Te piękne cyprysy zapraszają, by schronić się w ich cieniu. Jednak nie rób tego pod żadnym pozorem, w każdym razie nie jeśli wierzysz w ludowe mądrości. Grecy bowiem uważają, że zaśnięcie pod cyprysem może sprawić, że obudzisz się odmieniony. To drzewo żałoby, chociaż też magii.
Rzuć kostką w odpowiednim temacie i sprawdź, co ci się przytrafiło!
Kostki:
1 - Jest ci tak gorąco, że mimo wszystko siadasz pod cyprysem i po krótkiej chwili zasypiasz. Twój sen nie trwa długo, budzi cię kolega, a może ryk osła, ale do końca dnia jesteś przygnębiony i nieprzytomny, nie możesz sklecić sensownego zdania. Czyżby magia cyprysów na ciebie zadziałała? 2 i 5 - Przechodząca staruszka radzi ci, byś zerwał kilka gałązek cyprysu i spalił je. Podobno z dymu można w ten sposób odczytać swoją przyszłość! Dostajesz też w prezencie kilka dojrzałych fig! 4 - Przez przypadek wdepnąłeś w kałużę cyprysowej żywicy - najwyraźniej ktoś był tu przed tobą i dotkliwie zranił drzewo. Twoje podeszwy się kleją, ale zyskują też czarodziejską moc! Przez dwie godziny możesz swobodnie chodzić po wodzie! 3 i 6 - Już, już zasypiałeś, kiedy obudził cię stary Grek, kręcąc głową i wołając coś w swoim języku. Jednym szybkim ruchem zrzucił z ciebie ogromnego skorpiona i zmiażdżył go kijem. Strach pomyśleć, co by się stało, gdybyś na niego nie trafił!
Uroki Grecji Courtney zamierzała wykorzystać jak najlepiej, zatem wybrała się w poszukiwaniu najpiękniejszego miejsca na całej wyspie, coby cyknąć fotkę na wizzbooka oraz wysłać ją leszczom z Salem, a także tym, którzy na hogwardzki wyjazd się nie wybrali - niech patrzą i zazdroszczą! Miała już mnóstwo zdjęć, ale wciąż czuła niedosyt, więc zwiedzała coraz to nowe zakątki, aż wreszcie wylądowała na sąsiedniej wysepce, w alei pełnej cytrusów. Dopiero tutaj jej zapał przyhamowała pewna staruszka, która próbowała wdać się z Kalifornijką w rozmowę (na migi, oczywiście, Courtney bowiem w żadnym stopniu nie przypominała Greka). Pokazywała rękoma niebo, dlatego Hill myślała początkowo, że odprawia jakiś dziki taniec albo modły, ale wkrótce dotarło do niej, że ta wskazuje tylko drzewo. Courtney uśmiechnęła się - no tak, u nich też rosną drzewa, co prawda nie cyprysy, ale jak się kobiecina emocjonuje tym faktem, to nie będzie jej przeszkadzać. Musiała minąć chwila, zanim starowinka spróbowała użyć mowy werbalnej i wypowiedzieć łamanym angielskim, nauczonym może od nowoczesnej wnuczki, kilka prostych słów, z których ślizgonka zdołała zrozumieć: gałązki, spalić, widzieć, przyszłość. Czy to oznacza, że jeśli potraktuje je ogniem, zobaczy co się będzie działo w przyszłości? Złamała kilka gałązek i spojrzała na kobietę pytającym wzrokiem. Ta pokiwała z entuzjazmem głową i uśmiechnęła się, co Amerykanka odwzajemniła. Mogłaby mieć taką babcię. Wkrótce staruszka podeszła bliżej do niej, wyjęła z materiałowej siatki garść dorodnych fig i wręczyła je Kalifornijce na ręce. Nie mogła ich unieść, wysypywały się, dlatego Courtney z zakłopotaniem próbowała je zwrócić, ale kobieta najwyraźniej nie miała zamiaru przyjąć tego do świadomości. Chcąc nie chcąc, włożyła je do torby i podziękowała po grecku. Zdążyła nauczyć się tego słowa na wyjeździe, choć nie wiedziała, czy wymawia je prawidłowo. Kobiecina wyszczerzyła pozostałości po zębach, krzywe zresztą, po czym poszła w swoim kierunku. Na odchodne odwróciła się jeszcze i mrugnęła do niej zadziornie. Dziwni ci Grecy, ale przyjaznego nastawienia odmówić im nie można.
