Czarodzieje
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Share
 

 Polana

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
AutorWiadomość


Neirin Vaughn
Neirin Vaughn

Student Hufflepuff
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 196cm/106kg
C. szczególne : Oparzenia: prawa noga, część nogi lewej, część torsu, wnętrze prawej ręki. Blizny po porażeniu prądem: wewnętrzna część lewej dłoni i przedramienia.
Galeony : 1502
  Liczba postów : 1214
https://www.czarodzieje.org/t15703-neirin-vaughn#423773
https://www.czarodzieje.org/t15736-kruk-pocztowy#424226
https://www.czarodzieje.org/t15719-neirin-vaughn#423916
Polana QzgSDG8




Gracz




Polana Empty


PisaniePolana Empty Polana  Polana EmptySob 2 Lut - 23:23;


Polana


Niewielki strumień przecina połać zieleni, rozciągającą się w pewnej odległości od domków przyjezdnych. Często wyprowadzane są tu na wypas ferni ze względu na fakt, iż podziemne złoża magmy topią leżący na ziemi śnieg. Trawa niemalże cały rok jest w tym miejscu soczysta i zielona. Sprzyja to też gromadzeniu się jormungandów. Przemykają pomiędzy źdźbłami, gasząc pragnienie czystą wodą lub harcując w swych lisich postaciach. Czasem można dostrzec jakiegoś wypoczywającego jako gad, jest to jednak widok dość rzadki. Po polowaniu zwykły znikać w płytkich jaskiniach - których wejścia skryte są pomiędzy skałami okolicznych gór - aby w cieple odpoczywać.
Jeśli ma się szczęście, można wpaść na spacerującego tymi łąkami huldrekalla. I tylko od zwiedzającego zależy, czy odważy się podejść do mężczyzny.

Kostki obowiązkowe dla lokacji:
Spoiler:

Jeśli odważysz się podejść do huldrekalla, rzuć dodatkową kostką:
Spoiler:
Powrót do góry Go down


Gabrielle Levasseur
Gabrielle Levasseur

Student Hufflepuff
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : długie, blond włosy, w okresie letnim - piegi na nosie i policzkach, tatuaż kwiatu niezapominajki na prawym obojczyku
Dodatkowo : Ćwierćwila
Galeony : 626
  Liczba postów : 1459
https://www.czarodzieje.org/t16791-gabrielle-levasseur
https://www.czarodzieje.org/t16936-gabrielle-levasseur
https://www.czarodzieje.org/t16819-gabrielle-levasseur
Polana QzgSDG8




Gracz




Polana Empty


PisaniePolana Empty Re: Polana  Polana EmptyNie 10 Mar - 11:32;

Odkładanie ważnych spraw na później nie było dla Gabrielle czymś naturalnym. Jeżeli miała coś do zdobienia wolała wykonać to danego dnia niż czekać, wynikało to pewnie poniekąd z faktu, że nie była cierpliwą osobą. Od dziecka była: “tu i teraz” a nie “za chwilę, później”, niestety niespodziewane sytuacje mające miejsce w życiu czasem udaremniały plany, tak było i w tym przypadku. Spotkanie z Vinim, które miało odbyć się zaraz po lekcji musiało zostać przełożone, biedny doznał większej ilości obrażeń niż mogli się spodziewać i dziewczyna nie miała serca zawracać mu głowy.
Tej nocy nie spała dobrze, sen z powiem spędzały jej nie tylko problemy, które miała ona sama, ale również powracający obraz smutnych, czekoladowych oczu. Była ciekawa, co trapi jej najlepszego przyjaciela, jednocześnie czuła się zagubiona pośród własnych, niezrozumiałych uczuć oraz myśli idących głównie ku Julianowi. Poranek nie okazał się być lepszym, stwierdzenie: nowy dzień przynosi nowe możliwości nijak nie sprawdzało się w przypadku blondynki. Nadal nie potrafiła znaleźć idealnego rozwiązania swoich problemów, dlatego kiedy tylko zaczęło świtać dziewczyna opuściła swoje łóżko – postanowiła wybrać się na spacer. Postanowiła pozwolić sobie na ulotną chwilę samotności, by przemyśleć wszystko, podczas spotkania chciała całkowicie poświęcić się Viniemu, zamiast dodatkowo zadręczać go swoimi dramatami.
Słońce nieśmiało wyłaniało się zza chmur, lecz jego promienie były zbyt słabe by przegonić chłód poranku. Gabrielle owinęła się szczelnie szalikiem i ruszyła przed siebie, ścieżką o nieznanym kierunku. Czas mijał w zastraszającym tempie, pogrążona w rozmowie z samą sobą straciła jego poczucie, jednocześnie odrywając się od rzeczywistości. Ta jednak nie zapomniała o drobnej Francuzce, zanurzone w śniegu buty nie były tak odporne, dlatego po godzinie spaceru zaczęła ona odczuwać tego skutki. W palce u nóg oraz stopy było jej coraz zimniej, nosa nie czuła, a policzki były wręcz purpurowe z zimna. Podjęła wtedy decyzję o powrocie, słońce w pełnej swej krasie towarzyszyło jej w czasie powrotu, a ich osada obudziła się już do życia.
Denerwowała się, nerwowo przygryzała dolną wargę w oczekiwaniu na pojawienie się Viniego. W ich przypadku po raz pierwszy towarzyszyło jej to uczucie, zazwyczaj zastąpione radością oraz ekscytacją. Poważne rozmowy nigdy nie są łatwe, dodatkowo świadomość ich odbycia w niczym nie pomagała, więc kiedy tylko chłopak pojawił się w zasięgu jej wzroku posłała w jego stronę radosny uśmiech.
-Cześć! Dziś wyglądasz znacznie lepiej – powiedziała na powitanie. –Idziemy na polanę – oznajmiła – To chyba jedyne miejsce, gdzie jest najcieplej, a dobrze wiemy jak nie przepadasz za zimnem – dodała z lekkim przekąsem, lecz jej ton nadal miał rozbawiony charakter.


KOSTKA: 2 napiszę w kolejnym poście
Powrót do góry Go down


Vinícius Marlow
Vinícius Marlow

Student Hufflepuff
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 170,5 cm
C. szczególne : krzywy zgryz, dużo pieprzyków, w tym nad górną wargą. Tatuaż na karku, kolczyk w lewym uchu, spora blizna w prawej pachwinie. Na jego ramieniu zwykle siedzi elficzka
Galeony : 702
  Liczba postów : 576
https://www.czarodzieje.org/t16781-vinicius-oliver-marlow-budowa#466597
https://www.czarodzieje.org/t16786-vini-da-vinci#466765
https://www.czarodzieje.org/t16784-vinicius-marlow
https://www.czarodzieje.org/t18404-vinicius-marlow-dziennik
Polana QzgSDG8




Gracz




Polana Empty


PisaniePolana Empty Re: Polana  Polana EmptyNie 10 Mar - 13:04;

Czuł się dzisiaj okropnie. Nie tak, jak się czasem mówi, kiedy wstanie się lewą nogą, a kawa wcale nie pomaga. Nie, czuł się naprawdę okropnie. Każda część ciała przypominała mu o wczorajszej lekcji zielarstwa, która okazała się być dla niego pasmem nieszczęść i porażek; bardzo bolesnych porażek. Był tak obolały, że nie miał najmniejszej ochoty by opuszczać łóżko, ale ostatecznie zmusił się do tego, wkładając w to całą swoją wolę. Miał dobry powód do tego, by wstać – obiecał to Gabrielle. Nie mógł jej zawieść, nawet jeśli osobiście nie miał wcale ochoty na poruszanie niewygodnych tematów w osobistej rozmowie, do której najprawdopodobniej dojdzie. Za długo ją zbywał, zatajał prawdę, za długo unikał jej towarzystwa, wiedziony strachem, że przenikliwy wzrok dziewczyny w połączeniu z jego własną, będącą otwartą księgą twarzą, przyniosą natychmiastowe wnioski. Znała go na wylot i właśnie dlatego w obecnej sytuacji stanowiła niebezpieczeństwo. Poza tym... tak bardzo ciążył mu ten sekret, że zaczynał obawiać się o to, czy sam zdoła zachować milczenie.
Skoro jednak jako pierwsza wyciągnęła ku niemu rękę i ewidentnie chciała w końcu wyjaśnić kilka spraw, nie potrafił jej odmówić.
Ubrał się najcieplej jak tylko mógł, aby nie cierpieć męki podczas spaceru, który mógł okazać się naprawdę długą formą spędzania czasu, zgarnął z kuchni kanapkę i napełnił swój samonagrzewający się kubek czarną, gorzką kawą. Z takim wyposażeniem ruszył ku Gabrielle, która już na niego czekała i na powitanie standardowo pocałował ją w policzek.
Przyznaj, że mówisz tak żeby mnie pocieszyć – odparł i również się uśmiechnął. Jej uśmiech od zawsze był zaraźliwy, bez względu na to jak źle w danym momencie nie przestawiałby się jego humor. – Bo czuję się jakby przebiegło po mnie stado buchorożców. Dobrze, że jesteśmy podobnego wzrostu, za Finnem zawsze biegnę jakby coś mnie goniło... przez te jego głupie, długie nogi. A słowo daję, że dziś biegać nie dam rady. – nieopatrznie wspomniał o Puchonie, czym tylko zepsuł sobie humor. Trudno było o nim nie mówić (a tym bardziej nie myśleć), skoro stanowił tak ogromną, a przede wszystkim znaczącą część jego życia. Skrzywił się wyraźnie na myśl o lakonicznej, nic nie wyjaśniającej wiadomości, którą mu zostawił. Miał nadzieję, że Gabrielle weźmie to za grymas bólu. Przytknął do ust kubek, chcąc jakoś się zasłonić i nieco uspokoić; upił kilka łyków rozgrzewającej kawy i westchnął bezgłośnie. Powinien się bardziej pilnować.
Popatrzył na Gabrielle oczyma, w których pomimo nieodstępującego go na krok smutku pojawiły się blade iskierki. Było mu miło, że tak o nim pomyślała; rzeczywiście zimno było dla niego niezwykle dokuczliwe.
Już prawie zapomniałem co to znaczy ciepło. – zaśmiał się, może trochę sztucznie. Dreptał za nią, starając się ignorować ból nóg i tyłka, który przypominał o sobie od czasu do czasu. Kiedy w końcu dotarli na miejsce (co trwało dla niego znacznie dłużej niż w rzeczywistości), przystanął, zupełnie zdumiony i oczarowany. Wyciągnął rękę i chwycił Gabrielle za ramię, potrząsając nim delikatnie.
Gabi, tu nie ma śniegu! – roześmiał się krótko, ale zupełnie szczerze, prawdopodobnie pierwszy raz od tygodni. Był szczerze zachwycony zarówno widokiem świeżej, niezwykle soczystej i intensywnie zielonej trawy, jak i wysoką temperaturą, która skłoniła go wpierw do rozpięcia grubej i niewygodnej kurki, a potem całkowitego jej ściągnięcia – ciepły, żółty sweter powinien w zupełności wystarczyć. – I nawet jest strumyczek. I lisy, o tam, trochę dalej! Jest zupełnie jak w bajce, jak to możliwe, że do tej pory jeszcze tu nie przyszedłem? – wiedziony ciekawością, ruszył przed siebie z zamiarem podejścia do strumyczka. Nie zaszedł jednak daleko – wciąż obolałe nogi nie zadziałały najlepiej kiedy wdepnął w kępę wyjątkowo gęstej trawy. Potknął się i nie zdołał odzyskać równowagi, runął jak długi, wpadając prosto na spory, dość ostry kamień. Co gorsza, kubek z kawą, którego nie zabezpieczył, a który wciąż trzymał w ręce, obficie wyrzucił z siebie kofeinową zawartość, oblewając gorącą cieczą lewą dłoń Puchona. Ten zaklął pod nosem i zaczął się powoli zbierać, choć wychodziło mu to wyjątkowo opornie. Szczerze mówiąc, nie potrafił samodzielnie podnieść się do siadu. Czuł się jak inwalida.

Kostki: 2, 1 – rozegram później.
Powrót do góry Go down


Gabrielle Levasseur
Gabrielle Levasseur

Student Hufflepuff
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : długie, blond włosy, w okresie letnim - piegi na nosie i policzkach, tatuaż kwiatu niezapominajki na prawym obojczyku
Dodatkowo : Ćwierćwila
Galeony : 626
  Liczba postów : 1459
https://www.czarodzieje.org/t16791-gabrielle-levasseur
https://www.czarodzieje.org/t16936-gabrielle-levasseur
https://www.czarodzieje.org/t16819-gabrielle-levasseur
Polana QzgSDG8




Gracz




Polana Empty


PisaniePolana Empty Re: Polana  Polana EmptyNie 10 Mar - 17:36;

