Musiała tutaj zadziałać jakaś magia, bo z daleka te budowle nie są widoczne. Starożytny hipodrom można odkryć dopiero kiedy już wejdzie się na jego teren. Zabudowania są bardzo rozległe, chociaż w dużej części zniszczone. Ogromny tor wyścigowy i kojne poziomy widowni w dużej mierze porośnięte są przez dziką roślinności wyspy, jednak wciąż jest to największa otwarta przestrzeń w okolicy.
- Lepiej uważaj z takimi deklaracjami... - Prychnął z niedowierzaniem na zaczepki Naeris. Dobra, była mniejsza i zwinniejsza, ale nie miała prawa nazywać go powolnym! W ramach droczenia się, przeciął jej gwałtownie drogę, żeby na chwilę musiała przyhamować. MERLINIE, PIORUNY? KOGOŚ POJEBAŁO? Liam naprawdę mógł przeżyć latające tłuczki i nieznośny deszcz. Nie przejmował się za bardzo czyimiś rozkwaszonymi nosami, bo taka to już była właśnie gra... Jednak kiedy wplątały się w to wszystko warunki atmosferyczne, zrobiło się niebezpiecznie. Profesor zadrżał, widząc jak młody Ślizgon zsuwa się z miotły, trafiony piorunem. Piorunem! Chyba coś wrzasnął, w każdym razie na chwilę na pewno zapomniał o swojej roli w tym wszystkim. Gdzie była jego różdżka, gdy jej potrzebował? Nie obchodziła go eliminacja z gry, bo do cholery, dzieciak mógł zginąć! Wyszarpnął różdżkę i gotów był rzucać zaklęcie, aby zamortyzować upadek Monte, kiedy do akcji wkroczył Lope. Liam schował różdżkę, ale nie wrócił do szukania znicza do momentu, w którym nie upewnił się, że uzdrowiciele pomagają biednemu obrońcy. I najwyraźniej opamiętał się w sam raz, bo dostrzegł złotą plamkę i błyskawicznie pomknął w jej kierunku. Widział znicza coraz dokładniej, był coraz bliżej... Wyciągnął rękę, czując koszmarny opór powietrza. Musnął skrzydełko piłeczki opuszkami palców i wychylił się jeszcze mocniej, czując, że to jedyna taka okazja. Chwycił znicz pewnym ruchem, zamykając go w zaciśniętej pięści. Uniósł wysoko rękę, nie mogąc powstrzymać dumnego uśmiechu. No, to mecz zakończony! I dobrze, bo z tą pogodą robiło się groźnie...
Lope popatrzył na tę małą, rozwrzeszczaną dziewczynkę z niedowierzaniem. Od kiedy pierwszoklasiści się tak wyrażali? Najwyraźniej trafił na taką, która nie wie, kiedy należy zamknąć swój szczekający pyszczek. Mimo wszystko trochę go sprowokowała, a adrenalina od dobrego kwadransa buzowała w żyłach Ślizgona. Przegięła pałę (hehe), kiedy trafiła Vivien tłuczkiem, co ewidentnie było bolesne. Nie marnował już głosu na kłótnie z tym bachorem, ale puścił płazem tak tego nie mógł. Zwłaszcza, kiedy ośmieliła się go zaatakować. Akurat znajdowali się w takiej sytuacji, że sędzie niczego nie widział, a Mondragón na pewno nie zamierzał pozwolić gówniarze odlecieć. O nie. Nie czekając, w zaledwie ułamku sekundy znalazł się obok, żeby przywalić w bara dziewczynie, łapiąc jednocześnie za rączkę jej miotły i pociągając do siebie. W żadnej mierze nie było to czyste zagranie, ale po takim uderzeniu nie było mowy, żeby idiotka nie poleciała prosto na ziemię. - MIŁEGO LĄDOWANIA. - warknął, puszczając miotłę, żeby najlepiej roztrzaskała się na łbie Gryfonki. Przeleciał się i wylądował niedaleko, gdy zorientował się, że wygrali. - Teraz też zechcesz mi coś pokazać? - powiedział, licząc na to, że połamała sobie wszystkie palce, a jeszcze lepiej, gdyby w ogóle kark.
faul: 3
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
- Bez przesady, nie rób ze mnie aż takiego frajera - odparł ze śmiechem. To, że nie imponowała mu walka na pięści nie znaczyło, że nie lubił, kiedy tłuczek efektowanie kogoś uderzył czy podczas pojedynków jakieś zaklęcie okazało się wyjątkowo paskudne. To po prostu miało jakiś tam swój urok, jakkolwiek to brzmiało. Tłuczek Dreamy niestety znowu przeleciał tuż obok jej celu, na co Ezra lekko się skrzywił. Solidarnie do Leo życzył jej jak najlepiej w tym meczu. Dziewczyna mimo zdolności potrzebowała jeszcze trochę praktyki, ale podejrzewał, że brat i tak by ją już na rękach nosił. - To nie są dobre słowa przy tej okazji, Leonardo - odparł ze śmiechem i lekkim niedowierzaniem. Tu właśnie była granica brutalności, którą lubił Ezra. A dlaczego Leo nie był na boisku? Cóż, nawet magiczne miotły posiadały jakąś kategorię wagową, a poza tym nie oszukujmy się, już słoń by lepiej wyglądał na miotle niż Leo (bez urazy słonko) - Ej, ej, ej, patrz - zawołał, lekko poklepując przyjaciela i wskazując na postać profesora Deara, który wychylał się na miotle. - Złapał go. Złapał znicza. Posłał Leo promienny uśmiech. W sumie całkiem nieźle to wyszło, obie drużyny miały takie same konta (aczkolwiek wciąż uważał, że Naeris była efektowniejsza). Chyba jednak Ezra nie był czegoś świadomy, bo widział jak Lope wyrywa miotłę Etce i to zdecydowanie nie było czyste zagranie. Znając jednak Gryfonkę, sama niewinna nie była. - Chyba kogoś poniosły emocje... Chodź, pewnie chcesz znaleźć Dreamę? - zapytał, łapiąc chłopaka za nadgarstek, żeby nie zgubić go w drodze z trybun. Znaczy, mała była obawa, że Ezra zgubi Leo. Bardziej, że Leo zagubi Ezrę, więc po prostu było to działanie zapobiegawcze. ztx2
Harriette Wykeham
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168
C. szczególne : za duży, powyciągany wełniany sweter na grzbiecie, łańcuszek z obrączką na szyi
Spadając, próbowała jeszcze zdzielić skurczybyka pałką, ale nie zdążyła. Z łoskotem wylądowała na ziemi, ale szczęśliwie nie byli zbyt wysoko, a błoto powstałe na boisku zamortyzowało trochę upadek. Zresztą adrenalina buzowała w niej tak bardzo, że ból najprawdopodobniej poczuje dopiero jutro rano. Jeszcze rzucił jej miotłą! Jej nowiutką miotła, na którą zbierała dwa lata. Nie miała teraz czasu sprawdzać, czy jest cała, ale jeżeli wygiął jej choć jedną witkę, zamierzała roztrzaskać mu ten ślizgoński łeb. Wściekła, zerwała się z ziemi, widząc, że ląduje i rzuciła się w jego stronę, upuszczając gdzieś po drodze pałkę. Runęła na chłopaka z impetem łapiąc go w talii i przewracając w kałużę błota. Szybko podniosła się, siadając mu na klatce piersiowej i lewą ręką chwyciła go za włosy, przyciskając głowę do ziemi tak, że nie mógł nią ruszyć. - Pożegnaj się z karierą modela, gnido - szczeknęła, unosząc prawą pięść, wycelowaną w jego nos.
