Duża, płaska przestrzeń otoczona stromymi zboczami gór jest początkiem lodowca alpejskiego. Przyciąga jednak nie tylko fascynatów tych tworów natury. Otwarty teren stanowi idealne miejsce do różnego rodzaju zabaw, od śnieżkowych bitew, po wszelkie gry miotlarskie.
Jego ciekawość zdecydowanie miała być powodem wielu problemów na wyjeździe, chociaż póki co trzymał się dzielnie. Na wysokie góry patrzył z utęsknieniem, ale i lekką obawą. Nie miał doświadczenia w takich lokacjach, tak jak i w samym podróżowaniu. Matka wielokrotnie zapewniała go, że odkładają pewną sumę, którą mogą przeznaczyć na wakacje bądź ferie dla niego. On jednak kręcił nosem, wymyślał, że wcale nie ma na to ochoty i dbając o dobro własnej rodziny, wracał po prostu do Ipswich. Złamał się tylko raz, kiedy odbywał się wyjazd do Grecji. Nie żałował samych doświadczeń, ale galeonów ubyło mu tam naprawdę sporo. Od tamtego czasu znów uparcie odmawiał, co skończyło się tym, że na ferie w Mount Blanc zapisano go podstępem za prośbą jego rodziców. Wiedział, że ojcu to pewnie było obojętne, ale ewidentnie musiał wyrazić na to zgodę i dołożyć większość kwoty. Był więc wdzięczny im obojgu, choć na bank to matka nalegała na tą całą intrygę z zapisem. Jak się okazało, było tu pięknie i magicznie. Bart spędzał na zewnątrz większość swojego czasu, co nieszczególnie dobrze wpływało na jego stopy (buty miał chyba zbyt lekkie jak na taki mróz), ale nie poddawał się i zwiedzał ile mógł. Zaczynało się robić już ciemno, choć wcale nie było późno, ale to nie zniechęciło go przed wycieczką na pole firnowe. Z oddali widział, że trwała tam bitwa na śnieżki, ale miejsca było na tyle sporo, że z pewnością mógł uniknąć interakcji z tamtymi ludźmi. Nie lubił, kiedy ktoś czymś w niego rzucał. Czuł się wtedy przytłoczony i totalnie go to nie bawiło. Nie rozumiał więc skąd w ludziach takie zamiłowanie do rzucania się śnieżkami. Im dalej szedł, tym mniejszy się czuł. Wielkie lodowe zbocza zdawały się być coraz większe, a on sam miał wrażenie, że jest mu coraz chłodniej. Owinął sobie szczelniej swój żółty szalik wokół szyi i zaczął poruszać dłońmi w kieszeniach. Tak łatwo się nie poddam. Ledwo co pomyślał, a następnie zaczął się ślizgać. Wił się w miejscu przez dłuższą chwilę, ale ostatecznie udało mu się zachować pion. Roześmiał się i dopiero teraz zorientował się, że kilka kroków za nim znajdowała się jakaś dziewczyna. - Żyję, żyję - sam nie wiedział czy w ogóle to widziała i co ważniejsze, czy się tym przejęła. Poczuł jednak, że musiał ją zapewnić o opanowaniu sytuacji, bo... bo tak. - Kompletnie nie trafiłem z tymi butami, ale myślałem, że jak są duże, to będą ciepłe i z sensowną podeszwą - wzruszył ramionami. Tak to już było jak człowiek polegał na mugolskim obuwiu, zamiast zaopatrzyć się w coś sensownego i być może lekko zaczarowanego. - Ale nie jest źle - dodał po chwili, bo to też nie tak, że cały czas miał problemy. Trafił mu się bardziej oblodzony fragment nawierzchni, ale był to pierwszy raz w przeciągu ostatnich kilku godzin. - Rany, jak tu jest pięknie - westchnął, ponownie zerkając na zbocza. Sam nie wiedział dlaczego cały czas mówił, skoro nawet się nie znali, ale to chyba z tego zakłopotania. Poza tym, dziewczyna nie miała żadnego towarzystwa, więc to też dodawało mu odwagi. - Bart, jestem Bart - przedstawił się po chwili namysłu i wyciągnął do niej dłoń. Była zaczerwieniona od mrozu (rękawiczki zostawił w pokoju, głąb jeden) i lekko się trzęsła, ale na szczęście wyjmował ją jedynie na krótką chwilę.