Oddali się od siebie, chociaż początkowo ciężko było jej to przyznać, miała dla Viniego coraz mniej czasu. Prywatne sprawy, którymi postanowiła nie dzielić się z najbliższym przyjacielem skutecznie odwracały uwagę dziewczyny od pielęgnowania ich znajomości. Czuła się winna, jednak głos rozsądku, które nie stłumiły wyrzuty sumienia mówił jej, że nie tylko ona powinna się tak czuć. Panicz Marlow zdawał się unikać towarzystwa blondynki, poświęcał się nauce oraz innym, zapominając o najlepszej przyjaciółce. Wprawnie, przy okazji spontanicznych spotkań oboje unikali dręczących ich tematów, spychając na dalszy plan to, co było naprawdę ważne. Mamili się wzajemnie oficjalnymi informacjach czy rozmowami dotyczącymi lekcji. Gdzieś w tym wszystkim zabrakło ich samych, dlatego Gabrielle postanowiła to w końcu zmienić. Nawet jeżeli wiązało się to z niewygodnymi pytaniami nie zamierzała odpuścić, nigdy nie odpuszczała bez walki.
-Nieprawda! Jestem całkowicie poważna – odparła zarzuty bruneta przybierając zasadniczy ton głosu. Musiała przyznać, że o tyle o ile na lekcji zielarstwa miała ona niezwykle dużo szczęście, o tyle Viní nie radził sobie najlepiej. I nie chodziło tu o fakt, że był słaby z tego przedmiotu, a zwyczajnie miał po prostu pecha. Zupełnie, jakby to dziadostwo teraz uczepiło się jego, bo przecież od samego przyjazdu do Isladnii towarzyszyło panience Levasseur. Skrzywiła się nieznacznie na wspomnienie buchorożców, podczas nielegalnej gry w Therie miała okazję widzieć te zwierzęta w akcji, nie był to najprzyjemniejszy widok. Mimowolnie jęk bólu wydobył się spomiędzy jej różowych warg.
Myślę, że wtedy wyglądałbyś znacznie gorzej – odpowiedziała, zdając sobie doskonale sprawę, jak niebezpieczne i uparte w swoich atakach potrafią być te stworzenia. Na wspomnienie kuzyna uśmiech dziewczyny nieco pobladł, a w oczach przemknął cień smutku, który szybko ukrywała za śmiechem.
-Maratonu nie planowałam, bardziej powolny spacer – oznajmiła –Przecież nie pozwolę na to, byś po wczorajszym się nadwyrężał. – dodała podchodząc do niego, po czym objęła go ramionami dając całusa w zimny nos. Takie zachowanie w ich przypadku było naturalnym, a dziewczyną będąc prawie tego samego wzrostu co Puchon nie musiała się nazbyt wysilać, by wykonać ten jakże miły, choć nieco zabawny gest. Zachowywała się, tak jakby całowała młodszego brata, a przecież w tym teamie to ona miała mniejszą cyfrę w metryce.
-Dlatego mam dla ciebie niespodziankę – wypowiadając te słowa chwyciła jego dłoń, nadając ich spacerowi konkretny cel. Lubiła dbać o innych, zwłaszcza wiele potrafić dać od siebie dla osób zajmujących w jej życiu ważne miejsce, do nich właśnie należał Viní, nawet jeśli ich przyjaźń w ostatnim czasie nieco osłabła. Po części musieli się z tym pogodzić, Gabrielle wchodziła w wiek, w którym dopiero zaczynała szukać swojej drogi, przeżywać życie oraz czerpać z nich garściami, w przeciwieństwie do niej Marlow już wiedział czego chce.
-To prawda, wszystko przez magmę płynącą pod tym skrawkiem ziemi – podzieliła się z chłopakiem informacją, której pochodzenia właściwie nie znała. Prawdopodobnie usłyszała od kogoś o tym miejscu, a pierwszą osobą, która przyszła jej na myśl był właśnie kędzierzawy Puchon. Nie miała wątpliwości co do tego, że mu się tu spodoba. Tym bardziej ucieszyła się widząc jego szeroki uśmiech.
-Chyba byłeś zbyt zajęty innymi sprawami – stwierdziła zdejmując z ramion brązową kurtkę oraz nauszniki. Jej spojrzenie wziąć utkwione było w sylwetce chłopaka, który ruszył ku uroczemu strumykowi przecinającemu zieloną trawę. Nawet powietrzu w tym miejscu wydawało się pachnieć zupełnie inaczej. Woń trawy przypominała błonia wokół Hogwartu wczesną wiosną. Przymknęła powieki tylko na chwilę, kiedy ciszę panującą wokół przerwał jęk. Zmarszczyła czoło rozglądając się za Vinim, który leżał na zielonej trawie.
-Viní! – krzyknęła podbiegając do niego. Grymas bólu wykrzywiał jego roześmianą na co dzień twarz. –Wszystko dobrze? – zapytała patrząc na niego badającym spojrzeniem. Dłonie dziewczyny wędrowały po jego ramiona, by upewnić się, że to nic poważnego. Dojrzała wtedy ranę na kolanie oraz oblaną gorącą kawą lewą dłoń.
-Czekaj, nie wstawaj – zarządziła naciskając na jego ramię, by usiadł zamiast wyrywać się do wstania. –Pomogę ci… tylko… tylko musisz powiedzieć jak – złożyła obietnicę, jednocześnie prosząc przyszłego Uzdrowiciela o pomoc. Usiadła przy nim, chcąc opatrzyć jego rany. Na co dzień to on pomagał jej, kiedy lodowa kraina rzucała jej kolejne kłody pod nogi, teraz on potrzebował jej. Zanim dostała odpowiednie instrukcje i wzięła się do pracy, poczuła nagłe szarpnięcie, zmarszczyła nos, widząc tylko jak jeden z uroczych lisków ucieka z jej pieniędzmi.
-To nic – rzuciła widząc nietęgą minę przyjaciela.
Powrót do góry Go down


Vinícius Marlow
Vinícius Marlow

Student Hufflepuff
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 170,5 cm
C. szczególne : krzywy zgryz, dużo pieprzyków, w tym nad górną wargą. Tatuaż na karku, kolczyk w lewym uchu, spora blizna w prawej pachwinie. Na jego ramieniu zwykle siedzi elficzka
Galeony : 702
  Liczba postów : 576
https://www.czarodzieje.org/t16781-vinicius-oliver-marlow-budowa#466597
https://www.czarodzieje.org/t16786-vini-da-vinci#466765
https://www.czarodzieje.org/t16784-vinicius-marlow
https://www.czarodzieje.org/t18404-vinicius-marlow-dziennik
Polana QzgSDG8




Gracz




Polana Empty


PisaniePolana Empty Re: Polana  Polana EmptyNie 10 Mar - 19:50;

Czy dostrzegł w niej smutek, czy tylko mu się wydawało? Cholera, nie skupił się odpowiednio, nie potrafił jednoznacznie tego orzec. Nigdy nie był szczególnie wprawnym obserwatorem, brak mu było skupienia, jego zwyczajowy brak koncentracji, roztrzepanie i zainteresowanie całym światem dookoła sprawiało, że umykało mu wiele niejednokrotnie istotnych szczegółów.
Nie umiał patrzeć, umiał za to słuchać. Dobrze, że natura postanowiła obdarzyć go chociaż tą umiejętnością.
Zabrzmiałaś jak rasowa pielęgniarka. Może jeszcze będzie z Ciebie uzdrowicielka, co? – zaśmiał się, również dlatego, że zbliżyła się, całując go w sam czubek zaczerwienionego nosa. Owionął go ledwie wyczuwalny przez mroźne powietrze i ogrom świeżego powietrza zapach truskawek – znajomy i niebywale dobrze mu się kojarzący, ten sam, który dawno temu na dłuższą chwilę zawrócił mu w głowie. Ot, przeszłość. Odległa i z perspektywy czasu całkiem zabawna; lubił wspomnienia związane z tamtym czasem, były przyjemne. Teraz myśl o tym, że mogliby być razem wzbudzała w nim raczej rozbawienie niż głębsze uczucia, nie patrzył już na nią w taki sposób, choć niezmiennie potrafił docenić jej urodę.
Magma? – powtórzył po niej, patrząc od razu pod swoje nogi tak, jakby zamiast po trawie, dreptał sobie w najlepsze po lawie. Podłoga to lawa czy coś – ta gra byłaby w tym miejscu bardziej adekwatna niż gdziekolwiek indziej. – Och, to dlatego jest tak przyjemnie ciepło. Rany, czuję się jakby była już wiosna. Szczerze mówiąc, zupełnie już rzygałem tym całym śniegiem, ile można. W wakacje zamierzam jechać gdzieś gdzie jest ciepło i zabieram Cię ze sobą. Nie waż się nawet protestować. – posłał ku niej ciepły uśmiech. Wprawdzie nie podziękował jej jeszcze, lecz wiedział, że będzie miał jeszcze ku temu okazję. Był za to naprawdę szczerze wdzięczny, że zabrała go w to miejsce. Pokazała mu tym, że nie tylko dobrze go zna, ale i dba o niego... kiedy został zupełnie sam na tym przebrzydłym, śnieżno-lodowym pustkowiu, które mimo wychwalanych przez wszystkich krajobrazów zaczynało wzbudzać w nim obrzydzenie. Zerknął na nią przelotnie, gdy powiedziała, że był czymś zajęty; zrobiło mu się głupio, przeokropnie głupio. Rzeczywiście, wcześniej każdą wolną chwilę spędzał w towarzystwie Finna, próbując nacieszyć się ulotnymi momentami jego towarzystwa, teraz natomiast zaszywał się w samotności, w zupełnie niepodobny do siebie sposób. To było cholernie niesprawiedliwe, dwie tak bliskie jej osoby jednocześnie odsunęły się od niej i nie zdradzały dlaczego właściwie tak jest. Viní zacisnął wargi i podjął swój krótki spacer, który zakończył się tak... niefortunnie.
Jęknął i nie wiedział czy bardziej ze względu na poparzoną rękę, czy kolano, które w pierwszej chwili zalało się gorącem, a dopiero potem pulsującym bólem. Mokre ciepło rozlało się po nogawce spodni i nie musiał wcale patrzeć, by wiedzieć, że to krew radośnie sączy się z rany.
Żyję, żyję – odpowiedział z żałosną nutą w głosie. Z pomocą Gab usiadł i, klnąc pod nosem w ojczystym języku matki, obejrzał kolano. Jednocześnie machał poparzoną ręką, by ostudzić ją choć odrobinę. Jak na złość przydałby mu się śnieg, który ulżyłby mu w bólu. Do strumienia był jeszcze kawałek, a on wolał nie wstawać, dopóki nie upewni się co z kolanem. Poza tym nie zamierzał sprzeciwiać się Gabrielle, skoro ta poczuwała się do udzielenia mu pomocy.
- A niech to szlag, ostatnio prześladuje mnie jakiś pech. – odgarnął loczki z oczu i chciał sięgnąć po różdżkę, ta jedna została w porzuconej nieopodal kurtce. Westchnął ciężko. – Zresztą prześladuje mnie już od dawna. Cholerka, zostawiłem różdżkę w kurtce... ale właściwie i tak nie sądzę by rzucanie zaklęć było dobrym pomysłem. Po tych odmrożeniach zupełnie pochrzaniła mi się moc. Vicario mówiła, że to przejściowe, ale póki co w ogóle nie potrafię zapanować nad magią. – przeniósł brązowe oczy na zatroskaną twarz przyjaciółki i przesunął zębami po wardze, zastanawiając się jak wybrnąć z nieprzyjemnej sytuacji. – Dobra, weź różdżkę, spróbuję Cię tego nauczyć... hmm pamiętasz te nieszczęsne bandaże? Wtedy co mnie oparzyłaś... Vulnerra ferre – nie miał jej za złe, uśmiechnął się nawet. To był dobry dzień, o wiele lepszy niż jakikolwiek spędzony na Islandii. – Powtórz inkantację i uważaj na to nieszczęsne podwójne „r”. Jak przesadzisz z dokładnością, mogą wyjść niezłe kwiatki. Ruch nadgarstka wygląda tak. – tu machnął odpowiednio swoją ręką, w której zamiast różdżki trzymał zerwane przed sekundą, długie źdźbło trawy.
Wolałby zacząć od uśmierzenia bólu wywołanego oparzeniem, ale wiedział, że rozsądniej będzie zatamować krwawienie.
Powrót do góry Go down


Gabrielle Levasseur
Gabrielle Levasseur

Student Hufflepuff
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : długie, blond włosy, w okresie letnim - piegi na nosie i policzkach, tatuaż kwiatu niezapominajki na prawym obojczyku
Dodatkowo : Ćwierćwila
Galeony : 626
  Liczba postów : 1459
https://www.czarodzieje.org/t16791-gabrielle-levasseur
https://www.czarodzieje.org/t16936-gabrielle-levasseur
https://www.czarodzieje.org/t16819-gabrielle-levasseur
Polana QzgSDG8




Gracz




Polana Empty


PisaniePolana Empty Re: Polana  Polana EmptyPon 11 Mar - 20:45;

Zaśmiała się słysząc rzucony przez chłopaka komentarz, marszcząc przy tym nieznacznie nos.
- Oboje wiemy, że to nie dla mnie. - stwierdziła nawiązując tymi słowami do lekcji z Uzdrowicielem podczas której byli razem w parze. - Choć moja mama nadal nad tym bardzo ubolewa - dodała wywracając przy tym w teatralny sposób oczami, mimo usilnych prób rodzicielki zaszczepienia u Gab miłości do uzdrawiania, ta stawiała wciąż czynny opór. Blondynka miała w sobie wielką chęć niesienia innym pomocy, wspierania ich, lecz nie wyobrażała sobie siebie w białym kitlu skaczącej wokół chorych osób. Pokręciła głową do swoich myśli, to zdecydowanie nie było dla niej.
Nie była pewna czy Viní dojrzał smutek w jej oczach, tak ulotny że tylko wprawny obserwator mógł go dostrzec, jednak była mu wdzięczna za zmianę tematu. Mimowolnie kąciki jej ust uniosły się ku górze. On zawsze swoją obecnością wprawiał blondynkę w dobry humor, nie ważne jak podły nastrój miał on sam, wokół siebie i tak starał się zarazić swoim pozytywnym podejściem do życia innych, kryjąc prawdziwe emocje za szerokim uśmiechem.
- Obiecujesz mi czy grozisz? - zapytała patrząc na niego podejrzanie,chociaż wizja spędzenia wspólnie wakacji, w ciepłym miejscu była niezwykle kusząca. Towarzystwo panicza Marlowa … Gabrielle nie mogła wyobrazić sobie lepszego, ciepło słonecznych promienii, zapach morskiej bryzu, czy letni powiew wiatru. Och… jakże tęskniła za uczuciem ciepła na skórze, dlatego kiedy przekroczyli “próg” polany skierowała twarz w stronę słońca. Wiedziała, że przepłaci to nielicznymi piegami na nosie i policzkach, ale nie żałowała. Gdzieś tam każdy z nich tęsknił, nie tylko za jedyną gwiazdą w ich galaktyce, ale wiosna miała w sobie coś jak świeży powiew świeżego powietrza. W ludziach budziła się nie tylko radość, ale również dobroć, wraz z pojawieniem się pierwszego przebiśniega stawali się mislii i nieco bardziej… ludzcy? To było idealne określenie,przynajmniej w mniemaniu panienki Levasseur - nawet Sweansen bywał wtedy mniej uszczypliwy.
- Uff… - westchnęła ocierając niewidoczny pot z czoła, uśmiechając się. Miała nadzieję, że to w jakiś sposób odwróci jego uwagę od ran, które podniósł.
- To, że bluzgasz w swoim ojczystym języku wcale nie sprawia, iż nie wiem co to znaczy - stwierdziła, ileż to razy ona sama pchnięta różnymi pobudkami dopuszczała się tego samego. Mimo pozornego przeświadczenia, że nikt nic nie rozumie, prawda była zupełnie inna, to było aż nazbyt oczywiste.
Dziewczyna pokręciła głowa, aż za dobrze wiedziała, jak to jest.
- Coś o tym wiem, czy chcesz temu wierzyć czy nie… czuje jakby ktoś rzucił na mnie jakiś urok - rzuciła jakby od niechcenia, lecz w słowach tych ukryte było tak wiele, o czym nie zdążyła mu jeszcze opowiedzieć. W jej życiu ostatnio działo się tak wiele, robiła rzeczy o które nigdy samej siebie by nie podejrzewała. To było aż niewiarygodne! Dodając do tego pech, który ją prześladował była to niezwykła mieszanka, wręcz wybuchowa.
- Viní! Oddychaj, spokojnie. Postaram się ci pomóc, obiecuje- powiedziała starając się zachować spokój, jednak jej głos zdradzał pewnego rodzaju niepewność, którą w sobie miała. Po ostatnich zajęciach z uzdrawiania nie czuła się silna w tej dziedzinie, choć zależało jej na tym, by pomóc przyjacielowi.
Zamknęła na chwilę oczy nabierając w płuca powietrza, musiała się uspokoić jeżeli miała zrobić cokolwiek. Przygryzając dolną wargę wyciągając różdżkę, dłoń lekko się jej trzęsła. Zacisnęła palce mocniej na drewnianym kijku.
- Dobrze… spróbuje - oznajmiła prostując ramiona. Powtórzyła ruch, który wykonał Viní kilka razy, dopóki nie poczuła się na tyle pewnie, by wykonać go bezbłędnie. - Chyba dobrze nie? - zapytała patrząc na niego z uniesioną do góry brwią, powtarzając ruch nadgarstka.
- Vulnerra ferre… Vulnerra ferre… Vulnerra ferre… Vulnerra ferre… Vulnerra ferre! - powtarzała nabierając z każdymi kolejnymi wypowiedzianymi słowami pewności. - I jak? - zapytała.




