Osoby:@Éléonore E. Swansea i @Leonel Fleming Miejsce rozgrywki: Pub Zimowy; Hogsmeade Rok rozgrywki: początek grudnia 2019r. Okoliczności: Przyszła zima, a wraz z nią sezon na grzańce. Odnawianie dawnej znajomości w takich warunkach, to czysta przyjemność.
...Choć zima nie zdążyła jeszcze porządnie rozgościć się na salonach Wielkiej Brytanii, to w Hogsmeade czuć już było iście bożonarodzeniowy klimat. W niemalże każdym oknie można było dostrzec świąteczne dekoracje i lewitujące świece. Latarnie rzucały ciepłe, pomarańczowe światło na pokrytą cienką warstewką śniegu uliczkę. Mimo wieczorowej pory, większość lokali była otwarta, a zza niektórych drzwi dochodziły dźwięki muzyki i ludzki gwar. Aż miało się ochotę podśpiewywać radosne, mugolskie Jingle Bells i ubierać choinkę. Albo chociaż napić się aromatycznego grzańca z pomarańczą i laską cynamonu, o. ...Éléonore dotarła do Hogsemade za pomocą świstoklika, by nie narażać się na skutki uboczne teleportacji. Chciała czuć się i wyglądać dobrze podczas tego spotkania. Nie widziała się z Leo chyba ze cztery lata, to szmat czasu. Oboje się zmienili i nie była pewna, czy rozpozna starego znajomego w tłumie ludzi w pubie. Tym bardziej, że na spotkanie wybrali dość oblegane miejsce o tej porze roku - Pub Zimowy. Ale za to jakie klimatyczne! Lokal nie miał sobie równych, jeśli chodziło o wystrój, a przede wszystkim rozgrzewające napoje. Co jak co, ale Swansea miała dzisiejszego dnia ogromną ochotę napić się jakiegoś grzańca. Okazja wydawała się wręcz idealna ku temu. Była też bardzo ciekawa, jak życie potoczyło się Panu Flemingowi. Towarzyszył jej dobry humor, choć odczuwała także leciutki stres, jak zazwyczaj, gdy spotykała się z osobami, z którymi nie utrzymywała kontaktu przez taki okres. Cóż, studia i przygody tuż po nich za nadto ją pochłonęły... ...Przybyła na miejsce punktualnie - nie lubiła się spóźniać. Szła jednak o zakład, że Leonel już na nią czekał. Gdy tylko przekroczyła próg lokalu - od razu dopadła ją fala gorąca, która buchnęła niczym z kotła Expresu Hogwart. Rozejrzała się po pomieszczeniu, ale na całe szczęście dość szybko odnalazła właściwego jegomościa. Siedział w kącie pubu, na jednym z miękkich foteli. Idealne miejsce, z dala od głośnego baru. Będą mogli w spokoju pogawędzić. Zdjęła płaszcz i zawiesiła go na wieszaku przy drzwiach, a następnie ruszyła we właściwym kierunku, manewrując pomiędzy stolikami i gośćmi lokalu. - Miło Cię widzieć. - posłała mu pogodny uśmiech, gdy tylko zatrzymała się tuż przed ich stolikiem. ...Nie zmienił się jednak na tyle, że nie rozpoznałaby go na ulicy. Zawsze odznaczał się dość charakterystyczną urodą. Niebanalną. Podobnie było w przypadku osobowości Fleminga. A to Élé ceniła najbardziej.
Pomimo wielu obowiązków w pubie nawet on zaczynał powoli odczuwać przedświąteczny klimat, o co właściwie wcale nie było trudno. Wystarczyło spojrzeć w okna pobliskich mieszkań, by ujrzeć wszędzie bożonarodzeniowe dekoracje i lewitujące świece. Cała główna aleja w Hogsmeade wręcz roiła się natomiast od plejady świetlistych choinek, śnieżynek czy reniferów. Ba, pojawiły się nawet piękne ozłacane sanie, w których brakowało jedynie słynnej postaci świętego Mikołaja. No, może nie tylko jego, bo już od wielu lat można było ponarzekać również na niezbyt hojne opady śniegu, które odbierały świątecznemu okresowi tego dawnego klimatu, który pamiętał jeszcze z czasów dzieciństwa. Szkoda, chociaż starał się nie psuć sobie humoru z powodu takich błahostek i tego wieczoru cieszyć się z małych rzeczy – nawet tej niezwykle cienkiej, bielutkiej warstwy, która aktualnie pokrywała ulice. Cieszył się również na spotkanie ze swoją dawną przyjaciółką ze szkolnych czasów. Nie widzieli się dobre parę lat, toteż był ciekawy jak potoczyło się jej życie i czym się zajmuje. Ten przedświąteczny okres uświadomił mu, że zbyt pochłonięty pracą zupełnie zapomniał o pielęgnowaniu relacji. Miał więc nadzieję, że wykorzysta to spotkanie w pubie zimowym jako okazję do odtworzenia wcześniejszej znajomości. Przecież nikt nie powiedział, że mieli spotkać się na jakiegoś dobrego grzańca i znów zapomnieć o sobie do czasu, aż dopadną ich jakieś kolejne święta. Przed pubem zimowym pojawił się chwilę przed czasem, więc wyciągnął jeszcze z kieszeni płaszcza paczkę papierosów i zapalił jednego, zaciągając się głęboko, by zaraz po tym wypuścić z ust sporawą chmurę tytoniowego dymu. Zwykle traktował ten rytuał niemal jak relaks dla ciała i duszy, jednak tym razem mroźny wiatr zaczął mu doskwierać, więc dość szybko wyrzucił peta do kosza i wszedł do środka lokalu. Nie bywał tu zbyt często… Właściwie podobnie jak o niektórych przyjaciołach, tak i o tym pubie przypominał sobie właśnie przed Bożym Narodzeniem. Musiał jednak przyznać, że mimo było do niego powrócić i ponownie podziwiać oryginalny i nad wyraz klimatyczny wystrój. Odwiesił swój płaszcz i – co nie powinno dziwić – od razu udał się w stronę baru, tocząc w myślach bój o to, czy powinien klasycznie wybrać jakąś dobrą whiskey, czy rzeczywiście skusić się na jakiegoś grzańca. - Grzane piwo. – Złożył wreszcie swoje zamówienie, decydując się na coś, co faktycznie wpisywało się w świąteczną atmosferę. A co, raz na jakiś czas przydałaby mu się jakaś odmiana. Poza tym skoro porozumieli się już w tej kwestii razem z Élé w listach, nie chciał się wyłamywać. Zapłacił więc za kufel gorącego trunku i wraz z nim udał się do stolika znajdującego się w kącie pubu. Cisza i spokój, idealne miejsce do pogawędek o dawnych dziejach. Zdążył się wygodnie rozsiąść w fotelu i upił łyka alkoholu, kiedy przez próg przekroczyła znajoma sylwetka panny Swansea. Zastanawiał się czy powinien pomóc zdjąć jej płaszcz, ale ostatecznie zrezygnował z tego planu. Byli za daleko od siebie. Wreszcie jednak kobieta pojawiła się przy stoliku, posyłając mu pogodny uśmiech. - Ciebie również. – Odwdzięczył się, ruszając się z miejsca, by odsunąć jej fotel. – Co Ci zamówić? – Zapytał też od razu pro forma, bo wątpił, by zamierzała rozpoczynać pogawędki bez żadnego napitku. Oczekując na odpowiedź, dokładniej przyjrzał się jej twarzy i prawdę powiedziawszy, miał wrażenie, że w ogóle się nie zmieniała. Nadal nosiła młode rysy, a czas póki co nie odcisnął piętna na jej atrakcyjnej aparycji. Kąciki jego ust mimowolnie uniosły się nieco wyżej. Dobrze było odnowić stare znajomości.
