W tym miejscu można wyprowadzać tutejsze zwierzęta na spacer. Zagroda otoczona jest specjalnymi czarami, które uniemożliwiają im ucieczkę (jak i ich kradzież). Na jej obszarze znajduje się dłuższy budynek przypominający stajnię, a tam można znaleźć wszystkie potrzebne akcesoria do wyczesywania futer, czyszczenia i pielęgnacji. Nie brakuje również kufrów z karmą. By wejść tu ze zwierzęciem trzeba zgłosić się po przepustkę, na której zapisane jej imię i nazwisko wolontariusza jak i zwierzę, którego opieki się podejmuje. Wszystkie informacje dotyczące ich opieki można przeczytać w otrzymanych na wejściu broszurach.
______________________
Bonnie Webber
Rok Nauki : II
Wiek : 22
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160 cm
C. szczególne : chrypka, lekki amerykański akcent, szare oczy, długie włosy sięgające do bioder często związywane
| wątek do realizacji celu postaci "Dumny hodowca", zwierzę: lunaballa |
Nie spodziewała się, że w drodze do schroniska w Hogsmeade dotrzyma jej towarzystwa dziewczyna z tej popularnej rodziny - słyszała już o licznych i utalentowanych Swansea. Podniosła barki, jakby chciała schować między nimi głowę bowiem nie rozumiała czemu tak elegancka, głośna, gadatliwa i chyba popularna osoba w ogóle chciała z nią gdziekolwiek iść. Już nawet przymknęła oko na fakt, że Chloé się po prostu wprosiła. A jej głupio było odmówić, poza tym wizja towarzystwa była jednak atrakcyjna. Miała tylko nadzieję, że dziewczyna nie czmychnie gdzie pieprz rośnie jak tylko znudzi się opieką nad zwierzętami. - Czasami... czasami fajnie porobić coś ze... ze zwierzętami. Nie wiem czy lubisz... ale jest tu taka sympatyczna lunaballa... - starała się mówić z nieco większą pewnością siebie, ale nie szło jej to zbyt dobrze. Czy ktoś tak popularny jak Chloé w ogóle interesuje się wolontariatem? - I podobno duży krab ognisty... i kameleon. Może któryś ci się spodoba. - trochę się denerwowała ale starała się postawić wolontariat w jak najlepszym świetle, aby Chloé jednak nie uciekła uznawszy, że jest zbyt nudno i nijako jak na jej ekstrawertyczną osobowość. Nie minęło pół godziny, a Bonnie miała już na szyi przepustkę, a miała poczekać aż jeden z pracowników przyprowadzi jej lunaballę, którą mogła wykąpać, nakarmić i wyprowadzić na spacer po wielkiej zagrodzie. Przez ten czas stała obok Chloé niczym jej cień i wyginała ukradkiem swoje palce, zerkając niepewnie na dziewczynę w próbie wybadania jej myśli. Zapadłaby się pod ziemię, gdyby okazało się, że ta pójdzie sobie i zapomni o jej istnieniu. Nawiązywanie relacji przychodziło Bonnie z ogromnym trudem, ale starała się i próbowała nie zafiksować się w swoich obawach przed wyśmianiem, bo to było najgorsze co mogłoby ją spotkać. Udawała, że wygląda lunaballi, a tak naprawdę nadstawiała uszy i czekała na jakikolwiek komentarz Chloé. Nie znała jeszcze innych ciekawych miejsc w Hogsmeade, a więc nie miała co jej zaproponować oprócz realizacji swojego pierwotnego planu opieki nad zwierzęciem w ramach wolontariatu.
