C. szczególne : Lewa ręka: pochłaniacz magii, sygnet rodu | prawa ręka: od łokcia w dół pokryta paskudnymi bliznami, runiczne tatuaże na ramieniu | blizna pod łopatką
Niewielkie, dwupokojowe mieszkanie utrzymane w ciemnych barwach, choć urządzone w taki sposób by nie było przytłaczające. Wprawny obserwator może dostrzec, że nie jest ono urządzone przez samego Nathaniela, a pomimo swoich licznych ozdóbek pozostaje nieco zimne i pozbawione duszy. W powietrzu unosi się zapach cytrusów, mięty i papierosowego dymu.
Salon
Jest połączony z kuchnią, a jego okna wychodzą na południe, dzięki czemu w ciągu dnia jest naprawdę jasno. Jest to chyba najprzytulniejsza, a zarazem najczęściej użytkowana część mieszkania; wysokiej jakości, wygodne meble zachęcają by na nich przycupnąć i wziąć do rąk jedną z ustawionych na regale książek albo włuchać się w muzykę płynącą z ustawionego w kącie gramofonu.
Kuchnia
Małą kuchnię od salonu oddziela tylko prosty dębowy blat, przy którym ustawione są wysokie barowe krzesła. Jest to jednocześnie jedyna namiastka jadalni jaką można znaleźć w tym mieszkaniu. Siedząc na sofie, można by obserwować krzątające się po niej osoby, otwierające szafki, ale niestety jest to najrzadziej używana część mieszkania. Legenda głosi, że można w niej znaleźć tylko whisky i kawę.
Łazienka
Zwykła łazienka z całkiem wygodną wanną, dość duża i jasna ze względu na wychodzące na wschód okno.
Sypiania
Jest niewielka, w większości wypełnia ją ogromne, wyjątkowo wygodne łóżko i poza kilkoma ozdobami próżno szukać tu czegoś więcej. Naprzeciwko łóżka znajduje się wejście do niedużej garderoby.
Ostatnio zmieniony przez Nathaniel Bloodworth dnia Wto Sty 31 2023, 21:29, w całości zmieniany 7 razy
To był naprawdę dobry wieczór. Jej pierwsza, prawdziwa, mugolska impreza. Zadziałala jak narkotyk - przez chwilę naprawdę zapomniała. Poczuła się wolna i niezależna, wszystko co zostawiła po magicznej stronie świata wydawało się wyjątkowo odległe, zupełnie jakby należało do drugiego życia, alternatywnej rzeczywistości od której udało jej się na chwilę uciec. Jakby na chwilę odzyskała całą swoją niewinność. W zasadzie wśród mugoli czuła się trochę jak dziecko, które poznaje nowe elementy świata z niemałą fascynacją, niesparzone, w bańce złudnego poczucia bezpieczeństwa. Aż wróciła pod kamienice. Możesz uciekać, ale tylko tak długo i tak daleko na ile starczy ci oddechu. Na koniec dnia i tak trzeba wrócić do domu, a to właśnie był jej dom, w dodatku codziennie świadomie go wybierała, wcale nie chcąc ruszyć naprzód tak bardzo, jak sobie to powtarzała. Przeprowadzaka mogłaby rozwiazać tak wiele, pewnie uleczyć wszystko znacznie szybciej, ale ona ewidentnie wolała to rozdrapywać, mijając codziennie drzwi o numerze trzydzieści dwa i zastanawiając się, co się dzieje za nimi. Z perspektywy czasu sama nie była pewna, czy w alkoholowym amoku pomyliła numerki, czy podświadomie z premedytacją pociągnęła za klamkę od niewłaściwego mieszkania, a kiedy spotkała się z oporem, wsadziła klucz i siłowała się z nim bez końca, robiąc przy okazji sporo hałasu. Pukanie, na które zdecydowała się po chwili, było pewną wskazówką.
Nathaniel Bloodworth
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 190 cm
C. szczególne : Lewa ręka: pochłaniacz magii, sygnet rodu | prawa ręka: od łokcia w dół pokryta paskudnymi bliznami, runiczne tatuaże na ramieniu | blizna pod łopatką
Choć zajrzał do butelki już dawno temu, przez długi czas udawało mu się utrzymać względny rezon. W każdym razie robił wszystko, byle nie zalewać się w trupa, bo byłoby to jednoznaczne z przyznaniem się do winy i do tego, że nie czuje się dobrze sam ze sobą. Chciał sprawiać pozory normalności, bo i co więcej mu zostało? Całe jego życie było grą pozorów, po prostu brnął w to jeszcze głębiej. Ostatnie wydarzenia, a dokładniej ich skutki, które dotkliwie odczuwał na własnej skórze, ostatecznie na nowo zrujnowały jego życie. Był zmęczony, apatyczny, nie chciało mu się wychodzić do ludzi. Jednocześnie sen nie chciał spłynąć na jego powieki, przynosząc ukojenie. Dręcząca go bezsenność noc w noc pchała go ku kuchni, sen znajdował dopiero po wypiciu solidnej dawki palącej trucizny; kilka razy zasnął w fotelu ze szklanką w ręce. Rankiem z kolei wyjątkowo osłabiony organizm na wszelkie możliwe sposoby protestował przed takim traktowaniem i jedynie porządny klin był w stanie przytępić łupiący ból, mdłości i rosnącą obojętność na życie. Kończył drugą szklankę, gdy rozległo się łomotanie do drzwi. Poderwał się z kanapy, żałując tego, gdy świat na moment przesłoniła ciemność, złapał za różdżkę i ostrożnie podszedł w stronę źródła hałasu. Zerknął przez wizjer i zmarszczył brwi, nie spodziewając się zobaczyć tam akurat jej. Przez moment zastanawiał się, czy nie powinien po prostu jej zignorować, udać, że nie ma go w domu. Z drugiej strony obawiał się, że być może znajduje się w niebezpieczeństwie i dlatego zdecydowała się do niego przyjść. — Chwila — powiedział na tyle głośno, by mogła go usłyszeć i zerknął przez ramię na bałagan, w którym ostatnio żył. Kilka szybkich machnięć różdżką pobieżnie załatwiło ten problem. Butelkę whisky postawił za kanapą, aby nie rzucała się tak bardzo w oczy. W końcu założył maskę absolutnej obojętności, otworzył drzwi i spojrzał na Emily pytająco, unosząc ku górze jedną brew. — Co się stało? — zapytał sucho, beznamiętnie, prawie obojętnie. Wychylił się nieznacznie poza próg, by rozejrzeć się po korytarzu i sprawdzić, czy nie dzieje się tam nic niepokojącego.
