Jednorodzinny domek z czterema pokojami. Dość obszerny ogród, sam dom stoi na wzgórzu, zaś ogród jest za nim, więc nie wchodząc na posesje Shawna, nie zobaczy się ogrodu. Zabezpieczony wieloma zaklęciami ochronnymi, tymi samymi, które miał na poddaszu w Śmiertelnym Nokturnie.
Ogród:
Ogród (part I)
Ogród za domem był obszerny i ładnie zrobiony - przy samym wyjściu z domostwa znajdował się mały staw, przez który można było przejść jedynie po kamieniach. Dalej były zasadzone najróżniejsze rośliny i magiczne i te niemagiczne, wszystkie żeby ze sobą współgrały. W stawie często można było zobaczyć jakieś małe stworzonka rzeczne, magiczne, ale czasem znajdowało się również i zwykłe żaby czy ropuchy.
Ogród (part II)
Idąc dalej ogrodem, można wejść do otoczonym roślinami miejsca, w którym właściciel domu ustawił kilka siedzeń i stół, tworząc miejsce na spotkania z znajomymi, z kimkolwiek. Zawsze było tu jasno, czy w dzień, czy w nocy - w powietrzu latało mnóstwo magicznych świetlików, które oświetlały całe to "pomieszczenie" wieloma kolorami, przez co wszystko wygląda tu bardzo magicznie i klimatycznie.
Parter:
Salon
Wnętrze domu zupełnie nie oddaje klimatu, który widać z zewnątrz domu. Salon sam w sobie był też magicznie powiększony, można by powiedzieć, że jest ogromny. Do domu wchodziło się bezpośrednio do salonu. Okna w rzeczywistości były magiczne, nie istniały, za każdym z nich znajdowała się inna kraina - okien w sumie było pięć, za pierwszym był krajobraz, na którym był Hogwart, na drugim góry, na trzecim wyspy karaibskie, na czwartym było morze, a na ostatnim był rzut na ulicę Pokątną, oczywiście nie było widać rzeczywistych ludzi, a jedynie był to obraz cały czas się powtarzający, a czarodzieje na nim zawarci znajdowali się na ulicy w momencie robienia zdjęcia. Ściany były same w sobie cegłówkami, oddając dość surowy i zimny klimat. W rogu postawione było pianino, na którym Shawn wieczorami grał, lecz sąsiedzi nie mogli narzekać na jego grę, magicznie zaczarowany dom sprawiał, że żadne dźwięki się z niego nie wydostawały.
Kuchnia
Szczerze, projektując samemu sobie kuchnie, Shawn nie do końca wiedział jak się za to zabrać, nigdy nie posiadał kuchni na poddaszu w Nokturnie, więc poszedł na łatwiznę i połączył parę magazynów wnętrz ze sobą i stworzył to co widać. Kuchnia połączona jest z jadalnią, jednak właściciel zwykle brał jedzenie i szedł z nim do swojego pokoju czy pracowni.
Pokój gościnny
W pokoju gościnnym umieścił jedynie łóżko, sztuczny piecyk, w którym tylko wyglądało jakby się paliło, nawet nie ogrzewał, jakiś fotel, a reszta to była pusta przestrzeń. Jeszcze nikt w nim nie spał.
II piętro:
Sypialnia
W sypialni nie było niczego poza łóżkiem, szafą, w której trzymał swoje gustowne ubranka oraz wielki obraz, podzielony przez trzy części, namalowany przez sławnego malarza, znanego na całym świecie, Shawna Edwarda Reeda.
Pracownia
Sama pracownia również została powiększona magicznie. Była jednopiętrowa, znaczy miała parter i jedno piętro, na które wchodziło się po krętych schodach. Wszędzie leżały jakieś materiały artystyczne, jakby Shawn był jakimś zagorzałym artystą, mimo że to było tylko jego hobby.
Łazienka
Dość duża łazienka, z takim samym "oknem" co w salonie. Tym razem widać przez nie mugolską metropolię. W łazience miał i wannę i prysznic, do tego miał jeszcze funkcję sauny, ale nigdy nie nie używał. Taki bajer, po prostu. W łazience miał też mini garderobę, w której trzymał jakieś ciuchy.
Zanim dom był w takim stanie, Shawn musiał ruszyć do Biura Doradztwa w Zwalczaniu Szkodników, by wyeliminować plagę korniczaków.
Ostatnio zmieniony przez Shawn E. Reed dnia Wto 16 Kwi 2019 - 18:12, w całości zmieniany 2 razy
Autor
Wiadomość
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Fire niestety raczej wolałaby pozostać w swojej bezpiecznej otoczce, gdzie nikt nie będzie uświadamiać jej popełnionych błędów ani podważać faktów, które dotąd uważała za nienaruszalne. - Jasne. - mruknęła tylko na tę krótką wzmiankę, że wie o niej wystarczająco dużo, żeby wydawać jakiekolwiek osądy. Może i znali się kawał czasu, ale widywali się tylko w sytuacjach, które były narzucone z zewnątrz i stanowiły czysty przypadek. Fire nie wyobrażała sobie, żeby tak po prostu pójść z Shawnem do baru w wolnym czasie, nie umiała określić, czy dobrym pomysłem byłoby wyskoczenie na jakąś imprezkę wspólnie. Nawet, jeśli bardzo starała się nie ujawniać o sobie więcej, niż było to konieczne w tej relacji, Reed musiał znajdować sposób, żeby ją podburzyć. Na usta dziewczyny cisnęły się pytani o to, dlaczego to robi, ale ich nie zadawała. Gryfonka przywykła do tego, że nie naciskała na nikogo, ale teraz powoli mężczyzna ją swoją nieprzewidywalnością drażnił. Gdyby zostawił Dear samą sobie, przynajmniej wiedziałaby na czym dokładnie stoi. Reed musiał mieć tę świadomość, że się przez niego gubi. Postawił przed nią zadanie domyślenia się o co chodzi w problemie z nią samą, chociaż wzmianka na temat znajomych dziewczyny nie za bardzo pomagała. Co było nie tak z Leo, Biancą czy Etką? Blaithin była przewrażliwiona na punkcie drogich dla siebie osób, dla których zdolna była poświęcić wszystko, więc wolała nie wnikać, żeby Reed nie powiedział czegoś, czego mógłby pożałować. - Zwykłe "mogę?" byłoby miłą odmianą. - skomentowała szorstko, kiedy ponownie zignorował fakt, że nie powinien naruszać przestrzeni osobistej Fire. Mimo wszystko lepiej się czuła bez brudzenia się czerwienią. Nawet nie syknęła, kiedy ręcznik przesunął się po rozciętym łuku brwiowym. Zacisnęła tylko szczęki. Chyba nie miała wyjścia, jak przyzwyczaić się do tego, że Reed robił, co chciał. Albo dać mu w twarz ponownie. Jeszcze wahała się nad wyborem. Odgarnęła z czoła mokry kosmyk włosów i westchnęła krótko. - Jeszcze nie jest za późno, Reed. - wtrąciła, gdy wspominał o pisaniu testamentu. Oboje dzielili ten specyficzny, pełen cynizmu i sarkazmu humor. Przynajmniej na tej płaszczyźnie potrafili się jakoś porozumieć bez spięć... - Rzeczywiście, ja się b-bawię wybornie. - przyznała, myśląc o tym, że pewnie będzie wyglądać niezwykle zabawnie z taką opuchlizną, która zejdzie zapewne najszybciej za tydzień. Nad wersją do podania znajomym Fire na razie nie chciała myśleć. - Ktoś nałożył na p-pierścionek klątwę. - wyjaśniła bez szczegółów, obserwując twarz mężczyzny. Powinien mieć o takich sprawach niemałe pojęcie. Mimo, że Fire też nie była nowicjuszką w sprawach zahaczających o czarną magię to jej próby pozbycia się zaklętego przedmiotu spełzły na niczym. Shawn miał z pewnością większą wiedzę i doświadczenie... Właściwie mogła pójść do niego dużo wcześniej, ale spodziewała się, że w zamian będzie chciał czegoś nie do spełnienia. Albo, że ją zwyczajnie wyśmieje. - Nie jestem m-mała, kretynie. - odparowała błyskawicznie, nie chcąc myśleć o tym, co ten krzywy uśmiech miał oznaczać. Ani o tym, że tak naprawdę rzeczywiście jest tylko drobną dziewczyną, a każdy doskonale to widzi tylko ona próbuje wmawiać sobie co innego. Fire zamierzała zapytać, czy mu się te pseudocyniczne odzywki jeszcze nie znudziły, ale w życiu nie spodziewałaby się, że po prostu postanowi ją rozebrać. Jak jakąś nieposłuszną dziewczynkę, która sama sobie szkodzi swoim zachowaniem... Jakby uważał, że go za to nie zamorduje, a przecież nigdy nie wydawał się naiwny. Był sens powtarzać Reedowi, że Fire nie chce być dotykana? Odsunęła się na kanapie, patrząc na mężczyznę z mieszanką niedowierzania i konsternacji. Może i byłaby o wiele bardziej zła, gdyby nie to, że w gruncie rzeczy miał rację z tym, że w samej koszulce i spodniach łatwiej będzie się rozgrzać. - Nie r-rób tego w-więcej. - powiedziała cicho, ale stanowczo. Dlaczego nadal miała wrażenie, że nawet jeśli postawi granicę jasno to i tak Shawn to zignoruje? To rzeczywiście była dla dziewczyny nowość, bo jej przyjaciele zawsze jak najbardziej respektowali komfort Szkotki, chyba, że czasem drażnili ją w żartach. Pozwoliła owinąć się kołdrą, odnajdując w tej miękkości trochę odprężenia na spięte mięśnie. Nawet nie myślała o tym, że Reed codziennie się nią okrywał. - Nie tłumacz się, wiem, że po p-prostu nie możesz u-utrzymać r-rąk przy sobie. - powiedziała sztywno, znów przyjmując bezbarwny ton, co kontrastowało z tym, że jąkała się przez zimno, które powoli ustępowało. - A ja mogę zapewnić, że umiem używać s-swoich. - dodała, bo to nie był problem, żeby sama zdjęła sobie bluzę, ale swoim poleceniem po prostu sprowokował Blaithin, aby tego nie robić. Coraz bardziej denerwowało Szkotkę to, jak łatwo ulec tym jego sugestiom. Nie chciała przesadnie ciągnąć tego tematu, więc tylko wysunęła spod okrycia rękę, na której lśnił szmaragd. - Poradzisz coś na ten pierścionek, znawco czarnej magii? - zapytała bezpośrednio. Jeśli miał pozbyć się klątwy, Fire była gotowa nawet wysłuchać ewentualnych warunków. Bo co jak co, ale Shawna o bezinteresowność nie podejrzewała.
Shawn E. Reed
Wiek : 33
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 184 cm
C. szczególne : Tatuaże, magiczna metalowa proteza prawej ręki, Gwiazda Południa zawieszona na łańcuszku na szyi.
Otaczanie się ludźmi, którzy fałszywie mówią same dobre słowa to tylko iluzja, oszukiwanie samego siebie, że jest się taką nieomylną, wspaniałą osobą. Gdy zwykle rzeczywistość potrafi wskazać na wiele wad, często więcej niż zalet. Shawn nie należał do ludzi, którzy nie mają problemu z lizaniu komuś dupkę. Wolał powiedzieć to, co myśli, a nie wymyślać jakieś tłumaczenia, czy kłamstewka. Po co miałby komuś podbudować ego? Tym bardziej Blaithin. Nie była już chyba małym dzieckiem, które trzeba cały czas chwalić, żeby nie zaczęło płakać? W każdym razie, na pewno nie będzie jej tak traktował. I na ironię, tylko te krótkie momenty, te sytuacje w życiu, w których los naprowadził ich na siebie wystarczyły, by Shawn mógł już ją ocenić, jej zachowanie – każde jej zachowanie w jego obecności było takie same, wręcz klasyczne. Niczym badass z jakiś powieści. Trzeba być chyba jebanym idiotą, żeby sobie tego nie uzmysłowić. A Reed wbrew pozorom nim nie jest, obojętnie co sobie rudowłosa myśli. Impreza? Wyjście do baru? Śmieszne, ale po sytuacjach z Naberrie, teraz takie spotykanie się z znajomymi w barach wydawało mu się oklepane i nudne. A alkohol nie pił zbyt często. Można nawet powiedzieć, że rzadko. O ile mówimy o takich ilościach, które są po to, by zwalić człowieka z nóg. Gdyż taki soczek, jakim było wino, Shawn nie zaliczał do alkoholi. Mężczyzna lubił sobie czasem się napić jakiegoś takiego lekkiego trunku, dla samego posmaku. Dlatego na chwile obecną nie wyszedłby z dziewczyną do baru – po prostu by mu się nie chciało. Chętnie by ją jeszcze raz zaprosił, chociaż na pewno nie na kolejny jebany boks, nie chciał bawić się w damskiego boksera. Był nieprzewidywalny, nieschematyczny i jego zachowania bardzo różniły się od tych, które zwykle spotykała w szkole. To prawda i nic się na pewno nie zmieni. Taki już był i powinna się do tego już przyzwyczaić. Chociaż, obserwując jego przemianę na przestrzeni zaledwie roku, niewyobrażalnie się zmienił – ze wstydem sobie przypominał niektóre słowa, które powiedział i nie chodziło, że kogoś obraził – właśnie odwrotnie, komuś powiedział coś miłego, czego tak naprawdę nie powinien mówić. Ach, Padme… Co znajomi Blaithin mieli do tego? Shawn bez ogródek by odpowiedział, że nie powinien być pierwszym, który mówi jej jak się zachowywała i zachowuje. Jak udaje taką niedostępną i edgy dziewczynkę. Gdy tak naprawdę jest inna. Jaka jest? Tego Reed nie wiedział. Za to był pewny, że to co teraz przed nim „przedstawia” nie jest z pewnością prawdziwym wizerunkiem dziewczyny. -Wtedy byś nie pozwoliła. – Wzruszył ramionami, nie przejmując się, że mogłaby się czuć źle… dotykana przez niego. Litości, wycierał jej krew, tak? Cóż, dacie mu w twarz ponownie to jak powtórzenie historii po raz drugi. Zignorował jej uwagę o testamencie, dopiero uśmiechnął się krzywo o jej „wybornej” zabawie. - To jestem zaszczycony, że tak bardzo cię zabawiłem. – Oczywiście, czekał aż Fire albo prychnie, albo zaprzeczy, bo właśnie tego się po niej teraz spodziewał. Cóż, nie myślała bo może dla jej znajomych to żadna nowość? Zmarszczył czoło, kiedy powiedziała, że pierścionek ma w sobie klątwę. Nie widział po niej żadnych syndromów, ani też wokół palca nie było żadnych oznak, żeby to była jakaś czarna magia. - Wiesz na jakiej zasadzie działa klątwa? – Znał się na tym, ale takie pytania to była podstawa – mógłby szukać każdej klątwy po kolei, albo w sekundę odnaleźć odpowiedź jednym prostym pytaniem. Cóż, jeśli naprawdę było to coś w tej kategorii, to na pewno Shawn tego nie zostawi – miał w pewnym sensie na tym bzika i teraz chętnie tym się zajmie. - A jaka jesteś? No dawaj, chętnie posłucham jaka to jesteś groźna i kurwa niebezpieczna. – Wywrócił oczami i kontynuował ściąganie bluzy z jej ciała. Zignorował ich bliskość – była przecież jedną z jego uczennic i to jeszcze tą jedną z bardziej denerwujących. Shawn rzadko dopuszczał do siebie myślenie, że jednak te wszystkie sytuacje, ich rozmowy i jego stosunek do jej osoby tak naprawdę kwalifikują się do stosunków przyjacielskich. - A już mi się tak spodobało. No, ale przecież ja zawsze się ciebie słucham, prawda Płomyczku? – Mrugnął do niej przegryzając wargę. Oczywiście, że zignoruję każdą granicę. Dla niego coś takiego nie istnieje. I żeby tylko się okrywał tą kołdrą. I żeby to tylko on. Gdy nagle odpowiedziała, Shawn spojrzał na nią jak na kompletną idiotkę. Chyba już drugi raz tego wieczoru. - Przy tobie? Rude małpy rzadko mam ochotę dotykać. Zignorował zaś jej zapewnienia, o których wiedział, a mimo wszystko był pewien, że z samego bycia upartą nie rozebrałaby się, bo jak tak można przed NIM? Złapał delikatnie dłoń, którą wyciągnęła w jego stronę. Muskał jej skórę delikatnie, przyglądając się szmaragdowi i całemu pierścionkowi. Z obecną wiedzą za mało wiedział. - W sypialni będzie mi łatwiej spojrzeć na ten pierścionek. Wiesz, tam mam narzędzia i takie tam. – Tak naprawdę to nie miał tam niczego, zaś chciał przenieść się do sypialni z niewiadomych powodów. Tak mu mówiła intuicja i Reed wmawiał sobie, że tam jest po prostu lepsze światło. Znowu naruszył wszelkie jej granice. Szybkim ruchem włożył ręce pod uda dziewczyny i pod głowę, po czym podniósł bez trudu (takie małe dziecko nie mogło dużo ważyć) i ruszył w stronę sypialni po schodach. Nie reagował na jej słowa, spoglądał tylko od czasu do czasu i gdy akurat na niego patrzyła tym swoim złowieszczym wzrokiem, on nie reagował. Nad czym myślał? Sam nie wiedział, aż do chwili, w której nagle do głowy mu wpadła myśl, że… - W blond włosach było ci dużo ładniej. – Szepnął jej do ucha, niemal muskając wargami płatek jej ucha. Było to chyba jedyne zdanie Shawna skierowane dzisiejszego wieczoru do dziewczyny, które nie było ani ironiczne, ani na złość. Położył ją delikatnie na łóżku i wyprostował się, czując, że dodatkowy ciężar dla jego pleców dał się we znaki. Mimo że to była tylko Blaithin. No chociaż patrząc na nią i na niego, można by pomyśleć, że Reed jest totalnym anorektykiem. Westchnął i odezwał się wreszcie: - No dobra, to mów. Skąd ta klątwa, ogólnie jak najwięcej informacji. – Zakładał, że wiedziała chociaż coś o tym, skoro zwróciła się do niego. Chyba wiedziała, że zabieranie mu czasu tylko przypuszczeniami, mogło go tylko wkurwić?
