Po kąpieli w magicznym jacuzzi z wodą krzemową, każdy czuje się jak nowy. To idealne miejsce do relaksu i maksymalnego odprężenia, które przy okazji działa prawdziwie regenerująco. Z jacuzzi możesz oglądać leśne okolice resortu, a przy tym masz w pełni zapewnioną prywatność - z zewnątrz nie widać niczego z sali z jacuzzi.
Nie wydawała się pocieszona przez jego odpowiedź, wprost przeciwnie. Wszelki dodatkowy wyraz zupełnie się jej twarzy nie trzymał, tak poza tym wszystkim co już mógł na niej obserwować. - Szkoda. - Powtórzyła, kontynuując tę dziwną rozmowę z jakąś dziwną satysfakcją z niej płynącą. Chociaż od niego uciekała, teraz słownie do niego lgnęła. Czy to już był jakiś kolejny dziwny syndrom o skomplikowanej nazwie, który mógłby u niej stwierdzić magipsycholog? Nie znała się na żadnym z nich i może lepiej, aby tak pozostało. Widząc jak coś na tej przystojnej twarzy się zmienia, cicho odetchnęła. Nie na tyle, aby było to widoczne gołym okiem, ale uważny obserwator zauważyłby, że zdołała wstrzymać na moment oddech. Zależało jej bardziej, niż była w stanie zrozumieć. Na tyle bardzo, że uraziła ją jego obcesowość oraz na tyle wyraźnie, że teraz nie była w stanie się gniewać. Niestety, Morris nie był szczególnie wyjątkowy. Niraherseti nie była bardzo wybredna. Lubiła ludzi, chciała o nich dbać, ale miała kilka wad, które nie zawsze to umożliwiały. Spojrzała na jego cierniową bransoletkę, jakby szukając na nadgarstku czerwonych śladów krwi. W jej spojrzenie wdarł się znowu smutek, którego nie zdołała przed nim ukryć. Wymieniali się humorami. Kiedy ona zdawała się unosić uszy do góry, on jej odpowiadał i nagle znajdowała sobie powód, dla którego mogłaby czuć się zupełnie inaczej. Kompletnie bez żadnego sensu. Skąd to się brało? Pytała o to samą siebie, gdy wreszcie zdecydowała się przerwać to dystansowanie się od siebie. Zanurzyła się ponownie po samą szyję. Ruchem absurdalnie wyćwiczonym i miękkim odepchnęła się od ścianki basenu i machnąwszy raptem raz ramieniem, znalazła się po jego stronie zbiornika. Stanęła na dnie, odgarniając w tył mokre włosy, ale zamiast ponownie łapać się brzegu, wyciągnęła rękę ku niemu. Dotykając jego brzucha, znalazła drogę na przedramię tam złożone. Chciała ująć jego dłoń, ale nie była na tyle odważna, aby po prostu ją sobie wziąć… ani tym bardziej na tyle otwarta, aby o nią poprosić. - Nie wiem - odpowiedziała zgodnie z prawdą. Wcześniej miała bardzo dużo planów, teraz zgasły one w niej tak wyraźnie, że aż żal było patrzeć jak w jej spojrzenie wkrada się wątpliwość. - Faktycznie, wolę łyżwy. Po czym zgadujesz? - Pytała, unosząc wzrok na jego mrużące się oczy. Nie zdawała sobie sprawy z tego, że się ku niemu nachyliła, chciwie spijając każde słowo z jego ust.
Lyall Morris
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 196
C. szczególne : blizna na dłoni, cierniowa bransoleta, złe intencje
Zmarszczył brwi na widok tego smutnego cienia jaki przykrył jej profil. Przecież tylko pytał o łyżwy, dlaczego było jej smutno? Jakaś arogancka melodia zagrała w jego duszy sugerując, że to dlatego, że wyjeżdża, tak, z pewnością dlatego jej smutno! Szybko jednak ucichła zdławiona typową Morrisowi, codzienną głuszą obojętności, ciszą wieczności absolutnej. Podążył za jej spojrzeniem sięgając wzrokiem ku swojej biżuterii. W pewnym momencie życia przestał już zauważać ten drobiazg, nawet mimo to, że niejednokrotnie kaleczył go nawet za błahostki. Pokryta tkanką bliznową skóra wokół nadgarstka na przestrzeni lat stawała się zgrubiała i pozbawiona wrażliwości. Gdyby miał zamknięte oczy pewnie nawet by nie zauważył jej dłoni na swojej skórze. Wzruszył lekko ramionami rozplatając palce i cofając dłoń tak, by jej palce ześlizgnęły się po jego przedramieniu i nadgarstku wprost do jego otwartej dłoni. - Nie wiem. - powtórzył po niej- Tak strzelam. - powiedział nieco ciszej, drugą dłoń wyciągając w kierunku jej drugiego ramienia.- Może to sposób w jaki się poruszasz. - powiedział tym dziwnym, znajomym jej już tonem, głosem który wydawał się nie być przeznaczony dla niczyich uszu, tak jak wtedy w gabinecie masażu, jakby mu się wyrwało coś czego nie planował mówić na głos, a mimo, że powiedział wydawał się w ogóle nie rejestrować tego faktu. Pociągnął ją płynnym ruchem ku sobie aż się odbiła od jego torsu i minimalizując odległość między ich twarzami prawie do zera zajrzał jej w oczy- Co jeszcze wolisz? - zapytał cicho - Hokej? Albo nurkowanie? - zmrużył oczy- Stawiałbym na nurkowanie... - dłońmi powoli przesunął po jej ramionach i bokach, by znów spleść palce mniej więcej na wysokości swojego pępka, z tym, że teraz między jego brzuchem, a splecionymi dłońmi znajdowało się ciało. Po co? Dlaczego? Nie miał na to żadnego wytłumaczenia. Dźwięk bez wizji wskazywałby na to, że po prostu rozmawiają. Wizja bez dźwięku sugerowałaby jakieś niecne względem puchonelli plany. Co było słusznym założeniem ?
Źle tu ujmowała. Nie chodziło o to, co sobie życzył... Nie miała być jak bezmyślna kukła, która robi dokładnie to, czego sobie zażyczy! Do kurwy nędzy! Nie było to ani zabawne, ani mu potrzebne. Irytował się, bo kompletnie nie starała się niczego zrozumieć, pomimo tego, jak uporczywie przy nim siedziała. Gdyby ujęła słowa inaczej, gdyby nie próbowała wmówić mu, że unikał odpowiedzi... Nie unikał, odpowiadał tak, jak sam to rozumiał. Gdyby tylko użyła sformułowania, które sugerowało, że faktycznie nie zrozumiała jego odpowiedzi... Może inaczej by się to potoczyło? Zgadywanie było bez sensu. Zacisnął dłonie w pięści, ot, tak, chcąc zobaczyć, jak gładko ułożą się jego palce.-A nie przyszło Ci do głowy, że to, co mówię, faktycznie wychodzi z mojej głowy? Może jestem zbyt pojebany, abyś mogła coś zrozumieć.-Spojrzał na nią. Wystarczył moment, aby wszystko, co zaszło jeszcze chwilę temu po prostu spierdolić. Wiedział, że to jego zasługa... Tego, że nie nadawali na podobnych falach i denerwował się o byle gówno, o jakieś chore nieporozumienie. Bo on widział sprawy inaczej, a ona zwyczajnie nie potrafiła sięgnąć. I jeżeli miałby być szczery, już nie do końca wiedział, o co dokładnie poszło. O to, że coś jej zabrał, a ona tak uporczywie chciała dowiedzieć się co? Czy może o to, dlaczego wybrał ten konkretny punkt na jej drobnym ciele... To jednak wyjaśnił. Najwidoczniej jego forma odpowiedzi kompletnie jej nie odpowiadała. Co takiego chciała usłyszeć? Może to jego odpowiedź jej nie zadowalała i dlatego to ciągnęła? Nie wiedział, no kurwa, nie wiedział. Nie zamierzał wchodzić jej do głowy i szukać. Nie starał się tego zrozumieć, bo nie czuł ku temu potrzeby. Tak jak teraz, jej nastrój i postawa zmieniły się diametralnie, a on nawet nie zastanawiał się dlaczego. Wiedział tylko, że chciał utrzymać ten stan na dłużej. Bo to oznaczało, że jakoś na nią wpłynął... Ruszył ją do działania, a nie bezczynnego stania i przyglądania się. Był swojego rodzaju potworem, który za grosz miał jej uczucia. Egoista, który robił to tylko po to, aby udowodnić sobie, że potrafił to zrobić... Iż potrafi to jeszcze w kimś wyzwolić. -Tak? Przestań pieprzyć i bawić się w odbijanie piłeczki. Jakbyśmy mieli po pięć lat.-Odgryzł się, jak dzieciak, którym gdzieś w środku zapewne jeszcze był. Nacisnęła mu na odcisk, na cokolwiek, co popchnęło go do działania. Mógłby całkowicie zwalić to na nią, na fakt, że nie pomyślała, zanim coś powiedziała. To była jednak jego sprawka, przyznawał się do tego i był z siebie dumny. Z tego, co osiągnął i z tego, że to właśnie on wzniecił żar, góry zobaczył w jej oczach. To był cudowny widok, na pewno nie miała o tym pojęcia, bo zapewne nigdy nie widziała go w lustrzanym odbiciu. Miał nadzieję, że widziała go w jego oczach... To, jak ją w tym momencie widział. Nic dziwnego, że nie mógł się powstrzymać. Jak to ujęła? Ruszył po swoje, nie zamierzał jej odpuścić, niezależnie czy dostanie zawału, czy też nie. Patrzył na nią, jakby to, co się wydarzyło miało swoją rację bytu. Przeczesał palcami włosy, co mogło być jedyną oznaką tego, że cokolwiek się w nim w tym momencie poruszyło. Nie, nie żałował tego, że skradł jej pierwszy pocałunek. -Naciskasz na mnie, czego nienawidzę.-Powiedział, rozluźniając palce.-Nie obchodzi mnie to, czy mnie w tym momencie znienawidzisz.-Spojrzał w jej oczy, pewny tego, co w tym momencie mówił. Jeżeli myślała, że się z niej nabijał, chyba ich drogi w tym momencie powinny się rozejść... W pewnych kwestiach człowiek naprawdę może się mocno pomylić. Nie obejrzał się za nią, kiedy weszła do wody. Jego wzrok oraz wyprostowana postawa były skierowane do miejsca, w którym jeszcze przed chwilą siedziała. Dopiero kiedy zaczęła mówić, odwrócił się i zorientował się, że nie odpłynęła daleko. Stała przed nim, z tym dziwnym wyrazem twarzy, który widział u kogokolwiek pierwszy raz. Myliła się... Chciał jej to wykrzyczeć w twarz, jednak zanim otworzył usta, zamiast słów usłyszał trzask. Nie był wcale delikatny, chociaż mogło jej się wydawać, że nie miała w sobie zbyt dużo siły. Włożyła w ten ruch całą swoją złość i zdezorientowanie, które wywołał. Jego głowa przechyliła się w bok, a policzek zapiekł. Naprawdę to zrobiła. Pomimo tego, jak mogło to wyglądać, kącik jego ust uniósł się do góry. A on sam wydawał się zadowolony, jakby właśnie na to czekał... Choć się nie spodziewał, trzeba było jej przyznać. -Chyba bardziej dosłowny być nie mogę, co?!-Uniósł głos, chociaż wcale nie był na nią zły... Może jego wewnętrzna frustracja dała się we znaki i po uderzeniu zwyczajnie się obudziła? Naprawdę na niego naciskała, dotykała punktów, których nie powinna.-Co mam zrobić, abyś w końcu...-Nie skończył swojej sentencji, która zapewne byłaby jak zwykle wyszukana. Nie wiedział, z jakim zamiarem ponownie się do niego odwróciła, jej postawa wyglądała raczej bojowo... Dlatego kompletnie nie spodziewał się tego, co zrobiła. Owszem, miał ochotę wtedy sobie pokrzyczeć, wyżyć się odrobinę, ale bardziej na sobie, niżeli na niej. Bo kolejny raz zamierzał coś wyjaśnić, chciał jej wytłumaczyć... Nie pocałunek, ale to, czego od samego początku nie rozumiała. I właśnie teraz, miałby ją odtrącić? Rozerwał ją na kawałki, przycisnął do muru, sprawiając, że robiła coś, co nie leżało w jej naturze... Obudził ją. Siebie zapewne też. Nie spotkała się z odrzuceniem, które mogłoby ją uratować. Tym razem nie ujął jej ramion, przywracając na powierzchnię. Tym razem ujął jej ciało jedną dłonią, aby drugą wpleść w wilgotne włosy. Plecami uderzył o brzeg, jakby ciężar jej ciała nakazał mu zrobić krok w tył. To raczej zaskoczenie, które spowodowała, sprawiło, że stracił kontrolę. Nad wszystkim. Łącznie z pocałunkiem, który odwzajemnił. Zapomniał nawet o tym, co faktycznie chciał jej powiedzieć.