Chloé Swansea
Rok Nauki : VII
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 165
C. szczególne : Kolczyk w nosie i naturalny magnetyzm.
Nuda, nuda, nuda... Wszystkim nagle zachciało się uczyć, a ona miała już dość. Trzeba wspomnieć, że dość miała już po dwudziestu minutach, ale zdołała wytrzymać godzinę na naucę i odrabianiu lekcji. Potem stanowczo zamknęła książkę do transmutacji i energicznie wstała, celem wyjścia z zamku. Nie udało jej się nikogo wyciągnąć (kujony), więc z cichym prychnięciem samotnie opuściła salon. Pogoda wydawała się piękna, ale po wyjściu na zewnątrz okazało się to złudnym wrażeniem. Owszem, słońce przygrzewało, ale gdy zawiał wiatr zimne podmuchy wdzierały się pod płaszcz. To jednak nie zniechęciło Chloé, cieszącej się rześkim powietrzem. Nie miała konkretnego celu, szła przed siebie, licząc, że po prostu coś wpadnie jej do głowy. Albo po prostu poprzygląda się witrynom sklepowym. Musiała zwyczajnie wyjść z zamku, bo miała wrażenie, że się dusi. Wzrokiem przesuwała leniwie po twarzach ludzi, których mijała. Odwróciła się, gdy miała minąć ciemnowłosą dziewczynę, ale gdy rozpoznała z niej koleżankę z roku zatrzymała się z uśmiechem. Dziewczyna była Puchonką, która bodajże rozpoczęła naukę w Hogwarcie od tego roku szkolnego. Ślizgonka lokarzyła ją z lekcji. - Z nieba mi spadłaś! - zawołała impulsywnie. - Bonnie, prawda? - zapytała i sama była zdziwiona, że jakoś zapamiętała jej imię. Dziewczyna raczej nie rzucała się w oczy i nie odzywała często na lekcjach. Chloé jednak kiedyś musiała usłyszeć jej imię. - Brakuje mi towarzystwa, poróbmy coś, idźmy gdzieś! - powiedziała. - Masz konkretny cel? - zapytała i dowiedziała się, że Bonnie zmierza do nowootwartego schroniska. Chloé, wbrew obawom Bonnie, zareagowała entuzjastycznie. Wszystko, byle nie nauka w murach zamku! Zresztą Swansea rzadko wybrzydzała na jakiekolwiek aktywności. - Mmm, krab ognisty brzmi interesująco - powiedziała, idąc obok Puchonki w stronę schroniska. Była go ciekawa, bo jeszcze nie miała okazji się tam znaleźć. Chloé przez chwilę zastanawiała się, które zwierzę wziąć pod swoją opiekę. Myślała o krabie, ale jej wzrok padł na mieszanki kughuarów i kotów. Otworzyła szeroko oczy. - Patrz jakie niesamowite kocury! - zawołała zachwycona, a jej wzrok padł na jednego z nich. - Muszę go pomiziać i wyczesać - zadecydowała i również dostała swoją przepustkę. Czekały chwilę na swoje zwierzęta, a Chloé zwróciła się do Bonnie. - Byłaś tu już? I jak ci się podoba w Hogwarcie? Gdzie się wcześniej uczyłaś? - zarzuciła dziewczynę gradem pytań, bo skoro udało im się wyjść razem to Chloé miała okazję, żeby czegoś się o dziewczynie dowiedzieć.
Bonnie Webber
Rok Nauki : II
Wiek : 22
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160 cm
C. szczególne : chrypka, lekki amerykański akcent, szare oczy, długie włosy sięgające do bioder często związywane
Sam fakt, że dziewczyna kojarzyła jej imię (!) rozwiązał supeł w jej żołądku i sprawił, że uśmiechnęła się ze źle skrywaną wdzięcznością. Nawet jeśli nie rozumiała jej motywów (wszak "nudzę się" kiepsko się u niej łączyło z wpraszaniem się w czyjeś towarzystwo) to wiedziała, że mogła zyskać na tym towarzystwie. Kto wie, może kiedyś stanie się choć odrobinę rozpoznawalna dzięki właśnie obecności takiej sympatycznej i energicznej Chloé. - Zabrzmiałaś jakbyś chciała go zjeść. - wypaliła zanim się dwukrotnie zastanowiła, wszak te mruczenie przypominało do złudzenia zachwyt nad idealnie przypieczonym daniem. Usłyszawszy treść swoich własnych słów niemal połamała sobie palce z nerwów. - Przepraszam. - bąknęła niewyraźnie i uciekła wzrokiem. - Nie chciałam tego powiedzieć. - obrażanie Chloé nie było w jej planach, chociaż może istniała jakaś szansa, że odbierze to jako żart. Szybko zajęła się wypisywaniem formularza i przypinaniem przepustki do kieszonki jej płaszczyka. Entuzjazm Ślizgonki jeszcze bardziej rozluźnił supeł w jej brzuchu i mogła odetchnąć z ulgą. Podniosła nawet głowę i ucieszyła się na widok prześlicznych prawie kughuarów. - Uooou, mają przepiękne umaszczenie. Aż proszą się o drapanie. - zachwyciła