Ogród Demeter jest jednym z najbardziej magicznych miejsc na wyspie Agrios. Cała magia tego miejsca polega na tym, że bez względu na porę roku pogoda zmienia się tam cyklicznie w trakcie dnia. Rankiem panuje tam typowo wiosenny klimat - drzewa i trawa zielenią się, miejscowa fauna nadaje ogrodowi charakteru. Im później, tym klimat robi się gorętszy i po południu pogoda osiąga bardzo wysoką temperaturę, jest duszno i sucho - klimat typowo letni. Przed wieczorem liście zaczynają żółknąć i opadać, a zwierzęta znikają z pola widzenia - nastaje jesień. W nocy temperatura drastycznie spada, z nieba zaczynają opadać płatki śniegu, roślinność jest zupełnie pozbawiona zieleni. Woda w fontannie zamarza, a gleba pokrywa się białym puchem, który jednak znika zaraz przed porankiem.
Minęło kilka dni od przyjazdu Maxa do Grecji, ale w tym czasie nie zrobił niczego ambitnego. Szwendał się to tu to tam, jednak nie odchodził zbyt daleko od hotelu w którym się zatrzymali. W końcu to tam byli wszyscy ludzie, wiec dlaczego miałby się nie bawić dobrze w ich towarzystwie. Chciał wyciągnąć Caesara gdzieś dalej, chociaż jego ostatnia propozycja skoczenia na drugi koniec Grecji faktycznie mogła być nieco przesadzona. Ostatecznie skończył sam. Szkoda, bo lubi towarzystwo, niekoniecznie kuzyna. Fairwyn był optymistyczna postacią, pozbawioną jakichkolwiek uprzedzeń. Nie widział żadnych przeszkód, by pożartować nieco nawet z obcymi ludźmi. Wyspa Agrios cała była przepełniona magią. Kochał w swoich podróżach na własnej skórze poznawać magiczne sekrety różnych zakątków świata. Nie miał celu, a nogi doprowadziły go do ogrodu Demeter. Pech chciał, że Anglikowi nie było dane poznać jego prawdziwego uroku. W największym skarze, piękna o poranku trawa teraz usychała w oczach. Jakieś ptaki śpiewały gdzieś w liściach, chociaż nie widział ich na drzewach. Fairwyn przysiadł tuż obok fontanny. Klapki zostawił na trawie, a nagie stopy wsadził do wody. Gdyby nie to, że woda była płytka to pewnie cały by się w niej zanurzył. Bawiąc się różdżką miedzy palcami, przeglądał się swojemu rozmazanemu odbiciu w wodzie. W głębi duszy zadawał sobie różne pytania, ale tylko jedno huczało tak głośno, że dostawał kurwicy. „Dlaczego siedzisz tu tak sam?” Zabawne, bo nie potrafił sobie na nie odpowiedzieć. Po prostu coś go tutaj trzymało i za żadne skarby nie miał ochoty się ruszyć.
Ostatnimi czasy Calliope chodziła ciągle naburmuszona. Nie, żeby normalnie naburmuszoną pannicą nie była, jednak w przeciągu ostatnich dni jej humor spadł ponad przeciętną. Sama zainteresowana nie odnajdywała sensu nawet w najważniejszych czynnościach życiowych, a jedyne, na co miała ochotę to leżenie w łóżku do dwudziestej i jawne olewanie całej reszty. Myślałam, że może Grecja, chociaż na chwilę sprawi, że jej się zachce, a chęci do życia przynajmniej w małym stopniu powrócą. Sama stwierdziła nawet, że jest z nią wyjątkowo źle, kiedy głosik, który od paru miesięcy nieustająco mącił jej w głowie, krzyczał coraz głośniej i odzywał się coraz częściej. Doszło nawet do tego, że Berta (tak Calliope ten głos nazwała) zaczęła mówić o tym, że już dawno powinna rzucić Quidditcha i zająć się czymś porządniejszym. Berta była okropna, a ona nie potrafiła się z nią uporać. Nie miała się do kogo odezwać, siostra wydawała się być daleko, a Dante, jak to Dante, może i myślała, że był jej najlepszym przyjacielem, jednak na tych wakacjach zobaczyła go pierwszy raz od roku i to przelotnie, bo na nic więcej nie mogła i nie dała rady sobie pozwolić. Liczyła na to, że ten ogród, chociaż na chwilę ukoi jej poharatane błędy i całkowicie zapomni o duperelach, o których Brenda ciągle biadoliła. Słyszała o tym, że jest wyjątkowo magiczny, jednak nie spodziewała się, że całe to miejsce będzie wręcz pulsować magią. W takich chwilach dziękowała Merlinowi za to, że urodziła się w rodzinie, która została obdarzona magią, nigdzie indziej nie byłaby w stanie doświadczyć tego, co działo się w tym świecie, a już szczególnie pośród mugoli. Zadowolona przechadzała się alejkami, obserwując, jak ogród powoli się zmienia. Z oddali zauważyła męską sylwetkę. Trochę popsuł się humor brunetki, w końcu liczyła na samotność, a tu jak zawsze — musiał się ktoś przypałętać. Nie ładnie było w końcu odwrócić się i pójść w swoją stronę albo zignorować chłopaka, więc się przemogła. Delikatnie uśmiechnęła się i dziarskim krokiem zbliżyła się do niego. - Nie boisz się, że jak przyjdzie mróz to Ci te stopy zamarzną i będziesz tak musiał siedzieć? - rzekła spokojnie i siadła obok, jednak nie wsadziła stóp w wodę. - Po takim czymś to tylko amputacja — kontynuowała, nie przejmując się całkowicie tym o czym gada i z kim gada. Czekała na odpowiedź, licząc w głębi serca, że chłopak wysili się na cokolwiek innego niż „aha".
