/Jeśli zbyt duża ingerencja w którymkolwiek z postów to mów :) Zmienię/
Teleportował się z nią prosto na środek salonu. W pierwszym momencie sprawdził, czy dziewczyna oddycha. Facet ją przydusił, więc istniało wysokie prawdopodobieństwo, że nie. Nie pomylił się. Położył dziewczynę na ziemi. Przypominanie sobie zaklęcia uzdrawiającego odpowiedniego w tej sytuacji potrwa zbyt długo. Podziałał więc w sposób, który dużo lepiej znał. Zrobił dziewczynie sztuczne oddychanie. Walczył o jej oddech tak długo, aż w końcu go odzyskała. Bez względu na to, czy wraz z tym się ocknęła, czy też nie, przeniósł ją na kanapę i położył na niej płasko. O boże. W co też się wpakował. Przecież on chciał tylko kupić pączka, a tym czasem w swoim idealnym salonie ma nieznaną mu dziewczynę, która właśnie otarła się o śmierć, albo co najmniej o brutalny gwałt. Zniknął w połączanej z salonem kuchni, by nalać jej szklankę wody. Jednocześnie nie spuszczał z niej wzroku nawet na sekundę.
No tak, przestala oddychac. Nic dziwnego, sila jaka wlozyl jej oprawca w duszenie musiala cos jej zrobic. Gdyby wyszla z tego calo, jej wybawca pomyslal by sobie ze jesg jakims mutantem. Oddech wrocil jej po jakims czasie, zamrugala kilkakrotnie powiekami. Dostrzegla mniej wiecej co sie dzialo. Poznala twarz swojego rycerza, nachylal sie nad nia. Kiedy znow mrugnela oczyma lezala na czyms a jego nie bylo. Oddychala bardzi szybko trzymajac sie za szyje. Bolalo, ale nie tak bardzo jak glowa. Przeniosla dlon w miejsce bolu i znow poczula cos lepkiego. Spojrzala na swoje palce i ujrzala krew. Skrzywila sie i powoli probowala usiasc. Nie chciala pobrudzic mu mieszkania swoja krwia. Nie miala sily wiec bezwiednie opadla na kanape i zamknela oczy. Po chwili znow sprobowala, oparla sie na dloniach podnoszac sie a przynajmniej tak jej sie wydawalo. Dla niego musialo to wygladac bardzo zabawnie. Nagle przypomniala sobie o rozdzce. Rozejrzala sie szybko po pokoju i to byl blad. Zakrecilo jej sie w glowie i opadla z jekiem na miejsce w ktorym ja polozyl. Gdzie jej rozdzka? Pamietala jak jej ja zabrali, a pozniej? Pozniej byla tylko ciemnosc i to uczucie. Wciaz byla przerazona i drzala przed tym czy jej wybawca byl bohaterem czy jeszcze gorszym zloczynca. A co jesli uratowal ja tylko dlatego zeby teraz zdobic z niej swoja niewolnice i przelewac na jej drobne cialko swoje fantazje erotyczne? A jesli byl masochista? Boze w co ona sie wpakowala? Otworzyla szeroko oczy czekajac az mezczyzna wroci. Miala nadzieje, ze nie przyniesie jakiegos lancucha czy sznura i ja nie zwiarze. "Prosze, prosze niech on bedzie normalnym czlowiekiem.. "blagala w myslach.
