W tym roku organizatorzy wyjazdu postawili na klasykę i wycieczkowicze zamieszkali w uroczym hostelu położonym na wyspie Lefkó – w budynku panuje rodzinna atmosfera i niemalże wszędzie pałętają się koty. Na uczniów i opiekunów czekają jasne, przestronne pokoje z pięknym widokiem. Każda sypialnia jest wyposażona w magiczne szafy, które z pewnością pomieszczą wszystkie bagaże, oraz łoże małżeńskie i cztery łóżka pojedyncze. Miejmy nadzieję, że ten rozkład łóżek nie będzie źródłem zbyt wielu konfliktów. Mimo komfortowych warunków najprawdopodobniej mało kto się tutaj wyśpi – gdy tylko wstaje słońce w całym hostelu słychać pianie koguta.
Pokój szesnasty jest położony na ostatnim piętrze i chociaż odrobinę dalej stąd do kuchni, ze względu na przestronny balkon i piękny widok na morze mieszkanie tutaj jest czystą przyjemnością. Raz na jakiś czas na balkonie nie wiadomo skąd pojawiają się wszechobecne koty.
Lokatorzy:
1. Faith Everett 2. Hope Everett 3. Tiril Dahl 4. Isabelle Davies 5. Vulpes Harris 6. Li Na
Ostatnio zmieniony przez Lotta Hudson dnia Sro Sie 09 2017, 23:11, w całości zmieniany 1 raz
Przez całą drogę powrotną Hope obmyślała zemstę. Emocje wcale w niej nie opadały, wręcz przeciwnie - z każdą chwilą stawała się coraz bardziej wzburzona. Ale co ja mu takiego zrobiłam… - Pomyślała marszcząc brwi. Chyba to niemożliwe, żeby aż tak nienawidzić kogoś za jego pochodzenie? Zastanawiała się dziewczyna. A może jednak… Zobaczyła już budynek hotelu i przyspieszyła kroku. Chciała jak najszybciej opowiedzieć siostrze o ostatnich wydarzeniach, Faith przecież zawsze ją wspierała i potrafiła znaleźć wyjście z każdej sytuacji. Weszła już do holu hotelowego i poszła w kierunku schodów. Zaczęła wbiegać czym prędzej na górę, przeskakując po dwa stopnie. - A teraz słuchaj uważnie! Ten Darras po prostu już przegiął. – Powiedziała Hope, gdy tylko nacisnęła na klamkę. Wpadła z impetem do pokoju, Faith jeszcze spała, ale siostra zdecydowała, że już najwyższy czas, aby wstać. - Pomóż mi coś wymyślić… - Dodała wysilając swoją wyobraźnię. Zastanawiała się jak może się odwdzięczyć Anthony’emu za tak perfidne zachowanie. Spojrzała na bliźniaczkę oczekując odpowiedzi , jednak ta najwyraźniej wymyśliła jedynie to, aby naciągnąć kołdrę na głowę i spać dalej. - I jeszcze mi powiedział: „Umyj się brudna szlamo”! – Przytoczyła Hope, miała nadzieję, że na dźwięk tej obelgi Faith obudzi się i zrozumie powagę sytuacji. Puchonka nerwowo chodziła w kółko po pokoju, jednak gdy siostra nie odpowiadała przez dłuższą chwilę, podbiegła do niej. – Na brodę Merlina, ile można spać?! – Powiedziała, energicznie ściągając kołdrę z łóżka siostry. - RUSZ SIĘ WRESZCIE! – Krzyknęła zupełnie już tracąc cierpliwość i szturchnęła Gryfonkę. Chwilę jeszcze stała nad leżącą i mamroczącą coś pod nosem Faith, a potem podeszła zdecydowanym krokiem do szafy i wyjęła pierwszą sukienkę, jaką zobaczyła na półce. - Hej no pomóż mi. Trzeba coś zrobić, jakoś mu utrzeć nosa… - Spojrzała oczekująco na siostrę.
