Z dość sporego tarasu posiadłości rodu Dear przechodzi się do imponującego, zadbanego ogrodu, w którym znajduje się wiele bardzo rzadkich okazów roślin oraz oczko wodne. Ogród jest wielką dumą rodziny - mało który ród jest w stanie sobie pozwolić na utrzymanie w dobrym stanie tak wielkich połaci zieleni.
Nie to miała na myśli. Nie była po prostu odpowiednim materiałem na wzbudzanie zazdrości. Nie ujmowała swojej urodzie czy osobowości, po prostu nie była to rola jej życia, choć odegrałaby ją znakomicie. Nie musiał również obawiać się o to, że zostawiłaby go na pastwę samotnego picia przy stole. Nie musieli przyjść razem aby razem spędzić ten wieczór, prawda? Dorien stanowił jej historię, kilka szkolnych epizodów, które po zakończeniu Hogwart'u zostały kompletnie wymazane z historii. Spotykała go na korytarzach Ministerstwa, a samo zaproszenie wywołało niemałe zdziwienie z jej strony. Może nie odczuwała radości na myśl o lawirowaniu wśród tylu gości, nie czuła jednak niepewności. To wydarzenie stanowiło powrót do czasów, z których próbowała uciec. A raczej odciąć się od nich... Bankiety, arystokracja, nienaganne maniery i sztuczny uśmiech wypisany na wąskich wargach, który ukrywał lata kłamstw i intryg. Może nie była to jej rodzinna posiadłość, nazwiska się nie zgadzały... Jednak w powietrzu unosił się ten sam zapach, każdy był tak samo równie wyprostowany i sama Segovia czuła, że nic oprócz tych niewielkich szczegółów nie uległo zmianie. Musiał dać jej niewielką chwilę na uzupełnienie płynów. Może fakt, że uwielbiała tego rodzaju trunek w jakiś sposób była na niego uodporniona, co brzmi trochę tak, jakby miała spore doświadczenie w piciu. A przecież była osobą, która niczego tak nie znosiła jak utraty kontroli. Nad ciałem, umysłem czy swoim życiem. Więc mogli stanąć przy tym, że zwyczajnie miała "mocną głowę". -I jaką radość czerpałabym z jedzenia z własnego talerza?-Wywróciła teatralnie oczyma. Daleko jej dzisiaj było do osoby, którą była kiedyś. Nawet jej uśmiech mówił, że coś się z nią dzieje. Jeszcze nie wiedziała, czy te zmiany będą oznaczały coś dobrego, czy niekoniecznie. Choć wyrwanie przysłowiowego kija w tyłku to zmiana tylko na plus. Przyglądała się jego reakcji, jakby było to naprawdę ciekawe widowisko. Dokładnie mogła zobaczyć momenty, w których emocje przechodziły po jego twarzy. Oczywiście, że nie brała tego pod uwagę... Jednak wprowadzenie odrobiny napięcia i powagi do jej wypowiedzi wydawało się czymś, co do niej pasowało. Przekrzywiła lekko głowę w bok i zaśmiała się, niewiele osób potrafiło sprawić, że brzmiało to tak naturalnie i swobodnie w jej wykonaniu. Poczucie humoru miała specyficzne, jednak jego skrawki gdzieś się tam znajdowały. Wymieniła swój stary kieliszek, który zniknął w zadziwiającym tempie. Wydawało jej się, jakby ktoś podkradał jej ten błogi napój lub pierwszy raz w życiu odczuwała autentycznie spragniona. Proszę bardzo, nawet ona posiadała ludzkie odruchy jakim było pragnienie. Nie musiał jej niczego tłumaczyć, w końcu nie tego oczekiwała. Nie zamierzała ciągnąć go za język w sprawie, która wydawała się dla niego osobista i dosyć skomplikowana na swój własny sposób. Uniosła wysoko brwi w momencie, w którym otworzył usta. Słowa popłynęły same, a kobieta nie mogła powstrzymać się przed wyrażeniem swojego... Czego? Jego chyba było chyba sporym niedopowiedzeniem w tej sprawie. Nie mogła wypowiadać się za tę kobietę, byłoby to nieodpowiednie, nie znała jej, nie siedziała w jej głowie... Idiotycznie wydawałoby się wypowiadanie w jej imieniu, to "być może ona myśli inaczej"... -Szybko oceniłeś sytuację. I czyżbym wyczuwała żal w Twoim głosie?-Poruszyła delikatnie ramionami.-Pozwoliłeś jej chociaż wyjaśnić tę sprawę? Czy uniosłeś się wyimaginowaną dumą, bo dziewczyna powiedziała coś, co zabolało?-Przymrużyła lekko powieki i upiła łyk wina wciąż wpatrując się w swojego towarzysza, ważąc każdą jego reakcję. -W zamian za to, pojawiłeś się tutaj ze mną.-Teraz odchyliła się lekko do tyłu, opierając wygodnie wyprostowane plecy o oparcie krzesła. Ton jej głosu nie mógł określić stanowiska jakie obierała. Jej słowa mógł odebrać w dowolny, sobie wygodny sposób. -Claude, pochodzę z rodziny, w której torturowali za samo spojrzenie w kierunku osoby o niemagicznych przodkach.-Westchnęła, nie wspomniała o tym, czy ta tradycja wciąż obowiązywała.-Pomimo tego, jak bardzo nienawidzę Vlad'a, jestem mu wdzięczna za to, że mogłam Cię poznać. Jeżeli ktoś nie doceni tego kim jesteś, myślę, że sprawa chyba jest zamknięta.-Powiedziała spokojnie, unosząc kieliszek i delikatnie nim kręcąc. Przyglądała się jak wino odbijało się od ścianek i powoli spływało na dół. Kącik jej warg drgnął. -Oh nie, nie uważaj i obracaj czym chcesz.-Powiedziała.-Myślę, że nawet natura w tym nie pomoże. -Przekrzywiła lekko głowę w bok i spojrzała na niego.-Jednak jeżeli chcesz, możesz mnie kulturalnie przeprosić i porozmawiać z kimś, z kim naprawdę chciałeś tu przyjść.-Powiedziała spokojnie z tym delikatnym i dziwnym uśmiechem na ustach.
