - Daj mi spokój - burknęła, w końcu jednak w paru zaklęciach pozbywając się chochlików. Myślała, że droga nigdy się nie skończy... z miną smutnej pandy szła z opuszczoną głową, kiedy nareszcie dotarli przed dom, na widok którego znacząco się ożywiła. Musiała przyznać, że był bardzo ładny z zewnątrz, kompletnie jednak nie pasujący do charakteru Shawna. - Kostja to tylko znajomy, nie przesadzaj - mordercze spojrzenie jakim go obdarzyło powinno wystarczyć, by więcej nie wracali do tematu. Zadowolona już prawie skierowała się do drzwi, ale kolejny system antywłamaniowy, jakim był staw, ponownie ostudził jej zapał. - Chyba wolałam poddasze - skwitowała krótko. Gdy w końcu znaleźli się w mieszkaniu zdjęła kulturalnie buty i wierzchnie nakrycie a potem wyruszyła bez pytania na wycieczkę. Skrzyżowała ręce za plecami, rozglądając się wokół. Mieszkanie w środku już bardziej przypominało jej wcześniejszy pokój Shawna. Zrobiła rundę po salonie a potem zniknęła na schodach prowadzących na drugie piętro. Najpierw wkroczyła w drzwi bliżej schodów, trafiając do pracowni. Ta zrobiła na niej o tyle duże wrażenie, że zachwycona zaczęła przeglądać ostrożnie wszystko co wpadło w jej ręce. Potem wspięła się po schodkach, prawie się na nich wywracając, aż ostatecznie usiadła na ziemi przeglądając pierwszy z brzegu zeszyt z rysunkami.
Shawn E. Reed
Wiek : 33
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 184 cm
C. szczególne : Tatuaże, magiczna metalowa proteza prawej ręki, Gwiazda Południa zawieszona na łańcuszku na szyi.
Po jej, jakże straszliwym spojrzeniu, może oczekiwała, że zakończy ten temat? Musiała pamiętać, że Shawn zawsze będzie Shawnem i mimo jego dziwnych reakcji, jeśli chodzi o Padme, nie zmienił się na tyle by powściągnąć język. - Wszystko zaczyna się od zwykłej znajomości, księżniczko. - Uśmiechnął się do niej szeroko. Kiedy oceniwszy jego dom, ruszyła się rozejrzeć, on zaglądnął do lodówki, w której znalazł serniczek. Wyraźnie uradowany tym faktem, ukroił dwa kawałki i z dwoma talerzami, ruszył za kobietą, która zapewne oceniała jego wystrój wnętrz. Zostawiła za sobą uchylone drzwi do pracowni, dlatego także wszedł do środka, widząc Padme, która biegała to tu, to tam i patrzyła na wszystko. Jego wieczory zazwyczaj wyglądały identycznie - najpierw coś zagrał na pianinie, potem coś tworzył czy na płótnie czy na kartce. Miał coraz bardziej wyćwiczoną rękę, lecz obraz, który panna Naberrie ujrzała na poddaszu, nie został ostatecznie skończony, a ukryty w jednej ze skrytek Reeda. -Cóż, na poddaszu nie mogłem sobie pozwolić na taką dużą pracownię. Ja tam wole ten dom, tam mnie bałagan już przerastał, a dużo miejsca nie miałem. Wszedł po drabinie i stojąc za Padmą, podszedł do niej cichutko i objął w pasie, patrząc orzez jej ramię, na co patrzy. Jego ostatnie dzieło, ukazujące widok doliny z jego okna. - Poprawił się styl malunku? - Spytał, mimo znania odpowiedzi na pytanie. Po chwili znów włączyły się jego humorki, nie wiadomo czy spowodowane zazdrością, a może czymkolwiek innym. - Słuchaj, jak będą mecze Nietoperzy, specjalnie się wybiorę na jeden by namalować ci obraz, z Konstantynem w roli głównej. Co ty na to? - Uśmiechnął się do dziewczyny, lekko masując jej brzuszek, powodując u niej przyjemne dreszcze.
Padme A. Zakrzewski
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 170 cm
C. szczególne : liczne pieprzyki i lekko widoczne piegi na policzkach
Rzadko kiedy i rzadko komu zdarzało się wyprowadzić Padme z równowagi, jednak Shawn zaczynał powoli przekraczać tę granicę. W jej mniemaniu zachowywał się jak przesadnie zazdrosna nastolatka, której nie podobał się fakt, że jej połówka posiadała znajomych płci przeciwnej. Zazdrość była dobra, jednak w granicach rozsądku. Tutaj jednak czuła się przez nią źle, zwłaszcza, że tak naprawdę nic nie zrobiła. Spojrzała nań nieco rozdrażniona, odkładając zeszyt i odtrącając jego rękę. Skoro tak chciał z nią pogrywać... - Pewnie. Najlepiej nagi, powieszę sobie nad łóżkiem. Albo czekaj, może od razu go teraz odwiedzę? Przecież mieszka niedaleko - spokój i jednocześnie kpina z jaką to powiedziała była zaskakująca. Przeważnie Krukonka nie była niemiła i przede wszystkim nie lubiła strzępić sobie języka. - Nie rozumiem z czym masz problem - powiedziała w końcu, odsuwając się od chłopaka. Dopiero co spędzili wspólnie noc (dzień?), godząc się po wcześniejszej kłótni, by znowu się pokłócić. Nie podobało jej się to ani trochę, dlatego uznała, że chyba lepiej będzie jak faktycznie sobie pójdzie. Zresztą, nie czuła się najlepiej.
Shawn E. Reed
Wiek : 33
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 184 cm
C. szczególne : Tatuaże, magiczna metalowa proteza prawej ręki, Gwiazda Południa zawieszona na łańcuszku na szyi.
Shawn miał to do siebie, że swoim cynizmem, ironią, szczerością potrafił wyprowadzić z równowagi nie jedną już osobę. Jak coś mu się nie podobało, nie zachowywał tego tylko dla siebie, niech świat wie, że nie jest obojętny na wszystko. Tym razem było trochę inaczej bo denerwował Padmę nie swoim temperamentem, a skłonnością do bycia zazdrosnym o jej osobę. W całym swoim życiu zależało mu wcześniej tylko na jednej kobiecie, wszystkie osoby, z którymi przesypiał noc, były dla niego bez wartości miłosnej, namiętnej, jeśli można to tak nazwać. I mógł zachowywać się jak nastolatka, która boi się o swojego chłopaka, lecz sam nie do końca to widział i widząc jej minę, nie do końca wiedział o co chodzi. Za to jej kpiąca odpowiedź, jakby zaciekawiła go i wyobraził sobie owy obraz. Wzdrygnął się. Czasem żałował, że miał bujną wyobraźnię. Jednak, zastanawiając się nad odpowiedzią, był świadomy tego, że dziewczyna przez jego uwagi nie była najszczęśliwsza. Nie chciał jej teraz denerwować, na pewno nie w tej chwili. - Spokojnie. Wystarczy, że będziesz miała mnie na płótnie, Kostja nie jest konieczny. A co do odwiedzin, to... - Tu popatrzył na kobietę nie wiedząc co powiedzieć. Nie trzymał jej tu na siłę, sama chciała go odwiedzić, chociaż z drugiej strony nie chciał też by go teraz opuszczała -...miło by jednak było, gdybyś została. - Przekrzywił głowę lekko, spoglądając z powagą w oczy Krukonki. Nie zamierzał jej jednak zatrzymywać, jakby wolała spędzić czas z jego sąsiadem - Jednak nie trzymam cię na siłę. Jesteś dużą dziewczynką i możesz robić co chcesz prawda? - Odchrząknął i rozejrzał się wokół, po swoich dziełach. Próbując odciągnąć ich od dość niemiłych tematów, pokazał palcem jeden, nieskończony obraz, na którym była jego podobizna i powiedział: - Tam chciałem poeksperymentować z farbami wodnymi, akwarelami i tak dalej.. - Przerwał, kiedy dziewczyna powiedziała, odsuwając się od jego osoby. Jej osoba intrygowała go od początku, lecz tak samo jak dobre momenty, zdarzały się te złe, równie często. A znali się wyjątkowo krótko. W dość szybkim czasie Shawn poczuł coś do panny Naberrie, można by stwierdzić, że jest niestały w uczuciach, bardzo... łatwo się zakochujący. A jednak nie jedną kobietę miał w łóżku, nie z jedną flirtował, a tylko jedna wcześniej zawładnęła jego sercem i to jeszcze za pomocą magicznych sztuczek. Przynajmniej teraz był niemal pewien, że Padme nie jest wilą, te z reguły miały blond włosy, bądź białe. - Słuchaj dziewczyno. Nie chce się z tobą sprzeczać... więc może odpuśćmy ten temat i zajmijmy się czymś innym? Co ty na to, chcesz odwiedzić też inne pokoje? - Uśmiechnął się lekko do dziewczyny, wyciągając do niej rękę. Patrzył w jej wielkie oczy, wierząc, że kobieta przystanie na te warunki. Zawsze Shawn mógł zapomnieć o całej tej sprzeczce o Kostję, ale nie należał do ludzi zapominającej. Był pamiętliwy, wiedza o czymś zawsze mogła mu się w nieoczekiwanym momencie przydać. - Z wszystkich tych obrazów najlepiej mi chyba wyszedł taki jeden, mam go powieszonego w sypialni. - Wciąż patrzył na kobietę i dodał - chciałabyś się ze mną tam wybrać? Nie uszczęśliwiło by mnie nic innego niż twoje towarzystwo, pani - teraz lekko zażartował, chcąc przełamać tą napiętą atmosferę i powiedział do Padmy wyniośle, tak jak go uczono w domu. Jego ojciec był czystokrwistym facetem, z dość starego rodu, dlatego uczono go pewnych etykiet, jak się zachowywać podczas uroczystości, balów i tak dalej. Oczywiście, w tamtych okolicznościach się nigdy do tych zasad nie stosował, lecz znajomość ich przydawała mu się w uwodzeniu kobiet, lecz teraz nie o to mu chodziło. Nie uważał Padmy za obiekt pożądania, który znudziłby mu się po kilku tygodniach, może dniach. Wprowadzając taki styl dialogu, chciał lekko odprężyć kobietę, nic więcej. Nie miał w tym żadnych swoich interesów, nie licząc kobiecego szczęścia, które chciał zachować na cały dzisiejszy wieczór.