Loulou Moreau
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 173cm
C. szczególne : francuski akcent, burza loków, ciemniejsza karnacja
Wyglądało na to, że oboje byli na feriach wbrew swojej woli. Jednak Bart mógł się z tego cieszyć, zaś Lou… Powiedzmy, że nie była szczególnie zachwycona, ale daleko było do niechęci wobec samych ferii. Ostatecznie okolica była naprawdę piękna, nie można było narzekać na brak widoków. Brakowało jej jedynie lodowiska, ale może jeszcze go nie zdążyła odkryć? Zamiast jeździć na łyżwach, mogła spacerować w otoczeniu szczytów gór i miotać śnieżkami w pobliskie skały. Nie były to najgorsze ferie. Humor jednak psuła świadomość, że pobyt w tym kurorcie wiązał się z przeniesieniem do innej szkoły. Powinna więc nawiązać nowe znajomości, ale… Jeszcze nie miała na to szczególnej ochoty. No dobrze, przypadkiem zdążyła już poznać jedną dziewczynę no i z paroma osobami była w pokoju. Czy można w takim razie uznać, że pierwsze lody zostały przełamane? Teraz stała opatulona puchową kurtką, z nausznikami zamiast czapki. Ogrzewały uszy i to dziewczynie wystarczało, przyzwyczajonej do zim w Kanadzie. Na dłoniach rękawiczki były już całkiem przemoczone, bowiem Lou co jakiś czas lepiła śnieżkę, którą starannie formowała w kulkę, wygładzając wszelkie nierówności, aby rzucić w stronę grupy, urządzającej bitwę na śnieżki. Starała się to robić tak, aby nikt nie widział, że też rzuca. Dla niej było to lepszą zabawą, niż gdyby miała być między nimi i również dostawać śnieżkami w plecy. Niby nie była tchórzem, ale męczyło ją poznawanie nowych ludzi. Szczególnie gdy sama była “nową”. Dlatego wolała, póki mogła, trzymać się na uboczu. Złapała nową garść śniegu, który powoli zaczynał nabierać kulistych kształtów, kiedy jej uwaga została przykuta przez postać, będącą niedaleko niej. Może nie byłoby w nieznajomym niczego szczególnego, gdyby nie rzucający się w oczy, pośród wszechobecnych odcieni bieli i szarości, jego żółty szalik oraz nagłe podrygi. Uniosła brwi, przyglądając się chłopakowi, wciąż wygładzając śnieg w dłoniach, co robiła odruchowo. Być może powinna ruszyć z pomocą, ale z całą pewnością wtedy oboje wylądowaliby tyłkami w śniegu, a na to nie miała ochoty. Obserwowała więc jego ruchy, zastanawiając się jednocześnie, co ma nie tak z butami, żeby za chwilę uśmiechnąć się samym kącikiem ust, gdy odezwał się do niej. Nie musiał. Nie, żeby ją szczególnie wszystko interesowało, ale skoro już podjął rozmowę… Spojrzała na buty nieznajomego, gdy je komentował. - Nie za wiele bywałeś w górach, co? Choć na lodzie nawet z najlepszymi miałbyś problem - odpowiedziała dość łagodnie, z dosłyszalnym francuskim akcentem. Choć jej mina mogła sugerować nieznaczne naśmiewanie się z chłopaka, w głosie nie było słychać złośliwości, bo i daleko jej było do tego. Sama miała na sobie zwyczajne obuwie trekkingowe zimowe. Spojrzała jeszcze raz na pole, gdy komentował piękno okolicy, uśmiechając się nieco szerzej. Rzeczywiście okolica była piękna, miała inną magię niż jej rodzinne strony. Tu człowiek zaczynał czuć się przeraźliwie bezradny, w obliczu masywów skalnych, a jednak w tej surowej prostocie, minimalizmie kolorów, było coś, co chwytało za serce. Nie skomentowała tych słów, ale gdy chłopak odwrócił się w jej stronę, mógł dostrzec cień zachwytu na jej twarzy. Uczucie te zniknęło gwałtownie, kiedy się przedstawił, wyciągając ku niej dłoń. Spojrzała na jego zaczerwienioną skórę, marszcząc na moment brwi. Pospiesznie zdjęła rękawiczkę i podała mu swoją, nieco wilgotną, ale wciąż cieplejszą od jego, dłoń. - Trochę jak mugolski Bond - zaśmiała się odruchowo ze sposobu, w jaki się przedstawił. - Loulou - dodała, ściskając jego dłoń. Złapała stworzoną wcześniej śnieżną piłkę i cisnęła ją w stronę pobliskich skał. Zdjęła drugą rękawiczkę, po czym łapiąc je w jedną rękę, wycelowała w nie różdżkę, szczepcząc silverto. W następnej chwili miała w dłoniach suche rękawiczki, ale wciąż nie była zadowolona. Mruknęła engorgio i choć w tej chwili sama była w stanie zmieścić obie ręce w jednej rękawiczce, uśmiechnęła się pod nosem. - Nie wiem, czy mamy tu uzdrowicieli, więc lepiej, żebyś nie odmroził sobie rąk… Bart - rzuciła, wyciągając w jego kierunku obie rękawiczki i chowając różdżkę do kieszeni. Sama mogła chwilę obyć się bez nich, a jemu były zdecydowanie potrzebne.
Wzruszył ramionami, bo przejrzała go niemal od razu. - Nie da się ukryć. Jak już gdzieś wyjeżdżałem, to raczej do ciepłych krajów - nie miał na koncie wielu podróży, ale faktycznie pierwszy raz zdarzyło mu się wyjechać gdzieś, gdzie było mroźno, śnieżnie i tak surowo. Podobało mu się niezmiernie, chociaż trudno ukryć, że warunki generowały spory dyskomfort w poruszaniu się. Hutton jednak nie poddawał się w takich kwestiach. Może i z ludźmi sobie nie radził, szybko się załamywał czy wycofywał, ale na łonie natury był gotów przekroczyć własne granice. - Parę razy jeździłem na łyżwach, było super. Powiedziałbym nawet, że łatwiej niż takie chodzenie po lodzie - może się zapędził z tym stwierdzeniem, ale na lodowisku człowiek się stale kontrolował i wiedział czego oczekiwać. Jak się chodziło po śniegu i nie miało pojęcia co się pod nim znajdowało, to potem ludzie lądowali dupskiem na ziemi. Jemu oczywiście udało się tego uniknąć, chociaż przeczuwał, że jeszcze nie raz nadarzy się okazja na upadek. Miał jednak nadzieję, że do tego czasu zdąży pobyć się siniaka, którego nabawił się zeszłej nocy w saunie. Spodobała mu się jej mina, bo widział, że rozumiała o co chodziło mu z pięknem tego miejsca. Najbardziej nie rozumiał tych osób, które pozostawały obojętne