Nieznajoma dziewczyna nieco zaskoczyła Fairwyna. Odwrócony do niej plecami, nie spodziewał się, że tak po prostu do niego podejdzie. Zazwyczaj za pierwszym razem mało kto podchodzi z własnej woli. Tatuaże na karuku dosyć skutecznie odstraszały frajerów. Nie narzekał, wręcz przeciwnie zawsze miło było poznać kogoś nowego. Spojrzał na nią nieco zaintrygowany, później przeniósł wzrok na stopy zanurzone w wodzie. Uśmiechnął się delikatnie i wzruszył ramionami. -Co jeśli już ich nie czuję i siedzę tu od wczoraj? Powoli zaczynam świrować. – kłamał chociaż z dosyć obojętnym głosem brzmiał jakby faktycznie było mu już wszystko jedno. Pogodził się ze swoim koszmarnym losem i tym, że nigdy nie stanie na nogi. Z lekkim uśmiechem na twarzy spojrzał na dziewczynę i zaśmiał się już nie tak bardzo poważnie. -Nie, nie boję się. Nie ma czego się bać, w końcu przed zimą przychodzi jesień. Szkoda czasu na strach. – skrzywił się delikatnie, bo w przeciwieństwie do niego, dziewczyna wąchała się z zanurzeniem stóp w wodzie. Pokręcił lekko głową i przewrócił oczyma. -Zresztą, myślisz, że jak przyjdzie mróz, to będzie miało znaczenie czy jestem w wodzie czy mam klapki? Jebać… – dodał odpychając się rękoma od brzegu. Położył się na plecach w dosyć płytkiej wodzie i zanurzył, aż po samą szyję. Mimo wszystko było gorąco i miło było się ochłodzić w fontannie zaczarowanego ogrodu. -A co z Toba? –spytał wyraźnie spoglądając na jej stopy, a później pokiwał lekko głową.-Za jak odważną osobę się uważasz? - nawet nie tyle odważną, co szaloną. Chciał wiedzieć czy dziewczyna jest w stanie zaryzykować – nawet taką błahostkę - przy kompletnie obcej osobie. Nie myślał by się przedstawić i nie zależno mu by poznać jej imię. Było to zbędne i do niczego niepotrzebne. Nic nie stało na przeszkodzie, by dogadali się bez tego.
Z spokojem słuchała słów, które wypowiadał, ciągle uśmiechając się delikatnie. Słysząc ostatnie pytanie zatrzymała się na chwilę. Sama nie była pewna na co ją do końca stać. Albo inaczej, nie była pewna tego na co było ją stać w tym momencie, przy całkowicie obcym chłopaku, który teraz patrzył na nią jakby zachęcająco. Gdyby była w bardziej znajomym towarzystwie to może i by się zmoczyła, jednak teraz trochę się wstydziła. - Wybacz kolego, ale nie licz dzisiaj na żaden pokaz, no chyba, że ze strony kogoś innego. - Dziwnie jej się tak siedziało i patrzyło z góry, dlatego postanowiła zmienić pozycję. Położyła się na brzuchu, na brzegu fontanny z głową ciągle zwróconą w stronę nieznajomego, który moczył się w wodzie. Złapała policzki w dłonie i trochę zaczęła przypominać rybkę, jednak nie przejmowała się tym teraz. Przymrużyła oczy i milczała dłuższą chwilę. Pomimo że, właściwie go nie znała czuła się wyjątkowo luźno i dobrze w jego towarzystwie. Przy innych się spinała, nie mogła myśleć o niczym innym niż to by dobrze wypaść, mówić mądre rzeczy i się nie wygłupić. - Właściwie to dlaczego tak siedzisz tutaj sam, patrzę na Ciebie i raczej nie wyglądasz na takiego co to lubi siedzieć w samotności. - Szczerze zainteresował ją swoim jestestwem i dopuszczała do swojej głowy myśl, że być może dane im będzie się jeszcze spotkam i porozmawiać. Interesowały ją jego tatuaże, w większości wyglądały na mugolskie - czyli takie, przy których robieniu bardziej boli. Oceniła to swoim okiem nieprofesjonalisty oczywiście i mogła się mylić, dopuszczała do siebie taką myśl. Powoli zaczął zrywać się delikatny wiatr, jesień nadchodziła, a ona niezbyt miała na nią ochotę. Leżało jej sie wyjątkowo przyjemnie, było ciepło, sucho, cicho.