Zawsze kiedy go widziała - nie ważne czy to przelotnie przed mieszkaniem, czy to na jakiejś imprezie na drugim końcu sali, zawsze towarzyszyła jej ta sama mieszanka uczuć. Część z nich oczywiście była negatywna, jakby ktoś posypywał solą wciąż trochę otwartą ranę, ale częściowo była w tym też ulga, jakby cieszyła się za każdym razem widząc, że trzyma się dobrze i przynajmniej na pierwszy rzut oka nie wygląda na pijanego. Tak było i tym razem, chociaż jej ocena sytuacji mogła być nie najlepsza. Nie była tak wstawiona, że nie mogła ustać na nogach, czy traciła kontakt ze światem, ale zdecydowanie było w niej trochę więcej chwiejności a jej głos poszybował w górę dosyć nienaturalnie. - Planowałam powiedzieć, że pomyliłam drzwi, ale nie jestem jeszcze aż tak pijana - przyznała, odkrywając, że na tym etapie upojenia alkoholowego włącza jej się uderzająca szczerość. W sumie powinna do tego wniosku dojść już w klubie. - Wracam z imprezy - dodała zbędnie, bo jej zdecydowanie niecodzienny strój i lekko rozmazany makijaż mówił sam za siebie. Nie była głupia, wiedziała, że z każdym wypowiedzianym słowem szanse na to, że zamknie jej drzwi przed nosem rosły nieubłagalnie, więc na wszelki wypadek przekroczyła próg, licząc, że konieczność wyrzucenia jej fizycznie kupi jej trochę czasu. Zwłaszcza, że pozbieranie myśli, kiedy te biegały po twojej głowie bez kontrolii, było wyjątkowo trudne. - Przepraszam, nie powinnam przychodzić tutaj po alkoholu - zreflektowała się, zwłaszcza jak zobaczyła całkiem ogarnięte mieszkanie i brak wyraźnych śladów po jego piciu. To nie były jej najbardziej spostrzegawcze chwile. - Wszystko u ciebie... okej?
Nathaniel Bloodworth
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 190 cm
C. szczególne : Lewa ręka: pochłaniacz magii, sygnet rodu | prawa ręka: od łokcia w dół pokryta paskudnymi bliznami, runiczne tatuaże na ramieniu | blizna pod łopatką
Udawał, że jest mu obojętna tak dobrze, że po części przekonał nawet samego siebie i w efekcie zamiast spodziewanej fali bólu, poczuł jedynie nieprzyjemny ucisk w żołądku, który w innej sytuacji można by pomylić ze skutkami przeciągłego się picia i zmęczenie, które i tak ciągnęło się za nim już od kilku dni. — I tak nie umiesz kłamać — skwitował bez cienia rozbawienia, tak jakby przedstawiał jej oczywisty fakt. Z każdą kolejną sekundą tego spotkania rosła jego pewność, że tak naprawdę nic jej nie grozi i całe to spotkanie do niczego nie prowadzi. Poza pewnością wzrastało też rozdrażnienie, złość na samego siebie, że w ogóle otworzył te drzwi. Jak długo będzie potrafił stać przed nią niewzruszony? Po jakim czasie w jej towarzystwie znów popadnie w zupełną rozsypkę? Zapragnął jak najprędzej uciąć rozmowę, która nie mogła przynieść im nic dobrego i zamknąć jej drzwi przed nosem, chociażby bez słowa pożegnania, ubiegłą go jednak, wpychając się do środka, co skwitował rozdrażnionym grymasem. — After-party nie w tę stronę. Wszystkim tak wchodzisz do mieszkań? — burknął, nie oczekując odpowiedzi. Myślał jak może pozbyć się stąd jej obecności, która na dłuższą chwilę z pewnością miała skutkować cierpieniem. W międzyczasie zwierzęta miały całkiem inny plan i zwykle nieprzyjazna Avada zeskoczyła z kuchennego blatu, by z cichym pomrukiem otrzeć się o nogi dziewczyny. — Wcale nie powinnaś tutaj przychodzić — zauważył, krzyżując ręce na piersi. Zasłonił tym samym (świadomie lub nie do końca) wygnieciony t-shirt, który w żaden sposób nie pasował do jego standardowego schludnego wyglądu, który wyniósł z domu. Oparł się tyłkiem o komodę, nieustannie stojąc przy drzwiach, gotów ją wyprosić. — Czego tu szukasz, Emily? Był o włos, by przejawić słabość. Wypowiadanie jej imienia nie było najlepszym pomysłem, głos drgnął mu delikatnie, coś się w nim zachwiało. Zaraz, jakby w odpowiedzi, wzrok nabrał jeszcze większej wrogości.
