Zanim ruszysz na stok, musisz zaopatrzyć się w odpowiedni sprzęt. W tym miejscu możesz zarówno wypożyczyć czarty i snowflow na czas wyjazdu, jak i kupić je i zabrać ze sobą do domu! Pamiętaj, że posiadając swój sprzęt, będziesz trochę lepiej radził sobie na stoku.
Zanim napiszesz w jakimkolwiek innym temacie na stoku, odnotuj stratę galeonów i wstaw tutaj uzupełniony kod. Może temu towarzyszyć post, lub wątek, ale nie musi.
W swych najśmielszych snach nie spodziewałby się, że podczas ferii zimowych ze Szkoły Magii i Czarodziejstwa będą mieli okazję pojeździć na czartach i snowflow akurat z masywu górskiego Mont Blanc. Był podekscytowany na samą myśl o tych długich stokach, ale niestety jego sprzęt był już na tyle podniszczony, że musiał najpierw wypożyczyć lub zakupić coś nowego. Zaciągnął więc ze sobą swojego współlokatora, licząc na to, że chłopak pomoże mu w dokonaniu właściwego wyboru. - Jeździsz na czartach czy snowflow? – Zapytał, przyglądając się jednej z pstrokato-kolorowych desek. – A właściwie to sorry, w ogóle nie spytałem czy na czymś jeździsz? – Dodał zaraz, bo przecież nie każdy musiał być fanem jazdy po śniegowych trasach. Może jego gryfoński kompan wolał łyżwy albo stronił od wszystkich sportów zimowych? Znał i takie osoby, dla których mroźne dni stanowiły same w sobie ogromną przeszkodę w uprawianiu jakiejkolwiek aktywności. Sam jednak nie potrafiłby wytrzymać tyle czasu w domu, nawet jeśli perspektywa ułożenia się na kanapie pod milutkim kocykiem, z gorącym kubkiem herbaty lub kakao, jawiła się jako kusząca. Dla niego mogłoby to być jedynie przyjemne zwieńczenie wieczoru. - Szlag by to… nie wiem co wybrać. Pojeździłbym i na tym, i na tym. – Westchnął w końcu, przyglądając się kolejnym sprzętom. Zdołał sobie już przez ten czas upatrzyć jedną deskę, ale mimo wszystko szkoda było mu całkowicie rezygnować z czart.
Był strasznie podekscytowany feriami i wyjazdem. Nigdy wcześniej nie był tak daleko, tym bardziej w takim doborowym gronie. Jechało chyba pół Hogwartu, ale najbardziej liczyło się to, że jechały jego ziomki, jego ukochane mordeczki. Ciężko pracował, żeby móc pozwolić sobie na ten wyjazd, nie chciał prosić o galeony rodziców, skoro i tak w domu się nie przelewało. Tym bardziej nie mógł posiąść się z ekscytacji i radości. Miał wiele planów, wśród których była sroga libacja alkoholowa w hotelowym pokoju i udanie się na stok. Zaczęli od tego drugiego. Z samego rana poszedł wraz z Mattem do wypożyczalni sprzętu. Bruno nie spodziewał się, że to miejsce będzie wyglądać tak ekskluzywnie. W pomieszczeniu aż pachniało nowością i luksusem. Wszedł do środka i kopara mu opadła; musiał panować nad sobą, żeby nie wytrzeszczać oczu na te wszystkie wspaniałości i na... ich ceny. Wypożyczalnia była zarazem sklepem, ale chyba dla... bogaczy. Przechadzał się wolnym krokiem, oglądając rzeczy, na które prawdopodobnie nigdy nie będzie mógł sobie pozwolić. Jednak samo patrzenie też było całkiem przyjemne. Ze strefy marzeń wyrwało go pytanie kumpla. - Huh? - popatrzył nań półprzytomnie - A, wybacz, zamyśliłem się. Ja na snowflow, ale nie jakoś bardzo dobrze. Próbowałem kilka razy, z ojcem byłem też kiedyś na mugolskim snowboardzie. - odpowiedział. Niemagiczny rodzaj tego sportu był dla niego łatwiejszy, wydawał mu się także... bardziej bezpieczny. Wszędzie, gdzie ingerowała magia - pojawiały się pewne dodatkowe niebezpieczeństwa. Ale Tarly lubił ten dreszczyk emocji i umiarkowane dawki adrenaliny. O ile nie latał na desce za wysoko i nie wkradał się jego lęk wysokości. - Wiesz, zawsze możesz codziennie jeździć na czymś innym, na zmianę. - zaproponował kompromis w rozterce Matta. Nie był zbyt pomocy, bo nie rozwikłał jego problemu z dzisiejszym wyborem, ale gdyby sam potrafił jeździć też na czartach, to pewnie miałby ten sam dylemat. Przysiadł na jednej z puf, uprzednio zgarnąwszy z wystawy jakąś fancy parę gogli, której począł się przyglądać z każdej możliwej strony. - Dobrze jeździsz? - zapytał po chwili. Trochę się bał, że się zbłaźni przy Ślizgonie.