Dawał jej tyle okazji, do ucieczki, a ona, idiotka skończona, żadnej nie wykorzystała. Bo niby ubzdurała sobie, że jest samotny i potrzebuje kogoś, kto go wysłucha i przynajmniej spróbuję zrozumieć — co było najnormalniejszym, ludzkim pragnieniem. Tylko kto pomoże jej, jeśli ona będzie próbowała pomóc mu? Dogadywanie się szło im dość opornie, ich pogląd na świat był skrajnie różny. Ona próbowała, on się wściekał i tak w kółko. Jaki był sens na brnięcie dalej? A jednak została. I chociaż tkwiła głównie w bezczynności i obserwowała go z bezpiecznej odległości, słuchała. Miał w sobie coś, co ją powstrzymywało przed spisaniem rozmów z nim na straty, a lubiła, gdy mówił — nawet tak pokrętnie. Sprawiał wrażenie pewnego siebie, kogoś, kto zna siebie samego na wylot — co było całkowitym przeciwieństwem jej samej. Dostrzegła, jak dłonie składają się w pięść, tylko co niby mogła z tym zrobić? - Nie jesteś. Krótka odpowiedź ze strony dziewczyny wypowiedziana była dość cicho, aczkolwiek pewnie. Zdawała sobie sprawę, że taki zagmatwany już po prostu był i chyba nawet mu o tym powiedziała. Najgorsze było to, że Martellówna sama nie wiedziała, jakiej odpowiedzi pragnie lub nawet nie pragnie usłyszeć. Czego od niego chciała? Dlaczego nie mogła po prostu zignorować go i sobie pójść lub cieszyć się relaksem w jacuzzi? Budził w niej gesty i myśli, których nigdy wcześniej nie miała. Doprowadzał ją do szału tymi spojrzeniami, chociaż wcale nie zamierzała wybuchnąć gniewem. Niezależnie od tego, co chciał tym osiągnąć, widocznie coś mu wychodziło. - Dorosły się odezwał. - znów skwitowała go krótko, chociaż spokojnie, nie odpuszczając spoglądania w brązowe tęczówki, chociaż było jej coraz ciężej. Bo niby jak miała z nim wygrać w tej niemej bitwie? Na szczęście w nieszczęściu, nie musiała się nad tym dłużej zastanawiać, bo później wszystko potoczyło się szybciej, niż chciała. Stracili kontrolę. I chociaż powiedział, że wcale go nie obchodzi czy go za chwilę znienawidzi, czy też nie, w tym przypadku Flora wiedziała, że kłamał. Starała się go dalej słuchać, jednak nie potrafiła, wkraczając w świat własnego umysłu i tocząc bitwę z własnymi emocjami, rozsądkiem. Oddychała ciężko, żałując uderzenia go w momencie, w którym jej ręka się uniosła. Nie mogła jednak w żaden sposób nad tym zapanować czy tego powstrzymać, jakby frustracja i złość za te głupie gierki wzięła górę. Nie zasługiwała na takie traktowanie, najbardziej na świecie nie chciała być niczyją zabawką, bo chociaż teraz udawała wielce dumną i odważną, tak naprawdę była tchórzem. A przynajmniej tak sądziła do tej pory. I nie potrafiąc mu spojrzeć w oczy, odwróciła się, zaciskając powieki i czując pieczenie na ręku. Zachowała się tak okropnie, źle, niewybaczalne. Miał pełne prawo krzyczeć, nawet ją wyzywać. Jak miała niby zostać uzdrowicielem, jak dała się ponieść nerwom i ukarała go fizycznie w najbardziej poniżający chyba dla mężczyzny sposób? To ona powinna mu powiedzieć, że powinien i może ją nienawidzić. Coś mówił, może właśnie to, ale nie słuchała. Miała wrażenie, że stoi obok siebie i obserwuje własne ruchy z niedowierzaniem. Jak daje się ponieść własnemu egoizmowi, zbliżając się do Lennoxa bez żadnego uprzedzenia. Dostrzegła szokowanie na jego buzi, ten dziwny błysk w brązowych oczach, którego nie widziała nigdy wcześniej. Nie zamierzała nic mówić, jakby była pod jakimś urokiem. To musiały być czary, bo przecież Flora by nigdy tak lubieżnie, mętnie na kogoś nie spoglądała. Nie dość, że bezczelnie pchnęła go do tyłu, ułożyła palce przy jego karku poprzez objęcie szyi, to jeszcze nakazała mu milczenie za pomocą całusa. Tylko które z nich było w większej pułapce? Przyparty do muru ślizgon, czy może ona? Jej ciało zadrżało pod dotykiem jego dłoni, która przemknęła gdzieś w okolicach jej talii i zahaczyła palcami o plecy. Było jej cholernie wstyd, że tak do jego rąk pasuje, że reagowała na niego tak, a nie inaczej. Grzecznie więc przywarła do niego, napierając o jego tors, czując na sobie ciepło bijące od jego wilgotnej od wcześniejszego nurkowania skóry. Nie potrafiła się całować, obsypywała więc jego usta buziakami i powoli je badała, pozwalając mu przejąć na tym całkowitą kontrolę, nauczyć ją. Zapewne czuł, jak wali jej serce w piersi, bo miał je zaraz przy sobie i słyszał, jak przyśpiesza jej krew w żyłach razem z oddechem. Palcami przesunęła po jego karku, dłoń wsuwając we włosy, a drugą — wcześniej bezwiednie tkwiąca wzdłuż jej ciała, przesunęła po jego boku i wsunęła gdzieś na plecy, obejmując go tym samym. Pewnie trochę mocniej, niż chciała, żeby wiedział. Kompletnie nad sobą nie panowała. Nie miała pojęcia, jak spojrzy mu w oczy, gdy się odsuną od siebie. Jak niby będą ze sobą rozmawiać? Co miała o tym wszystkim myśleć? Stawała się w jego dłoniach, przy nim, taką dziewczyną, jakiej nikt by nie chciał. A co jeśli była łatwa? Nie chciała taka być, a jednocześnie chciała więcej, chciała lepiej go poznać w dosłownym tego słowa znaczeniu. Od tych jego perfum kręciło się jej w głowie, podobnie jak od każdego, najmniejszego gestu na jej ciele, który zostawiał za sobą jakiś palący ślad. Gdy już nie mogła złapać oddechu, opadła na całe stopy i znów była sporo niższa od niego. Bała się odsunąć, panicznie wstydziła się na niego spojrzeć, bojąc się, że zwyczajnie się rozpłynie i nigdy więcej do niego nie odezwie. Zamiast tego więc tak tkwiła w milczeniu z twarzą przy jego klatce piersiowej, a właściwie przy obojczyku, bo miała wciąż delikatnie zadartą głowę. Trzymała przy nim usta, wypuszczając raz za razem gorące oddechy na jego skórę. Dopiero teraz przypomniała sobie, o czym właściwie mówił, jednak nie przeszły jej przez gardło żadne słowa i chociaż chciała, nie mogła dopytać, co miała w końcu zrobić lub zrozumieć. Pchnięta impulsem, przesunęła mu delikatnie paznokciami po plecach wzdłuż kręgosłupa, już całkiem głupiejąc.
