Freyia, bogini miłości, jaka opanowuje ciało i umysł. Pani pożądania, oddania, uniesienia i bliskości. Piękna, płodności… Śmierci i wojny. To jej poświęcono największy diament, jaki kiedykolwiek zrodziła krasnoludzka kopalnia - oprawione w białe złoto Serce Freyi. Bez skaz, bez pęknięć, bez przebarwień. Skarb, który co roku jednoczył krasnoludy w dniu jej święta, kiedy kobiety wznosiły modły o liczne potomstwo, a mężczyźni o piękną śmierć. Dziesięć lat mija już, od kiedy odbyło się ostatnie święto ku czci Freyi. Wszystko stało się w dniu wielkiej wojny, jaka opanowała krasnoludzki klan. Khoungreac rozpoczął krwawe powstanie, niszcząc spore połacie kopalni i zakopując swych pobratymców żywcem. Komora Freyi zapadła się razem z poniższymi tunelami; twarde głazy rozbiły diament. Kiedy stłumiono bunt, próbowano odzyskać fragmenty kamienia, niestety na próżno. Nie tylko skala zniszczeń była zbyt wielka. Także woda z podziemnych rzek czy działalność bestii skutecznie rozniosły elementy tej niezwykłej układanki po nieużywanych już szybach, czyniąc próby odzyskania serca bezsensownymi w oczach krasnoludów. Podobno śmiałkowie, którzy nie boją się zaryzykować, zostaną sowicie wynagrodzeni… Jeśli tylko zdołają odnaleźć choć mały kawałek diamentu. A Wy się przecież nie boicie kilku ciemnych tuneli, prawda?
Konstrukcja labiryntu
• Labirynt ma rozciągłość od A1 do W21 (21x21, bez polskich znaków, bez Q) • Litery idą z góry do dołu, liczby z lewej do prawej. • Zaczynanie w punkcie K11 (środek labiryntu). • Kierunki określamy z użyciem róży wiatrów. NIE prawo, lewo etc. TYLKO północ, południe, wschód, zachód. One nigdy się nie zmieniają, więc nie będzie możliwości się pomylić. • Polecam rozrysowywać sobie labirynt, jako że będę Wam podawać konkretne kratki, po których się poruszacie. Tu macie podgląd. • Na teren labiryntu nie nakładają się efekty z poszczególnych tuneli (takie jak agresja czy halucynacje), jedynie zakłócenia magiczne. • Możecie zabrać do 3 przedmiotów magicznych lub eliksirów, chyba, że postać posiada Kufer. Wówczas może zabrać ich 5. W tę pulę nie wchodzą przedmioty zwykłe/niemagiczne czy ubranie.
Poruszanie się
• Po wybraniu przez Was kierunku, opiszę każdą przebytą kratkę do pierwszego napotkanego rozdroża bądź natrafienia na kratkę specjalną (wszelkie zagadki, znalezione rzeczy, etc.) • Jeden post, jeden ruch. Nie wymagam od Was długich postów, kiedy akurat w korytarzu nie będzie się działo nic ciekawego. • Możecie poruszać się do tyłu i po odkrytych już kratkach. • Kiedy nie będą Was ograniczać wydarzenia i wypadki, możecie wskazać kratkę na którą chcecie się cofnąć, jeżeli już wcześniej na niej byliście. Na przykład: wrócić się do punktu K11 (punkt startowy) w jednym poście, nie musicie od nowa przechodzić całej trasy. • Korytarze są nieużywane - nie ma tam światła. Jesteście w stanie oświetlić tylko tę kratkę, na której stoicie, zatem postać nie widzi nieodkrytych kratek. Nawet jeżeli stoi na rozdrożu, nie jest w stanie zobaczyć, co kryje którykolwiek z korytarzy. Tak samo nie widzi, czy coś nie pojawiło się kratkę za nią. • Nie można latać, nie działa żadna forma komunikacji na odległość, głos nie roznosi się po korytarzach echem. • By wydostać się z labiryntu, wystarczy, że jedna osoba znajdzie wyjście. Nie musicie jednak z niego korzystać. Jeśli zechcecie się wrócić i zbadać nieodkryte jeszcze korytarze - proszę bardzo. Im więcej odkryjecie, tym więcej zdobędziecie.
Dodatkowe
• Termin: 3 dni od postu MG. Osoby nieaktywne (2 opuszczone kolejki) będą uznawane za nieprzytomne i wynoszone przez niezadowolonych z ich braku wytrzymałości NPC. • W wyniku leżenia na zimnych kamieniach, osoby nieaktywne łapią chorobę (losowana rzutem kostką), którą w przeciągu 2 tygodni należy wyleczyć. Jeśli nie zostanie wyleczona, gracz będzie ukarany odebraniem połowy galeonów. • Pod każdym postem proszę pisać skrót (1-2 zdania) najważniejszych akcji postaci (np. "otwiera skrzynię" czy "rzuca zaklęcie i odskakuje za ścianę"). • Może zdarzyć się, iż zagadka będzie obejmować wiedzę usera, ale nie postaci (w rodzaju wiedzy szkolnej czy popularnej). W tym wypadku proszę przymknąć oko na fakt, iż czystokrwista postać nie ma tej wiedzy i odpowiedzieć. Będę starał się unikać podobnych sytuacji, niemniej ostrzegam.
Różne były reakcje na Waszą obecność, kiedy mijaliście główne korytarze i schodziliście coraz dalej w boczne odnogi. Jedni górnicy zerkali po Was, jakbyście już potracili głowy - z rezygnacją, ale też kpiną - inni z kolei z politowaniem. Nikt jednak Was nie zatrzymywał. A kto nie patrzył w Waszym kierunku, to odwracał głowę, zbyt zajęty własnymi sprawami. Nie wierzono, aby miało Wam się cokolwiek udać. Banda dzieciaków nie okaże się nagle cudownymi poszukiwaczami i nie przyniesie im odłamków serca Freyi. Nawet jeżeli, będą to zbyt małe szczątki, dobre tylko do wyrzucenia na śmiecie. Kto w ogóle wpadł na ten pomysł? Ciężko rzec. Rozeszło się między przyjezdnymi, plotki wszak mnożą się na potęgę. Szczególnie w okolicy święta Freyi, kiedy starsze krasnoludy wspominają cudowne obrzędy, jednoczące ich w te zimowe dni. Od słowa do słowa, wieść o tragedii sprzed lat dotarła niemalże do każdego ucznia, studenta i opiekuna wycieczki z Hogwartu. Tak samo informacja o nagrodzie. Chciwość? Żądza przygody? A może litość połączona z brawurą? Cokolwiek pchało Was do zejścia w głąb krasnoludzkich kopalń, nie było teraz istotne. Liczyło się, iż zebraliście się przed jednym z najstarszych korytarzy, w towarzystwie krasnoludów-przewodników. Łącznie było ich pięciu, każdy z pochodnią oraz każdy brudny. Korytarze były tutaj zupełnie nieoświetlone, wyraźnie zaniedbane i niebudzące zaufania. Jeden z brodatych mężczyzn postąpił krok w przód i zadarł głowę, patrząc po Waszych twarzach. Bardzo długo milczał z rękoma skrzyżowanymi na piersi, zanim wziął wdech i odezwał się donośnym, acz zdartym głosem. Ochrypłym od lat wykrzykiwania komend. - Chciałem zapamiętać twarze samobójców. Potem na nagrobki. Póki jeszcze macie skórę na wszystkich kościach - klasnął w dłonie. - Dobra, długonogie panienki. Zachciało się szczytnych wycieczek w poszukiwaniu odłamków serca? W porządku. Ale my zostajemy tutaj. Ta część kopalni jest obecnie nieużywana. Doprowadziliśmy was najdalej, jak możemy. Teraz jest jedna droga - w dół. Komora Freyi znajdowała się w tym miejscu - tupnął nogą, wsuwając teraz dłonie w kieszenie skórzanego odzienia - zanim zapadła się podczas pamiętnej walki o władzę dziesięć zim temu. Odbudowaliśmy sufit, poprowadziliśmy parę szybów, połączyliśmy stare korytarze hodowlane w jedno. Ale po sercu ani widu, ani słychu. Rozleciało się w perzynę. A gdzie idziecie, nas nie było lata. Nie mam pojęcia, w jakim stanie są te szyby, w jakim korytarze i czy przypadkiem nie zalęgło się tam jakie krwiożercze cholerstwo. Idziecie na własną odpowiedzialność. Ale jak powiedziałem na wstępie. My swój honor mamy. Kto umrze, może liczyć na pochówek. Jak nie wrócicie do jutra, zejdziemy szukać zwłok - tym optymistycznym akcentem zakończył wstęp. Przerwał na chwilę, pociągnął się dwa razy za brodę i rozejrzał. - Macie tu kilka szybów. Niektóre sięgają poniżej Helheim, inne kończą się wcześniej. Wybierajta sobie. I bawcie się dobrze - odszedł z jedną z pochodni. Rozdzieliliście się wedle własnego uznania, a do każdej grupy dołączył się jeden z przewodników. Szedł przed Wami, czekając, aż wybierzecie szyb. Wizualnie nie różniły się niczym - każdy tak samo ciemny, tak samo gorący i tak samo potencjalnie niebezpieczny. Przy każdym znajdowało się trochę lin nie pierwszej młodości - zapewne leżą tu od lat, porzucone przez górników po zakończonym odrestaurowywaniu szybów. Z wnętrza wystawała oparta o bok drewniana drabina, acz ciężko rzec, czy nie zdążyła spróchnieć i ile tak naprawdę ma metrów. Kawałek dalej ktoś wykopał kilka schodków - wąskich, biegnących spiralnie wgłębień w ścianie szybu, niknących w ciemności poniżej Was. Pochodnia oświetlała też kawałek windy - wiszącej nad mrokiem szybu płyty metalowej, do której doczepiony został łańcuch oraz prosty mechanizm na zwykłą korbkę. Odkręcając ją, można opuścić siebie lub potrzebne narzędzia na dno. Stanęliście przed pierwszym problemem. Krasnoludy nie zejdą z Wami niżej. Musicie sami to zrobić. Którą z dróg wybierzecie?
Dodatkowe: - Stoicie na poziomie 0 kopalni. Fabularnie zaczynacie razem (wszyscy zgłoszeni do eventu), a potem rozdzielacie się na umówione przy zapisach grupy i każda podchodzi do innego szybu. Technicznie możecie w poście wspomnieć o rozglądaniu się po innych osobach, zanim opuścicie ich grono, proszę tylko bez między-wątkowych rozmów. Możecie za to zwracać się do NPC z jakimiś pytaniami. - Warunki pogodowe: 5 stopni. Wilgotno. Z wnętrz szybów bucha gorące powietrze. - Krasnoludy czekają, każdy przy jednym szybie, oświetlając Wam najbliższe otoczenie. Światło pada maksymalnie dwa metry w dół szybu. Nie widzicie, co jest niżej.