Owszem, Grecja była naprawdę przecudowna. Chyba na żadnych wakacjach się tak doskonale nie bawiła. Mogła tutaj chodzić non stop i zwiedzać wszelakie zakątki tego miejsca. Zaczęła od deptaku co chyba było jednym z najgorszych pomysłów, ponieważ spotkała tam Lina z którym rozmowa nijak nie miała najmniejszego sensu. Próbowała z nim porozmawiać, ale poszło to na marne. Po namyśleniu postanowiła przejść się jeszcze dalej, odpocząć w ciszy i spokoju. Nie miała ochoty na inne towarzystwo o wiele bardziej wolała cisze i spokój. Cyprysowa aleja była naprawdę przecudowna. Idąc tutaj czuła dziwną magię, tak jakby te drzewa coś do niej mówiły. Czy zwariowała? W świecie magii, w świecie czarodziejów wszystko jest przeciez możliwe. To, że byli w Grecji nie znaczy, że tutaj nie ma czarodziejów, ani oznak magii. Z pewnością każdy czarodziej stwierdziłby to samo, że tutaj coś jest na rzeczy. Szła przed siebie ubrana tak jak wcześniej. W zwiewną białą sukienkę z przeplecioną torbą przez ramię w której oczywiście spoczywach jej puszek pigmejski. Nie miał zamiaru wychodzić z torby, pewnie nadal był obrażony na Lina za złe traktowanie. Ale on już tak miał, jeżeli ktoś go obrazi, bądź nietaktownie się wobec niego zachowa od razu się obraża. W rozmyśleniu o mało to nie wpadła na pewną osobę, którą o dziwo znała i była z jej szkoły. Slytherin. Ten dom z pewnością nie słynie z tych których Li uwielbia. Ale tę dziewczynę naprawdę bardzo lubiła i ceniła. To ona jako jedna z nielicznych wykazała się zupełnie innych traktowaniem ludzi niżeli jej koledzy z domu. - Courtney. Miło Cię widzieć. - przywitała się z dziewczyną rozglądając po niezwykłym miejscu. - A więc jesteś w Grecji, przepięknie tutaj jest, prawda? - posłała jej wymuszony uśmiech. Naprawdę nie potrafiła się teraz inaczej uśmiechać, choćby nawet tego bardzo chciała. Była przybita, potrzebowała kogoś z kim mogłaby porozmawiać, wyżalić się, ale czy dziewczyna będzie odpowiednią osobą do tego? Zazwyczaj o prywatnych sprawach nie rozmawiałyśmy, bo nie byłyśmy blisko siebie. Jedynie przyjacielska znajomość, a do przyjaźni jeszcze daleka droga. Podeszła bliżej Courtney kiedy to poczuła, że nie może zrobić kroku ani w przód, ani w tył. Cholera. W coś wdepnęła, ale co to było? Obejrzała się do tyłu widząc małą kałużę, jednakże nie miała zielonego pojęcia co to jest. - Co to jest? - spojrzała na Courtney z podniesionymi brwiami. Próbowała odkleić japonki i po chwili jej się to udało, jednakże cała podeszwa kleiła się do podłoża.
