Oto miejsce gdzie dzieje się prawdziwa magia! Szaleństwa dnia codziennego zostają za drzwiami tego pokoju a stan który w nim osiągam równa się cudnemu relaksowi.
Sprawy między mną a Benkiem miały się bardzo przyzwoicie - spotykaliśmy się dość często i widać było, że chłopakowi ewidentnie na mnie zależy. Cieszyłam się, aczkolwiek wciąż nie byłam pewna czy spotyka się ze mną dla samego spotykania czy może jednak traktuje naszą relację poważniej. Tego dnia zaprosił mnie do siebie na kawę - zapraszania dziewczyny do mieszkania to już chyba całkiem duży krok? Miałam dość sporo doświadczenia w sprawach damsko-męskich, jednakże niemal wszyscy chłopacy, z którymi się spotykalam mieszkali w Hogwarcie. Po sytuacji w wieży starałam się unikać w naszej relacji seksualnych podtekstów - nie chciałam go rozdrażniać, dlatego dzisiaj tak jak zwykle ubrałam się skromnie - w zabudowany sweterek i spódnicę do kolan. W gruncie rzeczy dziwiło mnie, że zamieszkał akurat w Alei Amortencji - wydawało mi się, że niezbyt przepadał za tą okolicą, ale zamierzałam zapytać go o to później. Zadzwoniłam do drzwi i czekałam z niecierpliwością aż otworzy. Nasuwa się jeszcze jedno pytanie - dlaczego nie odezwałam się pierwsza po ostatniej randce? To dosyć banalne - nie zgrywałam niedostępnej, po prostu nauka do Owutemów zajmowała mi tyle czasu, że nie miałam głowy do myślenka o moim problemach uczuciowych.
Posprzątane? Jest. Odkurzone? Jest. Cudownie, wszystko było w najlepszym porządeczku na odwiedziny Vi. Troche przypał gdyby pierwsza osoba którą zapraszasz do siebie na mieszkanie stwierdziła że jest w nim syf. Nawet znajomych nie zapraszałem jeszcze. Wszystko dzieje się tak szybko, że momentami ciężko to ogarnąć. Ledwo się tu wprowadziłem a już trzeba było ogarniać jakieś formalności w sekretariacie związane z tym wszystkim. Potem doszły testy i wszystkie momenty które miałem zamiar poświęcić na delektowanie się swoimi czterema kątami poszły w .... niepamięć. Jeszcze zmieścić w ciągu dnia Vivi to była kombinacja alpejska w najtrudniejszym wydaniu. Szło nam jednak dobrze, a przynajmniej tak mi się wydawało. Mam na myśli to że coś zaczynało nas naprawdę łączyć. Ja czułem się przy niej swobodnie a ona była po prostu sobą i to było spoko. Tfu, jest spoko. Niczego nie musimy gwałtownie zmieniać, tylko budować na solidnych fundamentach. Jeszcze raz przebiegłem po mieszkaniu czy wszystko jest na swoim momencie i wyjąłem ciastka z szafki. Okej, kawa wyciągnięta, woda przygotowana, jestem gotów na wszystko! Któżby przypuszczał że taka panika mnie dopadnie gdy usłysze dzwonek do drzwi. To już?! Spojrzałem na zegarek, godzina się zgadzała. Więc czym prędzej popędziłem w kierunku drzwi celem otworzenia. No cóż, nie byłbym mną gdyby odbyło się to bez komplikacji. Oczywiście musiałem się kopnąć małym palcem w stół przy wybieganiu z kuchni. Kurwa, cudownie w opór. -Cześć Vivi-Rzuciłem otwierając drzwi i skradając na dzieńdobry buziaka z jej ust. Starałem się zamaskować to jak mocno okaleczyłem się wręcz biegnąc do drzwi.-Wejdź proszę, rozgość się- dodałem obejmując ją w pasie i delikatnie wprowadzając do mieszkania.-Tak o to skromnie sobie żyje twój ulubiony Puchon- Powiedziałem z dumą o swoich włościach. To że moje serce dalej szybciej biło gdy tylko była okazja żeby spędzić z nią troche czasu się nie zmieniło. Uczyłem się jednak przyzwyczajać się do tego i było spoko. Prawda jest taka jednak, że kawa była wymówką. Chciałem się z nią poprostu trochę poprzytulać i spędzić troche czasu na osobności. Zaczynały mnie męczyć spotkania w tych zatłoczonych miejscach. Objąwszy ją od tyłu zadałem pytanie- Jak ci się podoba?