Faith była wyczerpana po nocnych wyprawach w głąb wyspy, kiedy Hope sobie smacznie spała to siostra akurat zbierała najpotrzebniejsze rzeczy, aby zwiedzać jeszcze nieznane jej miejsca. Everett uwielbiała nocne wycieczki, wtedy wszystko wydawało się tajemnicze, niebezpieczne, a do tego mogła spokojnie poukładać własne myśli, bez jakiegokolwiek towarzystwa. Jedyny minus tych wypraw to, to, żę czarownica spała praktycznie do godzin popołudniowych. Czasami zdarzało się, że wstawała wcześniej, ale to naprawdę rzadkość. Teraz, kiedy do pokoju wpadła rozwścieczona Hope, bliźniaczka akurat miała fazę najtwardszego snu. Nie słyszała pierwszych słów siostry, później ta podniosła głos więc Faith nakryła się kołdrą po same uszy i przekręciła na drugi bok. – Na brodę Merlina, ile można spać?! – usłyszała, burknęła coś w stronę siostry, przecież to środek nocy, jak można normalnego czarodzieja ściągać o tej porze z łóżka?! – NO JUŻ WSTAŁAM! – przetarła nieco zła oczy, zgarnęła długie włosy i związała je w luźny kok. – Pomogę, pomogę. – odpowiedziała, tylko sęk w tym, że nie wiedziała do końca o co chodzi bliźniaczce. – Tylko wytłumacz mi jeszcze raz, jakoś w skrócie, co się wydarzyło. – teraz marzyła jedynie o kawie i jakimś cukierku na rozbudzenie… Puchonka szybko opowiedziała jeszcze raz siostrze o tym co miało miejsce na plaży. Faith dosłownie wpadła w szał.. – Zabiję go! – krzyknęła. – Albo nie… Wyrwę mu flaki, po czym zaciągnę go za nie do Ciebie i Ty zdecydujesz co z nim zrobić. NIKT, ale to NIKT, nie będzie gnębił mojej siostry! Co za podły gnom! – przecież to świetny pomysł żeby wyrwać chłopakowi wnętrzności, jeszcze nie wiedziała co na ta siostra, ale w głowie Faith zabrzmiało to naprawdę dobrze. Była gotowa stoczyć walkę z Darrasem tu, na środku pokoju, w piżamie! – Dobra, a teraz tak na poważnie. Może zrobimy jakiś eliksir? Na przykład wywołujący opryszczkę na całym ciele? – czarownica miała ze sobą kociołek, w końcu przegrała jeden zakład z siostrą i czekała aż ta zrobi eliksir na powiększenie biustu… Boże, w co ona znowu się wkopała.
Upał, skwar, patelnia i brak powietrza. W takich dniach jak te, Ti tęskniła za zimną Szwecją, za chłodnym Nyköping i tamtejszym klimatem. Czegóż jednak spodziewać się po Grecji? Wyjeżdżając tutaj, cieszyła się ze słonecznej pogody. Nie brała jednak pod uwagę faktu, że jej skóra nie opali się nawet na tutejszym słońcu. Była tak blada i oporna, iż niemożliwym było zabarwić ją na chociażby delikatny odcień opalenizny. Dzisiejszy dzień dawał się we znaki, mimo, że dopiero co się zaczął, dlatego postanowiła zmienić garderobę. Aktualnie prezentowała się w lekkiej, cienkiej i zwiewnej sukience, podkreślającej barwę jej oczu. Cóż jednak z tego, skoro po czole, skroniach i karku spływał pot i wpędzał ją w taki dyskomfort? Godzinę temu wyszła spod prysznica, a czuła ponowną potrzebę schowania sie w kabinie pod obfitościami zimnej wody. Nasz ranny ptaszek był już po śniadaniu i małych zakupach, rzecz jasna kocich. Wychowując się z tak surowa matka, Ti prawdopodobnie utraciła umiejętność spania do godzin południowych. Stojąc przed drzwiami, z pełnym brzuchem, rzuciła okiem na numer pokoju żałując w duchu, że nie przypadł numer dwanaście. Wówczas z pewnością liczba przyniosłaby im szczęście! Wziąwszy głęboki wdech, nacisnęła klamkę i wśliznęła się do środka. - Dziewczęta, nie uwierzycie co się stało. - rzuciła miast "cześć". Jeszcze nim drzwi za nią się zamknęły, zsunęła z białych stóp miękkie japonki. Przesunęła spojrzeniem po