Padme A. Zakrzewski
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 170 cm
C. szczególne : liczne pieprzyki i lekko widoczne piegi na policzkach
Padme miała z kolei to do siebie, że nie przepadała za tego typu odzywkami, dlatego czuła podświadomie, że przyjście tutaj było kiepskim pomysłem. Próbowała jednak traktować go normalnie i jakby nigdy nic, chociaż Shawn wyjątkowo jej to utrudniał. Spojrzała na obraz a gdy usłyszała jego kolejną odzywkę, uniosła zdziwiona wzrok na twarz chłopaka. Musiała przyznać, że nikt nigdy w życiu nie odzywał się do niej w ten sposób, co Reed przez ostatnie kilka tygodni i nie wiedziała czy uparła się na spędzanie czasu w jego towarzystwie, czy po prostu faktycznie coś do niego czuła. Zresztą, ich relacja była tak skomplikowana, że nawet sama Krukonka miała problem z ogarnięciem jej. Ale jej relacje z każdym facetem do takich należały. Nawet ta z Lope, z którym spędziła jeden wspólny wieczór - nie wiedziała jak się zachowa, kiedy wpadnie na niego na korytarzu, jednak póki co się nad tym nie zastanawiała. Nie skomentowała jego wypowiedzi, wzdychając ciężko a potem zlazła po drabince i skierowała się za Shawnem do sypialni. Musiała przyznać, że ładnie się urządził i w zasadzie mogłaby tu sobie pomieszkiwać, gdyby nie fakt, że praca, szkoła i drużyna szkolna mieściła się spory kawałek drogi stąd. Jasne, teleportacja teleportacją, ale co miała zrobić ze swoim mieszkaniem, które nie tak dawno dostało się w jej rączki? Wszystko działo się za szybko, jak w brazylijskiej telenoweli, a ona czuła się źle z tą świadomością. Gdy znaleźli się w pomieszczeniu, rozejrzała się wokół, wbijając wzrok w obraz. - Nie rozumiem sztuki, ale jest ładny - stwierdziła z rozbrajającą szczerością, próbując być chociaż trochę poważną. Ale nie umiała. Jako osoba bez żadnego doświadczenia z malowaniem i obrazami umiała wszystko oceniać w kategorii "podoba mi się, nie podoba mi się", używając ciągle tych przeklętych mi-siów. Sprawa miała się inaczej w kwestii pisania, bo przecież i ona miała niespełnione marzenie o zostaniu pisarką, a ostatnie wydarzenia dawały jej świetne pole do popisu i przelania tego na papier. W zasadzie wieczór minął im niespodziewanie szybko i nawet przyjemnie, jednak obowiązki były obowiązkami a nazajutrz musiała wstać do pracy. Dlatego teraz, kiedy leżała wtulona w ramię Shawna uznała, że musi powiedzieć mu co myśli, nawet jeśli niekoniecznie należało to do najmilszych. - Shawn, musimy sobie zrobić przerwę. To znaczy, ja muszę - powiedziała spokojnie, bez przesadnych emocji. - Muszę sobie to wszystko poukładać w głowie, zresztą chyba ty też. Bo jak na razie mam mały problem z odnalezieniem się w tej sytuacji - uśmiechnęła się ponuro, przesuwając opuszkami palców po jego przedramieniu. Jeśli miała się z nim naprawdę związać, to musiała być tego pewna. Nie chciała go zranić, ani przy okazji siebie, dlatego uznała, że chłopak chyba zrozumie o co jej chodzi. - Nie gniewasz się na mnie? - uniosła się na łokciu, spoglądając na niego z góry. W jej oczach dało się dostrzec, że nie kłamie i go nie zbywa, a uśmiech, który mu posłała potrafił stopić niejedno serce. - Odezwę się do ciebie na pewno. Nie wiem za ile, ale to zrobię - zapewniła, składając na jego ustach pocałunek. I wbrew pozorom nie był to pożegnalny pocałunek, który wskazywałby na to, że ich znajomość kończy się w tym momencie. Gdy wszystko sobie wyjaśnili, zebrała się i wróciła do domu, gdzie pierwszym co zrobiła było rozpłakanie się w poduszkę.
zt
Shawn E. Reed
Wiek : 33
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 184 cm
C. szczególne : Tatuaże, magiczna metalowa proteza prawej ręki, Gwiazda Południa zawieszona na łańcuszku na szyi.
Wpadając na niego, sprawiła, że się odruchowo odsunął. Zaskoczyło go to, gdyż nigdy w ciągu ich znajomości nie miał problemu, żeby go dotknęła. A tym razem usunął się jej z drogi, nawet jeśli chodziło o głupie wpadnięcie na niego. Zauważywszy, że chce wyjść, zastanawiał się chwilę. Chciał z nią wyjść? Po tym wszystkim, po tym co się teraz stało? Gdyby nie fakt, że prawdopodobnie szli się nachlać, nie poszedłby. Olałby ją, tak jak ona niego. Mówiła mu, że chce zrobić sobie przerwę. Shawn to akceptował, rozumiał. Wtedy to wszystko działo się tak szybko. A jednak, teraz miał jej za złe, że aż tak długo zwlekała, że tyle miesięcy nie dawała oznak życia. Bez słowa jednak wyszedł za nią, chwytając za jeszcze jedną butelkę alkoholu. Nie wiedział jednak, że ta była tą, z domieszką veritaserum. Szedł za nią, nie do końca wiedząc gdzie chciała się wybrać. Na pewno nie miał ochoty spędzać tego czasu w chłodzie, kiedy temperatura była poniżej -10 stopni. Po jakiś trzydziestu minutach, nieoczekiwanie Padme się odwróciła i nawet nie widział, czy na niego spojrzała, wiedział jedno – chciała, żeby zaprowadził ich gdzieś. Wzruszywszy ramionami, bez słowa odwrócił się na pięcie i ruszył inną drużką niż dotychczas. Nie znał jeszcze Doliny na tyle, by znaleźć im idealne do upicia się miejsca, więc poszedł na łatwiznę. Przed bramką Ralph Lauren spojrzał przelotnie na dziewczynę. Nie interesowało go czy jej się to podoba. Skoro już tu przyszła, mogła w każdej chwili sobie pójść. Wchodząc do środka, ściągnął grzecznie buciki i zostawił kurtkę na wieszaku, jako gospodarz tego miejsca nie marzyło mu się czyszczenia potem podłogi po błocie, mimo że żył w świecie magii i trwało to kilka minut, jak nie sekund. Wchodząc do kuchni, odstawił tam alkohol i wyciągnął kieliszki. Nie wiedział czy Padme będzie chciała pić z gwinta czy nie, wolał przyszykować. Dopiero wtedy spojrzał na Krukonkę. Odetchnął i podał jej kieliszek. - Pijesz to – wskazał na alkohol, który przynieśli ze sobą – czy coś mojego? Sam zaś nalał sobie alkoholu od Findabairów i wypił połowę. Nie był świadomy, że była w nim domieszka veritaserum. Efekt prawdomówności trwa przez pięć następnych postów.
Padme A. Zakrzewski
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 170 cm
C. szczególne : liczne pieprzyki i lekko widoczne piegi na policzkach
Och. Padme miała skłonności do podejmowania złych i porąbanych w skutkach decyzji. Nic więc dziwnego, że wzięła butelkę, którą przynieśli zamiast wziąć coś prosto z barku. Skąd jednak mogli wiedzieć, że jedzenie i picie w domu siostrzyczek było odpowiednio podrasowane? Przecież żadne z nich nie było jasnowidzem. Dziewczyna chwyciła kieliszek i wypiła alkohol, zrzucając z siebie płaszcz. Cóż, nie czuła się zbyt komfortowo w takiej kreacji w towarzystwie kogoś, kogo chciała unikać, ale nie miała ochoty zwracać na to uwagi w tym momencie. - Po co tam przyszedłeś? - spytała spokojnie, nie wiedząc nawet, że eliksir powoli zaczynał działać. - Jak chciałeś mnie spotkać to trzeba było wysłać list - rozejrzała się dookoła, siadając na krzesełku. Nie mówiła nic, bo w gruncie rzeczy nie wiedziała o czym mieliby rozmawiać. Mogła go przeprosić i przyjąć winę na siebie, ale teraz odczuwała, że byłoby to sprzeczne z jej przekonaniem. - Musimy pogadać. To znaczy, nie musimy, ale ta sytuacja jest trochę niezręczna... - powiedziała w końcu, spoglądając na chłopaka.