Gdy otworzył drzwi na mojej twarzy zakwitł uśmiech. - Hej - rzuciłam, po czym stanęłam na palcach i przelotnie go cmoknęłam. Powiesiłam płaszczyk na wieszaku tuż przy drzwiach i weszłam wraz z chłopakiem do pokoju dziennego. Nie wiem dlaczego, ale Benddick wyglądał na lekko zestresowanego. Trochę mnie to dziwiło - przecież przyszłam się z nim spotkać, a nie lustrować mu mieszkanie, no ale Benny był dość specyficzną personą, więc powinnam się spodziewać, że mogę go zestresować. - Ulubiony puchon? - parsknęłam śmiechem - Chyba żadnego innego nie znam. To nie była prawda - znałam paru Puchonów nawet całkiem nieźle, jednakże trudno było mówić w ich przypadku o jakichś głębokich relacjach. Benny nie miał za bardzo z kim rywalizować w tej konkurencji. Rozejrzałam się po mieszkaniu - było tu naprawdę ładnie, może nie do końca w moim stylu, ale mieszkanie wyglądał na prawdę spoko, co postanowiłam skwitować krótkim: - Fajnie tu masz. Delikatnie pogłaskałam jego dłoń złożoną na mojej talii - w gruncie rzeczy to mieszkanie obchodziło mnie średnio - najważniejsze było to, że mogłam z nim spędzić chwilę. Nie czułam wybitnie przyspieszonego bicia serca, czy też motylków w brzuchów - zdążyłam już przywyknąć do jego delikatnego, nieśmiałego dotyku, który w moim mniemaniu był czymś zupełnie naturalnym. Mimo to uśmiechnęłam się pod nosem i przymknęłam oczy delektując się chwilą. Naprawdę ciekawiło mnie jak potoczy się nasza relacja dalej.
Przelotny buziak był wszystkim czego potrzebuje na dzieńdobry od niej. Z niektórymi kobietami już tak jest że samą obecnością wprowadzają w cię w dobry nastrój. Tak było i w naszym przypadku. Samo jej pojawienie się na horyzoncie sprawiało że zapominałem o całym świecie. Magia, prawda? Ponoć to ja jestem w tej relacji Wilem. Nie pozostaje mi czasem nic jak tylko śmiać się w duchu z tej sytuacji. To na swój sposób krzepiące. -Na bank znasz, prosze mnie tu nie wprowadzać w błąd. Oboje wiemy że mnie uwielbiasz- odgarnąwszy jej włosy szybko złożyłem delikatnego buziaka na jej szyi. Nawet jeśli miałbym z kimś o nią rywalizować, wiem że dałbym z siebie wszystko żeby tą realizacje wygrać. Oczywiście w ramach przyzwoitości. Jeśli widziałbym że jestem na totalnie przegranej pozycji poprostu bym odpuścił. Nie jestem jakimś psycholem. Zależy mi na niej.-Tęskniłem-Wyszeptałem jej do ucha po czym puściłem ją i udałem się w stronę kuchni.-Chcesz się czegoś napić? Kawa? Herbata?- rzuciłem w progu kuchni starając się delikatnie uśmiechnąć. Nie przywykłem jeszcze do tak luźnej relacji z Vivi. Wszystko idzie w doobrym kierunku... Chyba.
- Jesteś zbyt pewny siebie - rzuciłam sarkastycznie, ale zamilkłam gdy musnął moją szyję i mruknęłam cichutko głaszcząc jego włosy. - Już tęskniłeś? Jejku, czy to nie podchodzi pod obsesję? - zaśmiałam się cicho. Jasne, że bardzo mi się podobał, ale mój stosunek do niego nie był aż tak mocno uczuciowy. Jasne - gdy go przy mnie nie było miałam ochotę się z nim spotkać, jednakże nie usychałam z tęsknoty, bo w gruncie rzeczy miałam na głowie tyle spraw, że nie było tam zbyt wiele miejsca na melancholijne rozmyślania. Gdy poszedł do kuchni usiadłam na kanapie. Rozejrzałam się po pokoju - nie spodziewałam się, że Benny może mieć dobry gust w kwestii mebli - a jednak! Zaskoczył mnie - wnętrze wyglądało całkiem spoko. Na zadane przez niego pytanie odpowiedziałam z uśmiechem: - Wystarczy szklanka wody.
-To wiemy nie od dziś w twoim towarzystwie- Rzuciłem kompletnie olewając nute sarkazmu w jej wypowiedzi. Zdążyłem się już trochę przyzywczaić do jej nadzwyczaj ciętego języka. Na szczęście, dobrze wiem co kryje się za tą tarczą delikatnej opryskliwości. To w głębi duszy ciepła kobieta, jakkolwiek dziwnie to brzmi. -Od razu obsesja! Może ja po prostu autentycznie ciesze się na twój widok?-udałem obruszenie jej inklinacjami. Ja też tak naprawdę nie usychałem z tęsknoty, miałem kupe zajęć ostatnimi czasy. W jej towarzystwie czułem się po prostu lepiej i mogłem się zrelaksować. Brakowało mi tych uczuć. Cholera, to chyba definicja tęsknoty, prawda? Vivi jest fajna i uwielbiam z nią spędzać czas, nie jest to miłosć... jeszcze. Szybko załatwiłem w kuchni sprawę z napojami i przygotowałem ciasto. Kupne bo kupne, ale nie powiem. Kobiety nie zawsze muszą wszystko wiedzieć, prawda? Oczywiście jeśli spyta to nie ukryje prawdy, trochę przyzwoitości jeszcze mam! -Proszę kochanie- powiedziałem kładąc napoje przed Viv. Wykonawszy jeszcze jeden kurs po ciacha przytuliłem się do niej. Cholera, po kim ja mam bycie takim pluszakiem? Przy niej jakoś nie mogę się powstrzymać od inicjowania kontaktu fizycznego. Oczywiście, zdaje sobie sprawę że każdy dotyk może zwiększać siłę działania czaru na nią, ale w jej przypadku jakoś mnie to nie ruszało. Wierzyłem w jej słowa że spotyka się ze mną nie z powodu uroku a własnej woli poznania mnie -Nowy zapach?-Dodałem niezobowiązująco po tym jak jakiś nieznany mi zapach zaatakował moje nozdża.
