Do Hogsmeade przybyli państwo Susan i Greg McKinley, czarodzieje z Nowego Jorku. Zabrali ze sobą schronisko, którego są założycielami. Jeszcze tego samego dnia na wizbooku pojawiła się akcja mająca rozsławić ich milusińskich oraz zachęcić wszystkich do adopcji po tańszej cenie. Mało tego, pojawiły się trzy najpopularniejsze zwierzątka, których adopcja jest nieco trudniejsza jednak warta satysfakcji i więzi z nimi.
Namioty są wewnątrz magicznie powiększone. Zostały również zabezpieczone przed interwencją czynników atmosferycznych.
Zasady
1. Przysługuje Ci tylko po jednym podejściu do procesu adopcyjnego każdego z trzech zwierzaków: kudłoń, lelek wróżebnik i nieśmiałek. 2. W temacie dotyczącym adopcji powyższych zwierząt mogą przebywać maksymalnie po dwie osoby prowadzące wątek/piszące posty dot. adopcji (czyli jeśli chcę przystąpić do procesu adopcyjnego nieśmiałka to mogę pisać tylko ja i moja osoba towarzysząca, to samo z pozostałymi zwierzętami).*
Spoiler:
Jeśli wątek procesu adopcyjnego utknie na dwa tygodnie bez usprawiedliwionej nieobecności uznaje się (pomimo efektu kostkowego), że adopcja się nie udała i mogą przystąpić do niej inne chętne osoby).
3. Możesz adoptować maksymalnie dwa zwierzęta z tego schroniska. 4. Należy linkować wszystkie opłaty i kostki. 5. Adoptować możesz zwierzęta tylko i wyłącznie po deklaracji wizbookowej wzięcia udziału w akcji#przygarnij_mnie. 6. Proszę nie używać aparatów fotograficznych z fleszem. 7. Zwierzętami można opiekować się, karmić je, wyprowadzać na spacer, wyczesywać, obmywać - bez ograniczeń i bez konieczności adopcji.
- kudłoń Gonzo - więcej szczegółów w Namiocie Adopcyjnym - lelek wrózebnik Fruzja - więcej szczegółów w Namiocie Adopcyjnym - nieśmiałek Iris - więcej szczegółów w Namiocie Adopcyjnym - Lunaballa - samiczka, wiek młody, koszt adopcji: 80 galeonów - Pufek, samiec, wiek dojrzały, koszt adopcji: 10 galeonów - Niuchacz, samiec, wiek młody, koszt 150 galeonów + wymagana licencja - Ognisty krab, samiczka, wiek stary, koszt 200 galeonów + wymagana licencja - Psidwak, samiec, wiek młody, koszt 100 galeonów + wymagana licencja - Dwa szczeniaczki psidwaków - samiec, samiczka, koszt za jednego: 90 galeonów + wymagana licencja - Mieszaniec kughuara z kotem: półkot nr 1, samiec, wiek dojrzały, cena 60 galeonów półkot nr 2 samiczka, wiek młody, cena 80 galeonów półkot nr 3, samiec, wiek dojrzały cena 60 galeonów półkot nr 4, samiec, wiek młody, cena 80 galeonów półkot nr 5, samiczka, wiek dojrzały, cena 60 galeonów półkot nr 6 - samiec, wiek: dojrzały, koszt: 60 galeonów - Duża ilość papug, koszt jednej to 25 galeonów - Dwa żółwie, samiec i samiczka, koszt jednego to 10 galeonów - Dwa średniej wielkości węże niejadowite, koszt jednego to 50 galeonów - Kameleon, samiec, wiek młody, koszt 40 galeonów - Szczur - samiczka, wiek młody, koszt 10 galeonów - Kruk, samiec, wiek młody, koszt 20 galeonów - Sowa - samiec, wiek młody, koszt 20 galeonów.
Przypominam, że subforum oraz cel tymczasowy dot. schroniska "Podaj Łapę" zniknie z forum 31 maja. Proszę więc o dokończenie do tego czasu wątków prowadzonych w każdej lokacji tego subforum. Bez obaw, w następnym roku szkolnym schronisko powróci z nową ofertą zwierzaków do adopcji :)
______________________
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Poprzednie dni były frustrujące. Powodowały, iż Felinus miał ochotę jedynie zamknąć się w swoich czterech ścianach i tym samym zapomnieć. Zapomnieć o wszystkich błędach, jakie popełnił. Zapomnieć o tym, iż istnieje, przejść w stan wegetacji, jedynie leżeć i się nie ruszać. Nie mógł jednak tak postąpić - nie chciał biec po przebaczenie, jak również nie zamierzał się wycofywać. Nie po to przeszedł tę całą drogę, by teraz, ze względu na coś takiego, zwyczajnie zrezygnować; chciał jedynie ukończyć tę okropną szkołę i zaprzestać na paru relacjach osobistych. Niemniej jednak, po założeniu Wizbooka, co wyjątkowo rzadko robił, wszak wolał mugolskie sposoby komunikacji, zauważył popularność wydarzenia, w którym mógł adoptować zwierzęta. Brakowało mu przez dłuższy