Ta sala jest idealna dla tych, którzy lubią oglądać siebie ze wszystkich stron. Jest to dosyć duże pomieszczenie, na którego trzech ścianach zawieszone są przeróżne lustra – niektóre działają jak zwykłe lustra, inne zniekształcają sylwetkę. Pod ścianą niepokrytą lustrami, tą samą, w której znajdują się drzwi wejściowe, stoją kanapy i fotele, które można łatwo przemieścić i ustawić w dowolnym miejscu. A oświetlenie? Nie wiadomo skąd pochodzi. Gdy ktoś wchodzi do środka, pomieszczenie staje się jasne, jakby cały czas panował dzień. Idealne miejsce do ćwiczenia swoich tanecznych umiejętności.
***
Gabrielle, podekscytowana spotkaniem z przyjacielem z dzieciństwa, którego nie widziała przecież od tylu lat, szybko napisała notkę, która miała poinformować Pierre'a o tym, że czekała na niego. Najpierw pobiegła do sowiarni i wysłała ją, w niej zmieniając miejsce spotkania (w Salonie Wspólnym już ktoś był). Później szybko udała się do Sali, mając nadzieję, że nie spóźni się i że to ona nadejdzie tam pierwsza, tak, jak obiecała, a nie on. Na szczęście, gdy tylko weszła do pomieszczenia, okazało się, że nie było w nim nikogo oprócz niej. Także usiadła na jednym z foteli i czekała, przy okazji obserwując swe oblicza odbijające się w lustrach. A niektóre wyglądały prześmiesznie.
Rzut k6:2 Rzut k100:100 Nagrody: 10 punkciorów dla Krukonów
-Trzeba było się nie rzucać na biedne Ślizgonki- chłopak zaczął już powątpiewać w swój instynkt przetrwania, ponieważ prowokowanie bardzo niebezpiecznej Gryfonki gdy w sali, tuż obok niego jest nauczyciel nie było czymś, co zrobiła by pełnosprytna osoba.-A nauczyciel, jak nauczyciel- nie było według niego niczego nadzwyczajnego w nauczycielu run. Jak niedługo miał się przekonać, dzięki swojemu szczęściu (no i może nikłych umiejętnościach) będzie mógł zyskać sympatię "runiarza". Tekst, który mu się trafił był o Androsie Niezwyciężonym, a dokładniej tak przetłumaczył starogrecki tekst :"Czarodziej pochodzenia starogreckiego. Dzięki swoim zdolnościom potrafił wyczarować patronusa bez użycia różdżki. Mówi się, że cielesna poświata była tak silna, iż mogła sięgać rozmiarów olbrzymów. Udaje ci się dowiedzieć o sytuacji, kiedy to zmagał się z potężną ilością dementorów w Atenach. Przetrwał swój pojedynek i został za to uznany za pół legendarną postać." Oddał swoją pracę i z tego co widział, udało mu się skończyć przed wszystkimi.
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Odnosił wrażenie, że ostatnio profesorowie to lubią sobie pogadać, chociaż nie miał bladego pojęcia - dlaczgeo. Bo na chuj im było to całe pierdolenie? W końcu i tak większość uczniów ich nie słuchała i miała w dupie to, co się dzieje, bo i tak nie czuła najmniejszej potrzeby, żeby zajmować się ich przedmiotami. Opowiadanie o sobie? No kurwa, brawo. Informacje dodatkowe? Może. Dla Maxa najważniejsze było to, co mieli robić, a kiedy już to było jasne, westchnął tylko, spojrzał na tekst i zabrał się do roboty. Nie był w to aż tak dobry, co innego wróżenie na runach, ale to była zupełnie inna sprawa i nie było sensu tego jakoś mocno poruszać, czy coś takiego. Dobra, to chuj, co on tam ma? Almerick Sawbridge? Dobra, to był jakiś jebany początek, ale Max musiał przystać, że szło mu w chuj opornie, kiedy tak próbował coś z tego wszystkiego wyłuskać. No nie był w to gówno najlepszy na świecie, ale tak już było i w sumie to miał na to wyjebane, tak jak na całą masę innych rzeczy, więc po prostu robił, co do niego należało i chuj. Czas się skończył? Trudno, ale przynajmniej coś tam miał naszykowane, więc nie był aż takim jebanym debilem.
______________________
Never love
a wild thing
Jessica Smith
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : Biały znak Zorzy łączący wewnętrzne kąciki oczu | Złote okulary (tłumaczki) | Krwawa 'obrączka' na lewej dłoni | Rude włosy | Brisingamen, Ijda Sufiaan i druidzki amulet na szyi | Delikatny zapach frezji
....Dziewczyna zawsze czuła się lepiej w pobliżu Strauss - z jednego prostego powodu. No, właściwie to dwóch. Albo i trzech. Krukonka swoją osobą ściągała o wiele więcej uwagi niż Jessica (pomimo różnicy wzrostu na niekorzyść Smith) i jasnowłosa mogła spokojnie robić dla Violetty za tło - a po drugie, miała kompletnie w głębokim poważaniu jej mugolskie pochodzenie. No i była jej przyjaciółką z dormitorium spod wieży Bubel. ....— Na pewno będą! Nie mogę się już doczekać fi... — ucięła gwałtownie, kiedy do sali wszedł nie kto inny jak Fitzgerald (na starożytne runy? naprawdę? od kiedy?). O ile przed chwilą zdawała się nieco mniej spięta niż zwykle, tak teraz niemal zamieniła się w słup soli - takiej różowej, himalajskiej, bo rumieniec rzucił jej się aż po nasadę białych włosów. Piękny kontrast. — Czy o n uśmiechnął się do...? — Rzuciła nieśmiało-spłoszone spojrzenie na Strauss, poprawiając nerwowo okulary. Uświadomiła sobie jednak zaraz, że prawie wspomniała o finale - który dalej był dla Krukonki niepewny i nawet oczko Ślizgona zostało zrzucone na drugi plan. — Przepraszam. ....Nie zdążyła jednak pokajać się bardziej - bo do sali wkroczył nauczyciel. Serafini-Zanetti, ledwo go już pamiętała. Na wspomnienie profesora o zawodzie tłumacza - Jessica zdawała się niczym sarna, strzyc uszami, by wyłapać jak najwięcej informacji - od razu postanawiając sobie, że napisze odpowiednią sowę do belfra. ....Jak się wkrótce okazało - będzie miała więcej rzeczy do wyjaśniania w liście, bo jak widać ostatnio mocno zaniedbała swoją znajomość starogreki. Dwa zdania na pięć to naprawdę beznadziejny wynik jak na nią - i co gorsza, doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Za dużo futharku, za dużo ONMS... Ale nie sądziła, że tak szybko wyprze swoją znajomość języka typowego dla historii magii - a jej konika. ....Nerwowo gryząc wnętrze swojego policzka zerknęła jeszcze jak poradziła sobie Violetta - której także przypadła starogreka. Przyjaciółka rozwiązała wszystko w naprawdę ekspresowym tempie - na co Jessica wlepiła tylko zdesperowane spojrzenie w swoją kartę, ale nie śmiała dopisać nic więcej, niż sama potrafiła. Westchnęła cicho, zażenowana sama sobą - to chyba była jednak kwestia krwi.
Trochę przeraziło ją to, że ich zadanie miało polegać na rozszyfrowaniu tekstu zapisanego w runach czy innym alfabecie. W końcu nie miała w tym, aż tak wielkiego doświadczenia jak inni uczniowie Hogwartu przez to, że w Mahoukotoro nie wykładano tego przedmiotu w takiej formie. W zasadzie nie było tam mowy o runach. Bardziej o sztuce kaligrafowania amuletów i tym podobnych. Znaczyło to mniej więcej tyle, że miała mniej więcej siedmioletnie braki, których tak łatwo nie da się odrobić. I to było widać... Udało jej się rozszyfrować w zasadzie jedynie kilka podstawowych informacji. Wiedziała, że przypadłą jej postać Morgany le Fey oraz kim ona była. Głównie dlatego, że była to niezwykle znana czarownica. Jeśli zaś chodzi o rozszyfrowanie tekstu to udało jej się w wyznaczonym czasie odcyfrować jedynie fragment informacji, które w zasadzie niewiele jej dały.
Isabelle L. Cortez
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 163
C. szczególne : leworęczna, blizna na ramieniu zakryta tatuażem, hiszpański akcent, szczupła, długie brązowe włosy, brązowe oczy .
