Jest to duża powierzchnia o owalnym kształcie, rozmiarów około 55 na 152 metry. Po dwóch przeciwnych końcach, na polach bramkowych umieszczone są trzy tyczki, każda z obręczą na czubku, do których to wrzuca się kafla. Po środku znajduje się koło środkowe, skąd na początku meczu wypuszcza się piłki. Odbywają się tu wszystkie rozgrywki Quidditcha między domami, a także treningi drużyn. Czasem uczniowie przychodzą sami, bądź większymi grupami by polatać sobie dla przyjemności.
Czas było przekierować trochę uwagi na szukających, zwłaszcza, kiedy dostrzegłam kątem oka, że Morgan radzi sobie całkiem nieźle. Na chwilę straciła środek rozgrywki z oczu i kiedy miała tłuczek do dyspozycji, zamiast celować w obrońce czy ścigającego, skierowała go prosto w gryfonkę. Z zaskoczeniem przyjęła fakt, że znowu trafiła. Widocznie w ciąży, mimo dużo mniejszej sprawności też dawała sobie nieźle radę. Widziała, że przerwała jej w najgorszym możliwym momencie i bardzo ją to uciszyło. Kiedy doszła do wniosku, że kupiła sobie trochę cennego czasu, znowu wróciłam spojrzeniem na rozgrywającego kafla. Musieli wziąć się w garść, bo z bramkami z ich strony było różnie.
Kuferek: 5 +6 Kostka: H, trafiam
Autor
Wiadomość
Keyira Shercliffe
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168 cm
C. szczególne : magiczny tatuaż w formie węża | blizn zbyt wiele, by można je było zliczyć | tęczówki w odcieniu sztormu | jakieś zwierzę jako częsty towarzysz
Zależało jej na jak najszybszym powrocie do życia, w związku z czym, gdy tylko ogłoszono lekcję Quidditcha, zadeklarowała się wziąć w niej udział - to była ta łatwiejsza część wyzwania... Wskoczenie z powrotem na miotłę okazało się nieco trudniejsze. Na dzień przed zajęciami Keyira wyszła na boisko by sprawdzić, jak poradzi sobie w powietrzu i dłuższe utrzymanie się w górze, z okropnym bólem w okolicach łopatek okazało się zaskakująco trudne. Dlatego, nie chcąc ryzykować upadku, zanim udała się na miejsce zbiórki łyknęła eliksir przeciwbólowy. Na miejscu zebrało się już kilku napaleńców, których kojarzyła z widzenia. Czy to zajęć, czy to z meczy albo po prostu ze szkolnych korytarzy. Przywitała się w nimi luźnym salutem, po czym odłożyła drużynowy sprzęt na bok. Przysiadła gdzieś z boku i zaczęła nakładać ochraniacze. Prawe ramię, sztywne od wczorajszego popołudnia, utrudniło jej zadanie. Shercliffe westchnęła ciężko i rozejrzała się w poszukiwaniu jakiegoś pomocnika. Jej wzrok trafił na najbliższą osobę, którą okazał się jeden z Puchonów. — Hej, przepraszam, mógłbyś mi z tym pomóc? — zapytała z pełnym rezygnacji uśmiechem, wskazując skinieniem na trzymany w jej dłoniach naramiennik. — Morphius jeszcze nie nie zaczął działać... — wyjaśniła, po czym skrzywiła się i wyprostowała, odruchowo przybierając pozycję, która czyniła ją mniej bezbronną. Jak gdyby przyznanie się do słabości było czymś złym.
//sorki, tak sobie piszę, bo mam ochot ostatnią osobą jest Key z numerem 9/12!
Widząc nadciągającą w jego kierunku @Julia Brooks od razu wyszczerzył się przyjaźnie, synchronicznie razem z Krukonką uchylając niewidzialnego kapelusza. Prawie jak powitanie jakiejś miotlarskiej sekty - liczącą aż dwie osoby. — Hej Julka. Chujowo, ale stabilnie — sarknął swoim szkockim, zaprzestając wykroków i prostując się na całą swoją entowską wysokość. Nie znał innych języków - ale chyba jak każdy w tych czasach rozróżniał przynajmniej powitania od oszczerstw. Nim jednak zdążył wdać się w small-talk ze swoją ulubioną partnerką do wylewania siódmych potów na treningach, boisko zaczęło się powoli zapełniać. — E L I A S Z — z nieukrywanym entuzjazmem przywitał przyjaciela (@Elijah J. Swansea), ściskając mu przedramię w solidnym uścisku. — Wracasz na pałę? Merlinie, ten nowy rok naprawdę zaczyna się wspaniale — roześmiał się, klepiąc kumpla po ramieniu z wyrazem uznania. Zawsze uważał, że Swansea marnuje się na obronie i nigdy nie zmienił tego zdania. Skinął jeszcze głową na powitanie Shawowi i młodej Sinclair - do kolejnych nadciągających na boisko unosząc rękę. Dostrzegł wśród reszty znajome rude włosy - nie mógł więc odmówić sobie podejścia do Olci (@Aleksandra Krawczyk), by na moment nie zamknąć jej w puchonim uścisku. — Kruszyno, kopę lat! — Potarł jej drobne ramię po przyjacielsku, szczerząc się od ucha do ucha. — Dobrze wyglądasz. Jak tam Fitzu? — Puścił rudowłosej zawadiackie oczko - na szczęście to było pytanie czysto retoryczne, bo zaraz coś, a raczej ktoś inny zwrócił jego uwagę. Brakowało mu jednak tego zapyziałego zamku, a przede wszystkim ludzi. — Jasne, już pomagam! — zapowiedział do - co bardzo dziwne - nieznanej mu brunetki, jeszcze na chwilę obracając się do Krawczyk, żeby uchylić jej kapelusza i wypuścić ze swoich rąk. W dwóch krokach znalazł się obok studentki (@Keyira Shercliffe), przykucając po jej prawej stronie. — Morphius? Dziewczyno, odlecisz nam na tej lekcji — żartował, choć w zielonych oczach zatańczyło zatroskanie, słysząc o tam mocnym eliksirze. Z wprawą godną zawodowca pomógł Ślizgonce przytroczyć naramiennik. — Mam nadzieję, że chociaż rozcieńczony — podjął, opierając się łokciem o własne kolano i zaglądając w twarz dziewczyny, żeby odnaleźć jej oczy - i sprawdzić, czy przypadkiem nie jest na morphiusowym rauszu.
