Niewielkie pomieszczenie, w którym znajdują się składniki na najprzeróżniejsze eliksiry. Dostęp do tego miejsca mają jedynie nauczyciele - to ich trzeba prosić o możliwość skorzystania ze szkolnych zapasów.
Autor
Wiadomość
Scarlett Norwood
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160 cm
C. szczególne : Rytualny krwawy znak na wskazującym palcu lewej dłoni
Sugerowanie Carly głupich pomysłów, było zawsze najlepszym rozwiązaniem, bo przyjmowała je za coś niemalże pewnego, coś, od czego oczywiście nie mogła uciec i to niesamowicie ją cieszyło, bo życie byłoby potwornie nudne, gdyby opierało się jedynie na obowiązkach. Kiedy więc tylko Max wspomniał o banerze, jej oczy zajaśniały niczym najjaśniejsze z gwiazd, pełne miłości i nadziei, jakiej nie dało się ukryć, pełne oczekiwania, o jakim wstyd byłoby niee wspomnieć. Mówiąc prosto, była nie tylko zaciekawiona taką, a nie inną możliwością, była po prostu gotowa natychmiast ruszyć do działania. Znaczy, zaraz po tym, jak uporają się z problemami, po jakie tutaj dokładnie przyszli. - Przygotujemy go, żeby nikt nie miał już wątpliwości. Na ten przykład te głupie siksy, które myślą, że jak będą poniżać innych, to coś wygrają - zakomunikowała, streszczając Maxowi to, co wydarzyło się w pokoju wspólnym, a później uśmiechnęła się uroczo. - Jak sam rozumiesz, z wielką chęcią skorzystam z twoich zdolności wszelakich i nie martw się, możemy wejść również na bardzo krętą i czarną drogę magii, nie mam nic przeciwko, w imię nauki - dodała nieco ciszej, unosząc brwi w niemym pytaniu, dając mu tym samym znać, że naprawdę nie musiała się w żaden sposób ograniczać i nawet uważała to za coś całkowicie niewskazanego. Zaraz jednak skupiła się na pracy, rzucając chłoszczyść na blat, by pozbyć się z niego bałaganu i pyłu, a następnie przyjrzała się uważnie zawartości wydobytych słoi, dochodząc do wniosku, że zacznie od zebrania pyłu w jedno miejsce. Musiała bardzo uważać, bo trafiły się jej kruche składniki, jakie łatwo było połamać, więc musiała przenosić je bardzo ostrożnie. Oczyścić, rzucić zaklęcia i umieścic w czystym słoju. Znalazła puste naczynia, przywołała je do siebie, upewniła się, że nie ma w nich pyłu, pokiwała do siebie głową i zabrała się metodycznie do pracy, oczyszczając w pierwszej kolejności suszone liście pokrzywy, starając się robić to starannie, by nikt nie przyczepił się do jej pracy. - To ponoć ruszają. Tata mówi, że pół Ministerstwa lata jak z pieprzem, badają pył, coś mówił o jakichś tajemniczych spotkaniach z Kingfisherem, ale widzisz, jak to wygląda - stwierdziła, dodając, że już sama doświadczała przez to wszystko halucynacji, po czym zerknęła na Maxa, odkładając kolejną porcję pokrzywy do czystego słoika. - Aha, czego mam szukać i co robić?