Shawn E. Reed
Wiek : 33
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 184 cm
C. szczególne : Tatuaże, magiczna metalowa proteza prawej ręki, Gwiazda Południa zawieszona na łańcuszku na szyi.
Sam Shawn nie wiedział, że w trunku jest veritaserum, jednakże całe to zamieszanie wokół alkoholu nie doleciało do jego uszu, więc nie mógł się spodziewać, że cokolwiek zostanie dorzucone do etanolu na imprezie. Czemu zaprosił ją do domu, skoro ona go unikała, a on ostatnimi czasy był na nią czysto wkurwiony za brak odzewu przez całe miesiące? Nie mógł być nawet pewien czy żyje. Z drugiej strony mógł do niej przyjechać. Byłoby to najbardziej odpowiednie, albo w ten sposób pokazałby, że coś do niej czuje, że mu zależy. Niby tak było. Ale wciąż pamiętał ich ostatnią rozmowę i tłumaczenie Krukonki, że potrzebuje czasu. Zgadzając się na to, nie był świadom, że to miało trwać tak długo. Jego rozmyślanie dobiegło końca, kiedy w końcu się odezwała. Oboje byli pod wpływem veritaserum, więc Shawn, po dłuższej chwili ciszy odpowiedział: - Bo chciałem. - Wzruszył ramionami i napił się łyka. Spojrzał na nią, dość dziwnym spojrzeniem, mogła różnie je interpretować - nie chciałem cię spotkać. - Stwierdził fakt, który chcąc, nie chcąc był prawdą. Nie zamierzał spotykać na imprezie dziewczyny, tym bardziej z nią rozmawiać. A jednak zakończyło się tak, jak tego nie chciał. A przynajmniej zaczęło się. - W naszej ostatniej rozmowie powiedziałaś, że potrzebujesz czasu. Dałem Ci go. Pisząc listy, ingerowałbym i zaburzałbym twoją przestrzeń. A tego nie chciałaś. - Stwierdził, własnie tak myśląc. Wciąż był w tym głupim przebraniu, więc nie reagując na obecność Padme, ruchem nowej różdżki (której dziewczyna w sumie jeszcze nie widziała), przywołał białą podkoszulkę i czarne materiałowe spodnie. Bez żadnych uprzedzeń, nie patrząc na dziewczynę, zaczął się przebierać, odrzucając przebranie w kąt. Nie wychwycił żadnego spojrzenia Krukonki, nawet nie zwracał w tym momencie na nią uwagi. Dopiero spojrzał na nią, kiedy się odezwała. No, faktycznie musieli porozmawiać. - Aktualnie gadamy. Jest w chuj niezręczna. - W tym momencie nie zamierzał się hamować z przekleństwami, mówił co mu na język przyjdzie. Był świadom, że dziewczyna nie znosiła przekleństw. Ale z nim czasem musiała je przeżyć.
Padme A. Zakrzewski
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 170 cm
C. szczególne : liczne pieprzyki i lekko widoczne piegi na policzkach
Obojętność i sposób wypowiedzi Shawna jej się nie podobał. Nie była przyzwyczajona do takich rozmów a gdy tylko mogła, po prostu ich unikała. Teraz nie miała takiej możliwości. Wyszli razem i znaleźli się w bardzo niezręcznej sytuacji. Padme miała wrażenie, że los znowu kpił z niej okrutnie a w ostatnim czasie w szczególności jej sprawy niby-sercowe były jednym, wielkim absurdem. Ale nie umiała być sama. Chociaż próbowała jakiś czas, tak w końcu znajdowała sobie kogoś na chwilę, do wypełnienia czasu i swoich słabości, kiedy z kolei przyszło do prawdziwych uczuć (tak, jak to miało miejsce w przypadku Shawna) tchórzyła, zwijała żagle i tyle ją widziano. Spoglądała to na Reeda, to na mieszkanie, które oczarowało ją równie mocno, co za pierwszym razem, w międzyczasie czując okropną pustkę w głowie. I w buźce. Zapomniała języka i nie wiedziała co powiedzieć. Ale gdy chciała skłamać, coś blokowało ją od wewnątrz tak, że nie była w stanie wydusić z siebie słowa. - Wszystko potoczyło się za szybko - obróciła w ręce szklaneczkę z bursztynowym trunkiem. - Aż za szybko. Wystraszyłam się, tak działa mechanizm obronny - no przecież wyznał jej miłość na trzecim spotkaniu! Każdy by się wystraszył. - Uciekłam w pracę, zapomniałam. I myślałam, że ty też zapomniałeś. No a zresztą, nie odezwałeś się nawet po paru miesiącach, to uznałam, że jednak to było złudne uczucie - nie parzyła na niego. Nie mogła znieść jego tonu głosu a co dopiero wzroku, którym prawdopodobnie teraz gdyby mógł to by ją zabił. - Bardzo cię polubiłam, Shawn, ale przyznaj, że para z nas byłaby kiepska - czemu ona kurwa nie mogła kłamać?! Język rozplątywał jej się coraz bardziej, a tak bardzo nie chciała go zranić... zacisnęła zęby, wzdychając ciężko.
Shawn E. Reed
Wiek : 33
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 184 cm
C. szczególne : Tatuaże, magiczna metalowa proteza prawej ręki, Gwiazda Południa zawieszona na łańcuszku na szyi.
Shawn na chwilę obecną nie odczuwał działania veritaserum, sam nie chciał kłamać i nie czuł, że robił to z przymusu w pewnym sensie. On sam zaś doskonale nauczył się żyć samemu. Gdyby tak nie było, pewnie odezwałby się wcześniej. Jednak przez tyle lat nauczył się żyć samemu, bez niczyjej pomocy. Dlaczegoż jednak był zły na dziewczynę? Dała mu pewną nadzieję na znajomość i co prawda, zjebał, mówiąc, że ją kocha, czego nie robił. I nagle wszystko się urwało, po tym jak spędzili dość przyjemna noc. - Mechanizm obronny? Za szybko? Potrzebujesz jeszcze pięciu miesięcy, żeby już było okej? - Prychnął cicho, nie patrząc na nią, dolewając sobie trunku. Wszystko potoczyło się za szybko, ale czy to był powód, żeby zlewać go ciepłym moczem przez ponad cztery miesiące? - Nie zapomniałem, byłem wkurwiony, z każdym dniem coraz bardziej, że tak perfidnie mnie olałaś, oddając się nie wiadomo czemu. - Może nie chciał powiedzieć tego z tak dużą bezpośredniością, lecz veritaserum robiło swoje. Mówił szybko, lecz z chłodem w głosie... i pewnym wyrzutem? - Też cię polubiłem. Zjebałem, mówiąc ci, że cię kocham bo tego nie czuje. - Stwierdził, gdzieś w głębi czując, że od tamtej chwili Padme wciąż miała to w głowie i była lekko skrępowana tą wiadomością. Shawn miał nadzieję, że stwierdzając to, uda mu się rozwiać wszelkie wątpliwości. - Nie wiem jaka byłaby z nas para. Myśląc o tym, mam straszny mętlik w głowie. Nie potrafię określić cz potrafiłbym naprawdę kochać. I czy ty byś wytrzymała. - Miał na myśli oczywiście jego charakter, jego cynizm i zamiłowanie do białej jak i czarnej magii. Potrafił postawić pracę na pierwszym miejscu, nie zważając na innych, będąc chamem.
Padme A. Zakrzewski
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 170 cm
C. szczególne : liczne pieprzyki i lekko widoczne piegi na policzkach
Ta rozmowa powoli zaczęła ją wkurwiać. Dosłownie, wkurwiać. Nie potrafiła skłamać, czując jak język staje jej kołkiem i nie podobało jej się to, że Shawn wylewa na nią właśnie kubeł pomyj. Była sobie sama winna i sama śpiewająco wszystko zepsuła, ale... po co właściwie była ta rozmowa? Przecież sobie wszystko już powiedzieli. Nie kochał jej? Padme pierwszy raz odkąd na siebie wpadli spojrzała na chłopaka. Dość podejrzliwie i z pewną ulgą. Czuła się mniej winna, jakkolwiek egoistycznie by to teraz zabrzmiało. No i ona sama go nie kochała, więc tym bardziej było jej lżej, że nie złamie mu serca. - Nie kochasz? - powtórzyła, nawet nie wiedząc, w którym momencie przybrała tak głupi wyraz twarzy. - To dobrze. Nie chciałam ci złamać serca. Naprawdę, przepraszam - powiedziała nareszcie, wypijając resztkę trunku i podnosząc się z miejsca. - I nie chciałam, żeby to tak wyglądało. Że cię olałam... nie umiem prowadzić takich rozmów, więc nie wiedziałam co ci powiedzieć. Dlatego uciekłam, zawsze uciekam - wzruszyła ramionami, zdejmując buty z nóg. Stopy wraz z kręgosłupem w połączeniu ze szpilkami nie były najlepszym rozwiązaniem na całonocne wojaże, ale przynajmniej ładnie wyglądała. W końcu podeszła powoli do Shawna i uśmiechnęła się lekko, trącając go zaczepnie palcem w ramię.
Shawn E. Reed
Wiek : 33
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 184 cm
C. szczególne : Tatuaże, magiczna metalowa proteza prawej ręki, Gwiazda Południa zawieszona na łańcuszku na szyi.
Popatrzył na nią spojrzeniem jakby na idiotkę. - Oczywiście, że nie. Wtedy jak to powiedziałem byłem... no jakby w innym wymiarze rzeczywistości. Pamiętasz to na pewno. - Prawie się uśmiechnął, gdyby nie fakt, że w głowie chciał zgrywać złego i nienaruszalnego. Tak też się trochę czuł, ale zaczynał coraz to bardziej jej wybaczać... co było do niego niepodobne. Bardzo niepodobne, nigdy nie był empatyczny i w sumie dziwne to było, że tak szybko zaczynał ustępować. - Łamać serca, śmieszne. Moje jest już złamane, zszyte i z kamienia. Nie musisz się o nic martwić. - Oczywiście miał na myśli to, co się wydarzyło między nim a Jacqueline. Nie chciał jednak sobie o tym przypominać, ani myśleć o tym... gównie. - Musisz czasem się przeciwstawić i nie uciekać. Wiesz, bo będą cię gonić. I w końcu się zmęczysz... - po czym dodał, patrząc jej głęboko w oczy z bardzo poważną miną - ...I cię zjedzą. - Dopiero teraz, pierwszy raz odkąd ją zobaczył się uśmiechnął całkowicie szczerze i nie ironicznie. Będąc blisko jej, poczuł zapach jej perfumów, które dzisiejszego dnia były albo wyjątkowo mocniejsze, albo miał bardziej wyczulony węch. Był dość drętwy w takich gestach jak trącanie czy coś takiego, więc nawet nie kontynuował tych zaczepek. To nie było w jego stylu. Spojrzał na jej strój i dopiero teraz zmarszczył czoło, oceniając go ponownie. - Wciąż uważam o nim to co wcześniej mówiłem, ale nie mogę odmówić, że jest ładny. - Nie chciał mówić pierwszego członu, lecz coś w środku sprawiło, że nagle nie mówił to co chciał, a to co czuł i myślał. Samą prawdę. Cholera. Było to trochę dziwne, lecz przez nie myśląc o tym przez chwilę zapytał się dziewczyny: - Gdzie chcesz iść? W kuchni nie jest szczególnie wyjątkowo. - Stwierdził patrząc na nią. Zaczęła go martwić, bądź zastanawiać kwestia prawdomówności.
