Budynek ten jest ulokowany na obrzeżach Londynu, przez co panuje tutaj zdecydowanie większy spokój niż w innych częściach tego olbrzymiego miasta. Jest to siedziba Londyńskiego Magic Radia. Jak się można domyślić jego nazwa wcale nie jest przypadkowa, przez co jego sygnał dociera nawet do odbiorników czarodziei.
Pracę jako asystentka w stacji radiowej "magic radio” nie dostała tak dawno temu i może to dlatego tak bardzo ją cieszyło tak wiele rzeczy, a właściwie nic takiego ciężkiego nie miała do roboty. Ba! Uważała swoją pracę za wyjątkowo łatwą i chciałaby nadal tutaj pracować po ukończeniu studiów. Może zrobi staż i podejmie pracę jako spiker? Kto to wie? Jednak dużo na to wskazywało, zwłaszcza że ostatnio dostała nawet podwyżkę. Brat bliźniak nieźle się ucieszył na tę wieść, zawsze ją wspierał w takich rzeczach. Dobrzy jednak było mieć takiego brata, jakim był Żenia. Może i nie zawsze było między nimi kolorowo, ale od małego rodzina była dla nich najważniejsza. Jakie były jej obowiązki w pracy? Zazwyczaj dzień zaczynała od przyrządzenia kawy nie tylko tym, którzy pracowali tutaj w radiu, ale i tym, którzy wybierali się w teren. Dużo kawy to podstawa. Tego też nauczyła się w pierwszym dniu pracy. Następnie zazwyczaj szła do studia, gdzie segregowała kartki według odpowiednich na dany dzień tematów, czasami nawet przerzucała muzykę, dodawała nawet kawałki. Mogła się obijać, ale jak była praca to jak najszybciej należało ją wykonać. Mało tego- mogła sobie nawet czasami pożartować ze speakerami, którzy próbowali rozśmieszyć widownię. Szczerze to ich podziwiała. Przez tyle lat w Anglii zdążyła sobie wyrobić akcent, mówiła wyraźnie, ale czasami się obawiała, że nie wiedziała co powiedzieć, mimo że nieźle sobie radziła pod presją czasu. A co jeśli by ją zatkało i zapadłaby niezręczna cisza? Nie mogli mieć zapięte wszystko na ostatni guzik, prawda? Widzowie czasami byli naprawdę nieobliczalni. Jednak kiedy pewnego razu ich o to spytała, to tylko lekko się śmiali i mówili ze stoickim spokojem, że to lata wprawy i że powinna wyluzować i tak też zrobiła. Może akurat tego uczą na stażu? Kto wie? A jak powinna ubierać się do pracy? Co prawda zazwyczaj nikt jej nie widział to i tak zakładała na siebie ubrania odpowiednie do studia. Żadnych wyzywających strojów. Brak głębokich dekoltów ani krótkich spódniczek. Takie stroje mogła sobie zostawić w Hogwartcie na odpowiednie sytuacje, a i tak zazwyczaj paradowała w nich po zajęciach, podrywając chłopców. Jednak nie tym razem. Tutaj obiecała sobie, że będzie się pilnować. Nie chciała przecież stracić pracy, którą tak bardzo kochała, prawda? Może dotarło do niej, że chce tu pracować dużo późno, ale starała się. Każdego dnia to była dla niej nowa przygoda. A jak jej szło z edycją tekstu, o którą ją proszono? Nigdy nie miała z tym żadnego problemu. Może i brat bliźniak czasami odrabiał za nią zadania domowe, ale to ona zawsze była tą lepszą, jeśli chodziło o ortografię czy gramatykę. A jak sobie radziła z zajęciami w szkole, skoro tyle czasu poświęcała pracy? Na szczęście nie kolidowało to ze sobą i mogła się poświęcić jednemu i drugiemu. Oczywiście wolałaby już zakończyć edukację i zacząć na dobre pracować, ale wiedziała, że studia są bardzo ważnym etapem życia i należało je ukończyć, bo przecież co powiedziałaby rodzicom? Że rzuciła edukację na rzecz pracy w radiu? Wariactwo. Wszystko miało swój czas. Nawet życie dorosłego człowieka.
Oferta z londyńskiego Magic Radio - co za oryginalna nazwa! - przyszła niespodziewanie, razem z sową z Prorokiem Porannym. Niepozorna koperta, pieczęć z wybitą weń nutką oraz zaproszenie na krótki wywiad w popołudniowym programie pod tytułem Łowcy szkolnych talentów i zaprezentowanie swoich umiejętności na antenie - wszystko to w zamian za garść galeonów, która równa była zwykłemu comiesięcznemu urobkowi panny Kanoe z jej występów. Pozostało jedynie stawić się na miejscu i zgłosić się w rozgłośni, gdzie na Yuu czekała już kobieta z całą gamą eliksirów i roztworów - nawet tak prostych jak ciepła woda z solą - mających przeczyścić gardło i sprawić, by głos Puchonki był w mikrofonie krystalicznie czysty.