Keyira Shercliffe
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168 cm
C. szczególne : magiczny tatuaż w formie węża | blizn zbyt wiele, by można je było zliczyć | tęczówki w odcieniu sztormu | jakieś zwierzę jako częsty towarzysz
Westchnęła z ulgą i rozluźniła się nieco, a kiedy chłopak (choć może powinna raczej postrzegać go jako mężczyznę, patrząc na jego ogólną prezencję) podszedł by jej pomóc, podała mu ochraniacz. Zerknęła na niego kontrolnie i wyciągnęła ramię w bok, by nieco ułatwić mu zadanie. — Taki jest plan — odpowiedziała, uśmiechając się z rozbawieniem. Jego nagłe zainteresowanie nie wywołało w niej oburzenia. Raczej coś w rodzaju pobłażliwości. Shercliffe przyjrzała się Puchonowi uważnie, zapamiętując go i kodując sobie w głowie wszystkie spostrzeżenia. Wiedziała kim jest... Odkąd weszła do drużyny nadrobiła nieco zaległości z dziedziny Quidditcha, choć bez szczególnego zaangażowania wczytując się w składy oficjalnych reprezentacji. Ścigający Srok z Montrose był jednak dosyć charakterystyczny. — Twoja troska jest urocza — oznajmiła, dopinając ochraniacze na nogach. Kiedy zauważyła jego czujne, ostrożne spojrzenie, wywróciła oczami i tak samo, jak on wsparła łokieć o własne kolano, przekrzywiając głowę w bok. — Lekarz rozpisywał mi dawki, jeśli to cię uspokoi — mruknęła, wolną dłonią pstrykając go niegroźnie w nos. Zaraz potem podniosła się do pionu i powolnymi ruchami rozmasowała ramię. Zrobiła kilka młynków, a choć skóra rwała ją jeszcze okropnie, próbowała nie dać tego po sobie poznać. — Dziękuję za pomoc — wyciągnęła ku niemu dłoń. — Keyira — przedstawiła się.
Po sekciarskim przywitaniu Julka pokiwała głową ze zrozumieniem, uśmiechając się przy tym ciepło. „Chujowo, ale stabilnie” – tak mogłaby opisać większość swego poprzedniego roku. Przynajmniej ten, nie licząc pewnych epizodów, wydawał się lepszy od poprzedniego i był po prostu stabilny. Wkrótce na boisku zaczęło się pojawiać coraz więcej osób, a Tadzik, jak na stereotypowego Puchona przystało, musiał przywitać się z każdym i pomóc niewieście w założeniu sprzętu, tak więc puściła mu tylko oczko na odchodne i ruszyła się zająć własnymi sprawami. Trening miał się rozpocząć już niebawem, więc wypadałoby się nieco przygotować, aby nie złapać jakiejś głupiej kontuzji. Zwłaszcza że dziś miała walczyć nie z dwoma, a trzema tłuczkami, co oznaczało jeszcze więcej machania kijem i jeszcze więcej zabawy. Postanowiła podejść do @Sophie Sinclair, która stała sama gdzieś w oddali. Zaszła ją od tyłu, poklepała na powitanie po kasku i stanęła naprzeciw, dołączając do rozgrzewki.
- Hej, Soph – powiedziała, kładąc pałkę i miotłę na trawie i strzelając stawami w palcach. – Gotowa na mecz z Puszkami?
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Darren prawie zakrztusił się kompotem i tostem, kiedy Swansea stuknął go w ramię. - Osochozi? - jęknął, łapiąc z ulgą powietrze, które jednak nadal bez problemu dostawało się do jego płuc - Jaki puch... ar - przerwał w pół pytania, kiedy obok niego wylądowała quidditchowa pałka. No tak, jakiś trening jest - pomyślał, po czym przełknął grzankę, złapał zębami jej pozostałą połowę, podniósł się z miejsca i powlókł za kapitanem, jego kapitanem. Po drodze także zahaczył o schowek, jednak wziął z niego tylko miotłę. Nie chciało mu się latać, a tym bardziej zakładać jakieś koszulki z numerami czy dołączać do trzonka kompasu. I tak nie trafiłby w północ. Na miejscu przywitał się ze wszystkimi rzuconym gdzieś w niebyt "hej" i przystanął z boku, czekając na rozpoczęcie zajęć.
William S. Fitzgerald
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 183,5 cm
C. szczególne : tatuaże: motyw quidditchowy na lewym ramieniu, czaszka wężna na prawej piersi i runa Algiz po wewnętrznej stronie lewego przedramienia | amulet z jemioły zawsze na szyi
Zajęć z miotlarstwa w żadnym razie nie miał zamiaru sobie odpuszczać, nie byłby chyba sobą, gdyby przepuścił dodatkową okazję do wskoczenia na miotłę. Treningi na szczeblu zawodowym to wszak nie wszystko, a skoro jako student miał możliwość korzystania z tych szkolnych, to grzechem byłoby z niej nie korzystać. Tym bardziej, że coś obiło mu się o uszy, że Limier chciał na tej lekcji przetestować jakąś autorską grę miotlarską – absolutnie by sobie nie darował, gdyby go to miało ominąć. W wygodnym sportowym stroju przystosowanym do panujących warunków atmosferycznych – czyli typowej, styczniowej pizgawicy – i ze swoją Błyskawicą przerzuconą przez ramię żwawo wkroczył na murawę boiska, od razu ruszając w kierunku zebranej tam grupy uczniów oraz studentów. Tradycyjnym salutem pozdrowił zarówno @Violetta Strauss, jak i @Thaddeus H. Edgcumbe, których oczywiście wypatrzył wśród zgromadzonych. Podobny gest wykonał także w stronę @Sophie Sinclair, by następnie swoją uwagę zwrócić ku Oli (@Aleksandra Krawczyk), obdarzając przy tym rudowłosą Puchonkę szerokim, zawadiackim uśmiechem, gdy do niej podszedł. — No cześć — rzucił, pochylając się, żeby skraść jej krótki pocałunek. — Widzę, że humor ci dziś dopisuje. Gotowa na to co Limier nam dziś postanowił zgotować? — zagaił jeszcze, podparty nonszalancko na swojej miotle. Mógłby wprawdzie te kilka chwil pozostałych do pojawienia się belfra wykorzystać na jakieś ćwiczenia rozciągające, ale przed lekcją zafundował sobie już całkiem porządną rozgrzewkę.