To było dziwne - z dniem, w którym przestała tu wchodzić, zaczęła traktować te przestrzeń jako obcą, niedostępną, mimo że dopiero co była jej tak dobrze znana. Była tu tak regularnie, nawet wtedy, kiedy Nate'a nie było w pobliżu, zwierzęta traktowała już prawie jak swoje własne, mimo że te nie zawsze cieszyły się na jej widok. Chyba nawet nie docierało do niej, jak bardzo za nimi tęskniła, dopóki kotka nie pojawiła się na horyzoncie. Emily uśmiechnęła się, kucnęła przy niej, korzystając z tej chwili kociej łaski i zaczęła drapać ją pod szyją. - Chyba w koncu mnie polubiła. Ironicznie - zauważyła, dalej grając na czas i odsuwając w czasie odpowiedź na pytanie nawet wtedy, kiedy jeszcze nie zostało na głos powiedziane. Oczywiste było od samego początku. Oczywiście, trudniej było to zrobić, kiedy w końcu zadał je otwarcie, nie pozostawiając zbyt wiele bocznych furtek. Zerknęła na niego, milcząc jeszcze przez chwilę, sama zastanawiając się, po co naprawdę tu przyszła. - Dużo o tobie myślałam. Martwiłam się - chciała powiedzieć tęskniłam, ale waga tego słowa przerosła ją nawet teraz, mimo że była ośmielona alkoholem. - Nie byłam sprawiedliwa. Nie chciałam cię zranić... a może chciałam, w tamtym momencie pewnie chciałam. Byłam taka zmęczona - wracała do tego wieczoru wielokrotnie, zastanawiając się, jak w przeciągu kilkudziesięciu minut wszystko mogło zmienić się tak drastycznie. Wiedziała, że powiedziała wtedy rzeczy, których kompletnie nie miała na myśli i bardzo dobrze pamiętała moment, w którym powiedziała sobie dość, ale wszystko było jak za mgłą i im bardziej się od tego oddalała, tym więcej poddawała pod wątpliwość. - Prawdę mówiąc, sama nie wiem po co tu przyszłam. Chyba przeprosić.
Nathaniel Bloodworth
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 190 cm
C. szczególne : Lewa ręka: pochłaniacz magii, sygnet rodu | prawa ręka: od łokcia w dół pokryta paskudnymi bliznami, runiczne tatuaże na ramieniu | blizna pod łopatką
Był absolutnie przekonany, że kocica swoim zachowaniem robi mu na złość, to doskonale pasowało do jej niezbyt przychylnej natury. Udało mu się ją do siebie przyzwyczaić i czuł, że nawiązał z kugucharem głębszą więź, ale nie wyplenił z niej naturalnej dzikości. Właściwie nigdy nie próbował, szanując to, że taki miała charakter. Z drugiej strony nigdy nie sądził, że nawet przy odpowiednich umiejętnościach było to wykonalne – to zdecydowanie była to jedna z ich cech wspólnych. — Późno i pokrętnie okazuje sympatię. — Wymamrotał, bo choć nie zamierzał wchodzić z nią w dysputy, zwierzęta były jednym z tych tematów, na który zawsze miał coś do powiedzenia. Zwłaszcza że była to druga cecha wspólna jego i Avady. Cóż za paradoks. Między ciemnymi brwiami pojawiła się pionowa zmarszczka, kiedy oznajmiła, że się o niego martwiła. Nie ucieszyło go to, nie zalało go od tego przyjemne ciepło ani poczucie, że jest kochany. Wręcz przeciwnie, zdenerwował się. Na nią, na siebie samego. Czuł, jak wlewa się w niego frustracja, bo zrozumiał, że Emily już w momencie kiedy wypraszała go ze swojego mieszkania, wiedziała, jak się to skończy. Martwiła się, bo była przekonana, że wróci do picia. Przez jakiś czas mu się udawało... a potem spełnił zakładany przez nią scenariusz. Nie wiedział, czy bardziej zabolał go jej oczywisty brak wiary, czy własna słabość. Choć od miesięcy odpychał od siebie myśl, że znów niemalże do reszty stracił kontrolę, teraz ujrzał wyraźnie bałagan i spustoszenie, jakie ponownie zasiała w jego życiu whisky. Różnica polegała na tym, że nie czuł już wstydu i nie było mu przykro. Był obojętny, zmęczony i jedyne, o czym teraz myślał to to, że kiedy Emily stąd w końcu wyjdzie, naleje sobie jeszcze jedną szklankę. — Przestań — wycedził z nieprzyjemnym grymasem na twarzy. Zniecierpliwił się do reszty — Jesteś dorosła, więc się tak zachowuj. Byłaś świadoma konsekwencji, wyraziłem się jasno. Mimo wszystko nie uważał, że powinna go przepraszać. Zrobił coś, co uważała za niemoralne i nie dziwił się, że w takiej sytuacji nie potrafiła na niego patrzeć. Miał jej oczywiście za złe, że pozwoliła mu odejść, a wręcz sama go o to poprosiła, że zrobiła to kilka chwil po tym, jak pierwszy raz otwarcie przyznał się do swoich uczuć i mimo tego, że ostrzegł, że nie wróci. Mówiąc to, nie spodziewał się, że Emily odważy się na ten krok, ale nie zamierzał złamać danego słowa jedynie dlatego, że udało jej się go zaskoczyć. Trzeba było ponieść konsekwencje swoich działań i dotyczyło to tak samo jego, jak i jej. — Chyba dziękuję — odpowiedział drwiącym tonem. — Idź spać. Rano będziesz zdychać. Zmienił swoją taktykę. Zamiast stać przy wyjściu i rzucać jej gniewne spojrzenia, postanowił po prostu przestać się nią przejmować. Ruszył do kuchni, wyciągnął z chłodzących półek mięso przeznaczone dla zwierząt i zaczął je przygotowywać, krojąc je za pomocą zaklęcia.