- Byłoby lepiej gdybyś zachowywał się normalnie. - westchnęłam. Piekielnie drażniła mnie ta wymuszona pewność siebie. Chciałam, żeby przy mnie był sobą, nie po to się z nim spotykałam, żeby słuchać jak się zgrywa. Brakowało mi momentami naturalności w tej relacji. Sama nie wiedziałam co z tego będzie - momentami czułam się niemal zakochana, bo było mi z nim dobrze, w innych chwilach wkurzał mnie tak piekielnie, że miałam ochotę rzucić wszystko i wyjechać na Islandię paść owce byle tylko nie musieć więcej patrzeć na ten pysk. Mieszały się we mnie tak różne uczucia, że trudno było mi określić co naprawdę łączy mnie z Bennym. Starałam się nie martwić na zapas. Pomyślę o tym jutro. Grzecznie podziękowałam, ale nie zdążyłam spróbować ciasta, bo chłopak już się do mnie przykleił. - Ten sam - szepnęłam delikatnie muskając ustami jego policzek.
-Jestem sobą Viv-Powiedziałem gdy zauważyłem że mojej zielonej towarzyszce opadły morale. Nikogo przy niej nie udawałem, to że początkowe spięcie mijało z każdym spotkaniem to raczej naturalna sprawa. Skoro tego dnia czułem się pewnie i dość wesoło to czemu miałem to ukrywać? Troche nie miła uwaga z jej strony. Musze przyznać że ochłodziło to trochę mój entuzjazm z jej odwiedzin. Jeśli przeszkadza jej mój mega dobry humor to przecież nikt jej nie zmusza do siedzenia tutaj, równie dobrze może iść sobie. Denerwuje mnie bycie takim troszke psem ogrodnika w jej wykonaniu. Czasem ma takie swoje fazy... -Wybacz że poczułem się zbyt swobodnie w twoim towarzystwie-powiedziałem odsuwając się od niej w momencie gdy miała dać mi buziaka. Kurwa, pare słów potrafi zepsuć cały nastrój i humor. To jest jakieś poronione. Rozsiadłwszy się na kanapie, chwyciłem ciacho w dłoń i spróbowałem. Dobre, daje okejkę -Co słychać?-Rzuciłem już dość chłodnym tonem, szczerze przeszły mi ochoty na czułości. Liczyłem na jakiś krok w naszej relacji a tu poprostu dupa.
Zobaczyłam, że się wkurzył albo speszył - trudno było nazwać tę reakcję, jednakże byłam pewna, że wtopiłam. Napiłam się odrobinę wody, ale ciasto sobie odpuściłam - to nagłe spięcie atmosfery sprawiło, że straciłam apetyt. Spojrzałam na niego lekko zaniepokojona i szepnęłam: - Przepraszam Westchnęłam - w moim mniemaniu wziął te słowa do siebie zbyt mocno, ale przecież jeśli chciałam wybrnąć z sytuacji to nie mogłam go obwiniać. Z poważną miną zaczęłam: - Nie chciałam, żeby to tak zabrzmiało - Westchnęłam - Po prostu czasem zachowujesz się spokojnie i jesteś lekko wycofany, a potem nagle zgrywasz pewnego siebie cwaniaka Spojrzałam mu w oczy starając się dobierać słowa delikatnie, tak by się nie obraził: - Po prostu czasem nie wiem, który Benny jest prawidzwy - mimalnie się uśmiechnęłam - A chcialabym wiedzieć, bardzo.