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Życie Fire od dawna przesycone było kłamstwami. Przyzwyczaiła się do wymyślania historyjek na odczep, a wręcz używała ich już odruchowo. Nawet własne "imię" miała nieprawdziwe. Wolała udawać, że wszystko zawsze jest w porządku, a własne cierpienie ukrywać głęboko w sobie, czego mimo upływu lat nie mogła się oduczyć. Doszło do tego, że nawet sama przed sobą nie potrafiła już przyznać się do wielu rzeczy. Shawn wyjątkowo niedelikatnie burzył światopogląd Blaithin. Fire nie uważała Reeda za idiotę, ale za irytującego dupka już tak. Przez sytuacje, w których się zetknęli, również mogła ocenić zachowanie mężczyzny. Nikt bez powodu nie nosił masek obojętności, ale Szkotki i tak nie interesowały pobudki, dlaczego Shawn jest tak beznamiętny i oziębły. Gdyby tylko on również podchodził do tego w identyczny sposób... Może wtedy rzeczywiście mogliby czasem spotkać się w normalnych okolicznościach. Nie chciała tego przyznawać, że mimo wszystko go lubi. - Zatrudnij się na stałe jako błazen. - skomentowała dalej tym samym szorstkim tonem, mimo że chciała przestać odpowiadać na te jego prowokacje. Nie prychała ani nie zaprzeczała, bo to już najwyraźniej nie miało większego sensu. Zresztą rozmowa zahaczyła o konkretniejszy temat. Pierścionek na pewno był jednym z tych wyjątkowo pięknych i przyciągających wzrok. Nic dziwnego, że ludzie często uśmiechali się do Fire dostrzegając tę ozdobę, nie rozumiejąc dlaczego krzywiła się w odpowiedzi i chowała dłoń do kieszeni. - Nie do końca. To tylko domysły. - sprecyzowała, zastanawiając się nad tym, czy w ogóle warto z Reedem ten temat poruszać. Dotychczas nikt nie wiedział, dlaczego nie pozbyła się ozdoby z wyjątkiem Leo, któremu zmuszona była to wyznać wbrew sobie. Z drugiej strony, jeśli nie Shawn miał coś na to poradzić to kto? - Zamknij się. - syknęła na kolejną kpinę ze strony mężczyzny. To było nienormalne, jak szybko sprawiał, że czuła się słaba i bezbronna. Nie mogła zapanować nad poczuciem, że nic mu nie zrobi, nawet jakby bardzo chciała. A w tamtej chwili rzeczywiście czuła powracający gniew, nawet jeśli cały uleciał z Fire wraz z upadkiem na ziemię. Dawno nikt nie był w stosunku do rudowłosej aż tak prowokujący. Przewróciła oczami, gdy tak wymownie do niej mrugnął. Merlinie, musiał czerpać z tego niemałą przyjemność jej kosztem. - Nie dam się znowu sprowokować, Reed, więc możesz już obrać jakąś ciekawszą taktykę wyprowadzania mnie z równowagi- stwierdziła z zimnym spokojem, który łatwo mógł wskazywać na to, że irytuje się własnymi emocjami. Wiele by dała, żeby móc je w pewnych momentach po prostu wyłączyć. Fire wyznaczała wokół siebie tak wiele granic, że rozmowa z nią i tak często przypominała chodzenie po polu minowym. Shawn tego nie respektował... i nie wiedziała, jak go do tego zmusić. - A rude małpy rzadko mają ochotę być dotykane przez takich dupków, Reed. - odparła, czując się nieco dziwnie z tym, że dalej siedzi w wilgotnych ciuchach, ale nie zamierzała nic wspominać o tym, że mógłby jednym machnięciem różdżki ją wysuszyć. Skoro wolał ją mokrą. Pierwszy raz to ona zainicjowała kontakt fizyczny i dzięki temu spokojniej przyjęła fakt, że palce Shawna gładzą jej skórę, mimo, że nadal było to dziwnie... drażniące. Fire obserwowała te drobne muśnięcia, skupiając się bardziej na nich niż na problemie pierścionka. - Eee w sypialni? - powtórzyła, cofając rękę i myśląc nad tym, dlaczego właśnie otrzymała od swojego prawie nauczyciela propozycję pójścia do jego sypialni. W końcu skinęła głową, nie zwracając uwagi na to, że te narzędzia mogą być blefem. Jak już rzeczywiście Blaithin pozwalała Shawnowi na pomoc to nie będzie rezygnować tak szybko. Miała już zamiar wstać, kiedy po raz... nie wiem, który, ale z pewnością zbyt wiele ich już było, jak gdyby nic, Reed wziął ją na ręce. Odruchowo przytrzymała się koszulki mężczyzny, żeby nie upaść. Już i tak była wystarczająco mocno obita, nie potrzebowała kolejnego spotkania z twardym podłożem. Chyba nie spodziewał się, że zupełnie zaakceptuje taki stan rzeczy. Po prostu ciągle ją szokował swoją arogancją. - No kurwa, co ty robisz? - zapytała, nie rozumiejąc potrzeby niesienia jej do sypialni. No przecież nogi miała sprawne. - Reed, przed chwilą mówiliśmy o trzymaniu łap przy sobie. - przypomniała ze złością, wbijając mu z premedytacją paznokcie w ramię. Przecież umiała chodzić i mogła spokojnie pójść do sypialni mężczyzny o własnych siłach. Widział w niej aż tak nieporadne dziecko? Nie miała pojęcia co odpowiedzieć na komplement, który powiedział tak znikąd. Bardziej zwróciła uwagę na oddech Shawna, tak niebezpiecznie blisko. Merlinie, co za idiota. Miała to traktować jako durny żart? Fire złapała za leżącą na łóżku poduszkę, zacisnęła dłoń i rzuciła w niego ze złością. Zdawała sobie sprawę z tego, że zbyt mocno tego nie odczuł, ale po prostu musiała. Przebywanie z Reedem wystawiało cierpliwość Fire na naprawdę trudną próbę. Usiadła na łóżku, dalej patrząc na niego nachmurzonym wzrokiem. Ale rzeczywiście, w ciągu roku zmieniła się na tyle, żeby nie obrażać się co chwila, jak typowa nastolatka. Zresztą nie chciała zaczynać nowej bójki, jak jeszcze twarz bolała, a zadrapania dawały o sobie dotkliwie znać. - Trochę to wstępnie badałam. - przyznała, myśląc o swoich długich poszukiwaniach we wszelkiego rodzaju księgach czarnomagicznych. Nawet, jeśli znalazła sporo wskazówek żadna nie wyszła w praktyce, kiedy próbowała pozbyć się pierścionka. Cóż, ojciec Fire do ignorantów nie należał. A przy tym doskonale wiedział, jak daleko sięgają umiejętności Blaithin. - Związał się nie tylko fizycznie z palcem, ale i całą moją osobą, całym organizmem. Jakbym była jego nośnikiem. Potrafię chyba przewidzieć, co by się stało, gdybym odcięła palec... czego nie chcę. - dodała stanowczo. Reed mógł darować sobie patrzenie na nią, jakby nie miała za grosz rozumu. Nawet jeśli początkowo dziewczynę bardzo korciło, żeby wypróbować ten sposób i po prostu przyszyć sobie później palec to wiedziała, że: - Spodziewał się, że mogę spróbować... Dodała ostatnie zdanie bardziej sama do siebie.
Shawn E. Reed
Wiek : 33
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 184 cm
C. szczególne : Tatuaże, magiczna metalowa proteza prawej ręki, Gwiazda Południa zawieszona na łańcuszku na szyi.
Shawn w ciągu swojego życia miał wiele przeskoków, wiele sytuacji tragicznych i dużo mniej tych szczęśliwych. Od najmłodszego uczył się jak żyć po swojemu, samotnie, nie mogąc liczyć na pomocną dłoń. Dlatego też nigdy nie próbował sobie coś wymyślać, oszukiwać samego siebie o tym, dlaczego jest tak. Jego ojciec był bogatym dupkiem, matka również. I nie miał co tu ukrywać, a jedynie ciągnąć swoje życie dalej, szukając w życiu jakiegoś sensu, dla którego mógłby je przeżyć. Czy odnalazł? Wiele lat temu by powiedział, że tak, od 9 lat jest w branży czarno magicznej i dobrze mu się w niej żyło, kreowało. Znał się na artefaktach, na klątwach i na wielu innych rzeczach, które są niespotykane w życiu powszechnym. Ta wiedza zawsze dawała mu pewną satysfakcję, że nie jest kopią swoich rodziców, pracując w Ministerstwie. Jakby tak było, Reed nie starałby się o inne stanowisko niżby zostanie Ministrem Magii. Inne posady wydawały mu się nudne, auror jedynie coś tam robił. A tak to bida z nędzą. Shawna w sumie zastanawiało dlaczego po festiwalu Hogwartu nie zawitało grono aurorów, którzy mieliby badać uczniów, obserwować w przypadku kolejnych obskurusów. Na Merlina, jedna uczennica umarła, a szkoła to olała, tak jakby nic się nie stało, zaś sama Nebraska nigdy nie istniała i nie była uczennicą tej szkoły. Nie żeby go to interesowało, a jednak to było dziecko, które chcąc się bawić, umarło, mimo zapewnień bezpieczeństwa podczas festiwalu. Shawn zniknął stamtąd zanim się to piekło rozpoczęło, po kłótni z Blaithin nie miał już szczerze co tam robić – tak jakby to ona dawała mu jakikolwiek sens pojawienia się na imprezie. Merlinie, żeby tylko nie miała na niego taki wpływ za każdym razem. Chociaż czy Fire kiedykolwiek by go zaprosiła na imprezę czy do baru. A jak się zdziwi Shawnik kochany. - Nie chce ci tworzyć konkurencji w zawodzie, Blaith. – Rzekł chłodnym tonem, którym zwykle się posługiwał w zwyczajnym życiu. Teraz jakoś przy Fire zdarzało mu się mieć jakiekolwiek „poczucie humoru”. Całe ich spotkanie dotarło do momentu, w którym mieli coś ze sobą wspólnego – Fire zahaczyła o czarną magię, zaś Shawn się na niej znał, na artefaktach również. Dzięki temu mogli się do siebie zbliżyć mogli sprawić, że ich relacje nie będą już tak toksyczne jak były. Chociaż, Shawnowi nigdy to nie przeszkadzało. Cały pierścionek był niemalże idealnie wygrawerowany, szmaragd w środku idealnie odbijał światło – Reed wiedział, że jak każdy pierścionek zaręczynowy jest pięknie wykonany, a wciąż wydawał się bardziej idealny niż inne. Z reguły tak było, jeśli chodziło o przedmioty z klątwą – bo ci co je rzucają to nieźli spryciarze i zawsze biorą te przedmioty, które są nieporównywalne lepsze i piękniejsze od innych. No po prostu mistrzowie dyskrecji. -Domysły? A co cię sprawiło, że tak myślisz? Nie widać żadnych objawów, no chyba że odkąd masz pierścionek masz katarek, to faktycznie klątwa jak chuj. – W głębi duszy, Shawn bardzo się cieszył, że poszła do niego – interesowały go takie sprawy i to, że teraz sobie żartuje, nie znaczy, że go to w ogóle nie interesuje. To było w każdym stopniu normalne, że nie potrafiła odpowiedzieć, wytrzymać psychicznie w jego towarzystwie. Shawn prowokował ją i naginał granicę, które chroniły jej najbardziej podatne wartości. Był pierwszą osobą, która w ten sposób podeszła do jej osoby i dlatego może być nawet zdziwiona, że coś takiego ma miejsce. - Nie dasz się sprowokować? Nigdy jeszcze nie spotkałem osoby, którą tak łatwo wyprowadzić z równowagi, mimo swojego wizerunku twardej, niezależnej baby. – Wzruszył ramionami po czym dodał: - Zresztą, nie wyglądasz, żebyś była teraz całkowicie odporna na zaczepki. Niemal masz drgawki od tych emocji, skarbie. – Jak za dawnych czasów, Fire znów była dla niego skarbem, bo to też był element, który ją niezmiernie denerwował. Co jak co, ale Shawn o Blaith wie dużo – lecz każda informacja o niej jest o tym, jak zniszczyć jej światopogląd i nastrój. Dość zabawne, że chwile po tym, jak Dear mówi o tym, jak nie lubi być dotykana, Reed bierze ją na ręce. Całą mokrą, tak jak to mężczyzna lubi. Już jej nie słuchał, a jedynie wynosząc ją do góry, nie myślał nawet, że to może źle wyglądać, że niemal traktuje ją jak dziecko. Reed nie zastanawiał się nad tym, czym się kierował, po prostu tak poczuł, że zrobi, to to robi. Może nawet chodzi o zwykłe naruszenie jej granic, tak żeby się zdenerwowała. Lecz wtedy komplement, który żartem nie był, nie pasowałby…. Tak więc co siedzi w głowie mężczyzny? Złapanie go za koszulkę było czymś co zadziwiło Reeda. Byłby pewien, że rudowłosa wolałaby nawet upaść, niż być w jego ramionach, otulona jego oddechem. A tu niespodzianka. - Co z tego, że mówiliśmy? Mówić możemy sobie zawsze, nigdy nie obiecywałem, że będę się do tego stosować, Blaith. Syknął cicho, czując jej paznokcie w swojej skórze. Przewrócił oczami, zaciskając szczęki, w obawie, że jak nie wytrzyma to ją zrzuci, a upadek na schody nie może być bez bólu. Gdy już doniósł ją i położył na łóżko, całe te rzucenie poduszką nie wydało mu się wyładowaniem na nim złości, a jedynie niewinną zabawą. Prychnął, odrzucając w jej stronę tą samą poduszkę. - Nie zaniosłem cię tutaj, żebyś mogła bawić się ze mną w jakieś romantyczne zabawy. Może tak robiłaś w łóżku ze swoimi chłopcami, ale ja nim nie jestem, nie zapędzaj się za bardzo. – Uśmiechnął się do niej szyderczo, zamykając tym uśmiechem temat. Trzeba było wrócić do ważnego tematu pierścionka. Usiadł obok niej i poprosił ją o dłoń, na której miała pierścionek, dając w tym czasie dziewczynie powiedzieć to, co chciała. Jej ostatnie słowa dodały sensu całej tej sprawie, ale Shawn po prostu wybuchnął śmiechem. - Narzeczony rzucił Ci klątwę na pierścionek, bojąc się, że będziesz chciała go ściągać, byś przypadkiem nie mogła go zdradzać BEZ GRZECHU? – Spojrzał na nią, szukając wyjaśnień, ale po chwili ochłonął i zaczął mówić to, co sam uważał o tym pierścionku. - Podziwiam tego kogoś, że chciało mu się rzucać taką wielopoziomową klątwę dla takiej pierdoły. Chociaż nie, jest kompletnym idiotą. Powodzenia w związku, w ogóle. Ale wracając, tak, mógłbym ci to odczarować, ale to wcale łatwe i szybkie nie będzie. Możliwe, że też bolesne. Nie będzie ci to skarbie przeszkadzać? – Spojrzał głęboko w jej oczy, zaś w jego źrenicach, mimo dość szyderczego tonu, nie było widać chociażby krzty żartu. Był śmiertelnie poważny.
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Zapewne dużo łatwiej byłoby Fire przewidzieć, co Shawn zrobi lub pomyśli, gdyby wiedziała o nim cokolwiek. Tak naprawdę mężczyzna pozostawał zagadką. Nie znała przeszłości Reeda, jego relacji z innymi ludźmi, powodów dla których zaczął pracować na Nokturnie ani tych dla których zajął stanowisko asystenta. Nie pytała, nie ingerowała i byłaby wdzięczna, gdyby odwdzięczał się tym samym. Ona sama wolała skupiać się na własnych problemach, których też miała mnóstwo. Jedynie ostatnio, kiedy ojciec dał jej teoretycznie spokój, Szkotka mogła odetchnąć. Po powrocie Caspra też powinna być spokojniejsza, ale i tak odczuwała dziwny niepokój. Pamiętny festiwal pozostał w głowie dziewczyny na długo. Nie tylko dlatego, że ktoś zginął, a ona sama musiała ratować Noxa. Pamiętała też, jak ją wtedy wkurzył swoimi słowami. Zignorowała już słowa o zawodzie błazna. - A ja widzę, że z ciebie znawca jak chuj. Objaw jest taki, kretynie, że nie da się go w żaden sposób zdjąć. I to jest problem, który chcę rozwiązać, a później wymyślić jak go zniszczyć. - wytłumaczyła, jak krowie na miedzy. Nie lubiła tego sposobu, w jaki mówił. Zupełnie jakby nie miała za grosz rozumu ani rozeznania w sprawie czarnej magii. Może i nie chwaliła się swoimi umiejętnościami, ale zakładanie z góry, że jest od niego gorsza zwyczajnie ją ubodło. Najchętniej cofnęłaby moment, w którym powiedziała o klątwie. Mogła poszukać jeszcze pomocy na Nokturnie... Blaithin wolałaby jakoś się z Shawnem dogadać, skoro już znaleźli coś, co ich łączy, ale było ciężko. - Wydaje ci się, Reed. Za dużo gadasz po prostu. - odparła, zauważając jednak, że miał rację. Trzęsła się, ale to nie była wina gniewu. Drażnił ją, ale bardziej zwracała uwagę na to, jak niemiłe wrażenie pozostawił lodowaty deszcz na jej skórze. Fire przewróciła oczami, nie znajdując już słów na tego człowieka... To ciche syknięcie natomiast było satysfakcjonujące, zwłaszcza, że dzięki bliskości usłyszała je wyraźnie. Przynajmniej jakkolwiek zareagował na ten ból, jaki w nim wywołała. I tak Shawn powinien dostać go o wiele więcej za swoją arogancję. - W przeciwieństwie do ciebie ja traktuję niektóre słowa poważnie. - napomknęła, nie zwracając już większej uwagi na to, że zdrobnił jej prawdziwe imię. Za bardzo bolała ją twarz, żeby się od razu ponownie denerwować, zresztą nadal o wiele bardziej skupiała się na rękach mężczyzny i niecierpliwym czekaniu na to, aż je zabierze. Blaithin nieco zatkało, gdy po uderzeniu poduszką Reeda, powiedział coś takiego. Nikt jej tak bezpośrednio nigdy nie zahaczył o jakiekolwiek sprawy intymne, nawet jeśli miał to być chamski żart. Chciała natychmiast odpyskować, zapytać o niby jakich chłopców chodzi, powiedzieć, że jej łóżko nie jest sprawą Shawna, ale zacięła się. - Nie... W ogóle nie o to mi chodziło. - powiedziała w końcu zirytowana. Fire skrzywiła się nieładnie, kiedy tak po prostu zaczął się śmiać i wyrwała swoją dłoń z uścisku. Rozumiała w miarę jego potrzebę wyśmiewania i szydzenia z niej dosłownie w każdej chwili, ale tego się nie dało normalnie znieść. Nawet, jeśli już zaczynali poważny temat, on musiał drwić. To, co powiedział zresztą i tak było idiotyczne. Blaithin nigdy nie myślała o tym, żeby kogokolwiek zdradzać. Wysnuwał wnioski prosto z dupy. - Nie narzeczony. - zaprotestowała, nie mogąc się powstrzymać przed uświadomieniem tego Shawnowi. Uczepił się Damona, jakby rzeczywiście miał jakiekolwiek znaczenie w całej sprawie. Chodziło tylko o przedmiot, ale oczywiście, że Reed nie mógł sobie odpuścić. Fire zrobiło się gorąco, kiedy życzył jej powodzenia w związku. Odruchowo zacisnęła dłoń, którą jeszcze niedawno uderzyła go w policzek, w pięść, zagarniając między palce kołdrę. Jak miała z nim pracować nad klątwą, jeśli wytrzymywanie w towarzystwie mężczyzny było aż tak trudne? Jeśli zdejmowanie jej i tak miało być męczące. Blaithin naprawdę bardzo mocno próbowała zachowywać się z opanowaniem emocji, ale kiedy uraczył ją tak intensywnym spojrzeniem lazurowych tęczówek, sama nie zauważyła, kiedy zaczęła mówić. - Dla ciebie też zaraz okaże się to bolesne, jeśli nie opanujesz w końcu języka. - ton miała mimo wszystko cichy. Może i nadawała mu najbardziej ostrej formy, jaką tylko się dało, ale i tak te słowa nie mogły Shawna zranić. - Nie rozumiesz kiedy po ludzku ci mówię, żebyś się ogarnął, Reed? Co mam zrobić, żeby w końcu to do ciebie dotarło, że nie musisz mi cały czas udowadniać, jakim wkurwiającym dupkiem jesteś? Ja to wiedziałam od chwili, kiedy spotkaliśmy się w tamtym barze. I nie jestem SKARBEM. - podkreśliła, mrużąc oczy i ze zdziwieniem konstatując, że znowu podniósł jej ciśnienie. To idiotyczne zdrobnienie powinno pozostać najwyższej w sferze listów, jakie wymieniali. Powinna się zamknąć, ale prowokowanie Fire przez cały wieczór odniosło swój efekt. Skrzyżowała ramionami. - Masz rację, ty nie jesteś moim chłopcem, a ja nie jestem twoją cholerną dziewczynką. Nie baw się mną. - to nie brzmiało jak prośba, a jak rozkaz.