...Miała wrażenie, że z roku na rok świąteczne dekoracje pojawiają się coraz to wcześniej. Był raptem początek grudnia, a nie napotkała lokalu w Hogsmeade, który by nie był przystrojony w bombki, gałązki świerku i jemioły. Oczywiście nie miała nic przeciwko - sama uwielbiała bożonarodzeniowy klimat, szczególnie, gdy zima rozpieszczała brytyjskie wyspy puchatym śniegiem. W tym roku było nieco inaczej i pokrywa śnieżna ograniczała się do cienkiej warstewki, ale pozostawało mieć nadzieję, że wkrótce się to zmieni. Éléonore także tęskniła za atmosferą rodzinnych Świąt, która panowała za jej dzieciństwa. Może właśnie dlatego tak lubiła ten okres, tak za nim tęskniła i darzyła ogromną nostalgią. Ale któż nie wraca chętnie do wspomnień z dzieciństwa? Tych miłych, oczywiście. ...W lokalu było przyjemnie ciepło. Kontrastowało to z chłodem panującym na zewnątrz, a klimat był tak przyjemny, że gdy tylko przekroczyło się próg Zimowego Pubu, to nie miało się ochoty na opuszczanie miejscówki. Temperaturę utrzymywał ogromny kominek, w którym wesoło trzaskał ogień. Obsługa nie omieszkała zawiesić na nim kolorowych, pękatych skarpet w zimowe wzorki. A może wiszą one tam przez cały rok? Może taki to urok tego dobytku? Oprócz gwaru typowego dla obleganego lokalu, do uszu Swansea dochodziła nastrojowa, świąteczna (oczywiście) muzyka, jednakże dziewczyna nie mogła zlokalizować jej źródła. Cóż, magia! ...Skinieniem głowy podziękowała Leonelowi za tej miły gest w postaci odsunięcia fotela. Od razu usiadła, wygładzając rękoma swoją długą, czarną spódnicę. Siedzonko było wyjątkowo miękkie i wygodne, powinna zaopatrzyć się w podobny mebel do swojej sypialni. Zapewne świetnie czytałoby się książki w takim fotelu. - Och, w takim razie ja stawiam drugą kolejkę! - zaproponowała, dalej się uśmiechając. Zerknęła ukradkiem, co zamówił sobie uprzednio jej towarzysz. Zawartość wyglądała na piwnego grzańca. A więc wywiązał się z ich umowy, bardzo dobrze! - Może grzane wino? Podobno mają najlepsze w okolicy. - tak słyszała. Miejsce było dość popularne, sama była tu parokrotnie, ale jakoś nigdy nie zamówiła grzanego wina, choć tyle o nim się nasłuchała. Aż dziwne. ...Odprowadziła go wzrokiem, gdy udał się do baru po jej zamówienie. Dosłownie po chwili wrócił z glinianym kubeczkiem grzanego wina. I już mogła delektować się tym korzennym, cudownym aromatem. Upiła mały łyk i popatrzyła na Fleminga. - Kopę lat, co? - żałowała, że nie zaproponowała tego spotkania wcześniej, jak tylko wróciła do kraju. Czuła się trochę winna, że tak zaniedbała tę znajomość. Miała jednak nadzieję, że Leo nie chowa urazy. ...Przynajmniej wyrobili się jeszcze w starym roku, o.
Nie było to mylne wrażenie. Dekoracje pojawiały się coraz to wcześniej, nieraz nawet przed grudniem, co właściwie można było uzasadnić znacznie większym wyścigiem szczurów. W obecnych czasach ludzie gonili za szczęściem, za karierą, a świąteczne iluminacje miały im w tym rozgardiaszu przypominać o koniecznym zakupie prezentów i spotkaniach z bliskimi. Nic dziwnego, że tęsknili za atmosferą, którą pamiętali z dzieciństwa. Beztroskie oczekiwanie na pierwszą gwiazdkę i odwinięcie wstążek ze skrzętnie przygotowanych paczek z zabawkami. Mogli cieszyć się tym wszystkim w pełni, nie zważając na natłok codziennych obowiązków. Fleming zdawał więc sobie sprawę z tego, że Boże Narodzenie od lat pewnie wiele się nie zmieniło, a tęsknota którą odczuwał tyczyła się właśnie upływającego nieubłaganie czasu, a nie tej nieco cieńszej warstwy śniegu na ulicach. Mimo tego co roku mimowolnie poddawał się tej samej nostalgii, wiedząc że dawne dzieje nigdy już nie powrócą. Sam nie miał również żadnych zastrzeżeń co do klimatu zimowego pubu. Co prawda temperatura na zewnątrz mu nie przeszkadzała i raczej był stosunkowo odporny na mrozy, ale nie ukrywał, że jeśli miałby wybierać, to rozchodzące się po pomieszczeniu ciepło okazywało się o wiele przyjemniejszym uczuciem. Przypominało mu o tych leniwych wieczorach, na które od dawna już sobie nie pozwalał. Kocyk, dobra herbata w samonagrzewającym się kubku. Powinien nieraz zapomnieć o pracy i pozwolić sobie na odrobinę błogiego nicnierobienia. Łatwiej było jednak powiedzieć niż zastosować się do podobnych praktyk. W okresie świątecznym miał w pubie tyle roboty, że w jego mieszkaniu na próżno było szukać ubranej choinki. Poza kilkoma drobiazgami w postaci figurek reniferów nie było tam nic, co wskazywałoby na szczęśliwą, rodzinną atmosferę. Cóż, przynajmniej miło było mu usiąść w miejscu, o które ktoś lepiej zadbał, spojrzeć na te wzorzyste skarpety i posłuchać nastrojowej muzyki. - Z grzeczności nie odmówię. – Odpowiedział rozbawiony na jej propozycję. Nie było mu szkoda galeonów i gdyby nie wspomniała o drugiej kolejce, prawdopodobnie sam zapłaciłby kolejny rachunek. Wiedział jednak, że przedstawicielki płci pięknej nie lubiły, kiedy wyręczało się je we wszystkim, więc pozwolił jej się odwdzięczyć. - Mówisz, że wino lepsze? Właściwie możemy od siebie spróbować i zadecydować, co będzie lepsze na tę drugą kolejkę. – Zasugerował, podsuwając jej kufel z piwem. I tak najbardziej odpowiadała mu whiskey, a najmniej przepadał za winem, ale skoro już odsuwał dzisiaj na bok swoje nawyki, to właściwie mógł spróbować nawet i tego grzanego wina. Może rzeczywiście miło się nim zaskoczy? Miał tylko nadzieję, że nie będzie przesadnie słodkie. Wytrawne z dodatkiem przypraw i pomarańczy mogłoby właściwie zadowolić jego kubki smakowe. Oddalił się na chwilę do baru, żeby złożyć zamówienie dla Elaine, a po chwili wrócił już z ceramicznym naczyniem, z którego wydobywała się niezwykle intensywna woń goździków i imbiru. - Zbyt wiele. – Westchnął cicho, bo rzeczywiście nie widzieli się na tyle długo, że aż nie wiedział o co ją powinien wypytać. Sam także odczuwał poczucie winy, że w pewnym sensie pogrzebał tę znajomość, chociaż tak naprawdę oboje ponosili odpowiedzialność za ten stan rzeczy. – Jak życie? Czy Ty też pracujesz w tej słynnej galerii Swansea? – Odezwał się wreszcie, ciekaw czym aktualnie zajmuje się Éléonore. Przy okazji celowo wspomniał o przybytku należącym do jej rodziny, by wiedziała, że nawet mimo braku kontaktu, interesuje się ich kwitnącym biznesem. Kiedyś wziął nawet udział w jakiejś wystawie, ale niestety jej tam nie spotkał.