Matthew C. Gallagher
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 178
C. szczególne : zawadiacki uśmiech, podczas którego jego prawa brew zawsze unosi się nieco wyżej niż lewa; dołeczki w policzkach
Cieszył się, że w listopadzie udało mu się dostać do drużyny Zjednoczonych z Puddlemere. Dzięki temu jego zarobki znacząco wzrosły i udało mu się odłożyć naprawdę sporą sumkę galeonów na ferie zimowe. Od początku miał zamiar zapisać się na wyjazd, a doskonale wiedział, że podczas takich wycieczek wydawało się sporo pieniędzy. Co prawda nie miał pojęcia, że organizatorzy wybiorą akurat wioskę nieopodal Mont Blanc, co wymusi na nim zakup nowego sprzętu czarciarskiego, ale z pełną kiesą i tak czuł się na tyle swobodnie, że nie musiał spoglądać na kartki z zapewne mocno wygórowanymi cenami. Postanowił sobie, że to będą jego ferie i że nie będzie płakał nad żadnym wydanym knutem. Czasami warto było sobie przecież pofolgować. Zresztą ostatnio naprawdę ciężko pracował. Ba, nie potrafił nawet zliczyć w ilu treningach quidditcha brał udział. Zasłużył więc sobie na odrobinę relaksu i przyjemności, nawet tych drogich. - Rozumiem. Ja zaczynałem od czart, ale potem jeździłem na snowflow i sam już nie wiem, co mi bardziej pasuje. Ze snowflow mam chyba większy fun, ale szybciej mi się nudzi. Czarty stwarzają więcej możliwości. – Wyjaśnił pokrótce, jakie ma doświadczenie, przypadkowo wskazując również na źródło swoich wątpliwości co do zakupu odpowiedniego sprzętu. – Mugolskie wersje też są fajne. – Dodał jeszcze, by Bruno wiedział, że miał do czynienia również z niemagicznymi nartami i snowboardem. Jak dla niego niewiele się różniły, choć może patrzył na nie pod innym kątem niż gryfoński kolega. On wszak potrzebował tej nuty adrenaliny i nie obawiał się w ogóle o dodatkowe niebezpieczeństwa. - No chyba tak zrobię, tylko boję się czy potem się zabiorę z tymi wszystkimi rzeczami do Londynu. – Odpowiedział rozbawiony na jego propozycję, ale niestety dla zawartości swojego portfela, zgadzał się z nią w pełnej rozciągłości. Trudno, wybierze i czarty i snowflow, najwyżej ktoś mu pomoże przenieść potem do wszystko do mieszkania. - Trudno ocenić samego siebie, ale chyba tak. Wydaje mi się, że na czartach nieco lepiej, ale możemy dzisiaj postawić na snowflow, skoro lepiej czujesz się na desce. – Po tych słowach sam zainteresował się rozmaitymi goglami wiszącymi na jednej z wystawek. Sięgnął po czarne z pomarańczowymi obramówkami, które świetnie pasowały do jego kurtki i przymierzył je, by zobaczyć czy dobrze się w nich czuje. – Myślałeś już od jakiej trasy chcesz zacząć? Niebieskiej? – Zapytał po dłuższej chwili namysły, odkładając gogle na miejsce. Wyglądały zajebiście, ale miał wrażenie, że były na niego za duże.
Bruno O. Tarly
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183,5
C. szczególne : mocno zarysowane kości policzkowe, baran na głowie, typowo brytyjski akcent
Bruno co prawda miał odłożone trochę pieniędzy na wyjazd, ale nie spodziewał się, że pojadą do tak luksusowego resortu. Obstawiał jakiś las i drewniane chatki. A tutaj spa, łaźnie, burżujskie knajpy... Szarpnęli się w tym roku, dyrektor ma rozmach... Hotelowe wygody nie były jednak dla Bruno najważniejsze, o wiele bardziej cieszył się z pięknych widoków. Alpy robiły wrażenie, szczególnie na kimś takim, jak on. Kimś, kto niewiele w życiu podróżował, a mimo to kochał naturę i góry. Wreszcie mógł odetchnąć świeżym powietrzem, nacieszyć się zapachem lasu, a przede wszystkim... korzystać ze śniegu! Wprost nie mógł się doczekać, aż pójdą na ten stok. - O, też miałeś okazję próbować tradycyjnego snowboardu? - zaciekawił się. Nie przypuszczałby, że młody Gallagher uprawiał mugolski sport. Choć z drugiej strony nie było wiele różnic, istniały one tylko dla cykora Bruno, który był zdecydowanym nielotem. Odłożył wymacane gogle z powrotem na miejsce. I tak by ich nie kupił. Musiał oszczędzać, jeśli galeony miały mu wystarczyć do końca pobytu w resorcie. Okularsy akurat miał swoje: stare, poczciwe, ale działające. Rzucił nawet na nie zaklęcie, które uniemożliwiało parowanie szkieł. Full wypas. - Ziom, ale wiesz, że tu też można sprzęt wypożyczyć? - spojrzał na Matta i wykrzywił się w uśmiechu. Oczami wyobraźni widział już chłopaka niosącego stos wszelakiego sprzętu zimowego, obładowanego niczym rumuński sprzedawca na lubelskim targowisku*. Dobrze jest czasem być biedakiem - nie trzeba martwić się dodatkowym bagażem. Wstał z miękkiej pufy i podszedł do tablicy z cennikiem, która znajdowała się stosunkowo blisko nich. Zerknął na rozpiskę i upewnił się, że można wypożyczać czarty i deski do snowflowa. Cena była całkiem przystępna. - Jestem pewny, że jeździsz świetnie. - przyznał, odwracając się od cennika - Tak, niebieska trasa będzie spoko. Alpy są chyba... wymagające. - dodał trochę ciszej, bardziej do samego siebie. Czyżby obawiał się nieco jazdy po stoku?