Po zajęciach prowadzonych przez Edgara nigdy nawet nie pomyślałaby, że znów pojawi się na runach. Tym bardziej, że tamten nauczyciel kategorycznie zabronił jej przychodzenia na nie. Jednak Edgara już nie było. Z pewnością wielu uczniów przyjęło z ulgą jego odejście. Tak przynajmniej było w przypadku Isabelle. Może i nie rozumiała Run, jednak przedmiot sam w sobie był ciekawy. I mógł się przydać przy kolejnej wyprawie w podziemne tunele kopalni krasnoludów. Na samo wspomnienie tej wycieczki przeszły ją ciarki. Jednak nie były one spowodowane strachem, a ekscytacją. Już nie mogła się doczekać kolejne podobnej "wycieczki". Czy ktoś powiedział "rytuały"? Z zaciekawieniem spojrzała w stronę profesora. Poprzedni nauczyciel nic o nich nie mówił, a przynajmniej nie przypominała sobie aby tak było. To jedno słowo wystarczyło aby skupić jej uwagę w całości. Nawet zapomniała o osobach z którymi stała. A im bardziej wsłuchiwała się w jego słowa tym coraz bardziej przekonywała się do tego wykładu. Nauczyciel był naprawdę wyrozumiały i rozumiał, że nie każdy musi mieć talent do przedmiotu którego uczył. Sprawiło to, że zyskał w oczach brunetki jeszcze bardziej przez co obiecała sobie uczęszczać na jego zajęcia o wiele bardziej regularnie niż na zdecydowaną większość. Nim się obejrzała w jej ręce pojawił się kawałek papieru z runicznym pismem. Spojrzała na niego z pode łba. Spodziewała się po jego wypowiedzi czegoś ciekawszego ale może coś pomięła o czym mówił? Pewnie tak, bo dopiero od wspomnianego wcześniej słowa zaczęła go słuchać. Przekręcając oczami spojrzała na swój kawałek pergaminu. Kilka razy przejechała po nim wzrokiem starając się zrozumieć o kim ma pisać. Dopiero po upływie dziesięciu minut odszyfrowała tożsamość tajemniczej postaci. Cliodna. Imię kojarzyła. Nie wiedziała jednak skąd. Najwidoczniej nie była ta postać na tyle interesująca aby ją zapamiętała na dłużej. Rozejrzała się po innych uczniach z jej domu. Każdy zajął się swoim kawałkiem pergaminu główkując nad rozwiązaniem. Odgarniając niesforny kosmyk włosów za ucho sama również zabrała się do pracy. Imię to nie wszystko. Skupiła się na pierwszym wersie. Nie był on długi, a przynajmniej sprawiał takie wrażenie bo z runami nigdy nic nie wiadomo. Znana jako irlandzka... Tutaj Isabelle się zatrzymała. Nie potrafiła rozszyfrować kolejnego znaku. Idąc jednak tropem dedukcji próbowała sobie przypomnieć z czego była ta kobieta znana. Uzdrawiania? Nie. Jednak miała wrażenie, że było to z tym powiązane. Kto mógł wykonywać podobne zajęcie? Nie mogła uwierzyć, że była aż tak głupia. A parsknęła cicho na swoją głupotę. Znana jako Irlandzka druidka. Na końcu zdania postawiła kropkę dumna iż udało się jej rozszyfrować pierwsze zdanie. Jeszcze cztery i będzie super. Jednak przy drugim zamarła. Było długie i złożone ze znaków które nie do końca rozumiała. Co prawda mogła rozszyfrować kilka z pojedynczych słów jak księżycowa czy mewa jednak w żaden sposób jej to nie pasowało przez co odpuściła sobie to zdanie przechodząc do kolejnego. Ono również nie należało do najprostszych i mimo chęci jego również nie rozszyfrowała. Zaciskając mocniej pióro skupiła się na dwóch ostatnich. One były na tyle proste, że bez problemu mogła napisać o kwitnącej miłości między druidką, a wędrowcem. Tylko skąd wziął się tam wędrowiec? Mrużąc oczy dopisała ostatnie zdanie odnośnie ich rozstania. Skończone. Spojrzała po raz ostatni na swoje zapiski. Nie wyglądało to najlepiej, jednak nic więcej nie przychodziło jej do głowy, a im dłużej krążyła szukając odpowiedzi tym bardziej była przekonana, że kombinowanie nic nie przyniesie. Spojrzała jeszcze kątem oka na pozostałych. Każdy ze ślizgonów był pochłonięty pisaniem. Była nawet na tyle blisko, że mogła usłyszeć szepty między dwójkom. Uśmiechając się pod nosem uznała swoją pracę za skończoną.
Nowy nauczyciel - nowy teren do zbadania. Każdy z nich wydawał się nosić ze sobą całkiem odmienny od studentów bagaż doświadczeń. Emanowali nim poniekąd, co zdawało się przyciągać zainteresowanie samego studenta. Wiedział, że to właśnie - że doświadczenia tak naprawdę kształtują człowieka. Niestety, tych nie miał zbyt przyjemnych, dlatego był zawsze wycofany, zawsze gdzieś z boku, choć ostatnio... zawsze tam, gdzie coś się działo (lub miało stać). Mógł uciec od przeszłości, ale był świadom tego, że tak naprawdę może zostać złapany na niej w teraźniejszości oraz przyszłości. Nic nie trwa wiecznie, tudzież musiał grać i ubierać maski, jak zawsze. Zauważył @Maximilian Felix Solberg, który nadal miał problemy z nogą. Przykre, ale prawdziwe. Wiedział, że kiedyś prawda wyjdzie na jaw, ale ostatecznie się na to nie zdecydował. Nie zamierzał tak łatwo odpuszczać - był wyjątkowo dobry w wymyślaniu nowej rzeczywistości i wpajania im w umysły innych. Szkoda tylko, że przez pierdoloną sytuację to wszystko tak po prostu się potoczyło. Obserwował, wyłapywał słowa, starał się je przypisywać odpowiednim pojęciom. Serafini... nazwisko dość niepowszechne, tak jak jego imiona. Anioł postawiony na najwyższym miejscu w hierarchii pod Bogiem, niby miłosiernym, a jednak zsyłającym największe świństwa w stronę ludzkości? Ciekawe. – Jak każdy. – każdy z nich miał w sobie cząstkę, która go interesowała. Mógł siedzieć i nic nie robić, niemniej jednak zadecydował, że ostatecznie weźmie się za tłumaczenie tych zdań. Nim do tego doszło, odpowiedział @Vittoria Sorrento na kolejną wypowiedź. – Łatwiej jest zapamiętać złe uczynki, aniżeli dobre. Taka już nasza natura. – wzruszył ramionami, przechodząc do tłumaczenia, które i tak poszło mu trochę źle, bo zdołał tylko dwa zdania odpowiednio przekształcić. No cóż. Zawsze mogło być gorzej, ale też zawsze mogło być lepiej.
Elijah J. Swansea
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : znamię na karku odporne na metamorfo; okulary do czytania, na szyi drewniana zawieszka w kształcie aparatu fotograficznego. Na prawym przedramieniu rozległa blizna ukrywana metamorfomagią i ubraniami
— Hazard zwiększa emocje w czasie meczu, podobno — wzruszył delikatnie ramionami, bo przecież nie w jego interesie było nakłaniać nieznajomego Gryfona do topienia własnych pieniędzy w sprawę, która może nie do końca go interesowała. Choć z drugiej strony wspomniał, że warto będzie zobaczyć ten mecz, więc może jednak? Sam chętnie by obstawił, gdyby tylko mógł. Nie ciągnęło go specjalnie do hazardu, ale w temacie quidditcha był na tyle na bieżąco, że nie musiałby szczególnie obawiać się o swoje pieniądze. Może byłaby to całkiem niezła inwestycja? — Niby niezbyt popularne imię, a w Gryffindorze jest was aż dwójka. Albo więcej? — sposób w jaki wypowiedział swoje imię również był w jakiś dziwaczny sposób znajomy, ale nie na tyle, by na Swansea spłynęło olśnienie najwyraźniej konieczne w tak zawiłej sytuacji. — Nie spotkałeś Davies w drodze do sali? — zagadnął, skoro byli już w temacie Morgan i powiódł spojrzeniem po sali, bo może nie dostrzegł, że już się w niej pojawiła? Odniósł wrażenie, że zależy jej na runach, dlatego spodziewał się, że ją tu znajdzie... i kto wie, może uda mu się nawet do niej dosiąść? Czy powinien się martwić, że coś ją zatrzymało? Zamiast kapitan Gryfonów, w oczy rzucił mu się nauczyciel, który wszedł w końcu do pomieszczenia i tym samym rozpoczął zajęcia. Po dość długim wstępie (dostawał nieprzyjemnych ciarek na samą myśl o pracy zaliczeniowej i tego, że będzie musiał się na coś zdecydować) przeszli w końcu do właściwej części zajęć. Pochylił się nad otrzymanym fragmentem i w tym dokładnie momencie zrozumiał, że pisanie pracy zaliczeniowej z run to jednak głupi pomysł (a przemknął mu przez moment przez głowę), skoro nie potrafi sobie poradzić z kawałkiem tekstu na zwykłej lekcji. Nie miał pojęcia, dlaczego sprawia mu on aż taki problem, ale czuł się jak skończony kretyn. Zerknął na siedzącego obok Morgana, żeby zobaczyć czy i jemu idzie tak koszmarnie. W końcu z trudem wyłuskał jedno zdanie – „najpotężniejszy czarodziej wszechczasów i doradca na dworze króla Artura.” — O Merlinie, jestem Merlinem — wymamrotał pod nosem. Imię „Artur” w tekście ułatwiło mu rozszyfrowanie tego jednego fragmentu. Wciąż jednak ogół jego pracy był szeroko pojętą porażką.