Powrót do góry Go down


Vinícius Marlow
Vinícius Marlow

Student Hufflepuff
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 170,5 cm
C. szczególne : krzywy zgryz, dużo pieprzyków, w tym nad górną wargą. Tatuaż na karku, kolczyk w lewym uchu, spora blizna w prawej pachwinie. Na jego ramieniu zwykle siedzi elficzka
Galeony : 702
  Liczba postów : 576
https://www.czarodzieje.org/t16781-vinicius-oliver-marlow-budowa#466597
https://www.czarodzieje.org/t16786-vini-da-vinci#466765
https://www.czarodzieje.org/t16784-vinicius-marlow
https://www.czarodzieje.org/t18404-vinicius-marlow-dziennik
Polana QzgSDG8




Gracz




Polana Empty


PisaniePolana Empty Re: Polana  Polana EmptySro 13 Mar - 17:39;

Miała rację, oboje wiedzieli, że nie wdała się w matkę, mimo że bardzo by tego chciała. On również wolałby żeby tak było, miałby wówczas bliską sercu towarzyszkę i byłoby mu zwyczajnie raźniej. Co prawda uzdrawianie było dość popularną dziedziną wśród uczniów Hufflepuffu i wiedział, że wiele borsuczych znajomych wiąże swoją przyszłość z magią leczniczą – czy to wobec ludzi, czy też zwierząt. Ale Gabrielle to Gabrielle, była dla niego ważniejsza niż ogromna większość Puchonów. Na Finna w tym temacie nie miał co liczyć, na samą myśl o nauce uzdrawiania zaczynał się stresować i naprędce wymyślał jakąś wymówkę.
Rzeczywiście rozładowała atmosferę, choć ta nie była szczególnie napięta – nie zwykł przykładać do swoich ran szczególnej (a zdaniem niektórych również należytej) wagi, był stosunkowo odporny na ból. Gdyby nie był tak obolały po wczorajszych zajęciach, pewnie obmyłby poparzone dłonie w chłodnym strumieniu, przewiązał kolano kawałkiem materiału i dalej nic sobie z tego nie robił. Bywał pod tym względem lekkomyślny, a hipokryzja zdawała się wylewać każdym pojedynczym porem jego skóry – każdy bowiem, kto znał Viníego, wiedział, że leczył nawet najmniejsze ranki swoich znajomych i zupełnie nie przyjmował sprzeciwów. Nie było nieważnych skaleczeń i bólu, który można przecierpieć – nie było ich tak długo, jak należały do kogoś innego.
Za dużo ze mną przebywasz – przewrócił oczyma i uśmiechnął się kącikiem ust, rozbawiony jej uwagą. Rzeczywiście, po tylu latach wysłuchiwania jego nieustannych przekleństw, z całą pewnością rozumiała je co do joty. – Czasem wrzucam do repertuaru kilka szwedzkich, powinnaś w końcu sprzedać mi jakieś francuskie. Stanowczo za mało przeklinasz, a to podobno zdrowe.
Zmarszczył brwi, tym razem wychwytując tę niepewną nutę rozbrzmiewającą w tonie jej głosu. Mieli do pogadania, cholera. Tylko najpierw konkrety. Skoro już zdecydowała się mu pomóc, a on postanowił nauczyć się jak tę pomoc nieść, należało zająć się tym w pierwszej kolejności.
Ja jestem spokojny... a Ty? Hmm... – nieco rozbawiona mina świadczyła o tym, że nie jest tego wcale taki pewien. – Potrafię być grzecznym pacjentem. – zapewnił ją, przyglądając jej się jeszcze przez moment. Widział tę niepewność, udało mu się ją dostrzec. Zdawał sobie sprawę z tego, że nie doceniała swoich zdolności w tej dziedzinie. Była ambitna, a do tego wszystkiego miała matkę–uzdrowicielkę. To musiało wywoływać sporą presję... biedna Gabrielle. Złapał ją za drżącą rękę zaciskającą się kurczowo na drewnie różdżki i czekał tak długo, aż spojrzała mu w oczy. – Nie masz się czym denerwować, to tylko bandaże. Ostatnio mnie oparzyłaś, ale nawet nie bolało, poza tym to był czysty przypadek. Jeśli to poprawi Ci humor, to powiem Ci, że zaledwie kilka tygodni wcześniej spotkałem się z tamtym uzdrowicielem i zupełnie poharatałem mu rękę. – odwrócił spojrzenie. Zabawne, sam ją do niego przymusił, a teraz nie potrafił wytrzymać jego siły. Rozgoryczenie tamtym wydarzeniem dalej głęboko w nim siedziało i dręczyło go za każdym razem gdy miał rzucać zaklęcie. – Tu przynajmniej nie ma problemu z zakłóceniami. No, do dzieła. – spróbował się uśmiechnąć, ale wyszedł mu jakiś krzywy grymas.
Czekał aż wypowie formułkę zaklęcia we właściwy sposób – czekał długo, bowiem wbrew wszelkim pozorom wymagał od niej perfekcji. Po części brało się to z jego uwielbienia dla sztuki uzdrawiania, ale i w dużej mierze miał na myśli jej dobro – im bardziej będzie wobec niej wymagający, tym mniejsza możliwość, że popełni błąd. W końcu pokiwał głową, słysząc odpowiednią wymowę.
Teraz dobrze. Ruch nadgarstka trochę płynniejszy. – machnął źdźbłem raz jeszcze i przeniósł na nią wzrok. Dał jej spróbować kilka razy, aż ostatecznie zdecydował, że może już spróbować. To tylko bandaże, najwyżej wyjdą trochę gorsze niż powinny; nic strasznego.
Więc? Co to za urok? Wydawało mi się, że to raczej Ty rzucasz uroki na innych. – próbował żartować, ale przenikliwe spojrzenie brązowych oczu wpatrujących się w nią dociekliwie, jasno mówiło, że jego pytanie jest prawdziwe. Chciał dać rzucić jej zaklęcie, lecz nie potrafił powstrzymać swojej ciekawości. Chciał wpierw dostać odpowiedź, a dopiero potem opatrunek. Jak zwykle spychał własne dobro na dalszy plan.

Kostki ♥️ :
Powrót do góry Go down


Gabrielle Levasseur
Gabrielle Levasseur

Student Hufflepuff
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : długie, blond włosy, w okresie letnim - piegi na nosie i policzkach, tatuaż kwiatu niezapominajki na prawym obojczyku
Dodatkowo : Ćwierćwila
Galeony : 626
  Liczba postów : 1459
https://www.czarodzieje.org/t16791-gabrielle-levasseur
https://www.czarodzieje.org/t16936-gabrielle-levasseur
https://www.czarodzieje.org/t16819-gabrielle-levasseur
Polana QzgSDG8




Gracz




Polana Empty


PisaniePolana Empty Re: Polana  Polana EmptyWto 19 Mar - 16:48;

Czasem - w pierwszym roku nauki w Hogwarcie nawet bardzo często - zastanawiała się, jakie pobudki kierowały Tiarą, że ta przydzieliła ją do domu Helgi. Zapewne nie był to fakt, że w żółtych barwach było blondynce do twarzy? Zamiłowanie do poszukiwania przygód, pakowania się - często nierozważnie - w niebezpieczeństwa, by ostatecznie w chwili próby wykazać się odwagą, przemawiały raczej za tym, by to Gryffindor stał się jej domem. Cóż takiego miała w sobie urocza Gabrielle, by ostatecznie stać się Puchonką - patrząc stereotypowo, uosobieniem dobroci, radości oraz poświęcenia innym. Ona taka nie była, od zawsze czuła, że nosi w sobie mrok; wdzierał się on do jej duszy, wielkimi szponami rysując jej nieskazitelną powłokę. Towarzyszył jej od najmłodszych lat, szeptem nakłaniał do robienia rzeczy, których nie chciała. Najbardziej widoczny był w chwili, gdy ktoś ją zranił, czasem odzwierciedlał się w słowach, buntowniczym zachowaniu czy zwykłym zaciśnięciu zębów. Innym razem był furią, czysta postać wylewającego się z jej drobnego ciała złości, żalu i rozpaczy. Wtedy oczy blondynki zmieniały barwę z zielonej w czerń... nieprzyjemną, przerażająca czerń przypominającą kroplę atramentu spływającą ze stalówki pióra. Tak intrygująca, co przerażająca.
Mimowolnie myśli Gabrielle błądzić zaczęły ku Julianowi, potrząsnęła głową by je i odpędzić. Serce w jej piersi zabiło mocniej, czuła to pojedyncze uderzenie wywołane przez jego osobę… przez myśl o nim. Wzięła głębszy oddech, by po chwili wypuścić wolno skradzione powietrze, dawała sobie czas potrzebny, aby się uspokoić. Nadal nie potrafiła jasno stwierdzić, dlaczego znajomy/nieznajomy wywoływał w niej tak wiele emocji. Niczym najpiękniejszym w świecie wierszem zachwycała się słowami zapisywanymi na skrawkach pergaminu i tylko świadomość, że w rzeczywistości może okazać się on jej największym wrogiem, sprowadzała ją do rzeczywistości. Nie pozwalała całkowicie zatracić się w tej znajomości… zakochać się.
Dobrze znała umiejętności Viníego - ile to razy leczył jej zadrapania, rozcięcia czy oparzenia, kiedy wracała z tylko sobie znanego kierunku, ukrywając przed nim oraz Finnem co tak naprawdę się tam wydarzyło. Wiedziała, że gdyby ze wszystkimi szczegółami opowiedziała im, jakich to rzeczy się dopuszcza zwyczajnie dostałaby szlaban na wychodzenie z dormitorium, o zamku nie wspominając, gdyż łaską byłoby wtedy, gdyby puścili ją samą chociażby na korytarz. Była od nich młodsza i siłą rzeczy pragnęli być wobec niej opiekuńczy, jednak nawet wspaniała opieka miała pewne granice, które Gab trzymała w ryzach. Wiele rzeczy zostawiała dla siebie, tylko połowicznie mówiąc im, co było przyczyną kolejnego zadrapania. Kochała ich za to i jednocześnie nienawidziła, kiedy to kolejny raz zmuszona była słuchać, że zapuszczanie się do Zakazanego Lasu nie jest bezpieczne; na szczęście pod tym względem Marlow był znacznie bardziej wyrozumiały niż jej kuzyn.
- Ostatnio cierpię na brak twojej obecności - odpowiedziała, jednak nie miała w zamiarze wytknąć mu tego, że poświęca jej zbyt mało czasu - Dlatego musimy to zmienić, a jeszcze mam ci tyle do opowiedzenia - głos dziewczyny drżał od emocji ukrytych w tym zdaniu, nie potrafiła zapanować też nad uśmiechem, kąciki jej ust drgnęły poszerzając wargi coraz bardziej. Nie mogła uwierzyć, że przez tak krótki okres działo się tak dużo, czuła się zupełnie tak, jakby nie rozmawiała z przyjacielem przez całe lata. Zaśmiała się szczerze.
- I może mi jeszcze powiesz, że tych szwedzkich nauczył Cię Finn? - zapytała patrząc na niego zszokowana, przy niej blondyn zawsze się miarkował, rzadko kiedy podnosił nawet głosu. Nigdy nie słyszałam by z jego ust wydobyło się nawet niegroźne i właściwie mało znaczące “cholera”. - Może w przyszłości czegoś Cię nauczę, chociaż takie nie wypada używać niecenzuralnych słów - dodała puszczając mu oczko. Czasem, choć rzadko zdarzało jej się przeklnąć w swoim ojczystym języku, gdzie nawet to brzmiało pięknie dla ucha. Najczęściej jednak szybko miarkowała się, zwyczajnie zagryzając wargę, miast świergotać potokiem przekleństw. Tym razem wspomnienie Garda nie wywołało w niej aż tak negatywnych emocji, niemniej nadal czuła żal i złość skierowane ku jego osobie.
Czuła swego rodzaju presję, by zająć się Vinim. Była mu to winna za te wszystkie razy, kiedy to on zajmował się nią i otaczał opieką, lecząc rany. Zmartwiła się i nieco zmarkotniała w chwili gdy chłopak zauważył jej niepewność. Kąciki ust blondynki drgnęły
- Zawsze potrafisz dodać otuchy - stwierdziła, wzięła kilka szybkich oddechów - Teraz już jestem spokojna - oznajmiła starając się by głos jej nie zadrżał. Nadal była nieco przerażona, jednak była pewna że chłopak pomoże jej przebrnąć przez cały etap uzdrawiania go.  Rana nie była bardzo rozległa, więc też nie powinna sprawić jej zbyt dużo problemów. Gabrielle należała do osób, które nie poddają się zbyt łatwo i szybko, jeżeli obiecała mu pomóc - słowa dotrzyma!
Zdławiony jęk opuścił jej gardło. Czy musiał wspominać tamtą lekcję? Od tego czasu blondynka nosiła przy sobie chociaż niewielki kawałek bandaże, że też dzisiaj musiała zająć myśli czymś innym i o nim zapomnieć.
- Tak średnio poprawiło mi to nastrój - przyznała szczerze, coraz bardziej zaniepokojona. Może i Viní gorzej potraktował Uzdrowiciela, jednak podejrzewała iż oni nie wyczarowywali zwykłych bandaży. Pochwyciła jego spojrzenie, wpatrywał się w nią z taką intensywnością, wręcz czuła jak nabiera odwagi. Moc napływająca z brązowych tęczówek rozchodziła się po jej ciele wraz z krążącą w  żyłach krwią. Pierwszy raz doznała czegoś takiego, nie wiedziała jak określić to dziwne uczucie; jednocześnie nie da się zaprzeczyć - dodało jej to pewności siebie. Miała przecież w sobie geny znamienitej uzdrowicielki, czas by to pokazała.
Wymagał od niej perfekcji za co była mu ogromnie wdzięczna, dzięki temu mieli większą pewność, że zaklęcie wyjdzie poprawnie. Skorygowała ruch nadgarstka, wykonując go dokładnie sam samo jak Viní: płynnie i najważniejsze - pewnością samej siebie oraz swojego ciała. Wzięła głęboki wdech, już miała rzucić zaklęcie, kiedy pytanie chłopaka zmroziło ją. Zatrzymała się; w połowie otwarta buzią i wpatrzony w niego wzrok były czystym obrazem zaskoczenia. Opamiętanie na szczęście przyszło szybko, uśmiechnęła się do bruneta najpiękniej jak potrafiła, zamrugała rzęsami i tylko zaróżowione policzki świadczyły o tym, w jakiej sytuacji ją postawił.
- Mmm… - przygryzła dolną wargę starając się zachować spokój. Nie była pewna o co dokładnie pyta,dopóki nie przypominała sobie swoich wcześniejszych słów. Odetchnęła z ulgą, zaś na jej ustach ponownie pojawił się znajomy uśmiech. - … dużo by opowiadać. Najpierw wysłałam list, który trafił zupełnie gdzie indziej,później ja trafiłam na Luke, takiego studenta z Rava, dosłownie trafiłam i moje biedne tosty wylądowały na jego bluzce, a byłam taka głodna wtedy… grałam w Therie, gdzie też miałam pecha i Holden musiał mnie ratować,jeszcze był tam Swansean… ugh jak on mnie denerwuje! Później była przygoda we wraku statku… uśmiałbyś się, musiałam brać prysznic trzy godziny żebym przestała śmierdzieć - potok słów opuścił jej usta,kiedy starała się chociaż w skrócie opowiedzieć Viniemu, co działo się przez te kilka dni, roześmiała się na wspomnienie tego ostatniego wydarzenia, choć wtedy nie było jej do śmiechu. Puchon wpatrywał się w nią z dziwnym wyrazem twarzy, więc zamilkła. - Opowiem ci wszystko później - oznajmiła,nie czekając na jego ewentualny protest wyciągnęła przed siebie różdżkę, wykonała ruch ręką jednocześnie wypowiadają znane doskonale zaklęcie. Była pod wrażeniem, jak prosto jej to poszło, zwłaszcza że często wypowiadanie zaklęć z odpowiednim naciskiem na określoną głoskę sprawiało jej trudność. Nie minęła sekundą kiedy na jej ręce w nienagannym stanie pojawił się opatrunek. Uśmiechnęła się zwycięsko.
- Teraz muszę go tylko odpowiednio zawiązać, ale widziałam chyba z milion razy, jak robi to mama - oznajmiła, po czym wzięła się do pracy zawiązując odpowiednio bandaż na nodze chłopaka. - I jak panie psorze? - zapytała uśmiechając się radośnie.