Padme A. Zakrzewski
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 170 cm
C. szczególne : liczne pieprzyki i lekko widoczne piegi na policzkach
Katharsis było bardzo przyjemnym uczuciem, które teraz częściowo poprawiło jej humor. Chociaż dalej czuła się skrępowana w tym stroju, tak przynajmniej wiedziała, że chyba teraz Shawn nie chce jej zabić, za to jak się zachowała. W teatralnym geście wysunęła dłoń w jego stronę na "pogodzenie", a gdy ją uścisnął, bez słowa przytuliła go. Ale równie szybko się odsunęła. - Ten strój jest jak wrzód na dupie, niewygodny i mi zimno. Od początku chciałam cię poprosić o cokolwiek na przebranie, bo nie poczuwam się w roli wróżki - zerknęła w dół, na swoją sukienkę a potem z powrotem na niego, posyłając mu spojrzenie w rodzaju "no na co czekasz?". Jednak zainteresowała ją jedna kwestia i choć nie chciała o nią pytać, język zadecydował za nią. - Co to za jedna ci złamała serce? Nigdy mi nie powiedziałeś - veritaserum dalej działało, a oni najwidoczniej dalej nie wpadli na ten pomysł, by nie pić alkoholu zabranego z imprezy. I naturalnie wbrew temu, Krukonka dolała im ponownie whiskey, swoją upijając. - To ciekawe, bo nigdy mi nic nie powiedziałeś na temat swojego życia. Ja ci powiedziałam o dziwo bardzo dużo, co mi się nie zdarza - w zasadzie nie powiedziała mu jakoś wiele, bo pominęła opowieść o matce, o tym, że ma hiszpańskie korzenie, czy to, że ojciec obwiniał ją przez jakiś czas o śmierć swojej żony przy porodzie. Ale nie pytał, więc nie mówiła.
Shawn E. Reed
Wiek : 33
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 184 cm
C. szczególne : Tatuaże, magiczna metalowa proteza prawej ręki, Gwiazda Południa zawieszona na łańcuszku na szyi.
Ściskając dłoń dziewczyny, a następnie ją przytulając, czuł dziwne błogie uczucie, jakby brzemię nagle wyparowało, a on poczuł się wolny, niczym Frodo Baggins z mugolskiej trylogii. Przez czas, w którym Padme nie było w jego świecie jakby odzwyczaił się od wszelkich czułości, więc gdy go przytuliła, w myślach dziękował, że nie trwało to zbyt długo. I nie chodzi tu, że mu się nie podobało, bo Shawn nie potrafił się sprzeciwić rzeczywistości - Padme była bardzo atrakcyjną kobietą. Chodziło tu raczej o jego niedawne wyznawanie poglądów, że im mniej czułości, tym lepiej. Po prostu. Na jej słowa tylko pokiwał głową i ręką pomachał jej, żeby poszła za nim. Ruszył do swojego pokoju, gdzie otworzył szafę, która wewnątrz wyglądała jak odrębny pokój - była takich rozmiarów, a każda "ściana" oblegana była półkami z ciuchami. - Wybieraj. Tylko muszę cię zmartwić - nie znajdziesz tam żadnych ładnych spódniczek czy czegoś takiego, jedynie męskie spodnie. Dresy też się znajdą, które są trochę bardziej... uniwersalne. - Uśmiechnął się i sam położył się na łóżku, przyglądając się dziewczynie z niższej perspektywy. W tej sytuacji w głębi duszy cieszył się, że ubrana była w taką prześwitującą sukienkę. Mógł się napawać tą chwilą, dopóki się nie przebrała. - Jedna co złamała mi serce? - Przeklął w myślach, nie chcąc kontynuować tego tematu, jednakże zamiast kończyć go, odpowiedział normalnie: - Jacqueline. Nie znasz, nie poznasz. - Tak chciał zakończyć ten temat, lecz Padme wciąż go drążyła. Nie spodobało mu się to. - Jestem półkrwi, moi rodzice są jebanymi bogaczami, odciąłem się od nich, nie mogąc znieść ich charakterów. - Szybko opisał swoją rodzinę i zdziwił się trochę - wciąż wielu rzeczy nie wiem o tobie. A ty, miałaś kogoś wcześniej? Wstając, zbliżył się bardziej do Krukonki i ocenił ją krytycznym okiem artysty: - Dość ładnie wyglądasz w męskich ciuchach. Sukienka bardziej narażała na poruszenie w moich spodniach, ale teraz też jest atrakcyjnie. - Kurwa. Nie chciał tego powiedzieć. Chciał skończyć na pierwszym zdaniu, ale jego język paplał dalej, mówiąc co mu się myślało. Wkurwiało go to i zaczynał myśleć o tym. Był w tym fachu od dawna, przeszedł jebane kursy i tak dalej, powinien wiedzieć o co chodzi. - Mam pytanie... - w końcu powiedział, chcąc się ją zapytać o dręczącą go rzecz - czy ty też nie możesz teraz kłamać? - W końcu wpadł na pomysł veritaserum, które mogli łyknąć, lecz chciał mieć pewność, że dziewczyna również dziwnie się z tym czuje.
Padme A. Zakrzewski
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 170 cm
C. szczególne : liczne pieprzyki i lekko widoczne piegi na policzkach
Sypialnia... kiedy się tutaj znaleźli przypomniała sobie, że przy jej pierwszej i ostatniej wizycie nie odwiedziła tego pomieszczenia. Rozglądnęła się więc uważnie dookoła. Sypialnia chyba jako jedyna przypominała styl Shawna, który pamiętała z poddasza na Nokturnie, ale nim zdążyła dojść do tego wniosku, ruszyła w stronę szafy. - Wolę męskie ciuchy, niż to - wskazała na nieco prześwitującą kieckę a potem przebrała się w podkoszulkę i jakieś luźne spodnie dresowe, sukienkę zostawiając na krześle. Wróci po nią później. Albo i nie wróci, bo za nią niespecjalnie tęskniła. - Co to za jedna? - na litość boga, co cię to obchodzi... ale obchodziło, mimo wszystko, więc spytała i chciała wiedzieć kim była, co zrobiła i jak bardzo go popsuła. A być może kiedyś będzie umiała naprawić jego serce, bo kto wie - może kiedyś coś między nimi znowu będzie. Spojrzała na Shawna. No i szlag, musiała mu powiedzieć wszystko. A nie chciała tak bardzo... - Moja matka nie żyje. Zmarła przy porodzie, była Hiszpanką. Mój ojciec obwiniał mnie o jej śmierć przez jakiś czas, pierścionek... - tu uniosła palec ze złotą obrączką. - ...jest jedyną pamiątką. Nigdy nie widziałam jej zdjęć. Mam zapędy hedonistyczne i nie mogę ich powstrzymać. Ostatnio gotowanie trochę mi zbrzydło i prawie zabiłam się na meczu Quidditcha. Naturalnie, że miałam. Na chwilę. Mój były mnie zdradził a wiązałam z nim przyszłość, potem byli jacyś na chwilę, bo nie podobało im się moje zaangażowanie w pracę. Pojawił się też pewien Ślizgon, niby na jedną noc, ale jedna noc się przedłużyła i myślałam, że go kocham. Ale nie kocham, tylko się przywiązałam. Dał mi kota w prezencie świątecznym, czaisz? - parsknęła śmiechem, ale dość serdecznym, bo Lotos rozczulał ją jak mógł. Kochała tego małego rudzielca i nic tego nie zmieni, nic a nic. Nawet kłótnia z tym głupim i przystojnym Hiszpanem. Komentarz chłopaka jedynie zgłębił jej śmiech. - Zawsze mogę je zrzucić, ale dopiero się pogodziliśmy, więc to chyba nie najlepszy pomysł, co? Chociaż dalej jesteś tak samo seksowny, jak zwykle. Nawet w tej głupiej masce - okręt-Padme szedł na dno, coraz efektowniej i szybciej, ale... a może to veritaserum? Najwidoczniej wpadli na ten pomysł równocześnie, bo gdy miała się odezwać, Shawn zapytał ją o to samo. - Nie mogę się zamknąć. Kurwa, Shawn, to ta butelka z imprezy... - westchnęła, siadając sobie. I co miała zrobić? Przecież gdyby chciała, to i tak nie mogła nie mówić.