bliźniaczkach, tak mimochodem, kierując się jednocześnie do swego łóżka, by rzucić nań niebieską kopertówkę mieszczącą w środku wszechświat. - Przed chwilą przyłapałam na gorącym uczynku... - urwała zdziwiona ciszą. Zanim usadziła swą zacną osobę na miękkim siedzisku, wróciła wzrokiem do zaspanej buzi Faith i zbulwersowanej miny Hope. - Okeeej... - uniosła brwi, zdejmując zza uszu okulary przeciwsłoneczne. - Czuję w kościach bojowy nastrój. Który to, Hope? - zatrzymała na niej pytające spojrzenie. Miała na myśli którego mężczyznę należy zakopać i w jakim miejscu. Nie oszukujmy się - tylko płeć męska mogła doprowadzić dziewczęta do stanu zmniejszonej tolerancji na głupotę. - Ty nie śpisz? - zagadnęła dodatkowo, odszukując zaspane oczy Gryfonki. Sama panna Dahl otworzyła swą kopertówkę i wysypała z niej wszystko w sposób najprostszy - do góry dnem i potrząsaniem. Na łóżko i podłogę wypadły rozmaitości. Standardowo tusz do rzęs i pomadka, różdżka, portmonetka z galeonami, jakieś zwitki pergaminu, dziwne przedmioty niecodziennego użytku (czyt. pęseta, kończący się zmywacz siniaków, jakaś papierowa kulka), kilka paczek kabanosów dla kotowatych, dwa tuziny papierków i inne ważne elementy wszechświata. Czekając na odpowiedź schyliła się cokolwiek nieelegancko, zaglądając pod łóżko. Odnalazła tam zaspaną kocią kulę. Starą, bardzo starą kulę nie reagującą już zbytnio nawet na zapach kabanosów.
- Tylko wytłumacz mi jeszcze raz, jakoś w skrócie, co się wydarzyło. - Powiedziała Faith, na co Hope wywróciła oczami i zaczęła opowiadać historię od samego początku, ze wszystkimi szczegółami. Jak mogła skrócić TAKĄ historię? Każdy szczegół był ważny! Chwilę później do pokoju weszła Tiril, przynosząc ze sobą zapewne równie interesujące wieści. Teraz jednak nie doczekała się żadnej odpowiedzi od koleżanek, ale nie umknął jej uwadze bojowy nastrój Puchonki. - Darras oczywiście. – Odpowiedziała krótko Hope, wyraźnie akcentując jego nazwisko. – Ciągle mnie dręczy! – Dodała nie ukrywając złości, z wyczuwalną nutą smutku w głosie. Gdy tylko Faith to usłyszała, zerwała się z łóżka i zaczęła wygrażać się pięściami i przezywać Antyony’ego. Nie wyglądała jednak zbyt groźnie, gdy tak chaotycznie wymachiwała rękami uderzając powietrze, ubrana w letnią piżamkę w koty. - Dobra, dobra… - Mruknęła Hope nie do końca wierząc w powodzenie planu przedstawionego przez siostrę. Doceniała jej wsparcie, jednak tym razem patrzyła z niedowierzaniem na scenkę, którą odgrywała na środku pokoju. – Dobra, a teraz tak na poważnie. Może zrobimy jakiś eliksir? Na przykład wywołujący opryszczkę na całym ciele? - Faith faktycznie wydawał się sensowny. Może nagle jej umysł się obudził? Ale eliksir wywołujący opryszczkę… Anthony sam był taką opryszczką, takim wrzodem w życiu Hope, więc byłaby to nawet ciekawa metafora rzeczywistości. Everett zaśmiała się cicho, gdy pomyślała o tym w ten sposób. - A co Ty co byś zrobiła Tiril? Myslisz, że to dobry pomysł? – Zapytała Hope odwracając się w kierunku łóżka koleżanki. Była ona bardzo dobra w eliksirach, zapewne miała w zanadrzu parę przepisów na takie okazje. Jednak w pierwszym momencie jej nie dostrzegła, więc ostrożnie podeszła bliżej. – Tiril..? – Zawołała Puchonkę szukając jej wzrokiem. Po krótkiej chwili zauważyła Pannę Dahl klęczącą z głową pod łóżkiem. Pewnie próbuje namierzyć swojego kocura. – Pomyślała Faith. W końcu nie był to pierwszy raz kiedy Esmeralda gdzieś się chował, a później zapominał, że czasem powinien wyjść ze swojego ukrycia, choćby tylko na posiłek.
