// Zostawmy taką datę, jaka jest, dla mnie nie ma różnicy
Naprawdę bardzo cieszyła się na możliwość współpracy z Aurorą. Ciekawe jednak, co by powiedziała Beatrice, gdyby wiedziała o tym, jakie obawy żywił Dorien względem tego przedsięwzięcia. Pewne było jedno: szczęściem by nie tryskała. Na szczęście nie słyszała tego osobiście, także nie było obawy, że nagle zacznie pomstować na brata podczas ich dzisiejszej współpracy. Szczególnie, że w przeciwieństwie do swojej szwagierki doskonale wiedziała, jakimi darzy ją uczuciami. Początkowo była bardzo nie pewna i wykazywała się kompletnym brakiem zrozumienia względem związku Aurory i Doriena. Jednak z czasem okazało się, że wszystkie jej myśli były błędne i powinna zmienić swoje nastawienie. Teraz cieszyła się, że jej brat był z kimś takim. Innymi słowy, ze świetną kobietą, która pałała do niego żywym, szczerym uczuciem i widać było, że są ze sobą szczęśliwi. Kimże więc jest Trice, aby w jakikolwiek sposób to oceniać, czy ingerować?
-
Auroro, nie trzeba było. - powiedziała, biorąc od blondynki butelkę wina, z delikatnym uśmiechem wskazującym na lekkie zażenowanie. Nie oczekiwała w związku z jej przyjściem żadnych prezentów, ale kiedy zobaczyła, co jeszcze trzymała w dłoni, miała ochotę wyrzucić to wino w cholerę. Dlatego wyszczerzyła zęby w szerokim uśmiechem, kiedy odebrała obrazek autorstwa Willow. Nie miało większego znaczenia to, co się na nim znajdowało, bo dla Dearówny ważniejsze było, że jej chrześnica sama to stworzyła. -
Jakie śliczne! Zaraz powieszę to w honorowym miejscu! - zawołała wyobrażając sobie jak malowidło będzie wyglądało oprawione w ramkę, wisząc nad kominkiem.
Z zaangażowaniem wysłuchała tego, co Aurora miała do powiedzenia na temat tego, co się działo ostatnio w ich życiu. Bardzo cieszyła się na myśl, że wszystko układało się w jak najlepszym porządku. -
Z chęcią was odwiedzę. Muszę tylko wybrać termin, kiedy nie narażę się na niespodziewane spotkanie z rodzicami oraz skończy się to całe szaleństwo związane z tym eliksirem. - Uśmiechnęła się specyficznie na wspomnienie o rodzicach, ale komu jak komu, Aurorze tego tłumaczyć nie musiała. Na pewno doskonale orientowała się w tym, jak wyglądała sytuacja pomiędzy Beą o jej teściami. Nie było sensu, aby cokolwiek więcej dodawać do tej wypowiedzi.
Fakt, decydując się na współpracę z kimś, kto nie znał jej metod, chyba powinna trochę bardziej dostosować się względem tej drugiej osoby. Mogła wcześniej pomyśleć o tym, aby choć w niewielkim stopniu ogarnąć stanowiska pracy. Podrapała się po włosach, rozglądając po pomieszczaniu.
-
Spokojnie, już jedna "mądra" Aurora wlała w siebie Morsmorthis by przetestować ten eliksir i okazało się, że działa. - skomentowała wzmiankę odnośnie testowania. Dearówna mogła być spokojna, inna Aurora była "pierwszą szczęśliwą", która sprawdziła na sobie działanie tego eliksiru.
Machnęła różdżką, a niektóre elementy wyposażania pokoju, przemieściły się z miejsca na miejsce, układając w nieco schludniejszy sposób. Teraz przynajmniej widać było gdzieniegdzie blat. Może i faktycznie będzie się dzięki temu lepiej pracować?
Chwilę milczała, zastanawiając się nad tym, jakie zadania należy powierzyć jej bratowej.
-
W zasadzie, to możesz zająć się dokończeniem tego eliksiru. Do dodania zostały już tylko dwa składniki i po tym nie musi on jakoś szczególnie długo być ważonym. Potem możemy zająć się testowaniem na tych tutaj nieszczęsnych myszach. - to powiedziawszy delikatnie postukała obcasem buta w klatkę, w której wciąż radośnie przemieszczały się myszki.
-
Spokojnie, składniki nie są jakieś szczególnie wymagające. Wystarczy dodać wyciąg z mandragory i kilka liści mięty dla lepszego smaku. Potem mieszać do momentu, aż eliksir nie zmieni barwy z pomarańczowej na zieloną - przedstawiła szczegółowe instrukcje, po czym zajęła się przygotowaniem pacjentów, co było gorszym zadaniem. Ktoś mógłby się dziwić, że w eliksirze, który ma być antidotum na bardzo silną truciznę, ktoś dba jeszcze o walory smakowe. Beatrice była perfekcjonistką w swojej pracy, nie wyobrażała sobie inaczej.