* XD
Matthew C. Gallagher
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 178
C. szczególne : zawadiacki uśmiech, podczas którego jego prawa brew zawsze unosi się nieco wyżej niż lewa; dołeczki w policzkach
Rzeczywiście coś w tym było. Po wakacyjnym, biwakowym klimacie i nocowaniu we własnoręcznie składanych namiotach chyba nikt nie spodziewał się, że podczas zimy organizatorzy z Hogwartu postawią na tak luksusowy resort. Nie dość, że wybór padł na wioskę leżącą tuż pod samym Mont Blanc, to nie brakowało tutaj nawet spa. Ba, grono pedagogiczne załatwiło chyba jakieś super-zniżki, bo każdy z uczestników wycieczki dostał jeszcze w prezencie darmowy bon na jeden dowolnie wybrany zabieg. Co prawda Matthew nieszczególnie był nimi zainteresowany, ale doceniał ten gest. Stwierdził, że jeszcze się zastanowić nad tym, czy wykorzystać go samemu, czy może sprezentować jakiejś koleżance. Chociaż… jeśli mieli tutaj dostępne jakieś masaże, to akurat taka propozycja brzmiała wyjątkowo kusząco. W głównej mierze podzielał jednak pogląd Bruno, że to wcale nie ten wszechobecny przepych był najważniejszy. O wiele bardziej liczyły się same widoki, no i oczywiście doborowe towarzystwo, z którym mógłby się bawić wspaniale nawet i na totalnym zadupi. - No pewnie, i snowboardu i nart. Większość swojego życia mieszkałem wraz z mamą u jej mugolskiego kuzyna. Świetny gość i zajebiście radził sobie na stoku. To on mnie nauczył podstaw. – Odpowiedział z uśmiechem, wcale nie ukrywając swojej obszernej wiedzy na temat niemagicznego świata. Może i był dzieckiem dwóch czarodziejów, ale nie widział nic złego w mugolach. Ba, nie wyobrażał sobie nawet codziennego funkcjonowania bez niektórych ich wynalazków i nie na darmo zakpił mieszkanie właśnie w mugolskiej dzielnicy Londynu. Telewizor i netflix wielokrotnie umilały mu samotne wieczory. - Wiem, ale i tak niedawno musiałem wyrzucić swój stary. Znaczy swojego snoflow nigdy nie miałem, zawsze wypożyczałem, a czarty… wstyd przyznać, ale połamałem je podczas ostatnich ferii. Podobno nie da się ich naprawić. – Westchnął ciężko, przypominając sobie swój ostatni upadek na stoku. Nic poważnego mu się nie stało, ale czarty poszły w diabły, a wokół niego zebrał się spory tłum gapiów, którzy myśleli chyba, że potrzeba będzie transportu to najbliższego szpitala. Miał to szczęście w nieszczęściu, że jedyne co stracił, to galeony. - Daj spokój… – Mruknął do Bruno, kiedy ten bez powodu i przede wszystkim bez dowodu zaczął komplementować jego umiejętności. – Sam chętnie skoczę na niebieską, skoro to nasz pierwszy wypad. Trzeba sobie przypomnieć jak się na tym poruszać. Jak coś będziemy się nawzajem zbierać ze śniegu. – Dodał rozbawiony, obejmując go za bark swoim ramieniem, jakby chciał go w ten sposób pokrzepić na duchu. Przy nim nie musiał się obawiać. Sam wiele razy odwalał na stoku jakieś głupoty. Tak czy inaczej przeszedł do jednej z pobliskich półek, wskazując dłonią na upatrzoną wcześniej deskę – Co o niej myślisz? Wymiary odpowiednie, no i elegancko pasuje do kurtki. – Poprosił o radę, pozując jak model do zdjęcia, żeby pokazać Bruno, że jego ubiór ma dokładnie ten sam kolor, co wybrany przez niego snoflow. Zupełnie tak, jakby Tarly był ślepy i wcześniej nie zdołał tego zauważyć.
Bruno O. Tarly
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183,5
C. szczególne : mocno zarysowane kości policzkowe, baran na głowie, typowo brytyjski akcent
To prawda - Bruno nie miał nigdy wcześniej okazji, by poznać umiejętności Matta, czy to związane z czartami, czy to mugolskimi sportami zimowymi. W zeszłym roku nie pojechał na ferie, bo się rozchorował, dopadła go jakaś przebrzydła wysypka i wyglądał jak dorodny muchomor. Poza tym też nie miał za wiele kasy, as always. Żałował strasznie, bo pół przerwy przeleżał w Skrzydle Szpitalnym, a drugie pół w Świętym Mungu. W tym roku miał zamiar nadrobić stracony czas i korzystać z wyjazdu w stu procentach. Tyczyło się to także tych alkoholowych procentów. Tarly czuł jednak w kościach, że chłopak wymiata w kwestii jazdy na czymkolwiek po śniegu. Jak tak na niego patrzył w tej wypożyczalni, to już widział Matta szusującego po stoku z pełną gracją. Poza tym Ślizgon idealnie pasował do tego miejsca, mógłby reprezentować jakąś markę desek do snowflow lub ekskluzywne gogle dla wprawionych czarciarzy. - Nie miałem pojęcia. Wiesz... większość osób ze Slytherinu raczej stroni od mugoli. - odpowiedział. Jakoś nigdy nie mieli okazji, by porozmawiać na te tematy, nie zwierzali się też sobie zbytnio z rodzinnego życia. W tym aspekcie Gallagher go zaskoczył, może ten wyjazd bardziej ich zbliży i dowiedzą się o sobie innych ciekawych rzeczy? - Oh man, jak to połamałeś? - zaśmiał się i popatrzył na niego nieco ożywiony. Brzmiało jak dobra historia. Zaciekawiło go. Dał się objąć kumplowi. Ten z pozoru prosty gest zdziałał wiele. Bruno westchnął, odrzucił czarne myśli i uśmiechnął się pewniej. Czym on się przejmował? Jest tutaj, żeby się dobrze bawić, a nie wykazywać przed kimkolwiek. W najgorszym wypadku będą sobie składać nawzajem kości przy pomocy różdżek. Popatrzył na wybór swojego towarzysza i pokiwał głową z uznaniem. Faktycznie - deska pasowała idealnie. Naprawdę mógłby być twarzą tego przybytku. - Niezła. Kupujesz? - pochwalił wybór na swój wylewny sposób - Te gogle też by pasowały. - przypomniał mu o sprzęcie, który jeszcze niedawno oglądał. Taki drobiazg chyba zmieściłby się w kufrze jako dodatkowy bagaż. Poza tym... od czego są zaklęcia zmniejszające. Sam Tarly natomiast podszedł do półki ze sprzętem do wypożyczenia i zaczął przyglądać się wzorom i rozmiarom. W końcu wziął pierwszą lepszą deskę. Zastanawiał się, czego jeszcze potrzebuje. Miał swoją kominiarkę, gogle, rękawice... O, tak, jeszcze kask! - Wezmę taką. - pokazał na swoją deskową zdobycz - Widziałeś gdzieś kaski?