-No wiem- zmarszczyła nos po słowach Beatrice. No bo gdzie indziej ktoś znajdzie taka drugą Yvonne? No nigdzie, jest jedyna w swoim rodzaju. Nie ma pojęcia po kim odziedziczyła taką skromność, ale czasem wyjątkowo nią grzeszy dookoła. Taka rodzina, z którą nawet dogadać się nie potrafi, a jednocześnie chodzą z zadartymi nosami. W tłumie dostrzegła nawet swoją siostrę, ale została porwana przez jakieś towarzystwo. Kto wie, kiedy będą miały szansę porozmawiać w cztery oczy. Gdy z Beatrice na chwilę przysiadły do osobnego stolika miały okazję wymienić kilka zdań i to tak bardzo interesujących. Choćby na temat partnera przyjaciółki, którego Yvonne miała okazję znać, bo teraz nie wiedziała czy go zna. W końcu tak nagle ulotnił się z jej życia kiedy była jeszcze na studiach, a teraz widzi go w towarzystwie przyjaciółki i to jeszcze dość... odmieniony. -Rozumiem. Myślałam, że będę miała okazję chociaż osobiście się z nim przywitać. Chyba kilka lat się nie widzieliśmy, a tu taka niespodzianka - wzruszyła ramionami i upiła kolejny łyczek alkoholu - Świat jest bardzo mały - skwitowała krótko ten temat, do którego może wróci, może nie... a może coś jej strzeli do łba i postanowi odezwać się do dawnego kolegi, przyjaciela... nawet nie wiedziała jak określić tą relację. Jak i parę innych , po tym weselu zacznie się mocno zastanawiać nad znajomościami z co niektórymi osobami. Przytakiwała głową słuchając co Beatrice mówiła na temat Claude'a, rozglądając się w sumie w jedną i w drugą stronę, bo chciała też wiedzieć gdzie zapodział się jej partner. Jednak moment kiedy usłyszała TE słowa - No to fajnie... - i dalej wodziła wzrokiem gdzieś obok, bo po sekundzie do niej dotarło co właśnie usłyszała - Czekaj co? Jak to? - odwróciła gwałtownie głowę i miała już gdzieś całe to otoczenie - Co mu takiego powiedziałaś w takim razie? - miała tą przyjemność znać Claude, w końcu pracowali razem w Ministrstwie i czasem z nim napiła się herbatki czy czegoś innego gdy odwiedzała biuro Doriena. Bardzo fajny z niego facet tak całkiem obiektywnie mówiąc, bo nie mają zbyt zażyłych relacji - Nie powiem, trochę mnie tym zaskoczyłaś - chyba tylko mogła się domyślać o co mogło pójść, ale to tylko domysł i nie chciała nic mówić na głos za nim Trice sama się nie przyzna do tego jaką gafę strzeliła. No bo kurcze, szkoda. Nastąpiła między nimi chwila rozłąki przez zamieszanie związane z Cassianem oraz panną Dear. Nie wie, kiedy zapamięta to imię, ale to mało ważne teraz. Bo nawet jeśli chciała się oddalić na moment od tłumu i odetchnąć to i tak nie mogła zaznać tego spokoju. Naprawdę kochała Beatrice jak siostrę, że i tak za nią podążała. -Wiedziałam, że o to spytasz. Ja chciałabym wiedzieć czy gdzieś go nie widziałaś, może? Po tym jak mnie zaprosił na to wesele to mam wrażenie, że może gdzieś pod stołem leży albo komuś przyłożył, nigdy wcześniej takie prawnika nie poznałam - westchnęła rozglądając się ponownie, ale cóż. Nie było co gdybać, bo miała i tak najlepsze towarzystwo na świecie - Jasper. Byliśmy razem w Egipcie no i mnie zaprosił, tylko po tym co zrobił na samej uroczystości. Dobrze, że siedziałaś z przodu i nie widziałaś, bo już miałam przez to małą nieprzyjemność - westchnęła - Pocałował mnie bo zauważył, że nie mogę się nawet patrzeć na Doriena no i zauważył to ktoś z kim nie tak dawno byłam na kolacji. Nawet nie wiesz jaką miałam ochotę się tłumaczyć jak jedenastoletnie dziecko, bo to było coś czego nie byłam wstanie przewidzieć... - oparła łokcie na kolanach i schowała twarz w dłoniach. Nawet nie chciała mówić na głos, co czuje, to chyba dało się zauważyć, że ani trochę ta sytuacja jej nie pasowała.
Choć w głowie mu szumiało, słowa Segovii zdawały się ryć swoje szlaczki na jego czole, bowiem przyjmował je do świadomości w ogromnej zadumie. Prychnął aż, delikatnie poirytowany, po czym spojrzał na nią z nieodgadnionym spojrzeniem, pełnym nieposegregowanych, wymieszanych emocji. Przeplatający się wstyd ze złością, doprawiony smutkiem i delikatną urazą. - Wyimaginowaną dumą? - powtórzył frazę, która ubodła go najbardziej. Jak w ogóle mogła sądzić, że jego duma była wymyślona? Czy uważała, że taki koleś jak on nie posiadał dumy? No tak, wielokrotnie w szkole był obiektem drwin i niejednokrotnie padał ofiarą nieprzyjemnych żartów ze strony rówieśników - bo był rudy, chudy, śmieszny, szlamowaty i nieporadny. Jakikolwiek obraz Claude'a posiadała w głowie, stwierdzenie, że uniósł się "wyimaginowaną dumą" naprawdę ugodził jego, cóż, dumę, tę faktyczną i autentyczną, drzemiącą w środku. Może głęboko i zimowym snem, lecz mimo wszystko... Westchnął ciężko, odchylając się w tył na krześle. - Tu nie ma co wyjaśniać. Po prostu jestem dla niej nieodpowiedni i oboje to wiemy. Po prostu muszę ten fakt przeboleć - stwierdził sucho, po czym zatkał usta kolejnym koreczkiem, mając nadzieję, że zaczęty przez niego temat jednak się urwie. Żałował, że w ogóle otworzył usta w tej sprawie, równie dobrze mógł machnąć ręką i odpuścić. Uznać, że nikt niczego nie widział i że nic się nie dzieje, przecież robił to przez cały czas i do tej pory nikt bardzo na tym nie ucierpiał, prawda? Nie licząc jego samego. Prawie się udławił kawałkiem sera, gdy powiedziała następne zdanie. - Seg...