czas sowy; ptaka, który mógłby przenosić pocztę bez problemów, a do tego mu towarzyszyć w jakiś bliżej nieokreślony sposób. Ivara na szczęście nie sprawiała pod tym względem problemów, będąc samodzielną istotą, która nie szuka dodatkowych problemów. Pomyślał, siedząc na łóżku, pomyślał, zastanawiając się nad tym, czy to aby na pewno jest dobry pomysł, by w jego sytuacji osobistej zająć się zwierzakiem - obowiązki. Opieka. Niby sowę, po odpowiedniej tresurze, może puścić wolno, ażeby tylko na dzień miała jakieś swoje określone miejsce. Z każdym dniem zarabiał galeony, a te zamierzał wykorzystać do zakupu jakiegoś mieszkania, ewentualnie wynajmu. Tylko czekał. Wydarzenie było w Hogsmeade. Ubrany był zwyczajnie, standardowo, a pod koszulką nadal znajdowały się liczne plamy po cholernie denerwującej roślinie. Na szczęście im bliżej miesiąca się zbliżał, tym ich stan ulegał znacznej poprawie; Felinus mógł zażegnać powoli problemy w postaci pieczenia oraz swędzenia. Zadeklarował się jednocześnie do wzięcia udziału w akcji, choć nie miał zamiaru robić tego zbytnio publiczne; kroki powinny być prywatne, pozbawione wydźwięku, ciche. Miejsce to było dość charakterystyczne. Dziwne aż, że jeszcze akcja trwała, wszak zazwyczaj one są krótkoterminowe i naprawdę trzeba się spieszyć z adopcją danego zwierzęcia. Namioty, w których użyto zaklęcia rozszerzającego, wypełnione były magicznymi stworzeniami; oczywiście w metaforycznym tego słowa znaczeniu. Niedługo po przemyśleniach i w nim znalazł się student, z zamiarem adoptowania... czegoś? Kogoś? Mieszanka kuguchara z kotem, jaszczurki, kameleony, papużki, liczne zwierzęta, z którymi miał dość mało do czynienia. Czekały; czekały na adopcję, być może kompletnie nieświadome wydarzenia, które może odmienić ich życie na lepsze lub na gorsze. Nigdzie jednak nie widział sów; jakoby były towarem deficytowym, ale czy na pewno można tak o nich mówić? Nie wiedział, dlatego przystanął w miejscu, by odetchnąć. Wtem, nagle, jego brązowe tęczówki spotkały się z niebieskimi. Czarny, młody ptak przyglądał mu się uważnie, jakoby próbując nawiązać z nim jakąkolwiek nić porozumienia. Przechylał łeb, a swoim dziobem uderzył raz w klatkę, to drugi. Mimo to siedział spokojnie, ale osoba bladego Felinusa, ubranego na czarno, zdawała się być może intrygować istotę o pustych kościach i pełnym inteligencji umyśle. Istotę, która może wzbić się w powietrze. Student wykonał ostrożne kroki w stronę klatki; również zaciekawiony, jakoby zastanawiając się nad tym, dlaczego nicie przeznaczenia tak łatwo się splątują. Wysunął dłoń, by wejść w interakcję. Ostrożnie, powoli, by kruk zapoznał się z jego zapachem. Ten również zachował bezpieczeństwo, traktując początkowo Felinusa niczym wroga. Puchon schował ją, przystanął ciut bliżej klatki i począł przyglądać się istocie, która była w niej uwięziona. Nie chciałbyś być wolny? Dopiero, wraz z upływem czasu, ptak zaczął przyzwyczajać się do obecności nieznanej osoby. Potrzebował on pewnej dozy zrozumienia; bez żadnych gwałtownych ruchów. Nie bez powodu Felinus jeszcze raz przysuwał rękę, ale znacznie powolniej, jakoby wiedząc, że sam proces oswajania trwa. Trwa długo. Ale zobowiązuje do odpowiedzialności. Trwało to całkiem długo, bo aż kilkadziesiąt minut. Faolan był osobą zdeterminowaną; przynajmniej teraz, choć zazwyczaj mu tej determinacji zwyczajnie brakowało. Wiedział jednocześnie, że nie zdoła przekonać do siebie czarnego kruka w ciągu trwania tego dziwnego zdarzenia. Wymagało to czasu. Intuicja jednak, posiadane poniekąd resztki zasobów czasowych oraz chęć wypełnienia pustki w sobie, by odnaleźć ponownie coś, dla czego warto będzie się starać, przekonały go do adopcji. - Wezmę go. - powiedział, wiedząc, na co dokładnie się zgadza. Musiał wiedzieć. Pracował kiedyś na roli, prawda? Wiedział, jak się opiekować zwierzętami, nigdy o nich nie zapominając. W międzyczasie przyglądał się całemu gwarowi, gdy kruk był przygotowywany do odpowiedniego transportu; co nie zmienia faktu, iż będzie musiał zagłębić swoją wiedzę. Witaj w nowym świecie, Equinox.
