Wśród koron drzew porastających skraj wzniesienia zawieszona jest spora, prostokątna huśtawka wyłożona wygodnym materacem i miękkimi poduszkami. Choć zamocowana jest jedynie na czterech sznurkach, które w pierwszej chwili mogą nie sprawiać wrażenia zbyt wytrzymałych, to zabezpieczono ją magicznie, by wytrzymała każde obciążenie. Łagodne samoczynne kołysanie się huśtawki sprawia, że jest to idealne miejsce na odpoczynek podczas gorącego dnia, a urzekające otoczenie wpasowuje się zarówno w gusta miłośników przyrody, jak i zakochanych szukających romantycznego kącika.
Wcale się nie dziwił, że Elaine nie chce więcej Nathaniela widzieć. Z cała sympatią do swojego niemalże brata sam uważał, że ten tym razem przekroczył wszelkie granice. Gdyby chodziło o kogoś innego, prawdopodobnie nawet by nie zareagował, ale nie potrafił zrozumieć jak mógł potraktować kogoś takiego jak panna Swansea jak jakąś rzecz. Dziewczyna nie wyglądała na pierwszą lepszą, którą zaprasza się na jedną noc, a potem zapomina o jej istnieniu. Dla niego była to właśnie ta, do której warto było się uśmiechnąć i bawić do samego rana, ale nie tylko po to, by zaciągnąć do łóżka, a raczej żeby okryć swoją marynarką i patrzeć w gwiazdy. I oczywiście to nie tak, że nie myślał o niej w ten sposób. Ba, sam chętnie odarłby ją z odzienia, choć po tym jak zachował się jego kompan wolał nawet nie próbować dzisiaj żadnych bardziej dosadnych zagrywek. Nie sądził, by Krukonka dobrze wspominała wieczór, podczas którego dwóch podpitych samców chciało się do niej dobrać. On wychodził na plus o tyle, że jego dziewczyna nie zechciała jeszcze kastrować. - Nie spodziewałem się po nim takiego zachowania. Alkohol to zły doradca. – Westchnął ciężko, choć kiedy wypowiedział te słowa na głos, zdał sobie sprawę z tego jak źle one wybrzmiały. Zupełnie tak jak gdyby chciał bronić Bloodwortha, a przecież nie miał najmniejszego zamiaru. Niewiele brakło, żeby obił dzisiaj tę jego roześmianą buźkę i tylko myśl o tym, że Elaine pozostała zupełnie sama odwiodła go od tego planu. - Totalny idiota. – Dodał więc zaraz, pokazując tym samym swojej towarzyszce, że ma w nim wsparcie i że zupełnie nie popiera takiego podejścia do kobiet. Inna sprawa, że nie był chyba do końca szczery, bo przecież sam nie zawsze był dżentelmenem. Zdarzało mu się zachować jak dupek, ale nie wobec kogoś, kogo szanował, a taką osobą niewątpliwie była panienka z dumnego rodu Swansea. - Twój brat jest pewnie trochę nadopiekuńczy? – Zdecydował się na zmianę tego mało komfortowego tematu rozmowy. Poza tym liczył na to, że dowie się o Elaine czegoś więcej, bo właściwie prawie w ogóle się nie znali. Z powodu licznych spraw i obowiązków, które przygniotły oboje pod koniec roku szkolnego, nie mogli się spotkać, a cholernie żałował, bo na Saharze nie mógł zaprosić jej na konną przejażdżkę. Co prawda miał jeszcze do wyboru dumbadery, ale to nie było to samo. Nie miał pojęcia jak obchodzić się z tymi stworzeniami, więc domyślał się, że oboje skończyliby z głowami w piachu. - Skoro ustaliliśmy już, że nie chcesz mnie wykastrować, pozwól że dotrzymam Ci towarzystwa. Znam jedno przytulne miejsce. – Zaproponował jeszcze, bo chyba nie mieli ochoty na przesiadywanie na zimnym piachu przed namiotem. Przed namiotem, z którego dało się słyszeć brzęk tłuczonego szkła i podniesione głosy. Wyciągnął więc do blondwłosej dłoń, żeby pomóc jej podnieść się z ziemi i poprowadził ją na nieco dłuższy spacer. Z oddali wyłoniła się skryta pośród koron drzew huśtawka z wygodnym materacem i jaskrawożółtymi, miękkimi poduszkami. - Luksusy tu może nie są, ale przynajmniej będziemy mieć trochę spokoju. – Zademonstrował z uśmiechem swoje znalezisko. Zatrzymał się jednak, pozwalając zgodnie z etykietą przejść kobiecie jako pierwszej.
Elaine J. Swansea
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 174 cm
C. szczególne : pomalowane usta, wyprostowane plecy; metamorfomagicznie zwiększony wzrost;
Złość jeszcze wrzała w jej żyłach, jednak im dalej znajdywała się od namiotu, tym łatwiej było się uspokoić. Nie powinna pić tyle alkoholu ani dawać się wytrącić z równowagi. Kto by pomyślał, że do tego dojdzie? Wstydziła się własnych myśli i reakcji ciała, a więc z ulgą powitała obecność Leonela. Przy nim czuła się spokojniejsza, wszak nie wyglądał na groźnego w ten sposób, a to ułatwiało relaksowanie się. Co prawda minie jeszcze trochę czasu nim emocje opadną, a kolorystyka włosów się uspokoi, jednak była już na dobrej drodze. Leo mile ją zaskoczył wychodząc z namiotu i oferując swoje towarzystwo. Nie chciała słuchać co w środku wyprawia Emily z Nate'm i szczerze powiedziawszy, wolała o tym nie myśleć. Za dużo było gorąca, którego źródła nie potrafiła poprawnie zidentyfikować. - Ma tupet. Myśli, że wszystko ujdzie mu na sucho. - potrząsnęła głową z niedowierzaniem skora do jeszcze chwilowego obgadywania Bloodwortha. Skoro i tak planowała go unikać przez najbliższą dekadę, to mogła wyżyć się chociaż słownie. Nie znała relacji łączących tę trójkę - Leo, Nate i Emily, a więc pozwalała sobie na więcej swobody przy komentowaniu sytuacji. Poprawiła marynarkę na ramionach, nieco się w niej chowając. Mróz nocy dawał się we znaki, jednak póki szła blisko ciepłego Leo, tak nie planowała się na głos skarżyć. Odgarnęła kolorowe włosy z twarzy, zarzucając wszystkie na marynarkę. - Jest porządnie powalony, a Emily w pewnym momencie wyglądała jakbym jej zabiła kota albo coś. Nie ogarniam ich. - wyżaliła się, idąc grzecznie tuż obok niego. Chłodne powietrze ostudziło ją zbyt bardzo, bo mimowolnie drżała. Mimo wszystko nie chciała wracać do namiotu wiedząc, że i tak nie zaśnie do rana. Musiałaby wypić jeszcze więcej, a wolała nie przeholować. Sylwetka Leonela była nieco rozmazana i kolorystycznie wyrazista wtedy, gdy padało na niego jakiekolwiek światło. Dziwiła się, że znał drogę po ciemku, jednak nie miała sił na demonstrację nieufności. Lubiła go, był miły, choć według niej zbyt powściągliwy. Swansea nie umieli trzymać emocji zbyt długo na wodzy, czego była idealnym przykładem, zatem introwertycy potrafili doprowadzić do frustracji. Popatrzyła na profil Leo i uśmiechnęła się przelotnie. Z nim jest bezpieczniej, o tak. - Eli? Nie, ale on czyta ze mnie jak z książki, a nie chcę go martwić, skoro ma swoje sprawy na głowie. - gdy tylko wspomniała o bracie, rozczuliła się. - Nic ci nie zrobię, jeśli mnie nie sprowokujesz. - odpowiedziała z niemym śmiechem wdzięczna, że sili się na żarty. Idąc, pilnowała się, by nie zachwiać się ani nie oprzeć o Leo. Wolała nie zdradzać poziomu swojego pijaństwa. Gdy zobaczyła huśtawkę, zatrzymała się. - Oh nie, zostawiłam u was torebkę. - myśl, że miałaby tam wracać i narażać się na spotkanie z Nathanielem wywołało w niej dziwny rodzaj paniki. Zacisnęła zęby i starała się nie okazać emocji. To nic. Wyśle kogoś... tylko kogo? Podeszła ochoczo do huśtawki i oczywiście musiała się po drodze potknąć o własne nogi. Na szczęście w ostatniej chwili złapała się liny darując sobie tym samym uwłaczający upadek. Odczekała sekundę aż zawroty głowy miną i nie patrząc na Leo, usiadła elegancko na miękkich poduszkach. Zrobiła miejsce, by mógł usiąść. Podwinęła nogi, zakryła sukienką uda i zadrżała od własnych zimnych stóp. - Luksusy to jedno, wygoda i towarzystwo też mają znaczenie, a ja nie mogę narzekać. - w końcu nań popatrzyła, jednak miała trudności z nawiązaniem kontaktu wzrokowego z powodu ciemności. Gdy usiadła poczuła nagle jaka jest zmęczona. - Siadaj i powiedz mi czemu wybrałeś akurat taki tatuaż. - podkuliła nogi pod brodę, objęła je i uśmiechnęła się do niego.