- zaczął pomiędzy salwami kaszlu, gdy jego organizm próbował pozbyć się ciała obcego z tchawicy. - Ja... To nie do końca tak - stwierdził, w sumie nie wiedząc, czemu miałby jej się teraz tłumaczyć. Ton jej głosu sprawił, że poczuł się nieswojo, zupełnie jakby podprogowo chciała mu wytknąć, że posłużył się nią jako narzędziem do wywołania zazdrości u innej kobiety i jakkolwiek byłoby to prawdą, nie chciał, by tak się czuła, bowiem przecież nie zaprosiłby jej tylko po to. Najprawdopodobniej odzywały się jego wyrzuty sumienia, które przejęły kontrolę nad językiem. - Przecież doskonale wiesz, że Cię lubię. Przyjaźnimy się, co nie? - dodał, spoglądając na nią z uwagą, badając jej wyraz twarzy, gesty i całą resztę, by chociaż trochę wybadać, czy faktycznie jest na niego zła. Dalszymi wypowiedziami jednak umocniła go w przekonaniu, że była jedną z najlepszych osób, jakie poznał w życiu. Fakt, że mimo swojego pochodzenia, swojej niezbyt przyjemnej historii, zadawała się z nim i nie posiadała problemu z jego pochodzeniem, bowiem mierzyła wyżej i oceniała go za charakter, za jego wkład w relację, nie na procent krwi niebieskiej płynącej w żyłach. Piegowata twarz Faulknera rozjaśniła się w uśmiechu. - Dziękuję - powiedział w końcu, czując, że oblewa się delikatnym rumieńcem. Upił łyk wina, a następnie wyszczerzył się w uśmiechu. - Och, no przestań, tak nisko mnie cenisz? - odparł na żart o oddawaniu długu w naturze, po czym zaśmiał się. Śmiech nieco przygasł, gdy zaproponowała, by poszedł porozmawiać z Beatrice. Odwrócił głowę, spojrzeniem omiatając jej osobę przy stoliku nieopodal, po czym z czystym sercem spojrzał na Segovię i pokręcił głową. - Może później. Teraz zamierzam bawić się z Tobą - rzekł szczerze. Uniósł kieliszek w jej stronę, by stuknięciem przypieczętować z nią umowę na najbliższe godziny.
Miłą niespodzianką - stała się przekazana pod rozluźnieniem alkoholu wiadomość - włączała kolejny element do układanki zagadki, jaką pozostawała niezmiennie osoba Aurory; intrygowała, była niezmiernie kuszącą propozycją? Mimo nieprzyznawania się w jasny, przejrzysty sposób, Daniel Bergmann - posiadał w życiu epizod fascynacji zakazaną i niedostępną magią; jako profesor w Hogwarcie nie obchodził się jednak z tą wieścią - nie wypadało, było zbyt niebezpieczne. Równie nie streszczał żałosnej, sprzed około dekady historii dotyczącej targnięcia na własne życie - uczynionej z pomocą czarnomagicznej sztuki. Blizny pozostawały szczelnie ukryte pod mankietami koszul, w innych przypadkach - często zatuszowane zaklęciem. Nie było w sposób ich całkowicie usunąć - hańba miała już towarzyszyć temu wspomnieniu przez resztę prowadzonego życia. - Rozważę - odpowiedział jej tajemniczo, nie odsłaniając dokładnie karty z własnym dotyczącym stosunkiem - z drugiej strony, próżno byłoby dojrzeć pogardę, zdziwienie, rozczarowanie czy inne niepożądane - negatywnie nakierowane uczucia. - Lepiej brzmieć będzie po prostu zgodność - oznajmił, z nieuciekającym ze swojego oblicza uśmiechem. Wystarczyło, zdecydowanie - udziału w tym przedstawieniu. Co będzie dalej? Poczeka - na zbiory, oferowane przez przyszłość.
|Bergmann zt
Beatrice L. O. O. Dear
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : Czarne oczy, przenikliwe spojrzenie, blizny na dłoniach, ukryte po metamorfomagią, tatuaż na łopatkach (kuferek)
Czuła się tragicznie z myślą, że musiała tłumaczyć się z tego wszystkiego, co nawyprawiała. Wiedziała, że zachowała się cholernie głupio i irracjonalnie, kiedy to sprawy między nią a Claudem nabierały tempa, ale teraz nie mogła już tego cofnąć. A to, że Yvonne chciała konkretnie wiedzieć, co takiego Trice powiedziała chłopakowi, sprawiało, że na jej licu pojawił się delikatny rumieniec wstydu. Zaczęła uciekać wzrokiem, byle dalej od przyjaciółki. Ktoś mógłby pomyśleć, że bała się na nią spojrzeć, a i trochę racji by w tych słowach miał. Ona po prostu nie chciała zobaczyć rozczarowania na jej twarzy, gdy powie, co tak naprawdę zaszło między nimi. -Bo wiesz... W sumie... - zaczęła, mocno kulawo, po czym westchnęła przeciągle żałując, że nie ma w dłoni kieliszka z winem, czy tam innym alkoholem, który dodałby jej trochę odwagi. -Po tym, jak się z nim całowałam, rzuciłam coś w stylu, że ciekawe co by sobie moi rodzice pomyśleli, gdyby się dowiedzieli, że całowałam mugolaka. - zamilkła na chwilę, bo wspomnienie tych słów wypowiedzianych do niego, wciąż ją bolało. -Ja wiem, że nie powinnam tak mówić, ale ty wiesz, że nie miałam nic złego na myśli! Po prostu sama wiesz, jaka jest moja rodzina, jak bardzo zależy im na tych cholernym statusie krwi i wiesz również, jaka ciężka to by była sytuacja, gdyby faktycznie o czymś takim wiedzieli. - te słowa powiedziała znacznie ciszej, z obawy, że ktoś mógłby ją teraz usłyszeć. Chciała jakoś wytłumaczyć swoje zachowanie, więc dodała: -Poza tym, ja to powiedziałam w formie żartu. Nigdy bym nie przypuszczała, że on tak na to zareaguje. Zamilkła na chwilę, kiedy to właśnie przeszedł obok nich kelner, któremu szybko porwała kieliszek ze srebrnej tacy. Czuła, że jeśli nie skończy za chwilę pić, to źle się skończy dla niej ten wieczór. Parsknęła cicho śmiechem, na kolejne słowa Yvonne. -No, ja też sama siebie tym zaskoczyłam. - powiedziała cicho, patrząc niewidzącym wzrokiem przed siebie. Rozejrzała się wokół, gdy już zasiadły przy oddalonym od publiki stoliku, gdzie jak wiedziała Bea, nikt im nie będzie przeszkadzał. Nie sądziła, że będzie pytana o to, gdzie podziewa się partner przyjaciółki, skoro sama nie mogła zlokalizować własnego. -Dziwisz się, że o to pytam? Nie znam go, więc jestem ciekawa, co to za szczęśliwiec - wyszczerzyła się w jej stronę, ale uśmiech szybko zgasł, gdy wspomniała o dziwnych