Osoby: ja i @Vivien O. I. Dear Miejsce rozgrywki: Mieszkanie Vivien Rok rozgrywki: 1 stycznia 2019 Okoliczności: Po balu noworocznym dochodzi do przełomu
Po pokazie sztucznych ogni dostrzegam, że z każdą chwilą jesteś coraz bardziej zmęczona. Nie widzę sensu dalszego męczenia Cię atmosferą balu – wytańczyliśmy się po wsze czasy, poza tym przykuwałaś dużo uwagi, a ludzie nieszczególnie szanowali fakt, że przyszłać na bal, więc nadchodzi pora na chwilę odpoczynku. Zależy mi na tym szczególnie dlatego, że są Twoje dwudzieste urodziny i chcę spędzić moment sam na sam. Po chwili rozmowy decydujemy się na powrót do Ciebie, więc kończymy wieczór krótkim porównaniem i teleportujemy się. Zaburzenia magii mimo swej upierdliwości pozwalają nam dotrzeć wprost do mieszkania. Kilkanaście sekund zajmuje nam dojście do siebie.
Bal, mimo naprawdę udanej zabawy zdążył mnie trochę zmęczyć - we znaki dawały mi się miesiące ciężkiej pracy, zaś wielogodzinne wirowanie na parkiecie w wieczorowej kreacji nie należało do najwygodniejszych, dlatego z ulgą przyjęłam powrót do domu, mimo iż teleportacja doprowadziła mnie do mdłości. Lekko się chwiejąc oparłam się o narzeczonego starając się opanować zawroty głowy i w gruncie rzeczy myśląc już tylko o tym, żeby pozbyć się wysokich butów i legnąć na łóżko. A jednak minęło kilkanaście sekund, a ja wciąż trwałam z Cassianem w uścisku, którego nie miałam ochoty przerwać. Wdychałam jego perfumy, czerpiąc przyjemność z faktu, że czas się na moment zatrzymał, jakby zupełnie zapominając, że przed chwilą skończyłam dwadzieścia lat, zostawiając za sobą lata nastoletnie. W tym momencie żyłam tylko i wyłącznie dla tej chwili.
- Halo, ziemia do Vivi - mówię w końcu odsuwając się lekko. Nie puszczam Cię, jednak ten rodzaj uścisku pozwala mi trzymać Cię w bezpiecznej pozycji, a jednocześnie znowu objąć Cię spojrzeniem. Zawsze jesteś powalająca, lecz dzisiaj nie jestem w stanie przestać na Ciebie patrzeć - włosy, suknia, twarz i intensywny błysk w oczach, to wszystko czyni Cię tak niezmiernie idealną. Muszę jednak przerwać tę falę zachwytu, bo czuję się z tym głupio - już samo myślenie o Tobie w ten sposób sprawia mi sporo kłopotu. Uśmiecham się lekko. - Życzenia już dostałaś, ale chyba najwyższa pora na prezent - szepczę i odchyliwszy marynarkę wyciągam eleganckie pudełeczko. Znajdują się w nim kolczyki oraz bransoletka z perłami i diamentami - oba elementy zestawu idealnie komponują się z założoną przez Ciebie kolią, którą otrzymałaś ode mnie na Boże Narodzenie.
- Halo Cassie - odparłam ze śmiechem, gdy w końcu odzyskałam równowagę. Zdrobnienie pojawiło się mimowolnie, użyłam go po raz pierwszy i niemal od razu zarumieniłam się czując, że to nie było do końca odpowiednie. Lubiłam ten dziwny sposób, w który na mnie patrzył. Przeciągłe spojrzenie błękitnych oczu potrafiło być jednocześnie czymś totalnie onieśmielającym (a umówmy się, onieśmielenie Vivien Dear było naprawdę trudnym zadaniem) i najlepszym na świecie komplementem. Choć Cassian, w przeciwieństwie do poprzednich chłopców i mężczyzn w moim życiu, nie był wybitnie wylewny w kontekście wyrażania zachwytu moją osobą to dzięki temu spojrzeniu czułam się zdecydowanie bardziej wyjątkowo niż w momentach kiedy słuchałam słodkich, lecz pustych słów z ust innych mężczyzn. Nie oczekiwałam prezentu, głównie dlatego, ze moje urodziny ze względu na specyficzną datę były dość marginalizowane. Było mi naprawdę cholernie miło, że mimo wszystko pamiętał. - Dziękuję bardzo. Mogę od razu przymierzyć? - zapytałam, po czym założyłam oba elementy. Obejrzałam się w stronę lustra - perfekcyjnie komponowały się nie tylko z naszyjnikiem, ale również z całą kreacją. Ponownie wróciłam spojrzeniem do Cassiana. - Są idealne - szepnęłam i zawiesiwszy ręce na jego ramionach pocałowałam go w policzek w ramach podziękowania. Taka czułość przychodziła mi dość trudno - w przeciwieństwie do balu, wakacji w Grecji, czy wesela Doriena byłam zupełnie trzeźwa i pozbawiona jakiegokolwiek kontaktu z podejrzanymi eliksirami. Wciąż jeszcze się wstydziłam - mimo spędzonego razem roku i głębokiej więzi Cass wciąż wywoływał we mnie onieśmielenie, jakbym wciąż była małą dziewczynką, a on dużo starszym kolegą mojego brata.
Jesteś rozkoszna, gdy pielęgnujesz te pozory niewinności. Jestem gotów się na to nabrać, chociaż wiem, ze mimo niewątpliwej delikatności do niewiniątka Ci daleko. Może to właśnie ta dwoistość - połączenie młodszej siostry młodszego przyjaciela ze zmysłową kobietą czynią Cię tak wyjątkową. Pomagam Ci z biżuterią i już po chwili widzę jak dobrym wyborem był ten prezent. Twój widok to jedno, lecz dużo ważniejszy jest uśmiech, który rozświetla Twoją twarz. Niesamowite jaką przyjemność można czerpać z tego, że druga osoba jest szczęśliwa. - Wyglądasz przepi... - zaczynam, aby po chwili dokończyć zdanie w podobnej, lecz istotniejszej nucie - Jesteś przepiękna. Trącę banałem, ale chyba nie jestem mistrzem wyrażania emocji. Wychowano mnie twardo, w świecie gdzie mężczyźni nie mieli prawa do emocji, a nawet kobiety, którym przysługiwało go odrobinę więcej, musiały zachować odpowiedni dystans. A Ty? Ty mnie zmieniasz. Roztapiasz lody, burzysz mury. Ten pocałunek w policzek jest tak subtelny i nieśmiały, że trudno doszukać się w nim podtekstu. A jednak dotyk wystarcza, by obudzić we mnie to uczucie, by przypomnieć o pragnieniu. Kładę dłonie na Twojej talii i bez cienia zwątpienia całuję. Nie grzecznie jak na balu, lecz wkładając w to wszystko czego nie jestem w stanie wyrazić słowami.
Nawet nie sądziłam, że byłam w stanie jeszcze reagować na tak proste komplementy - a jednak, nawet miliony słów wypowiedzianych przez innych chłopców i mężczyzn nie było w stanie zmienić tego, że słowa płynące z ust Cassiana wywoływały rumieńce na mojej twarzy. To wszystko między nami było takie nowe, inne - czułam się jakbym nigdy przedtem nie miała chłopaka, a przecież liczbę moich dawnych wielbicieli trudno było zliczyć. Gdy mnie pocałował poczułam się inaczej, wyjątkowo. W tym momencie ostatecznie zrozumiałam, że przestał być moim aranżowanym narzeczonym, kolegą starszego brata - zamiast tego stał się osobą, która rozświetlała każdy mój dzień swoim uśmiechem, kimś kogo pragnęła każda komórka mojego ciała i umysłu. Czy to była miłość? Nie mam zielonego pojęcia. - Jeśli znowu zamierzasz mnie zdystansować to zrób to teraz, bo później mogę tego nie znieść - powiedziałam odrywając się od niego na moment, jednocześnie wspominając te wszystkie razy kiedy hamował to co się między nami działo. W głębi serca wiedziałam, że to nie były dobre momenty, jednak nie mogłam ukryć mojego rozczarowania tym, że wciąż trochę się od siebie odsuwaliśmy. Oparłam dłonie o jego klatkę piersiową myśląc naprzemiennie o tym jak bardzo chciałam zatonąć w jego ramionach oraz o strachu przed odrzuceniem.