Rzut k6:3, Morgan Rzut k100: 93, wszystko dzięki krzyżówkom! Nagrody: -
- Stawianie - dotknęła palcem skroni, sygnalizując w ten sposób jednocześnie, że hazard uprawiało się głową. Swoją drogą - dobrze byłoby również robić to Z głową... - I kibicowanie - tym razem sięgnęła ręką do piersi i dłonią wskazała na serce - Trochę mi się wymijają. I, kto wie, może zagram? - wyjaśniła pokrótce swoje przekonania, które i bez aktywnego udziału w rozgrywkach zapewne odsunęłyby ją od zakładów, przynajmniej dopóki nikt by jej nie zaciągnął do tamtego domku na siłę. Zaraz jednak temat meczu ustąpił pierwszeństwa lekcji run. - Od wczoraj nie widziałem jej na oczy. - rzuciła jeszcze, co było tak pięknie zgodne z prawdą, że aż uśmiechnęła się po nosem, szybko jednak udając, że rozbawiła ją trafiona przez siebie postać i treść zapisów. A może ich poziom trudności? - A ja nadal Morgan. - stwierdziła, mrużąc brwi, bo ta rozmowa z początkowo jednego imienia Morgan awansowała już w tym momencie na trzy. I jeszcze ten Merlin... - Do dzisiaj nikt nie potrafi jednogłośnie stwierdzić, w jakie zwierzę zmieniała się le Fay. - napomknęła, chyba trochę nawet przy tym zmartwiona. Znała jedną Morgan, którą dziwne moce sadzawkowo-artefaktowo-ochronne zmieniły tymczasowo w wiewiórkę. A co, jak ta z legend zmieniała się na przykład w łabędzia? Tajemnicza sprawa z tą Morganą. I z jej imieniem. - Wszystko dobrze, Merlinie? Coś blado wyglądasz. - zagadnęła, widząc otwartą kapitulację nad kartką i jej treścią.
C. szczególne : tatuaże: motyw quidditchowy na lewym ramieniu, czaszka wężna na prawej piersi i runa Algiz po wewnętrznej stronie lewego przedramienia | amulet z jemioły zawsze na szyi
Nie umknęło mu jak jasnowłosa Krukonka zastygła niczym słup soli i spąsowiała w odpowiedzi na posłany przezeń uśmiech, wywołując w nim swoiste poczucie satysfakcji, bo jak zwykle go nie zawiodła swoją reakcją. Nie jednak dlatego, że mu się podobała czy coś, bo choć jego manewry mogłyby zakrawać o jakąś formę końskich zalotów, to nic z tych rzeczy – w ogóle nie patrzył na nią pod takim kątem; chodziło bardziej o zabawę jej kosztem (to masełko w oczach, gdy na niego patrzyła, mówiło samo za siebie), takie drobne – i czasem podbite odrobiną złośliwości – przytyki, łagodzone jednak przez fakt, że była zapaloną fanką quidditcha. To sprawiało, że bez większego problemu był w stanie tolerować tą mugolską przylepę Strauss. Wprawdzie do kwestii czystości krwi miał nieco bardziej liberalne podejście – przez to jak mocno ojczulek z matulą próbowali mu wpajać konserwatywne poglądy na ten temat, wszak przekorna z niego bestia – ale jednak środowisko wychowania robiło swoje i z mugolakami praktycznie się nie bratał, więc to i tak było dużo. Nie skupiał się jednak zbyt mocno na Krukonkach, swoją uwagę przenosząc na pobratymców z Domu Węża, których zebrała się naprawdę liczna grupka. Niestety czasu na dłuższe rozmowy nie było, bo zaledwie chwilę w później w pomieszczeniu zjawił się nauczyciel i rozpoczął swój monolog; William słuchał jego słów tak piąte przez dziesiąte, gdyż starożytne runy jakoś niespecjalnie go interesowały i z pewnością nie miał zamiaru łączyć z nimi jakkolwiek swojej przyszłości, więc pozwalał, żeby ta część przemowy belfra wpadała mu jednym uchem i drugim wypadała. Na nowo skupił się dopiero w momencie, kiedy w ich dłoniach wylądowały pergaminy z zapisami runicznymi, które mieli – oczywiście – przetłumaczyć na współczesną mowę. Rudzielec podrapał się po głowie, przyglądając się swojej inskrypcji. Znaczki niemal mieniły mu się w oczach, gdy usiłował z tego tekstu wyciągnąć… cokolwiek. Orłem z run nigdy nie był, nie przykładał się też specjalnie do ich nauki, bazując głównie na farcie, którego w tej chwili wyraźnie mu zabrakło – ostatecznie z trudem i męką udało mu się rozszyfrować zaledwie jedno zdanie nim skapitulował, uznając, że to nie ma żadnego sensu. Dowiedział się jedynie, że ten cały Emeric Zły, bo jego ów tekst dotyczył, był czarodziejem pochodzenia angielskiego i miał w swoim posiadaniu Czarną Różdżkę. Heh, dobrze się zapowiadają te zajęcia.
Spóźnił się tego dnia haniebnie na zajęcia ze starożytnych run, na które ostatnimi czasy zaczynał uczęszczać nawet... jakby... coraz chętniej? Na poprzedniej lekcji z Howardem bawił się całkiem przednio i poszło mu super i dotarło do niego, jaką frajdę i satysfakcję daje poprawne odszyfrowanie skomplikowanych runicznych znaków, nawet jeśli sam proces może być frustrujący. Biegł ile sił w nogach i w płucach, przemierzając dzielnie szkolne korytarze i oczywiście zapomniał że tego dnia runy odbywają się w sali lustrzanej, więc najpierw zawędrował na szóste piętro do klasy z tegoż przedmiotu, przez co tylko nadłożył drogi; nie był pewny, czy profesor w ogóle wpuści go do klasy tak późno. Drzwi były jednak otwarte, więc wszedł do środka, przywitał się więc z nauczycielem, który tłumaczył właśnie na czym będzie polegało ich dzisiejsze zadanie, przeprosił kulturalnie za spóźnienie i zasiadł w jednej z wolnych ławek. Inskrypcja, którą musiał rozszyfrować, nie była długa, ale okazała się zbyt skomplikowana jak na jego nędzny poziom wiedzy, dlatego szło mu bardzo opornie. Wysilał wzrok i mózg, przeklinając w myślach samego siebie za to, że nie powtórzył wczoraj materiału, aż wreszcie, mozolnie i powoli, udało mu się rozczytać raptem jedno spośród pięciu zdań, a opisywało ono kozę wypełnioną siarką. Hm.
Finn Gard
Rok Nauki : II
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177
C. szczególne : Podkrążone oczy, nerwowość i spięcie widoczne w każdym ruchu i grymasie, trochę nieprzytomny wzrok.
Spóźnił się na zajęcia za co szczerze przeprosił nauczyciela zaraz po wejściu do klasy. Na swoją obronę miał jedynie napomknięcie, że to Irytek zablokował wejście na trzecie piętro i musiał obejść naokoło przez dziedziniec wewnętrzny. Odebrał tekst do tłumaczenia i usiadł w ławce za Boydem, którego to szturchnął i skinął głową na powitanie. Wyciągnął pióro, kałamarz i zerknął sceptycznie na rozłożenie run. Choć praca wydawała się żmudna to przystąpił do tłumaczenia od razu, aby nadrobić stracony czas. Tak bardzo zajął się runami, że nie zauważył, gdy tekst się w pewnym momencie skończył, a on dowiedział się czegoś więcej o irlandzkiej druidce. Zdziwiony szukał ciągu dalszego, ale okazało się, że już nie ma co tłumaczyć. Uniósł zdziwiony brwi, bo poszło mu lepiej niż kiedykolwiek. Gdy nauczyciel zabrał jego kartkę to nawet nie oponował. Ciekaw był czy poszło mu tak dobrze bo miał szczęście czy wydawało mu się, że poszło całkiem nieźle, a tak naprawdę dostanie Trolla.