na śnieżnobiałe masywy dookoła. Starał się jak mógł, ale ciężko było mu wykrzesać z siebie szacunek dla takich ludzi. Roześmiał się głośno (może nawet zbyt głośno?), kiedy dziewczyna nawiązała do mugolskiej kultury. Nie spodziewał się czegoś takiego po nieznajomej, ale od razu zrobiło mu się jakoś cieplej na sercu. - Rany, tak, masz rację - przyznał jej, potrząsając jej ręką z entuzjazmem. Miał nadzieję, że ich konwersacja będzie przebiegała tak gładko przez cały czas. Z reguły ciężej mu szło nawiązywanie wspólnego języka z drugim czarodziejem, ale Lou zdawała się nadawać na podobnych falach. - Loulou, ale fajnie - pochwalił, wcześniej powtarzając jej imię w dokładnie taki sam sposób, w jaki ona je wypowiedziała. Nie dało się ukryć, że dziewczyna posiadała specyficzny akcent i z racji tego, gdzie się obecnie znajdowali, wyciągnął dość pochopne wnioski. - Jak to jest tu mieszkać? - wypalił, znów rozglądając się dookoła. Ludność okolicznego miasteczka nie mogła przekraczać kilkuset osób i strasznie fascynowało go, jak wyglądała tutejsza codzienność. Zaraz znów wrócił spojrzeniem do towarzyszki, kiedy zaczęła grzebać przy swoich rękawiczkach. Nie rozumiał co miała zamiar osiągnąć, dopóki nie wyciągnęła ich w jego stronę. Uniósł wysoko brwi i otworzył z zaskoczeniem buzię. - O rany, nie, przestań, poradzę sobie! - zapewnił, uśmiechając się spanikowany. Szybko zorientował się jednak po jej spojrzeniu, że nie warto było się opierać, bo i tak miała mu je zamiar wcisnąć. Westchnął i posłał jej uśmiech pełen wdzięczności. - Dziękuję - skinął jeszcze głową, a następnie nasunął je sobie na dłonie. - Oooooh, jak dobrze - wymamrotał, mrużąc śmiesznie oczy. Nie spodziewał się, że odmrożenie było aż tak intensywne. Lou spadła mu tutaj z nieba, bo kto wie, czy z własnej głupoty nie pozbawiłby się rąk na tym wyjeździe. - Zaraz... to nie jesteś stąd? - zmieszał się ogromnie, kiedy wspomniała o uzdrowicielach. Totalnie jej nie kojarzył z Hogwartu i teraz już totalnie się zakręcił.
Na feriach można było odetchnąć z ulgą. Chwilowe oderwanie od zajęć, prac domowych i szwendania się po szkole naprawdę pozwalało odpocząć psychicznie. Fizycznie w zasadzie też. No, chyba że w grę wchodziła bitwa na śnieżki. Akurat dzisiaj umówiony był z Chrisi i z Elizą, więc to go napawało dodatkowym optymizmem. Cały poranek spędził poza pokojem, zwiedzając okolice. Pokój miał z Rusałką, ale czasami lubił wyprawiać się na samotne spacery i rejestrując każdy, drobny szczegół krajobrazu. Niektóre z tych szczegółów mógł później zawrzeć w swoich rysunkach i tym razem nie było inaczej - chłopak zabrał ze sobą szkicownik. Uparty, postanowił zignorować niesprzyjającą temperaturę i przysiadł na pobliskiej ławce, zatapiając się w szkicowaniu małego zbiornika z wodą znajdującego się nieopodal. Nawet nie spostrzegł, że niespodziewanie czas mu zaczął szybko mijać (jak to zwykle bywa przy rysowaniu) i omal nie spóźnił się na umówione spotkanie. W pośpiechu zebrał rzeczy i szybkim tempem ruszył na pola. Po dotarciu na miejsce zaczął trochę żałować, że wziął ze sobą szkicownik... Wszystko dlatego, że widok był tak piękny, że najchętniej usiadłby na ziemi tu i teraz (nie zważając na śnieg) i zaczął to wszystko rysować, najlepiej z takiej perspektywy, w jakiej znajdował się teraz. Musiał jednak przeciwstawić się tej pokusie. Ciekawe, ile będzie musiał czekać na dziewczyny. Odwrócił się, chcąc odszukać ich wzrokiem, jednak jego twarz doświadczyła bliskiego spotkania ze śnieżką.
Elizaveta Konstantinova
Rok Nauki : VI
Wiek : 20
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 164
C. szczególne : Albinoska -> białe włosy, brwi i rzęsy, bardzo jasna cera z różowymi akcentami
Bitwa na śnieżki brzmiała jak plan idealny w tak zimowym miejscu. W białym puchu można się wręcz było schować i szkoda by takiej pogody nie wykorzystać do zabaw. Z jednej strony zagrożenie natarcia śniegiem brzmiało wręcz boleśnie lodowato, z drugiej jednak ej! Można było natrzeć kogoś tym śniegiem! Nie kwestionowała jak Sev wyszedł wcześniej z pokoju, już kilka razy tak robił i bardzo dobrze go rozumiała. Mimo miłej atmosfery w pokoju i masy możliwości na zimowe zabawy, od czasu do czasu czuła po prostu potrzebę przejścia się i znalezienia inspiracji, może i nawet stworzenia czegoś, jeżeli wena dopisywała. Ale żeby tak tuż przed bitwą? Na pewno nie mogło ujść mu to na sucho, i to dosłownie, szczególnie, że za przeciwniczki miał dwie dziewczyny. A dobrze i powszechnie wiadomo, że z przyjaciółkami się nie zadziera. Eliza na spokojnie się naszykowała, założyła też swój długi, biały płaszcz licząc trochę na jego i swoje własne zdolności kamuflujące w tę porę roku. Unikać śnieżek, stając się częścią krajobrazu, jakaś to taktyka była. Gdy tylko się wyszykowała i upewniła, że szalik na pewno ciasno ją opatulał, a także że rękawiczki miała w kieszeniach – ruszyła pod pokój Chrisi. - Wiesz, że twój brat nas zostawił? – zapytała konspiracyjnym tonem, gdy tylko dziewczyna otworzyła drzwi. – Będzie się trzeba za to odwdzięczyć. Humorek wyraźnie jej dopisywał, żartowała i nawet złapała Gryfonkę pod rękę, by wspólnie ruszyć na zewnątrz. Droga minęła całkiem szybko, nic dziwnego, skoro umilały je drobne, przyjacielskie rozmowy. Gdy znalazły się na polu firnowym, Elizia zwolniła, wskazując na Seva. - Jak tylko się obróci, wiesz co robić? – spojrzała komunikatywnie na śnieg, z którego zaraz uformowała w kulę. – Bez litości. I owszem, nie było litości. Tak jak powiedziała, moment, w którym Puchon zwrócił się w ich kierunku był też momentem, w którym jego twarz spotkała się z zimowym pociskiem.
