Odwiedzając północną część Islandii, nieopodal jeziora Mývatn, trafić można do nieprzyjaznej krainy. Króluje nad nią krater po wygasłym już wulkanie, tworząc na horyzoncie czarną górę popiołu i kamieni. Wnętrze Hverfjall jest żwirowe i może nam przypominać falujące wydmy na pustyni. Widok w każdą stronę jest naprawdę piękny - widać jezioro i termy, a także rozległe stepy i oddalone szczyty gór. Łatwo do niego dotrzeć, a ze spacerem na krawędź górną poradzą sobie nawet najwięksi amatorzy. W powietrzu wciąż można wyczuć charakterystyczny, nieco siarkowy zapach.
Rzuć kostką, aby sprawdzić, co Ci się przydarzy:
Kostki:
1,3,6 Na górze było jeszcze piękniej, niż obiecywano — jednak niedane było Ci nacieszyć się pięknem przyrody. Jakaś mugolska wycieczka szkolna postanowiła odwiedzić krater w tym samym czasie, co Ty. Młodzież była niezwykle głośna i rozwydrzona, śmieci zostawiali wszędzie, a na nadmiar złego z przenośnego urządzenia puszczali głośno muzykę. Opiekunowie zdawali się ignorować problem, chociaż innym turystom również to przeszkadzało. Na nadmiar złego, kierując się już powoli w dół, potknąłeś się na puszce i wywaliłeś, wywołując salwę śmiechu u ludzi.
4 Wulkan wyglądał majestatycznie z dołu, jednak gdy wspiąłeś się na górę — zaparło Ci dech w piersiach! Widok był przepiękny, a czarne wydmy z popiołów kołysały się leniwie pod wpływem wiatru. Zdecydowałeś się zejść w dół krateru i pospacerować po jego środku. Zapach siarki był tu najbardziej intensywny, a ludziom znajdującym się wewnątrz zawsze przychodziło do świadomości, jacy malutcy są względem potęgi matki ziemi i żadna magia tego nie zmieni. Nie patrzyłeś pod nogi i wywaliłeś się, zagrzebując dłonie w popiele. Byłeś cały usmolony, a oczy niemiłosiernie szczypały. Gdy się podniosłeś, poczułeś, że masz w dłoni jakiś przedmiot. Gratulacje, to Pochłaniacz Magii (+2 do Czarnej Magii)! Zgłoś się po nagrodę w odpowiednim temacie!
2,5 Zwiedziłeś już górę, postanowiłeś przekąsić coś na dole, zajmując jedną z ławek dla turystów. Odpoczywając i regenerując się po wspinaczce, nie zauważasz z początku jak przysiada się do Ciebie starszy jegomość. Mężczyzna zaczepia Cię i na szczęście potrafi bardzo płynnie posługiwać się angielskim. Dowiadujesz się dzięki temu, że niegdyś rosły tu bardzo cenne i rzadkie zioła, używane przez znachorów do wytwarzania leczniczych naparów. Przez zachowanie ludzi i zmianę klimatu, roślinę te spotkać można coraz rzadziej i powoli zaczyna przechodzić do legend. Staruszek okazał się zielarzem, który przybył na Islandię wiele lat temu z Ameryki i tu prowadził swój interes. Dowiedziałeś się wielu ciekawych rzeczy, do Twojego kuferka wędrują dwa szczepy Marozy oraz listek Penduli. Zgłoś się po nagrodę w odpowiednim temacie!