______________________
I come from where the wild
wild flowers grow
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Kto jak kto, ale Norwood była jedną z tych osób, które nie znały "głupich" planów. Były tylko takie, które bardziej i mniej ją bawiły, co Max szanował, bo jak nie miał z kim odjebać, to adres zawsze znał. Nawet jeśli nie zawsze miał do dormitorium puchonów dostęp, ale i ten problem udawało mu się w razie potrzeby odejść. Widząc więc, jak dziewczynie świecą się oczka, był już pewien, że ją kupił i mogą zabrać się to obmyślania szczegółów. -A to kurwiszony. Myślę, że im to trzeba na czole wytatuować, żeby przypominały sobie za każdym razem, jak spojrzą w lustro. - Nie stronił od przemocy, ale żeby tak po prostu poniżać innych bez powodu? Raczej nie pozostawał obojętny w takich sytuacjach, a już na pewno, jeśli dotyczyło to młodszych uczniów. -Widzę nie boisz się pobrudzić swoich rączek. - Niby przypadkiem, podwinął rękaw swojego szkolnego swetra, odsłaniając paskudne czarnomagiczne blizny na przedramionach, które córka aurora powinna bez problemu rozpoznać. W ten delikatny sposób dał jej znać, że sam się brudnej roboty nie boi i jeśli by chciała, mogą porozmawiać o tym, gdy znajdą się w odpowiednim miejscu i czasie. Zaraz też znów naciągnął rękaw na swoje miejsce, by przypadkiem nikt niepowołany nie zobaczył jego oszpeconego ciała. Praca w takich warunkach nie była ani łatwa, ani przyjemna. Max powoli i delikatnie starał się zetrzeć pyłek, najpierw ze słoja, a następnie z samego składnika, gdy doszedł do niego jakiś dziwny chichot. -A Ty z czego lejesz? - Założył, że to głos Carly, bo nie wsłuchał się za dobrze, zajęty zdecydowanie nie takim pyłkiem, jaki kochał najbardziej. -Ta, uważaj bo wierzę, że Ministerstwo zrobi coś pożytecznego. - Mruknął tylko, zaraz podejmując temat o wiele dla nich przyjemniejszy i zdecydowanie ciekawszy. -Potrzebuję wiedzieć, w czym te wszystkie żelki i lizaki są zagęszczane i w jakich temperaturach. Dokładnie. - Dodał jeszcze, bo w kwestii eliksirów nie pozwalał sobie na żadne ogólniki. Przeszedł do doniczki z szałwią i aż westchnął, gdy zobaczył jak cała jest tym gównem oblepiona. Jak on nienawidził magicznych stworzeń...
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Scarlett Norwood
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160 cm
C. szczególne : Rytualny krwawy znak na wskazującym palcu lewej dłoni
Prawda była taka, że Norwood była pierwsza tam, gdzie działy się rzeczy, o jakich mówiono, że nie są zbyt mądre albo bezpieczne. Nie pchała się na afisz, bo w razie konieczności doskonale wiedziała, jak schować się za czyimiś plecami i udawać, że z nią wszystko w porządku, ale mimo wszystko była zbyt ciekawska, by zostawać gdzieś w tyle. Pewnie również dlatego tak zaangażowała się w sprawę młodocianych przestępców, którzy nie wiedzieli, że dziób jak grób, bo inaczej można było zmierzyć się z mało przyjemnymi konsekwencjami własnych czynów. Zgodziła się więc z Maxem w kwestii tego, co należało zrobić z tymi młodocianymi przestępczyniami, a później zerknęła na jego rękę, unosząc jeden kącik ust. - Ani trochę - odparła, poruszając palcem wskazującym lewej dłoni, na której znajdował się krwawy znak. Obrączka, wypalona na ciele, przypominająca nieustannie otwierającą się ranę, z całą pewnością miała w sobie coś czarnomagicznego, temu zwyczajnie nie dało się zaprzeczyć. Nie bała się pobrudzić rączek, kwestia ta w dużej mierze ją fascynowała, pociągała i zachęcała do tego, by ją zgłębiła. W końcu musiała wiedzieć, z czym może się mierzyć, kiedy przyjdzie, co do czego. Ojciec zawsze kazał jej być przygotowaną, więc zamierzała taka być. Na razie jednak skupiła się na oczyszczaniu słojów, odkładając pokrzywę na sito, które musiała do siebie przywołać, nie chcąc, żeby wszystko, co udało się jej uratować, rozkruszyło się w drobny mak. Pył osypywał się do podstawionego słoja, kiedy ona zabrała się za odławianie z kolejnego skrzydeł much siatkoskrzydłych. Musiała postępować z nimi nieprawdopodobnie wręcz ostrożnie, ale to, co robili, bawiło ją naprawdę bardzo mocno. Zupełnie, jakby bawili się w jakichś archeologów, czy coś podobnego, jakby to było jakieś spotkanie koła szaleńców, bo z eliksirami wiele wspólnego chyba nie miało. - Nie czujesz się jak Indiana Jones? - zapytała, chociaż nawet nie wiedziała do końca, czy Max wiedział, o czym mówiła i nie wiedziała, czy faktycznie się zaśmiała, czy jej przyjaciel miał już jakieś wróżkowe omamy. Nie zdziwiłaby się, gdyby miał, bo faktycznie sprawa była tak chora, że trudno było od niej uciec. Jego brak wiary skomentowała wzruszeniem ramion i uwagą, że przynajmniej aurorom łatwiej się pracuje, po czym wróciła do lewitowania skrzydeł, by mógł osypać się z nich pył, kiedy nimi poruszała, krok za krokiem. - O, no proszę, dobrze! Musimy zacząć od tego, że do żelków będziemy potrzebowali soków owocowych i żelatyny, wolnego, delikatnego ognia, żeby wszystko nam nie wybuchło, taki, jaki stosujesz do ogrzewania substancji. Żeby galaretka zgęstniała, trzeba jej potem temperatury pokojowej, takiej około dwudziestu stopni i w tym momencie możesz przełożyć ją na półki chłodzące - powiedziała, dodając kilka niuansów, kiedy wkładała skrzydła do odpowiedniego słoika, kontrolując po chwili pokrzywę, jaką ostrożnie przemieszała i umieściła w czystym pojemniku. Oba starannie zamknęła i opatrzyła zaklęciem odpychającym, chociaż to i tak pewnie nic nie miało zmienić.