Polecenia MG: - Opiszcie swoje motywy - co Was skłoniło do poszukiwań diamentów? - Wymieńcie (pod postem) ekwipunek i ubrania. Dokładnie. Bieliznę i skarpetki mogę Wam darować, ale nie chcę potem sytuacji, że ktoś wyciąga skórzany pasek znikąd. - Ograniczenie przedmiotów magicznych/eliksirów: 3 na osobę, 5 jeśli macie Kufer. Ograniczenie przedmiotów niemagicznych: zdrowy rozsądek. Nie bierzcie więcej, niż przeciętny człowiek byłby w stanie unieść. Jak uznam, iż objuczyliście się niczym muły, znajdę sposób, aby pozbawić Was losowych rzeczy z inwentarza. - Wybierzcie sposób dostania się do punktu startowego labiryntu. Spuszczenie się po linie, zejście drabiną, zjechanie windą lub użycie schodów. Ewentualnie inne Wasze pomysły, kreatywność mile widziana. Nie opisujcie jednak jeszcze samego dotarcia na pożądany poziom. - Podajcie (pod postem) stan swojego zdrowia. Jeśli nic Wam nie dolega, napiszcie “zdrowy/a”.
______________________
Luna A. Shercliffe
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 1.72 m
C. szczególne : włosy farbowane na blond, ugryzienie po zębach wilkołaka na lewym barku, dość spore blizny, wychudzona, blada, milcząca,
Wolała otwarte przestrzenie, a nie podziemne tunele. Ktoś o skłonnościach klaustrofobicznych już dawno leżałby na kamiennej posadzce. Na szczęście Luna nie miała żadnych lęków, które utrudniałyby pobyt w takim miejscu. Miała wrażenie, że powinna sobie odpuścić te całe ferie, a ona na dodatek zgłosiła się na wyprawę. Spojrzała na wszystkich, poklei, a jej wzrok padł na @Finnegan Gilliams. To na takie wyprawy puszczano trzecioklasistki. Chociaż dokładnie nie mogła określić wieku Finn, Luna uważała, że to nie było odpowiednie miejsce dla pół nastolatka i pół dziecka, jakkolwiek można było nazwać tą dziewczynkę, przypominającą chłopca? Jej uwagę również przykuła @Gabrielle Levasseur, która miała w sobie jakiś specyficzny urok — nic dziwnego skoro była pół willa (oczywiście Luna o tym nie miała najmniejszego pojęcia). Przecież na pewno po niej nie było widać, że jest wilkołakiem, chociaż czasami spekulowałaby nad tym. Czuła się w porządku mając na myśli likantropiczną aurę, towarzyszącą jej od jakiegoś czasu. Chociaż nieco skłamałaby. Przed przemianą również odczuwała to, co miało nadejść. Wyczekiwała tego ze strachem i ekscytacją. Odczuwała lekkie zmęczenie i osłabienie, jakby przeziębiła się, lecz to nie było to — to było coś innego. Fizycznie gorzej było po przemianie, ale psychicznie czuła ulgę, że miała to za sobą. Nie zwracała uwagi na mijanych górników, którzy już skazali ich na porażkę. Nic dziwnego, gdyby zobaczyła Finnegan Gilliams również by tak pomyślała. Pewnie przez krukonke zaniżyli im wiek. Na pewno z Luny zrobili szesnastolatkę może jeszcze lepiej. Starała się ignorować te durne, pełne współczucia i głupoty spojrzenia, które słali im co chwile. Może nie potrzebnie zgodziła się na tą wyprawę. Co mogło ich czekać tam? W ciemnych tunelach? Na pewno nie Serce Freyi. Ciekawość i chciwość. To skłoniło Shercliffe, skoro można było na tym zarobić to, czemu nie? Zresztą lubiła wyprawy, może bardziej wolałaby biegać po lasach, wspinać się po górskich szlakach niż stać przed mrocznym kopalnianym szybem, który prowadził donikąd. Miała opory przed wyprawą, nie lubiła skomplikowanych zmian, a porywanie się na takie coś było skomplikowane. Przemowa krasnoluda naprawdę zrobiła na niej wrażenie. Czyli pochówek miała gwarantowany. Żadnych zniżek i całkowicie za darmo? Nawet kusiło ją, aby o to zapytać, ale brudny, mały człowieczek już sobie poszedł. Nie odezwała się do nikogo, zerknęła na wszystkich przelotnie i zbliżyła się do szybu, z którego buchało gorąco. - To może te schody? - Odwróciła się, aby zerknąć na swoją towarzyszkę, którą była...?
Samopoczucie: dobre, lekkie osłabienie i zmęczenie przed pełnią. Ubranie: kurtka, czapka w kieszeni kurtki, koszulka, spodnie - różdżka za paskiem spodni, zwyczajne buty ze sznurówkami, torba na ramieniu nie duża - jakieś kanapki i sok dyniowy, w kieszeni scyzoryk, oczywiście bieliznę też mam. Mugolskie przedmioty scyzoryk w kieszeni spodni, długopis z notesem w torbie, zapałki Magiczne przedmioty: 2 x eliksir wiggenowy
Jakiś czas temu skończyła naukę w Hogwartcie i to dlatego zgłosiła się jako opiekun. Chciałaby jeszcze chwilę poczuć się młodo, zupełnie jak osoby, które wybierały się na podróż. Każdą swoją wyprawę na ferie czy też wakacje wspominała bardzo dobrze więc czemu by nie zrobić sobie wolnego w pracy i ruszyć w podróż? A jeśli chodzi o tę całą wyprawę w poszukiwaniu diamentów to ruszyła w wyprawę nie dlatego, że była chciwa czy coś w tym stylu ale liczyła na dobrą zabawę. W jej szkole w Salem nie pamiętała by coś takiego miało miejsce. Zerknęła na krasnoludy i zaczęła słuchać poważnych słów. To było ryzykowne a zarazem fascynujące. Czy z nią było coś nie tak? dlaczego ją fascynowały takie rzeczy? Wierzyła, że poradzi sobie, że przeżyje tę wyprawę i że uda jej się odnaleźć skarb! W czasie kiedy brodaty mężczyzna mówił o niebezpiecznych szybach rozejrzała się po uczniach żądnych przygód. Nadal nie wierzyła, że tutaj stoi. - Skoro teraz idziemy na własną odpowiedzialność to nie będziecie się bali nazajutrz zejść po nasze zwłoki?- zapytała unosząc jedną brew. Może i nie było ich tam lata, ale w końcu po zwłoki będą musieli zejść ryzykując swoje życie. To wszystko wydawało jej się bardzo dziwne, ale nie zamierzał się sprzeczać ani nic w tym rodzaju. Rozejrzała się za możliwościami jakie miała do wyboru. Winda. Winda wydawała jej się najbardziej ryzykowna. Może i była szalona, ale nie chciałaby się znaleźć tam dzisiaj. Ominęła ją szerokim łukiem i zerknęła na schody. Czy już na starcie powinna rzucić kamykiem jak to się robi w filmach sprawdzając czy most jest wystarczająco stabilny? Drabina jej też nie wyglądała na najlepszej jakości. Po krótkim zastanowieniu wybrała schody.
Ubiór: Buty z grubą podeszwą, grube długie skarpety, spodnie które mają przy nogawkach gumki przywierające do kostek, koszulka, grubszy golf zasłaniający jej szyję i część ust, ciepły płaszcz, rękawiczki, czapka, w kieszeni płaszcza składany scyzoryk Ekwipunek: różdżka, lina, czekoladowe żaby, zapalniczka, butelka wody Stan zdrowia: Zdrowa
Gabrielle Levasseur
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : długie, blond włosy, w okresie letnim - piegi na nosie i policzkach, tatuaż kwiatu niezapominajki na prawym obojczyku
Kopalnia, ciemne przepełnione wilgotnym powietrzem miejsce, które swoimi widokami nie zachęca do zwiedzenia, a jednak… chęć przeżycia kolejnej przygody zmusiła Gabrielle, aby zeszła do podziemi. Legenda Serca Frayi podsycała jedynie ciekawość dziewczyny, która decyzję o wyprawie podjęła bez wcześniejszych przemyśleń, spontanicznie. Chęć poznania, ile z opowieści snutej przez krasnoludy jest prawdą była silniejsza od zdrowego rozsądku. Dlatego teraz stała pomiędzy innymi osobami uważnie słuchając wypowiadanych przez przewodnika słów. Skakała z nogi na nogę nie mogąc właściwie doczekać się rozpoczęcia całej tej eskapady. Ekscytacja jawiła się tańczącymi w jej tęczówkach iskierkami, które radośnie migotały w świetle pochodni. Rozejrzała się pozostałych ciekawa ich reakcji na wypowiedziane ostrzeżenie, jednak żadna z obecnych osób nie miała na twarzy cienia strachu. Głupota? A może to adrenalina, którą nawet ona czuła – płynęła w jej żyłach zmuszając serce do szaleńczego bicia oraz umysł do szybszego myślenia – stłumiła obawy towarzyszące im kilka minut temu? Wzruszyła ramionami przenosząc spojrzenie zielonych oczu na oświetlone szyby. Musiała wybrać jedną z dróg, chociaż ciemności jakie w nich panowały skutecznie utrudniały podjęcie decyzji. -Jestem za! – odpowiedziała patrząc na Lunę, po czym zrobiła kilka kroków w stronę schodów.
Wybieram schody Ubranie:włosy przewiązane gumką/ wygodne, wiązane buty trekkingowe/ dresowe spodnie/ ciepły sweter/ nieprzemakalną kurtkę/ szalik/ nauszniki/ rękawiczki/ plecak w kształcie worka/ błyszczyk/ w kieszeni kurtki schowane ma dwie paczki chusteczek Ekwipunek w worku na plecach: mjolner/eliksir wiggenowy/eliksir spokoju/butelka wody (1l)/bandaż (2m) – nie umie go wyczarować/ scyzoryk Nathaniela – kiedyś pożyczyła i nie oddała Zdrowie:po eskapadzie z Holdenem ma delikatny katar, ogólny stan zdrowia bardzo dobry, delikatne zadrapanie na lewym nadgarstku, właściwie już wyleczone – została czerwona szrama
Finnegan Gilliams
Wiek : 20
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 173
C. szczególne : blizny: podłużna na lewym nagarstku, po pogryzieniu na prawej kostce, pooperacyjne na klatce piersiowej
Co ona tutaj robiła?! Było ciemno, ciasno i nikogo nie znał, a krasnoludy cały czas mówiły coś o jakiejś śmierci. Moment, kurwa, co? Myślała, że skoro zupełnie nikt z opiekunów nie wyraził żadnego sprzeciwu, gdy uczestnicy wyjazdu, za których byli odpowiedzialni, zapisywali się na tę kopalnianią wyprawę, to nie było to śmiertelne. Dlaczego zawsze zapominała, że Hogwart był dziwny. Sama zapisała się tu z czystego owczego pędu. Głupio było jej przyznać przed znajomymi, że się boi, a teraz nikt z tych jej znajomych nie przyszedł. Wszyscy się na nią gapili, wiedząc dobrze, że to nie było miejsce dla niej i gdyby nie to, że za chwile miało to nastąpić i okropnie się tego bała, chciałaby zapaść się pod ziemię. Byłą zbyt zestresowana by analizować dokładniej co mówiły krasnoludy i dopiero komentarze innych odnośnie zbierania ich zwłok uświadomiły jej, że nie miało to większego sensu. Może faktycznie tylko ich straszyli. Ukradkiem przysunęła się do kobiety, którą chyba kojarzyła jako opiekunkę i która swoją opinią dała jej nadzieję, że raczej nie jest tam aż tak niebezpiecznie, ale nie wiedziała co dalej. Ludzie zaczęli zbierać się w grupki, a ona oglądała się tylko na nich zastanawiając się jak do kogoś dołączyć. A może wszyscy umówili się wcześniej? Merlinie, czemu ona tak bardzo tego nie przemyślała? A jeśli wszyscy sobie pójdą, a ona tu zostanie z tymi krasnoludami i wyda się, że zupełnie nie wiedziała na co się pisała? Kalkulowała za i przeciw, ale ostatecznej decyzji nie podjęła kierując się rozumem. Podążyła po prostu śladem @"Wasylia Howell", na której obecnie skoncentrowało się jej zaufanie. Stały przy szybie, do któego prowadziły schody i Finn musiała przyznać, że ta opcja wydawała się najmniej karkołomna. Chciała jakoś wyrazić aprobatę, ale się wstydziła. Nie wiedziała, czy jej samoistnie zebrane towarzyszki widziały, że z nimi idzie. Ostatecznie pokiwała tylko głową, postanawiając w duchu, że jeśli nagle zdziwią się jej obecnością, albo jeśli zrobi jakąś inną głupotę, po prostu stoczy się po tych schodach w otchłań. Kopalnia nagle przestała być taka straszna.