Lope ani trochę nie żałował, że pokazał smarkaczowi gdzie jego miejsce. Powinna wyciągnąć wniosek i nauczyć się, że do większych od siebie skakać nie warto. Prędzej spodziewał się, że będzie się przed nim skruszona kajać, a jeszcze lepiej, gdyby się rozpłakała. Nie dość, że się idiotycznie darła, to najwyraźniej była też kompletnie szalona, bo rzuciła się na Hiszpana jak dzika lwica, której nadepnął na ogon. No cóż, kiedy smok i lew rzucą się na siebie, nie wyniknie z tego nic dobrego. Z wyrazu twarzy dziewczyny mógł już trochę przewidzieć, co się stanie parę ułamków sekundy wcześniej. Jednak drobna Gryfonka zdołała go przewrócić. - Kurw...! - wydusił, czując, że zapada się w miękkie, zimne błoto. Zrobiło mu się piekielnie gorąco z gniewu. Na szczęście wieloletnia praktyka Quidditcha wyrobiła u niego refleks, którego niejeden by pozazdrościł. Dodatkowo idiotka za dużo mówiła, zamiast robić. Tępa. Wypluł błoto z ust i zaatakował, kiedy jeszcze nie skończyła swojego zdania. Miał obie ręce wolne, a do tego dużo więcej siły niż jakaś tam nastolatka. Zacisnął lewą dłoń na nadgarstku Gryfonki, żeby nie mogła rozkwasić mu nosa. Prawą silnie złapał dziewczynę za biodra. Zazwyczaj robił to w troszeczkę innych sytuacjach. I nie tracił przy tym włosów, których na pewno wyrwała mu garść. Wściekłość i ból oślepiały, ale zmusił ją do zmienienia pozycji, tak że to on był na górze. Błyskawicznie przesunął rękę z jej biodra do szyi, przyduszając ją mocno łokciem. - A ty pożegnaj się z życiem, gówniaro - wycedził, a kropelki błota spadły na twarz przeciwniczki. Nie wypadało bić dziewczyny. Mógł ją po prostu udusić.
Piorun mnie nie trafia? O nie, trafia Monte? Patrzę z wytrzeszczem jak ślizgon spada, całe szczęście Lope ma trzeźwy umysł i w porę go łapie. Strach pomyśleć, co by się stało, gdyby nie zareagował szybko! Chwilę potem Liam łapie znicza, ale trochę nie wiem w które właściwie on jeszcze drużynie. Wygrywamy? Chyba tak, bo wszyscy się cieszą, więc ja też zeskakują z miotły i krzyczę jakieś radosne frazesy. Wywijam pałką i znowu się gubię. Bijemy się? Mam ochotę dołączyć, ale tutaj, pod okiem nauczycieli i innych dorosłych nie jest to wcale dobrym pomysłem. Podchodzę więc do Lope'a i pukam go pałką w ramię, nie za mocno, żeby nie pomyślał, że chcę mu przywalić. Kto wie, jeszcze by mi oddał? - Daj spokój, wszyscy patrzą. - Ciągnę go za ramię. - Bludger w gaju oliwnym? Zbieramy ludzi. Więc potem szepczę innym na ucho, tylko tym, którzy wiem, że nie przekażą informacji gdzie nie trzeba i wybieramy się po tajniacku do gaju.
Harriette Wykeham
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168
C. szczególne : za duży, powyciągany wełniany sweter na grzbiecie, łańcuszek z obrączką na szyi
Nim zdążyła oddać cios, Hiszpan przewrócił ją na plecy i przydusił do ziemi. Dosłownie. Jego przedramię boleśnie wbijało jej się w krtań i prawie natychmiast zaczęła się krztusić. To jednak absolutnie nie był koniec. Może i był od niej większy i silniejszy, ale jej samej nie brakowało atutów. Po pierwsze ostre bójki nie były dla niej niczym nowy i doskonale wiedziała jakich chwytów mogła spróbować w różnych sytuacjach. Po drugie: jej drobna postura zawsze sprawiała, że przeciwnik ją lekceważył i w momencie, w którym nad nią górował, zapominał o obronie. Po trzecie: była szybka i zwinna jak węgorz. I w końcu po czwarte i najważniejsze: nigdy nie traciła zimnej krwi. Im więcej adrenaliny w niej buzowało, tym przejrzyściej jej myślało. Mimo, że groził jej śmiercią i brzmiał nawet przekonująco, nie zamierzała chaotycznie mu się wyrywać. Błyskawicznie oceniła swoją sytuację i szybkim ruchem zgięła nogę w kolanie, trafiając go w krocze. Nie był to zbyt energiczny kop, ale wystarczająco bolesny, żeby rozluźnił uścisk. Kiedy tylko nacisk na jej szyję ustąpił, wyślizgnęła się spod niego jak piskorz, dokładając jeszcze niezbyt mocne z racji braku miejsca na zamach, uderzenie z pięści w podbródek. Ślizgając się w błocie, podniosła się na nogi i wzięła zamach, żeby kopnąć go bok.
Zwycięstwo jest zawsze przyjemne, nawet jeśli nie chodzi o prawdziwy mecz. Liam uwielbiał właśnie takie "towarzyskie" rozgrywki - głównie dlatego, że mógł w nich brać udział i nie wyglądało to (za bardzo) dziwnie. Nie rozumiał kompletnie, czemu inni dorośli nie chcą się chociaż trochę pobawić, ale cóż. Ich strata. Nie mógł wyobrazić sobie takiego Edgara Fairwyna na miotle... No chyba, że miałoby być nawiązanie do takiej paskudnej wiedźmy z mugolskich historyjek, o których Liamowi obiło się o uszy. W takim wypadku profesor od starożytnych run jak najbardziej pasował do roli czarnego charakteru. (Tylko czy jakikolwiek kot by z nim wytrzymał? Albo inna żywa istota?) Rozejrzał się po boisku, przy okazji zerkając na trybuny pełne rozemocjonowanych widzów. Zawodnicy powoli zlatywali na ziemię, ale uwagę Liama ściągnęło na siebie dwóch graczy, którzy chyba mieli jakiś problem. Zmarszczył brwi, obserwując @Harriette Wykeham i @Lope Mondragón. Przez tę pogodę i wszechobecne zamieszanie nie mógł dostrzec dokładnie, co się dzieje... Ale zapomniał o swoim zwycięstwie i ruszył w tamtą stronę, przedzierając się z trudem przez błoto. Przez chwilę wydawało mu się, że może ktoś się potknął, ktoś padł ze zmęczenia... Niestety okazało się, że nie ma co tak cieszyć się zwycięstwem, ponieważ grał z dzieciakami, które najzwyczajniej w świecie nie potrafiły się zachować. - MONDRAGÓN, WYKEHAM!- Zawołał na tyle solidnie, że nie mieli szans go nie usłyszeć. Wyjął różdżkę i rzucił niewerbalnie "Expulso", celując w szamoczącą się w błocie dwójkę uczniaków. Zaklęcie odrzuciło ich (zanim Harriette kopnęła Lope) na bezpieczną odległość, tak, że oboje leżeli. Liam stanął między nimi z wyraźnie poirytowaną miną. - Na Merlina, co z wami? Ogarnijcie się trochę, a nie cyrki robicie - rzucił ze złością, zerkając to na jedno, to na drugie. Harriette chyba wkroczyła w jakiś okres buntowniczy, ale Lope powinien być tym mądrzejszym i nie dać się sprowokować młodszej dziewczynie! Nie ruszył się, dopóki ta dwójka nie postanowiła już dać za wygraną - a jeśli którekolwiek próbowało wrócić do bijatyki, to musiało najpierw pozbyć się profesorka, który skutecznie stał na drodze z różdżką w dłoni. Może i był wyluzowany, może i bardzo ich wszystkich lubił, ale nie zamierzał pozwalać na coś tak głupiego!
Dawno nikt go tak nie wkurwił. Ogólnie naprawdę był raczej spokojnym człowiekiem i potrafił zignorować zaczepki, ale nie, gdy chodziło o ukochany sport Lope. Smarkula zasłużyła na porządny łomot, nawet jeśli Ślizgona trochę poniosło. W tamtej chwili liczyło się tylko to, żeby dać jej nauczkę, którą popamięta do końca życia. Przynajmniej ból nie był tak zły, jak gdyby kopnęła go z rozmachu. Powstrzymał się od jęku, ale zgiął się odrobinę, pozwalając Gryfonce na ucieczkę. Zanim zdążył zakląć już rąbnęła go w twarz, ale nie na tyle mocno, żeby to Hiszpana zamroczyło. Zdążył jeszcze rzucić się na dziewczynę i zacisnąć dłoń na jej włosach, kiedy nagle zostali od siebie siłą rozdzieleni. Chłopak zarył w błoto i zmrużył oczy, czując że jest cały brudny, mokry, a do tego obolały. Wcześniej chyba usłyszał swoje nazwisko, ale był zbyt zdezorientowany tym, że ktoś tak szybko przerwał ich "zabawę". Podniósł się na łokciu i splunął, wyrównując oddech. - Psor wybaczy. - mruknął, nieusatysfakcjonowany łomotem, jaki spuścił Gryfonce. Nie patrzył na Deara, ale na nią. - Przecież nic się nie stało. - uśmiechnął się podle. A dobrze jej tak. To za jajka. Powiedziałby więcej, ale Dear i tak wyglądał na wkurzonego.