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Kuferek: 2 trolololo Sprzęt: Wszystko pożyczone od Puszków: Nimbus 2015 (+4 GM), Kask Quidditchowy (+1 GM), Rękawice z cielęcej skórki (+1 GM), Google (+1 GM), Ochraniacze (+1 GM) Łączna ilość pkt: 2 + 9 = 11 XD Przerzuty: 1/1 Numer: 12/12
Chyba go porządnie popierdoliło. I to tak porządnie porządnie, bo nigdy, przenigdy nie bawił się w tego typu rzeczy. Mógł otrzymać wpierdol, ale ten go akurat najmniej interesował. Zdobywanie punktów dla pucharu domu nigdy nie było takie proste, ale też, poniekąd przemuszenie się na pójście w stronę miejsca, gdzie miała odbyć się lekcja Miotlarstwa, nie napawała go optymizmem. Może, kiedy to oberwie w łeb, mając do czynienia z jakąś nową grą, o której coś słyszał, ale nadal, niezbyt dużo wiedział, przyczyni się do wybycia tego pesymizmu spod kopuły czaszki? Nie wiedział absolutnie nic, kiedy to szedł na boisko, w miarę przygotowany. Nim się obejrzy, a pewnie skończy z dodatkowymi siniakami, problemami w postaci wstrząśnienia mózgu, a w jednym z przypadków - różową breją (przechodzącą w odcień siwy) na jednym z potencjalnie istniejących kamieni. Albo po prostu trawiastej części boiska do Quiddicha, kiedy to spoglądał po okolicznych osobach, ale nadal, nie znał się aż nadto na twarzach, które to spotykał. Elijah, którego to siostrę bliźniaczkę podwiózł pod dom, William trzymający się z Aleksandrą, słynny pan prefekt Darren Shaw, jak również Keyira Shercliffe, od której to otrzymał prezent. Do każdego machnął dłonią, uśmiechnął się, a, zauważywszy Julię i Sophie, podszedł do nich, wyprostowując rozleniwione mięśnie. Choć ostatnio miał okazję nieźle je rozgrzać, kiedy to bawił się w bójkę na noże z Maxem. — No witam. — zaparodiował oczywiście, a jak żeby inaczej, zachowanie jednego z asystentów, zanim to nie przeszedł do konkretów, lustrując dziewczyny spokojnym spojrzeniem czekoladowych oczu. Miał nadzieję, że dzień będzie owocny, obarczony mniejszym ryzykiem oberwania czymkolwiek prosto w twarz. Tyle dobrze, iż charakteryzuje się wysokim progiem bólu. — Jak tam nastawienie? — zapytał się, poprawiając wypożyczony od Hufflepuffu sprzęt. Nie zamierzał popełniać żadnych błędów pod tym względem; może wcale nie zginie, jak o tym tak sobie pomyślał.
Kiedy przybył na miejsce, cała dwunastka niedorobów już na niego czekała. Na tym miotlarskim oborniku znalazło się co prawda kilka pieczarek w postaci zawodowych graczy, ale wiedział, że i tym wiele jeszcze brakuje. I dobrze, bo od tego przecież był – aby nauczyć ich nie tylko grać w quidditcha, ale również charakteru. Można było sobie wyobrażać życie bez quidditcha. Niektórzy mieli talent miotlarski, inni do zaklęć, eliksirów czy, pożal się Merlinie, wróżbiarstwa czy astrologii. Nieważne było jednak, jakie mieli plany na przyszłość. Życie każdemu z nich rzuci kiedyś kłody pod nogi. W takich sytuacjach trzeba się było podnieść, otrzepać i iść dalej. Tym właśnie był dla niego quidditch – szkołą charakteru, która miała ich zahartować i dać naboje w walce z dorosłością. Lazare zagwizdał przeciągle w palce, a kiedy uczniowie przestali rozprawiać o pierdołach i zamilkli, przemówił:
- Dzień dobry – zaczął spokojnie i powiódł spojrzeniem po zgromadzonych. – Dzisiejszy trening będzie inny, niż zazwyczaj, ponieważ przetestujemy sobie pewną grę. Cieszę się, że pojawiliście się tak licznie. Cieszy mnie również to, że na zajęciach zjawiły się osoby, których nie miałem jeszcze okazji poznać. – W tym miejscu utkwił wzrok na bladym Puchonie, stojącym obok Krukonki i Ślizgonki. – Mam nadzieję, że Twoja przygoda z miotlarstwem nie skończy się w Skrzydle Szpitalnym. Zagramy dzisiaj w „stówę”. Zasady są proste.
Nauczyciel wytłuścił pokrótce reguły nowej gry, po czym przeszedł do wyczytywania składów.
- No dobra, nieloty! Dziś sprawdzimy, która płeć jest tą słabą, czyli płeć brzydka zagra dziś przeciwko tej pięknej. W drużynie pingwinów zagrają: na obronie Shercliffe, na pałce Brooks i Worthington, na ścigajce Strauss, Krawczyk i Sinclair. W drużynie strusi z kolei: Lowell na obronie, Swansea i Shaw na pałce, na ścigajce Fitzgerald, Edgcumbe i Russel. A teraz w ramach rozgrzewki, wszyscy wsiadacie na miotły i lecicie na małe boisko treningowe, gdzie zagramy. Na dużym zagracie, jak już udowodnicie, że potraficie cokolwiek.