się i ona, choć zdecydowanie wolała łagodną lunaballę, która jej nie podrapie, gdy będzie trzeba ją wykąpać. Uśmiechnęła się szeroko na widok pracownika przyprowadzającego jej stworka. Położyła dłoń na jajowatej głowie zwierzęcia i pogłaskała je ochoczo. - Cześć malutka. Idziemy się przejść? - zajrzała do wielkiego chabrowego oka i trzymając dłoń na jej niewidzialnej obroży popatrzyła na Chloé i poczekała aż ta otrzyma "swojego" półkota. Po chwili były już w zagrodzie i mogły spacerkiem dojść do czerwonego budynku. - Byłam tu przelotem i postanowiłam wrócić. W sensie do schroniska, wiesz. - bąknęła i odchrząknęła, aby pozbyć się chrypki. Mając do czynienia z jednym rozmówcą potrafiła się otworzyć na ludzi i starała się wierzyć, że Chloé naprawdę to interesuje a nie pyta z uprzejmości. - W Ilvermorny. Uczyłam się w Ilvermorny. - przyspieszyła odrobinę kroku, gdy lunaballa potuptała naprzód pełnym gracji krokiem. - Będziesz kąpać tego kota? Wygląda jak prawdziwy kughuar. - zerknęła na nią i powróciła spojrzeniem do błękitnego stworzenia, które było bardzo zachwycone tym dodatkowym spacerkiem, bowiem zaczęło podskakiwać za latającym owadem.
Chloé Swansea
Rok Nauki : VII
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 165
C. szczególne : Kolczyk w nosie i naturalny magnetyzm.
Chloé wybuchnęła śmiechem, na wzmiankę o jedzeniu krabów. Ślizgonce te sływa wydawały się zdecydowanie bardziej zabawne niż obraźliwe i nieco się zdziwiła, kiedy dziewczyna szczerze zaczęła za nie przepraszać. Zbyt rzadko chyba przebywała z nieśmiałymi osobami, że aż zapomniała jak to jest. Sama raczej nigdy taka nie będzie. - Faktycznie - przyznała. - Ale myślę, że jedzenie ognistych krabów mogłoby być ciężkostrawne - mrugnęła do Bonnie z szeroki uśmiechem. - Nie musisz przepraszać, nic złego nie powiedziałaś - zapewniła ją jeszcze, bo puchonka wyglądała na tak zmartwioną przypadkowym "obrażeniem", że ślizgonka musiała ją uspokoić. Z zaciekawieniem rozglądała się po namiotach i terenach schroniska. Ciekawe, że nikt jeszcze nie wpadł na taki pomysł w tych okolicach. Chloé podejrzewała, że będzie przychodzić tu wielu entuzjastów opieki nad magicznymi stworzeniami. Może nawet nauczyciel zabierze tu którąś klasę na lekcje? Niecierpliwie przebierała nogami, czekając na swojego kuguchara. - Prawda? Nie mogę się doczekać, aż zanurzę palce w tym cudnym futerku - powiedziała, jakby mówiła o małych kiciusiach. - Mam tylko nadzieję, że on ze złości nie zanurzy we mnie swoich pazurów - zaśmiała się, bo kto wie? Istniała taka możliwość. Chloé jednak uważała, że nie dostałaby go do opieki, gdyby był jakoś mocno agresywny. W końcu pracownik przyprowadził oba zwierzaki. Urocza lunaballa kontrastowała z majestatycznym kotem. Chloé rzuciła okiem na zwierzątko Bonnie. - Słodziak - stwierdziła i ukucnęła przy półkocie. Zwierzak leniwie się jej przypatrywał, a ona pewnie wyciągnęła rękę, aby pogłaskać go po lśniącym futrze. Kot łaskawie pozwolił jej na to, zapewne był przyzwyczajony. - Hej, piękna - przywitała się również ze swoją kocicą, jak Bonnie z lunaballą. Potem ruszyła z nimi z półkotem u boku w kierunku sporego budynku w zagrodzie. - Och, Ameryka? Super! Nie chciałaś tam zostać na studia? Czy w Hogwarcie jednak lepszy poziom? - zapytała z ciekawości. Nie miała problemu z zadawaniem nawet dość osobistych pytań. Najwyżej ktoś nie odpowie, nie? Spojrzała na półkuguchara i pokręciła głową. - Coś czuję, że nie będzie zadowolony z kąpieli, jeśli jest taki jak inne koty - oznajmiła, gdy znalazły się w budynku. Chloé rozglądała się wokół, szukając czegoś wzrokiem. - Ha! Ale czesanko na pewno lubi, prawda? - uśmiechnęła się szeroko do kota, unosząc znalezioną szczotkę wyżej w triumfalnym geście. Zwierzę przeciągnęło się leniwie i mruknęło przeciągle, jakby na zgodę na pielęgnacyjne zabiegi. Zerknęła na Bonnie i jej zwierzaka. - Twoje urocze maleństwo pewnie lubi kąpiele - zauważyła. - Choć nie jestem pewna, chyba nie za bardzo uważam na opiece nad magicznymi stworzeniami - powiedziała beztrosko, jakby olewanie lekcji nie było niczym niezwykłym. No, dla niej nie było.