Kostka: 6
Powrót do góry Go down


Vinícius Marlow
Vinícius Marlow

Student Hufflepuff
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 170,5 cm
C. szczególne : krzywy zgryz, dużo pieprzyków, w tym nad górną wargą. Tatuaż na karku, kolczyk w lewym uchu, spora blizna w prawej pachwinie. Na jego ramieniu zwykle siedzi elficzka
Galeony : 702
  Liczba postów : 576
https://www.czarodzieje.org/t16781-vinicius-oliver-marlow-budowa#466597
https://www.czarodzieje.org/t16786-vini-da-vinci#466765
https://www.czarodzieje.org/t16784-vinicius-marlow
https://www.czarodzieje.org/t18404-vinicius-marlow-dziennik
Polana QzgSDG8




Gracz




Polana Empty


PisaniePolana Empty Re: Polana  Polana EmptySro 20 Mar - 21:23;

Brak mojej obecności to ciężka przypadłość. – zażartował, w duchu wzdychając jednak ciężko. On też miał jej wiele do opowiedzenia. Merlinie, nie była sobie zapewne w stanie wyobrazić jak wiele słów cisnęło mu się na język, jak wiele myśli pchało się do ust. Jednak mimo licznych tematów do rozmowy, miał też świadomość ograniczeń, na które przystał dobrowolnie. Był honorowy i zawsze dokładał wszelkich starań by dochować złożonej obietnicy, nawet jeśli w efekcie sprawiała mu tak wiele dyskomfortu i, cóż, może warto to w końcu przyznać – cierpienia. Nie mógł powiedzieć jej wszystkiego, choćby nawet chciał – a Merlin mu świadkiem, że chciał tego bardzo.
Zaśmiał się cicho, mimo wszystko. Od ostatnich kilka dni na myśl o Finnie prędzej markotniał, aniżeli weselał, w tym jednak kontekście uważał to za naprawdę zabawne. To jej zdziwienie było rozczulające.
Jasne, że tak. – odparł ze szczerym przekonaniem, po czym spojrzał na nią i zrozumiał, że może wydać jej się to dziwne. – No wiesz... spędzam z nim więcej czasu niż Ty, chociażby w dormitorium. – albo w pokoju życzeń. Gdzie i kiedy tylko się da. – A jak się go odpowiednio...dotkniezdenerwuje, potrafi przeklinać na wiele różnych sposobów. – uśmiechnął się do swoich myśli i niechętnie powrócił do rzeczywistości. Jej stwierdzenie przypadkiem obudziło w nim myśl, że Gab wcale nie zna Finna tak dobrze jak jej się wydawało. Co gorsza, przepaść ta wzrastała z każdą kolejną chwilą jej nieświadomości na temat ich związku. Właściwie... potrafił wyobrazić sobie jak zła będzie jeśli w końcu się dowie.
To od samego początku nie był dobry pomysł... i wprowadzenie go w życie jedynie skomplikowało wszystko jeszcze bardziej.
Musiał przyznać jej rację, że nie była to w najmniejszym stopniu pocieszająca historia. Sam też odczuł to nim w ogóle skończył zdanie. A mimo to... dobrze było się z tego wygadać, aż do tej pory nikomu nie przyznawał się do tamtejszej porażki, która tak mocno zachwiała jego pewność siebie... a przynajmniej wiarę w swoje magiczne umiejętności. To dało się zresztą zaobserwować, niegdyś maniakalnie leczył wszystko dookoła nie przebierając w środkach, teraz natomiast, choć reagował, ograniczał się do najłatwiejszych zaklęć, wiedząc, że słabsze ich działanie oznacza mniejszą szkodę w wypadku pomyłki lub buntu magii. To znacząco utrudniało mu życie.
Widział zaskoczenie na jej twarzy, wywołane jego niecierpliwym pytaniem i kazało mu się to zastanowić czy naprawdę prześladował ją aż taki pech. Kiedy jednak słuchał jej słów, nie potrafił zrozumieć skąd ten moment zawahania i strachu... zupełnie jakby odkrył coś, czego się nie spodziewała – a wszak zadał tylko pytanie. Wpatrywał się w nią, lecz zaraz skryła się za zasłoną słodkiego uśmiechu i zrozumiał, że nic już nie ugra. Nie mówiła mu czegoś, lecz nie miał prawa do protestu, bo i on wiele przed nią zatajał. Wysłuchał więc o jej przygodach, śmiejąc się gdy wspomniała o tostach i krzywiąc, na wieść o Swansea i śmierdzącej przygodzie – oba te przypadki były dla niego tak samo paskudne.
Widziałem go kilka razy przy domkach, panoszy się z tym swoim aparatem... chociaż od kilku dni jakby zniknął. – wzruszył ramionami. Viní nie był skłonny do oceniania innych, wręcz przeciwnie, zawsze znajdował jakieś usprawiedliwienie, ale w przypadku Krukona... nie potrafił. Nie rozumiał i nie chciał rozumieć dlaczego potraktował Gabrielle w tak zimny sposób, a w dodatku od roku nie szczędził złośliwości kiedy tylko ją spotykał. Jego siostra była sympatyczna i zupełnie nie rozumiał jak bliźniaki mogą się od siebie tak bardzo różnić.
Ale... czekaj. Prawie mi umknęło. Grałaś w Therię? – zmarszczył brwi. Coś mu tu nie grało. – W tę prawdziwą Therię? Masz pojęcie jakie to jest niebezpieczne? Gab... chęć zagrania to jedno, ale fakt, że o niczym mi nie powiedziałaś... – westchnął ciężko. Nie chciał się z nią teraz kłócić, postanowił więc odpuścić jej cały wykład, który cisnął mu się na usta. – Po prostu... powinnaś mówić kiedy idziesz robić takie głupoty żebym wiedział gdzie cię szukać gdyby coś się stało... Głuptas z Ciebie. – choć wypowiadane przez niego słowa nabierały typowego dla niego, szybkiego tempa i wyraźnego brzmienia, na koniec uspokoił się nieco i pozwolił sobie nawet na uśmiech. Zrozumiał dlaczego mu nie powiedziała – bo wówczas by się martwił. Skinął głową, obserwując rzucanie przez nią zaklęcia i uśmiechnął się szeroko, widząc, że jego nauki przyniosły w końcu oczekiwany efekt.
Brawo, Gabi! Idealny opatrunek, no-no... – uważnie obejrzał bandaż – wiedziałem, że Ci się uda. Nie taki diabeł straszny, nie? – pozwolił jej bez nadzoru owijać nogę bandażem, gdyż wiedział, że wie jak to zrobić. Przyjrzał się więc swojej poparzonej, zaczerwienionej ręce, która dalej piekła niemożebnie – na tyle, by nie uniemożliwiać mu rozmowy, a jednocześnie sprawiać mu dyskomfort. Podmuchał na nią, próbując przynieść sobie krótkotrwałą ulgę, a kiedy Puchonka opatrzyła jego nogę, poruszał nią, by sprawdzić czy jest w stanie ją zginać.
Panno Levasseur, póki co, ma panienka u mnie Zadowalający, na Wybitny trzeba będzie się bardziej postarać. – przybrał wyniosły ton i minę, tak niepasującą do wyróżniającej jego charakter prostoty. – Proszę mi powiedzieć jakiego zaklęcia użyłaby panienka przy tego typu obrażeniach. – tu wyciągnął ku niej oparzoną rękę, by mogła obejrzeć ją sobie wedle swojej woli. Klasyczny przykład delikatnego oparzenia pierwszego stopnia – niegroźnego, ale skoro mają do dyspozycji magię, szkoda byłoby z niej nie skorzystać.

Kostki ♥️ :
Powrót do góry Go down


Gabrielle Levasseur
Gabrielle Levasseur

Student Hufflepuff
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : długie, blond włosy, w okresie letnim - piegi na nosie i policzkach, tatuaż kwiatu niezapominajki na prawym obojczyku
Dodatkowo : Ćwierćwila
Galeony : 626
  Liczba postów : 1459
https://www.czarodzieje.org/t16791-gabrielle-levasseur
https://www.czarodzieje.org/t16936-gabrielle-levasseur
https://www.czarodzieje.org/t16819-gabrielle-levasseur
Polana QzgSDG8




Gracz




Polana Empty


PisaniePolana Empty Re: Polana  Polana EmptyCzw 21 Mar - 15:37;

- I nieuleczalna, ale… myślę, że poczuje się lepiej gdy razem spędzimy ten dzień - odpowiedziała, obdarzając go szczerym uśmiechem, zaś w głosie dziewczyny rozbrzmiewało coś na kształt prośby, niewypowiedzianej wprost, lecz ukrytej w zdawałoby się zwykłych słowach. Wiedziała jak to jest oddalać się od bliskiej sercu osoby, wiedziała jak wspomnienia z nią związane blakną, jak czas powoli zaciera niezwykle silną więź, a to co kiedyś wydawało się być jedynym stałym punktem w życiu, teraz jawi się niczym senny koszmar. Zbyt dobrze znała to uczucie, ale przecież Viní nie był taki jak Nathaniel, nie odpuściłby tak łatwo. Poddanie się bez podjęcia chociażby jednej bitwy nie leżało w jego naturze i była mu za to wdzięczna. Wystarczyło jedno zdanie, a on już był w stanie poświęcić blondynce całego siebie, bez względu na to jakie miał wcześniej plany.
O ile z brakiem Nathaniela w swoim życiu była w stanie się jakoś pogodzić, o tyle nie wyobrażała sobie, by zabrakło w nim Puchona. Ich relacje były początkowo nieco skomplikowane, doskonale pamiętała, jak robił do niej maślane oczy, kiedy tęczówki w kolorze płynnej, mlecznej czekolady patrzyły na nią z dziwną fascynacją, czy też uwielbieniem. Pamiętała ich rozmowę, w czasie której wyznał jej swoje uczucia, a ona, będąc z nim - a przede wszystkim z samą sobą - szczera, odrzuciła je. Uśmiechnęła się na wspomnienie dni, kiedy to uparcie goniła za nim, wręcz osaczyła chłopaka swoją osobą, aby tylko nie zaprzepaścić tego co razem stworzyli. Nie był to szeroko rozumiany związek dwójki ludzi, lecz przyjaźń. Dojście do tego wniosku zajęło mu nieco więcej czasu niż jej, lecz po batalii, której towarzyszyło wiele często sprzecznych emocji, znowu patrzył na nią jak dawniej. Jego oczy były w nią ponownie wpatrzone, lecz tym razem zupełnie tak jakby starszy brat sprawował nad nią swoją pieczę.
Pogrążona we własnych myślach, nie dojrzała delikatnej zmiany na twarzy bruneta. Kąciki jego ust niby uniesione ku górze, wydawały się być spięte, tworząc na twarzy dziwny grymas - zupełnie jakby myśl, która napłynęła do jego głowy sprawiała mu swego rodzaju ból. Umknęła jej ta sekunda, w czasie której zatracił się on w wyrzutach sumienia, bo przecież bez względu na to jaką decyzję by podjął, byłaby ona krzywdząca dla Gabrielle lub dla Finn; w tym wszystkim najbardziej jednak cierpiał on sam. Gdyby tylko dziewczyna miała tą świadomość, gdyby szepnął chociaż słowo, sama poznałaby prawdę - jej dociekliwa natura zapewne wzięłaby tu górę, zaś upór, który w sobie miała nie pozwoliłby odpuścić.
Zmarszczyła nos, w ten zabawny i jednocześnie uroczy sposób, typowy dla niej na myśl przywołujący postać małej dziewczynki z blond warkoczykami. Słowa wypowiedziane przez Marlowa dla wielu zwyczajne, u niej zapalały pewne zwoje w mózgu zmuszając ten narząd do intensywniejszego myślenia. Viniego i Finna (w jej mniemaniu) łączyła swego rodzaju znajomość, nie było w nim nic dziwnego, brunet był jej najlepszym przyjacielem zaś blondyn kuzynem, logiczne że chociaż to ich łączyło, jednak nie sądziła, ba, była wręcz pewna, że poza tym rzadko kiedy spędzają ze sobą czas, a Viní zna go - zdawałoby się - lepiej niż ona.
- Dziwne - oznajmiła pełnym zamyślenia głosem, uśmiech z ust znikł, zamiast tego wargi blondynki układały się w różne kształty, typowe dla procesu myśleniowego. Nie dodała nic już więcej, na koniec wzruszając jedynie ramionami, choć tematu nie zamierzała odpuszczać. Jeżeli Viní nie będzie chciał wyznać jej prawdy, wyciągnie ją od Finna - po dobroci lub siłą… perswazji.
Intuicja Gabrielle odpowiadała, że coś ważne jej umyka, patrzy ale nie jest w stanie dostrzec prawdy skrywanej przed nią. Czuła to pod skórka, zupełnie jakby atomy jej ciała scalały się z tymi w powietrzu, alarmując. To przeczucie zrodziło się nagle, czy to przez wypowiedziane słowa czy nie do końca szczere gesty, było teraz obecne i szybko nie minie, była tego pewna. Nie wiedziała tylko, jakie konsekwencje będzie miało odkrycie prawdy,jak wielką próba przyjaźni może się okazać. To pozostawało tajemnicą.
Nie potrafiła  powstrzymać mimowolnej reakcji swojego ciała, kiedy wspomniał o rzuceniu uroku, to było znacznie silniejsze od niej. Była święcie przekonana, że w zdaniu przezeń wypowiadanym ukryte jest drugie dno, odetchnęła jednak z ulgą kiedy okazało się, że jej podejrzenia są bezpodstawne. Patrzył na nią nieco podejrzliwie, jednak postanowiła to zignorować. Za słowem „urok” kryło się tak wiele definicji, nie była pewna, która z nich aktualnie i poprawnie opisuje jej stan. Jako potomkini magicznej istoty potrafiła rzucać urok na swoje “ofiary”, ale także ona była pod działaniem uroku Juliana. Była tego pewna już teraz, choć go samego w listach zapewniała, że przyjaźń to jedyne co może ich łączyć. Dzięki niemu mogła poczuć się sobą, wyzbyła się obaw, które teraz skutecznie utrudniały jej nawiązywanie relacji z przedstawicieli płci przeciwnej; otworzyła się przed nim, zaś on odwdzięczył się tym samym. Tylko nadal czuła w sobie dziwną obawę, że to wszystko może nagle prysnąć niczym bańka mydlana.
Uśmiechnęła się widząc grymas na twarzy przyjaciela, który pojawił się wraz z wspomnieniem Krukona. Viní, podobnie jak Gab, darzył go  niechęcią i była pewna, że duży udział w tym miał incydent z zeszłorocznych walentynek. Doskonale pamiętała jaka była wtedy zdruzgotana i to właśnie brunet był przy niej w tamtej chwili. Pierwszy zawód miłosny zapijany gorącą herbatą.
- Właściwie on mnie już nie interesuje, to było tylko głupie zauroczenie - machnęła ręką starając się zachować lekceważący ton wypowiedzi, choć po części oszukiwała samą siebie. Z jakiegoś powodu nadal miała sentyment do Elijaha i nawet jeżeli bardzo chciała darzyć go negatywnymi uczuciami, wciąż miała do niego swego rodzaju słabość. W nielicznych sytuacjach kiedy mogła wpatrywać się w jego oczy o kolorze niezapominajek będących jej ukochanymi kwiatami, czuła, że nie jest takim człowiekiem, jakim zdawał się być rok temu. Czasem odnosiła wrażenie, że to zwyczajnie los z nich zakpił, nie pozwalając, by spotkali się tamtego wieczoru, szybko jednak mijało ono, gdy tylko chłopak otwierał usta.
Zaśmiała się, potok słów opuszczających usta Viniego był tak długi, że ciężko było jej powstrzymać rozbawienie, które siłą rzeczy u niej wywołał.
- Do tamtej chwili nie wiedziałam nawet co to za gra. Trafiłam tam przypadkiem, dostałam zaproszenie od Holdena… swoją drogą to bardzo fajny chłopak, bardzo dużo mówi, do tego jest przy tym taki zabawny, nie wiem czy go znasz. Myślę, że byście się polubili… hej! A może kiedyś razem wyruszymy na podbój świata? - zapytała, mimowolnie wróciły do niej wspomnienia wyprawy do wnętrza statku. - Swoją drogą kiedyś miał nawet swój zespół, ty też przecież grasz… muszę was ze sobą poznać jeżeli jeszcze się nie znacie. - dodała jeszcze, całkowicie odbiegając od tematu gry, wtedy musiałaby mu przyznać, że doznała pewnych ran, niemniej jednak liczyła na to, że zmiana tematu wyszła jej na tyle umiejętnie, aby nie wrócił do poprzedniego. Nie chciała go martwić, zwłaszcza że teraz była cała i zdrowa, nie było sensu robić niepotrzebnie afery i wszczynać alarmu jednocześnie uświadamiając jej jak nieodpowiedzialna potrafi być - doskonale zdawała sobie z tego sprawę.
Odwzajemniła jego uśmiech
- Udało się, naprawdę się udało! - krzyknęła radośnie, chociaż jeszcze do końca nie mogła uwierzyć własnym oczom, dlatego zamknęła go delikatnie w dłoniach i dopiero kiedy poczuła jego miękkość, zaś Viní dodatkowo ją pochwalił dotarło do niej, że naprawdę się udało. Gabrielle nie wykazywała się dużymi umiejętnościami uzdrowicielki, nie miała do tego ani cierpliwości ani serca,tak jak jej rodzicielka czy Marlow.
- Tym razem nie taki straszny… ale tylko tym razem - zastrzegła, unosząc do góry palec wskazujący, tak żeby nie myślał sobie, że za każdym razem będzie jej szło tak genialnie.
Przybrała poważny wyraz twarzy prostując plecy
- Profesorze Marlow, jestem gotowa podjąć wyzwanie otrzymania Wybitnego - odparła starając się zachować powagę, lecz nie potrafiła. Zaśmiała się, mina jej zrzedła wraz ze znakiem zapytania postawionym na końcu zdania wypowiadanego przez Viniego. Otworzyła szerzej oczy, wpatrując się z niego z zaskoczeniem wymalowanym na twarzy i niezwłocznie przyjrzała się oparzeniu. W swoją dłoń chwyciła jego, starając się włożyć w ten jest jeszcze więcej delikatności niż na co dzień. Nie było ono bardzo rozległe, ani też zbyt mocno zaczerwienione, nie dostrzegła żadnych pęcherzy. Obróciła nią to w prawo, to w lewo.
- Jest to oparzenie pierwszego stopnia. - stwierdziła, szukając w jego oczach potwierdzenia swoich słów - kącik ust chłopaka drgnął, dzięki czemu zyskała pewność. Niestety na tym się ona skończyła, w głowie blondynki świtał zapis zaklęcia, widziała słowa wypisane na papierze, znała wymowę, która echem dudniła w jej uszach, oczyma wyobraźni widziała ruch ręki, ten prawidłowy lecz nie była przekonana do słuszności tego co prezentował jej mózg.
- Hm… - przygryzła dolną wargę. - Nie jestem pewna, co do tego zaklęcia, może mała podpowiedź? - zapytała uśmiechając się uroczo, jakby to miało jej pomóc.
Powrót do góry Go down