______________________
I come from where the wild
wild flowers grow
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
On swoją krwawą obrączkę przykrywał pierścieniem Sidhe, który wiecznie widniał na jego palcu. Widać było jednak, że w kwestii łamania kolejnych zasad też byli zgodni i to mu wystarczyło. Nie był jeszcze do końca pogodzony z wydarzeniami z zeszłego roku, ale miał do nich teraz inne podejście. Chciał dalej eksplorować wiedzę z zakresu czarnej magii i zrozumieć, jak to wszystko działało i dlaczego akurat on obrywał aż tak mocno. Bał się, oczywiście, że wciąż się cholernie bał, jednak wiedział, że siedzenie w kącie ani czekanie na kogoś, kto mu pomoże, niczego tutaj nie załatwi i musi wziąć sprawy w swoje ręce. Przy Carly przynajmniej ma szansę umrzeć najedzony. Odkurzał kolejne słoje i mył kolejne składniki, nieco dokładniej zajmując się jagodami jemioły, nie chcąc ich zdusić w swoich wielkich palcach. -Brakuje nam takiej zajebistej miotełki. I pejcza. Masz pejcz? - Spojrzał na nią z dwuznacznym wyszczerzem. Nie znał chyba człowieka, który wychował się wśród mugoli i nie kojarzył tej ikonicznej kinowej postaci. Zaraz też przewrócił oczami na jej obronę aurorów. Wiedział, że ojciec Carly należał do tego grona, ale nie mógł jakoś wzbudzić w sobie sympatii do przedstawicieli prawa. Jakichkolwiek. -Wolniej, zapiszę! - Pohamował ją, po czym wyjął samonotujące pióro, żeby odwaliło robotę za niego, a sam oparł się na dolnych półkach i podciągnął nieco, by dosięgnąć najwyżej położonych składników. Miał problem rozróżnić, czy to kurz, czy wróżkowy pyłek je pokrywa. Nie zdziwiłby się wcale, gdyby nikt nie zaglądał tutaj od wieków, choć zawartość pojemników wyglądała na zdatną do użytku. Właśnie delikatnie odkładał pokrzywę, by wyczyścić ją z nalotu, gdy pociemniało mu w oczach. Miał wrażenie, jakby ktoś po prostu odciął mu prąd z gałek, choć teoretycznie świadomość zachowywał. Słyszał głosy, czuł metal pod opuszkami palców, ale cała ta sytuacja na tyle chwyciła go z zaskoczenia, że stracił równowagę i poleciał do tyłu.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Scarlett Norwood
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160 cm
C. szczególne : Rytualny krwawy znak na wskazującym palcu lewej dłoni
Skoro pewne sprawy ustalili, nie było powodu, żeby dalej w nich grzebać. Wszystko było absolutnie jasne, wszystko było przejrzyste, wszystko było dokładnie takie, jak być powinno, a oni umówili się niemalże bez słów, na dalsze eksplorowanie pewnych zakamarków istnienia. I to powinno im wystarczyć, nic więcej nie potrzebowali, być może poza tą miotełką, na którą Carly westchnęła ciężko, przyznając, że takiego sprzętu nie posiadała, a w tym całym bałaganie, jaki przed sobą mieli, na pewno by się przydała. Zaraz jednak błysnęła zębami w uśmiechu na kolejne pytanie Maxa. - Oczywiście, że mam. Żeby jeden! - parsknęła, jakby była tą sprawą niesamowicie oburzona i może coś w tym nawet było. Ostatecznie, Max doskonale wiedział, jaka była, a była całkiem pokręcona i całkiem frywolna, więc podobne rzeczy nie powinny go ani trochę dziwić. Nie mieli jednak jak o tym rozmawiać, bo Carly właśnie odkryła, że zebranego pyłu wróżek jest tak dużo, że musi go gdzieś przenieść, co też uczyniła, odkrywając jakieś zapomniane wiadro. Cały bałagan skierowała więc tam, jednocześnie czyszcząc zaklęciami słoje, by mieć pewność, że za chwilę będzie mogła z nich skorzystać ponownie. Gdyby tego było mało, posłała chłoszczyść w stronę najniższej półki, wydając z siebie jęk