Ostatnio zmieniony przez Elizaveta Konstantinova dnia Pią Lut 14 2020, 12:33, w całości zmieniany 1 raz
Christina Grim
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 152 cm
C. szczególne : Niski wzrost, chorobliwa bladość, blizny po poparzeniu na lewej stronie ciała, blizny na lewej ręce po nocy z Drejczim. Dziecinny wygląd. Ubrania z motywami mugolskimi.
Kryśka, zgłaszając się na wyjazd i potem zgadzając na bitwę na śnieżki z Sevciem i Eli, nie pomyślała o jednym - że przy jej wzroście śnieg będzie dla niej poważną przeszkodą. A tak było. Opuszczała więc ośrodek niebywale rzadko, a jeśli nawet, to poruszała się po wydeptanych ścieżkach, żeby nie musieć się topić w białym puchu. Większość czasu spędzała zatem w pokoju albo gdzieś w zakątkach ośrodka, unikając wychodzenia na zewnątrz jeśli tylko mogła. Nie było jednak opcji, żeby odmówiła wspólnego wyjścia z bratem i Ślizgonką, więc jakiś czas przed ustalonym spotkaniem zaczęła się szykować do wyjścia. Zimna się nie bała, więc narzuciła na siebie cieńszą kurtkę, która nie ograniczała jej ruchów, do której zupełnie nie pasowały buty na masywnej, grubej podeszwie, dzięki którym nie zapadała się po tyłek w śniegu. Jakoś musiała się w tych warunkach wspomagać, prawda? Gdy rozległo się pukanie do drzwi, Christina akurat obżerała się ciastkami migdałowymi. Gdy otworzyła, jedno z nich nadal wystawało jej z ust. Zamiast więc odpowiedzieć, po prostu pokiwała głową, zgadzając się ze słowami przyjaciółki. Nie żeby aż tak bardzo przeszkadzało jej, że Sev wyszedł wcześniej bez nich, ale zemsta na bracie zawsze brzmiała dobrze. No a przynajmniej dla niej jako młodszej siostry. Wyszły na zewnątrz, a chłodne powietrze uderzyło Gremlinową w twarz. W sumie całkiem miło było opuścić na trochę pokój. Nawet to, że musiała chodzić w śniegu jak pokraka nie psuło jej humoru, który poprawił się, gdy tylko wyszła z Eli. Gdy tylko Ślizgonka zaczęła lepić kulki, Kryśka zrobiła to samo. Bycie oburęczną miało swoje plusy, także w tej sytuacji. Formowanie śnieżek szło jej o wiele sprawniej. I całkiem sprawnie szedł jej atak na własnego brata. - Mogłyśmy zbudować mur obronny - powiedziała do towarzyszki, rzucając jednocześnie śnieżkę.
Wszystko wydarzyło się w ułamku sekundy, więc nie zdołał w jakikolwiek sposób zareagować. Śnieżka rozkwasiła się na dolnej części jego twarzy, oszczędzając okulary. I bardzo dobrze, bo nie miał ze sobą zapasowej pary, a nie chciał być ślepym kretem, skoro już dziewczyny rozpoczęły z nim otwartą batalię. Na chwilę zmroziło mu dziób po tym spotkaniu z zimnym śniegiem, ale po chwili się otrząsnął. Żałował przez chwilę, że nie wziął czapki, ale w zasadzie od zawsze preferował kaptur. Spojrzał na dziewczyny i miał ochotę złapać obie, wytarzać w śniegu bez litości i potem tak zostawić. Posłał im uśmiech zastanawiając się, w jakim składzie chcą się tłuc. - Ładnie to tak, dwie na jednego? - rzucił zaczepnie, nie chcąc jednak podchodzić do nich bliżej. Wiedział, że to by pewnie spowodowało popłoch wśród nich, kiedy by myślały, że chce je dorwać i zacząć "topić" w śniegu. Ciężko było mu dostrzec, która z dziewczyn rozpoczęła bitwę, bo obie miały w rękach ulepiony śnieg, a pod nogami pokaźną kolekcję uformowanych kuleczek. - Chyba nie do końca fair, co? Schylił się i zgarnął garść śniegu, z której zaczął formować śnieżkę. Nie zamarkował jednak rzutu, tylko podrzucał w miejscu, patrząc na dziewczyny z wymownym uśmiechem. Ciekawe, czy by się zgodziły na taki układ: wszyscy na wszystkich. Żadnych sojuszy.
1. Morgan 2. Nancy 3. Niamh 4. Loulou 5. Violetta 6. April 7. Harriette
Pierwszy post pisze sędzia – Joshua Walsh. Otwiera rozgrywki oraz losuje osobę, która zaczyna (1 = Moe i Etka; dorzut - parzyste Moe; nieparzyste Etka).
Zamiast tłuczków gracze odbijają zaczarowanymi kulami śnieżnymi, które w zderzeniu z pałką, są równie ciężkie, co tłuczki, natomiast po zetknięciu z ciałem, rozpadają się. W grze jest zawsze tylko jedna kula.
Osoba odbijająca losuje 2 kości:
KOŚĆ 1. osoba, w którą celuje gracz (punkt I) KOŚĆ 2. efekt pałowania (punkt II)
PUNKT I) Liczba oczek oznacza osobę oznaczoną pod tą liczbą na liście powyżej. Graczowi z numerem 7 przypisana jest liczba, którą ma osoba losująca. Zasady losowania celów będą się zmieniać w miarę odpadania kolejnych osób i konsultowane będą na ChB.