Vinícius Marlow
Vinícius Marlow

Student Hufflepuff
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 170,5 cm
C. szczególne : krzywy zgryz, dużo pieprzyków, w tym nad górną wargą. Tatuaż na karku, kolczyk w lewym uchu, spora blizna w prawej pachwinie. Na jego ramieniu zwykle siedzi elficzka
Galeony : 702
  Liczba postów : 576
https://www.czarodzieje.org/t16781-vinicius-oliver-marlow-budowa#466597
https://www.czarodzieje.org/t16786-vini-da-vinci#466765
https://www.czarodzieje.org/t16784-vinicius-marlow
https://www.czarodzieje.org/t18404-vinicius-marlow-dziennik
Polana QzgSDG8




Gracz




Polana Empty


PisaniePolana Empty Re: Polana  Polana EmptySob 23 Mar - 19:28;

Pokiwał głową, mimo wszystko przyglądając jej się przenikliwie. Swansea był oderwanym od rzeczywistości artystą o wybujałym ego, a w dodatku non stop szukał zwady, uciekając się do naprawdę wrednych odzywek – przynajmniej wobec Gabrielle. Marlow co prawda niewiele mógł na to poradzić, nie sądził by do Krukona docierały jakiekolwiek argumenty, a uciekanie się do pięści zdecydowanie nie leżało w jego naturze. Mógł za to dopilnować, by Gabrielle wybiła go sobie z głowy, a potem więcej nie próbowała robić do niego maślanych oczu. Chciał ją chronić, tak przed Elijahem, jak przed samą sobą, znał ją bowiem na tyle, by móc spodziewać się, że mimo wszelkich krzywd będzie patrzeć na Krukona z sentymentem, na który ten sobie nie zasłużył.
Powiedzmy... – mruknął, bo nie zgadzał się, że było to najzwyklejsze w świecie zauroczenie, a jednocześnie nie chciał sprawiać jej przykrości, poruszając temat, na który rozmawiali już setki razy. Nie dało się cofnąć czasu i zmienić przeszłości, nawet jeśli bardzo się chciało...
Czy mogąc cofnąć czas, zmieniłbym swoją obietnicę?
Thatcher? – zdziwił się Viní, unosząc ciemną, gęstą brew. – On nie jest przypadkiem na dziewiątym roku? Rany, Gabrielle – tu zaśmiał się pod nosem – znalazłabyś sobie znajomych w Twoim wieku. Billie jest kochana i nie pakuje się w kłopoty, ale na Islandii uczepiłaś się akurat jakiegoś studenta. – pokręcił głową nie tyle z dezaprobatą, co niedowierzaniem. Była niereformowalna, tak po prostu. Poniekąd dobrze to rozumiał, z drugiej zaś strony – martwiło go to. Mimo to uniósł kącik ust. — Podbój świata? Brzmi nieźle, pod warunkiem, że nie oznacza gry w Therię. To chyba nie dla mnie... i lepiej by było żeby dla Ciebie też nie. Ale tak nawiasem mówiąc, jak było? – wiedział, że nie odważyłby się zagrać w tę grę, ale nie znaczyło to przecież, że wcale go nie interesowała. Theria już dawno obrosła w legendę, ale większość tylko o niej gadała, a w rzeczywistości nie znał nikogo, kto miałby za sobą partię tej gry. I pomyśleć, że akurat mała Gabi podjęła się tego wyzwania. Nie chciał wnikać skąd mieli planszę, im mniej wiedział, tym lepiej dla niego... i może też dla niej.
Wzmiankę o zespole o dziwo przemilczał; muzyka nazbyt kojarzyła mu się z Gardem, a on starał się uniknąć myślenia o nim za wszelką cenę. Chciał miło spędzić czas z Gabrielle (o ile siedzenie z zakrwawioną nogą można nazwać w ten sposób) i temat Puchona odpychał od siebie jak natrętną muchę.
Radość jaką w Gabrielle wywołało skutecznie rzucone zaklęcie była dla Viniego przyjemniejsza niż fakt, że jego noga zostanie opatrzona i nikt przy tym nie ucierpi. Dobrze było widzieć jak uśmiecha się szeroko i miał wrażenie, że odzyskała nieco wiary we własne umiejętności. Patrzyła na to realistycznie, ale chyba nieco przychylniej niż w pierwszej chwili gdy postanowiła mu pomóc.
Roześmiał się, słysząc jak się do niego zwróciła. On profesorem? W pierwszej chwili zabrzmiało absurdalnie, z każdą jednak chwilą wydawało mu się to coraz mniej głupie.
A może zamiast pchać się do szpitala, powinienem spróbować sił w nauczaniu? – wyraził głośno swoją myśl i widać było po nim, że tym razem nie jest to tylko głupi żarcik. – Wtedy mógłbym zajmować się magią leczniczą bez ryzyka, że rozwalę komuś rękę... właściwie nie jest jeszcze za późno, może mógłbym podejść do jakiegoś dodatkowego owutemu i... – zamilkł i zagryzł wargę, patrząc jak delikatne dłonie obejmują jego rękę, a zielone tęczówki dokonują szczegółowych oględzin. Nie miał zielonego pojęcia co zrobić ze swoją przyszłością. Jeszcze w październiku zdawało mu się, że ma plan idealny i wystarczy się go trzymać, w grudniu natomiast naszły go poważne wątpliwości. Owutemy zbliżały się wielkimi krokami i prawdopodobnie była to ostatnia chwila by zmienić cokolwiek w wyborze końcowych egzaminów, a podejrzewał, że w wypadku takiej decyzji, musiałby siedzieć z nosem w książkach aż do końca semestru. A wszystko to bez pewności, że to co robi ma jakikolwiek sens.
Westchnął cicho i skupił się na Gabrielle – to ona była teraz ważna, chciał jej wszak czegoś nauczyć. Próbował ocenić jej wiedzę: wydawało mu się, że teoretyczna jej część jest na naprawdę solidnym poziomie, brakowało jej jednak pewności siebie. Nie wiedział czy to presja rodzicielki, czy może porażka z ich wspólnej lekcji tak na nią zadziałały, ale wiele dałby za to, żeby móc to jakoś zmienić. Kiedy oceniła poparzenie, skinął delikatnie głową, nic jednak nie mówił i ze spokojem czekał aż udzieli odpowiedzi. Miała to na końcu języka, widział to, lecz poddała się w chwili, kiedy spodziewał się usłyszeć właściwe zaklęcie. Brązowe oczy patrzyły na nią łagodnie i wcale jej nie oceniały.
Masz rację, to zdecydowanie oparzenie pierwszego stopnia. Niegroźne, ale nieprzyjemne. Najlepiej zastosować na nie zaklęcie, które chłodzi skórę i tym samym uśmierza ból. Inkantacja to Fringere, a ruch ręki to... – tu miał złapać znowu za porzucone źdźbło, ale uznał, że jest to żmudna i mało skuteczna metoda, gdyż trawa nazbyt się wyginała i nie była wystarczająco dobrze widoczna. Machnął ręką i podniósł się z grymasem bólu na twarzy, by zaraz kucnąć za Gabrielle. Lewą rękę położył na jej barku dla łatwiejszego zachowania równowagi, prawą natomiast wyciągnął i ujął jej dłoń. Ponownie owionęła go woń truskawek, tym razem wzbogacona delikatną, orzeźwiającą cytrusową nutą, której nie sposób wyczuć z daleka.
Delikatne przesunięcie w bok, a potem ku górze. – odezwał się znacznie ciszej tuż obok jej ucha, ręką wykonując właściwy gest. – Jeszcze raz. – trzymał jej rękę, lecz tym razem jej nie pomagał, czekał aż sama zademonstruje odpowiedni ruch. – Gotowa? – zapytał kiedy uznał, że jest wystarczająco dobry. Dopiero wówczas odsunął się od niej na odległość, która umożliwiała rzucenie zaklęcia. Czekał, tak po prostu. Dał jej tyle czasu ile tylko chciała, nie naciskał na nią w żaden sposób.

Kostki ♥️ :
Powrót do góry Go down


Gabrielle Levasseur
Gabrielle Levasseur

Student Hufflepuff
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : długie, blond włosy, w okresie letnim - piegi na nosie i policzkach, tatuaż kwiatu niezapominajki na prawym obojczyku
Dodatkowo : Ćwierćwila
Galeony : 626
  Liczba postów : 1459
https://www.czarodzieje.org/t16791-gabrielle-levasseur
https://www.czarodzieje.org/t16936-gabrielle-levasseur
https://www.czarodzieje.org/t16819-gabrielle-levasseur
Polana QzgSDG8




Gracz




Polana Empty


PisaniePolana Empty Re: Polana  Polana EmptyNie 24 Mar - 16:05;