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Co to byłyby za ferie bez śmigania po stokach? Davies jako skończony sportowy świr, w dodatku zablokowany w kwestii quidditcha, była nastawiona na to, że na czartach i flowboardzie miało jej przyjść wypluć płuca co najmniej raz. Nie była pewna, czy przez zasiedzenie (zalatanie?) w śniegu nie ominą ją pozostałe atrakcje, jednak o części z nich i tak nie była w stanie zapomnieć i nadal jej plany uwzględniały chociażby salon masażu. - Myślisz, że na stoku da się usłyszeć jodłowanie? - zapytała początkowo całkiem poważnie, ale chyba nawet ją pokonała komiczność samej wizji kogoś, kto podczas narciarskich wyczynów uskuteczniałby tę formę ekspresji. Jeżeli dobrze kojarzyła, ten rodzaj śpiewu powinien sięgać również w te okolice. Chyba zatem powinna się nastawić na spotkanie z nim. - Gardzisz nartami, co? - zagadnęła jeszcze, kiedy już znalazły się z Carmel w wypożyczalni. Do jej słownika przylgnęły już niemagiczne określenia na tyle, że trudno było jej się z miejsca przestawić na nowe słownictwo. Różnice były przecież w teorii kosmetyczne. A Davies chyba w przypadku sportów zimowych trzymać się jednak w miarę możliwości blisko białych zasp zamiast przelatywania ponad nimi. Od tego miała miotłę... Kiedy już nikt nie dawał jej zakazów.
Kto: ja! Co?: czarty + snowflow! Co robisz?:kupuję! Potrafisz jeździć?: narty tak/snowflow gorzej (nie wiem, czy Moe odczuje różnicę w trudności na czartach, uznam, że przez 1 wątek będzie to pewna nowość)
Ostatnio zmieniony przez Morgan A. Davies dnia Nie Lut 09 2020, 15:13, w całości zmieniany 1 raz
Carmel M. Gallagher
Rok Nauki : VI
Wiek : 21
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167
C. szczególne : dołeczki w policzkach kiedy szeroko się uśmiecha, blizna tuż nad prawą brwią. Kilka kolczyków w prawym uchu.
Z ekscytacji nie spała już od dwóch nocy, a kiedy w końcu nadszedł dzień, w którym miała zakończyć semestr w Souhvězdí, chodziła jak nakręcona, nie mogąc się doczekać aż wróci do domu i zobaczy swoich najbliższych. Zdążyła nawet zobaczyć się z tatą kiedy to przepakowywała swój kufer i potem, kiedy odprowadzał ją do Hogwartu, bo uparła się żeby „jechać” świstoklikiem razem z całą resztą. Żałowała, że nie mogła spędzić ze staruszkiem więcej czasu, ale... tu było przecież całe jej życie. Przyjaciele, brat... hm, reszta rodzeństwa, choć za tymi akurat niespecjalnie zatęskniła. Oni wszyscy liczyli się bardziej niż cokolwiek na świecie. Nie chciała tracić na feriach ani ułamka cennej chwili, dlatego ledwo odstawiła kufer do pokoju, a już trzymała w łapkach mapę okolicy, plecak i sakiewkę, gotowa wydać całe kieszonkowe na sprzęt i zapas jedzenia, który umożliwi jej całodniową zabawę poza terenem ośrodka. Zabrała ze sobą Moe, bo to przecież nią głównie chciała się tutaj nacieszyć. — Myślisz, że trudno jest się nauczyć jodłowania? — odpowiedziała pytaniem na pytanie, bo zanim zdążyła odpowiedzieć, do głowy wcisnęło jej się dziesięć nowych myśli — bo w sumie to ja bym chętnie spróbowała. — Nie bardzo wyobrażała sobie jak miałoby to wyglądać, skoro nawet śpiew nie wychodził jej najlepiej, ale przecież nie byłaby sobą, gdyby nie dostrzegła w tym czegoś wartego wepchnięcia w grafik. — Czarty jak czarty, po prostu lubię mieć nogi w całości — stwierdziła, w istocie patrząc na narty dość sceptycznie, a potem uśmiechnęła się do Moe — bez nich już nic by mi nie zosta... aaa! ...ło. — złapała przyjaciółkę za rękę, żeby skierować jej uwagę w stronę, którą właśnie bezczelnie wskazywała paluchem — Zobacz, zobacz... snowflow w niuchacze! Zdawać by się mogło, że pół roku w nowej szkole sprawi, że trochę wydorośleje, prawda? A gdzie tam. Wciąż była taka sama, a nawet można by się pokusić o stwierdzenie, że ze względu na długą rozłąkę, wszystko ekscytowało ją jeszcze bardziej i wyglądała przez to jakby pierwszy raz w życiu widziała wszystko co tylko wpadło jej w ręce. Chociaż trzeba przyznać, że deska w niuchacze to nie byle co kiedy jest się ich fanką numer jeden. — Ja Cię kręcę, chyba go kupię zamiast coś wypożyczać. W ogóle nie rozumiem czemu szkoła nas nie uprzedziła, mam w domu stary snowflow. Dobrze, że tata od wakacji strasznie mnie rozpieszcza. — Powiedziała to możliwie beztroskim tonem, bo nie chciała żeby znów zajmowały się jej rodzinnymi problemami — Umiesz na czymś jeździć? Dawaj snowflow, będzie super.