...Ludzie gonili za karierą, skupiali się na osiąganiu swoich celów, byli zdeterminowani i gotowi do wyrzeczeń... ...Brzmiało znajomo? Oj tak. Élé jeszcze przed ukończeniem podstawowej nauki w Hogwarcie miała obrany cel i jasną wizję na swoją przyszłość. Jeśli nie byłoby to Riverside, to prawdopodobnie wylądowałaby nieco bliżej rodzinnych stron - w Akademii Magii Beauxbatons, ale studia powiązane z teatrem i tańcem były jej marzeniem już od dziecka. Rodzice tylko dokładali drwa do tego ognia, popychając ją w tym kierunku i motywując, czasem może zbyt dosadnie. Owszem, lepsze to niż podcinanie skrzydeł, ale czy wybory tak młodej czarownicy mogły być w pełni świadome i niezależne od woli rodziców? Czy sama z siebie, bez ich ingerencji, brnęła by do przodu równie skutecznie i bez względu na koszta? A te były wysokie. Tak bardzo skupiła się na samodoskonaleniu w swojej profesji, że zapomniała o innych, ważnych aspektach życia. Nie pielęgnowała starych przyjaźni, znajomości. Po prawdzie - nie miała nawet na to czasu. Ambicja ją przerosła. A dostrzegać to zaczęła dopiero, gdy było już za późno na odwrót. ...Okres przedświąteczny przyniósł jej, wbrew pozorom, chwilę ukojenia i mogła się zatrzymać. Może to za sprawą tego, że wróciła w rodzinne strony i znów czuła się jak dziecko, jak uczennica wracająca na ferie z Hogwartu? Poprzez ubiegłoroczną rozłąkę z bliskimi, nadchodzące Święta doceniała bardziej i bardziej się na nie cieszyła. Podobnie jak na spotkanie z Leonelem. - A spróbowałbyś odmówić! - wypowiedziała to z przerysowaną, udawaną groźbą w głosie, a tuż po tym uśmiechnęła się szeroko. Skoro nie widzieli się tak długo, to na pewno na jednej kolejce się nie skończy, oj nie. Zerknęła z zaciekawieniem na podsunięty bliżej kufel grzanego piwa. Aromat, który wydobywał się z naczynia był niezwykle kuszący, a ona... miała słabość do korzennych przypraw i cytrusów, szczególnie w okresie jesienno-zimowym. Nie omieszka spróbować, nie omieszka. ...Najpierw jednak skosztowała swojego zamówienia - wielkiej legendy tego przybytku. I owszem - wino niczego sobie, bogato przyprawione, imbiru i goździków nie żałowali. Przyjemne ciepło rozlało się po ciele dziewczyny, rozgrzewając ją jeszcze lepiej niż urokliwy kominek znajdujący się w pomieszczeniu. Zanurzyła się głębiej w miękkim fotelu i poczęła ogrzewać swoje dłonie o gliniany kubeczek. Posłała Flemingowi porozumiewawcze spojrzenie, które miało być odpowiedzią na jego wymowne westchnięcie. Ech, dorosłe życie. A można by było nie dorastać i mieć czas na wszystko. Czy z wiekiem kurczy się doba, skracają się magicznie godziny w miesiącu? Najwyraźniej... Czas pędzi jak szalony. Wróciła do Wielkiej Brytanii z końcem wakacji, a już zastał ją grudzień. Tymczasem Swansea czuła, jakby była w Dolinie zalewnie kilka tygodni... - W galerii? Och, nie, nie pracuję tam. - zaprzeczyła, nie kryjąc rozbawienia, bo sama myśl, że miałaby tam spędzać kilka godzin dziennie wydawała się abstrakcją. Przynajmniej dla niej. On miał prawo do tego, by nie wiedzieć, że to miejsce zupełnie do niej nie pasuje. I tak była pełna podziwu, że orientował się w łabędzim dorobku. - Chyba bym umarła z nudów w tym miejscu. Choć nie mogę zaprzeczyć, że jest całkiem... ładne. - zawahała się chwilę przed wypowiedzeniem ostatniego słowa. Doceniała ten rodzaj sztuki, owszem, ale jednak wolała bardziej aktywizujące zajęcia. Nie mogła się jednak pochwalić swoimi osiągnięciami, bo jej obecna kariera zawodowa stanęła na ubieganiu się o jakąkolwiek posadę w teatrze. Jakąkolwiek. - Skończyłam niedawno staż w New Magic Theatre, może coś z tego będzie, trzymaj kciuki. - dodała, po czym odstawiła grzańca na stolik i przysunęła w kierunku swojego rozmówcy, pozwalając mu na spróbowanie aromatycznego trunku. - A Ty czym się obecnie zajmujesz? - wstyd się było przyznać, ale nie wiedziała o tym, że Leo prowadzi własny pub i to jeszcze wraz z Bloodworth'em. Ba! Nie wiedziała nawet, że ich relacja przerodziła się w tak zażyłą więź, w przyjaźń. Przez swoje zachowanie podczas studiów, Nathaniel bardzo stracił w oczach Éléonore. Żywiła do niego niechęć, a wręcz... pogardę. Nie mniej jednak była bardzo ciekawa, jak wiedzie się młodemu Flemingowi i miała nadzieję, że jednak ułożyło mu się życie nieco lepiej niż jej samej. ...Zanim Leonel odpowiedział na jej pytanie, zebrała się na odwagę i ujęła w dłonie jego kufel, i upiła z niego nieco grzanego piwa. Zmarszczyła brwi, zastanawiając się, czy wino było dobrym wyborem. Nigdy nie umiała określić się w kwestii grzanych napojów.