Bonnie Webber
Rok Nauki : II
Wiek : 22
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160 cm
C. szczególne : chrypka, lekki amerykański akcent, szare oczy, długie włosy sięgające do bioder często związywane
Trudno sobie wyobrazić jaką poczuła ulgę gdy Chloé wybuchnęła śmiechem zamiast się obrazić. Zamiast pozwolić sobie odetchnąć to posłała dziewczynie uśmiech, iż potraktowała to jako spontaniczny żart. Sama Bonnie też była lekko zdziwiona, że się jej to udało wszak zazwyczaj żarty jej nie wychodziły, a tu proszę, udało się rozbawić popularną Swansea. To dobrze rokowało na przyszłość. - Uhm, też mam nadzieję. - bąknęła i gdy przyspieszyły szybko położyła rękę obok malutkiego uszka lunaballi, aby tylko nie uciekła za daleko. Obserwowanie poruszającej się wielkiej źrenicy było na swój sposób fascynujące. - Skoro jest mieszanką to ma większą siłę, inteligencję i z pewnością sporo urośnie w odróżnieniu od innych kotów. A wygląda tak uroczo i niegroźnie, prawda? - skomplementowała jej podopiecznego. Choć zachwycał wyglądem to właśnie wolała nie brać pod opiekę kota, skoro jego pazury też musiały być ostrzejsze niż jego zwyczajni koci krewniacy. Odwróciła wzrok odrobinę speszona ciekawością Chloé. Naprawdę chciała ją poznać? Jeśli tak to najlepiej tego nie spaprać i pokazać się z jakiejś lepszej strony. - Przeprowadziłam się do taty, a on mieszka w Londynie. No i macie w Hogwarcie wysoką zdawalność egzaminów, to też dużo. - odpowiedziała odrobinę wymijająco, bowiem nie chciała zdradzać, że miała jakiś dodatkowy cel, prywatne śledztwo, o którym wiedziała w sumie jedyna osoba i znajdowała się w Nowym Orleanie. - Moja kuzynka kiedyś chodziła do Hogwartu i zachwalała. - dodała zgodnie z prawdą. Gdy znalazły się już w budynku zdjęła z haczyka miskę i podeszła do oznaczonej beczki z pokarmem dla lunaballi. Widząc w środku żywe jeszcze świetliki zachichotała. - Ojeju, zobacz co ta mała będzie jeść. - odłożyła miskę i wyciągnęła garść latających owadów. Przysunęła je przed pysk lunaballi, a ta od razu zaczęła podskakiwać i pochłaniać jedno za drugim. - Gdy byłam mała to marzyłam o lunaballi, ale moja mama ma na nie uczulenie. - powiedziała, choć wcale nie została o to zapytana. Czuła się znacznie swobodniej w kameralnym miejscu, gdzie miała tylko jednego rozmówcę. Chloé była bardzo sympatyczna. - Słyszałam, że wasza rodzina Swansea to sami artyści. Ty też takim jesteś? - odważyła się na śmiałe zapytanie i zaraz poczuła się z tym bardzo źle. By nie zapaść się pod ziemię przykucnęła przed lunaballą i podsuwała jej pod pysk świeże świetliki. Przy okazji ośmieliła się ją trochę podrapać po długiej szyi, na co ta przysiadła przed Bonnie i melodyjnie mruknęła.