- Jestem dorosła i dlatego tu jestem. Bo wiem, że wtedy mówiłam w emocjach i dopiero kiedy ochłonęłam, spojrzałam na to obiektywniej - spojrzała na niego, nie rozumiejąc, jak może tak obojętnie traktować ten temat. Jak w ogóle mógł odciąć się od tego taką grubą linią, ich relacja ciągnęła się latami, w takiej albo innej formie, ale jednak. Od miesięcy czuła się, jakby czegoś jej brakowało, ale powtarzała sobie, że to normalne, bo poświęcała mu tyle myśli, że to mogło wynikać z samotności. Dopiero kiedy dzisiaj w końcu się od tego oderwała, naprawdę dobrze bawiła i i tak koniec końców poczuła to samo, wiedziała, że po prostu wciąż nie może się z tego wyleczyć. - Zresztą na pewno to wiedziałeś. Postawiłeś mi ultimatum, nie dałeś ochłonąć. Dlaczego? - spojrzała na niego, szczerze nie wiedząc, dlaczego akurat wtedy postanowił postawić wszystko na jedną kartę, mimo że przecież mieli wiele wzlotów i upadków. Dlatego, że go wtedy zraniła? Przekroczyła granicę, za którą nie potrafił być już elastyczny. A może dlatego, że nie wiedział jak inaczej poradzić sobie z problemem po tym, jak wyznał jej miłość i wszystko się zmieniło i nabrało nowego ciężaru. Zastanawiała się nawet, czy po prostu nie chciał, żeby go wtedy o to poprosiła, żeby podjęła za niego decyzję, której bał się podjąć. - Jak możesz być tak obojętny - pokręciła głową, kiedy po prostu ruszył do kuchni, a ona stanęła w jej progu. - To tyle? Nie chcesz mnie nigdy więcej widzieć? Nie masz z tym żadnego problemu?
Nathaniel Bloodworth
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 190 cm
C. szczególne : Lewa ręka: pochłaniacz magii, sygnet rodu | prawa ręka: od łokcia w dół pokryta paskudnymi bliznami, runiczne tatuaże na ramieniu | blizna pod łopatką
— Jesteś tu, bo wypiłaś kilka drinków za dużo. Nie dorabiaj do tego ideologii. Próbował naprawić swoje błędy. Od samego początku przestrzegał ją przed sobą, nigdy nie uważał ich relacji za zdrową, a pomysłu tworzenia związku za rozsądny. Brakowało mu samozaparcia, żeby wcześniej powiedzieć sobie „stop” – próbował wielokrotnie, ale zawsze odnosił porażkę. W końcu przegrał i nie miał innego wyjścia, jak spróbować przez jakiś czas połudzić się, że to może się udać. Już w Nowym Orleanie, obiecał sobie, że da im – sobie – jedną szansę i mocno trzymał się tej myśli. Kiedy sielankowe nastroje opadły i pojawiły się pierwsze spękania, a w efekcie Emily zakończyła tę relację, nie pozostało mu nic innego, jak dotrzymać danego samemu sobie słowa. Spróbował. Nie wyszło. Zbyt mocno mu na niej zależało, by dalej beztrosko niszczyć jej życie. Wiedział, że nigdy nie da jej tego, czego naprawdę potrzebowała. Jeśli będzie dalej pełnił rolę jej trucizny, nie będzie miała szansy, żeby przekonać się, co oznacza szczęście przy boku drugiej osoby. — Pomogłem Ci podjąć decyzję, co zresztą powinnaś była zrobić znacznie wcześniej. — Odparł matowym głosem. — A moje problemy to już nie Twoje problemy. Nie powinny Cię interesować. Po krótkiej chwili zastanowienia westchnął bezgłośnie i nieco złagodniał. Nie podnosząc na nią wzroku, kroił mięso na wystarczająco drobne kawałki, by poradził sobie z nimi drobny pyszczek Kedavry. — Skupiasz się na naszej kłótni, a tu chodzi o całokształt. Wszystko, co powiedziałem, pozostaje aktualne. Ostrzegałem Cię od samego początku, ale nie chciałaś mnie słuchać. Nie mogę uwierzyć, że po tym jak przekonałaś się na własnej skórze i tak znowu stajesz w moim progu. Dlaczego tak bardzo chcesz brnąć w coś, co nie ma żadnej przyszłości? — Podniósł na nią spojrzenie pierwszy raz, odkąd przeszedł do kuchni. Zamilknął na krótką chwilę, czując, że od niechcianych emocji może zadrżeć mu głos, bo mimo pełnej szczerości, nie miał najmniejszej ochoty tak się przed nią obnażać. Tak, fakt, że wyrzuciła go tuż po tym jak wyznał jej miłość nie była w ich sporze bez znaczenia, choć na pewno nie wiódł prymu. — Ile razy muszę powtarzać, że się nie zmienię? — wyciągnął przed siebie palec w uciszającym geście, zanim zdążyła choćby otworzyć usta. — Nie, nie zamierzam znów słuchać, że tego ode mnie nie wymagasz, skoro rzeczywistość ewidentnie wygląda inaczej. Chcesz zatoczyć błędne koło i za rok, może pół, wrócić do tego samego punktu? — Machnięciami różdżki kolejno przywołał na blat miseczki, wyczyścił je i napełnił jedzeniem, a potem odstawił przed zwierzaki, które już niecierpliwie czekały na swoje porcje. — Chciałaś szczerości, więc dałem Ci szczerość. Opowiedziałem Ci o tym, jakim jestem człowiekiem, a Ciebie to obrzydziło – pewnie słusznie. Nie dziwię Ci się. Ale to tylko procent. Jak zareagowałabyś, gdybym wyspowiadał się ze wszystkich swoich grzechów? Więc pytam po raz ostatni: czego chcesz, Emily? Czego oczekujesz? Czego się spodziewałaś?