Hanael Whitelight
Rok Nauki : VI
Wiek : 21
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 162 cm
C. szczególne : Jasne, niemal białe włosy, przeszywające spojrzenie
Wiedziała, że była już sporo spóźniona, ale mimo to szła spokojnym krokiem. Runy nie leżały w obrębie jej zainteresowań, dlatego niespecjalnie ją obchodziło czy oberwie jej się za spóźnienie. Z drugiej jednak strony zdawała sobie sprawę, że znajomość runicznych znaków bywa pomocna przy poszukiwaniu informacji w starych księgach. Nie raz natrafiała na skomplikowane inskrypcje, w których mogły być zapisane interesujące informacje, a których nie potrafiła rozszyfrować. Poza tym zajęcia miał prowadzić jakiś nowy profesor, więc wypadało dowiedzieć się chociaż jak wygląda, żeby uniknąć później jakiś niezręcznych sytuacji. Odnalazła odpowiednie drzwi i powoli nacisnęła na klamkę. Ze środka sali dobiegał tylko dźwięk piór sunących po pergaminie, co niestety nie świadczyło o niczym dobrym. Westchnęła bezgłośnie, zauważając, że właśnie trwa jakiś test, czy coś podobnego, ale było już za późno by się wycofać, bo jej wzrok zdążył się spotkać ze spojrzeniem obecnego w klasie profesora. Kiwnęła głową na przywitanie i weszła do środka zamykając za sobą drzwi. Niechętnie odebrała swoje zadanie i usiadła gdzieś z boku, by spróbować rozszyfrować zapisaną na pergaminie inskrypcję. Miała wrażenie, że są to tylko jakieś przypadkowe kreski, stawiane bez żadnej logiki i przemyślenia, a nie zapisana wiadomość. Z rezygnacją potarła oczy i przejechała dłonią po krótkich włosach, starając się tym samym zebrać myśli, ale nawet jeśli kiedyś już gdzieś te znaki widziała, to absolutnie nie mogła sobie przypomnieć ich znaczenia. Ostatecznie zwinęła pergamin, na którym nie pojawiło się absolutnie nic i zamknęła oczy, czekając na dalszy etap zajęć, na którym miała nadzieję, że się czegoś dowie, zamiast bez sensu tracić czas.
Katherine Russeau
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170
C. szczególne : kolczyk w języku i pępku, blizna na dłoni od noża, tatuaż jaszczurka na łydce
PS. Przepraszam z miejsca, jeśli zbytnio się z nikim nie zintegruję, ale piszę na szybko post bo później mnie nie będzie.
Katherine wysłuchała z uwagą każdego kto obok niej obecnie przebywał. Jej znajomi w grupie nie radzili sobie wcale źle z rozwiązywaniem zadania, przypisanego im przez profesora. Aczkolwiek ona nigdy nie czuła się mocną z tego przedmiotu to jednakże dzięki bardzo dobrej pamięci praktycznie bezbłędnie rozszyfrowała to co zostało jej przydzielone. -Mam Cliodne . Była znana jako irlandzka druidka. Posiadała zdolność przemiany magicznej w mewę i odkryła magiczne właściwości rośliny zwanej księżycową rosą- powiedziała z lekkim uśmiechem na twarzy, widocznie ten tekst przysiadł jej z tyłu głowy, gdy przypadkiem zajrzała do jakiegoś podręcznika w jeden z nudnych pochmurnych dni jesieni, bądź zima, gdy nie chciało jej się wychodzić na zewnątrz i całe dni przesiadywała pod kocem w dormitorium. Z tekstu dowiedziała się, że pewnego dnia Ciodna znalazła rannego wędrowca w irlandzkim lesie i swoim śpiewem go uzdrowiła. To było naprawdę bardzo ciekawe, ale czy wszystko musiało mieć związek z miłością w jej życiu? -Ciodna kochała rannego wędrowca, ale ostatecznie ich miłość nie była wieczna, cóż nic nie jest wieczne, takie jest życie, nie bajka wymyślona dla dzieci- powiedziała lekko ponuro. Profesor uznał, że poprawnie wykonała zadanie, mimo iż chwilę jej zajęło rozszyfrowanie zdań.
Aleksander Cortez
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 194
C. szczególne : Kruczoczarne, kręcone, długie włosy (od ostatniego pobytu w szkole jeszcze dłuższe) luźno opadające. Ubrany w wszystko co wygodne i swobodne - brak garniturów. Karnacja skóry znacznie ciemniejsza. Opalił się w tym Meksyku.
Przed przyjściem nauczyciela. Dość szybko do ich dwójki dołączyła Ślizgonka, która jak zwykle nie szczędziła mu kuksanców na powitanie. Darował jej to, zresztą jak zwykle. Może i gniewał się trochę za utratę punktów, może i mawiano, że bywał bezlitosny i potworny. Jednak istniało parę osób na które spoglądał łagodniej spod tych ciemnych gęstych brwi. - Spoko, nie ma za co. Jakbym wiedział, że możemy wyjść na tym jeszcze na plusie to bym rzucił imperiusa na każdego z uczniów i zmusił do podania po jednym punkcie regulaminu - Rzucił i wyszczerzył ząbki w uśmiechu, a w oczach pojawiły się wesołe ogniki. Przez które ciężko było zgadnąć, czy mówił na poważnie i czy faktycznie byłby do tego zdolny. - No ktoś musi w naszym Slytherinie przynajmniej to udawać, że jest wzorowym uczniem - odpowiedział Katherinie. Po dziewczynie dołączył do nich @Lucas Sinclair z którym to przywitał się wymianą uścisku ręki. - Cześć - po czym uśmiechnął się do Maxidymacza widząc jego irytację z tego powodu, że znów mu zadano to pytanie. W końcu nie wytrzymał, a Aleksander roześmiał się. - Uznaliśmy, że to będzie najlepsza z możliwych kar. Ja obstawiałem na tortury i przypięcie w najniższych częściach lochów do ściany na tydzień, ale przegłosowali mnie. - Odpowiedział na końcu krzywiąc usta w niesmaku i zażenowania z pobłażliwości innych uczniów. Po tym do ich nie tak małej grupki dołączyła jeszcze jego kuzynka. @Isabelle L. Cortez - Niezła banda nam się tutaj utworzyła. Aż miło popatrzyć na taką frekwencję. - potwierdził słowa Ślizgonki odsyłając jej szerszy uśmiech. Jak się okazało to jeszcze nie był koniec, bo po tym poszedł do nich @William S. Fitzgerald któremu to skinął na powitanie głową i delikatnie uśmiechnął się na jego uwagę. - Nawet połowy osób nie było na tym przedmiocie kiedy to prowadził je nasz niby opiekun domu. A jak na ironię losu nowy nauczyciel i ilu nas się pojawia. - Aleksander raczej nie należał do fanów Edka i nigdy tego jakoś nie ukrywał. Jego wzrok spoczął na moment na młodszej dziewczynie z barwami Salazara kiedy do sali wszedł nowy profesor. Początek wydawał się być niepewny. Lecz z każdym kolejnym wypowiedzianym słowem, mężczyzna się rozkręcał. I wypowiedział dość dużą ilość słów. Jak każdy na pierwszych zajęciach. Temat łamacza klątw jednak na dłużej ściągnął uwagę czarnowłosego. Wszakże było to z jego ulubionej dziedziny magii. Nie nastali za długo w tej zbitej zielonej grupce, bowiem mieli działać samodzielnie. Rzucił trochę rozczarowanie spojrzenie wszystkim towarzyszom po czym westchnął ciężej i zajął jedno z wolnych miejsc. Wylosował swoje zadanie i przyjrzał się jemu łapiąc się za głowę. O Merlinie daj mi siły i wesprzyj mnie swoją mądrością.
Zadanie:
Emeric Zły - Czarodziej pochodzenia angielskiego, właściciel Czarnej Różdżki. Udało mu się podbić większość terenów Anglii w czasach średniowiecza z pomocą swojej wytresowanej wiwerny. Widziany był jego pojedynek z Egbertem Zuchwałym, który pokonał go w zajadłej walce. Egbert przy swojej ucieczce z Czarną Różdżką przeklął Emerica, jednak jego klątwa nie działała.
Całe szczęście, że o Emricu Złym kiedyś czytał i zapewne tutaj pomogła jego pamięć o informacjach przeczytanych, które podkładał bardziej pod znaki, aniżeli rozpracowywał znaki pozyskując informacje. Był z run słaby i pewnie tylko szczęście pozwoliło mu wyjść z tego jakoś z twarzą. Chociaż nie potrafił przypomnieć sobie jeszcze jednej rzeczy o czarodzieju przez co nie wiedział jakie słowa mogłyby kryć się pod znakami w środku tekstu. No ale trudno i tak poszło aż za dobrze jak na jego zdolności.