Z pewnością na Agrios ślady magii można było napotkać bez trudu, a to z racji tego, iż wyspa ta była... magiczna! Zamieszkiwali ją tylko i wyłącznie czarodzieje, ewentualny wyjątek mogli stanowić charłacy, choć to raczej wątpliwe. Nic zatem dziwnego, że niezwykły nastrój udzielił się Li. A biedny puszek pigmejski chyba był masochistą, skoro wolał smażyć się w torbie w trzydziestu kilku stopniach, niż pooddychać co prawda upalnym, ale świeżym powietrzem. No, ale Courtney o tym nie wiedziała, dlatego hojnie obdarowana przez staruszkę figami, pomachała wesolutko do Chinki, gdy tylko ją zauważyła. - Hej, uważaj jak chodzisz - przywitała się i roześmiała przy tym, bo puchonka niemal wpadła na nią, najwyraźniej będąc na tyle zamyśloną, by początkowo nie zauważyć Courtney. W przeciwieństwie do dziewczyny, Amerykanka wcale nie uważała by wychowankami Slytherinu były wyłącznie cwane żmije, padalce wręcz, niemoralne osobniki czy egoiści z piekła rodem, jakkolwiek to wszystko przesadnie brzmi. Może dlatego, że sama nie była święta i przymykała oczy na wiele rzeczy, które wcale nie wydawały jej się złe - głównym jednak powodem był fakt, że znała wiele osobowości będących swoistym zaprzeczeniem stereotypu ślizgona. - No ładnie, ładnie całkiem - przytaknęła, bo rzeczywiście kadra tym razem się postarała i zamiast na Grenlandię, wysłała uczniów w przyjemne, cieplutkie miejsce. Wreszcie przejrzeli na oczy, że marznięcie w ujemnej temperaturze nie jest warte zrobienia sobie fotki z kupą śniegu. - Ale u ciebie wszystko w porządku? Nie chcę być niemiła, ale chyba krzywisz się jakoś nienaturalnie. Boli cię ząb? - zapytała z troską, bo nie trzeba było być wnikliwym obserwatorem (choć tego odmówić jej nie można), by zauważyć, że puchonka jest nie w sosie. Jednak Hill nie była pewna swoich przypuszczeń, bo może to azjatyckie rysy twarzy powodowały, że źle odebrała uśmiech Chinki. Była zresztą oślepiona od fleszu aparatu, którym zrobiła dziś mnóstwo zdjęć na wizzbooka. Nie miała również ochoty wysłuchiwać czyichś użalań nad sobą, bo nie była dobrą kompanką do pocieszania - preferowała raczej rozwiązania w stylu alkoholowego zatopienia smutków, rzadziej służyła za psychologa i ciocię-dobrą-radę, choć i to się zdarzało. Z drugiej strony chętnie wysłucha pikantnych historyjek i najnowszych ploteczek, by zaraz wypuścić je drugim uchem. Jednak szybko zapomniała o zadanym pytaniu, kiedy to Li ugrzęzła w klejącym podłożu, nie mogąc się poruszyć. Kalifornijka parsknęła śmiechem, bo domyślała się, co właśnie się wydarzyło. - Chyba wdepnęłaś w żywicę - wyjaśniła wskazując drzewo, po którego pniu ciekły resztki złotawego płynu. - Czyżbyś musiała iść od tej pory boso przez świat? - zasugerowała proste rozwiązanie, zaraz jednak przypomniała sobie, że stosunkowo niedawno ktoś opowiadał jej o tej właśnie alejce. - Zaraz! Dzięki temu będziesz mogła chyba chodzić po wodzie - chciała dodać, że przez chwilę można poczuć się jak Jezus, ale nie wiedziała, czy dziewczyna jest obeznana w religiach świata. Nawet jeśli jest mugolaczką, to w Chinach w większości chyba nie wyznaje się chrześcijaństwa (nigdy nie uczono jej w szkole geografii, więc skąd mogła wiedzieć).
Była zdziwiona miejscami Grecji. Dlaczego zdziwiona? Dlatego, że istnieją w ogóle takie miejsca. Ona tam nigdy specjalnie nie podróżowała to trudno jej stwierdzić jakieś konkrety na temat różnego rodzaju miejsc na świecie. Ale Grecja faktycznie robiła wrażenie. Trochę inny klimat jak zazwyczaj na wakacjach. Ciepło, upalnie a oni w korzuchach na Grenlandii czy w innych okolicach. W tym roku była naprawdę bardzo zadowolona z pomysłu wakacji i pewnie to był jeden z najważniejszych powodów dla których chinka postanowiła się wybrać na nie. Uśmiechnęła się do ślizgonki. Była bardzo miłą ślizgonką, co prawda nie były to przyjaciółki i jakoś dużo czasu ze sobą nie spędzały, ale kto wie co się wydarzy w przyszłości? Może ich znajomość przerodzi się w przyjaźń? Niczego nie można wykluczyć. - Nie ząb mnie nie boli, ale boli mnie co innego, ale nie chce o tym gadać. Wybacz. - powiedziała do niej, ale z pewnością ślizgonka nie będzie miała to jej za złe. Nie musiała słuchać wylewów Li, bo po co by jej to było? A tak to ma spokój od kłopotów puchonki. Poza tym ona sama by ją w to nie wciągała z jakiej racji? Nie były tak blisko, ażeby spowiadać się ze swoich kłopotów. Owszem, mogły