-Luz-No co? Jasne ze sie wkurzylem, jestem u siebie prawda? Jestem pieprzonym wilem, całe moje życie i interakcja z ludźmi to wieczne hamowanie się i uważanie na urok. Kiedy wreszcie mogę pozwolić sobie na chwile szaleństwa to dostaje kopa w jaja. Słodko, naprawde słodko. -Może trochę przesadziłem, jestem podekscytowany całą sytuacją z mieszkaniem i tak dalej- stwierdziłem że nie ma najmniejszego sensu zagłębiać się w jakiś śmieszny i bezsensowny konflikt. Może mnie poprostu nie rozumie a ja zbyt entuzjastycznie do niej podchodze? Mniejsza już z tym, nie zaprosiłem jej po to żeby się kłócić. -Cały czas musze kombinować z urokiem, trzymaniem wszystkiego na wodzy i nie zamieniania ludzi do okoła w ogórki, więc pomyślałem że tutaj i przy tobie będę mógł wrzucić na luz.- Powiedziałem przepijając ciacho i wzdychając -Jeśli wolisz żebym się przy tobie hamował jak przed całym światem to okej, dla mnie nie ma problemu.-Uśmiechnąłem sie wybierając uśmiech numer 32 z katalogu zarezerwowanego na irytujące momenty. -Ja to ja, nikt wiecej
Kurwa. Czy on w ogóle mnie słuchał? Przecież nie przeszkadzało mi, że zachowuje się swobodniej tylko to, że na siłę zgrywa pewnego siebie. Nie miałam jednak ochoty się kłócić - po pierwsze mieliśmy razem spędzić miłe chwile, a po drugie byliśmy u niego w domu, więc kłócenie się z nim na jego terytorium nie było raczej zbyt rozsądne, powiedziałabym nawet, że było niepożądane. - Przepraszam, Benny. Źle to ujęłam. - powiedziałam ze skruchą w głosie, po czym wyciągnęłam dłoń w jego stronę w geście pojednania - Nie gniewaj się. Czasem zastanawiało mnie jak to jest z tym urokiem - Benny traktował go jako jako totalne przekleństwo i zachowywał się jakby zupełnie sobie z nim nie radził. Zastanawiało mnie dlaczego - kojarzyłam z widzenia rodzeństwo Zakrzewskich, które miało mamę pół wilę i oboje nie mieli problemów z mocą, po za tym, ż Lys był nieco impulsywny. Mały Monte z mojego domu też całkiem nieźle sobie z tym radził - manipulował swoją mocą jak chciał, zupełnie bez problemu okręcając sobie ludzi wokół palca - dlaczego panowanie nad mocą szło im tak znacznie lepiej niż Puchonowi.
Dobra, emocje wzięły górę. Troche entuzjastyczniejszą reakcje sobie wyobrażałem na moje mieszkanie i to że jest tu pierwsza. Przesadziłem jednym zdaniem i dałem się ponieść. Fakt, nikogo nie udawałem przed nią. Może jestem zbyt emocjonalny? To na bank. Dlatego średnio idzie mi panowanie nad wilowatością. Wszystko sprzężone jest z emocjami. Gdy wyciągneła dłoń, bez wahania przyciągnąłem ją do siebie i przytuliłem. Prawda jest taka że wina leżała po mojej stronie i nie ma co się szczypać -Przestań Viv, źle zareagowałem. Liczyłem że bardziej entuzjastycznie zareagujesz na to że będziemy mieć tu spokój-Westchnąłem i pocałowałem jej w nos. Naprawdę nie chciałem tutaj żadnej awantury. Szczególnie nie z nią. Viv jest naprawdę ważna dla mnie. Uwielbiam z nią spędzać czas. To dobra kobieta i mimo że flirciara to jakoś może coś z nas wyrośnie. -Wpadłem w błędne koło moich oczekiwań. Nie powinienem być taki drażliwy-Rzuciłem przeczesując delikatnie jej włosy. Nie zachowywałem się zbyt grzecznie, ale kurcze ja naprawdę przed nią nikogo nie udaje. Przeciętnie panuje nad wilowatością, to fakt. Staram się żeby to inaczej wyglądało ale idzie mi przeciętnie. Miejmy nadzieje że jakoś to przejdzie
Byłam dość emocjonalną osobą, jednakże rzadko kiedy okazywałam nadmierny entuzjazm. Było mi odrobinę przykro, że zawiodłam oczekiwania Benddicka, ale nie zamierzałam się z tego tłumaczyć - w gruncie rzeczy nie zrobiłam nic złego. Dobrze, że nie powiedział na głos, że uważa mnie za flirciarę - wkurzyłabym się. Bywałam zalotna, miałam słabość do chłopców, ale w moim mniemaniu słowo "flirciara" miało znaczenie pejoratywne, było lżejszym określeniem na puszczalską dziewczynę - a nią na pewno nie byłam. To, że byłam w niektórych kwestiach dość obeznana i odważna nie robiło ze mnie jakieś strasznej osoby. Uśmiechnęłam się do chłopaka delikatnie wtulając w niego i rzuciłam: - Dziękuję, że mnie zaprosiłeś. Naprawdę cieszyłam się, że mnie zaprosił, po prostu nie byłam dobra w okazywaniu udawanego entuzjazmu. Fajnie, że mnie zaprosił, ale czy z tego powodu miałam krzyczeć z radości? To zdecydowanie nie było w moim stylu. Spojrzałam w oczy chłopaka i delikatnie cmoknęłam jego policzek. Mimo wszystko czułam się odrobinkę nieswojo - nasze poprzednie spotkania odbywały się na bardziej neutralnym gruncie, a tutaj byłam jednak na jego terytorium.