Luna A. Shercliffe
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 1.72 m
C. szczególne : włosy farbowane na blond, ugryzienie po zębach wilkołaka na lewym barku, dość spore blizny, wychudzona, blada, milcząca,
Luna nie lubiła wyjeżdżać poza rezerwat, w ogóle nie przepadała za podróżowaniem, mimo że bardzo tego chciała, ale bała się tak jak każdy. Po prostu strach przed zmianami i nieznanym ją paraliżował. Każdy czegoś się bał. Ona uważała, że jej strach jest absurdalny. Większość na pewno czekała gdzieś, żeby zobaczyć jej wstyd, lęki i ją tym zniszczyć. Może i była lekką paranoiczką, ale lepiej mieć schizy niż ufać każdemu. To było bezpieczniejsze, a bezpieczeństwa pragnęliśmy wszyscy. Lubiła spacery bardziej znane miejsca niż nieznane, ale w końcu na Islandii była pierwszy raz i mimo chłodnego klimatu, pustka spowijająca te miejsca naprawdę przypadła jej do gustu. Mogłaby tu zamieszkać, gdyby nie ten klimat. Razem z Sophie wybrała się w północną część tego urokliwego kraju i nie miała pojęcia czy to był jej pomysł, czy Moore; zapewne żadnej z nich. Szły już trochę i młoda Shercliffe powoli zaczynała odczuwać nogi, które z chęcią by sobie poleżały; niestety nie prędko będzie mieć to miejsce, no, chyba że ułożą się w kraterze Hverfjall. Może miała problemy z krążeniem, zawsze szybciej niż innych bolały ją nogi, na przykład chodząc po galeriach, co innego biegając po lasach, tam nigdy nie odczuwała zmęczenia. Dużo nie rozmawiała z Sophie, właściwie mało się znały, ale lubiły swoje towarzystwo. Dlatego Luna też wiele nie mówiła, nigdy zbyt wiele nie mówiła; może w tym tkwił jej problem nikłych znajomości. - Ładnie tu. - Postanowiła się odezwać, kiedy dotarły na miejsce i przystanęły. Zaciągnęła się powietrzem przez nos i wyczuła tę charakterystyczną woń siarki. - I te specyficzne powietrze. Widok naprawdę robił wrażenie na Lunie, chociaż nie było to jakoś szczególnie po niej widać. Czarne wydmy z popiołów kołysały się leniwie pod wpływem wiatru. Bez słowa ruszyła w dół krateru. Chwila nie uwagi i Luna przewróciła się instynktownie, wyciągając dłonie naprzód, które wpadły w czarny popiół. Jej jasne włosy stały się siwe, a oczy piekły. Była cała usmolona. Dała popis, co ona miała z tym przewracaniem się, nie należała do jakichś fajtłap. Cholera. Wstała ostrożnie, aby ponownie nie zaliczyć smaku popiołu. Coś poczuła, w rękach trzymała Pochłaniacz Magii. - Ej, Sophie pacz! - Krzyknęła podekscytowana, co tym razem nie mogło przejść zauważone. Wywalanie się opłaca, jeśli miała znajdować takie rzeczy, to mogła nurkować w popiołach codziennie.
Dla Sophie podróżowanie miało charakter raczej neutralny. Było dla niej przemieszczaniem się z punktu A do punktu B lub w konkretnym celu, na przykład zawodowym. Największą podróżą jaką odbyła była ta, która zakończyła się właśnie postawieniem stopy na brytyjskiej ziemi. Na początku czuła się trochę jak dziecko we mgle, ale z zaskoczeniem stwierdziła, że szybko udało jej się w końcu poczuć jak w domu. To było zupełnie inne odczucie niż to, które towarzyszyło jej w Stanach, w sierocińcu, w szkole czy nawet po szkole. Stwierdziła, że podjęła dobrą decyzję przeprowadzając się na stałe do Wielkiej Brytanii. Nie czuła zbytniego sentymentu do kontynentu, na którym spędziła dwadzieścia lat życia. W każdym razie kiedy usłyszała o organizowanych feriach stwierdziła, że również wyjdzie ze swej strefy komfortu i zgłosi swój udział. A kiedy dowiedziała się o docelowej lokalizacji w jej oczach mignął błysk zainteresowania. Islandia to chyba dość tajemnicza wyspa? Kiedy zjawili się na feriach Sophie pomyślała, że gdyby nie Wielka Brytania to mogłaby