Kto: jo Co?: snoflow Co robisz?:kupuję Potrafisz jeździć?: tak
Matthew C. Gallagher
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 178
C. szczególne : zawadiacki uśmiech, podczas którego jego prawa brew zawsze unosi się nieco wyżej niż lewa; dołeczki w policzkach
Nie chciał być nieskromnym, ale jeździł naprawdę dobrze, więc i po stoku szusował pewnie z pełną gracją. Potrafił nawet wykonywać kilka trików, zarówno na czartach, jak i na snowglow i nie obawiał się zaryzykować, ale nie uważał się przy tym za mistrza w swojej dziedzinie. Podczas wycieczek w góry wielokrotnie widział przecież lepszych od siebie, więc wiedział, że ma jeszcze nad czym popracować. Dlatego też zamierzał wykorzystać czas na feriach, by dokładnie zbadać wszystkie trasy, co oczywiście nie wykluczało wieczornego piwa, czy kubeczka grzanego wina. W końcu po całym dniu aktywności fizycznej można było sobie zasłużyć na odrobinę relaksu. Swoją drogą, szkoda że nie potrafił czytać swojemu gryfońskiemu koledze w myślach, bo prawdopodobnie parsknąłby śmiechem, gdyby miał świadomość tego, że chłopak porównuje go do jakiegoś modela reprezentującego znane marki desek czy gogli czarciarskich. - Stereotypy, Bruno. Stereotypy. – Odpowiedział na jego słowa, tykając go delikatnie palcem w czoło, jakby chciał mu wbić do głowy, że nie każdy Ślizgon to bezmózgi idiota wykrzykujący na korytarzu wiązankę przekleństw, w której co najmniej raz musi paść słowo „szlama”. Z drugiej strony Tarly nie mógł wiedzieć o jego koligacjach rodzinnych, skoro nigdy wcześniej nie było okazji, żeby o nich porozmawiać. Nie oszukujmy się, raczej nikt sam z siebie nie opowiadał o własnym drzewie genealogicznym. Ten wyjazd jednak stanowił dobry pretekst do tego, by poznać się bliżej. - Koncertowo się wypierdoliłem, ale co zabawne, jakoś szczęśliwie upadłem i nic takiego mi się nie stało poza tym, że byłem trochę poobijany. Chyba skakałem wtedy z jakiejś muldy i na tamten moment przeceniłem swoje możliwości. – Wytłumaczył mu pokrótce okoliczności połamania czart i sam uśmiechnął się szerzej wyraźnie rozbawiony sytuacją. Dopóki nie trafił z tego powodu do szpitala św. Munga, to przecież mógł sobie stroić żarty. Dla postronnych obserwatorów mogło to jednak tak śmiesznie nie wyglądać. - Dobra, biorę ją! – Rzucił uradowany, kiedy Bruno skomplementował jego wybór. – No, fajne są, ale przymierzałem. Za luźne nawet na najciaśniejszym zacisku. Mam za małą głowę. – Westchnął zaraz, bo jego kompan miał rację. Te gogle byłyby idealnym dopełnieniem stroju, a tak musiał skorzystać ze swoich starych, wysłużonych, które trzymał w kieszeni kurtki. – O, ta też jest zajebista. – Skomentował wreszcie deskę, którą upatrzył sobie Gryfon, a kiedy to jego uszu dobiegło pytanie o kaski, wskazał gestem dłoni na naprzeciwległą półkę. – Zobacz ten drugi od lewej. Jeśli rozmiar będzie ok, to fajnie pasuje do snowflow. – Podzielił się małą wskazówką modową, chociaż nie zamierzał się wcale obrażać, jeśli kumpel jej nie przyjmie. Nie chcąc zresztą wywierać na nim presji, udał się wraz ze swoim sprzętem do kasy i odłożył na ladę odliczoną sumkę galeonów. Czary najwyżej dokupi innego dnia, jeśli najdzie go na zmiany. - Dawaj, Bruno. Jak się pośpieszymy, to może zdążymy jeszcze na stok przed kolejkami. – Pośpieszył jeszcze kumpla, a sam stanął przy drzwiach wyjściowych, czekając aż ten skończy zakupy.
Kto: Matthew C. Gallagher Co?: snowflow Co robisz?:kupuję Potrafisz jeździć?: tak
Bruno O. Tarly
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183,5
C. szczególne : mocno zarysowane kości policzkowe, baran na głowie, typowo brytyjski akcent
Bruno nie jeździł po mistrzowsku, ale podstawy miał opanowane, potrafił podstawowe tricki, a z jazdy przede wszystkim czerpał przyjemność. Uwielbiał czuć tę prędkość, od razu wydzielały mu się endorfiny. Preferował łagodne stoki, bo wtedy nie musiał wytężać swoich mięśni za nadto, a nadal dobrze się bawił, przy okazji podziwiając górski krajobraz. To miało jednak swoje minusy - na trudniejszy trasach było mniej ludzi, a co za tym idzie - kolejki do wyciągu nie były stumilowe. Dlatego najlepiej było udać się na stok z samego rana, zanim wszyscy zapaleni czarciarze wstaną z łóżek. - Racja, nie taki Ślizgon straszny, jak go malują. - wyszczerzył się do kumpla. Czasami myślał stereotypowo, ale jak miał nie myśleć, jak pojawiał się taki Ragnar i Bruno już się uruchamiał. Anderson działał na niego jak płachta na byka. - Ou, no to dobrze, że tylko czarty ucierpiały. - skrzywił się, wyobrażając sobie upadek Matta. Aż go mięśnie zabolały. Oparł swoją wybraną deskę o pobliską ścianę, a sam sięgnął do kieszeni, gdzie trzymał oldschoolową sakiewkę na galeony. Miał do niej sentyment, bo dostał ją, gdy szedł do Hogwartu. Wyszył sobie na niej nawet swoje inicjały i przyczepił małe metalowe godło Gryffindoru. Przeliczył pieniądze i wyciągnął należną kwotę. Pokiwał głową, dając Mattowi znać, że dobrze robi kupując akurat tę deskę. Gdyby był na jego miejscu to zrobiłby tak samo. Zanim jednak ustawił się w kolejce do zapłaty za wypożyczenie swojego sprzętu, udał się do działu z kaskami. - Ten? - chwycił chyba za właściwy kask - Już mierzę. - pasował, więc niewiele myśląc wziął go, zgarnął deskę i ustawił się w kolejce do kasy. Na szczęście okazało się, że te kaski też można było wypożyczać. Oszczędził dziś sporo pieniędzy, będzie mógł wydać je na grzańce po stoku... albo pomiędzy zjazdami. - Masz rację, nie ma co zwlekać. - przyznał, jednocześnie dokonując płatności. Zarzucił sobie deskę na plecy i ruszył wraz z kolegą w stronę wyjścia. Szczęśliwie do stoku mieli niedaleko, istniała więc szansa, że wyrobią się przed tłumami i nacieszą wolną przestrzenią na trasie. Był bardzo podekscytowany i nie mógł się doczekać, aż dotrą na miejsce.