Dreama Vin-Eurico
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185 cm
C. szczególne : Wyjątkowo szczupła, posiada kilka drobnych tatuaży, kolczyk w nosie.
Pomimo, że wygrana ja cieszyła była mega zawiedziona. Ani razu nie udało jej się trafić w przeciwnika. Myślała, że chociaż na meczu na luzie pokaże klasę i to, że w miarę wie, jak trzymać pałkę i jak obijać ludzi, a tu taki klops. No, ale Dramie zawsze wiatr w oczy, chociaż tym razem był to bardziej deszcz. Starała się uśmiechać, jednak czuła się fatalnie i chociaż obiecała sobie, że nie będzie traktować tego meczu na poważnie, to stał się on dla niej niemałym priorytetem. Spokojnie wylądowała na ziemi, poklepała parę osób po plecach, przytuliła tych których znała i ruszyła w swoją stronę. Kontem oka zauważyła, że Lope tarza się w błocie z Harri, z którą była w jednym pokoju, w innym przypadku najprawdopodobniej by się przejęła, jednak teraz było jej wszystko jedno, była zawiedziona swoimi umiejętnościami i tyle. Niezauważona wyszła z hipodromu.
/zt
Harriette Wykeham
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168
C. szczególne : za duży, powyciągany wełniany sweter na grzbiecie, łańcuszek z obrączką na szyi
Nie była ani nadzwyczajnie wpieniona, ani nie traktowała tego lania jako nauczki. W jej wykonaniu prawie każdy mecz tak się kończył i uważała to za naturalną kolej rzeczy, mimo, że wiele autorytetów, próbowało uświadomić jej, że tak nie jest. Tym razem miał to być profesor Dear. Skoczyła na nogi, gotowa atakować typa, który jeszcze bardziej rozsierdził ją przerwaniem walki i rzuceniem na nią zaklęcia. Powstrzymała się widząc, kim był. W normalnych warunkach, to był moment, w którym zduszała gniew i zaczynała się martwić się tylko konsekwencjami. Tym razem problem był taki, że młodego nauczyciela transmutacji w ogóle się nie bała. Kilka dni temu bez przypału piła przy nim alkohol, a niestety należała do tych rozpieszczonych bachorów, które po podarowaniu palca, brały całą rękę. - Merlinie, po co się pan wtrąca?! - wyrzuciła z siebie impertynencko - Nic się wielkiego nie dzieje! - splunęła pod nogi, rzucając Ślizgonowi spojrzenie spode łba. Wyjątkowo w czymś się zgadzali, ale ona i tak jeszcze z nim nie skończyła. Odwróciła się na pięcie i poszła po pałkę i miotłę. Wydawało jej się, że ktoś coś mówił o bludgerze, ale nie wnikała. Zapyta Lysa, on będzie wiedział na pewno. Emocje powoli z niej opadały i coraz bardziej czuła jak jest obolała. Najbardziej dokuczała jej szyja. Dopiero teraz zauważyła, że nie da rady normalnie oddychać i przełykać. Co chwila odchąkiwała i wypluwała z siebie zalegającą flegmę. W końcu zaniosła się tak poważnym kaszlem, że aż przewróciły jej się wnętrzności. Splunęła jeszcze kilka razy śliną zmieszaną z żółcią i otarła usta. Odszukała wzrokiem Mondragona, przysięgając sobie, że jeszcze jej za to zapłaci. Ale to kiedyś, na razie musiała chwilę odpocząć.
Leonardo O. Vin-Eurico
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : Ok. 222cm
C. szczególne : Wzrost; blizny na udzie i łopatce; umięśniony
Leonardo bardzo ucieszył list @Blaithin ''Fire'' A. Dear, w którym wyrażała chęć spędzenia wspólnie czasu podczas naparzania się. To znaczy, Gryfon dalej uważał, że to będzie raczej lajtowy trening, bo dziewczyna była kilka razy drobniejsza, a o wzroście nie był w stanie nawet myśleć. Tak czy inaczej, cieszyło go, że mogą nieco bardziej aktywnie się pobawić. Poinformował @Ezra T. Clarke gdzie wybywa z takim radosnym nastawieniem, tym samym w pewien sposób go zapraszając - gdyby miał ochotę trochę sobie pooglądać ten amatorski sparing, to przecież nic nie stało na przeszkodzie. Sam Leo skoncentrował się raczej na tym, żeby przygotować w miarę sensowny trening dla swojej przyjaciółki. Jak wiadomo, nie można po prostu rzucić czegokolwiek komukolwiek. Kombinował zatem, czerpiąc ze swoich niezbyt dużych zapasów. W końcu nie wziął na Grecję zbyt dużej ilości sprzętu, nie chcąc robić z siebie idioty - wystarczyło już, że miał deskę i niektóre graty, z którymi ciężko mu było się rozstać. Ostatecznie szedł na starożytny hipodrom z torbą pełną najprzeróżniejszych urządzeń treningowych. Nie zapomniał również o sporych butelkach wody, ręcznikach i, Merlinie, apteczce. Gotowy był na wszystko. Zastanawiał się, czy dziewczyna zrobi sama rozgrzewkę, czy też nie - z jednej strony wolałby to kontrolować, z drugiej nieszczególnie chciało mu się tracić na to czasu. Jako, że przyszedł wcześniej, sam miał na to odrobinę więcej czasu. Rzucił torbę na ziemię i rozejrzał się dookoła, podziwiając ogromną wolną przestrzeń. Zawiesił na chwilę spojrzenie na trybunach, na których podczas meczu prawie się zabił (cholerne brakujące schodki).
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Wakacje powoli zbliżały się do końca, a Fire robiąc w myślach małe podsumowanie, stwierdziła, że były wyjątkowo spokojne. Dobrze było nareszcie odpocząć od ciągłych intryg i problemów, które dręczyły dziewczynę od tak dawna. Miała okazję po prostu się rozluźnić i nawet jeśli wcale nie spędzała całego wolnego czasu na jakichś imprezach czy innych zabawach, było jej dobrze. Pomyślała też, że warto pójść trochę dalej i spróbować nauczyć się czegoś wspólnie z Leo. Zdawała sobie sprawę z tego, jak wiele cennej wiedzy może jej przekazać ćwierćolbrzym. Fire za swój cel obrała wyrobienie w sobie takiej kondycji i takich umiejętności, żeby już nikt nigdy nie był dla niej zagrożeniem. I nawet jeśli żyła z magią odkąd przyszła na świat, a bez różdżki czuła się nadal jak bez ręki, to doceniała mugolskie sposoby radzenia sobie z przeciwnikami. I w takich przypadkach przydawała się znajomość właśnie z Vin-Eurico. Co prawda, nie miała pojęcia jak to będzie wyglądać. Niby na mugoloznawstwie zapoznawali się z technikami boksu, ale zdążyła praktycznie wszystko zapomnieć. A to było jej jedyne doświadczenie w tej sferze... Cóż, tak czy siak spodziewała się, że raczej będzie to dla nich zabawą niż prawdziwym treningiem. Poza tym pozostawała kwestia pierścionka, bo zdjąć go nijak nie mogła. No i ubrania. Znała się na modzie mugolskiej tylko jeśli chodzi o pewne trendy, jak jakieś style rockowe czy tam metalowe. Tutaj musiała kierować się instynktem i w sumie podobnie jak wtedy, kiedy uczyła się boksu, postawiła na legginsy i zwykły, czerwony top. Zrezygnowała ze swoich ukochanych glanów na rzecz zwykłych butów do biegania, bo cóż, w sumie innych nie posiadała. Poświęcała się dla Leo, naprawdę poświęcała... Podreptała sobie beztrosko na hipodrom, nieświadoma czy powinna coś wcześniej przynieść, zaplanować, whatever. Gryfon musiał mieć świadomość, że do czynienia ma z kompletną amatorką, która tylko regularnie biegała. Ale porządnie zdeterminowaną i upartą amatorką. Naturalnie dostrzegła go od razu i uniosła dłoń na powitanie. Czuła, że będzie fajnie, nawet jeśli zbyt dobrze im nie wyjdzie. Zbliżyła się i podeszła do torby, ciekawa co takiego jest w środku. - Widzę, że będzie poważnie. - stwierdziła, nawet nie kwapiąc się do udawania, że w ogóle wie do czego to wszystko służy. Nigdy nawet nie była w takiej mugolskiej siłowni, więc to było coś nowego. Dobrze, że Leo pomyślał o apteczce, Fire nie spieszyło się do rzucania zaklęć leczniczych, kiedy magia kompletnie wariowała. No i eliksirów też wolała nie marnować. - Jestem do twojej dyspozycji. - uśmiechnęła się sarkastycznie i poprawiła kucyk. - Tylko najpierw się trochę rozgrzeję. - puściła Leo oczko i schyliła się, żeby wykonać skłon tułowia. W ogóle nie chciała wypaść źle, a już na pewno nie chciała, żeby myślał o niej jako o kimś słabym. Dlatego plan był taki, żeby dać z siebie wszystko.