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
- Jeśli z szukaniem domu dla kotów poradzisz sobie tak dobrze, jak z hodowaniem rumianku, to nie mam najmniejszych wątpliwości co do tego, że wkrótce nie zostanie ani jedno bezdomne stworzenie w okolicy - powiedział, gdy Morgan się odezwała i zerknął na nią przelotnie, uśmiechając się łagodnie. Nie wnikał w to, czemu sama nie chciała brać kota, bo w końcu to nie była jego broszka. Przy okazji zgodził się również z Krukonką, bo on także był pod tym względem nieco idealistą i marzył o tym, by na świecie wszystkie zwierzęta faktycznie miały swoje domy, bezpieczne przystanie, by nie były zaniedbane, by dostawały jedzenie i ciepło człowieka, do którego lgnęły. To było w gruncie rzeczy zakodowane gdzieś wewnątrz nich. Christopher nie znosił ludzi, którzy z jakiegoś powodu krzywdzili zwierzęta i czasami myślał sobie, że takie osoby mogłoby spotkać dokładnie to, co same robiły. Potrząsnął teraz prędko głową, by to od siebie oddalić, głaszcząc nadal kocicę i przysłuchując się temu, co miał do powiedzenia mężczyzna, który zajmował się sprawami adopcji. Nie wtrącał się ani trochę w jego wywód, bo uważał to za niekulturalne i dopiero potem zerknął na Alise, gdy się odezwała. - Nie, to zdecydowanie za szybko. Ale na pewno wybiorę coś, co wiąże się z roślinnością - powiedział na to, kręcąc lekko głową. Wszystko wskazywało na to, że drogi odwrotu już naprawdę nie było. Nie miałby zresztą serca zostawiać kocicy po tym, jak właściwie zamieszkała na jego rękach, wyraźnie zadowolona z tego, że znalazła człowieka, który do niej pasował. Była duża, piękna i zdrowa, chociaż Chris miał wrażenie, że więcej niż dzikości, dało się w niej znaleźć miłości. Oczywiście, mógł obawiać się o ptactwo i inne zwierzęta w okolicy chaty, ale z drugiej strony nie on jeden miał mieć kota, a Zakazany Las umiał również bronić się przed najeźdźcami. Prędzej obawiałby się o młodą, która zdawała się być nieco zbyt pewna siebie, ale z drugiej strony widział, że koty są sprytniejsze, niż się człowiekowi wydawało. - Beza? Cała cukiernia w jednym miejscu. Nie boisz się, że mogą zareagować na siebie nieco nieprzychylnie? - dodał jeszcze z lekkim uśmiechem, kiedy miał tylko okazję. Nie chciał się oczywiście wtrącać w to, co będą mieli do powiedzenia ewentualnie właściciele schroniska w tym temacie, ale wiedział jednak co nieco na temat zwierząt, nic zatem dziwnego, że wyrwało mu się już parę dodatkowych słów.
- Luz, luz, ja dam radę! – mruknęła w odpowiedzi. Złapanie muchy nie może być przecież aż tak trudne. Wasia ukucnęła i zmrużyła oczy, próbując wypatrzyć jakąś skrzydlatą potworę. Coś obok latało i bzyczało, ale Gryfonka nie mogła wypatrzeć tego czegoś. Coś szybko przemknęło przed jej twarzą i instynktowne klasnęła dłońmi. Po chwili otworzyła szerzej oczy, zdając sobie sprawę z tego, co zrobiła. Rozwarła dłonie, spojrzała na perfekcyjnie ubitą muchę i szybko otrzepała dłonie. Wstała, wytarła ręce raz jeszcze o spodnie i spojrzała na Nancy. - Nieważne – wymamrotała. – Mucha to zły pomysł. Rzeczywiście nie potrzeba żadnego robala. I tak będzie super. Skoro łowy nie wyszły, Wasia zaciągnęła Nancy ponownie do środka namiotu. - To biorę! - krzyknęła i podeszła do klatki. Kartka z odręczną rezerwacją nadal tam była, tak samo kameleon, co z pewnością oszczędziło im nieco kłopotu. Gdyby jednak ktoś w tym czasie zabrał zwierzaka, Wasia by mu nie odpuściła. Poruszyłaby niebo i ziemię, by go odzyskać. - To biorę – powtórzyła. – Nancy, oni chyba mi chyba dadzą jakąś… wyprawkę? Albo co? Zapakują go chociaż do transportu? Czy ja mam tak, wiesz, iść z nim w łapach? Chyba trzeba się spytać… Chodź ze mną! Pociągnęła Puchonkę za sobą, nie pytając o nic. Może i było to nieco niemiłe z jej strony, ale w takim podekscytowaniu i radości Wasia nawet się nad tym zastanawiała. Podeszły do miłego małżeństwa. - Dzień dobry! Ja to Wasia, to jest Nancy i bardzo bym chciała kameleona, naprawdę, jest cudowny, już go kocham, mogę? Ja zapłacę teraz pieniędzmi, o mam. A on będzie jakoś przygotowany? Bo ja nie mam nic. A naprawdę, to było zjawiskowe, on na mnie spojrzał, ja na niego… Cudnie, cudnie, cudnie! Prawda, Nancy? Spojrzał na mnie! Zwierzak został ładnie przygotowany do transportu. Nie wydawał się być jakoś szczególnie rozemocjonowany, w przeciwieństwie do jego właścicielki. Wasia wyglądała jak golden retriever, który przebiera łapami i macha ogonem na widok miski pełnej kurczaka. I w końcu kameleon trafił do jej łapek. Gryfonka powstrzymała się od podskoków i tylko spojrzała nieco łzawo na Nancy. Zapłaciła potrzebną kwotę i gdy opuściły tłum, zwróciła się w stronę Nancy. - Dziękuję, że ze mną poszłaś! W ogóle tak szybko zareagowałaś, chociaż to wyszło spontanicznie i ojeju, Nancy, jestem taka szczęśliwa! Ruszyły w stronę zamku. @Nancy A. Williams [z.t], wpłata kameleon <3
Hemah E. L. Peril
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175 cm
C. szczególne : Białe włosy, brwi i rzęsy, jasna cera. Akcent cockney. Umięśniona sylwetka. Blizna na jednej brwi po dawnej bójce. Blizny po odmrożeniach na lewej ręce i udach.
