Chociaż z zewnątrz wydaje się maleńki, wewnątrz... cóż, jest niewiele większy. Pośrodku namiotu stoją miękkie fotele, otaczające niewielki stolik uginający się pod ciężarem świeżych owoców - te zaś tubylcy chętnie dostarczają niemal każdego dnia. Przy brzegach znajdują się pojedyncze "legowiska", czyli pozwijane koce i poduszki. Ostatecznie każdy śpi blisko pozostałych lokatorów, blisko swoich rzeczy (niewielka szafka stanowi raczej część wystroju, niżeli udogodnienie przy przetrzymywaniu bagaży), a także blisko wyjścia. Namiot zabezpieczony jest urokami, dzięki którym z zewnątrz nie da się usłyszeć żadnych dźwięków. O ile ochrona przed Mbaya Mbu działa raczej niezawodnie, o tyle kumkumbatii znacznie trudniej się pozbyć. W namiotach notorycznie pojawiają się dziury wygryzione przez pustynne żaby. Może przynoszenie słodkich owoców nie jest objawem gościnności, a jedynie próbą odciągnięcia szkodników od wioski?
Nie przyszło mu do głowy, żeby tłumaczyć Elaine koligacje rodzinne łączące go z Emily. Może lepiej by na tym wyszedł, gdyby ją o tym uprzedził, ale z drugiej strony czy rzeczywiście miało to jakiekolwiek znaczenie? Dziewczyna i tak z nim pogrywała, a w ten sposób i on miał szansę się na niej przy potencjalnym wyzwaniu zemścić. Tak czy inaczej gra trwała, a on wcale nie był zaskoczony kolejnymi jej etapami. Domyślał się, że Nathaniel nie pozwoli się zdominować pannie Rowle i jednak wolał będzie zdjąć z siebie pierwszą część garderoby. Trochę więcej zabawy miał przy pytaniu zadanym przez kumpla jego kuzynce. Uważał jednak, że postąpiła ona rozsądnie, bo uciekanie przed odpowiedzią byłoby jeszcze bardziej podejrzane niż sama odpowiedź. Tym razem także nie był zdziwiony. Wiedział, że ciągnie ją ku Bloodworthowi, a nawet jeśli nie zdawał sobie sprawy z jej upodobania do kobiet, miał świadomość tego, że jako rodzina spadnie w tabeli na ostatnie miejsce. Nie przeszkadzało mu to. Ożywił się natomiast, kiedy Emily wylosowała pannę Swansea i sprezentowała jej naprawdę ciężki orzech do zgryzienia. Prawdę powiedziawszy Leonel nie był pewien czy Elaine zdecyduje się na pozbycie kolejnej partii ubrań czy może jednak podejmie rzuconą jej rękawicę. Chyba sama Krukonka się wahała, bo dostrzegł, że ukradkiem zerka na swoje buty. Ciekaw był, co zrobi, dlatego nie odrywał od niej wzroku. A ona? Dalej pogrywała, już nie tylko z nim, ale i z całą resztą namiotu, spoglądając to na niego, to na Nathaniela. Widział jak kosmyki jej włosów mienią się przeróżnymi barwami i to go akurat zaniepokoiło. Zastanawiał się na ile jest to jeszcze świadoma gra, a na ile niepohamowana burza emocji. Kiedy zaś Elaine znalazła się niebezpieczne blisko jego kumpla, zaczął dostrzegać w nim zagrożenie. Z każdym zagrożeniem można się było jednak uporać, a z tej bitwy to on wrócił na tarczy. Skierowane do niego słowa sprawiły, że faktycznie poczuł się niczym dumny paw, chociaż na zewnątrz nie pokazywał swoich emocji. Dopiero gdy poczuł jej dłoń najpierw na swoim ramieniu, a potem na karku i gdy spojrzał jej głęboko w oczy, jego serce zaczęło bić mocniej niż zwykle. Czekał na ten jeden gest, którego pragnął tak samo jak ona… kiedy jej usta musnęły jedynie jego policzek. To już nawet Nathaniel był względem niego bardziej wylewny. Uśmiechnął się, choć był to raczej uśmiech podszyty nutą goryczy i zrezygnowania. Nie zamierzał jednak tak łatwo się poddać, choć jednocześnie przegrał chyba tę grę, w którą Elaine świadomie lub nie zaczęła z nim grać. Złapał jej rękę i nie pozwolił odejść, przyciągając z powrotem do siebie. Nie dbał o tę całą butelkę i o jej zasady, nie w momencie, kiedy adrenalina buzowała w jego krwiobiegu i musiał znaleźć dla niej upust. Znów wpatrywał się w jej oczy, a palcami odsunął opadający na jej twarz kosmyk włosów, które już od jakiegoś czasu pozostawały w kolorze jej patronusa. Zaraz po tym wpił się w jej usta – nie w policzek – przedłużając ten namiętny pocałunek. Nie puścił jej jednak nawet w chwili, w której oderwał się od jej warg. - Nie wrócisz dzisiaj do namiotu. Spędzisz tę noc ze mną. – Wyszeptał jej na ucho tak, by tylko ona usłyszała jego słowa. Nie pytał, stanowczo stwierdzając jedynie fakt. Nie miał zamiaru pozwolić na to, by mu uciekła. Nieważne czy to do Nathaniela czy do swoich współlokatorów. Nie ukrywał również, że ze zniecierpliwieniem oczekiwał końca gry, chcąc porwać swoją towarzyszkę gdzieś, gdzie nikt nie będzie im przeszkadzał. Dopiero wtedy uścisk jego dłoni zelżał.
Elaine J. Swansea
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 174 cm
C. szczególne : pomalowane usta, wyprostowane plecy; metamorfomagicznie zwiększony wzrost;
Tak się zaaferowała wybrnięciem z sytuacji jak i utarciem im nosów, że nie wzięła pod uwagę kontrataku, który dodatkowo nadszedł z najmniej spodziewanej strony. Alkohol uśpił czujność, zbyt mocno skoncentrowała się na wybadaniu reakcji Emily (czyli domysły się potwierdziły i przynajmniej wiedziała na czym stoi) i wprowadzeniu niepewności między wszystkich. Zdziwiona popatrzyła na jego dłoń zakrywającą jej palce i zdała sobie sprawę, że Leonel nie jest usatysfakcjonowany i żywi wobec niej ukryty żal za tak nieczyste zagranie. Czyżby naprawdę chciał pocałunku? Patrzył jej w oczy tak intensywnie, aż poczuła wyrzuty sumienia, że go tak potraktowała. Otwierała usta, by przeprosić albo wyjaśnić po cichu czemu tak zrobiła, gdy ubiegł ją pocałunkiem. Nie byle jakim, po prostu bezwstydnym i piekielnie gorącym. Instynktownie odwzajemniła pocałunek zapominając gdzie są i że mają widownię. Pod wpływem uderzeń gorąca jej włosy wydłużyły się aż do pasa, skręciły się w loki i opadły na ramionach. Serce chciało wyskoczyć z jej piersi i zatańczyć salsę z mieszanki radości, zachwytu, szoku i niezadowolenia z okoliczności ich pierwszego pocałunku. Przytrzymała jego policzek, gdy chciał się oderwać, ale w końcu ocknęła się i sama odsunęła. Nie pozwalał, czuła na sobie intensywne spojrzenie, a wyszeptane słowa dotarły do niej z opóźnieniem. Wypuściła powietrze z płuc i się uśmiechnęła tajemniczo. - Zaskakujesz mnie co chwila. Zaczyna mi się to podobać. - powiedziała doń półgębkiem i nie odsunęła się jakoś daleko, usiadła tak, że stykali się kolanami. Nie skomentowała w jawny sposób jego cichej obietnicy, nie będąc pewna co jeszcze o niej myśli. Nie miała teraz ochoty majstrować przy rumieńcach, które osiadły na jej policzkach ani męczyć się z nieposłusznymi włosami. Zamrugała, nabrała powietrza w płuca i dopiero po takim czasie postanowiła popatrzeć na Nathaniela i Emily. - Kontynuując... twoje włosy. Poproszę się nachylić, będę rzucać na ciebie zaklęcia. Powoli wchodzi nam to w nawyk, hm? - zagaiła do Nathaniela, a głos miała nieco zniekształcony od emocji. Wycelowała różdżką w jego włosy i wyszeptała zwyczajne i proste Colovaria rosea, co spowodowało błyskawiczne różowienie kosmyków. Podtrzymywała zaklęcie tak długo, aż włosy uzyskały wściekły i rzucający się w oczy kolor. - Perfekcyjnie. - starała się nie zaśmiać. Czuła się otumaniona bodźcami. Napiła się znów ginu, a przecież nie miała takiej mocnej głowy jak reszta. Starała się skupić na grze, a jednak co rusz zerkała na Leonela sprawdzić czy pocałował ją z powodu alkoholu czy naprawdę nie zamierzał jej dzisiaj stąd wypuszczać. Nie mogła doczekać się, aby to sprawdzić i zebrać odpowiednią ilość informacji.