porozmawiać i pewnie gdyby Li zdecydowała się na opowieści to Courtney by jej wysłuchała i chętnie pomogła. Bo z pewnością różniła się od reszty zielonych. Cholera co z tymi japonkami. Przeniosła wzrok na Courtney bo wydawało się jakby ona wiedziała co się takiego stało. - Żywica? Serio... Ja to mam pecha. - mruknęła do niej. Teraz nowe buty specjalnie zakupione na wyjazd będą prawie do wyrzucenia. Eh. Życie bywa okrutne. Faktycznie przeniosła wzrok na owe drzewo które jej pokazywała. Żywica, faktycznie żywica. Westchnęła z żalem nad butami, ale może nie będzie tak źle? - Boso? Dziewczyno... Nie zrobiłabym parę kroków, a już miałabym stopy do kuracji... - mruknęła, mając na myśli oczywiście to, że musiałaby je później leczyć. Znając szczęście puchonki zaraz by weszła w jakieś szkło, czy kamienie raniąc sobie przy tym stopy. Przyglądała się swoim klapkom kiedy to Courtney powiedziała o możliwości chodzenia po wodzie... - Serio? - zapytała się patrząc na dziewczynę. Próbowała wyczytać czy ta mówi prawdę, czy tylko próbowała zrobić z niej wariatkę. Jak na tubylca to wiele na temat miejsca wiedziała. Może nie była tutaj po raz pierwszy? Nieco entuzjazmu wpełzło w zachowanie Li, chciała koniecznie sprawdzić czy faktycznie będzie mogła chodzić po wodzie. Jeżeli tak to chyba będzie tutaj najczęstrzym gościem.
Gdyby Li zaczęła w tym momencie opowiadać, co leży jej na wątrobie, Courtney zapewne z sympatii do puchonki skorzystałaby z pokładów grzeczności, które udało jej się nabyć w ciągu swojego prawie dziewiętnastoletniego (tak, za dziesięć dni ma urodziny!) życia i wysłuchała jej żalów. Z dwojga złego lepiej pozwolić wygadać się komuś i zamknąć temat, niż znosić taką naburmuszoną osobę. Jeśli oczywiście ktoś nie potrafi pohamować się z pokazywaniem swojego umęczenia. - Jak chcesz - wzruszyła ramionami, nie drążąc dalej. Lepiej dla niej. Patrzyła na poczynania biednej Azjatki, która próbowała nieudolnie oderwać się od podłoża. - Niestety - powiedziała z półuśmiechem, bo właściwie to całkiem zabawne. Jedni są obdarowywani figami, inni klejącymi podeszwami... Cóż. - Nie przesadzaj, kilka tysięcy lat temu wszyscy chodzili boso i nikt nie narzekał - machnęła ręką, próbując pocieszyć dziewczynę. Zawsze mogła wyciągnąć różdżkę i spróbować wyczyścić buty, choć ostatnio na wyspie sporo zaklęć zwyczajnie się nie udaje. - Nie jestem pewna, dowiedziałam się od znajomej znajomego - wyjaśniła ewentualne nieścisłości, bo w faktycznie nie mogła ręczyć za zasłyszane informacje. - Najlepiej przekonać się o tym, sprawdzając na własnej skórze - podsunęła pomysł, unosząc znacząco brwi do góry. Jeśli Li zanurzy tylko nogi, raczej się nie utopi, a jeśli rzeczywiście okaże się, że unosi się na tafli, będzie mogła zaryzykować i wybrać się na wycieczkę. Piesza wędrówka po morzu - tego jeszcze nie było.
Doskonale znała odpowiedź ślizgonki. Nie raz widziała, że Li jest przygnębiona, bo ona taka jest można powiedzieć. Wtedy to nigdy nie ciągnęła tematu, może to i dobrze, bo jednak żalenie się nie zawsze pomaga, a nie zawsze Li ma na to ochotę. Ceniła właśnie takich ludzi jaką była panna Hill. Dlatego też się polubiły, może nie wielka przyjaźń, ale jednak coś miłego i sympatycznego je łączyło. Pewnie gdyby jej przyjaciele widzieli ją w obecności jakiegokolwiek ślizgona rzuciliby się na niego z zębami chroniąc Li. Jednakże teraz chinka jest dorosłą czarownicą i nie miała zamiaru się kompletnie nikomu tłumaczyć z tego co robiła, a przede wszystkim z tego z kim się spotyka. - Wydaje mi się, że chyba jakoś przeżyję. - uśmiechnęła się do dziewczyny i westchnęła na widok swoich butów. No cóż, przecież po jakimś czasie działanie żywicy wygaśnie, przez przyklejający się do podeszwy piach czy też drobne kamyczki. Najwyżej po powrocie do pokoju zajmię się ich czyszczeniem. - Na własnej skórze? Dobre mi sobie. To nie Ty będziesz w sytuacji zagrożenia powodziowego. - mruknęła prychając pod nosem. Jednakże przecież z cukru nie jest, a jako dziecko mugoli miała możliwość pływać i uczyć się tego wraz z ojcem. Więc problemów raczej by nie miała. - To co idziemy to sprawdzić? - zapytała z lekkim uśmiechem, nawet w geście rozbawienia poruszyła brwiami bardziej pobudzając dziewczynę do działania. Z mokrą sukienką również nie będzie problemów, bo słońce które napierało dzisiejszego dnia bez problemu osuszy odzianie dziewczyny.