Oczywiście, że intencje nie były złośliwe. Nie mówiła tak, aby komuś dopiec, taki był po prostu jej akcent. Obracała się we wczesnych latach wśród niskich klas oraz biedoty - próżno szukać tam ludzi wykształconych, jacy mówią ładnie i w pełni poprawnie. Podłapała ich akcent bardzo szybko, razem ze wszystkimi slangowymi wyrażeniami, które na stałe weszły do słownictwa jasnowłosej. Nieważne, jaką teraz pozycję zajmuje czy ile pieniędzy ma w skrytce w banku... Nic nie zmieni faktu, ze wychowała się bez grosza jako porzucony wśród plebsu dzieciak. Raczej mało możliwe, aby woda sodowa jej nagle uderzyła do głowy. Przeraziła się nie na żarty i rozejrzała, szukając wzrokiem pomocy. Niestety, nie było nikogo odpowiednio kwalifikowanego, kto byłby w stanie wesprzeć albinosa z tak nietypową fobią. Zagryzła zatem wargę, kucając chwilę po tym. Spoglądała na Hayaiela, nie wiedząc, czy powinna była uchronić go przed upadkiem, czy raczej przeciwnie, dać mu czas. Koniec końców stanęło na tym drugim. Niech się uspokoi, sam wie najlepiej, co na niego działa. Czekała cierpliwie, siadając w końcu poza jego wzrokiem. Na tyle blisko, aby w razie pomóc, ale nie na tyle, aby poczuł się na nowo zagrożony jej bliskością. - Przepraszam... - Odezwała się cicho, gdy wstał i zaczął się doprowadzać do porządku zaklęciami. Zauważalnie głupio się Peril zrobiło, przygasła. Podniosła się chwilę po nim, strzepując jedynie pył z czarnej kurtki. Nie była aż taką pedantką, choć w domu lubiła mieć porządek. Odniosła wrażenie, iż albinos chce się jej pozbyć. Sugeruje - mało subtelnie - że to czas, aby dziewczyna sobie poszła. Już miała nawet odejść, kiedy wpadła na lepszy, w jej mniemaniu, pomysł. - Spieszę się zobaczyć zwierzęta. Pójdziesz ze mną? Tym razem nie będę cię dotykać... Ani pozwalać, by inni cię dotykali - zapewniła z uśmiechem, acz kryła się w nim nuta niepewności. Nie chciała w tej sytuacji się narzucać, choć podejrzewała, iż Hayaiel po prostu nie ma, za kim schować się podczas wizyty w schronisku. A ciekawi go zawartość namiotów. Więc mają wspólny interes.
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
// Kupuję półkota #5 i wyślę go do domu rodzinnego. Bo mogę. //
Czesanie rudego kociska okazało się dla niej wyjątkowo uspokajające i układające myśli. I chyba jednak jej kontakt z pół-kugucharem nie miał się skończyć tu i teraz, kiedy już skończyłaby jego (właściwie jej) kosmetyczne zabiegi. Wyglądało na to, że wbrew sobie postanowiła adoptować magiczne kocisko. Choć jednocześnie była to decyzja na tyle logiczna, na ile Gryfonka była zdolna do racjonalnego myślenia w towarzystwie bezdomnych futrzaków. - Nazwę Cię Żaklin. - wypaliła nagle, przecząc wszelkim wcześniejszym zapewnieniom, a kotka jedynie uniosła z zaciekawieniem głowę, spodziewając się być może, że Davies chciała ją jakoś nawołać. Zwierzę nie otrzymało jednak niczego więcej oprócz kolejnych głasków, a do tego dalej musiało znosić czesanie. Ale chyba to lubiła! - Mama mówiła, że Estee tęskni za Rin, którą zabrałam do Hogwartu. Ciekawe, jak się dogadają z nową siostrą. - łączenie kota z pół-kotem na pewno należało przeprowadzić ostrożnie i cierpliwie, ale w domu była matka-wiedźma, która już z gorszymi przypadkami dzikich zwierząt musiała sobie radzić w ostatnich kilkunastu latach, a przy okazji udało jej się wychować jedno z nich na całkiem rozsądną panią kapitan Gryffindoru. Moe wierzyła zatem, że i nowy futrzak w rodzinie nie powinien stanowić większego wyzwania. - W razie czego pomożemy z imieniem. Choć to chyba bardzo osobista sprawa. - włączyła się z powrotem do rozmowy, kiedy już przegoniła własne myśli i pogodziła z postanowieniami. Wierzyła, że O'Connor dałby sobie samemu radę z nazwaniem kotki, potrzebował tylko odpowiedniego momentu, by ujrzeć imię w jej oczach. Niekiedy zajmowało to naprawdę krótką chwilę. Wafel, czy Jacq nie potrzebowały długo. Oby tylko nowa towarzyszka gajowego nie okazała się Rumiankiem... - Chyba pora na nas. - stwierdziła, widząc ciemniejące niebo za oknem i właścicieli schroniska, którzy powoli doprowadzali namiot do porządku po całym dniu i zamykali boksy, pomieszczenia, kotary, przygotowując jednocześnie kilka pojemników do transportu dla tych, którzy zdecydowaliby się przed wyjściem na adopcję. Cała ich trójka była w tej chwili takimi osobami.
Obserwowała próby polowania na muchę w wykonaniu Wasi, zastanawiając się jednocześnie czy nie lepiej by było zabrać tu kameleona i pozwolić mu samemu zapolować. Przez myśl również przeszło jej pytanie jak szybkie mogą być te gady? Mógłby im zwiać, czy raczej jego ruchy są tak powolne, że mogłyby zostawić go na trawie, pójść po kawę, a potem wrócić i zastać go ledwie pół metra dalej. Nie żeby uważała takie zachowanie za rozsądne, ot czysta ciekawość. Nie skomentowała w żaden sposób tej ostatniej, nieudanej próby, a jedynie powstrzymała cisnące się na usta rozbawienie, dając się zaciągnąć ponownie do wnętrza namiotu adopcyjnego. - Na pewno dostaniesz jakieś... Pudełko? Transporter? No coś na pewno dostaniesz, nie martw się, to specjaliści. - Machnęła ręką, dając znać, że nie ma się absolutnie czym przejmować, choć zdawała sobie sprawę, że i tak nie uśmierzy tym nerwów Gryfonki. Mimo wszystko warto było próbować! Ponownie dała Fiodorow pociągnąć w inny kąt namiotu, gdzie miała dokonać transakcji. Williams kiwała głową, robiąc jak najbardziej odpowiedzialną minę, by potwierdzić wszystkie rozemocjonowane słowa przyjaciółki i dodać właścicielom schroniska pewności, że Wasia to najlepsze co mogło spotkać tego małego kameleona. Będzie miał życie jak w Madrycie po prostu. Z lekkim wzruszeniem obserwowała jak dziewczyna przejmuje kameleona i nie mogła przestać się uśmiechać. - Absolutne nie masz za co dziękować! Przecież to była czysta przyjemność! Musisz mi dać koniecznie znać jak go nazwiesz! Mówiłaś, że Liam ma wybrać? Ależ jestem ciekawa... - Włączył jej się słowotok, spowodowany całą tą dawką pozytywnych emocji. Wracając do zamku żadnej z nich buzia się nie zamykała, dyskutując o tym jakie przygody czekają Wasie i kameleona w najbliższej i tej dalekiej przyszłości.