/chyba już minęło pięć postów
Shawn E. Reed
Wiek : 33
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 184 cm
C. szczególne : Tatuaże, magiczna metalowa proteza prawej ręki, Gwiazda Południa zawieszona na łańcuszku na szyi.
Nie bawił się w udawanie, że patrzy gdzie indziej niż na jej atuty, które były bardziej widoczne kiedy się przebierała. Nie ukrywał też, że mu się podobały. Jednak rozmowa o Jacq mu się nie podobała i nie chciał do niej wracać. Jednak coś go trzymało, że musiał odpowiedzieć i w pewnym sensie wyznać swoją tajemnicę. Ale nie był tego pewien, więc jedynie powiedział: - Taka jedna co w końcu mnie wystawiła i wylądowała w Azkabanie. Normalka. - Skwitował i jakby chcąc już zacząć nowy temat, powiedział jeszcze: - W męskich ciuchach ci ładnie, ale sukienka też miała swój urok... powiedzmy. - Uśmiechnął się do niej i zaczął słuchać bez słowa jej opowieści o swoim życiu. Po jej szczęśliwej i często niewinnej mordce nie spodziewałby się, że dzieciństwa też nie miała zwyczajnego. Nie potrafił ocenić kto miał gorzej, ale też nie chciało mu się nad tym myśleć. Prezent w postaci kota? Na to nie wpadł, jednak uważał, że tablica, którą jej podarował był okej prezentem, kiedyś to chciała, ale Shawn ją wystraszył. Albo i cokolwiek innego, przecież to był Nokturn. - Miło z jego strony. - Jak już musiał to jakoś skomentować to nie wpadł na żaden inny pomysł na podsumowanie tego co mówiła. Nie ukryły się za tym żadne emocje. Uśmiechnął się na jej słowa i udawał, że się zastanawia. - Zawsze możemy sobie pozrzucać ubrania dla zabawy, ale to też nie wiem czy jest dobrym pomysłem. Chociaż na pewno bardzo przyjemnym dla oka. - Ukazał swoje białe ząbki w szerokim uśmiechu i złapał dziewczynę za rękę, prowadząc ją na łóżko by usiadło. Tak głupio wyglądało jak stali i patrzyli na siebie, a na łóżku będzie na pewno wygodniej. Po chwili i tak wstał i wyszedł bez słowa na chwilę z sypialni, kierując się do kuchni. Z jednej półki wyjął fiolkę i wrócił z nią do Krukonki. - Weź łyczka, ale nie za dużego, by też zostało dla mnie. Wiesz, ja też chce sobie skłamać. - Podał jej antidotum na veritaserum i patrzył na nią ciekawskimi oczami. Dziewczyna nie mogła odgadnąć o czym teraz myśli, gdyż jego twarz nie zdradzała żadnych emocji. A o czym rzeczywiście myślał? O jej dość ładnych oczach, których nie widział od zbyt długiego czasu. Trochę je polubił. Jej usta też mu w pewnym sensie "smakowały", ale nie mógł tego ani powiedzieć, ani nic z tych rzeczy. Postanowił przed sobą, że nie będzie zaczynać żadnych pocałunków, ani seksów. Nie dziś. Jutro.
Padme A. Zakrzewski
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 170 cm
C. szczególne : liczne pieprzyki i lekko widoczne piegi na policzkach
Panda kiwała głową na wszystkie te informacje i czuła, że chyba eliksir powoli przestaje działać. Nie miała już takiej nieodpartej ochoty powiedzenia mu czegokolwiek, co jej ślina na język przyniosła, ale zamiast tego czuła jak alkohol powoli uderza jej do głowy. Zajekurwabista zmiana. Zachichotała na jego pomysł o rozrzucaniu ubrań, jednak patrząc na to, że miała na sobie tylko koszulę i spodnie to nie miałaby czym szastać. Gdy Shawn wyszedł, opadła na miękką pościel zastanawiając się przez kilka sekund nad ich relacją, bo na więcej jej nie pozwolił - uniosła wzrok na fiolkę i wpadła na świetny pomysł. Wzięła, upiła, ale nie oddała jej, tylko odsunęła rękę daleko w bok. - Nie oddam - powiedziała z rozbawionym uśmiechem. Mało tego, żeby tak szybko nie skończył jej zabawy podniosła się i wlazła wgłąb łóżka. Żeby w ogóle się do niej dostać musiał się nagimnastykować. - Skoro ja mogę kłamać, a ty nie, to może jeszcze o coś spytam? - rzuciła, spoglądając na antidotum. Pewnie mu je za chwilę odda, póki co jednak procenciki wzięły górę. Jakiś czas później jednak Padme wróciła do swojego domu, rozstając się z Shawnem w o wiele milszej atmosferze niż na początku dzisiejszego wieczoru.
zt oboje
Shawn E. Reed
Wiek : 33
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 184 cm
C. szczególne : Tatuaże, magiczna metalowa proteza prawej ręki, Gwiazda Południa zawieszona na łańcuszku na szyi.
/w nocy przed wejściem - padał też deszcz, takie smaczki tej pory roku.
Wypuścił dym z ust, uważnie obserwując jego lot w górę, żeby zaraz zniknąć, ulotnić się. Shawn trzymał papierosa w zdrętwiałej od zimna dłoni, zaś w drugiej trzymał parasol. Śmiech na sali – doszło do takiej sytuacji, że Shawn wolał już używać mugolskich metod skrywania się przed deszczem. Musiał nawet tego dnia zawitać na jakiejś londyńskiej uliczce, gdzie mógł kupić ten produkt. Miał zapas funtów po rodzicach, był przecież półkrwi. Jak mógł ocenić dzisiejszy dzień? Było dość dziwnie. Miał wyjątkowo aż nazbyt czasu, więc pomyślał, że musiał jakoś zająć czas. A jak mógł aktywnie się angażować, nie wychodząc z domu na tą koszmarną pogodę? Oczywiście pisać listy do Blołin. Napisał z kilka, szybko mu odpisywała – zakładał, że była w swojej pięknej rezydencji, ach można tylko zazdrościć sukcesu Dearów. Oczywiście, nie była to pozytywna korespondencja dwójki kochających się ludzi. Po ostatniej sytuacji na Festiwalu Blaithin go unikała, a było to dla niego bardzo widoczne i uświadomił sobie to dość szybko – gdziekolwiek się pojawił, a była tam dziewczyna, szybko znikała, tak żeby przypadkiem nie zwrócił na nią uwagę. Ależ on doskonale wiedział, że ona tam jest – jedynie nie miał ochoty tracić czasu na TAKĄ osobę. Przemyślając, w sumie to Shawn nie był aż tak „cięty” na Fire, niżby się wydawało. Zawsze ją obrażał i wyśmiewał, nie mogła przy nim żyć – a jednak nie chodziło tu o prawdziwą nienawiść, czy nawet zazdrość. Głównie chodziło właśnie o rozrywkę – Reed doskonale wiedział, że z rudowłosą mógł sobie pozwolić na tego typu odzywki. To, czy przesadził na festiwalu było pytaniem retorycznym – oczywiście, że przesadził, ale o to dokładnie mu chodziło. Kończąc już papierosa, zauważył nikłą sylwetkę w świetle jednej z lamp oświetlającą brukowaną ulicę. Nie zainteresował się nią zbytnio - nie był jeszcze świadom, że to jego „dobra” znajoma.
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Machnęła różdżką ostro, a gniew sprawił, że czarny bez zadziałał bez zarzutu. Strumień gorącego ognia dotarł do skrawku pergaminu podpisanego inicjałami jednego z największych dupków, jakie miała nieszczęście poznać Blaithin w swoim krótkim życiu. Miała wrażenie, że zacisnęła szczęki tak mocno, że już nigdy nie będzie mogła ich otworzyć. Jak to możliwe, że zaledwie kilka prostych zdań potrafiło sprawić, że cała czerwieniła się ze złości i miała ochotę rzucić czymś o ścianę? Przeszła się kilka razy po swoim pokoju w Dolinie Godryka i w końcu zbiegła po schodach, żeby zatrzasnąć za sobą głośno drzwi. Po cholerę Reed w ogóle pisał? Nie wierzyła, że listy miały ją ugłaskać i sprawić, że przestanie być "obrażona". Tak bardzo bawił się Szkotką i jej emocjami, a ona tak bardzo mu na to pozwalała, że była wściekła. To był spokojny wieczór, spokojne oczekiwanie na Halloween. Powinna była od razu spalić już pierwszy list z idiotycznym "sory" i dać sobie spokój. Blaithin nie interesowało to, że rzeczywiście mógł być w jakimś stanie upojenia, miała kompletnie wywalone na to, czy żałował tego, co napisał czy też nie. W tamtej chwili, gdyby miała go gdzieś na wyciągnięcie ręki po prostu walnęła w niego tak paskudnym zaklęciem, że nigdy już nie ośmieliłby się pisać czegokolwiek o rodzicach dziewczyny. To, że obraził zarówno Vivien, Caluma, Doriena, Liama i jej rodzeństwo dolało tylko oliwy do ognia. Żałowała, że nikt nie wymyślił jeszcze sposobu, jak listownie wysłać komuś fireballa. Był cholernym dupkiem na festiwalu, kiedy pozwalał sobie zdecydowanie na zbyt wiele, a teraz też nic się nie zmieniło. Na zewnątrz było lodowato, ale nawet mroźny wiatr przebijający się przez strugi deszczu z ciemnego już nieba nie łagodził pulsującej w Fire złości. Nawet nie próbowała się hamować i uspokajać. Szła przez Dolinę Godryka, wsunąwszy dłonie pod pachy, żeby ich sobie przypadkiem nie odmrozić. Nawet nie zabrała płaszczu, ale zupełnie się tym nie przejmowała. Potrzebowała chwili spaceru, a najlepiej wyżycia się na kimś. Szkoda, że nie miała pojęcia, gdzie Reed w ogóle mieszka, bo doprowadził Fire do takiego stanu, że nie myślała zbyt logicznie i dawała się kierować wściekłości. Nawet nie mogła odpalić papierosa przez pieprzony deszcz, który zdążył posklejać rude kosmyki i sprawić, że z trudem powstrzymywała dreszcze. Świetnie, jeszcze się pochoruje przez tego idiotę. Naprawdę nie rozumiała, po co w ogóle zaczynał. Jak na zawołanie, dostrzegła przy jednym z domów znajomą postać i skrzywiła się odruchowo. To zbieg okoliczności czy Merlin rzeczywiście chciał, żeby doszło do tego starcia? Nim się zorientowała nogi same poniosły Fire prosto do Reeda, a z każdym kolejnym miała wrażenie, że świeże wspomnienie emocji po odczytaniu listu nagle wracają ze zdwojoną mocą. Może gdyby spotkała go kilkanaście minut później nie byłoby tak ciężko zacisnąć zęby i udowodnić, że jednak Shawn się mylił i inteligencja może iść w parze z nazwiskiem Dear. - Hej - zwróciła na siebie jego uwagę, zbliżając się i wytrącając mu niedopałek z dłoni. - Dostałam pozwolenie. - dodała szybko nienawistnie i lewą dłoń zacisnęła na ubraniu mężczyzny, żeby drugą uderzyć go z pięści w szczękę. Naprawdę bardzo chciała go pobić, zranić i skrzywdzić. Nauczyć, że nie powinien jej tak zupełnie lekceważyć i traktować jak nic niewartą dziewczynkę. W tamtej chwili miała w dupie to, że Shawn jest nie tylko wyższy, ale i silniejszy, przez co szanse w zwykłej mugolskiej bójce miała... niewielkie. Zdecydowała się jeszcze kopnąć go i spróbować chociaż trochę podrapać, dopóki po stronie Blaithin był ten drobny element zaskoczenia. Bo kto by pomyślał, że rzeczywiście się odważy albo, że rzeczywiście będzie aż tak głupia.