nieprzyjemnościach, których to doznała, przez pojawienie się ze swoim partnerem w tym miejscu. Nie sądziła, że ktokolwiek mógłby jej z tego powodu dogryzać, jednak chyba jeszcze dużo o życiu i ludziach musiała się nauczyć. Otworzyła szeroko oczy i nawet nie spostrzegła, kiedy rozchyliła wargi na dźwięk tych słów. Ona na samej uroczystości zaślubin siedziała w pierwszym rzędzie, więc nie bardzo orientowała się w tym, co działo się dalej. No zwyczajnie nie miała możliwości odwrócenia się i obejrzenia wszystkiego, co wyprawiali inni goście. Nie sądziła jednak, że Yvonne w czasie gdy jej brat składał przysięgę małżeńską, ona całowała się z rzekomym Jasperem. -Jeju, Yvonne. - zdołała tylko powiedzieć w momencie, gdy kobieta przedstawiła jej tę nową dla niej sytuację. Chwila ciszy nastąpiła po tych słowach, bo Trice po prostu musiała zebrać myśli. - To widzę, że u Ciebie wszystko komplikuje się równie bardzo, jak u mnie. Tylko czemu nic mi wcześniej nie mówiłaś? Postarałabym Ci się jakoś pomóc, doradzić. - ostatnie słowa powiedziała ze znacznie mniejszym zapałem, niż całą resztę. Bo właśnie sobie przypomniała, jak bardzo sama zjebała swoją sytuację z innym facetem i że najprawdopodobniej jest najgorszym materiałem na szukanie u niej porady w sprawach sercowych...
Gdy się denerwował przed przyjęciem, czas nieomalże stawał w miejscu, a potem mężczyzna orientował się, że jakimś cudem minęły dwie godziny, odkąd ostatnio spoglądał na zegar. Pełno sprzeczności. Natomiast już w trakcie wesela, kiedy napięcie opadło, a nerwy puściły, czas płynął nieubłaganie. Toasty, niespodzianki, krótkie przemowy – typowo. Niezmiernie poruszył go gest Vivien i Cassiana. Włożyli niesamowicie dużo pracy, by przygotować tak niesamowitą niespodziankę, a ich prezent przebijał wszystkie materialne podarunki. Wymuszony, choć doskonale udawany uśmiech wręcz nie schodził mu z twarzy. Próbował nie myśleć o tym, że właśnie związał się na amen z kobietą, do której czuł (tylko) przeogromną sympatię i na której bardzo mu zależało, ale nie to, co zazwyczaj pcha dwoje ludzi przed ołtarz. Zapłacił bardzo wysoką cenę za chwilę nieuwagi. Ze względu na odgrywaną tego wieczora rolę był w samym centrum uwagi, szczególnie na parkiecie. Nie tylko nie mógł nikomu odmówić – wręcz sam się angażował, goniąc do zabawy kuzynki i te wszystkie ciotki, które wypadało zaprosić. Żonę też mu porwano, aczkolwiek temu akurat się nie dziwił. Jako panna młoda wypadała naprawdę pięknie. Szukając chwili oddechu i chłodnego, niekoniecznie alkoholowego napoju, dostrzegł w końcu więcej znajomych twarzy, między innymi Caluma z nieznaną Dorienowi panną (jednak mu się udało!), siostrę Cassiana i, ku największemu zaskoczeniu, chłopaka, w którym rozpoznał przyjaciela Ruth, Ezrę. Zignorował tego ostatniego, nie mając pojęcia, jak wyżej wymieniony się znalazł w Brighton. I właśnie wtedy dostrzegł Yvonne i Beatrice, które przycupnęły na uboczu i szeptały coś do siebie, wyraźnie przejęte. – Która pierwsza? – spytał z uśmiechem, wyciągając rękę w stronę dam, gestem zapraszając je do tańca.
-Czyli moja intuicja mnie nie myliła - przyznała od razu po słowach Beatrice. Dobrze ją rozumiała, gdyby tak kiedyś... w bardzo dalekiej przyszłości, sama miałaby przedstawić rodzicom swojego partnera do tego mającego niezbyt dobre korzenie czarodziejskie sytuacja wyglądałaby bardzo podobnie. Znały się jak łyse konie i dobrze, że Bea jest dobrą istotą i nie chciałaby w żaden sposób skrzywdzić Claude'a, ale wyszło jak wyszło -Dobrze o tym wiem kochana, ale wiesz... Dla mugolaków to zawsze będzie drażliwy temat, zwłaszcza w takiej sytuacji. Dla ciebie ta relacja jest jak zakazany owoc, który smakuje najlepiej, dla niego ten owoc jest niestety gorzki. Coś w tym stylu - sama nie była w takiej sytuacji, może tylko sobie wyobrażać jak może czuć się ktoś o niższym statusie postawiony w takim świetle. Czasami słowa mogą mieć drugie znaczenie i niestety rudzielec właśnie je dostrzegł. Nie była pewna czy powinna tą myśl powiedzieć na głos czy ją zachować dla siebie. Miała obawę, że jeszcze bardziej dotknie to przyjaciółkę, a już i tak jest wystarczająco przybita. Gdyby Claude znałby ją lepiej dobrze by wiedział kiedy Beatrice sobie żartuje, używa sarkazmu, ironii czy mówi bez owijania w bawełnę i szczerze. Pozostaje jej tylko trzymać kciuki, że jednak znajdzie się okazja by się dogadali i wyjaśnili to nieporozumienie - Powiem Ci, że bylibyście naprawdę wyjątkową parą. Po prostu nie znacie siebie tak dobrze i Claude nie dostrzegł jeszcze tego jaka jesteś czy potrafisz być - to jej przyszło do głowy by jakoś podnieść ją na duchu. Obróciła głowę po swojej własnej historii. To "jejku" wydobyte z ust czarnowłosej wyrażało więcej niż tysiąc słów - Uwierz, zrobiłabym tak. Tylko, że to wszystko skomplikowało mi się dopiero kilka godzin temu i nie miałam nad tym kontroli. Najzwyczajniej w świecie nie spodziewałam się czegoś takiego ze strony Jaspera - westchnęła i zaczęła się gapić gdzieś w dal, na drzewa, krzewy i latające ptaki. Wtedy też jej oczom ukazał się Dorien wyciągając do nich dłoń z zaproszeniem do tańca. Jeszcze jego teraz tu brakowało. Myślała, że gorzej być nie może. Natychmiast się wyprostowała, ale w dalszym ciągu kierowała oczy na dalsze widoki albo obok mężczyzny -Przykro mi Dorien, nie jestem w nastroju - chociaż panu młodemu się nie odmawia, to tym razem musiała zrobić wyjątek. Nagle jakby otrzeźwiała. Nawet nie chyliła się na jakieś życzenia, nie przy takich okolicznościach.