Nathaniel Bloodworth
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 190 cm
C. szczególne : Lewa ręka: pochłaniacz magii, sygnet rodu | prawa ręka: od łokcia w dół pokryta paskudnymi bliznami, runiczne tatuaże na ramieniu | blizna pod łopatką
Nie zależało mu na samej odpowiedzi bo nie miał wątpliwości co do tego, że ją znał. Nie, pytanie skierowane do Emily miało przetestować jej szczerość – tak wobec nich, jak i samej siebie, i zmusić ją do wypowiedzenia tego na głos; można więc powiedzieć, że był poniekąd prztyczkiem w nos, drobną złośliwością, na którą zasłużyła sobie swoją obojętnością. Uśmiechnął się triumfalnie kiedy udzieliła odpowiedzi, zerknął pobieżnie na wymalowane na piersi Leonela małe arcydzieło, a potem skupił się na grze; ta przybrała zaś dość niespodziewany obrót. Zadanie jakie wymyśliła dla Elaine Emily bez wątpienia go zdziwiło, choć nie dał tego po sobie poznać – miast tego uniósł nieznacznie kąciki ust, widząc jak Krukonka zbliża się w jego stronę. Zwycięstwo było bliskie, coraz bliższe, a już za chwilę będzie zupełnie niepodważalne. Coraz wyraźniej widział odcień jej tęczówek, a patrzył w nie uparcie i pewnie, oczekując na pocałunek, który swoją drogą należał mu się tak czy inaczej. Kiedy wyszeptała swoje słowa, ich sens nie dotarł do niego od razu. Zwyczajnie nie spodziewał się takiego obrotu sytuacji – w jednej sekundzie był zwycięzcą, w drugiej natomiast czuł w ustach gorycz porażki. Musiał włożyć dużo siły w utrzymanie uśmiechu, który do tej pory majaczył na jego wargach – ba, uniósł kącik ust wyżej w ironicznym uśmieszku, niby to obojętnie obserwując jak dziewczyna całuje jego kumpla, choć nie w taki sposób, w jaki ten by sobie tego życzył. Dotknęło go to bardziej niż się po sobie spodziewał, choć nie wynikało to z faktu, że w jakikolwiek sposób zależało mu na Elaine. Dziewczyna była ładna i interesująca, ale nic go z nią nie łączyło. Nie, tu chodziło o sam fakt, Nathaniel Bloodworth nie był bowiem mężczyzną przyzwyczajonym do odrzucenia. Opuścił krąg by znaleźć papierosy i wrócił na tyle szybko by zobaczyć nieco czulszy pocałunek i gruchanie gołąbeczków. Leonelowi najwyraźniej zależało na tej małej i chyba znał ją lepiej niż z początku mu się wydawało – czyżby przez moment zalecali się do tej samej dziewczyny? Nie było tu mowy o żadnym sporze, zamierzał zejść przyjacielowi z drogi, zwłaszcza teraz, kiedy dziewczyna sama dokonała wyboru... nie czuł się jednak zachwycony tym zasłodzeniem atmosfery, wobec czego przerwał ich zaloty. Zresztą sama Swansea najwyraźniej postanowiła powrócić do rzeczywistości. — Czyń honory — powiedział, mając na myśli swoje włosy, przyjął bowiem jej wyzwanie. Napił się kilka łyków alkoholu i nachylił się, aby pozwolić jej działać. — Sam już nie wiem czy wolę kiedy mnie leczysz, czy robisz mi takie paskudztwo na głowie. Może lepiej jest cierpieć z bólu. — nie był zachwycony, lubił swoje włosy i zawsze mocno o nie dbał, ale nie chciał przegrać, zwłaszcza że w poprzedniej kolejce poddał się bez walki. Kiedy rzuciła zaklęcie, wyprostował się i przeczesał różowe kosmyki palcami. Nie widział ich, a i tak mu się nie podobały. Ta gra przybierała dla niego coraz gorszy obrót... z niezadowoleniem zakręcił butelką i pierwszy raz od naprawdę długiej chwili spojrzał na Emily, gdyż znów padło na nią. — Proponuję kompromis. Zamiast po prostu się rozbierać, załóż moją koszulę, bez bluzki pod spodem i spódniczki. Musisz chodzić w niej do śniadania. — zaciągnął się dymem, rozsiadając się wygodnie. Wyciągnął zza paska różdżkę i przywołał czystą jasnobłękitną koszulę, jedną z tych, które wziął, a których nie nosił, bo było na nie zwyczajnie za gorąco. Podał ją jej, patrząc na nią wyczekująco.
Nawet na niego nie spojrzała po swojej (w pewnym stopniu) szczerej odpowiedzi na jego pytanie. Biorąc pod uwagę wszystkie wydarzenia, oczywisty był fakt, że dobrze zna prawdę i to była z jego strony czysta złośliwość. Przynajmniej Emily była tego pewna. Starała się temu nie poddać i w miarę możliwości ukrywać, jak bardzo nieprzyjemne było dla niej te pytanie. Niestety cały wątpliwy potencjał aktorski zużyła właśnie na to obojętne zachowanie, które starała się utrzymać po jego pytaniu. Na to, co zaczęła wyprawiać Elaine, nie starczyło. Wzięła głębszy oddech, kiedy blondynka swobodnie nachyliła się nad Nathanielem. Jak chyba wszyscy, była już pewna, że to właśnie jego wybierze i bardzo jej się to nie spodobało. Nie powinno to jej obchodzić, ale nie miała ochoty aktualnie oglądać go z żadną inną dziewczyną i budziło to w niej dziwną niepewność. Najbardziej chyba frustrował ją fakt, że w ogóle jest to dla niej istotne. Było wyraźnie widać ten cień niepokoju przemykający się przez jej twarz, który zaraz zastąpiła ulga, kiedy krukonka w ostatniej chwili zmieniła wybranka. Emily przyglądała się im z uśmiechem i pokręciła głową, kiedy Leo nie zadowolił się byle jakim całusem. Właściwie, wyglądali razem uroczo. Wcale nie chodziło jej o to, że im bliżej była Leonela, tym dalej była od Nate'a. Kto by w ogóle mógł tak przypuszczać, co? Faktycznie zapomniała o tym okropnym zwrocie, którego miała używać. Skrzywiła się, kiedy dziewczyna jej to wypomniała. Czyżby to była jakaś zemsta za jej zadanie? Zerknęła na nią czujnie i trochę z pretensją, ale nic nie powiedziała. Już zaczęła sięgać po krawędź bluzki (niestety, butów nie miała), kiedy Nate zakręcił na nią butelką i wypowiedział swoje życzenie. Zatrzymała się na chwilę i przegryzła wargę, zastanawiając się, co robić. Mogła zdjąć bluzkę, a potem spódniczkę za karę za niewykonanie zadania, albo zdjąć obie te rzeczy i nakryć się koszulką chłopaka. Druga opcja zakładała częściowe zakrycie, ale trudno było nazwać ją komfortową, zwłaszcza, że chodziło o jego ubranie i w dodatku miała zostać w nim do rana. Z drugiej strony, siedzenie w samej bieliźnie też byłoby nieprzyjemne, w dodatku poddałaby się, a tego nie lubiła robić wyjątkowo mocno. W końcu odwróciła się do nich tyłem i zrzuciła z siebie szybko ubrania, zaraz potem wkładając koszulę chłopaka. Rumieńce były absolutnie nie do powstrzymania - kiedy znowu wróciła do nich twarzą w twarz, była cała zaczerwieniona. Ubranie było czyste, ale mimo wszystko miało charakterystyczny zapach, który trudno było pomylić z czymkolwiek (a raczej z kimkolwiek) innym. Po ostatnich wydarzeniach, czuła się z tym jeszcze dziwniej, niż pewnie czułaby się normalnie. Unikając spojrzenia chłopaka, znowu zakręciła butelką. Oczywiście odpoczynku od patrzenia na niego nie miała zbyt długiego, bo zaraz okazało się, że szyjka butelki powędrowała właśnie w jego kierunku. W końcu uniosła spojrzenie i zastanowiła się chwilę. Spojrzała bezmyślnie na jego włosy, aż nagle ją olśniło. - O, skoro nie podoba ci się ten kolor, to po prostu je zgól. Całkiem - zaproponowała, starając się, żeby jej głos brzmiał normalnie, tak jakby poprzednie zadanie dawno przestało robić na niej wrażenie.