PUNKT II) Efekt pałowania: 1 → przeciwnik odbija piłkę 2 → trafienie w nogę przeciwnika 3 → trafienie w rękę przeciwnika 4 → trafienie w plecy lub tors przeciwnika 5 → przeciwnik odbija piłkę 6 → trafienie w głowę
Kolejne osoby odbijają według kolejności na liście, czyli jeśli Joshua wylosuje 5, następna zagrywa osoba z nr. 6 itd. Wyjątkiem jest, gdy przeciwnik odbije piłkę. Wtedy on pisze posta, a potem wracamy do kolejności z listy. Kolejność będzie też pilnowana na ChB.
Gracz odpada z gry, gdy: a) przeciwnik trafi go w głowę (kość 6) b) dostanie śnieżką 3 razy w jakąkolwiek inną część ciała (kości 2, 3, 4)
Po odpadnięciu gracza następuje post sędziego.
Nagrody: wszyscy - 1 pkt z gier miotlarskich III miejsce - 2 pkt. z gier miotlarskich, 10 pkt. dla domu II miejsce - 2 pkt z gier miotlarskich, 20 pkt. dla domu I miejsce - 2 pkt z gier miotlarskich, 30 pkt. dla domu i bon na darmowy dowolny zabieg w spa
______________________
Joshua Walsh
Wiek : 37
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : runa algiz za lewym uchem, obrączka z bladoróżowej muszli, bransoletki na lewym nadgarstku
Nastał ranek a wraz z nim czas na zabawę. Były to pierwsze ferie Josha jako nauczyciela, więc wszystko stanowiło nowość dla niego. Bludgera znał i chociaż była to dość brutalna zabawa, nie miał właściwie nic przeciwko niej. Ostatecznie ten, kto decydował się w niej wziąć udział, robił to na własne ryzyko. Rozumiał jednak, że nie byłoby dobrze wracać z ferii z uczniami, bądź ze studentami w gipsie. Ewentualnie w mniejszej ilości, bo część byłaby w trybie natychmiastowym przeniesiona świstoklikiem do Munga. Z tego powodu, żeby nie było niespodziewanych przypadków, postanowiono nieco złagodzić grę i poprowadzić ją pod nadzorem. Pozostawało jeszcze pytanie, ile osób będzie chętnych. Stał na polu, spoglądając na kolejno zbierających się ludzi. Zapowiadała się… ciekawa gra. Wolał nie mówić głośno, że tradycyjna forma bludgera byłaby nieco bardziej… interesująca, żeby nie podpaść pozostałym nauczycielom. W końcu był nowy. Należało dbać o dobre relacje z pozostałymi profesorami. W końcu wszyscy chętni dotarli na miejsce i można było zaczynać. Zamiast tłuczka mieli odbijać śnieżną kulę, co raczej nie było złym pomysłem, patrząc na to, kto się zgłosił do gry. Uśmiechnął się szeroko do wszystkich, zastanawiając się, jak mocno może ucierpieć April. Tak, zdecydowanie dobrze, że odbijali śnieg. - Gotowi? Dla bezpieczeństwa wszystkich odbijamy śnieżną kulę, ale nie będzie przez to prościej trafić - odezwał się, wprawiając odpowiednią kulę w ruch. Spojrzał przelotnie na Niamh, zastanawiając się mimowolnie, czy będzie chciała się odegrać na opiekunce domu, czy nie, za zakaz gry. Surowe kary mieli opiekunowie... - Zaczyna @Harriette Wykeham - ogłosił, wypuszczając śnieżnego tłuczka w stronę Gryfonki. Czas start!
Bludger był jedną z jej ulubionych gier od najmłodszych lat i żadne kary nie potrafiły tego zmienić, chociaż nie była pewna, czy teraz – jako pracownik Ministerstwa – by ryzykowała z prawdziwą grą. Chociaż w szkole... Jej uczucia związane z bludgerem organizowanym przez nauczycieli były mieszane. Z jednaj strony można było zagrać bez steru, z drugiej strony to właśnie ryzyko było najlepszą częścią tej gry. Jako pierwsza dostała śniegowego tłuczka i od razu posłała go w stronę nauczycielki, bo dlaczego by nie. Skoro profesorowie chcieli grać, to powinni się liczyć z tym, że oberwą. Jeśli psorka Jones myślała, że może potraktują ją trochę łagodniej z szacunku dla jej pozycji, to Ettie zamierzała rozwiać te nadzieje jak najszybciej.
Kostka: 6 i 4
Trafiam April w plecy
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Przyjechała na ferie z nastawieniem na przerwę od miotlarstwa, ale póki co nie zdążyła się odpowiednio wyszaleć w ramach zwiedzania stoków. Poza tym przerwa czekała ją również po feriach, a razem z rosnącą świadomością miotlarskiego zakazu coraz mniej cokolwiek było w stanie zasypać quidditchową pustkę. Kiedy zatem usłyszała o szkolnym bludgerze natychmiast zabrała potrzebne do latania zabawki i stawiła się w wyznaczonym miejscu. Ugrzeczniona rozgrywka zapowiadała się na raczej pozbawioną wrażeń, ale powinna mieć ich dość po tym, jak ostatnim razem skończyły się jej wygłupy jeszcze podczas semestru. Uśmiechnęła się chyba bardziej do siebie, niż do pozostałych, widząc zebraną ekipę, po czym, kiedy już tłuczek ruszył w jej kierunku po obiciu April, skierowała swój w bliżej nieznaną sobie Puchonkę. Dziewczyna oberwała śnieżką w nogę. W ramach tej rozgrywki chyba nie było za co przepraszać niezależnie od tego, w co się trafiało. Cóż, przynajmniej miała sposobność na poznanie uroków unoszenia się na miotle z widokami na alpejskie krajobrazy.