Shawn E. Reed
Wiek : 33
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 184 cm
C. szczególne : Tatuaże, magiczna metalowa proteza prawej ręki, Gwiazda Południa zawieszona na łańcuszku na szyi.
Zawsze byłoby lepiej, gdyby druga osoba wiedziałaby co ta pierwsza myśli, będzie chciała zrobić. Wiadomo, dlatego też trzeba było trochę tego czasu poświęcić na chociażby obserwację zachowań i nawyków tamtej osoby. No i wchodzi też istotna kwestia poznania. Niektórych rzeczy nie dowiemy się po kilku spotkaniach, kilku godzinach wspólnego przebywania. Trzeba poświęcić na to więcej czasu, dlatego też tak mało osób wie o Shawnie cokolwiek – nie był skory do opowiadania o swoim życiu, nawet w swoim dość dziwnym okresie, kiedy niemalże był z Pandą i dużo jej wyjawiał, co zwykle mu się nie zdarzało. W przypadku Blaithin, nie potrzebował wiele, żeby określić pewne wydarzenia, które prawdopodobnie zaistniały w jej życiu. Sztuczność i staranie bycie złą i niedobrą niemal wylewa się z niej, co musiało mieć jakiś zalążek w przeszłości, jakiś powód dlaczego tak było. Jak było najczęściej? Ktoś zranił, teraz nie chce się kogokolwiek do siebie dopuścić. Tak zwykle było i Reed też patrzył w taki sposób na Gryfonke. Nie musiała go znać bo do czego by się to jej przydało? Do zwykłych odpowiedzi na jego irytujące odzywki, ale co to był za powód? Chujowy. Spojrzał na nią i tylko patrzył. Skupiał się na każdym detalu jej ust, które poruszały się, mówiąc te dobitnie głupie słowa. Przynajmniej dla niego. - Ach, zjebana jesteś. To, że zdjąć się nie da, nie oznacza, że od razu klątwa, misiu. Zresztą nie rozumiem, dobra chcesz go zdjąć, ale zniszczyć? Przecież taki ładny jest. – Uśmiechnął się, ukazując białe zęby, w pełni świadomy, że tak jak poprzednie wypowiedzi, ta również ją zdenerwuje. Ciekawy był tylko, kiedy nastanie ten moment, w którym będzie chciała za wszelką cenę to ukryć. Bo na razie każda jej wypowiedź nacechowana jest w takim stopniu emocjami, że nie ma opcji by wyparła się irytacji. Cóż, to chyba normalne, że mógłby uważać ją za gorszą, gdyż gdyby tak nie było, nie szukałaby u niego pomocy. Samo pytanie o pierścionek upewniłoby go, że uważa go za pewien… pewnik, jeśli chodzi o czarną magię. Albo o desperację? Pominął już milczeniem jej kolejną negację, że przecież tak nie było, że to on nadinterpretuje pewne zjawiska i tak dalej. Już nie chciało mu się rzucać w tym momencie słów na wiatr, jedynie spojrzał na nią, już nie pokazując jej swoją mimiką żadnej reakcji, niczego. Gdy już leżała na tym łóżku, widząc jak się zawiesiła po jego słowach, nie ukrywając nawet zagubienia w sytuacji. Reed od razu pomyślał, że wszedł na delikatny temat u rudowłosej, ale nie miał zamiaru go teraz poruszać. Kiedyś może, ale nie dzisiaj. - No wiadomo, to tylko wina mojej nadinterpretacji, wybacz my lady. – Ukłonił się nisko, niemal teatralnie, robiąc klasyczny ruch dłonią, jaki to robią aktorzy w teatrach. Shawnowi właśnie zależało tylko na tym, żeby zrozumiała, dlaczego w ogóle tak się dzieje, że się słownie potykali, zaś on w tym ewidentnie dominował, doprowadzając ją do szału. Chciał też, żeby dotarło do niej, że wszystkie jego słowa nie są kłamstwem, nieprawdą wymyśloną tylko po to, by ją sprowokować. Chciał jej uświadomić, że naprawdę tak jest i aktualny wizerunek, jaki utworzyła wśród społeczności bardziej jej szkodzi i nie tylko jej, ale też założeniom, które sobie prawdopodobnie ustaliła, udając taki charakter, a nie inny. Przewrócił oczami, gdy nagle wyrwała dłoń. To chce w końcu tej pomocy czy nie? -Wiem, że musisz pokazać, że jesteś niczym każda kobieta na tym paskudnym świecie, ale jeśli naprawdę chcesz tej pomocy, to daj sobie pomagać Blaithin. Ogarnij dupę dziewczyno. – Miał nadzieje, że nie będzie ponownie mówił jak do ściany i da mu jeszcze raz zbadać ten cholerny pierścionek. Trochę zaskoczył go fakt, że pierścionek zaręczynowy miała… nie od narzeczonego. -A co, ojciec ci dał w dowodzie wielkiej miłości, kochana? Bo jeśli tak, to chyba załatwię ci taki drugi, ode mnie. – Uśmiechnął się lekko do niej, znów w sposób lekko drwiący, lecz już nie tak bardzo… prowokującym jak wcześniej. Nie zauważył jednak jej zaciśnięcia dłoni, trzymając kołdrę. Wytrzymanie w jego towarzystwie jest banalne. Trzeba znaleźć tylko sposób, jak tu zrobić, żeby Reed się zamknął. Albo żeby każde jego słowo straciło znaczenie. No jak? Zaczął słuchać w milczeniu jej słów, aż w końcu nie zaczęła prowadzić niemal monologu. Wzdychając, niemal błyskawicznie ją uciszył przy słowach „to do ciebie dotarło…”, przykładając palec przy jej ustach, jednocześnie zbliżając swoją twarz do jej, tak że dzieliło ich zaledwie kilka cali. Istnie romantyczna sytuacja. -Możemy zająć się pierścionkiem, kochanie? – Szepnął, tak cicho, że na początku miał wątpliwości czy w ogóle go usłyszała. Jego mina była nieokreślona, ni to uśmiech, ni to obojętny wyraz. Coś pomiędzy. Jego oczy zaś były pełne niezbadanego i niezrozumiałego dla niej błysku. O co mu chodziło? Żeby to on sam wiedział. Ech, kolejne zaczepki, które mimo że on zaczął, powinny się już skończyć. Znaczy się, chciał, żeby w końcu zrozumiała jaki w ogóle był cel tego wszystkiego. - Dobrze. A ty zacznij wreszcie słuchać i wyciągać wnioski z całego tego spotkania. – Jego zachowanie całkowicie się zmieniło, spoważniał i patrzył na nią badawczo, reagując na każdy jej ruch. Atmosfera między nimi opadła. - Wspomniałaś, że masz wrażenie, że pierścionek niemal karmi się tobą, jest z tobą powiązany i w przypadku odcięcia go od źródła, jakim jesteś ty, mogłabyś źle skończyć. Czytałaś o tym, czy czysta intuicja? – Pytał bo rzeczywiście mogła być taka możliwość, ale samo to, że wyciągnęła takie czyste wnioski było zadziwiające.
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Fire doskonale rozumiała potrzebę zachowywania pewnych sekretów i tajemnic wyłącznie na wyłączność. Nawet najbliższy przyjaciel dziewczyny nie miał okazji dowiedzieć się czegokolwiek o Szkotce, dopóki most prawdy nie wymusił z niej wyznań. Otworzenie się było tak skomplikowanym procesem, że dziewczyna nie była pewna, czy umiałaby spojrzeć w oczy komuś, kto wiedziałby o niej wszystko. W podobny sposób podchodziła do Reeda, spodziewając się, że jego chłód wynika z osobistej bariery, która ma go chronić przed innymi ludźmi. Kim był naprawdę pozostawało zagadką, której nie wiedziała, czy chce się podejmować. Zresztą, wątpiła, żeby w ogóle dał jej na to szansę. Oboje powinni być zadowoleni ze stanu, w którym jedno z nich nie wiedziało więcej niż drugie. Marszczyła brwi, przypatrując się Reedowi i próbując odczytywać coś więcej poza tą maską ironii. - Mogę ci oddać, jeśli tak wpadł ci w oko, misiu. - odpowiedziała, uśmiechając się również, mimo że ani odrobiny sympatii w tym grymasie nie było. Użyła tego zdrobnienia tylko po to, żeby przekonać się, jak idiotycznie brzmi w jej ustach i jak głupio się je wymawia w stosunku do Reeda. Pierścionek owszem był piękny i z pewnością wyjątkowy, ale na Fire nie robiło to wrażenia. - Zniszczyć, wyrzucić, sprzedać, obojętne mi to, byleby zniknął. Możliwe, że Reed rzeczywiście chciał dobrze, ale zabierał się do uświadamiania Gryfonki w taki sposób, że nie doszukiwała się w kpinach większego sensu. Nie rozumiała, dlaczego wszystko bierze tak do siebie, ale chyba taki już miał na nią wpływ Shawn. Bezczelnie to wykorzystujący. - Niczym każda kobieta? Aż tak zaszła ci płeć piękna za skórę, Reed? - spytała ironicznie. Dla Fire pozwolenie na pomoc było i tak ogromnym wyzwaniem. Nie dość, że odmawiała jej innym ludziom, to samej sobie tym bardziej. Ciężko było wyzbyć się głupiego przekonania, jakie wbił jej do głowy ojciec, że musi być niezależna i samodzielna w każdej sytuacji. Ale starała się. Choćby dlatego jeszcze nie powiedziała Shawnowi, żeby się wypchał, a z nikłą cierpliwością znosiła jego słowa. Dotychczas Blaithin miała do czynienia z ludźmi, którzy specjalnie byli w stosunku do niej ostrożni, traktując ją jak dzikie, nieoswojone zwierzątko, które trzeba oswajać powoli. - Niepotrzebne mi dowody twojej miłości, romantyku. - spięła się na słowa o jej ojcu, ale spróbowała nie dać po sobie niczego poznać. Mogła powiedzieć Shawnowi, żeby o nim nie wspominał, ale jaki to miało sens, jeśli później robiłby jej na złość? W tak krótkim czasie potrafił odnaleźć wrażliwe punkty u Fire, że teraz musiała się lepiej pilnować. Dlatego tylko wzruszyła z trudem ramieniem i zwróciła uwagę na inną część wypowiedzi. Shawn wygadywał głupoty, ale powoli się przyzwyczajała do tego poczucia humoru. Natomiast dalej nie potrafiła wymyślić tego sposobu na zamknięcie mu ust... Do głowy Blaithin przychodziły tylko pewne paskudne zaklęcia, ale szkoda było go aż tak uszkadzać. Chociaż w miarę jak bardziej się denerwowała, tym mniej odległymi planami się wydawały. Natomiast Reed chyba posiadał większą wiedzę co do uciszania dziewczyn. Nie trzeba dodawać, że nie spodziewała się położenia palca na jej ustach, mimo że to było tak niewinnym gestem. Odsunięcie się było odruchem, którego się nauczyła już bardzo dawno temu. Teraz jednak nie miała zbyt wielkiego pola do ucieczki, bo gdy tylko Fire się cofnęła, poczuła za sobą poduszki i ścianę. Z otwartymi szeroko oczami zapomniała o tym, że powinna ukryć w tamtym momencie swoje emocje. Gest Shawna był zbyt śmiały, żeby być prawdziwym... Jednocześnie ta subtelność pozostawiła w głowie dziewczyny mętlik. Uciekła wzrokiem od oczu, których nie mogła odczytać, ale które mogły czytać z niej. Miała wrażenie, że zastawił na nią pułapkę, a ona dała się tak łatwo złapać. - Mmt-tak. - wymamrotała niezrozumiale, odsuwając dłoń mężczyzny i przelotnie dotykając swoich warg, jakby chciała sprawdzić, czy nie wypalił na nich śladu. Wypuściła wstrzymywane w płucach powietrze. W końcu parsknęła pod nosem z rezygnacją. - Jesteś nieznośny w każdym możliwym tego słowa znaczeniu, Reed. Wyprostowała się trochę, spodziewając raczej kolejnego wybuchu śmiechu albo najwyżej kilku sarkastycznych komentarzy. Fire ulżyło, kiedy ciemnowłosy znalazł w sobie jednak trochę powagi. Do czego to doszło, żeby doceniała tak drobne szczegóły. - Wyciągam wnioski. - dotknęła swojego opuchniętego policzka wymownie. Następnym razem pomyśli dwa razy zanim rzuci się na niego z pięściami, tego mógł być pewien. Fire nie chciała się przyznawać do tego, że twarz nadal boli, zresztą miała niezłą wprawę w bagatelizowaniu własnych ran. - I słucham cię, nawet jeśli nie umiesz się praktycznie wypowiadać bez kpiny. Obserwowała Shawna równie uważnie, chociaż odczuwała zmęczenie tym wszystkim. Było późno, a deszcz zdawał się dalej bębnić o szyby okien. Uspokajał swoim miarowym szumem, ale Blaithin nie pozwalała sobie na rozproszenie. Westchnęła cicho. Jak ona wróci do domu? Nie zauważyła nawet, kiedy przeszła taki kawał Doliny Godryka. Tutaj przynajmniej było cieplej. - Karmi to raczej złe określenie. Bardziej kojarzy mi się to z rodzajem przysięgi wieczystej, z tym, że moją teoretyczną zgodą było włożenie go na palec... To się jakoś czuje. - odpowiedziała powoli, spoglądając na pierścionek, który jak zawsze nieruchomo tkwił na palcu dziewczyny. - Nie jestem laikiem, czytałam sporo na temat zaklętych przedmiotów, a pewien człowiek wysłał mi nawet czarnomagiczny przedmiot w zeszłe Boże Narodzenie. Poza tym pierścionek nie wywiera na mnie żadnego wpływu... Albo tego nie zauważam. - odchrząknęła głośniej i spojrzała w oczy Shawna, czekając na ewentualne pytania. Nie wątpiła, że będzie zainteresowany. Ona sama mimo nienawiści do tego prostego przedmiotu, ciekawiła się tym, w jaki sposób to wszystko działało. Jakby się tak zastanowić, czarna magia wzbudzała w niej niezdrowe zainteresowanie nawet, jeśli tego nie chciała... - Czego chcesz w zamian za przysługę? - zapytała, przekrzywiając głowę na bok i obejmując się ramionami. Musiała się zastanowić czy cena będzie warta.