Krasnolud towarzyszący Waszej gromadce pociągnął się za brodę, może w nerwowym odruchu, może w zamyśleniu. - E-eh. Jest szansa, że zwłoki nasycą bestie. Poza tym, mamy psy. Raczej szybko Was znajdziemy - odrobinę brzmiał, jakby pocieszał sam siebie. Prawdopodobnie nie chciał schodzić do tej kopalni równie mocno, co Finnegan. Uśmiechnął się nawet przelotnie do dziewczynki, acz grymas ten zniknął pod zarostem. Przystając na krawędzi szybu spojrzał w dół, mrucząc coś do siebie. - Ten chyba nie sięga tak głęboko jak inne. Czujecie? - Wyciągnął rękę nad ciemność. - Nie bije z niego takie gorąco jak z innych. Nie znajduje się bezpośrednio obok albo nad złożami magmy. A to dobrze wróży - rozpogodził się trochę. Byłoby krasnoludowi szkoda, jakby dzieci poszły na rzeź w najbardziej niebezpieczne rejony kopalni. Chociaż chyba wybiera się z nimi opiekunka, na tyle, na ile się przewodnik orientował w tym, kto przyjechał. Więc może grupa nie skończy tak źle? Ale wzrok z kobiety uciekał mu ku wyjątkowo ślicznej uczennicy… Nie, Houbruri! To ludzkie dziecię, niedostępne dla krasnoludów. Poza tym, Wasze potomstwo byłyby zbyt słabe, aby pracować w kopalni. Myśl przyszłościowo. Chcesz słabe dzieci? Oczywiście, że nie. Więc nie myśl tym, co masz pod brzuchem. Krasnolud odchrząknął. - Schody, o. O, to dobry wybór - pochwalił. - To powodzenia! - Rzekł i poczekał, aż każda z Was zejdzie i zniknie w ciemności. Sam też oddalił się szybkim krokiem, zabierając ze sobą płonącą pochodnię. Żadna z Was nie pomyślała zapalić światła? Otaczał Was nieprzenikniony mrok, w którym inne zmysły znacząco się wyostrzyły. Może pod wpływem adrenaliny, ale mogłyście przysiąc, że słyszycie z oddali echo głosów pozostałych grup, ciężkie uderzenia okutych, kranoludzkich butów, chrobotanie zwierzątek, kapanie wody.... Acz szybko ziemia wszystko pochłonęła. Cisza zrobiła się wręcz nienaturalna. Miękka. Zwały ziemi wokół Was tłumiły gro odgłosów, zostawiając z poczuciem niepokojącego odizolowania oraz zagubienia. Pod palcami rąk, którymi trzymałyście się ściany, wyczułyście wilgoć, zbierającą się w zagłębieniach szorstkiego kamienia. Schody również zrobiły się mokre i przez to niebezpiecznie śliskie. A chwilę po tym stopa Luny zamiast w kamień, uderzyła w drewno. Szyb skończył się. Na Wasze szczęście, zawilgotniałe były tylko końcowe stopnie, jakie płynnie przeszły w drewnianą drabinkę, zwieszającą się z sufitu tunelu, na który otwierał się szyb. Zejście po niej nie należało do przyjemnych. Drewno może i kiedyś było zgrabnie polakierowane, może nigdy nikt nie pokusił się o jego konserwację. Dla Was liczy się tylko fakt, iż w palce powbijały się drzazgi, ale poza tym nie ucierpiałyście w żaden sposób. Znalazłyście się w centrum labiryntu korytarzy (kratka K11). Jeśli zapalicie światło, zobaczycie cztery odnogi, idące w cztery różne strony świata. Ziejące pustką korytarze, ginące w ciemności.
Stan zdrowia: - Każda z Was ma niegroźne drzazgi wbite w palce. Da się je łatwo usunąć.
Polecenia MG: - Wybierzcie korytarz: północny, południowy, wschodni lub zachodni. Możecie się rozdzielić, możecie iść parami, możecie iść razem.
Dodatkowe: - Warunki: 10 stopni, wilgotno. Ziemia pod Waszymi stopami jest ciepła. Ze ścian i sufitu spływają krople wody. - Korytarze wizualnie nie różnią się niczym. Bez wejścia do któregoś nie możecie zobaczyć, co jest dalej. I póki nie zapalicie światła. - Przypominam, że macie tylko to, co wpisałyście jako “ekwipunek”. Nic więcej, nic mniej. Na razie. - Warto przypomnieć sobie wszystkie zasady opisane w pierwszym poście. Szczególnie proszę pamiętać o zapisywaniu pod postem najważniejszych akcji postaci (w tym wypadku proszę o podanie wybranego kierunku). - Kolejność dowolna. - Jeśli bardzo chcecie, możecie wybrać kolor, jakim będę oznaczać Wasze ścieżki na moich mapkach. Każdy sobie albo jeden na grupkę, jeśli idziecie razem. Tak w ramach zabawy. Napiszcie mi pod postem nazwę/kod.
______________________
Luna A. Shercliffe
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 1.72 m
C. szczególne : włosy farbowane na blond, ugryzienie po zębach wilkołaka na lewym barku, dość spore blizny, wychudzona, blada, milcząca,
Padło na @Gabrielle Levasseur to z nią miała przemierzać jeden z tych ciemnych korytarzy. Wydawało się duszno, kiedy zaczęły schodzić schodami. Wilgotne powietrze i ciepło to dawało nieznośną mieszankę. Nieprzyjemną. Miała wrażenie, że jest cała mokra, spocona, co odczuwała naprawdę jakoś niekomfortowo. Na pewno blond włosa też nie cieszyła się z tych poszukiwań, jak wcześniej, gdy zgłosiły się na ochotniczki. Nie znała Gabrielle i teraz raczej ich znajomość również nie rozkwitała. Ciężko o nawiązywanie relacji w takim pomieszczeniu, po ciemku. Słychać było przeróżne dźwięki, aż to wszystko zmieniło się w miękką, nienaturalną ciszę, która zaczęła przerażać. Luna chciała zapalić zapałki, ale zapewne byłoby to małe światło. Może powinna użyć Lumos, ale bała się... Niespodziewanie wyrwał się z jej ust krótki dźwięk zaskoczenia, gdy jej stopa zsunęła się ze schodka i uderzyła w drewno. Bardziej przyległa do ściany, jakby chciała ją chwycić i już nigdy nie puścić. Szybko uspokoiła się i odetchnęła. Ruszyli dalej i na szczęście droga przez kopalniany szyb skończyła się, należało użyć drewnianej drabinki. Pełno było w niej drzazg, które powbijały się w ręce Luny i na pewno pozostałych. Chciała je jak najszybciej usunąć. - Ej... - Nie miała pojęcia, jak nazywa się ta ładna dziewczyna, która postanowiła za nią iść. - Przydałoby się trochę światła. - Miała nadzieje, że dziewczyna zrozumie aluzje i po czaruje odrobinkę. Shercliffe zdecydowanie wolała tego uniknąć. Luna postanowiła teraz zdać się na puchonke. Niech ona wybierze kierunek, ślizgonka raczej wolała nie rozdzielać się, lepiej w grupie niż samemu działać w pojedynkę, zwłaszcza w tych ciemnych tunelach, w których czaiło się jakieś zło.
Samopoczucie: dobre, lekkie osłabienie i zmęczenie przed pełnią, drzazgi w dłoniach Ubranie: kurtka, czapka w kieszeni kurtki, koszulka, spodnie - różdżka za paskiem spodni, zwyczajne buty ze sznurówkami, torba na ramieniu nie duża - jakieś kanapki i sok dyniowy, w kieszeni scyzoryk, oczywiście bieliznę też mam. Mugolskie przedmioty scyzoryk w kieszeni spodni, długopis z notesem w torbie, zapałki Magiczne przedmioty: 2 x eliksir wiggenowy Akcja: Idę za Gabi
Finnegan i Wasylisa opuściły kolejkę. Jeszcze jedna i stracą przytomność oraz możliwość uczestnictwa w evencie. Jeśli to się zdarzy, będziecie mogły przejąć ich ekwipunek. Gabrielle zgłaszała, iż odpisze z opóźnieniem. Jest to post informacyjny, post MG pojawi się, jak tylko Gabrielle odpisze.