Shawn E. Reed
Wiek : 33
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 184 cm
C. szczególne : Tatuaże, magiczna metalowa proteza prawej ręki, Gwiazda Południa zawieszona na łańcuszku na szyi.
Gdyby wiedział, co Blaithin przechodzi i co czuje, czytając każdy kształt litery na pergaminie, pewnie byłoby Shawnowi trochę głupio, że jako dorosła osoba doprowadziła jeszcze dziecko do takiego stanu. Oczywiście nie tylko on się do tego dołożył – wyobrażał to sobie bardziej, że dziewczyna jest idealnym przykładem nastolatki nie rozumianej przez społeczeństwo i która chce zrobić z siebie jak największego badass’a. No rudowłosej brakuje tylko jeszcze stylizacji typowo „gotyckiej”, na co na szczęście nie wpadła – Reed nie mógłby patrzeć na takie „coś”. Cały ten pomysł z listami nie był przemyślany i w sumie to mężczyzna na początku był w lekkim szoku, widząc, że rudzielec w ogóle odpisał. Sądził, że będzie teraz grać taktykę osoby niedostępnej, unikającej go na każdym kroku. Tak było w szkole, lecz jak widać listy inaczej działają na jego koleżankę. Gdy miał już wracać do środka, gdzie było ciepło, sucho i przyjemnie, nagle usłyszał przyspieszony krok, też cień, którym była dziewczyna nagle przyspieszył tempo i w jednym momencie był przy nim i wtedy Shawn ją rozpoznał. Nie do końca zrozumiał, co w ogóle powiedziała, ale był wciąż w zbyt dużym zdziwieniu, żeby zarejestrować lecącą w jego stronę pięść. Dostał w szczękę od lewej strony i Shawn cofnął się o krok, wypuszczając parasol na ziemie. Nie do końca będąc świadomym co się właśnie wydarzyło. Poruszył żuchwą parę razy, wciąż trzymając się za nią i dopiero wtedy w jego oczach zapłonął prawdziwy ogień. Adrenalina sprawiła, że jego ruchy były dużo szybsze, niżby to było w normalnych warunkach. Akcentowała to jeszcze złość, a wręcz wściekłość, którą nagle poczuł i dawno nie był aż tak wyprowadzony z równowagi. W tej sytuacji nie interesowało go nic. Ani to że to była jego „przyjaciółka-nie-przyjaciółka”. Ani to że był asystentem w jej szkole. Teraz poczuł wielką, niewyobrażalną chęć mordu. Nagle, jego dłonie zaczęły być gorące, tak jak zawsze było, gdy przygotowywał się do skomplikowanej sekwencji, bez użycia różdżki. Już miał wypowiadać formułę, aż się nie zawahał, podświadomość jeszcze potrafiła racjonalnie myśleć – zakłócenia magiczne. Jak Shawn klął na te gówno, które pojawiło się na świecie, to nikt nie miał pojęcia. A teraz jeszcze bardziej miał ochotę mieć totalnie wyjebane w to całe ograniczenie. Był o krok od dziewczyny i minęło bardzo mało czasu – jedynie jemu wydawało się, że czas leciał dwa razy wolniej. Złość nie ustępowała, a jedynie wzmagała się, tak jakby był napędzany, a deszcz spływający po jego czole jedynie działał jak paliwo napędzające maszynę, która w tym momencie miała zabić. Wystrzelił, odbijając się od nogi z tyłu i dzięki temu, że wcześniej się cofnął, miał teraz więcej miejsca na szybki, czysty cios. Uderzył od spodu, prosto w brodę dziewczyny tak szybko i z takim impetem, że nie było możliwości, by Blaithin mogła się obronić. Patrzył tylko jak upada. Czuł się, jakby cios ten wchłonął całą jego energię i wypuścił ją, wraz z uderzeniem Fire. Shawn powoli zaczynał kontrolować nad oddechem, nie zauważając nawet jak mocno dyszy i też zaczynał wracać do normy, jeśli chodziło o zachowanie. Furia zapadała w odmęty jego umysłu, zaś on jedynie spoglądał na dziewczynę z góry, wciąż czując nieprzyjemny ból w okolicy żuchwy. Jak wszyscy normalni ludzie natychmiastowo poczuliby się głupio i wyrzuty sumienia opanowywałyby ich umysł, tak Shawn czuł w tej chwili respekt do tej dziewczyny. Tak, szacunek. Rzadko kto potrafił tak go wyprowadzić z równowagi i doprowadzić do stanu dzikiej furii, w której nie wiele różnił się od zwierzęcia. Tylko że bardzo niebezpiecznego zwierzęcia. Minęła chwila, zanim w ogóle się poruszył. Przykucnął przy niej i zauważył jeszcze, że upadła głową na jakiś kamyk, rozcinając sobie łuk brwiowy, ocierając również dotkliwie policzek. No to nieźle Shawn załatwiłeś swoją uczennice. Nie mogli tak stać w tym deszczu. Shawn bez jakiegokolwiek słowa podniósł ją, zakładając jej ramię na swoje, ignorując każdy jej jęk. Nawet jakby zaczęła go teraz wyklinać od najgorszych, już atak szału miał za sobą – potrafił się opanować i nie działał destrukcyjnie na jej zaczepki. Szli przez ogródek, Reed próbował opanować emocje – w głowie miał teraz taką burzę myśli, że nie potrafił wymówić jakiegokolwiek słowa. Nie patrzył na Fire, wzrok skupiony miał w drzwiach, oświecany nikłym światłem lampki, powieszonej na ścianie. Otworzył drzwi wolną ręką i weszli do środka. Doszedł z nią do kanapy i tam ją położył, dopiero wtedy mogąc zauważyć każdą, pojedynczą ranę, jaką miała na twarzy. On też zapewne miał siniaka na brodzie, obok kości jarzmowej, zaś to nie równało się z tym jak wyglądała dziewczyna. Rude włosy były teraz bardziej brązowe od błota, sklejone wyglądały jak jakiejś starej wiedźmy z dziecinnych bajek na dobranoc. Poszedł bez słowa do kuchni, gdzie szybko przygotował dwie herbaty i napar z jakiś ziół, żeby mogła je sobie gdzieś przyłożyć. Kurrwa, Shawn w sumie to nie wiedział co będzie dobre na tyle ran, każda trochę inna, ale wiedział jedną, podstawową rzecz – trzeba je przeczyścić. Wrócił do niej z dwoma herbatami i kubkiem z rumiankiem i położył na stoliczku obok niej należną jej herbatkę. Sam zaś usiadł obok niej i wreszcie się odezwał: - Jesteś już z siebie KURRWA zadowolona?
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Problem w Fire polegał na tym, że nie umiała sobie odpuścić. Gdy więc zobaczyła list podpisany inicjałami Reeda nie potrafiła wyrzucić go do śmieci i w ciągu kilku minut o nim zapomnieć. A każdy kolejny tylko pogarszał sytuację. Szkotka mogła łatwo zapobiec tej sytuacji, gdyby odłożyła pióro i kałamarz. Nie była więc bez winy, ale w chwili, kiedy zobaczyła w deszczu i ciemności asystenta zaklęć, była zupełnie zaślepiona chęcią przywalenia mu prosto w twarz. Co zresztą zrobiła. Z wielką satysfakcją patrzyła na zaskoczoną minę Reeda i jeszcze bardziej ucieszyła się na widok prawdziwego gniewu. W końcu to ona zdenerwowała jego, w końcu mogła zobaczyć, jak chodzący z wiecznie obojętną i ponurą miną mężczyzna, ukazuje prawdziwe emocje. Przyjemnie było go rozwścieczyć, nawet jeśli w tamtym ułamku sekundy wiedziała już, że nie będzie delikatny ze względu na jej płeć. I tym bardziej to akceptowała - nie była małą dziewczynką i potrafiła przyjąć na klatę to, co miało nadejść. Blaithin nie spodziewała się jednak, że da się położyć już po... jednym ciosie? PO JEDYNYM? Nie do końca wiedziała, co się stało przez to, że przed jej oczami wystrzelił milion gwiazdek i kolorowych plam, które przysłoniły cały widok i zasłoniły twarz Reeda. Świat zdawał się wywrócić do góry nogami, a Fire liczyła tylko na to, żeby broń Merlinie nie zemdleć. Dotkliwy ból przysłonił na chwilę inne emocje. A kolejna fala sprawiła, że wydusiła z siebie głuchy jęk, kiedy w końcu rąbnęła o mokrą, zimną ziemię. Zacisnęła mocno powieki, za nic w świecie nie pozwalając łzom napłynąć do oczu. Zaraz po tym zamrugała parę razy, żeby w razie czego móc jakoś rozeznać swoje położenie i bronić się przed ewentualnym powtórzeniem ataku, ale lejący się z góry deszcz skutecznie to uniemożliwiał. Odkaszlnęła z olbrzymim trudem, wypluwając na ziemię ślinę i krew. Już nawet gdzieś miała wrażenie, że ma rozcięty policzek i będzie to trzeba zszywać. Zacisnęła dłonie w pięści i chciała się podnieść... ale zorientowała się, że nie może. Zdołała tylko bardziej się skulić i przekręcić na bok, żeby łatwiej było złapać jej oddech. Leżąc tak u stóp Reeda, w błocie, wściekłości i upokorzeniu czuła się po prostu żałosna. Fire nie wiedziała, czy bardziej wolałaby teraz, żeby po prostu sobie poszedł i nie wracał czy, żeby jednak ją dobił. Przez przymrużone oczy zobaczyła, jak mężczyzna kuca obok i spróbowałaby jeszcze go opluć, gdyby nie to, że praktycznie nie mogła poruszać szczęką bez kolejnej fali przeszywającego bólu. Zareagowała gwałtownie, gdy jej bezpardonowo dotknął, próbując się wyrwać, ale tylko wydusiła z siebie bolesne sapnięcie. - Mmmm... - mruczała gniewnie, nie mogąc wypowiedzieć czegoś konkretniejszego w kierunku Shawna, który ją wpół niósł, wpół wlókł, bo próbowała iść sama. Nadrabiała za to w myślach, używając na Reedzie większości wyzwisk, jakie znała. A nie było tego mało. Nawet lepiej, że on milczał. W drodze do mieszkania mogła choć odrobinę ochłonąć. Nim się obejrzała, opadła na kanapę. Twarz miała chyba w kawałkach. Nie miała już siły pytać po cholerę ją tu zabrał ani protestować, że nie potrzebuje żadnej pomocy. Zamilkła, poddając się kojącej uldze, jaką przynosiło pozbywanie się resztek złości. Dopiero teraz docierało do niej, jak bardzo jest przemoczona i przemarznięta. Ale to nawet nie równało się poczuciu przegranej. Zadziwiające to, że nie czuła potrzeby chluśnięcia mu tą gorącą herbatą prosto w twarz. Początkowo chciała odmówić, ale dotarło do niej, jak dziecinne było takie zachowanie. Wzięła więc ostrożnie kubek z rumiankiem i upiła malutki łyczek. - Żebyś... - jedno niewyraźne słowo sprawiło, że skrzywiła się mocno. Nie mogła tego pokazywać, więc ciągnęła dalej uparcie. - Kurwa... wiedział. Zapierdoliłabym cię, jakbyś mi zęby wybił. Westchnęła, poprawiając się na kanapie. Rozejrzała się pobieżnie po pomieszczeniu, pociągając przy tym nosem kilka razy. Paskudnie. - Trzeba mnie było tam zostawić. - mruknęła. Irytował ją fakt, że widzi ją w stanie godnym pożałowania. Pozwalała drobnej strużce krwi spływać z rozciętego łuku brwiowego przez poraniony policzek, nie przejmując się tym, że jeszcze mu tu wszystko wybrudzi. Taki doskonały czarodziej powinien sobie z tym poradzić.