Kalifornijce matka natura pożałowała empatii, sama zaś ona traktowała to jako coś zbędnego i niepotrzebnego w życiu. W końcu większość i tak ostatecznie patrzy na własny tyłek. Zresztą były tego dobre strony - nie musiała wysłuchiwać czyichś marudzeń lub co gorsza osobistych historii, które zdecydowanie zbliżały ludzi do siebie. A ona akurat za wszelkimi obowiązkami wobec drugiej osoby nie przepadała - pewnie dlatego relacja z Li spisywała się znakomicie. I właściwie to całkiem przyjemne, że Courtney mogła w pewien sposób przełamać stereotypy w jej głowie, a może i faktycznie innych puchonów, zostając osobą pokazującą wychowanków Slytherina od lepszej strony. Choć gdyby znajomi dziewczyny rzeczywiście rozpętaliby jakąś aferę, wcale nie pozostałaby dłużna. No, ale to raczej skrajne sytuacje, bo jeszcze żadnej takiej nie miała i nie wyobrażała sobie nawet, że mogłoby tak być... To tak, jakby miała rzucać się z pięściami na każdego gryfona, bo przecież o nienawiści między tymi dwoma domami krążyły legendy. Choć może coś w tym jest - całkiem spora grupka osób, za którymi Hill nie przepada, jest właśnie z Gryffindoru! To raczej jednak kwestia charakteru, a nie domu. - Nie masz wyjścia, nie będę twojego bezwładnego ciała taszczyć do hostelu. Nie mam tyle siły, a na różdżkę... cóż, ostatnio niekoniecznie można na nie liczyć - skrzywiła się, by wyrazić swoją dezaprobatę na problemy z magią. Jednocześnie przypomniała sobie, że w torbie ma figi. Wyjęła jedną z nich i wskazała nań różdżką, powiedziała coś po cichutku i tadam! Miały przy sobie sporych rozmiarów miskę, dzięki której z łatwością sprawdzą, czy Li ma szczęście chodzić po wodzie. - Aquamenti - wypowiedziała, bo było to o wiele łatwiejsze, niż fatygowanie się z chodzeniem, które musiało być ciężkie, mając klejące podeszwy. Wyczarowana miska napełniła się cieczą, a Courtney, zadowolona z siebie, spojrzała zachęcająco na dziewczynę. - Myślę, że nie będzie takiej potrzeby - odparła, mocząc stopę. Cóż, ona w żywicę nie wdepnęła, więc na sandałku pozostała mokra plama.