Po ogromnych upałach w ciągu dnia w tej temperaturze, będąc jedynie w lnianej koszuli z krótkim rękawem, powinien prawdopodobnie zamarzać, ale zamiast tego raczył się mroźnym wiatrem. Nienawidził skwaru i palącego słońca, więc taka pogoda jak teraz jawiła się dla niego niczym zbawienie. Jeśli doliczyć do tego dobre towarzystwo, mógł powiedzieć, że był w tym momencie największym szczęściarzem na świecie. Szkoda tylko, że wszystko wydarzyło się w takich okolicznościach. - Jeśli chcesz, to z nim pogadam. – Celowo podkreślił ostatnie słowo, wskazując przy tym, że niekoniecznie ma na myśli rzeczywistą rozmowę. Przemoc może i nie była najlepszym rozwiązaniem, ale nieraz można było komuś jakoś wiedzę wtłuc. Nathanielowi zaś przydałoby się trochę dobrych manier. Początkowo miał nie kontynuować tego tematu, ale widział, że kiedy tylko Elaine oddaliła się od namiotu, poczuła się znacznie lepiej, więc stwierdził, że może dać jej się wyżyć na Bloodoworthie chociaż słowem. - Wcale Ci się nie dziwię. Pamiętasz jak spotkaliśmy się w Peke Yake? Rozkładaliśmy wtedy w trójkę namiot. Skakali sobie do gardeł tak bardzo, że kazałem im się ze sobą przespać. – Westchnął ciężko, chociaż po jego tonie wypowiedzi można było wyczytać, że jest tym wszystkim zarówno zmęczony, jak i rozbawiony. Być może nie powinien wspominać w tym momencie o tym, co zrobił, ale uważał, że być może w ten sposób jednak uda mu się również rozśmieszyć swoją partnerkę. - Nienawidzą się, a jednocześnie nie potrafią bez siebie żyć. Jak dzieci. – Dodał jeszcze gwoli ścisłości, chociaż nie musiał chyba wcale tego wyjaśniać. Panna Swansea z pewnością sama połączyła już wszystkie elementy tej układanki. - Rozumiem. – Nie powiedział nic więcej, bo nie było to potrzebne. Uważał jednak, że dziewczyna podjęła właściwą decyzję. Dzięki temu miała szansę ochłonąć, co zdawało się dobrym pomysłem, jeśli nie chciała się dzielić swoimi traumatycznymi przeżyciami z bratem. – Właściwie, gdybym miał oberwać, cieszyłbym się chociaż, że od Ciebie. – Pozwolił sobie zażartować, żeby już ostatecznie rozładować tę ciężką atmosferę. To, co wydarzyło się w namiocie nie powinno nigdy mieć miejsca, choć paradoksalnie pozwoliło mu spędzić z Elaine nieco więcej czasu. Fakt, że musiał uważać i być powściągliwym w pewnych gestach, ale cieszył się, że może z nią porozmawiać. Szczególnie, że czuł się wobec niej w jakimś sensie zobowiązany, zważywszy na to, że ostatnim razem w Zębatce zdarzyło mu się zbyć ją półsłówkami. - Jeżeli nie potrzebujesz na razie niczego, to mogę przynieść Ci ją jutro. I tak mam zamiar rano pobiegać, zanim wyjdzie to cholerne słońce. – Podpowiedział jej rozwiązanie, bo domyślał się, że panna Swansea nie ma najmniejszej ochoty na powrót do ich namiotu. Spotkanie z Nathanielem najpewniej nie należałoby do najprzyjemniejszych. Patrzył jak blondwłosa zajmuje miejsce na huśtawce i przez moment zadrżał, kiedy ta poleciała do przodu. Nie zdążyłby zareagować, na szczęście dziewczyna w ostatniej chwili złapała się liny. Odetchnął z ulgą i sam wdrapał się na huśtawkę. Podwinął nogi i wygodnie oparł plecy o poduszkę. - Pewnie Cię zaskoczę, ale nawet się nad tym nie zastanawiałem. Chciałem wykonać zadanie, podobał mi się wzór… chociaż jak teraz pomyślę krzyż celtycki kojarzony jest z Odynem, bogiem wojowników. Chyba podświadomie wybrałem coś, co do mnie pasuje. – Tym razem nie zmieniał tematu, nie milczał jak grób. Chciał być z nią szczerym, wynagrodzić jej wcześniejsze doprowadzenie ekstrawertycznej duszy do furii. - A Ty, gdybyś miała zrobić tatuaż, jaki byś wybrała? – Zapytał, ale zaraz uniósł dłoń w geście, by zaczekała z odpowiedzią. – Poczekaj, niech spróbuję zgadnąć. Różę z kolcami? – To jasne, że nie miał zielonego pojęcia, co chodziło po głowie Elaine. Ba, nawet nie mógł mieć pewności czy dziewczyna w ogóle zdecydowałaby się na ozdobienie własnego ciała tuszem. Chciał jednak wykazać inicjatywę i strzelił w coś, co jego zdaniem idealnie pasowało do jego blondwłosej towarzyszki.
Elaine J. Swansea
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 174 cm
C. szczególne : pomalowane usta, wyprostowane plecy; metamorfomagicznie zwiększony wzrost;
- Nie musisz z nim ani rozmawiać ani go tłuc. Dziękuję, Leo, ale potrafię sobie sama poradzić z napalonymi erotomanami. Dziś alkohol mi mącił w głowie. - posłała mi bardzo delikatny uśmiech. Doceniała rycerskość, jednakże nie należała do aż tak delikatnych dziewcząt, co przy byle wstrząsie pęka. Obecna sytuacja nie była łatwa, jednak wiedziała, że coś wymyśli. Zacznie od unikania wyżej wspomnianego, a później na trzeźwo wymyśli plan awaryjny na wypadek, gdyby nie daj Merlinie spotkali się gdzieś sam na sam albo w przypadku gdyby nie zdążyła się zmyć. Nie była Gryfonką, by musieć udowadniać swoją odwagę. Miała z nią problem, jednak zdawała sobie z tego sprawę i podchodziła do sytuacji w ambitny sposób. Da radę. Nie musi prosić o wsparcie. Póki co! Leonel zdradził więcej informacji na temat Nate'a i Emily. Nadstawiła uszu, łykała fakty i łączyła je sobie z własnymi obserwacjami. To wyjaśniałoby niemą zaborczość Ślizgonki. Wychodzi na to, że chciała go mieć zawsze na widoku, ale najlepiej by nikt o tym nie wiedział, a zwłaszcza sam Nate. Podrapała się po policzku i zastanawiała czemu zatem Nate się zachowywał w taki sposób, skoro według słów Leonela, miał się ku Emily. Oboje brzmieli jakby byli powaleni. Nie dotykać, nie podchodzić, nie patrzeć, ale oficjalnie można wszystko pod zwykłą groźbą mordu. Cudownie. - Kto się czubi ten się lubi. - skomentowała jednym zdaniem, nie będąc pewna w jaki sposób bardziej to ocenić i nazwać. Z wzajemnym napięciem musieli sobie poradzić i oby nie kosztem niewinnych. A czuła się nieco… wykorzystana. Emily pchała Nathaniela jak najdalej od siebie, ten trafiał blisko Elaine i był zadowolony, a Em wówczas już nie. Rozważając mogła wywnioskować, że dziewczyna kieruje się dziwna zasadą typu -"idź do Elaine, ale wzgardź nią i patrz na mnie". Westchnęła głośno uznawszy, że jest zbyt pijana, by to dziś zrozumieć. Roześmiała się cicho słysząc jego słowa. - To miłe, ale wolę nie bić zbyt często większych od siebie mężczyzn. - poprawiła się, by oprzeć plecy o miękka poduszkę. W ten sposób siedziała naprzeciwko Leo. Skinęła głową, gdy zaoferował się przyniesienie jej torebki. Nie miała pojęcia jak on zamierza biegać z kacem, jednak narazie nie wnikała w te tajniki. Ogrzała się nieco, więc powoli się rozluźniała, a ciało przestało palić od środka. Poczuła ulgę, że mogła skupić się w pełni na Leonelu. - Bóg wojowników. Stare wierzenia. Ale to dobrze, że wybrałeś coś pasującego. - skomentowała neutralnie, zapisując sobie w pamięci by po wakacjach sięgnąć po książkę dotyczącą Celtów. Może gdy dowie się na ten temat więcej to się choć minimalnie zbliży do niego? Nie chciała go więcej zarzucać pytaniami pomna tego jaki ostatnio był z tego niezadowolony. Roześmiała się słysząc jego pomysły, może nieco się zarumieniła, co było jednak niewidoczne w mroku nocy. - Zaskoczę cię, bo nie. Wytatuowałabym własnego patronusa. - tylko nie była pewna czy chciała naznaczać swoje ciało tatuażem. Niełatwo wypracować posiadanie takiej cery, jaką ma. - Może kiedyś się porwę na niego aczkolwiek niełatwo znaleźć miejsce na ciele. Cenię sobie elegancję, a tatuaże nie zawsze są mile widziane, jeśli chce się pracować na wysokim stanowisku bądź w popularnym zawodzie, kiedy jest się po części osobą publiczną. - rozgadała się, a był to jawny znak, że wszystko wraca do normy. Dlatego lubiła jego towarzystwo. Przy nim było sookojnie, bowiem niektórzy jednym mimicznym gestem potrafili doprowadzić do (białej) gorączki.