Ostatnio zmieniony przez Hope Everett dnia Sro Sie 02 2017, 13:04, w całości zmieniany 1 raz
Po chwili zza siebie usłyszała głos współlokatorki, pomachała do niej uśmiechając się lekko. – Niestety nie, obudziła mnie furia bliźniaczki… - aż ziewnęła z tego wszystkiego, kto to widział żeby budzić biedną Faith w środku nocy… – Wiem! Najlepiej byłoby go wypatroszyć… Kto jest za? – energicznie podniosła rękę , jednak, ku jej ogromnemu rozczarowaniu, nikt inny nie popierał tej opcji. Może to przez tą piżamkę w koty dziewczyny nie brały jej propozycji na poważnie? Najchętniej to po prostu pobiłaby Darrasa żeby raz na zawsze popamiętał, jako przykładna Gryfonka nie powinna popierać przemocy, no ale to co innego. W słusznym celu można posunąć się do takich metod. – Opryszczka zejdzie po jakimś tygodniu, a ten palant przynajmniej popamięta. – zwróciła się do Tiril, liczyła na to, że blondynka ją poprze. Zresztą Faith kochała eliksiry, może nie równie mocno jak transmutację, ale naprawdę lubiła ten przedmiot. Popatrzyła na leżące na podłodze rzeczy Puchonki, próbowała znaleźć coś co może wchodzić w skład eliksiru. Jednak jej uwagę przykuł kot chowający się pod łóżkiem. – Nie ma ochoty na kabanosy? – zapytała współlokatorki ze zmartwioną miną, nastolatka uwielbiała koty. Myślała nawet o tym żeby kupić sobie kociaka po powrocie do szkoły, od pewnego czasu chciała mieć jakiegoś pupila. Wtoczyła się pod łóżko żeby zgarnąć kocią kulkę koleżanki. Po czym zostawiła dziewczyny na chwilę same, Everett przez ten czas udała się do łazienki, żeby jak to się mówi ‘zrobić z siebie człowieka’. Takie tam mugolskie powiedzonka… Związała włosy w kitkę, żeby nic jej nie przeszkadzało podczas robienia eliksiru, przynajmniej miała taką nadzieję, że reszta zdecydowała się na taką opcję. Po chwili wyszła ubrana i gotowa do działania. – To co robimy? – klasnęła w dłonie i uśmiechnęła się szeroko do dziewczyn. Sięgnęła jeszcze szybko do swojej torby, po czym wyciągnęła z niej kociołek, spojrzała na koleżanki zachęcająco.