Przenikliwe spojrzenie Viniego skwitowała jedynie niewinnym uśmiechem nadal siląc się na zachowanie pozorów. Znając nastawienie bruneta do Elijaha, wiedziała, że skarciłby ją za myśli pojawiające się od czasu do czasu w jej głowie, często tak niespodziewanie, jak burza podczas ciepłego letniego popołudnia. Wywoływały w niej zaskoczenie oraz złość, że nie potrafiła ich przewidzieć. Nie rozumiała, dlaczego (przecież usilnie pragnęła o nim zapomnieć) on nadal zdawał się być częścią jej świata, zupełnie jakby ich ścieżki połączyły się ze sobą nierozerwalnymi więzami, co jakiś czas dając o sobie znać. Było to na swój sposób tak samo irytujące, jak piękne. Los otwarcie z nich kpił zmuszając do niezaplanowanych spotkać, wręcz osaczając ich swoim towarzystwem czy to podczas gry w Therię, czy też lekcji gotowania. Początkowo zastanawiała się czy nie jest to swego rodzaju spisek, w którym ukryty jest głębszy sens, lecz ilekroć wdawali się w coraz to zacieklejsze kłótnie porzucała tę myśl.
Teraz w jej życiu pojawił się ktoś inny, każda myśl o Juliania wywoływała uśmiech na ustach panienki Levasseur a rozmarzony wzrok był nader widoczny, zielone tęczówki zachodziły delikatną mgiełką, zaś rzeczywistość oddalała się w zastraszającym tempie ustępując miejsca marzeniom. Och! Jakże dużo ich miała, marzeń, pragnień związanych z znajomym-nieznajomym, niestety wraz z nimi rodziło się również wiele obaw, a strach, któremu zazwyczaj wychodziła naprzeciw zdawał się tym razem paraliżować drobne ciało blondynki. Stała na roztaju dwóch dróg: „pragnienia” oraz „powinność”. Głos rozsądku – chociaż posiadała romantyczną naturę – brał nad tym wszystkim górę, a i czasem słowa samego Juliana budziły w niej wątpliwości, których nijak nie potrafiła się pozbyć. Najgorszym w tym wszystkim było to, że zdążyła obdarzyć go już jakimiś uczuciami, nie nabrały one jeszcze dokładnego kształtu, przypominały bardziej chmurę o jasnej poświacie, pośród której wyłania się pewien zarys, jednak nie idealny w swym wyglądzie. Zupełnie jak nie w pełni wykształcony patronus.
Do rzeczywistości przywróciło ją mruknięcie Viniego, nieświadomie na jej ustach błąkał się tajemniczy uśmiech, a oczy jakby nabrały jaśniejszej barwy. Były to tylko niektóre z mimowolnych reakcji jej ciała na myśl o Julianie, nie potrafiła utrzymać na wodzy emocji, które zdawałoby się tylko on potrafi wywołać, a przecież nawet jeszcze się nie spotkali.
-Poważnie – odpowiedziała patrząc na niego wymownie, a nuż uwierzy jej zapewnieniom, choć w rzeczy samej mówiła to na głos, bo bardzo pragnęła oszukać samą siebie. Tyle razy mieli okazję poruszać temat Swansea, a ona nawet mając do niego ogromny żal często stawała w obronie blondyna.
Zaśmiała się słysząc, jak ton Viniego przybrał formę „słuchaj się starszego brata”, bo przecież w rzeczywistości czasem to Gab wykazywała się większym rozsądkiem niż chłopak. Chociażby jak wtedy, gdy postanowili ukradkiem zabrać z kuchni kilka ciasteczek do herbaty i zostali przyłapani przez domowe skrzaty. Stworzenia nie były zadowolone z faktu, że dwójka uczniów włóczy się po korytarzach szkoły parę minut po północy, w dodatku z celem podebrania smakołyków. Doskonale pamiętała, jak brunet gotów był poświęcić poranek, by upiec zabrane ciastka. Gab przez godzinę musiała odwodzić go od tego pomysłu, gdyż znając jego zdolności anty-kulinarne wiedziała, jak może się to skończyć.
Spojrzała na niego w chwili, kiedy przez ułamek sekundy jego twarz straciła naturalną radość, trwało to tak krótko, że mało wprawny obserwator mógłby przeoczyć tą drobną zmianę, lecz Gabrielle była zbyt spostrzegawcza. Wpierw zmarszczyła czoło, tak że na gładkiej skórze pojawiła się delikatna bruzda ciągnąca się przez całą jego długość, po czym zmrużyła oczy, przyglądając mu się baczniej. Z pozoru wydawał się być normalny, jednak, kiedy przeniosła spojrzenie na jego czekoladowe oczy, dopiero wtedy to dostrzegła. Rozdzierające jego serce, przeszywające na wskroś duszę, wręcz rozdzierający ją na kawałki brzemię, spoczywało na jego barkach sprawiając, że wręcz uginał się pod jego ciężarem. Jak mogła przeoczyć to wcześniej. Zbyt mocno pochłonięta sobą, przeoczyła coś tak ważnego. Odkrycie, którego dokonała napawało ją smutkiem, jednak postanowiła, że nie od razu da po sobie poznać, iż coś zauważyła. Chwilowe zmartwienie malujące się na twarzy dziewczyny zamaskowane zostało uśmiechem.
-Vinicusie, jestem już dorosła. Poza tym, on jest naprawdę miły. – żachnęła się, w pierwszych słowach nadając swojemu głosowi poważnego brzmienia. Na koniec nadymając policzki, jak mała dziewczynka. Holden był straszy od niej jedynie o trzy lata, nie wydawało się to wielką różnicą wieku, przynajmniej w mniemaniu Gabs, dodatkowo jakimś dziwnym zbiegiem okoliczności podczas tego wyjazdu zewsząd otaczali ją sami studenci: Holden, Luke, Elijah czy Ezra. –Billie jest cudowna… -przyznała –ale dobrze wiesz, że kłopoty to moja specjalność – dodała szczerząc zęby. Nie mogła poradzić nic na to, że co rusz pakowała się w jakieś tarapaty, zadziwiająco dobrze przyciągała nie tylko spojrzenia chłopaków, ale i nie zawsze bezpieczne przygody, które na stałe wpisały się w życie blondynki.
-Viní… to był jeden jedyny raz, kiedy jeszcze nieświadoma byłam tego z czym to się wiąże – odparła zgodnie z prawdą, nie była przygotowana na wszystko to, co działo się w lodowej jaskini, budziło to w niej jednocześnie przerażenie oraz ekscytację. Adrenalina krążyła w jej ciele, docierając do każdego jego skrawka, wywołując swego rodzaju euforię.
-Hm… ekscytująco, czasem przerażająco… to uczucie, kiedy rzucasz kostką niepewny co za chwilę się wydarzy… to potrafi uzależnić, wtedy zrozumiałam, dlaczego ta gra otoczona jest swego rodzaju czcią – krótka chwila zamyślenia, by zastanowić się nad odpowiedzią pozwoliła blondynce na opanowanie drążącego z emocji głosu, dzięki czemu udzieliła spokojnej odpowiedzi. Nie sądziła, że przyjaciel weźmie z niej przykład i będzie chciał spróbować swoich sił w tej grze, jednak postanowiła nie zachęcać go zbyt mocno rozentuzjazmowanym głosem.
Kolejne konkluzje napłynęły do głowy Gabrielle, kiedy Viní przemilczał sprawę zespołu, muzyka poniekąd była tym, co ich połączyło, wiedziała jak wielkie ma dla niego znaczenie, zaraz po uzdrawianiu. Było to zaskakujące oraz bardzo nie podobne do niego, nie mogła tego przemilczeć. Złożyła usta w jedną linie, biorąc głęboki wdech, pochwyciła spojrzenie jego czekoladowych oczu.
-Powiesz mi co się dzieje? – zapytała wzrokiem mówiąc mu, że nie ma zamiaru odpuścić tego tematu, nawet jeżeli ten chciałby umiejętnie go minąć. Viní był dla niej niezwykle ważny, dlatego też nie wybaczyłaby sobie, gdyby całą uwagę skupiała jedynie na sobie oraz swoich przygodach, kiedy w jego życiu działo się coś, co wymagało ewidentnie szybkiej interwencji. Była jak przyjacielskie pogotowanie, nie tylko pomocy w aspekcie fizycznym, ale i psychicznym. Widziała, że potrzebuje on rozmowy, a ciągnięcie go za język uznała za swój obowiązek, wszakże ten zazwyczaj wolał miast skupiać się na tym, co go boli nieść pomoc innym. Altruizm. To była cecha najbardziej rozpoznawalna w osobnie Marlowa.
Ich nastroje zmieniały się jak w kalejdoskopie, popadali ze skrajności w skrajność: od radości do beznadziei, którą zdawali się współczuć. Wesołość wywołana dobrze wykonanym zaklęciem udzieliła im się do tego stopnia, że chwilowo odpuściła. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, jak ciężko czasem znaleźć odpowiednie słowa by wyrazić swoje uczucia, łatwiej było spychać je na dno serca niż dzielić je z drugą osobą. Była na to doskonałym przykładem, zdawało się to być wrodzoną cechą każdego Puchona.
Obdarzyła go naprawdę zaskoczonym spojrzeniem, rozdziawiła usta nie pewna, czy słowa, które opuściły jego usta nie były jedynie słuchowym omamem wywołanym stresem jakiemu dobrowolnie się poddawała próbując go uleczyć. Jego niezdecydowanie było tak nadzwyczajne, jak śnieg padający w środku lata. Odkąd tylko sięgała pamięcią zawsze marzył o tym, by zostać Uzdrowicielem, był tak pewny swego wyboru, że Gabrielle nie sądziła, by nawet przez myśl przeszła mu zmiana decyzji a co dopiero wyrażać taką chęć na głos. Początkowo milczała, a cisza panująca między nimi sprawiała, że powietrze wokół zgęstniało. Próbowała w głowie odnaleźć coś, co nakierowałoby ją na odpowiedź „dlaczego”, lecz żadna lampeczka nie zapalała się w jej głowie.
-Viní, teraz zaczynasz mnie naprawdę martwić. Nie sądzę, że bez konkretnego powodu po prostu zmieniłeś zdanie tylko dlatego, że nazwałam cię profesorem. Dobrze wiem, że zawsze mogą na ciebie liczyć, ale ty chyba zapominasz o tym, że możesz liczyć na mnie. Wiem, wiem jestem młodsza, ale to nie znaczy, że nic nie rozumiem, że nie widzę znam w tobie. Uwierz są bardzo widoczne. -oznajmiła spokojnym, a przede wszystkim ciepłym tonem, którego nigdy mu nie szczędziła. Chwyciła jego zdrową dłoń gładząc delikatnie jej skórę. –Możesz powiedzieć mi wszystko, a ja w miarę moich możliwości postaram ci się pomóc czy też doradzić. Jestem ważną osobą w moim życiu i chcę żebyś zawsze o tym pamiętał. Możesz przyjść do mnie o każdej porze dnia i nocy, z każdym problemem. Nie będę cię oceniała ani krytykowała, wręcz przeciwnie. Postaramy się wtedy wspólnie znaleźć rozwiązanie dręczącego cię problemu. – obiecała, nie mogąc powstrzymać słów, które płynąc prosto z serca same opuszczały różowe usta dziewczyny.
Nie minęła sekunda, kiedy on ponownie skupił się na niej, zupełnie jakby to, co powiedziała jeszcze do niego nie docierało, jakby zbierał w sobie wewnętrzne pokłady siły, aby w końcu zerwać kurtynę milczenia. Widziała tą walkę w jego czekoladowych oczach. Nie pospieszała go, dawała mu tyle czasu, ile potrzebował. Postanowiła skupić się na czynności, które wykonywała, niestety zdenerwowanie wzięło górę. Uśmiechnęła się do niego z wyraźną wdzięcznością.
-Tak to Fringere! – stwierdziła, miała to na końcu języka, dlatego też uciszyła się, kiedy potwierdził on to, o czym myślała. Patrzył na nią łagodnie, dzięki czemu mimo małego potknięcia nadal czuła się pewnie. Przygryzła dolną wagę w chwili, kiedy znalazł się tuż za nią. Przez jej ciało przeszło dziwne uczucie, jakby zdenerwowanie wymieszane z falą spokoju. Wiedziała, że nie musi obawiać się niczego z jego strony, jednak jego dotyk, choć znajomy rodził w jej głowie dziwne myśli. Już dawno porzuciła myśl, że mogliby stworzyć relację głębszą niż przyjaźń, przy nim nie czuła tych przysłowiowych motyli w brzuchu, jej serce nie biło szybciej, dłonie nie pociły się a myśli nie krążyły wciąż i wciąż wokół jego osoby, jednak musiała przyznać, że Viní był idealnym kandydatem na chłopaka, czy też przyszłego męża. Był opiekuńczy, kochany, traktował innych z szacunkiem, do tego wykazywał się pracowitością. Będąc przy nim nie zaznałaby cierpienia, biedy czy braku czułości. Zaskoczona była swoimi myślami, choć były przecież one czystą prawdą. Spojrzała na niego przez ramie, jej spojrzenie ciężko było jednoznacznie określić. W oczach blondynki widniało coś na kształt zamyślenia.
Mimowolnie powtórzyła ruch ręki, lecz nie była na nim za bardzo skupiona, przytaknęła słysząc jego pytanie. Ryzykowała. Zaklęcie wypowiedziała poprawie, lecz w ruchu nadgarstka coś poszło chyba nie tak. Viní syknął z bólu, zaczerwienienie robiło się coraz mocniejsze, a ją zaczęła ogarniać panika.
-Co teraz?! Co teraz Viní?! – zapytała drżącym głosem..

kostka 4
Powrót do góry Go down


Vinícius Marlow
Vinícius Marlow

Student Hufflepuff
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 170,5 cm
C. szczególne : krzywy zgryz, dużo pieprzyków, w tym nad górną wargą. Tatuaż na karku, kolczyk w lewym uchu, spora blizna w prawej pachwinie. Na jego ramieniu zwykle siedzi elficzka
Galeony : 702
  Liczba postów : 576
https://www.czarodzieje.org/t16781-vinicius-oliver-marlow-budowa#466597
https://www.czarodzieje.org/t16786-vini-da-vinci#466765
https://www.czarodzieje.org/t16784-vinicius-marlow
https://www.czarodzieje.org/t18404-vinicius-marlow-dziennik
Polana QzgSDG8




Gracz




Polana Empty


PisaniePolana Empty Re: Polana  Polana EmptyPią 29 Mar - 14:22;

Nie wątpił, że chłopak jest miły, ba, Viní kojarzył go z widzenia i raczej wzbudzał w nim sympatię, kiedy jednak chodziło o Gabrielle, musiał zachować czujność. Traktował ją jak siostrę, z tą swoją charakterystyczną braterską nadopiekuńczością, która doprowadzała Sini do szewskiej pasji. Taki już był, nie potrafił nic na to poradzić. Francuzka znajdowała się w kręgu najbliższych mu ludzi, a tych chronił za wszelką cenę, nawet jeśli mieliby mieć mu to za złe.
Tak, kłopoty to Twoja specjalność, ale nie licz, proszę, na to, że kiedyś się do tego przyzwyczaję. – nie zabrzmiało to bynajmniej gorzko, do tych słów dołączył nawet nieznaczny uśmiech. Znał ją dobrze i wiedział, że nie da rady powstrzymać jej przed pakowaniem się w tarapaty, ale nie powstrzymało go to przed niezmordowanymi próbami... nawet w przegranej sprawie. Był jej głosem rozsądku, a jeśli zawodził na tym polu (co, nie oszukujmy się, nie było wcale rzadkością), służył za apteczkę, lecząc zdarte kolana, siniaki i zadrapania.
Słuchał o Therii, ciekaw czy odkryje w sobie nagłą chęć rozegrania choćby jednej partii, ale nic podobnego nie nastąpiło. Tego typu przygody nie były chyba dla niego... nie chodzi o to, że w ogóle ich nie lubił i najchętniej siedziałby przy kominku, pogrążając się w lekturze opasłych tomów, jednakże udział w brutalnej zabawie dla samego faktu zwycięstwa jednej partii wydawał mu się z gruntu głupi. Nie potępiał jej, bo potrafił zrozumieć, że jego spojrzenie na tę sprawę nie jest zbyt popularne.
„Nic się nie dzieje” – miał ochotę odpowiedzieć, ale powstrzymał się, świadom, że tak oczywiste kłamstwo byłoby najzwyklejszą w świecie obrazą inteligencji dziewczyny. Prawdopodobnie i tak wszystko było po nim widać, zdawał sobie z tego sprawę, nigdy bowiem nie był dobry w ukrywaniu swoich uczuć. Nie odpowiedział nic jednak, zaciskając jedynie wargi, a za wymówkę obierając sobie udane zaklęcie Gabrielle. Ona jednak nie odpuszczała. Może nie powinien poruszać kwestii uzdrawiania i wahań jakie go ostatnio nachodziły, ale nie potrafił odmówić sobie tego, będąc w końcu sam na sam ze swoją przyjaciółką i mając ją na wyłączność – choćby przez kilka chwil. Wbrew pozorom nieczęsto mieli okazję do spędzenia czasu sam na sam, w pokoju wspólnym zawsze panował ruch, na korytarzach nie było o tym mowy, a krótkie chwile między tymi miejscami wypełniali inni znajomi, których ostatnio Gabrielle miała coraz więcej, a on, paradoksalnie, coraz mniej. Pokręcił delikatnie głową.
Nie obchodzi mnie, że jesteś młodsza, Gabi, bo bywasz dojrzalsza niż większość osób, które znam. I wiem, że mogę na Ciebie liczyć i wszystko Ci powiedzieć... i nie wyobrażasz sobie nawet jak bardzo chciałbym to zrobić. – zbliżali się do niewygodnego tematu, którego unikał od... Merlinie, tak długo, że nie był w stanie tego stwierdzić. Obietnicę złożył w listopadzie, ale przecież znacznie wcześniej łączyło go z Finnem coś, co, choć nieokreślone, powinien był przekazać Gabrielle. – Problem w tym, że jeśli powiem Ci co mnie dręczy, złamię daną innej osobie obietnicę. – zmarszczył brwi, odgarniając za ucho kilka loczków. Przerwał swój wywód pokazując jej w jaki sposób ma rzucić zaklęcie. I choć znalazł się tak blisko niej, że niegdyś szalałby cały ze szczęścia, teraz nie czuł nic ponad czystą chęć przekazania jej wiedzy i delikatną przyjemnością płynącą z bliskości jej zapachu, który przywoływał miłe wspomnienia. Wtedy, kiedy był w niej jeszcze zadurzony, potrzebował czasu aby pogodzić się z odrzuceniem, teraz jednak widział, że dobrze się stało – pasowali do siebie i świetnie się uzupełniali, ale na płaszczyźnie przyjaźni; nie było między nimi chemii, która odbierałaby dech w piersiach, żaru, którego potrzebował do pełni szczęścia. Choć tworzyli dobry duet, marna byłaby z nich para. Z bliska pochwycił zieleń jej spojrzenia, przymglonego natłokiem myśli. Uniósł kącik ust w nieco smutnym uśmiechu i odgarnął pasemko blond włosów za jej ucho.
Nigdy nie uda mi się ukryć przed tobą uczuć, choćbym nie wiem jak próbował, prawda? – zapytał z czułością, ale i zamyśleniem tak podobnym do wyrazu jej oczu. – Przejrzałaś mnie, jak zwykle... i jak zwykle masz rację. Pogubiłem się ostatnio, sam już nie wiem czego chcę... a może wiem, ale nigdy tego nie dostanę? W każdym razie niewiele da się z tym zrobić i nawet gdybym mógł Ci o tym wszystkim opowiedzieć, pewnie nie byłabyś w stanie nic poradzić. Do tego te owutemy i fakt, że zostałem prefektem... to dużo obowiązków, czasem zastanawiam się czy nie za dużo.
Westchnął i zamilknął na moment, i w tym właśnie momencie Gabrielle rzuciła zaklęcie, które nie przyniosło spodziewanego efektu. Zacisnął zęby na wardze, czując wzmagające się pieczenie, a pod wpływem gorąca rozlewającego się na jego skórze, odruchowo wyrwał rękę z jej palców i pomachał nią, chcąc schłodzić ją podmuchami powietrza. Widział jak ogarnia ją panika i wiedział, że nie może pozwolić aby się jej poddała – chociażby dlatego, że będzie musiał znosić nieprzyjemne poparzenie.
Cśśś, spokojnie, nic złego się nie stało, to tylko tak wygląda. Pamiętaj, spokój to podstawa przy magii leczniczej, żeby zaklęcia były skuteczne, musisz być w stanie opanować stres choćby na moment. – starał się, aby ton jego głosu przesiąknięty był spokojem. Czy mu się to udało? Nie wiedział. Sam nie pokazywał już, że cokolwiek go boli, nie chcąc dokładać jej stresu. Ponownie podał jej poparzoną rękę, drugą zaś wyciągnął ku niej i splótł z palcami jej lewej dłoni – chciał tym drobnym gestem dodać jej otuchy. – Próbujemy aż do skutku, to niegroźne zaklęcie, nie sądzę żeby dało się nim zrobić krzywdę.