1-2: El 3-4: Leo 5-6: Ja
Ubrania::
- koszula Nate'a - bielizna
Nathaniel Bloodworth
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 190 cm
C. szczególne : Lewa ręka: pochłaniacz magii, sygnet rodu | prawa ręka: od łokcia w dół pokryta paskudnymi bliznami, runiczne tatuaże na ramieniu | blizna pod łopatką
Gdyby nie alkohol i towarzystwo Emily, pewnie nie zgodziłby się na zmianę koloru włosów, nawet jeśli była ona tymczasowa. Obecność dziewczyny była jednak niezaprzeczalna i silnie na niego wpływała, sprawiając, że chciał walczyć za wszelką cenę, odpuszczając tylko w naprawdę nierozsądnych sytuacjach. Wolał ośmieszyć się przy śniadaniu niż zgadzać się z nią we wszystkim i po prawdzie nawet mimo niezadowolenia z nowej fryzury, uważał, że jego decyzje były słuszne i jak dotąd wygrał więcej niż stracił. No, pomijając gorycz, którą, świadomie lub nie, zaaplikowała mu Elaine, a na którą nie miał niestety wpływu. Po prawdzie wolałby żeby od razu pocałowała Leonela zamiast tak paskudnie sobie z nim pogrywać. Reakcja Emily zupełnie mu umknęła, bo po pierwsze był zbyt zaskoczony całą sytuacją, a po drugie unikał jej wzroku jak ognia, obawiając się, że jakimś cudem mogłaby dostrzec, że go to dotknęło. Podejrzewał, że jej zadanie było testem, choć nie wiedział czy sprawdzała jego, czy Elaine; czy to możliwe, że badała grunt bo nie była pewna czy dziewczyna nie stanowi dla niej zagrożenia? To potwierdziłoby jego teorię, jakoby noc przy wodospadzie wcale nie była jej tak obojętna, jak by sobie tego życzyła i jak sama twierdziła. Obserwował znajomy kształt sylwetki kiedy wstydliwie odwróciła się plecami w ich stronę, by wykonać swoje zadanie. Wzrokiem chłonął bladość skóry, śledził linię kręgosłupa, zahaczał o miękkie krągłości, których dotyk trzymał w swojej pamięci, a rumieniec jaki ukazał im się kiedy w końcu się przebrała, rozczulił go w sposób, którego nie tylko nie chciał, ale nawet się nie spodziewał. Chciał oderwać od niej spojrzenie, ale nie potrafił tego dokonać. Było coś niezaprzeczalnie uroczego w drobnych kobietach noszących męskie koszule, ale Emily wyglądała... zachwycająco – w tym momencie nie znał lepszego określenia, oszołomiony z trudnością składał nawet proste myśli, o bogatym słownictwie można było więc chwilowo zapomnieć. Zaczerpnął powietrza, biorąc głęboki wdech i zmusił się do powrotu do rzeczywistości. Za rzuconym jej wyzwaniem stało najwyraźniej ukryte pragnienie, ugodził się więc swoją własną bronią. Nie przewidział, że ten widok zrobi na nim aż tak duże wrażenie. Z ulgą powrócił do gry i nie przeszkadzało mu nawet to, że znów padło na niego. Strzepnął popiół do przywołanej w międzyczasie popielniczki i zmarszczył brwi kiedy padła treść zadania. Zaciągnął się dymem, kupując sobie tym samym kilka chwil na zastanowienie, a potem pokiwał głową – powoli i bez przekonania. — W porządku... ale Ty to zrobisz — zgasił papierosa, napił się potężnego łyka z pustoszejącej nieubłaganie butelki i przysunął się bliżej niej — Tylko równo. — dodał, przymykając powieki. Nie był pijany, ale trzeba przyznać, że alkohol, który zdążył już wypić znacznie pomagał mu w podjęciu tej decyzji i wytrzymaniu do samego końca. Kiedy otworzył oczy, wokół leżały wściekle różowe kosmyki. Może to była jednak dobra decyzja? Niepewnie przesunął dłonią po głowie, i zaśmiał się kiedy nie napotkał oporu w postaci włosów. Było gładko – może niezupełnie, ale jednak... i było to cholernie dziwaczne uczucie. Odsunął się od Emily (choć kiedy miała na sobie tę przeklętą koszulę, nie miał na to najmniejszej ochoty) i zakręcił butelką. Tym razem padło na Elaine. Zastanowił się chwilę, po czym zadał swoje pytanie. — Czy to prawda, że pieprzysz się z bratem? — spojrzał na nią bez cienia zawstydzenia. Użył takiego słowa bo nie pozostawiało możliwości uniknięcia odpowiedzi. Gdyby zapytał czy z nim sypia, mogłaby odpowiedzieć, że dzielą pokój, jego natomiast interesowały konkrety, słyszał bowiem kilka interesujących plotek.
Ubrania:
- koszulka - spodnie - gacie - skarpetki - buty
Kostki dla Elaine: Leonel: 1,2 Emily: 3,4 Ja: 5,6
Elaine J. Swansea
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 174 cm
C. szczególne : pomalowane usta, wyprostowane plecy; metamorfomagicznie zwiększony wzrost;
Czy temperatura w tym namiocie wzrastała czy to jej było tak gorąco? Na zewnątrz w najlepsze trwała noc, a tutaj miała ochotę wachlować się i zrobić przeciąg, aby chociaż trochę się ostudzić. Alkohol nie ułatwiał sprawy, bowiem, gdy Emily wykonywała swoje zadanie, Elaine wypiła jeszcze trochę, ot dla smaku, dla maksymalnego rozluźnienia się. Oczy się jej zaszkliły, a uśmiech non stop majaczył na ustach. Uniosła wysoko brwi słysząc pomysł golenia na łyso i była przekonana, że Nathaniel odmówi. Oczywiście myliła się. Ten człowiek wydaje się jakby był zdolny do wszystkiego. Pożerał wzrokiem Emily, a to dało jej do zrozumienia, że między nimi coś naprawdę się dzieje, dlatego dziewczyna postanowiła ich sprawdzić. Cóż, lada moment uspokoi się na tyle, by nie musieć patrzeć na Elę z ukosa. Widząc jej rumieńce przybiła sobie sama piątkę w myślach. Emily była zawstydzona, a więc odegranie się zadaniem było dotkliwe. Mimo wszystko planowała później przystopować z ich treścią, by nie narażać się na zbyt dotkliwą zemstę. Z trwogą wpatrywała się w spadające włosy i przy okazji neutralizację zadania, które nałożyła Nathanielowi. Dla niej włosy były czymś bardzo, ale to bardzo ważnym, więc dłuższy czas nie potrafiła wyjść z szoku. Oglądając Nathaniela w takim wydaniu uznała, że nie jest już aż tak przytłaczająco przystojny tylko po prostu - przystojny. - Dziwnie wyglądasz. - przyznała i wzruszyła po chwili ramionami. Nie powinna być w trakcie łykania ginu kiedy Nathaniel nie tylko ją wylosował, ale od razu bez zastanowienia rzucił pytaniem. I to jakim. Elaine zakrztusiła się i potrzebowała dobrych paru chwil, by się wykaszleć i opanować. Z tym drugim jednak nie było tak łatwo. Otworzyła nagle oczy, w których widać było autentyczne zaskoczenie, jakąś zimną trwogę i niedowierzanie. -Słucham? - zaczęła oddychać znacznie szybciej, złość narastała w niej w zastraszającym tempie. Bielutkie włosy pokryły się wściekłą czerwienią, gdy Elaine podniosła się do pionu i wpatrywała się w Nathaniela z ... mordem w oczach. Mogła rozebrać się, paradować nago, przemalować się na fioletowo, tańczyć kankana... wszystko, jednak poruszanie tematu Elijaha i dodatkowe obrażanie ich obojga... to był szczyt wszystkiego. Temat iście wrażliwy, bardzo delikatny i bolesny. Sam fakt, że ktokolwiek mógł wyciągnąć taki wniosek ją przeraził. - Czy ty sobie ze mnie żarty stroisz, Nate?- zapytała głośno i dobitnie głosem pełnym zdenerwowania. Zaciskała mocno pięści i nieco wytrzeźwiała. - To nie jest ani trochę śmieszne. To jest niesmaczne. Jak możesz o takie coś pytać?! Wypraszam sobie! - trzęsła się i oddychała głęboko, dotkliwie poruszona treścią pytania. Chciało się jej płakać i krzyczeć, a i jednocześnie biec do Elijaha, by on coś zrobił i udowodnił wszystkim, że takie pytanie nie ma prawa bytu. Kochała brata nad życie, nie mogła bez niego się obejść zbyt długo, jednak taki wniosek? Świadomość ją zmroziła do takiego stopnia, że kolana się pod nią ugięły i znów usiadła. Musiała schować twarz w dłoniach, by ukryć falę emocji, które i tak były widoczne poprzez krwistą czerwień włosów. - NIE. To nieprawda. - wydusiła z siebie, kiedy już się jako tako wyprostowała. Krzywiła się z samego faktu, że musi udzielać pytania na coś oczywistego. Nigdy nie podejrzewała, że ktoś może odebrać bliźniacze przywiązanie jako kazirodztwo. Sięgnęła po butelkę ginu i napiła się kilka potężnych łyków, co zapewne będzie ją słono kosztować. Nie patrząc na nikogo - a miała ochotę gdzieś się schować i nigdy stamtąd nie wyjść dopóki Eli nie przyjdzie i nie powie, że już rozprawił się z każdą plotką - sięgnęła do butelki i drżącą ręką zakręciła. W tym momencie zdała sobie sprawę, że Nathaniel się na niej zemścił za to, że sobie z nimi tak pograła kusząc wizją pocałunku, a ostatecznie wybierając Leonela. Butelka jak na złość zatrzymała się na nim, niczym prowadzona magnesem. Niełatwo było spojrzeć mu w oczy bez ochoty wydrapania ich. Zalazł jej za skórę. Nabrała głębokiego haustu powietrza, by głos nie drżał. - Zaśpiewaj tu i teraz "Itsy bitsy spider", z gestykulacją i mimiką, jakbyś miał za zadanie rozbawić dzieci. Roz-bawić, nie rozwalić. Każdy z nas oceni występ w skali jeden do dziesięciu. Za poniżej pięć będziesz musiał zaśpiewać drugi raz. - zerknęła na gin. Tylko on mógł jej teraz pomóc zapomnieć. Chyba.