Wracając z kuchni zauważył, że dziewczyna próbuje usiąść. Chciał szybko zareagować, ale nim do niej podszedł ta już opadła ponownie na kanapę. Od razu zwrócił jej uwagę: - Leż - Jedno słowo, jednak powiedziane z taką stanowczością, że trudno byłoby się z nim kłócić. Jednocześnie w jego głosie było słychać też niepokój. Niepokój o jej stan zdrowia. Postawił szklankę wody na stoliku obok kanapy i podszedł do okna, by je uchylić. Do pokoju wpadło zimne, ale świeże powietrze. Za minutkę obejmie pokój, a wtedy na pewno łatwiej będzie jej się oddychać. Niestety nie wziął jej różdżki. Zabranie jej oprawcy, czy szukanie na ziemi gdy już ją opuścił - to było zajęcie czasu, który był bardzo cenny ze względu na jej brak oddechu. Z tego, co pamiętał po 4 minutach zachodziły zmiany w mózgu. W Św. Mungu na pewno by coś na to poradzili, ale czy dla kawałka patyka wartego głupie 30G warto pakować się w jakieś rehabilitacje? Zdecydował, że ważniejsze jest zdrowie. Dlatego różdżka pozostała tam, gdzie ją zaatakowano. I lepiej, by nie próbowała po nią wracać - przynajmniej nie sama. -Jesteś w stanie mówić? - Odczekał na odpowiedź. Jeśli potwierdziła, kontynuował dalej. Jeśli nie, liczył że w jakiś sposób wskaże mu odpowiedzi na jego pytania - Jesteś ranna. Nie jestem medykiem, ale jeśli pozwolisz postaram się pomóc. Czy boli Cię coś jeszcze? Nie złamali Ci niczego? - Jego głos był spokojny. Tak samo spokojny gdy witał się z jej oprawcami. Z jednej strony mogło to być przerażające. Z drugiej jednak jego brak zdenerwowania zazwyczaj skutecznie uspokajał jego rozmówców. Liczył, że i tym razem tak się stanie. Dodatkowe nerwy zdecydowanie jej teraz nie pomogą.
Po krotkiej chwili mezczyzna wrocil do niej. Stanowczym glosem rozkazak jej lezec. Potulna jak barane poslusznie lezala. Spojrzala na szklanke wody stojaca na stole. Powoli wyciagnela zakrwawiona dlon w jej kierunku. Liczyla na to iz zauwazy i pomoze jej. Poda szklanke i podtrzyma glowe, ktora niemilosiernie bolala i pulsowala. Kiedy spytal czy moze mowic rozchylila wargi, ale nie wydobyl sie z nich zaden dzwiek. Najpierw musiala sie napic, pozniej sproboje mowic. Mezczyzna zaczal pytac czy cos ja boli westchnela cichutko w milczeniu. Gdy ten dotknal jej by pomoc jej wstac wzdrygnela sie przestraszona i obrocila sie tylem do niego. Bala sie, to bylo normalne po tym co ja spotkalo. Zerknela na niego przez ramie smutnym wzrokiem. Kiedy podal jej szklanke napila sie i odetchnela gleboko. Zimne powietrze muskalo jej twarz chwile po otwarciu przez niego okna. -Przepraszam, ze tak zareagowalam. -powiedziala cichutko patrzac na mezczyzne. -Bardzo boli mnie glowa. -odpowiedziala rownie cicho co poprzednio. Powoli usiadla tak by mogl ja obejrzec. Czula tez bol plecow. Pewnie byla troche poobdzierana w koncu poniewierali nia po tej uliczce jak szmaciana lalka. Bardzo, bardzo powoli zdjela swoj sweter (zostajac w podkoszulku na ramiaczkach). Chciala wiedziec jak bardzo okaleczyli jej cialo a on mogo jej to opisac gdy zobaczy. Mogl ja rozebrac sam by zobaczyc gdzie potrzebuje pomocy. Najpierw jednak musiala mu zaufac. Wciaz bala sie, ze cos jej zrobi. Odgarnela kasztanowe wlosy z plecow i pozwolila mu sie dotknac.
