Choć pozornie organizatorzy wyjazdu postawili na klasykę wybierając pensjonat, to trudno ukryć, że w tym miejscu wszystko jest wyjątkowe! Wystrój pokoi łączy ze sobą przywiązanie do meksykańskiego folkloru oraz wyjątkowe zamiłowanie do sztuki. Na uczniów i opiekunów czekają bardzo kolorowe, przestronne pokoje z niezliczoną ilością unikalnych dekoracji - bądźcie jednak ostrożni, bo pomieszczenia są wprost naszpikowane magią! Nie zdziwcie się, gdy któregoś dnia pokój ujawni jedną ze skrywanych niespodzianek. W zależności od położenia, sypialnia ma widok na ogrody lub basen. Każdy pokój jest wyposażony w magiczne szafy, które z pewnością pomieszczą wszystkie bagaże, oraz łoże małżeńskie i cztery łóżka pojedyncze. Miejmy nadzieję, że ten rozkład łóżek nie będzie źródłem zbyt wielu konfliktów. Wypoczynek w tak wyjątkowym miejscu musi być udany!
Zapewne, gdyby wiedziała o konsekwencjach – nie zrobiłaby tego; nawet pod urokiem amortencji wydawała się kojarzyć fakty, które mogłyby mieć destrukcyjny wpływ na nią samą, jednak – nie myślała o tym. Niesiona emocjami, zachęcona słodkim brzmieniem głosu Bridget, poddała się feerii uczuć, które powolutku zmuszały jej ciało do ustępowania pasji, jaka wstępowała pod membranę skóry, delikatnie drażniąc kręte ścieżki żył wypełnione niemym pożądaniem. To nie znalazło miejsca nigdy wcześniej ulokowanego pod adresem Hudson, owszem – istniała w jej efemerycznej egzystencji pewna dziewczyna, do której Marceline myślami wracała nazbyt często. To ona była wyjaśnieniem większości obaw zakorzenionych w umyśle Francuzki, ale – przyjaciółka, z którą łączyły ją szczere rozmowy? Nie, to było jedynie iluzoryczną incepcją, która nie miała prawa bytu. Szept wypowiadanego imienia rudowłosej sprawił, że na moment pod sklepieniem czaszki krukonki zaczęły tłoczyć się dziwnego rodzaju wątpliwości, zaś serce powoli zaczynało ustępować gwałtownemu pędowi. Oddech spłycił się, zaś źrenice rozszerzyły do granic możliwości, gdy to drobne dłonie wyczuwały nietypowe zarysowania linii innego ciała. Wargi momentalnie odsunęły się od kobiecej piersi, natomiast w podświadomości pojawiał się scenariusz bezwzględnego zagubienia w podsycanych absurdalnymi wyznaniami wizji. Jak to możliwe? - Ja… – jęknęła cicho, gdy błękitne tęczówki otaksowały sylwetkę Bri, a zaraz potem odsunęła się z gwałtownością w tył. Sięgnęła po swoją koszulę, którą narzuciła na wątłe ramiona i odwróciła się plecami do puchonki, która ten jeden raz wydawała się bardziej obca niż kiedykolwiek wcześniej. Holmes próbowała poukładać w głowie wszystko, lecz żadne logiczne wytłumaczenie nie świtało na horyzoncie emocjonalnej brei, w którą wpadła raz jeszcze. Jak to możliwe? - Przepraszam, ja… – wyszeptała bez przekonania, nadal nie patrząc na Bridget. - Nie chciałam… – bo tak było – nie kłamała. Czasu nie mogła cofnąć, tym samym wiedziała, że coś co skrywała zbyt długo, ponownie ujrzało światło dzienne, czego wcale nie chciała; pragnęła jedynie utrzymać kolejne enigmy w zwojach onirycznego pudła, tak by nie stać się ponownie pośmiewiskiem, ale – stało się, było za późno.
Bridget Hudson
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167cm
C. szczególne : nieodparty urok osobisty, łabędzia szyja
Bridget przestała rozumieć to, co się z nią działo. Dotyk cudzych warg na jej piersi tak bardzo jej się podobał, a nagle jakby zupełnie przestała czerpać z niego przyjemność. Choć oczami patrzyła w piegowatą twarz Marceline, zdawała się jej jeszcze nie widzieć. Zmarszczyła brwi w zdumieniu, układając pod kopułą czaszki wszystkie puzzle, aż mając przed sobą cały obraz otworzyła usta w niemym okrzyku, gwałtownie nabierając powietrza w płuca. Rudowłosa odskoczyła od niej w ułamku sekundy, lecz Bridget jeszcze przez dobre dwie czy trzy sekundy nie była w stanie wykonać żadnego ruchu. Była po prostu w szoku. Nigdy nie myślała o Marcelinie w takim kontekście, nie patrzyła na nią jak na potencjalną kochankę. Była dla niej przyjaciółką, na której bardzo jej zależało, owszem, jednak nie było wśród tych uczuć... Pożądania. A mimo tego nie potrafiła przypomnieć sobie, by mówiła "nie", by chciała, żeby to się skończyło - poza tą jedną chwilą, gdy się "ocknęła". Czyżby padły ofiarą jakiegoś uroku? W pierwszej chwili po prostu zawinęła się w pościel, na której leżała, patrząc w milczeniu na równie zdruzgotaną Marcelinę ubierającą bluzkę. - Marce... - zaczęła, ale nie wiedziała, co miałaby powiedzieć. Miała wrażenie, że jej ciało płonie wstydem samego faktu odsłonięcia się przed oczami dziewczyny, a w głowie jej trochę szumiało, zarówno z nerwów jak i natłoku myśli. - Nic się nie stało - odparła słabo, również bez większego przekonania w głosie. Nie wiedziała, co w praktyce się stało. Nie potrafiła w tej sytuacji, w tym położeniu, akurat teraz zastanowić się, czy to aby na pewno nie było coś? Odwróciła zawstydzony wzrok od postaci Krukonki, mimo iż ta na nią nawet nie patrzyła, po czym zaczęła rozglądać się za swoimi rzeczami. Najbliżej była koszulka, po którą sięgnęła, wyciągając rękę zza pierzyny.