Beatrice L. O. O. Dear
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : Czarne oczy, przenikliwe spojrzenie, blizny na dłoniach, ukryte po metamorfomagią, tatuaż na łopatkach (kuferek)
Proste stwierdzenie Yvonne sprawiło, że Beatrice poczuła się jeszcze gorzej. Nawet ona podejrzewała, że coś jest na rzeczy pomiędzy nią, a Claudem? To w sumie nie powinno ją dziwić. W końcu, znała ją niemal najlepiej z wszystkich znanych Trice osób. Wiedziała o niej to, czego nie powiedziałaby nikomu innemu. Jak chociażby o tej całej, nieszczęsnej, sytuacji. -Chyba nie wypada mówić o tym w taki sposób. - skwitowała krótko po chwili, ale nie byłaby sobą, gdyby nie dodała: -Tylko wiesz, on naprawdę jest bardzo porządnym człowiekiem, jednym z lepszych, których w życiu poznałam. Nie chciałabym przez coś takiego tracić z nim zupełnie kontaktu. - nie wspominając o tym, że w ogóle nie chciałaby tracić z nim kontaktu. Nigdy. Nawet na sekundę. Słysząc wzmiankę o byciu ciekawą parą, parsknęła pod nosem śmiechem, który wcale nie był radosny. No bo i nie mógł być w sytuacji, w której obecnie się znajdowała. -Raczej wątpię, że kiedykolwiek mogłoby cokolwiek z tego wyjść. Nawet nie myślałam o tym w takich kategoriach... Ja po prostu... Lubię go i chyba zbyt mocno, przez co oboje mamy przesrane. - chyba bardziej adekwatnych słów, do opisania całej tej sytuacji, nie mogła znaleźć. Bo chyba nawet udało jej się powiedzieć prawie wszystko to, co powiedzieć chciała. Nie wdając się za bardzo w szczegóły, bo dla niej samej nie były one jeszcze całkowicie jasne. Role zmieniły się bardzo szybko, przez co teraz to Bea miała za zadanie pomóc przyjaciółce w potrzebie. O ile nie była w stanie pomóc jej czynem, mogła pomóc dobrym słowem. -Może ta cała sytuacja jeszcze korzystnie się wyjaśni? - uśmiechnęła się w jej kierunku, po czym uniosła jej podbródek jednym palcem i spojrzała jej prosto w oczy. -Uszy do góry kochana, jeszcze nie było nigdy tak źle, aby nie można było tego odkręcić. Miała powiedzieć coś jeszcze, ale właśnie w tym momencie podszedł do nich Dorien. Słysząc jego pytanie, mina jej trochę zrzedła. Wiedziała, w jakim nastroju jest jej przyjaciółka, więc czym prędzej sama się podniosła i ujęła wyciągniętą w jej kierunku dłoń brata. -Będzie to dla mnie zaszczyt. - powiedziała, uśmiechając się do niego ciepło. Dopiero, kiedy ruszyli w kierunku parkietu i zaczęli się na nim poruszać w rytm muzyki, dotarły do niej te wszystkie pytania, które miała od dawna w głowie, a dotyczyły bezpośrednio Doriena. Nie chciała ich zadawać, nie teraz, kiedy to tańczyli w, najprawdopodobniej, najważniejszym dniu jego życia. Zamiast tego, spojrzała mu prosto w oczy i zadała jedno, ważne pytanie, którym to chciała wyrazić wszystkie zmartwienia i obawy, które ostatnio nią kierowały. To dlatego była taka a nie inna ostatnio, to dlatego nie umiała się szczerze cieszyć tym dniem. Bo nie znała odpowiedzi. Została pozostawiona z pustką w głowie i z tysiącami pytań. -Dorien, jesteś szczęśliwy? - patrzyła mu prosto w oczy, a jej mina mówiła, że wcale nie zadaje tego pytania bez powodu. Może nadszedł czas, kiedy to brat mógłby być z nią szczery?