Dla niej było to coś naturalnego i ludzkiego, dla niego było powodem do podejrzliwości. Nie widział żadnego powodu, dla którego miałaby tak sądzić. Nie potrzebował powiernika swoich tajemnic, żyło mu się całkowicie dobrze, tak jak było. Jeżeli odczułby potrzebę wyrzucenia z siebie nadmiaru informacji... Zrobiłby to, prędzej czy później, do kogokolwiek by tylko zechciał. Znał swoje możliwości, znał granice, których jeszcze nie przekroczył, a do których nieubłaganie się zbliża. O to właśnie jej chodziło? Czy takiej pewności siebie sama pragnęła? Nie odpowiedział jej, nawet nie próbując z nią na ten temat dyskutować. Wiedział, że była to przegrana sprawa, bo obydwoje zachowywali się w tym momencie jak obrażone dzieciaki. Moja racja, nie, moja, nie, moja. I tak w kółko. Nie było mu to w tym momencie potrzebne, Florze zapewne też nie, bo sama postanowiła przemilczeć kilka myśli, które z pewnością jej się nasunęły. Cisza nigdy nie ciągnęła się dla niego w nieskończoność, tak naprawdę mogłaby być stałym elementem jego istnienia. Kiedyś nie wyobrażał sobie życia bez dźwięków, dzisiaj wiedział, że świat by się na tym nie skończył. Była tylko człowiekiem, jednak nie powinna uderzać kogoś w twarz, a później tego żałować. Zrobiła to, na co w danym momencie miała ochotę. Może nie panowała nad swoimi ruchami w stu procentach, ale jej ciało przemówiło za nią. Niech wytrwa w postanowieniu, że nie chce być wykorzystywana, że nie chce być zabawką w rękach człowieka jego pokroju... Czy w jakichkolwiek innych rękach. Nie powinna przepraszać, nie powinna wycofywać swojej pozycji. Należało mu się i doskonale o tym wiedziała, dlatego też nie sądził, aby krzyczenie na nią z tego powodu miało sens. Przyjął policzek tak, jak mu się to należało... Poza tym Lennox nigdy nie unika ciosów. Zawsze wie, w którym miejscu przeciwnik trafi i bez względu na szkody, jakie może wyrządzić, nie uchyla się. Chociaż tego się nie spodziewał, a jego reakcja była o wiele bardziej spóźniona... Cieszył się, że to zrobiła. I to nie dlatego, że teraz mógłby spojrzeć na to inaczej. Nie. Chodziło o nią. O to, do czego była zdolna. Był z niej niemal dumny, z tej drobnej duszy, którą spotkał na dziedzińcu, leżącej na ziemi i przyjmującej bezsłownie ciosy z drugiej strony. To było jej całkowicie nowe odbicie. Podobało mu się, nieważne jak nieswojo się w tej roli czuła... Jednak czy faktycznie nie była sobą? Bardzo często zdarza się tak, że nie wiemy, do czego jesteśmy zdolni, dopóki sytuacja nas do tego nie zmusi, nie popchnie, czy tam zmobilizuje, zwał jak zwał... Nie widział, aby się do tego zmuszała, powiedziałby nawet, że pierwszy raz w życiu widział kogoś, kto tak bardzo czegoś chciał. On to widział zupełnie inaczej, każdy najmniejszy ruch był dla niego jak nowy. Jego palce mocniej zacisnęły się na jej skórze w obawie, że wyślizgnie się z jego rąk, wycofa się i każde zapomnieć o tym, co się właśnie wydarzyło. Jej skóra go ostudziła, jak kubeł zimnej wody, bo była tu, prawdziwa i wcale nie tak odległa, jak jeszcze kilka chwil temu mogło się wydawać. Teraz chyba nie miało znaczenia, z której perspektywy na to spojrzą i które nie zrozumiało drugiego. W tej sytuacji nie mogło dojść do nieporozumień. Nie wydawało się, jakby był jej to pierwszy raz. Tak swobodnie operowała dłońmi, jakby ten ruch był skrupulatnie przemyślany. Nie mogła mieć więc pojęcia, jak na niego działała. Jak pobudzała każdy jego zmysł. Niemal urocze było to, jak niezdarnie radziła sobie z pocałunkami. Dlatego nie spieszył się ze swoimi, dając jej czas na przyzwyczajenie się do nowych doznań. Wiedziała, że musiał się bardzo, ale to bardzo powstrzymać? Nie było to najłatwiejsze, kiedy faktycznie mu na to pozwalała... Pozwoliła mu nabrać tempa, pokierować nią tak, jak tego chciał. I pierwszy raz nie zachował się jak egoista, którym lubił się nazywać. Chciał, aby czerpała z tego równie silnie, jak on. Niespiesznie rozchylił jej wargi, próbując ustalić ich wspólny rytm. Nie wiedział już, gdzie zaczynają się jego dłonie, a kończy jej ciało. Pierwszy raz nie miał nic przeciwko, aby być przy kimś tak blisko. Aby przyspieszony oddech zlał się w jedno, a moment zapomnienia trwał o wiele dłużej, niż zawsze na to pozwalał. Naprawdę tak o sobie myślała, czy to wyłącznie jego wina? Nie wiedział, jakby miał się zachować w sytuacji, w której rzuciłaby mu tym w twarz. Z pewnością wykłócanie się nie miałoby sensu, jakby sprawa była o wiele delikatniejsza. Nie był delikatny, nie był taktowny. Kiedy odsunęła się od niego i zniżyła do normalnego poziomu, przyglądał jej się w milczeniu. Nie mógł oderwać od niej wzroku, doszukując się... Właśnie, czego tam szukasz? Zgorszenia? Zwątpienia? Dłoń, która wciąż spoczywała na jej plecach (oraz której palce delikatnie wsunęły się za kostium, kompletnie nieświadomie!) powędrowała do góry, do jej włosów. Musiał to zobaczyć, musiał zobaczyć spojrzenie, które odpowie na jego wewnętrzne wątpliwości. Uniósł jej głowę, jakby oddech na skórze zbyt bardzo go dekoncentrował. Owszem, znajdowała się zbyt blisko niego, aby mógł to kompletnie zignorować.-To, co chciałaś wiedzieć?-Zmarszczył lekko brwi, jakby kompletnie zapomniał o tym, o czym rozmawiali. Poniekąd tak było, bo w głowie miał w tym momencie kompletną pustkę. To ona tak na niego wpływała. Kiedy poczuł na plecach paznokcie, wyprostował się automatycznie, a jego usta wygięły się w coś na wzór uśmiechu. Bardzo niebezpiecznego, który mówił, że kompletnie nie wiedziała, w co się wpakowała. Odwrócił ją do siebie plecami, odsuwając nosem część jej włosów na szyi, a dłońmi owijając się wokół jej ciała. Szczelnie zamknięta i bezpieczna, cóż, nie na długo. Przejechał wargami po jej skórze, tuż nad obojczykiem. Czy widziała jego twarz? Widziała jak świetnie się teraz bawił?
Nieomal wyraźnie odetchnęła, kiedy pozwolił jej złapać się za rękę. Z jakiegoś powodu obawiała się, że jej na to nie pozwoli, a z zupełnie innego powodu chciała, aby faktycznie tak się stało. Czuła się przy nim dziwnie pogubiona. Zdekoncentrowana przez dwa wektory o podobnej sile, raz chciała zdzielić go w twarz, a innym razem tak po prostu dotknąć. Może dlatego robiła zarówno jedno jak i drugie jednocześnie? Przygryzła wargę, bojąc się, że powie coś jeszcze. Jak niezdara. Zniżyła głowę, aby uciec od jego spojrzenia. Lęk, który w niej obudził, gdy napomniał o poruszaniu się był irracjonalny dla każdego, kto nigdy nie znał perfekcjonisty. Nirah nie była idealna. Prawdę mówiąc, daleko jej było od tego stanu, ale wyraźnie raniła ją jakakolwiek krytyka, co do której miała uzasadnione przeczucie, że mogłaby być prawdziwa. Dlatego teraz nadinterpretowała z taką łatwością. Trudno jednak powiedzieć czy by od niego uciekła czy właśnie przytuliła się zasmucona tym jak ostro się (i jego również) oceniała, bo pociągnął ją w swoją stronę kompletnie dla niej niespodziewanie. Potknęła się o jego nogi (oczywiście), wolną ręką machinalnie wspierając się o jego szeroką pierś i nieomal dostając zawału, gdy jej serce prawie wyskoczyło z piersi. Nie tylko ze strachu. - Co ty… - wyrwało jej się tylko, gdy popatrzył jej w oczy. Jej własne były teraz wielkie jak dwa galeony, bo nie do końca rozumiała dlaczego to zrobił. Spróbowałaby się cofnąć, gdyby w ruch nie poszły wyłącznie słowa. Otulając dotykiem jej ramiona, przygwoździł ją do siebie. Zachłysnęła się zapachem jego oddechu, porażona jasnością spojrzenia pozbawionego niechęci, uszczypliwości czy nawet tej pseudo romantycznej zaczepności. Z trudem skupiła się na odpowiedzi, mając pod dłońmi twardość jego ramienia. Przesunęła językiem po dolnej wardze w wyrazie zdenerwowania… i może czegoś jeszcze? Trudno powiedzieć. - Mieszane sztuki walki… - odpowiedziała na jego pytanie, nie mogąc powstrzymać lekko zadziornego uśmiechu, który cisnął jej się na usta. Jej kolano dotknęło jego uda, gdy delikatnie się poruszyła. Bezmyślnie spojrzała na jego wargi.
Lyall Morris
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 196
C. szczególne : blizna na dłoni, cierniowa bransoleta, złe intencje
Nie miał bladego pojęcia o jej kompleksach, ale po prawdzie generalnie nie miał o kompleksach bladego pojęcia. Czy to wina tego, że był przyjemny dla oka? Czy może raczej sposób wychowania w którym nie było miejsca na roztrząsanie się nad swoimi wadami? Ciche westchnienie wyrwało się z jego ust kiedy zobaczył ogrom jej przeraźliwie szeroko otwartych oczu. Przechylił głowę próbując odgadnąć czym to spowodowane. Pozwolił sobie na śmiałość odczytując zaczepność jaka towarzyszyła jej każdego dnia jako śmiałość tylko po to, by dostrzec, że pod tą woalką pozorów krył się jakiś bardzo uroczy wstyd. Nie miał pojęcia, czy to to niebieskie światło, czy dostrzegł na jej śniadych policzkach rumieniec? - Naprawdę? - zapytał zupełnie nie-złośliwie a ze szczerym zainteresowaniem- Wuj ćwiczył ze mną krav magę od kiedy skończyłem dziesięć lat. - wymienił się kolejnym wesołym wspomnieniem dzieciństwa- Tu chyba nie poćwiczysz... - mruknął kreśląc bezmyślnie kciukiem kółka na jej lędźwiach i przechylając lekko głowę. Widząc jak umknął jej wzrok na jego wargi z delikatną perfidią i premedytacją, niby od niechcenia oblizał je koniuszkiem języka.- Mieszane sztuki walki i łyżwiarstwo... - mruknął - Musisz być ...zabójczo skuteczna na lodzie. - zmrużył jedno oko po czym powoli odchylił głowę by wziąć głęboki wdech- Wolałbym zostać. – przyznał w końcu, miękko, po chwili ciszy - Może coś byśmy poćwiczyli... – kto wie co jeszcze lubiła- Ale widzisz, mojej rodzinie się nie odmawia. – spojrzał na nią znad kości policzkowych po czym powoli opuścił głowę do naturalnej pozycji- Nigdy. Nawet jeśli bardzo nie chcę. - za jej plecami błękit bąbelkującej wody zaczynał nabierać lekutko brunatnego odcienia- Są jak skaza na magicznej twarzy czarodziejskiego społeczeństwa. – wpatrywał się w jej oczy- Każdy zauważy. I odwróci wzrok. – tak to już jest z wadami, każdy je widzi, mało kogo obchodzą. Jedne są urocze jak jej zawadiacki uśmiech, inne powinny zostać wyekstrahowane bez litości i zmiecione z powierzchni ziemi. Nie dopuścić do ich istnienia.