ubrania:
sukienka klapki trzy bransoletki bielizna biustonosz
Kostki dla Nate'a: 1,3 Leonel 2,5 Emily 4,6 Elaine
Nathaniel Bloodworth
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 190 cm
C. szczególne : Lewa ręka: pochłaniacz magii, sygnet rodu | prawa ręka: od łokcia w dół pokryta paskudnymi bliznami, runiczne tatuaże na ramieniu | blizna pod łopatką
Na uwagę Elaine wzruszył ramionami niemal w tym samym momencie co ona. Nie mógł na to nic poradzić, przyjął wyzwanie i musiał z nim teraz żyć. Był gotów pogodzić się z tym, że przez jakiś czas tylko części kobiet, nie wszystkim, na jego widok będą mięknąć kolana. Przywołał do siebie lusterko, które należało chyba do Emily i przyjrzał się sobie naprędce, jeszcze raz gładząc króciutkie włosy. Właściwie nie wyglądało to aż tak źle, a w czasie upałów (które na Saharze były przecież normą) tak krótka fryzura mogła okazać się prawdziwym wybawieniem. Z początku myślał, że następnego dnia sięgnie po magię żeby przywrócić sobie normalny wygląd, ale teraz zaczął rozważać by wydłużyć włosy tylko nieznacznie, tak by pozostały krótkie. Spodziewał się, że jego pytanie wywoła burzę, był na nią gotowy, choć reakcja dziewczyny poniekąd przerosła jego oczekiwania. Największe wrażenie wywoływały ogniostoczerwone kosmyki, które jeszcze przed momentem miały przecież odcień łagodnego blondu. Jasne, już wcześniej zauważył, że ma do czynienia z metamorfomagiem, ale do tej pory nie przykuwało to jego uwagi do tego stopnia co teraz. Kłótnia z nią musiała być ciekawym przeżyciem, choć o tym nie planował się dzisiaj przekonywać. Ona szalała, on był zaś oazą spokoju, pozostając zupełnie niewzruszonym na jej gniewne słowa. — Czy widzisz żebym się śmiał? — odpowiedział, mimo że jej pytanie było retoryczne. W istocie nie zaśmiał się ani przez chwilę – ba, nie uśmiechał się nawet. Był zupełnie poważny, a jego twarz wyrażała co najwyżej zainteresowanie odpowiedzią. — To nie miało być śmieszne, to pytanie jak każde inne. Nie musiał się bronić i po prawdzie nie zamierzał tego robić, chciał jednak delikatnie naprostować jej punkt widzenia. Czy to pytanie było zemstą za to jak kilka chwil temu zagrała mu na nosie? Może. Z drugiej strony jeśli nie miała niczego do ukrycia, dostała szansę żeby sprostować niewygodne plotki, które narastały ostatnio wokół bliźniąt Swansea. W pewnym sensie chciał chyba wyjaśnić tę kwestię zanim jego przyjaciel zaangażuje się w relacje z tą dziewczyną – bo co do tego, że ma na to ochotę nie miał żadnych wątpliwości. Nie miał już nic do stracenia, poddał się w wyścigu o jej względy w momencie kiedy wybrała Leo, mógł więc pozwolić sobie na brutalną bezpośredniość. Kiedy odpowiedziała, wpatrywał się w nią przenikliwie jeszcze przez chwilę, próbując wyczytać z jej twarzy czy mówi prawdę. Choć nie znał jej zbyt dobrze, nie dostrzegł wyraźnego kłamstwa, dlatego pokiwał głową i przeniósł wzrok na kręcącą się butelkę. Ta wybierała go uparcie, zupełnie jakby ktoś ją zaczarował. — Nie znam angielskich dziecięcych piosenek — powiedział beznamiętnym tonem, będąc z nią zupełnie szczerym. Matka śpiewała mu tylko po francusku, a i to nie zdarzało się znowu tak często – w rodzinach takich jak jego nie było łatwo o czułość; poza tym preferowali książki. Nie potrafił wykonać tego zadania i przyjął porażkę, nawet jeśli nie wynikała ona z tchórzostwa. Wprawnym ruchem ściągnął z siebie koszulkę i odrzucił ją w okolice swojego posłania, a potem zakręcił butelką. Padło na Leonela i całe szczęście, bo od ostatniego zadania dla niego minęły całe wieki. Zagryzł wargę, zastanawiając się przez moment, a potem uśmiechnął się łobuzersko kiedy wpadł na odpowiedni pomysł. — Zrób sobie tatuaż – tu i teraz. Emily może go zrobić — zerknął na dziewczynę żeby się upewnić, choć pamiętał z ich niedawnej gry, że ta planuje otworzyć własne studio tatuażu. Okazja była więc niepowtarzalna. — Może być co chcesz i gdzie chcesz, wszystko mi jedno.
Gra trwała dalej, choć jakimś dziwnym trafem butelka upodobała sobie w szczególności Nathaniela i Emily, którzy na zmianę próbowali szachować się kolejnymi wyzwaniami. Musiał przyznać, że niektóre z nich były dość złośliwe, choć w gruncie rzeczy nadal sprowadzały się do tego samego, a mianowicie młodzieńczych, nawet momentami zabawnych zalotów. Nie przeszkadzało mu to, właściwie sam skorzystał w ten sposób z uroków wspólnej rozgrywki. Rad był natomiast z tego, że los szczęśliwie go omijał, bo im mniej dziwnych rzeczy musiał robić, tym lepiej się z tym czuł. Nie ukrywał natomiast, że największym zainteresowaniem darzył wyzwania lub pytania, które padały w kierunku Elaine. Stąd ożywił się, kiedy jego kumpel wylosował właśnie blondwłosą pannę z Domu Kruka. Kiedy jednak usłyszał pytanie, jakie zadał jej Bloodworth, o mało co nie zakrztusił się swoją whiskey. Przez chwilę myślał nawet czy nie zaprotestować, nie stanąć w obronie kobiety, która przecież przypadła mu do gustu. Z drugiej jednak strony nie znał jej na tyle, by móc ze stuprocentową pewnością stwierdzić, dlaczego w ogóle ktoś mógłby się nad takim faktem z jej życia zastanawiać. Nie miał pojęcia, kim jest jej brat i jakie faktycznie relacje ją z nim łączą; i chociaż nie spodziewał się, by były one tak bliskie, chyba sam chciał usłyszeć odpowiedź. Poza tym… zdecydował, że lepiej będzie, jeśli nie będzie się mieszał i wpływał na przebieg gry. Panna Swansea z pewnością sama potrafiła o siebie zadbać, a gdyby usilnie chciał pokazać, że traktuje ją inaczej niż resztę towarzystwa, wyglądałoby to raczej komicznie i niewykluczone, że nawet Elaine miałaby mu to za złe. Nie zamierzał stawiać jej w niekomfortowej sytuacji. Przyglądał się więc tylko dokładnie jej zachowaniu, które wyrażało zdecydowane oburzenie. Cóż, tym razem Nate najpewniej nie zapunktował w jej oczach. Potem przyszedł czas na wyzwanie wokalne dla Bloodwortha, którego ten zdecydował się nie wykonywać. Zdjął więc jedynie kolejną część garderoby, zakręcając leżącą na podłodze butelką. Trafiło na niego, i tak po dość długim czasie, więc wydawało się, że nie powinien narzekać. Nie był jednak pewien co do swojego zadania. Obawiał się, że znów może paść ofiarą jakiegoś ukartowanego pomiędzy Nathanielem i Emily zakładu, choć nieco uspokajało go to, że mógł sam wybrać wzór i miejsce. - Niech będzie. – Mruknął po dłuższej chwili namysłu, zbliżając się do swojej kuzynki. Wyrysował jej wzór, który ewentualnie brał pod uwagę (klik), a potem wskazał miejsce. Wybrał górną część klatki piersiowej po lewej stronie, w pobliżu barku. Można powiedzieć, że zrobił to dla własnego bezpieczeństwa. Jeśli bowiem na jego ciele miał pojawić się tatuaż, którym niekoniecznie będzie chciał pochwalić się światu, lepiej było umieścić go w miejscu i tak niezbyt często przez niego odkrywanym. I to nie tak, że nie wierzył w zdolności Ślizgonki, po prostu wiedział, że to część gry. Mimo wszystko miał przy tym nadzieję, że jednak młoda Rowle faktycznie wydziara na jego skórze dokładnie to, co jej pokazał. Po tym wszystkim sam poruszył butelką, którą tym razem zatrzymała się właśnie na jego kuzynce. - Powiedz nam wszystkim, jaka jest najbardziej wstydliwa rzecz, jaką zrobiłaś w życiu. – Wreszcie zaatakował, chociaż nie było mu wcale łatwo. Długo zastanawiał się bowiem na wyzwaniem, jakie mogłoby zagiąć Emily. Ostatecznie pomyślał o tym, że dziewczyna najbardziej pragnie skryć swoje myśli i emocje, dlatego też zmienił swoją taktykę.