- Nie wątpię. – Odpowiedział ze spokojem, przypominając sobie wcześniejsze groźby Elaine. Nie sądził, by rzeczywiście miała kogoś wykastrować, ale nie zdziwiłby się, gdyby Nathaniel po tym co zrobił, oberwał znacznie mocniej. Dziewczyna zareagowała gwałtownie, nieprzemyślanie, choć w takich okolicznościach i po takiej ilości procentowego trunku nie powinno spodziewać się od nikogo żadnej złożonej strategii. Wydawało mu się, że szok zrobił swoje, a panna Swansea po prostu przestraszyła się tego nieoczekiwanego splotu wydarzeń. I chociaż uważał, że Bloodoworth powinien odpowiedzieć za swoje zachowanie, tak miał nadzieję, że tego wieczoru nigdzie go już nie spotkają, że wraz z Emily jego kumpel nie będzie opuszczał namiotu. Lepiej dla wszystkich byłoby, gdyby emocje choć trochę opadły, a zainteresowani zdążyli ochłonąć. - Dokładnie tak. – Potwierdził wnioski, jakie z jego słów wyciągnęła sama Elaine. To powiedzenie idealnie pasowało do relacji, jakie łączyły jego kuzynkę i Nathaniela. Inna sprawa, że ta dwójka zaczęła wplątywać w swoje problemy z emocjami również inne, bogu ducha winne, osoby, co zdecydowanie nie powinno mieć miejsca. Oboje zachowywali się jak dzieci, co nadwyrężało również i jego cierpliwość. - Zapomnijmy o nich. – Dodał po chwili, bo wydawało mu się to najrozsądniejszym posunięciem. Niewiele mogli zrobić poza liczeniem na to, że ten duet wreszcie pójdzie po rozum do głowy i przestanie zajmować cały świat swoimi zalotami. Najlepiej było pozostawić ich samych, żeby choć spróbowali przemyśleć to, co dokładnie ich łączy. - Wiesz, jeśli inne środki przestają działać… - Mruknął wyraźnie rozbawiony jej wypowiedzią. W jego ustach komicznie brzmiałoby jednak stwierdzenie, że sam woli unikać przemocy. Znał tyle brutalnych i śmiertelnych w skutkach zaklęć, że nie byłby w stanie ich zliczyć na palcach wszystkich kończyn, chociaż fakt, że nie używał ich, jeśli nie było to bezwzględnie konieczne. Był wojownikiem, ale rozsądnym. O ile można faktycznie nazwać rozsądnym bieganie po zakrapianej alkoholem imprezie. Z drugiej jednak strony czy czasem najskuteczniejszym sposobem na kaca nie była właśnie praca? Wolał się chyba przemęczyć niż umierać przez połowę kolejnego dnia. Nie skomentował już kwestii doboru tatuażu, chociaż nie sądził, że namówi w ten sposób Elaine do sięgnięcia po książkę o Celtach. Prawdę powiedziawszy zabawnie wyszło, zważywszy na to, że sam takowej nie czytał. Znał tylko symbolikę tego krzyża, a że dodatkowo sam wzór mu się podobał… Nie miał jednak możliwości wyprowadzenia swojej towarzyszki z błędu. Zamiast tego zaś skoncentrował się na jej odpowiedziach. Wyglądała na to, że nie trafił w tej zgadywance. - O tym nigdy nie pomyślałem. – Skwitował zaskoczony, bo właściwie patronus również w specyficzny sposób wiązał się z osobowością jego twórcy. – Nigdy nie byłem orłem z transmutacji, ale zdaje się, że istnieje zaklęcie, za pomocą którego można taki tatuaż na jakiś czas ukryć, czyż nie? – Dopytał, kiedy dziewczyna podzieliła się z nim swoimi wątpliwościami co do zdobienia własnego ciała. Połączył fakty, skoro była metamorfomagiem, prawdopodobnie znała się na transmutacji znacznie lepiej niż on. To oczywiście nie oznaczało jednocześnie, że panna Swansea nagle zdecyduje się na wprowadzenie pod skórę barwnego tuszu. - Nie sądzisz w ogóle, że to niesprawiedliwe? Ludzi w pracy powinno się raczej oceniać po kompetencjach, a nie po tym, co wytatuowali sobie na nadgarstku? – Nie chciał co prawda zaczynać żadnej głębokiej dyskusji, ale trudno było mu się powstrzymać, skoro Elaine akurat taki temat poruszyła. Sam nie przepadał za szufladkowaniem, nie miało dla niego większego sensu, a nieraz padł jego ofiarą. Przecież za czasów szkolnych tak bardzo pragnął trafić do Slytherinu, jakby od tego miał zależeć jego żywot. Dopiero z czasem zdał sobie sprawę z tego, że kolor krawata nie ma najmniejszego znaczenia.
Elaine J. Swansea
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 174 cm
C. szczególne : pomalowane usta, wyprostowane plecy; metamorfomagicznie zwiększony wzrost;
Robiło się jej coraz cieplej mimo kiepskiego ubioru jak na nocne przechadzki. Nie miała już bladych ust, a i nieco wytrzeźwiała, co było fantastyczną informacją zważywszy na potencjalny poranny kac. - Jeśli wszystko inne zawiedzie warto mieć męskie wsparcie i umiejętność teleportacji. - odparła z nową pewnością siebie. - Kobiety może wyglądają na bezbronne, ale niejedna potrafi przyłożyć. Co nie znaczy, że chętnie się z tym zdradza. Mimo wszystko wolę uniknąć przemocy. To takie niekobiece, a czasami niestety konieczne. - dopowiedziała przedstawiając własne zdanie. Zgarnęła włosy z pleców na prawe ramię zaskoczona ich długością. Mimo wielu lat ćwiczeń nie zawsze panowała nad metamorfomagią. Nawet teraz wydawało się, że skórę ma ciemniejszą niż normalnie lecz miała świadomość, że kombinowanie z nią teraz mogło przynieść nieoczekiwane skutki. Ośmieszanie się przed Leonelem było ostatnim, na co miała ochotę. - Oczywiście, jest takie zaklęcie, świetne do pracy. Ukrywa nawet widoczne blizny z tym, że nie każdy musi go używać. - uśmiechnęła się kącikiem ust i puściła mu oczko w sposób porozumiewawczy. Non stop stosowała metamorfomagię na barkach, oszpeconych trwale bliznami po ugryzieniu jormungandera. To był bardzo drażliwy temat dla Elaine, jednak ukrywanie śladów po spotkaniu z potworami dodawało jej otuchy i sprawiało, że się nie załamywała. - Jeśli ktoś porywa się na otrzymania miana osoby publicznej to takie niedociągnięcia i nieprawidłowości w postaci powiedzmy widocznej blizny negatywnie rzuca się w oczy. W innej branży, mniej widocznej to nie powinno mieć większego znaczenia, a nawet jeśli ma, to wystarczy nauczyć się jednego zaklęcia i problem z głowy. Jesteśmy czarodziejami, nie ma dla nas rzeczy niemożliwych. - gestykulowała, opowiadała chętnie i z zaangażowaniem. Jako uczennica Ravenclawu lubiła wypowiadać się na różne tematy, dyskutować i wymieniać się opiniami, a więc Leonel trafił na podatny grunt, jeśli chciał się czegoś więcej dowiedzieć. - Ludzie prędzej zaufają osobie o eleganckiej aparycji niż komuś o twarzy pokrytej bliznami niż tatuażami. Wcale się im nie dziwię, sama miałabym problem z zaufaniem komuś, kto zamiast zdrowej skóry ma na twarzy ruchome malowidła. - dodała z wyraźną szczerością w głosie. Lubiła elegancję i starała się wyglądać nienagannie w każdej sytuacji. Czuła się wówczas dobrze i miała większą pewność siebie. Sięgnęła po poduszkę i podsunęła ją sobie do pleców, by móc się wygodnie oprzeć. Ruch na huśtawce wprawił ją nieznacznie w ruch, co przyjęła z aprobatą. Objęła swoje ramiona i popatrzyła z ciekawością na swojego rozmówcę. Zastanawiała się czy w takiej kwestii wciąż będzie podtrzymywać swoje stanowisko.