Zestresowana swoim obecnym położeniem zupełnie nie powiązała jego „wesołej historii” z tym, że faktycznie daleko jej było do wesołości. Popatrzyła na niego za to z delikatnie poszerzającym się uśmiechem, bo chociaż wśród chłopców zainteresowania sztukami walki nie były znowu takie rzadkie, tak Nirah od dłuższego czasu nieprzerwanie tłukła się z manekinem, bo jak już ktoś potrafił zrobić coś więcej, to najwyraźniej bał się, że za mocno da jej w pysk i nagrabi sobie u kogoś ważniejszego od tej małej puchońskiej pchły. Nadmiar słów, który z siebie wyrzucał powoli sprawiał, że ten uśmiech zastygał na jej wargach, aby zaraz spłynąć z niego jak kulka farby ciśnięta o gładką ścianę. Nie potrzeba jej było dodatkowych bodźców, ale i tak je otrzymała. Wzdłuż kręgosłupa przeszedł jej dreszcz, o którego istnieniu wolałaby w tym momencie zapomnieć. Była zbyt niepoczytalna, aby być w stanie teraz tak po prostu zażądać od niego, aby ją puścił. Ponieważ, kiedy chciała i nie chciała zarazem, zwykle i tak robiła dokładnie to, co odradzaliby jej wszyscy, a po co ona sama tak dziko pragnęła sięgnąć. Piekło było otwarte dla tak ciekawskich panien. I kiedy ona prawie w duchu drżała, z całą swoją odwagą przełknęła cały ten stres i lęk, chcąc wydać mu się silniejszą, niż tylko nieopierzony kurczaczek plątający się blisko lisiej nory. Jej wargi ściągnęły się wyraźniej w wyrazie determinacji. Spuściła dłoń nieco niżej, kładąc kciuk na jego brzuchu. - Bo? - Zapytała, bardzo oszczędnie i znowu wystarczająco wieloznacznie, aby dopasować to skromne pytanie co najmniej do połowy jego słów. Skierowała też brwi bliżej siebie, w tej niezbyt szczodrej mimice wyglądając już nie tylko na zatroskaną, ale i zdeterminowaną po dwakroć. - Mojej też się nie odmawia. Chcesz sprawdzić, która będzie miała większą siłą przebicia? - Szeptała już, nie widząc konieczności mówienia głośniej, skoro był tak blisko. Wychyliła się nawet do przodu, wbijając w jego brzuch pięść, aby utrzymać równowagę, ale również po to żeby mu te słowa ciskać twarz z nieco krótszego dystansu. Analogicznie wypięła też tyłek w przeciwnym kierunku i dla postronnego obserwatora mogłoby to już pewnie wyglądać jak napastowanie seksualne, gdyby nie to, że jeszcze nikt nie krzyczał i się nie wyrywał. Chciałaby go uszczypnąć słowem. Powiedzieć coś więcej o swojej zabójczej skuteczności także na innych polach, pochwalić się czymkolwiek, co mogłoby wypędzić ją z ogarniającej ją nieustannie paniki, smutku związanego z jego rychłym wyjazdem, niezrozumieniem sklejonym nierozerwalnie z wątkiem tajemniczych rodzin, ale jak na kogoś kto bardzo dobrze potrafił się fizycznie bronić, okazywała się kompletną łamagą na polu fizyczno-romantyczno-seksualno-jakimśtam. Dlatego słowa zostawiła dla poetów. Rozprostowała palce, znowu bardziej go trzymając, niż wciskając mu żołądek jeszcze głębiej w wnętrzności. To, co mogłaby nazwać pocałunkiem w gruncie rzeczy było raczej niewinnym muśnięciem… gdyby nie to, że jednocześnie przytrzymała zaborczo jego ramię tuż przy sobie.
Lyall Morris
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 196
C. szczególne : blizna na dłoni, cierniowa bransoleta, złe intencje
Zmrużył oczy i zmarszczył lekko brwi zupełnie nie orientując się w sytuacji, odruchowo napinając mięśnie kiedy jej dłoń ześlizgnęła się na jego brzuch. - Bo jak im odmawiam, to mi robią krzywdę. - uśmiechnął się łagodnie, przymykając oczy, jakby mówił jej o tym, że niebo jest niebieskie- Zawsze. Zaskoczony był jej zdeterminowaniem, nie wiedząc skąd się zrodziło. Luźna pogawędka o sportach nagle okazała się być jakąś szaloną rywalizacją o której zaistnieniu nie miał pojęcia, co gorsza, nie wiedział o co rywalizują. Przechylił głowę na bok gdy wspomniała o swoim rodzie. - Jeśli są chociaż w połowie tak zaborczy jak Ty to mają większą siłę przebicia niż lodołamacze sybiru. - zamrugał niepewnie. Nie był pewien jak ich rozmowa stoczyła się do fleksowania tym czyja rodzina to gorsze gnoje, ale z miłą chęcią oddałby pałeczkę komukolwiek. Nie wiedział też jak mogliby to sprawdzić, czy Anunnaki mieliby go siłą zatrzymać w swojej piwnicy i patrzeć z zainteresowaniem jak Morrisowie próbują go odbić? Sama wizja tego clash of clans go rozbawiła na tyle, że nawet lekko zadrżał tłumionym śmiechem. Był zupełnie skonfundowany jej potrzebą syczenia mu w twarz o potędze swego rodu, zupełnie nie zdając sobie sprawy z tego, że mogła błędnie zrozumieć intencje z jakimi on żalił się jej jak ostatnia pizda z tego, że jego rodzina to kupa gówna i sam gnojownik. Być może pomyślała, że próbował jej narzucić jakąś swoją wolę? Trudno stwierdzić. - Jakby można było zatrudnić jakichś Anunnakich, żeby uchronili mnie przed koniecznością powrotu do Man, to bym to zrobił. - dodał dla pewności z wielką powagą, chcąc oddać honor i cześć jej szlachetnej rodzinie zanim zagotuje się jej krew jeszcze bardziej. Rozplótł lekko palce czując napór na swoim ciele, asekuracyjnie jednak trzymając ją w okolicy żeber, żeby za daleko nie odpłynęła. Wtedy zdecydowała się zmniejszyć dzielącą ich przestrzeń co zera. Lyall problemów z relacjami psycho-fizyczno-seksualno-jakimiś nie miał żadnych, nawet nie zamknął oczu kiedy jej usta dotknęły jego warg. Byłby puścił ją z zaskoczenia, gdyby się nie uczepiła jego barku, a on, prosty jak budowa cepa chłop, na taką zaborczość zareagował w najprostszy znany sobie sposób. Tym razem objął ją ciasno dociskając do swojego ciała. Wychylił głowę ledwie stykając się z nią wargami. - Czy Ty wiesz co robisz. - wymruczał głosem ledwie głośniejszym od zwykłego wydechu prosto w jej usta patrząc jej w oczy. Na krawędziach jego błękitnych tęczówek zdawało się, że zaczęła się pojawiać jakaś ciemność, wysunął z ust język i wciąż wpatrując się w jej oczy dotknął nim jej wargi w geście może i nieco badawczym, ale znacznie bardziej prowokacyjnym. Nie można tak zaczepiać dojrzewającego mężczyzny z zaburzeniami. Morris nie był normalny, a częstowanie go wiadrem lodu na zmianę z wiadrem wrzątku, fizyczny atak mieszając z nieśmiałymi pocałunkami, raz patrząc jak sarna spłoszona jego dotykiem by zaraz zmienić się w syczącą czarną mambę - już i tak miał najebane w głowie, a Nirah wcale na ten stan rzeczy nie wpływała pozytywnie. Palce drugiej dłoni, z której nadgarstka ku tafli wody ciągnęły już rude kropelki, wplótł w jej wilgotne włosy, co samo w sobie było niedorzeczne: z jednej strony zadawał pytanie i dawał jej przestrzeń nie kąsając łapczywie jej warg, z drugiej praktycznie zablokował ją przy sobie w kleszczach umięśnionych ramion nie dając drogi ucieczki nigdzie indziej, niż naprzód.
Prościej było udawać, że tego nie słyszy. Nie mogła jednak nie zmierzyć się z tą szczerością tak, jakby ona nigdy nie padła. Zwłaszcza, gdy mówił o tym z taką lekkością, krojąc jej tym serce na mniejsze kawałki. Popatrzyła na niego z kiełkującym w niej współczuciem i smutkiem. - Nie pozwolę im na to. - Powiedziała, jakby mogła mieć jakąkolwiek siłę przebicia. Nie miała. Żadnej wręcz. Była tylko gówniarzem, który nie miał większego pojęcia o tym, co to znaczy nosić na ręku cierniową bransoletkę. Jednakże czyż to nie był przywilej młodych? Tak mieć wrażenie, że wszystko jest czarne albo białe… Nie rywalizowała z nim w tym momencie. Oboje mieli doskonały talent do mylnego interpretowania własnych słów i reakcji. W tym momencie było widać to jak na dłoni, a jednak ani on, ani tym bardziej ona ostatecznie od tego nie uciekali. Spróbowała mu przybliżyć co takiego miała na myśli, bo i nie było większego sensu w dalszym ukrywaniu tego jak bardzo mącił jej w głowie. Nie była to nawet zasługa jego skomplikowanego charakteru, a przynajmniej nie wyłącznie. - Ukradnę cię. Schowam na krańcu świata, w królewskim grobowcu w samym sercu nieprzebytej pustyni. - Zaproponowała, starając się nie skupiać na zapachu żelu pod prysznic, który mieszał się jej z zapachem jego oddechu. Byli tak blisko siebie, że nie potrafiła się skoncentrować na patrzeniu w jedno miejsce. Jednak nieopierzony kurczaczek nie był wyłącznie ofiarą lisa. Nirah była pokręconym świergotnikiem. Nieodrodną córką badaczy historii, wielopokoleniowych czarnoksiężników, łamaczy klątw. Była jeszcze zbyt młoda, aby z jej kolorowej skorupki wykluła się nieprzewidywalna żmija. Nie zmieniało to jednak faktu, że ze swoimi mylnymi sygnałami miała potencjał na zostanie jedną z nich. Zadał bardzo głupie pytanie. Gdyby zdawała sobie sprawę z tego co robi, pewnie spierdzielałaby od niego w podskokach. Nie miała pojęcia jak bardzo igra przy nim z ogniem, bo to też był pierwszy raz, kiedy czuła coś podobnego. Nigdy w życiu nie pocałowałaby go, gdyby jej wtedy nie objął. Nie pozwoliłaby się dotykać w ten sposób komuś obcemu, kto nie prowadził jej przez lęk i paraliżującą ją ciemność. Nie żeby sam jej wcześniej tam nie zaciągnął… zdaje się, że o tym akurat zapomniała, kiedy jak to na podlotka przystało, dała się skusić pokrętnej osobowości ubranej w przystojność. Lyall wydawał jej się grzechu warty. Zwłaszcza już, że Nirah nie zdawała sobie sprawy jak smakuje taki kęs kradzionego jabłka. Jak słodki potrafi być i jak często zamienia się w ustach w popiół. Westchnęła wprost w jego usta, kiedy jej dłonie wyślizgnęły się spomiędzy nich. Uczepiła się jego ramion już w pełnej krasie, tylko tyle jej pozostało w obecnej sytuacji. Przebiegła spojrzeniem po jego oczach, ale nie była w stanie wyczytać z niego czy sobie z nią igra czy tak reagował na cudzą bliskość. Nie wiedziała jak powinno się to robić. Pod tym względem była chyba prostsza, niż on sam. Działała bardziej na wyczucie, aniżeli z jakimkolwiek namysłem. Kiedy dotknął jej językiem, machinalnie rozchyliła nieco usta i wyszła mu naprzeciw. Trąciła go swoim własnym zaczepnie, bardzo badawczo. - A ty? - Jak zwykle nie odpowiedziała wprost, zamiast tego odbijając piłeczkę w jego stronę. Poruszyła lekko biodrem, śmiało wsuwając nogę w zagłębienie między jego udami. Zakleszczała ich w jeszcze głębszym uścisku, mknąc jak ćma do ognia z wariacką potrzebą zgaszenia pożaru, jaki w niej rozbudzał. A on się wahał. - Pocałujesz mnie w końcu? - Zapytała, tym razem z zabójczą szczerością wskazując na swoje potrzeby, bo zaczęło jej się robić głupio. Przyciskał ją do siebie. Słyszała i czuła jak bije mu serce, oddychała tym samym powietrzem co on. Miałą jego palce zaplątane we włosy. Jednak przede wszystkim budziła się w niej frustracja, że każe jej na to czekać i jasno wskazywać czego chce i czy wie co robi. Gdyby wiedziała z czym to się będzie wiązało, nie podałaby mu dzisiaj ręki. Problem w tym, że te zamiary pewnie nie przełożyłyby się nigdy na czyny. Przesunęła palcami po jego barku, aby dotknąć nimi jego karku. Teraz, albo nigdy, Morris.