Wyciągnęła palce ku Esmeraldzie, jednak jak mogła przypuszczać, kocica nie wyjdzie ot tak spod łóżka. Ma swoje lata i godzina obecna to godzina trzeciej drzemki. Ti mogła jedynie położyć przepołowionego kabanosa obok jej pyszczka i liczyć na to, że gdy się ocknie wynurzy swe zacne jestestwo spod otchłani łóżka. - Jak wyśpi się to zje. Leniuch jak znalazł. - uśmiechnęła się ciepło do Faith, wdzięczna za troskę o Esmeraldę. Na dźwięk nazwiska Darrasa, Puchonka mimowolnie się skrzywiła. Ludzie się nie zmieniają. Zniżanie się do poziomu Darrasa i nazywanie kogoś szlamą jest poniżej ludzkiej godności. One, jako damy, nie powinny brudzić sobie ust jego nazwiskiem. - Nie uważacie, kochane, że Darras łaknie naszej atencji? - zapytała elokwentnie, unosząc lekko podbródek. - Skoro tak bardzo jej pragnie, niechaj ją otrzyma. Faith, twoja pomysłowość wciąż mnie zachwyca. Myślę jednak, że wypatroszenie jest zbyt... brudnym zajęciem, a nie chcemy chyba niszczyć sobie paznokci dotykając jego odrażającego ciała, hm? - w te delikatne słowa włożyła leciutką obietnicę słodziutkiej zemsty. Tiril nauczona została, aby walczyć o swych najbliższych. Tak się składa, iż Hope należy do tego grona osób. Panna Dahl nie chciała widzieć w jej oczach smutku i bólu, dlatego uwarzenie eliksiru było pomysłem idealnym na tę okazję. W środku, głęboko w środku tuż przy sercu Tiril odczuła skurcz bólu na myśl o tym przedmiocie. Nie lubiła brudzić palców sadzą, chlapać nadgarstków mazią pancernika czy polować na uciekający składnik. Nie pokazała tego po sobie, ukrywając emocje za miłym uśmiechem. - Mam plan. Stworzymy paskudny eliksir. Ty Hope, wykażesz się wówczas talentem aktorskim i metamorfogicznym i ofiarujesz mu jeden flakonik, na przykład wlewając mu go do soku. Jeśli się nie uda, otrzyma ode mnie listowny upominek. Znaczy się, otrzyma od tajemniczej wielbicielki pieczone czekoladowe żaby wywołujące niestrawność czy coś podobnego. Kto jest za? - zapytała zanim Faith podniosła się, by się zrobić na bóstwo. Sama Tiril wstała z gracją z łóżka i podeszła do szafy. Otworzyła nowy wszechświat ubrań i w przenośni, zanurkowała tam. Wyjęła stamtąd trzy granatowe fartuchy ochronne, które złożyła na oparciu krzesła. Po jednym dla każdej. Idąc w ślad za Gryfonką, wsunęła palce w swe blond pukle i poczęła wiązać je w tradycyjny koński ogon. - Eliksir Gregory'ego też brzmi bardzo... miło, choć wyjątkowo łagodnie. - zakomunikowała, wyjmując z szafy moździerz, chochle, plastikowe mieszadła, drewnianą tacę do krojenia, jeden nóż, tłuczek do zabijania robactwa, trzy fiolki i jedną szklankę. - Mogłabyś nalać tu wody, Hope? - zapytała, wynurzając z kochanej szafy pewien malutki kuferek, rzecz jasna wspólny!, pełen roślinek i innych nieszkodliwych maleństw. Wyjęła z niego najpierw silikonowe rękawiczki, które od razu założyła. Podała je również bliźniaczkom. - Potrzebujemy jeszcze palnika. - zakomunikowała, zdejmując z ich stolika wszędobylskie przedmioty, robiąc miejsca na rytuał tworzenia eliksiru. Położyła równiutko kilka kolców jeżozwierza, przyglądając się im czy aby na pewno nie są wadliwe, chore, ułamane i brzydkie. Krzaczek lubczyku podała Hope, by włożyła do wody. Muszą wszak dbać o świeżość składników. - Olejek różany czy lawenda? - rzuciła pytaniem, nie podnosząc wzroku znad stolika. Czuła pod skórą maleńki gorąc, komunikujący o byciu w swoim żywiole. Znienawidzonym, ale swoim. Jak to mama mówiła? Ciasne, ale własne.[/b]