zdecydować się na Islandię, jeśli chodzi o miejsce do mieszkania. Naprawdę zrobiła na niej wrażenie, a niewiele rzeczy może zaskarbić sobie jej uwagę. Nie wiedzieć jak, chyba zupełnie naturalnie, znalazła się na spacerze razem z Luną, a ich kroki skierowały się do krateru Hverfjall. Nie znały się długo. Pomijając fakt, że Sophie uczy się w Hogwarcie dopiero od września to dopiero ostatnio jakoś zwróciły na siebie uwagę. Miały naprawdę wiele wspólnego. Nie potrzebowały wymieniać między sobą miliona słów, aby czuć się dobrze. Okazało się, że obie nie mają problemu ze wspólnym milczeniem, rozumieją przestrzeń osobistą, potrzebę samotności i żadna nie narzuca się swoim towarzystwem. Może dlatego przyciągnęło je dzisiaj do siebie, aby odbyć tę krótką podróż. Dotarły do krateru i Sophie spojrzała w górę i przystanęła na chwilę, zanim rozpoczęły wędrówkę na szczyt. Było to lekko męczące, dlatego Sophie również była oszczędna w słowach, aby nie marnować energii. W końcu przystanęły na górze i Ślizgonka musiała przyznać, że widok był imponujący. - Niesamowicie - przyznała, rozglądając się wokół. - Rzeczywiście - powiedziała, pociągając lekko nosem. - Aż dziwne, że nadal jest wyczuwalny ten zapach, kiedy wulkan jest wygasły od tylu lat. Resztę wypowiedzi przerwał jej nagły hałas. Odwróciła się i tuż za sobą ujrzała jakąś wycieczkę młodzieży. Zmarszczyła brwi, kiedy zobaczyła jak wyrzucają śmieci gdzie popadnie, krzyczą. Mieli też ze sobą muzykę, która leciała bodajże z dziwnego pudełka trzymanego przez jednego z chłopców. Przebywanie w ich towarzystwie nie było zdecydowanie przyjemne, więc śladem Luny ruszyła w dół. - Doprawdy ci dorośli mogliby uspokoić jakoś swoich podopiecznych - wyraziła swoje oburzenie, ale na chwilę musiała zapomnieć o hałaśliwej gromadzie, bo Luna potknęła się i runęła jak długa. Sophie w ostatniej chwili chciała ją złapać, ale sama straciła równowagę i przewróciła się, kiedy jej stopa natrafiła na puszkę, zostawioną tu zapewne przez kogoś pokroju tych na górze. - Cholerni niemagowie - wycedziła przez zęby, starając się ignorować salwy śmiechu, dobiegające od niepoprawnej mugolskiej młodzieży. - Nic ci nie jest? - zapytała Lunę. Wstała z ziemi sekundę po koleżance i z ciekawością zaczęła przyglądać się przedmiotowi, która Luna trzymała w rękach. - Co to jest? - zapytała zaintrygowana, wpatrując się w pierścień.
Kostka: 6
--- Przepraszam, że tyle czasu <3
Luna A. Shercliffe
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 1.72 m
C. szczególne : włosy farbowane na blond, ugryzienie po zębach wilkołaka na lewym barku, dość spore blizny, wychudzona, blada, milcząca,
Należała do Shercliffów, a oni w Dolinie byli znani, a także mieli największe spokrewnienie z mugolami i, mimo że Luna wychowała się wśród magicznego rezerwatu i magicznego społeczeństwa, wiele rzeczy wiedziała na temat mugolów, a także interesowała się nimi w jakimś niedużym stopniu. Przerażała ją tylko ta ich niechlujność. Wyrzucali śmieci, gdzie popadnie i nie zamierzali posprzątać. - Okropni ci mugole. - Spojrzała na puszkę, o którą potknęła się Sophie. Ewidentnie tym niemagicznym nie było w głowie sprzątanie, jak można być tak nieodpowiedzialnym, nieznajomość zaklęć nie powinna stać na przeszkodzie posprzątania syfu, który się po sobie zostawia. Ta Ziemia zdecydowanie umierała i miała niemagicznych szkodników. Ok, nie wszyscy byli tacy, ale... - Ale byli też tu jacyś magiczni. Bo to Pochłaniacz Magii. Gdzieś o nim słyszałam, właściwie nie wiem, co dokładnie robi. - Przeniosła wzrok na pierścionek. - Nie radziłabym z nim eksperymentować, w końcu... to czarna magia. - Wyszeptała do koleżanki, jak prawdziwy mafioso. - Coś nie masz szczęścia do znajdowania magicznych rzeczy. - Kopnęła puszkę. - Chociaż mugolskie też są ciekawe, oprócz puszek. - Patrzyła jak przedmiot, odskoczył od jej nogi i powędrował w czarny pył. - Przydałaby nam się jakaś czarnomagiczna książka. Nigdy się tym nie interesowałam i na Merlina to cud, że ja wiem, co to jest, chociaż nie do końca...