Zaskoczył ją warunek Nate'a, ale kiwnęła głową i sięgnęła po różdżkę. Kilkoma prostymi ruchami pozbyła się jego włosów i musiała przyznać, że w nowej fryzurze było mu całkiem do twarzy. Oczywiście, wniosek ten wysnuła głęboko w swoich myślach, zaraz wyrzucając go z głowy. Wzięła sporego łyka alkoholu, jeszcze za zaległą poprzednią kolejkę. W głowie zaczynało jej trochę szumieć, więc nie wychylała się już za bardzo z gadaniem i obserwowała tylko biernie grę. O mało nie zakrztusiła się alkoholem, kiedy usłyszała pytanie chłopaka skierowane do Elaine. Sama spojrzała na niego oburzona takim bezpośrednim pytaniem. Nie miała pojęcia, skąd mogą brać się tego typu plotki, ale wolała nie próbować nawet rozpracować toku myślenia ludzi o podobnych pomysłach. Zadanie dla Leonela od razu jej się spodobało. Uśmiechnęła się entuzjastycznie i sięgnęła po różdżkę. Na szczęście nie była jeszcze tak pijana, żeby drżała jej ręka, wiec całkiem pewnym ruchem zaczęła wykonywać mały rysunek na klatce piersiowej kuzyna. Odwzorowała dokładnie jego prośbę, starając się nie pomijać żadnych szczegółów. Nie miała dużego doświadczenia, ale wzór był prosty, więc poradziła z nim sobie bez przeszkód. To zadanie całkiem dobrze wpłynęło na jej humor, ale udało jej się go utrzymać tylko do momentu, w którym butelka znowu była skierowana na nią, a Leo zadał jedno z gorszych możliwych pytań. W pierwszej chwili, nie wiedziała, jaka jest poprawna odpowiedź. A kiedy do niej dotarło, po czym w życiu była najbardziej zażenowana, od razu wiedziała, że ostatnie czego chce, to dzielić się tym ze światem. Zerknęła mimowolnie, przelotnie na Nathaniela i wróciła wzrokiem na Leo. - Okej, odpuszczam - stwierdziła w końcu i ostrożnie, od góry wsunęła dłoń pod koszule Nathaniela i rozpięła stanik. Wyciągnęła go przez głowę i czuła, że policzki rumienią jej się jeszcze bardziej. Szybko zarkęciła butelką, żeby odciągnąć od siebie uwagę i skupić ją na czymś innym. Kiedy wypadło na Nate'a, swoje zadanie wypowiedziała bez wahania i niestety, również bez przemyślenia - Zakręcisz butelką i zdejmiesz jedną rzecz z osoby, na którą wypadnie. Możesz wybrać co - powiedziała spokojnie, przez chwilę nie biorąc pod uwagę, że przecież może wypaść na nią. Cóż, zdecydowanie powinna przyhamować z opróżnieniem butelki przyniesionej przez krukonkę.
ubrania::
- bielizna (stanik) - koszula Nate'a
Kostki do zadania i butelki: Ela: 1 i 2 Ja: 3 i 4 Leo: 5 i 6
Nathaniel Bloodworth
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 190 cm
C. szczególne : Lewa ręka: pochłaniacz magii, sygnet rodu | prawa ręka: od łokcia w dół pokryta paskudnymi bliznami, runiczne tatuaże na ramieniu | blizna pod łopatką
Spodziewał się, że kumpel przyjmie wyzwanie, warunki były wszak całkiem sprzyjające. Celowo pozwolił mu wybrać wzór i miejsce, wolał bowiem móc przypominać mu (a przy tym po prostu wspominać), że z powodu gry zrobił sobie tatuaż, niż oglądać jego stopy lub, co gorsza, gacie, które odsłoniłby gdyby się rozebrał. Pozbawianie Leo kolejnych ubrań nie leżało w jego interesie, inaczej sprawa miała się jednak w kwestii dziewcząt. O tym jednak potem. Kiedy Leonel zadał swoje pytanie Emily, Nathaniel postarał się ukryć zainteresowanie, choć niewątpliwie czekał na odpowiedź z niecierpliwością. Spodziewał się co może krążyć po jej głowie... ich wczorajsza gra w „nigdy nie” wykazała, że w pod różnymi względami pozostawała niezwykle jak na swój wiek niewinna. Potem zabrał jej sporą część owej niewinności i spodziewał się, że właśnie to wydarzenie było dla niej najbardziej zawstydzającym doświadczeniem, zwłaszcza że uciekła z miejsca zdarzenia nim zdążył się obudzić, a potem unikała go aż do momentu dzisiejszej gry. Jego podejrzenia były najwyraźniej słuszne, bo odmówiła, tym samym dobrowolnie pozbawiając się części ubrania, mimo że przecież wcześniej szła w zaparte, podejmując nawet najniewygodniejsze zadania. Nieświadomie zagryzł wargę w zamyśleniu, a wyrwał go dopiero głos Emily, która przekazywała treść następnego zadania. Z roztargnieniem popatrzył na butelkę i ze zdziwieniem odkrył, że znów padło na niego. Zamrugał i zakręcił butelką jeszcze raz, by butelka wybrała jego ofiarę, modląc się przy tym, żeby nie padło Leonela i zaśmiał się cicho kiedy skierowała się ku Krukonce. Posłał jej powłóczyste spojrzenie i uniósł nieznacznie brew; potem napił się alkoholu i przysunął się ku niej, trącając pustą butelkę kolanem. — Bardzo mi przykro, panno Swansea, ale muszę panienkę rozebrać — ton jego głosu całkiem jasno wskazywał, że w najmniejszym stopniu nie jest mu przykro. Perfidnie uniósł kącik ust, uśmiechając się łobuzersko i będąc już całkiem blisko niej, dodał ciszej, choć nie tak, by reszta nie mogła tego usłyszeć — tylko proszę bez protestów, butelka tak wybrała. To mówiąc, wsunął chłodną dłoń pod białą sukienkę, sunąc po gładkich plecach ku górze, w poszukiwaniu zapięcia od stanika. Kiedy go nie znalazł, zaśmiał się cicho i pokręcił głową. — No tak, zapomniałem — cieplejsza z każdym momentem kontaktu z gładką skórą dziewczyny dłoń przesunęła się ku boku, zahaczając nieznacznie – może przypadkiem, a może zupełnie celowo – o miękkość biustu, a potem zsunęła się wzdłuż linii talii, by ostatecznie spocząć na biodrze. Do jednej ręki dołączyła druga i w ten oto sposób, wsuwając palce pod materiał majtek, zsunął je z niej, palcami muskając pośladki. Sekundę potem trzymał je w garści, pokazując je reszcie z triumfem wymalowanym na twarzy. — Zachowam je sobie — mruknął cicho do Elaine nim wrócił na swoje miejsce i w istocie odrzucił je w stronę swojego posłania, tuż przy koszulce, którą wcześniej z siebie ściągnął. Potem zakręcił butelką i pokręcił głową z niedowierzaniem kiedy znowu padło na dziewczynę. — Przyciągasz ją jak magnes, Swansea. A może robisz to siłą woli? Skoro tak chcesz to zrób szpagat — rozsiadł się wygodnie, czekając na widowisko — tylko unieś trochę sukienkę żebyśmy widzieli czy Ci się udało.