|zt x2
Kto: najprzystojniejszy Gryfon, czyli ja Co?: snoflow Co robisz?:wypożyczam Potrafisz jeździć?: tak
Neirin Vaughn
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 196cm/106kg
C. szczególne : Oparzenia: prawa noga, część nogi lewej, część torsu, wnętrze prawej ręki. Blizny po porażeniu prądem: wewnętrzna część lewej dłoni i przedramienia.
Annabell naprawdę się cieszyła na te ferie. Czuła, że na wymianie bezapelacyjnie odżyła, mimo że wciąż musiała zdawać matce raporty ze swoich ocen, wysyłać jej te durne listy i siedzieć w bibliotece po nocach, nie czuła już jej gorącego oddechu na karku, a to było dla niej niczym odetchnięcie pełną piersią. Przez ostatnie tygodnie marzyła o tym wyjeździe i odliczała czas, byle do wieczora, byle do piątku, byle do końca lekcji i tak oto ostatecznie znalazła się na Mont Blanc. Szeroki uśmiech nie schodził z jej twarzy, kiedy z błyszczącymi oczami zwiedzała okolice, a w momencie gdy ujrzała stok, wiedziała, że musi pojeździć najszybciej. Potrzebowała kompana do szusowania po śniegu, a widząc Laurel, jej kąciki ust uniosły się jeszcze wyżej. Chwyciła ją za rękę i pociągnęła za sobą z jednym słowem „chodź!”. Weszła do wypożyczalni, wciąż ciągnąc brązowowłosą, i w jej oczach zalśniły iskierki podekscytowania. - Bierzesz czarty czy snowflow? – zapytała, nawet na nią nie patrząc, bo wzrokiem błądziła po poszczególnych egzemplarzach. Na czartach jeździła bardzo dobrze. Może i jej matka oszalała na punkcie chorych ambicji, ale co sezon zabierała ją i jej brata w góry do Czech i dużo zjeżdżali, odkąd tylko pamiętała. Ostatnio jednak próbowała snowflow. - Ja nie wiem co wybrać... – mruknęła, ale chyba bardziej skłaniała się ku czartom, jeszcze będzie miała czas na snowflow, nikt przecież nie broni jej wypożyczyć go później. Spojrzała na Laurel wyczekująco, w tym samym czasie rozpinając puchową kurtkę, ponieważ czuła napływ gorąca. Różnica temperatur między wnętrzem wypożyczalni a tą panującą na zewnątrz była naprawdę spora. Zdjęła też jasną czapkę ze swojej głowy i roztrzepała przyklapnięte włosy.
Kto: Annabell Co?: czarty Co robisz?:wypożyczam Potrafisz jeździć?: tak
Laurel Miskinis
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 167 cm
C. szczególne : litewski akcent, dużo przekleństw, donośny głos
Kto: Laurel Miskinis Co?:snoflow Co robisz?:wypożyczam Potrafisz jeździć?: posiada umiejętności podstawowe, nic zaawansowanego
język czeski
To oczywiste, że skoro tu przyjechała to brała pod uwagę uprawienie jakiegokolwiek sportu zimowego. Najwyraźniej Ann musiała wyczaić, że coś opornie szło jej złożenie wizyty w tej części masywu, a więc nie miała zbyt logicznego argumentu, by przełożyć to w czasie. Co miała poradzić na to, że się nieco cykała? Dała się przywlec do wypożyczalni, choć trzeba przyznać, że jej mimice brakowało pewności siebie. Ann była podekscytowana, ale też nie dziwiła się jej, skoro ogarniała czarty. Zasznurowała usta, oparła dłonie o biodra i zlustrowała wzrokiem cały ekwipunek sportowy. - Nie założę czartów. Nie ma mowy. - zadeklarowała od razu, kręcąc głową na sam widok tych śmiercionośnych kijków. Popatrzyła podejrzliwie na snoflowy i wykrzywiła usta w grymasie. Pociągnęła Ann za kurtkę i nachyliła się do niej, by szeptem jeszcze coś dodać. Nie było tu nikogo, kto zrozumiałby czesko-litewską mieszankę, a jednak zniżyła głos. - Ja znam zwyczajne deski snowboardowe, a co jeśli te tutaj postanowią latać? Spróbuję na nich, mniejsze zło. - poprosiła o konkretny egzemplarz. Rozejrzała się po okolicy czy aby nie ma nikogo znajomego. - Pozjeżdżamy gdzieś na uboczu? Nie chcę by jakieś ciacho oglądało mi jak upadam bez gracji w sam środek zaspy. Będę musiała wtedy delikwenta zabić. - westchnęła, mówiąc pół żartem pół serio. Poprawiła czapkę na głowie i wykrzywiła się na myśl, że będzie musiała założyć kask. Jej włosy ich nie lubiły, ale mus to mus. Skoro przewidywała potencjalne upadki to jednak warto przez chwilę wyglądać jak jajogłowy.