Leonel nie zastanawiał się jeszcze nawet nad potencjalnymi skutkami spożytego alkoholu, które miały nastąpić jutrzejszego poranka. Właściwie czuł się dobrze, wydawało mu się zresztą, że wypił nieco mniej niż reszta towarzystwa. Zdawał sobie jednak sprawę z tego, że takie poczucie dość często bywało złudne. No trudno, byli na wakacjach, więc jeśli zaistnieje taka potrzeba, zrezygnuje z biegu i położy się dalej spać. Ale to i tak dopiero po tym jak zaniesie Elaine torebkę, w końcu jej to obiecał. - Takiej dewizy jeszcze nie słyszałem. – Rzucił wyraźnie rozbawiony. – Ale brzmi interesująco. Nieszablonowo. – Dodał zaraz, chociaż trudno było mu się nie uśmiechać. „Jeśli wszystko inne zawiedzie warto mieć męskie wsparcie i umiejętność teleportacji.” – Musiał to gdzieś zapisać. Dopiero teraz przypomniał sobie jak bardzo Elaine jest wygadana. Pasowała do niebieskich kolorów. - Nie uważam, by było to niekobiece. To dobrze, jeśli kobieta także potrafi się bronić. A niestety niekiedy nie da się inaczej zażegnać zagrożenia jak przemocą… - Po tych słowach wydawał się nieco zamyślony i faktycznie myślami trochę odleciał. Jego praca wymagała bowiem takich aktów agresji stosunkowo często. Czasem miał wrażenie, że te już do niego przywarły. Znał wiele czarnomagicznych zaklęć i chociaż starał się ich używać jak najrzadziej, to jednak mu się to zdarzało. Jeśli chciał mieć poważanie wśród swojej klienteli, nie mógł sobie przecież pozwalać na to, by ktoś mu skakał po pagonach. - Racja. Zapomniałem. – Uśmiechnął się przepraszająco, kiedy panna Swansea przypomniała mu swoim darze metamorfomagii. Było to coś wyjątkowo, ale jednocześnie im więcej czasu z nią przebywał, tym bardziej naturalne wydawały mu się zmiany jej wyglądu. Po prostu przestawał już chyba na nie zwracać uwagę, a przynajmniej nie traktował ich już jako coś nietypowego. - No nie wiem… Nie jestem pewien czy ma to takie znaczenie, poza tym właśnie: jak mówisz. Zawsze można taki tatuaż ukryć, jeśli tylko okoliczności tego wymagają. – Odpowiedział krótko na jej wywód, ale chyba tylko dlatego, że nie do końca się z nim zgadzał, a nie za bardzo potrafił uargumentować swoje podejście do tematu. Cóż, jako barman w Szatańskiej Pożodze i przemytnik obracał się w dość szemranym towarzystwie, gdzie tego typu dziary nie były niczym nienormalnym. Z drugiej strony być może właśnie o to chodziło Krukonce? Że tatuaż od razu kojarzy się ludziom z półświatkiem? - Dobra, z tym się zgadzam. Gdybym miał do czynienia z facetem, który ma wytatuowaną całą twarz, chyba też podszedłbym do niego z rezerwą. – To że nie byli w pełni zgodni nie oznaczało jeszcze, że nie może sobie zażartować czy się zaśmiać. Poza tym, jak widać, nawet pomimo innego zdania, potrafili odnaleźć jakiś wspólny element. – Chociaż z bliznami bym polemizował. Podobno blizny u mężczyzn działają na kobiety pobudzająco. Kobiety uważają takich osobników za atrakcyjniejszych i takich, którzy gotowi będą stanąć w ich obronie. – Podzielił się również pewną plotką, choć może i również swoim spostrzeżeniem? Goście z bliznami zwykle cieszyli się sporym powodzeniem. Niewykluczone też, że chciał nieco podnieść swoje ego, bo przecież sam miał sporawą bliznę przechodzącą przez lewą stronę żeber. Może i nie była to blizna na twarzy, ale lubił ją. - Ah, zapomniałem, że przecież Ciebie nie trzeba bronić, więc i Ciebie pewnie to nie dotyczy. – Powrócił do jej wcześniejszych słów i tym razem to on puścił jej oczko. – Blizny są w porządku. Nie oceniałbym ich jako jakieś niedociągnięcie czy mankament, a raczej świadectwo tego, co się przeżyło. A czasami dobrze o tym pamiętać. – Zważywszy na argumenty, które uprzednio przedstawiła mu Elaine, nie był pewien czy się z nim zgodzi. Gdyby jednak wiedział nawet o tym, że sama maskuje swoje blizny z pomocą metamorfomagii, prawdopodobnie i tak by o tym wspomniał. W końcu nie było niczego złego w wyrażeniu swojego poglądu. Można było dyskutować, a nawet się pokłócić. Ważne było tylko to, by potrafić ostatecznie, w istotnych sprawach, dojść do porozumienia.
Elaine J. Swansea
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 174 cm
C. szczególne : pomalowane usta, wyprostowane plecy; metamorfomagicznie zwiększony wzrost;
Podkuliła bardziej nogi pod brodę i wytężała wzrok, aby móc przyjrzeć się w ciemności mimice Leonela. Zamyślił się nad czymś, więc skorzystała z tej możliwości, by pokryjomu poprzyglądać się jego oryginalnym rysom twarzy. - Masz rację. Czasami trzeba atakować, by przeżyć. Rozumiem. - odezwała się cicho, a więc nie była pewna czy ją usłyszał będąc tak pogrążonym w myślach. Zacisnęła palce na rękawach marynarki, kiedy przeszedł ją zimny dreszcz. Powinna poćwiczyć obronę i atak, jednak... nie czuła się silna, by się tego podjąć. Wstydziła się jaką słabą jest czarodziejką. Posiadała wiedzę, jednak obawiała się nieco używania zaklęć agresywnych. Spuściła wzrok, by ukryć wszelakie niepożądane emocje związane z zamyśleniem, w które nieopatrznie wpadła. Skinęła głową rada, że poparł jej zdanie dotyczące osób z wytatuowaną twarzą. Wolałaby od takowych trzymać się z daleka. Cóż chcą ukryć pod ruchomymi malunkami? Patrzenie w oczy takiej osobie musiało być frustrujące i na dłuższą metę męczące, zaś kontakt wzrokowy potrafił powiedzieć więcej niż gesty. Drgnęła wyraźnie tknięta słowami Leonela, kiedy wspomniał, iż jakoby blizny pobudzały ciekawość kobiet. Zacisnęła blade, już nieumalowane usta i spięła nieco barki, na których non stop ukrywała ślady po ugryzieniu zmutowanych węży. - Podobno. To nie musi być prawda, Leonelu. Nie można sobie wybrać rodzaju blizny ani umiejscowienia. Są szpecące. - z lekkim przestrachem zauważyła jak serce zaczęło bić szybciej i szybciej, zupełnie jakby znów znalazła się w krasnoludzkich lochach. - Niektóre mogą dodać hm... smaku, jeśli mogę to tak ująć, jednak uważam, że to spora mniejszość. - popatrzyła nań czujnie, kiedy wyraził tak łatwe zaakceptowanie blizn. Przez amok, w którym tkwiła w namiocie nie dostrzegła, że sam takową posiadał. Odrobinę zestresowała się, że może widzieli jej własne, których się tak panicznie wstydziła? Wsunęła dłoń pod marynarkę i dotknęła swojego ramienia. Niby dla rozmasowania, a jednak sprawdzała czy czuć nierówności. Drgnęła odkrywszy, że metamorfomagia się tam nie utrzymywała. - Może zmieńmy temat. Działo się coś ciekawego w twojej pracy? Wciąż podziwiam, że to pub "Szatańskiej Pożogi". Może kiedyś wpadnę tam z bratem. - uciekała od krępującego tematu, tchórzyła. Miała chwilę słabości i braku wiary we własne możliwości, jednak starała się aby Leonel tego nie odczuł. Zapewne ostatnią rzeczą jaką chciał dzisiejszego wieczoru była rozhisteryzowana dziewczyna.