Shawn E. Reed
Wiek : 33
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 184 cm
C. szczególne : Tatuaże, magiczna metalowa proteza prawej ręki, Gwiazda Południa zawieszona na łańcuszku na szyi.
Osoba znająca cię od podszewki, byłaby to najbardziej niebezpieczna dla ciebie osoba. Shawn nawet nie myślał, żeby ktokolwiek zdołał zdobyć o nim aż tak dużą wiedzę, gdyż było to wręcz niemożliwe. Jego rodzice go niemal nie znali – zawsze wychowywał się sam, bez ich ingerencji. Im było to na rękę, z biegiem czasu małemu Reedowi też to pasowało. Później jego przyjaciele, z którymi przeżył dość imprezowe życie – oni też znali tylko niektóre cechy mężczyzny i nie potrafili powiedzieć o nim za dużo. To wszystko składało się do jednej myśli – ktoś, kto wiedziałby dla niego nie istniał, a jakby istniał, nie unikałby tej osoby… a próbowałby się jej pozbyć. W każdy sposób. Z Blaithin było tak, że on nie chciał znać jej sekretów. Niech sobie tam się bije z ojcem, czy co ona tam robi – on nie chce wiedzieć o jej przeszłości, o jej szczegółach życia, które jest ukryte pod tą denną maską, którą zakłada, licząc, że nikt nie zauważy. Motyw Shawna jest prosty – niech przestanie zgrywać inną osobę, bo go to nadzwyczajnie irytuje. Sztuczność w ludziach jest jedną z rzeczy, za które on ich tępi. Jeśli ktoś się boi być sobą, to jakim prawem chcą być kimś innym? Zignorował jej propozycję oddania jemu pierścionka. Patrzył tylko wyrywkowo na jej twarz, widząc jej uśmieszek, który miał być drwiący, cyniczny. I możliwe, że taki właśnie był. Szkoda tylko, że właśnie tego się Reed spodziewa. Najtrudniej okłamać człowieka, który się tego kłamstwa spodziewa, co się niestety rudowłosej nie udało. No, ale to też mężczyzna przewidział. Odetchnął głęboko i rozłożył się wygodniej na łóżku, patrząc na nią spokojnym już wzrokiem, który emanował pewną tajemniczą mocą, czymś niespotykanym. To już nie było coś, co miało ją zirytować, nie był to zabieg, który miał sprawić, że znowu rzuci się na niego z pazurami. Tu już chodziło o niego samego. Żeby nie obudzić w sobie gniewu i irytacji, które czasami przychodziły znikąd. Jej słowa, słodkości, które brzmiały dość zabawnie, wywołały w nim pewne uczucie złości, lecz nie przez sam fakt wypowiedzenia tego słowa w sposób drwiący, a przez wspomnienia, które nie wiadomo dlaczego wróciły właśnie teraz. Mężczyzna chętnie rzuciłby na siebie obliviate, żeby raz na zawsze zapomnieć co było wcześniej, z kim zdarzało mu się żyć. Może nawet Blaithin miała później rację, że płeć piękna zaszła mu za skórę, co wywnioskowała z jego błędu wypowiedzi, niedomówienia. Na pewno nie chciał, żeby takie wnioski wyciągała i brak jednego słowa „nie” całkowicie zmieniło znaczenie dialogu… na jego niekorzyść. - Może zniknie. A może nie? Jesteś gotowa poświęcić naprawdę tak dużo czasu, żeby tylko zrobić komuś na złość i dowieść swego, nie potrafiąc się przyzwyczaić? To tylko pierścionek. – Unoszenie się honorem to była jedna z najbardziej idiotycznych rzeczy, które Shawn szczerze potępiał, zaraz obok sztuczności i udawania kogoś innego. Z tego wynikało, że na razie dziewczyna ma wszystkie cechy, których on nie znosił? A co sprawiało, że ona go w pewien sposób… przyciągała? Nie, to złe słowo. Interesowała swoją głupotą i tępotą. Tak. Reed przejęzyczył się i chciał dodać, że Blafin przecież zachowywała się, jakby chcąc wyróżnić się od każdej kobiety, co czyniło ją w pewien sposób wyjątkową (w negatywnym sensie) i inną. Chciał się poprawić, jednakże nie miało to sensu, Dearowa skutecznie złapała go za ten błąd, nawet nie zdając sobie pojęcia. Dlatego też nie odpowiedział na pytanie, nie patrząc na nią nawet, tak że mogło się wydawać, jakby nie słyszał słów dziewczyny. Dopiero po chwili zareagował, kładąc się na łóżku, patrząc w sufit, nie myśląc nawet o tym, że obok jest najbardziej sztywna osoba, jaką kiedykolwiek poznał. Cóż przynajmniej, gdyby słyszał jej myśli, wiedziałby, że wina jej spierdolenia jest w jej ojcu, który jej nakazywał posiadać tak debilne cechy. Z pewnymi wyjątkami, zawsze uważał, że Dearowie to najgorszy odłam czarodziejskiego świata. - Nie potrzebujesz? Ty po prostu jesteś pewna mojego wielkiego uczucia względem ciebie? – Uśmiechnął się do jej pleców. Czuł się dziwnie. Z jednej strony nienawidził jej. Denerwowała go pod każdym względem, chętnie by się jej pozbył, usunął jej ze swojego życia. A z drugiej strony… chciał, żeby została, czując, pewne powiązanie z jej osobą. Miał mętlik w głowie. Teraz czuł dziwne uczucie, chcąc, żeby odwróciła się, położyła obok. Podświadomie chciał, a jednocześnie chciał żeby się odsunęła, żeby się nie zbliżała. Że jest lepiej, że nie widzi jej twarzy. I czego się słuchać? Jak zamknąć mu usta? Po francusku. Sprawdzony sposób. Zanim położył jej palec na ustach, wstał na chwile, żeby ją po prostu uciszyć. Do czego to miało doprowadzić? Nie był pewien, kierowała w nim całkowita intuicja. I spodziewał się, że czegokolwiek, kolejnego napadu złości u dziewczyny… lecz nie zdezorientowania się, ucieknięcia wzroku i takiej… uległości? -Ty za to jesteś dość ciekawa. W każdym możliwym tego słowa znaczeniu, Blaithin. Atmosfera między nimi automatycznie się zmieniła, całe spięcie między nimi zniknęło. Przynajmniej tak się czuł. Przegryzając wargę, zbliżył się do niej bez słowa i pogładził policzek, gdzie miała ranę i nawet po samym jej wyglądzie widać było, że na pewno dziewczyna odczuwała skutek całego zajścia. - To dobrze kochana. Będzie nam się dobrze współpracować. – Puścił jej oczko, po czym odsunął się, wracając na poprzednie miejsce. Zaczął słuchać ją uważnie, w głowie tworzyć wstępny ogląd, jak to musiało wyglądać. Ten jej tatuś to naprawdę jakiś chory był. Jego odpowiedzią było wstanie i wyjście z pokoju, żeby zaraz wrócić z butelką w ręce. Trzymał tam whisky, mugolskie, gdyż Ognistej on personalnie od jakiegoś czasu nie mógł znieść. - Na dzień dzisiejszy tylko to ci pomoże. Żeby zdjąć klątwę, będę musiał pewne rzeczy przygotować, tak więc nic tej nocy nie zdziałamy. A to cię może rozweseli. Nie krępuj się. – Dodał jeszcze ostatnie zdanie, tak jakby miała być skrępowana. Ona? Blaithin Ej Dear? Ten badass? Jej ostatnie pytanie było dość śmieszne. Całkowicie o tym zapomniał, a nie zdarzało mu się pomagać komuś bezinteresownie. Tym razem tak było. I teraz też nie zamierzał jej oszczędzić ironicznych odzywek. - Miłości, kotku. – Mrugnął do niej i wyszczerzył się, w zupełnie inny sposób niż za każdym razem tego dnia – ten grymas naprawdę wyglądał jak… realny. Usiadł obok niej, opierając się o ścianę, będąc bliżej niż wcześniej, jakby zapominając, że ona ma jakieś bariery. No żeby czasem. Shawn miałby się do nich jeszcze stosować? Nie licz na to.
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Fire nie potrafiłaby nigdy pozwolić komuś poznać każdy jej sekret i każde wspomnienie. Przyzwyczaiła się do tajenia praktycznie wszystkich faktów z przeszłości, do okłamywania przyjaciół i wymyślania historyjek, które lepiej pasowały do wizerunku normalnej dziewczyny, jaki próbowała stworzyć. Wielu rzeczy się bała, chociaż oczywiście nie mogła się do tego przyznać. Ale świadomości, że ktoś mógłby wiedzieć wszystko nienawidziła najbardziej. Dlatego też wolałaby umrzeć niż wypić veritaserum, dlatego sama odsuwała od siebie ludzi nieprzyjemną osobowością, jeśli chcieli być zbyt blisko, dlatego decydowała się na samotność. Niewiele było osób, które nie pytały, a jeszcze mnie takich które nie pytały, ale jednocześnie rozumiały. - To nie twoja sprawa. Jestem gotowa poświęcić więcej niż tylko czas. - powiedziała zirytowana tym, że tak dopytywał nawet, jeśli gówno go powinny obchodzić powody. To nie był tylko pierścionek, ale możliwe, że Reed nie potrafił widzieć w przedmiotach głębszego znaczenia. Blaithin przypominał nie tylko o ojcu i swojej popierzonej rodzinie, ale także o tym, że tak naprawdę była bezwolną marionetką w ich rękach. Na nic zdawał się każdy bunt i każde "nie". Nigdy nie chciała do tego wracać, a pierścionek dalej stanowił pomost między przeszłością, a teraźniejszością. Nie potrafiła i nie zamierzała się do niego przyzwyczajać. To było zbyt prywatne, żeby opowiadać o tym Shawnowi. Niech sobie myśli, co chce. Zauważyła zignorowanie pytania dotyczącego płci pięknej i dla Blaithin to był jasny sygnał, że w końcu ona też odnalazła jakiś trop. Niewątpliwie nadarzy się jeszcze okazja, żeby podenerwować tym tematem Reeda, ale na razie odpuściła. Kątem oka patrzyła na mężczyznę, gdy położył się obok. To była chora sytuacja, że się tutaj znaleźli. Cała ich relacja była chora. - Nie, po prostu nie obchodzi mnie to, co czujesz. - odparła, wzruszając ramieniem. To była czysta, szczera prawda. Fire mogłaby wyliczyć bez zająknięcia momenty, w których chciała Reeda po prostu zamordować albo chociaż poważnie skrzywdzić. W których patrząc w lazurowe oczy mężczyzny, ogarniało ją tak silne uczucie, że nad sobą nie panowała. Bez wątpienia był niebezpieczny, był niebezpieczny dla Blaithin. Jakimś cudem posiadał nad nią jakąś cząstkę władzy, której nie wahał się wykorzystywać. Też go nienawidziła, ale nie umiała po prostu wyjść z tego domu i nigdy więcej się do niego nie odezwać. Chciała potrząsnąć Shawnem, ale jednocześnie go nie dotykać. Uderzyć, ale później pogładzić po policzku. Czy nie robił tego samego? - Fire. - poprawiła Shawna odruchowo. - Czy ty mnie właśnie skomplementowałeś? - zmrużyła oczy. Jeszcze chwilę wcześniej mówił wprost, że jest zjebana, teraz, że ciekawa. Co prawda, to się nie musiało wykluczać, ale o co tu chodziło? Nie musiała się przynajmniej wściekać i irytować, kiedy napięcie opadło. Patrzyła mu w oczy intensywnie, jakby chciała z nich wyczytać prawdziwe intencje i myśli. Odpowiedź na pytanie "Dlaczego?". Lepsze to niż skupianie się na palcach Shawna muskających policzek, który miała przez niego spuchnięty. Dupek. Dziwne mrowienie zniknęło, gdy Fire w końcu odsunęła jego dłoń, ale uniosła rękę, żeby dotknąć tego samego miejsca, nie rozumiejąc, jak ludzie mogą coś takiego lubić. Umyślnie próbował dziewczynę rozproszyć, ale nie tym razem. Musiała mu pokazać, że też umie być opanowana. - Chciałabym być tego równie pewna. - westchnęła, ignorując już po prostu te wszystkie słodkie słówka. Po podzieleniu się informacjami o pierścionku, czekała na jakieś podsumowanie, ale Reed po prostu wyszedł. Odprowadziła go pytającym spojrzeniem, ale dalej siedziała w jego łóżku. Może poszedł po te narzędzia o których wspominał. Okazało się, że przyniósł coś innego. - Rozumiem. - Blaithin skinęła głową, zbyt zmęczona, żeby ekscytować się perspektywą pracy nad tą klątwą. Mieli przynajmniej wymówkę dotyczącą "dawania korepetycji", jeśli ktoś zainteresuje się, czemu spędzają razem czas poza lekcjami. Blaithin może i zastanawiałaby się, czy warto cokolwiek brać od Reeda, a zwłaszcza mugolski alkohol... ale trochę jej już było wszystko jedno. W ogóle słowa mężczyzny zabrzmiały tak, jakby chciał jej wynagrodzić to całe zamieszanie. - Cóż, nie odmówię ci. Mam nadzieję, że nie ma w tym jakichś środków usypiających. Kto wie co mógłby tam dodać... Fire wyprostowała się i wzięła butelkę, przyglądając się tylko krótko etykiecie zanim spróbowała. - Miłości? - zakrztusiła się łykiem whisky, który zapiekł w gardle żywym ogniem. Opanowała odruch kaszlu i spojrzała na Reeda, doszukując się w wyrazie twarzy mężczyzny zapewnienia, że to jedynie głupi żart. Odetchnęła w końcu, dziwiąc się samej sobie, że przez ułamek sekundy była aż tak zdezorientowana. Pfff. - Nawet, gdybym chciała, a nie chcę - położyła na te słowa nacisk, żeby sobie nie myślał. Blaithin obserwowała jednocześnie to, jak Shawn skraca dzielący ich dystans, ale ani drgnęła. Uniosła za to lekko kącik ust. - to nie mogę tego zapewnić. Jestem w końcu zaręczona. Pomachała krótko pierścionkiem przed twarzą Reeda. Mogło się to stać dla niego motywacją do opracowania, jak się go pozbyć. W ślad za nim, Fire pozwoliła sobie na rozluźnienie mięśni i oparła się o ścianę, osuwając nieco na poduszkę podłożoną pod plecy. Trochę dziwiła się, że jeszcze nie nadszedł moment, w którym Shawn wskaże jej drzwi i powie "No, pogadaliśmy, to teraz możesz spadać". A deszcz nie ustępował. Zamoczyła usta w cierpkim smaku whisky ponownie. Nie musiała sięgać daleko, żeby przekazać butelkę Reedowi. W końcu był tak blisko. - Za naszą owocną współpracę, Reed? - uśmiechnęła się nieco szerzej, przygryzając dolną wargę. Kiedy nie obrażał jej bez przerwy, dało się z nim nawet jakoś porozumieć. Spędzili tak noc, chociaż oczywiście - nic wielkiego się nie wydarzyło.
zt
Ostatnio zmieniony przez Blaithin ''Fire'' A. Dear dnia Czw 4 Sty 2018 - 21:18, w całości zmieniany 1 raz
Shawn E. Reed
Wiek : 33
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 184 cm
C. szczególne : Tatuaże, magiczna metalowa proteza prawej ręki, Gwiazda Południa zawieszona na łańcuszku na szyi.
Dlatego też, skoro od zawsze się okłamywało swoich przyjaciół… to czy oni faktycznie nimi byli? Czy to tylko złudne uczucie, które jest barierą, która w każdej chwili może pęknąć jak bańka mydlana? Czy tak właśnie nie było? Czy można się określić przyjacielem dla osoby, która wie o tobie jedynie historię, które samemu się wymyśliło? Niektórych zdaniem owszem, można. Mimo że to wciąż oszukiwanie świata przed własnym charakterem i własnym życiem. Shawn na jej odpowiedź podniósł jedynie ręce do góry w geście znaczącym poddanie się i zakończył ten temat: -Nie moja, a jednak przyszłaś z tym do mnie, ingerując mnie w twoją sprawę. Czy nie oznacza to, że od teraz jest to również i moja sprawa, chociażby w kilku procentach? Mimo to, nieważne jakby było, nie obchodzi mnie to. Skoro jesteś gotów produkować się dla nijakiego efektu, tak też się stanie. Owszem, to był tylko pierścionek, który zyskał w jej oczach wielką wartość, tylko dlatego, że zaczęła dąsać się jak paw, czyli zrobiła to, co chciała ta osoba, którą tą klątwę nałożyła. Pierścień miał być pewną przypominajką i na pewno taką rolę odgrywał, ale czy nie lepiej było przyzwyczaić się do tego, a nawet wykorzystać to na swoją korzyść? Na pewno nie w rozumowaniu Blaithin. Przeszłość zawsze będzie, niezależnie od wszystkiego. Można było ją zatajać, jednakże zawsze stanowiła część bytu danej osoby. Można było się jej wyprzeć, albo pogodzić się z nią, uznając za coś, czego się nie zmieni i wyciągnąć wnioski, które wynikały z niej. Reed w przeciągu ostatnich miesięcy zrobił wiele głupot, jego psychika całkowicie się zmieniła w ciągu tego czasu. Był to okres, który mógłby chcieć od siebie oddalić jak najdalej, a jednak wciąż sobie o tym przypominał i nie starał się wypierać wielu faktom, które się wydarzyły. Wolał jednak wciąż sobie o nim przypominać, jako przestrogę przed własnymi słabościami i uległością, która w jego życiu nie może pojawić się po raz kolejny. Chora relacja, a może abstrakcyjna i oryginalna? Może przełamująca schematy, które występują? A może… prawdziwa? Nie ukrywająca żadnych zbędnych uczuć, które pojawiały się w relacjach ludzkich. Wielu ludzi dąży do właśnie takich uczuć – przejrzystych jak łza. Jak się okazuje, rzeczywistość takiej więzi między dwoma osobami zdaje się być zupełnie inna niż przewidywania. - A co jeśli mnie obchodzi, co ty czujesz? – Odpowiedział pytaniem, przenikając rudowłosą wzrokiem, przyglądając się głębi jej tęczówek. Potrafiłaby wyliczyć? To znaczy, że było ich zdecydowanie za mało, Shawn dążył by było ich tak wiele, że nie potrafiłaby wrócić pamięcią do każdego. Owszem, był niebezpieczny, tym bardziej dla niej. Jak się okazało jakiś czas temu, jej płeć nie darowała jej żadnej taryfy ulgowej, ani też fakt, że go „zna”. Posiadał cząstkę wiedzy, która narodziła się jedynie z intuicji, która zakwitła w jego głowie po festiwalu, jak to uciekła naprawdę wzburzona. Od tamtego czasu miał wiele chwil, by przemyśleć jej zachowanie i wyciągnąć wnioski. Natomiast ona, mimo że była świadoma swoich słabości, starała się je pokazać i eksponować, zamiast przeobrazić w silną obronę, bądź się ich wyzbyć. Czy to właśnie nie była głupota całego postępowania Dearowej? -Blaithin. – Poprawił dziewczynę z kpiącym uśmiechem na twarzy. – Interpretowanie moich słów należy do ciebie, inni uznaliby to za zniewagę. Interesujące są przecież również przedmioty, a jakimże to byłbym dupkiem, uprzedmiotowiając cię? – Znów odpowiedział pytaniem na pytanie, skłaniając dziewczynę do refleksji, tak że mogłoby się wydawać, że są na jakiejś pieprzonej lekcji, podczas której Reed przedstawia dziewczynie wartości świata. Istna filozofia. Była ciekawą osobą, ale jednocześnie głupią, nierozważną i tępo wpatrzoną w honor i własne cierpienie. Jednak, gdyby zabrakło jej tych negatywnych cech, nie byłaby już dalej „ciekawą” osobą, gdyż to wszystko kreowało się w jedną całość. Przechwycił wzrok jej oczu i utrzymywał kontakt, czuł w tym swobodę i w żadnym w stopniu nie zawstydzało go to. Także sam dotyk nie czynił niczego, co mogłoby było po nim widać. Na jego twarzy malowała się obojętność i zimno, którego aura przenikała jego duszę. Poetycko. Patrzył na jej palce, które dotykały tam, gdzie sekundę temu znajdowały się jego własne palce i kąciki jego ust podniosły się lekko, wiedząc co to oznaczało. Wiedział, że poczuła coś, co jej nie przeszkadzało, a wręcz odwrotnie i wzbudziło to pewne poczucie… dumy w umyśle mężczyzny. Zignorował jej odpowiedź i skierował się po ten alkohol i gdy wrócił do pokoju i usłyszał jej odpowiedź, podał jej butelkę, już otwartą i gotową do opróżnienia zawartości. -No a czego innego? Przecież od samego początku tego spotkania to uczucie niemal wyrywa się z mojej piersi, chcąc wniknąć w ciebie, Blaithin. – Spojrzał na nią poważnym wzrokiem, tak żeby myślała, że mówi prawdę, mimo że wszelkie te słowa już same w sobie były idiotyczne. Zbliżył się do takiego stopnia, że niemal stykali się ramionami, on zaś wpatrywał się w pierścionek z uniesioną brwią. - Czyli dlatego chcesz się go pozbyć? – Zapytał, przegryzając dolną wargę i ostatecznie parskając krótkim śmiechem, który kwitował całą tą rozmowę. Zapadło chwilowe milczenie, kiedy upił łyk alkoholu, czując jednocześnie przyjemne ciepło w przełyk. Ten moment nie nadejdzie, po co miałby to robić? Nie miał planów na dzisiejszy wieczór, a wizja spędzenia go w towarzystwie bardziej mu się uśmiechała, niż w samotności, mimo że to była właśnie ta pani Dear. A może to właśnie dlatego, że to TA pani Dear, nie wyrzucił jej z domu? - Owocną? Zależy jak to rozumiesz. Ale powiedzmy, że tak. – Upił ponownie łyk alkoholu, kiedy rudowłosa przekazała mu butelkę, po czym położył ją na udach dziewczyny, opierając ją o jej brzuch, okazyjnie muskając jej skórę, nie specjalnie, w żadnym wypadku.