Spóźniła się! Jak mogła się spóźnić?! Starala się na te w miarę interesujące je przedmioty być zawsze na czas,nie dopuszczać spóźnienia. Nigdy nie było pewności, czy profesor pozwoli jej wziąć udział w zajęciach, gdy dotrze do klasy po czasie, a tu runy i… Na brodę Merlina i wszystkie drużyny baseballa! Dlaczego?! Wściekle biegła korytarzem, mając gdzieś, że przebiegła przez kika duchów, którym się to nie spodobało. W końcu wpadła do sali jak burza, zatrzymując się gwałtownie i przybierając na twarz lekki uśmiech, odszukałą profesora spojrzeniem. - Przepraszam za spóźnienie - powiedziała spokojnie, po czym skierowała się na wolne miejsce, aby przyjrzeć się w końcu swojej kartce z runami. Kto jej się dostał? Cliodna. Uśmiechnęła się kącikiem ust, zauważając, że jednak więcej wyniosła z ostatnich zajęć z Foresterem, niż przypuszczała. Rozluźniła się, czytając kolejne runy, starając się odszyfrować kolejne elementy układanki, za jaką brała tekst spisany futharkiem. Z pięciu zdań udało jej się odczytać trzy. Dowiedziała się o rannym wędrowcu, którego znalazła w lesie, a także, że to ona odkryła magiczne właściwości księżycowej rosy. Ciekawie. Oddała swoją kartkę profesorowi i czekała na ciąg dalszy.
Varian Ironwing
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 187cm
C. szczególne : Naczyjnik ze srebrnym skrzydłem, blizny na kolanie i ramieniu
Całe ćwiczenie Varian nie mógł się skupić, obserwował @Vittoria Sorrento i jej towarzyszy, nie był typem zazdrośnika ale wolał być na ich miejscu. Nie udało mu się się przetłumaczyć nic, przez jego roztrzepanie. Super, dałeś popis swojej inteligencji- pomyślał sobie, niestety tym razem musiał przyjąć tą porażkę z kretesem. To ewidentnie nie był jego dzień na runy. Spojrzał tylko załamanym wzrokiem przed siebie i zastanawiał się co zrobić dalej. Bardzo chciał nie przynosić wstydu sobie zwłaszcza w obecności Tori.
Ostatnio zmieniony przez Varian Ironwing dnia Czw Cze 04 2020, 21:55, w całości zmieniany 1 raz
Raphael Serafini–Zanetti
Wiek : 46
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 186,5cm
C. szczególne : Przedramiona pokryte w znakach runicznych i symbolach szamańskich, będące dawnymi oznakami jego powiązań z czarną magią. Na plecach posiada skaryfikację heksagramu, obecnie zabliźniony acz nadal możliwe do wyczucia wypuklenia. Pozostają zakryte pod ubraniami. Blizny po poparzeniach na wewnętrznych stronach dłoni.
02.06.2020 - czas fabularny, 04.06.2020 - czas realny. Wykonanie etapu do: 8.06.2020, godz. 22.00
W czasie, kiedy wszyscy już zajmowali się skrobaniem lub rozmową, które oczywiście były dla nauczycielskich uszu słyszalne, Raphael wspominał swoje czasy w Calpattio. Nawet przez chwilę jakby przed oczami mignęła mu jego własna sylwetka gdzieś pośród uczniów. Na jego twarzy nadal przez to gościł uśmiech, który można było przyrównać do błogiego spokoju. Uważał, że patrząc na to wszystko z obecnej perspektywy to w jakiś sposób osiągnął już wewnętrzny spokój. Mury szkolne nie przeszkadzały mu. Dopóki oczywiście nie opuszczał swojego dorminatorium. Wyrwał się jednak z tej zadumy, co parę osób mogło oczywiście to zauważyć. Postanowił zatem przestać zakładać ręce na klatce piersiowej i odepchnąć się udami od swojego biurka, by zaraz zacząć powoli chodzić wokół uczniów. Czy to na około czy to w paru miejscu, obserwując czy nagle nie udało mu się kogoś przyłapać na celowym ściąganiu. Ale chyba było widać, że nic takiego się nie działo. No, może czasem jakieś głośniejsze szepty lub przyciszone głosy… ewentualnie podniesiony o parę decybeli głos pewnej ślizgonki. Póki co jednak to zignorował i z miłym uśmiechem przechodził dalej wokół ludzi. Aż nie zaczęły powoli napływać prace. Które zaczął odbierać z uśmiechem. No, może nie zawsze były z uśmiechem, ale przeważnie każdy mógł rozpoznać, kiedy się uśmiecha. Tylko, że nie wiedzieli jeszcze czy szczerze. Przy pani @Katherine Russeau stanął na chwilę dłużej i spojrzał na kartkę. — Z chęcią wolałbym widzieć to na kartce, ale przyznam szczerze, że i tak zaufam pani. W sumie i tak z tego będę rozliczany ja przy wypłacie. — Powiedział otwarcie, unosząc delikatnie wargi w półksiężyc. Lubił czasem dowiedzieć się o nietypowych zdolnościach uczniów. Bo kawałek pergaminu był w sumie pusty. No, oprócz tego co sam na nich zapisywał. Ale to nic. Raczej nic bardziej szczególnego mu w oczy dalej nie wpadnie. Oprócz paru spóźnialskich twarzy, które zignorował. A więc… skoro wszystko już zostało zebrane, czas było je sprawdzić. Jeśli tylko ktokolwiek mu się przyglądał, mógłby szczerze przyznać, że po jego twarzy przechodzą różne transformacje mimiki. Od uniesionej brwi, po lekkie zatrzepotanie rzęsami, a czasem nawet bardziej skumulowane wypuszczenie z ust ciepłego powietrza. Ale spokojnie, nie stało się nic wielkiego. Raczej, jeszcze… Przecież nie skończył tego sprawdzać. Ale w końcu, po paru minutach spojrzał na wszystkich z kolei. To musiała być zdecydowanie dłuższa pauza ciszy z jego ust. W pewnym momencie jednak jego wzrok zatrzymał się na osobie @Maximilian Felix Solberg. W sumie odłożył pergaminy na stół. Na jego twarzy nie istniało żadne zagrożenie. Tylko delikatny uśmieszek. — Panie Solberg, myślał pan może kiedyś o tym, aby założyć klub krzyżówkowy w Hogwarcie? Sądzę, że byłby pan bardzo dobrym opiekunem. — Zaraz spod reszty kawałków wyciągnął jeszcze parę innych. Te przedstawiały się jeszcze inaczej. Wziął je do rąk i spojrzał na ilość tekstu. — Mógłby pan wziąć do pomocy jeszcze pana imiennika, @Maximilian Brewer. Razem byście może dowiedzieli się czegoś nowego od siebie nawzajem o runach. — Powiedział, odkładając je na bok. Zaraz przeglądał dalej prace, aż nie sięgnął po tą należącą do pana @Varian Ironwing. — O, znalazłem kolejnego chętnego. Razem moglibyście już poprosić pana Forestera o założenie szkółki niedzielnej z run. Chyba w tym roku szkolnym nie została stworzona. Naprawdę, proszę to przemyśleć. — Nawet kiwnął głową na “zachętę”. Zawsze wspierał działalność uczniowską. Sam zresztą do niektórych kółek należał w Calpattio. Tylko nigdy jakoś nie nauczył się perfekcyjnie gotować. Nawet po dodatkowych wizytach. Może przynajmniej im się powiedzie. Może… Jego dłonie przeszły teraz do kolejnej kartki z bardzo słabym wynikiem punktowym. Odpuścił już sobie komentowanie tego. Ale zaraz wpadło mu do rąk coś od pana @Elijah J. Swansea. Ale o dziwo, tutaj nie było żadnej uszczypliwości. Jego wzrok bezpośrednio skierował się na twarz blondyna. — Panie Swansea, mam rozumieć, że na miotle radzi sobie pan lepiej niż w runach? Jeśli tak, to chciałbym widzieć zacięty mecz z Gryffindorem. Nawet na wieczór powiem skrzatom, aby przyszykowały jakieś przekąski. — I mrugnął do niego okiem. Bardzo chciał zobaczyć, żeby chociaż na boisku czy innym paletku poszło innym lepiej. Warto mieć pasję. Nie zapomniał oczywiście o tym, co wydarzyło się wcześniej. Wziął pod uwagę co mówiła pewna osoba głośniej niż inni uczniowie w sali. Tak, mowa było o @Aoife Ó Grádaigh. Raphael uśmiechnął się. — Pani Grádaigh, zanim zacznie pani krzyczeć o rodowodzie starego futharku, powinna pani wiedzieć, że pani dzieło nie pochodzi z czasów, gdy mugolski zakonnik Beda Czcigodny zaczął chrystianizować ziemie Brytów. Pani tekst pochodził z futhorku, który jest późniejszy i między innymi odpowiada za powstanie staroangielszczyzny. Następnym razem proszę zastanowić się dłużej niż dawać przykładu powodów na kolejną wojnę o marchewkę na świecie. Ale praca poszła pani dobrze. — Taki tylko pstryczek w nos dla powstrzymania nadgorliwych emocji. Z tych najgorszych, lub takich gdzie chciał przyjemnie komuś dopiec, prac, było już koniec. Raphael stanął na równe nogi. — Reszcie poszło zdecydowanie lepiej. Tylko paru z was dzieliło od tego, aby dostać punkty dla własnego domu. Ale niestety, o ile panu @Finn Gard zabrakło tylko czterech poprawnych znaków do osiągnięcia maksimum to muszę powiedzieć, że Ravenclawowi udało się na ten moment zdobyć dziesięć punktów. Dzięki panowi @Julius Rauch. Prosze być z siebie dumnym, panie Rauch. — Po czym kiwnął jeszcze do paru osób głową. — Do niektórych mam kilka planów, jeśli tylko zgodzą się na koniec lekcji zostać jeszcze chwilę. — Po czym to był już koniec pierwszego etapu, bo zaraz machnął różdżką i pracę rozmyły się w powietrzu. Najpewniej wylądowały na jego biurku w gabinecie. Kiedy już wszystko było załatwione, a połowa lekcji była już za nimi, Raphaelowi nie pozostało już nic innego jak tylko przejść do kolejnej części. Różdżka Serafiniego zaraz uniosła się końcem do góry, z jego pomocą, wypowiadając niewerbalne słowo zaklęcia. Światło w sali zgasło. Pozostawiając między nimi już tylko działanie delikatnych, unoszących się w powietrzu świetlików o bladej niebieskiej barwie. Między nimi i zakrytymi obiektami stał Raphael, który zaraz przerzucił różdżkę do drugiej dłoni i odchylił zaklęciem płachty. Świecące się na podeście misy, wydalające jasne światło, mogące oświetlić sale. A na środku paręnaście fiolek, które zawierały także coś świecącego. Odchrząknął. — To są myślodsiewnie. Zabierałem się za nie już od paru miesięcy i dopiero ostatnio udało mi się wyprosić dyrektora i paru innych znanych mi posiadaczy o pożyczenie ich na lekcję. Dlatego zalecam wielką ostrożnośc. Ale czym jest myślodsiewnia? To narzedzie pozwalające czarodziejowi wejść w świat swoich myśli, kiedy chcemy o czymś zapomnieć lub ponownie przeżyć. Używamy swoich różdżek, aby wyciągnąć z fiolek lub głowy myśli i wrzucić je do misy. Potem… Musimy zanurzyć swoje głowy. Proszę nie panikować, kiedy już tam będziecie. Będziecie tylko obserwatorami wydarzeń, które się tam dzieją. Ale poruszać się możecie. A co się będzie działo? Oczywiście, że zostaniecie świadkami wydarzeń z waszych prac. Dlatego każdy z was dostaje swoją fiolkę… I zaczynajcie. Aha… jeśli chcecie wyjść, wystarczy BARDZO mocno pomyśleć o tym. Ewentualnie wypowiedzieć zaklęcie “finite”, capisci? — Po czym zapraszał po kolei po cztery osoby, aż wszyscy nie skończą.