/Jako że Moe potrzebuje boiska pod zbliżający się mecz Puszków z Gryfonami, przenosimy się na małe boisko treningowe. Sorry za kłopot <3
<zg>Kuferek:</zg> X <zg>Sprzęt:</zg> Y <zg>Łączna ilość pkt:</zg> Z <zg>Przerzuty:</zg> X/Y <zg>Drużyna:</zg> Pingwiny/Strusie <zg>Pozycja:</zg> Obrońca/Pałkarz/Ścigający
Kości / Litery / Przerzuty:5 → 5 → 1 Kuferek: 50 Własny sprzęt: Rękawice, kompas, ochraniacze (+3) Wykorzystany sprzęt drużyny: Nimbus, kask, google, koszulka (+7) Łączna liczba punktów: 60 Pozostałe przerzuty: 4/6
Nie mógł doczekać się dzisiejszego meczu - nie bez powodu z resztą. W brytyjsko-irlandzkiej lidze mieli jeszcze przerwę między splitami i brakowało mu jednak dreszczyku emocji związanego z meczami. Takimi bardziej znaczącymi niż jakieś towarzyskie sparingi między ligowymi drużynami. Jednak te szkolne rozgrywki zawsze niosły za sobą odpowiednie emocje - choć może niekoniecznie umiejętności. Wlatując na boisko, jeszcze przed gwizdkiem rozpoczynającym, tradycyjnie, rozejrzał się po trybunach - oczywiście poszukując na nich swego jedynego i najlepszego przyjaciela, który nie odpuszczał żadnego meczu (na którym był Tadek). Dostrzegł go w końcu, zupełnie jednak przez przypadek... widząc iście RZUCAJĄCY SIĘ W OCZY transparent głoszący "TADEK SKOP GRYFONOM ZADEK! Reszta drużyny też", który radośnie, z godnością, lewitował nad dwiema znajomymi mordkami - @Zoe Brandon i @Aslan Colton. Nie mógł nie wyszczerzyć się jak głupi, z niedowierzenia przecierając teatralnie google - unosząc oba ramiona w geście pozdrowienia do kibicującym mu Kruczkom. Adrenalina już musowała mu pod skórą. Rozległ się jednak gwizdek świadczący o rozpoczęciu meczu - tak więc skupił się przede wszystkim na tym. Tradycyjnie już, swoim zwyczajem, kiedy tylko kafel został wyrzucony w górę - śmignął w przód, przejmując kafla. Przycisnął piłkę do swojego boku, od razu robiąc zwrot i szarżując na pętle Gryfonów. Nie widząc lepszej możliwości podania - zbliżył się na odpowiednią odległość i cisnął kafla do jednej z pętli.
Kości / Litery / Przerzuty:2 Kuferek: 0 Własny sprzęt: nie Wykorzystany sprzęt drużyny: miotła, koszulka, kask, ochraniacze, gogle Łączna liczba punktów: 10 Pozostałe przerzuty: 1/1
Taka okazja nie zdarzała się często, choć oczywiście nie była zbyt dumna z tego, że czerpie bezpośrednie korzyści z nieszczęścia Gryfonów. Nie dało się jednak ukryć, że to właśnie brak wywołany nieobecnością Callahana sprawił, że spełniła jedno ze swoich marzeń – pojawiła się na boisku na najprawdziwszym meczu w środku sezonu. Do tej pory grzała ławkę, świadoma, że pod względem umiejętności nie dorasta swoim kolegom i koleżankom do pięt... nie przejmowała się tym jednak i tylko śmiała się, że miejsce rezerwowych to wspaniały punkt obserwacyjny. Nie potrafiła ukryć delikatnego drżenia nóg, gdy ubrana w pełny ekwipunek prawdziwego gracza, z miotłą w ręce szła przez szatnię. Była nie tyle przerażona, co po prostu przejęta... to był jej wielki dzień. No i jeszcze ta koszulka – zawsze podziwiała styl gry Boyda, a teraz miała wystąpić pod jego numerem. Nic nie mogło zepsuć tego dnia. Nieco spłoszona i zawstydzona ilością zwróconych na nią (między innymi) par oczu, wzbiła się w powietrze i poszybowała na bramkę. To była odpowiednia pozycja, była dość drobna jak na obrońcę, ale za to wytrzymała. Brakowało jej szybkości potrzebnej ścigającego, miała za to pewny chwyt. Przepełniała ją nadzieja. Edgcumbe nie kazał jej długo czekać, szybko natarł na bramkę. Zbladła nieco, ale zaraz fuknęła, ni to ze złością, ni z determinacją i nabrała w płuca zimnego styczniowego powietrza, powtarzając sobie, że Gryfoni się nie boją. I Gryffidor jej świadkiem, że wstąpiła w nią lwia siła, kiedy zatrzymała w rękach silnie rzuconego przez chłopaka kafla. O mało jej się nie wyślizgnął, o mało nie poleciał dalej... ale się udało!