- Bawiła się przedmiotem.- Może założę i zobaczymy, co się stanie? Chociaż to podlegałoby pod głupotę. - Wsunęła go do kieszeni. - Jak wrócimy z naszej wycieczki, to może poszukamy coś na ten temat. - Rzuciła niezobowiązująco do Sophie, miały już kolejny powód, aby się spotkać. Zwykle tak dużo Shercliffe nie gadała, ale jak już to postanowiła kontynuować tą ich monologową (na razie) pogawędkę. - Moim zdaniem nie powinni hałasować w takim ładnym miejscu. - Dziewczyna miała na myśli tego jednego mugola z grającym pudełkiem. - Słuchałaś ostatnio jakiegoś dobrego kawałka? - Muzyka z czasem stawała się nudna, nawet ulubiony utwór powtarzany w kółko stawał się czasem utrapieniem, od którego należało odpocząć.
Kiwnęła głową, kiedy Luna zgodziła się z nią, co do niemagów. Czy jak to się mówi w Wielkiej Brytanii - mugoli. Była tu już kilka dobrych miesięcy i nadal nie mogła się przyzwyczaić do tego określenia. Ciekawa była czy kiedykolwiek sama zacznie używać określenia "mugol", czy raczej na zawsze zostanie przy amerykańskich niemagach, którego to słowa używała przez dwadzieścia lat, od urodzenia. Ludzie podobno przystosowują się do okoliczności i przejmują nawyki środowiska, w którym mieszkają, więc może i ona kiedyś mimowolnie zacznie mówić o mugolach? Chociaż po prawdzie to bardziej podobało jej się amerykańskie określenie, było jakieś milsze. Jeszcze bardziej zainteresowała się przedmiotem, kiedy Luna wyjawiła jej jego nazwę. - Pochłaniacz magii? - powtórzyła po niej. Zabrzmiało dość złowrogo. - Rzeczywiście, brzmi zupełnie czarnomagicznie. Ja za to nigdy o nim nie słyszałam. Ciekawa jestem jak działa, choć nazwa może nas trochę nakierować. Przyznała Lunie rację w sprawie nieeksperymentowania z tym przedmiotem. Były daleko od jakiegokolwiek czarodzieja, więc wolała jednak przypatrzeć się pierścieniowi w miejscu, gdzie będą mogły, w razie nieprzyjemnych konsekwencji, zawołać pomoc. Nadal jednak nie mogła oderwać wzroku od przedmiotu, choć przeniosła go na chwilę na puszkę, którą kopnęła Luna. - Nie, rzeczywiście nie mam. Ty znajdujesz czarnomagiczny przedmiot, a ja zwykłą niemagiczną puszkę. Takie moje szczęście - zaśmiała się krótko. - A które mugolskie są najciekawsze? - zapytała, mając na myśli przedmioty mugoli, o których wspomniała Luna. Ona sama, szczerze mówiąc, niewiele miała wspólnego z niemagami i ich światem. Wychowała się w magicznym domu dziecka, chodziła do magicznej szkoły. Owszem, co nieco wiedziała, jak każdy, ale mimo, że nie znała dokładnej czystości swojej krwi to miała wrażenie, że wie tak samo niewiele co dumni czystokrwiści. - Zdecydowanie. - Wróciła do tematu Pochłaniacza magii. - Najpierw może dowiedzmy się jak on działa, a potem eksperymentujmy. Bo naprawdę zainteresowało mnie twoje odkrycie. Możemy zajrzeć do biblioteki po powrocie do Hogwartu, choć zastanawiam się czy znajdziemy jakieś informacje o tym w normalnych książkach, czy trzeba będzie korzystać z Działu Ksiąg Zakazanych - powiedziała, zastanawiając się. Kto wie, może ten przedmiot nie jest na tyle niebezpieczny, żeby nie mógł być choć opisany w książce łatwo dostępnej. Luna schowała znalezisko w kieszeni i skomentowała hałasującego niemaga. - Też tak uważam. Zupełnie psują nastrój - powiedziała, rzucając pogardliwe