Oryginalne rysy twarzy? Pewnie nigdy sam o tym nie pomyślał. Zdawał sobie sprawę z tego, że jego aparycja może być odbierana jako atrakcyjna i nieraz nawet z tego korzystał, ale jednocześnie nie twierdził nigdy, że jest w jakiś sposób wyjątkowy. Przede wszystkim był zaś niebezpieczny i takim osobom jak Elaine prawdopodobnie odradziłby zadawanie się z samym sobą. A jednak lgnął do niej, mimo wszelkich przeciwności losu, bo przecież flaming był taki piękny, czyż nie? - Czasem trzeba. – Odpowiedział nad wyraz spokojnie, chociaż w jego umyśle kłębiły się różne obrazy. Łamanych kości, wyrywanych płatów skóry, krzyków z boleści czy ostatniego tchnienia przed śmiercią. Znał takie sceny nie z magicznych spektakli czy mugolskich filmów, ale z rzeczywistości. Nie chciał się nimi dzielić, bo nie było czym. Sam chętnie wymazałby wiele z nich ze swojej pamięci. W jakimś stopniu więc cieszył się pewnie z tego, że panna Swansea podchodzi do swej obrony z taką rezerwą. Wyglądała tak niewinnie, nie pasowała mu zupełnie do obrazów pełnych przemocy, nawet jeśli w jakichś niespodziewanych okolicznościach musiałaby w nich wystąpić. Chciał ją nauczyć jak się bronić, ale zamiast tego wolał patrzeć w jej oczy i podziwiać jej uroczy uśmiech. Nawet jej podejście do blizn czy tatuaży pokazywało jak niewiele wspólnego ma ze światem, który on znał z autopsji. - Uważasz, że każda blizna jest szpetna? – Zapytał, ale i bez pytania doczekał się swej odpowiedzi. Niektóre być może dodawały smaku, dyplomatycznie, ze sporą rezerwą. Spora mniejszość. Dopiero teraz uświadamiał sobie, że pochodzą z dwóch kompletnie innych bajek, a los spłatał chyba figla, krzyżując ich drogi. Nie był pewien czy powinien ją teraz objąć swym ramieniem czy raczej trzymać się od niej z daleka. Była niczym zakazany owoc lub paproć, którą zrywało się wyłącznie podczas nocy świętojańskiej. Niepotrzebnie się jednak obawiała. Nie widział jej blizn, a nawet gdyby je ujrzał, z pewnością nie zareagowałby tak, jak dziewczyna myślała. Różnili się, momentami aż za bardzo. - W normalnych okolicznościach bym Was zaprosił, ale jeśli chodzi o Pożogę, wolałbym żebyście tam jednak nie przychodzili. – Zdecydował się na szczerość, skoro jego partnerka również go nią obdarzała. Nie przepadał za pracą w tym miejscu, mimo że był przyzwyczajony do szemranych typów. Z pewnością jednak nie chciał, by kogoś takiego jak Elaine czy je brat przywiodła tam zwykła, ludzka ciekawość. Niekiedy na Nokturnie miały miejsce tak dantejskie sceny, że sam najchętniej oddaliłby się w bezpieczne miejsce. - Nie zrozum mnie źle. Po prostu nie jest to miejsce, w którym chciałbym Was gościć. Na szczęście niedługo zakładam własny pub i tam przyjmę Was jak we własnym domu. Znalazłem już odpowiedni lokal i jesteś pierwszą osobą, której o tym mówię, więc możesz trzymać mnie za słowo. – Dodał zaraz z subtelnym uśmiechem, bo rzeczywiście nikomu nie przyznawał się jeszcze do swoich planów. Nie mógł się jednak doczekać aż w końcu wyrwie się z objęć Nokturnu. I nawet jeśli sam parał się pewnymi nielegalnymi procederami, był pewien, że jego inwestycja rozkwitnie i zyska popularność nie tylko wśród typów z pod ciemnej gwiazdy. - A Ty? – Zapytał, spoglądając jej prosto w oczy. – Jakie są Twoje plany na przyszłość? – Nigdy o to nie pytał, może powinien? Rzadko wchodził z ludźmi w tak głębokie i jakby nie patrzeć, dość intymne, dyskusje. O niej chciał dowiedzieć się jednak jak najwięcej, a poza tym ciekaw był czy istnieje jakiś kierunek, który pozwalałby jej wykorzystać metamorfomagiczny talent. O ile w ogóle chciała się z kimś nim dzielić…
Elaine J. Swansea
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 174 cm
C. szczególne : pomalowane usta, wyprostowane plecy; metamorfomagicznie zwiększony wzrost;
Na szczęście Leonel nie rozwinął tematu, choć sądziła, że bardziej prawdopodobną przyczyną jest wciąż postępujące zamyślenie z jego strony. Zaczęła się zastanawiać czy powinna mu to przerywać na rzecz zwyczajnego dialogu. Miał taką postawę, jakby mówił z doświadczenia, jednak pewne lęki Elaine zabraniały drążyć tematu. Wstydziła się swoich słabości, a więc nie chciała ich tak szybko ujawniać. Niech Leonel ma swoje zdanie na jej temat i jakiekolwiek by ono nie było, niech się nie pogorszy, gdyby poznał ją od innej strony. Odpowiedziała mu na pytanie jeszcze zanim je zadał. Nie była pewna jakie ma zdanie o takich słowach jednak sądząc po mimice twarzy i tego co się udaje jej dostrzec w ciemnościach to nie takiej oczekiwał. Nie mogła rozwinąć tematu, bowiem chciała go zmienić w obawie, że kiedyś się sama wyda. Czuła się taka... brudna i nieładna mając ślady po ugryzieniach raz na zawsze wyryte w skórze. Może to i próżne, a jednak takie prawdziwe - nie każdy potrafił zaakceptować własne blizny. Zdecydowanie łatwiej byłoby jej z cudzymi, tak przynajmniej jej się wydawało. Zmarszczyła brwi wyraźnie zaskoczona jawną i mocną odmową przychodzenia do miejsca jego pracy. Oczywiście wiedziała, że to okolice Nokturnu i dostawała gęsiej skórki na samą myśl, jednak przecież nigdy w życiu nie poszłaby tam sama, prawda? Popatrzyła trochę spłoszona na Leonela, którego oblicze momentalnie spoważniało. Brawo Elaine, możesz być z siebie dumna. Zabrałaś mu uśmiech z twarzy. - Przecież ty byś tam był... - zabrzmiała jak dziecko, a więc potrząsnęła głową, by się zreflektować. Nie chciał tam ani jej ani Elijaha i musiał mieć ku temu powody. - Skoro jest tam niebezpiecznie to czemu tam pracujesz? Nie lepiej mieć coś normalnego? W Dolinie Godryka z pewnością znajdzie się sporo pracy dla dorosłego i silnego czarodzieja. - zapytała w sposób prosty, bowiem w głowie się jej nie mieściło, żeby przebywać codziennie w miejscu, gdzie ktoś może zrobić ci krzywdę za samo krzywe spojrzenie. Uśmiechnęła się bardzo lekko, niewidocznie w mroku nocy. - Dziękuję, będę pamiętać i czekać na cynk. - dodała nieco z mniejszym entuzjazmem będąc wciąż poruszoną lokalizacją pracy Leonela. Czyżby lubił adrenalinę? Tak, jak kiedyś zwierzył się jej Elijah? Na szczęście u brata to ucichło i mogła odetchnąć z ulgą, jednak nie chciałaby znów się w coś podobnego pakować - przeraźliwy strach o drugą osobę, panika i wiecznie zaniepokojenie czy dana osoba nie postanowi dzisiaj igrać ze śmiercią dla samej adrenaliny. Rozmasowała zimną dłonią spięty kark. Nie widziała, a poczuła na sobie jego spojrzenie. - J-ja? - powtórzyła niemądrze i odchrząknęła, by odzyskać głos. - Trudno powiedzieć. Chciałabym tworzyć portrety, jednak nie jest to prosty zawód, z którego można się utrzymać, a mi brakuje umiejętności. Zastanawiam się, ale czuję jakbym nie pasowała do pracy urzędniczej czy czegoś w tym stylu. Jeszcze się rozglądam za ofertami staży, ale mam jeszcze czas. - odpowiedziała, bo czemu miałaby się tym nie dzielić? Po chwili coś ją tknęło. Leonel nie wiedział, że nagminnie tworzy portrety. Wspominała, że lubi szkicować, jednak nie przypominała sobie, aby wspominała, że rysuje twarze ludzi. Drgnęła i błagała go w myślach by nie chciał obejrzeć żadnego, bo inaczej wydałoby się, że naszkicowała go dwa miesiące temu bez jego zgody, kiedy to wypełniał ją zachwyt nad jego urodą. Przygryzła policzek od środka i popatrzyła na Leo nieco z boku zastanawiając się jaki będzie jego następny ruch. Miło było z nim dyskutować nocą. Trzeba przyznać, że było to na swój sposób przyjemne, choć zapewne lada moment będzie musiała wracać jednak do namiotu, jeśli nie chciała odmrozić sobie kończyn i nie zostać zjedzona przez tutejsze komary.