Shawn E. Reed
Wiek : 33
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 184 cm
C. szczególne : Tatuaże, magiczna metalowa proteza prawej ręki, Gwiazda Południa zawieszona na łańcuszku na szyi.
Shawn znów się złapał na tym, że chciał coś złapać lewą ręką. Oczywiście dana rzecz się podnosiła, lecz swoją własną siłą woli i magią. Nie potrafił się przyzwyczaić do własnego odbicia w lustrze. Tam gdzie kiedyś była ręka w tatuażach, tak teraz towarzyszy mu pustka w tym miejscu. Nicość. Niczego nie ma. Moment, w którym stracił rękę jest dla niego spowity mgłą, pamiętał go, jednak niedokładnie i nie potrafiłby przypomnieć sobie każdego szczegółu. Co ciekawe, w ogóle nie pamiętał bólu, jakby go wtedy nie było. Najbardziej zakodował się w jego głowie moment, w którym Blaithin podnosi nóż i pierwszy raz, z całej siły, wbija go w bark Shawna. Otrząsnął się i napił się łyk z szklanki do połowy wypełnionej whisky, która lewitowała przy brodzie mężczyzny. Opierał się na jednej ręce, cały czas czując jak brakuje mu czegoś istotnego i razem stanowiącego całość. Coś, jak jeden brakujący kawałek puzzli całej układanki. Jak wrócili z Islandii, chwile później okazało się, że magia ponownie powróciła do normy, nic się większego nie wydarzyło. Nie było rewolucji, szczerze to Shawn był lekko skonsternowany całą tą sytuacją. Nie poznał motywów tego, kto stworzył tak potężny artefakt, nic nie pociągnęło się dalej. Wyglądało to, jakby dziecko boga stworzyło sobie zabawkę, która zakłóciła życie na ziemi, lecz znudziła mu się i ją pozostawił samej sobie, co ludzie wykorzystali i przywrócili normalny stan rzeczy, taki jaki był. I życie dalej się ciągnie, tak jakby całe te zakłócenia nigdy nie istniały. Dzisiaj zaś postanowił już coś zrobić z tą ręką, której mu brakuje. Do tego potrzebował tylko osoby, która nie tylko zna się na czarnej magii, ale też poniekąd na transmutacji, a on sam nigdy nie specjalizował się w tej dziedzinie. I o ile sam mógłby się pouczyć i postarać zdobyć zamierzony efekt, tak poproszenie o to Blaithin wydaje mu się lepszą opcją. Dlatego też wysłał wcześniej do niej list i zaprosił do siebie. Nie do końca wiedział jak miał ją przyjąć? Jako towarzyszkę w cierpieniu? On może stracił rękę, lecz z tego co mu wiadomo, ona miała przebitą całą macicę. To też jest jakaś strata. Zresztą, Reed może mieć metalową rękę, Dear metalową macicę już chyba nie tak bardzo,
Odetchnęła z ulgą, gdy spojrzenie karmelowych tęczówek napotkało tarczę zegarka tkwiącego na nadgarstku, wysuniętego obecnie spod materiału beżowego płaszcza. Nie spóźni się, na szczęście. Nienawidziła się spóźniać. Było wciąż trzydzieści minut do ósmej — akurat na szybkie zakupy i dotarcie pod tak dobrze znany sobie adres. W normalnych warunkach użyłaby swojego motoru, jednak pogoda wciąż ich nie rozpieszczała i niskie temperatury zabijały radość z wieczornych spacerów. Może to i lepiej, że wybrał swój dom? Uśmiechnęła się z rozbawieniem pod nosem na przypomnienie krótkiej konwersacji na magicznym ustrojstwie, poprawiając torebkę i zgarniając rude pasmo za ucho, skręciła w kolejną, brukowaną alejkę. Z zakupami uwinęła się szybko, wybierając dobry alkohol i jakieś przekąski, bo znając życie, lodówka Reeda świeciła pustkami lub piwem. To ostatnie w gruncie rzeczy nie było czymś złym, ale wieczór przy mieszance trunków bez odpowiedniego zabezpieczenia żołądka, mógłby skończyć się szybko. Trzymana siatka wydawała z siebie irytujący szelest, podczas gdy dokupowała jeszcze paczkę magicznych papierosów i niedbale wrzuciła ją w kieszeń, zaraz po opłaceniu. Na wyjazdach złe nawyki wracały. Cichy trzask przerwał wieczorny spokój, a ona odetchnęła głębiej, czując pod butami ganek domostwa. Całe szczęście, towarzyszący teleportacji dyskomfort znikał szybko, pokonany przez przyzwyczajenie i wytrzymałość organizmu. Jak wiele razy podróżowała w ten sposób po Stanach? Trudno było zliczyć. Ruchem głowy zgarnęła wijące się, rude pasma na plecy, mozolnie kołysane podmuchami wciąż zimnego wiatru, który nie omieszkiwał zostawiać na policzkach śladów rumieńców. Było paskudnie, a krótkie spojrzenie na pozbawione gwiazd niebo tylko utwierdziło ją w tym przekonaniu. Ciężkie chmury skrywały całe piękno nocy, dając im jedynie ochłapy w postaci okazjonalnie pojawiającego się, srebrnego światła. Zapukała krótko, skupiając już myśli na zbliżającym się wieczorze. Z pewnością jego wyprawa była znacznie ciekawsza niż jej załatwianie rodzinnych biznesów i podpisywanie kontraktów. Nużące, sztuczne i wymagające odrobiny podstępu i manipulacji, których fanką zwyczajnie nie była. Może też trochę brakowało jej jego towarzystwa? Ciężko było stwierdzić, co kryło się za spokojnym, dość łagodnym wyrazem twarzy i przenikliwym spojrzeniem.
Shawn E. Reed
Wiek : 33
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 184 cm
C. szczególne : Tatuaże, magiczna metalowa proteza prawej ręki, Gwiazda Południa zawieszona na łańcuszku na szyi.
Shawn zadarł głowę ku górze, patrząc na sufit, mając już dość wszechogarniających jego mieszkanie papierów. Mimo podróży o charakterze biznesowym, inne problemy związane z pracą wcale nie czekały w kolejce, aż wróci i będzie miał czas i siłę się nimi zająć. Chciałby, żeby tak właśnie wyglądało życie. W ciągu ostatnich dwudziestu czterech godzin spał całe trzydzieści minut, przypadkowo usypiając przy czytaniu kolejnych umów handlowych, których Borgin miał być epicentrum. Wstał z skrzywieniem na ustach, czując wszystkie mięsnie w ciele, które krzyczały ze zmęczenia do niego, by się wreszcie położył. Lecz nie mógł. Lecz nie chciał. Nie mógł bo miał jeszcze sterty papierów do przeczytania. Nie chciał bo miał dziś wyjątkowego gościa. Spojrzał na zegarek i spadł gwałtownie z krzesła, uświadamiając sobie, że za niecałe dwadzieścia minut pod jego drzwiami stać będzie Lanceley. Wiele można powiedzieć o Nessie, ale na pewno nie to, że się spóźnia. Pstryknął palcami i natychmiastowo wszelkie dokumenty zaczęły unosić się nad ziemią i lecieć pospiesznie do jego sypialni, która obecnie prędzej przypomina jakiś magazyn makulatury. Truchtem wbiegł do łazienki i odkręcił korek wody, szybko wskakując pod prysznic – miał pełną świadomość tego, że mógł w każdej chwili użyć przecież zaklęcia, lecz on wolał wejść pod lodowato zimną wodę, która przy okazji go rozbudzi. Nie minęło pięć minut, a on już w szlafroku szukał ubrań, w których powita swoją drogą przyjaciółkę. Ubrany w dość niekonwencjonalną jak na niego kreację poszedł otworzyć drzwi, za którymi zobaczył dobrze zarysowany w jego pamięci widok. Uśmiechnął się do niej doczepliwie i przywitał się odsuwając się na bok, przepuszczając ją w drzwiach. - Elo Lanceley. Wskakuj. – Wszedł zaraz za nią, przejmując od niej zakupy robiąc niedbały ruch nadgarstkiem. Jej „prezenty” poleciały do salonu, alkohol stanął zaraz obok szklanek, samemu się otwierając i nalewając swoją zawartość do szklanych naczyń. Jedzenie trafiło do lodówki. Odebrał od niej również jej płaszcz (?) i powiesił go na jednym z wielu wieszaków. Gdy już mogli zająć się sobą, Reed zlustrował ją całą oceniającym wzrokiem i wykrzywił usta w lekkim uśmiechu. - Podróż udana? – Zapytał, jednocześnie odpalając papierosa, który był chyba nieodłącznym jego elementem w oczach Nessy.
Czasem się zastanawiała, jakim cudem potrafią się porozumiewać na takiej płaszczyźnie, która nawet nie wymagała słów. Przekręciła głowę na bok, lustrując go wzrokiem, bezczelnie zresztą, jak zwykle. Kraciasty garnitur kontrastował z ciemnymi włosami, które wciąż niesfornie opadały mu na czoło. Podkreślał też bladość skóry, podobnej do jej własnej. Westchnęła bezgłośnie, jakby z nutą rezygnacji i uśmiechnęła się krótko, korzystając z zaproszenia. Dzień był długi, na dworze było przecież zimno, a w torbie kołysała się wyśmienita whisky. Był też zapach perfum i jego skóry, który wkradł się do jej nosa, gdy go mijała. - Cóż za entuzjastyczne powitanie. -skwitowała jedynie, odkładając torebkę na bok zaraz po tym, jak ruchem dłoni pozbył się zakupów. Rozpięła dwa rzędy guzików i pozbyła się płaszcza, którym również postanowił się zająć. Iście gentlemańskie zagranie, więc czegoś chciał. Świat był prosty, coraz dobitniej się o tym przekonywała, co znacząco wpływało na wciąż docierającą się osobowość. Poprawiła rękawy czarnej sukienki, przyglądające do drobnej sylwetki, wykonane z przeźroczystego, lekkiego materiału. Dopięła mankiety, upewniając się o nienaganności swojego wizerunku, o który przecież dbała. Zawsze była schludna i zadbana, zawsze preferowała ciemne kolory. Sukienka sięgała jej przed kolano, grubsza warstwa materiału opinała biust i kawałek pleców, obszyta wyżej koszulowym, przezroczystym wykończeniem, sięgającym pod szyję. Czując na sobie spojrzenie, wywróciła oczyma. - Owocna. A Twoja? -odparła z nutą autentycznego zainteresowania w głosie, odszukując błękitnych oczu. Wyprostowała się, zgarniając włosy na plecy i prostując również dłoń, oparła ją na jego torsie, zaciskając palce. Czerwone paznokcie kontrastowały z białą podkoszulką, która tkwiła pod rozpiętą marynarką. Ułamki sekund, które miała na element zaskoczenia, przyparły go do muru własnego domu, a ona zwyczajnie stanęła blisko i przesunęła dłonią, łapiąc za podbródek i zmuszając go do nachylenia się, przymknęła oczy. Miał ciepłe wargi, wciąż smakowały poprzednim papierosem. Niewiele się tu zmieniło. Po zostawieniu na nich czerwonej szminki odsunęła się, jak gdyby nigdy nic i podniosła torebkę, dając mu odpalić papierosa. - Shawn. Życie polega na braniu. Jak się będziesz tylko patrzył, to wszystko Ci ucieknie. Szklanki masz w barku czy w kuchni? -spojrzała jeszcze na niego krótko, wyjmując z kieszeni odwieszonego płaszcza paczkę fajek i ruszając w stronę salonu. To był długi dzień, należał się jej przynajmniej jeden drink. Może to ją utwierdzi w przekonaniu, że jednak nie zwariowała i wszystkie te krążące w głowie pomysły, natrętnie szepczące myśli, prowadziły do czegoś innego, niż szaleństwo i rozczarowanie.
Shawn E. Reed
Wiek : 33
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 184 cm
C. szczególne : Tatuaże, magiczna metalowa proteza prawej ręki, Gwiazda Południa zawieszona na łańcuszku na szyi.
Uśmiechnął się pod nosem na jej odpowiedź, patrząc na nią z ukosa. - Spodziewałaś się innej? – Odpowiedział pytaniem, poprawiając sobie łańcuszek na szyi, na którym spoczywała Gwiazda Południa. Cała ich relacja była dosłownie zbudowana na tych cichych porozumieniach, których nie dało się osiągnąć werbalnie. Ich mowa ciała, spojrzeń i samej aury między tą dwójką była tym co tworzyło tę więź, tak bardzo dziwną, tak silnie wyobcowaną. Zaś jego „gentlemańskie” zachowanie nie miało za sobą żadnych podtekstów, ani ukrytych znaczeń – kolejna rzecz bardzo charakterystyczna rzecz czarnoksiężnika. Uwielbiał się bawić i pozostawiać po sobie jeszcze więcej pytań niż wcześniej, burzyć pewność siebie i intrygować. Tak samo tutaj, znał jej mechanizm postrzegania świata na tyle, że mógł się domyślać jej kolejnych kroków. Świat nie był prosty, świat wyglądał na prosty, niczym szachownica – z pozoru zwykła plansza o czarnych i białych kwadratach, w rzeczywistości jednak było to pole wojny, przestrzeń do komplikowania prostych rzeczy i zwodzenia każdego, kto nie znał zasad tej gry. Przyglądał się jej bez skrępowania, nie ukrywając pewnego pożądania w swoich oczach, Lanceley należała do osób o niebywale wybitnej aparycji, Shawn nie krępował się tego pokazywać. Wzruszył ramionami na jej pytanie, jedynie dodając: - Dostałem to, czego chciałem. – Skwitował równie krótko, co ona, pozostawiając niedopowiedziane szczegóły, które były cierniem w oku Shawna – cała jego wyprawa trwała za długo, stracił za dużo czasu. A z każdym kolejnym dniem uświadamiał sobie jak bardzo czas był ważny, mimo tysięcy sekund, które w teorii im pozostało. Te myśli straciły na znaczeniu, ich podwaliny załamały się wraz z jej atakiem. Jej dłoń była drapieżnikiem, którego się nie spodziewał, przed którym był bezbronny. Na tym się nie kończyło, gorące usta dziewczyny w tej chwili wyrwanej z jego porządku świata, wybuchły tysiącem barw i dźwięków w jego głowie i nie pozostało mu nic innego niż odwzajemnienie pocałunku, który był dla niego czymś niewyobrażalnym do opisania. Nessa zrobiła paskudną, okropną rzecz, której nie udało się nikomu od dekady przynajmniej – w jednej krótkiej sekundzie zburzyła cały mur, który wybudował wokół swojej osoby. Był więc przyparty do ściany, stojąc całkowicie obnażony przed jej osobą. Gdy jej usta oderwały się od jego warg i odeszła, Reed patrzył jeszcze chwile martwo przed sobą, oddychając nieco głębiej. Potrzebował chwili na dojście do siebie i wdech dymu papierosowego w jakiś specyficzny sposób przywołał go do porządku. Otrząsnął się i poszedł za nią, wsłuchując się w jej słowa. Uśmiechnął się szyderczo, co było jednoznacznym dowodem na to, że wcześniej zburzone obwarowanie zostały już odbudowanie i wrócił do poprzedniego stanu. Chwila słabości minęła. - Jak brać coś, co się już posiada? Czasem patrzenie jest potrzebne, żeby na pewno się upewnić, że ta rzecz, którą chciało się wziąć jest na pewno tą najlepszą z dostępnych. – Powiedział zadziornie, mając na celu wywołać pewną burzę w głowie dziewczyny, może wzbudzić kolejne pytania, czy wątpliwości. - Szklanki są już na stole, z polanym twoim alkoholem słonko. – Odpowiedział dopalając papierosa i spalając pozostałość na popiół, który wyleciał przez okno. Shawn opadł na jedną kanapę, używając ponownie magii do przywołania do siebie jednej szklanki i drugą wysłać w objęcia dziewczyny. Podniósł dłoń ze szklanką w geście toastu i wykrzywił usta w czarownym uśmieszku. - Twoje zdrowie Lanceley – następnie upił łyka, czując ten charakterystyczne ciepło w okolicy przełyku. - Masz dobry gust. – Stwierdził, uśmiechając się szerzej, dając jej do myślenia, że nie tylko o alkoholu mówił.