Wiedziała, że tak zareaguje. Usłyszał dwa słowa, a reszta już nie miała znaczenia. Doskonale zdawała sobie sprawę, że procenty potęgowały jego reakcję oraz przyswajanie wiadomości... Wywróciła teatralnie oczyma, kompletnie ignorując jego ton oraz wyraz twarzy jakby przybrała jego piegowata buźka. -Widzisz. Nie chodzi o to, że jej nie posiadasz...-Podniosła dłoń, chcąc go uciszyć widząc jak szykował się do odpowiedzi.-Usłyszałeś to i od razu stwierdziłeś... Nie zastanowiłeś się. -Uniosła delikatnie brwi. Nie musiała mu chyba ponownie mówić, że tak mógł zrobić w przypadku swojej przyjaciółki. A może nie powinna jej tak nazywać bo to słowo nie obrazowało tego, co do niej czuł. Nieistotne. Oparła się wygodnie na krześle i postukała paznokciem o kieliszek, w którym zdecydowanie brakowało jej wina. Nie powinna mu tłumaczyć podobnej kwestii w takich warunkach... Wątpiła jednak, że powrócą do tego tematu w przyszłości. Nie widziała jedynie czy to dlatego, że był dla niego wyjątkowo trudny i krępujący, czy dlatego, że był wyjątkowo trudny i krępujący dla niej. -Czemu tak nisko się cenisz? Wiesz jakie określenie ciśnie mi się na usta jednak w obawie przed Twoją ucieczką go nie użyje.-Mruknęła. Uznawała tę cechę za słabość, a nie obracała się wśród ludzi słabych. Było to coś naturalnego, a może raczej przez tyle lat wpajane, że nie potrafiła inaczej. Nie potrafiła być kimś, kto go wesprze czy powie odpowiednie słowa. Nie pocieszy, nie poklepie po plecach i nie powie, że wszystko się wyjaśni. Była prosta, ostra i szczera. A czy tego w tym momencie potrzebował? Cholera. Nie miała zielonego pojęcia. -Nie do końca tak? A jednak coś w tym jest...-Jej palec zatrzymał się na szkle, wywołując ten nieprzyjemny dźwięk, który rozchodzi się w powietrzu jeszcze przez moment. Jej wargi drgnęły w bardzo nieprzyjemnym uśmiechu. Takim, którym nie posługiwała się zbyt często bo sama nie miała odwagi go zobaczyć. Jej twarz przybierała wtedy rysy osoby, którą była w piwnicach rodzinnego domu, podczas zabaw z eliksirami, czy przy eksperymentowaniu z ojcowskimi wynalazkami... Czy wtedy podczas tego incydentu w nowej szkole, w której jedna z uczennic omal nie straciła życia. Oczywiście zrobiła to specjalnie. Poczucie humoru to zdecydowanie kwestia, nad którą musiała popracować. -Tak, przyjaźnimy się.-Powiedziała i wsadziła sobie słony koreczek do ust, chcąc przepchać słodycz, która cisnęła się przez jej gardło. Jej spojrzenie jasno mówiło, że nie musiał jej za nic dziękować. Nie po to wypociła tyle słów, aby teraz dostawać za to pochwały. Nie, nie o to chodziło. Uśmiechnęła się lekko i znalazła pełny kieliszek wina, który wykorzystała na przypieczętowanie ich wspólnej zabawy. Z jednej strony cieszył ją fakt, że z nią został, z drugiej nie wiedziała czy wolała mieć to już z głowy. Po chwili Claude ponownie zaproponował jej taniec, a ona ponownie się zgodziła. Nie uszkodził jej sukni, ani nie zwrócił tych przepysznych przekąsek, które zjadł jeszcze w drodze na parkiet. Nie liczyła czasu, jednak kilkanaście piosenek później i zdecydowanie przy krwawiących stopach... Mężczyzna udał się w poszukiwaniu, cóż, czegokolwiek. Usiadła przy stole i delektowała się winem, które znalazła na stole. Rozpoznała kilka osób z Ministerstwa, z którymi zamieniła kilka słów. Moment, w którym ponownie zobaczyła swojego partnera był momentem zakończenia dobrej zabawy. Jego mina mówiła wszystko. Jej nie mówiła niczego. Nie zadawała pytań, dlatego szybko ulotnili się z przyjęcia.
Mina Yvonne mówiła bardzo wiele. Miała wypisany na twarzy smutek, żal, rozgoryczenie, zawód. Kiedyś pewnie byłby zadowolony z siebie, że kilka dziewczyn jednocześnie żywiło do niego gorące uczucia, ale teraz było mu paskudnie wstyd za ten pocałunek w grudniu, kiedy odprowadzał pijane przyjaciółki do domów. To nie powinno się wydarzyć. Starał się zachować twarz, kiedy Yvonne mu odmówiła. Nie tego się spodziewał, ale starał się, by uśmiech nie zniknął z jego twarzy i był wdzięczny siostrze, że zareagowała w taki sposób. Zabrał Beatrice na parkiet, a muzyka zmieniła się na nieco wolniejszą. – Od roku nie byłem tak szczęśliwy, jak jestem teraz – powiedział dosyć cicho, lekko przytulając siostrę w tańcu. Myślami wciąż wracał do dziewczyny, z którą całował się w archiwum Departamentu Katastrof, z którą dzielił miłość do wytrawnego wina, dla której rzucił wszystko i wyjechał do Grecji, bo nie mógł wytrzymać bez niej dłużej niż tydzień, aż w końcu do tej samej, którą tak szkalował po świątecznej kolacji w domu rodzinnym. Zbyt często zastanawiał się, ‘co by było gdyby...’ – gdyby opanował swój temperament, gdyby nie nawrzeszczał na nią aż tak, gdyby nie zrzucił na nią całej winy. Gdyby nie uniósł się honorem, spróbował ją zatrzymać, albo chociaż odnalazł ją po tym, jak uciekła. Przecież znalazł rozwiązanie, prawda? Zawsze znajdował. Był wszakże najlepszym analitykiem. W objęciach trzymał inną ciemnowłosą kobietę, swoją siostrę. I wiedział, że musi coś jeszcze powiedzieć, przeprosić. Starając się uchronić własny tyłek odizolował od siebie wiele osób, w tym właśnie Beatrice. To nie powinno się wydarzyć. Nie był w stanie powiedzieć, że Vivien kochał bardziej – kochał je tak samo, po prostu z Vivien miał lepszy kontakt. – Ale byłbym jeszcze szczęśliwszy, gdybyś mi wybaczyła. Wiem, że masz do mnie żal, że trzymałem cię tak bardzo na dystans. Naprawdę nie zrobiłem tego specjalnie. Przez ostatnie miesiące bylem w takim amoku, że po prostu nie myślałem. Przepraszam – przytulił dziewczynę troszkę mocniej, tak żeby mógł pocałować ją lekko w skroń i wyszeptać jej do ucha kilka słów, tak by nikt inny ich nie słyszał – I sprawiłabyś mi wielką radość, gdybyś została matką chrzestną mojego dziecka. Wiedziała Vivien, wiedział Cassian, nawet Claude, któremu Dorien wygadał się w trakcie wieczoru kawalerskiego, kiedy procent krwi w alkoholu był bardzo niski. Będzie musiał powiedzieć niedługo rodzicom, Aurora zapewne weźmie w pracy urlop – wszyscy się dowiedzą. Gdyby i o tym Beatrice dowiedziała się od osób trzecich, nie wybaczyłaby bratu do końca życia. Spodziewał się różnych reakcji, ale miał nadzieję, że Bea przyjmie tę informację w miarę na spokojnie. Wiedział też, że będzie osądzany – że wziął ślub tylko ze względu na dziecko, co w dużej mierze było prawdą. Właśnie, gdzie podziała się jego żona?