Annabell Helyey
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170,5
C. szczególne : intensywnie niebieskie oczy; tatuaż ciągnący się od uda do żeber; węgierski akcent
Ann zdecydowała, że najpierw bierze czarty. Nie jeździła od zeszłego roku i musiała się rozruszać, potem ewentualnie pozjeżdża też na snowflowie. Na razie jednak zdecydowała, więc dobrała odpowiednie buty, czarty i kask, a potem za wszystko zapłaciła, całe dwadzieścia galeonów. Spojrzała na Laurel lekko błagalnym wzrokiem. - Daj spokój, nauczę cię. – powiedziała. - Na snowflowie nie idzie mi zbyt dobrze... – dodała po czesku. Jasne, uczyła się, ale szło jej to całkiem opornie. Nigdy wcześniej nie spodziewała się, że aż tak trudne będzie się przestawić z czart na deskę. Wydawało jej się, że to nie może być aż tak różne i, o Merlinie, jak bardzo się pomyliła. Zaprzysięgła sobie, że kiedyś się nauczy, ale potrzebowała sporo czasu. Trzymając swoje czarty patrzyła na dziewczynę i zastanawiała się czy już teraz powinna jej powiedzieć. Annabell nigdy nie jeździła na tych mugolskich odpowiednikach, ale miała wrażenie, że skoro nie latają, to muszą być skrajnie nudne i wolne. - Laurel… ale one właśnie latają. – powiedziała znów po czesku i parsknęła śmiechem, kręcąc głową. Czasem naprawdę zapominała, że niektórzy o czarodziejskim świecie wiedzą trochę mniej, ale za to ona mogła pochwalić się znikomą wiedzą na temat Mugoli, więc cóż, coś za coś. - Nie ma sprawy, zaczniemy od niebieskiej trasy, jest najłatwiejsza. – wzruszyła ramionami. - To co lecimy? – szczerzyła się jak głupi do sera, ale naprawdę nie mogła się doczekać. Mówiła wciąż po czesku, z charakterystycznym dla siebie węgierskim akcentem. Może władała tym językiem naprawdę biegle, ale akcentu chyba nigdy się nie pozbędzie.
Kto: Leonardo Co?: snowflow Co robisz?: kupuję (zaraz odnotuję) Potrafisz jeździć?: tak
Nie był fanem zimna, czego nawet nie próbował ukrywać. Długo zajmowało Leośkowi przyzwyczajenie się do zimowej pogody w Wielkiej Brytanii, co dopiero tutaj... Jedyną odskocznią były sporty, podczas to których nie było czasu na narzekanie na mróz. Leonardo nie zastanawiał się długo, doskonale wiedząc, że bon do SPA nie ucieknie, ale już najcudowniejsze deski snowflowowe mogą. Do wypożyczalni niemal dobiegł, przeklinając się pod nosem za rezygnację z niedźwiedziego spaceru - musiał przyznać, że grizzly nie miał większych problemów nawet z takimi warunkami atmosferycznymi. I choć już kilka razy zmienił się tu w miśka, to okolice stoku wolał zostawić w spokoju... Nie chciał mieć na sumieniu żadnych czarciarzy i snowflowistów. Kiedy towarzyszyli mu spokojni ludzie, otoczenie prędko orientowało się, że to tylko magia i nic strasznego. Kiedy łaził sam... cóż. Ryzykował. Wszedł do pomieszczenia i ściągnął czapkę, rozglądając się z zaciekawieniem. Oj rozpieszczali ich nawet poza resortem... - Niuchacze, nie lwy? Co za zatracona gryfońskość... - Cmoknął żartobliwie z dezaprobatą, zachodząc od tyłu @Carmel M. Gallagher i @Morgan A. Davies. Wzorów to tu było od cholery i faktycznie dało się znaleźć lwią deskę, podwieszoną przy samym suficie. Trzeba było przyznać, że niuchacze były fenomenalne i Leo podziwiał za tak szybkie podjęcie decyzji... jemu jeszcze mieniło się w oczach od tych wszystkich cudów, podczas gdy w rzeczywistości nie potrzebował niczego woah. Miał kilka desek snowboardowych i snowflowowych, dzisiejszy zakup uznając bardziej za pamiątkę - zamierzał skorzystać z okazji i dobrać coś nietypowego. Może niekoniecznie wzór z kociołkami, ale coś na pewno się znajdzie... - I też polecam snowflow - wtrącił jeszcze tylko subtelnie, uśmiechając się ciepło do dziewczyn.
Kto: Viserys O. I. Dear Co?: snoflow Co robisz?:wypożyczam Potrafisz jeździć?: tak
Viserys odkąd się tu zjawił, w końcu postanowił zaszaleć i to nie sam, a ze swoim najlepszym przyjacielem Charlie'm. Nie dla nich były łatwe trasy, ani też przygotowanie. Tych dwóch łaknęło wrażeń, a także rywalizacji i chyba śmierci, bo Dear już zaplanował im czarną trasę. Teraz musiał tylko wykupić sprzęt. Wstyd się przyznać, ale nie miał przy sobie odpowiedniej ilości galeonów, stać go było tylko na wypożyczenie, przez co bardzo ubolewał. Odliczył odpowiednią sumkę i podał panu, po czym dostał swoją deskę snoflow. Nie dla nich były czarty. Oczywiście chłopaki Slytherina świetnie sobie radzili z każdym sprzętem. Jednak czarty? Nie tym razem. Snoflow miał klasę. Zamierzali urządzić sobie wyścig. Umieli jeździć i nie zamierzali zadowalać się jakąś łatwizną. Viserys nie miał pojęcia czy ta wypożyczona deska wytrzyma jego nieziemskie wybryki na śniegu. Niestety musiał się przekonać, za pewno mając nową deskę, nie miałby takich wątpliwości. Udał się na stok, aby tam spotkać się z Rowlem.