No z Li było zupełnie inaczej. Była niekiedy bardzo wścibska i najchętniej wszystko by chciała wiedzieć, jednakże znała to minimum i znała granicę międzyludzką. Ze ślizgonką jednak była przyzwyczajona do tego, ażeby wiele tematów nie poruszać w jej obecności. Tak ją ślizgonką wychowała i już. Nigdy jakoś specjalnie ze sobą nie rozmawiały na tematy chłopaków, przyjaciół. I tak niech lepiej zostanie. Chociaż w tym momencie naprawdę miała ochotę jej wiele powiedzieć choćby ze względu na to, że jako ślizgonka miałaby wiele pomysłów jak zaszkodzić Venus. Co prawda to kompletnie nie pasowało do Li, ale co tam. Przecież ludzie się zmieniają, a nikt nie musi się dowiedzieć, że to jest jej sprawka. Poza tym Venus na pewno nie miała samych przyjaciół w szkole, na pewno zdarzały się osoby, który chciały jej zrobić psikusa czy też na złość. Będzie musiała o tym poważnie pomyśleć. Naprawdę miała ochotę zrobić coś żeby jej zaszkodzić. Może i wtedy Lin będzie na nią zły, ale nad tym teraz nie myślała. - Też to zauważyłaś? W Grecji gdzieś nasza magia nie działa. Niektóre zaklęcia mają całkowicie odwrotny skutek. Myślałam, że to tylko moja różdżka szwankuje... - powiedziała. Odetchnęła z ulgą, bo naprawdę się wystraszyła, że jej różdżka przestała jej służyć, a nie widziało jej się kupowanie nowej, bo jednak się do niej przywiązała. Patrzyła na ruchy dziewczyny i zaśmiała się kiedy wpadła na tak genialny pomysł. - No Ty to masz łeb. - mruknęła do niej znowu się usmiechając. Zdjęła jednego japonka z nogi i wsadziła do miski. - Ja pierdziele... Miałaś racje. - krzyknęła tupiąc nogą, a ona ni jak nie chciała się zanurzyć. Cholera, super sprawa. Tylko jak długo to działa? Czy wychodząc na środek morza nie będę miała pewności, że zaraz nie wpadnę pod wodę? Trzeba się o tym czegoś więcej dowiedzieć, tylko gdzie takie źródła podają?
Jak mawia prastare przysłowie, z kim się zadajesz takim się stajesz. Może więc zawarcie znajomości Li z Courtney tłumaczyło jej intencje względem Venus? Której swoją drogą Hill nie znała i na pewno nie chciałaby maczać w czymś palców, by sobie przypadkiem nie zaszkodzić. I może lepiej, że Chinka do tej pory także nie zrobiła nic głupiego. - Niestety... - mruknęła, bo gdy rzucenie zaklęcia nie było koniecznością, wszystko szło gładko. Kiedy zaś potrzebowała pomocy różdżki, ta wywijała jej psikusa. Jeśli zaatakuje ją jakiś grecki morski potwór, to los też zaśmieje jej się w twarz i skaże na tak okropną śmierć? Właściwie przez myśl przemknęło Kalifornijce, że wyczarowanie miski było beznadziejnym pomysłem, z drugiej jednak strony miło było trochę się pochlapać. Wkrótce także okazało się, że Li rzeczywiście została Jezusem dwudziestego pierwszego wieku. - Mega! - ucieszyła się, jednocześnie w myślach przeszukując wszelkie miejscówki w Grecji. Stwierdziła, że właściwie mogą wybrać się nad wodę. - Chcesz iść na to wybrzeże? - zapytała, bo jakże to zmarnować taki dar.
wybacz, że tak długo. Zmieniamy miejscówkę czy zostajemy?
No właśnie dlatego też Li nie miała zamiaru prosić o to ślizgonki, chociaż nie można powiedzieć, że o tym nie myślała, bo inaczej musiałaby skłamać. Owszem, że myślała. Bądź co bądź dziewczyna jest ślizgonką więc myślała, że na pewno łatwiej będzie jej uporać się w jakimś stopniu z gryfonką i ta jakoś jej pomoże, ale na całe szczęście, że nigdy nie myślała o tym bardzo poważnie, jedynie parę razy przeleciało jej to przez głowę i na tym się zakończyło. Jednakże bardzo ją kusiło, ażeby widzieć minę Venus, że jednak coś nie idzie po jej myśli, ale cóż. Będzie musiała na to jeszcze trochę czasu poczekać czy z pomocą Courtney czy bez miała nadzieję, że kiedyś się tego doczeka. Osoba która dobrze zna Li pewnie wywaliłaby niesamowicie wielkie oczy, że ona myśli o czymś takim, ale względem tej osoby naprawdę wiele się w niej zmieniało. Była w szoku, że pomysł dość szalony ślizgonki wydawał się idealny, a przede wszystkim prawdziwy. Kto by o zdrowych zmysłach mógł pomyśleć, że przez to będzie mogła chodzić po wodzie gołymi stopami, nie używając do tego żadnej magii. Spojrzała nieco przerażona na ślizgonkę i wzruszyła ramionami okazując tym samym niepewność. - Courtney, a skąd wiesz ile to będzie trwać? Nie wiem czy to jest bezpieczne. - mruknęła do niej i westchnęła. Li nie należała do osób odważnych, więc z pewnością będzie się martwić o to, czy aby na pewno się wszystko uda. Przecież to nie jest normalne, żeby czarodziej stąpał po wodzie jak po gruncie. Teraz to działało, ale jak długo ta moc będzie działać? Nie chciała zrobić sobie krzywdy, a tym samym narobić problemów innym.