Jeśli chodzi o przyjaciół, Hope miała ogromne szczęście. Faith, była najwspanialszą siostrą, największym wsparciem i osobą niezwykle pomocną, z kolei Tiril, to prawdziwy skarb - lepszej przyjaciółki Everett nie mogła sobie wymarzyć. I tym razem bratnie dusze jej nie zawiodły. Dzięki nim nie czuła się samotna i lepiej radziła sobie ze złym samopoczuciem. Gdy młoda Dahl poinformowała, że ma już plan, Hope posłała jej szeroki uśmiech. Teraz mogła być już spokojna o swoją przyszłość. Z pewnością pomysł Tiril zniechęci Anthony’ego do gnębienia mnie. A może nawet nabierze do mnie choć odrobinę szacunku? – Pomyślała młoda Everett obserwując przyjaciółkę, która w tamtym momencie wyciągała z szafy fartuchy. - Eliksir Gregory'ego też brzmi bardzo... miło, choć wyjątkowo łagodnie. Powiedziała Puchonka, choć Hope jeszcze nie wiedziała, co kryje się pod obiecującą nazwą „eliksir Gregory’ego”. Poproszona o nalanie wody podbiegła ochoczo do przyjaciółki – nikt jeszcze nigdy nie zlecił jej tak odpowiedzialnego zadania podczas ważenia eliksiru. Poważnie! Na zajęciach nawet nauczyciel nieco obawiał się obecności Hope, ponieważ siała spustoszenie swoją osobą. Tłukła fiolki, rozlewała eliksiry, wysypywała składniki, popsuła nawet moździerz! (Choć to pewnie wydaje się dla większości niemożliwe.) Rzecz jasna wszystko to działo się przypadkiem. Everett bardzo się starała, jednak jak widać – jej starania niewiele tutaj pomogły. Wyglądało to tak, jakby eliksiry same się buntowały przeciwko jakimkolwiek kontaktom z Hope. Z zupełnie innej strony mogła pokazać się a zajęciach wymagający pracy różdżką. Te nie sprawiały jej wielkich trudności, może ze względu na idealne dopasowanie rdzenia przez Ollivandera? Z pewnością była w tym jego zasługa. W czasie, kiedy nalewała wody do fiolki, Tiril rozkładała na stole swój kuferek o naprawdę imponującym wyposażeniu. Hope podeszła do stołu i przelała wodę do kociołka. Robiła to w największym skupieniu wystawiając mimowolnie język. Po chwili położyła na blacie już pustą fiolkę i założyła rękawiczki. Była podekscytowana na myśl o robieniu eliksiru w tak wspaniałym towarzystwie! Nawet jeśli znów coś stłukę, nikt przynajmniej mnie nie ochrzani. Pomyślała Hope, ale mimo wszystko spojrzała na Faith i Tiril, jakby szukała potwierdzenia na ich twarzach. - Ja nie mam takich rzeczy. – Nikogo raczej nie zdziwiło, że Hope na wakacyjny wyjazd nie zabiera ze sobą takich przedmiotów jak palnik. Jej niepowodzenia w dziedzinie eliksirów raczej nie były tajemnicą, więc spojrzała wyczekująco na siostrę, a wtedy Puchonka zapytała o składniki. - Mam nadzieję, że to pytanie nie było do mnie. – Zaśmiała się Puchonka bacznie obserwując poczynania przyjaciółki. Była pod wrażeniem pasji, z jaką Tiril rozpoczęła przygotowywanie eliksiru.