Słysząc tę śmiałą propozycję, lekki dreszcz przebiegł go po plecach. To tutaj było dużo więcej ludzi? Rzucił krótkie spojrzenie w stronę chodnika, jakby nagle całe tłumy miały za chwilę natrzeć na namiot, aby wykupić wszystkie znajdujące się w ogłoszeniu zwierzątka. Przymknął na moment oczy, ostatecznie odwracając się frontem do dziewczyny. Jeśli naprawdę tak bardzo się spieszyła, aby wejść do namiotu, to to mogła być prawda. Do tego miała również predyspozycje do skutecznego odciągania ludzi. Jak nie sławą, to siłą. - Myślę, że mógłbym Ci towarzyszyć. - Odparł w końcu. Wsuwając jeden palec pod materiał rękawiczki, upewniając się, że na pewno jest dobrze naciągnięta. Wyglądał na nieszczęśliwego, z tym spuszczonym spojrzeniem. Jakby było mu ciężko z faktem, że musi prosić Hemah o pomoc. Za chwilę jednak ponownie uniósł wzrok na dziewczynę, tym razem już poświęcając jej dużo więcej uwagi - tak może z pięć sekund więcej jak do tej pory, zanim przytaknął głową. - Panie przodem. - Zachęcił dziewczynę, samemu robiąc kilka kroków naprzód. Przejrzała go po całości. Był strasznie zafascynowany magicznym inwentarzem schroniska, ale nie miał wystarczająco odwagi by się przemóc i samemu go obejrzeć. Szczególnie, że to znacznie ciekawsze niż studiowanie zwierząt z rycin lub książek. Na pewno były dużo bardziej kolorowe niż na obrazkach. Niestety Obrona przed magicznymi stworzeniami nie była jego ulubionym przedmiotem i prawdę powiedziawszy, wciąż wolał je tylko oglądać aniżeli się nimi zajmować. Przez to też wiele stracił z tych lekcji zaliczając jedynie samą teorię. Tutaj, zakładał że nikt go do pracy przy nich nie zagoni. Byłby to jeden z tych nielicznych razów, gdy może zobaczyć coś na żywo bez presji przymusowej interakcji. Na całe szczęście namiot wydawał się wystarczająco duży, aby nie złapać klaustrofobii. Magicznie powiększony. Z zewnątrz nic na to nie wskazywało, przez co trudniej było się albinosowi przełamać. Nie miał ochoty przeciskać się między interesantami, czy ciasno rozstawionymi klatkami i wybiegami dla zwierząt. Tak jak i one, również potrzebował przestrzeni dla siebie. Może to i dobrze, że pozwolił sobie dołączyć do Hemah? Na pewno odnajdzie się tu dużo szybciej niż Hayaiel.
Hemah E. L. Peril
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175 cm
C. szczególne : Białe włosy, brwi i rzęsy, jasna cera. Akcent cockney. Umięśniona sylwetka. Blizna na jednej brwi po dawnej bójce. Blizny po odmrożeniach na lewej ręce i udach.