Beatrice L. O. O. Dear
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : Czarne oczy, przenikliwe spojrzenie, blizny na dłoniach, ukryte po metamorfomagią, tatuaż na łopatkach (kuferek)
Powoli kołysali się w rytm muzyki, nie spiesząc się donikąd. Dobrze było tak po prostu przytulić się do swojego starszego brata, bez żadnych podtekstów, bez żadnych problemów wymówionych sobie prosto w twarz. Co prawda nadal w jej głowie kłębiły się setki różnych myśli i pytań, ale na te kilka chwil, pozwoliła sobie uwierzyć, że w tym momencie wszystko jest nadal tak jak dawniej. Że oto właśnie stoi na parkiecie w ramionach swojego kochanego starszego brata, a nie mężczyzny, w którego się przeistoczył i którego nie poznawała. Który potrafił się zachować jak dupek, ale zawsze kochał Beatrice. Czy ten czuł to samo, co poprzedni Dear, nie wiedziała. Te kilka prostych słów, które padło z jego ust, sprawiło, że jakoś poczuła się lepiej. Skoro on był szczęśliwy, to ona nie mogła go oceniać. Nie zamierzała tego robić. To było jego życie, które toczyło się w taki sposób, jak on je pokierował. A skoro obrane tory sprawiały mu radość, to jej nic do tego. Pewnie dlatego właśnie pozwoliła sobie na to, aby na jej czerwonych ustach wymalował się delikatny bardzo uśmiech, świadczący o tym, że to, co właśnie usłyszała w zupełności jej wystarczało. Skoro nie chciał, nie musiał mówić jej niczego więcej. Ona nie chciała naciskać, nigdy nie była tego typu osobą. -W takim razie, ja też jestem szczęśliwa. - powiedziała tylko, zamiast wszystkiego tego, co kłębiło się w jej głowie i co postanowiła przemilczeć. Sądziła, że przetańczą utwór w spokoju, że nic ciekawego się nie wydarzy. Oczywiście, taniec z bratem na jego własnym weselu, sam w sobie był bardzo ciekawy, ale nie spodziewała się w tym momencie dodatkowych zawirowań. Dlatego niezmiernie się zdziwiła, w momencie gdy Dorien postanowił dodać coś jeszcze do tego, co powiedział przed chwilą, tym samym przerywając bardzo krótką ciszę, która między nimi zapadła. Delikatnie odsunęła się od niego, tak by móc spojrzeć mu w oczy, kiedy to wypowiadał te wszystkie słowa. -Nie masz za co mnie przepraszać, Dorien. Nic takiego się nie stało. - uśmiechnęła się delikatnie, kiedy to ucałował ją w skroń. Nigdy nie przypuszczała, że usłyszy coś takiego od swojego brata. On chyba naprawdę się zmienił. Może jednak w pozytywnym tego słowa znaczeniu? Doceniała to, że zauważył fakt, że coś jest nie w porządku. Nie przypuszczała, że kiedyś do czegoś takiego dojdzie. Słysząc jednak kolejne słowa, które brat postanowił wyszeptać jej na ucho, konsternacja wymalowała się na twarzy Trice. Odsunęła się ponownie delikatnie od brata, aby spojrzeć mu prosto w oczy, nie do końca rozumiejąc o co chodzi, jakby nie dość jasno się wyraził w tym momencie. -Ale przecież ty nie masz dziecka. Nie możesz być w cią... - I właśnie w tym momencie do niej dotarło, CO tak naprawdę powiedział do niej Dorien. Że wcale nie chodziło o niego samego, bo przecież samemu się dziecka nie zrobi, tylko również miała w tym udział Aurora. -ży.... - wyszeptała po kilku sekundach, jakby tyle potrzebowała właśnie, aby sklecić jedno słowo w całość. Wzrok miała pusty, nie rozumiejąc co się dzieje, czy to aby przypadkiem nie jest jeden wielki żart. Ale w jakiś dziwny sposób, jej podświadomość wiedziała, że ma rację i Dorien nie kłamie. Jej usta otworzyły się szeroko, tworząc niemal idealny okrąg. Oczy miała równie szeroko otwarte i tylko resztkami zdrowego rozsądku powstrzymywała swoje rozdygotane ciało od nagłej zmiany wyglądu. Nie wiedziała, czy śmiać się, czy płakać, czy wszystko na raz? Niech jej ktoś podpowie, proszę... -Ale jak to? - wypaliła po dłuuuuższej chwili, niczym dziecko w przedszkolu, które nie wiedziało, skąd się biorą dzieci. A niby taka mądra i wykształcona była, tak? Można było tak uważać, do momentu w którym Dorien nie oświadczył jej, że spodziewa się dziecka razem ze swoją już żoną. New Dear is comming, chciałoby się rzec.
Niezauważalnie wzmocnił uścisk, tak żeby zaskoczona siostra nie odskoczyła od niego jak oparzona. Informacja była doprawdy szokująca i gdyby tylko Dorien wiedział, że Beatrice wraz z Yvonne i resztą przyjaciółek snuły takie podejrzenia, w dodatku nie przebierając w epitetach odnośnie jego (już) żony, może nie byłby taki miły. Okej, Beatrice na pewno wciąż obstawała przy zdaniu, że jej brat i przyjaciółka pasują do siebie idealnie, ale to nie wystarczy. – Well – zaczął zdawkowo, próbując ubrać w delikatnie słowa to, co musiał wyjaśniać, a co wydawało mu się być oczywistym – Myślałem, że matka ci to kiedyś wyjaśniała. Tak już jest, kiedy kobieta i mężczyzna są ze sobą bardzo blisko to mocno się przytulają i jeśli bardzo chcą... albo nie uważają – dodał cicho, a drobny uśmiech przemknął na jego ustach – To wtedy mogą mieć dziecko. Całą swoją wypowiedź utrzymał w lekko humorystycznym tonie. Za wszelką cenę starał się uniknąć sytuacji, gdzie ktokolwiek powiedziałby mu w twarz, że ten ślub został zaaranżowany tylko i wyłącznie ze względu na nieplanowaną ciążę. Kiedy tylko te myśli wdzierały się do świadomości, wypychał je z impetem, nie dopuszczając do poczucia odniesionej porażki. To było coś, czego Dorien Dear bał się najbardziej. Przegranej. – Poprosiliśmy Vivien o pomoc dzisiaj, w charakterze świadka, więc chcielibyśmy żebyś ty, o ile się zgodzisz, została chrzestną. Jeszcze nie mam kandydata na ojca, nie wiem czy Calum by chciał, muszę to przemyśleć. Nie wiem czy zauważyłaś, ale Aurora nie ma nikogo, zobacz – obrócił lekko głowę, wskazując Beatrice, żeby rozejrzała się po ogrodzie – Nie ma rodziny, nie ma przyjaciółki, nie zaprosiła ani jednego gościa. Wszyscy tutaj to nasi krewni, moi znajomi. Ma tylko mnie. Nas. Wyszło nieco bardziej emocjonalnie niż planował. Chyba potrzebował kolejnego drinka, co w zasadzie mógł zaproponować siostrze tuż po tym, jak skończy się aktualnie grany utwór. Śmiał podejrzewać, że Beatrice zgodzi się bez zawahania. – Wiem, że nie miałaś za bardzo okazji jej poznać, ale teraz nosi nasze nazwisko. My jesteśmy jej rodziną.