Chloé Swansea
Rok Nauki : VII
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 165
C. szczególne : Kolczyk w nosie i naturalny magnetyzm.
Kiwnęła głową, obserwując swojego zwierzaka, który coraz bardziej zaczynał jej się podobać. - Mhm, pewnie masz rację - powiedziała, bo na magicznych zwierzętach to za bardzo się nie znała. Ale skoro był mieszanką z kugucharem to na pewno nie będzie się zachowywał ani wyglądał tak samo jak zwyczajny domowy kot. - Wygląda cudownie - dodała, głaszcząc czule lśniące gęste futerko. - Aż nie sposób sobie wyobrazić, jak rzuca się na kogoś z pazurami. - To prawda - przyznała rację na temat wysokiej zdawalności egzaminów. - Choć ja ten poziom pewnie zaniżam, wiesz... - spojrzała na nią i uśmiechnęła się. - Mam często lepsze rzeczy do roboty niż chodzenie na lekcje - puściła Bonnie oczko i roześmiała się wesoło. - Chyba że nasza prefekt zaciągnie mnie tam przymusem. Co jak co, ale jest jedną z niewielu osób, które mają na mnie jakiś wpływ - powiedziała i zastygła na chwilę, bo sama musiała przetrawić tę informację. Taka jednak była prawda. Nessa miała w sobie coś, co nie pozwalało Chloé się przeciwko niej buntować. Uwielbiała ją, no, co poradzić. - Czyli nie jesteś taką świeżynką co to wybrała się samotnie w wielki świat - dodała jeszcze i rozłożyła dłonie. - Tata i kuzynka, dobrze mieć jakieś zaczepienie. Czyli w Ameryce mieszkałaś z mamą? - odgadła, kiedy wchodziły do budynku. - No, no, brutalny drapieżnik z niej - zaśmiała się, bo mimo że lunaballa żywiła się żywymi stworzeniami to jednak nadal wyglądało to bardzo uroczo. Chloé stwierdziła, że najpierw wyczesze swojego kocurka, a potem nakarmi. Usiadła więc gdzieś na czystym kawałku podłogi, tuz obok zwierzaka, który leniwie lizał łapę. Chwyciła wygodniej szczotkę i zanurzyła ją w futrze kota. Powolnymi ruchami przeczesywała kolejne pasma, co i raz pozbywając się włosów, które gubił kot. Ten położył łebek na ziemi i mruczał głośno, ewidentnie zadowolony z głaskania. - Ale teraz mieszkasz z tatą - zauważyła. - Może on się zgodzi na adopcję - zasugerowała. Nowe miejsce, nowe możliwości, dlaczego by nie skorzystać? Uśmiechnęła się na tą wzmiankę o jej rodzinie. - Tak, to prawda. Do naszej rodziny nalezy też Galeria Sztuki. Jasne, że jestem - powiedziała bez odrobiny fałszywej skromności i skrępowania. - Nie wyobrażam sobie dnia bez przynajmniej bazgrania po kartce. To jest właśnie jeden z powodów, dla których opuszczam zajęcia - wyjaśniła, uzupełniając informacje, które podała wcześniej. - Niektórzy z nas tańczą, inni grają w teatrze, a jeszcze inni malują. Ja jestem w tej ostatniej grupie - dodała, bo nie miała problemu w mówieniu o sobie i swojej rodzinie, z której była dumna. - Mogę ci kiedyś coś mojego pokazać, ale pamiętaj - spoważniała nagle - jak zobaczysz mnie kiedyś w transie to niech ci przez myśl nie przejdzie przerywać! - udała srogość, wyciągając ostrzegawczo palec w górę. Potem zaśmiała się i wróciła do czesania pół kuguchara.