W drugim etapie wykorzystujecie wcześniej wylosowany przez siebie tekst, aby wybrać odpowiedni rządek z buteleczkami. Używacie ich, aby dostać się do myślodsiewni. Proste Finite pozwala wam wydostać się z niej. W tym etapie wykorzystujecie TYLKO pozostałe możliwe przerzuty. Nie możecie wykonywać przerzutów na wynik parzystości.
Kość k6:
Spoiler:
1 – Twoja postać znalazła się po dłuższym czasie, chociaż tak naprawdę myślałeś, że był to ułamek sekundy. Jeśli wynik twojej kości k100 z deszyfracji wyniósł co najmniej 80 udaje ci się połączyć fakty i pozwala dokonać interpretacji, którą opowiadając Raphaelowi gwarantują twojemu domowi +5pkt. W innym przypadku traktujesz to jako zmarnowanie czasu. Mimo tego nie czujesz się źle.
2 – Odnajdujesz swój cel i udaje Ci się zaobserwować całe wydarzenia. Po tym wszystkim przeczuwasz, że coś dziwnego się z tobą dzieje. Nagle masz ochotę wcielić się w czasy twojej postaci. Przez jeden najbliższy wątek zachowujesz się w sposób, jakbyś był postacią z czasów średniowiecza. Twoja mimika i słowa są dość archaiczne. Nawet dziwisz się, że takie znasz.
3 – Myślisz, że to właśnie to czego szukasz. Starasz się zorientować gdzie konkretnie znajduje się twoja postać, ale masz zdecydowanie trudności w zlokalizowaniu. A kiedy znajdujesz ją, masz problemy ze znakami, które pojawiają się nad jej głową. Zdajesz sobie sprawę, że zrozumiesz to jedynie w języku runicznym. Rzuć kością na parzystość:
Parzyste — Udaje Ci się domyślić czym są dane znaki, co sprawiło, że nagle zacząłeś rozumieć o czym jest cała mowa. Przy sprawozdaniu dla Raphaela widzisz jak ten kiwa głową z uznaniem. Zdobywasz 15pkt dla swojego domu przy zdobyciu k100 conajmniej lub więcej niż 90, lub 10pkt w przypadku wyniku od 60 do 79. W innym przypadku musi ci wystarczyć uznanie. Nieparzyste — Niestety, ale nic się nie stało. Nie rozumiesz tekstu i opuszczasz myślodsiewnię zawiedziony swoimi próbami.
4 – Masz problem z interpretacją wspomnienia, nie potrafisz sobie z nim kompletnie poradzić. Ale to nic złego, bo przecież możesz jeszcze spróbować okłamać nauczyciela.
Parzyste - Mówisz dużo, wiesz, że w pewnym momencie Raphael sam stopuje cię dłonią i mówi, że zasługujesz na 5+ dla swojego domu. Nieparzyste - Mówisz i mówisz, ale w pewnym momencie widzisz, że Raphael jest zawiedziony tym, że próbujesz go okłamać. Niestety, ale twój dom traci -10pkt.
5 – Kończy się twój czas we wspomnieniu, kiedy widzisz przed sobą jakieś stworzenie. Wygląda jak… feniks. Unosi się nad niebem wspomnienia, aby zaraz usiąść ci na ramieniu. Razem to oglądając przeczuwasz chęć niesienia pomocy innym. Za wykonanie takiego wątku po zajęciach, masz możliwość zdobycia 10 punktów dla swojego domu, jeśli napiszesz post o ilości 3000 znaków jako jednopostówka, lub rozegrasz wątek z innym graczem według zasad nauki. Następnie po skończeniu zgłaszasz się w temacie z punktami domu.
6 - Szukałeś swojej postaci z tekstu runicznego, ale jednak w trakcie swojej podróży zauważyłeś coś dziwnego, wyróżniającego się pośród całej scenerii. Rzuć kością k6, aby dowiedzieć się co udało ci się ujrzeć:
Parzysta - Kiedy zbliżałeś się coraz bliżej, udało ci się zauważyć dziwną rzecz. Lusterko, które nie pasuje do otoczenia, wygląda na nowoczesne. Mówiąc o tym Raphaelowi, udaje Ci się zdobyć 5pkt dla swojego domu. Nieparzysta - Kiedy chciałeś dowiedzieć się czegoś więcej co to za obiekt, zorientowałeś się, że jest to tylko i wyłącznie pułapka Raphaela postawiona za marnowanie czasu. Tracisz 5pkt dla swojego domu.
WSZELKIE PROBLEMY Z MOŻLIWOŚCIĄ ODPISANIA W TERMINIE - PW LUB PRZEZ KOGOŚ INNEGO.
Wzór:
Kod:
<zg>Rzut k6:</zg> [url=link]Liczba[/url] <zg>Nagrody</zg> Coś zdobyłeś <zg>Wydarzenie</zg> Coś ci się przydarzyło?
Rzut k6:1 Nagrody nic, bo było 65 w poprzednim etapie Wydarzenie -
Myślodsiewnie. To właśnie one były ukryte pod przykryciem przy jednej ze ścian i to właśnie ich Lucas wcześniej nie zauważył. Dopiero kiedy nauczyciel przeszedł do drugiej części lekcji i odsłonił przedmioty, wszystko stało się jasne. Kiedy przyszła jego kolej, wziął fiolkę, przeznaczoną dla niego aby za pomocą różdżki wyciągnąć z fiolki magiczną nić, w której znajdowało się wspomnienie, a następnie pochylić się nad naczyniem i zanurzyć w nim głowę. Obrazy, które mu się ukazały były odzwierciedleniem tych sytuacji z przeszłości, które działy się za życia Morgany i które opisane były na kartkach alfabetem futharku. Sinclair przetłumaczył większość tekstu, jednak znał tylko zarys życia czarownicy. Troche sobie dopowiedział, więc nie mógł stwierdzić, że wszystko było dla niego jasne.