- Eliksir Gregory’ego? - popatrzyła na dziewczyny z zażenowaną miną. To ma być zemsta? – Niestrawność brzmi o wiele lepiej… Jaką to da mu niby nauczkę? – dodała jeszcze krzyżując ręce na piersiach, skoro Darras domagał się ich atencji to będzie ją miał. Jednak popierała nieco mocniejsze metody… Chciała dać Ślizgonowi nauczkę, przecież nie mogła spokojnie patrzeć na to jak jej mała siostrzyczka, w końcu Hope jest młodsza o dwie i pół minuty, cierpi. Faith radziła sobie jakoś z wyzwiskami, owszem były dla niej cholernie przykre, ale potrafiła szybko się odgryźć, bądź po prostu puszczać obelgi mimo uszu. Ciężkie było życie, tak zwanych ‘szlam’… Poza tym Everett uważała to za dar, coś wyjątkowego, jak dla niej nie jest sztuką być czarodziejem czystej krwi. Odebrała od Dahl sylikonowe rękawiczki z lekkim uśmiechem, nie popierała tego pomysłu… To było stanowczo za delikatne. – Palnik! Jasne, już podaję. – Faith znowu zniknęła gdzieś grzebiąc w swojej ogromnej torbie, w końcu znalazła mały palnik. – Wiesz, Hope obiecała mi eliksir na powiększanie biustu, dlatego zabrałam to wszystko ze sobą… Lepiej nie pytaj dlaczego… - zrobiła skwaszoną minę i przewróciła oczami lekko kręcąc głową. Jeden z nielicznych głupich zakładów, które Gryfonka przegrała.. – Może lawenda? – zapytała Tiril, nie ma co, Puchonka była o wiele lepsza w tej dziedzinie niż bliźniaczki razem wzięte. Podczas gdy koleżanka była pochłonięta przygotowywaniem eliksiru, Faith przyciągnęła na chwilę do siebie siostrę. – Musimy pogadać. – powiedziała, nie przeszkadzało jej to, że Tiril może usłyszeć o jej problemach, Hope otaczała się zaufanymi osobami więc Everett czuła, że również może ufać Puchonce. – Czy wypada mi kogoś zaprosić na randkę? – zapytała nieco zmieszana, młoda czarownica nie radziła sobie zbyt dobrze w okazywaniu jakichkolwiek uczuć więc naprawdę było jej ciężko. A kto może doradzić lepiej jak nie przyjaciółki? Wzrok nastolatki błądził między twarzami dziewczyn, a zawartością kociołka.
Pokoje w Gates Hostel były takie urocze, a właściwie pokój szesnaście naprawdę podobał się Satoko. Zresztą ten widok na morze. To jak raj dla dziewczyny, która nie mogła pozwolić sobie na takie wakacje z pensji rodziców. Nie wierzyła, że ma takie szczęście. Jej lokatorki też były fajne. Znaczy niemal w podobnym wieku, a nawet miała swoją Vulpes. Chociaż z nią się przyjaźniła, mimo różnic wieku. Niespodziewanie jedna z sióstr Everett zrobiła niemały hałas, a Satoko właśnie podnosiła jakiś pisak, który spadł jej pod łóżko. Zatrzymała się niemal w bezruchu, jakby oczekując nadchodzącej burzy, którą zaraz miała rozpętać Hope, właściwie to chyba bardziej ta burza należała do tej drugiej. Przez chwilę, tak tkwiła za łóżkiem słuchając. Chociaż zapewne nie było to grzeczne, więc gdy nagle do pokoju wpadła Tiril, Okamura wyjrzała z pod łóżka i oparła na nim ręce, ciągle klęcząc na podłodze. Obserwowała. Po chwili znowu schowała się za łóżkiem. Dziewczyny planowały jakąś zemstę, wzruszyła ramionami, jakby nic ją to nie obchodziło, ale była ciekawa co one tam wykombinują. Siedziała tak i coś rysowała, zerknęła na kocice Dahl. Zazdrościła jej, że ma kota. Takie to mają szczęście. Satoko nigdy nie miała żadnego pupila, zwłaszcza kociaka. Westchnęła pod nosem i tak sobie mamrotała coś do siebie. Nagle rzuciła się na swoje łóżko i tak leżała, patrząc na dziewczyny, które były zajęte wszystkim i za razem niczym.