Była wdzięczna Beatrcie, że chociaż ona była chętna na taniec z panem młodym. Byłaby zresztą jeszcze bardziej wredna niż Yvonne, przecież są rodzeństwem. To nie mogła być żadna strata jeśli nie zatańczy z urzędniczką. Dla niej też nie, nawet jeśli kiedyś marzyła by chociaż raz zatańczyć z Dorienem. Nie mówiła od razu o ślubie, ale tak po prostu przy jakiejś okazji. Wyprostowała się kiedy Beatrcie podała rękę panu młodemu. Jedynie przytaknęła delikatnie, że nie miała nic przeciwko, że ją opuści. W końcu chciała pobyć trochę czasu w odosobnieniu. Nie mogła tylko się powstrzymać by nie odprowadzić rodzeństwa wzrokiem w kierunku parkietu, do którego szli. Rozejrzała się jeszcze raz czy nie zobaczy gdzieś w okolicy Jaspera. Przepadł jak kamień w wodę. Zaprawdę. Najlepsze wesele w jej życiu. Oby prędko nie musiała iść na jakieś kolejne bo tylko tragedie ją spotykają na takich wydarzeniach. Wstała po jakimś czasie. Nawet zdążył do niej podejść kelner w między czasie jej rozmyślań i użalania nad sobą. Tak daleko się zapuszczali by zadbać o gości? Bardzo ładnie. Wypiła ostatnią lampkę wina, poprawiła sukienkę i teleportowała się bez pożegnania się z kimkolwiek.
z/t
Beatrice L. O. O. Dear
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : Czarne oczy, przenikliwe spojrzenie, blizny na dłoniach, ukryte po metamorfomagią, tatuaż na łopatkach (kuferek)
-Przecież wiem, skąd się biorą dzieci. - burknęła tylko pod nosem tym samym nie kryjąc swojej konsternacji w tej wypowiedzi. Problem polegał na tym, że nie wiedziała, że Dorien może mieć dzieci tak wcześnie. Kurde, nawet jedno było już w drodze! To po prostu było dla niej zupełnie niezrozumiałe. Oczywiście, że sama niejednokrotnie myślała na temat macierzyństwa, ale dla niej był to tak odległy temat, jak to tylko było możliwe. Ba! Ona nawet nie miała nikogo z kim te dzieci mogłaby mieć! Ale przykład Doriena chyba pokazywał, że stały partner wcale nie jest do tego potrzebny i ten znajdzie się po czasie. Czuła, że łzy wzruszenia wzbierają w jej oczach na myśl, że Dorien i Aurora chcieli, aby to ona była matką chrzestną dla ich małej pociechy. To było dla niej czymś zupełnie nie do pomyślenia. Przecież on z Vivien zawsze miał najlepsze stosunki. Zawsze doskonale się rozumieli. Gdyby ktoś kiedyś spytał Beatrice, kogo typowałaby na matkę chrzestną jego dzieci, bez chwili wahania wskazałaby na młodszą siostrę. I nie miałaby tego nikomu za złe. Dla niej wydawała się to po prostu oczywista kolej rzeczy. Delikatnie otarła wierzchem dłoni oczy, aby pozbyć się zupełnie niechcianych i niepotrzebnych w tym momencie łez. Jeszcze by sobie jej brat pomyślał coś złego, że to są łzy smutku. Z wdzięcznością przyjęła koniec utworu i tym samym koniec ich wspólnego tańca. Szybko zaczepiła kelnera od którego wzięła kolejny kieliszek wina i upiła z niego sporą ilość. -Na Merlina, Dori. - zdołała tylko wydusić po dłuższej chwili. To wszystko było tak szokujące, stawiało wszystko w zupełnie innym świetle. -Jeśli tylko sobie tego życzysz, wiedz, że zaszczytem będzie bycie matką chrzestną dla Twojego dziecka. - powiedziała, łapiąc brata za rękę i patrząc przy tych słowach mężczyźnie głęboko w oczy. Nie było w nich strachu, niepewności, żalu, żadnych negatywnych emocji. Chciała dla niego jak najlepiej. Zawsze tak było i zawsze pozostać miało. A teraz miałaby kolejną istotkę, o którą mogłaby się troszczyć. Uśmiechnęła się ciepło do brata. - Tylko wiesz, z takim ojcem i takimi chrzestnymi, to dziecko będzie miało nie łatwe życie. - zawyrokowała próbując obrócić całą sytuację w żart. Nie było co rozpaczać, należało się cieszyć z nowego życia, które już wkrótce miało przyjść na świat! -Oczywiście pomogę wam we wszystkim o co tylko mnie poprosicie. I bardzo chętnie poznam lepiej Aurorę. W końcu to moja bratowa, prawda? - puściła mu oczko by po chwili rzucić się bratu na szyję i uściskać go serdecznie. Na szczęście wino nie wylało się na jego nieskazitelny smoking, tym samym nie rujnując całego przyjęcia. -Oh Dorien, tak się cieszę Twoim szczęściem. - wyszeptała jeszcze. Po chwili postanowiła oddać brata w ręce innych gości, aby każdy mógł zadać mu kilka pytań, złożyć gratulacje, czy w ogóle porozmawiać. Ona będzie miała na to jeszcze wiele czasu. Sama postanowiła udać się na kilka chwil do domu, aby tam w posiedzieć chwilę w samotności i spróbować przyswoić i poukładać sobie otrzymane dziś informacje.