Mówił z doświadczenia i to właśnie dlatego powrócił myślami do tych obrazów, choć jednocześnie rad był z tego, że Elaine nie zdecydowała się zgłębiać tego tematu. Zabawne, bo takie zachowanie zupełnie do niej nie pasowało. Przecież zdążył już poznać ją na tyle, by wiedzieć, że trudno ją przegadać. Pewnie wiedziała jednak co robi, domyśliła się, że czasami błoga nieświadomość jest lepszym rozwiązaniem. On także nie chciał przyznawać się do tego, czym się zajmuje i jakich rzeczy w życiu dokonał. Obawiał się, że wówczas straciłby w jej oczach, a przecież nie wyobrażał sobie, by mieli nagle zapomnieć o sobie i odejść w dwóch innych kierunkach. Nie wiedział o jej bliznach, ale raczej nie zrozumiałby w tym przypadku jej postawy. Dla niego było to coś naturalnego, coś co świadczyło o naszym jestestwie i jak wcześniej wspomniał, o tym co się przeżyło. Nie uważał śladów po ugryzieniach, pazurach czy czymkolwiek innym za szpetne. Prawdę powiedziawszy takie mankamenty zupełnie by mu nie przeszkadzały. Nadal uważałby, że Elaine jest piękna, być może nawet namawiałby ją wówczas, by nie ukrywał swoich blizn, polubiła ja i pozwoliła samej sobie być prawdziwą, twardą panną Swansea. Nie miał jednak jeszcze takiej okazji. - Tak, ale co jeśli nie zdołałbym Was ochronić? Nie darowałbym sobie, gdyby coś Wam się stało podczas takich odwiedzin. – Odparł już nieco łagodniejszym tonem, widząc jak jego partnerka obruszyła się niczym dziecko. Było to na swój sposób urocze. – Zdziwisz się, jeśli powiem, że dawniej chciałem tam pracować? – Dodał zaraz, nie chcąc być wobec niej nieszczerym. W jakimś sensie go rozgryzła, potrzebował adrenaliny, a poza tym obecność na Nokturnie pozwalała mu szybciej zdobyć namiary na potencjalnych klientów. Handlował wszak artefaktami, których posiadanie było niedozwolone, a które najbardziej interesowały właśnie czarodziejów z półświatka. - Może i lepiej, ale jak już mówiłem, długo tam nie zastanę. Otwieram zaraz swój lokal, nie muszę już szukać innej pracy. – Starał się ją przekonać do tego drugiego z zaproszeń, ale wyczuwał, że Elaine podchodzi do niego ze znacznie mniejszym entuzjazmem. Mimo że chodziło o jego własną inwestycję, nie czuł się wcale urażony. Rozumiał ją, nie spodobało jej się pewnie to, że potraktował ją tak protekcjonalnie. Nie miał jednak przecież złych zamiarów, raczej się martwił. - Dlaczego tak kusi Cię wizyta na Nokturnie? – Zapytał więc, chcąc pokazać, że to nie tak, że ignoruje temat. Właściwie gdyby Krukonka się uparła, pewnie zgodziłby się pokazać jej ten mniej urokliwy rejon czarodziejskiego świata. Wówczas jednak nie spuszczałby jej z oczu i wolałby pewnie by nie przyprowadzała tam brata ani nikogo innego. O jedną osobę mógł jeszcze w pełni zadbać, ale trudno byłoby mu opiekować się gromadką uczniów czy studentów, którzy najpewniej nie byli nawet do końca świadomi zagrożeń, jakie można było napotkać na Śmiertelnym Nokturnie. - Tobie brakuje umiejętności? Jakoś nie chce mi się w to wierzyć, choć pewnie musiałabyś mi pokazać jakiś portret, żebym sam mógł to ocenić. – Znów obdarował ją tym swoim uśmiechem, więc nie musiała martwić się o to, że zniknął bezpowrotnie. Po prostu wcześniej padło na grunt, który wzmógł w nim zupełnie inne emocje. Nadal jednak przebywał przecież w tym samym, najlepszym, towarzystwie i nie chciał, by wspomnienie o jego pracy czy Nokturnie zniszczyło tę atmosferę. - Pewnie sama nie doceniasz swojego talentu, jak to Krukoni. Uwierz w siebie, jestem pewien, że będzie dobrze. I jak sama mówisz, masz jeszcze trochę czasu… - Nie chciał też, żeby poczuła się przytłoczona, bo wiedział, że uczepienie się takiego tematu, kiedy człowiek jeszcze stał przed wyborem swojej drogi, bywało męczące. Postanowił więc zmienić go zgrabnie, dając dziewczynie chwilę oddechu. – A Twój brat? Niech zgadnę… jest modelem? – Rzucił rozbawiony, bo nie znał nawet tego człowieka. Był to totalny strzał. Połączył jednak fakty, przyjmując, że jej rodzeństwo także odziedziczyło metamorfomagiczny dar, a taki zawód po prostu mu do nie pasował. Chyba padł ofiarą stereotypów, ale przecież nie o to chodziło, by nagle stał się jasnowidzem.
Elaine J. Swansea
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 174 cm
C. szczególne : pomalowane usta, wyprostowane plecy; metamorfomagicznie zwiększony wzrost;
Wyprostowała się na huśtawce przez co wprawiła ją w delikatny ruch. Nabrała powietrza w płuca i powoli je wypuściła gotowa na dalszą część konwersacji. Coraz więcej się o nim dowiadywała, a jakąkolwiek wiedzę zawsze witała z radością, zwłaszcza, jeśli dotyczyła ona osób, którymi w jakimś stopniu się interesowała. - Nie wiem czy wiesz jakie wrażenie sprawiasz, Leo. Czasami masz taką minę jakbyś chciał powiedzieć wszystkim, że nie warto z tobą zadzierać. Dlatego wnioskuję, że jesteś dobrym czarodziejem, poza tym sam nazwałeś się wojownikiem. Poza tym, Leo, nie szłabym tam zaczepiać zakapturzonych ludzi tylko chwilę z tobą porozmawiać. - może podchodziła naiwnie do tematu rozmowy, a może nie miała pełnej świadomości gdzie ten pub się tak właściwie znajduje. Albo to i to? Zaskoczyła ją własna szczerość, bo choć nie dopuszczała się kłamstw, to nie planowała zdradzać co widzi własnymi oczami kiedy na niego spogląda. Rzeczywiście czasami wyglądał groźnie, zwłaszcza, gdy mu się coś niezbyt podobało. Mimo wszystko był znacznie... bezpieczniejszy niż taki Nathaniel, co samym spojrzeniem jest w stanie doprowadzić ją do zawrotów głowy, a czego sobie zwyczajnie nie życzyła. Sama myśl o nim doprowadziło do spięcia ramion, które przed chwilą tak dyskretnie sprawdzała. Przy Leo nie musiała się martwić, że lada moment dostanie zawału serca. Mógł być groźny, ale paradoksalnie stanowił wizję stabilności i gwarancji spokoju. To dla jej pijanej metamorfomagii działało cuda, bowiem w końcu włosy odzyskały ulubiony kolor Elaine - jaśniutki, delikatny blond. - Zdziwię się. Naprawdę ciągnęło cię do takiej mrocznej okolicy? - a może jego sporadyczna "groźna mina" i miejsce pracy miało większy związek niż się jej wydawało? Może coś się za tym kryło? Czuła, że potencjalna prawda nie przypadłaby jej do gustu... - Będę trzymać kciuki i zapewne będę jedną z pierwszych klientek. - obiecała i poczuła, że bardzo chętni spełni swoje słowa. - Czyli... ten twój... pub jest bezpośrednio na tym Nokturnie, a nie gdzieś obok? - wydało się właśnie czemu się tak interesowała. Wyobrażała sobie pub zupełnie gdzie indziej, a świadomość, że jednak znajduje się niemal w centrum mrocznej i niebezpiecznej uliczki z pewnością zmieni jej nastawienie o sto osiemdziesiąt stopni. - Dlaczego Leo? Dlaczego pracujesz w takim miejscu? Przecież tam kręcą się sami przestępcy i typy spod... - urwała i popatrzyła na niego w niemym szoku. Przecież to logiczne. Skoro obracał się w towarzystwie przestępców, chciał zawsze tam pracować to jawny znak, że musiał tam... pasować. A jak inaczej, jeśli nie poprzez popieranie wartości przestępców? A co jeśli sam nim był? To tłumaczyłoby jego hardą minę, z której nie dało się nic wyczytać, powściągliwość w dzieleniu się informacjami, groźny wzrok... znajomość tamtej dziwnej tiary, przy której czuła się źle, a którą on najwyraźniej znał... Przełknęła głośno ślinę i zdała sobie sprawę, że nie zna Leonela na tyle dobrze jakby chciała. - Hm... Zresztą, zmieniasz pracę, to nieistotne. - odpowiedziała bardzo szybko i nie patrzyła mu już w oczy. - Nie, Eli nie jest modelem, em... - nagle słowa przychodziły jej z trudem, motała się w składaniu zdań. - ... a propos brata, pewnie będzie mnie zaraz szukać. Powinnam się zbierać. - szybko zeszła z huśtawki i znów prawie się przewróciła. Położyła dłoń na obojczyku czując jak nieco niżej łomoce jej serce, szybciej niż jeszcze kilka chwil temu. Irracjonalny strach ściskał jej gardło. Leonel pracował w mrocznej i negatywnie popularnej okolicy, przyznał, że zawsze tego chciał, lubił blizny... czuła nagłą potrzebę schowania się w ramionach Elijaha. Teraz. Już. Natychmiast. Bała się popatrzeć Leonelowi w oczy.