- Na randkę? - Zapytała unosząc brwi. - Uuu a z kim to się chcesz umawiać? - Mówiąc to szturchnęła w żartach ramieniem siostrę. - Myślę, że hmm... Zależy kogo. Nieznajomych troszkę nie wypada zapraszać na randki. - Powiedziała z przekonaniem. - Ale jeśli go dobrze znasz, to w sumie czemu nie! - Zachęciła siostrę i puściła do niej oczko. W tym czasie Tiril przygotowała kilkanaście drobnych kwiatuszków lawendy i jedną łodygę. Zaczęła wsypywać składniki w odpowiedniej, ale znanej tylko jej, kolejności. Najpierw oderwała dwa listki lubczyku, posiekała na drobno i wsypała do kociołka. Gotowała pierwszy składnik około pół minuty na dość dużym ogniu. Gdy uznała, że pora na kolejny składnik - dodała parę kolców jeżozwierza. Później chwyciła drewnianą chochelkę i zamieszała miksturę kilka razy w prawo. Nad eliksirem uniosła się gęsta para, a wtedy dziewczyna energicznie zamieszała wywar dwa razy w lewo. Przez moment przyglądała się kociołkowi i pozostawiła go jeszcze na chwilkę nad palnikiem. Na koniec dodała przygotowaną wcześniej lawendę. Odeszła od stolika i zanurkowała w kufrze, z którego wyciągnęła listek mięty. Wrzuciła go w całości do kociołka i machnęła różdżką. Następie zgasiła płomień i oznajmiła, że eliksir jest gotowy. Faith chwyciła pustą fiolkę i dziewczyny wlały do niej miksturę. Hope przyglądała jej się z ciekawością i zastanawiała się, jakie efekty osiągnie, gdy już wleje cały eliksir w okropnego Ślizgona. - Czyli mogę już to wziąć i działać? - Zapytała i wzięła fiolkę od Faith. Posłała koleżankom niecny uśmiech. - Czy teraz nie przypominam Hope Everett? - W tym momencie jej nogi wydłużyły się chyba dwukrotnie (naturalnie były dosyć króciutkie, więc dwukrotność ich długości to wcale nie przesada), a włosy przybrały kolor rudy i zmieniły się z prostych w drobne loczki. Nieco zmieniła również kształt swoich ust. Stała tak jeszcze przez chwilę, a potem pospiesznie podeszła do szafy i bez pytania ściągnęła T-shirt z półki Faith. - No co? Nie mogę zwracać na siebie uwagi moimi kwiecistymi ubraniami. Chyba każdy by mnie po nich rozpoznał... - W rzeczy samej. Większość szafy Hope zajmowały bluzki, sukienki spódnice w kwiatki, co więcej - Hope miała jedynie parę ulubionych ciuchów, w których naprawdę chodziła w kółko. Sądziła więc, że osoba z Hogwartu bez problemu poznałaby większość z tych rzeczy. Przebrała się więc w ubrania siostry - luźną ciemną bluzkę z jakimś niezrozumiałym dla Hope nadrukiem (pewnie to logo jakiegoś zespołu, którego nie cierpiała Puchonka - dziewczyny miały nieco odmieny gust muzyczny). - Teraz mogę iść. - Powiedziała podchodząc do drzwi. Chwyciła za klamkę i odwróciła się jeszcze do współlokatorek. - No to życzcie mi powodzenia. Pokażę wam potem zdjęcia ze spotkania z moim... PRZYJACIELEM! - Mówiąc to wróciła na swoje łóżko, wyciągnęła z plecaka aparat i pomachała nim radośnie w kierunku dziewczyn. Nikt nie wiedział, od kogo go pożyczyła. Sama była dosyć tajemnicza w tym temacie. Następnie podeszła z powrotem do drzwi i pospiesznie opuściła pokój.