Domyślił się, że potrzebuje się napić w momencie, w którym jej ręka została niecierpliwie wystawiona w stronę szklanki. Nie czekał więc na odpowiedź na zadane przez siebie pytania. Zbliżył się jeszcze by podnieść dziewczynę, a jej nagłe wzdrygnięcie... No tak. Boi się, bo nie wie gdzie i z kim jest. Nie wie, czy może się czuć bezpiecznie. Mimo to nie puścił jej, a wręcz przeciwnie. Trochę mocniej zacisnął dłonie na wszelki wypadek, gdyby chciała się wyrywać. Mogłaby sobie coś zrobić - wolał więc ją pilnować. Posadził Hope powoli i podał szklankę wody. Zerknął w stronę okna. W pokoju było teraz jakieś 15 stopni, więc spokojnie może być jeszcze otwarte przez minutkę czy dwie. Skąd wiedział jaka jest temperatura? No cóż, spostrzegawczość. To tłumaczyło większość jego wiedzy. Drugą połowę tłumaczyła pamięć fotograficzna. -Nie przepraszaj mnie. Musisz jeszcze trochę odpocząć, przez jakiś czas nie oddychałaś - Skomentował jej ból głowy. Będąc pewnym, że dziewczyna się nagle nie przewróci poszedł do łazienki po bandaż. Siadając znowu przy niej odczekał, aż się rozbierze. Nie próbował jej pomóc. Wyjął z kieszeni swoją różdżkę i wycelował w jej ranę - Ferula - Bandaże powoli owinęły się wokół rany. Magia na prawdę była przydatna. Własnoręcznie by tego nie zrobił tak dobrze, a nie chciałby pogorszyć jej stanu - Głowa zaraz przestanie boleć. Asinta mulaf - Jeszcze jedno zaklęcie. - Jak się nazywasz? Może powinienem poinformować twoich rodziców, o tym co zaszło? - Zadał kilka pytań oglądając dokładnie jej siniaki by być pewnym, że żaden z nich nie jest konsekwencją czegoś gorszego. Jakichś urazów wewnętrznych. Nie wiedział, co zrobili jej zanim się pojawił - Powinni Cię zabrać do medyka - Dodał nie chcąc mieć jej na sumieniu. Jak widać niezły był z niego rycerz. Nic dziwnego, że pracował jako ochroniarz przez tyle lat. Ma do tego powołanie.
Jej cialo drzalo z kazdym jego dotykiem, nawet tym najdelikatniejszym. Kiedy skonczyl rzucac zaklecia odwrocila sie do niego przodem i pospiesznie ubrala sweterek. Podwineka kolana pod brode i ukryla w nich twarz. Wtedy nieznajony zrobil ten straszny blad. Wspomnial o jej rodzicach. Otworzyla szeroko oczy a jej zrenice powiekszyly sie. Jej cialem wstrzasnal dreszcz. Wygladala strasznie a to wszystko przez wspomnienie o rodzicach. -Nie!-wrzasnela i zerwala sie z kanapy. Przylozyla dlonie do glowy i potrzasnela nia. -Nie..nie..nie!-krzyczala lamiacym sie glosem a po jej policzkach zaczely splywac lzy. Opadla na kolana przed mezczyzna i skulila sie. Wygladala na przerazona czy smutna? Sama nie wiedziala co sie z nia dzialo, ale zawsze gdy ktos wspominal o jej rodzicach tak wlasnie reagowala. Zachowywala sie jak wariatka, wlasnie dlatego chodzila do psychologa w sw. Mungu. Wracala od lekarza gdy napadli ja ci psychole. Szlochala przerazona krecac glowa na boki. Przed oczami miala miliony obrazow jak pokaz slajdow. Jej ojciec wrzeszczacy, przerazajacy i trach. Hope zwijajaca sie z bolu w swoim pokoju. Tak wlasnie wygladalo jej zycie w domu rodzinnym. A dlaczego? Dlatego, ze Hope nie odziedziczyla po babce daru, ktory miala jej siostra. Dlatego byla ta gorsza corka i niepotrzebna. Oparla sie rekoma o podloge i uniosla glowe do gory tak by spojrzec na mezczyzne. Lzy wciaz splywaly po jej policzkach, ale nie przejela sie tym. -Prosze, tylko nie oni.. Nie moi rodzice. -wyszeptala lamiacym sie glosem.