Nie pospieszała go. Czekała cierpliwie, wiedząc, że niektórym osobom trzeba dać więcej czasu. Jak nie nieśmiałym pierwszoklasistom, tak braciom Sæite. Hem miała naprawdę predyspozycje do bycia wspaniałą opiekunką, nie licząc oczywiście jej wybuchów agresji. Taki mały szkopuł. Prawie niezauważalny. To zaskakujące, jak bardzo potrafi być spokojna i łagodna względem niektórych... Oraz jak szybko umie tracić nad sobą panowanie z bardzo błahych powodów. Zwykle angażując się mocniej emocjonalnie w życie innych niż własne. Ktoś obraził jej przyjaciela? Niech lepiej pilnuje własnych zębów, zanim zacznie zbierać je z chodnika. Hayaiel zatem nie mylił się, że będzie pilnować go jak mama-gąska zagubionego pisklaczka. Pomimo faktu, że był starszy... I na dodatek facetem. Tą płcią, od której wymaga się stanowczości oraz protekcji. Komu jak komu, ale Hem akurat nie przeszkadza zamiana ról. Uśmiechała się łagodnie, kiedy chłopak... W zasadzie już mężczyzna namyślał się odnośnie całej tej sytuacji. Zabawne, że uznał to za towarzyszenie Peril zamiast proszenia jej o pomoc. Odwracał całość tak, aby nie czuć się źle? Cokolwiek ten zabieg miał na celu, nie wnikała. Była dość kiepska w gierki psychologiczne. Po prostu ucieszyła się, że się zgodził. - Oh, dziękuję - zaśmiała się cicho. - Niewielu ustępuje mi miejsca, wiesz? - Rzuciła, wchodząc pierwsza. Wnętrze namiotu robiło wrażenie, także ilość i różnorodność zwierząt w nim. Nic zatem dziwnego, że rozdziawiła lekko usta, robiąc ciche "woo", nim dojrzała ustawiony nieopodal kojec z kotami. Wyciągnęła rękę, by złapać Hayaiela za skrawek ubrania (niezmiernie mocno walcząc ze sobą i w ostatniej chwili zmieniając, by to nie była ręka), zanim pociągnęła go za sobą w stronę pół-kugucharów. Stara się być subtelna... Ale nie zawsze to wychodzi. - Jakie one urocze! - Puściła mężczyznę i kucnęła przed siatką, aby popatrzeć na kociaki. Nie były takie młode, w końcu to schronisko. Maluchów tutaj próżno szukać. Ale nadal bardzo słodkie w mniemaniu Hem. Wsunęła palec między prętami, by pogłaskać jednego szarego, który wyjątkowo garnął się do ludzi. - Lubisz drapanie za uchem, co? Lubisz~ - chwilę jeszcze gadała do kota, zanim uniosła głowę na Hayaiela. Jakby chciała się upewnić, że dalej tam stoi i nigdzie nie uciekł ani nie jest zbyt straumatyzowany. - Wzięłabym... Ale mam już kota - wróciła uwagą do kuguchara. - Wiesz, niby Athi lubi się bawić z innymi zwierzakami. W Hogwarcie był całkiem ładnie ułożony, nie? Ale teraz mam własne mieszkanie i on chyba już poczuł, że to jego teren. Akaiah raz wpadł, jak mnie nie było i zabrał kota Elizy, trochę było między nimi starć, trzeba było go zamknąć w łazience. Tego drugiego kota, nie Athiego. Ja ogólnie nie mam nic przeciw, aby do mnie Akai wpadał, ale przynosić innego zwierzaka to trochę ryzyko. Nawet ja to wiem. Athi jest duży, um. Wiesz, jak wygląda serwal? Jest taki o - pokazała ręką na wysokość - a Athi ma matkę serwala i ojca domowego kota. Więc jest nieco mniejszy, ale nadal dzikawy. Chociaż ja wiem, czy dzikawy? Bardziej... - Zastanowiła się, szukając odpowiedniego określenia. - Trochę jakby psa umieścić w kocim ciele. O, to dobre określenie. Lubi aportować, umie chodzić na smyczy, co prawda nie przepada za tym, ale umie... Zna kilka komend. I ogólnie jest aktywny. Biega, skacze, bawi się. Tyle, że jest no... Duży. Nie wiem, jak taki dorosły kot by na niego zareagował. Trochę jakby nagle ciebie wziąć do innego miejsca i postawić przed tobą neandertalczyka - zaśmiała się. - Athi to taki nieokrzesany neandertalczyk - wstała nagle. - Muszę ci go pokazać! Powinnam mieć zdjęcie na wizzengerze... - Wyciągnęła z kieszonki notesik i zaczęła przerzucać kartki. Rozgadała się. Głównie po to, aby nie było między nimi niezręcznej ciszy, ale też, by Hayaiel nie czuł się przymuszany do konwersacji. Może sobie komfortowo i biernie słuchać. Jej to nie przeszkadza. Otworzyła na właściwej stronie i pokazała albinosowi kilka zdjęć swojego kota. - Musisz w ogóle do mnie wpaść, mam własne mieszkanie. Posprzątam, naprawdę dokładnie! Będziesz mógł nawet sam jeszcze parę razy rzucić Chłoszczyć. I zrobię ci coś dobrego. Ostatnio myślałam na cukierkami, co będą wyglądać jak kryształki albo inne kamyczki. Spróbujesz? I mam dużą wannę, w zasadzie basen, jak będzie upalnie, możesz nawet trochę popływać - zaśmiała się. - Odremontowałam łazienkę, mówię ci, jest teraz lepsza niż ta prefektów w Hogu. A wiem, co mówię, jestem prefektem - wyszczerzyła się. Dopiero po tym zwolniła i zamilkła na trochę, czekając na reakcję i odpowiedź.