spojrzenie wycieczkę młodzieży. Zastanowiła się nad pytaniem Luny. Nieczęsto słuchała muzyki, jakoś zdecydowanie wolała ciszę, jednak znała oczywiście twórczość wielu artystów. - Druzgotek wypuścił ostatnio całkiem ciekawą piosenkę. Słuchałam już kilkukrotnie i za każdym razem podoba mi się bardziej. O, The Nightcall! Też najnowsza, choć oni słyną z tego, że po ich utworach wpada się w dziwną melancholię. Ostatni kawałek jest świetny, ale potem cały dzień rozważam sens istnienia. - Przewróciła oczami, trochę z sarkazmem traktując skutki wywołane przez muzykę tego zespołu. - A ty możesz coś polecić? - zapytała, ruszając przed siebie. W końcu miały zwiedzić cały krater.
Luna A. Shercliffe
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 1.72 m
C. szczególne : włosy farbowane na blond, ugryzienie po zębach wilkołaka na lewym barku, dość spore blizny, wychudzona, blada, milcząca,
Sophie miała racje. Sama nazwa mogła je nakierować, co taki czarnomagiczny przedmiot mógł robić. Zapewne zakładało się go na palec, może komuś podrzucało, albo dawało w prezencie, a potem... Chłonął magię? Tego nie mogła być pewna, ale czuło się od niego tą mroczną, ciężką aurę. Taka była czarna magia. Nigdy Luna nie wykazywała szczególnego zainteresowania tą dziedziną. Nie chciała nikogo krzywdzić ani rozpieprzać sobie duszę na milion części. Za avade szło się do Azkabanu, za inne pierdoły też. Miała nadzieje, że za pochłaniacz magii, który wyglądał jak zwyczajny pierścionek, nie idzie się do więzienia. Nie chciała mieć żadnego do czynienia z dementorami? W swoim krótkim życiu jeszcze żadnego nie poznała, ale wydawało się to naprawdę strasznym przeżyciem. Zresztą ciasne zimne cele i ten chłód — takie było jej wyobrażenie odnośnie miejsc, gdzie trzyma się złych ludzi. Przy tym psychiatryk to nic! - Szczerze nigdy nie byłam w Dziale Ksiąg Zakazanych. To będzie dreszczyk emocji. - Zaśmiała się, całkowicie nieprzekonana do tego pomysłu. - W ogóle do tego działu, żeby się dostać, to nawet ukończenie szkoły nie pomoże. Nie słyszałam, żeby ktokolwiek wszedł tam za pozwoleniem, ale ja mało co słyszę. - Powiedziała to z lekką kpiną dotyczącą swojej osoby. Zawsze starała się trzymać dystans i mieć to poczucie humoru; nie zawsze jej to wychodziło. - No wiele jest... - Zaczęła zastanawiać się nad mugolskimi, ciekawymi rzeczami. Znała niemagicznych. Nie jakoś bardzo, ale wiedziała i widziała większość podstawowych rzeczy. Zresztą jej rodzina miała w sobie sporo mugolskiej krwi. W końcu była półkrwi. - Telewizory, komputery, czy telefony... - Luna głównie interesowała się technologicznymi nowinkami. - Ci mugole to naprawdę mają pomysły. - Czasami wydawało się jej, że czarodzieje mimo magii są bardzo, ale to bardzo zacofani. Jakby byli nadal w średniowieczu. - Niestety te wynalazki nie działają razem z magią. W sensie na przykład na terenie Hogwartu nie włączyłyby się... - I to było naprawdę bardzo, bardzo przykre. - Głównie słucham tej niemagicznej. - Starała się przypomnieć dźwięki z grającego pudełka, które niósł jakiś chłopak, ale za nic nie mogła. Nie miała czegoś takiego jak słuch absolutny czy coś... - Poszłabym na koncert zespołu Wilcze Głowy. - Chciałaby zobaczyć tych czarodziejów z łbami wilków, na pewno czułaby się jak wśród swoich. Powinna pójść w trakcie pełni. Nikt na pewno by nie uciekł, gdyby ją zobaczył. Miałaby świetną charakteryzację. - Melancholie mówisz... Chyba cierpimy na to samo. Myślisz, że to zaraźliwe? - Szturchnęła Sophie i pobiegła przez ten czarny popiół, który wzbił się górę; i tak miała już dłonie brudne, włosy pokryte lekkim odcieniem szarości. Można było pozwolić sobie na więcej.