Wzruszyła ramionami na jego pytanie, niezdecydowana. Lepiej nie oczekiwać niczego od ludzi, wtedy przynajmniej człowiek się nie rozczaruje. Im mniej od innych, tym więcej trzeba od siebie, aby równowaga została zachowana. Ona tak postępowała, nawet jeśli nie było to całkiem mądre. Zawsze była nazbyt ambitna, chciała zbyt wiele osiągnąć w krótkim czasie, łudząc się jeszcze na początku, że da się przy tym zachować normalne życie społeczne i zdrowe relacje z ludźmi. Przez chwilę jej spojrzenie wylądowało na kołyszącej się, niepokojącej błyskotce. Zawsze ją nosił. Była ważna? Miała wrażenie, że kształt jest znajomy, jednak nie potrafiła doszukać się w głowie żadnych szczegółowych informacji. Nieistotne. Nie musieli się zgadzać, żeby się rozumieć. Być może miał rację, że świat sprawiał tylko wrażenie prostego, jednak dla niej działał na zasadzie schematów i mechanizmów, które towarzyszyły ludziom od zarania dziejów. Wystarczyło się dostosować, żeby funkcjonowanie w tym pędzącym kotle było prostsze, przyjemniejsze. Byli skłonnym do komplikowania sobie wszystkiego, gatunkiem. Stuknęła paznokciem o guzik z błyszczącym oczkiem przy rękawie niczym u koszuli, skupiając wzrok na czerwonym kolorze. - A więc obydwoje odnieśliśmy sukces. Wypada za to przynajmniej wypić. - nie pytała o więcej, przynajmniej na razie. Wychodziła z założenia, że gdy Shawn będzie chciał jej o czymś opowiedzieć, to zrobi. Jego praca była wystarczająco ryzykowna, nie potrzebował zbędnych osób wtajemniczanych w przemyt, wartość i potęgę czarno magicznych artefaktów. Ostatnie miesiące były intensywne, pełne spotkań i rozmów, kompromisów. Dostosowań. Przyjęć, muzyki, głupiego flirtu i kokieterii. Dla Nessy absolutnie nieznośne w praktycznie całym obrazie, pozostawiając w jej głowie jedynie kilka miłych wspomnień, które można by zliczyć na palcach jednej ręki. Wciąż jednak daleko było temu wszystkiemu do adrenaliny, którą musiał odczuwać mężczyzna. Co się wydarzyło, że czas miał znaczenie? Świat był prosty. Były potrzeby podstawowe, najważniejsze. Wcześniej by gdybała, zastanawiała się, a teraz? Teraz zwyczajnie zdecydowała się sięgnąć po to, na co akurat miała ochotę. Po kogoś właściwie. Widok zaskoczenia na jego twarzy i iskra bezbronności w oczach mogły też sprawiać małemu rudzielcowi odrobinę satysfakcji, którą pokazała tylko i wyłącznie w intensywności gestu, którym go obdarzyła. A może ukradła? Przesunęła palcami po dolnej części jego policzka, pozwalając sobie przez chwilę oprzeć o jego ciało, skupić się na przyjemności płynącej z przygryzienia jego dolnej wargi, gdy tylko pozwoliła na zaczerpnięcie oddechu. Zrobiło się cieplej, przyjemniej. Omiotła go spojrzeniem, przelotnym uśmiechem, sięgając po torbę i fajki, ruszając w głąb domu. - Możemy się bawić, możemy się uczyć, możemy rozmawiać. Mogę Cię całować, mogę nawet pozwolić sobie na więcej, ale Shawn, nie przypominam sobie, żebym była Twoja. Nie poradzisz sobie ze mną skarbie. Więc baw się, ciesz się tym. - odparła ze spokojem, zbyt pewnym siebie uśmiechem. Nie chodziło wcale o to, że wysoko się ceniła czy o inne głupoty z tym związane. Była zwyczajnie ostrożna, nie pozwalała sobie na zaangażowanie emocjonalne na płaszczyźnie tej najbardziej intymnej, gdzie mogłaby kogoś traktować jako swojego, a on ją jako swoją. Przesunęła wzrokiem po jego twarzy, odnajdując na chwilę uwagę w ustach, zanim z podobną zadziornością spojrzała w błękitne oczy. Jak na kogoś od szemranych interesów, miały naprawdę czystą i szlachetną barwę. - Cudownie. -oparła dłoń na biodrze, obserwując go z ciekawością i poniekąd zafascynowaniem, mamiona powolnie działaniem gwiazdy. Mogła mieć silną wolę i psychikę, ale nie mogła pilnować się cały czas. Złapała za szklankę, robiąc kilka kroków w stronę okna, przez które wcześniej wyleciał papierosowy popiół. Przysiadła na parapecie, trzęsąc szklanką w dłoni. Bursztynowa ciecz rozbiła się o kryształ, lód zaszeleścił. Uniosła szklankę w niemym toaście, robiąc solidnego łyka, aby zaraz odstawić ją obok siebie. Odwróciła głowę na bok, pozwalając, żeby rude pasma opadły na ramiona i ciągnęły się leniwie w dół, splątane w chaosie loków. Wyjęła z paczki papierosa, odpalając go z pomocą rzuconego niewerbalnie zaklęcia. Różdżka była w torebce zaraz pod nogami, a tyle po całej tej nauce magii bezróżdrkowej zrobić umiała. Zaciągnęła się, czując, jak nikotyna miesza się z alkoholem. Miał za oknem naprawdę ładny widok. - Oczywiście, że mam. Papa by mnie wyklną, gdybym nie rozróżniła dobrego whisky czy burbona. -zaczęła z nutą rozbawienia, ignorując dodatkowy podtekst wypowiedzi Reeda, który oczywiście zauważyła. Wypuściła w międzyczasie dym, patrząc, jak tli się końcówka papierosa, zanim znad niego skierowała wzrok na swojego towarzysza. - Wszystko w porządku?
Shawn E. Reed
Wiek : 33
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 184 cm
C. szczególne : Tatuaże, magiczna metalowa proteza prawej ręki, Gwiazda Południa zawieszona na łańcuszku na szyi.
Shawn wzruszył ramionami, ani się nie zgadzając z jej twierdzeniem, ani jemu nie przecząc, ostatecznie po prostu kończąc na tym, że trzeba się napić. Tu nawet nie chodziło o tłumaczenie jego pracy, która w dużej części obecnie wcale nie wygląda tak mrocznie i krwawo, jakby to miało miejsce przykładowo dwadzieścia lat temu – to były zupełnie inne czasy, gdzie nastolatkowie obrzucali się Avadami – natomiast Reed ostatnio użył szmaragdowego promienia śmierci na wakacjach w Ameryce, podczas treningu. Zmuszony do użycia był już nie pamiętał kiedy. Jego zawód nie był już tak niebezpieczny jak kiedyś. Cała jego niechęć mówienia o tym wywodziła się raczej z musu tłumaczeniu wielu rzeczy, w tym swoich porażek, czego mężczyzna nienawidził. Nessa złapała go nawet nie z opuszczoną gardą – w tej metaforze to ona wyrwała mu brutalnie obie ręce, by tej gardy nie mógł trzymać i wykorzystała te chwilę przyjemności w nie stu, a dwustu procentach. Pomimo przerażenia i obnażenia swoich uczuć, Shawn nie potrafił nie czerpać przyjemności z tego co Lanceley wyprawiła. Jego dłonie objęły jej talie, lekko muskając materiał jej sukienki. Gdy już ta chwila minęła i Shawn wrócił już do siebie, to Nessa wpadła potencjalnie w jego pułapkę, którą zastawił na nią. Nie czynami, lecz słowami. - Ależ słońce, w którym miejscu stwierdziłem taką absurdalną myśl, że chodzi o ciebie? Skąd ci to w ogóle przyszło do głowy? – Zapytał z odwzajemnionym spokojem, uśmiechając się zadziornie i patrząc głęboko w oczy kobiety. - Czy to by też znaczyło, że twoje wcześniejsze „bierz” było skierowane w ciebie? To chciałaś mi powiedzieć? – Dopytał jeszcze, wyciągając kolejnego papierosa i zapalając go koniuszkiem palca. Shawn doskonale wiedział na jakiej płaszczyźnie się oni znajdowali i nikt tutaj nie mógł się poczuć własnością drugiej osoby, z żadną wzajemnością. Na ten moment oboje byli zbyt dużymi wolnymi strzelcami, którzy potrafią w zaledwie jeden dzień zniknąć z życia drugiej osoby na całe miesiące bez słowa. I nikt z nich nie miał sobie tego do zarzucenia, tak po prostu miały się sprawy między tą dwójką. Reed jedynie odprowadzał Nessę wzrokiem do okna, samemu cały czas siedząc na kanapie i z ciekawością w oczach przyglądając się dziewczynie. Oczywiście, że był świadomy tego, że w całej tej chemii między nimi Gwiazda miała swój udział, nie był ignorantem. Z drugiej zaś strony, gdyby tego natarczywie unikał, to ściągnąłby ją przed spotkaniem, tak się jednak nie stało. - Oh, widzę pierwsze zmiany od naszego pierwszego spotkania. Znalazłem sobie towarzysza palenia czy raczej tylko „okazyjnie” kupujesz całą paczkę dla siebie? – Zapytał, pamiętając, że jak jeszcze się widywali to brała czasem od niego bucha, czy dwa, lecz nigdy nie przychodziła z własną paczką, nigdy nie paliła całego papierosa. - Ojciec cię upijał w dzieciństwie? Nie wiem czy współczuć. – Odpowiedział popijając kolejny łyczek alkoholu, nieustannie trzymając wzrok na niej. Nie chciał go przerzucać. Jej kolejne pytanie zbiło go trochę z tropu. Zmarszczył pytająco brwi, zastanawiając się do czego uderzała. - Pomijając nawał pracy i brak snu, jest wspaniale, widzę się przecież z najdroższą mi osobą. A u ciebie? – Przegryzł prawą część dolnej wargi i uśmiechnął się urokliwie. Srebrną dłonią poprawił sobie włosy, których kosmyki zaczęły wpadać mu do oczu.
Miała nadzieję, że nie jest już naiwnym podlotkiem, że przewartościowała odrobinę swoje życie i działania. Faktycznie, było poniekąd zbyt krótkie na zawiłe i skomplikowane relacje, a wielka miłość była w bajkach dla dziewczynek. Takich, gdzie zjawiał się książę, ratujący z opresji i sprawiający, że szczęśliwe zakończenie czymś pewnym. Każda chciała takiego zakończenia, gdy była nastolatką. Nessa zdała sobie jednak sprawę, że to bezsensu. Wyższe uczucia jedynie spowalniają, krzywdzą, zaburzają równowagę wewnętrzną i ścieżkę rozwoju charakteru czy kariery. Były rzeczy ważniejsze, niż miłość, a zresztą ta objawiała się na wiele sposobów. Pocałowała go, bo chciała. Bo odczuła taki impuls, dała się ponieść pierwotnej potrzebie zaspokojenia kontaktu fizycznego, którego w gruncie rzeczy wiele jej do szczęścia nie było potrzeba. Miała do niego jakąś słabość, którą przestała przed sobą usprawiedliwiać. Nie było sensu. Na jego słowa złapała cicho powietrze, zaciskając usta. Zawstydził ją, zaskoczył? Nie. Nie uciekała też spojrzeniem od błękitnych tęczówek, nie zakłócił jej spokoju, które kiedyś z pewnością byłoby rozpoczęciem burzy. - Na to składa się wiele czynników, ale nazwijmy to intuicją. Poza tym jestem absolutnie pewna, że pewne... Reakcje, tylko ja umiem u Ciebie obudzić. -odparła, nawet nie mrugając, nieco ciszej i wciąż pewnie, pozwalają sobie na delikatne wzruszenie ramion, zaraz po tym, jak zgarnęła włosy na bok i rozejrzała się za torebką, przerywając kontakt wzrokowy. Mogła być głupsza od niego, ale kobiety — nawet tak beznadziejne ameby emocjonalne, jak ona — pewne rzeczy, pewne spojrzenia potrafiły odczytać. Pewne gesty tworzyły szereg wskazówek. I nie chodziło jej w tym wszystkim o wielkie miłości. To było coś mniej, ale i więcej jednocześnie.- Być może. Interpretuj to dowolnie. Faktycznie, ich relacja była ulotna. Przerywana. Znikali, przestawali mieć kontakt. Praktycznie do momentu, aż któremuś z nich był on potrzebny. Czy to było złe? Parapet był dość szeroki, wygodny. Z łatwością dawał radę utrzymać ciężar opierającego się o niego ciała, którego właścicielka z pewnym zamyśleniem spoglądała za okno. Whisky smakowała dziś wybitnie lekko. Dlaczego? Jej cierpkość niknęła w nikotynie pozostawionej na ustach, stłumiona wiśniowym posmakiem głupiej, markowej pomadki o intensywnie czerwonym kolorze. - Paskudny nawyk. - skwitowała z początku krótko na jego uwagę, biorąc kolejnego macha i jednocześnie wolną dłonią uchyliła okno, wpuszczając podmuch chłodnego powietrza i pozbywając się za nie nadmiaru popiołu. Szybko zniknął w ciemnościach.- Został mi ze Stanów. Wszyscy tam palą, to niczym kwintesencja każdego spotkania oraz posiłku. Mają też cygara przyzwoite, mam jeszcze pół paczki od Thomasa, jeśli masz chęć. Szpilką trąciła torebkę, wskazując boczną kieszonkę. Faktycznie kryło się w niej niewielkie, zdobione puzderko. Odchyliła głowę do tyłu, opierając ją o zimne szkło, przymykając na chwilę oczy. Jego cięty język nie był tak samo irytujący, jak wcześniej. Dodawał mu uroku. A może to kwestia kraciastego garnituru? Ciągle lustrował ją wzrokiem. Przeszywał każdy fragment jej ciała, próbując dotrzeć chyba do myśli, jakby chciał rzucić zaklęcie leglimencji. Szkoda, że nie znalazłby tam nic wartościowego. - Nie patrz tak na mnie, pytam z czystej troski. Wyglądasz na zmęczonego. - wzruszyła ramionami, wywracając oczyma zaraz po tym, jak wyprostowała głowę. Chłodny podmuch wdarł się na kark, kołysząc kilkoma rudymi puklami. - Ah, czyli jednak się do tego przyznajesz. Uśmiechnęła się krótko, dość zadziornie i kolejny raz pozbyła się nadmiaru popiołu, gasząc jednak w połowie papierosa i odkładając na bok. Chwyciła szklankę, robiąc kolejny łyk alkoholu. Zbyt słabego, aby zamącić jej w głowie. - Wszystko dobrze, jak zawsze. -dopowiedziała jeszcze na zadane przez niego pytanie, nie mogąc znaleźć konkretniejszej odpowiedzi. W jej życiu niewiele się działo, było pełne pracy i stabilne. Mniejsze i większe sukcesy ginęły w kolejnych planach, jedzone przez ambicje. Skrzyżowała ręce pod biustem, odszukując jego spojrzenia, które wciąż nie opuszczało jej sylwetki. - Dlaczego tak mnie świdrujesz?
Shawn E. Reed
Wiek : 33
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 184 cm
C. szczególne : Tatuaże, magiczna metalowa proteza prawej ręki, Gwiazda Południa zawieszona na łańcuszku na szyi.
Miłość jest wartością niemożliwą do określenia w jednoznaczny sposób, który w pełni zdefiniowałby to pojęcia. Dla każdego człowieka będzie pełniła ona inną funkcję, w innym stopniu będzie panowało nad emocjami jednostki. W życiu Reeda to uczucie nigdy nie zaistniało w swojej prawdziwej formie, zawsze pod jej żałosną imitacją chował się fałsz i obłuda, które doprowadzały jedynie do cierpienia mężczyzny. Wtedy też postanowił się od tego uniezależnić, całkowicie oddzielić się od uczuć, które mogłyby dążyć do takich wrażeń i przez parę lat był w stanie tak żyć. Jej osoba była zjawiskiem odbiegającym od tamtej normy i ostatecznie Nessa przełamała jego upór, zostając najbliższą mu osobą. Czy jednak mogli postrzegać się na płaszczyźnie miłości? Nie miał absolutnego pojęcia. Obserwował jej reakcję, zaintrygowany tym jak się teraz zachowa. Jej słowa brzmiały w jego głowie jak ucieczka i to jeszcze taka, której powodzenie nie było pewne, raczej pełne wątpliwości. - Naturalnie, że tylko ty. Widziałaś kiedykolwiek, żebym rozmawiał z kimś innym niż ty w kwestiach niezawodowych? Jesteś najbliższą mi osobą, jedyną bliską. Oczywiście, że tylko ty potrafisz do mnie dotrzeć bliżej niż inni. Nie potwierdza jednak to tego, o czym mówiliśmy, jest to ucieczka z drogi na niewydeptaną ścieżkę. Intuicja nic tu nie ma do powiedzenia. – Uśmiechnął się do niej tryumfalnie, nie chcąc porzucić tego wątku. Skoro ona naparła wcześniej, teraz przyszła pora na niego. - Nie muszę tego dowolnie interpretować, jeśli ty dajesz mi oczywistą odpowiedź na tacy. – Stwierdził tonem niepoddającym swoich słów w wątpliwość i wciągnął dym papierosa. Nie było złe. Było inne, było w ich wypadku nieuniknione. Nikt z nich nie pasował do osoby, która potrafiłaby zostać w jednym miejscu. Oboje drążyli do przodu, jedna osoba bardziej od drugiej, druga intensywniej od pierwszej. - O nie. Żadnych cygar, nie chce tego ścierwa. Nigdy nie potrafię się przestawić i nie wdychać dymu do płuc, przez co zawsze się stresuje, że zaraz się uduszę tym cholernym dymem. Smacznego, ja pozostanę przy swoich fajkach. – Odrzekł, kręcąc przecząco na cygara, których absolutnie nie znosił. Wywrócił oczyma, przestając się w nią już tak wpatrywać na jej życzenie. - Ty o dziwo nie, a w czasach szkolnych wyglądałaś jakbyś miała w każdej chwili paść i zasnąć. – Odparł, po czym zaraz parsknął, kiedy też Nessa dodała swoje dodatkowe trzy grosze. - Nie, nie przyznaję się, lecz mam wrażenie, jakbyś to ty pragnęła, bym się przyznał, żeby to wszystko okazało się prawdą. To jak to w końcu jest Lanceley? – Popatrzył na nią z szerokim uśmiechem, wyrzucając drugiego już papierosa i dolewając sobie alkoholu do pustej już szklanki. Pstryknięciem wysłał lewitującą butelkę do dziewczyny, która była za daleko, by mógł jej podać konwencjonalnymi metodami. - Bo może nie mogę się oprzeć? – Odpowiedział pytaniem na pytanie, zaczepiając Nessę i chcąc coraz bardziej wzburzać i podburzać porządek, który sobie zbudowała w swoim życiu.
Mieli podobne założenia. Nauczka po Holdenie sprawiała, że nie chciała angażować się na płaszczyźnie emocjonalnej nigdy więcej, przynajmniej tak intensywnej i intymnej. Nie chciała dosięgnąć dna swoim zachowaniem, mieć tak złych wyników w nauce magii, rozwijać swojej umiejętności w tak niesystematyczny sposób. Opanowanie animagi nie było jednoznaczne z mistrzowskimi osiągnięciami, do których ambitna ślizgonka mierzyła. Pogrążenie się w karierze oraz edukacji było bezpieczne, za wszystkie porażki można było obwiniać tylko siebie. A jednak istniały w jej życiu osoby, dla których rzucała wszystko i zjawiała się, gdy tylko tego potrzebowali. Przecież tu była. Nawet jeśli ich relacja była skomplikowana, niezamknięta w żadnych ramach, nie tworzyła bezpiecznych schematów — nie zamierzała, nie chciała jej porzucać. - Zważywszy na nasz sposób życia, ciężko, żebym widziała Shawn. Żadne z nas nie jest towarzyskie na dłuższą metę i jednocześnie każde z nas w pewnym momencie odcina się od drugiego. Skąd mam wiedzieć, jak zachowujesz się i co robisz wtedy? To działa oczywiście w dwie strony. -zaczęła po chwili namysłu, leniwie wzruszając smukłymi ramionami. Westchnęła jednak z rozbawieniem, przymykając oczy i pozwalając sobie na łagodniejszy, nieco cieplejszy uśmiech, zatrzymała się w korytarzu.- Rozumiem. Jeśli tak twierdzisz, niech będzie. Dodała jedynie, posyłając mu zaraz przelotne spojrzenie, nie chcąc dyskutować o intuicji i jej znaczeniu, bo tego akurat żaden mężczyzna nie pojmie. Mogła mu to jedno oddać, wyjątkowo. A może ta uległość brała się z innej przyczyny, rozbudzona kołyszącą się na jego szyi błyskotka. Pewność siebie dawała mu uroku, trudno było jej sobie tego odmówić. Słuchała wywodu o cygarach w milczeniu, dopijając swojego drinka, okazjonalnie stukając paznokciami w szklankę, co również było poniekąd jej przykrym nawykiem. Kolejny, chłodny podmuch wdarł się na kark i pod sukienkę, zostawiając na przykrych przeźroczystą tkaniną ramionach dreszcz. - Nauczyłam się dobrze nakładać makijaż i lepiej przyswajam kofeinę, zwłaszcza z dodatkiem euforii w odpowiednich chwilach. - wyjaśniła ze spokojem, odrobinę drwiąc z samej siebie. Podkrążone oczy jednak nie pasowały do pereł czy idealnych sukienek, które nosiła podczas załatwiania rodzinnych interesów. A Amerykanie umieli się bawić. - Na Merlina, musiałam wyglądać okropnie. Ja? Skądże. To Ci zwyczajnie nie pasuje, tylko Ci dokuczam. Co miałoby się okazać prawdą? Nasza relacja? Lepiej, gdy nie ma nazwy. To daje więcej możliwości, mniej odpowiedzialności i wyrzutów sumienia. Relacje to tylko problem i chociaż dają Ci teoretycznie siłę, praktycznie te nazwane okazują się tylko słabością. Wyjaśniła pokrótce, chociaż trudno było stwierdzić, czy takie było faktycznie sedno jej myśli. Ruda westchnęła, łapiąc butelkę i odkładając ją na parapet, zawiesiła na otwartym gwincie spojrzenie. Nie nalała jednak, zamiast tego prostując się i odbijając biodrami od parapetu, leniwie ruszyła w stronę kanapy. - Może. - powtórzyła jedyna z nutą zadziorności, przesuwając dłonią po grzbiecie obitego miękkim materiałem mebla, na którym siedział. Zawsze jak kot i mysz. Zawsze jedno dogryzało drugiemu. Rzucał jej wyzwania, ona jemu i tak ciągle, umysł zazwyczaj w towarzystwie Reeda pracował na wyższych obrotach. Zatrzymała się dopiero za nim, palcami przesuwając po jego ramieniu, zaczepiając o kark, zawieszając spojrzenie na tkwiącym na szyi łańcuszku od wisiorka. Kontrastował ze skórą. Niedorzeczne. Przysunęła się, kładąc dłonie na jego ramionach i zsuwając je niżej, objęła szyję Shawna, przymykając oczy. Może mocniej, niż sama się tego spodziewała. - Uważaj, bo się przyzwyczaisz. -skwitowała jedynie, nie widząc sensu w dodawaniu większej ilości słów. Był mądry, powinien znać przesłanie tego niespodziewanego gestu i wylewności z jej strony, chociaż nie chciała mówić o tym głośno. Brzmiałoby to śmiesznie w jej wykonaniu. Oparła brodę o jego ramię, pozwalając włosom spłynąć do przodu i gryźć się z marynarką.