Shawn E. Reed
Wiek : 33
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 184 cm
C. szczególne : Tatuaże, magiczna metalowa proteza prawej ręki, Gwiazda Południa zawieszona na łańcuszku na szyi.
To, że nie potrafiła odpuścić to był jeden z wielu problemów. Największym, o którym Shawn wie i uwielbia wykorzystywać, to jest niewyobrażalna zdatność na prowokację. Do tego nie potrafi sobie poradzić, gdy ktoś wejdzie na temat jej rodziny. Wtedy traci jakąkolwiek barierę, którą sobie obmyśliła – że będzie twardą, niezależną dziewczyną, której boją się pierwszoklasiści. No nieźle, Blafin, achievment completed. Dość zabawny był ten widok, wściekłej Blaithin, lecz jednocześnie tak bardzo nieporadną. Bardzo rozbawiający widok, tym bardziej dla niego, kiedy wiedział jaki zwykła robić sobie wizerunek wśród ludzi, którzy jej nie znają, albo znają za krótko. Siedząc naprzeciwko niej, widząc na jej twarzy każde zadrapanie, każdy kawałek rozciętej skóry, nie robiło mu się jej żal. Oczywiście, nie było tak, że myślał „dobrze jej tak, ale bym jej trzepnął jeszcze raz”. Opanował się i na jego twarzy ponownie pojawiła kamienna maska obojętnego asystenta zaklęć i Merlin wie kogo jeszcze. Cóż, gdyby chlusnęła w niego tą gorącą herbatą… może ponownie by stracił kontrolę. A wtedy po prostu Blaithin nie wróciłaby do domu. Nigdy. Myśląc nad całą tą sytuacją, która obróciła nudny wieczór w dość dynamiczny, nagle Fire zaczęła coś tam mruczeć pod nosem, lecz otrząsnął się dopiero, kiedy znowu zaczęła mu grozić. Shawn podniósł brew, patrząc na nią jak na upośledzonego idiotę. I nie ma w tym żadnego wyolbrzymienia. - Skończ wreszcie zgrywać tą jebaną „groźną” dziewczynkę, Blaithin. Nie wychodzi Ci to, a tym bardziej na mnie. Może tak sobie kuzynów straszysz, masz ich przecież w pizdu, ale w życiu tak nie ma dziewczyno. Lepiej się opanuj, bo to był jeden cios. I byłem sam. – Zamilkł i tak uważając, że za dużo powiedział. Ona przecież powinna sama do tego kurwa dojść, tym bardziej po dzisiejszym wydarzeniu. Słysząc następne jej słowa, nie wiedział czy ma sobie jebnąć w twarz, czy jej. - Może byś zmądrzała. Jak już masz coś takiego mówić, to lepiej się zamknij. – Widział ją w tym stanie, bo ją do tego doprowadził. A raczej sama sobie to zrobiła. Shawn nie potrafił wymyśleć, co Blaithin myślała, idąc w jego stronę, zaciskając pięść. Że powie, ale mi się należało i będzie ją przepraszać? A może jeszcze jej pierścionek kupić? Myśląc o tym, nagle zauważył na jej dłoni temat jego myśli. Uśmiechnął się kpiąco i zrozumiał przy okazji, dlaczego szczęka aż tak go boli. - Ładny szmaragd. Czyżbym miał się spodziewać, że za kilka dni na mój dom najedzie twój narzeczony z chęcią zabicia mnie? – Z jego twarzy nie znikał uśmiech, który czasami doprowadzał ludzi do szału. On zaś nie mógł sobie wyobrazić Blaithin, która miałaby niedługo wyjść za mąż. - Któż to jest tym szczęśliwcem, Dear? – Przegryzł wargę, popijając łyk herbaty. Nie zwrócił uwagi na to, że z jej ran cieknie krew, która będzie brudzić mu mieszkanie. Jeśli tak sobie Fire obmyśliła plan odpłacenia Shawnowi za to wszystko, to naprawdę szanuje za dość denny pomysł. Ale czy Reed mógł spodziewać się po dziewczynie czegoś innego. Z drugiej zaś strony, cały ten konflikt powinien dać mu trochę do myślenia. Znaczy się – nie zmieni swojego zachowania względem jej osoby, nie będzie udawać, że nie wie jak ją skutecznie sprowokować. Chodziło mu o całą kłótnię z nią, która mogłaby się już skończyć. Teraz skończyła się bójką, a czym skończy się jutro? Patrząc na ten rumianek, w sumie był bardziej zdania, że on nie jest na takie rany, jakie miała Blafin. W sumie to powinien już wcześniej pójść po apteczkę, ale zrobił to dopiero teraz. Wstał, czując nieustanny ból z lewej strony żuchwy i poszedł na górę, znaleźć plecaczek z akcesoriami medycznymi. Mając już go i będąc na dole, zbliżył się do rudowłosej z gazą i plasterkiem i nie czekając na jej pozwolenie, przybliżył się jeszcze bardziej, że cale dzieliły ich twarze. On w tej chwili przyklejał jej opatrunek na czoło, zaś ona i jej charakterki teraz go zupełnie nie interesowały. Niech da się opatrzeć, później będzie stroić fochy. Gdy skończył, spojrzał na nią krytycznie i rzekł tylko: - Rozbierz się. – Wiedział jak jednoznacznie to brzmi, wykorzystał to. Było to jeszcze bardziej komiczne z jego chłodną mimiką i surowym, zdecydowanym tonem. Oczywiście chodziło mu, żeby ściągnęła tylko kurtkę (?), żeby nie marzła w przemoczonym ubraniu, przy okazji robiąc plamy gdziekolwiek się pojawi.