Szczerze mówiąc Sophie również nie wykazywała szczególnego zainteresowania czarną magią. Niektórzy boją się zagłębiać w ten temat, niektórzy gardzą czarną magią, niektórzy uważają, że to niebezpieczne i nie warto się tym zajmować, a Sophie... zwyczajnie to nie interesowało. Tak po prostu. Nigdy nie natrafiła na nic, co zwróciło jej uwagę w obrębie czarnej magii, po prostu nie zajmowała sobie tym myśli. Teraz jednak wykazywała jakąś dziwną ciekawość, jeśli chodzi o tajemniczy przedmiot. Może dlatego, że zobaczyła go na własne oczy? Podejrzewała jednak, że gdy tylko dowie się, jak ten pierścień działa to porzuci zainteresowanie nim. Będzie bogatsza o wiedzę na jego temat, ale prawdopodobnie nie chciałaby go używać. Chyba, że miałaby w tym jakiś cel. - Ja też nie - przyznała, mając na myśli odwiedziny w Dziale Ksiąg Zakazanych. - Zobaczymy, może znajdziemy coś w książkach ogólnodostępnych. Jeśli nie to nie zaszkodzi zapytać o pozwolenie czy coś. - Wzruszyła lekko ramionami, bo jak do pomysłu pójścia do tego działu była raczej przekonana, tak do pytania o pozwolenie mniej. Podejrzewała, że trzeba mieć raczej porządny powód, aby dostać zgodę na buszowanie w zakazanych książkach. Nie wiedziała, czy chęć zdobycia wiedzy na temat pewnego magicznego przedmiotu będzie wystarczająca. Zaraz mogą zacząć się pytania dlaczego je to interesuje, a na to nie miała ochoty odpowiadać. Chyba, że wciskałyby kit typu "a gdzieś usłyszałam". No dobrze, pomyślą nad tym później. - W sumie - dodała jeszcze - ja uczę się w Hogwarcie od września, ty od pierwszej klasy. Nigdy nie ciągnęło cię do wejścia do Działu Ksiąg Zakazanych? - zapytała szczerze zainteresowana. Przez te kilka miesięcy zdążyła się już dowiedzieć, że pierwszoroczni niemal szeptem wypowiadają nazwę tej części biblioteki i bardzo ich ciekawi jakie książki się tam znajdują. Przy każdym ich kroku w górę wzbijały sie małe obłoczki czarnego pyłu. Dobrze, że założyła wygodne i ciemne buty, nie było jej więc szkoda, kiedy drobinki pyłu osiadały na obuwiu. Komputery, telewizory, telefony... Oczywiście nazwy te zdążyła już wielokrotnie usłyszeć. Zdaje się, że to najczęściej używane przez niemagów urządzenia. Osobiście lubiła świat magiczny, ale niechętnie musiałaby zgodzić się z Luną, że niemagowie - pomimo braku magii - rozwijają się jakoś szybciej. Ich technologia posunęła się w ciągu wielu lat o wiele bardziej niż ta magiczna. Może właśnie dlatego, że próbują ułatwić sobie życie, nie mając magii? - Rzeczywiście - przyznała. - Właściwie to szkoda, ciekawie byłoby używać i magii, i niemagicznych urządzeń, nie sądzisz? Nasze życie stałoby się prawdopodobnie dużo bogatsze. Choć trzeba przyznać, że mi aktualnie raczej nic nie brakuje - dodała, czując się w obowiązku trochę obronić magiczny świat. - Wilcze głowy? - zapytała, marszcząc lekko brwi. - Ach! - pacnęła się dłonią w czoło. - Już wiem, choć ich muzyki raczej nie słucham. Jednak nie moje klimaty. Jeżeli chodzi o koncerty to nigdy nie byłam - przyznała. - Raczej nie lubię takich