Leonardo O. Vin-Eurico
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : Ok. 222cm
C. szczególne : Wzrost; blizny na udzie i łopatce; umięśniony
Nie musiał wcale długo czekać - zdążył trochę się rozgrzać i parę razy sprawdzić, czy w jego cudownej torbie nie brakuje jakichś oczywistych oczywistości. Leo nie był wcale trenerem, to znaczy bardzo chciał nim być. Uwielbiał przychodzić wcześniej na treningi i pomagać przy młodszych grupach. Z dzieciakami dogadywał się fenomenalnie, a uważał ćwiczenie z nimi za coś wyjątkowo dobrze prosperującego. W końcu umiejętność wytłumaczenia danego ruchu szkrabom była trudniejsza, niż dorosłym. Ci z kolei stawali się niemal niemożliwi do okiełznania, jeśli chodzi o szalone charaktery. Gryfon dalej podziwiał wszystkich swoich trenerów i mistrzów, którzy potrafili nauczyć go, że hej, nie można tak od razu każdego przeciwnika zmasakrować. Uśmiechnął się do Fire na powitanie i zjechał ją wzrokiem, zwracając uwagę na jej strój. Nie miał do czego się przyczepić, a widok sportowych butów skwitował jeszcze szerszym uśmiechem. Dobrze, że darowała sobie glany czy trampki. Zamarł jednak na chwilę na widok pierścionka i już miał mówić rudowłosej, że z tym na jej ręku to on nic nie zrobi, gdy przypomniał sobie powagę sytuacji. Zdusił w sobie komentarz. - E tam od razu poważnie. Zobaczymy na co będziemy mieli ochotę - wzruszył łagodnie ramionami. Ciężko mu było wyobrazić sobie ćwiczenie z tak drobną istotką, ale może to i dobrze? Były małe szanse, że skończy w dramatycznym stanie, że rozwali sobie bardziej ramię... - Dobra decyzja. Wiesz, możemy mieć trochę problemów z tym pierścionkiem, ale chyba damy radę. Powiedz mi tylko, czy ty masz jakąś szczególną wizję? Coś ode mnie chcesz? - Zapytał ze szczerym zaciekawieniem. W końcu nie wiedział, czy Blaithin zależy bardziej na nauczeniu się jakichś ciosów, czy może interesuje ją coś bardziej przypominającego obronę; czy chce pójść w stronę boksu, czy bardziej sztuki walki; czy ciągnie ją do kopnięć, czy do dźwigni. Potrzebował chwili na zebranie myśli, a żar lejący się z nieba wcale nie pomagał. Leo zaczął kwestionować decyzję dotyczącą miejsca, w którym będą trenować, ale postanowił się w tym temacie jeszcze nie odzywać. - Wiesz co, pójdziemy w Aikido - oznajmił nagle, coraz bardziej przekonany do tej myśli. Już wiedział, że nagada się jak głupi. Najlepsze w tym wszystkim było to, że sam o wiele bardziej lubił boks, kick boxing... - Ogólnie nie jest to sztuka walki, tylko samoobrony. W Aikido nie ma twardych bloków, nie stosuje się gardy bokserskiej. Polega na pozwoleniu, żeby energia przeciwnika swobodnie przepływała, na przekierowywaniu jej. Techniki Aikido są bardzo płynne i myślę, że mogą ci się spodobać. Nie jest agresywnie, ale za to daje szansę drobniejszym. Cała magia polega na tym, żebyś wykorzystała mój rozmiar i moją siłę na moją niekorzyść. - Warto dodać, że Leo oczywiście podczas mówienia nie stał bezczynnie. Pokazał odruchowo czym jest garda, ruchem dłoni również zaznaczył dobitnie, że przecież są w zupełnie różnych kategoriach. - Tylko tak, od razu dodaję, że my to wszystko robimy bardzo treningowo i jeśli ci się to nie podoba, to Fire, przerywamy. Aikido wymaga też kontaktu cielesnego z przeciwnikiem, nie ma tu prostych uderzeń i cofnięć. Jest przechwytywanie, przyciąganie, odpychanie. I tutaj wracam z powrotem do energii, wokół której to wszystko się obraca. Nie wchodzimy wcale na jakieś metafizyczne tematy, tylko chodzi o nasze zaangażowanie i to, ile z siebie dajemy. Człowiek jest najbardziej stabilny gdy stoi wyprostowany, na dwóch nogach, równo rozkładając ciężar ciała. Centrum znajduje się tutaj. - Prezentując tę jakże naturalną postawę przyłożył dłoń do swojego podbrzusza, pośrodku, minimalnie ponad linią bioder. - Jeśli tak stoję, moje centrum jest tam gdzie być powinno, to raczej mnie nie ruszysz. Znaczy, mogłabyś mnie kopnąć lub uderzyć, ale w to się teraz nie bawimy. - Wodę to chyba wziął po to, żeby sobie gardło trochę zwilżyć po tym monologu. - W Aikido zazwyczaj stoi się bardziej bokiem, z jedną nogą z tyłu. W ten sposób nie jest się tak odsłoniętym na różne możliwe ataki. Mówię strasznie ogólnikowo, bo nie zaczynasz przecież treningów Aikido, tylko chcesz trochę załapać. Myślę nad pokazaniem ci paru drobiazgów i tyle. Kiedy ustawił już Fire w odpowiedniej pozycji, stabilnej i faktycznie bocznej, dopiero mógł się poważnie zastanowić nad tym, co byłoby dobre na początek. - Dobra, Merlinie, przepraszam, konkrety. - Potrząsnął lekko głową z rozbawieniem. Rozgadał się. Zerknął z niebieskie oczy Fire żeby sprawdzić, czy nie zaczęła przysypiać. Sam miał problemy z takimi wstępami, ale akurat te tematy go interesowały i radził sobie nieźle. A od kiedy to on mógł dawać wykłady, to w ogóle je polubił. - Zaczniemy sobie od techniki, która nazywa się kotegaeshi, co kompletnie cię nie interesuje. Na luziku, patrz co robimy. Atakuję, łapię cię za nadgarstek. Co ty robisz - musisz odsuwając się z linii ataku, przejść bardziej w tę stronę. Drugą ręką przechwytujesz moją dłoń i przekręcasz ją tu, do dołu, zakładając dźwignię. W ruchu będziesz wytrącała mnie z równowagi, później dajesz impuls bólu na nadgarstek... Tylko nie staraj się robić jakoś bardzo siłowo, nie połam mi ręki, proszę. Jeśli chcesz zrobić mocniej, energiczniej, to pamiętaj o tym, żeby ostatecznie moją dłoń puścić. - I tłumaczył tak sobie, wszystko pokazując i sterując Fire, żeby zaraz zrobić dokładnie to samo. A potem stanął przed nią i uśmiechnął się promiennie. Gotowa, żeby spróbować w mniej ślimaczym tempie, bez tych dokładniusich komentarzy?