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Szczerze nienawidziła tego wzroku, którym tak często na nią patrzył. Doskonale zdawała sobie sprawę, jak niewiele dla niego znaczy, jeśli w ogóle cokolwiek, ale mógł przynajmniej oszczędzić sobie ciągłego wbijania Fire do głowy, że jest idiotką. I ZNOWU zaczynał mówić o Dearach. Shawn miał jakąś obsesję na punkcie tej rodziny czy co? Przypominanie o tym, że tego czegoś, co się stało, nawet przy dobrych chęciach nie dało się zaliczyć do bójki, w niczym nie pomagało. I gdyby ból nie zagłuszał wystarczająco innych emocji, pewnie ponownie by ją wkurzył. Czy była jeszcze jakakolwiek granica narzucona przez dziewczynę, której Reed nie złamał? A kiedy próbowała wyegzekwować za to karę, spotykało ją to... Może po prostu była nim już zmęczona. - To ty skończ wreszcie udawać, że wiesz o mnie wszystko, a swoje złote rady zostaw po prostu dla siebie. Nie prosiłam cię o uczenie mnie życia, Reed. O nic cię nie prosiłam. - stwierdziła zimno, adekwatnie do tego, jaką temperaturę odczuwała. Nerwowo przetarła twarz, rozmazując sobie nieco krwi, ale w ogóle nie zwracając na to uwagi. W ogóle nie rozumiała podejścia mężczyzny. Najpierw jawnie prowokował ją na festiwalu, gdzie też się wściekła, później za to z własnej woli napisał i "przeprosił", ale zaraz potem znowu był dupkiem. Coraz bardziej miała wrażenie, że jest tutaj jakąś pieprzoną zabawką. Na słowa o szmaragdzie szybko cofnęła do siebie rękę, którą trzymała kubek z rumiankiem. Przykryła drugą dłonią pierścionek zaręczynowy. Zdążyła przyzwyczaić się do niego po tylu miesiącach, ale nadal go nie akceptowała. Nie był częścią Fire i nigdy nią się stać nie mógł. Od kiedy uciekła z domu w ogóle nie przejmowała się tym, jak zareagował na tę wieść Damon. Czasem tylko zastanawiała się, czy nadejdzie moment, kiedy ojciec po nią wróci. - Nie bój się, nie naskarżę na ciebie. - odpowiedziała, parskając czymś, co miało być parodią śmiechu, ale ostatecznie urwała szybko, żeby nie narażać się na kolejną falę bólu. Merlinie, jak on przyjebał. A tak szczerze to nawet przez myśl dziewczynie nie przeszło, żeby w ogóle komukolwiek powiedzieć, skąd te siniaki i zadrapania. Wymijające odpowiedzi były specjalnością Fire, a nie widziała powodu, dla którego miałaby ściągać na Reeda czyjąś zemstę. Zresztą, komu niby miało aż tak zależeć na Szkotce? - Chociaż jeśli to miałoby zagwarantować, że uciekniesz z Anglii to się zastanowię. - dodała drwiąco. Wiedziała, że nikt by Shawna stąd nie przegonił. A już na pewno nie Damon, który pewnie leżał sobie zaćpany gdzieś tam. - Wyrzuciłabym go d-dawno temu, gdyby nie fakt, że nie mogę t-tego cholerstwa nawet z-zdjąć. - nie zauważyła, że przez przemarznięcie i spadek adrenaliny, która dotychczas rozgrzewała organizm, zaczęła też szczękać zębami. Odsłoniła pierścionek i dostrzegła, że kamień szlachetny dalej lśnił tą samą zielenią co wtedy, gdy go pierwszy raz zobaczyła. Reed chyba padłby ze śmiechu, jakby dowiedział się, jak wyglądały oświadczyny. Nie odpowiadając na postawione pytanie, napiła się herbaty. Przyłożyła sobie rękę do czoła, próbując zignorować tępe pulsowanie po uderzeniu w ziemię. Naprawdę wolałaby samodzielnie wrócić do domu, zamiast siedzieć tu tak bezsensownie i wysłuchiwać kąśliwych uwag mężczyzny. Przymknęła oczy, zwracając uwagę na to, że gdzieś sobie poszedł. Może się w tym czasie wymknie? Dopiła herbatę i obserwowała nieufnie Shawna, gdy wrócił z apteczką. Przynajmniej nie próbował używać magii, czego Fire szczerze nie znosiła. Wzrokiem przemknęła po jego zranionym przez pierścionek policzku. Nie wiedziała, czy to ona była jeszcze zamroczona po uderzeniu, czy to Reed robił wszystko bardzo szybko, ale jakimś cudem znalazł się bardzo blisko. - Sama to z-zrobię. - nie chodziło tu już o sam fakt niezależności i tego, że Fire dla zasady odmawiała pomocy innych ludzi. Po prostu nie mogła pozwolić Reedowi na takie zmniejszenie dystansu, które na chwilę kompletnie ją wmurowało, więc złapała za nadgarstek chłopaka i stanowczo, ale nie gwałtownie odsunęła dłoń mężczyzny na stosowną odległość. Dokończyła robienie... powiedzmy, że opatrunku, chociaż wyszło to krzywo. - S-słucham? - zapytała, zanim zdążyła się ugryźć w język. Podniosła na Shawna nieco zdziwione błękitne oczy, zastanawiając się przelotnie, czy nie przemówił do niej właśnie po chińsku. To prawda, że mokre ubrania były wyjątkowo niewygodne, zwłaszcza gdy tak ciasno przylegały do ciała i uniemożliwiały jakiś swobodniejszy ruch. Włosów już nie komentując, ich stan ratowało tylko to, że gumka zapobiegła totalnej katastrofie. Blaithin nie zamierzała słuchać niczyich rozkazów, a już zwłaszcza, jeśli wydawał je Reed. Wbrew poleceniu otuliłam się ciaśniej bluzą z kapturem, bo przecież nawet cholernego płaszcza nie zabrała z domu. Miała wrażenie, że przez gniew jej mózg się kompletnie wyłączył. Ciało oczywiście musiało ją zdradzić. Pozostawało liczyć na to, że Shawn oleje to, jak Fire się trzęsła.
sorry za długość XDbonć miły
Shawn E. Reed
Wiek : 33
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 184 cm
C. szczególne : Tatuaże, magiczna metalowa proteza prawej ręki, Gwiazda Południa zawieszona na łańcuszku na szyi.
To wcale nie było tak, żeby Shawn nie widział jakiejkolwiek wartości w Blaithin. Myśląc nad tym, nawet potrafiłby ją polubić. Jednak są wciąż pewne jej cechy, które są, według niego, bardzo wymuszone, przez co rudowłosa traci w oczach mężczyzny. Zaś w samym obrażaniu dziewczyny i wchodzenie jej na odcisk, Shawn nie widział żadnego sensu, a jednak czuł się… zobowiązany? Bo miał świadomość, że ludziom w jej najbliższym gronie to nie przeszkadzało, albo ukrywają to, wiedząc, że mogą ją rozzłościć. Jednym słowem, rozpieszczają ją, żeby nie mieć później problemów. Zaś Reed chciał uzyskać coś zupełnie odwrotnego – poprzez wytykania jej każdego błędu i głupoty z jej strony, miał nadzieje, że Blaithin zrozumie, może nawet zmieni niektóre swoje nawyki i specyficzny instynkt samozachowawczy. Do Dearów przyczepił się bo należy do tej rodziny, nie dlatego, że go jakkolwiek intryguje ten odłam czarodziejskiego świata. Tym razem przecież to nie Shawn złamał granice, a Blaithin to zrobiła, napadając na niego. On, spokojnie sobie palił papierosa, a nagle wyskakuje na niego jakiś orangutan i daje po mordzie. On w tej chwili już nie był tym, co zaczynał, a ona była tą osobą. - Wiem o tobie wystarczająco, żeby wiedzieć co mówić. I nawet jeśli nie chodzi o Ciebie, to o ludzi z którymi przebywasz. – Nie skomentował jej ostatnich słów, bo myśląc o nich, pierwszy raz podczas tej rozmowy nie wiedział co na to odpowiedzieć. Bo to była prawda. O nic go nie prosiła. A jednak jej pomagał, nie było tak, że kazał jej po prostu spierdalać. Zajął się nią i nawet spróbował jakoś pomóc, po ich małej sprzeczce na zewnątrz. Jaki miał w tym cel? Sam nie wiedział. Widząc, jak dziewczyna się mazia w swojej własnej krwi, Shawn westchnął i przyniósł ręcznik, którym bez słowa pozwolenia otarł twarz Dearowej ze krwi. Przeprosiny w liście były czymś na pozór prowokacją, która miała doprowadzić do jakiejś konfrontacji między nimi. Chciał wyjaśnić sprawę z festiwalu i w sumie nie spodziewał się, że będzie aż tak „ostro”. W każdym razie, wszystkie jego słowa skierowane do niej, czasem, ale rzadko, były przerysowane, nawet specjalnie irytujące, żeby ją zdenerwować. Lecz zwykle, był sobą i też był pełen podziwu, że Blaithin wytrzymała tak długo. Pewne osoby dałyby mu w twarz już na festiwalu, co nie zmienia faktu, że napaść na Shawna pod jego własnym domem to już co innego i mogła to zrobić inaczej. Widząc jej nagłą reakcję na uwagę o pierścionku, Shawn zmarszczył czoło, nie spodziewając się aż takiej reakcji. Dobra, aż tak chce ukryć przed nim, że jest zaręczona? A co Shawn ma do tego? Podniósł ręce w geście „nie moja sprawa” i zostawił ten temat w cholerę. Wolał nie wnikać w kolejną skomplikowaną rzecz, w którą wplątana jest ta dziewczyna. - Uff, kamień spadł mi z serca. Już miałem testament pisać. – Parsknął i nie zareagował na jej pseudo śmiech, który tylko sprawia jej ból. Skoro jest taką masochistką, to niech się śmieje. Cóż, raczej nikt w szkole nie wpadłby na to, że Blaithin w wolnym dniu rzuciła się na asystenta zaklęć i ten ją tak załatwił. Będą ją tylko pytać pierwsi lepsi ludzie, a gdy już Gryfonka wymyśli jedną wersję to się odczepią. Zresztą, każdy chyba wiedział, jaki temperament miała Fire i że to na pewno nie jest zwykłe „wpadniecie na słup” albo upadek ze schodów. - Nie zagwarantuje. Nie mógłbym się na tobie wyżywać psychicznie, zero zabawy. – Ostra atmosfera opadła i teraz Shawni potrafił już obrócić pewne odzywki w żart. Natomiast bardzo zainteresował się faktem, że rzekomo nie może tego pierścionka zdjąć. - A dlaczegoż to nie możesz zdjąć? – Oglądnąłby chętnie ten pierścionek. Takie „zagadki” zawsze go interesowały, a tym bardziej, że o Dearach wiedział tyle, że mieli oni kiedyś związek z czarną magią. To może i tym razem tak się właśnie stało? Ale nie myślał o tym więcej, bo dziewczyna aż drżała od zimna i Reed nie chciał tego od taqk ignorować. Herbata nie dała jej wystarczająco ciepła, więc czy mogła zdjąć wreszcie te cholerne ubrania? Sama chciała sobie opatrzyć rany, to proszę bardzo. - To ja popatrzę, jak sprawnie to robisz. – Odsunął się od niej i tylko obserwował jak zakleja sobie ranę, tak prymitywnie jak to tylko się da. Ale Shawn powiedział sobie, że nie będzie po niej poprawiać. Sama będzie się z tym męczyć.
Na jej pytanie, Reed aż uśmiechnął się krzywo, wiedząc jak jednoznacznie to brzmiało. Czy ona faktycznie myślała tylko w tej jednej kategorii? – Ściągaj ciuchy, przez nie tracisz temperaturę, mały geniuszu. – Kiedy ta mądra baba się jeszcze bardziej opatuliła, Reed przewrócił oczami i tylko podszedł do niej, kucnął i delikatnie, lecz stanowczo rozpiął jej zamek, po czym wyjął ręce z rękawów. |Gdy już została tylko w koszulce i spodniach, bez słowa poszedł po coś, czym mógłby ją okryć. Wrócił z własną kołdrą, którą owinął rudowłosą, tak żeby wreszcie było jej ciepło. - Nie chce, żeby zamknęli mnie w Azkabanie, bo tymi zamarzniesz na śmierć w mieszkaniu. – Rzekł tylko i westchnął głęboko, po raz kolejny.