tłumów. Nie potrafiła sobie nawet wyobrazić siebie na koncercie. Tłum obcych ludzi trącających ją z każdej strony przez kilka godzin. No, nie. - Zdecydowanie tak - zaśmiała się krótko. - Wystarczy posłuchać The Nightcall i melancholia murowana. Dmuchnęła przed siebie i zaczęła machać sobie przed twarzą dłonią, kiedy Luna ruszyła biegiem przed siebie, wzbijając tumany czarnego kurzu. Jej wyraziście rude włosy zrobiły się nagle nieco przygaszone. - Hej! Nie prosiłam o zmianę koloru włosów! - krzyknęła za Luną. - Zaraz zrobię z ciebie brunetkę! - postraszyła ją, przyspieszając kroku. Sama się sobie dziwiła, że czuje się w towarzystwie Luny bardzo swobodnie. Może dlatego, że żadna nie musiała udawać kogoś kim nie jest? Mogły być sobą i obu to zupełnie nie przeszkadzało.
Luna A. Shercliffe
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 1.72 m
C. szczególne : włosy farbowane na blond, ugryzienie po zębach wilkołaka na lewym barku, dość spore blizny, wychudzona, blada, milcząca,
Zatrzymała się, wpatrując się we włosy Sophie. Zrobiła poważną minę. - Ale ja jestem brunetką... - Urwała. - No byłam. - Powinnaś zobaczyć, jak wyglądam w ciemniejszych włosach. Dość dziwnie. Tak czarnomagicznie. - Zaśmiała się. Ach, ta czarna magia jeszcze ktoś usłyszy, że gadają o tym na prawo i lewo; zamkną obie w Azkabanie. Chociaż nie powinni zamykać za rozmowy o czarnomagicznych włosach, no nie? Bardziej interesowała się mugolami niż czarną magią. Na pewno Salazar Slytherin nie pochwalałby tego. Skończyłaby jak jakaś szlama. Zresztą kto teraz na to zwracał uwagę. Ciężko było obecnie o ludzi, którzy gardzą jawnie dziećmi mugolów z magicznym talentem. Słowo szlama to jakiż przeżytek. Brzmi jak dobra nazwa dla cukierków albo lizaka. Czarnoksięstwo na pewno może i mogło być ciekawe. Zakazane księgi, ale po co w to się pakować? Szkodzenie innym, sprawianie bólu tylko do tego była zdolna czarna magia. Chociaż Shercliffe zastanawiała się nad jedną rzeczą, czy mogłaby za pomocą tej zakazanej sztuki uzyskać bogactwo i sławę. Nie były może to jakieś pragnienia godne uznania, raczej to ego przez nią przemawiało. Luna po prostu chciała wiedzieć, na czym stoi, a pieniądze w tych czasach to ułatwiały. Co do sławy, nigdy się to tego nie garnęła. Bardziej chciała, aby ludzie ją podziwiali, aby w innych budził się szacunek wobec jej skromnej osoby. Nie pragnęła tego jawnie. Zapewne była też popsuta jak jej matka i brat, którego nie widziała, od bardzo, bardzo dawna. Mroczne tajemnice tkwił w jej umyśle, sercu i duszy, jeszcze nie do końca przebudzone. Wiedziała jedno, że jeśli będzie bardzo pragnęła i dążyła do tego z całych sił, wszystko stanie się możliwe. Obawiała się zatracenia w swojej mrocznej osobowości, chciwości i żądzy władzy. Obecnie nie dotyczyło ją to i oby trwał ten stan jak najdłużej. - Nie. - Odpowiedziała szybko, może za szybko. - Wiem to dziwne, ale prędzej weszłabym do mugolskich ksiąg zakazanych. - Czarna magia kojarzyła się ślizgonce tylko z jednym z czynieniem zła, a na tym nikt jeszcze dobrze nie wyszedł. Może do czasu, ale zawsze Ci ludzie kończyli marnie. To chyba była tak zwana karma. - Mi tam zawsze czegoś brakuje. - Szepnęła raczej do siebie niż do Sophie. Magia i technologia mugolska razem to byłoby coś niesamowitego czy raczej skomplikowanego. - Ja też nie lubię tłumów, ale Wilcze Głowy już tak. Nie chciałabyś tego zobaczyć na żywo? Kolesia z wilczą głową? Widziałaś może kiedyś jakiegoś wilkołaka?