Fleming jeszcze za czasów szkoły marzył o karierze aurorskiej, ale na skutek niezależnych od niego okoliczności musiał zrezygnować ze studiów. Porzucił edukację, by wspomóc finansowo swoją matkę, u której zamieszkiwał, i chociaż gdyby ponownie został postawiony przed takim wyborem, znów postąpiłby tak samo, tak przez długie lata żałował, że nie uzyskał upragnionego dyplomu. Nie na darmo trafił przecież do Slytherinu, a niespełnione ambicje odciskały na nim ogromne piętno. Dopiero od niedawna pogodził się z losem i stwierdził, że być może nic w życiu nie działo się przypadkiem. Wszak został właścicielem doskonale prosperującego pubu, a i nie był wcale pewien, czy przemytnicza fucha nie sprawiała mu znacznie większej przyjemności niż zawód aurora. Nie tylko zapewniała sporą dawkę adrenaliny, ale pozwalała mu również swobodnie dostosowywać pracę do własnych potrzeb. Mógł szukać po całym świecie kosztownych artefaktów, a do polowania na czarnoksiężników niepotrzebny był żaden dumny tytuł. Działając na własną rękę, unikał natomiast pewnych niedogodności, chociażby w postaci wypełniania nudnych raportów. Kiedy Éléonore zwróciła się do niego z przerysowaną, udawaną groźbą w głosie, przez moment miał ochotę zapytać jej, co zrobiłaby gdyby jednak jej odmówił. Zrezygnował jednak, uśmiechając się zamiast tego nieco szerzej. Zaraz po tym zanurzył znów usta w piwie, racząc się nutą miodu, skórki pomarańczy i licznych przypraw, z których pierwsze skrzypce z pewnością odgrywały imbir i goździki. Kiedy ponownie uniósł głowę, napotkał porozumiewawcze spojrzenie panny Swansea. - Wybacz. Zapomniałem, że nie każdy z rodu musi tam pracować. – Przeprosił, chociaż trudno było uniknąć rozbawionego tonu. Galeria cieszyła się tak dużą sławą, że niestety sam wpadł w tę pułapkę i od razu skojarzył to miejsce z jej nazwiskiem. Z drugiej strony Swansea wydali na świat tylu artystów, że mimo pierwszego błędu, nadal obstawiał, że jego towarzyszka zajmuje się czymś ściśle powiązanym ze sztuką. Wyglądało na to, że tym razem się nie pomylił, bo do jego uszu dobiegła zaraz inna znana nazwa. New Magic Theatre. - Trzymam. I mam nadzieję, że dostanę jakieś zaproszenie, kiedy będziesz występowała na deskach teatru. – Mruknął cicho, sięgając po gliniany kubek wypełniony po brzegi grzanym winem. Zanim upił łyka, podmuchał lekko, żeby nie poparzyć sobie podniebienia. – Niezły, chociaż ja chyba zostanę przy piwie. – Dodał dopiero po tym, jak posmakował wybranego przez Éléonore trunku. Ta mała degustacja utwierdziła go jednak w przekonaniu, że nie jest fanem gronowych napojów. - Prowadzę pub niedaleko Pokątnej. Upswing. Dobry alkohol, bilard i karty. – Wytłumaczył pokrótce, kiedy kobieta zapytała go o jego fach. Nie wspomniał oczywiście o swym drugim, pobocznym zajęciu, które zdecydowanie wolał pozostawić w tajemnicy, nawet przed najbliższymi. – Musisz kiedyś zajrzeć na partyjkę krwawego barona. – Zaproponował jedną ze swych ulubionych rozrywek, przypatrując się dokładnie twarzy Éléonore, kiedy ta próbowała jego grzanego piwa. Nie potrafił jednak wyczytać z niej zupełnie nic, więc najpewniej nie postawiłby nawet galeona, odgadując co jego partnerka zamówi następnym razem. Rozejrzał się natomiast po lokalu, poszukując jakiegokolwiek klienta, który trzymałby w ustach papierosa. - Myślisz, że można tutaj palić? – Zapytał panny Swansea, kiedy nie dostrzegł nikogo, kto rozwiałby jego wątpliwości. Sam niestety dawno nie odwiedzał zimowego pubu, a z tego względu nie wiedział, czy powinien wyciągnąć z kieszeni marynarki swoją paczkę lordków.
...Czasem życie pisze bardzo nieprzewidywalne scenariusze. ...Swansea wychodziła jednak z założenia, że nic nie dzieje się bez przyczyny i nasze czyny mają swoje odbicie w przyszłości. Dlatego zawsze starała się jak najlepiej zarządzać swoim czasem, planować swoją ścieżkę kariery i rozwoju. Cóż, wychodziło to różnie. Ale mimo potknięć - brnęła dalej, a każdą porażkę traktowała jako naukę. Podobno człowiek najlepiej uczy się na błędach... ...A tych ona popełniała sporo. Może gdyby było ich mniej w jej dorobku, to już dzisiaj pracowałaby w ukochanym teatrze i można byłoby oglądać jej poczynania na lśniących deskach New Magic Theatre. Teraz niestety było zgoła inaczej i nie mogła zaprosić Fleminga na spektakl z jej udziałem, nawet jeśli bardzo tego chciała. Nie dostała nawet propozycji pracy w kasie biletowej, więc jeśli młody mężczyzna zechciałby wybrać się na jakąkolwiek sztukę, to i tak by jej nie spotkał. Zawstydziła więc ją nieco jego żywa reakcja, odezwały się jej niespełnione ambicje i... było jej po prostu wstyd. Poczęła bawić się rąbkiem spódnicy, mimowolnie, w bezwarunkowym odruchu. Zdołała tylko uśmiechnąć się życzliwie i skinieniem głowy przytaknąć, co miało znaczyć, że jeśli już tam się dostanie, to Leonel na pewno dostanie zaproszenie. Z opresji uratowała ją jednak ich grzańcowa wymiana. Temat jedzenia zawsze był jakiś taki... łatwiejszy. - Może gdyby to wino nie było takie słodkie, to wygrałoby z grzanym piwem. - zagadnęła, ponownie biorąc łyk swojego trunku. Jej akurat większa dawka słodyczy nie przeszkadzała, ale nie każdy był nią, prawda? ...