Jedno wiem, to co teraz się dzieje było trochę sztywne. Niestety, niektórych spraw nie da się tak łatwo zamieść pod dywan, lecz trzeba próbować sobie jakoś z tym radzić. Flirciara w moim mniemaniu nie jest pejoratywne. To zwykłe określenie. Viv lubiła flirtować, ale na merlina! Nigdy nie miałem zamiaru ani chęci żeby rozliczać ją z tego co robiła czy robi. Nie jestem jej chłopakiem żeby narzucać jej jak ma się zachowywać a jak nie. Jeśli kiedykolwiek to nastąpi to raczej też nie będę chciał jej ograniczać. Z natury wierze w ludzką prawdomówność i dopóki tej wiary nie zawiedzie, tak długo będę wierzył w każde jej słowo. Jeśli zajdzie taka potrzeba to i stanę za nią murem. Gdy się przytuliła serce mi przeskoczyło. -Cała przyjemność po mojej stronie- Sądzę że chciałem się poczuć ważniejszy niż jestem aktualnie. Liczyłem że może coś tam się w niej tli. To znaczy, uczucie się w niej tli tylko potrzebuje okazji do ujawnienia. Cholera, strasznie się w nią wkręciłem. To chyba źle, prawda? Nie chodziło mi o wybuch radości, po prostu deczko więcej. Ben-Ofiara własnych nadziei. -Ciesze się że tu jesteś. Te drzwi zawsze są dla Ciebie otwarte- Chciałem zeby tu była jak najczęściej, ale nie zamierzam jej zmuszać. To wszystko musi też wychodzić od niej. Nie chce wyjść na głupka, a zależy mi. Szybkim ruchem wciągnąłem ją na siebie kładąc się równocześnie na kanapie. -I co teraz?- wyszeptałem w nadziei że trochę figlowania załagodzi nasza sytuacje
Mimo że nawzajem się przeprosiliśmy to sytuacja wciąż pozostawała odrobinę napięta. Chłopak bardzo się starał odrobinę ją rozładować, jednakże nie wszystko szło po jego myśli - uśmiechałam się chociaż nie czułam się do końca komfortowo. O cholera, ktoś tu dostał nagłego przypływu odwagi? Zastanawiam się na ile zachowanie Benka było podyktowane próbą zatuszowania niezręczności, a na ile faktycznie chciał ze mną poszaleć. Ogarnęło mnje mnóstwo wątpliwości - czyżby ściągnął mnie tutaj w jednym celu? Gdzieś z tyłu głowy pojawiła mi się myśl, że Dorien byłby załamany moim postępowaniem, ale szybko ją wyparłam - nie mogę w każdej życiowej sytuacji patrzeć na to co by pomyślał o niej mój starszy brat. Uśmiechnęłam się do Benddicka - ale nie zalotnie, lecz po prostu sympatycznie i szepnęłam żartobliwie: - Skąd mam wiedzieć? Oparłam dłonie o jego tors i delikatnie go głaszcząc złożyłam na jego ustach bardzo subtelny pocałunek. Nie chciałam, żeby tego dnia stało się między nami za dużo, jednakże od odrobiny pieszczot jeszcze nikomu nie stała się krzywda.
Tak to już bywa, nie da się zawsze wszystkiego cudownie uspokoić. Nie pyka to nie pyknie i nie ma się co denerwować na zapas. Będzie jak będzie, trzeba płynąć z nurtem rzeki. Trzeba być elastycznym w całym tym damsko-męskim tańcu. Nie nazwał bym mojego zachowania odwagą, może poprostu chciałem sobie troszkę pofiglować z tą młodą damą. Czy mi nie wolno już flirtować? Oj no, nie bądźmy tacy grzeczni. Oczywiście wszystko musi być grzecznie, jestem mega grzecznym i romantycznym gościem. Nie rzucił bym się na nią tak bez nastroju i wiedzy że to coś pewnego. Przypominam że jestem niepoprawnym romantykiem. Jestem bardzo delikatny i kulturalny! Proszę mnie tu nie redukować do jakiegoś podrzędnego pajaca. Gdyby tak było, czuł bym się poniżony. Miejmy nadzieje że jest jej miło -Teraz cię zamiziam- Wyszeptałem po odwzajemnieniu buziaka. Uwielbiałem ten jej ciepły uśmiech, był po prostu piękny. Jedynym nieodpowiednim czynem jaki stwierdziłem że chce popełnić było delikatne wsunięcie dłoni pod jej koszulkę. Spokojnym ruchem zacząłem miziać dolną część pleców. -Czy chcesz czy nie, już mi się nie wywiniesz- dodałem skradając kolejnego delikatnego całusa z jej ust, pora zapomnieć o tym co bylo chwile temu
Mimo wszystko mnie czułam się w tej sytuacji zbyt komfortowo - niby się całowaliśmy, a jednak przed chwilą coś między nami się stało i ewidentnie atmosfera wciąż była gęsta. Gdy wsunął swoje dłonie pod moją koszulkę cała się spięłam - niby tego chciałam, z drugiej strony jednak atmosfera nie za bardzo sprzyjała tego typu pieszczotom. Nie protestowałam jednak - nie za bardzo chciałam się teraz odsuwać, by nie zranić chłopaka. Wpiłam się w jego usta namiętnie, gdy nagle poczułam dziwny dyskomfort w mojej bieliźnie. Kurwa co? Trzy dni za wcześnie! Czy naprawdę musiałam dostać okres w takiej chwili? Totalnie nie wiedziałam co zrobić w tej sytuacji - nie byłam na to przygotowana. Pomijając już, że każdy mój ruch mógł się skończyć upieprzeniem całych ciuchów to zupełnie nie wiedziałam jak się zachować względem chłopaka - jak mu powiedzieć co nie gra. Nie myśląc logicznie wyrwałam się z jego ramion i szepnęłam: - Muszę iść. Chwyciłam torebkę i płaszcz po czym wybiegłam z mieszkania. Na pewno nie było to logiczne, ani tym bardziej miłe, ale byłam w tak totalnym szoku, że nie zastanawiałam się czy to co robię ma sens.