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Wiedziała, że Leo bardzo lubi taką formę spędzania czasu, więc spodziewała się prawdziwego zaangażowania i entuzjazmu. Miała nadzieję, że nie tylko będzie później bogata o wiedzę, jak sobie z kimś poradzić, ale także poprawią sobie humor. Fire dobrą i posłuszną uczennicą na pewno nie była, więc nie było mowy o jakimś ułatwianiu mu pracy. - No wybacz, ale go nie zdejmę. - powiedziała cierpko. Przynajmniej nie musiała się tłumaczyć dlaczego, bo na pewno nie byłaby skłonna do powiedzenia prawdy. I ostatecznie zapewne nici z jakichkolwiek ćwiczeń. - Raczej zdam się na ciebie, Olbrzymie, ale głównie stawiam na jakąś samoobronę. Aikido. Nigdy w życiu nie słyszała o czymś takim, więc tylko skinęła głową. Słuchała uważnie, próbując poukładać sobie wszystkie informacje w głowie. Skrzyżowała ramiona, pozwalając Leo mówić. Rozumiała, że teoria jest ważna, dlatego nie narzekała i nie przysypiała. W sumie nie była pewna, jak do tematu podchodzić - czy to będzie coś naprawdę mocnego czy może nie? Pokaże jej, jak zrobić poważną krzywdę? Bardziej ciekawa była już praktyki. - Rozumiem. - zapewniła tylko, przyglądając się biodrom Leośka. Pozwoliła się ustawić tak, że jedną nogę miała w tyle. Była rozluźniona i spokojna, więc cieszyła się, że nie ma żadnego przedłużania. Okej. Odsunąć się. Przechwycić dłoń. Przekręcić w dół. Dźwignia. Puścić dłoń. Nie wkładać w to dużo siły. Jeszcze raz... Co ona miała po przechwyceniu zrobić? Aha... Jak Leo to wyjaśniał to brzmiało w miarę banalnie, w końcu jakichś specyficznych ruchów wykonywać nie musiała. Tymczasem w praktyce już jej się żołądek ścisnął, gdy poczuła palce Leo na własnej skórze. - Okej. - w sumie mógłby to jeszcze powtórzyć tak jakieś kilka razy, ale w życiu by o to nie poprosiła. Starała się sprawiać wrażenie, że rzeczywiście ogarnęła i ustawiła się naprzeciwko. - Dajesz. - przygotowała się na złapanie za nadgarstek i cofnęła się bokiem tak, jak to tłumaczył. Nie miała pojęcia, ale chyba robiła to jakoś za szybko, w każdym razie od razu po tym musiała się lekko pochylić, żeby jednocześnie chwycić Vin-Eurico za dłoń i go pociągnąć. Przez chwilę myślała, że się potknie i wszystko tym samym popsuje, ale tak się nie stało. Serio, spodziewała się, że to będzie dużo trudniejsze, w końcu ile on ważył, a ile Fire... Tymczasem wcale nie odczuła jakiegoś mocnego oporu - może włożyła za dużo siły? Podsumowując, zdążyła się pogubić, ale pamiętała o puszczeniu ręki. - Emm... Wow. - powiedziała, gdy zobaczyła, że Leo znalazł się na ziemi. Czy to bolało? Ten cały impuls? Blaithin wywnioskowała tylko tyle, że jako tako cel osiągnęła. - To tak miało być te kotecoś? Zrobiłam coś źle. Próby domyślenia się, co konkretnie, spełzły na niczym, więc poczekała aż Gryfon wstanie (bo podawanie ręki? Pffff, jeszcze czego...) i popatrzyła na niego pytająco. Ale właściwie to całkiem jej się ta technika spodobała. Wydawała się naprawdę użyteczna, poza tym gdyby zechciała mogła zrobić prawdziwą krzywdę. Fire w sytuacji zagrożenie nawet by się nie wahała przed rozwaleniem komuś nadgarstka. - O i ewentualnie, możesz mi jeszcze pokazać, jak się uwolnić, gdy ktoś cię złapie. W sensie od tyłu albo z przodu. - dodała, mając nadzieję, że będzie wiedzieć o co chodzi. Spróbowała to zobrazować, ale nie chciała Leo obejmować, więc tylko zagarnęła tak powietrze przed sobą, jakby łapała kogoś niewidzialnego. Nie znała żadnej terminologii, w ogóle nic nie wiedziała. Nawet mugolskich filmów obejrzała bardzo mało w ciągu całego swojego życia, więc nie mogła czerpać wiedzy z walk, jakie tam pokazywano... No cóż, starała się, nie?
Leonardo O. Vin-Eurico
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : Ok. 222cm
C. szczególne : Wzrost; blizny na udzie i łopatce; umięśniony
Spodziewał się o wiele gorszego przyjęcia - złośliwych komentarzy, przewrotów oczami, pospieszania. Fire pozytywnie go zaskoczyła swoją spokojną postawą i pokazała tym samym, że faktycznie chce się czegoś nauczyć i nie zamierza cały czas żartować. Leo był zwolennikiem prowadzenia zajęć w luźnej atmosferze, z uśmiechem na ustach, ale sztuki walki (czy samoobrony) mimo wszystko należały do sportów niebezpiecznych i trzeba było wiedzieć, kiedy trochę spoważnieć. Obserwował Fire bardzo uważnie, doszukując się znudzenia i zniecierpliwienia. Dała mu się wygadać i chyba nawet słuchała, dodatkowo później faktycznie obserwowała jego ruchy i Gryfon po prostu wiedział, że podchodzą do tego poważnie. - Na spokojnie, mała próba - zapewnił ją, doskonale wiedząc, że dziewczyna może się zaciąć, zgubić, albo pomylić. Na szczęście nie był debilem i nie szarżował na nią, jedynie płynnym ruchem podszedł do przodu i chwycił jej nadgarstek o wiele delikatniej, niż gdyby robił to z kimś większych gabarytów. Wszystko miało być powoli, ale rudowłosa nieco przyspieszyła i tym swoim szybkim odskokiem w bok wybiła z równowagi nie tylko przeciwnika, ale i siebie - Leo podążył za nią całkiem mimowolnie, kierowany swoim subtelnym impetem. Uniósł lekko kącik ust, chcąc poinformować towarzyszkę, że nie musi aż tak panicznie zeskakiwać z linii ataku, bo w końcu on nie zamierza jej prawdziwej krzywdy zrobić. W Aikido ważne było wyczucie czasu... Którego teraz mu trochę zabrakło. Jakimś cudem udało mu się zapomnieć, że dziewczyna z tego wszystkiego może wykonać zbyt gwałtowny gest. Odruchowo się złożył, nie chcąc pozwolić na poważniejsze obrażenie ręki i wykonał mało zgrabny przewrót, lądując twardo na ziemi z cichym, mimowolnym stęknięciem. Odzwyczaił się już do bycia rzucanym przez kogoś tak drobnego - zniżenie do jej poziomu sprawiało, że miał o wiele mniej czasu na poskładanie się i odpowiednie wykonanie przewrotu. Cóż, przynajmniej puściła jego rękę i choć nadgarstek bolał, to nie powinno się z nim dziać nic złego. - Impuls - wyrzucił z siebie z odrobiną niezadowolenia, wstając. Coś czuł, że po tym treningu to on będzie cholernie zmęczony, po tym rzucaniu się, wstawaniu, skakaniu... - Znaczy wiesz, zrobiłaś dobrze, po prostu miałaś tego nie robić na mnie, bo to trening i nie chcesz mi nic zrobić. Czy się mylę? - Mrugnął do niej wesoło, pocierając lekko swój nadgarstek. - Ale tak serio, przyczepić się mogę tylko do wyczucia. Jesteś zdecydowanie szybsza i zwinniejsza ode mnie, ja tak szybko za tobą nie pobiegnę - staraj się raczej dostosować do mojego tempa. To ja je narzucam, ty je wykorzystujesz. Jeszcze raz, tym razem bez rzucania. - Skinął głową na jej prośbę, notując w głowie, że z Aikido to pewnie zaczerpną tylko tę jedną technikę, a później przejdą do czegoś bardziej mieszanego. Trochę zdziwiła go precyzja Dearówny (czy ktoś ją kiedyś tak atakował?), ale nie zaprzątał sobie tym teraz głowy. Zarządził kolejną próbę, a potem jeszcze kolejną, stopując Fire jeśli tylko zaczynała robić coś za szybko lub za wolno. Jeśli robiła zbyt małe zejście, zwracał jej uwagę i kazał próbować raz jeszcze, nie dając nawet dokończyć. Czepiał się zatem niemiłosiernie i zamknął się dopiero wtedy, kiedy wykonała całą technikę poprawnie i nic nie raziło go w oczy. Uraczył ją uśmiechem. Jak raz zrobi się dobrze, to dopiero można zrozumieć o co w tym wszystkim chodzi. Doskonale wiedział, że kolejna próba mogłaby być bardziej lub mniej koślawa, ale