Shawn E. Reed
Wiek : 33
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 184 cm
C. szczególne : Tatuaże, magiczna metalowa proteza prawej ręki, Gwiazda Południa zawieszona na łańcuszku na szyi.
Życie miłosne u nikogo z nich nie było usłane różami i może to był bezpośredni powód dlaczego znów siedzieli w tym samym pokoju co setki razy wcześniej i sami nie wiedzieli jak określić to, czym tak naprawdę dla siebie byli. Zarówno Shawn, jak i Nessa, od tego uciekali myślami, nie zamierzali podejmować tej dyskusji, która już w samym zarodku była cholernie trudna do zaczęcia. - Myślę, że wiesz. Sama wspomniałaś o tej swojej… „kobiecej intuicji”. – Dodał, powoli porzucając ten temat, uznając tę walkę słowną za wygraną, tak jak ona mogła uznać za swoje mało zwycięstwo wcześniejsze złapanie go w korytarzu całkowicie nieprzygotowanego na to co się stało. Odpowiedział na jej uśmiech swoim własnym, którym zareagował mimowolnie – jej uniesione kąciki ust były czymś czego nie potrafił zignorować i niemal za każdym razem odbijał piłeczkę tą samą reakcją. Co mu wcale nie przeszkadzało, uśmiech na jej twarzy wyglądał w jego oczach całkiem uroczo. Uniósł nieco brwi przy jej kolejnym wyznaniu, dostając kolejną, niepodobną do niej, informację. - Czekaj, a to nie byłaś ty, kiedy tak bardzo prosiłaś mnie o to, żebym nigdy w życiu nie pił euforii? Rozumiem, że to działa w jedną stronę? – Zaśmiał się, ciągnąc buch papierosa i wsłuchując się w jej dalsze słowa. - W której książce zbuntowanej nastolatki to przeczytałaś? – Zapytał rozbawiony, po czym uniósł ręce w niewinnym geście i dodał: - Znaczy się, wiem, że tak uważasz i to się akurat nie zmieniło przez te miesiące rozłąki, a mogłoby, bo jest to bullshit. Nienazwanie relacji nie jest większą pulą możliwości, jest tchórzliwą ucieczką, strachem przed własnymi emocjami. To nie nazwa definiuje odpowiedzialność czy wyrzuty sumienia, one na tym etapie już są, po prostu można wtedy jej brak traktować za dziecinną wymówkę. Zaś jeśli relacje w teorii dają ci siłę, a w praktyce już nie, to znaczy, że stało się to za pomocy twojego wyboru, nie autonomicznego działania. – Skończył, biorąc łyka alkoholu, samemu będąc zaskoczonym skąd nagle z jego ust wypłynęło tyle słów. Brzmiało to tak, jakby mu zależało. A zależało? Obserwował ją z kocim zaciekawieniem w oczach i uśmiechnął się prawie niezauważalnie w odpowiedzi na jej słowa. Syknął cicho kiedy jej palce zatrzymały się na jego karku, w miejscu gdzie była jedna z wielu blizn pozostawionych na jego ciele, a schowanych pod maściami maskującymi. Jego uwadze nie umknęło jej zawieszenie wzroku na pozornie nieszkodliwej broszce zawieszonej na łańcuszku na jego szyi. Zastanawiał się czy wiedziała czym ona w ogóle była, jak działała. Jak by zareagowała, gdyby się teraz dowiedziała? - Myślę, że już się przyzwyczaiłem. – Puścił jej oczko, uśmiechając się wrednie i przegryzając wargę. Odsunął się nieco od niej, wymuszając od niej podniesienie głowy z jego ramienia. Jego długie palce musnęły jej skórę na szyi i objęły jej buzię, kciuk załaskotał jej policzek. Reed nie dał jej chwili na myślenie, zbliżył się i tym razem to on był tym, który pierwszy zasmakował w jej ustach, nie ona w jego. Był to powolny pocałunek, tak jakby poznawali każdy milimetr swoich warg. Shawn oderwał się, by od razu skierować się w lewo, muskając ustami jej bladą szyję, zaznaczając ją lekko zębami, zaś jego dłonie powędrowały w dół na jej lędźwie, lekko je masując.
Może wiedziała, ale tylko udawała, że jest inaczej. Nie chciała widzieć? Źle interpretowała? Możliwości było wiele, chociaż faktycznie, wspomniana przez nią wcześniej intuicja, próbowała ukierunkować wszystko na konkretne tory. Określić to, czego określenia przecież głośno chciała unikać. Słusznie uznał, oddała mu to, być może mając w tym ukryty cel. Krótkie spojrzenie i uśmiech sprawiły, że młoda kobieta poczuła przyjemne ciepło, rozchodzące się po ciele i znajdujące upust w polikach. Na szczęście mogła zrzucić to na różnicę temperatur, może nawet na jej wcześniejszy atak z zaskoczenia. Dlaczego wywoływał w niej takie reakcje? Przez to, że długo go nie widziała? Trudno było jej pojąć, nie była zbyt dobra w tego typu sprawach. - Byłam. I nadal Cię to zobowiązuje, mój Drogi. A ja nie mam problemu z uzależnieniem, korzystam z kilku kropelek w miesiącu, czasem mniej. Zależnie od grafiku, który ostatnio, był dość napięty. - wytłumaczyła z uśmiechem i wzruszeniem ramion. Tonem, który raczej nie podległa dyskusji w sprawie jego sięgania po ten specyfik. Tak sobie wymyśliła. Miał zbyt dużą traumę z tym związaną, chociaż nie była w niej wcale sprawiedliwa. Wyjątkowo egoistyczne z jej strony. Prychnęła na jego komentarz o doborze literatury. - Zgłupiałeś? Ledwo nadążam czytać wszystkie podręcznik, nie mam czasu na książki tego typu. - pominęła już fakt braku zrozumienia dla tej twórczości. Nie była typem romantycznym, jedynie rozważnym. Słuchała jego krytyki względem jej życiowego wyboru unikania zobowiązań z uniesioną głową. Niczym dorosła, patrząc mu w oczy i nie przerywając, chociaż kilka słów cisnęło się jej na usta. Bała się własnych emocji, miał rację. Nienawidziła się za to bycie amebą uczuciową. Nie dość, że ją przerażały uczucia, to często nie umiała ich odpowiednio nazwać. Plątały się ze sobą, nie miały logicznego sensu. Nie miała nad nimi kontroli i to było chyba najgorsze.- Jak więc byś to nazwał, skoro mój brak nazewnictwa jest ucieczką i tchórzliwą wymówką? Być może relacje dawały siłę, tylko nie miała nigdy czasu się o tym przekonać przez wybór własny, ale również i cudzy. Znów poruszył tematy, które w normalnych okolicznościach były pogrzebane gdzieś wewnątrz i zamknięte w klatce tak, aby nie przeszkadzały. Od okna biło chłodem, alkohol, chociaż smaczny też jej nie wchodził tak, jak zwykle. Im dłużej w głowie odbijały się echem jego słowa — głównie o dziecinnych wymówkach, tym mocniej ją to wewnętrznie irytowało, nie wiedzieć czemu. Odstawiła butelkę, odchodząc od okna. Nie powinna tyle myśleć, analizować. Dawno się nie widzieli i ruda na swój pokrętny sposób się za nim stęskniła. Gwiazda na szyi pozostawała tylko błyskotką o dość oryginalnym zdobieniu, które przykuwało jej uwagę pod względem jubilerskim. Kolejny kunszt, który miała w dłoniach. Może trzymanie się muzyki, czy biżuterii byłoby mądrzejszą drogą dla kogoś, o jej talencie? Na pewno łatwiejszą, a Nessa miała w zwyczaju sama sobie komplikować. Podobnie jak Reed. Zauważył to podobieństwo? - Przyzwyczajenia mogą być problematyczne na dłuższą metę, wejść nawet w nawyk. Nim to zauważysz. - odparła ciszej, całkiem poważnie na jego słowa, chociaż kąciki ust drgnęły jej w jakimś uśmiechu. Nie wyglądała na zachwyconą wymuszeniem zmiany pozycji, unosząc wcześniej zamknięte powieki i tym samym brwi, posyłając mu wręcz oskarżycielskie spojrzenie. Nie drgnęła jednak posłusznie ulegając krótkiej pieszczocie, chłodnym palcom na rozgrzanej skórze i nawet się nie broniąc, zwyczajnie zaakceptowała jego atak. Zemsta, a może rewanż? On też się nie bronił przed jej egoizmem — przynajmniej na razie. Żadne się nie śpieszyło, leniwie wymieniając oddechy i muśnięcia, okazjonalnie przeradzające się w coś bardziej namiętnego. Nieco zaskoczona, wydała z siebie głośniejsze westchnięcie, odchylając głowę na bok i pozwalając mu na dalsze pieszczoty. Skąd taka zachłanność? I chociaż wyglądała, jakby chciała to powiedzieć na głos, żadne słowa nie uciekły spomiędzy jej ust. Rude pasma spłynęły na bok, kołysząc się leniwie w powietrzu, a Nessa bezkarnie przysiadła na jego kolanach, pozwalając sobie dodatkowo na przesunięciu palcami po jego dłoni. - Twoja wylewność za każdym razem zaskakuje mnie tak samo. - skomentowała w końcu, unosząc leniwie powieki i w tej samej chwili splątując swoje palce z jego, odwróciła nieco głowę, aby wzrokiem odszukać, chociaż odrobiny jego twarzy. Lubiła patrzeć na budzące się tam emocje. Czując, jak na skórze maluje się jej gęsia skórka od ciepłych oddechów i wilgotnych warg, którymi zasypywał jej szyję, ukradła mu krótkiego, niewinne całusa, dając sobie chwilę wytchnienia. Zwyczajnie nie umiała pozwolić sobie na utratę kontroli.
Shawn E. Reed
Wiek : 33
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 184 cm
C. szczególne : Tatuaże, magiczna metalowa proteza prawej ręki, Gwiazda Południa zawieszona na łańcuszku na szyi.
Shawn zaśmiał się słysząc jej odpowiedź, która mogła być w każdym razie zwykłą wymówką. - Nie wiedziałaś wtedy nawet jak często piję ten eliksir, a i tak wybuchłaś. Każdy uzależniony powie, że nie ma z tym problemu, wiesz o tym prawda? Też kiedyś mówiłem, że palę fajki tylko dla własnej satysfakcji, że zero w tym bodźców uzależniających. Im grafik bardziej napięty, tym więcej swobody w przekonaniu siebie samej, że „mi się należy, mam ciężki dzień”. – Wystrzelił z kolejnym wywodem, do którego jednak nie przykładał jakiejś wielkiej uwagi. Był ostatnią osobą, która by ją pilnowała z jakimikolwiek używkami, samemu nie będąc świętym pod tym względem. Była dużą dziewczynką, nie musiał jej pilnować, nie chciał tego również. - Całkiem imponujące, że ci psycha nie siada od czytania tego starczego bełkotu, jakim napisane są te książki. – Dodał, samemu wcale nie oskarżając ją w rzeczywistości o czytanie nowelek dla nastolatek spragnionych tego, żeby w ich życiu się coś działo. Na to Lanceley zapewne nie mogła narzekać, tak samo Shawn, choć w jego opinii, dziewczyna zbyt skrajnie podchodziła do swojej nauki. Wiadomo, dawało jej to wspaniałe efekty, jednak dało się osiągnąć podobny efekt, jednocześnie nie obciążając tak radykalnie swojego organizmu. - To, czyli co? Relacje między nami? Kto powiedział, że ja wcale nie robię tego samego co ty? – Zapytał całkiem poważnie. Samemu unikał tego tematu, choć pewnie z zupełnie innych przyczyn niż jego ognistowłosa przyjaciółka. Gdyby potrafił, pewnie chciałby jakoś to nazwać, lecz nie potrafił. Nie wiedział na czym się znajdował, nie mógł prosto ustalić czym była cała ta chemia między nimi. Czy by przyjął za nią Avadę, jeśli by znaleźli się w takiej sytuacji? Był prawie pewien, że tak. Czy chciałby z nią zamieszkać, spędzić całe życie? Nie, nie stać go było na takie postanowienia. Czy jednak serce biło mu szybciej, gdy tylko był w jej towarzystwie? Okłamałby się, gdyby powiedział, że nie, ślepiec zauważyłby, że była w epicentrum jego świata, jednym z największych priorytetów w jego życiu. Czy potrafiłby tak po prostu jej to powiedzieć? Raczej nie, nie na ten moment. Była to jedna z tych rzeczy, które wolał póki co, żeby pozostały niewypowiedziane między nimi. Nie był też jasnowidzem, nie potrafił wyczytać co też Ness czuła w stosunku do niego. Miał oczywiście wysnute wnioski, ale nigdy nie było się pewien takich rzeczy. To było w pewnym stopniu skoczeniu w ciemną przepaść i to od nich zależało jak głęboka ona będzie. - Bardzo pesymistycznie podchodzisz do życia, Ness. Może to jest takie przyzwyczajenie, któremu chciałbym się oddać? – Odpowiedział równie cicho, szepcząc wręcz. Pozwolił jej usiąść na swoich kolanach, rękoma przyciskając ją delikatnie w swoją stronę, jeszcze bardziej zmniejszając mały już dystans między ich ciałami. Nie odpowiedział na jej słowa, uśmiechając się tylko delikatnie i kontynuując pocałunki. Odsunąwszy się na chwilkę, spojrzał na jej alabastrową twarz, snując wzrokiem po jej powiekach, gęstym brązie jej tęczówek i krwistej czerwieni jej ust. Wrócił znów spojrzeniem do jej oczu, nawiązując długi i pozbawiony złudzeń kontakt wzrokowy. Gdyby był nieco bardziej romantyczny, pewnie by powiedział, że mógłby się upijać tą chwilą przez całą wieczność. Czuł jak endorfiny uderzały do jego głowy i coś jeszcze, cała gama uczuć, których opisać nie potrafił. Pogłaskał ją po policzku, cały czas patrząc na nią. W tej chwili do głowy nasypywały mu się tysiące słów, które pragnął jej powiedzieć, choć rozsądek kazał mu tego nie robić – były to słowa, których nie dało się cofnąć, a ciągnęły za sobą ogromne konsekwencje. Słowa, których niektórzy wyczekują całe życie od drugiej osoby, mężczyzna nie był jednak przekonany, że w ich wypadku wyglądało tak samo. By przestać myśleć o tym, zaczął działać, robić to, na co najbardziej miał ochotę. Znów przybliżył się i znów zasmakował jej warg i ciepłego oddechu, zapachu jej perfum i bliskości. Nie odrywał ust, pozostawiając po sobie najbardziej namiętny pocałunek, jakim kiedykolwiek ją obdarzył. Gdzieś z tyłu umysłu miał wrażenie, jakby ta chwila była dla niego jedną z najważniejszych w ich całej relacji. Chwila, której nie chciał przerywać.