Dziś było mega dziwnie. To znaczy miałem dość ciekawy nastrój. Troche taki głód melanżu i smak na alko. Dlaczego o tym mówie? Sam nie mam pojęcia. Zwiedziłem wszystkie zakątki hogwartu wyszukując w powietrzu jakiegoś nadchodzącego melanżu. Tu psikus, żywcem nic się nie dało znaleźć. Dobrze że chociaż spotkałem moją dobrą mordeczke Lucy to chociaż mogę się jej pochwalić kwadratem. Nie zrażony tym że me mieszkanie moze być jakieś pechowe, zaprosiłem najlepszą kucharkę w okolicy do siebie na włości. Plan prosty, niezbyt skomplikowany a zarazem przerażająco niedopracowany. Klaaasyk. W sumie zadziałałem totalnie na instynkcie. Ogarnij, to afro ma kosmiczny urok. Poza tym, Lucy jest naprawdę równa. Miło się z nią gada, śmieje i bawi, ale to jej ręka do gotowania robi prawdziwą robotę w tym wszystkim. Naprawdę mocno propsuje to jak dziewczyna porusza się w kuchni. Tzn, wiem że może zabrzi to dwuznacznie, ale te kocie ruchy... mrr. Tak, wiem że jestem łakomczuchem ale... co z tego. Podoba mi się to i nic tego nie zmieni. Pora przerwać tą karuzele śmiechu bo dzwonek zadzwonił a drzwi się same nie otworzą -Siema Luc- Przywitałem ją buziakiem w policzek i tulasem po czym zaprosiłem do środka. -Co słychać? Jak ci dzień minął?- w sumie nie chce być nie miły ale jestem głodny. Troche chamsko tak odrazu pokazywać kuchnie. Prawda?
Sporo osób pukało się w czoło, kiedy odmówiłam kolejnej partii Eksplodującego Durnia, i powiedziałam że idę gotować do Bena. Specjalnie mnie to nie dziwi, bo jego wilowatość roztacza się na cały Hufflepufff, i przez to ma opinię ostatecznego lowelasa którym, nie oszukujmy się faktycznie jest. Mam szczęście, bo mogę się poszczycić wyłacznie relacjami przyjacielskimi z tym sympatycznym blondasem. Nie żebym nie widziała, jaki wyraz ma czasem jego spojrzenie, ale zlitujmy się - po takiej ilości naprawdę obrzydliwych żartów, ciężko zbudować coś innego niż opartą na żarcikach przyjazn. Zziajałam się mocno, wtaszczając zakupy pod drzwi koleżki. No już mógł po mnie wyjść, jak pragnę zdrowia... Nacisnęłam dzwonek, i chwilę potem tonęłam w jakże wylewnym powitaniu Benito. - Ja też się cieszę, że Cię widzę, ale z łaski swojej, wez to ode mnie i postaw gdzieś gdzie będzie w miare chłodno i nic sie nie przewróci - wręczyłam mu torby z jedzeniem i machnęłam nieokreślenie reką. - Gdzie jest łazienka? Lekko się zmęczyłam, sam rozumiesz... Uśmiechnęłam się, ale w sumie nie wiem czy z sensem, bo wszedzie, wszędzie, WSZĘDZIE na twarzy miałam włosy. Turban, o którym myślałam przed wyjściem nie był jednak takim głupim pomysłem.