Nie mógł wiedzieć, że na wspomnienie o rodzicach tak zareaguje. Była od niego dużo młodsza, więc logicznym było dla niego, że jeszcze z nimi mieszka. Jej nagłe krzyki. Ciągłe powtarzanie "Nie". Musiała mieć jakąś niesamowitą traumę z nimi związanymi. Chyba po raz pierwszy w życiu podjął z kimś niewłaściwy temat. W pierwszej chwili nawet nie wiedział co robić, jednak bardzo szybko otrząsnął się z chwilowego szoku. Jej łzy, fakt iż opadła na jego kolana z taką bezsilnością i takim strachem... Coś na prawdę potężnie ją gnębiło. Westchnął cicho i pogłaskał ją po głowie. Co mógłby więcej zrobić? W tym momencie mogła zareagować na jakiekolwiek jego słowa równie ostro, jak przed chwilą. Jemu natomiast zależało, by nie rzucała się. Dopiero co ją opatrzył, szkoda by było gdyby musiał robić to znowu przez swój głupi błąd. Nie będzie jej już zadawał pytań dopóki jej dokładnie nie poobserwuje. W końcu jednak spojrzała na niego i wiedział, że musi jej odpowiedzieć. - Cichutko. Już dobrze. Zaopiekuje się tobą - Spokojnie i ciepło. Tak właśnie na to wszystko zareagował. Następnie przeniósł ją delikatnie ze swoich kolan spowrotem na kanapę. Ze stojącego obok fotela zdjął koc i otulił nim dziewczynę. Zrobił z niej ciepłego naleśniczka, który ograniczał jej w pewien sposób ruchy. Miała wolne dłonie, ale nie mogła machać rękami na wszystkie strony. Trochę jak kaftan bezpieczeństwa... No, ale ona nie musiała wiedzieć, że tak mu się to skojarzyło. -Jak masz na imię? - Zapytał jeszcze raz. Chciał z nią nawiązać kontakt w sposób bardziej pozytywny. Żeby się trochę uspokoiła. Wtedy będzie mógł już na 100% upewnić się, czy nie ma dodatkowych obrażeń. Wpadł jeszcze na jeden pomysł. Zaraz po odpowiedzi (lub jej braku) ze strony dziewczyny ruszył do kuchni. Otworzył szafkę i wyjął z niej tabliczkę mlecznej czekolady. Wrócił do dziewczyny i z serdecznym uśmiechem włożył jej w dłoń rządek. Czekolada rozwiązuje prawie wszystkie kobiece problemy - przynajmniej na krótką chwilę.
Słysząc jego spokojny głos i te słowa..Poczuła jak ogarnia ją spokój i ciepło. Poczuła się tak jak by znała go od zawsze. Po chwili mężczyzna podniósł ją do góry i usadził na kanapie. Posłusznie poddała się jego poczynaniom i pozwoliła okryć się kocem. Uważnie obserwowała każdy jego ruch. Już się go nie bała tak jak na początku. Czuła, że może mu ufać..jednak nie powinna od razu całkowicie mu zaufać. Musiała się pilnować, w końcu nie znała go i nie wiedziała na co może się odważyć. Słysząc pytanie dotyczące imienia przechyliła delikatnie głowę w prawą stronę i uśmiechnęła się delikatnie. -Nadzieja.-powiedziała cichutko. Po usłyszeniu jej imienia udał się do kuchni i wyjął coś z szafki. Kiedy wrócił wcisnął jej to w rączkę i usiadł obok niej. Spojrzała na to co trzymała w paluszkach i ponownie się uśmiechnęła. W tej chwili wyglądała jak mała dziewczynka..dosłownie. Wsadziła słodkości do ust i westchnęła cichutko. -A Ty jak się nazywasz? Sir Lancelot?-spytała zwracając ku niemu swoje brązowe tęczówki, które z każdą chwilą wracały do normalności i zaczynały błyszczeć. Sir Lancelot? W sumie to tak właśnie go postrzegała, bronił ją tak jak Lancelot króla Artura. Dlatego od teraz Hope będzie go tak nazywała. Po zjedzeniu czekolady powoli wtuliła się w ramię swojego Lancelota i westchnęła cichutko. Tak ciepło, tak bezpiecznie. Pierwszy raz się tak poczuła, było to dla niej nowe i nieznane dotąd uczucie. Ciekawe czy to przez to, że wyrwał ją z łapsk napastników czy też po prostu był taką osobą przy której wszyscy się tak czuli? Mężczyzna bardzo ją zainteresował i gdyby poznała go w innych okolicznościach na pewno spojrzała by na niego w inny sposób. Była mu wdzięczna za uratowanie życia i będzie spłacała ten dług do samego końca.