Kostki dla Elaine: Leo 1, 2, 3 Emka 4, 5 Ja: 6
Elaine J. Swansea
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 174 cm
C. szczególne : pomalowane usta, wyprostowane plecy; metamorfomagicznie zwiększony wzrost;
Z zainteresowaniem obserwowała proces tworzenia tatuażu na skórze Leonela. Nie tylko ze względu na oficjalną możliwość przyglądania się jego osobie bez obaw, że sobie coś pomyśli, ale i poniekąd z zazdrości. Emily miała rękę do tatuaży; nie potrzebowała zbyt wiele czasu, by to odkryć. Artysta artystę wyczuje. Na końcu języka miała zapytanie o zamówienie takowego tatuażu, jednak ugryzła się, świadoma, że taka prośba może wydać się dziwna zważywszy na niepisane napięcie między dziewczynami. Zastanawiała się czemu ta odpycha Nathaniela w ich stronę mimo, że chwilę później widać na jej policzkach rumieniec a w oczach ukrywaną złość. Miała bogatą mimikę. Portrecista zawsze to dostrzeże inaczej nie jest godny tego miana. Otworzyła usta, aby skomplementować nowy nabytek Leo, jednak Emily ubiegła ją z treścią zadania skierowaną rzecz jasna do Nate'a, na którego dość często trafiała. Gdyby nie fakt, że sama przyniosła butelkę to podejrzewałaby zaczarowanie jej. Zapatrzyła się w ich rozmazane sylwetki, a więc z lekkim opóźnieniem zarejestrowała, że Nate ma ją rozebrać. Uśmiechała się nieco na wpół świadomie, bowiem alkohol wesoło szumiał w jej żyłach i utrudniał koncentrację, a już z pewnością rozpracowanie mimiki zbliżającego się Nate'a. Wszyscy się rozbierali, nawet wytrwała do tej pory Emily. Nie chciało się jej nic mówić, a jedynie śledzić rozbawionym wzrokiem towarzystwo. Nie miała pojęcia co się tu odwala poza faktem, że butelka ginu jest pusta, a ona ma ochotę na więcej. Nie na takie więcej. Gdy znalazł się blisko, uniosła brwi jakby nie orientowała się czego on od niej chce i czemu uśmiecha się w tak… gorąco, że poczuła to w okolicach klatki piersiowej. Nie potrafiła powiedzieć, w którym momencie wsunął dłoń pod jej sukienkę i czemu u licha w tak delikatny sposób? Dotknął pleców, a jej skóra jak na zawołanie pokryła się gęsią skórką. Tak ciężko było wyraźnie myśleć zwłaszcza przy nowym bodźcu, który ją niemal sparaliżował. Jej włosy pokryły się granatową barwą tu i ówdzie przesyłaną czerwonymi kosmykami. Nie mogła oderwać od niego wzroku, odkrywając detale jego twarzy. Wstrzymała oddech śledząc zmysłami tor jego dłoni, kiedy perfidnie odegrał pomyłkę . Zadrżała pod jego wpływem, a to ją nieco skłoniło do działania - do powstrzymania tej farsy. Gdy dotknął jej majtek, wbiła paznokcie w skórę na jego nadgarstku. Przeszyła go wzrokiem niebieskich oczu, nie mogąc się nadziwić, że przez chwilę zapomniała gdzie są. Poruszyła bezgłośnie ustami, co mogło zostać odebrane na różne sposoby. A pierwotnie brzmiało jak "nie dziś". Rozpalona przez niego krew, która wrzała w jej żyłach pozwoliła na stosunkowo silne odepchnięcie go, jak i wyprowadzenie ciosu otwartą dłonią wprost w jego policzek. Charakterystyczne plaśnięcie ocuciło ją, i gdy zdała sobie sprawę, że Nate prawie ją rozebrał na oczach Leo i Emily, zrobiła się czerwona aż po koniuszki uszu. - Pieprzony dupek. - wycedziła zdławionym tonem, zrywając się przy tym na równe nogi. - Idę się przewietrzyć. Spróbuj za mną iść, to cię wykastruję. - rzuciła głosem pełnym emocji, a i mocno wyczuwalnej złości, która się dziś wobec niego konkretnie nasiliła. Wybiegła z namiotu.
przed namiotem:
Orzeźwiające powietrze uderzyło ją prosto w twarz. Noc trwała w najlepsze, granatowe niebo było usłane wieloma gwiazdami, a daleko, daleko pod nimi stała rozdygotana Elaine ubrana jedynie w cienką białą sukienkę. Oddychała płytko jakby przez ostatnie godziny przez przerwy latała na miotle. Trzęsła się od różnicy temperatur, bowiem ciało miała rozpalone do granic możliwości, a nocny klimat oscylował blisko zeru. Musiała się o coś oprzeć czując, że nogi się pod nią ugną, zaś z braku oparcia została zmuszona usiąść na zimnej ubitej ziemi. To wzmogło dreszcze, których nie była w pełni świadoma. Objęła ramiona i sięgnęła do pleców, by zakryć palcami miejsce obecności dłoni Nathaniela. Sprawdzała czy nie wypalił jej tam dziury temperaturą swojego ciała. Była wzburzona, oszołomiona i zdekoncentrowana. Metamorfomagia szalała na jej włosach i odcieniach skóry, a więc nijak nie próbowała jej powstrzymać. Była za to zbyt pijana. Chciało się jej płakać, krzyczeć i jednocześnie wrócić do środka, by sprawdzić co się stanie dalej. Świadomość tego jak bardzo podatna jest na wpływ Nathaniela przeraziła ją. Nie znała go zbyt dobrze, a wiedziała, że uległaby mu z łatwością. Nie musiałby się wysilać. Sęk w tym, że nie chciała tego, a jednocześnie jej ciało aż wyrywało się do nieznanego gorąca. Czemu nie mogło skupić się po prostu na Leo? To łatwiejsze, bezpieczniejsze. Pochyliła głowę i próbowała się otrząsnąć, by nie rzucić się później Nathanielowi do gardła. Nagrabił sobie, a i obojgu się to w jakiś sposób spodobało. Wzdrygnęła się i próbowała myśleć o czymś spokojnym, pozbawionym perfidnego uśmieszku.
Zadanie, które Emily przedstawiła Nathanielowi z początku wydawało mu się stosunkowo niewinne, chociaż już wtedy zastanawiał się czy czasem nie jest w jakimś sensie obejściem wcześniej ustalonych przez nich reguł. Towarzystwo za kołnierz jednak nie wylewało i chyba mało kto się już nimi przejmował. Póki co nie zamierzał oponować, ale z zaciekawieniem spoglądał na wprawioną przez Bloodwortha w ruch butelkę. Nie trzeba chyba mówić, że nie był zbyt szczęśliwy, kiedy padło na Elaine. On sam chętnie pozbawiłby dziewczyny pozostałych części garderoby, pewnie. Zdecydowanie wolałby to jednak zrobić w innych okolicznościach, a w tym momencie nie miał ochoty patrzeć jak jego kumpel ze wzrokiem wypitego erotomana łapie za materiał jej ubrania. Co gorsza, w tym momencie nie zdawał sobie jeszcze sprawy z tego, że właściwie wybierać mógł jedynie pomiędzy sukienką i dolną partią jej bielizny. Widział jak Nathaniel zbliża się do blondwłosej, ale nie spodziewał się, że spróbuje wykonać swoje zadanie w tak obsceniczny sposób. Upił ostatniego łyka swojej whiskey i wyrwał do przodu, widząc jak jego kompan pastwi się nad dziewczyną, która nawet nie wykonywała przecież w tym momencie swojego zadania. Nie podobało mu się to, że w istocie pozbawił ją w ogóle prawa głosu, mimo że to tak naprawdę od niej powinno zależeć jego powodzenie w grze. Z drugiej strony widział też półprzytomny uśmiech panny Swansea, po którym tym bardziej zwątpił w to czy powinni kontynuować tę rozgrywkę. Widząc jak ręce Bloodwortha wędrują tam, gdzie nie powinny, rzucił się w ich kierunku. Ubiegła go Elaine, która najwyraźniej otrzeźwiała i sama postanowiła ukrócić swawolę Nathaniela. „Pieprzony dupek” – te słowa rozdźwięczały również i w jego uszach i trudno było mu się z nimi tak naprawdę nie zgodzić. W chwili, w której Krukonka odsunęła się od swojego oprawcy, Leonel złapał go za bark i w okolicach szyi, przytrzymując tak, żeby nie mógł bez większej krzywdy zrobić żadnego ruchu. - Przeginasz. – Mruknął, spoglądając w jego oczy z pod byka, ale zamiast uderzyć go w twarz, rzucił nim niczym szmacianą lalką o jedną ze ścian namiotu, a zaraz po tym ruszył na zewnątrz w pogoni za panną Swansea. Wiedział, że dziewczyna sporo wypiła, chciał się zatem upewnić czy na pewno wszystko z nią w porządku. Po drodze zabrał tylko koszulę i swoją marynarkę, która wisiała gdzieś w kącie dzielonego z resztą legowiska.