Bonnie Webber
Rok Nauki : II
Wiek : 22
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160 cm
C. szczególne : chrypka, lekki amerykański akcent, szare oczy, długie włosy sięgające do bioder często związywane
Nie miała bladego pojęcia jak się nazywa prefekt Slytherinu, skoro mowa tutaj o dziewczynie. Zdołała jedynie poznać Gunnara, który przeinaczał jej imię. Uśmiechnęła się zatem, wszak sama nie należała do orłów nauki, a więc niejako rozumiała spontaniczne pragnienia ucięcia sobie wagarów. Zapisała sobie w pamięci, aby dowiedzieć się kto w jakim domu jest prefektem, aby w trakcie przyszłych rozmów dobrać sobie chociażby nazwisko do posady. - Tak. - odparła i wypuściła przed lunaballą kolejne narwane świetliki, które próbowały zwiać przed dużym niebieskim pyskiem. To zajęcie było na swój sposób bardzo relaksujące. Raz na jakiś czas przenosiła wzrok na Chloé wyczesującą kocie futerko i uznała, że pasowałby jej taki zwierzak. Drgnęła, gdy lunaballa trąciła pyskiem jej dłoń domagając się ostatniej porcji owadów. Pogładziła ją przepraszająco i tym razem stworzenie odważyło się zjeść prosto z jej dłoni. Zachichotała czując jej szorstki, ale miękki jęzor. - Nie mamy warunków na trzymanie lunaballi. Nawet kot miałby tam ciasno. - zawstydziła się z tego powodu, bowiem przypomniała sobie, że ród Swansea uchodzi raczej za zamożnych, a ona tutaj wyskakuje z takim czymś. Uciekła spojrzeniem, podniosła się i sięgnęła wiadro. Nalała tam specjalnego płynu do czyszczenia dla lunaballi, a dowiedziała się tego po zapoznaniu się z etykietą na buteleczce. Dobrała do tego wielką szczotkę, dwa ręczniki nieco gorszej jakości i wróciła na poprzednie miejsce, gdzie lunaballa zwinęła się w kłębek i chyba próbowała się zdrzemnąć. - Macie własną galerię sztuki? - otworzyła szeroko oczy w autentycznym zdziwieniu. - To musi być coś niezwykłego urodzić się w takiej rodzinie. - Zapragnęła zapaść się pod ziemię, bowiem właśnie pokazały się różnice ich pochodzenia. Po chwili namysłu musiała stwierdzić, że Chloé pasuje miano popularnej i utalentowanej osoby. Miała taki niezwykły wyraz oczu, który czasami potrafił przyciągać nawet i spłoszony wzrok Bonnie. - Och, będę pamiętać. Szanuję czyjeś talenty. - zapewniła od razu, bo choć Chloé zapewne mieszała żart z powagą to jednak wolała wziąć to drugie za pewnik. - Malujesz w jakimś konkretnym stylu? - postanowiła zapytać i pociągnąć nieco uwagę na jej osobę, zdecydowanie ciekawszą, barwniejszą i niezwykłą. Przez ten czas wsunęła kraniec różdżki do wiadra i niewerbalnym zaklęciem "aquamenti" nalała tam odpowiednią ilość wody. Ilość wytworzonej piany robiła wrażenie, bowiem już po paru chwilach miała przemoczone kolana. Zanurzywszy końcówkę różdżki w wodzie rozpoczęła ją delikatnie nagrzewać. Położyła dłoń na okrągłej głowie lunaballi i w międzyczasie drapała ją między malutkimi uszkami, nie potrafiąc sobie odmówić miękkości jej futerka.