Nicholas dokładnie wiedział jak się zachowywać, by wzbudzać zaufanie. Jednocześnie wcale nie był przy tym sztuczny, więc nie można go było posądzić o żadne oszustwo. To, że znał ludzkie zachowania i wiedział jak reagować nie znaczy, że będąc mniej uzdolnionym też by tak nie zareagował, prawda? W każdym razie chciał się nią zaopiekować. Wciąż miał wyrzuty sumienia, że poruszył temat rodziców. - Nadzieja? To dość... Ciekawe imię - Mało kto nazywa dziecko tak, by to słowo coś znaczyło. Nadzieja. Na prawdę piękna rzecz, więc i imię stawało się piękne. Natomiast jego nosicielka automatycznie była kimś wyjątkowym. I on wziął sobie kostkę czekolady, by włożyć ją szybko do ust. W jego domu zawsze było coś słodkiego. Wszelkie czekolady, żelki, cukierki - potrafił z tego zrobić przeróżne ciasta, więc w razie natchnienia jego spiżarka musiał być pełna. - Sir Nicholas - Odpowiedział z lekkim uśmiechem. Porównanie go do Lancelota wydało mu się dosyć zabawne. Dobrze znał tą historię. Lancelot był tak wspaniały, że nawet Ginewra nie umiała mu się oprzeć. Miała króla, pozycje, bogactwo. Mimo to jednak wybrała Rycerza i najlepszego przyjaciela swojego męża. Czytał ją raz, ale każde słowo powieści mógł odtworzyć. W dowolnej chwili. I dziwić się, że uważa fotograficzną pamięć za dużo bardziej przydatną niż np. leglimencję? Dawno żadna dziewczyna się do niego nie przytulała w ten sposób. Nie miewał związków. Raczej przelotne znajomości, pojedyncze randki. Mimo to jednak pozwolił jej się wtulać, sam jednak nie wykonał w jej stronę większego gestu. Czułby się nie fer wobec siebie, gdyby to zrobił. Zupełnie tak, jakby wykorzystywał nieprzyjemną sytuację, żeby się do niej jakkolwiek dobrać. -Obiecaj, że więcej tam nie będziesz łazić sama - Powiedział nadal ciepło, ale jednak znów stanowczo. Chciał mieć pewność, że nie będzie jej znowu musiał ratować. Szczególnie, że na prawdę nie było to łatwe zadanie. Dziewczyna poważnie otarła się o wielkie niebezpieczeństwo.
Wpatrywal sie w niego z zaciekawieniem. Slyszac jego imie zasmiala sie cichutko. A wiec jej wybawca mial na imie Nicholas. Hope zapamieta je do konca zycia. -Sir Nicholas. Idealnie do Ciebie pasuje. Rycerz na bialym koniu, ratujacy kobiety z opresji. -powiedziala usmiechajac sie delikatnie. Siedziala wtulona w niego przez jakis czas. Dopiero gdy uslyszala jego kolejne slowa odsunela sie i spojrzala na niego uwaznie po czym zmarszczyla nosek. -Przykro mi moj wybawco, ale nie moge tego dla Ciebie zrobic. To najkrotsza droga do mojego lekarza. -odpowiedziala spokojnie. Odgarnela kasztanowe kosmyki wlosow z policzkow i westchnela cichutko. Moze powinna juz sobie pojsc? Na pewno mu przeszkadzala. -Powinnam juz wrocic do siebie. -dodala cichutko po czym oparla glowe o oparcie kanapy odchylajac ja delikatnie w tyl. Zastanawiala sie nad tym jak bardzo ten wypadek ja zmieni. Odwazy sie wyjsc sama gdziekolwiek? A moze bedzie miala traume do konca zycia? Co jesli zwariuje do konca i zostanie zamknieta w zakladzie dla oblakanych? Teraz powinn myslec o tym jak odwdzieczyc sie Nicholasowi. Powoli obrocila glowe w jego strone. -Co moge dla ciebie zrobic? Chce ci jakos podziekowac za wszystko.-powiedziala spokojnym glosem.