Fire załapała ideę i przecież to o to w tym wszystkim chodziło. - Przejebane mamy z tym wzrostem - poinformował przyjaciółkę. Aktualnie cały czas musiała sprowadzać go niżej i to jemu było ciężej - nawet chęć złapania jej nadgarstka równała się ze zgięciem w dół. Leo niby trochę się przyzwyczaił, ale to i tak potrafiło być drażniące. - Nie jestem pewien czy wiem, o czym mówisz. Rzecz w tym, że takie ataki są bardzo trudne do odparcia i jeśli jest różnica wielkości, to taki uchwyt likwiduje większość szans. Drobne osoby powinny starać się nie dopuścić do zostania złapanymi. Zależy też od tego jak dokładnie cię złapią, więc... - Westchnął cicho, na chwilę milknąc, żeby przyjrzeć się Fire i podjąć jakąś decyzję. - Merlinie, będę tego żałował. - Dodał jeszcze z rozbawieniem, po czym pochylił się i jedynie zainicjował takie pochwycenie dziewczyny. Delikatnie objął ją w talii, przyciskając jej ręce do tułowia tak, aby nic nimi nie mogła zrobić. Został w tej pozycji. - Widzisz, ja bym czegoś takiego w życiu nie zrobił. Jestem zgięty, jest mi niewygodnie. Taki atak nie ma wiele sensu, bo czuję się jakbym próbował cię koślawo przytulić. Jakbym chciał w ten sposób cię złapać, to żeby porwać, czyli... nie zamorduj mnie potem... - Podniósł Gryfonkę, prostując się z wyraźną ulgą. Była tak malutka, drobniutka i chudziutka, że miał wrażenie, jakby wcale nikogo na rękach nie trzymał. Odstawił ją ostrożnie i sprawdził czujnym spojrzeniem, czy nie ciska jeszcze piorunami z oczu. - Z tym, że jeśli już dasz się podnieść, to moim skromnym zdaniem nic nie zrobisz. Zostaje ci liczyć zatem na fenomenalny refleks i głupotę napastnika - reagujesz zanim cię podniosę. - Leo powoli zaczynał się zastanawiać, czy to w ogóle jest dobry pomysł. Jakby tak na to spojrzeć, to strasznie się Fire podkładał i pokazywał jej, jak pokonać, bądź co bądź, jego. Pozostało mu tylko wyjaśnić jak (ten filmik jest bardzo poglądowy i zdecydowanie mniej precyzyjny niż tamten, ale mimo wszystko w oparciu o niego będzie łatwiej z wizualizacją!) obronić się w tego typu sytuacji, co samo w sobie było mało komfortowe. - Szczerze nie mam pojęcia jak coś takiego robić powoli, ostrożnie i delikatnie. To już jest sparing, słońce - uznał z rozbawieniem, zerkając na swoją towarzyszkę. A potem zrobił szybki test czy go faktycznie słuchała i czy refleks ma sprawny, pochylając się dość szybko, aby pochwycić ją tak, jak wcześniej...
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Chyba za bardzo przyzwyczaił się do charakteru Ezry, skoro rzeczywiście myślał, że Fire będzie sypać złośliwymi komentarzami. Gdyby miała kiepski humor - całkiem możliwe, że byłaby po prostu podła, ale skoro było miło i interesująco to wolała się na tym bardziej skupić. Poza tym nie lubiła czegoś nie umieć. Musiała uważać, jeśli chciała wszystko zrobić poprawnie, a ilość uwag ze strony Vin-Eurico ograniczyć do minimum. W pewnych kwestiach wychodziła z niej perfekcjonistka. Jeśli stałaby z boku i w taki sposób obserwowała całą ich próbę, pewnie też nie mogłaby dostrzec własnych błędów. Co jak co, ale robiła to pierwszy raz, a Leo na pewno miał tę technikę opanowaną w każdym calu. Mimo wszystko dostrzegła, że było mu ciężko się odpowiednio przewrócić. I że zabolało. Fire nie miała kompletnie wyczucia, brakowało jej tego instynktu, który powiedziałby, czy robi coś za mocno albo za lekko. Nic dziwnego, biorąc pod uwagę, że od lat ograniczała wszelkie kontakty cielesne do minimum. To, że rzeczywiście nie odtrącała Vin-Eurico już było dla niej sporym wyzwaniem wymagającym dużo silnej woli. Nienawidziła w sobie tego, że tak szybko mogła ją pokonać panika. - Cóż, powiedzmy, że żałuję. - uśmiechnęła się zadziornie. Ciężko było Blaithin przyjąć do wiadomości, że ktoś tak olbrzymi i świetnie zbudowany mógł zostać rozłożony na łopatki kilkoma prostymi ruchami. Nie brała pod uwagę możliwości, że kiedyś mogłaby wykorzystać to, czego Leo ją nauczył przeciwko niemu. Był jedyną osobą na świecie z którą zgodziłaby się ćwiczyć i to dlatego, że mu ufała. - W porządku. Myliła się podczas sekwencji ruchów, ale to było naturalne. Czasami spłoszona odskakiwała zbyt szybko, czasami nie udawało jej się odpowiednio przekręcić dłoni Leo, ale pilnowała się, żeby bólu mu tym nie sprawiać. Czasami zaklęła głośno, ale każda porażka tylko bardziej motywowała do tego, żeby się bardziej postarać. No i chciała, żeby Leo w końcu nie miał się do czego przyczepić. Z satysfakcją zorientowała się, że w końcu udało się wszystko zrobić, tak jak należało. - Chyba tylko jakbyś ćwiczył z Lysem nie byłoby przejebane. - skrzywiła się odrobinę, bo to, że żeby spojrzeć komuś w oczy praktycznie zawsze musiała unosić wysoko podbródek nie było fajne. Teraz także wygodnie nie było - mieli dodatkowe utrudnienie, ale nic z tym zrobić nie mogli. - A mój dziadek mógł zakochać się w jakiejś miłej pani olbrzymce, a nie Śmierciożerczyni - westchnęła lekko rozbawiona. Przemknęło jej przez myśl to, że Gryfon może mieć nikłe pojęcie o tym, jak mroczną przeszłość posiadali Dearowie ze Szkocji, ale cóż - niech czuje się uświadomiony. Zresztą, to nie było w tej chwili ważne. Po pierwszym zwycięstwie Blaithin była zmobilizowana do nauczenia się czegoś innego. Tylko, że nie do końca wyczuła, że krótkie wyjaśnienia sprowadzą się do tego, że nagle zostanie zamknięta w potrzasku. Wciągnęła gwałtownie do płuc powietrze i Leo mógł wyczuć, że rozluźnioną postawę zamieniła na spięte mięśnie. To nawet nie było nic wielkiego, coś na kształt przytulenia, ale z trudem powstrzymała się, żeby nie powiedzieć mu "puść mnie". - Fajnie, fajnie - rzuciła, odruchowo zaciskając palce na bokach Leo (tylko tam dosięgała), jakby chciała go od siebie odepchnąć. - tylko wątpię, żeby znalazł się na świecie ktoś równie wielki i chętny do porwania mnie... Człowiekowi normalnego wzrostu nie byłoby aż tak niewygodnie i... czekaj, co ty... - ziemia uciekła spod nóg dziewczyny i zamachała nimi tylko bezradnie w powietrzu. Niestety, nie trafiła w nogi Vin-Eurico, a przynajmniej nie tak mocno, jakby chciała. Ogarniające rudowłosą poczucie bezsilności sprawiło, że serce zabiło jej szybciej. Miał rację, kiedy mówił, że przy takim uchwycie nie ma wielu szans. Zanotowała więc w myślach, żeby nigdy nikomu na to nie pozwolić. Na szczęście szybko znalazła się na ziemi i zrobiła krok w tył, ciesząc się z tego, że znów była wolna. Posłała Gryfonowi niezadowolone spojrzenie. - Naprawdę nie obiecuję, że w końcu nie rzucę się na ciebie, żeby zastosować najlepszą technikę spuszczania wpierdolu na oślep. - zażartowała, żeby się uspokoić. O wiele łatwiej było ze względu na to, że to był Leo, a nie ktoś inny. Wygrzebała z pamięci znaczenie słowa "sparing" i gdy jeszcze nad tym myślała, Gryfon postanowił działać. Szarpnęła się w uścisku, ale przypomniała sobie, żeby zachować zimną krew i spróbowała postąpić tak, jak tłumaczył. Spróbowała zadać cios z dołu w krocze chłopaka. Blaithin wydawało się, że zrobiła to wyjątkowo delikatnie. Reszta ćwiczenia przeszła sprawnie, z tym, że zapomniała o odpowiednim oddaleniu się i w sumie to nadal Leo mógł jej coś zrobić, gdy stała tak blisko, ale to szczegóły... Dzięki dobremu tłumaczeniu ciężko było się mylić. - Nie spanikowałam! - pochwaliła się, naprawdę dumna z siebie.