Rzut k6:4 uzupełnienie kostkowe 6, parzyste Nagrody +5 punktów dla Zielonych Wydarzenie Najmłodsza na zajęciach, nie mając zielonego pojęcia jak działają myślodsiewnie, zaczyna lecieć na własnej wiedzy o Merlinie
Wyjaśnienie było nieco dezorientujące, co gorsza nadal miała głębokie przeświadczenie że ten tekst był powiązany z przeklętymi angolami, a z zasady nie przepadała za tym całym tałatajstwem. Szczęście było w tym, że jednak czasy o których była lekcja były zdecydowanie wcześniejsze niż pierwsze próby ataku na Irlandię. Wtedy pan psor miałby przed sobą nastolatkę, która by w baaardzo agresywny sposób opowiadała albo z dumą o XIII wiecznej lekkiej kawalerii, która była w stanie powstrzymać napory ciężkich wojsk Angielskich i że "te cholerne twierdze to zagranie poniżej pasa", albo, jeśli zeszłoby poza średniowiecze, o tym co myśli o Elżbiecie I, jej domniemanym dziewictwie i, prawdopodobnie, miałby okazję poznać całą gamę przekleństw wywodzących się z tej uroczej mieszanki zwanej Gaelickim Irlandzkim. Postanowiła jednak oddychać głęboko i spróbować się uspokoić, zwłaszcza że miała niepowtarzalną okazję poznać nieco wspomnień samego Melina. A wszak to był mag, który stał przy boku króla, który to całe angolskie tałatajstwo próbował odpierać.
Stanęła przed myślodsiewnią wyprostowana, oczy skupione, nogi równe i odetchnęła kilka razy. Naciągnęła porządnie swoje czarne rękawiczki, zsunęła gogle z oczu na włosy i poprawiła nadpalony krawat zanim podeszła do swojego zadania i... ...była kompletnie zawiedziona efektem. Nie udało jej się zobaczyć nić poza wątłymi obrazami, twarzami, sugestią głosu. Cóż jedna twarz była bardzo wyraźna i głupio by było gdyby ktoś noszący właśnie tę zieleń na krawacie, która niekoniecznie dobrze komponowała się z brązem przechodzącym w czerń jaki widać było u jego końcówki, jej nie znał. Salazar Slytherin - to była jej przepustka do wybrnięcia jakoś z tego zadania. Kiedy psor do niej podszedł uśmiechnęła się tym lekkim, pewnym siebie półuśmiechem i, nadal z bardzo pełną pewności siebie postawą, bo prezencja to część dobrego kłamstwa, zaczęła opowiadać. - Widzimy Merlina przed jednym ze swoich najbardziej znanych uczniów, młodym Salazarem Slytherinem. Samo wspomnienie, choć stanowi tylko wycinek z życia, stanowi dobre zobrazowanie relacji między tymi dwoma znamienitymi magami... - i tak dalej, i tak dalej. Mogła mówić godzinami na ten temat, jeden z niewielu które znała tak dobrze. Moooże pomijając to co się działo na zielonej wyspie, ale po prostu poczekała aż psor uzna że ma dość jej opowieści i wróciła "grzecznie" na swoje miejsce, starając się nie okazywać ulgi.
Ostatnio zmieniony przez Aoife Ó Grádaigh dnia Pią Cze 05 2020, 00:22, w całości zmieniany 1 raz
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Rzut k6:2 Nagrody - Wydarzenie będę się zachowywać jak nie z tych czasów
Po tym jak udało jej się bez większych problemów odszyfrować czy raczej po prostu odczytać cały tekst to odnalezienie odpowiedniej fiolki zawierającej wspomnienia przydzielonego jej maga nie stanowiło ogromnego wyzwania. Miała wszelkie możliwe informacje jakie tylko mogła wyciągnąć z informacji przygotowanym im przez Raphaela. Do tego jej wiedza z historii magii nie była też znowu taka zła. Krótką chwilę zajęło jej znalezienie odpowiedniej dawki myśli, a następnie przelanie ich do misy, by móc się w nich zanurzyć. Zarówno dosłownie jak i metaforycznie. Nigdy wcześniej nie miała większej sposobności, by skorzystać z myślodsiewni dlatego było to niezwykle interesujące przeżycie, które wrzucało ją w sam środek historycznych wydarzeń. Jak w ogóle Serafini to wszystko zdobył? W każdym razie Violetta dała się porwać zawartości fiolki, obserwując z fascynacją akcję, w której centrum się znajdowała. Przyglądała się uważnie wszystkiemu, co ją otaczało. Wysłuchiwała mowy otaczających jej ludzi i z pewnością niesamowicie zaczęła się utożsamiać z tym, co się działo... Czy coś było nie tak? Czy powinna czuć taką więź z zamierzchłą przeszłością? Nie wiedziała, ale z jakiegoś powodu czuła, że ta przenika ją całą i staje się jej częścią. Było coś w sposobie poruszania się i mówienia tych ludzi, że sprawiało, iż chciała ich naśladować. Chciała się do nich upodobnić, wtopić się w ich tłum i być jedną z nich... A może już do nich należała? Takie wrażenie można było odnieść, bo choć Strauss powróciła już do rzeczywistości to jednak wciąż zdawała się zakotwiczona w tym, co już minęło...
Vittoria Sorrento
Rok Nauki : I
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Tatuaż dinozaura na szyi i koszulki z różnymi napisami
Rzut k6:3,5 Nagrody - Wydarzenie Nic nie zrozumiałam
Spoiler:
3 – Myślisz, że to właśnie to czego szukasz. Starasz się zorientować gdzie konkretnie znajduje się twoja postać, ale masz zdecydowanie trudności w zlokalizowaniu. A kiedy znajdujesz ją, masz problemy ze znakami, które pojawiają się nad jej głową. Zdajesz sobie sprawę, że zrozumiesz to jedynie w języku runicznym. Rzuć kością na parzystość:
Nieparzyste — Niestety, ale nic się nie stało. Nie rozumiesz tekstu i opuszczasz myślodsiewnię zawiedziony swoimi próbami.
Trzeba było się nie rzucać na biedne Ślizgonki Spojrzała na @Julius Rauch unosząc brew do góry. Po czym bez ostrzeżenia trzepnęła go lekko przez łeb fukając na niego niczym kotka i posyłając mu przy tym złowrogie spojrzenie. Potem zerknęła w stronę Felka i posłała mu wdzięczny uśmiech za to, że @Felinus Faolán Lowell podarował sobie głupie komentarze. Zresztą, nawet by się po nim nie spodziewała czegoś takiego. Po Julku? Jak najbardziej... Głąb jeden. - Jest przystojny - Stwierdziła jeszcze a propos nauczyciela, ale bardziej do siebie niż do ich towarzyszy. Co jakiś czasz zerkała w stronę uczniów, których obecność tutaj miała dla niej znaczenie. Był to oczywiście Max, co do którego miała wrażenie, że coś jest nie tak. I @Varian Ironwing, którego spojrzenie czuła na sobie przez cały czas i którego uwaga o dziwo nie była dla niej irytująća, a wręcz przeciwnie. Kilka razy nawet pozwoliła na to, by ich spojrzenia się spotkały. I posłała mu pocieszający uśmiech, gdy nauczyciel wyraził dezaprobatę jego postępami w zadaniu. Myśliodsiewne? Na lekcji? Ciekawe. Nie spodziewała się tego, ale była bardzo zainteresowana, to też z niecierpliwością czekała na swoją kolej. Szkoda tylko, że i tym razem zadanie nie poszło jej tak, jakby tego chciała. Nie dość, że o zanurzeniu się we wspomnienie długo nie mogła znaleźć bohatera swojej karteczki, to gdy w końcu się to udało, tak przerósł ją język runiczny. Tak... Przerosły JĄ runy! Najukochańszy przedmiot dziewczyny. Poirytowana zakończyła zaklęciem finite i odeszła niezadowolona stając znów ze swoimi towarzyszami i nie ukrywając grymasu na twarzy. Na prawdę?! Jest coraz lepsza w magii praktycznej, to zaczęło jej fatalnie iść w tym, co zawsze ją pasjonowało?!
Yuuko Kanoe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 166cm
C. szczególne : azjatycka uroda, zawsze na nadgarstku ma bransoletkę z wiecznych fiołków i drugą czarno-żółtą z zawieszką borsuka
Rzut k6:4 -> parzysta Nagrody +5pkt Wydarzenie coś mówię Rafikowi po problemach z myślodsiewnią
Nie poszło jej najlepiej z tym tekstem. Wiedziała jednak, że był o Morganie, a to już było coś. Mimo wszystko obawiała się nieco zanurzenia w czyichkolwiek wspomnieniach. A zwłaszcza jeśli miały one należeć do znanej użytkowniczki czarnej magii. Miała pewne obawy, ale w końcu jej dłoń natrafiła na jedną z fiolek i opróżniła ją w myślodsiewni. Starała się zgodnie z tym, co mówił wcześniej nauczyciel zanurzyć się we wspomnieniach i dać się im porwać, ale... coś było ewidentnie nie tak. Nie mogła tego zrobić. Coś ją blokowało. Coś broniło dostępu do treści, pokazując jej jedynie zniekształcone urywki. Może i tak było lepiej? Kto wie co jeszcze mogłaby zobaczyć. Nie chciała posądzać profesora o przemycanie jakiś niedozwolonych czy podejrzanych treści na zajęcia, ale mimo wszystko... Miała pewne obiekcje przed wykonaniem zadania, które jej przypadło. Serafini zdawał się zauważyć jej kłopoty, bo podszedł do niej, by zagadnąć ją o to i... W zasadzie nie bardzo pamięta nawet, co takiego mu zaczęła mówić. Mówiła dużo, możliwe że nieskładnie, ale w każdym razie mężczyzna przerwał jej długi wywód i przyznał pięć punktów dla Hufflepuffu. Wyglądało na to, że jej wytłumaczenia trafiły na jakieś cenne spostrzeżenia lub coś podobnego. Innej opcji nie mogło być. Na pewno jednak poczuła ulgę z powodu tego, że jej dom nie tyle, co nie stracił punktów, a nawet je zyskał. Niech Heldze będą dzięki.