Nie poprosiłby o pomoc, bo chciał zachować jeszcze tę odrobinę godności faceta. Zresztą Peril pierwsza wyszła z propozycją wspólnego zwiedzenia namiotu. On jedynie skorzystał z okazji – mając tym samym nadzieję, że nie popełnił błędu. Zawsze targało nim wiele obaw, jeśli chodziło o wszelakie, bliższe kontakty z ludźmi. Jednak taka okazja mogła się już więcej nie powtórzyć. Nie dałby rady ściągnąć w to miejsce Jahleela. Prędzej wyprzedano by wszystkie zwierzęta i zwinięto cały interes, zanim ten pracoholik dotarłby na miejsce. Hayaiel zaczynał sądzić, że byłby na czas tylko w wypadku gdyby wysłano doń oficjalne zaproszenie, opatrzone pieczątką zakładu pracy i kopertą z dodatkowymi wytycznymi dotyczącymi pracy po godzinach. Westchnął ciężko, przywołując do ręki książkę wizzbooka i spoglądając niepewnie na zdjęcie brata w wizzingerze. Powinien go uprzedzić o swoim pobycie tutaj? Za chwilę jednak opuścił dłoń, słysząc wymijającą go Hemah. - To… nie przystoi. - Skomentował krótko, opuszczając dłoń i podążając za dziewczyną. Lepiej nie zostawać w tyle – zdążył pomyśleć, kiedy nagle pociągnięto go w stronę klatek z kotami. Dreszcz przebiegł mu po plecach. Dla Hayaiela koty nie były urocze, tylko straszne. - Oh, wielka szkoda. Może ten tutaj znajdzie jeszcze swój dom. Namiot postoi tu jeszcze jakiś czas. - Odparł pokrzepiająco, w duchu odetchnąwszy z ulgą, że Hemah jednak nie dokona impulsywnego zakupu żadnego z tych stworzeń. Tak, naprawdę nie lubił kotów. Strasznie bał się zasypiać w ich pobliżu. Gdy tylko zamykał oczy, miał wrażenie że któryś z nich wpatruje się w niego intensywnie podczas snu. Często siadały mu na włosach. Wplątywały się w jego ozdoby. Niszczyły ubrania i co najważniejsze… spały na kolanach by uziemić Cię na resztę dnia. Uśmiechnął się delikatnie na dalsze słowa dziewczyny. Kompletnie nie miał pojęcia o czym gryfonka mówiła. Za to podejrzewał, że sam zamknąłby się w tej łazience, gdyby miał spędzić dzień w towarzystwie jej kota. Brzmiało odrobinę strasznie. Szczególnie porównanie do neandertala… Hayaiel nie był wcale wysoki, ani barczysty, a tu jeszcze miano by go zestawiać w parze do jakiegoś podczłowieka z mieszanką krwi olbrzymów czy innych stworzeń? Sprawdził palcami, czy aby czasem jego kołnierzyk nie jest zbyt ciasny, wywołując tym samym jakieś urojone trudności w oddychaniu, po czym spojrzał na zaprezentowane mu zdjęcie. To jest na pewno kot domowy? - … - Zaniemówił, automatycznie przenosząc wzrok na koty poniżej. Chciał zapytać, kto jej dał coś takiego, jednak byłoby to zbyt niegrzeczne. Zamiast tego pokiwał wolno głową, spoglądając w głąb namiotu. Jakby w obawie, że koty ze zdjęcia też będą tu sprzedawane. - Może kiedyś. - Odparł powoli, nawet nie patrząc w stronę Hemah. Jeśli chciała go karmić, stworzenie słodyczy w kształcie kryształków, było najlepszym pomysłem. Musi się jednak przygotować na to, że słodycze nie mogą być robione ręcznie, a najlepiej w jego obecności. - Zamkniecie w łazience byłoby w porządku. - Dodał po chwili, wiele się nad tym długo nie zastanawiając. Wcześniej dziewczyna mówiła o tym, że zamknęła kota w łazience. Co by znaczyło, że jej mały neandertal nie ma tam wstępu. Jeśli miałby kiedykolwiek ją odwiedzić, najbezpieczniejszym miejscem byłaby łazienka. - Tam też jest coś dużego. - Spojrzał na Hemah, a potem na dziki tłum, przy klatkach z psidwakami, który stał mu na drodze. Nie chciał się od niej oddalać, ale te szczeniaczki miały chyba podobne powodzenie co te koty - bo zaraz i wokół nich zaczęli gromadzić się ludzie, totalnie nie zważając na fobie albinosa.
Hemah E. L. Peril
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175 cm
C. szczególne : Białe włosy, brwi i rzęsy, jasna cera. Akcent cockney. Umięśniona sylwetka. Blizna na jednej brwi po dawnej bójce. Blizny po odmrożeniach na lewej ręce i udach.
Wywróciła lekko oczami. - Zaraz nie przystoi. Znaczy, doceniam mocno, że niektórzy nadal są bardzo kulturalni i mili, to sprawia, że można poczuć się jak dama czy coś. Ale nie musisz być taki formalny, 'Ay. Nie jesteśmy na salonach, tylko w schronisku - zaśmiała się cicho po tym. Miejscami albinos wyglądał i mówił jak z innej epoki. Był przez to niezmiernie ciekawy, choć nie każdy mógł odebrać jego ekscentryczność równie pozytywnie, co Hem. Ale czarodzieje bywali dziwakami, szczególnie ci czystokrwiści. Hem przy nim była tylko obszarpańcem z ulicy, który jakimś cudem dorobił się lepszej pozycji. - Uhm, pewnie tak, wyglądają na naprawdę kochane - zgodziła się, chowając wizzengera. Mina Hayaiela nie wyrażała zbyt wiele szczęścia czy euforii na widok Athiego. Z drugiej strony, on zwykł stronić od gwałtownych emocji, nie licząc oczywiście strachu w bezpośrednim kontakcie z inną osobą. Ale fobia rządzi się swoimi prawami. Na co dzień albinos zwykł być jak ta figura z białego kamienia. Piękny i kulturalnie zdystansowany. Nie jego wina, że Hem stanowi niemalże całkowite przeciwieństwo oraz ma tendencję skakać po posągach. Słysząc neutralne "może kiedyś" nie zwróciła uwagi na to, że to po prostu ładny sposób na odmowę. "Może kiedyś" oznacza tyle, co "nigdy". Ale nie powstrzymało to dziewczyny przed podekscytowaniem, szczególnie, kiedy jeszcze Sæite zgodził się na pływanie w basenie. Zupełnie, jakby owy kurtuazyjny detal odszedł w zapomnienie, przysłonięty perspektywą wspólnej kąpieli. - Naprawdę?! To super! Mam wolny ten weekend, to się prawie nie zdarza, więc trzeba korzystać! Powiedziałabym, że teleportuję się do was, ale mieszkacie w Londynie, więc to w zasadzie tylko kwestia dotarcia do centrum. Może w takim układzie podjedziemy dorożką albo coś? Albo sam do mnie podskoczysz, dam ci adres. Mieszkam bliżej centrum, co prawda widok na ministerialne budynki nie należy do najpiękniejszych, like, nie tyle nie lubię samego ministerstwa i mają nawet ładną architekturę, ale tyle tam się osób kręci... Niemniej tam dostałam takie piękne mieszkanko, spodoba ci się, jest głównie w bieli i ma taki modny teraz open space. No jakbym nie była wiedźmą, to bym nienawidziła kuchnio-salonu, ale tak to mogę sobie zaklęciami wszystko ogarnąć, by mi pół domu nie przesiąkło zapachem boczku, jakkolwiek to nie byłby miły zapach - rozgadała się kompletnie, całkowicie przekonana o tym, że naprawdę Hayaiel ją odwiedzi. Przerwała dopiero w momencie, kiedy mężczyzna wskazał jej na klatkę nieopodal. Przeszli tam i po chwili przepychania się (głównie ze strony Peril, oczywiście) dotarli na tyle blisko, coby ujrzeć psidwaki. - Aww, też są kochane. Ale ja szukam większego psa... Wiesz, jak wracam z treningu czy coś, to idą z buta i czasem przechodzę przez podejrzane dzielnice. Dam radę się obronić, ale wolę nie kusić losu. Duży pies zadziała zniechęcająco na potencjalnego złodzieja - wsunęła palec pomiędzy szczebelki, coby psiak mógł go obwąchać. Ona aż się prosi, by coś ją ugryzło. - A te tutaj są tylko urocze. I najwyżej głośne. Chyba, że ty chcesz jednego? - Spojrzała pytająco po mężczyźnie.