Napisz proszę co ze sobą wzięłaś. Pytania proszę kierować do @Darren Shaw (jak odpiszesz to ładnie proszę mnie też oznaczyć).
______________________
Yuuko Kanoe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 166cm
C. szczególne : azjatycka uroda, zawsze na nadgarstku ma bransoletkę z wiecznych fiołków i drugą czarno-żółtą z zawieszką borsuka
Z pewnością ucieszyło ją zaproszenie do Magic Radio, które było chyba najpopularniejszą czarodziejską rozgłośnią radiową w Wielkiej Brytanii. I choć teoretycznie nie było to nic wielkiego to jednak czuła pewną presję. W końcu miała przed sobą występ na żywo w nieznanych warunkach. Nie miała pojęcia też jak będzie przebiegać jej interakcja z osobą prowadzącą program. Ufała jednak, że wszystko przebiegnie tak jak powinno, a całość będzie przygotowana naprawdę profesjonalnie tak jak można byłoby się tego spodziewać. Pojawiła się w budynku stacji krótko przed wyznaczonym czasem. Skontrolowała jeszcze w posiadanym zwierciadełku czy na pewno dobrała odpowiednio makijaż do wybranej tego ranka dosyć skromnej acz eleganckiej kreacji, a następnie wrzuciła je do skromnej torebki. Dopiero wtedy przeszła przez drzwi w towarzystwie Tanaki, zaufanego skrzata domowego, który niósł ze sobą futerał zawierający skrzypce. Sama Kanoe miała przewieszony na plecach pokrowiec zawierający gitarę różdżkową, która nie chciała dodatkowo obciążać swojego pomocnika. Zgodnie z otrzymanymi instrukcjami skierowała się do odpowiedniego pomieszczenia, gdzie czekała już na nią jedna z pracownic radia. Yuuko przywołała na swoje usta jeden z łagodnych i przyjaznych uśmiechów, gdy podeszła do niej bliżej, aby się przywitać i spytać gdzie mogłaby odłożyć przyniesiony ekwipunek.
Ekwipunek: gitara różdżkowa, samostrojące się skrzypce, zwierciadełko oraz towarzyszący jej skrzat @Darren Shaw
Do Puchonki od razu praktycznie podbiegła kobieta, obok której frunął zwój pergaminu z wypisanymi nań kolejnymi godzinami różnych audycji oraz wymalowanymi ustami, które co chwila przypominały o tym, że za pięć... już cztery minuty na antenę wchodzi półgodzinny program poświęcony pamięci Christoffa Tailora, którego niedawna śmierć, wydawać by się mogło, wywarła na czarodziejskie społeczeństwo Wielkiej Brytanii większy wpływ niż zeszłoroczny zamach na samego Ministra Magii - co samo w sobie wiele mówiło o wpływie szeroko pojętej sztuki na życie człowieka. Dziewczyna została zaprowadzona do niewielkiego pomieszczenia socjalno-poczekalnianego. Z oczywistych względów, kosmetyczka w radiu potrzebna nie była - tutaj Yuuko mogła jednak zostawić swoje rzeczy, napić się herbaty, a przede wszystkim, na prośbę zabieganej kobiety, spisać parę pytań o które Kanoe chciałaby zostać zapytana - dla Magic Radio ważna była płynność rozmowy i to, by dziewczyna w poruszanych tematach czuła się względnie pewnie.
______________________
Yuuko Kanoe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 166cm
C. szczególne : azjatycka uroda, zawsze na nadgarstku ma bransoletkę z wiecznych fiołków i drugą czarno-żółtą z zawieszką borsuka
Zdecydowanie śmierć Christoffa Tailora odbiła się głośno w czarodziejskim świecie. Nie dało się zaprzeczyć temu, że był wybitnym artystą i choć należał do wokalistów starej daty to także młodzi czarodzieje bawili się wyśmienicie przy brzmieniu jego piosenek. Kanoe zgodnie ze wskazówkami rozsiadła się w pomieszczeniu socjalnym, gdzie mogła się na spokojnie przygotować do wejścia na żywo i wypić gorącą herbatę. Jeśli zaś chodziło o sam wywiad to tak naprawdę nie miała większych zastrzeżeń do tego jakie pytania miałyby jej być zadawane. Na pewno wolała jednak, aby głównie były one związane z jej karierą i twórczością choć nie miała też nic przeciwko pytaniom, które również odnosiły się do nieco bardziej osobistych tematów jak jej życie codzienne lub pochodzenie czy kultura. Właściwie jedynym czego sobie nie życzyła były pytania zbyt osobiste i w zasadzie intymne odnoszące się do sfery jej życia uczuciowego. Zwłaszcza jeśli były dosyć szczegółowe. Oprócz tego raczej nie miała problemu z czymkolwiek innym.
Minęło kilkanaście minut spędzonych w pomieszczeniu, gdzie Yuu towarzyszyły jedynie dźwięki osób przechodzących korytarzami oraz skrzypiącego nieco gramofonu, na którym kręciła się płyta z niezbyt porywającą muzyką salonową - typową do puszczania po prostu w tle dla złamania ciszy. Puchonkę odwiedziła w tym czasie jeszcze raz kobieta, która przywitała ją wcześniej, przynosząc jej aromatyczną herbatę oraz odbierając od dziewczyny wskazówki dotyczące wywiadu. Minęło jeszcze kilka minut - Yuu, jeśli chciała, mogła oczywiście uruchomić radiowy odbiornik znajdujący się obok, by posłuchać audycji Magic Radio dotyczącej zmarłego niedawno artysty. W końcu, jakieś dziesięć minut przed 'wejściem na antenę' jej przewodniczka wróciła do Kanoe - Puchonka mogła przysiąc, że godziny różnych programów na jej pergaminie były teraz zupełnie inne - i spytała: - Gotowa?
______________________
Yuuko Kanoe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 166cm
C. szczególne : azjatycka uroda, zawsze na nadgarstku ma bransoletkę z wiecznych fiołków i drugą czarno-żółtą z zawieszką borsuka
Czekała cierpliwie na swoją kolej w międzyczasie upewniając się czy aby na pewno wszystko znajduje się na swoim miejscu i jest przygotowane jak trzeba. Yuuko była perfekcjonistką i dlatego często trudno było jej się powstrzymać od chociażby takich akcji jak upewnianie się czy na pewno jej skrzypce są dobrze nastrojone choć już w samej ich nazwie zawierało się słowo 'samostrojące', które świadczyło o tym, że nie powinna się przejmować przynajmniej tym. Sprawdziła także czy na pewno gitara jest przygotowana do gry, umieściła już nawet w niej własną różdżkę, aby potem nie musieć się tym przejmować i oczekiwała na to, aż w końcu zostanie wywołana. W międzyczasie w cicho nastawionym odbiorniku, wysłuchiwała tego jaki aktualnie program znajduje się na antenie, starając się orientować w całym tym rozkładzie. - Tak. Jestem gotowa - potwierdziła jeszcze, podnosząc się z miejsca, gdy w końcu dobrze jej już znana kobieta zjawiła się w pomieszczeniu. Nie było co zwlekać, jeśli ma już wejść na antenę to zdecydowanie zdążyła się do tego psychicznie przygotować.
Kobieta poprowadziła Yuuko korytarzami budynku radia, opowiadając jej dość lekkie historie na temat pracy w rozgłośni czy przeprowadzania wywiadów na miejscu albo w terenie. Dodała nawet, że byłaby zainteresowana przeprowadzeniem serii wywiadów z co ciekawszymi personami w samej hogwarckiej szkole - od dyrektora, przez ciało pedagogiczne, na studentach i uczniach skończywszy. Parę chwil później doprowadziła jednak Kanoe do pomieszczenia, w którym miała udzielić wywiadu - na żywo oczywiście - po czym oddała ją w ręce spikera, zapowiadającego właśnie krótką przerwę na reklamy. Rozmowa, która nastąpiła parę chwil później, polegała głównie oczywiście na zadawaniu przez mężczyznę serii pytań - poczynając od dzielenia zajmowania się muzyką z nauką oraz obowiązkami prefekta Hufflepuffu, ulubionych artystów, którzy na Yuu mieli największy wpływ, różnice pomiędzy podejściem do muzyki pomiędzy Wielką Brytanią oraz Japonią i gatunek, w którym Kanoe czuła się najlepiej - Puchonce zaś pozostało na te pytania po prostu odpowiadać.
______________________
Yuuko Kanoe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 166cm
C. szczególne : azjatycka uroda, zawsze na nadgarstku ma bransoletkę z wiecznych fiołków i drugą czarno-żółtą z zawieszką borsuka
Wysłuchiwała uważnie tego, co miała jej do powiedzenia kobieta jedynie co chwilę wydając z siebie ciche pomruki mające mieć na celu potwierdzenie, że istotnie słucha tego, co ta ma jej do przekazania. Nie chciała jej przerywać. Jedynie kiedy wyczuwała dłuższą pauzę w jej wypowiedzi, wtrącała od siebie subtelne pytanie, które było związane z niedawno podjętym tematem. Uśmiechnęła się już od samego wejścia do pomieszczenia, aby po chwili przywitać się z mężczyzną, który zapowiedział wywiad, który miał się odbyć po krótkiej przerwie na reklamy. Dopiero po paru chwilach mogła właściwie przedstawić się słuchaczom oraz zacząć odpowiadać na zadawane jej pytania. Nie chciała się zbytnio rozwodzić nad pewnymi kwestiami, ale równocześnie nie zamierzała też udzielać lakonicznych odpowiedzi. Opowiedziała mniej więcej jak wygląda w jej wypadku godzenie obowiązków szkolnych z rozwijającą się prężnie karierą, a następnie zaczęła pokrótce charakteryzować swoich ulubionych wykonawców. Wspomniała przy tym o szale jaki kiedyś robiły za granicą Felix Felicis oraz miała okazję do tego, by chociaż delikatnie przybliżyć brytyjskim słuchaczom sylwetki wybitnych według niej azjatyckich artystów. Starała się także rozwinąć jakoś lepiej swoją wypowiedź na temat tego w jakiej muzyce czuje się najlepiej, podkreślając jednak, że jest skłonna do tego, aby zacząć też nieco eksperymentować z gatunkami. Poświęciła też chwilę, aby mniej więcej porównać to jak traktuje się artystów zarówno w Wielkiej Brytanii jak i Japonii oraz to jak zachowują się fani i jak wygląda mniej więcej kariera w obu krajach. Choć oczywiście zbyt wielkiego doświadczenia na japońskim rynku nie mogła zdobyć.
Puchonka musiała przyznać, że przeprowadzający wywiad mężczyzna - choć widocznie powstrzymywał się od zadania jakiegoś pikantniejszego pytania, w końcu burzliwe życie miłosne bardzo często szło ręka w rękę z byciem artystą czy, przede wszystkim, studiami i młodością. Ostatecznie jednak rozmowa minęła w dość przyjemnej atmosferze - zakończyła się zaś oczywiście zapowiedzią krótkiego występu Yuu... zaraz po przerwie na reklamy. Mając w uszach brzęczący głos reklamujący promocję na napar z tykwobulwy w jednym ze sklepów Magic Trade Centre i gratulacje po niezłym zaprezentowaniu się słuchaczom, Kanoe zaprowadzona została do pomieszczenia oddzielonego nie tylko szklaną szybą, ale też zaklęciami wyciszającymi. W środku znajdowały się już przyniesione wcześniej przez dziewczynę instrumenty, parę innych oraz mikrofon i zegar, odliczający czas do wejścia na antenę - ostatnie zadanie przed otrzymaniem zapłaty.
______________________
Yuuko Kanoe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 166cm
C. szczególne : azjatycka uroda, zawsze na nadgarstku ma bransoletkę z wiecznych fiołków i drugą czarno-żółtą z zawieszką borsuka
Naprawdę była wdzięczna za to, że jej prośba została uszanowana. Były pewne rzeczy, które wolała jednak zachować dla siebie i nie chwalić się nimi setkom słuchaczy. Nie czułaby się komfortowo z pewnymi pytaniami ani nie chciała, aby została obiektem zainteresowania ze względu na jakieś romanse i tym podobne. Wolała przede wszystkim być postrzegana jako artystka i kojarzona ze swoją twórczością. Po zapowiedzeniu przerwy na reklamę, udała się do wcześniej przygotowanego pomieszczenia, aby tam zaprezentować swoje umiejętności w mini koncercie. Może i dosyć skromnym, ale z pewnością klimatycznym. Zdecydowała się na wykonanie jednego czy dwóch coverów znanych piosenek oraz kilka oryginalnych piosenek. Za podkład służyły jej głównie dźwięki gitary różdżkowej, ale raz czy dwa chwyciła także po skrzypce. Ogólnie rzecz biorąc wszystko poszło zgodnie z planem i mogła być jedynie zadowolona ze swojego występu.
Podczas popołudniowej audycji muzycznej, programu "Magiczne melodie", który zazwyczaj przyciąga słuchaczy z całego Londynu stało się coś niezwykłego. Podczas emisji jednej z uwielbianych piosenek Celestyny Wareback, stał się nagły wybuch magicznej energii i zakłócił sygnał, zniekształcając piosenkę w jakąś kpinę z obecnego Ministra Magii. Słuchacze zaczęli masowo wysyłać wyjce do siedziby radia, domagając się wyjaśnień o co chodzi, a prezenterka programu Magiczne Melodie oczywiście miała lepsze rzeczy do roboty, niż odkrywanie zagadek błędnych emisji, więc sprawa ta spadła na Maraketę. Kiedy tylko przekroczyła próg budynku, pospieszny list niemal rozpłaszczył się na jej twarzy, z nakazem rzucenia wszystkiego i odkrycia co się stało, bo to p r i o r y t e t.
Opisz w poście, jak planujesz się za to zabrać i otaguj mnie.
Zapowiadał się dzień jak każdy, a to wcale nie było w przypadku Markety minusem. Podróżując pieszo, bo nie stać mnie jeszcze na kupno dla niej roweru, ominęło jej słuchanie radia, a tym samym szybsze odkrycie rewelacji mających miejsce w radiostacji. Do pracy dotarła więc jak zwykle z uśmiechem na twarzy, dopóki jej go nie przysłonił list, który złapała i przeczytała pośpiesznie, brwi marszcząc w skupieniu. A później rozejrzała się, próbując złapać kogoś w tym harmiderze. A gdzie najlepiej złapać plotkarzy w pracy (nawet w chwili największego zapierdolu) jeśli nie przy ekspresie z kawą, tłoczących się pewnie i wymieniając gorączkowe szepty. A przynajmniej miała nadzieję, że takich złapie. Pierwsze co ruszyła więc do pomieszczeń socjalnych, zerkając tylko, czy tam nie siedzą jacyś weterani z redakcji wiadomości, oni zawsze wiedzą wszystko pierwsi. -Halo? Ktoś tu był na zmianie dzisiaj popołudniu?
Jak to w takiej robocie bywa, rzeczywiście na kantynie najłatwiej było znaleźć kogoś, kto byłby chętny do plotek. W kącie pomieszczenia siedziało dwóch techników, rozgrzebując magiczne klopsy w sosie plumpkowym, jeden wyglądał na bardziej zmęczonego od drugiego, ale Marketa wiedziała już po takim czasie pracy w radio, że to ich stary sposób na miganie się od roboty - wyglądać na zbyt zmęczonych, by warto było im zawracać dupę. - Popołudniu? - odezwał się jeden, kiwając do niej głową- Greg tu siedzi od wczoraj, nie Greg. - drugi czarodziej westchnął ciężko. - Coś rozjebało radioodbiornik w nocy i do rana żem naprawiał. - stęknął, przewracając pulpecika- A potem na lafirynda znów coś zjebała i teraz następna nocka zarwana pewnie... - nadział pulpeta na widelec z wyraźną chęcią zemsty na produkcie gastronomicznym za swoją niedole. - A Ty Marketa co, nie szykujesz sie do wróżenia? - zainteresował się pierwszy, machając ręką na Grega, który stanowczo przesadzał, bo jego robota to nie było przewalanie głazów w kopani i wcale nie miał tak źle.
Najlepiej wyglądać na zmęczonego, albo iść gdzieś bardzo szybkim tempem, udając, że się człowiek spieszy, aby zgasić pożar. Chociaż Marketa osobiście bardziej by się zmęczyła gdyby miała wymyślić sobie wymówki od pracy, niż faktycznie pracować. Spojrzała w stronę techników i podeszła bliżej, witając się krótkim skinieniem głowy i uśmiechem, szybko przenosząc wzrok na Grega. - Aha, a która lafirynda? Gdzie zjebała? W reżyserce? - Zapytała neutralnym tonem, jakby zupełnie naturalnie nazywano w ten sposób kolegów w pracy. Zerknęła na drugiego mężczyznę, posyłając mu szerszy uśmiech. - Och, szykuję. Tylko muszę najpierw się zająć tym. To co, pokażecie mi gdzie ten problem? Bo to nie może do wieczora czekać panowie. Pomogę wam na ile umiem. Ile wam przerwy zostało? Dacie radę w pięć minut się wyrobić?
Greg westchnął ciężko, słysząc gradobicie pytań (całych trzech) kobiety, bo wiadomo, pytania wiążą się z koniecznością wykonania jakiejś pracy. Rozkroił klopsa i wepchnął go sobie do buzi. - No ta... Becky? - pstryknął palcami ten drugi. - Betty. - poprawił go Greg, choć bez entuzjazmu. - Betty. Od Magicznych Melodii. Chuj wie gdzie ten problem, po prostu nagle bierze i nie działa. Możesz sprawdzić w reżyserce w sumie. - wzruszył ramionami. - To jakieś spięcie, wczoraj do trzeciej szukałem gdzie. Nie wiem. - zajęczał Greg - Dajże klopsa zjeść w spokoju... - był marudny, ale cóż, trudno się dziwić jak trzeba w robolu nieprzerwanie nocke za nocką klepać. Marketa mogła albo iść rzeczywiście do reżyserki, albo na własną rękę szukać rozwiązania gdzieś indziej. Becky znana była z tego, że przychodzi do roboty, robi swoje i wychodzi nie oglądając się na nikogo, więc nie było nawet co liczyć na to, żeby się czegoś od niej dowiedzieć.
Rzuć k6 : Parzyste - czas sprawdzić tę reżyserkę, skoro nie wiadomo gdzie leży problem, to wszystko jedno gdzie zacząć. Nieparzyste - jakieś przeczucie jasnowidza mówi Ci, żeby sprawdzić archiwa audycji.
Parzysta Aha, aha, Becky. Betty znaczy się. Marketa pokiwała głowa odnotowując w głowie, żeby i jej poszukać, o ile w ogóle jeszcze w pracy się kręciła dzisiaj, a jak nie to trudno. Nie wiadomo jakie spięcie, nie wiadomo skąd, Marketa kiwając głową powstrzymała się od komentarza, że mu dała całe pięć minut na zjedzenie klopsa w środku pożaru, ale była na to zbyt miła, więc wrzuciła tylko lekko. - Oczywiście. Jej instynkt jasnowidza niestety nie działał w tym budynku gdzie pewnie za dużo było fal radiowych żeby mogła coś anteną we łbie odebrać, więc ruszyła do reżyserki, która mieściła się przy studio redakcji muzycznej, sprawdzając tylko, czy się nie świeci on air nad drzwiami. Weszła więc do środka, rozglądając się za czymś, co byłoby w tym miejscu niecodzienne, nie na miejscu, albo po prostu podejrzane. Spojrzała też na konsolę, czy się tam nic wydarzyło, czy wszystkie guziki są na swoim miejscu.
W reżyserce jest pusto, to dobrze i niedobrze jednocześnie. Marketa może spokojnie rozejrzeć się za źródłem problemu, ale też nie ma nikogo, kogo można by podpytać o ewentualne nieścisłości z normalnym stanem rzeczy. Na szczęście to nie pierwszy raz, kiedy znajdywała się w tym pomieszczeniu i wiedziała co z czym się je, z jej doświadczeniem w pracy ta konsoleta nie wyglądała jak wyrwana z mugolskich bajek o podróżach kosmicznych.
Rzuć kością litery: samogłoska - Wszystko na pierwszy rzut oka wydaje się być wporządku, kiedy przechodzisz wzdłuż konsolety i przyglądasz się włącznikom, przełącznikom i suwakom, widzisz, że sekcja tych odpowiadających za magiczny przesył sygnału jest jakby permanentnie wgnieciona, bo wciśnięta to za mało powiedziane, w swoje otworki. Co teraz? Wydłubać je? Naprawiać? Szukać winowajcy? spółgłoska - coś stuka wewnątrz konsolety, ale nie w taki normalny sposób. Rytm nie jest regularny, coś jakby alfabetem morsa albo jakby się tam jakiś chochlik zalągł. Niektóre guziczki błyskają w odpowiedzi na to stukanie.
Marketa po wejściu do pomieszczenia zdjęła z ramienia swoją torbę i odłożyła ją na krzesło, zaczesała włosy za uszy i przyjrzała w skupieniu trzaskającej i migającej konsoli. Miała dwie opcje, albo pójść po technika albo wziąć sprawy w swoje ręce, a mając na uwadze nastawienie Grega uznała, że jest zdana na siebie. Obserwowała przez chwilę "sygnał" starając się odseparować pierwszy ruch w sekwencji, o ile taka była, w końcu wciskając kolejno migające klawisze, żeby zobaczyć co się stanie, skoro wyjce już napływały do redakcji to co za różnica.
Faktycznie, skoro już się zjebało i to tak, że do siedziby radia zaczęły zlatywać się wyjce, to chyba gorzej być nie może? Albo i może, zależy jak na to spojrzeć - dla jednych to co się miało zaraz stać to drobnostka, dla innych, takich jak Becky, to wystarczający powód, by wyjść z pracy nie oglądając się za siebie i powiedzieć sajonara, ciao amigo farewell. Kiedy tak Marketa zawzięcie naciskała guziczki, starając się odtworzyć ich sekwencję, coś w pudle konsolety załomotało, a po chwili z jej powierzchni wyłoniła się głowa ducha, na oko nastoletniego - wciąz było widać ciemniejsze plamy pryszczy na jego sino-białej twarzy. Najgorsza rzecz tak umrzeć w swoim najbardziej niekorzystnym okresie życia i utknąć w nim na zawsze. - EJ! PSUJESZ MI! - krzyknął na nią, po czym wywalił język i pokazał obraźliwy gest środkowym palcem- SPADAJ! - po czym zniknął w konsolecie. Ot, radiostacja dorobiła się swojego własnego poltergeista. Fajnie? Niefajnie? Marketa była spikerką, a nie medium, więc trudno ocenić czy to na plus czy minus, jedno wiadomo, mogła teraz wystosować odpowiedni raport do szefa, żeby w końcu z niej zszedł i dał robić robotę, za którą jej tu płacą.
Opisz w następnym poście jak Marketa raportuje sytuację do szefa i zabiera się za obowiązki związane ze swoją audycją.
Makreta w pierwszej chwili odskoczyła, kiedy pojawiła się głowa chłopca, bo nawet będąc przyzwyczajonym do duchów w magicznym świecie, wyskakujący nagle z konsoli poltergeist potrafi człowieka zaskoczyć. Zmarszczyła brwi widząc ten język i pryszczatą twarz. - To ty mi psujesz. - Mruknęła, aż chciałoby się dodać gówniarzu, zasrany, zajebany, ale aż tak się nie przejęła. Przysunęła sobie za to krzesło, żeby wystosować notatkę do przełożonego, w którym opisała, że winnym wszystkiego jest złośliwy duch z buzującymi na wieki hormonami, list opuścił pomieszczenie w formie lecącego, papierowe samolotu, a Marketa wróciła po swoją torbę i wyszła, szukając studia, w którym mogłaby w spokoju się przygotować do audycji i może jeszcze postawić tarota na to, czy pić kawę jeszcze przed audycją, czy już za dużo będzie i w trakcie będzie się jej chciało sikać, a to zaburzy czakry przy wróżeniu.
Tygodnie mijały i zdążyłaś się już nieco wdrożyć w swoją pracę. Łatwo nie było, ale jako asystentka głównie obserwowałaś i uczyłaś się od bardziej doświadczonych kolegów i koleżanek. Maj był miesiącem wyjątkowym, bo wspominano Bitwę o Hogwart, a Magic Radio, jako jedno z głównych mediów w świecie czarodziejów, co roku szykowało z tej okazji kilka specjalnych audycji. -Dobrze, że jesteś. Gary wysłał patronusa, że skończył z połamanymi żebrami i nie da dzisiaj rady. Poprowadzisz dzisiaj wywiad. Zostawił wszystkie materiały, musisz tylko wejść na antenę i to przetrwać. - Od progu przywitała Cię koleżanka, która zajmowała się magiczną radiową techniką. Wyglądała na mocno zdenerwowaną, ale Twoja obecność nieco podniosła ją na duchu. -Rozmawiasz z Anabelle Goldwing. Puchonka, która w czasie bitwy była w trzeciej klasie i została żeby walczyć. Jej dziadkowie zginęli w czasie pierwszej Wojny Czarodziejów, a ojciec został kaleką po Bitwie o Hogwart. Matka zaginęła podczas polowań na szlamy i do dziś nie wiadomo, co się z nią stało. Przygotuj się, wchodzisz za kwadrans. - Iris wprowadziła Cię mniej więcej w temat, ale nie miałaś wiele czasu na przygotowanie. Musiałaś szybko przejrzeć notatki i przyszykować się do wejścia na antenę.
Początkowo myślała sobie, że to praca jak praca. Ot, zameldować się, zdjąć bluzę i siąść do papierów. Zrobić kawusię (to był luksus, w Zonku nigdy nie miała na to czasu), dać się pochłonąć przez natłok obowiązków i tak do lunchu. Potem znowu żmudna robota i tak do fajrantu. Nie mogła bardziej się mylić. Każdy dzień przynosił coś niespodziewanego, jak ten. Całe szczęście, że się dzisiaj nie spóźniła, bo wyglądało na to, że przybyła w samą porę, żeby uratować sytuację. Nie zmieniało to faktu, że straciła cenne trzydzieści sekund, patrząc na Iris z miną, jakby zapraszała ją na porodówkę. Okej, z całego tego potoku słów wymuskała kilka tych kluczowych. Annabelle Goldwing, Puchonka, bitwa o Hogwart. Miała wtedy trzynaście lat i personalny powód, by stanąć oko w oko ze śmiercią. Dziadkowie zginęli w pierwszej wojnie, a w drugiej nie tylko ojciec został trwale okaleczony, ale i matka zaginęła z powodu nieczystej krwi. Cholera, a to Vera myślała, że ma przesrane w życiu. Kiwnęła głową na tak, z wyrazem głębokiego niezrozumienia na twarzy. Początkowo poczuła tylko szok i strach, ale wkrótce dołączyła do nich determinacja. Gdy w końcu się odezwała, jej głos brzmiał stanowczo. Nie miała czasu na panikę. - W porządku. Znajdę tylko te notatki, daj mi chwilę i jestem gotowa. Nie była, ale piętnaście minut to całkiem dużo. Co więcej, Historia Magii to był jeden z jej ulubionych przedmiotów, temat Bitwy o Hogwart był wałkowany rokrocznie, zwłaszcza w okolicy maja. Musiała jednak podejść do sprawy personalnie, wykazując się błyskotliwością i empatią. A tu nie wystarczała książkowa wiedza, do tego potrzebny był dryg, wyczucie i doświadczenie. Dopóki nie wejdzie na antenę nie sposób powiedzieć, czy ma w sobie to coś. Zrzuciła torbę z ramienia i w błyskawicznym tempie pognała do biura Gary’ego, gorączkowo szukając jego notatek. Były na wierzchu, ale kolega miał swój... styl. Próbowała rozczytać pismo i połapać się w meandrach jego toku myślenia, odrzucając od siebie pokusę, by osobiście połamać mu też nogi. Albo i nie? Może to jest właśnie szansa, na którą czekała?
Stracenie szansy na taki wywiad był dla Radia niemałą porażką, na którą nie mogli sobie pozwolić. Gary zrzucił na Iris bombę i ta modliła się, by pojawił się ktokolwiek, kto będzie w stanie go zastąpić. Szanse były nikłe, bo następna audycja miała zostać wyemitowana dopiero za dwie godziny, a nikt w tym miejscu nie przychodził wcześniej do pracy, jeśli nie było to od niego wymagane. Wykonała nawet kilka telefonów w tej sprawie, ale jedyna osoba, która nie była na tyle zajęta by odebrać, siedziała z drinkiem na Lazurowym Wybrzeżu i nie brzmiała, jakby była w stanie przedstawić siebie, a co dopiero rzetelnie porozmawiać z tak ważnym gościem. -Więcej nie masz. - Odpowiedziała czarownica, po czym wróciła za swoje biurko, czekając na pojawienie się gościa, by powitać go i w razie potrzeby jeszcze kilka sekund przytrzymać, nim wrócisz do studia. Gdy Iris wprowadzała Anabelle w techniczne niuanse i skrót wywiadu, Ty próbowałaś rozszyfrować notatki Gary`ego. Nie było to łatwe, ale na szczęście widziałaś już to pismo nie raz, więc potrafiłaś wydobyć z pergaminu najważniejsze punkty. Czas jednak niestety nie był łaskawy i nadszedł czas by wejść na antenę. -Veronica, jak mniemam. Anabelle. Możesz mówić mi Ana. - Przedstawiła Ci się Twoja dzisiejsza rozmówczyni, nim usadowiłyście się przed magicznymi mikrofonami. -Nie krępuj się słonko, żadne pytanie nie jest mi dzisiaj straszne, najgorsze momenty już przetrawiłam. - Zapewniła Cię jeszcze, gdy za szybą Iris odliczała na palcach do wejścia. Trzy...Dwa...Jeden...
Uroczo. W poprzedniej pracy nie zdarzały się sytuacje, w których presja czasu grała pierwsze skrzypce. Owszem, tamta też bywała stresująca, ale nie aż tak - w końcu zmiana posady na tę w magicznym radiu wiązało się z odpowiedzialnością. Tam co najwyżej groziło jej manko na kasie, tu groziły poważniejsze konsekwencje i publiczne ośmieszenie. Przeglądała więc notatki, próbując jak najwięcej z nich zapamiętać. Gdzieś po drodze straciła kolejne trzydzieści sekund, żeby wyciągnąć wizza i napisać do Ryszarda jedną krótką, małą, ważną, obiecaną wiadomość. Potem odłożyła go na biurko Gary’ego, bo zasady były jasne - do studia nie wnosi się niczego, co mogło hałasować. Ostatnie minuty przed przyjściem rozmówczyni poświęciła na krótką rozgrzewkę, w duchu dziękując, że lekcje dykcji były również dostępne dla asystentów.
Przywitała się z Anabelle, przepraszam, Aną, lekko się rumieniąc. Różnica wieku była wyczuwalna, ale jej nie przeszkadzała - kobieta wydawała się sympatyczna i chyba nie miała wyrzutów, że taki żółtodziób zastępował Garry’ego. - Bardzo mi miło - mruknęła pospiesznie, siadając w fotelu. Tu było jej dziwnie, obco, luksusowo, ale i nieco strasznie. Nie miała jednak czasu, by się bać, bo Iris odliczała już na wejście i… - Witam państwa bardzo serdecznie, właśnie wybiła godzina trzynasta i przyszedł czas na audycję Między Merlinem a prawdą. - Starała się mówić spokojnie, nie za szybko, nie za wolno. Przybrała radiowy, niski ton głosu, o czym nawet specjalnie nie myślała. To był odruch, instynkt naśladowania zwyczaju starszych i doświadczonych kolegów. - Nazywam się Veronica Seaver, a moim dzisiejszym gościem jest Annabelle Goldwing, uczestniczka pamiętnej Bitwy o Hogwart z 1998 roku. Zerknęła wymownie na kobietę, dając jej niewerbalnie sygnał, by przywitała się ze słuchaczami. Ciężko było jej wyczuć, czy wejście na antenę było dla niej równie stresujące, co dla niej. - Ano, na początek w imieniu czarodziejskiej społeczności chciałam podziękować ci za twoją odwagę i poświęcenie. Druga Wojna Czarodziejów nigdy nie zakończyłaby się pomyślnie, gdyby nie ludzie tacy jak ty, choć przecież, gdy podjęłaś decyzję o stanięciu do walki, chodziłaś zaledwie do trzeciej klasy. Czy mogłabyś opowiedzieć o zdarzeniach poprzedzających samą bitwę, o roku szkolnym, w którym funkcję dyrektora w zamku objął Severus Snape? Jak wyglądało wtedy życie w Hogwarcie? Pytanie było rozgrzewką, bo Vera znała podstawowe informacje. Cruciatus na porządku dziennym, terror siany przez Carrowów, zmiany w programie dydaktycznym. Ale fakty to jedno, a odczucia naocznego świadka to drugie. Denerwowała się, zerknęła kontrolnie na Iris i zegar odmierzający czas do wejścia muzyki. A potem skupiła się na rozmówczyni, uświadomiwszy sobie, że musi poświęcić uwagę przede wszystkim na rozmowie. I zapewnieniu komfortu Anie, a także okazaniu należnego szacunku.