Żółta siła w pełnej krasie. Nic tak dobrze nie działa jak dwójka puchonów razem. Tym bardziej że trochę się psiapsiałem z Lucką, jako jedna z nie wielu podchodziła do mojej wilowatej strony całkiem spoko. Nawet mnie to dziwiło skoro nasze pierwsze spotkanie opierało się na tym że zwilowałem ją i poprosiłem o kanapki. Tak wiem, zły ja. Jestem okropnym wilem, ale taka moja natura. Przyznam szczerze że trochę krępowałem się jej wizytą, nie przywykłem jeszcze do przyjmowania gości w mym królestwie. Od rana pracowałem żeby uprzątnąć mój przepiękny artystyczny chaos! Dzielny Benek, zły Benek. Trochę dysonans ale mniejsza z tym. Przyjąwszy torby z żarciem rzuciłem z wyrzutem w jej kierunku -Ale jak to tak?! A gdzie buziak na powitanie?!- Warknąłem po czym obróciłem się teatralnie na pięcie. -Chodź zaprowadzę cię- Powiedziałem udając wielkie obrażenie. W sumie wiedziałem że i tak za bardzo nic tym nie zdziałam ale miałem mega dobry humor i pasowało by to jakoś spożytkować. Aktorstwo jest spoko, nie? -Łazieneczka o to tutaj jest!- Rzekłem po czym wprowadziłem pozwoliłem jej tam wejść, podkreślam, pozwoliłem!- Zrobić ci coś do picia?- Rzuciłem zanosząc torby do kuchni. I wszystko było by spoko, tylko czy ja uprzątnąłem te gacie z podłogi?!
- Ta, buziaczek, i co jeszcze do tego? - zaśmiałam się z urażonego tonu Benia. Buziaczków to on się nadostaje od całego świata, ode mnie naprawdę nie musi. Keidy prowadził mnie do łazienki, w oczy rzuciła mi się niespotykana czystośc w mieszkaniu, z jaką bym przyjaciela nigdy nie utożsamiała. Chociaż... pewnie upchnął w szafkach na szybko, żeby było, już ja znam ten typ. Sfoszonym wciąz tonem wskazał mi łazienkę. Była calkiem duza, przestronna, nawet czysta, gdyby pominąć urocze, różowiutkie boksreki w smiejące się gwiazdki. -Gwiazdo, nie zapomniałeś czegoś? -wkopałam czubkiem buta gatki za próg łazienki. Nic nowego, troche obrzydliwości nie rpzeszkadza mi szczególnie. Szybko sie odświeżyłam, ale chyba w miedzyczasie coś mówił. Nie chciało mi się krzyczeć przez pół mieszkania, więc ogarnęłam pi razy drzwi fryzurę, i dołączyłam do fochmistrza, któr rozpakowywał zakupy w kuchni. Co tam mruczałeś? Niedosłyszłam... Gwiazdeczko -wyszczerzyłam złośliwie zęby w wielkim, szerokim uśmiechu. Gdzie mnie kładziesz śmietane na jajkach, zwariowałeś ze szczetem?! - wrzasnęłam, patrząc na niegowdziwość wyrządzaną składnikom. Ma byc pyszne CRÈME BRÛLÉE! A nie jakies fiku miku, jajecznica z pryzgniecionych śmietaną jajkami! Wypakowywał resztę zakupów, a ja poszłam po torbę zostawiona w przedpokoju. Zostawiłam tam pewna niezbędną rzecz, bez której całe dzisiejsze przedsięwzięcie nie miałoby sensu.
-GDZIE W BUTACH PO MIESZKANIU CHOLERO!- Udarłem się gdy wparowała do mojej kuchni w bucikach. No bez jaj, człowiek lata po całym mieszkaniu, sprząta, zmywa i ogólnie dba o reprezentatywność a ta mi w butach! Typowa Lucka-Idź je zdjąć zanim zamienie cię w ogórka Ciapo- Warknąłem gdy zobaczyłem że zamiast przejąć się paradowaniem w bucikach w najlepsze zaczyna się zabierać za gotowanie. Trochę szacunku. Ja rozumiem, Lucek to moja mordka. Jednak nawet mordkowanie ma swoje granice.-Co ty masz z tą gwiazdeczką? Przecież z naszej dwójki to ty jesteś świntuchem. Ja tylko wilowałem bezbronne dziewczyny po kanapki!-wymarudziłem wyciągając za rękę Luckę z kuchni. Chwyciwszy papcie w ręce pokazałem jej-Słuchaj uważnie, ten idzie na lewą nogę a ten na prawą- Po czym rzuciłem jej pod stopy. W sumie nawet się nie gniewałem ale damn, moje panele! Ciężko na nie pracowałem, bez kitu. Gdy już zobaczyłem że je ubrała stwierdziłem że znów zasługuje na pozwolenie zajęcia kuchni-No! Grzeczna dziewczynka, już myślałem że będę cię musiał zwilować- Uśmiechnąłem się do niej ciepło i zaciągnąłem za łapkę znów do kuchni- Niech się dzieje magia!- Zakrzyknąłem kinowym głosem po czym puściłem jej oczko
Dupanele, a nie żadne panele. Myślałby kto, ze ze złota są. Niech mu będzie, załozyłam te ciapciszki, była bardzo puchate i mięciutkie, a poza tym niespecjalnie chciałam zostać zielonym ogórasem. -Dzięki za szczególowe instrukcje, na pewno pomyliłabym prawą z lewą, gdyby nie twoje drogocenne wskazówki - mruknełam z ironią - A wilować możesz sobie koleżaneczki piszczące z uciechy na twój widok, ale niestety, nie mnie - spojrzałam na niego , starjąc sie wyglądać groznie, ale rozjezdzające się na bardzo-drogich-i-w-ogóle panelach ciapki, skutecznie mi to utrudniały. Zdążyłam jeszcze wziąć podreczny palnik z torby, kiedy ten oszołm ciągnał mnie do kuchni, bredząc coś o magii. Przecież jesteśmy czarodziejami, wiec cóżby innego mogło nam towarzyszyć? -Dobra. Mam ciapki, ty sprzątnąłeś gatki, wszystko na miejscu. Chyba że masz coś jeszcze do zrobienia, to mów teraz, bo nienawidzę jak ktoś mi przerywa gotowanie. Więc?