rozpaczy, gdy zaklęcie zaczęło wygarniać wszystko, czego tam być nie powinno, a ona aż zacmokała nad ludzką głupotą. Później zaś zaczęła dyktować wszystko Maxowi, pilnując porządkowania, z zadowoleniem odkrywając, że było tutaj już nieco lepiej. - Max? - zapytała, kiedy ten upadł i była przy nim w dwóch krokach, pochylając się, by zaraz mu pomóc, nie wiedząc, czy się uderzył, czy nagle stracił przytomność, czy w czymś innym leżał problem. Może chodziło o jakieś halucynacje? Nawet by się jakoś bardzo nie zdziwiła, gdyby miała być w pełni szczera! Tak czy inaczej, doskoczyła do niego, chwilowo porzucając misję oczyszczenia składzika, żeby przekonać się, jak ten się czuł i w razie konieczności, żeby postawić go na nogi.
______________________
I come from where the wild
wild flowers grow
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Miotełka faktycznie by im się przydała, ale były też inne atrybuty filmowego archeologa, które równie mocno, jeśli nie bardziej, Maxa interesowały. Nie mylił się chyba zbyt wiele sądząc, że Carly myśli podobnie. -To wyciągaj, na co jeszcze czekasz? - Spodziewał się dokładnie takiej odpowiedzi od puchonki. Co jak co, ale w temacie podobnych urządzeń jakoś wierzył, że posiada ich sporą kolekcję. A przynajmniej tak by zakładał, znając ją na tyle, na ile udało mu się ją poznać. Pomysł z wiadrem był bardzo dobry, ale Max narazie wykorzystywał do tego puste pojemniki, które walały się to tu, to tam. Naprawdę, chyba mało kto przejmował się porządkiem w tym miejscu. On w życiu nie pozwoliłby sobie na taki brak organizacji własnych zapasów i nie potrafił zrozumieć, jakim cudem eliksirowarzy ze szkoły mieli takie podejście do własnych narzędzi pracy. Umacniało to tylko jego przekonanie, że połowy nauczycieli nie powinno być na tym stanowisku. Jak nie lepiej. Gdy on bawił się w tarzana, jego pióro notowało każde jedno słowo Carly. Zdecydowanie miał zamiar pochylić się nad tym wszystkim. Tak wiele zmian temperatur mogło być bardzo niekorzystne dla działania magicznych mikstur szczególnie, że chodziło tutaj nie o drobne wahania, a o fluktuację między ogrzewaniem i chłodzeniem. Nie zdążył jednak się nad tym mocniej zastanowić, bo już leciał w dół. Na szczęście nie stał jakoś bardzo wysoko, co zmniejszało szansę na trwały uraz czegokolwiek. -Królowa Brunhilda? - Odpowiedział nieobecnym głosem, ale zaraz też się wyszczerzył, dając znak, że tak na prawdę nie majaczy, tylko nie umie być dorosłym i poważnym człowiekiem. -Nic mi nie jest. Trochę przyjebałem, ale nadal pamiętam o pejczu. - Dodał, powoli podnosząc się na nogi, przy pomocy metalowych szkieletów półek. Co jak co, ale Carly była tak drobna, że raczej nie dźwignęłaby go na nogi. Na pewno nie, gdyby był całkiem bezwładny. -A co z mrożeniem tych specjałów? - Jakby nigdy nic powrócił do tematu jedzenia, masując sobie kark.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Scarlett Norwood
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160 cm
C. szczególne : Rytualny krwawy znak na wskazującym palcu lewej dłoni