Gdy to mówisz czuję się paskudnie, bo przecież nigdy nie odsuwałem Cię złośliwie, czy z braku uczuć, starałem się jedynie być odpowiedzialny i robić wszystko, żeby nasza relacja miała szansę rozwinąć się uczciwie, a nie na warunkach, które podyktowali nam rodzice. Wcześniej odczuwałem też pewnego rodzaju barierę ze względu na to, że jesteś siostrą Doriena i w gruncie rzeczy znam Cię od dzieciństwa. Ale jak w obliczu tego co do Ciebie czuję, mógłbym przejmować się tym wszystkim? Obejmuję Twoją twarz kładąc dłonie na policzkach i spoglądam Ci w oczy. Widzę w tej zieleni całą masę emocji - ostrożność, czułość, obawę i wiem, że chcę zdjąć z Ciebie wszystkie te zmartwienia. - Nigdy więcej Cię nie zdystansuję, kochanie - szepczę, ani na moment nie spuszczając z Ciebie spojrzenia. Dziękuję fatum wiszącego nad moją rodziną za to, że rodzice postanowili zaaranżować nasze zaręczyny - gdyby nie to, pewnie wciąż wzdychałbym do Megan. - Już dobrze? - pytam, a gdy otrzymuję twierdzącą odpowiedź, wracam do pocałunku. Moje dłonie powoli podążają ku zapięciu sukienki - jestem jednak ostrożny i delikatny, żebyś w każdej chwili mogła dać mi znać, że chcesz się wycofać.
Słowa. Koiły ból, uspokajały, ale czy mogłam mu wierzyć? Wciąż miałam wątpliwości i obawy zaszczepione przed laty, jeszcze w czasach Raya, chociaż przecież Cass nigdy mnie nie zawiódł, ani nie okłamał. Mimo wszystko byłam gotowa otworzyć się przed nim i zaryzykować - nawet jeśli on także miał mnie zranić. - Tak - odpowiedziałam śmiejąc się, a choć w moich oczach zaszkliły się łzy - nie było we mnie rozpaczy, płakałam ze szczęścia. Gdy poczułam jak rozpina moją sukienkę na moment się zawahałam - tak dawno nie byłam z nikim w tym rodzaju bliskości, poza tym w jego towarzystwie czułam swoistą tremę, jakby nigdy wcześniej nikogo nie było. Po chwili jednak dotarło do mnie, że te ciche obawy nie były niczym znaczącym w obliczu nieustającego pragnienia, które czułam - pragnęłam nie tyle tej brakującej mi bliskości, co stojącego przede mną mężczyzny. Odpychając dawne zawahanie w dal pocałowałam go - była w tym geście jednak pewna doza ostrożności, jakbym obawiała się, że jeden gwałtowny ruch może doprowadzić do tego, że Cassian rozpłynie się w powietrzu. Sięgnęłam dłońmi do marynarki - gdy z jego lekką pomocą ściągnęłam ten element ubioru, przeniosłam moją uwagę na krawat i koszulę. Musiałam oderwać wargi od jego ust, by na moment się skupić - ściągania górnych części garderoby nie ułatwiały mi jego dłonie, które nie tylko mocowały się z zapięciem sukienki, ale również subtelnie smagały mój kręgosłup.
Zrzucam z Ciebie warstwy materiału i przez moment waham się - nie dlatego, że nie jestem czegokolwiek pewien, po prostu miło jest popatrzeć jak ubrana w bieliznę wpatrujesz się we mnie ze swoistą niewinnością. Przyglądam się jak lekko rozkojarzona próbujesz uporać się z biżuterią i uświadamiam sobie jakie szczęście zesłał mi los. Szybkim ruchem rozpinam pasek od spodni i zrzucam dolną część garderoby, by później wziąć Cię na ręce i przenieść do sypialni. Nawet nie wiem kiedy znikają ostatnie dzielące nas warstwy materiału, kiedy poszczególne pocałunki zmieniają miejsce docelowe z warg na szyję, ramiona, piersi i coraz to nowsze, nieodkryte jeszcze miejsca. Czuję się jak odkrywca przemierzający Twoje ciało niczym nowy, niepoznany ląd, który z każdą chwilą jest coraz mniej tajemniczy, lecz niezmiennie fascynujący. Zmniejszam odległość między nami w każdym możliwym wymiarze - ten akt zbliża nie tylko nasze ciała, ale też umysły. Nigdy dotąd nie byliśmy tak blisko. I w końcu dzieje się - nasze ciała splatają się w rytmicznym ruchu i dopiero wtedy dociera do mnie jak bardzo tego chciałem. Nie żałuję odwlekania, bo wiem, że nie było i nie będzie lepszego momentu. Ku mojemu zdziwieniu w tym momencie cielesne potrzeby nie wygrywają z tym co tkwi w głębi duszy - choć przyjemność jest nieokiełznana, to na pierwszy plan wybija się myśl o tym jak cudownie jest mieć Ciebie u swojego boku.