Miał rację. Zawsze miała nadzieję, że go zmieni, nawet jeśli to potrwa i nie będzie proste, wierzyła, że to wszystko może pójść w dobrym kierunku przy odrobinie chęci. Musiała w to wierzyć, żeby dać im prawdziwą szansę, taką, na którą czuła, że zasługiwali. Bo to co między nimi było, nie ważne jak pokręcone, było na tyle prawdziwe, że warte było tej naiwnej walki. Przynajmniej w tamtym momencie tak myślała. - Masz rację - powiedziała w końcu. - Zawsze miałam oczekiwania. Liczyłam, że jeszcze jedna przeszkoda i będzie spokój, będziemy mogli być normalni - cokolwiek miałoby to znaczyć, w głowie Emily brzmiało obiecująco. Zresztą namiastkę tego miała we Francji, kiedy czuła, że tak mogłaby wyglądać ich rzeczywistość, gdyby tylko wystarczająco się postarali. - Dlatego pękłam. Byłam zmęczona czekaniem i nie poradziłam sobie z tym, że muszę przetrawić więcej - niewątpliwie sama sytuacja ją przeraziła i nawet jeśli wtedy mogłaby przytaknąć na słowo obrzydzona, teraz nie do końca się z tym zgadzała. Nie zamierzała jednak go poprawiać, bo nie chciała w żaden sposób wybielać okoliczności tamtej śmierci, nawet jeśli z czasem rozumiała go trochę bardziej. Nie wiedziała czego chce, ale wiedziała, czego nie chce. Nie chciała tego, co było przez ostatnie miesiące, nie chciała zastanawiać się, co się dzieje za ścianą, nie chcała mijać się z nim bez słowa. Nie mogła tak po prostu zamknąć tego rozdziału. - Szczerze? Nie chcę żebyś zniknął z mojego życia. Ale masz rację, nie chce też znowu wpaść w tę samą spiralę - przyznała, wiedząc, że ma rację. Że to wszystko kręciłoby się w kółko i w kółko, nie przynosząc żadnego trwałego rezultatu. - Ale może istnieje coś po środku?
Nathaniel Bloodworth
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 190 cm
C. szczególne : Lewa ręka: pochłaniacz magii, sygnet rodu | prawa ręka: od łokcia w dół pokryta paskudnymi bliznami, runiczne tatuaże na ramieniu | blizna pod łopatką
— Nie wiem co to znaczy — wzruszył lekko ramionami dla podkreślenia swoich słów. — Mogę ci dać wiele, ale nie normalność. Nie szukaj jej więcej przy moim boku. Czym była normalność? Kiedy ostatnio jej doświadczył? Odkąd skończył 17 lat, nic jego życiu nie było normalne. On nie był normalny. Przestał tak bardzo zatruwać się śmiercią Alicii, ale to nie znaczyło, że teraz wszystko się ułoży. Skreślił swoje życie tamtym eliksirem i jeszcze kilkoma innymi fatalnymi decyzjami. Teraz mógł tylko brnąć w to dalej, bo nie było już odwrotu. Myjąc ręce, zastanawiał się nad tym, jak wielka przepaść dzieli ich bagaże doświadczeń. Emily była wciąż dziecięco naiwna, on – w najbardziej klasycznym rozumieniu tego słowa zepsuty. Patrząc na to z tej perspektywy, dochodził do wniosku, że i tak udało im się zaskakująco długo w to brnąć. — Co jest pośrodku? — wytarł dłonie w kuchenną ścierkę, rzucił ją na blat i stanął obok dziewczyny. — Przyjaźń, czy seks? Jedno i drugie? — Już jej nie atakował, nie było sensu karać jej za to, że pierwsza wyciągnęła rękę, nieważne czy była trzeźwa, czy nie. — Nigdy nie było między nami przyjaźni. Stać cię na więcej. — Miał ochotę przypomnieć jej o istnieniu Mefisto, którego nazywała swoim przyjacielem, ale czuł, że nie przejdzie mu to przez gardło.