Leonardo O. Vin-Eurico
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : Ok. 222cm
C. szczególne : Wzrost; blizny na udzie i łopatce; umięśniony
Leo w pewnym sensie chyba nie rozumiał tego, że dla Fire ta sytuacja była faktycznie czymś trudnym. Dla niego jakikolwiek kontakt cielesny nie był problemem i prawdę mówiąc, niezbyt mógł sobie odwrotne odczucia wyobrazić. Oboje zatem patrzyli na siebie i przesyłali sobie niewerbalnie informację, że hej, ufam ci. Vin-Eurico wystawiał się jak tylko mógł i tak, w tej chwili należał do niesamowicie bezbronnych osób - przecież nie mógł jednocześnie podkładać się jako ofiara i bronić, prawda? - Z pewnością byłoby łatwiej - przytaknął. Lysander był wysoki i choć dalej brakowało mu do Leo, to nie było między nimi różnicy tak piorunującej jak w przypadku panny Dear. - Ale też mniej ciekawie. Zero wyzwania, nie? - Zaśmiał się miękko na jej kolejną uwagę, nie pozwalając aby takie zarzucenie tematem śmierciożerców zepsuło im nastroje. Skoncentrował się raczej na tej części z olbrzymką. - Powiem ci szczerze, ja nie wiem jak ich związek działał, ale kurde wyszło nieźle. - Pokręcił lekko głową. Basilio Vin-Eurico był z pewnością jednym z największych autorytetów dla Leo. Chłopak wychowywał się na jego opowieściach o fascynującej, barwnej postaci, jaką była olbrzymka Augra. - No pewnie, ale niżsi ode mnie też daliby radę cię podnieść, wiesz? - Uśmiechnął się pod nosem. Czuł, że Fire jest spięta i bardzo chciał jakoś temu zaradzić, ale niestety niezbyt miał jak. Postarał się tylko pamiętać, że to niezbyt jego wina - to jest, nie zrobił nic złego, nie? Uczył ją tego, o co poprosiła, a nie dało się tego zrobić na odległość. - No, już. - Zignorował wspaniałomyślnie jej niezadowolone spojrzenie, po czym parsknął śmiechem na tę uroczą groźbę. No, chciałby to zobaczyć! A potem ostatecznie sam się na nią rzucił, chociaż nie można zapomnieć o tym, że starał się nie zwalić jej z nóg mocnym uderzeniem swojego ciała. Do pełnej siły sporo tutaj brakowało - liczyła się jednak reakcja Fire, która wcale go nie zawiodła. Odruchowo ugiął się i cofnął gdy go uderzyła, chociaż trzeba przyznać, że nie było to szczególnie mocne. Na twarzy Leo dalej widniał uśmiech. Skoro już był taki skulony, a rudowłosa tak dumnie stała tuż obok, to postanowił bezczelnie wykorzystać sytuację - podłożył przedramię na zgięcia jej kolan i szarpnął mocno, odrywając nogi Fire od ziemi. Zanim miała szansę uderzyć o ziemię, złapał ją w talii i przytrzymał. - Brawo - pochwalił ją słodko, sadzając na piasek. - Jeśli chcesz spróbować też ataku od tyłu, to możemy, ale moim zdaniem znowu nic szczególnego. Próbujesz zrobić łokciami co tylko możesz, ale... - Skrzywił się lekko. Co miał jej powiedzieć? Jeśli da się zaatakować od tyłu to znaczy, że nie miała szans dostrzec przeciwnika i krótko mówiąc, jest skończona. Mogłaby próbować przerzucać sobie kogoś przez ramię, ale cholera, Leo jej tego fizycznie nie da rady pokazać. - Mam wrażenie, że niezbyt lubisz sporty kontaktowe, Fire - zacmokał z dezaprobatą, wyjmując z torby "łapy" treningowe. - Spróbujesz paru prostych uderzeń? - Zasugerował, uznając to za dobrą przerwę. Blaithin chyba serio niezbyt się podobało to całe "przytulanie". Jego spojrzenie spadło jednak na pierścionek i zaraz zmienił zdanie. Nie ma co wybijać sobie palców... - Albo nie. Kopnięcia. Radzisz sobie jakoś? - Zagadnął, niezbyt wiedząc na jakim etapie w ogóle jest rudowłosa. Odsunął się trochę i wykonał kopnięcie frontalne skierowane wysoko, a następnie takie samo wymierzone na wysokość swojego brzucha. - Zacznij nisko. Pamiętaj, żeby biodra były skierowane na wprost, stopa... to już zależy. Ja wolę kopać frontalnie z pięty. Płynny, szybki ruch, nie staraj się od razu jak najmocniej. Celujesz na wysokość swojego brzucha. - Założył "łapy" i przyklęknął sobie, unosząc ręce tak, aby znajdowały się na odpowiednim poziomie. Cóż, jedyne ryzyko było takie, że Fire znudzi się celowanie w powierzchnię tarczy i postanowi dać mu w twarz.