Éléonore pamiętała jeszcze ze szkolnych czasów, że Leo marzył o tym, by zostać aurorem. Zawsze był ambitny, co w pewnym sensie jej imponowało. Nie miała też najmniejszych wątpliwości, że chłopak osiągnie to, czego chce. Dlatego zdziwiła się nieco, gdy wspomniał jej o Pubie Upswing. Po prawdzie - nie kojarzyła tego miejsca, ale nie zwykła też odwiedzać takich miejsc samotnie, a nie miała za wielu znajomych, z którymi mogłaby wybrać się na wspomniany bilard czy karty. Na samej Pokątnej także była dość dawno temu, wszak przez ostatnie cztery lata nie było jej w Wielkiej Brytanii. I może to był główny powód jej nieaktualnych informacji. Nie mniej jednak, pomimo pewnego zaskoczenia, bardzo zaciekawiła się profesją Fleminga. Właściciel pubu brzmiał dumnie i zaszczytnie, było to spore osiągnięcie, szczególnie biorąc pod uwagę młody wiek Leonela. - Nie omieszkam zajrzeć, choć w krwawego barona zawsze przegrywam. Podobno jak się nie ma szczęścia w kartach, to ma się szczęście w miłości, ale u mnie ta zasada się nie sprawdza. - zażartowała. Gdyby wiedziała, że we wspomnianym lokalu może napotkać Bloodworth'a, to z pewnością nie podchodziłaby tak ochoczo do odwiedzin tego miejsca. ...Przechyliła się nieco w stronę swojego rozmówcy, jeszcze bardziej podkreślając swoje żywe zainteresowanie tematem. Podczas studiów zdarzało jej się pracować dorywczo w gastronomii, nigdy jednak nie zastanawiała się dłużej nad tym, z czym wiąże się praca właściciela restauracji czy też właśnie pubu. A teraz oto miała przed sobą najlepsze źródło informacji, bo z pierwszej ręki! - Jak odwiedzasz inne lokale - tutaj rozejrzała się wymownie po pomieszczeniu - to porównujesz pewne detale, szczegóły? - zastanawiała się też, czy ciężko mu się pracuje z ludźmi. Klienci potrafią napsuć krwi, szczególnie ci roszczeniowi, pyszałkowaci. Ją szlag trafiał po kilku miesiącach, ale mogła wtedy rzucić wszystko w cholerę i zmienić źródło utrzymania. - Nie mam pojęcia, zaryzykuj. - uśmiechnęła się łobuzersko w odpowiedzi na niejasną kwestię zakazu palenia - Jak nas wyrzucą to pójdziemy do Upswing. - przynajmniej zaspokoiłaby częściowo swoją krukońską ciekawość i wiedziałaby jak wygląda przybytek, którego właścicielem jest Leo. ...Fleming odznaczał się eleganckim stylem, choć jego aparycja miała w sobie też coś... niepokojącego, co jednocześnie fascynowało i sprawiało, że darzyło się go dużą estymą. Élé wyobrażała sobie, że wnętrze Upswing zdobią tapety w ciemnych barwach, a w sercu lokalu znajduje się bar z długą (może lustrzaną) ladą, przy której stoją wysokie stołki ze skórzanym obiciem. Tak, pasowałoby to do niego. ...Ale jak było w rzeczywistości?
Fleming nie zagłębiał się w egzystencjalne znaczenie każdego z życiowych zdarzeń. Nie zastanawiał się czy jest ono dziełem przypadku, czy może z góry spisanej mu przez los historii. Nie przepadał jednak za porażkami i chociaż zwykle znosił je naprawdę źle, tak stosunkowo szybko potrafił stanąć na nogi i dalej walczyć ze wszelkimi kłodami rzucanymi mu pod nogi. Tiara przydziału nie na darmo wcieliła go w szeregi Ślizgonów, dostrzegając jego niepohamowaną ambicję. Zawsze mierzył bowiem wysoko, stawiając przed sobą wymagające cele i nigdy nie poddawał się na drodze do ich realizacji. Jeszcze za czasów szkoły aktywnie działał w drużynie quidditcha i klubie pojedynków, a te aktywności wyrobiły w nim hart ducha i wolę walki, z których czerpał właściwie do dzisiaj. W końcu w przeszłości wiele razy upadał i gdyby nie twarda skóra, z pewnością nie osiągnąłby tak wiele. A jednak… spokojny i ustatkowany tryb życia nie był mu chyba pisany, bo nadal gonił za adrenaliną. Upswing przynosił przecież na tyle spore dochody, że niepotrzebna była mu żadna dodatkowa działalność w przemytniczym półświatku. Sęk w tym, że dopiero poszukując niezwykłych przedmiotów i stając w szranki z niebezpiecznymi przeciwnikami, czuł że żyje. Przyglądał się uważnie twarzy swojej towarzyszki, która nagle spuściła wzrok na wspomnienie o grze na deskach teatru. Miał wrażenie, że brakuje jej pewności siebie i wiary we własne możliwości, ale z grzeczności nie zamierzał kontynuować tego tematu. Trzymał za nią kciuki, ale zdecydowanie nie chciał powiedzieć czegoś niestosownego, by nie zepsuć tego ich małego spotkania po latach. Uśmiechnął się więc tylko subtelnie, sięgając po swój kufel z piwem i pił niewielkiego łyka, by nie poparzyć warg. - Z ust mi to wyjęłaś. Szkoda, że nie zdecydowali się na wytrawne. – Skwitował również przesłodzony smak grzanego wina. Jeśli miał wybierać, niewątpliwie wolał wyczuwalną nutę goryczy zamiast cukru. Zdawał sobie jednak sprawę z tego, że nie wszyscy kierują się tym samym gustem i że specjalność pubu zimowego może cieszyć się ogromną popularnością. Szczególnie wśród przedstawicielek płci pięknej, które z niewyjaśnionych dla niego przyczyn, zwykle o wiele chętniej sięgały po słodkości. - Może musisz po prostu jeszcze chwilę poczekać, aż los się do Ciebie uśmiechnie. – Mruknął chrypliwym głosem, przesuwając palcem po szkle, żeby zająć czymś swoje dłonie. Czyżby pierwsze objawy nerwicy? – A co do krwawego barona, mogę Cię nauczyć kilku sztuczek. Na mnie nie zadziałają, ale niewykluczone, że ktoś inny się na nie nabierze. – Zaproponował zaraz, skoro gra w karty, od kiedy pamiętał, sprawiała mu wiele radości. Często brał nawet udział w różnych turniejach, w których udawało mu się wygrać pokaźne sumki galeonów. Portfela swojej przyjaciółki ze szkolnych lat nie zamierzał jednak opróżniać. Żerowanie na słabszych nie dawało mu żadnej satysfakcji, dlatego też od razu przeszło mu przez myśl, że odświeży swoją pamięć i podzieli się z nią kilkoma wskazówkami przydatnymi dla początkujących zawodników. - Czasami, chociaż uważam, że każdy lokal powinien mieć swój klimat, więc raczej bazuję na własnych pomysłach. – Odpowiedział po chwili namysłu, mimowolnie rozglądając się po wnętrzu lokalu, jakby Éléonore przekonała go, że powinien dostrzegać więcej istotnych szczegółów. Siła perswazji kobiety sprawiła również, że uśmiechnął się nieco szczerzej i sięgnął do kieszeni po paczkę papierosów. Najpierw przesunął ją w jej kierunku, a dopiero kiedy ta poczęstowała się lub odmówiła, sam złapał jednego fajka i wsunął go do ust. Nie chcąc jednak zwracać na siebie zbytniej uwagi, skorzystał jednak nie z różdżki a z zapałek, już po chwili wypuszczając z płuc chmurę tytoniowego dymu. - Pogoda pod psem, więc miejmy nadzieję, że jednak nas nie wyrzucą. Upswing nigdzie nie ucieknie, więc z chęcią zaproszę Cię tam następnym razem. – Odezwał się dopiero wtedy, kiedy wygodniej rozsiadł się w fotelu i po raz kolejny zaciągnął się papierosem, racząc swój organizm relaksującą dawką nikotyny. – A jak plany na święta? Wielkie spotkanie łabędziego rodu? – Zapytał z ciekawości, skoro sam nie miał nawet czasu ubrać choinki. Zdecydowanie przesadzał z pracą, więc cud, że udało mu się chociaż zakupić wszystkie świąteczne prezenty.