Lyall Morris
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 196
C. szczególne : blizna na dłoni, cierniowa bransoleta, złe intencje
Urzekało go to. Szczerość jej zapewnień była jak maść na bolące stawy, jak plasterek na ranę, taki w samochodziki bo wiadomo, że ten w samochodziki sprawi, że będzie mniej bolało. Palce jakby zacisnęły się mocniej na jej żebrach, a na jego ustach pojawił się cień bardzo szczerego uśmiechu, niedoprawianego niczym szczególnym, żadną złośliwością ni zblazowaniem. Lyall Morris, ileż by dał by dać się zmumifikować i zamknąć w smoczej krypcie na samym końcu świata. W samym sercu pustyni, pod największą z największych gór. Nie było w tej obietnicy ani grama prawdy, a jednak przyjął ją do serca jak drogi prezent, których i tak nie dostawał już od dawna. Nie umiał przyjmować takich podarków, nawet jeśli w oczach Nirki były to tylko bezmyślnie wyrzucone z gardła słowa, nie umiał dziękować za taką słodycz jaką zabarwiła jego parszywy dzień. Jaką zabarwiała mu każdy dzień kiedy tylko decydowała się w tej wszechobecnej szarości pojawić ze swoim zaczepnym humorem i nieustępliwym charakterem. Jego usta wciąż wyginały się w uśmiechu kiedy ją pocałował, choć gdyby było to wyzwanie teraz albo nigdy - najrozsądniej byłoby stawiać na nigdy. Drgnął. Początkowo wydawało się bez powodu, kiedy jego język wślizgnął się między jej wargi, czuły kochanek, czyż nie? Asekurując się całą swoją silną wolą drżał próbując pohamować potrzebę zrobienia jej absolutnej krzywdy. Odarcia z godności, rozwleczenia po mokrej terakocie, którą wyściełana była podłoga wokół jacuzzi i zdezintegrowania każdego z jej zmysłów do zera. Kobiety były znacznie delikatniejsze od mężczyzn, kobiety pod naciskiem jego ramion kruszyły się i musiał pilnować by nie zrobić jej krzywdy choć każde zakończenie nerwowe w jego ciele pragnęło tylko tego. Palce mimowolnie jednak zacisnęły się na jej włosach, zaplatając się między nimi jakby już było po wszystkim, jakby jej nie zamierzał wypuścić nigdy, drugą dłonią zjeżdżając niżej po fakturze kąpielowego kostiumu do jej skromnego, aż krągłego pośladka za który złapał, by podciągnąć ją i posadzić sobie na biodrach. Wpatrywał się w jej oczy spojrzeniem na granicy rozsądku, wydawał się dyrygować tą chwilą odrywając plecy od krawędzi basenu pozwalając, by woda objęła ich zupełnie. Od dawna pożądał wszystkiego nim przyjdzie ostatni dzień wolności, a to pożądanie było w nim niczym kwas dzielnie pompowany przez mięsień serca, pochłaniał synapsy, rozpuszczał rozsądek, niósł sztandar do wszystkich członków: weź sobie, weź to, i to też weź, bierz, bierz. Umysł mruczał niskim tonem kiedy Morris starał się powstrzymywać swoje żądze, klatka piersiowa zdradzała jednak głębokie oddechy mające go najwyraźniej uspokoić, na zarysowanej żuchwie zadrżał mięsień kiedy palce zacisnęły się na jej włosach nieco bardziej, odchylając dziewczęcą głowę w tył. Lubił wykorzystać każdy zakątek wokół ust, delikatną skórę tuż pod żuchwą, przycisnąć zęby zachłannie do miękkiej skóry szyi. Miał wrażenie, że rozpływa mu się jak cukier na języku mimo, że smakowała wodą krzemową. - Powiedz, czego chcesz Nirah... - mruknął w zagłębienie za jej uchem po czym ją w nie ugryzł.- Pocałunków..?
Był taki piękny, gdy się uśmiechał. Odbierało jej oddech nieomal za każdym razem, a ona była tak głupia, tak naiwna, że nawet w głowie jej nie postało zastanowić się nad całą tą sytuacją. Czy wolno jej było topnieć w jego ramionach? Pewnie tak, ale czy wypadało? Co do tego mogłaby mieć już pewne wątpliwości. I chociaż nikt jej nikomu nie obiecał, niczego nie narzucał ani też nie nakazywał (jeszcze), ona walczyła nieustannie ze sobą. Odpychając od siebie ciekawość robiła sobie krzywdę. Akceptując ją, również. Wolałaby, aby narzucił jej swoją wolę. Aby zdominował ją zupełnie i ściskając mocno jej włosy, gdy cebulki aż zapiekły przyjemnie pociągnięte sprawił, aby zapomniała o swoich dywagacjach. Tak czy inaczej, nie mogła być do końca zadowolona. Kwestia tylko tego kiedy dopadną ją wyrzuty sumienia i czego będą one dotyczyły. Próby czy jej braku? Przytuliła dłoń do jego policzka, kiedy wreszcie nachylił się ku niej tak jak tego chciała. Śmiało wyszła mu naprzeciw, jakby miała tego doświadczenia znacznie więcej, niż w rzeczywistości. Jakby całowała dziesiątki chłopaków, a nie tylko dwóch czy trzech i to chyba wszystkich z nich w ramach idiotycznych zakładów, które zawsze musiała wygrywać. Niemniej, żenujące pierwsze pocałunki miała już za sobą. Wiedziała więc jaki konkretnie sprawi jej największą przyjemność i kiedy już przełamał lody, śmiało po niego sięgnęła. Jednakże jej śmiałość niekoniecznie szła w parze z umiejętnościami, jakie miał on. Było czuć po sposobie w jaki ją przytrzymywał, że on już z niejednego pieca jadł chleb (a raczej trzymał?). Tymczasem po niej było jednak czuć tę niepewność, chociaż jej gesty jak na osobę tak wycofaną seksualnie były bardzo nieadekwatne do jej miernego doświadczenia. Oglądała dużo i czytała jeszcze więcej głupich książek, aby być w stanie przełożyć pewną część tych wzorców na życie rzeczywiste. Podtrzymała jego brodę, odpowiadając na jego pocałunek być może nieco niezdarnie, ale można było zrzucić to na karb nerwów. Przytrzymała jednak zadziornie jego dolną wargę zębami, zanim ich usta się rozdzieliły. Najpierw poczuła, a dopiero później zobaczyła, że na nią patrzy. Ona najpierw odprowadziła jego usta spojrzeniem. Kiedy uniosła na niego wzrok, jej oczy wyraźnie lśniły. Podobało jej się, to było widać jak na dłoni nawet bez tego lekkiego uśmiechu, który ponownie rozjaśnił jej twarz i pozbawił tej głupiej miny. Puściła jego policzek, gdy pociągnął ją w górę. Bez żalu porzuciła niestabilne podłoże, przytulając uda do jego wąskich bioder. W zamian otoczyła jego szyję szczupłymi ramionami, odchylając głowę wręcz machinalnie, gdy skłonił ją do tego pociągnięciem za włosy. Wbiła lekko opuszki palców w jego kark, bo kiedy uszczypnął ją w ucho, momentalnie jej skóra pokryła się gęsią skórką. Jak większość kobiet, nie pozostawała obojętna na pieszczoty w okolicach szyi. Zapytana, nie wahała się długo. - Przytul mnie - zadecydowała na początek, czując się dziwnie nie na miejscu, kiedy tak na nią patrzył i kąsał, a ona nie mogła czuć jego twardych mięśni na swojej klatce piersiowej. Chciała, aby pozwolił jej na to. Na chwilę absurdalnej intymności w jacuzzi, której nie miała jeszcze długo zapomnieć. Chciała przytulić się do niego, tak jak to zasugerowała, a potem. - Pocałuj. - Przemówiła szeptem, niemalże wyciągając ku niemu szyję. Jak owad wabiony przez rosiczkę, chętnie lgnęła do jego rozwartych kielichów. Naiwna, delikatna, spragniona nawet zwykłej bliskości.