______________________
Finnegan Gilliams
Wiek : 20
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 173
C. szczególne : blizny: podłużna na lewym nagarstku, po pogryzieniu na prawej kostce, pooperacyjne na klatce piersiowej
Zwłoki mogłyby równie dobrze ściągnąć bestie, a skoro zamierzali schodzić, żeby je zabrać, to chyba narażali się na jeszcze większe niebezpieczeństwo. Albo był głupi, albo miał je za głupie. Finn zwróciłaby mu uwagę na luki w rozumowaniu, gdyby tylko się nie wstydziła. W każdym razie czuła się pewniej. Przynajmniej w kontekście zejścia do kopalni. Nadal okrutnie stresował ją fakt, że z nieznajomymi w obce miejsce. Nie miała pojęcia jak zachować się podczas eksploracji jaskini, nie była w stanie zaplanować sobie sytuacji ani dialogów, chociaż mimo wszystko nadal planowała. Póki co bezskutecznie. Nie udało jej się nawet zapytać, czy może iść z nimi, a jedynie głupio za nimi podążała. Na schodach było cholernie ciemno, ale żadna z jej towarzyszek nie wyciągała różdżki. Rzucenie Lumos nie było żadnym genialnym pomysłem, więc pewnie już dawno wszystkie o nim pomyślały, ale z jakiegoś powodu go nie uskuteczniały. Może w kopalnie nie dało się rzucać zaklęć? Może groziło to zawaleniem, albo żyły tu potwory, które przyciągała magia? Pewnie wszyscy o tym wiedzieli, a ona przyszła kompletnie nieprzygotowana. Powinna była dokładnie wszystko zaplanować, poczytać o tej kopalni, dowiedzieć się wszystkiego. Z drugiej strony, gdzie miała znaleźć informacje? Nie wiedziała tu żadnej biblioteki, pewnie całą wiedzę na tym wygwizdowie przekazywało się ustnie, ewentualnie wyryte nieużywanymi przez nikogo runami na kamiennych tabliczkach. Rozmowę z obcymi wykluczała jej wstydliwość, w czytaniu run zaś nie była dość biegła. Zresztą tabliczek też nigdzie nie widziała. Był tylko śnieg i wieśniaki. Na podobnych rozważaniach zeszła jej niemal cała droga w dół. Niemal, bo w pewnym momencie kontemplacje przerwało jej poślizgnięcie się na schodach. Wszystkie cztery posypały się w dół, szorując rękoma po nieoszlifowanych drewnie. Na szczęście schody szybko się skończyły i po chwili wylądowały na równiej powierzchni. Finn miała wrażenie, że jej dłonie zmieniły się w jeżozwierze i bardzo cieszyła się, że założyła wcześniej rękawiczki. Część drzazg nawet nie przebiła skóry, oprócz tych grubszych i większych, które łatwo było usunąć. Ostatecznie w dłoniach zostały jej tylko ze dwa drobne odłamki, których przez wszechobecne ciemności nie była w stanie wyjąć. Nie tyle bolały, co uwierały, ale była pewna, że prędzej czy później się do nich przyzwyczai. Nadal trzymała się blisko najstarszej uczestniczki ich ekspedycji. Głosy dwóch pozostałych dobiegały jakoś z boku. Czy one się oddalały? Zwariowały czy co?! Książek nie czytały?! Rozdzielanie się było pierwszym krokiem do zginięcia! Odruchowo przysunęła się bliżej @Wasylisa Howell uświadamiając sobie co zrobiła, dopiero, kiedy się z nią zetknęła. Zarumieniła się po same uszy tak mocno, że miała wrażenie, że jej czerwone policzki przebijają się przez mrok. A co jeżeli kobieta też pójdzie sobie we własną stronę. Biec za nią, czy zawracać po tych cholernych schodach? Właściwie to dlaczego nie?
Ubrania: znoszone, zimowe buty sportowe, ciepłe skarpety, dresy ścigane, jakaś koszulka, bluza i kurtka zimowa, szalik, czapka i rękawiczki. Ekwipunek: różdżka, 0,5l wody, tępy scyzoryk, tabliczkę gorzkiej czekolady, paczkę chusteczek. Stan zdrowia: zdrowa Akcja: stoję sobie przy Wasylisie i nigdzie się bez niej nie ruszam ._.
Post wrzucon za pozwoleniem - konsekwencje pozostają <3
Gabrielle Levasseur
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : długie, blond włosy, w okresie letnim - piegi na nosie i policzkach, tatuaż kwiatu niezapominajki na prawym obojczyku
Krasnolud towarzyszący ich grupie przez chwilę kierował w jej stronę dziwne spojrzenie, zatrzymując je dłużej niż powinien. Gabrielle czuła się dziwnie, dlatego spuściła wzrok, udając niezwykłe zainteresowanie leżącym nieopodal jej buta kamieniem. Kiedy wszystko zostało wyjaśnione, drogi wybrane, nie pozostało im nic innego jak ruszyć z miejsca. Kopalniany szyb. Niby zwykłe słowa, a jednak niosące za sobą dużo dziwnych uczuć, wzbudzające w samej swej wymowie mieszankę grozy i niepokoju. Dotychczas te słowa kojarzyło jej się raczej z marnym horrorem, który sprzed paru laty oglądała będąc jeszcze w posiadłości dziadków we Francji. Banalna fabuła z amatorską grą aktorską, brak ścieżki dźwiękowej, która trzymała widza w napięciu -już na początku skreśliły ten film. Dotychczas słowa „szyb kopalniany” kojarzyły jej się właśnie z nim i raczej wywoływało uśmiech zażenowania na jej twarzy niż poczucie strachu czy niepokoju.... aż do dzisiejszego dnia. Szli wyjątkowo długim i szerokim szybem. W powietrzu unosił się zapach stęchlizny i wilgoci. Miejsce to nie przypominało żadnego szkolnego pomieszczenia. Ciągnęło się w nieskończoność, pozbawione całkowicie światła, nie ułatwiało stawiania kolejnych kroków na po omacku odszukanych stopniach. Szyb ten nie tylko wyglądał jak wejście do bram piekieł, ale takie również wrażenie sprawiał. Wszyscy milczeli, w ciszy i skupieniu robiąc kolejne kroki do przodu, opierając dłonie o ściany, które już od dłuższego czasu ich otaczały. Mieli wrażenie, że ich podróż nigdy się nie skończy, tak samo jak to pomieszczenie. Blondwłosa Puchonka z każdym krokiem odnosiła niepokojące wrażenie, że nie powinno jej tu być, choć mimo to ciągle uparcie szła naprzód. Gdy potknęła się po raz kolejny o własne nogi mimochodem sięgnęła do kieszeni spodni. Nie udało jej się jednak wymacać tego czego szukała. Na jej twarzy pojawił się grymas niezadowolenia. Odwróciła głowę stronę swojej towarzyszki starając się o swój codzienny, zwyczajny ton, byle tylko dziewczyna nie wyczuł zaniepokojenia w jej głosie. Udało jej się to i z efektu końcowego była naprawdę zadowolona. -Luna, wzięłaś różdżkę? – skierowała się w stronę południowego korytarza, chwytając dziewczynę za dłoń, którą odnalazłam po kilku sekundach. Kolor: #800080 Ubranie:włosy przewiązane gumką/ wygodne, wiązane buty trekkingowe/ dresowe spodnie/ ciepły sweter/ nieprzemakalną kurtkę/ szalik/ nauszniki/ rękawiczki/ plecak w kształcie worka/ błyszczyk/ w kieszeni kurtki schowane ma dwie paczki chusteczek Ekwipunek w worku na plecach: mjolner/eliksir wiggenowy/eliksir spokoju/butelka wody (1l)/bandaż (2m) – nie umie go wyczarować/ scyzoryk Nathaniela – kiedyś pożyczyła i nie oddała Zdrowie:po eskapadzie z Holdenem ma delikatny katar, ogólny stan zdrowia bardzo dobry, delikatne zadrapanie na lewym nadgarstku, właściwie już wyleczone – została czerwona szrama,niegroźne drzazgi wbite w place.
Gabrielle, Luna K11, L11, L12, L13, M13, M12, M11, M10, N10, N11, N12, N13, O13, O12, O11, O10, P10, P11, P12, P13, P14 W ciemności, w jakiej brodziłyście, czuć było wilgoć. Powietrze było piwniczne - pachniało mokrą ziemią, ale też dziwnie… żyźnie?. Źródło tego zapachu stało się jasne po drugim miniętym zakręcie. Wolno mrok przejaśniał się, wszystko za sprawą niewielkich, lśniących grzybów. Rosły w kępkach, unosząc emanujące światłem kapelusze na wąskich, powyginanych nóżkach. Dzięki ich luminescencji byłyście w stanie zobaczyć chociaż ogólne zarysy drogi przed Wami. Korytarz zakręcał parę razy, tworząc osobliwą wstążkę. Jego ściany, chociaż wilgotne i ciepłe w dotyku, nie połyskiwały - miękka ziemia chłonęła całą wilgoć i wszelkie odgłosy życia. Poza sobą nie słyszałyście nic. Aż w pewnym momencie na Wasze głowy nie spadły drobinki ziemi. Coś zaszurało, kilka grzybków się poruszyło, trzęsąc kapeluszami. Czarny cień przemknął pomiędzy błyszczącymi plamkami, zanim zeskoczył ze ściany prosto na Gabrielle. Niuchacze znane są z zamiłowania do kopalń, skądś notorycznie kradną kamienie. Ten miał pecha trafić do nieużywanych korytarzy. Acz oto jego niedola się skończyła! Uczepił się łańcuszka od Mjolnera na szyi Puchonki, ciągnąc go i drapiąc pazurkami tylnych łapek po szyi dziewczyny. Drugi wbiegł na nogi Luny, próbując dojrzeć w jej ubraniu cokolwiek błyszczącego i metalowego.
Finnegan K11 / P14 Masz do wyboru - iść za dziewczynami lub zostać z bierną Wasylisą. Jeśli zdecydujesz się podążyć za towarzyszkami w głąb tunelu, widzisz to samo, co one, acz Ciebie nie atakuje żaden stworek. Jeśli zostaniesz na K11, po prostu stoisz w ciemności i ciszy obok milczącej kobiety.
Stan zdrowia: - Gabrielle: niegroźne drzazgi wbite w palce. - Luna: niegroźne drzazgi wbite w palce. - Finnegan: zdrowa
Dodatkowe: - Warunki: 10 stopni, wilgotno. Ziemia pod Waszymi stopami jest ciepła. - Bioluminescencyjne grzyby świecą na tyle, że jesteście w stanie dojrzeć zarysy ścian, ale nie szczegóły przedmiotów. - Nie musicie pisać mi pod każdym postem ekwipunku, ubrań i stanu zdrowia, ale doceniam!