Przed namiotem dostrzegł Elaine siedzącą na ubitym piachu, okrywającą się swymi ramionami. Podszedł nieco bliżej i okrył ją swoją marynarką. Amplitudy temperatur na Saharze były naprawdę spore, więc nie chciał, żeby się wyziębiła. Sam też założył swoją lnianą koszulę, dla niego było to wystarczające okrycie. - Wszystko w porządku? – Zapytał, chociaż po chwili zdał sobie sprawę z tego, że takie pytanie jest kompletnie bezsensowne. Jasne, że nie było, skoro Bloodoworth tak się wobec niej zachował. Inna sprawa, że nie wiedział o tym, że dziewczynę w rzeczywistości ciągnęło do Nathaniela, o jej burzy emocji. Myślał, że to jedynie wściekłość z powodu tego, że jego kumpel potraktował ją praktycznie jak przedmiot. - Chodź, odprowadzę Cię do namiotu. - Zaproponował, wyciągając do niej rękę. – Chyba że mnie też chcesz wykastrować. – Dodał zaraz, próbując jakoś rozładować atmosferę, choć nie był pewien czy czasami nie robi tego w dość nieudolny i mało zabawny dla niej sposób. Tak czy inaczej wolał nie zostawiać jej samej, zważywszy na to, że wszyscy sporo wypili i nie mógł mieć żadnej pewności co do tego czy nie przydarzy jej się coś złego również w drodze powrotnej.
Dlaczego to robiła? Poza scenariuszem, w którym butelka zatrzymuje się na Leonelu, żadna opcja nie mogła skończyć się dobrze. Przecież nie chciała być rozbierana przez Nate'a, a już na pewno nie przy wszystkich. Nie chciała też, żeby rozbierał na jej oczach inną dziewczynę. Chyba nie do końca wzięła pod uwagę konsekwencję tak swobodnie rzuconego zadania, które w rzeczywistości okazało się dużo trudniejsze dla wszystkich innych, a nie tego, który miał mieć przed sobą wyzwanie. Nie wzięła też pod uwagę faktu, że sytuacja może rozwinąć się w takim kierunku. A przecież powinna, wiedziała z kim ma do czynienia. Alkohol zdecydowanie zbyt mocno zaburzył jej spojrzenie na rzeczywistość i odebrał resztki rozsądku. Przełknęła ślinę, kiedy chłopak zbliżył się do Elaine i nawet przez chwilę sama chciała mu przerwać, ale wiedziała, że nie może tego pod żadnym pozorem zrobić. Przeraziło ją to, co działo się dalej, a raczej to, jak ona to odczuwała. Nawet ten uśmiech posłany w kierunku krukonki przeraźliwie nią wstrząsnął, a kiedy chłopak zaczął wsuwać dłonie pod jej sukienkę i bezczelnie błądzić po jej ciele w poszukiwaniu części garderoby, której (jak dobrze przecież wiedział) już dawno tam nie było, sama miała ochotę wyjść z namiotu. Dobrze, że był zbyt mocno skupiony na Elaine i nie mógł obserwować reakcji Emily, których nie potrafiła i nie miała siły ukrywać. Zacisnęła nawet dłoń w pięści, czekając, aż Nate łaskawie wyjmie rękę spod sukienki dziewczyny. Była zła. Smutna. Rozżalona. Zazdrosna. Pożałowała tego głupiego zadania, ale też (nie pierwszy raz) tego, co wydarzyło się dzień wcześniej i przez co teraz, to co zrobił Bloodworth było absolutnie nie do zniesienia. Odwróciła w końcu wzrok, czekając po prostu aż to się skończy, ale zaraz usłyszała plaśnięcie, które przywołało jej spojrzenie. Z ulgą przyjęła reakcję dziewczyny, nawet jeśli była ona nieco spóźniona. Sama ulga też była niewielka, bo nic nie mogło wymazać tego, co zobaczyła kilka sekund temu. Zresztą, widziała, że blondynka też nie była na to wszystko obojętna i przez krótką chwilę, miała wrażenie, jakby patrzyła z boku na siebie w rękach Nate'a. To sprawiło, że poczuła się nie tylko zazdrosna, ale też kompletnie nieważna. Poranna ucieczka przecież miała swoje powody. Emily tego żałowała, bo znała fakty. Wiedziała, ile on jej krzywdy wyrządził, ile razy ją upokorzył, ale też miała na tyle wyobraźni, żeby wiedzieć, co będzie dalej. Zdawała sobie sprawę, że trafiła na niekończącą się listę pełną imion, których chłopak w większości nawet nie pamięta. Była jedną z wielu dziewczyn, która z jakiegoś powodu uległa temu dziwnemu urokowi, który on po prostu perfidnie wykorzystywał. To co teraz zobaczyła tylko to potwierdzało. Nie oszukujmy się, widziała wcześniej te spojrzenie. Wymierzone właśnie w jej stronę. Nie miał oporów, żeby traktować tak Elaine na jej oczach, mimo że przecież musiał wiedzieć, jak to na nią zadziała, prawda? Dalej prowadzili jakieś chore gierki, a Emily chyba jeszcze nigdy nie czuła się tak daleka wygranej, jak teraz. Była wściekła. Zostali sami w namiocie i prawdę mówiąc, miała ochotę go uderzyć. Nawet nie wiedziała co ją dokładnie powstrzymało, może to, że chłopak zaraz wstał i sięgnął po nowy napój. Bez większego zastanowienia wyciągnęła różdżkę i rzuciła krótką Bombardę wprost na butelkę z winem. Ta rozprysnęła się na małe kawałeczki, a po zawartości pozostało tylko wspomnienie i mokre ślady na ziemi. - Może gdybyś tyle nie pił, nie zachowywałbyś się jak skończony kretyn. Mówię może, bo defekt w mózgu jest bardziej prawdopodobny - syknęła, patrząc na niego ze złością i spodziewając się wybuchowej reakcji. A może nawet takiej oczekując?
Elaine J. Swansea
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 174 cm
C. szczególne : pomalowane usta, wyprostowane plecy; metamorfomagicznie zwiększony wzrost;
Chłodne powietrze nieco ją ocuciło, dzięki czemu mogła powoli do siebie dochodzić. Gdy dołączył do niej Leonel to nie miała już rumieńców na twarzy, choć barwność jej włosów wciąż pozostawiała wiele do życzenia. Najpierw poczuła zapach jego marynarki, który skojarzył się jej z czymś... miłym, jakby znajomym, a dopiero po chwili usłyszała głos. Skoro wyszedł tak szybko to znaczy, że Nathaniel nie oberwał od nikogo poza nią. Potrząsnęła głową, co było i odpowiedzią na pytanie, jak i również próbą pozbycia się z myśli tego człowieka. - Nie mam ochoty nigdy więcej go oglądać. - wydusiła z siebie i odchrząknęła, by poprawić płynność swojego głosu. W istocie tak było - nie chciała się widzieć więcej z Nathanielem w obawie co mogłoby się wówczas wydarzyć. Nie wątpiła już, że miał wiele dziewczyn, skoro potrafi zrobić z nimi coś takiego w raptem kilka sekund. Przyjęła jego pomoc, podała mu zatem rękę wstając z ziemi. Choć mróz siekał ją po policzkach i odsłoniętych łydkach, tak umiała to jeszcze ignorować. - Dzięki, Leo, ale muszę jeszcze trochę wytrzeźwieć, żeby brat mnie nie widział w takim stanie. - uśmiechnęła się wciąż zmieszana z żartu, który zaserwował. Trafił nim celnie, bo właśnie tego potrzebowała. - Tobie to nie grozi. Póki co. - odpowiedziała pół żartem pół serio i w końcu odetchnęła z ulgą. Wizja oddalenia się od namiotu numer pięć poprawiła jej humor. Nie czuła potrzeby żegnania się z nimi, a i nie sądziła, by Emily jakoś z tego powodu cierpiała. Poszli, a Elaine było wszystko jedno gdzie. Ważnym było, że odkąd podał jej rękę, to jej nie wypuściła. Zupełnie jakby o tym zapomniała.