A jednak nie czuła wcześniej takiego wstydu i pogardy względem samej siebie jak teraz. Brzydziła się takimi zagraniami, nienawidziła przemocy. Doskonale wiedziała, jak czują się ludzie padający jej ofiarą i obiecała sobie, że nigdy się nie zniży do tego poziomu. I on to zniszczył. Zabrał jej nie tylko ten nieszczęsny pocałunek, ale i zasadę. Fragment moralności, o który zawsze tak walczyła. Najgorsze w tym wszystkim było jednak to, że bała się tego, co się stanie potem. Jak bardzo mógł ją zmienić? Jak jego gierki mogły wpłynąć na jej prosty i właściwie pozbawiony egoizmu umysł? Dałaby wszystko, żeby poznać odpowiedź, zanim się w to wszystko wplątała. Przecież było jej ze sobą dobrze. Czegokolwiek by teraz zrobiła, jakkolwiek daleko od niego nie uciekła — w pewien sposób nigdy nie będzie w stanie pozbyć się z własnej głowy. Była zła, że nie może się nawet o to wściec, że zrobił coś tak paskudnego, bo miała w sobie znacznie silniejsze uczucia od wściekłości. Takie, o które samej siebie nie podejrzewała. Nie panowała nad sobą. Zupełnie, jakby ktoś sterował jej ciałem, a ona była tylko marionetką bez możliwości wyboru całkiem zahipnotyzowaną bijącym od niego ciepłem, smakiem jego ust, po który tak łapczywie sięgnęła, nawet nie pytając go o zdanie. Wszystko było nowe, a jednocześnie wcale nie czuła się z tym obco. I chociaż na razie nawet iskra myśli o tym, że wszystko to skrywała gdzieś głęboko w sobie, dostosowując się do swojej roli w domu i w oczach ojca, musiała w końcu dostrzec możliwość, że wcale nie była taka niewinna i bierna. Wiódł ją za rękę po bardzo cienkiej granicy, zmuszając do balansowania na krawędzi, z której przecież chyba nie chciałaby spaść. Każdy dotyk jego ust sprawiał, że zapominała się coraz mocniej, a jej ciało oddawało się impulsom, chciwym gestom. Badała opuszkami palców fakturę jego skóry, zahaczała o zarysy mięśni czy nawet owijała kosmyk włosów dookoła palca, kciukiem masując mu kark. Gdy ją objął mocniej, zamknął w uścisku silnych ramion, nie pozostało jej nic innego, jak jeszcze dosadniej przyprzeć go całą sobą do muru. Eksperymentowała, badała, sprawdzała to, jak i na co może sobie pozwolić. Najzabawniejsze, że jej dłonie same wiedziały, co robić. Nawet nie wiedziała, czy bardziej skupić się na jego ustach, czy jego boku, po którym kreśliła dziwne wzory palcami i paznokciami, okazjonalnie przesuwając się w głąb torsu. Nie spodziewała się jednak delikatności, którą jej podarował, którą jej urzekł. Nie poganiał jej, nawet zanim pozwoliła mu przejąć kontrolę, gdy niezdarnie obsypywała jego wargi pocałunkami. Przeszedł ją dreszcz, gdy ich oddechy zlały się w jedno, a jej usta wbiły się w niego z większą intensywnością, przygryzając dolną wargę dla czystej zabawy. Coraz mocniej kręciło się jej w głowie, jej ciało coraz mocniej reagowało. Musiała odetchnąć, złapać chłodnego powietrza. Uciec, jednak nie tak daleko, jak wcześniej. Mając przymknięte oczy, przywierając do niego i dotykając ustami okolicy jego obojczyka, słyszała przeraźliwie szybkie bicie własnego serca. Nawet wcześniej gorąca woda w basenie wydawała się zimna. Gdy przesunął palcami po jej plecach, zaczerpnęła głośniej powietrza, domyślając się, czego od niej oczekiwał, a czego tak bardzo się bała. Niby jak miała spojrzeć mu teraz w oczy? A co jeśli dostrzeże tam samą siebie i nie będzie w stanie się rozpoznać? Pokornie jednak drgnęła, czując nacisk i czując, jak szyja odchyla się jej do tyłu. Długo nie zdołała uniknąć brązowych, głębokich oczu. Miała wrażenie, że rozpadnie się na milion kawałków pod jego wpływem. Widział, że wcale nie miała ochoty go puścić, że nie wiedziała, dlaczego postępuje tak cholernie nielogicznie, a przede wszystkim widział, jak bardzo onieśmielona była ich bliskością. Nie była to jednak negatywna mieszanka uczuć, przeciwnie. Niebezpiecznie przyjemna. Przełknęła ślinę, przesuwając wzrok na jego usta, próbując coś powiedzieć poprzez rozchylenie własnych, zamiast tego po prostu westchnęła, kręcąc delikatnie głową i przymykając oczy. - Nie mam pojęcia. - przyznała szeptem, zgodnie z prawdą, całkiem zapominając o tym, o co właściwie się kłócili. Mimowolnie przesunęła dłoń w górę jego pleców, drażniąc paznokciem skórę wzdłuż kręgosłupa. Uniosła powieki, czując nacisk na talii i delikatne szarpnięcie, znajdując się do niego tyłem. Przygryzła dolną wargę, czując, jak jej ciało samoistnie przylega do jego pleców i jak idealnie tam pasuje. Nawet skarciła się za te bezsensowne myśli, szukając drogi ucieczki od gorącego oddechu przesuwającego się po jej szyi, dodatkowo łaskotanej przesuwającymi się gdzieś na plecy, włosami. Drgnęła pod wpływem jego ust, przymykając oczy i zasłaniając usta dłonią, czując, jak przyśpieszony oddech próbuje zmienić się w coś zupełnie innego. Druga dłoń przesunęła po jego przedramieniu, zsuwając się niżej i niżej, aż dotarła do dłoni, splątując ze sobą ich palce i delikatnie odsuwając od swojego brzucha. Nie mogła pozwolić mu na dalszą zabawę, bo przepadnie. Nie będzie dla niej absolutnie żadnego ratunku. Zrobiła więc wszystko, aby się obrócić i znów znaleźć przodem do niego, a jednocześnie oprzeć się plecami o brzeg basenu. Jej dłoń przemknęła od jego brzucha w górę, poprzez pierś i szyję, aż do policzka, który pogładziła palcami. Spojrzała na niego, tym razem prosto w oczy, wciąż trzymając go za rękę. - Ja.. Przypomniałam sobie. - zaczęła cicho, łapiąc oddech i wciąż czując gęsią skórę na ciele, mocniej ścisnęła jego palce. Musiała wiedzieć. - C..Czy ja powinnam o tym zapomnieć? Czy teraz, skoro.. No wiesz.. Teraz już nie będziesz patrzył na mnie tak, jak wcześniej tylko jak na kogoś.. No wiesz, innego? - mówiła cicho, odrobinę niezgrabnie, chociaż naprawdę się starała. Nie chciała użyć słowa "łatwego". Nie mogła zapytać go przecież wprost. Wiedziała też, że nie byłaby w stanie znieść o sobie takiej myśli. Był przecież jedyny, nigdy wcześniej tak nie robiła. Nikogo nie całowała, nie chodziła z nikim za rękę. Nie oczekiwała właściwie niczego, żadnej deklaracji czy wyniosłych słów, po prostu to jedno musiała wiedzieć. Puściła jego dłoń, łapiąc się brzegu i podskakując, żeby na nim usiąść. Zanim jednak zdołał gdzieś uciec, przyciągnęła go do siebie i przytuliła, kładąc głowę na jego ramieniu, dmuchając mu na szyję — tak, jak on wcześniej jej. Wcale nie chciała, żeby sobie szedł i za cholerę nie wiedziała, co ma ze sobą zrobić i co ma myśleć. Co ma z nim zrobić. Objęła go w pasie, kładąc dłonie na wysokości jego łopatek, bo dzięki temu, że siedziała poza zbiornikiem, nie była aż taka malutka.
Lyall Morris
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 196
C. szczególne : blizna na dłoni, cierniowa bransoleta, złe intencje
Gdyby miał jakąś moralność, jakąkolwiek, rozum i godności człowieka choćby odrobinę pewnie interesowałby się tym czy to co wybierała było rozsądne. Prawdziwy dżentelmen przecież wiedziałby, że nie wypada wykorzystywać spragnionych cielesności nastolatek, a on był wychowany na dżentelmena. Może i by zdawał sobie sprawę z tego co robi, co się dzieje, gdyby sam, tak jak ona, nie przeżywał wewnętrznego konfliktu. Dwóch wilków w nim walczących ciągła obserwacja, wygrywa ten, którego karmił. Jeden już raz zasmakowawszy jej fascynująco słodkiej skóry chciał ją zjeść całą, wgryźć się w miękkie ciało, dłońmi sięgnąć, palce wsunąć tam, gdzie najbardziej nie powinien, drugi jeszcze gorszy, skuszony smukłością jej ramion wątłych, jej szyi chudej, talii takiej, że gdyby się postarał objąłby ją oburącz i złamać. Nakarmić narkotykiem bezbrzeżnej przyjemności i uzależnić, ciągnąć za sobą w tę czarną spiralę swojego gównianego życia i jak kula u nogi, jak kotwica przypiąć do mulistego dna. Co jeden to gorszy i tylko łagodne drżenie ramion zdradzało, że pomiędzy intencjami jakie się w nim kotłują nie ma ani jednej, którą można by nazwać dobrą. Pozwalał jej wybierać, rozpościerał wachlarz możliwości pokazując jej, że ze wszystkich rzeczy, których teraz mogłaby zapragnąć on zapewne gotów był jej to dostarczyć. I to w bardzo doskonałym wydaniu. Zdawał się w tej fizyczności odnajdywać lepiej niż w nieporadnych rozmowach, w których ani jedno niespecjalnie wiedziało jak komunikować się z tym drugim, teraz, kiedy ich ciał nie dzieliła żadna przestrzeń, komunikacja zdawała się nagle kliknąć. On pytał wprost, ona wprost odpowiadała. Przyglądał się jej twarzy, rozchylonym wargom, na wszystkich starych bogów gdy poprosiła, żeby ją przytulił prawie zasłabł. Nie zerżnij mnie, nie zrób mi cokolwiek, nie gryź, nie puść mnie tylko po prostu ...przytul. Aż stęknął czując jak mu świadomość jej słodkiej niewinności siada na piersi niczym głaz, a im bardziej był tego świadomy tym gniewniej wilki jego myśli szarpały się w jej głowie. Zniszczyć, szarpać, kaleczyć i w swoim brudzie wytarzać, natrzeć swoim zapachem, do swojego plemienia, niech będzie taka dzika jak on sam. Poluzował uścisk z jakim trzymał jej włosy i tuląc policzek do jej policzka, ustami przywierając do jej szyi objął ją tak, jakby chciał pozwolić jej każdym skrawkiem ciała odczuć te objęcia. Silne ramiona nie miały znaczenia pośród wyporności wody, suche zazwyczaj palce mogły gładzić miękko skórę jej pleców kiedy spełniał tę prośbę. Pocałuj. Musnął wargami jej bark, obojczyk, zaczepił zębami o krawędź żuchwy. Nim jednak sięgnął jej warg nagle poluzował objęcia, choć wydawało się, że chce ją puścić jedynie obrócił ją wcale bez trudu w wodzie tak, że oparła się o niego plecami. Nawet jeśli próbowała protestować, jedno przedramię sięgnęło jej szyi obracając głowę w stronę zachłannie oczekujących jej uwagi ust, druga ręka oddała się bezceremonialnemu zapoznawaniu z jej ciałem. Opuszkami palców obrysował łuk jej wypiętych w tej pozycji żeber sięgnął wyżej w kierunku drobnej piersi kryjącej się za plastikowym materiałem kąpielowego stroju. Trzymał jej żuchwę językiem muskając jej zęby w słodkich pocałunkach, wzrokiem łapczywie chłonąc całą niewinność jaką emanowała w jego ramionach.
Była idealną ofiarą dla takiego drapieżcy. Sama pchała się w jego objęcia, kuszona przez jedną ze swoich największych wad - tendencję do początkowej powierzchowności. Nie tylko względem przedmiotów i przepięknych zestawów biżuterii, które skrywała w swoich szufladach, ale również i ludzi. Lyall był równie urodziwy jak jej bracia czy ojciec. Małe dziewczynki nie szukają wzorców aż tak daleko, aby dobrowolnie odpychać od siebie nastoletnie rozedrganie i to tylko po to, aby zachować czystość ciała. Przynajmniej tak długo jak sądziła, że skończy się na pocałunku czy na przytuleniu właśnie. Jej umysł nie potrafił sobie wyobrazić co dzieje się dalej, gdy drzwi do sypialni rodziców zamykały się z trzaskiem. Dorośli jakimś cudem wychodzili z niej później spoceni i szybciej oddychający. Jak robi się dzieci? Wiedziała oczywiście, ale z jakiegoś powodu nigdy nie uznawała, że może to być przyjemność, a po drugie, iż może przydarzyć właśnie jej, a już tym bardziej z nim. Z chwilową fascynacją, która z jakiegoś powodu okazywała się równie chętna do eksploracji tych terenów. I nie bała się tego. Nie bała się tak długo, jak nie musiała tego rozważać. Tak długo jak kąsał jej ramiona, szyję czy żuchwę. Jak długo nie napierał na nią śladem rosnącego podniecenia. Kiedy miała zorientować się z czym to się wiąże, być może mogła zareagować nieprzewidywalnie. Tymczasem teraz pozwalała sobie po prostu na bycie podlotkiem. Obrócił ją bez trudu. Nawet w głowie jej nie postało stawiać mu jakikolwiek opór. Zmiękła w jego ramionach. Jak szmaciana lalka poddała się jego ustawieniom, drgnąwszy lekko, leciutko, kiedy dotknął ją w miejscu, w jakie jeszcze nikt nigdy jej nie dotknął. Jej ciało odpowiedziało na jego dotyk szybciej, niż była w stanie to przeanalizować czy nawet zatrzymać (co być może przez ułamek sekundy przeszło jej przez myśl). Dziwne uczucie ogarnęło jej skórę, gdy brodawka pod jego palcami uwrażliwiła się na bodziec. Docisnęła na wpół odkryte pośladki do jego ciała, podświadomie chcąc znaleźć się bliżej tych dłoni, i ciała, które sprawiały, że drżała. Jej ręka dotknęła jego własnej, gdy przytrzymała ją na swojej klatce piersiowej. Trudno było jednak odczytać czy pragnie go tam zatrzymać, aby nie brnął w to dalej, czy może raczej nie chce, aby przestawał. Jednak rozchylała usta, co dawało niejako sporą wskazówkę. Zamknęła nawet oczy, zanadto przytłoczona własnymi emocjami i nieznajomymi odczuciami. Odetchnęła trochę głębiej. Masz co chciałeś, zły wilku.