Już zapomniałam jak to było czuć tę wszystkie emocje związane z seksualną bliskością z drugim człowiekiem, zupełnie wyparłam z pamięci zarówno cielesną, jak i emocjonalną rozkosz. Wydawać by się mogło, że to źle, lecz chyba właśnie dzięki temu mogłam przeżywać tę noc dokładnie tak jak chciałam - jak coś wyczekanego, niemalże nowego. Czerpałam z tej chwili jak tylko mogłam czując, że jesteśmy coraz bliżej celu. Gdy w końcu nadszedł ten moment czerpałam z niego każdym zmysłem rozkoszując się obecnością cudownego mężczyzny u mojego boku. Trudno powiedzieć ile to wszystko trwało - byłam zbyt zaaferowana falami gorąca przechodzącymi moje ciało, żeby zastanawiać się nad tym. W końcu jednak poczułam, że już lepiej być nie może, że jestem absolutnie spełniona. Moja reakcja nie była spektakularna, powiedziałabym wręcz, że dość powściągliwa, lecz nie byłam raczej przyzwyczajona do wielkich krzyków czy innych wylewnych reakcji w tej materii. Nie dało się ukryć, że to było naprawdę świetne przeżycie - satysfakcjonujące nie tylko na polu fizycznym, ale również emocjonalnym.
Satysfakcja na Twojej twarzy jest trudna do odczytania, a jednak znam Cię już tak dobrze, że jestem w stanie rozszyfrować te drobne gesty - słyszę płytki oddech przerywany cichym, ledwie dosłyszalnym jękiem, widzę rozedrgane dłonie i ten uroczy rumieniec, który nawet w takiej sytuacji nadaje Ci pewnej niewinności. Choć gdzieś z tyłu glowy pozostaje nuta niepewności, charakterystyczna dla takich chwil, to w głębi serca wierzę, że Cię uszczęśliwiłem i że będę Cię uszczęśliwał jeszcze wiele razy. Kończę wydobywając z siebie cichy, krótki jęk. Pierwszy raz od miesięcy czuje się prawdziwe zaspokojony, jednocześnie ciesząc się, że w końcu przenieśliśmy naszą relację na ten poziom. Osuwam się obok Ciebie dopiero teraz czując jak fizycznie jestem wykończony - bal był dość wyczerpujacy, a zbliżenie również trwało na tyle długo, że nie ma nic dziwnego w zmęczeniu. Spoglądam w Twoje oczy, tonąc w tej błogiej zieleni i wyciągam dłoń w stronę Twojego policzka. Nie muszę Cię upewniać w tym, że było wspaniale, bo jestem pewien, że tak mądra kobieta jak Ty sama do tego doszła. Zamiast tego całuję Cię jeszcze raz w czoło i ponownie obejmując Cię spojrzeniem mówię: - Wszystkiego najlepszego, kochanie.
Nie da się ukryć, że wydobywający się z jego ust dźwięk sprawił mi trochę satysfakcji, choć w tamtej chwili byłam raczej skupiona na własnym odczuwaniu, które wciąż pozostawało dość intensywne i wszystko wskazywało, że nie zamierzało tak od razu przeminąć. Gdy jednak Cass położył się obok mnie i spoglądał z taką czułością to poczułam jak miękkie mi serce - w końcu ktoś sprawił, że czułam się dobrze i bezpiecznie. Nie mogłam sobie przypomnieć kiedy ostatni raz coś takiego czułam, może nawet nigdy, niemniej poczucie, że leżący naprzeciw mnie mężczyzna jest mój i tak już pozostanie napawało mnie nie tylko radością, ale także spokojem, którego chciałam zaznać przez całe życie. To czułe powtórzenie życzeń wywołało we mnie jeszcze więcej emocji, co w obliczu połączenia tych odczuć z moim zmęczeniem po całym dniu pełnym wrażeń sprawiało, że jedyne o czym marzyłam to sen. Przysunęłam się do Cassiana kurczowo wtulając się w jego tors, tak jakbym bała się, że w którejś chwili mi ucieknie albo ktoś go zabierze. - Dobranoc - szepnęłam tylko, świadoma, że żadne ze słów nie odda tego co naprawdę czułam.