Kości / Litery / Przerzuty:4 Kuferek: 50 Własny sprzęt: kompas +1 Wykorzystany sprzęt drużyny: miotła, kask, rękawice, gogle, koszulka -> +5 Łączna liczba punktów: 56 Pozostałe przerzuty:5/5
Gdy ogłaszano kolejny mecz, dosłownie odliczała do niego dni, nie mogąc doczekać się rozgrywki. Tym bardziej w tym roku, kiedy nie mogła niestety ćwiczyć tyle ile by chciała, przez dłuższy pobyt w Mungu i późniejszą rekonwalescencję, jednak brakowało jej tego cholernie. Nie było takiej siły, która nie pozwoliłaby jej uczestniczyć w tym meczu i chyba każdy to wiedział. Pojawiła się na boisku wraz ze wszystkimi, ruszając do szatni aby najpierw przebrać się i zabrać potrzebny sprzęt, który miał ułatwiać im grę. Trzymając w ręku szkolną Błyskawice, przyglądała się w lustrze koszulce tym razem z numerem cztery, a nie swoją ósemką. Na górze widniało nazwisko "Callahan", co miało być swoistym okazaniem wsparcia Boydowi, który nie mógł niestety zagrać w tym meczu. Z pewnością będzie jej brakować tak dobrego pałkarza i miała nadzieję, że chłopak wróci do sporku, kiedy już otrzyma protezę ręki. W końcu wiadomo jak kocha ten sport. Jak tylko rozbrzmiał gwizdek rozpoczynający, próbowała dostać się do kafla, który świsnął w powietrzu, ale niestety Tadek był szybszy. Piłka wylądowała u niego, czego nie omieszkał wykorzystać, od razu mknąć ku ich obręczom. Ruszyła za nim, żeby przyczaić się w razie straty przeciwników i wyjść z odwetem, co bardzo dobrze, że przewidziała, bo akurat lwica, która obroniła cudnie sobie z tym poradziła. Ode złapała pewnie kafla i wystrzeliła natychmiast w stronę części boiska przeciwników. Zdała sobie sprawę z tego, że ma już ogon i Puchoni zaraz mogą ją otoczyć, ale w pewnym momencie widziała tylko jeden cel. Tknęło ją, że może podać, dopiero kiedy zobaczyła znajomą twarz, która mignęła jej w locie. Postanowiła wykonać podanie.
Kości / Litery / Przerzuty:3 → 4, podanie Kuferek: 0 GM Własny sprzęt: Wykorzystany sprzęt drużyny: cały drużynowy Łączna liczba punktów: 12 Pozostałe przerzuty: 0/1
Nie spodziewał się debiutu w takim meczu. Ba, nie spodziewał się debiutu kiedykolwiek, bo jego zainteresowanie i zaangażowanie w Quidditch było właściwie zerowe. Plotki jednak już o dłuższego czasu mówiły o problemach w szeregach drużyny domu czerwonych. Kontuzje, nieobecności, mniej i bardziej nagłe przypadki w trakcie roku szkolnego. Nie przywykł do tego. Ale teraz nie miał zamiaru o tym myśleć. Z założeniem, że chce okazać Callahanowi choć szczątkowy szacunek za to, co do tej pory oferował drużynie, chciał dać z siebie wszystko. I miał ku temu okazję, bo właśnie otrzymał podanie od Worthington. Nie spieprzył tego, choć było cholernie blisko. Miał przeciwko sobie profesjonalistę (przynajmniej aspirującego) i jeszcze jeden wielki miotlarski talent. A to jeszcze zanim była mowa o obrońcy, który już potrafił pokazywać, że nie znajdował się między pętlami przypadkiem. Mignął przez skrzydło boiska i dalekim przerzutem oddał piłkę Odeyi. Czy udało mu się zebrać odpowiednio dużą uwagę rywali, by partnerka w ataku zdobyła pierwsze punkty?
Kości / Litery / Przerzuty:parzysta Kuferek: 50 Własny sprzęt: kompas +1 Wykorzystany sprzęt drużyny: miotła, kask, rękawice, gogle, koszulka -> +5 Łączna liczba punktów: 56 Pozostałe przerzuty:5/5
Nie mogła powiedzieć, że się tego nie spodziewała. Jak tylko była przy piłce, była głównym celem dla przeciwników, którzy chcieli odebrać jej piłkę. To normalne, jednak jak tylko kafel wystrzelił w kierunku Claude, automatycznie zmieniła się hierarchia i to jemu trzeba było przeszkodzić w ataku, który mógł nastąpić. Jednak chłopak nie zdecydował się wykonać rzutu, ale w pewnym momencie, kiedy Ode wyleciała przed niego, wrócił do niej kafla, a ona wiedziała już co ma z nim robić. Była na lewym skrzydle i niemal od razu jak tylko chwyciła piłkę wybiła się z trzonka mioty, aby wzbić się lekko w powietrze i wykonać skok Dionisusa, z pełną siłą uderzając w kafla i celując w jedną z obręczy.
Kości / Litery / Przerzuty:2 -> 2 -> 3 -> 5 Kuferek: 0 Własny sprzęt: totalnie własne ochraniacze od Morgan = 1 Wykorzystany sprzęt drużyny: Błyskawica, kask, rękawice, gogle, koszulka, kompas? = 9 Łączna liczba punktów: 10 Pozostałe przerzuty: 0/1
Nie mam pojęcia co tak właściwie robię na boisku. Ktoś powiedział o brakach w składzie Gryfonów, a ja nagle słyszę mój głos - zgłaszam się, wyrywam do przodu i z uśmiechem na ustach biegnę do szatni, po drodze jeszcze upewniam się kilka razy u szanownej Pani Kapitan, czy nie ma jakiegoś problemu, a ta jeszcze daje mi jakieś swoje ochraniacze, pewnie żebym się nie zabił na dzień dobry. W końcu daję się wcisnąć w koszulkę z zaszczytnym numerem niefortunnie nieobecnego na boisku zawodnika. Chwilę potem jestem już na miotle, czuję wiatr we włosach i trochę śmieję się pod nosem na samo wspomnienie mojego starego lęku wysokości. Pałka trochę ciąży mi w rękach i dopiero teraz myślę, że może powinienem komuś powiedzieć, że ja w sumie wcale nie umiem za dobrze grać w quidditcha, a pałkarz ze mnie marny. Ledwo mam szansę zorientować się jak to wszystko śmiga, kiedy nie jest się obserwatorem, a zawodnikiem... a już uderzam tłuczka, odbijając go od siebie tak mocno, jak tylko mogę, ze znanym tylko sobie hymnem Gryffindoru w głowie, ryczącym na cały regulator jak nieźle podkurwione lwisko. Teraz już nie muszę nikomu mówić o moich marnych umiejętnościach, pokazując je tak o, w pełnej krasie, nie pomagając w żaden sposób. Pudło.