Lyall Morris
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 196
C. szczególne : blizna na dłoni, cierniowa bransoleta, złe intencje
Był kochankiem niełatwo poddającym się podnieceniu. Z jednej strony wspaniała zdolność, którą mógłby się szczycić pół życia, zrywając kwiaty niewinności swoich partnerów czy partnerek - w rzeczywistości nie miał wcale tak długiego życia, by się tym szczycić, a korzenie tej umiejętności sięgały patologicznych poczynań jakie praktykowali na nim jego dziadkowie. Kary cielesne i klątwy są bardzo dobrymi nauczycielami, wysoką motywacją w praktykach władności nad swoim ciałem. I choć oszalał już dawno temu, a w jego głowie nieustannie sztorm stulecia szarpał wszystkie myśli, pozostawał niewzruszoną oazą, emocjonalną amebą, nawet w takich chwilach jak ta. Stawała się miękka, plastyczna, ulegała jego dłoniom, a mu szumiała z tego powodu krew w uszach i to wcale nie w najpiękniejszy z możliwych sposobów. Z każdym wydychanym oddechem starał się powstrzymać rosnącą w sobie potrzebę krzywdzenia jej, powtórzyć sobie po raz tysięczny dzisiejszego dnia, że nie każdy działa w ten sposób, nie wszyscy, a po prawdzie mało kto wyrósł na przekonaniu, że wyznacznikiem zainteresowania, potrzeby bliskości i uwagi jest poziom otrzymywanego i darowanego bólu. Ból był pewną skalą, granicą zrozumienia, miejscem przez które przeszedłszy coś w głowie łamie się na zawsze, tracisz bufor bezpieczeństwa mówiący Ci o tym gdzie się kończysz, jak wiele jesteś w stanie znieść, ile można Ciebie uszczknąć nim zupełnie Cie zabraknie. A kiedy już myślisz, że nie ma Cie wcale nagle budzisz się cały taki jaki byłeś, ze świadomością, że ten stan nigdy nie istniał i istniał zawsze, że nie ma początku, ani końca. Rubinowa krew wsiąkała w mokry materiał kostiumu, kiedy swoją drobną dłonią schwyciła w palce jego wielkie łapsko, a on, jakby w geście pożegnania ścisnął jej sutka między palcami, by później łapczywym gestem wziąć w zachłanną garść całą jej niewielką pierś. Drugą dłonią chwycił ją pod gardłem, wcale za mocno, ostrożnie by nie zepsuć, jednak nie pozostawiał jej żadnych złudzeń. Jeśli nie zdecyduje się jej puścić, to ona nigdzie nie pójdzie, a stał w tej chwili na samej krawędzi reszty rozsądku. Zapatrzony w jej rozchylone zapraszająco wargi, które powoli i z rozmysłem oblizał językiem by ze stopniowo narastającą siłą ukąsić i zassać jedną z nich. Szukał w jej oczach jakiejkolwiek skazy, czegokolwiek co byłoby kołem ratunkowym tego oceanu w którym się zaczynał topić, tej bezkresnej ciemności w swojej głowie, która kwiliła w zachwycie nad jej nieskończoną niewinnością. Czystością, którą pragnął zbrukać. Palce puściły pierś, przebiegając po linii żeber zaczepiły paznokciami o skórę, kiedy chwycił krawędź kostiumu osłaniającą kość biodrową. Wiedział, że jeśli pozwoli sobie na jeden krok więcej, jeśli posunie się tylko odrobinę dalej to ją po prostu zerżnie jak zwierze w tej krzemowej wodzie, wykręci jak szmatę i spije ostatnią kroplę tej słodkiej niewinności zmieniając jej wspomnienie tego dnia w mgliście zagmatwany wid na granicy jawy i snu. Kciukiem muskając dziewczęce wargi wsunął jej go do ust na spotkanie miękkiej tkanki języka i chwycił w te sposób jej żuchwę. - Kiedy tak patrzysz - powiedział zaglądając w jej oczy i cofając rękę - Mam ochotę zrobić Ci takie rzeczy po których nie będziesz mogła spać. - szepnął w jej usta będąc znów w tej niekomfortowej pozycji na granicy pocałunku. Z każdym oddechem ich wargi stykały się, kiedy jednak sięgała jego ust cofał minimalnie głowę by za chwilę znów ją zaczepnie muskać- To ostatnia chwila, żeby uciec. Powiedz, że tego chcesz, albo każ mi spierdalać. - zażądał z palącym w oczach ogniem potrzeby precyzowania swoich oczekiwań. Może taki był jego kink? Wyraźnie słyszeć jak ktoś się o to prosi.
Zadrżała jak witka wysokiej, polnej trawy porwana wiatrem. Raz w jedną, zaraz w drugą stronę kierowana przez odruchy, których nie znała i nie pojmowana. Delikatna niczym jedno z takich źdźbeł, pozwoliłaby się zniszczyć tak łatwo. Chociaż w normalnej rozmowie ona wydawała się być o wiele gorzej wychowana, o tysiąckroć bardziej uszczypliwa w swych określeniach, fizycznie była miękka niczym mus truskawkowy. Przelewała się pomiędzy jego palcami, sparaliżowana podnieceniem jakie w niej zawrzało, a które źródło miało w tym co jej robił. Zniszczyłby ją już samą odmową jej tej chwili. Gdyby teraz ją puścił, zrobiłby jej krzywdę o wiele większą, niż uczynił jej kilkanaście sekund później, ale po kolei. Na wszystko przyjdzie czas. Nie zauważała nawet tej krwi, po prostu nie była w stanie. Oślepiona jego działaniami, po prostu pragnęła aby był blisko niej i to była pierwsza rzecz, która ją zgubiła. Drugą było zaufanie mu. Na szczęście, pękło ono tak wyraźnie, jakby rąbnął w nie robiąc zamach z młotkiem w dłoniach. Przesunęła palce nieco wyżej, kalecząc własne dłonie o ciernie. To ją otrzeźwiło. Ból, który rozszedł się wzdłuż palców i zmieszał ich krew, jakby podpisywali jakiś pakt. A potem złapał ją za twarz w sposób, który gentelmanowi nie przystoi. Wtedy też całkiem straciła nadzieję, że to wszystko jest warte tej jednej chwili, bo chociaż był piękny jak poranek i intrygujący niczym najciekawsza z powieści, tak jego słowa położyły ogromny cień na niewinność jej uczuć. Wylał nań czysty jad, który wypalił w niej coś niemalże nieodwracalnie. Puściła jego ręce. Krwawiącą dłonią złapała za to za nadgarstek, którym trzymał jej twarz. Nie ugryzła go w palec tylko dlatego, że sądziła, iż puści ją, gdy faktycznie tego zażąda. Cofnęła od niego głowę, wyginając ją w przeciwnym kierunku. - Puść mnie - zażądała wreszcie głosem cienkim i słabym. Co prawda nie było to „spierdalaj”. Co prawda nie wywarczała tych słów wściekle. Żadna też z tych emocji nie pojawiła się w jej oczach. Zamiast tego można było z niej wyczytać zawód. Zawód tak ogromny, że aż zakłuło ją w piersi. Nie chciała nie spać w nocy. Pragnęła tylko poczuć coś, co przypomniałoby jej, że jest człowiekiem, nie pustą maszyną chcącą osiągać coraz to lepsze wyniki i chociaż jego ramiona dałyby jej dokładnie to wszystko, a nawet więcej to straciłaby przy okazji coś ważnego dla siebie. Szacunek do delikatności… - Nie chce. Puść mnie. - Powtórzyła i tym razem zabrzmiała bardziej stanowczo. Ponownie złapała go za rękę, za tę krwawiącą rękę i serce podeszło jej nieomal po samo gardło. Chciała strącić z siebie jakiekolwiek ślady jego obecności i uciec jak najszybciej.
Lyall Morris
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 196
C. szczególne : blizna na dłoni, cierniowa bransoleta, złe intencje
Zaciskał zęby w oczekiwaniu na przyzwolenie, źrenice powiększały mu się niebezpiecznie kiedy całe ciało radziło sobie z tym całym noradrenalinowo-endorfinowym chaosem jaki w nim wywoływała. Był już o krok od tego by ukąsić ją w usta, żeby ją zabrać tam, gdzie jej nikt nie zabrał do tej pory, żeby ją stłamsić, a potem wycisnąć z tej puchońskiej skorupy, popieścić każde zakończenie nerwowe aż oszaleje tak jak on sam i w końcu sam nie będzie w tym swoim chorym szaleństwie. Już brał wdech drżący... kiedy jej słaby głos sięgnął jego uszu. Przez jedną głupią chwilę jego mózg próbował jeszcze z tym walczyć, interpretować inaczej, nie jako tak, że się z nim przecież droczy - nikt nie całuje z taką ochotą by zaraz wylać wiadro zimnych pomyj na łeb bez powodu. Powtórzyła jednak po chwili raz jeszcze "puść mnie", a Lyall Morris, wytresowany jak małpa w cyrku, jak pies uliczny wyprostował palce i rozłożył ramiona jednocześnie odwracając głowę. Puść to prosta komenda, zostaw, zrobił krok wstecz czując przedziwne zimno wdzierające się do jego brzucha w miejscu w którym chwilę temu jeszcze trzymał jej ciepłe, delikatne ciało. Dlaczego? Czy zrobił coś źle? Nie miał umiejętności zastanowienia się nad tym, nie po tym jak ochoczo poddawała się jego dłoniom, jak zachęcająco rozchylała usta. Rozejrzał się po pomieszczeniu jakby się nagle ocknął z jakiegoś widu dziwnego, z majaków niebezpiecznych, jakby zapomniał gdzie jest i co robi. Spojrzał na swoje ręce, na srebro bransolety wciśnięte w zgrubiałą skórę jego nadgarstka,wzrokiem ślizgając się wszędzie, tylko nie w jej kierunku. Czy on właśnie został odrzucony jak... śmieć? Wziął gwałtowny wdech rzucając się do krawędzi jacuzzi jak tonący chwytający się rzuconego mu koła. Bezmyślnie zupełnie wyskoczył z wody zaciskając zęby i żując w ustach to uczucie. Smakowało jak wściekłość, a jednak piekło w środku jak nic co znał do tej pory. Chwycił gniewnie ręcznik rzucony wcześniej na jedną z leżanek i wyszedł.