Kostki ♥️ :
Powrót do góry Go down


Gabrielle Levasseur
Gabrielle Levasseur

Student Hufflepuff
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : długie, blond włosy, w okresie letnim - piegi na nosie i policzkach, tatuaż kwiatu niezapominajki na prawym obojczyku
Dodatkowo : Ćwierćwila
Galeony : 626
  Liczba postów : 1459
https://www.czarodzieje.org/t16791-gabrielle-levasseur
https://www.czarodzieje.org/t16936-gabrielle-levasseur
https://www.czarodzieje.org/t16819-gabrielle-levasseur
Polana QzgSDG8




Gracz




Polana Empty


PisaniePolana Empty Re: Polana  Polana EmptyCzw 4 Kwi - 9:40;

Viní niejednokrotnie przez wszystkie te lata ich przyjaźni dawał dziewczynie odczuć, że traktuje ją, jak młodszą siostrę. Był wobec niej niezwykle opiekuńczy i troskliwy, często w nieuzasadnionych sytuacjach doprowadzając ją tym do szału, jednak dzięki temu czuła, że ma przy sobie kogoś, na kim może polegać, kto zawsze ją wysłucha czy po prostu będzie, tylko po to, by w ciszy wypić wspólnie herbatę. Po wyjeździe Nathaniela blondynka nawet nie przypuszczała, że los postawi na jej drodze kogoś podobnego, tymczasem pojawił się taki Marlow, dzięki któremu świat nawet w najgorszych chwilach nabierał barw.
Zawadiackim uśmiechem skomentowała wypowiadane przez niego słowa,nie chcąc dalej ciągnąć tego nieco niewygodnego tematu, zwłaszcza, że mimo szczerości jaką wykazywała się podczas rozmowy z chłopakiem pominęła kilka szczegółów mogących w jakiś sposób go zdenerwować. Znała bruneta na tyle długo, by wiedzieć o czym można i warto mówić oraz czego unikać, bo stoicki spokój Marlowa nie trwa wiecznie. Włoska krew krążąca w jego żyłach często brała górę, kiedy wykonało się nieodpowiedni ruch i chociaż ich kłótnie były rzadkością będącą wyrazem troski, aby sprowadzić Gab na ziemię i odwieść od kolejnego durnego pomysłu, to wolała jej dzisiaj uniknąć. Poruszona widokiem, jaki prezentował jej przez krótką chwilę nie mogła wyrzucić dręczących ją myśli z głowy. Zastanawiała się, jak długo ten stan, tak nietypowy dla Viniego trwa i czym został spowodowany albo przez kogo. Jak ślepa musiała być, żeby nie dostrzec nic wcześniej, a może to wcale nie wynikało z tego, że nic nie zauważyła? Może tak prawdę on sam nie dał nic po sobie poznać, mając swoje tajemnice. Nie potępiała tego, każdy je przecież ma. Była tego nadziei niż świadoma, lecz myśl, iż Viní mógł ukryć przed nią coś ważnego, co jego samego doprowadziło do takiego stanu wywoływała ukłucie w sercu, okraszone wyrzutami sumienia. Pojawiły się one nagle, chociaż przecież nie wzięły znikąd, były swego rodzaju ciężarem opadającym na barki dziewczyny, przysłoniły cała słodycz, którą czuła po udanym zaklęciu.
Cieszyła się, że nie zaprzeczał, nie próbował zasmakować tego wszystkiego, co było aż nader widoczne wmawiając jej, że to tylko przywidzenia. Czasem ona stosowała tego typu uniki, kiedy nie była pewna tego co czuje, jednocześnie będąc przekonaną, iż ze wszystkim jest w stanie poradzić sobie sama. Często co do tego się myliła, przez własny upór często stawała się damą w opresji, choć nawet to niczego jej nie nauczyło. Sprawa miała się zupełnie inaczej, kiedy chodziło o bliskie jej sercu osoby, wtedy była w stanie poruszyć ziemię i niebo, aby odkryć, co ich dręczy oraz pomóc w miarę swoich możliwości.
Zielone oczy blondynki wpatrywały się w niego z zaciętością, ale i ciepłem, które od niej biło. Słuchała uważnie jego słowa oraz głosu, który nie do końca pasował. W jego tonie było coś ukryte; strach, obawa, żal? Nie było do końca pewna, w jakiś sposób to określić, dlatego też cierpliwie czekała nie wymuszając na nim niczego, niepotrzebnie wypowiedzianymi słowami czy nieodpowiednimi gestami. Przygryzła dolną wargę słysząc o obietnicy, jednocześnie zastanawiając się kim jest ta osoba, której Puchon ją złożył. W tym wszystkim nie pasowało jej tylko jedno… Finn. Jego temat zdawał się być dla nich obojga tabu, w przypadku Gab,która przed wyjazdem na ferie mocno zawiodła się na kuzynie było to uzasadnione, jednak co łączyło w takim razie go z Vinim. Czyżby to Gard wymusił na jej przyjacielu złożenie przyrzeczenia? Zachowała swoje myśli dla siebie, milczała kiedy Viní pokazywał jej, jak prawidłowo wykonać ruch ręką. Bliskość chłopaka nie budziła w niej chaotycznych myśli, wywoływały je wypowiedziane przezeń słowa, będące zapowiedzią czegoś większego. Czuła to każdym atomem swojego ciała, intuicja podpowiadała jej, że właśnie otworzyła puszkę Pandory, a konsekwencje tego wszystkiego mogą być naprawdę różne. Uśmiechnęła się nieco niewyraźnie, kiedy założył kosmyk włosów za jej ucho.
- Prawda, czy ci się to podoba czy też nie. - chciała powiedzieć coś jeszcze, jednak ugryzła się w język, miała do niego swego rodzaju wyrzuty, będąc przekonaną, że to wszystko co może dostrzec dopiero teraz, trwa znacznie dłużej. Przymknęła na chwilę oczy biorąc głęboki wdech, kciukiem na jego zdrowej dłoń i zaczęła kręcić delikatne kółeczka. Spojrzała na niego, zaś zielone tęczówki nie wyrażały nic poza ogromem miłości i wsparcia skierowanymi jego osobę.
- Vinicusie… - zwróciła się do niego pewnym imieniem, aby nadal słowa, które chciała powiedzieć odpowiedni wydźwięk. - Jeżeli ktoś miałby poradzić sobie z tym wszystkim co teraz się dzieje w twoim życiu,to tylko ty. Nie znam nikogo podobnego tobie, kto potrafi odnaleźć się w każdej sytuacji , znajdzie z niej wyjście w którym będzie wstanie pogodzić wszystko. Jesteś ambitny, jak diabli, to że teraz trochę się pogubiłeś nie znaczy, że sobie nie poradzisz. Każdy ma prawo do chwili słabości, kiedy uśpione demony dają o sobie znać, kiedy próbują skierować nas na złą ścieżkę. W takich momentach warto na chwilę się zatrzymać, przeanalizować sobie wszystko i ustalić priorytety. Może i nie możesz mi wszystkiego powiedzieć, ale nie zakładaj z góry że gdybyś mógł to bym ci nie pomogła. Wiesz że nie potrafię owijać w bawełnę - umilkła na chwilę, chciała zebrać własne myśli w całość, złożyć wszystkie fakty w jedno, połączyć ze sobą.
- Co by się teraz nie działo, wiedz że wina nigdy nie leży po jednej ze stron. Często najprostsze rozwiązania są najtrudniejsze. Kogoś mi… hm… powiedział, że warto dać drugiej osobie szansę, bo podczas rozmów często sami nie jesteśmy w stanie przewidzieć swoich relacji a te pierwsze nie zawsze są tymi, którymi chcieliśmy mieć, kiedy już pewne rzeczy poddamy analizie. Nie uciekaj, nie popełniaj mojego błędu. Niepewność… ona zawsze będzie obecna w naszym życiu, często dopadać będzie nas w najmniej oczekiwanym momencie, nie możemy się jej wtedy poddawać. - odpowiedziała nie będąc do końca pewna, czy słowa te przyniosą przyjacielowi chociaż trochę ulgi. Miała taką nadzieję, dlatego nie czekając na jego odpowiedź rzuciła zaklęcie,nieudane. Znowu spanikowała, spokój jaki okazywała kilka sekund temu rozmyty został w panice.
- Wiem, ale… ale. Nie wiem jak wy to robicie. To nie jest ani trochę łatwe. - jęknęła, nieco załamana tym co się wydarzyło. Po części czuła, że przynosi wstyd swojej rodzicielce, zaś z drugiej strony utwierdzała się jedynie przekonaniu, że zupełnie nie odnalazłaby się wśród szpitalnych łóżek, chyba że jako pacjent; ta myśl również była nieprzyjemna. Wzięła głęboki wdech, kiedy brunet ponownie podał jej poparzoną dłoń, zaś palce drugiej splótł z jej. Uśmiechnęła się do niego, kiwając głową.
Wypowiedziała inkantacje zaklęcia, wykonała ruch ręką i… nie wydarzyło się zupełnie nic. Zmarszczyła brwi zaskoczona efektem, a raczej jego brakiem. Było to w zasadzie pocieszające, tym razem ni3 skrzywdziła go bardziej. Spojrzała pytająco na przyjaciela.




KOSTKA TU
Powrót do góry Go down


Vinícius Marlow
Vinícius Marlow

Student Hufflepuff
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 170,5 cm
C. szczególne : krzywy zgryz, dużo pieprzyków, w tym nad górną wargą. Tatuaż na karku, kolczyk w lewym uchu, spora blizna w prawej pachwinie. Na jego ramieniu zwykle siedzi elficzka
Galeony : 702
  Liczba postów : 576
https://www.czarodzieje.org/t16781-vinicius-oliver-marlow-budowa#466597
https://www.czarodzieje.org/t16786-vini-da-vinci#466765
https://www.czarodzieje.org/t16784-vinicius-marlow
https://www.czarodzieje.org/t18404-vinicius-marlow-dziennik
Polana QzgSDG8




Gracz




Polana Empty


PisaniePolana Empty Re: Polana  Polana EmptyPon 15 Kwi - 22:10;

Nie wiedział czy mu się to podobało, czy może jednak nie... powinien przywyknąć, że łatwo czytać z niego emocje, dla wielu był jak otwarta księga – nie tylko dla Finna i Gabrielle. Ale jednak fakt, że nie może nic przed nimi ukryć nie powinien go chyba smuć, świadczył bowiem o niezwykłej zażyłości, o znajomości siebie nawzajem, która znacząco wykraczała poza zwykłą znajomość. To właśnie była przyjaźń, prawda? Ze wszystkimi swoimi zaletami i wadami. Nie dostrzegł, że dziewczyna robi sobie wyrzuty, gdyby tak było, natychmiast wybiłby to jej z głowy. Starał się ukrywać to na wszelkie sposoby i choć ostatecznie wyszło dość nieudolnie, przez jakiś czas udało mu się to kontynuować. Nigdy wcześniej nie miał takiej potrzeby, więc Gabrielle prawdopodobnie nawet nie spodziewała się, że mógłby nie być z nią w stu procentach szczery. Właściwie to czuł z tego powodu wstyd...
Skrzywił się na brzmienie pełnej wersji jego imienia, za którą szczerze mówiąc nie przepadał (brzmiała tak dorośle i poważnie, a do tego od razu było słychać, że nie jest angielskie), choć przyznał, że w tym wypadku nadało jej wypowiedzi wyjątkowego wydźwięku.
Obyś miała rację. – mruknął, uznając, że jednak go przeceniała. Jasne, radził sobie nieźle i był jej wdzięczny za słowa otuchy, ale nie potrafił tak do końca się z tym zgodzić – stąd też wzięła się nuta powątpiewania w tonie jego głosu, której nie udało mu się ukryć. – Chyba nie mam już czasu żeby się zatrzymywać, ale to nic, trudno, będę jakoś parł na przód. – roześmiał się, choć nie było mu jeszcze do końca wesoło; niemniej, bliskość Gabrielle bez wątpienia poprawiała mu nastrój.
To chyba bardzo mądry ktoś. Znam go? – zmarszczył brwi, zastanawiając się nad tym co powiedziała. – podczas rozmów często sami nie jesteśmy w stanie przewidzieć swoich reakcji? Okej, zgadzam się z tym, ale co w momencie, gdy całą winą jest zupełny brak rozmowy? – westchnął, czując, że nie ma siły się teraz nad tym zastanawiać. Trudno było rozmawiać o problemie kiedy nie dało się go w pełni ujawnić... no bo jak miała mu doradzać skoro nie wiedziała do końca o czym mówi.
Ze spokojem patrzył jak próbuje rzucić zaklęcie i oblizał wargi, widząc że znów jej się nie udaje. Nic się nie stało, kompletnie nic. Nie wiedział czy dziewczyna za bardzo się stresuje, czy zakłócenia w końcu dotarły na Islandię, czy może marne umiejętności przekazywania swojej wiedzy. Powoli i on tracił do tego zapał, lecz za nic by jej tego nie okazał, nie chcąc zdemotywować jej do dalszych ćwiczeń; wiedział przecież, że to dla niej dużo znaczy... presja, nawet jeśli była tylko w jej głowie, mogła mocno mieszać w jej mocy. Magia żyła swoim życiem i często najdrobniejsze elementy wpływały na nią na ogromną skalę.
Wyciągnął rękę i ujął jej ciepły podbródek, zmuszając ją by na niego spojrzała.
Nic się przecież nie stało, nie denerwuj się – przemówił do niej tak łagodnym głosem, na jaki tylko było go stać. – Ostatni raz? Nie poddawaj się, widzę, że jest już lepiej, po prostu nic się nie stało. Nic dobrego, ale też nic złego. Ostatni raz i dam Ci spokój. – uśmiechnął się do niej, chcąc nakłonić ją do działania. Nieco skłamał z tymi postępami, ale nie umiał się powstrzymać bo robił to w dobrej wierze.
Powrót do góry Go down