Już otwierała usta, żeby zaprzeczyć, żeby tak jak zawsze spróbować go przekonać, że się myli. I wtedy się zatrzymała. Ile razy bezskutecznie próbowała przekonać go, że jego życie może być normalne, że to wszystko jest do przepracowania, że zasługuje na to, żeby być naprawdę szczęśliwy, w najprostszy sposób. I ile razy spotykała się ze ścianą? Z milczeniem, z powoleniem tego, żeby jej ostatnie słowo padło, ale przeleciało bez znaczenia i nigdy tak naprawdę nie spotkało się z akceptacją. Ile razy już zataczała z nim to samo koło, licząc, że jakimś cudem osiągnie inny efekt. Mogła w to brnąć, albo w końcu zaakceptować, że on tego nie chce. Że nic co powie, czy zrobi tego nie zmieni. Nie ważne było nawet to jak bardzo go kocha - bo to uczucie, chociaż wierzyła, że było prawdziwe i odwzajemnione, nie było w stanie przełamać tej bariery. - Zgoda - odparła tylko, nawet jeśli teoretycznie było to zbędne, to wiedziała, że jej jest to potrzebne. Musiała pozwolić temu wybrzmieć. Zaakceptować rzeczywistość i w końcu ruszyć dalej, cokolwiek miałoby to znaczyć. Spojrzała na niego, kiedy w końcu przestał narzucać między nimi dystans i zdała sobie sprawę, że pierwszy raz od miesięcy stali tak blisko i patrzyli sobie pewnie w oczy. Czuła, że pierwszy raz od miesięcy, a może od lat, wiedziała czego chce, nawet jeśli nie potrafiła tego określić. - Nie musisz nazywać tego przyjaźnią. Od przyjaciół wymaga się prawie tego samego czego od związku, wszystko wyglądałoby tak samo, zmienilibyśmy tylko nazwę. A ja nie zamierzam narzucać na ciebie żadnych oczekiwań, nie potrzebuje już tego. Wiem, że mogę na ciebie liczyć i mam nadzieje, że wiesz, że ty możesz liczyć na mnie i to mi wystarczy. Jeśli przestaniesz powtarzać, że stać mnie na więcej, ja przestanę przekonywać ciebie i siebie, że możesz dać mi wszystko czego potrzebuje - nie chciała za szybko zmieniać dynamiki tej rozmowy z rzeczowej na pełną napięcia, które było im znane, ale w końcu zdecydowała się zmniejszyć dystnas jeszcze bardziej, nie po to, żeby zasugerować, że szuka tylko seksu, ale raczej żeby zasugerować, że mogą robić to na co mają ochotę bez żadnej konkretnej etykiety. - Ale możesz dać mi wiele. I myślę, że ja tobie też. Przestaje szukać w tobie normalności, bo to przecież nigdy nie było tym, co nas przyciągało. Jestem gotowa to zaakceptować i robić to, co chcemy. Bez presji, bez żadnych zobowiązań. Jak się poznaliśmy, byłam dzieckiem, długo byłam naiwna, ale teraz dorosłam. Jesteś w stanie w to uwierzyć? - ostatnie zdanie powiedziała prawie szeptem a potem musnęła jego usta tak lekko, jak to tylko było możliwe, głównie dlatego, że jeśli miała usłyszeć stanowcze nie z jego strony, chciała mieć pewność, że popchnęła granicę tylko o ten niewielki centymetr, a nie przyparła go do muru.
Nathaniel Bloodworth
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 190 cm
C. szczególne : Lewa ręka: pochłaniacz magii, sygnet rodu | prawa ręka: od łokcia w dół pokryta paskudnymi bliznami, runiczne tatuaże na ramieniu | blizna pod łopatką
Skinął nieznacznie głową, jakby przyjmując do wiadomości, że w końcu udało mu się ją przekonać. Od dawna przeszkadzał mu jej upór, jej niezłomna wiara w to, że może żyć jak każdy inny. Uważała, że się karał i w każdej chwili może przestać. Ale nie miała racji, bo o ile z początku rzeczywiście tak było, o tyle w końcu odpuścił... lecz mimo usilnych prób nie udało mu się niczym wypełnić zionącej w nim pustki. Czy dramatyzował? Na Merlina, przecież nie chciał być nieszczęśliwy, nie sprowadzał tego na siebie celowo. W gruncie rzeczy naprawdę próbował stanąć na nogi, zadbał o odpowiednią pracę, starał się rozwijać, utrzymywać dawne relacje. Po prostu czuł, że to nie jest już jego świat. Nigdzie tak naprawdę nie był w domu. — Więc chcesz się po prostu pieprzyć? — uniósł kącik ust w reakcji na potok słów wypływających spomiędzy kształtnych, muśniętych intensywną szminką warg. Ułożył dłoń na jej plecach i skierował ją na talię, po której powiódł, chcąc wywołać charakterystyczny dreszcz na granicy łaskotek i przyjemności. Zacisnął palce tuż nad biodrami. Na jego usta wpłynął ironiczny uśmiech, widoczny szczególnie dobrze, gdy wyprostował się i uniósł podbródek, wykorzystując różnicę wzrostu, żeby znacząco się od niej odsunąć. — Zdawało mi się, że nigdy nie chciałaś być jedną z tych dziewczyn. Wykorzystał zaciśniętą na jej talii dłoń, by stanowczo ją od siebie odsunąć. Merlin jeden wie, jak wiele silnej woli kosztowało go to posunięcie. — Być może porozmawiamy, kiedy będziesz trzeźwa. Wiesz, gdzie są drzwi. Skorzystaj z nich, proszę. Machnięciem różdżki otworzył je na oścież, zapraszając ją do wyjścia, sam za to rzucił jej znaczące spojrzenie i ruszył do sypialni, zamykając za sobą drzwi. Miał silne postanowienie, by zniknąć z jej życia i zamierzał trzymać się go bez względu na okoliczności. To było zaś jedyne rozwiązanie.