...Éléonore nawet nie przypuszczała, że Leonel może zajmować się też przemytnictwem. Tym bardziej, że prowadzenie pubu wydawało się jej wystarczająco absorbujące. Może nie była to aż tak ambitna ścieżka kariery, na jaką stać byłoby Fleminga, nie mniej jednak dziewczyna nic nie podejrzewała. ...Tak, bywała naiwna. Ale cóż się dziwić, skoro zarówno całe dzieciństwo jak i nastoletni okres minął jej względnie spokojnie, bezproblemowo. Zawsze mogła liczyć na wsparcie najbliższych, nie doskwierały jej większe problemy, nie znała czarnych stron magicznego świata, a przynajmniej nie miała okazji zapoznać się z nimi osobiście. Dopiero dorosłe życie pokazało jej, że nie zawsze jest kolorowo i czasem praktyczna wiedza z Obrony Przed Czarną Magią się przydaje. I choć Leo miał w sobie jakiś mroczny pierwiastek, to patrząc na niego teraz - siedzącego naprzeciw w miękkim fotelu i z kuflem grzańca - kompletnie nie widziała go czającego się w jakichś ciemnych zakamarkach Śmiertelnego Nokturnu czy w innych obskurnych miejscach. ...Może to ta świąteczna aura, może to przez to ciepłe światło i zapach palonego drewna wydobywający się z kominka, a może to wina zbliżających się Świąt, ale towarzyszyło jej od początku tego spotkania dziwne poczucie bezpieczeństwa i wewnętrzny, błogi spokój. Choć na początku odrobinę się stresowała, bo przecież nie widziała się z nim tyle lat, to teraz zupełnie zapomniała o tremie i innych przypadłościach. Było najzwyczajniej w świecie przyjemnie. Magiczne miejsce z tego Zimowego Pubu. I grzaniec też jakoś szybko znikał... - Cierpliwość nigdy nie była moją mocną stroną, ale zrobię, jak mówisz. - uśmiechnęła się, może odrobinkę drwiąco. Szybko jednak zakryła ten uśmieszek glinianym kubeczkiem, by upić kolejny sowity łyk korzennego wina. Umościła się wygodniej w swoim fotelu i zerknęła przez okno na przystrojoną uliczkę. Na dworze nie było żywego ducha. Wszyscy czarodzieje pochowali się w lokalnych pubach i tego typu przybytkach, i nikt nie pokusił się o zimowy, wieczorny spacer. Cóż się jednak dziwić, skoro panował okropny ziąb, a w barach było tak cudownie ciepło i nastrojowo. ...Ona natomiast w karty zawsze przegrywała. Czy była to prosta gra dla dzieci, czy też partyjka wspomnianego krwawego barona. Mogła blefować bądź nie, a i tak koniec końców zostawała z najgorszym wynikiem. Dlatego też nie przepadała za karcianymi potyczkami, za dużo galeonów już straciła w tej niewdzięcznej grze, w której szczęście nigdy jej nie sprzyjało. Ale propozycja nauki kilku sztuczek była całkiem kusząca. Może chociaż udałoby jej się odegrać na Elijahu? Albo Cassiusie, o. - Hm, brzmi ciekawie. O ile to faktycznie tylko sztuczki... - posłała mu badawcze spojrzenie. Krwawy baron był specyficzną grą, w którą najczęściej grało równie specyficzne towarzystwo. ...Winne grzańce miały to do siebie, że szybko się kończyły... Oczywiście wynikało to z pojemności niewielkich naczyń, w których były serwowane. Swansea dopiła do końca swoje odrobinę-za-słodkie zamówienie, które zdążyło w międzyczasie wystygnąć i odstawiła pusty dzbanuszek na stolik. - Och, nie, dziękuję. Nie palę. Ale Ty się nie krępuj. - podziękowała za tytoniowy poczęstunek. Nie przeszkadzało jej to, że ktoś palił w jej towarzystwie, zdążyła już do tego przywyknąć (artyści i ich nałogi, ech), ale sama nie chciała dokładać sobie kolejnych uzależnień. Kofeina, teina i czekolada w zupełności jej wystarczały. - A Święta... Cóż, prawdopodobnie będzie tak, jak mówisz. Ale nawet cieszę się na ten łabędzi zlot. Brakowało mi tego. O ile nikt się nie pozabija - mówiąc to wywróciła oczami - to będę usatysfakcjonowana. A jak w Twoim przypadku? - zagadnęła, ukradkiem zerkając na zawartość jego kufla. Jako, że Leonel prawie skończył sączyć już swojego grzańca, to gdy tylko odpowiedział na jej pytanie, wstała z fotela i zgarnęła swój pusty kubeczek. - Dla pana to samo, panie Fleming? - zapytała z udawaną powagą i przesadną kurtuazją. ...Obiecała, że stawia drugą kolejkę, więc nie byłaby sobą, gdyby się z tego nie wywiązała.