Zero poszanowania dla mojej własności! Zero! Ale czego ja się po niej miałem spodziewać, co? Przecież to Puszek z puszkiem na głowie. Kombinacja szalona do kwadratu. Ale przecież darowaniej kucharce nie zagląda się w afro prawda? -Ależ proszę bardzo, nie wątpię w twoją nieporadność moja droga- Odpowiedziałem ironią na ironię, czego się spodziewała? Że będę uległy? Ha! Benek dominator szczególnie w domu!-Kurde, piszczą na mój widok? Nigdy tego nie odczułem w sumie. Moja podróż po domu wspólnym polegała na poszukiwaniu koleżanki do kanapek. Powinnaś wiedzieć o co mi chodzi- Uśmiechnąłem się i puściłem jej oczko gdy zobaczyłem jak się złości. No niesamowicie uroczy widok. Ale okej, koniec tego dobrego bo jeszcze zauważy jak sobie z niej śmieszkuje. To już może być delikatnie mniej przyjemne. Kogo ja oszukuje, to będzie mega zabawne. Cieszmy się jednak chwilą. -Na kij ci palnik w mojej kuchni kobieto? Nie widzisz że jest dobrze urządzona?- rzuciłem siadając przy blacie, ja w kuchni jestem niebezpieczny. Głównie dla siebie ale jednak. Może postaram się jej coś pomóc ale koniec końców widoki zza blatu mam przednie. Lubię to, Benek Capaldi. Moim planem jest dokładnie przerywać jej to gotowanie. Nie może być jej przecież za dobrze prawda?
-Bardzo żałuje ze nie naplułam ci do tych kanapek, serio... Jestes nieznośny dzisiaj, jak nigdy prawie - troche sie wkurzyłam, widząc że leci sobie żartami równo i dokładnie. Jak będzie fikał, to wyjdę, najnowszy przepis od Buni, na wieprzowinę po owernijsku sam się nie wypróbuje, prawda?
Związałam włosy jednym, nieco gniewny ruchem. Niby wszystko grało a;e było jakoś dziwnie, dlatego lekko chłodniejszym tonem odpwiedziałam: -Może i jest, ale nie sądzę byś robił w niej coś ambitniejszego niż parówki w wodzie, albo gotowe obiady od mamy odgrzewane w lodówce. Krucha delikatna warstwa skarmeizowanego cukryu na wierzchu nie weżmie sie znikąd, stąd palnik. Poza tym, każdy kucharz woli mieć swoje narzędzia niż nieprzetestowane. Rozumiesz, czy coś powtórzyć? - zapytałam irytującą figurkę wykonaną z czystego rozbawienia stojacą po drugiej stronie lady.
-Masz tutaj przepis, żebyś wiedział mniej więcej, co robić - podałąm mu kartkę na której przyznaję dośc niedbałym pismem były wypisane wszystkie niezbędne składniki i czynności. -A teraz, jeśli łaska, rozgrzej piekarnik do 150 stopni, a potem włoż te foremki to żaroodpornego naczynia. - wskazałam na fioletowe kokilki, które wzięłam ze sobą, Wiedziałam, że są czyste a sterylnośc naczyń to pierwszy krok do udanego dania. -Zaroodporne naczynko powinieneś miec w swojej "genialnie wyposażonej kuchni" -usmiechnęłam się ironicznie, kresląc palcmi cudzysłwoie w powietrzu. - Ja wymieszam jajka z cukrem, tylko daj mi miskę i trzepaczkę. Jak skończysz z temperatura i naczynkiem, możesz rozkroić wanilię, i wyciągnąc z niej ziarenka, przejeżdząc wzdług rozkrojonej tępą częścia noża, potem mi dorzucisz do miski. No, szybko!