Mogły mijać dni, miesiące, mogli być razem i osobno, mogli się widywać i kompletnie ignorować, ale koniec końców i tak tylko on potrafił sprawić, że czuła się w ten sposób. Odrzucona i upokorzona. Oczywiście - on też jako jedyny potrafił sprawić, że czuła się aż tak dobrze. A może wcale nie? Może nie chodziło o to, że było aż tak dobrze, może chodziło o to, że było tak wyraziście, tak inaczej, tak, że nie osiągnie tego z nikim innym, nie ważne, jakby się starala. Ale może wcale nie miała się tak czuć. Może nie powinna się tak czuć, może to nie było okej. Tak naprawdę, jakie miała porównanie? Naprawdę go kochała, to uczucie było prawdziwe i silne, ale zaczynała zastanawiać się, czy to znaczy, że było właściwe. A może nawet było, ale tylko przez jakiś czas, który był im pisany. - Dla ciebie nigdy nie byłabym jedną z takich dziewczyn i tu leży problem, nie? - pokręciła głową, starajac się nie pokazać, jak bardzo rozbudził w niej emocje jak z przed roku, czy dwóch lat. Przez chwilę wrażenie było niemal identyczne, ale szybko wróciła na ziemię i zrozumiała, że wie o wiele więcej, niż wiedziała wtedy i tym razem może naprawdę zadecydować, co z tym zrobi. Z perspektywy czasu widziała, że miała wtedy naście lat i nie w pełni mogła poradzic sobie z dynamiką całej sytuacji, ale teraz - mogła, musiała. Trzeba było w końcu wziąć się w garść. - Raczej nie. Ale tym razem to ty podejmujesz decyzje. Tak tylko, jakbyś kiedyś tego jednak pożałował - odparła zanim zniknął za drzwiami, a jej głos o dziwo był dość neutralny, chociaż były tylko pozory. Pogłaskała jeszcze kota na pożegnanie i wróciła do siebie. No, przynajmniej póki co, bo kiedy tylko weszła do własnego mieszkania, zdała sobie sprawę, że to najwyższy czas na wyprowadzkę. To ona miała tę moc. Tylko ona mogła sprawić, że więcej nie pozwoli na to, żeby się tak czuć. Wiedziała też, że nie raz za tym zatęskni, ale nic nie będzie warte tego ryzyka. Zawsze, kiedy powtarzała sobie, że szczęście to wybór, robiła to, żeby przekonać się, że oni mogą być szczęsliwi, jeśli tylko zechcą. I może to faktycznie był wybór, ale tak naprawdę musiała dokonać go sama.
Aleksandra Krawczyk
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 162cm
C. szczególne : Podłużna blizna przy prawym obojczyku; pierścień Sidhe na palcu;
kostka:H i spółgłoska (próba przerzutu, ale wciąż spółgłoska) -> żądli mnie żądlibąk
To nie był dzień jak co dzień. Została wyciągnięta praktycznie w środku nocy z łóżka przez chaos, który zapanował w wiosce. Nie dało się tego przespać - krzyki ludzi były zbyt głośne i z powodzeniem obudziłyby zmarłego. Nawet nie musiała patrzeć za okno, żeby wiedzieć, co się stało, to było oczywiste. Miała wrażenie, że to się nie kończy, to pasmo pożarów, które były tak tragiczne w skutkach, a z którymi czarodziejski świat zdawał sobie nie radzić. Smoki siały spustoszenie i choć nadal ją fascynowały, to jednak właśnie dzięki tym wydarzeniom zdała sobie tak w pełni sprawę z tego, jak bardzo niebezpieczna może być praca z nimi. Czym innym było czytanie i wyobrażanie sobie różnych scenariuszy, a czym innym było obcowanie z tymi stworzeniami na żywo. Cóż, planów co do swojej przyszłości jednak nie zmieniła. Półprzytomnie krzątała się po mieszkaniu, niezdolna do zajęcia się czymś konkretnym po tej zarwanej nocce. Wiedziała, że teraz będzie potrzebowała co najmniej dwóch dni, żeby w pełni wrócić do siebie. Czy to już była starość? Specjalnie starała się omijać lustro i jakiekolwiek powierzchnie, w których mogłaby zobaczyć swoje odbicie, bo nie potrzebowała widzieć, jak źle wyglądała. Wory pod oczami, widoczne na twarzy zmęczenie, włosy upięte na czubku głowy w rozwalający się kok, a do tego domowy dresik - prezentowała się zaiste wyjściowo. Postanowiła tego dnia odpuścić dosłownie wszystko i spędzić go w mieszkaniu razem ze swoimi pupilami, które również nie były w najlepszym stanie po nocy, zwłaszcza Diabeł, młody Kun Annun. Nie spodziewała się jednak, że choć ona zdecydowała się nie wychodzić do ludzi, to ludzie przyjdą do niej. Początkowo nawet nie zareagowała na pukanie do drzwi, uznając, że pewnie ze zmęczenia słuch płata jej figle, ale kiedy i Diabeł poderwał głowę, nie było już żadnych wątpliwości. Podniosła się z kanapy i podeszła do drzwi, po chwili je otwierając.