Prowadzenie własnego biznesu rzeczywiście absorbowało mnóstwo czasu i pokładów energii, ale nie potrafiłby zajmować się wyłącznie czymś tak ustatkowanym, co wymuszałoby na nim nieustanne siedzenie w jednym miejscu. Nie bez powodu zatrudniał pracowników, którym mógł zaufać i którzy gotowi byli odpowiednio zająć się pubem podczas jego nieobecności. Inna sprawa, że na dłużej znikał niemal wyłącznie wtedy, kiedy dostawał jakieś przemytnicze zlecenie. Wszak cierpiał na manię kontroli i jeśli tylko mógł, wolał wszystkiego doglądać swoim bacznym okiem. Na szczęście jego podwładni chyba zdążyli już przywyknąć do jego upierdliwości i przestali zwracać na to uwagę. Prawdopodobnie mógłby powierzać im znacznie więcej obowiązków bez obawy, że zostaną one wykonane nieprawidłowo, i zyskać nieco więcej wolnego czasu, ale niestety teoria nie szła w parze z praktyką. Chyba faktycznie było jakieś ziarnko prawdy w tej całej magicznej, świątecznej atmosferze. Fleming miał bowiem wrażenie, że sam się jej mimowolnie poddawał, przywdziewając na swą zwykle pokerową twarz, znacznie szerszy uśmiech i pozwalając sobie na odrobinę relaksu i ocieplenie posępnego oblicza. Przynajmniej nie przesiadywał przez cały wieczór nad kolejnym stosem papierosów, co niewątpliwie należało uznać za niebywały postęp. Może więc nie zakupił choinki i nie przyozdobił jej kolorowymi bombkami, ale przedłożył spotkania towarzyskie ponad codzienną rutynę i grzane piwko ponad ukochaną whiskey. Gdy Éléonore wspomniała o cierpliwości, nie odezwał się ani słowem, bo i do niego to słowo nijak nie pasowało. Ot, uniósł delikatnie kącik ust, a następnie sięgnął po kufel, idąc w ślady swojej towarzyszki. Intensywny smak goździków i imbiru ponownie rozlał się po jego gardle, zapewniając przyjemne uczucie ciepła. Leonel rozejrzał się zaś w międzyczasie po zimowym pubie, w którym zaczynało się robić jeszcze bardziej tłoczno niż wcześniej. Nie dziwił się, skoro pogoda nie dopisywała, a barwne, świąteczne szyldy ochoczo zapraszały zziębniętych przechodniów do środka. - Posądzasz mnie o nieczyste zagrywki? – Mruknął wyraźnie rozbawiony, unosząc wyżej brew na znak zdziwienia. – Spokojnie, mogę nauczyć Cię blefować, ale nie oszukiwać. – Dodał zaraz z wyraźnym entuzjazmem, który zawsze towarzyszył mu, kiedy była mowa o grze w karty. Żałował nawet, że nie ma przy sobie zapasowej talii, ale może to i lepiej? Dzięki temu mieli szansę porozmawiać i nadrobić towarzyskie zaległości. Póki co zamilknął jednak na dłużej, racząc się papierosowym dymem, a i sięgnął po piwo, by dopić ostatniego łyka, kiedy i panna Swansea opróżniła swój ceramiczny kubeczek. - Przy tak wielu gościach chyba trudno obyć się bez kłótni. – Ni to stwierdził, ni zapytał, wspominając dawne święta w swoim domu rodzinnym. Nie przepadał jednak za nimi, podobnie jak i za swoją macochą, która spraszała równie irytujących, co ona sama, przyjaciół. – Ja pewnie wpadnę do wuja. – Nie krył się z tym, że nie ma żadnych wielkich planów na Boże Narodzenie, bo w gruncie rzeczy i tak nie bawiły go takie spędy. Wolne dni zamierzał – w końcu! – przeznaczyć na odpoczynek, którego jego organizm domagał się już od dawna. Nie kontynuował więc tematu, a na pytanie kobiety skinął jedynie głową. Kusiło go, żeby powrócić do whiskey, ale postanowił sobie, że tego wieczoru zostanie już przy umówionym grzańcu. - Ciekawe czy tego roku Hogwart znów będzie organizował jakiś wyjazd na ferie… - Zagadnął po jej powrocie, ale przerwał po to, by poszukać wzrokiem jakiejkolwiek popielniczki. Dopiero gdy takowa nie rzuciła mu się w oczy, wyciągnął zza paska różdżkę i za pomocą zaklęcia zamienił peta w guzik. Zaraz po tym powrócił spojrzeniem na twarz Éléonore, by wybadać, czy kobieta jest zainteresowana ewentualną, szkolną wycieczką.
...Wyglądało na to, że w lokalu można było palić, bo nikt do tej pory nie zwrócił im uwagi, ani nie nakazał wyjść za drzwi. Z drugiej zaś strony - mogło to wynikać z tego, że siedzieli nieco na uboczu i nie rzucali się oczy obsłudze, a pozostali klienci nie mieli nic przeciwko bądź... bali się im zwrócić uwagę. A właściwie to Leonelowi. Tak czy owak, miło się gawędziło w tym urokliwym miejscu, czas płynął szybciej niż można by się spodziewać, a druga kolejka alkoholu była wręcz wskazana. Swansea nie była pewna, czy da radę wypić jeszcze raz coś równie słodkiego i korzennego, więc coraz bardziej przymierzała się do zakupu grzanego piwa. ...Zanim jednak zebrała się, by iść po zamówienie - zaczekała na swojego towarzysza i to, aż dopije do końca zawartość swojego kufla. Przecież nigdzie im się nie spieszyło, mieli wolny wieczór przeznaczony właśnie na nadrabianie towarzyskich kontaktów i wspólne rozmowy. A do nadrobienia mieli sporo. - Jest jakaś różnica między oszukiwaniem a blefowaniem? - uniosła jedną brew ku górze, równie rozbawiona. Dla niej te dwa słowa były tożsame, postawiłaby pomiędzy nimi znak równości i z pewnością znalazłaby je w słowniku synonimów. Jednakże nie określiłaby ich jako wyłącznie negatywnych, o pejoratywnym wydźwięku; wszak każdy oszukiwał w swoim życiu kogoś bądź... samego siebie. Ona także. No... może tylko nie w kartach. - Racja, Święta bez kłótni są chyba niemożliwe. Nie w mojej rodzinie. - westchnęła, zgadzając się ze słowami Leonela. Choć już czuła zapach Świąt i ten błogi klimat, to nie mogła łudzić się, że wszystko pójdzie jak po maśle. Atmosfera zawsze była napięta, szczególnie tuż przed bożonarodzeniowym obiadem, kiedy wszyscy szykowali dom i jedzenie na ostatnią chwilę (chwała za to, że mieszkał wraz z nimi wspaniały Faworek). Przy samym posiłku panował względny spokój, o ile Elijah nie siedział za blisko Cassiusa. Ale nawet za tym aspektem świętowania można było zatęsknić. Zawsze to jakiś... urok. - Mam nadzieję, że miną Ci spokojnie i będziesz miał okazję do wypoczęcia. - uśmiechnęła się, zgarniając jednocześnie jego pusty kufel. Fleming nie rozwinął swojej wypowiedzi odnoszącej się do jego Świąt, więc i ona nie chciała go bez potrzeby ciągnąć za język. ...Udała się do baru i złożyła zamówienie, uprzednio stawiając puste naczynia na blacie. Gdyby wiedziała, że Flemingowi po głowie chodzi dobra, poczciwa whisky, to i ona pokusiłaby się o takie zamówienie. Umawiali się na grzańce, ale przecież... umowa była elastyczna. A tak - trwali w niewiedzy i będą zmuszeni wypić to piwo, które sobie nawarzyli zamówili. Zaczekała, aż barman wyda jej dwa pełne kufle gorącego alkoholu i gdy tylko tak się stało: powróciła z nimi do stolika. Zasiadła ponownie w miękkim fotelu i od razu upiła mały łyk grzańca. Mały, bo napój miał jeszcze temperaturę świeżej lawy. - Wyjazd na ferie? - powtórzyła pytającym tonem. Faktycznie, rok w roku coś takiego się odbywało, w zeszłe zimowe ferie dostała przecież mnóstwo sów i zdjęć wysłanych na wizbooku od Elaine. Jednak to pytanie bardzo ją zaskoczyło, bo przecież oboje już dawno skończyli naukę w Hogwarcie, dlaczego więc mieliby zastanawiać się nad organizacją tego przedsięwzięcia? Musiała pociągnąć ten temat. - Masz zamiar dołączyć do wycieczki? Absolwenci mają taką możliwość? - dopytała, obserwując jak Leo dopala swojego papierosa, a następnie transmutuje go w guzik. To się nazywa zero waste!