Długo zastanawiała się, czy wziąć udział w grze czy jednak pozostać kibicem. Biła się z myślami, bo z jednej strony miała ogromną ochotę, żeby polatać na miotle i wziąć udział w rywalizacji, ale z drugiej strony jej trauma z dzieciństwa silnie się jej trzymała. Ostatecznie udało jej się przekonać samą siebie, że to nie quidditch i nie gra tylko szkolna drużyna, ale i inni uczniowie, którzy wcale nie muszą być świetni z miotlarstwa. A poza tym nie ma trybun, nie będzie kibiców, więc jak spektakularnie spadnie to pewnie i tak nie zauważy. Zebrawszy się w końcu w sobie ubrała się grubo, ale nauczona ostatnimi doświadczeniami z lekcji quidditcha nie wzięła rękawiczek. Może taka taktyka sprawdzi się jednak lepiej, najwyżej odmarzną jej palce, ale przynajmniej nie zgubi pałki... Wskoczyła na miotłę i niedługo po rozpoczęciu rozgrywki oberwała w nogę. No to dobry start! Mimo wszystko udało jej się skupić na kolejnej nadlatującej śnieżce, wzięła zamach i celnie odbiła w stronę dziewczyny, której w ogóle nie kojarzyła, trafiając ją w rękę. Wyszczerzyła się zadowolona i obserwowała lecącą dalej śnieżkę. Byle nie zlecieć!
Może i wywalili ją z drużyny, ale nie trzeba było być w drużynie, żeby grać w ferie. Naprawdę nikt jej tego nie zabronił, chociaż teoretycznie tu też mogła kogoś zepchnąć z miotły. Ba! Nawet uzbroili ją w pałkę, więc jakby faktycznie była takim chorym zwyrolem jakiego z niej zrobili, to mogłaby ich wszystkich na miejscu zatłuc. Żeby było ciekawiej w grze brała udział profesor Jones i Niamh bardzo mocno zależało, żeby ją wyeliminować. Niestety, gdy śniegowa kula leciała w jej kierunku, psorka była poza jej zasięgiem. Odpuściła więc tym razem i odbiła ją w stronę kapitan gryfonów, która z resztą, jak głosiły plotki, też ponoć dostała za coś zakaz na mecz.
Kostki: 1,2
Moe w rękę
Loulou Moreau
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 173cm
C. szczególne : francuski akcent, burza loków, ciemniejsza karnacja
Najlepszy sposób na integrację to wzięcie udziału w organizowanych zabawach, prawda? W każdym razie to było lepsze, niż szukanie sobie zajęcia po resorcie, albo wałęsanie się po szlakach bez szczególnego celu. Jeszcze zostawały narty, ale jakoś nie były jej bajką. Zdecydowanie wolała inne sporty, a że bludger nawiązywał do tego, co lubiła, postanowiła wziąć udział w zabawie. Na miejscu oczywiście nie zobaczyła żadnej znanej twarzy... No, jedną dziewczynę, z którą miała pokój, o ile nie myliła jej z kimś innym. Mimowolnie przyglądała się wszystkim, próbując zapamiętać jak najwięcej szczegółów, na ile było to możliwe przez zimowe ubrania. W końcu jednak rozpoczęła się zabawa, a na twarzy Lou pojawił się nieznaczny uśmiech samym kącikiem ust. W końcu tłuczek poszybował w jej kierunku, dziewczyna zamachnęła się i... Wykonała śliczne podanie w kierunku kobiety, która musiała być profesorem, albo wyglądała starzej od reszty. Lou mimowolnie się skrzywiła, gdy tłuczek nie trafił w nic, a został przez kobietę odbity. No nic, następnym razem kogoś trafi.
April postanowiła wziąć udział w zabawie głównie dlatego, że lubiła takie akcje. Nawet jeżeli nie czuła się jakoś szczególnie dobrze na miotle, to zawsze starała się zacierać te sztywne granice uczeń-nauczyciel właśnie dzięki udzielaniu się w takich inicjatywach. Bezskutecznie próbowała namówić Hala albo Dave'a, żeby to oni poodbijali sobie śnieg w swoich podopiecznych, ale oni nie chcieli się ugiąć. Wtedy zadecydowała, że skoro oni nie chcą, to ona sama pojawi się jako reprezentacja grona pedagogicznego. A co! Razem z Joshuą udali się na pole firnowe, gdzie rudowłosa wspierała go mentalnie jako nowego nauczyciela podejmującego się tak ekstremalnie drażliwego tematu (chociaż chyba nie mniej niż mecze Quidditcha), tylko po to, by zasiąść na miotłę tuż przed rozpoczęciem gry. Ciężka pałka sprawiała, że ciężko było jej na początku utrzymać równowagę, co jak co, ale trochę zmieniała ona aerodynamikę szczupłej, drobnej kobiety. Po chwili gra się zaczęła, ale jej celem nie było wyeliminowanie kogokolwiek. Chciała może kilka razy trafić kogoś w rękę, ale tak naprawdę chodziło jej tylko o urozmaicenie dzieciakom rozgrywki (i może sama chciała się trochę wyżyć). Kulę śniegu, która leciała w jej stronę odbiła odruchowo, zdziwiona, bo nie obserwowała lotu tłuczka zbyt uważnie. Jeszcze bardziej się zdziwiła, a wręcz wystraszyła, kiedy ta nieszczęsna śnieżka trafiła prosto w twarz Niamh, z którą jeszcze przed wyjazdem próbowała zawrzeć nić porozumienia. Niech to Merlina avada trafi.