Zawiódł się nieco na dziewczynie. Skrycie liczył, że jest nieco bardzie odważna i szalona. Jak widać, mylił się. Czasem jednak ciężko było znaleźć ludzi, którzy nie przejmowali się konsekwencjami i byli gotowi pójść na żywioł. Oddać się głupocie z obcymi ludźmi. Zawsze było to niesamowite przeżycie i dosyć często zapewniało spory zastrzyk adrenaliny. Chyba nieco podziwiał ludzi, którzy z łatwością decydowali się na szalone czyny. Nawet mugoli. Dla wielu skakanie po wieżowcach, było zwykłą głupotą, a dla Maxa czymś, co kiedyś chciałby spróbować. -Jak chcesz, Twoja strata. – odparł dosyć obojętnym tonem. –Ale zgaduję, że niezbyt często masz okazję poleżeć w magicznej fontannie. – dodał trochę jakby od niechcenia. Nie miał zamiaru namawiać i przekonywać dziewczyny do czegoś, na co nie miała ochoty. Nie chciała – spoko. Szanował jej decyzję. Spojrzał w niebo i uśmiechnął się delikatnie. Cieszył się, że zdecydował się wejść do wody. W ogrodzie było dosyć gorąco, ale zanurzony w cieczy po samą szyję ani trochę tego nie odczuwał. Było mu strasznie przyjemnie. Zmrużył na moment oczy i westchnął cichutko pod nosem. W końcu odwrócił się i oparł plecami o murek fontanny, na którym leżała dziewczyna. -I to jest bardzo dobre pytanie… - zaczął swój wywód ciężkim westchnięciem. Właśnie dlaczego siedział tutaj sam? To dosyć długa historia i całą chyba zanudziłby dziewczynę na śmierć, więc wolał ją skrócić odrobinę. Kątem oka zerknął na dziewczynę. -W sumie to gdzieś zgubiłem swoje towarzystwo. – dodał i zaśmiał się zdając sobie sprawę, jak bardzo chujową odpowiedź udzielił. Wyjątkowo dobrze streścił historię o tym jak gdzieś zgubił kuzyna i jak ogród przyciągnął jego uwagę, na tyle mocno, że został tu na dłużej. Ciężko w to uwierzyć, ale Max kochał zwiedzać świat i jego magiczne zakątki. Czasem czuł się, jakby żył tylko po to by zwiedzić wszystko, zobaczyć wszystko i spróbować wszystkiego. -Też nie wyglądasz na aspołeczną dziewczynę, która siedzi cicho w kącie i obserwuje wszystkich tylko po to, by później ich ocenić. – inaczej mówiąc, Max pytał o to co tutaj robi sama.
Minął miesiąc? Bardzo możliwe. Berenice nie zwracała uwagi na coś takiego jak czas będąc w Grecji. Bawiła się każdego dnia, a przynajmniej starała, i zbierała wspomnienia. Wspomnienia... Czasem potrafiły być ulotne jak liście na wietrze. Pamiętasz coś przez dzień, miesiąc, rok, a później to bezpowrotnie przepada. Zamyślona usiadła przy brzegu jednej z fontann. Czy czekała na kogoś? Bardzo możliwe. Miała spotkać się tutaj z Nicholasem. Nie rozmawiali od dnia przyjazdu na wyspę. Nie wiedziała nawet co chłopak porabiał przez ten czas. Z resztą jak większość jej znajomych. Clary, Pandora, no i ta... Już nie pamiętała jej imienia ale miałą nadzieję, że nie robi czegoś głupiego za co odpowie jej brat. Miała już dość, że ciągle on brał winę na siebie za nią. A przecież nawet nie lubił jej w "ten" sposób.
@Nicholas Stone wybacz, że takie krótkie ale nie umiem zaczynać