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Kości / Litery / Przerzuty:G Kuferek: 109 GM Własny sprzęt: cały własny Łączna liczba punktów: 121 Pozostałe przerzuty: 12/12
To był wieczór pełen niespodzianek, bo gdyby chodziło o dowolny sparing wśród szkolnych znajomych to pewnie zrezygnowałaby nie tylko z udziału, ale i z wychodzenia z łóżka. Mimo wszystko wciąż wracała do siebie, a frekwencja w drużynie po nieobecności Davies była w dość ciężkim stanie. Na szczęście również osoby spoza pierwszego zespołu zaangażowały się w rozgrywkę i dążenie do wspólnego celu. Za to kochała ten dom. W trudnych momentach był jednością. I parł przed sobie choćby każda gwiazda sugerowała, że należy się wycofać. W takich momentach prawdziwie doceniała to, jakie osoby ją otaczały. I bardzo chciała się im odwdzięczyć. Być może nie bezwarunkowym zwycięstwem. Ale solidarnością. Wsparciem. Dołożeniem się do wysiłków, jakie czekały ich tego wieczora. Ostatecznie sport miał przede wszystkim łączyć, prawda? Inaczej nie byłoby żadnych czwórek na koszulkach. Nie byłoby wspólnego świętowania, czy zbierania się po porażkach.
Narcyz Bez
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 178
C. szczególne : Wiecznie goszczący na ustach uśmiech, twarda angielska wymowa z wyraźnymi końcówkami
Kości:A Kuferek: 2 Własny sprzęt: - Wykorzystany sprzęt drużyny: Nimbus 2015, kask quidditchowy, para gogli, kompas, zestaw ochraniaczy Łączna liczba punktów: 10 Pozostałe przerzuty: 1/1
Powinienem przestać to robić, skoro moje serce wali jak szalone, żołądek podchodzi do gardła, a rozsądku chyba wcale nie wziąłem ze sobą na boisko. Adrenalina zupełnie mi nie służy, więc cieszę się, że przynajmniej cały opancerzony jestem w szkolny sprzęt; dzięki temu nie widać, jak gwałtowne przemiany wstrząsają moim ciałem. Ale ja czuję, jak magia ciągnie mnie za włosy, raz je wydłużając i skręcając na podobieństwo moich zwijających się wnętrzności, raz znów niemal prowadząc do łysienia. Chociaż poprzednio obiecywałem sobie, że do następnego meczu porządnie się podszkolę, to data zastała mnie zupełnie nieprzygotowanego - za jedyny trening jaki zaliczyłem mogę uznać bitwę na śnieżki z Nancy. Dziwię się zatem, że i tak jest dla mnie miejsce w drużynie, a nie na ławce rezerwowych, choć może napięty uśmiech, który mimo wszystko pojawia się na mojej twarzy na tę wiadomość, jest przedwczesny. Jest przedwczesny, bo oto nasza kapitan prosi mnie o zmianę pozycji ze ścigającego na szukającego. Na szukajacego, na którego wszyscy patrzą, wobec którego mają całkiem poważne oczekiwania i którego zadaniem jest zakończenie meczu. Ale zero presji. Nie daję rady się odezwać, więc tylko kiwam słabo głową, oficjalnie i dobrowolnie godząc się na zmianę. Ale kiedy podrywamy się do lotu, kiedy gra już się rozpoczyna, kafel i tłuczki zaczynają wirować w powietrzu, ja wciąż jestem trochę w swoim świecie, zadając sobie w głowie jedno pytanie: za co?
Ignacy Mościcki
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 180cm
C. szczególne : Blizna na prawym policzku sięgająca do podbródka oraz oczy, które wyglądają jakby były lekko podbite
Kości / Litery / Przerzuty:5 -> 2 -> 4 Kuferek: 66 +1* = 67 pkt. Własny sprzęt: „Błyskawica” z leszczynowymi witkami z goblińskimi obręczami (+7 GM), Sportowe rękawice (+1 GM) Wykorzystany sprzęt drużyny: Kask (+1 GM), Gogle (+1 GM), Kompas (+1 GM), Ochraniacze (+1 GM), Koszulka Quidditchowa (+1) Łączna liczba punktów: 67+13=80 pkt. Pozostałe przerzuty: 6/8 *Runa Algiz
I tak oto nadeszła pora, aby raz jeszcze wkroczyć na teren szkolnego boiska do Quidditcha. Czy młody Mościcki był podekscytowany? Czy czuł euforię? Czy adrenalina krążyła w jego żyłach, napędzając go do działania i skutecznie motywując do walki o wygraną? Cóż, na samym początku warto by było wspomnieć, że po ostatnim (przegranym) meczu motywacja chłopaka, jak i jego pozytywne podejście do szkolnych rozgrywek dosyć mocno opadła. Wprawdzie dalej ćwiczył i starał się nie wyjść z formy, jednak z każdym kolejnym dniem dzielącym drużynę Hufflepuffu od dramatycznego zmierzenia się z zespołem Gryffindoru, chłopak nie mógł wyzbyć się rosnących w nim złych przeczuć. Nie chciał się nastawiać na wielkie i proste zwycięstwo, więc był nastawiony do tego meczu nad wyraz ostrożnie i starał się nie dać porwać emocjom. Bez względu na to, czy były one pozytywne, czy też negatywne. Kiedy gracze otrzymali sygnał zezwalający im na wzniesienie się w powietrze, Ignacy od razu poszybował na swoją pozycję. W sumie to nie musiał długo czekać, aż główna akcja pierwszego etapu meczu przeniesie się w stronę chronionych przez niego obręczy. Gdy dostrzegł kafla lecącego w jego stronę, zmodyfikował nieco tempo swojego lotu iii.... udało mu się obronić! Chwilę później kafel poleciał do Oli.