______________________
Gabrielle Levasseur
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : długie, blond włosy, w okresie letnim - piegi na nosie i policzkach, tatuaż kwiatu niezapominajki na prawym obojczyku
Zapach mokrej ziemi zupełnie nie przypominał tego, który pojawia się po letniej burzy, kiedy to świat zmęczony ciągłym upałami domaga się chociaż kropli wody, dającej początek nowemu życiu. Sucha powierzchnia łapczywie pochłania wszystko czym zostaje obdarowana, by w zamian oddać swoje plony. Krąg życia nigdy nie jest otwartym kołem. Otwiera się i zamyka by zachować równowagę, która zachwiana zostaje… często przypadkowo. Gabrielle zmarszczyła nos - Dziwnie tu pachnie, to znaczy wiem, że to kopalnia…! Kwiatami nie będzie pachniało, ale i tak dziwnie - stwierdziła wyrażając jednocześnie swoje niezadowolenie. Woń unoszącą się wokół budziła w niej dziwny niepokoju, zupełnie jakby była pierwszym zwiastunem, czegoś co dopiero się wydarzy, a co wcale nie ucieszy żadnej z nich. Błądziły w ciemnościach. Czy to był właśnie zakręt? Puchonce ciężko było to stwierdzić, lecz nagle mrok zaczął się przejaśniać. Nikłe światło padające od niewielkich, luminescencyjnych grzybów dawało złudne poczucie kontroli nad sytuacją. Blondynka zamrugała kilka razy przyzwyczajając wzrok do nowych warunków. Migoczący, jednak widoczny zarys kopalnianego szybu wywołał w niej pewne pokłady radości. Ułatwiało im to poruszanie się między wąskimi ściankami, ale nie zniwelowało to nawet w najmniejszym stopniu tego dziwnego przeczucia. Czuła na karku czyjś chłodny oddech wywołujący gęsią skórkę, zupełnie jakby śmierć kroczyła za nim krok w krok, bo przecież jak śmiały rzucić jej wyzwanie?! Wzdrygnęła się, uparcie nadal idąc na przód. Nie mogła już zawrócić, to nie wchodziło w grę. Korytarz ciągnął się niczym wstążka rzucona bezwiednie na podłogę, tworząca zakręty i zawijasy, których nie dostrzegłyby, gdyby nie świecące grzybki. Panowała tu niczym niezmącona cisza, przerywana ich głosami oraz ciężkimi oddechami. Trudno było nabrać odpowiedniej ilości powietrza w płuca - bardzo nieprzyjemne, zdawało się, że wypala dziury w płucach, raniąc je boleśnie. Zupełnie bez ostrzeżenia, czy też wskazujących na to sygnałów na jej włosy spadły grudki ziemi, czuła jak jedna z wielu drobinek opadła na jej usta. -Pdf.. pf - powiedziała ocierając dłonią wargi, skutecznie odwracając swoją uwagę od tego, co dzieje się dookoła. Poczuła uderzenie, coś zawiesiło się na jej szyi uparcie próbując zerwać z niej naszyjnik. Dziewczyna krzyknęła zaskoczona, panika, strach i złość. Mieszanka uczuć ogarnęła ją zmuszając do szybkiego działania. Zmrużyła oczy próbując zidentyfikować napastnika, w nikłej poświacie było to trudne, jednak jej się udało. - To niuchacze! - krzyknęła do swojej towarzyski. Poczuła jak pazury stworzenia ranią jej szyję i choć kochała każde - tego konkretnego od razu znienawidziła. Musiał akurat zapragnąć rzeczy, która miała dla niej ogromną wartość, wszakże miał być to prezent dla Nathaniela, długo niewidzianego kuzyna, którego Gabriella kochała całym sercem, o czym nie zamierzała mu tak szybko powiedzieć. Z wielkim zniecierpliwieniem wyczekiwała ich spotkania, sama byś o nim sprawiła, że mimowolnie sięgnęła do kieszeni, w której spoczywał scyzoryk ze zdobienie w lisy. Nie rozumiała do końca, dlaczego te zwierzęta były wykute na jego rękojeści, lecz był to naprawdę piękny przedmiot. Wzięła głębszy oddech łapiąc zwierzę korpus, jej palce zatopiły się w puchatym futrze. Siłowała się z nim dłuższą chwilę wydając z siebie bliżej nieokreślone dźwięki -Kocham takie stworzenia, jak ty, ale dałbyś już spokój!!! – warknęła w jego stronę, próbowała wyswobodzić naszyjnik z jego krótkich łapek.
Finnegan Gilliams
Wiek : 20
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 173
C. szczególne : blizny: podłużna na lewym nagarstku, po pogryzieniu na prawej kostce, pooperacyjne na klatce piersiowej
Wasylisa się nie ruszyła. Stała bezruchu i zupełnie ignorowała jej obecność. Finn odsunęła się kawałek zaniepokojona. - Psze pani? - wychrypiała piskliwie, ale nie otrzymała żadnej odpowiedzi. Kroki pozostałych dziewczyn oddalały się coraz bardziej, a ona wpatrywała się w ciemny kontur nieruchomej i milczącej kobiety. Przez głowę przemknęło jej, żeby jednak rzucić Lumos, a z drugiej strony, bała się tego co mogłaby zobaczyć. Przypomniał jej się jeden z wykładów Fairwyna, na którym prezentował zdjęcia powykręcanych od klątw twarzy. Nawet dałaby sobie rękę uciąć, że mówił coś wtedy o zdradliwości starożytnej islandziej magii. Nie czuła się dobrze z zostawianiem jednej członkiń drużyny na pastwę losu, z drugiej jednak strony obrazy, które malowała w jej głowie wyobraźnia skutecznie wyciszyły empatię i poczucie przyzwoitości. Pchana strachem, rzuciła się w głąb korytarza, w którym – jak jej się wydawało - zniknęły pozostałe dziewczyny. Nim zdążyła znaleźć kolejny powód do paniki, usłyszała ich głosy i zaczęła za nimi podążać. W dupie miała już środki ostrożności i nieśmiałość. Wyszarpała różdżkę i rzuciła Lumos. Świat się nie skończył, kopalnia nie zawaliła. Po chwili jej oczom ukazały się starsze dziewczyny zmagające się z niuchaczami, nie zwracała jednak uwagi na to, że mogły potrzebować pomocy. Zapomniała nawet, żeby przejmować się własną niezręcznością. - Czemu sobie poszłyście? – rzuciła z wyrzutem – Tamtej pani coś się stało! Jej głos brzmiał żałośnie i choć nie wiedziała jeszcze dlaczego, była pewna, że równie żałosna była cała jej reakcja. Wiedziała, że będzie analizować tę sytuacje jeszcze przez najbliższe dziesięć lat przed zaśnięciem. O ile w ogóle wyjdzie stąd żywa. Skąd miała wiedzieć, że jej również nie zostawią, kiedy coś jej się stanie? Tak się kończyło dołączanie do przypadkowych ludzi. Chciało jej się płakać. Zupełnie już zapomniała o tym, że nie wierzyła krasnoludowi. Na pewno miała tu zginąć i pewnie nikt nawet nie będzie pamiętać o zabraniu jej zwłok. Ciekawe, czy w ogóle będą za nią tęsknić. W końcu rodzice dopiero co dorobili się kolejnego potomka, więc w sumie wychodziło na to samo. Ha! To pewnie było przeznaczone. Rodzina Gilliamsów na najwyraźniej musiała składać się pięciu osób. Dość logiczne, bo w sumie to na więcej nie była za bardzo ich stać.
Dołączam do dziewczyn
Luna A. Shercliffe
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 1.72 m
C. szczególne : włosy farbowane na blond, ugryzienie po zębach wilkołaka na lewym barku, dość spore blizny, wychudzona, blada, milcząca,
Chwyciła dziewczynę za dłoń i nie spodobało się jej to, co powiedziała puchonka. Wychodziło na to, że Gabrielle nie miała przy sobie różdżki. Na Merlina oby wystarczyła tylko jej różdżka. Nie lubiła magicznych patyków, ale w dzisiejszych czasach i w takiej sytuacji, w jakiej się znajdowały bez różdżki to jak bez ręki. Miała nadzieje, że uniknie czarowania. Zawsze była bardzo wyczulona na zakłócenia magiczne, nawet jeśli miało ich nie być. W dzieciństwie Shercliffe miała problemy z okiełznaniem mocy, więc ostrożności nigdy za wiele. Poruszały się dalej. Nadal miała nadzieje, że uniknie wypowiedzenia zaklęcia Lumos. W powietrzu czuło się wilgoć i pachniało mokrą ziemią, co Lunie się bardzo podobało. Może to dziwnie zabrzmi, ale mokra ziemia była jednym z zapachów, który czuła przy amortencji. Powoli rozjaśniało się, aż ich oczom ukazały się grzyby, dające światło. Ta dziewczyna zdecydowanie miała szczęście. Uniknęła zaklęć. Oby tak dalej! Niespodziewanie coś zaszurało, trochę ziemi spadło na ich głowy. Ślizgonka obawiała się, że szczęśliwy los ją opuścił, jednak po chwili sprawcami tego zamieszania okazały się niuchacze. Jeden z nich uczepił się ubrania Shercliffe. - Ej. - Spojrzała na Gabrielle do której przyczepił się jeden z nich, a właściwie do jej naszyjnika. - Nie mam takich rzeczy. - Dała znać zwierzakowi, który ją molestował. Przeniosła wzrok na dziewczynkę, która przed chwilą przyszła. Chyba była pod opieką takiej starszej dziewczyny — nie było jej z krukonką. - Co się stało? Zemdlała? - Trzeba było przyznać, że odczuwało się ten brak powietrza tu, jeśli się tak nad tym zastanowić. Światło nie było zbyt jasne, więc Luna w końcu zdecydowała się na użycie zaklęcia lumos, aby dostrzec szczegóły, a nie tylko zarys ścian. Czary udały się bezproblemowo. Dzięki Merlinowi, ktoś na górze na pewno chciał, żeby to przeżyły.
Lumos płonęło równo i mocno. Żadne zakłócenia nie zdusiły światła, tym bardziej delikatne podmuchy ciepłego powietrza nie były w stanie mu zagrozić. Mogłyście dokładnie spojrzeć na dwóch złodziejaszków. Ten przyczepiony do łańcuszka Gabrielle miał ciemnobrązowe futerko i kilka jaśniejszych pasków na grzbiecie. Z kolei niuchacz “należący” do Luny był czarny jak węgielek, nie licząc białego krawacika i jednej skarpetki na tylnej łapce. Ze wszech miar urocze stworzonka, jakie niestety nie umieją powstrzymać siebie ani własnych pragnień, jak tylko zobaczą coś błyszczącego. Gorzej niż sroczki, o czym przekonała się Gabrielle. Czekoladowy niuchacz w którymś momencie uległ, wypuszczając łańcuszek. Bardziej zmartwił się tym, że dziewczyna boleśnie chwyciła go za żebra. Rzucał się parę chwil, niestety bezskutecznie - nie miał zbyt wielkiego pola do manewru, trzymany za tułów. Mogłaś bez problemu odsunąć go i unieść. Ryjek kretowatego zwierzatka poruszał się, błyszczące oczka śledziły wszystko, co miało w sobie choćby ułamek cennego kruszcu w sobie. Jak nie łańcuszek, to scyzoryk. Chyba zrozumiał, że przegiął, bowiem zaczął się rzucać, jak tylko pojął, że trzymasz w dłoni coś niebezpiecznego. Kwiknął przy tym, niemalże błagalnie, nieruchomiejąc dość szybko. I patrząc na Ciebie szczenięcym wręcz wzrokiem. Czarny niuchacz rzeczywiście nie znalazł nic ciekawego przy butach Luny. Zamrugał, kiedy oślepiło go na trochę światło różdżki, przyłapany na gryzieniu sznurówki. Wypuścił ją z pyszczka i wspiął się po nogawce spodni, chwytając się po tym sprzączki od paska. Wyrwał ją, zanim spróbował uciec. Nie zdążyłaś go jednak pochwycić, jeśli próbowałaś. Minął Cię i pobiegł w kierunku, z jakiego przyszłyście. Finnegan, odchodząc w korytarz, mogła z ciszy panującej w kopalni wyłapać odgłos mlaszczącego uderzenia ciała o mokrą ziemię. Towarzysząca im kobieta - nota bene opiekunka - straciła przytomność, padając w błoto. Na szczęście blisko szybu. Jeśli krasnoludy nie kłamały i zejdą po nich za jakiś czas, znajdą kobietę Zaopiekują się nią. A jeśli tylko obiecali Wam gruszki na wierzbie… Chyba zostaje modlić się, aby ta siła wyższa - w postaci Waszego MG, dziękuję za docenienie - nie zesłała na nieprzytomną opiekunkę żadnych nieszczęść większych niż obecne leżenie w brudzie. Na razie dziewczynka miała inny problem. Niuchacz - trzymający w ząbkach sprzączkę od paska Luny - wbiegł prosto na nią. Zareagujesz dostatecznie szybko? Jeśli go nie łapiesz, znika w odmętach kopalni ze swoją zdobyczą. Jeśli starasz się go chwycić, przypłacasz to ugryzieniem w kciuk i sporą, krwawiącą raną, ale po tym krecikowaty daje się pojmać.
Stan zdrowia: - Gabrielle: Niegroźne drzazgi wbite w palce, niewielkie zadrapania na szyi. - Luna: Niegroźne drzazgi wbite w palce, spadające spodnie. - Finnegan: Zdrowa.
Dodatkowe: - Warunki: 10 stopni, wilgotno. Ziemia pod Waszymi stopami jest ciepła. - Przypominam o streszczaniu pod postem akcji postaci! - Wasylisa zemdlała, tracąc możliwość uczestniczenia w evencie. Jeśli chcecie, ożecie wrócić się na K11 i zabrać jej ekwipunek i/lub ubranie oraz dowolnie się nim podzielić. Po skończonym evencie wylosuję dla Wasylisy chorobę. - Kolejność dowolna.
______________________
Gabrielle Levasseur
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : długie, blond włosy, w okresie letnim - piegi na nosie i policzkach, tatuaż kwiatu niezapominajki na prawym obojczyku
W chwili, kiedy Gabrielle podjęła decyzję by być w drużynie z Luną nie patrzyła na pozostałe osoby znajdujące się w szybie. Wynikało to przede wszystkim z faktu, że ich zwyczajnie nie znała, więc zakładać mogła nawet, że to jedynie statyści rzuceni przez krasnoludy w celu utrudnienia im całej wyprawy, wszakże po tych istotach można było spodziewać się wszystkiego. Na twarzy blondynki malowało się zdziwienie kiedy młodsza z pozostałych dziewczyn dołączyła do nich. - Nie możemy stać w miejscu - stwierdziła przegrywając dolną wargę, nikłe wyrzuty sumienia zakotwiczyły się w jej sercu, jednak z głowy szybko odgoniła zdradzieckie myśli, sprawiające że coraz bardziej mogłaby pogrążyć się w destrukcyjnych uczuciach. Potrząsnęła głowa- Krasnoludy jej pomogą… muszą! - stwierdziła, w przeciwieństwie do Finn jej głos brzmiał pewnie i spokojnie. Mieli pewne zadanie do wykonania, które z każdym krokiem stawało się coraz trudniejsze. Utrata nawet jednego członka mogła skazać ich na porażkę, zwłaszcza że panienka Levasseur zapomniała zabrać różdżkę. Cały czas pluła sobie z tego powodu w brodę. - Musisz wziąć się w garść, bo inaczej skończymy gorzej niż tamta Pani - skierowała twarz w stronę brunetki. Słowa miały pokrzepić młodą duszę i zmusić do działania miast uzależnia się nad tym na co nie miały wpływu. Puchonka nigdy nie należała do osób biernych, dlatego właśnie ona wzięła na siebie odpowiedzialność za pozostałe towarzyszki, które zdawały się nie być tak pewne siebie i swoich możliwości. Zaklęła pod nosem w ojczystym języku, kiedy pazury stworzenie drasnęło skórę szyi. Była niezwykle wdzięczna Lunie za rzucone zaklęcie. Zatopiony w nikłym świetle korytarz nagle rozświetlił blask, mimowolnie zmrużyła powieki, pozwalając by oczy stopniowo przyzwyczajały się do nowej sytuacji. Dopiero teraz mogła lepiej przyjrzeć się złodziejaszkowi, który tak bardzo pragnął pochwycić jej naszyjnik. Niuchacz o ciemno brązowym futerku z kilkoma jaśniejszymi paskami zdobiącymi grzbiet był śliczny, jego wygląd mógł być bardzo myślący. Wydawał się niezwykle słodkim stworzeniem, Gab miała słabość do niuchaczy, jednak on był niegrzeczny. Dlatego dziewczyna nie mogła powstrzymać się przed prowadzeniem z nim walki, chcąc uchronić swoje skarby, równie ważne dla niej, jak i pożądane przez stworzenie. W pewnym momencie w końcu uległ. Odsunęła go od siebie unosząc na wysokość oczu, tak by móc śledzić każdy jego ruch. Z łańcuszka tego spojrzenie powędrowało ku scyzorykowi, by w zaledwie sekundę przenieść je na dziewczynę. - Jesteś bardzo niegrzeczny! - oznajmiła, kiedy ten wpatrywał się w nią wręcz błagalnym spojrzeniem, pomachała mu przed nosem scyzorykiem. - Tego chcesz? - zapytała unosząc prawą brew, a kąciki ust mimowolnie poszybowały ku górze z wyraźnym zadowoleniem. - Jeśli nam pomożesz, może… zaznaczam MOŻE ci go dam - powiedziała, było to dość ryzykowne posunięcie, lecz w głębi duszy dziewczyna liczyła na to, że zwierzątko już z nią zostanie. Włożyła scyzoryk ponownie do kieszeni zamykając ją zamkiem. Wyprostowała wolną dłoń i położyła na niej niuchacza, przy okazji drugą głaszcząc jego miękkie futerko na czubku głowy.
Akcja: schowanie scyzoryka, uwolnienie niuchacza i położenie go na otwartej dłoni oraz pieszczoty wobec stworzenia :D
Luna A. Shercliffe
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 1.72 m
C. szczególne : włosy farbowane na blond, ugryzienie po zębach wilkołaka na lewym barku, dość spore blizny, wychudzona, blada, milcząca,
Niuchacze były słodkie i takie śliczne, to na tyle. Nie spodziewała się, że kiedy rzuci zaklęcie, które rozjaśni tę ciemną norę, straci sprzączkę od spodni. Zresztą to nie było takie tragiczne, spodnie poluzowały się jej w pasie. Chciała pochwycić zwierzaczka, ale ten krecik był szybszy. To jakieś żarty. Jak nie walnęła się w nogę, to zaraz straci spodnie. Prędzej się tu ośmieszy, niż umrze. Powinna zgasić lumos, wyrzucić te spodnie i chrzanić to. Spojrzała na obie dziewczyny. Miała gdzieś swoje spadające z tyłka spodnie. Chwyciła je lewą dłonią, w prawej nadal trzymając różdżkę. - Robimy tak... Mała masz różdżkę? - Zwróciła się do Finn. - Weź zapal lumos. Ja zaraz wracam. Pójdę do tej pani i zaraz wracam. - Powiedziała to ze spokojem, ale czuła się naprawdę zestresowana tym, co miała zamiar zrobić. Miała światło, ale iść do trupa, który leżał sobie tam sam. No może ta Wasylisa żyła, ale wiadomo lepiej przygotować się na najgorsze. Wyszła, nim dziewczyny zdążyły coś powiedzieć. W drodze starała się wyjąć drzazgi z dłoni. Nadal gacie zsuwały się jej z tyłka, ale pozwoliła im na chwile opaść, aby móc wyjąc te cholerne drzazgi z dłoni, którym pozwoliła tkwić od początku wyprawy. Ponownie chwyciła spodnie i ruszyła przed siebie. Nigdy nie była tak zdeterminowana jak teraz. Coś miały w sobie te ciemne, zatęchłe kopalnie.
Idę po ekwipunek Wasyli z różdżką, która świeci lumosem i staram się wyjąć sobie drzazgi z dłoni, czasami podtrzymuje sobie spodnie bo co chwila się zsuwają.
Finnegan Gilliams
Wiek : 20
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 173
C. szczególne : blizny: podłużna na lewym nagarstku, po pogryzieniu na prawej kostce, pooperacyjne na klatce piersiowej
Nie wsłuchiwała się w dźwięki za sobą, biegnąc za dziewczynami. Odcięła się kompletnie od wszystkiego co działo się w jaskiniach, skupiona jedynie na tym, żeby je znaleźć. W końcu zatrzymała się patrząc wielkimi oczami na ich walkę z niuchaczami. Nie za bardzo krwiożercze bestie, o których mówiły krasnoludy... Jeden z niuchaczy zeskoczył ze swojej ofiary i pognało w jej stronę. Ani myślała go zatrzymywać. Nie dotykała zwierząt, które same się o to nie prosiły. Zwierząt, ludzi... generalnie nie była zbyt dotykowa. Przestąpiła szybko bardziej pod ścianę, jeszcze ułatwiając niuchaczowi ucieczkę i dopiero wtedy przyszło jej do głowy, że dziewcyna, której gwizdną pasek, mogła jej mieć to za złe. Z drugiej strony, to przecież one zostawiły ją całkiem, chyba więc nie były specjalnie nastawione na współpracę. Mała, masz różdżkę? Sama jesteś mała! Jeżeli zamierzały ją traktować jak smarkulę, to tylko czekać aż gdzieś ją zostawią, żeby im nie przeszkadzała. Zaczynało ją to wszystko irytować i pewnie by coś powiedziała, gdyby się nie wstydziła. Zamiast tego zapaliła różdżkę i z zaciętą, trochę obrażoną miną czekała na jakieś dalsze instrukcje.
Nie miałaś większych problemów wrócić na punkt startowy, aniżeli opadające spodnie. Równie prosto było powyciągać drzazgi, nie licząc może dwóch czy trzech na tyle małych, że paznokcie nie były zdolne ich chwycić. Trzeba będzie potem użyć pęsetki albo sprawnego zaklęcia. Niemniej gro bólu odeszło i mogłaś skupić się już tylko na utrzymywaniu ubrania na tyłku. A potem dotrzeć bez przeszkód ponownie na punkt startowy. Ujrzałaś nieprzytomną kobietę, leżącą w błotnistej ziemi pod szybem. Nie dolegało jej nic poza tym, że nie odzyskała wciąż świadomości. Oddech był stabilny, serce też. Ze spokojnym sumieniem - na tyle, na ile owo da się mieć w sytuacji okradania nieprzytomnej - mogłaś wziąć jej rzeczy i odejść. Na pewno ktoś po Wasylisę zejdzie, prawda? Tak Was krasnoludy zapewniały.
Gabrielle, Finnegan P14, O14, O15, P15, P16, O16, O17, P17, R17, S17 Rozdroże: wschód i zachód
Niuchacz wyciągnął łapki w stronę noża jak tylko zrozumiał, że ostrze nie zanurzy się w jego ciałku. A metal to metal! Błyszczy się bardzo ładnie. Chciałby sobie ukraść. Posmutniał jednak, gdy Gabrielle schowała scyzoryk. Zdawał się jednak dziwnie rozumieć, co się doń mówi. Węszył ryjkowatym noskiem, słuchając Puchonki, ale na ręce spokojnie usiedzieć nie chciał. Dał się pogłaskać może ze dwa razy, zanim dotarło doń ze wszystkimi tego konsekwencjami, iż jest wolny. Pędem zeskoczył z otwartej dłoni i pobiegł prosto, zatrzymując się na krawędzi padającego z różdżki światła. Popatrzył na Was, czy idziecie, a potem już nieustannie biegł przed siebie. Do momentu, aż nie dotarłyście do rozdroża. Światło różdżki padło na ścianę przed Wami. Prosto iść już nie mogłyście, ale korytarz rozdwajał się teraz. Jedna ścieżka szła na wschód, druga na zachód. Nim podjęłyście decyzję odnośnie kierunku, coś więcej pojawiło się pomiędzy Wami. Finnegan mogła poczuć zimno. Przeszywając chłód, gdy duch przeleciał w powietrzu obok niej. Chwilę po tym w świetle różdżki Krukonka dojrzała eteryczną twarz, zniekształconą i rozpływającą się. Jakby była z mgły, ledwie będącej w stanie utrzymać jednolity kształt; szarpanej przeciągiem panującym w korytarzu. Usta otwarły się i obie dziewczyny mogły usłyszeć słowa zjawy. - Jedna z dróg prowadzi ku zgubie, druga ku nagrodzie. Wybierzcie mądrze… - Gdy tylko sens wypowiedzi dotarł do Was, duch zniknął całkiem. Niuchacz pobiegł w ciemność zachodniego korytarza.
Polecenia MG: - Luna: napisz, co dokładnie zabierasz z ekwipunku i/lub ubrań Wasylisy. Możesz zabrać to dla siebie lub podzielić się z resztą grupy.
Stan zdrowia: - Gabrielle: Niegroźne drzazgi wbite w palce, niewielkie zadrapania na szyi. - Luna: Spadające spodnie. - Finnegan: Zmarznięta.
Ekwipunek: Luna: różdżka, scyzoryk, długopis z notesem, zapałki, 2 x eliksir wiggenowy, kanapki, sok dyniowy Wasylisa: (ubranie) Buty z grubą podeszwą, grube długie skarpety, spodnie które mają przy nogawkach gumki przywierające do kostek, koszulka, grubszy golf zasłaniający jej szyję i część ust, ciepły płaszcz, rękawiczki, czapka (ekwipunek) składany scyzoryk, różdżka, lina, czekoladowe żaby, zapalniczka, butelka wody Gabrielle: mjolner, eliksir wiggenowy, eliksir spokoju, butelka wody (1l), bandaż (2m), scyzoryk, błyszczyk, 2 paczki chusteczek Finnegan: różdżka, 0,5l wody, tępy scyzoryk, tabliczka gorzkiej czekolady, paczka chusteczek.
Dodatkowe: - Warunki: 10 stopni, wilgotno. Ziemia pod Waszymi stopami jest ciepła. - Kolejność dowolna.
______________________
Luna A. Shercliffe
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 1.72 m
C. szczególne : włosy farbowane na blond, ugryzienie po zębach wilkołaka na lewym barku, dość spore blizny, wychudzona, blada, milcząca,
Spodnie spadały nadal i nic nie miało się na razie zmienić, jeśli chodzi o ten główny problem Luny. Starała się je trzymać, na tyle ile mogła. Spojrzała jeszcze wcześniej na swoje ręce, zadowolona, że już jej tak nie dokuczają, a zostało tylko kilka drzazg, które usunie, jak się stąd wyrwie. Teraz miała ważniejsze rzeczy do roboty. Trzymanie spodni, różdżki i sprawdzenie co z tą kobietą, która zemdlała. Leżała tam, w błocie i oddychała — Luna postanowiła to sprawdzić. Wyglądało, że nie umiera i nic jej nie będzie. Shercliffe nie mogła być do końca tego pewna, ale nic więcej nie mogła zrobić. Wasylisa musiała tu zostać. Krasnoludy mówiły, że zejdą, więc jak mogła im nie wierzyć? Przykucnęła przy kobiecie i zaczęła ją przeszukiwać. Myśleć racjonalnie. Wszystko, co Howell posiadała przy sobie, mogło się przydać. Właściwie Luna dziwnie się czuła, okradając... prawie trupa? Nie mogła jej pomóc. Bezwładne ciało leżało na brudnej ziemi. Powinna szybko wrócić do dziewczyn. Rozdzielanie się to kiepski pomysł. - Wybacz. - Zaczęła obmacywać kobietę. Nie chciała brać jej ubrań, to na pewno byłoby takie... dziwnie i niesmaczne. Zresztą chyba nie miały takiego samego rozmiaru. Otworzyła torbę i włożyła line, czekoladowe żaby i butelkę wody. Scyzoryk miała swój. Nie chciała też brać, nie wiadomo ile rzeczy. Luna spojrzała na różdżkę Wasyli, właśnie zdała sobie sprawę, że Gabrielle nie wzięła ze sobą różdżki. Postanowiła, że weźmie ten magiczny patyk, również włożyła ją do torby. Wstała, przytrzymując spodnie i ruszyła w drogę powrotną do swoich towarzyszek.
zabieram: różdżka, lina, czekoladowe żaby, butelka wody
Finnegan Gilliams
Wiek : 20
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 173
C. szczególne : blizny: podłużna na lewym nagarstku, po pogryzieniu na prawej kostce, pooperacyjne na klatce piersiowej
Jedna z dziewczyn poszła zobaczyć co stało się z kobietą, a druga tymczasem ruszyła dalej... za niuchaczem. Finn stała przez chwilę zastanawiając się co robić. Dlaczego się rozdzielały? Znowu, chociaż ostatnio nic dobrego przecież z tego nie wynikło. Luna jednak zdążyła już zniknąć za rogiem, a dziewczynka nie chciała zostawać sama. Podreptała więc za Puchonką, obiecując sobie, że prędzej wlezie jej na barana niż pozwoli opuścić i siebie. Doszły do rozdroża, które i tak jej nie obchodziło, bo zamierzała iść wszędzie za starszą dziewczyną i nie czuła się upoważniona do podejmowania decyzji. Nagle przeszył ją ogromny chłód. Zimno było tak intensywne, że aż sprawiało ból. Skuliła się, oplatając się ramionami i wciskając nos w szalik. Nim zdążyła w ogóle zdziwić się nagłym atakiem mrozu, wszystko się wyjaśniło. Widok makabrycznej twarzy ducha, unoszącej się blisko niej, sprawił, że z cichym piskiem odskoczyła kawałek do tyłu. Widok duchów nie był niby aż tak przerażający, po trzech i pół roku spędzonych w Hogwarcie, ale w tym miejscu wszystko było straszniejsze. Tym bardziej, że duch przemówił, słowami, które też nie miały podnieść ich na duchu. Zamrugała kilkukrotnie kiedy duch zniknął, jakby upewniała się, czy na pewno poszedł. Przeanalizowała szybko to co im powiedział, chociaż nie było tam za bardzo co analizować. Z grubsza powiedział im tylko tyle, że muszę wybrać jedną z drug (jakby same się nie domyślały) i że jedna z tych dróg zaprowadzi ich ku niechybnej śmierci. I koniec. Żadnej podpowiedzi, żadnej zagadki, niczego. Tylko pusta informacja, że na 50% zginą. Wybierzcie mądrze... Chyba raczej wybierzcie z fartem. Równie dobrze mogłyby rzucić monetą. - Ja bym poszła za szczurem - odważyła się odezwać cicho. Skoro istniała opcja śmierci, nie chciała całkowicie powierzać się Puchonce, której nie specjalnie ufała. Ostatecznie i tak poszłaby tam, gdzie ona, ale przynajmniej byłoby na nią - Go chyba ciągnie do skarbów, nagród i takich tam. Pociągnęła nosem i wzruszyła ramionami. Zmarznięta, zmęczona i zła na bezsens tej wyprawy nie była nawet w stanie porządnie się przejąć. A przecież ten duch nie wziął się tu znikąd.
Ja bym poszła na zachód, ale ostatecznie pójdę za Gab.
Gabrielle Levasseur
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : długie, blond włosy, w okresie letnim - piegi na nosie i policzkach, tatuaż kwiatu niezapominajki na prawym obojczyku
Niuchacz, gdy tylko poczuł wolność zaraz uciekł z otwartej dłoni dziewczyny, poczuła dziwnego rodzaju smutek, początkowo stworzenie zdawało rozumieć, co do niego mówi, a może tylko tego chciała? Kąciki ust blondynki opadły nieco, jednak że zaraz ponownie uniosły się ku górze,kiedy dotarło do niej, że zatrzymał się on na odległość do której sięgało światło różdżki. - Cher niuchacz! - oznajmiła uśmiechając się do dziewczyn. Nim jednak zabrała ponownie głos Luna postanowiła wrócić do kobiety nie dając jej szansy na to, by mogła wyrazić swój protest. Nie była pewna czy rozdzielenie się to dobry pomysł, miała co do tego złe przeczucia, dodatkowo nie wiedziała czy Ślizgonka odnajdzie je. Korytarze tworzyły zawiły labirynt i nawet ktoś o świetnej orientacji w terenie mógł się tu zgubić. Na ich niekorzyść wypływała również wysoka wilgotność i temperatura, która wydawała się znacznie niższa, zaś ziemia pod stopami zdawała się być niezwykle ciepła. Zapach ziemi był przez to niezwykle intensywny, zupełnie jakby ktoś zakopał ich żywcem i już nigdy nie miały ujrzeć promieni słońca. Wzdrygnęła się na samą myśl o tym. Lodowaty dreszcz przeszył jej ciało, lecz nie dawała tego po sobie poznać młodszej koleżance. Nie była pewna ile metrów miała droga którą przeszły podążając za niuchaczem. Cisza panującą między nimi wydawała się nieść za sobą coś złego,zupełnie jakby pośród niej słychać było oddech śmierci, a może ich własny? Nikłe światło różdżki padło na ścianę, nagle prosty szyb zniknął, zaś przed nimi pojawiło się rozdroże. Gabrielle westchnęła cicho, niuchacz również na chwilę przystanął i w tym momencie stało się coś niezwykłego. Znikąd zmaterializowała się przed nimi postać, przezroczysta, niczym mgielna Pani. Jej słowa wywoływały gęsią skórkę. Puchonka spojrzała pytająco na swoją towarzyszkę. Wydawała się przerażona widokiem zjawy, dlatego blondynka uśmiechnęła się do niej pocieszająco. - To niuchacz,nie szczur. Masz rację idźmy za nim. - zgodziła się.
S17, komora obejmująca S16, S15, R16, R15. Wyjście z komory: R14, R13, R12, R11, R10, S10, T10, U10, W10, W9 Rozdroże: północ i zachód
Droga niesamowicie się dłużyła. Wpierw wyszłyście na niewielką komorę, zanim niuchacz poprowadził Was ku wyjściu z niej. Korytarz, poza jednym zakrętem, biegł prosto. Monotonnie i nijako. Miałyście światło, dodatkowy ekwipunek zdobyty od nieprzytomnej opiekunki, wyglądało, że przez najbliższy czas będzie spokojnie. Grzyby coraz gęściej porastały ściany, znikajac dopiero, kiedy dotarłyście do drugiego zakrętu. Ściana przed Wami stworzona była z litego kamienia. Doszłyście na krawędź istniejącej kopalni, do części góry w której jeszcze krasnoludy nie kopały. Była wilgotna i lśniąca od kropelek wody. Ciemnoszara, acz poza tym to po prostu kawałek litego kamienia. Nic nadmiernie interesującego. Niuchacz, będący Waszym dzielnym przewodnikiem, zniknął na chwilę w ciemności przed Wami. Kiedy go dogoniłyście zauważyłyście, że wyjątkowo siedzi, trzymając coś w łapach. Obracał to metodycznie, skracając i koniec końców upychając w futerku. Podszedł do kolejnej takiej samej, błyszczącej rzeczy. Wiele ich leżało na dnie korytarza. Rozrzucone nieskładnie… Strzały. Z bliska mogłyście zobaczyć, że to - nota bene - pięknie wykonane strzały. Ze zdobnymi grotami oraz zadziorami, które sprawiają, iż wyrwanie takiego z ciała jest niezmiernie trudne i bolesne. Najwidoczniej ktoś przed Wami uruchomił pułapkę, sprawiając, że ziemia usłana teraz była skarbami… Dla niuchacza. Dla Was niewiele z tych strzał będzie miało jakąś wartość. Coś stuknęło. Najwidoczniej nie wszystkie pociski zostały wystrzelone za pierwszym razem. Kilka z nich wciąż znajdowało się wewnątrz mechanizmu na południowej stronie kratki W9, teraz zwolnionego przez Wasze kroki. Przeleciały przez szerokość korytarza, cudem nie wbijając się w żadną z Was. Jedynie delikatnie zaczepiły o ciała. Gabrielle rozcięły spodnie. Grot strzały boleśnie przesunął się po skórze, nacinając ją. Szczęściem niezbyt głęboko. Podobny los spotkał Lunę i Finn, acz pierwsza miała rozcięte ramię, gdy najmłodsza uczestniczka kurtkę na plecach i skórę poniżej. Nie było to nic, czego dobre Reparo w parze z kilkoma plastrami nie zaleczy. Po paru sekundach wszystko się uspokoiło i znów było bezpiecznie. Mogłyście rozejrzeć się oraz zauważyć, że korytarz się rozdziela. Główna droga idzie dalej na zachód, lecz w tym miejscu odbija od niej rozdroże, prowadzące na północ. W tę właśnie, północną stronę poleciały strzały i zapewne upadły po paru miejscach. Ale tego już nie widziałyście, bo tam nie sięgało światło z Waszych różdżek.
Stan zdrowia: - Gabrielle: Niegroźne drzazgi wbite w palce, niewielkie zadrapania na szyi. Rozcięcie (długości 6cm) na lewym udzie. - Luna: Spadające spodnie. Rozcięcie (ok 5cm) na lewym ramieniu. - Finnegan: Zmarznięta. Rozcięcie (ok 6cm) na plecach po lewej stronie kręgosłupa.
Ekwipunek: Luna: różdżka, scyzoryk, długopis z notesem, zapałki, 2 x eliksir wiggenowy, kanapki, sok dyniowy, różdżka Wasylisy, lina, czekoladowe żaby, butelka wody Gabrielle: mjolner, eliksir wiggenowy, eliksir spokoju, butelka wody (1l), bandaż (2m), scyzoryk, błyszczyk, 2 paczki chusteczek Finnegan: różdżka, 0,5l wody, tępy scyzoryk, tabliczka gorzkiej czekolady, paczka chusteczek.
Dodatkowe: - Warunki: 10 stopni, wilgotno. Ziemia pod Waszymi stopami jest ciepła. - Kolejność dowolna.
______________________
Luna A. Shercliffe
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 1.72 m
C. szczególne : włosy farbowane na blond, ugryzienie po zębach wilkołaka na lewym barku, dość spore blizny, wychudzona, blada, milcząca,
Luna zastanawiała się, ile jeszcze to potrwa. Krążyły w tych ciemnych tunelach i nie miały szczęścia natknąć się na to, czego szukały. Nie wiedziała, ile już czasu upłynęło, a w takich warunkach wszystko wydawało się dziać bardzo, bardzo powoli. Szła posłusznie za dziewczynami, które kierowały się za niuchaczem. Piekielne stworzonka. Wkurzyło ją, że jeden zabrał jej sprzączkę i musiała trzymać spodnie. Wiedziała, że następnym razem zainwestuje w inne, lepsze, na gumkę. No nic, miała pomysł. Wzięła linę, którą zabrała Wasyli i przewiązała się ją w pasie. Teraz powinno być zdecydowanie lepiej. Droga prowadziła prosto, aż pojawił się zakręt i znowu biegła prosto. Wszystko to było takie monotonne. Shercliffe nadal trzymała różdżkę z zaklęciem lumos, oświetlając sobie drogę. Miała dodatkowy ekwipunek Howell i postanowiła oddać różdżkę Levasseur, tak też zrobiła. - Nie masz swojej. Przyda Ci się. - Zwróciła się do Gabrielle krótko i na temat, więcej nic już nie powiedziała. Przyglądała się grzybom, które coraz gęściej porastały ścianę, aż w końcu zniknęły na kolejnym zakręcie. Pojawiła się skała, wilgotna i lśniąca od kropelek wody. Nic szczególnego, może to i dobrze. Czego niby miała oczekiwać Luna, że wyjdą z tej misji w blasku chwały? Przecież krasnoludy już na starcie dały im do zrozumienia — przegrałyście. Na pewno nieprzytomna Wasylisa utwierdziła ich w tym przekonaniu. Niespodziewanie niuchacz znikł, ale szybko udało się go odnaleźć. Poleganie na szczurze nie było dobrym pomysłem, chociaż... Zrobiło się niebezpiecznie, kiedy resztę strzał z pułapki na intruzów dotknęła dziewczyny. Luna złapała się za ramię, w pierwszej chwili nie wiedząc, co się dzieje, ale nic jej nie było. Obejrzała ranę. Rozcięta kurtka na ramieniu to nic, a skalecznie nie wyglądało na głębokie. - Wszystko dobrze? Nikomu się nic nie wbiło? - Starała się przyjrzeć dziewczynom. Lekka rana to nic. Gorzej, jakby ktoś tymi strzałami dostał, a Luna nie posiadała aż takiej wiedzy medycznej.
Przewiązuje sobie spodnie liną, żeby nie spadały. Oddaje różdżkę Wasyli, Gabrielle. Nadal trzymam różdżkę z włączonym Lumos.
Gabrielle Levasseur
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : długie, blond włosy, w okresie letnim - piegi na nosie i policzkach, tatuaż kwiatu niezapominajki na prawym obojczyku
Czas; pośród ciemnych tuleni, które ciągnęły się w nieskończoność wydawał się być pojęciem względnym. Jawił się w przebytej przez dziewczyny drodze, w wykonanych krokach, od których powoli zaczynały boleć Gabrielle stopy, choć ubrała wygodne buty. W kopalnianym szypie znaczenia nie miało, jak daleko przesunęła się wskazówka na tarczy zegara ozdobionej liczbami. Blondynka wręcz z oślą upartością kroczyła za drogą, którą wyznaczyło stworzonko, zawierzając mu życie pozostałych dziewczyn. Była głupia? Naiwna? A może to intuicja nakazała jej iść za niuchaczem? Nie była tego pewna, właściwie pośród grud czarnej, wilgotnej ziemi, ciemności oświetlanej przez końce różdżek oraz świecące grzyby niczego nie można było brać za pewnik. Westchnęła, kiedy wyszły na niewielką komorę, która nie zawierała zupełnie nic. Poziom jej irytacji powoli, jednak systematycznie wzrastał, szli dalej, minęli zakręt by później przez kolejne, nie była wstanie określić czy sekundy, minuty czy też godziny szły prosto. -Jakim cudem się w to wpakowałyśmy? – zapytała, śmiejąc się cicho z beznadziejności całej sytuacji, wtem przed nimi pojawiła się ściana. Mimowolnie Puchonka dotknęła jej dłonią, była wykonana z litego kamienia, wilgotna od wody, która w postaci kropli osadzała się na jej powierzchni. Mimo, że nie była niczym interesującym, a na pewno nie skarbem, którego poszukiwały miała w sobie coś… pierwotnego. Rzadko kiedy dziewczyna miała okazję oglądać coś podobnego, dlatego w wyraźnym zachwycie rozdziawiła usta, po czym uśmiechnęła się delikatnie. Zamrugała widząc jak Luna podchodzi do niej z dodatkową różdżką, wcześniej należącą do Wasylisy. -Dziękuje, jesteś kochana – odpowiedziała, przytulając dziewczynę, był to dla blondynki naturalny odruch, choć skora byłaby zrozumieć, gdyby wywołał u Luny onieśmielenie. Uwagę, którą skupiła na Ślizgonce została wykorzystana przez niuchacza, który zniknął w ciemnościach, zmuszając dziewczęta, by puściły się za nim biegiem. Zziajana dotarła na miejsce, podziemne powietrze nie wpływało pozytywnie na jej kondycję. Stworzenie siedziało, obracając co i raz w swoich maleńkich łapkach jakiś przedmiot, który sekundę później znikał w jego torbie. Musiała zmrużyć oczy by dostrzec, co to. Strzały, pięknie wykonane oraz piekielnie niebezpiecznie. W blasku światła lumos budziły swego rodzaju grozę, wywołując gęsią skórkę. Już kiedyś czytała o czymś podobnym, rozejrzała się dokoła zdając sobie sprawę z tego, dlaczego są one tak dziwnie ułożone. Nim jednak wykonała najmniejszy ruch lub powiedziała chociaż słowo by ostrzec Lune i Finnegan coś stuknęło. Do jej uszu doszedł tylko świt przeszywający powietrze, a po chwili ugięła się pod wpływem bólu przeszywającego udo. -Cholera! – warknęła zapiąć się za zranione miejsce, zacisnęła zęby. –Wszystko dobrze. - syknęła, musiała coś zrobić, z tak rozciętą nogą nie miała szans daleko zajść. –Mocno oberwałyście? Muszę opatrzeć nogę, ktoś jeszcze potrzebuje pomocy? – pytanie za pytaniem opuszczało jej usta, z tonu głosu można było wywnioskować zdenerwowanie dziewczyny oraz swego rodzaju zmartwienie. Czuła się odpowiedzialna za pozostałe koleżanki. Zdjęła plecak, miała w nim wodę, chusteczki i bandaż, to powinno im wystarczyć. Nie czuła się pewnie używając różdżki nie należącej do siebie, a milion razy widziała w jaki sposób dobrze opatrzeć ranę bez użycia magii. Usiadła na mokrej ziemi, wyjęła potrzebne rzeczy, odsłoniła bardziej ranę, najpierw przemywając ją przy użyciu wody i chusteczek, po czym założyła bandaż. Nie trwało to długo, a przyniosło sporą ulgę. -Chodźmy na zachód – oznajmiła, podnosząc się.
Biorę różdżkę od Luny, dotykam litowej ściany, opatruję własną ranę I jeśli wyraziły taką potrzebę również rany dziewczyn, dzieląc się swoim bandażem, chcę iść na zachód.