Wcześniej nie odczuwał w ogóle procentów w organizmie, ale kiedy Elaine wprawiła huśtawkę w delikatny ruch, na chwilę zakręciło mu się w głowie. Niewykluczone, że alkohol zaczynał działać na niego z opóźnieniem. Nadal jednak uważał, że jest w pełni świadomy i że nie grozi mu nic poza stanem podchmielenia; być może jedynie trunek rozwiązał mu trochę język, choć w tym przypadku nie był pewien czy to skutek procentów czy raczej obecności krukońskiej towarzyszki. - Sprawianie takiego wrażenia ma też swoje plusy. – Mruknął, chociaż zdecydował się nie rozwijać tematu. Nie był z pewnością tak towarzyskim typem człowieka jak Elaine, ale miał ku temu swoje powody. Poznawał takich ludzi, z którymi naprawdę nie warto było mieć do czynienia, więc wykreowanie swoistej blokady i niedopuszczanie do siebie innych można było uznać za jego reakcję obronną - Nie będę Cię okłamywał. Uważam, że jestem dobrym czarodziejem, ale nawet najsilniejsi miewają chwilę słabości. Po prostu nie chciałbym, żeby coś Ci się stało, a na pewno wiele słyszałaś o Nokturnie. Przychodzą tam ludzie, którzy albo chcą zdobyć coś nielegalnego albo wszcząć jakąś krwawą jatkę. Nigdy nie wiesz na kogo trafisz. Czasami wystarczy chwila, by znaleźć się w samym sercu mordobicia, a w chaosie nie miałbym pewności czy zdołam Cię ochronić. – Dawno się tak nie rozgadał, ale czuł się zobowiązany, by wyjaśnić pannie Swansea swą wcześniejszą reakcję, by czasem nie skojarzyła jej z jakąś niechęcią wobec jej osoby czy ponowną próbą zamykania się lub unikania niewygodnych tematów. Nadal nie mówił jej z pewnością wszystkiego o sobie, ale postanowił chociaż być wobec niej uczciwym, szczególnie jeśli sama go o coś spyta. Nie uważał przy tym, że jest naiwna. Dopóki nie spędziło się więcej czasu na Nokturnie, swą wiedzę można było jedynie opierać na plotkach, które jak wiadomo, nie zawsze były prawdziwe. Poza tym nie wszystko dało się opisać słowami. - Jestem człowiekiem ciekawym świata i uzależnionym od adrenaliny. – Właściwie nie kłamał, choć obdarzył ją odpowiedzią dość dyplomatyczną, nie zdradzając jednocześnie tego, kim tak naprawdę jest. W jego mniemaniu po prostu przemilczenie pewnych faktów, jeśli rozmowa ich bezpośrednio nie dotyczyła, nie było kłamstwem. - Szatańska Pożoga tak, ale swój lokal otwieram poza obrębem tej niesławnej dzielnicy. Tak dokładnie na jednej z magicznych uliczek znajdujących się pomiędzy Nokturnem a Pokątną. – Nie wspomniał o tym, że szyld widoczny jest z obu głównych ulic. Zdawał sobie sprawę z tego, że w jego pubie mogą zjawić się osoby przynależące do różnych światów, ale uważał przy tym, że jego własny lokal będzie miejscem bezpiecznym, pozwalającym mu znacznie większą kontrolę. W końcu nie był to już Śmiertelny Nokturn, gdzie nawet jeśli ktoś myślał, że panuje nad sytuację, tak zwykle zdawało się to ułudą. Jej natłok pytań, a także urwana wpół wypowiedź sprawiła, że sam zaczął domyślał się, że trafiła na właściwy trop i połączyła wszystkie niewygodne fakty. Nie chciał do tego dopuścić, ale nie mógł inaczej poprowadzić tej rozmowy. Przecież i tak w końcu by się o tym dowiedziała, a on wyszedłby jedynie na nieuczciwego dupka, mydlącego jej oczy i udającego kogoś, kim wcale nie jest. - Spokojnie. Już niedługo. – Wtrącił się więc tylko, chociaż Elaine sama dopowiedziała sobie zakończenie, unikając przy tym jego spojrzenia. Kurwa. Czuł się tak, jak gdyby ktoś uderzył go właśnie Avadą w twarz. Wodził za nią wzrokiem, kiedy miotała się w składaniu kolejnych zdań i kiedy niezgrabnie wstała z huśtawki. Podążył szybko za nią, wspierając ją swym ramieniem, żeby nie upadła na ziemię. - Jesteś pewna? – Zapytał, jakby w nadziei, że dziewczyna zmieni zdanie. Trudno było się z nią rozstawać, szczególnie w takich okolicznościach. Z drugiej strony nie miał jak zniweczyć takiego przebiegu zdarzeń. – Może chociaż Cię odprowadzę? – Dodał zaraz, nieco bardziej zmartwiony, niejako godząc się ze swoją porażką. Wiedział, że tego wieczoru niczego nie ugra. Nie oznaczało to wcale, że zamierza się poddać, ale teraz? Postanowił dać jej czas, by sama jakoś oswoiła się z tą nowo nabytą wiedzą. Liczył na to, że nie przekreśli ona wszystkiego i że zdoła jeszcze jakoś pannę Swansea do siebie przekonać.