- Nawiązała do tematu, ciekaw co na to Moore. Ona również czuła się przy Sophie swobodnie. Czasami to napełniało ją dziwnym lękiem. Bała się kolejnego odrzucenia. Jednak mimo strachu, zawsze szła do przodu. Wiedziała, że kiedyś ją to zgubi, że w końcu nie uda jej się podnieść i nie będzie nikogo, kto ją podniesie.
Marjorie wyrwała się z domków po to, by w ogóle tam nie siedzieć. Wiedziała, że tam nic ją nie czeka, a liczyła na coś ciekawszego niż patrzenie w martwy punkt w drewnianym domku, a wszyscy wokół wędrowali jakby obłąkani. Raczej po prostu korzystali z tego, że są poza domem. Wkrótce potem trafiła na ciekawy krater wulkaniczny, który zdawał się z góry na potężny i wprawdzie piękny jak opisują. U boku @Lucia S. Ritcher zaczęła wchodzić na wysokie schody prowadzące ku górze. Podciągnęła nos, wiatr zdawał się być niemiłosierny dla nich obu, co więcej Marjorie dreptała nad wyraz szybko, bowiem liczyła, że z bliska przyglądnie się kraterowi. Błądząc między mugolami, dziewczyna skrzywiła usta. Niczego się nie bała, raczej zaczęła się irytować zważywszy na pojawienie się licznej grupy mugoli, którzy byli na wycieczce szkolnej. Miała wrażenie, że wytrąci ich wszystkich, przepychając się łokciami, jakby była diwą, której w sobie nigdy nie lubiła. Każdy chciałby być pierwszy. Spojrzała na Lucię i liczyła, że dziewczyna coś powie, że ją wesprze. Chociażby po to, aby poczuła się lepiej. Na samą myśl o tym, że zostało sporo schodów, a ludzi było od groma, toteż potrzebowała siły, która ją napędzi. Marjorie spędzając samotnie czas, cieszyła się z ciszy i spokoju. Potem zaczęła się nudzić i desperacko potrzebowała czegoś co ją ruszy. Towarzystwo Lucii wydawało się odpowiednie, zważywszy, że obie bardzo się lubiły; darzyły się zaufaniem, sympatią, a nawet Lucia mówiła do niej Rie i w dodatku z niemieckim akcentem. Chociaż ona trzymała ją jeszcze przy życiu. Sądziła, że mało ludzi przyjeżdża na Islandię z powodu klimatu, a tu proszę! Zgromadzony tłum wokół krateru uniemożliwił Marjorie piękniejszego widoku niż mogłoby się spodziewać. Imponujący widok sprzed paru chwil miał się nijak do tego co ją spotkało na górze. Warknęła i spojrzała na Lucię. Chwyciła ją za rękę i pociągnęła na drugi koniec, gdzie mogły stanąć dalej, ale choć przez chwilę napatrzeć się na to miejsce, bo być może nie będzie już drugiej takiej szansy. ─ Ale nam się trafiło... ─ burknęła pod nosem. ─ Jakby mugole nie mogliby pojechać tam gdzie jest ciepło. Wywróciła oczami akcentując politowanie jakim darzyła szkolną wycieczkę. Cynizm narastał w jej tonie z każdym słowem.