- Aż będziemy sami - odparowała, słodkim, niskim tonem, jakiego używała, kiedy naprawdę chciała oczarować mężczyzn, doskonale wiedząc, że na nich działał. Nie zamierzała się z tym ukrywać, nie zamierzała twierdzić, że jest inaczej, po prostu ciesząc się tym, że miała taką, a nie inną możliwość. Żałowała nieco, że w ten sam sposób nie mogła zaczarować tego całego bałaganu, jaki ich otaczał, ciesząc się, że powoli składzik odzyskiwał blask, jaki miał mieć od samego początku. Segregowane przez nich składniki były w doskonałym stanie, a pył wróżek lądował w odpowiednich pojemnikach, razem z kurzem i pajęczynami, jakie wymiatali. Musiała przyznać, że burdel, który tutaj zastali, z każdą mijającą chwilą stawał się mniejszy i może zniknąłby całkowicie, gdyby nie to, że Max nieoczekiwanie zleciał na sam dół, a ona skoczyła mu do pomocy w tumanach całego bałaganu, na który aż ciężko westchnęła, kręcąc głową. - Mogłeś wybrać ładniejsze imię - jęknęła niepocieszona, by za karę oczyścić go dość brutalnie z pyłu i kurzu, a następnie rozejrzała się, biorąc pod boki. - Teraz jest tutaj na pewno lepiej, ale dalej nie przygotowałabym tutaj niczego ważnego - zakomunikowała, biorąc się pod boki, a potem sięgnęła po różdżkę, by zarządzić dalsze sprzątanie, kiedy Max wrócił do przerwanego tematu. Tak więc opowiedziała mu dosłownie wszystko, czego potrzebował, jednocześnie odkładając oczyszczone składniki do nowych pojemników, odnosząc wrażenie, że pył wróżek zajął dosłownie połowę tego składzika. Na całe szczęście teraz składniki były odpowiednio rozdzielone i zamknięte, co oznaczało, że nie były aż tak narażone na niebezpieczeństwo, jakie wcześniej je czekało. Sukces? Może?
______________________
I come from where the wild
wild flowers grow
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Błysk pojawił się w jego oku, co było naturalną reakcją na ten głos. Owszem, znał sztuczki Carly, bo nie raz je obserwował tak samo, jak ona znała niektóre jego zagrania, gdy żartobliwie podchodzili do siebie w ten właśnie sposób. Nie przeszkadzało to im jednak w dogadywaniu się. Wręcz przeciwnie, choć nie wyglądało na to, by ta dwójka kiedykolwiek związała się ze sobą fizycznie, to jednak od kiedy dziewczyna go odtrąciła, zresztą słusznie, ich relacja jakby zakwitła. -No nie wiem jak Ty, ale ja tu nikogo innego nie widzę. - Zauważył sugestywnie. Bardziej sami już chyba być nie mogli, a ten składzik widział już nie takie ekscesy i to nie tylko ze strony obecnego tu Pana Solberga, który kilka razy już się wkurwiał na to, że jakieś napalone bezmózgi porozbijały słoiki ze składnikami. Faktycznie porządek robił się praktycznie sam w tej atmosferze, ale byłoby za idealnie, gdyby bez przeszkód wykonali swoje zadanie. Max runął, Carly próbowała się nim zmartwić, ale ślizgon nie pozwolił jej na to zbyt długo. -Myślałem, że ładnemu we wszystkim ładnie. Nawet w chujowym imieniu. - Odbił piłeczkę, dość zadowolony z faktu, że puchonka zgarnęła z niego resztę pyłku, choć zdecydowanie mogła być w tej akcji delikatniejsza. Cóż, nie było co za wiele wymagać. -Wszyscy myślą, że składniki same o siebie dbają. Dlatego patrzę, co wrzucam do kociołka. Może uda mi się porozmawiać z Grey i resztą o jakiejś porządnej inwenturze tego grajdołka, a jak nie to sam to zrobię i wyślę Wang fakturę. - Jak zwykle nie miał za wielu pozytywnych oczekiwań w stosunku do tutejszej kadry, choć podejście Xanthei do eliksirów dość zaskoczyło chłopaka i to na plus. Dawno nie mieli tu nauczyciela o tak otwartej na eksperymenty łepetynie. I takich cyckach na wierzchu. Gdy Carly dokańczała historię swoich problemów i przekładała składniki, Max zabezpieczał pył, by przy byle podmuchu nie rozwiał się znów na wszystkie strony. Jeszcze tego im brakowało, żeby za godzinę musieli całą robotę powtarzać. -Powinni nam zapłacić chociaż po galeonie za tę harówkę. - Mruknął, rzucając ostatnie zaklęcia, mające utrzymać pyłek tam, gdzie go skumulowali.
//zt x2
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees