W tym roku organizatorzy wyjazdu postawili na klasykę i wycieczkowicze zamieszkali w uroczym hostelu położonym na wyspie Lefkó – w budynku panuje rodzinna atmosfera i niemalże wszędzie pałętają się koty. Na uczniów i opiekunów czekają jasne, przestronne pokoje z pięknym widokiem. Każda sypialnia jest wyposażona w magiczne szafy, które z pewnością pomieszczą wszystkie bagaże, oraz łoże małżeńskie i cztery łóżka pojedyncze. Miejmy nadzieję, że ten rozkład łóżek nie będzie źródłem zbyt wielu konfliktów. Mimo komfortowych warunków najprawdopodobniej mało kto się tutaj wyśpi – gdy tylko wstaje słońce w całym hostelu słychać pianie koguta.
Pokój dziesiąty jest położony na piętrze i chociaż odrobinę dalej stąd do kuchni, ze względu na przestronny balkon i piękny widok na morze mieszkanie tutaj jest czystą przyjemnością. Raz na jakiś czas na balkonie nie wiadomo skąd pojawiają się wszechobecne koty.
Lokatorzy:
1. Moira A. Saldaña 2. Monte Noir 3. Billie S. Park 4. Yngve Løsnedahl 5. Miglė Hitchcock 6. Neesha Ainsworth
Miglė weszła do pokoju i wciągnęła do środka walizkę. Już układała w głowie jakieś cywilizowane powitanie, lecz zobaczyła, że nikt z jej współlokatorów jeszcze nie przyszedł. Lekko wzruszyła ramionami i zarezerwowała sobie jedno z pojedynczych łóżek. Od dłuższego czasu cieszyła się na ten wyjazd i miała nadzieję, że uda jej się z kimś normalnie porozmawiać. Sama nie wiedziała, gdzie chciałaby pojechać, a Grecja zdecydowanie prezentowała się wspaniale. Dziewczyna nie mogła się doczekać momentu, w którym położy się na ciepłym piasku albo wejdzie do przejrzystej wody. Przestawiła swoją walizkę tak, by w razie czego nie zawadzała w przejściu i wyszła na spory, przestronny balkon. Oparła się o barierkę i rozkoszowała się ślicznym widokiem i jeszcze lepszym zapachem morskiej bryzy.
Długo czekał na ten moment. Po dosyć zabawnym i dosyć męczącym roku szkolnym, marzył o wycieczce. Miło się złożyło, że tym razem wypadło na Grecję. Ciepły kraj pełen magicznych stworzeń, które szczerze mówiąc chłopak bardzo chętnie chciał zobaczyć. -Heyoo. – zawołał ze sporym entuzjazmem, gdy wchodził do pokoju. W środku była tylko jedna dziewczyna, która wyraźnie zajęła sobie łóżko. Głupia. Zamiast wybrać największe zdecydowała się na jednoosobowe. No cóż, jej strata. Rzucił niewielką podręczną torbę na jedne w pokoju łoże małżeńskie, a później sam nie wskoczył, lądując miękko na tyłku. Zaklęcie zmniejszające jednak było cudowne. Nauka czasem się przydawała i trzynastolatek cieszył się, że z łatwością mógł poradzić sobie ze swoimi rzeczami. -Co tam? – spytał wychodząc na balkon i siadając na barierce z nogami wystawionymi na obręcz. Piękny widok sprawił, że lekki uśmiech zagościł na twarzy młodzieńca, a przyjemna bryza dmuchająca mu prosto w twarz, sprawiała, że nie miał ochoty wracać do środka. Wręcz przeciwnie, ciągnęło go do morza i gdyby nie spora odległość, która dzieliła go od ziemi, wyskoczyłby i poszedł po prostu popływać.
- Cóż, nic specjalnego - odparła Miglė i lekko wzruszyła ramionami. - Cieszę się, że w tym roku padło na Grecję. Też ci się tutaj tak podoba? Dziewczyna uznała w myślach, że to brzmiało wyjątkowo sztywno, nawet jak na nią. Po prostu nie kojarzyła tego chłopaka (chłopca?), a wyglądał bardzo młodo, więc tym bardziej nie wiedziała o czym mówić. - Jak widać. Inaczej raczej siedziałbym na łóżku i odliczał dni do powrotu, prawda? - Miglė nie była na tyle nieogarnięta, żeby nie rozpoznać sarkazmu i całe szczęście dla niej, bo wyszłaby na idiotkę dalej dyskutując. Kompletnie nie miała pomysłu na podtrzymanie rozmowy, więc dalej patrzyła tęsknie na plażę i krystalicznie czystą morską wodę, licząc, że albo chłopak coś powie, albo po prostu chwilkę na tym balkonie, a później może weźmie się za rozpakowywanie.
-Sam nie wiem, wydaje się być spoko. – odparł ze wzrokiem wbitym w horyzont. Było dużo cieplej niż w Anglii, nie wspominając już o samej pogodzie. Bezchmurne niebo niemalże łączyło się z morzem. Nad głową nie widział ani jednej chmurki. Czego mógł chcieć więcej? Z pewnością atrakcji. Miło było spędzić czas w pokoju i poznawać współlokatorów, ale miał na to sporo czasu. Mieli przecież mieszkać przez całe wakacje. W ogóle na jak długo tutaj przyjechali? Mniejsza o to, najważniejsze to dobrze wykorzystać ten cały czas. -Jestem Monte. – mruknął bo w sumie się nie przedstawił, a nie znal dziewczyny. Zgadywał, że była starsza, jak z resztą większość ludzi, którą spotykał. Najgorsze w tym wszystkim było to, że Migle była znacznie wyższa od chłopaka. Irytowało go, gdy musiał patrzeć na swoich rozmówców do góry. Wszyscy powinni przed nim kucać lub klękać – to by było wspaniale. Z drugiej strony, pewnie wkurzał by się jeszcze bardziej. Czuł by się, jakby wszyscy z niego drwili, a tego by nie zniósł. -Dużo jeździsz za granice? – spytał, chcąc podtrzymać nieco rozmowę. Ah te cudowne początki. Najtrudniej znaleźć wspólny temat. Ciekawe czy lubiła Quidditch. Może powinien później zapytać. Westchnął cicho pod nosem i zaczął się zastanawiać co odpowie, na wypadek, gdyby dziewczyna spytała o to samo. Francuz niestety nie miał czym się chwalić.
- Niespecjalnie - westchnęła Miglė. - Właściwie byłam jedynie w Norwegii, tak poza Anglią i Litwą. I na Łotwie kiedyś. Dziewczyna zdała sobie sprawę z tego, że tak naprawdę brakuje jej podróżowania i odkrywania świata. Chciałaby odwiedzić mnóstwo miejsc, ale nie miała kiedy i jak. Chłopak nie wyglądał na rwącego się do opowiedzenia swoich przygód, więc odpuściła sobie banalne pytanie "A ty?". Znów na chwilkę zapadła dość niezręczna cisza. Miglė cicho wyłamywała sobie palce. - Lubisz może Quidditcha? - Nie wiedziała, na ile trafi z tym pytaniem, ale w końcu Monte był chłopakiem, może chociaż to go interesuje. Od razu poznała, że wybrała niezły temat, twarz współlokatora rozjaśniła się. Litwinka sama nie była zbyt wybitnym graczem, coś tam umiała i kiedyś chciałaby być w drużynie, ale raczej niewielkie szanse. Za to dość uważnie śledziła profesjonalne rozgrywki i mniej więcej orientowała się w różnych zasadach.
Trzymając w jednej ręce różdżkę, którą sterowała lewitującą walizkę z dwiema małymi torbami, w drugiej trzymając mały pakunek ze słodyczami z domu, naparła na lekko uchylone drzwi tyłkiem, próbując je otworzyć. Te otworzyły się na oścież bez żadnego problemu, więc Neesha wgramoliła się dość niezgrabnym krokiem do środka, nie spuszczając oka z lewitujących toreb. Kompletnie nie zauważając Krukonki i Ślizgona, którzy prowadzili rozmowę o czymś zapewne zupełnie nieistotnym, zajęła jedno z pojedynczych łóżek, szybko zwracając uwagę na to, że w pokoju znajdowały się jeszcze dwa łoża małżeńskie, od których wolała trzymać się z daleka. Machnęła delikatnie różdżką, ostrożnie kierując bagaże w stronę podstawy łóżka, po czym postawiła torebkę ze słodyczami na szafce nocnej. Dopiero kiedy bezpiecznie ulokowała swoje bagaże tam, gdzie powinny być, zauważyła, że nie jest w pokoju sama. Spojrzała na dyskutującą obok parę, lustrując wzrokiem najpierw Krukonkę, którą zdecydowanie znała i może nawet zamieniła z nią kilka zdań. Na pewno nie kojarzyła jej imienia, chociaż jakby ktoś by jej przypomniał to by dostała nagłego olśnienia. Przeniosła wzrok na tego małego chłopca, z którym rozmawiała i uniosła brwi wysoko. Dlaczego w ich pokoju jest dziecko? Przyszedł w odwiedziny? Chyba nie będzie z nimi dzielił tego pokoju? - Cześć - powiedziała w końcu pewnym tonem, jakby ich towarzystwo wcale nie wprowadzało ją w zakłopotanie. Stwierdziła jednak, że kulturalnie byłoby się przywitać - zdołała się nawet zmusić do uśmiechu, który może nie wyglądał zbyt sympatycznie, ale jednak liczy się chęć. Pochyliła się, zanurkowała w jednej ze swoich toreb, z której wyciągnęła duży notatnik i pióro i nie przejmując się swoimi nowymi współlokatorami, wyszła z pokoju.
To i tak więcej niż trzynastolatek. Wszystkie wycieczki i zwiedzanie świata miał dopiero przed sobą. Szczerze mówiąc niespecjalnie go do tego ciągnęło. Nie czuł zbyt wielkiej potrzeby odkrywania nowych miejsc. Równie dobrze mógł zostać w Anglii. Do końca nie rozumiał po co poleciał do Grecji. Będzie fajnie mówili. Zobaczysz, zwiedzisz kilka ciekawych miejscy. Tylko, że zwiedzanie nie bardzo go interesuje. Jakby tego było mało, to wylądował w pokoju z zupełnie obcymi osobami. Przynajmniej taka była dla niego koleżanka, z którą właśnie rozmawiał i ta druga, która przyszła do pokoju i równie szybko z niego wyszła, rzucając przelotne cześć. -Oui – przytaknął krótko dziewczynie gdy wspomniała o Quidditchu i spojrzał na nią zaintrygowany. Też grała? Czasem nie rozumiał tego sportu. Czy on naprawdę był tak prosty, że każdy potrafił się odnaleźć w powietrzu na miotle? Znaczy zdawał sobie sprawę, że dziewczyna była starsza od niego i mogła mieć więcej doświadczenia, no ale w oczach Monte, na sportowca nie wyglądała. -Też grywasz? – spytał z lekkim niedowierzaniem w głosie. Na moment wrócił do pokoju, by wyciągnąć butelkę wody ze swojej torby. Był strasznie gorąco, czego niezbyt lubił. Wolał, gdy temperatura jest znośna. Z grymasem na twarzy napił się odrobinę wody i odstawił butelkę na szafkę. Ble, gorąco. Nie mając pomysłu, ani sensownych planów na wakacje usiadł na skraju jednego z łóżek (tego najbliżej balkonu) i zerknął na dziewczynę.
Miglė zerknęła na inną dziewczynę, która rzuciła tylko szybkie "cześć" i jeszcze szybciej wybyła. Litwinka kojarzyła ją z widzenia, ale zapamiętać imiona wszystkich, z którymi zamieniło się aż dwa zdania w życiu, to zdecydowanie ponad jej siły, mimo tego, że pamięć raczej miała dobrą. Skupiła swoją uwagę z powrotem na chłopcu. - Czasami zdarza mi się zagrać, chociaż nie jestem w tym zbyt dobra. - Dziewczyna doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że nie wygląda na wysportowaną ani, od pewnego czasu, taka nie była. Owszem, starała się wrócić do formy, ale wstydziła się ćwiczyć przy innych. Sama nie wiedziała dlaczego, już po prostu tak miała. Wolała się specjalnie nie wychylać. - Zgaduję, że tobie zdarza się to o wiele częściej? Usiadła wygodniej na łóżku i oparła rękę o zagłówek. Zauważyła chodzącego po tarasie kociaka. Futrzak tylko uroczo miauknął i zeskoczył niżej.
Najważniejsze to było znać swoje możliwości. Brzmi dosyć zabawnie, biorąc pod uwagę wszystkie porażki Francuza jeśli chodzi o Quidditch. Zawsze kiedy starał się najbardziej, to cały świat usilnie starał się go przekonać, że nic nie potrafi. Pomimo ogromnego potencjału, w tak młodym wieku, to z góry był skazany na porażkę. Okrutny los biorąc pod uwagę, że miał tylko trzynaście lat. Bardzo szybko można było się zniechęcić. Na szczęście Monte nie miał w zwyczaju tak łatwo się poddawać. Kiedy się już do czegoś przykładał to zależało mu na wygrywaniu, a satysfakcja jak z tego płynęła była na tyle ogromna, że warto było próbować i za każdym razem podnieść się po przegranej. Dosyć błahe myślenie, biorąc pod uwagę, że nigdy nie zasmakował prawdziwej goryczy porażki. Może i stracił pierwszy puchar domów w tym magicznym sporcie, ale to tylko dlatego, że zbyt późno drużyna zaczęła współpracować jak należy. -Trudno, nie oceniam – nie miał w zwyczaju wyśmiewać kogoś zbyt bardzo, a przynajmniej nie przedwcześnie. Może, gdyby znaleźli się na niebie i stanęli do gry przeciwko sobie, to Noira bawiłyby porażki dziewczyny. -Niespecjalnie – odparł, jak najbardziej szczerze. Do drużyny doszedł tuż przed wakacjami, więc nie miał okazji zagrać w oficjalnym meczu. Trenował tak. Starał się być w tym konsekwentny. Nawet do Grecji zabrał swoją miotłę. –Ale od następnego roku prawdopodobnie będę – dodał z naciskiem na prawdopodobnie. Raczej się na to nie zapowiadało, ale istniała szansa, że wyleci z drużyny.