Gabrielle Levasseur
Gabrielle Levasseur

Student Hufflepuff
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : długie, blond włosy, w okresie letnim - piegi na nosie i policzkach, tatuaż kwiatu niezapominajki na prawym obojczyku
Dodatkowo : Ćwierćwila
Galeony : 626
  Liczba postów : 1459
https://www.czarodzieje.org/t16791-gabrielle-levasseur
https://www.czarodzieje.org/t16936-gabrielle-levasseur
https://www.czarodzieje.org/t16819-gabrielle-levasseur
Polana QzgSDG8




Gracz




Polana Empty


PisaniePolana Empty Re: Polana  Polana EmptyCzw 18 Kwi - 13:12;

W ich długoletniej przyjaźni Gabrielle rzadko, kiedy miała okazję oglądać Viniego tak pełnego niepewności. W jej oczach był on osobą, która wie czego chce od życia, a przede wszystkim taką, która życiem się zwyczajnie cieszy. Teraz patrząc na niego, zaglądając w czekoladowy odcień tęczówek chłopaka nie potrafiła odnaleźć w nim tej cudownej iskierki, zupełnie jakby na barkach nosił brzemię pozbawiające go szczęścia. Nie orientowała się do końca w całej sytuacji, ogólnikowe wyjaśnienia oraz połowiczne informacje mogły nakierować dziewczynę na pewien trop, lecz domysły równie dobrze mogły wyrządzić jej przyjacielowi krzywdę. Nie było to zamiarem, który chciała osiągnąć, wręcz przeciwnie, pragnęła mu pomóc. Rozmowa była tylko częścią planu, który zamierzała wprowadzić w życie. W głowie panienki Levasseur zrodziło się coś na kształt podstępu, zaś dzięki wrodzonemu urokowi i temu, że inne osoby czuły się przy niej dobrze oraz chętnie zwierzały się z nurtujących ich problemów miało to wszystko szansę powieść się. Delikatny uśmiech uniósł kąciki ust blondynki ku górze.
- To ty nie wiesz, że ja zawsze mam rację? - zapytała unosząc do góry prawą brew, jej głos brzmiał dużo mniej patetycznie i poważnie,dzięki czemu gęste powietrze wokół nich nieco się rozrzedziło, chociaż doszukać można było się w nim rozbawionego wyrzutu. Oczywistym jest, że słowa otuchy były tylko słowami, zapewne nie przyniosły w większym stopniu ukojenia,lecz zawsze były lepszym rozwiązaniem niż trwanie w ciszy; ta mogła przytłaczać bardziej niż problemy.
Westchnęła cicho.
- Zawsze jest czas, żeby zawrócić i pójść inna ścieżką. Tego akurat nikt poza samym sobą nie może ci odebrać - odparła na jego słowa. Być może w jej wypowiedzi nie było ukrytej wielkiej mądrości, lecz prawda której świadomi byli ich przodkowie. Ona sama również musiała nieco zmienić obraną przez siebie drogę, dziedzictwo którego teraz była już świadoma mocno odbiło się na dziewczynie, chociaż ta starała się tego nie okazywać. Walczyła z własnym demonem w ciszy, wokół nadal obdarzając wszystkich promiennym uśmiechem i wsparciem, jeżeli tego potrzebowali.
Nawet ja go nie znam były to pierwsze słowa, które przyszły Puchonce na myśl, jednak ugryzła się w język zanim zdążyły one opuścić jej usta.
- Może znasz, może nie - odpowiedziała z pewną dozą niepewności, gdyż ten fakt był ciężki do określenia. Czy Viní i Julian mieli okazję kiedyś się spotkać? Rozmawiać? A może nawet byli dobrymi znajomymi? Za sprawą prostego pytania pojawiło się od razu wiele innych, trudniejszych, a ona nie potrafiła na nie odpowiedzieć.
- To może warto wykonać pierwszy krok, aby do rozmowy doszło? Schować dumę w kieszeń, odrzucić urazy na bok i po prostu porozmawiać? - zapytała. Podobną radę również dostała, choć pochodziła do niej nadal z wyraźnym wahaniem. Czyżby była hipokrytką?
Zaklęcie rzucone po raz kolejny, tym razem nie dało żadnego efektu. Niezadowolenie widoczne było w zaciągniętych przez Gabrielle wargach tworzących prostą linię. Tym razem jednak wyrzuty sumienia nie były tak duże, bardziej skupiła się na zmartwieniach Viniego niż zaklęciu samym w sobie,być może to był powód tego, że nic się nie wydarzyło. Zdawało się, że powoli i chłopak traci zapał czy też cierpliwość do braku umiejętności którym się wykazywała. Opuściła głowę w dół patrząc na dłoń w której dzierżyła różdżkę, wtem poczuła na brodzie ciepło drugiej osoby. Puchon prostym gestem zmusił ją by na niego spojrzała, choć ta przez pierwszych kilka sekund próbowała uciekać wzrokiem gdzieś w bok.
Westchnęła głośniej, jednak uśmiechnęła się do chłopaka.
- Ostatni! - zarządziła głosem, który nie godził się iść na jakiekolwiek ustępstwa.
Wzięła głęboki wdech, skupiła spojrzenie na drewnianym przedmiocie, który mimowolnie wyciągnęła przed siebie, jego koniec kierując w poparzone miejsce.
-Fringere! - powiedziała wkładając w to całą swoją energię i skupienie. Z różdżki wydobyła się wiązka mocy, początkowo delikatna, wręcz prawie przezroczysta, by parę sekund później zmienić się w wartki strumień niczym potok płynący nieopodal.
- Udało się? - zapytała zaskoczona.
Powrót do góry Go down


Vinícius Marlow
Vinícius Marlow

Student Hufflepuff
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 170,5 cm
C. szczególne : krzywy zgryz, dużo pieprzyków, w tym nad górną wargą. Tatuaż na karku, kolczyk w lewym uchu, spora blizna w prawej pachwinie. Na jego ramieniu zwykle siedzi elficzka
Galeony : 702
  Liczba postów : 576
https://www.czarodzieje.org/t16781-vinicius-oliver-marlow-budowa#466597
https://www.czarodzieje.org/t16786-vini-da-vinci#466765
https://www.czarodzieje.org/t16784-vinicius-marlow
https://www.czarodzieje.org/t18404-vinicius-marlow-dziennik
Polana QzgSDG8




Gracz




Polana Empty


PisaniePolana Empty Re: Polana  Polana EmptySro 24 Kwi - 19:01;

Popatrzył na Gabrielle z zaciekawieniem, za jej słowami mogło kryć się wiele, ale wyraźnie nie chciała o tym mówić; nie chciał jej zadręczać, wiedział przecież, że kiedy tylko będzie chciała z nim o tym porozmawiać, znajdzie go bez problemu.
Nie miał w sobie wiele durnej dumy, nie był zbyt butny. To znaczy – oczywiście miał swoje granice i odrobinę godności, która odzywała się w nielicznych momentach, ale w większości wypadków nie stanowiło to dla niego problemu. Denerwował się często i ogniście, jeśli coś szło wybitnie nie po jego myśli albo, nie daj Merlinie, ktoś uraził osobę należącą do kręgu najbliższych, można było z góry założyć, ze wybuchnie gorącą złością i dopóki nie da jej ujścia, nie da rady jej ugasić. A mimo to nie zwykł się obrażać i nie chował urazy. W czystej teorii powinien był zrobić dokładnie tak jak poradziła mu Gabrielle: powinien był grać w otwarte karty i mówić co leży mu na sercu; przecież taki właśnie był – prosty, nieskomplikowany i niezwykle wręcz otwarty.
Ale to nie było takie łatwe, cholera, wcale nie było łatwe. Przy Finnie jakby wszystko się komplikowało... tak długo czekał aż chłopak zwróci na niego uwagę w taki sposób, w jaki sobie życzył i teraz odnosił wrażenie, że mimo ogromu uczuć płynących z obu stron, konstrukcja na jakiej zbudowali swój związek jest zbyt krucha, by mogła wytrzymać choćby najdelikatniejszy wstrząs. Instynktownie dostosowywał się do Garda, bo był osobą, której zmiany przychodziły z dużą łatwością. Nie spodziewał się, że to co wziął na swoje barki przerośnie go w aż tak dużym stopniu, a kiedy zdał sobie z tego sprawę, bał się prosić o zmiany, bo nie wiedział czy w głupi sposób w jednej chwili nie zniszczy tego, na co tak długo pracował.
Nieświadomie wstrzymał oddech, czekając na efekty zaklęcia, a pod wpływem przyjemnego zimna otulającego poparzoną dłoń i płynącej z niego ulgi, przymknął powieki; odetchnął, bo znaczyło to, że ich potyczki z magią dobiegły końca.
Gdyby tylko życie było takie łatwe... odpowiedni ruch nadgarstka, dobrze umiejscowiony akcent i wszystko działa tak, jakby nigdy się nie zepsuło.
Niechętnie otworzył oczy, bardziej musząc niż chcąc powrócić do rzeczywistości. Blade islandzkie słońce zakłuło go w oczy i przymrużył nieznacznie powieki, patrząc ku Gabrielle, a ona... ona wyglądała jak anioł. Uśmiechała się, chyba wciąż zadowolona z rzuconego przez siebie zaklęcia, jej policzki dalej nosiły na sobie ślad delikatnego rumieńca wywołanego niepowodzeniami; złote kosmyki włosów układały się tak, jakby spędziła nad nimi długie godziny, a zawierały w sobie chyba całe słońce skradzione zeszłorocznemu latu. Wydawała mu się taka ciepła i beztroska, stanowiła zupełne przeciwieństwo tego, co skrywał teraz w samym sobie... zupełne przeciwieństwo rzeczywistości z ostatniego miesiąca.
Udało się... – szepnął, przybliżając się do niej nieświadomie. Wyciągnął rękę i przesunął nią po gładkim, zarumienionym policzku, ostatecznie wplatając w palce pomiędzy miękkie włosy tuż nad uchem. Przypomniało mu się... przypomniało mu się jakie to uczucie, kiedy ma się w sobie ciepło, które chce się oddać drugiej osobie; jakie to uczucie kiedy można tym ciepłem się podzielić, nie zważając na to, czy to wypada. Zaczerpnął powietrza tuż przy jej wargach i musnął je – jak w transie. Nie było obietnic, nie było ciężaru, jedynie nieprzerwana słodycz, prosta droga ku miłości i pożądaniu.
Nie.
Nie było tu miłości. Nie było pożądania. Nawet jeśli już po sekundzie wpił się tęsknie w miękkie usta, nawet jeśli skłaniał ją ku temu, by dała mu ich posmakować, nawet jeśli z wyczuciem wczepiał palce w jej włosy, przysuwając ją ku sobie...
nawet mimo tego wszystkiego nie można było mówić o uczuciach. Bo jedynym co miał w sobie teraz Marlow były nieskończone pokłady tęsknoty za ciepłem i wszechogarniającego go smutku.
Powrót do góry Go down


Gabrielle Levasseur
Gabrielle Levasseur

Student Hufflepuff
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : długie, blond włosy, w okresie letnim - piegi na nosie i policzkach, tatuaż kwiatu niezapominajki na prawym obojczyku
Dodatkowo : Ćwierćwila
Galeony : 626
  Liczba postów : 1459
https://www.czarodzieje.org/t16791-gabrielle-levasseur
https://www.czarodzieje.org/t16936-gabrielle-levasseur
https://www.czarodzieje.org/t16819-gabrielle-levasseur
Polana QzgSDG8




Gracz




Polana Empty


PisaniePolana Empty Re: Polana  Polana EmptyPią 8 Lis - 21:03;

/ w ramach punktów

Starała się dawać przyjacielowi, jak najlepsze rady, choć rzucane w ciemno słowa niekoniecznie musiały nieść ze sobą ukojenie. Miłość była skomplikowana, o czym Gabrielle sama doskonale wiedziała, uczuć nie dało się zamknąć w prostych słowach, nie dało się zatrzymać mocno bijącego serca czy myśli krążących wokół tej jednej osoby. Ciężko było też wytłumaczyć to uczucie komuś, kto nigdy go nie doznał, jednak blondynka rozumiała Puchona, jak nikt inny. Również czuła się zagubiona, jak siedzący przed nią brunet. Wciąż zadawała pytania, szukała odpowiedzi – nie było łatwo.
Uśmiechnęła się widząc ulgę malującą się na twarzy przyjaciela, w końcu zaklęcie zadziałało tak, jak powinno. Wciąż czuła lekki stres, które potęgowała każda nieudana próba, lecz teraz miała nieco więcej pewności. Nie było to równoznaczne z tym, że myśli o rozpoczęciu kariery Uzdrowiciela – nie czuła do tego powołania. W przeciwieństwie do Viniego oraz jej mamy, była bardziej żądna przygód niż widoku krwi oraz chorych. Postanowiła za to, iż nauczy się podstaw, aby w przyszłości – kiedy zajdzie taka potrzeba – uleczyć się sama.
Spojrzenie brązowych niczym płynna, mleczna czekolada oczu zmieniło się, Viní spoglądał na nią inaczej niż zwykle, chociaż nie skłoniło to blondynki do odsunięcia się od niego. Pod wpływem dotyku dłoni na policzku zrobiła się bardziej czerwona, nie przywykła do tego typu gestów, a już na pewno, nie ze strony przyjaciela, którego traktowała, jak brata. Nagle poczuła ciepło jego ust na swoich wargach, mimowolnie oddała pocałunek, choć nie było w nim nic. Nie było miłości. Brakowała pożądania. Serce w jej piersi nie zaczęło bić szybciej. Nie odebrało jej to powietrza w płucach. Czas się nagle nie zatrzymał, tylko wciąż biegł do przodu. Podniosła się delikatnie na kolanach pogłębiając ten pocałunek, będący jedynie wyrazem potrzeby bliskości drugiej osoby, nawet jeśli nie była tą, którą miała być.
Pocałunek trwał krótko, wyrażał wiele emocji, jednak żadne z nich nie można było określić jako romantyczne. Po prostu był. Odsunęła się od chłopaka, przerywając ich taniec. Popatrzyła na niego, w jego oczach widziała odbicie swoich własnych, wstała.
-Powinniśmy iść – powiedziała rzeczowo, nie czekając aż Viní zabierze głos, po czym ruszyła przed siebie. Myśli zaprzątała jej zupełnie inna osoba.


zt x2
Powrót do góry Go down


Sponsored content

Polana QzgSDG8








Polana Empty


PisaniePolana Empty Re: Polana  Polana Empty;

Powrót do góry Go down
 

Polana

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1

Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Czarodzieje :: Polana JHTDsR7 :: 
reszta świata
 :: 
islandia
-