Hemah powinna jednak odrobinę się hamować kiedy skacze po posągach. Nie wszystkie bywają tak wytrzymałe, jak można by się tego spodziewać. Hayaiel mógłby pewnego dnia skończyć nie tylko ze zdewastowaną psychiką, ale i z połamanymi rączkami albo nóżkami. Dobrze, że w tej chwili przyjęła postawę obrońcy. W przeciwieństwie do bezmyślnego wandalizmu, to o wiele lepiej do niej pasowało. Szczególnie gdy wziąć pod uwagę to z jaką czułością i troską wypowiadała się o swoim wyrośniętym kocurku. Oby tylko podzielał charakter swojej pani. Inaczej albinosa czekać będzie kolejna trauma. - Słucham? - Jego głos załamał się i utknął gdzieś między odgłosami zwierząt, a - podbitą euforią – paplaniną jego towarzyszki. Gdzie popełnił błąd, że aż tak źle go zrozumiano? Poczuł dreszcze na całym ciele oraz nieprzeniknione zimno na skórze, od wylewającej się nań fali kompletnego przerażenia. Jak mógłby to odkręcić? Dało się w ogóle? Nie był w stanie wejść jej w słowo, tak bardzo popłynęła w temat. Ale może istniał jakiś cień szansy, że zapomni o tym zaproszeniu, bądź nie będzie mieć czasu do tego stopnia, że owe w końcu się przedawni. Tak też czasem bywa, gdy rozłąka staje się zbyt długa, a kontakty oziębiają się. Prawda? Szczęściem, udało mu się odwrócić jej uwagę od tematu, chęcią ujrzenia innych zwierzątek – co mimo wszystko również okazało się być fatalnym pomysłem. Tłum na który omyłkowo wskazał, był dość spory, a on – o zgrozo – takich nie cierpiał najbardziej. Rosnący z każdą chwilą brak wzajemnego zrozumienia zaczynał generować kolejne problemy, przez które albinos bał się odezwać cokolwiek więcej. Nie podejrzewał, że Hemah z gracją wysoko opłacanego bodyguarda koreańskich gwiazd popu, będzie specjalnie dla niego rozstępować tłum ludzi wokół wskazanych klatek. Czy to nie było odrobinę niegrzeczne? Hayaiel i tak chciał jedynie pooglądać. Nie zamierzał niczego przygarniać. Zresztą, wątpił aby jego brat zgodził się na kolejnego, znikającego pełzaka do potykania się. - Jeszcze większego? - Dla niego coś co mieściło się w dłoni, już wydawało się być całkiem duże. - Czy one nie urosną trochę większe? - Dopytał, a za chwilę, gwałtownie pokręcił głową. - Niby ja? Nie. Nie potrzebuję psa obrońcy. Znaczy, takiego też nie. Może mój brat... ale nie sądzę. - Jahleelowi tylko zgrai szczeniaków brakuje do szczęścia, jakby mało miał problemów z rodzeństwem. Chociaż z drugiej strony, gdyby doszedł mu obowiązek wyprowadzania takiego zwierzaka na spacer, w końcu poczułby co to relaks? Bardzo wątpliwe. On nawet nie znał takiego słowa. -Obawiasz się samotnych powrotów do domu? - Twój kot nie nadaje się na obrońce? - Osobiście wolałbym coś takiego. - Uniósł dłoń i wskazał koleżance następną klatkę. Teraz kiedy odrobinę się zbliżył, a tłum się przerzedził, można było dostrzec, że tuż obok bardzo popularnych szczeniaczków, znajduje się prawdziwa gwiazda tej wystawy. Coś co Hayaiel chciał zobaczyć od samego początku ale nie miał odwagi – żółw. Albo też bardziej precyzyjnie, samica ognistego kraba, która owe stworzenie przypominała. Być może tylko prawdziwy jubiler był w stanie zainteresować się spoczywającą na miękkiej poduszce skorupą, porośniętą drogocennymi minerałami… no i oczywiście potencjalny złodziej. Ale tych póki co, miejmy nadzieję, nie spotkali. - Jest piękny… znaczy, piękna. - Przeczytał naprędce większe litery z tabliczki informacyjnej, wycofując się z zatłoczonego obszaru wokół klatek psidwaków.