Była zdeterminowana, by następnym razem trafić nauczycielkę, więc starała się mieć ją gdzieś w zasięgu wzroku i ramion. Tylko czekała aż nadleci do niej kolejna kula. I nadleciała, jednak nie tak jak się spodziewała. Najpierw zupełnie straciła widoczność, przez śnieg, który rozbryzł jej się na twarzy. Nie bolało. Była tylko trochę zdezorientowana i tylko przez chwilę, ale sędzia i tak zarządził, że odpada z gry. Na jakiej, kurwa, podstawie?! Wściekła rozejrzała się po pozostałych graczach, szukając osoby, która tak ją urządziła i dostrzegła JĄ. Krew tak w niej zawrzała, że gdyby stałą na ziemi, lodowiec pewnie by się pod nią rozpuścił. To nie tak miało być! Miało być zupełnie odwrotnie! Szumiało jej w uszach i nawet nie dosłyszała, że sędzia przydziela jej ostatnie "honorowe" odbicie. Zresztą sama przyznała sobie ostatni rzut. Pałką. Miała ochotę zbluzgać ścierę tak, że by jej włosy osiwiały i piegi znikły, ale powstrzymała się, bo była nauczycielką. Zamiast tego wydała z siebie bliżej nieokreślony wrzask, ciskając w Jones pałką, która niestety (a raczej stety), przeleciała z metr pod miotłą profesorki. Jeszcze bardziej rozwścieczona Niamh chciała już wystartować w jej stronę i ręcznie zrzucić ją z miotły, ale powstrzymał ją sędzia.
Trafia mnie April xD 2 na rzut pałką (6 miało być trafieniem)
Joshua Walsh
Wiek : 37
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : runa algiz za lewym uchem, obrączka z bladoróżowej muszli, bransoletki na lewym nadgarstku
Obserwował, jak kolejno tłuczek trafia i się rozpada. Liczył również każdemu trafienia, żeby pilnować, kto odpadnie. Jakoś wewnętrznie wątpił, aby ktokolwiek trafił drugiego zawodnika w głowę, aż tu nagle niespodzianka. Właściwie przez moment miał wrażenie, że patrzy przez swoje omniokulary na zwolnionym tempie. Nowa Gryfonka odbiła tłuczka, który poszybował w stronę April, a ta idealnym odbiciem trafiła w głowę uczennicy z własnego domu. Przez chwilę Josh musiał walczyć z pragnieniem roześmiania się, ale na szczęście zachował powagę na twarzy. - Niamh odpadasz, ale masz możliwość się odegrać - rzucił głośno, posyłając w jej stronę tłuczek. Prawdę mówiąc, nieco się obawiał jej reakcji, skoro na meczu zwaliła z miotły szukającego Krukonów. Sekunda na wciągnięcie powietrza w płuca i... Stało się to, czego się obawiał. Dziewczyna nie zdołała do końca nad sobą zapanować i choć część Walsha miała ochotę się roześmiać z zaistniałej sytuacji, tak nie mógł tego po prostu olać. - NIAMH O'HEALY! - ryknął na nią, w chwili, w której cisnęła pałką w stronę April. - Jeśli chcesz jeszcze kiedykolwiek wsiąść na miotłę, zamiast być w nią transmutowana, to uważaj na to, co robisz! Odpadłaś, więc na ziemię i spokój - dodał, próbując zapanować nad sobą. No doprawdy, tak dziewczyna próbowała wrócić do grania na meczach?! Kiedy sytuacja się uspokoiła, wypuścił nowego tłuczka i obserwował dalej grę.
Osoba, która teraz wyrzuci numer Niamh (3) robi przerzut.
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Tak jak mogła się tego spodziewać, w czasie ferii zorganizowano rozgrywki miotlarskie. I to bludgera. Szkoda tylko, że szkoła dorwała się do tego przedsięwzięcia, bo zamiast prawdziwego bludgera mogli liczyć na jedynie jego ugrzecznioną wersję. Oznaczało to niby większe bezpieczeństwo, ale... gdzie tu adrenalina i prawdziwa zabawa? Pojawiła się na polu o odpowiedniej porze. Pogoda sprzyjała lataniu. Chociaż jak dla niej każde warunki się do tego nadawały. Rozejrzała się jeszcze po reszcie zgromadzonych i wysłuchaniu słów Josha, który jako sędzia rozpoczynał całą grę. Chyba wszyscy tutaj obecni mniej więcej wiedzieli jak będzie to wszystko wyglądać, ale zawsze nie szkodzi przypomnieć. Znaleźli się w powietrzu. Pałki były w dłoniach, a śnieżny tłuczek zaczął krążyć wokół. Dotychczas udawało jej się nie oberwać ani razu, co było oczywiście na plus. Dopiero po jakimś czasie nadarzyła się okazja do tego, by odbiła kulę, która poszybowała siłą uderzenia w kierunku Nancy, trafiając ją w nogę.
April Jones
Wiek : 36
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 161 cm
C. szczególne : mnóstwo piegów, niski wzrost, często nosi kwiaty we włosach
Uderzenia w plecy, którym oberwała od jednej z Gryfonek nawet nie poczuła, dlatego zdziwiona dotknęła mokrego miejsca na plecach, do którego sięgnęła, kiedy w panice poderwała miotłę do góry. Nie chciała jeszcze bardziej denerwować Niamh, nie chciała w ogóle tego wszystkiego. Być może dlatego Hal mówił, żeby tego nie robiła. Jasnowidz mądry po szkodzie, nie mogła teraz się wycofać jak taki ostatni tchórz. Może i nie była Gryfonem, ale bardzo nie lubiła zawodzić ludzi, a miała wrażenie, że niektórzy widzowie, tak samo jak uczestnicy nie mogą się doczekać aż znowu dostanie kulą śniegu. Tak się jednak na razie nie stało, chociaż okazja była bliska. Tłuczek leciał prosto na nią i teraz go widziała. Prawie nie trafiła pałką, gdyż zamach sprawił, ze straciła równowagę, jednak uderzyła kulkę, która poleciała w nogę Violetty. Trafiła!
Zaśmiał się, kiedy opiekunka Hufflepuffu wyeliminowała swoją uczennicę. A ludzie pewnie myśleli, że to oni rzucą się na nauczycieli. Widać kto kogo bardziej męczył. Po chwili jednak oniemiała, gdy puchonka rzuciła w nauczycielkę pałką. Ona sama - musiała to przyznać - nie za bardzo umiałą przegrywać, ale nie była chyba nawet w połowie tak pieprznięta. Sędzia nawrzeszczał na dziewczynę, a po chwili znów wrócili do gry. Kula znów zmierzała w stronę Ettie, więc odbiła ją w innego gracza. Widocznie jednak za słabo, bo puchonce udało się obronić przed trafieniem.