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Fire unikała sytuacji w których była narażona na atak jak ognia wody, więc nie umiałaby zamienić się z Leo rolami. W życiu by się tak przed kimś nie odsłoniła - nawet przy pełnym zaufaniu ciało rudowłosej było przez lata przystosowane do tego, żeby się bronić. Było przystosowane do uciekania przed bólem i zranieniem, dlatego tak trudno było nie płoszyć się przy byle okazji. Oczekiwała tylko odrobiny zrozumienia, ale ją na szczęście dostawała. - Miłość chyba pokona wszystkie bariery. - skwitowała. Z różnicy wzrostu, przez Śmierciożerców do miłości. Czasami nawet lubiła opowieści o szalonej rodzince Vin-Eurico, ale nawet dla Fire wydawali się dziwakami. Prychnęła pod nosem, gdy tak bezlitośnie uświadomił ją co do tego, że chyba tylko jakieś równie anorektyczne chuchro nie dałoby rady Blaithin unieść. Natomiast musiała coś ze sobą zrobić, bo kolejnego ataku też nie przewidziała (coś ta czujność rudowłosej szwankowała albo po prostu dawała Leo zbyt wielki kredyt zaufania...), więc była już pewna, że grzmotnie o ziemię i nabije sobie parę siniaków. Tylko, że Vin-Eurico wcale nie był taki powolny. Refleks mieli oboje świetnie wyrobiony, co prawda dzięki innym ćwiczeniom. Odruchowo złapała chłopaka za koszulkę i zmroziła go wzrokiem. No coraz bardziej zachęcał, żeby jednak nabyte umiejętności rzeczywiście wykorzystała przeciwko niemu... Nie naciskała na pokazywanie tego chwytu od tyłu. Najwyżej będzie drapała, gryzła i szarpała się, może to wywrze jakiś skutek. - Jakiś ty domyślny. - przewróciła oczami i popatrzyła na to coś, co wyjmował ze swojej tajemniczej torby. Po chwili uświadomiła sobie, że to może być całkiem podobne do tych rękawic, które zakładali sobie na mugoloznawstwie. Ale zobaczyła, że wzrok Leo ucieka do pierścionka i odruchowo go zasłoniła prawą dłonią. Musiała w końcu wynaleźć jakiś sposób na sprawienie, żeby był niewidzialny... - Czy sobie radzę? - powtórzyła, nie do końca wiedząc, jak ma zinterpretować to pytanie. Może Leo chodziło o jakieś etapy związane z wyprowadzaniem kopnięć? Może miał jakieś specjalne, skomplikowane techniki? Czuła się trochę, jakby naprawdę przeniosła się do mugolskiego świata i wszystko było cholernie niezrozumiałe i jakieś dziwne. Mimo wszystko uważała, że czarodzieje, którzy zupełnie się od tego odcinali postępowali głupio. - Cóż, zmęczona nie jestem. - stwierdziła ostrożnie. Kto wie ile czasu tu spędzą i czy nie będzie potem jakaś obolała? W sumie nie wiedziała, co jeszcze ją czeka. Przyglądała się temu, co Leo robi, starając zapamiętać każdy drobny szczegół. Naturalnie postanowiła, że też będzie próbować z piętą. W końcu wzięła się za praktykę, ale wydawało się, że wyszło to jakoś sztywno. Gdy robił to Leo, wszystko było niemal jak jakiś taniec. Ruchy Fire były ostrzejsze, jakby zbyt szybko urywane, niedokończone. - Tak dobrze? Nie, czekaj, nic nie mów. - pokręciła głową, chcąc spróbować od razu ponownie. Trafiła butem w łapę treningową i pozwoliła Vin-Eurico instruować ją jak to zrobić lepiej. W sumie to był dobry sposób, żeby przywalić komuś wysokiemu prosto w jaja. Już kiedyś, jak brała udział w bójkach, stosowała coś podobnego, ale zazwyczaj nie dbała aż tak o poprawność ruchu - liczyło się to, żeby przeciwnika unieszkodliwić. - Ok, chcę teraz z całej siły. - poinformowała Leo i ustawiła się w pozycji bocznej, żeby odetchnąć i szybko przywalić w cel. Miała wrażenie, że to było rzeczywiście silne, chociaż na pewno nie według Gryfona... Zachwiała się po tym lekko, ale w końcu odzyskała równowagę. Podziwiała trochę, że on tak dobrze rozumiał to całe przekierowywanie energii. - W ogóle naprawdę kusisz mnie, żebym celowała trochę bardziej w prawo. - wskazała na twarz chłopaka z uśmiechem. Musiała przyznać, że wczuła się w ten trening. Mógł zobaczyć to w oczach Fire. - Przypomnij mi, od ilu lat ty się tego wszystkiego uczysz?
Leonardo O. Vin-Eurico
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : Ok. 222cm
C. szczególne : Wzrost; blizny na udzie i łopatce; umięśniony
Wbrew pozorom, Fire nie była przy Leo taka znowu nieszkodliwa czy bezbronna. Gdyby tylko chciała się na niego faktycznie rzucić, to pewnie niewiele by zrobił - w obawie, że jakoś ją skrzywdzi, bałby się nawet zastosować czegoś w formie obrony. Zdecydowanie za bardzo zależało mu na Gryfonce i kiedy posyłała mu takie ostrzegawcze spojrzenia, nie potrafił ich ignorować. Wiedział, że nie może przeginać, że to nie ma sensu, bo po co odbierać jej komfort psychiczny? - Domyślny to mocne słowo. Niezbyt po prostu mogę to zrozumieć - odparł, wcale nie domagając się jakichś wyjaśnień. Fire nie musiała tłumaczyć swoich małych dziwactw, bo ćwierćolbrzym częściowo już do nich przywykł - a nawet jeśli nie, to po prostu je akceptował. Sam zawsze był raczej "do ludzi" i nie przeszkadzało mu tarzanie się z kimś po macie. U Blaithin wyczuwał odrobinę spięcia przy chwycie za nadgarstek. Właściwie, to sam nie był pewny, o co mu chodziło. Dostrzegł u rudowłosej zawahanie, ale nie zareagował, czekając aż spróbuje coś wymyślić. Ostatecznie rozpromienił się jeszcze bardziej. - O, to zaraz będziesz - zapewnił ją szybciutko. W końcu wiadomo, że parę intensywniejszych kopnięć dla laika będzie czymś męczącym. Obserwował pierwsze próby w milczeniu - częściowo dlatego, że chciał najpierw wyłapać wszystkie błędy (nie robiła niczego, co mogło kosztować ją jej zdrowie), a częściowo dlatego, że go o to poprosiła. Czuł tę przyjemną energię buzującą w jego ciele, która obudziła się właśnie w chwili, w której zaprezentował kopnięcia. Aikido to jedno, ale jego bardziej ciągnęło do kick boxingu, boksu, MMA. W jego ruchach z pewnością było widać niebywałą łatwość, trenowaną całymi latami. Leo nie potrafił skoncentrować się na historii magii, ale zajęcia na macie były zawsze jego priorytetem. To była jego najprawdziwsza pasja i czuł każdą komórką ciała, że do tego został stworzony. - Za szybko zaczynasz prostować nogę. Gdybyś miała tu faktycznego przeciwnika, miałby okazje do blokowania kopnięcia - i był to tylko jeden z paru drobnych, acz trafnych komentarzy, które miały na celu poprawienie techniki Fire. Nie radziła sobie wcale źle, biorąc pod uwagę fakt, że była w tym wszystkim przeraźliwie nowa. Skinął głową na znak zgody, odruchowo poprawiając się nieco w miejscu, aby przygotować na mocniejsze kopnięcie. No... no nie zawiódł się. Znaczy, nie odrzuciło go tak, jak kiedy robili to jego rówieśnicy, znajomi z maty, kumple. Mimo wszystko Leo dalej uważał, że Gryfonka radziła sobie po prostu odpowiednio. Kluczem do tego wszystkiego była determinacja, a tego nie można jej odmówić. Potrzebowała czasu. - Uderzyć bym się dał, kopnąć raczej nie - zaprotestował szybko, z uśmiechem cisnącym się na usta. Mimo wszystko wolał mniej wprawioną łapkę, niż piętę. - Będzie już z dziewięć? Zawsze byłem raczej typem sportowca. Pływałem, biegałem od dziecka. Jak miałem dwanaście lat - gestem pokazał, żeby Fire nie robiła sobie przerwy i kontynuowała - mój ojciec uznał, że potrzebuję jakichś regularnych treningów. Wiesz, byłem kłopotliwym dzieckiem - dodał z rozbawieniem. - Przyznam szczerze, że przez te dziewięć lat trenowałem bardzo intensywnie, nie zatrzymując się tylko na boksie, czy Aikido. Kocham to. Podniósł się, zrzucając łapy, żeby mu nie przeszkadzały. Pierścionek trochę przekierował go w stronę kopnięć, chociaż Leo nie był pewien, czy to dobra decyzja. - To możesz ćwiczyć sobie sama i w powietrzu. Nie będziesz wtedy trenowała za bardzo siły, ale zostanie ci taki nawyk. Nie wiem nawet jak to wyjaśnić, po prostu przyzwyczaisz się do tego typu ruchu. Dwadzieścia dziennie na jedną nogę, dwadzieścia dziennie na drugą nogę. - Polecił, zupełnie nie biorąc pod uwagę jakiejkolwiek odmowy. Jeśli Fire chciała się czegoś nauczyć, to właśnie mówił jej, jak. Jeśli chciała kiedyś powtórzyć trening z nim, to wymagał progresu. Zaprezentował również niemal identyczne kopnięcie, ale celując bardziej w bok wyimaginowanego przeciwnika. Dodatkowo nie wyprowadził ciosu piętą, tylko miękko zatrzymał nogę tak, że powierzchnią oddającą gest byłby grzbiet stopy. Całość wyglądała zdecydowanie łagodniej. - Osobiście doradzę, że jeśli trenujesz "z powietrzem" to wygodniej boso. Założył z powrotem łapy i tym razem rozsunął dłonie bardziej na boki. Wymagał szybszych ruchów, takich jakie przed chwilą pokazał - dodatkowo pilnował, żeby Fire zmieniała nogi i nie koncentrowała się tylko na jednej. Poprawki nanosił od razu, a jeśli jedno kopnięcie nie było wykonane odpowiednio, należało je poprawić. Leonardo liczył. - Jeśli chcesz jakieś ciosy, to w grę wchodzi tylko jedna ręka - poinformował ją, pozwalając na króciutką przerwę.