zt x2
Nathaniel Bloodworth
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 190 cm
C. szczególne : Lewa ręka: pochłaniacz magii, sygnet rodu | prawa ręka: od łokcia w dół pokryta paskudnymi bliznami, runiczne tatuaże na ramieniu | blizna pod łopatką
Nie pojmował o co im wszystkim chodziło, a już najmniej rozumiał tok myślenia Emily. Dostał od niej zadanie i swoim zwyczajem wykonał je najlepiej jak potrafił... może i jego ręka zawędrowała tam gdzie nie powinna, owszem, ale nie sposób chyba powiedzieć, że pokusa była niewielka, prawda? Zresztą widział i czuł, że dziewczyna poddaje się jego dotykowi z łatwością, o jaką nawet on by jej nie podejrzewał. Wyczuwał gęsią skórkę, wyczulił się na delikatnie drżenie, obserwował jej twarz i nic, absolutnie nic mu nie umknęło. Prawdopodobnie to alkohol wzmagał pożądanie, ale efekt był zgoła zaskakujący; i właśnie dlatego w momencie gdy jej wargi poruszyły się obiecująco, ostatnim czego się spodziewał było uderzenie otwartą dłonią prosto w twarz. Jego twarz. Otworzył szerzej oczy i szczerze zdziwiony nową sytuacją, wpatrywał się w nią nierozumiejącym niczego wzrokiem tak długo, aż Leonel chwycił go za bark. Elaine wstała, a on, powstrzymywany przez kumpla, nie mógł się ruszyć i za nią pójść. Zresztą... czy chciałby to zrobić? O ile jej groźba nie zrobiła na nim wrażenia, o tyle nie wiedział co miałby jej powiedzieć. Przeprosić ją? Na pewno nie szczerze. Pocieszyć? Wątpił, by tego chciała. Ton Leonela, a także spojrzenie jakie mu rzucił (i które dzielnie odwzajemniał, idąc w zaparte), kazały mu spodziewać się ciosu, przed którym nie bardzo mógłby się uchronić; niemalże czuł rozchodzące się po twarzy gorąco i towarzyszący mu ból ale... ostatecznie nie oberwał. Niezgrabnie poleciał do tyłu, a kiedy zebrał się z ziemi, prychnął tylko pogardliwie. Przymknął na moment powieki i próbował uspokoić przyspieszony oddech. Złość zarówno na dziewczynę, jak i przyjaciela powoli do niego docierała, zmuszając serce do szybszego pompowania krwi. Emocje wsparte alkoholem, rozpłynęły się czerwienią po gładko ogolonych policzkach; to zdecydowanie nie był częsty widok. Kiedy namiot opustoszał, zapadła głucha, niezręczna cisza. Nie patrząc na Emily – czyżby gryzło go sumienie? – przysunął się do swojego plecaka, z którego wyciągnął butelkę wina. Należało mu się, cholera jasna. Był już i tak nieco pijany, ale brakowało mu jeszcze odrobiny trunku, żeby doprowadzić się do stanu, w którym będzie mu wszystko jedno – stanu, który zapragnął osiągnąć, nawet jeśli oznaczało to picie w samotności. Żadna nowość, dzień jak co dzień. Za pomocą różdżki wyciągnął korek i z przyzwyczajenia zbliżył butelkę do nosa, żeby poczuć znajomy bukiet, niosący ze sobą same najlepsze wspomnienia. Liczył, że wypije ją w jakichś przyjemniejszych okolicznościach, może nawet lepszym towarzystwie, ale skoro potrzebował jej w tym momencie, nie zamierzał się ograniczać. Zbliżył ją do ust, ale nim zdążył napić się choć łyka usłyszał świst zaklęcia i butelka dosłownie eksplodowała mu w rękach, oblewając go czerwoną cieczą. Zdążył osłonić dłonią twarz i to w nią wbiło się kilka odłamków. Podniósł na Emily spojrzenie i zamarł w bezruchu. Jej słowa właściwie wcale do niego nie docierały, w głowie miał coś na kształt nieznośnego szumu, który przybierał na sile z każdą kolejną sekundą. Zaczerpnął głęboko powietrza, wypuścił szyjkę butelki, która została w jego ręce na ziemię i wstał. — Właśnie mnie wkurwiłaś, Rowle — nie krzyczał, nie warczał – mówił spokojnie, tonem zimniejszym niż noce na samym środku pustyni. Nigdy dotąd nie odezwał się do niej w taki sposób. Machnął różdżką, niewerbalnym expelliarmusem wytrącając jej broń z ręki, pokonał dzielącą ich odległość i przerzucił ją sobie przez ramię jak worek ziemniaków. Wziął ze sobą jej różdżkę i wyszedł prosto w chłód nocy, nie zważając na to, że nie ma na sobie koszulki i butów, a ona przyodziana jest tylko w męską koszulę.
| z/t x2
Nathaniel Bloodworth
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 190 cm
C. szczególne : Lewa ręka: pochłaniacz magii, sygnet rodu | prawa ręka: od łokcia w dół pokryta paskudnymi bliznami, runiczne tatuaże na ramieniu | blizna pod łopatką
W gęstej ciemności zaciśniętych powiek coś nagle zadudniło - wpierw delikatnie, jakby nieśmiało, zupełnie nieszkodliwie, dopiero z czasem nabierając mocy do tego stopnia, by ostatecznie eksplodować w jego czaszce silnym bólem głowy. Mruknął coś niewyraźnie, wyraźnie protestując przeciwko takiemu traktowaniu jego głowy i zamknął powieki jeszcze mocniej, nie godząc się na gwałtowny powrót do rzeczywistości. Chciał spać, bo tylko sen mógł uratować go przed rozbujaną już na dobre migreną. Chciał, ale nie mógł bo coś załaskotało go w policzek, a zaraz potem tknęło czymś zimnym, mokrym i niepokojąco ruchliwym. Tuż nad jego uchem rozległ się lisi jazgot, a on zerwał się do pozycji siedzącej, żałośnie jęcząc z bólu gdy organizm dał mu jasno do zrozumienia, że nie powinien był tego robić. Spłoszony onyo bez zastanowienia popędził na drugi koniec namiotu i przyczaił się, czekając na rozwój sytuacji. Sam Nathaniel był zdezorientowany w równym stopniu co lisek. Pomijając migrenę, czuł nieznośnie silny ból w okolicy żeber. Powoli dotknął swojej twarzy i głowy, delikatnie wybadał sporegu guza odznaczającego się z boku - musiał uderzyć się, gdy upadł. Stracił przytomność? Chyba tak, bo nie miał pojęcia kiedy i w jaki sposób znalazł się w namiocie. Krzywiąc się z bólu, powoli opadł z powrotem na posłanie i dopiero wówczas zauważył, że tuż przy poduszce leżała niewielka taca z kilkoma fiolkami i notatką. Niechętnie wziął ją w palce i przebiegł wzrokiem po pełnych zawijasów literach. Wynikało z niej, że miał złamane żebro i uzdrowiciel zostawił mu kilka eliksirów potrzebnych do pełnego wyzdrowienia. Najpewniej nie chciało im się czekać aż się obudzi… cholera jasna. Gdyby mógł zapytać go o zawartość fiołek, byłoby mu łatwiej, a tak mógł tylko wziąć jedną z nich w palce i przyjrzeć jej się podejrzliwie - co też uczynił. W czasie kiedy zastanawiał się czy jest w stanie zaufać eliksirowi nieznanego pochodzenia, onyo ożywił się na nowo, z zaciekawieniem buszując po namiocie. Zaglądał we wszystkie kąty i biegał w tę i we w tę, ani trochę nie ułatwiając Nate'owi w skupienia się na eliksirze.
Cieszyła się, że te wakacje się kończą. Miała już naprawdę dosyć upału. W dodatku teraz niepoważnemu gorącu towarzyszyły jeszcze burze piaskowe i aż strach się było ruszać z obozowiska. Jednocześnie siedzenie w namiocie nie zawsze było do zniesienia, więc o dziwo, Emily spacerowała nad wodospad, dopracowując swój rysunek. Nie mogła sobie odpuścić tego widoku i chociaż wmawiała sobie, że jest po prostu zbyt ładny, żeby go zignorować, powód był oczywiście z goła inny. Kilka godzin tam spędzonych to jednak nie był wystarczający czas, więc dzisiaj musiała kontynuować wizytę i dorysowywać różne niuanse. Wreszcie, kiedy już słońce było dla niej do zniesienia, wróciła do namiotu. Spodziewała się, że raczej będzie pusty o tej godzinie. O dziwo na powitanie jej wybiegło malutkie zwierzę i znalazło się tuż przy niej zaraz po tym jak przekroczyła próg. Ze zdziwieniem, ale i niemałym rozczuleniem pogłaskała onyo. - Hej mały. Co ty tu robisz? - zmarszczyła nos, w rzeczywistości oczywiście pytając o to raczej samą siebie. W pierwszej chwili nie zauważyła, że stworzenie nie było jedyną żywą duszą w namiocie. Z pewnością jednak miał więcej energii niż jego towarzysz. Zdjęła torbę z ramienia i rzuciła na swój śpiwór. Dopiero wtedy dostrzegła zaskoczona leżącego Nathaniela. Sam w sobie widok mężczyzny nie był szalenie dziwny, w końcu to był jego namiot, jednak stan w jakim się znajdował, nie był tym czego się spodziewała. Wyglądał naprawdę kiepsko, był blady i zauważyła jedynie obolały ruch, który nie wskazywał na najlepszą kondycję. Trochę się przestraszyła i podeszła do niego szybszym krokiem. - Co jest, Bloodworth? Wszystko okej?- spojrzała na niego zaniepokojona i wzięła od niego fiolkę, którą trzymał w ręku. - Przerzuciłeś się na jakieś mocniejsze środki, czy jak? - rzuciła, zastanawiając się co to dokładnie jest. Nie sposób było dostrzec, że chłopak miał coś złamane, leżał jedynie niewyraźny na swoim miejscu. Spojrzała na niego pytająco.