2,5
Nancy, odbicie
Nancy A. Williams
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Burza brązowych loków na głowie i uśmiech przyklejony do twarzy, tatuaż z runą algiz na lewej kostce
Zapowiadała się w zasadzie spokojna gra. Bludger był brutalną grą, ale w tej ugrzecznionj wersji nie było zbyt wielkiego ryzyka. No umówmy się, od śnieżki jeszcze nikt się nigdy nie połamał. Mimo wszystko kiedy padło pierwsze trafienie w głowę (i to z rąk nauczycielki!) adrenalina jej skoczyła. Pierwsza osoba zeszła z boiska, zaczęła się poważna rywalizacja! Obserwowała latającą śnieżkę, by być przygotowaną na odbicie, ale sytuacja na boisku chyba jednak porządnie ją rozproszyła, bo wystarczyło, że na moment zgubiła kule z oczu i kolejny raz oberwała w nogę, tym razem od Violetty. Zabolało! Nawet nie chciała sobie wyobrażać co by się stało jakby to był prawdziwy tłuczek. Zaklęła pod nosem i spróbowała się mocniej skupić, bo właśnie ponownie zmierzała w jej stronę magiczna kula posłana przez Harriette. Złapała mocno pałkę w obie ręce i zamachnęła się z całej siły odbijając śnieżkę w kierunku, z którego nadleciała. Trafiła Gryfonkę idealnie w głowę i aż rozdziawiła usta z wrażenia. No tego się po sobie nie spodziewała! Chciała dziewczynę przeprosić, ale coś czuła, że lepiej się nie odzywać...
Miał nadzieję, że reszta gry będzie przebiegała już w spokojniejszym tonie. Nie miał ochoty patrzeć, jak kolejni rzucają w siebie pałkami. W końcu nie po to nie używali normalnych tłuczków, żeby teraz leczyć obrażenia od pałek. Na całe szczęście nie działo się nic niepokojącego. Podliczał kolejne trafienia i musiał przyznać, że wyglądało na to, jakby gracze uwzięli się na wyeliminowanie Puchonki. Dwa trafienia, ale za to kolejne odbicie. Znów tłuczek poszybował w kierunku głowy, tym razem trafiając Gryfonkę. - Harriette, odpada. Łap tłuczka i odegraj się - rzucił, posyłając w jej stronę nową śnieżną kulę. Oby i ona nie wpadła na pomysł rzucania pałką, albo łamania miotły, czy co tam jeszcze młodzież może wymyślić.
Moe - 1 Nancy - 2 Niamh - out Loulou - 1 Violetta - 1 April - 1 Harriette - out
Po wyrzuceniu numeru Niamh (3) albo swojego własnego (czyli wtedy Harriette), robimy znów przerzut.
Harriette Wykeham
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168
C. szczególne : za duży, powyciągany wełniany sweter na grzbiecie, łańcuszek z obrączką na szyi
Tak się kończyło śmianie z cudzego nieszczęścia. Jej słabe odbicie było gorsze niż się spodziewała, bo puchonka, w którą celowała odbiła z powrotem w nią. Ettie trochę się tego nie spodziewała, a do tego lecąca jej prosto w twarz kula była pod tak głupim kątem, że nie udało jej się w porę obronić. Chciała zakląć na głos, ale zamiast tego wypluła tylko śnieg. Chwilę potem usłyszała, że odpada, ale może wykonać jeszcze jedno odbicie. Nie trudno było się domyślić, że wymierzyła w zawodniczkę, która ją wyeliminowała, ale był to tak banalny ruch, że chyba nawet ona się spodziewała, bo franca znów odbiła. Zażenowana zeszła z boiska i stanęła z boku obok naburmuszonej na cały świat O'Healy. - To przez to, że to śnieg - rzuciła - Cholera wie jak to niby odbijać.
2,1
Nancy, odbicie
Nancy A. Williams
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Burza brązowych loków na głowie i uśmiech przyklejony do twarzy, tatuaż z runą algiz na lewej kostce
Nie zdążyła nacieszyć się swoim małym sukcesem, kiedy śnieżna kula ponownie powędrowała w jej kierunku. Co za tempo! Machnęła na pałą, tym razem trochę na ślepo, bo nie zdążyła nawet wycelować. Mimo wszystko udało jej się trafić w tłuczek, a nawet posłać w kierunku kolejnej przeciwniczki. Oddała Violce za swoją nogę! Wyglądało na to, że będzie mieć chwilkę na złapanie oddechu. to była intensywna akcja. Usmiechnęła się do siebie z nieukrywaną dumą. Spodziewała się, że pierwsza odpadnie, a tu proszę, szło jej naprawdę nieźle! Z zapartym tchem obserwowała dalszy rozwój wydarzeń trzymając pałkę w gotowości do kolejnego odbicia.
Kostki: 5 i 3 - Violka noga
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Dosyć szybko poczuła, jakim uczuciem było oberwanie w ramach 'nowego' bludgera. Choć całość rozgrywki była raczej dziecinna, odmiana, w której nie ryzykowała złamaniami i podobnymi uszczerbkami na zdrowiu, a przede wszystkim żadnymi szkolnymi konsekwencjami była całkiem przyjemną rzeczą. We wzajemnym pałowaniu się brała udział April, Violka, Etka, Niamh Zbanowana... Brakowało chociażby Hala, ale pewnie miał ku temu wystarczająco powodów. Może miał też po prostu dość miotlarskich wrażeń, nawet do oglądania ich z perspektywy widza. Odpadła już dwójka graczy, a Moe swoim uderzeniem sprawiła, że odpadł również trzeci - Violka. Gryfonka w reakcji jedynie wzruszyła ramionami, dając być może do zrozumienia, że przynajmniej nie skończyło się na zakazie meczowym.