@Ruby Maguire - nie wiem kiedy, więc oznaczam teraz, ale będzie wątek
Była jedna rzecz, której nie lubić w studiowaniu - braku czasu na to, co chciał. Z powodu smoków całe Ministerstwo zdawało się stać na głowie, przez co jego ojciec również ciągle przebywał poza domem. Jamie starał się zwracać uwagę na Scarlett, chodzić do pracy i doglądać domu, aby ten nie został uznany za pustostan przez fakt, że starszy Norwood był ciągle w terenie. Taki stan rzeczy nie podobał się Ślizgonowi, ale nie mógł na to narzekać. Przy ostatniej wizycie w rodzinnym domu dostrzegł jednak powieść należącą do rudowłosej Puchonki. Od ferii nie mieli zbyt wiele okazji do rozmowy, więc pozstanowił wykorzystać książkę, jako pretekst do spotkania. Przez jakiś czas starał się złapać Olę w Hogwarcie, ale kiedy kolejny raz ta umykała mu w tłumie na korytarzu, a on nie miał czasu za nią biec z uwagi na pozostałe obowiązki, postanowił wykorzystać swój urok. Dzięki niemu zdołał dowiedzieć się od innych Puchonów, gdzie szukać Krawczyk. Trzeba było jednak przyznać, że nie było to najprostsze. Nie wiedział, czy dziewczyna, którą mimowolnie oczarował, podawała mu adres Oli, czy swój własny, ale mimo to postanowił spróbować. Dotarł do kamienicy w Hogsmeade, marszcząc brwi, gdy tylko dotarło do niego, jak blisko było stąd do lasu, który płonął tej nocy. Nie sądził, aby mieszkańcom groziło bezpośrednie niebezpieczeństwo, ale nigdy nie można było być pewnym żyjącej w lesie zwierzyny. Z drugiej strony, okolica wyglądała na całkiem spokojną, jeśli mógł tak powiedzieć, więc zostawało wierzyć, że wszystko było w porządku, chociaż w tym miejscu. - Zacząłem się zastanawiać, czy ta książka jest naprawdę ważna dla ciebie, czy tylko udawałaś - powiedział, gdy tylko dziewczyna uchyliła drzwi, uśmiechając się lekko, samym kącikiem ust na jej widok. Ha, chyba naprawdę ją polubił, skoro mimowolnie czuł zadowolenie ze spotkania, które miał nadzieję, że nie zakończy się w ciągu kilku sekund. - Jak po nocy? - zapytał od razu, bez skrępowania lustrując dziewczynę spojrzeniem, wyraźnie czekając na zaproszenie do środka.
Przez chwilę po prostu wpatrywała się w stojącego przed nią Jamiego, oparłszy się o futrynę. Skoro słuch nie płatał jej jednak figli, to może robił to wzrok? Na ile możliwe było, żeby faktycznie tu przyszedł, do mieszkania, które wynajmowała... i skąd w ogóle miał adres? To pytanie przemknęło jej przez myśl, ale nie miała tego dnia głowy, żeby się nad tym zastanawiać. Na słowa o książce przeniosła spojrzenie z jego twarzy na trzymany przez niego przedmiot. To nie tak, że o niej zapomniała - po prostu wiedziała, że prędzej czy później i tak własność do niej wróci, jako kobieta wyczuwała takie rzeczy. - Dałam ci czas, żebyś się jednak do niej przekonał - odparła, odwzajemniając lekki uśmiech. Nawet nie starała się ukryć tego, jak zmęczona była, bo to nie miało najmniejszego sensu i szans powodzenia. Chyba nawet zaklęcia albo jakieś eliksiry w tym przypadku nie zdziałałyby cudów. - Ciężko, jak widać - przyznała z przekąsem. Mimowolnie objęła się ramionami i odwróciła wzrok, gdy zaczął dokładniej się jej przyglądać. Jakoś nie na rękę jej było, że widział ją w takim stanie i nagle zapragnęła czmychnąć z powrotem do mieszkania i ukryć się przed światem. Przed jego spojrzeniem. Jednocześnie nie chciała tak po prostu podziękować za oddanie książki i się pożegnać. Westchnęła, bo i tak od samego początku wiedziała, co zrobi. - Możemy dalej rozmawiać na klatce, ale myślę, że jednak wygodniej będzie usiąść jak ludzie. Chyba że wolisz w ten sposób, to jakoś się dostosuję - powiedziała, odsuwając się od drzwi i otwierając je nieco szerzej, gestem zapraszając go do środka. W zasadzie nie zmieniła w wystroju zbyt wiele, choć właściciel dał jej pozwolenie, gdyby chciała wprowadzić jakieś zmiany. Ogólny wygląd mieszkania pozostał jednak taki sam i sama była nieco zdumiona, że czuła się dobrze w otoczeniu tych ciemnych kolorów. Oczywiście porozstawiała jakieś swoje szpargały, żeby uczynić to miejsce bardziej swoim. - Napijesz się czegoś? - spytała i chciała coś jeszcze dodać, ale wtedy jej uwagę przykuła biała kulka, która weszła do niewielkiego przedpokoju i stanęła jak na baczność. - Diabeł, spokój - uspokoiła psiaka, choć nie sądziła, żeby zaatakował. Mimo wszystko nie był tak agresywny, ale nocny pożar i jemu dał się we znaki i widać było, że był nieco niespokojny. - No tak, to już masz okazję poznać jedno z moich dzieci. Mam jeszcze kotkę, ale śpi w sypialni, a Gabryś, czyli pufek, pewnie jej towarzyszy - powiedziała, schylając się i głaszcząc Kun Annun po łebku. Po chwili jednak wyprostowała się i poprowadziła Jamiego do salonu.