Chloé Swansea
Rok Nauki : VII
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 165
C. szczególne : Kolczyk w nosie i naturalny magnetyzm.
- Zastanawiam się czy nie adoptować takiego kocura. Pasuje mi, prawda? - wypowiedziała na głos to, o czym myślała Bonnie. Przeczesując i głaszcząc lśniące futerko zastanawiała się czy nie fajnie byłoby mieć takiego futrzastego przyjaciela. Kot przeciągnął się, wyraźnie zadowolony z czesania. Kontynuowała więc tę czynność, aż na szczotce nie zostanie już żaden niepotrzebny włosek. - Och, no to rzeczywiście kiepsko - powiedziała. - Cóż, ale nie porzucaj marzenia. Kiedyś może będziesz miała wielkie mieszkanie albo dom i otworzysz hodowlę lunaballi? - wyszczerzyła się do Bonnie. Puchonka miała szczęście, że mimo zamożności Chloé nie interesowało czy ktoś ma duży dom czy małe mieszkanko, czy ktoś jest bogaty czy biedny, czy jest mugolem czy czarodziejem. Owszem, była dumna ze swojego pochodzenia i przynalezności do takiej rodziny, ale nie uważała się przez to za lepszą od innych. Powody bycia lepszą od innych były inne, ale ciii (hehe). Bonnie zakończyła karmienie swojego zwierzaka i zabrała się za kąpiel. Chloé zauważyła, że na szczotce kuguchara nie zostaje już żaden włos, a on powoli podnosi głowę i coraz częściej zmienia pozycję, jakby był już nieco zniecierpliwiony. - Mhm, mamy - potwierdziła. - Więc gdybyś się tam zabłąkała za parę lat to szukaj mojego nazwiska - mrugnęła do dziewczyny wesoło. - To prawda, nie mogę zaprzeczyć. Rodzina to dla mnie świętość - powiedziała, poważniejąc, bo zdecydowanie sobie nie żartowała. Nic nie było ważniejsze od więzów krwi. - No i fajną opcją jest to, że zwykle dostajesz jakiś talent w spadku - powiedziała, a jej twarz znów rozjaśnił wesoły uśmiech. - A ty, poza zwierzakami - wskazała krótkim ruchem głowy na lunaballę - masz jakieś hobby? Albo plan, co byś chciała robić? - zapytała szczerze zainteresowana. Bonnie była cicha i nieśmiała, wydawało się, jakby nie chciała za bardzo niczym się wyróżniać. Ale może ma jakieś ukryte talenty, które w tym momencie zadziwią Chloé, a kiedyś może świat? Jak to mówią, cicha woda brzegi rwie! - Cieszy mnie to - puściła do niej oczko i wstała, otrzepując kolana. Podeszła do półek z róznego rodzaju płynami i innymi środkami do czyszczenia i higieny zwierząt. Wzrokiem szukała jednej z butelek, które znalazła w broszurze otrzymanej na wejściu. - Hm - zastanowiła się chwilę nad pytaniem Bonnie. - Chyba nie mogę powiedzieć, że maluję w jednym stylu - powiedziała w końcu powoli. - Mam wrażenie, że to połączenie kilku stylów - oderwała wzrok od buteleczek i przekrzywiła głowę. - Jakbyś chciała to mogłabyś tam znaleźć zarówno impresjonizm, jak i ekspresjonizm, dużo biorę z abstrakcji. Rzadko moje obrazy są idealnym odwzorowaniem rzeczywistości. Teoretycznie umiem malować realistycznie, ale jestem na to chyba zbyt niecierpliwa - stwierdziła. - No, chyba że miałabym malować akt z prawdziwego modela to możliwe, że wyszedłby idealnie realistyczny, bo przeciągałabym obserwację jak długo mogę - zaśmiała się, zerkając na Puchonkę. Wystarczyło jej tak krótki czas z dziewczyną, żeby podejrzewać, że mogłaby się zawstydzić jej ostatnimi słowami. W końcu znalazła to, czego szukała i wróciła do kota. - Nie przepadają za myciem, ale znalazłam dla niego jakąś odżywkę... czy olejek, na lśniące futerko - zakomunikowała Bonnie, która w tym czasie przygotowywała wodę dla lunaballi. - Po tych zabiegach piękności chyba cię nakarmimy, co? - zadała pytanie kugucharowi, który jakby w odpowiedzi mruknął przeciągle.