Aleksandra Krawczyk
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 162cm
C. szczególne : Podłużna blizna przy prawym obojczyku; pierścień Sidhe na palcu;
Kości / Litery / Przerzuty:6 Kuferek: 46 Własny sprzęt: Błyskawica (+7), rękawice (+1), gogle (+1), ochraniacze (+1), kompas (+1) Wykorzystany sprzęt drużyny: - Łączna liczba punktów: 57 Pozostałe przerzuty:5/5
O dziwo było zaskakująco spokojna przed tym spotkaniem. Nie towarzyszył jej stres, tak jak to zwykle miało miejsce, a w każdym razie nie odczuwała tego tak mocno. I wobec tego nasuwało jej się tylko jedno pytanie - co było nie tak? Przecież chyba powinna się denerwować, bo to od tego spotkania dużo zależało, chociaż z drugiej strony bycie taką oazą spokoju mogło jej wyjść na lepsze. W każdej sytuacji prawdopodobnie cieszyłaby się, że nie towarzyszą jej (nie)potrzebne nerwy, teraz natomiast z tego powodu zadawała sobie tysiące pytań. Tuż przed rozpoczęciem meczu przyuważyła, że wszyscy Gryfoni mają na sobie koszulki z czwóreczką i właściwie to by było na tyle, bo dosłownie chwilę później do jej uszu dotarł charakterystyczny sygnał, którego nie dało się pomylić z niczym innym. Tadzio od razu ruszył po kafla i zaszarżował na bramkę, ale niestety obrońcy Gryfonom udało się nie dopuścić do straty punktów już w pierwszych minutach. Kontratak zakończył się tak samo - tyle że tym razem to Ignacy w pięknym stylu obronił i kafel w końcu dostał się w jej łapki. Zrobiła gwałtowny odwrót i popędziła w stronę obręczy przeciwników, żeby będąc w odpowiedniej odległości oddać rzut, kusząc się przy tym o wykonanie Łomotu Finbourgha, który wychodził jej już milion razy lepiej niż na zeszłorocznej lekcji z Antoshą. I śmiało mogła powiedzieć, że tym razem poszło jej zajebiście.
Kości / Litery / Przerzuty: 2 → 25 Kuferek: 0 Własny sprzęt: nie Wykorzystany sprzęt drużyny: miotła, koszulka, kask, ochraniacze, gogle Łączna liczba punktów: 10 Pozostałe przerzuty: 0/1
Wypuściła z płuc powietrze dopiero kiedy pozbyła się z rąk kafla... a było to całkiem szybko, zupełnie jakby przestraszyła się, że z każdą chwilą kiedy go trzyma, narasta niefortunna szansa na to, że wyślizgnie jej się i zakradnie do jednej z pętli, oddając przeciwnikom punkty. Z całą pewnością bezpieczniejszy był w rękach Odeyi. Wytarła spocone dłonie o spodnie, choć przez rękawiczki i tak nie miało jej to w niczym pomóc i uśmiechnęła się sama do siebie. Chwila wytchnienia, jaką miała na bramce, nie zrobiła jej najlepiej... nie wiedziała jak inaczej wytłumaczyć swoją niezgrabność, bo przecież nie tym, że zlekceważyła drobną Puchonkę – doskonale wiedziała, jak dobrze Aleksandra porusza się na miotle. Możliwe, że wystraszyła się kombinacji... zgrabny ruch ścigającej rozproszył ją, odwrócił jej uwagę od tego, co powinno być jej głównym celem. Wystrzeliła w kierunku kafla, lecz za późno – nie była nawet bliska jego złapania. Zagryzła wargę i odrzuciła kafla do swojej drużyny, na moment skupiając wzrok na trzonku swojej miotły.
Kości / Litery / Przerzuty:4 przerzucone na 6 Kuferek: 50 Własny sprzęt: kompas +1 Wykorzystany sprzęt drużyny: miotła, kask, rękawice, gogle, koszulka -> +5 Łączna liczba punktów: 56 Pozostałe przerzuty: 4/5
Obroniony przez Mościckiego rzut trochę podniósł jej ciśnienie, ale nie miała co długo nad tym rozpaczać. Gra toczyła się dalej, a mecz dopiero się rozpoczął, wszystko było możliwe, zwłaszcza, że dużo (jak nie wszystko) zależało przecież od szukających. Trzeba było po prostu spiąć dupę i lecieć dalej. Po przejęciu piłki przez przeciwników starała się krążyć wokół nich, próbując wyprzedzić ich ruch i w jakiś sposób przejąć od nich kafla. Jednak trzeba było przyznać, że drużyna Puszków miała bardzo dobrych zawodników, w tym niektórzy zajmowali się sportem zawodowo, więc byli naprawdę dobrzy w tym co robili. Też kiedyś chciałaby taka być... I chyba za bardzo zaczęła rozmyślać, przez co nie zauważyła Krawczyk, która właśnie ruszyła na ich pętle. Nie zdążyła z nią nawet zrównać, zanim zobaczyła, że wykonuje rzut w pięknym stylu. I niestety się jej udał. Kafel przeleciał przez pętle, a Hufflepuff zdobył pierwsze punkty. Poczuła ucisk w gardle i tą charakterystyczną gorycz porażki, ale tylko na moment zacisnęła usta, aby po chwili naprzeć na trzonek miotły, by po otrzymaniu kafla wystrzelić na drugi koniec boiska. Tym razem stwierdziła, że będzie działać sama. Może to głupie i samolubne, ale widziała, że nie ma innego wyjścia. Chyba Puchoni właśnie spodziewali się podań między nimi, tak jak wcześniej i dlatego właśnie chciała ich zaskoczyć. Zaskoczyć tym razem łomotem Finbourgha.
Ignacy Mościcki
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 180cm
C. szczególne : Blizna na prawym policzku sięgająca do podbródka oraz oczy, które wyglądają jakby były lekko podbite
Kości / Litery / Przerzuty:2 -> 6 Kuferek: 66 +1* = 67 pkt. Własny sprzęt: „Błyskawica” z leszczynowymi witkami z goblińskimi obręczami (+7 GM), Sportowe rękawice (+1 GM) Wykorzystany sprzęt drużyny: Kask (+1 GM), Gogle (+1 GM), Kompas (+1 GM), Ochraniacze (+1 GM), Koszulka Quidditchowa (+1) Łączna liczba punktów: 67+13=80 pkt. Pozostałe przerzuty:5/8 *Runa Algiz
Wydarzenia, które toczyły się na szkolnym boisku były co najmniej... zaskakujące. Tak, to było dosyć dobre określenie. Biorąc pod uwagę ich ostatnią niekorzystną passę, Ignacy nie spodziewał się, że uda im się tak długo utrzymać remis między drużynami, a teraz jeszcze nawet udało im się zdobyć gola. Chłopak nie miał jednak szansy zbyt długo dumać nad tym stanem rzeczy, ponieważ niedługo później w jego stronę poleciał kafel... I również tym razem udało mu się obronić! Cóż to za cudy? W każdym razie magiczna piłka powędrowała do jednego ze ścigających.