|zt
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Najwyraźniej stoki wzywały je już od momentu wylądowania w Alpach po użyciu świstoklika, bo ich powitanie nie potrwało szczególnie długo. Chyba obie były przekonane, że wystarczająco dużo czasu spędzą ze sobą na śniegu i to tam poopowiadają sobie wszystkie ciekawe wydarzenia, jakie spotkały je w ciągu minionego semestru. Davies, choć nie zmieniła szkoły w jego trakcie, i tak miała wrażenie, że wszystko wokół było nowe, działo się szybciej i intensywniej. - Dla Ciebie? Dwa dni i będziesz w tym najlepsza. - zaśmiała się, choć w głowie wyobraziła sobie najbliższe 48 godzin, podczas których Gallagher szlifowałaby umiejętności z przerwami jedynie na posiłki i sen. Choć kibicowała jej w zdobywaniu kolejnych umiejętności, Moe mogłaby mieć trudny początek ferii, gdyby rzeczywiście jodłowanie stało się na ten czas główną aktywnością Carmel. - Nadal marzy Ci się niuchacz? - domyślała się, że Gryfonka nie miała kiedy nawet nacieszyć się onyo, którego kupił Matt i poniekąd również stąd wynikał głód domowego zwierzątka. Moe nie za bardzo wiedziała, jak należało sobie radzić tak z jednym, jak i drugim stworem w warunkach domowych, ale na ten moment ujarzmianie niuchaczy znajdujących się na desce brzmiało w sam raz. - Chwilę pobyła w Czechach i już zapomniała o swoich barwach. - podjęła prześmiewczo knowania Leo, kiedy ten znalazł się za nimi i uderzył w dumę jednego z lwiątek. Davies też od początku nie nastawiała się za bardzo na lwie wzory, uznając, że byłoby to chyba zbyt oklepane. Z drugiej strony - czarty w wychylający łebki koty, które sobie z początku upatrzyła były w tej kwestii jeszcze gorsze. Westchnęła. - Ja chyba wezmę jedno i drugie. Muszę się wyszumieć. - za tymi słowami stał oczywiście głód miotlarstwa, na które dostała zakaz. Odkrywanie nowych, umagicznionych sportów powinno choć trochę pomóc jej oderwać się od tej świadomości. - Będziesz nas pilnował, Leo? - asystent nauczyciela raczej na pewno otrzymał podczas ferii rolę opiekuna, jednak wolała się zorientować, na ile to było oficjalne i jak bardzo na poważnie Niedźwiadek miał zamiar stać na straży porządku. Pomimo nabytego ostatnio pewnego urazu do opiekunów, nie widziała w nim wroga, czy zagrożenia, bo nie nastawiała się na żadne szaleństwa w ramach zwiedzania gór. Z drugiej strony, miśkowe wsparcie na stokach powinno być wręcz budujące. Powinna chyba przemyśleć swoje obawy. W końcu w razie, gdyby za bardzo ktoś na nich siedział, zawsze pozostawało przegonienie go dzięki jodłowaniu Carmel.
Kto: Dominik Rowle Co?: czarty Co robisz?:kupuje Potrafisz jeździć?: tak
Postanowił wybrać się samotnie na stok. Umiał jeździć i chciał to robić w swoim tempie, nie oglądając się na nikogo. W domu miał jakieś stare narty, ale dawno z nich nie korzystał i właściwie zapomniał, że leżą gdzieś na strychu. Założył, że będzie mógł je tutaj wypożyczyć, ale dlaczego by nie kupić? Może to zmusi go do częstszych wyjazdów, szlifowania swoich umiejętności? Zresztą, jakoś wolał mieć nowe, własne, niż zjechane przez wielu turystów. Wszedł więc do wypożyczalni i zaczął oglądać asortyment. Przymierzył parę sztuk i w końcu wybrał te, które mu odpowiadały. Zapłacił i wyszedł z nowym nabytkiem, ruszając na stok.
Pokiwała głową z miną wyrażającą pełną determinację. — Skoro Matt nie chce mi go kupić na swoją licencję to sama jakoś go sobie załatwię. Odwróciła się dość gwałtownie żeby dowiedzieć się z kim ma w ogóle do czynienia i kto jest na tyle odważny, żeby kpić z niuchaczy. Pewnie jakiś Gryfon, jak nic. Kiedy spodziewała się stanąć twarzą w twarz z tajemniczym jegomościem, przed jej oczami pojawiła się kurtka; generalnie sięgała typowi gdzieś do mostka, co sprawiło, że zmieszana odsunęła się krok do tyłu i wpadła na jakąś Merlinowi magię winną kobietę, wytrącając ją z równowagi i sprawiając, że poleciała prosto na podłogę. Sama Carmel zachwiała się, ale zręcznie odzyskała równowagę, po czym pokryła się iście gryfońską (czyżby?) czerwienią po sam czubek uszu. — Tak mi przykro! — wyciągnęła do babeczki rękę, ale tamta fuknęła coś tylko i zebrała się bez jej pomocy, otrzepując ubranie. Oby nie spotkały się na stoku. — Too... — zakłopotana, powróciła wzrokiem do Moe i Leo, którym okazał się być tamten niespodziewany wielkolud. Mogła od razu się domyślić, mało kto sprawiał, że czuła się tak maleńka. — Snowflow, tak. I gryfońskość. Zdecydowanie przereklamowana. — Machnęła ręką, po czym zmiarkowała się, że jej wypowiedź nie była szczególnie zrozumiała kiedy nie było się Carmel Gallagher lub nie siedziało się w jej głowie. Dlaczego zachowywała się jak skończony dzban, robiąc z siebie głupka przy Leonardo? — W Souhvězdí wcale nie ma domów i wcale nie narzekałam. Hogwart powinien to przemyśleć — sprostowała, chyba kończąc tym samym fale niezręczności. — Pilnował? Na stoku? Dawno nie jeździłam, jak umiesz... pan w snowflow to chętnie skorzystasz — odgarnęła włosy palcami, wykorzystując ten gest żeby w konsternacji podrapać się nieco po głowie. Mężczyzna zawsze wywoływał w niej pewien dysonans, z jednej strony trochę pamiętała go z Pokoju Wspólnego, z drugiej – był prawie nauczycielem. Nigdy nie wiedziała w jaki sposób się do niego zwracać.