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Coś tam, coś tam, faworyzacja domów tutaj miała miejsce, Swansea ciągnął krótkie słomki w poprzednim etapie, aż świszczało, a psor oczywiście głaszcze po główce i obiecuje smakołyki na finał z Gryffindorem. Może jeszcze przyniesie im beczkę z magicznym piwem na imprezę, na kopytkujące jednorożce! A nie, to robił inny profesor. - Po'em skrzatom, żeby latały za Was. Patałachy. - zawtórowała karykaturalnie chwilę po tym, jak psor naobiecywał kapitanowi Krukonów gruszki na wierzbie i prychnęła - ni to z oburzenia, ni rozbawienia. Była pewna swego, jeżeli chodziło o mecz. I nastrój miała tak bardzo meczowy już teraz, że nic nie było w stanie wybić jej z nabytej bojowości. - Uważaj na tłuczki, Merlinie. - ostrzegła jeszcze, choć chyba słabo wiązało się to z przebiegiem lekcji. Tylko męski głos przypominał jej, że nadal była w męskim ciele, bo już nawet w wypowiedziach nie miała zamiaru się pilnować. - Jeszcze czarowanie... - mruknęła ze zgrozo-zrezygnowaniem sama do siebie, zdając sobie sprawę, że źle użyte zaklęcie mogłoby ją zamknąć we wspomnieniu na dobre. Czy wtedy sama stałaby się wspomnieniem? Nie o taką Morgan walczyła. Sięgnęła po odpowiednią butlę, przeniosła się, znalazła Le Fay, odczytała jej opowieść, nie poznała jej ostatecznej zwierzęcej formy (może faktycznie przeklęty łabędź) i wróciła, by zdać relację Zanettiemu. Hop siup 15 punktów dla Gryffindoru. A Krukonom to nawet przekąski nie pomogą, bo dostaną taki wpierdol w sobotę. ♡
K6:4 → 2 → 3 + 2 (parzysta). K100 (poprzedni etap): 93 Klątwa:4, Finite udane Nagrody 15 punktów dla domu WydarzenieMyślisz, że to właśnie to czego szukasz. Starasz się zorientować gdzie konkretnie znajduje się twoja postać, ale masz zdecydowanie trudności w zlokalizowaniu. A kiedy znajdujesz ją, masz problemy ze znakami, które pojawiają się nad jej głową. Zdajesz sobie sprawę, że zrozumiesz to jedynie w języku runicznym. → Udaje Ci się domyślić czym są dane znaki, co sprawiło, że nagle zacząłeś rozumieć o czym jest cała mowa. Przy sprawozdaniu dla Raphaela widzisz jak ten kiwa głową z uznaniem.
Ze znudzeniem słuchał długiego wywodu profesora na temat poprzedniej części zajęć. Nie skupiał się na znaczeniu jego słów, a bardziej na tym, żeby udało mu się nie przysnąć na lekcji. Zdecydowanie to nie był jego dzień, a już na pewno nie był to przedmiot, na którym Leonardo wykazywał jakąkolwiek aktywność. Mógł więc po prostu sobie siedzieć i czekać, aż zostanie zmuszony do jakiegoś ruchu. Kątem oka obserwował Variana, który cały czas potajemnie zerkał w stronę Tori. Uśmiechnął się nawet na myśl o tym, jak szaleńczo mu na niej zależy. Gdy skończył swoje pierwsze zadania, przyglądał się chłopakowi jak ten próbuje rozszyfrować tekst. Gdyby był mistrzem w runach, z pewnością spróbowałby mu jakoś pomóc, jednak jeśli chodziło o ten cudowny przedmiot - mógł tylko podziwiać jego męczarnie. - Stary, nie mam pojęcia po co tu dzisiaj przyszedłem, przecież to jest kompletna strata czasu.. nie nauczę się tu niczego, co przyda mi się w przyszłym życiu - mruknął cicho do @Varian Ironwing, widząc, że ma takie same kłopoty z tłumaczeniem tekstu jak on. Utwierdziło go to tylko w przekonaniu, jak bardzo jest to beznadziejna lekcja. Po chwili profesor polecił im, żeby wykonali kolejne zadania. Zaśmiał się cicho, słysząc, czego ma dotyczyć. On nawet nie wiedział jakiej postaci ma szukać w myślodsiewni. Wziął swoją fiolkę, podszedł do myślodsiewni, pochylił się nad nią i.. przepadł. Dosłownie. Udało mu się znaleźć jego postać po strasznie długim czasie, ale gdy chciał wracać, coś ciągle mu na to nie pozwalało. No dawaj, Björkson do cholery. Nie możesz zostać w tym przeklętym wspomnieniu na zawsze. Skup się, postaraj się jeszcze trochę. Wreszcie się udało. Z nieukrywaną radością wrócił na swoje miejsce, zerkając przy tym na Ślizgona. - Nie chcesz tam iść, uwierz - powiedział, kompletnie nie przejmując się faktem, że nie udało mu się zinterpretować odpowiednio zadania i nauczyciel najpewniej nie będzie z niego zadowolony. Cóż, jak już wcześniej mówił, strata czasu. Wiedział, że nic z tego nie wyniknie. Z niecierpliwością czekał na koniec lekcji, bębniąc palcami w blat ławki.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Rzut k6:4 dorzut: parzysty Nagrody +5pkt dla domu :) Wydarzenie nie?
Tak, pierwsze zadanie poszło mu wyjątkowo fatalnie dlatego też nie robił sobie jakiś nadziei, gdy nadszedł drugi etap lekcji. Jego oczy zaświeciły się na widok myślodsiewni. Zawsze chciał się do jakiejś dobrać i teraz miał okazję. Odszukał odpowiednią dla siebie fiolkę i wlał jej zawartość do naczynia. Tafla zawirowała lekko. Max zbliżył swoją twarz do jej powierzchni i już po chwili zatopił się we wspomnieniu. Nie wiedział, czy to ze względu na porażkę przy odgadywaniu historii, czy po prostu przez pierwsze spotkanie z tym narzędziem, Solberg kompletnie nie mógł się odnaleźć w tej przeszłej rzeczywistości. Błądził po wspomnieniu próbując połączyć to wszystko co widział w jakąś logiczną całość, ale nie udało mu się to. Jego mózg wyraźnie dzisiaj odmawiał współpracy. W końcu zrezygnowany postanowił wrócić do swojej rzeczywistości. Wynurzył się z myślodsiewni nie wiedząc, co ma powiedzieć profesorowi. W końcu podszedł do niego i postanowił, że zrobi to, w czym jest dobry. Zacznie kłamać. Miał przecież jedno zdanie z kartki. Zaczął więc szyć historyjkę o dementorach i ogrooooooooomnym patronusie, który przegonił je wszystkie. Max sam nie wiedział, co pierdzieli i gdy Raph w końcu mu przerwał i przyznał Slytherinowi 5 punktów, uśmiechnął się i odszedł z ulgą na sercu. Kto by pomyślał, że kreatywność i wyobraźnia go gdzieś zaprowadzą.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Rzut k6:1 Nagrody 10 + 5 pkt Wydarzenie Długo mi to zajęło
Czy nauczyciel był przystojny... no tego nie był pewien, nigdy nie umiał określić, czy dany chłopak jest ładny. -To tak jak ja- inaczej być nie mogło podczas tej rozmowy- Profesor nie jest blondynem, ale słyszałem, że przeciwieństwa się przyciągają- liczył, że Tori załapie o co mu tutaj chodziło. Podszedł do myślodsiewni, nie wiedząc czego dokładnie się spodziewać. Jedyne co mu świtało, to wydarzenie z przeszłości greckiego maga. Nie było to za wiele, ale musiało mu wystarczyć. Po zanurzeniu głowy wylądował na nagim klifie, nieopodal mężczyzny z czarnymi, kręconymi, gęstymi i krótko obstrzyżonymi włosami oraz pasującą do tego brodą. Nie był pewien, co robi, przez co musiał mocniej się skupić, aż w końcu zrozumiał, że to wspomnienie mogło po prostu oznaczać... spokój. Coś co starożytnemu czarodziejowi kojarzyło się z czymś przyjemnym, radosnym i mogło pomagać w wyczarowywaniu tak dużego patronusa.