Thaddeus H. Edgcumbe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 195cm
C. szczególne : Zaraźliwy uśmiech, szkocki akcent, drobna blizna obok ust, wielkie dłonie i jeszcze większa muskulatura
Kości / Litery / Przerzuty:2 Kuferek: 50 Własny sprzęt: Rękawice, kompas, ochraniacze (+3) Wykorzystany sprzęt drużyny: Nimbus, kask, google, koszulka (+7) Łączna liczba punktów: 60 Pozostałe przerzuty: 4/6
Ryknął z uznaniem, kiedy rudowłosa Krawczyk trafiła do pętli. Tak, właśnie tak! Na taką współpracę liczył! Nie miał jednak więcej czasu na świętowanie, ani choćby słowo do Olci, bo zaraz musiał włączyć się do gry, kiedy Gryfoni pozostawali w natarciu. W pełni skupiał się na akcji na boisku, trzymając mocno kciuki za ich obrońcę - Mościckiego. A kiedy i on wykazał się obroną naprawdę trudnej piłki - krzyknął ponownie, chyba też ściągając uwagę Puchona. Zgrabnie przejął od niego kafla i zawrócił miotłę, gnając ku środku boiska. Nie widząc jednak podejścia do pętli dla siebie - podał piłkę do Aleksandry na skrzydle.
Aleksandra Krawczyk
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 162cm
C. szczególne : Podłużna blizna przy prawym obojczyku; pierścień Sidhe na palcu;
Kości / Litery / Przerzuty:5 -> 6 Kuferek: 46 Własny sprzęt: Błyskawica (+7), rękawice (+1), gogle (+1), ochraniacze (+1), kompas (+1) Wykorzystany sprzęt drużyny: - Łączna liczba punktów: 57 Pozostałe przerzuty: 4/5
I udało się! Pierwsze punkty poleciały na konto Puchonów, w dodatku punkty zdobyte przez n i ą! Z tyłu głowy wciąż miała ostatnie starcie z Krukonami, więc taki początek meczu był zdecydowanie potrzebny nie tylko jej, ale prawdopodobnie także i pozostałym członkom drużyny, bo smak porażki niestety nigdy nie dawał się tak szybko zapomnieć. Jak na razie szło im dobrze, choć nie mogli zapomnieć, że rozgrywka na dobrą sprawę dopiero co się zaczęła, a ona nie chciała zapeszać, naprawdę. Akcja toczyła się błyskawicznie - piłka latała od jednej strony boiska do drugiej, przechodząc z rąk do rąk, aż w końcu po kolejnym obronionym przez Ignacego rzucie (i to jakim!), przechwycił ją Tadzio. Trzymała się nieopodal niego, w razie czego gotowa w każdej chwili przyjąć podanie i też właśnie tak się stało. A ona, zachęcona poprzednim udanym wykonaniem Łomotu, połasiła się o to samo. Bo skoro coś działa, to trzeba z tego korzystać.
Narcyz Bez
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 178
C. szczególne : Wiecznie goszczący na ustach uśmiech, twarda angielska wymowa z wyraźnymi końcówkami
Kości/litery/przerzuty:C Kuferek: 2 Własny sprzęt: - Wykorzystany sprzęt drużyny: Nimbus 2015, kask quidditchowy, para gogli, kompas, zestaw ochraniaczy Łączna liczba punktów: 10 Pozostałe przerzuty: 1/1
Wiem, że muszę się wziąć trochę w garść, zamiast bezsensownie latać ponad boiskiem. Wbrew pozorom wysokość jakoś mi pomaga oczyścić umysł - wypuszczam powietrze powoli z płuc, uciekam od krzyków kibiców i przypominam sobie, że wolę nie oberwać tłuczkiem i zlecieć z kilkunastu metrów. I to jest naprawdę dobra motywacja! Tym bardziej, że Puchonom jak na razie idzie całkiem nieźle, więc nie mogę tego skopać przez zwykłe rozproszenie, strach ani brak pewności siebie. Mogę to skopać tylko przez ewidentny brak umiejętności, wyraźnie eksponowany przez Morgan, jedną z najbardziej znanych zawodniczek w całym Hogwarcie, kapitan drużyny lwów. Rozluźniam chwyt na miotle i rozglądam się, próbując dostrzec jakiś złoty ruchomy przebłysk na tle ziemi, śmigających zawodników i większych piłek. Definitywnie do treningu szukających powinno zostać włączone szukanie igły w stogu siana. No ale cóż, robię co mogę.
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Kości / Litery / Przerzuty:C Kuferek: 109 GM Własny sprzęt: cały własny Łączna liczba punktów: 121 Pozostałe przerzuty: 9/12
Ale tak bardzo jakby chciała, tak bardzo nie mogła. Potrzebowała obudzenia się, jakiegoś impulsu, jakiegoś powrotu formy sprzed wymuszonej nieobecności w szkole. A jedyne, co potrafiła zaobserwować było to, że Bez wyglądał w dzisiejszym meczu najzwyczajniej solidniej od niej. Tu chyba nie chodziło o oczyszczenie głowy i skupienie. Raczej o sprowokowanie starych nawyków i zagrań, a przede wszystkim głodu, który czynił z niej szukającą, do której, czy im się to podobało czy nie, większość szkoły najzwyczajniej musiało czuć respekt. Choć sama sobie była przecież największym sceptykiem. W wielkich meczach jakoś nie potrafiła dotąd zaistnieć. Czy budowanie postawy u innych nie wymagało w pierwszej kolejności zadbania o własne nastawienie i mentalność?