Sam zastanawiał się nad tym czy rzeczywiście w lokalu nie obowiązywał zakaz palenia papierosów, czy może nikt z obsługi nie zdołał jeszcze przyuważyć siwej chmury dymu unoszącej się tuż ponad ich stolikiem. Brak popielniczek podpowiadał Flemingowi, że prawdopodobnie powinien oddać się swemu rytuałowi na zewnątrz, ale nie oszukujmy się, dopóki nikt nie robił im z tego tytułu żadnych problemów, nie zamierzał się jakoś specjalnie zamartwiać etykietą. Istotne, że jego nałóg nie przeszkadzał pannie Swansea, bo to przecież na jej towarzystwie tego wieczoru zależało mu najbardziej. Cieszył się, że może dowiedzieć się, co jego dawna przyjaciółka ze szkoły robi w życiu. Miło było również porozmawiać z nią po tak długim czasie, przy aromatycznym grzańcu, który przez wzgląd na mroźną pogodę, smakował jeszcze lepiej niż zwykle. - Pewnie, że jest. – Odpowiedział wyraźnie zdziwiony jej pytaniem, ale zaraz uśmiechnął się znowu, zdając sobie sprawę z tego, że nie wszyscy muszą być tak zaznajomieni z prawidłami Krwawego barona czy innych hazardowych rozrywek. – Blefowanie to część gry mająca na celu zmylenie przeciwnika. Możesz wprowadzać innego gracza w błąd, dopóki przestrzegasz zasad. Właściwie o to w tym wszystkim chodzi. Potrzeba dobrej taktyki, cierpliwości i perswazji. Oszukiwanie to już inna para kaloszy. To niedozwolone praktyki… ot, choćby użycie zaczarowanej talii kart, która zmienia ich rewersy. – Starał się wyjaśnić jej wszystko dokładnie, jasno i czytelnie, tak jakby miał do czynienia z laikiem. Zresztą zapewne nie było to dalekie od prawdy, skoro jego towarzyszka sama wspomniała, że w kartach nigdy nie szło jej najlepiej. Nie był jednak pewien, czy faktycznie nie wiedziała, co to blef, czy po prostu zdecydowała się z nim trochę podroczyć. Uniesiona ku górze brew i wygięte w szerokim uśmiechu kąciki ust znacząco utrudniały odgadnięcie jej prawdziwych myśli. Krwawy Baron, o ile ciekawy, nie mógł jednak wygrać ze zbliżającymi się świętami, toteż Fleming dość prędko postanowił pozostawić dalsze karciane na wskazówki na inną okazję. W końcu miał nadzieję, że skoro już udało im się odnowić starą znajomość, to nie poprzestaną na tym jednym grzańcu. Przynajmniej on poprzysiągł sobie, że tym razem nie będzie czekał do kolejnych świąt. - Takie rodzinne spędy z pewnością mają swój urok, ale człowiek często jest po nich jeszcze bardziej zmęczony, niż gdyby normalnie chodził do pracy. – Rzucił rozbawiony, przypominając sobie któreś Boże Narodzenie u rodziny Rowle’ów. Wolne dni minęły nader szybko, a on miał wrażenie, że głowa mu pęknie od wysłuchiwania krzyków dzieciaków i licznych kłótni przy stole na dosłownie wszystkie tematy, jakie można byłoby sobie wyobrazić. Najpierw głowy rodzin zaczęły się wykłócać o czystość krwi, a zaraz po tym zawtórowały im gospodynie, z których każda uważała, że jej przepis na makowiec jest najlepszy. Nie powinien przesadnie narzekać, bo uśmiał się wtedy jak głupi. Nie ukrywał jednak, że potrzebował po tym spotkaniu choćby jednego samotnego wieczoru. Skinął głową w podziękowaniu za jej życzenia, po czym zaczął postukiwać palcami o stół w oczekiwaniu, aż Éléonore powróci do stolika z nowo napełnionymi kuflami. Nie omieszkał odprowadzić jej przy tym wzrokiem, kiedy wstawała z wygodnego fotela – z naturą nie było sensu walczyć. A skoro nie było… od razu sięgnął też po swoje piwo, kiedy tylko jego towarzyszka postawiła je na drewnianym blacie. Szkoda tylko, że zapomniał o temperaturze alkoholu i dotkliwe poparzył sobie górną wargę, klnąc w duchu, bo przecież mogli zamówić whiskey… - Sam do wakacji o tym nie wiedziałem, ale okazuje się, że mają. Absolwenci mogą jechać w roli opiekunów. Latem Bloodworth namówił mnie, żebym się zapisał i pojechaliśmy na zorganizowaną przez Hogwart wycieczkę na Saharę. – Rozwinął temat, by rozwiać wszelkie wątpliwości, jakie zatliły się w głowie jego koleżanki. – Polecam, nikt nie kazał nam wcale biegać za uczniami i ich pilnować, a zawsze to dobra okazja do pozwiedzania czy chwili wypoczynku. – Sam miał zamiar powtórzyć ostatnią przygodę, toteż zaproponował pannie Swansea, by i ona wpisała się na odpowiednią listę. Domyślał się bowiem, że wśród dorosłych czarodziejów szkolne wycieczki nie są zbyt popularne, a mimo wszystko, wolał towarzystwo tych, którzy zakończyli już edukację w Szkole Magii i Czarodziejstwa. O wiele lepiej z takimi osobami się porozumiewał, skoro łączył ich podobny etap życia. - Dopijamy i idziemy w inne miejsce? Dobrze byłoby trochę rozruszać kości. – Dodał po dłuższej chwili namysłu, zaraz po tym jak upił kolejnego łyka swojego piwa. Tym razem na szczęście nie zapomniał o tym, żeby je podmuchać.