Zmarszczyła brwi na jego słowa, a przez tęczówki przemknęła oznaka niezadowolenia. Cień grymasu na twarzy, który temu towarzyszył, starała się skrupulatnie ukryć. Była przewrażliwiona i miał zupełną rację, że zachowywała się jak hipokryta. Nie chciała go nigdy kontrolować lub czegokolwiek mu narzucać, a jednak euforia działała na nią, jak płachta na byka. A teraz co? Teraz sama sięgała po kilka kropel, bo jak zwykle brała więcej, niż mogła dźwignąć. Miała w sobie jakieś pokłady ukrytego masochizmu. Pomimo świadomości, nic z tym nie robiła. -Wiem. Przytaknęła jedynie, nie mając absolutnie żadnej chęci wchodzenia w burzliwe dyskusje, przynajmniej na razie. Oczywiście mogła się wykłócać, ale po co? Wiedziała, że nie chciał w żaden sposób jej oceniać czy wpłynąć na jej decyzje, a właściwie ich wolność, jednocześnie zdając sobie sprawę, że martwił się o nią w ten sam pokrętny sposób, co ona o niego. Była mądra, ale daleko jej było od robienia rzeczy w sposób mądry i bezpieczny. Przycisk autodestrukcji przypadkiem zahaczany paznokciem przy każdej nadążającej się okazji reagował zbyt intensywnie. Kawa, alkohol, to mogła znieść. W uzależnienie od euforii wpadać nie chciała, tworzyło zbyt wiele fałszu. - Nie byłabym tego taka pewna. - wzruszyła ramionami na komentarz na temat psychiki, posyłając mu tylko przy tym krótki, tajemniczy uśmieszek. Wbiła w niego karmelowe tęczówki z jakimś rozbawieniem wymalowanym na buzi, subtelnie uniesionymi kącikami ust. Nie mogła powstrzymać zgarnięcia kosmyku włosów za ucho, pokręcenia głową. Niesamowite. Byli dorośli, a jednak teoretycznie najprostsze rzeczy zdawały się poza ich siły lub może raczej chęci. Czasem to oni zachowywali się niczym bohaterowie takiej książki dla nastolatek z jakże wciągającą, pełną zwrotów akcji fabułą. - A podobno jesteś starszy i mądrzejszy, Reed. Rzuciła zaczepnie pół żartem, pół serio, puszczając mu jedynie krótkie oczko i nie ciągnąć więcej tematu, zanim dotrą do momentu, z którego nie będzie można się już wycofać. Lubili ganiać białe króliki. Co było takiego przerażająco w budowaniu relacji? Lanceley wydawało się najbardziej ironiczne w tym wszystkim to, że im było coś teoretycznie trudniejszego i bardziej niebezpiecznego, było im łatwiej, a pokonywały ich proste słowach czy gesty, które mogłoby do czegoś zobowiązywać. Ochroniłby ją, zawsze by jej pomógł. Była go pewna, dlatego pozwalała sobie na więcej swobody w jej towarzystwie. To działało w dwie strony. Nie była kimś, kto bał się bólu czy śmierci, więc bez zastanowienia obroniłaby jego, Beatrice czy nawet Fillina, kosztem siebie. Nie oczekiwała od niego wyznań, nie oczekiwała właściwie niczego, przyjmując całokształt i wszystko, co oferował, ciesząc się lub rozczarowując. Zresztą, byli ludźmi czynów. Znaczyły więcej niż słowa, a z kolei te drugie, gdyby już zdecydowały się paść, ciążyłby niczym jakaś obietnica. Klątwa. W poważnych tematach tak było. Wiązałyby supełki na czerwonej nici przeznaczenia, brnąć w odpowiedzialność na całkiem innej płaszczyźnie, skłaniając do stworzenia czegoś. Lubiła go za to, jakim był człowiekiem. I może za te błękitne oczy trochę też. Chciała go mieć dla siebie? W pewien sposób na pewno tylko był to ten rodzaj szczęścia, które nie umiała pochwycić w palce. Zresztą, czy złapane wciąż byłoby takie samo? - Jestem po prostu realistką, ale chyba przywykłeś. Być może zakrawa to już o pesymizm, ale spójrz tylko, w jakim świecie żyjemy. Drgnęła z początku, relaksując jednak mięśnie pod naciskiem jego rąk, gdy przysunął ją bliżej siebie. Zapach nikotyny mieszał się z aromatem perfum i skóry. Biło od niego przyjemne ciepło, aż ukradkiem przesunęła palcem, bo materiale białej koszulki zakrywającej tors, odnajdując z łatwością uderzające w piersi serce. Rytmicznie, szybko, sprawiało, że wszystko pod opuszkiem jej palca drżało. A może to ona wciąż miała dreszcz od stania przy oknie? Westchnęła prosto w jego wargi, przygryzając jedną z nich, zanim się odsunął, przerywając ten powolny i intensywny pocałunek, uniosła powieki, odszukując jego spojrzenia. I chociaż z początku jej własne było pytające i nieco zdumione, szybko zrozumiała przesłanie trwającej między nimi ciszy i gestów, które wykonywał. Lustrował ją, jakby próbował dotrzeć tam, gdzie nikogo jeszcze nie puściła, a dziewczyna wcale nie czuła z tego powodu skrępowania lub niezręczności. Uniosła wolną dłoń i ułożyła na jego ramieniu, palcami przesuwając po szyi, karku, leniwie sunąć w górę i dotykając paznokciami dolnej części policzka. Wszystko i nic. Zdumiewające, jak wiele słów rozbrzmiewało w ciszy, w gęstniejącym dookoła powietrzu. Instynktownie przytuliła twarz do jego dłoni, czując narastającą potrzebę tego, aby był blisko. Zalążki egoizmu pielęgnowane działaniem czarno magicznego artefaktu mogły być niebezpieczne. Chciała coś powiedzieć, ale nie potrafiła wydusić z siebie niczego, pozostawiając jedynie rozchylone usta. Znów się w nie wbił, znacznie zachłanniej i pewniej, niż kilkanaście chwil wcześniej. To był inny pocałunek niż te wcześniejsze. Przeszedł przez jej ciało elektryczną iskrą, zmusił do ulegania, chociaż wcale tego nie lubiła. Dłoń trzymana na policzku znów przemknęła przez kark, wsuwając się od dołu we włosy — z początku z olbrzymią delikatnością, jednak gdy palce napotkały ciemne kosmyki, zacisnęła je w dość stanowczy sposób. Oczywiście, że się broniła, odpowiadając na jego usta, wymieniając oddechy i łapiąc również w dłoń materiał jego koszulki, przysunęła się bliżej, praktycznie blokując na niej rękę. Miała dzięki temu złudne poczucie kontroli. Nie miała pojęcia, ile to trwało. Jasne policzki zakrywał subtelny rumieniec, oddech miała przyśpieszony, nachalnie rozbijający się o jego usta, od których się odsunęła, aby zaczerpnąć powietrza. Oparła swoje czoło o jego, początkowo świdrując go wzrokiem, szukając czegoś. Chociaż rozluźniła palce we włosach, wciąż mierzwiła je palcami, chyba nie zamierzając puszczać ani się od Shawna odsuwać. Powinna pójść, cień obowiązków zdawał się tkwić za jej plecami, miała milion rzeczy do zrobienia. A ona toczyła jakiś wewnętrzny konflikt, wcale nie chcąc się ruszyć, nie mając ochoty na przygotowywanie umów, planu zajęć czy prac domowych dla dzieciaków, którym dawała korepetycje.
Shawn E. Reed
Wiek : 33
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 184 cm
C. szczególne : Tatuaże, magiczna metalowa proteza prawej ręki, Gwiazda Południa zawieszona na łańcuszku na szyi.
Uśmiechnął się lekko słysząc jej odpowiedź. Przynajmniej tyle, jak już oszukiwać samego siebie, to z własną świadomością. Kiwnął głową i już nie wracał do tego tematu, gdyż nie był on jakoś bliski jego sercu. Prychnął rozbawiony, oddając jej tutaj punkt. No tak, kto z nich nie miał zjechanej psychiki, a przy takim obciążeniu, jaki Ness sama na siebie nakładała, na pewno nie było łatwo utrzymać się przy zdrowych zmysłach. Odwzajemnił jej spojrzenie, zastanawiając się nad tym o czym myślała w tamtej chwili. - Podobno jestem starszy? Kwestionujesz to? – Zapytał śmiejąc się pod nosem. Nigdy nie uważał się za mądrzejszego, za starszego owszem, ale nie mądrzejszego. Miał niemal dziewięć lat więcej doświadczenia w życiu na tym świecie, tak więc miał i więcej czasu, żeby myśleć. A w życiu myślał bardzo dużo, poświęcał temu całe dnie. Nie miał wielu okazji, żeby jak Lanceley pozbawić się wolnego czasu i robić po prostu grafik od świtu do zmierzchu. Miał cięższe miesiące w prowadzeniu firmy, ale nie było to nic co mogło być porównywalne do wysiłku dziewczyny obok niego. Faktycznie nazwanie relacji było prawie jak zawarcie przysięgi - obowiązywały już zasady, od których ucieczka nie była już łatwa. Związek związkowi nie równy, każdy działał na odrębnych regułach ustalonych przez osoby w nim. Jak by to wyglądało w ich przypadku? Shawn otrząsnął się w myślach, uświadamiając sobie o czym myślał. Stałby się na pewno dużo bardziej stabilniejszy w tych przekonaniach, gdyby tylko mógł usłyszeć myśli Nessy, których się domyślał, acz nigdy nie usłyszał. Ani ona jego, więc byli „kwita” pod tym względem. - Całkiem fajnym, od dwudziestu lat nie było międzynarodowych wojen, świat się rozwija, ludzie również. Nigdy nie myślałem, że będę mógł nazwać się optymistą, lecz siedząc obok ciebie faktycznie się tak czuję. – Przyznał szczerze z uśmiechem na twarzy. Nie powiedział już nic więcej, ponieważ nie było na to czasu, ani też nie miał ochoty. Zasyczał cicho gdy poczuł krótki intensywny ból w wardze na skutek ugryzienia i uśmiechnął się ponownie, czując, że wszystkie te emocje, które drzemały w nim przez cały czas, powoli zaczynały się przebudzać i intensywnie pulsować w jego głowie. Jej dłoń wzbudzała w nim elektryczne impulsy, przyjemny dreszcz przebiegał po całym jego ciele, zaś on chciał jedynie więcej. Nie chciał przerywać tej chwili, zdawało mu się jakby cały świat przestał istnieć. Była tylko ona, była w całym spektrum jego spojrzenia i nie zamierzał tego zmieniać. Dłońmi podróżował po każdym calu jej pleców, masując je delikatnie i pieszczotliwie. Reed zbliżył się ponownie, zamykając lekko uchylone usta dziewczyny kolejnym pocałunkiem, tym razem samemu atakując i lekko gryząc jej dolną wargę. Westchnął cicho w odpowiedzi na jej pociągnięcie włosów czując, że coś w nim się przełamywało. Jakby ciągle było mu mało, chciał iść o krok do przodu i tak ciągle, wspólnie doprowadzając do jeszcze intensywniejszych doznać. Jej bliskość była jego powietrzem. Czuł, że bez niej, nie mógłby teraz przeżyć, potrzebował jej, potrzebował jej obok siebie, nigdzie indziej. Patrzył w jej oczy zupełnie innym spojrzeniem niż zwykle. Niewinnym, pełnym uczucia, którym darzył rudowłosą. Nie dał jej myśleć o nieważnych w tej chwili obowiązkach świata, w którym teraz nie funkcjonował, nie istniał. Jego cała rzeczywistość zamykała się na tej kanapie, gdzie oboje połączeni byli uściskiem. Jego palce znalazły zamek od jej sukienki i jeszcze nigdy nie miał tak wielkiej potrzeby pociągnięcia go w dół. Nim doszło to do jego świadomości, jego palce powoli zmierzały razem z kręgosłupem Nessy, słysząc przy tym charakterystyczny dźwięk otwieranego zamka. Pocałował ją w usta i rozpoczął nawał pocałunków. Zostawił jej wargi, przesuwając się coraz bardziej po policzku zostawiając po sobie ciepło swoich ust, aż dotarł do ucha, które wpierw polizał pieszczotliwie, by zaraz ugryźć, dość stanowczo, lecz nie tak, by był to zdecydowanie bolesne dla Ness. Zjechał niżej, ponownie wracając do szyi. Otworzył na chwile oczy, których zamknięcia nie pamiętał i odsunął się na chwile, by móc spojrzeć w pełnej okazałości na jej oblicze. Czym było to uczucie, przez które miał wrażenie, że serce zaraz wyskoczy mu z klatki piersiowej? Sam fakt, że dziewczyna pośrednio była również pod wpływem naszyjnika całkowicie wyparował z jego umysłu, aktualnie byłby bardziej pewien, że Gwiazda nie działała tak, jak powinna – sam czuł się pod urokiem skierowanym w jej stronę, było to dla niego coś tak nowego i nieznanego, że odebrało mu dech w piersiach. Nie była to jego pierwsza taka sytuacja, nie pierwszy raz się zakochał – w przeszłości zdarzyło mu się to poczuć, lecz wtedy to było dosłownie działanie wbrew niemu, za pomocą magii wil, które powinno być jednym z najintensywniejszych. W tej sekundzie jednak czuł, że to nie wtedy świat nie miał znaczenia, ta chwila nadeszła dopiero w objęciach Lanceley i to ona zaburzyła cały jego porządek istnienia, który budował przez tyle lat. Co najwięcej, on tego właśnie pragnął. Chciał by była częścią jego życia, najważniejszą. Pragnął stać się jednością razem z nią, czuł się upajany tym uczuciem. Jego umysł prowadził teraz aktywną walkę z samym sobą, Reed chciał się odezwać, powiedzieć słowa, których by nie żałował, lecz zamiast tego, patrzył na nią w milczeniu. Zatracał się w jej oczach, których głębia nie miała końca.
Dlatego lubiła spotkania z nim — obciążenie znikało. Miała wrażenie, że zostawało przed drzwiami, bo zajmował jej umysł swoimi gierkami słownymi, prowokacją, zaczepnością. A najgorzej było, gdy człowiek nudził się podczas konwersacji, co z Reedem nigdy jej nie groziło. Może wariowała trochę od jego towarzystwa, może od nadmiaru podręczników, jednak pewne było, że daleko było od zdrowych zmysłów. Słyszała, że bycie teraz normalnym, było niemodne i należało do określeń obraźliwych, więc może to dobrze? - Tylko okazjonalnie. -kolejny uśmiech, kolejne mrugnięcie okiem w jego stronę miało świadczyć o delikatnej, flirciarskiej zaczepności z jej strony. Nie czuła się od niego mądrzejsza. Zdawała sobie sprawę, że te kilka lat różnicy dało mu przewagę doświadczenia, dlatego też — chociaż nie otwarcie — liczyła się z jego zdaniem. Bądź co bądź, był myślicielem i potrafił dostrzegać horyzonty, których ona przez nazbyt racjonalne i logiczne myślenie, nie widziała. Zaśmiała się pod nosem, przymykając na chwilę oczy. Kiedy te nici zawiązały się tak mocno? Całe szczęście, nie czytał w myślach. Niemożność wdarcia się do jej umysłu i kamienna twarz były czasem jej jedyną linią obrony, której nie chciała tracić. Zresztą, czy w ten sposób nie było zabawniej? Gdyby kiedyś udało mu się opanować sztukę wertowania umysłu, uzyskałby odpowiedzi, których ona sama mogła jeszcze świadomie nie znać, trzymając je ukryte gdzieś głęboko w środku, czekające na lepsze czasy. Czy wtedy byłoby tak interesująco? Elektryzująco. - To nie tak, że nie widzę kolorów w tym świecie. Jest ich po prostu coraz mniej, rozmazują się w pędzie, któremu czasem sama przewodzę. Cieszę się, że daje Ci optymizm. To była milsza, przyjemniejsza forma spędzenia wieczoru. Uśmiechnęła się krótko na syknięcie, będące sygnałem udane ataku i chociaż złudnego poczucia kontroli, posyłając mu spojrzenie spod wachlarza kruczoczarnych rzęs. Nie śpieszyła się, wykonując powolne, ale dokładne ruchy, badając palcami materiał koszulki, doszukując się pod nią drżeń. Nie zauważała już nawet wisiorka, zbyt pochłonięta odkrywaniem nieznanego. Jego spojrzenie nie kłamało, nie śmiała wątpić w jego intencje, a wszyscy wiedzą, jak bardzo ceniła sobie szczerość i bezpośredniość. On też taki był i to zawsze było w nim pociągające, zauważyła już to podczas ich pierwszego spotkania, gdy wciąż była zbuntowaną i być może nazbyt dojrzałą nastolatką. Wyprostowała się, prężąc kręgosłup pod ciepłem jego dłoni, tak szczelnie domykających ją w jego palcach, odcinających możliwość ucieczki. Nie zamknęła tym razem oczu od razu, gdy ją pocałował, pozostając chwilę w bezruchu. Kolejna fala ciepła przebiegła przez jej drobne ciało, zostawiając po sobie jakiś dreszcz podekscytowania. I dopiero gdy poczuła wbijające się w wargę z delikatnością, ale i jakimś śladem agresji zęby, zamknęła go szczelniej we własnym uścisku. Każda chwila trwania tego pocałunku coraz mocniej utrudniała jej oddychanie, przyśpieszając uderzające w piersi serce. Sytuacje, gdy działy się takie rzeczy, był dla niej przerażające. Zwiększyła odległość między ich twarzami, łapiąc oddech, wciąż zaciskając na nim palce, kurczowo trzymając się jakichkolwiek granic, które jeszcze w sobie miała. Słabnących, pchanych poniekąd i tym, czego sama chciała, ale i artefaktem. Wiedział, że byłaby zła? Chociaż może gdyby patrzył na nią dalej w taki sposób, to nie aż tak bardzo. Mącił jej w głowie, burzył jej chłód i dystans. Pod tym wszystkim przecież nadal była tylko człowiekiem, podobnie zresztą, jak on. Obydwoje mieli swój bagaż i obawy, ale również pragnienia. Potrzeby. Nessa miała nieodparte wrażenie, że własne trzyma w dłoniach, nie wiedząc, co z nimi zrobić. Zastanawiałaby się nad tym, gdyby nie dźwięk rozpinanego zamka, luzujący się na ciele materiał. Sukienka była jednak dopasowała, górna warstwa zatrzymała się na ramionach, odsłaniając obojczyki, ale nie zamierzała mknąć niżej. Ciemny materiał zsunął się nieco niżej, uwydatniając dekolt. Nie powinni byli przekraczać tej granicy, bo co, jak to wszystko między nimi zmieni i już nie będą umieli spędzać razem czasu tak, jak wcześniej? Najgorsze było to, że pomimo świadomości, nie drgnęła nawet, przełykając jedynie powietrze i zwilżając wargi, które zaraz pocałował. To przecież nie tak, że mu nie ufała. Każdy jego gest w jej stronę pełen był ciepła, ale również niewypowiedzianych słów i nieokreślonych emocji. Intensywnych, chciwych, niewinnych. O aurze tak chaotycznej, że aż przytłaczającej. Nie była jednak bierna, odwzajemniając pocałunki, wpijając się w jego usta z jakąś czułością, o której też się wcześniej nie podejrzewała. Odchyliła głowę nieco na bok, wprawiając rude pasma w ruch tak, aby spłynęły na plecy, kołysząc się leniwie i udostępniając mu szyję, uniosła powieki. Wydawałoby się, że chociaż miała błyszczące spojrzenie, pełne ekscytacji, to kryło się za jakąś mgłą. Szyja była wrażliwym miejscem, wymuszającym na niej niekontrolowane westchnięcie, zwłaszcza gdy znienacka przygryzł jej ucho, sprawiając, że przypadkiem wbiła mu w ciało paznokcie. Przypadkiem. Było coś zawstydzającego w tym wszystkim, więc gdy tylko się odsunął i omiótł jej lico spojrzeniem, na co nie pozostała mu dłużna, mógł dostrzec zaróżowienia na policzku. Na pewno rozmazał jej szminkę, poplątał włosy. A jednak tkwili w tym chaosie i w milczeniu, nie mogąc znaleźć słów. Złapała oddech, cofając dłonie na jego ramiona, odsuwając się od niego i tym samym, wstając z jego kolan. Nie zrobiła nic z tym bałaganem na sukience, który za sobą pozostawił, jedną z dłoni cofając wzdłuż ciała. Byli dorośli. Dlaczego nie mogli się odzywać? Z jakimś zaniepokojeniem przesunęła palcami po szyi, zgarniając za ucho splątany kosmyk włosów, odwracając na chwilę spojrzenie. - Jesteś pewien, że chcesz to zmienić? -zapytała w końcu, wzdrygając się na dźwięk własnego szeptu. Oczywiście mówiła o ich relacji. Nie czekała jednak na odpowiedź, wyciągając palce w jego stronę, te same, którymi wcześniej bawiła się perłowym kolczykiem w uchu, gdy tylko zawędrowało za nie rude pasmo. Chwyciła jego dłoń, zamykając go w uścisku, ciągnąc nieco w swoją stronę. Gdyby próbował, nie dałaby mu się teraz pocałować, uciekłaby, widocznie chcąc coś osiągnąć. Co teraz zrobisz, Shawn?