Elaine J. Swansea
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 174 cm
C. szczególne : pomalowane usta, wyprostowane plecy; metamorfomagicznie zwiększony wzrost;
Poczuła się jakby nagle ktoś wylał jej na głowę kubeł zimnej wody. Popatrzyła na Leonela bardziej wyostrzonym wzrokiem - po prostu nie przez pryzmat uczuć, a rozsądku. Odkryła, co i sam jej właśnie słowami udowadniał, że ma do czynienia z kimś o konkretnym i silnym charakterze, z mężczyzną, który obraca się w szemranym towarzystwie i to lubi. Ciężko było jej popatrzeć z punktu własnych doświadczeń i przeżyć u boku Leonela, bowiem alkohol wciąż krążył w jej żyłach i zaburzał bardziej klarowne myślenie. Odczuwała dziś bardzo wiele emocji naraz, a nawet jak na kobietę było to dużo. Niezbyt dobrze się potoczyło, że w pewnym momencie zagnieździł się w niej strach. Prawdopodobnie panikowała - Leonel przecież nigdy jej nic złego nie zrobił - jednak okoliczności (noc, ciemności, pustynia, brak powiadomienia brata o miejscu pobytu) oraz nabyte informacje (Nokturn, przestępcy, niebezpieczeństwo) zmieszały się ze sobą tworząc mieszankę niemalże wybuchową. Słuchała go oniemiała i bladła z każdym następnym zdaniem. Miała świadomość, że zaoferował jej szczerość, jednak musiała przyznać, że wybrał niechcący zły czas na takie informacje - nie w środku nocy, kiedy nie ma przy sobie nawet różdżki (została w torebce... brawo Elaine, brawo!) i była jeszcze nieco rozkojarzona po grze w butelce. Zapewne gdy emocje z niej opadną będzie mu wdzięczna za dobitne przekazanie informacji i bardzo wyraziste zwizualizowanie tego, co może ją spotkać podczas wizyty w miejscu jego pracy. Póki co zniechęcił ją maksymalnie do zapuszczania się w tamte okolice nawet, jeśli chwilę temu miała jeszcze ochotę głupio zaryzykować. Sama nie wiedziała już czego chciała i było to frustrujące. Miała przed sobą świetnego czarodzieja, silnego... tylko czemu okazywał się tym niezbyt popularnym "typem spod ciemnej gwiazdy"? Jest taki miły, sympatyczny i przystojny, a okazuje się, że jej wyobrażenia (czyli brzydota, szpetota, brak higieny i kultury) mijają się z rzeczywistością. Nagle poczuła, że gdyby Leonel chciał to mógłby ją z łatwością skrzywdzić. Nie chciała w to wierzyć, jednak irracjonalny strach pętał jej struny głosowe i odbierał możliwości dyplomatycznego mówienia. Nie miał świadomości jak mocno uderzą w nią słowa dotyczące uzależnienia od adrenaliny. Dotąd unikała jego wzroku lecz na tę wypowiedź popatrzyła na niego zszokowana. Zacisnęła drżące palce w pięść, objęła swoje ramiona i przypomniała sobie, że nosi na nich jego marynarkę. Chciała mu ją oddać, jednak zanim by się z niej wyplątała, zapewne by się popłakała od nadmiaru emocji. Gdyby jej nie złapał, przewróciłaby się, a więc znów udowodniła mu jaka jest słaba i prosta do pokonania, gdyby tylko chciał. Potrząsnęła głową, aby pozbyć się paskudnych myśli. Nie potrafiła ukryć rozemocjonowania, włosy pokryły się bielą spychając całkowicie blond w zapomnienie. Samo ciało jakby się nieco zmniejszyło, przykurczyło zupełnie jakby chciała być jak najmniej widoczna. Dłonie jej drżały, gdy zaciskała pod palcami skrawki jego marynarki, która ją dziś hojnie ogrzewała. - Uza...uz...uzależnienia nie są dobre. - wydusiła z siebie czując, że jednak powinna wyjaśnić własną bladość i drżenie. Nie musieli mówić, wyraźnie było widać po Elaine dlaczego się wystraszyła. Widząc teraz Leonela w mroku i wiedzieć o nim więcej poczuła przy karku smagnięcia strachu. To zaś doprowadziło do zalążek łez czających się w kącikach oczu. - Przepraszam, Leo. Naprawdę przepraszam, ale nie mogę. Muszę iść do Elijaha. Wiesz, to takie... no bliźniacze potrzeby. Dużo się działo... - nie umiała popatrzeć mu w oczy i to ją zmroziło. Nie chciała tego, prawda była taka trudna do zaakceptowania zważywszy, że uważała się za taką słabą przy nim. Nie mogła się z nim równać. - Ja... ym... kawałek tak, ale też żebyś... żebyś wiesz, nie musiał za daleko wracać. Wy...wysłać mogę mu patronusa, to łatwizna, od razu się obudzi. - plotła od rzeczy wszak nie miała różdżki, a nawet gdyby jednak nie zostawiła u nich torebki to w tym stanie emocjonalnym mogłaby co najwyżej się nią podrapać po głowie. Z bardzo miękkimi kolanami ruszyła w kierunku obozowiska i spuściła głowę. Starała się nie myśleć o nim źle. Nic jej nie zrobił, jest miły, sympatyczny...
Ludzie nazbyt często padali ofiarą stereotypów. Kojarzyli typów spod ciemnej gwiazdy z postaciami szpetnymi, pokrytymi wieloma bliznami czy tatuażami, najlepiej z podpsutymi albo wypadającymi zębami i przyodzianymi w podarte, niechlujne szaty. Rzeczywistość wyglądała jednak zupełnie inaczej, a na Śmiertelnym Nokturnie można było spotkać rozmaite osobistości. Niektórzy faktycznie wyglądali tak, jak można by się tego spodziewać. Snuli się niczym zagubione dusze po mrocznych alejkach, wszczynając mordobicia lub niszcząc wszystko dookoła. Inni zjawiali się jednak w tej wątpliwej sławy okolicy w zupełnie innych celach. Można by rzec – biznesowych. Takim mianem zresztą Fleming określiłby samego siebie. Nie był żadnym obdartusem, kieszonkowcem czy innym rzezimieszkiem, a raczej biznesmenem, którego nęciła ta nutka adrenaliny i dla którego Nokturn zdawał się najlepszym miejscem do wyszukiwania potencjalnych klientów. Wszak, jeśli poszukiwało się jakiegoś rzadkiego artefaktu albo czegoś, czego posiadanie nie było do końca legalne, gdzie najlepiej było się udać? Leonel nie utożsamiał się z tymi najgorszymi szumowinami o czerwonych od ognistej i jadu bazyliszkach twarzach, szukających wszędzie zaczepki, co być może czyniło go właściwie jeszcze gorszym. Nie dało się bowiem zaprzeczyć, że z półświatkiem do czynienia miał wiele, ale poza paraniem się tym, co zakazane, towarzyszył mu również intelekt. Nie mógł mieć do Elaine pretensji, że zareagowała w ten sposób. Strachem, który dało się wyczuć nie tylko przez to, że nie potrafiła spojrzeć mu w oczy, ale również z powodu jej najpewniej niekontrolowanych, metamorfomagicznych zmian. Podejrzewanie go o to, że może wyrządzić jej krzywdę, było czymś abstrakcyjnym, ale nie mogła przecież o tym wiedzieć. Prawda była jednak taka, że Fleming nawet na Nokturnie nie ciskał zaklęciami na prawo i lewo, mimo że znał takie, które błyskawicznie zadałyby jego ofierze śmierć. Uciekał się do brutalności i przemocy jedynie w sytuacjach, które tego od niego wymagały. Ale jeśli już na taką natrafił, faktycznie na próżno było doszukiwać się u niego litości. Jego stoicki spokój, chłodne oblicze i pokerowa twarz w zestawianiu z wiedzą, jaką dzisiejszego wieczoru pozyskała panna Swansea, mogła wzbudzać realne obawy. Nie planował tego, nie był to najlepszy moment na szczerość, ale jednocześnie nie wybrał go z własnej woli. Ot, temat sam potoczył się w niezbyt wygodnym kierunku, a on nie chciał obdarzać swej towarzyszki kolejnymi kłamstwami czy zbywać milczeniem. Zdawał sobie sprawę z tego, że pokazał jej się w niekorzystnym świetle i że musi dać jej czas na przemyślenie tego wszystkiego. Póki co mógł mieć tylko nadzieję, że sam fakt pracy na Śmiertelnym Nokturnie nie przekreśli go w oczach tej delikatnej Krukonki. Jeszcze wiele o nim nie wiedziała, ale póki nie musiała, nie zamierzał odsłaniać kolejnych słabych kart. Dawkowanie informacji zdawało się dobrym pomysłem. Być może nie zada znów tak szybko pytań, które by go zdemaskowały. - Nie są, choć podobno suma nałogów jest stała. – Odpowiedział nad wyraz beztrosko, nie zdając sobie sprawy z tego, dlaczego wcześniejsze zdanie wywarło na Elaine tak duży wpływ. Nie miał przecież pojęcia o tym, że przeżywała dokładnie to samo ze swoim bratem i że po raz kolejny przypomniała sobie, jak bardzo się o niego troszczyła. - Pewnie, rozumiem. – Dodał zaraz, kiedy jego partnerka podparła się potrzebą spotkania ze swoim rodzeństwem. Potrafił połączyć fakty i stwierdzić, że to totalna ściema, ale nie zamierzał jej przed tym powstrzymywać. Zamiast tego wyciągnął z kieszeni spodni paczkę papierosów i odpalił jednego, snując się za blondwłosą dziewczyną. - Nie zostawię Cię przecież gdzieś po drodze. Spokojnie, nie musisz się mnie obawiać. – W jego ustach te słowa prawdopodobnie nie brzmiały dla niej wiarygodnie, ale zdecydował się je wypowiedzieć. Pokazać jej, że dostrzegł natłok jej emocji, choćby spróbować przekonać ją do tego, że nie powinna się zamartwiać. Nie wyobrażał zaś sobie tego, by mógł jej w tym stanie nie odprowadzić pod sam namiot. Tym razem jednak nie łapał jej za rękę, nawet nie zaczynał żadnego tematu rozmowy, bo w tym momencie wydawało się to niecelowe. Po prostu szedł obok niej, zaciągając się tytoniowym dymem, który po chwili pod postacią siwej chmury wypuścił ze swoich płuc.