To był jej dzień relaksu. Zaczynając od masaży, poprzez peeling aż po wylegiwanie się w gorącej wodzie. Skrupulatnie przestrzegała planu i nawet nie zbliżała się do żadnych form aktywnego wypoczynku, które oferowała okolica. Nie dzisiaj. Robiło się już trochę ciemno i miała nadzieje, że uda jej się załapać na chwilę samotności w jacuzzi, bo nie była to raczej godzina, w której było najbardziej oblegane. Faktycznie w szatni nie natknęła się na nikogo, więc z zadowoleniem przebrała się w czerwony kostium kąpielowy i owinęła ręcznikiem. Podreptała w kierunku jacuzzi i trochę się rozczarowała, kiedy zobaczyła z daleka, że jednak ktoś w nim siedzi. Nie wycofała się, ale trzeba było przyznać, że faktycznie liczyła na trochę samotności. Szybko jednak zmieniła zdanie, kiedy dostrzegła kto dokładnie wygrzewa się w gorącej wodzie. Uśmiechnęła się od ucha do ucha i zrzuciła ręcznik, powiesiła go na wieszaku obok. - Mogę dołączyć? - spojrzała na Lazara, ale nie czekając na odpowiedź weszła po schodkach i zanurzyła nogi w wodzie. - Zgaduje, ze miałeś ten sam sprytny pomysł co ja, żeby przyjść tu póki nie ma tłumów. Mam nadzieje, że nie przeszkadzam - zamoczyła się cała i zacisnęła mocniej wysoko ułożonego koka, żeby przypadkiem nie zamoczyć bez sensu włosów. Prawdę mówiąc, okazja była idealna. Już od dawna zastanawiała się, czy nie powinna po prostu gdzieś go zaprosić, zasugerować coś wyraźniej, bo ewidentnie dawał jej sygnały (a przynajmniej ona była o tym przekonana) a ona zupełnie nic z tym nie robiła. Straszne marnotrawstwo.
Lazar Grigoryev
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 182cm
C. szczególne : Tatuaże, kolczyk w języku, przekłute uszy, silny rosyjski akcent
Nie szukał samotności, choć za towarzystwem też gonił jak szalony. Gdyby w jacuzzi znajdowali się jacyś ludzie, pewnie tak czy siak zamoczyłby w nim swoje dupsko, ale prawda była taka, że kiedy zobaczył, że jest zupełnie puste, ucieszył się. Był raczej ekstrawertyczną duszą, ale górskie okolice nastrajały go w taki sposób, że ostatnio częściej łaknął samotności. Przyjemnie spacerowało mu się w ciszy, zastanawiało nad przeróżnymi sprawami; zwolnił i czuł się z tego powodu znacznie szczęśliwszym człowiekiem. Podejrzewał, że to jak dobrze wypoczywał na tym wyjeździe było właśnie zasługą bijącego spokoju. Może powinien zacząć medytować albo uprawiać jogę? Oddał się zbawiennie relaksacyjnemu wpływowi bąbelków. Kiedy tylko rozsiadł się wygodnie, przymknął oczy i wyłączył się zupełnie – do tego stopnia, że nie zwrócił nawet uwagi i wcale nie zauważył kiedy przestał być tu sam. — Da, wskakuj — zgodził się, dopiero po tym zapewnieniu uchylając oczy. Sol miała na tyle charakterystyczny głos, że potrafił ją rozpoznać nawet w pełnym ludzi korytarzu. Zresztą ostatnimi czasy częściej spędzali ze sobą czas, więc zdążył się już po prostu osłuchać. Uśmiechnął się, obrzucając jej sylwetkę ciekawskim, nieskrywanym spojrzeniem. Była apetyczna – miała ładną, kobiecą figurę i przyjemny dla oka odcień skóry, który zawdzięczała najpewniej hiszpańskim korzeniom; zgadywał, że podoba się wielu mężczyznom. Uśmiechnął się do niej szeroko i przeciągnął z rozleniwieniem. — Wszyscy wolą mrozić tyłki na stoku zamiast grzać je bąbelkami. W głowie się nie mieści, nie? — zażartował, zaznaczając to zresztą krótkim, wesołym śmiechem. Sam preferował niskie temperatury i szybciej się przegrzewał niż wychładzał, ale jacuzzi, sauna i inne tutejsze dobrodziejstwa znajdywały się poza skalą. — A Ty nie jeździsz? — zagadnął, przymykając znów oczy.
Szkoła naprawdę postarała się z organizacją tegorocznych ferii. Resort był oszałamiająco luksusowy i zapewniał wszystko – od spa po wyborne jedzenie. Czasem zdarza się jednak, że połączenie dwóch wspaniałych rzeczy, prowadzi do czegoś nie tak bardzo dobrego. Jacuzzi sprawiło, że oboje od razu poczuliście się zrelaksowani, jednak jedno z was* wyluzowało aż za bardzo i nim zdołało zapanować nad własnym ciałem, puściło potężnego bąka! Na szczęście jesteście w jacuzzi, więc przynajmniej kryją cię bąbelki, jednak czym zatuszujesz ten potworny zapach? Szybko dociera do ciebie woń twojego... dzieła, jednak czy zdołasz wwąchać ja całą i przefiltrować powietrze nim dotrze do nozdrzy twojego partnera w relaksie? Może łatwiej byłoby obrócić to wszystko w żart?
Nie było to najrozsądniejsze. Nie mówił tutaj o całej zaistniałej sytuacji, ale o tym, jak sprawdzała swoje oraz i jego możliwości. Dla niej to kompletnie nowe odkrycia, dla niego, każde muśnięcie palcami sprawiało, że chciał tylko więcej. Nie miał oporów, a kiedy nie widział żadnego gestu sprzeciwu, nie widział powodów, dla których miałby zaprzestać czynności, która sprawiała im tak wiele przyjemności. Chociaż czy naprawdę nie było to czymś nowym? Może bardziej nieswoim, w swojej delikatności i czułości. Dotyk tak ostrożny, że mógłby przysiąc, iż to omamy. Nie był do tego przyzwyczajony, bliskość raczej kojarzyła mu się z czymś całkowicie bolesnym, za każdym razem przypominał sobie wszystkie swoje nieudolne i te bardziej spektakularne bójki. Jej pocałunki na skórze były jak uderzenia, jeden po drugim... Tylko tym razem, nie widział siebie słaniającego się po podłodze. Roześmiał się, słysząc jej odpowiedź. Nie mógł się powstrzymać, bo była to jedyna słuszna reakcja. A tak przed zaledwie chwilą zażarcie się wykłócali, a teraz? Wystarczyło zrobić ten jeden niewielki krok i proszę, zaróżowienie jego policzków można przypisać czemuś innemu, niż jej udanym plaskacza. A wielka szkoda, tak dobrze się bawili! Nie mogła powiedzieć, że nie, w końcu również tutaj była. I chociaż pozycja schylająca nie była najwygodniejsza, jej odpowiedzi na te drobne gesty były wystarczającą pociechą. Wiedział, że nie mogli trwać tak wiecznie. Wiedział, że zaraz będzie musiał wyjść z wody, a ich drogi w jakiś sposób się rozejdą. Czy do swoich pokoi, czy do swoich spraw, których musieli się podjąć. Jednak jeszcze momencik, jeszcze chwila... Na moment przymknął oczy, a jego usta wygięły się w nieznanym grymasie. Dlaczego? Pokręcił lekko głową, aby po chwili na nią spojrzeć i oprzeć się łokciem o brzeg. Nie wiedziała, że igrała z chodzącym wulkanem?-Jeżeli chcesz przeprowadzić ze mną rozmowę, proszę, trzymaj rączki przy sobie.-Mruknął, trącąc nosem czubek jej włosów. Raczej dotykanie jego nagiej skóry, pod którą znajdowały się wciąż napięte mięśnie, nie był mądrym pomysłem. Jednak dalsza część zdania delikatnie zbiła go z rytmu. Co dokładnie miała na myśli? Miał jedynie nadzieję, że właśnie to pokazywał wyraz jego twarzy.-To znaczy?-Spróbował pozbyć się zmarszczki między brwiami i dopiero teraz spojrzał na nią, tak z pełnym skupienia spojrzeniem.-O ile uda Ci się o tym zapomnieć...-To było niemożliwe, nawet dla niego. Pokręcił głową, uśmiechając się lekko, próbując dodać tym jej otuchy... Bo chyba wiedział, co miała na myśli, zwyczajnie nie rozumiał dlaczego.-Jak na kogoś, kto potrafi mnie zaskoczyć do tego stopnia, że brakuje mi słów? Czy na kogoś, kto tak cholernie mnie pociąga?-I tak, mówił to z cholerną powagą na twarzy, jego kąciki ust się nie poruszyły, a spojrzenie wciąż było surowe i spoglądało wprost na nią. Kiedy go objęła, naturalnym odruchem dla człowieka byłoby objęcia jej... Jednak on w pierwszej chwili zapomniał, co powinno zrobić się w takiej sytuacji... Już dawno nikogo nie obejmował i nie mówił tutaj o sferze romantycznej, tylko zwykłej, ludzkiej. Po kilku sekundach uniósł ręce i schował ją między ramionami, jakby nie była to dla niego najtrudniejsza rzecz w życiu. Była. I czuł to każdą częścią swojego ciała, krzyczały, aby tego nie robił, naganiały go za to zachowanie. To była potężniejsza mieszanina uczuć, niż to, do czego doprowadziła w basenie. Jednak nie puścił jej, uścisk nie zależał. -Teraz nie będziesz mogła uciekać przed moim spojrzeniem, jak się ponownie spotkamy.-Mruknął jej do ucha, uśmiechając się do siebie. Czy to forma jego pociechy? Pokazania, w jakim świetle widział to on? Marna, ale jedyna, jaką posiadał i mógł zaoferować. Po chwili sam wyszedł z basenu i wyciągnął do niej dłoń, czekając aż ją ujmie i wyjdzie z nim z jacuzzi. Koniec siedzenia w wodzie, czas stąd wyjść i zmierzyć się z tym, co tam czekało.
Nie przepadała za mrozem, ale dość chętnie szalała na stoku i jedynie takie dni wykorzystywała na maksymalny relaks. Zdecydowanie rozumiała chęć do wylegiwania się w ciepłej wodzie i zamierzała sama skorzystać z uroków spa, a takie towarzystwo tylko ją w tym utwierdzało. Chętnie więc dołączyła do jego kąpieli i uśmiechnęła się, kiedy przebudził się trochę z tego lekkiego zaspania. - Ja jestem tak po środku... lubię chyba to i to, ale z relaksu też trzeba korzystać - pokręciła głową, wyciągając się wygodnie w ciepłej wodzie. - Jeżdżę, jeżdżę. Nie jestem w tym jeszcze najlepsza, ale liczę na poprawę. A ty, żadnych prób? - dopytała, delektując się w spokoju ciepłą wodą i opierając wygodniej o ściankę jacuzzi.