Nie wierzyła, że to mogło faktycznie się wydarzyć. Wydawało jej się, że jest to tylko iluzorycznym snem, w którym posunęła się zbyt daleko, jednak – wszystkie przesłanki podkreślały, jak gdyby autentyczną dobitność sceny sprzed chwili. Chciała ufać swojemu przeczuciu, a zarazem poddać pełnej destrukcji czyny, których wagi nie dopuszczała do podświadomości, z każdą sekundą zamykając się w kokonie bezpieczeństwa, absurdalnie tłamszącego jej drobną, kruchą postać. Tkwiła zakleszczona w jednym miejscu, bez ruchu, drżąc od natłoku myśli, które rozbijały się pod sklepieniem jej czaszki. Lawirowała na pograniczu trzeźwości, nieustannie cofając się wstecz, by odnaleźć słowo prawdy w mętliku nagromadzonych sentencji. Słyszała szmer za plecami, tak skutecznie przytłaczający w swej prostocie, jakby stanowiło to dostateczne potwierdzenie zakorzenionych lęków, które okazywały się jaśniejsze od mieniących się nocą srebrzystych gwiazd. Serce Marceline podeszło jej do gardła, po czym niewiele myśląc kątem oka spojrzała na Bridget, by ta nie dostrzegła malującego się na oszronionym piegami licu smutku i wyszeptała ponowne, ledwie słyszalne p r z e p r a s z a m. Nie myśląc zbyt wiele, sięgnęła po leżącą na podłodze torebkę i czym prędzej opuściła pokój, kierując się tylko w sobie znanym kierunku.
/zt M.
Bridget Hudson
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167cm
C. szczególne : nieodparty urok osobisty, łabędzia szyja
Bridget odczuwała wyłącznie szok. Jej mała główka nie potrafiła przyswoić tych wszystkich informacji naraz. Nie wiedziała, dlaczego doszło do zaistniałej sytuacji, a bardzo chciałaby. Nie czuła się z nią źle - może jedynie nieswojo, ponieważ zaskoczenie wzięło górę w wydarzeniach między dziewczynami, a Bridget, pozbawiona ubrań, nie miała również zasłony dla własnego wstydu. Skrycie się za kołdrą było pierwszym odruchem, choć przecież nie miała się już przed czym kryć - ewentualnie przed przypadkowym przechodniem chcącym zagadać do kogoś z ich pokoju. Nie wiedziała, co mogłaby powiedzieć - z postawy Marceliny też nie umiała wiele odczytać. Jej myśli biegły w przeróżnych kierunkach, przez co bardzo dużo czasu zajmowały jej te najprostsze czynności. Choć koszulka znajdowała się na dobrej stronie, znalezienie otworu na głowę graniczyło z cudem. Zdawało jej się, że została dodatkowo spowolniona - z kolei Krukonka w jednej chwili wystrzeliła z miejsca, kierując swoje kroki w stronę wyjścia z pokoju. Bridget patrzyła na nią po prostu nie rozumiejąc. Za późno wypowiedziała jej imię, chcąc ją zatrzymać, ręką spóźniła się, by chwycić jej ramię. Na szczęście szybko zdała sobie sprawę, że wybiegnięcie teraz z pokoju było słabym rozwiązaniem przez wzgląd na braki w garderobie. Westchnęła ciężko, skrywając twarz w dłoniach. Z pewnością padły ofiarą jakiegoś żartu, jakiegoś zakłócenia - a jednak w tym wszystkim nie odczuwała złości. Było to dla niej z pewnością nowe doświadczenie i choć może wolałaby być w nim samoświadoma i trzeźwo myśląca, w gruncie rzeczy jedyne, czego żałowała, to nagłego wybiegnięcia Marceliny. Martwił ją strach w jej oczach, choć w jej własnych pewnie czaił się podobny, gdy urok stracił swoją moc. Będą musiały o tym porozmawiać, koniecznie. Bridget chyba by sobie nie wybaczyła, gdyby rzecz tak niezależna od nich rozdzieliła je permanentnie. Powinny jednak dać sobie trochę czasu, by emocje opadły, by umysł nabrał dystansu. Bridget ponownie westchnęła, po czym zaczęła nieco szybciej kolekcjonować swoje rzeczy i odziewać ciało.