Bonnie Webber
Rok Nauki : II
Wiek : 22
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160 cm
C. szczególne : chrypka, lekki amerykański akcent, szare oczy, długie włosy sięgające do bioder często związywane
- Tak, bardzo do siebie pasujecie. - przytaknęła po zawieszeniu na niej i na kocurze spojrzenia. Jeśli to możliwe między zwierzęciem a człowiekiem to ci dwoje mogliby być sobie przeznaczeni. - Myślę, że byłby szczęśliwy, ale też wygląda jakby już mu było u ciebie dobrze. - pozazdrościła jej, że mogła zdecydować się na adopcję kota. Sama Bonnie miałaby z tym problem finansowy, ale też fizyczny - nie miała gdzie trzymać większych zwierząt oraz panicznie bała się, że jej pupil mógłby się komuś naprzykrzyć i nie umiałaby za to przeprosić. Między innymi dlatego posiadała jedynie i aż miniaturkę żółwika, który jedyne co szkodził to zaciskał szczękę na materacu albo na boku jej dłoni. - Och, nawet gdybym marzyła to nie mogłabym stworzyć takiej hodowli. Mama nie mogłaby mnie odwiedzać, skoro ma silne uczulenie na to piękne stworzenie. - wlała do wiadra odpowiedniego płynu dla tego typu zwierząt i przy okazji zapoznała się z etykietą - to specjalne mydło w płynie zostało stworzone na bazie ziół, co nie było w sumie zaskoczeniem. Zamieszała wodę i przez to od razu zrobiła się w wiadrze piana, która bardzo ochoczo zaczęła wyskakiwać na podłogę i buty puchonki. - Zazdroszczę ci takiego dużego talentu. - nie musiała widzieć jej prac, aby wiedzieć, że posiada spore predyspozycje do bycia artystką. Każdy Swansea musiał coś takiego potrafić, skoro dostawał to w spadku. Ona sama musiała pracować nad swoimi zainteresowaniami, aby być nich chociaż trochę lepsza niż przeciętnie. - Sama nie wiem. Moim jedynym osiągnięciem jest pierwsze miejsce w konkursie szachów czarodziejów. - wzruszyła ramionami, bo przecież nikt normalny nie ekscytowałby się taką gierką. W Ilvermorny dużo czasu spędzała nad szachownicą i czytała sporo książek na temat techniki gry, co przekładało się na jakieś umiejętności. Więcej ich u siebie nie widziała. Włożyła gąbkę do wiadra, zacisnęła na niej palce a potem przeniosła ją na grzbiet lunaballi. Rozprowadziła pianę po jej ciałku i z wyczuciem szorowała jej skórę i meszek. Sądząc po wydawanych przez nią odgłosach odpowiadał jej taki stan rzeczy. Nie przeszkadzało jej nawet to, że lunaballa podskakiwała ilekroć przed jej pysk dolatywała bańka. Tak jak Chloé to przewidziała tak Bonnie się nieco zawstydziła. Na szczęście rumieniły się tylko jej uszy, a policzki w skrajnych przypadkach to mogło to przejść niezauważone. Żywy nagi model jawił się jej jak inny świat - świat Chloé i podobnych do niej popularnych i żywiołowych osób, których wszyscy kochają. - Czyli to też wszechstronność. - bąknęła i uciekła wzrokiem do lunaballi, która stanęła do niej przodem w chwili, gdy Bonnie zaczęła szorować skórę jej szyi. Odkryła, że zwierzę bardzo lubi być drapanym w tych okolicach, a więc nabrała więcej wody i płynu (rozlewając po drodze na podłogę i swoje obuwie, ale nie przejęła się tym na tyle na ile powinna) i nadprogramowo szorowała szyję lunaballi, skoro sprawiało jej to przyjemność. - Och, żeby tylko cię nie podrapał. - przestrzegła, choć zapewne Chloé zdawała sobie z tego sprawę. Przysiadła na tyłku na podłodze i obficie oblewała ciało lunabalii wodą z mydłem. - Jak ona śmiesznie wibruje przy myciu. To tak jak kocie mruczenie tylko drży całe jej ciałko. - zauważyła weselej i drugą dłonią przytrzymała bok jej szyi, gdy gąbką zaczęła wycierać jej grube łapki. - W tym schronisku mają tak piękne zwierzątka, że aż serce ściska. - skomentowała z zachwytem. Nie minęła sekunda, a lunaballa postanowiła otrzepać się z piany i wiadomo co zrobiła - potrząsnęła całym ciałem, a piana, którą miała na sobie wylądowała na biednej Bonnie, która zasłoniła się ramieniem i pisnęła ze śmiechem na ustach. - O nie, czy to jakaś sugestia? - zachichotała i otarła twarz z nadmiaru piany. - Nie podskakuj tak bo muszę cię jeszcze opłukać! - zawołała, ale zwierzę najwyraźniej postanowiło teraz po swojemu zatańczyć. Zerknęła na podopiecznego Chloé, aby sprawdzić jak on znosi dodatkowe zabiegi pielęgnacyjne.