/myślę, że Li nie zgodzi się na takie ryzyko, więc możemy tutaj kontynuować.
Courtney wzruszyła ramionami, bo właściwie nie wiedziała, przez jaki czas Li będzie mogła chodzić po wodzie. Może i kiedyś pisano w książkach o właściwościach ów żywicy, jeśli jednak tak, to Kalifornijka musiała to przeoczyć bądź umyślnie nie zapamiętać - cyprysy rosną głównie w klimacie śródziemnomorskim, w którym przecież dziewczyny nie mieszkały ani nie przebywały specjalnie często, skąd więc mogły wiedzieć, że taka informacja im się przyda? - No nie mam pojęcia, ale pływać chyba umiem, więc w razie czego cię uratuję - wyszczerzyła ząbki, ale w rzeczywistości nie miała zamiaru nalegać. Skoro Li nie chce, to ona nie będzie jej zmuszać. Zresztą faktycznie słabo by było, gdyby okazało się, że nagle Chinka traci grunt pod nogami - a raczej powierzchnię wody - i zaczyna tonąć. Zwłaszcza, gdyby było to daleko od brzegu. Cóż, cała Courtney: sama nie będzie chciała wpakować się w kłopoty, ale na innych chętnie popatrzy. - A w ogóle jak domek? Nie mówiłaś jeszcze z kim mieszkasz - zapytała, bo przecież była to jedna z rzeczy, która Hogwartczyków zastanawiała w trakcie podróży, o ile nie podziwiali widoków za oknem, nie spali bądź nie wymiotowali, jak w przypadku niektórych mających chorobę morską. Może teraz jest dobra okazja, by wspomnieć o Venus, skoro już Kalifornijka się zainteresowała?
Można sobie szaleć, ale tylko wtedy gdy ktoś jest czegoś w stu procentach pewny, a w tym przypadku to ani Courtney, ani Li nie miały pewności, że wszystko będzie tak jak jest teraz i puchonka cały czas będzie utrzymywać się na wodzie, a jednak nie chciała ryzykować własnym życiem, bo to wszystko się łatwo mówi. Z pewnością gdyby znaleźć jakiekolwiek informacje na ten temat można bardziej się tym faktem zainteresować, a Li pewnie coś będzie kontynuować w tej kwestii i może dowie się czegoś co będzie bardzo pomocne i będzie mogła spróbować czegoś bardziej odważniejszego. No właśnie tego się obawiała, każdy jest mądry przy gadce, a jak dojdzie co do czego to może zabrać się i uciec jak najdalej od danego miejsca. Co prawda Courtney pewnie by tego nie uczyniła, ale żeby dała sobie za nią rękę odciąć to z pewnością by nie dała. - Nie ja jednak czuję się o wiele lepiej jak czuję grunt pod nogami. - powiedziała do niej i zeszła z owej miski, którą wcześniej ślizgonka jej naszykowała. - Domek jak domek. Siostry Everett ze mną mieszkają i jeszcze kilku, ale zbytnio ich nie kojarzę. - mruknęła do niej i wzruszyła ramionami. Co prawda z wyglądu kojarzyła ich wszystkich, ale nie zawsze miała ochotę, czas i przede okoliczności, ażeby z nimi zamienić chociażby kilka zdań.
Courtney nie pamiętała, czy właściwie miała kiedykolwiek do czynienia z którąś z sióstr Everett. Może i obiło jej się coś o uszy, ale najwyraźniej jednym uchem informację tę wpuściła, a drugim wypuściła - nie miała zatem pojęcia, z kim w końcu Li pomieszkuje. W każdym razie wszystko wskazywało na to, że żadnych kwasów nie ma, więc obie trafiły całkiem nieźle. - To spoko - odparła, czując jednocześnie burczenie w brzuchu. Nawet nie zdawała sobie sprawy, że jest taka głodna. Dopiero teraz, gdy żołądek sam dał się we znaki, pomyślała, że zjadłaby konia z kopytami. Albo może bez, bo kopyta raczej twarde są. - Wiesz co, zgłodniałam. Może wrócimy już do hostelu? - zapytała, a gdy Chinka pokiwała głową na zgodę, wspólnie wyruszyły w kierunku wioski.