Byle zapamiętała Nicholas, a nie Nick. Zdecydowanie nie przepadał za zdrobnieniem swojego imienia, więc prosił by zawsze mówiono do niego pełnym. I sam też się właśnie tak przedstawiał. -Po prostu byłem w odpowiednim miejscu w odpowiednim czasie - Odpowiedział jej czując się trochę niezręcznie. Nie zmienia to jednak faktu, że jej zachwyt jego pomocą mile połechtał Nicholasa po dumie. Każdy lubi słuchać komplementy. No i każdy lubi, gdy docenia się go nawet za coś, co uważał za swój obowiązek. W końcu chyba nikt normalny nie przeszedłby obojętnie obok takiej sytuacji. -To czemu się nie teleportujesz? - Lekarz. W okolicy było co najmniej kilka oddziałów, więc mogła być chora na wszystko. Natomiast nie siedział by tak blisko, gdyby była to choroba zakaźna. Jej poprzedni wybuch, gdy powiedział o rodzicach. Leczy traumę. Postawił na to, że uczęszcza do psychologa. Nie uważał to za coś złego. Lepiej, że próbuje się uzdrowić niż gdyby miała to ignorować i jej stan tylko by się pogarszał. Tak czy siak tego nie skomentował. -Może zostań do rana, w razie gdybyś się zaczęła gorzej czuć. Rano odstawię Cię do domu. Mieszkasz w Londynie? - Nie pytał jej o dokładny adres. Na terenie Londynu będzie mógł korzystać z teleportacji łącznej i przenieść ich do większości dzielnic. Jeśli natomiast mieszkała gdzie indziej, to będzie ich czekał spacer. Chociaż... Była młodziutka. Może uczy się w Hogwarcie? Wtedy odstawi ją po prostu idąc rano do pracy -Prześpisz się w mojej sypialni. Ja pójdę spać do pokoju córki na materacu, więc będziesz się mogła swobodnie poruszać się po mieszkaniu - Materac na pewno miał w szafie. Dawno go nie używał, ale pewnie jeszcze działa. Z tego, co pamiętał był całkiem wygodny i duży, więc nie będzie to jakaś szczególna męczarnia. -Nie musisz mi dziękować. Każdy na moim miejscu zrobiłby to samo - Odpowiedział jej używając argumentu, który już wcześniej pojawił się w jego głowie. To była na prawdę normalna rzecz. Nie czuł się jak bohater.
No tak, teleportacja. Moze i byla pelnokrwista a ci musza byc najlepsi we wszystkim. Ona jednak taka nie byla, potrafila sie teleportowac jednak za dobrze to jej to nie wychodzila. Dodatkowo bardzo zle sie po tym czula. Dlatego wolala przeslacerowac sie niz meczyc z teleportacja. -Bo wiesz, teleportowanie nie dziala na mnie za dobrze. Bardzo zle sie po tym czuje. -odpowiedziala zerkajac na niego katem oka. Kiedy zaproponowal by zostala na noc zaczela sie nad tym zastanawiac. Czy to byl dobry pomysl? W sumiento mogla zosta, bylo juz pozno i nie chciala go fatygowac z odprowadzaniem jej. Nadal mieszkala w Hogwarcie, nie bylo ja stac na wynajem mieszkanka. -Dobrze, zostane. Moge spac na kanapie. Nie chce zabierac Ci twojego lozka. -odpowiedziala patrzac na Nicholasa uwaznie. Mogla spac nawet na podlodze bo wiedziala, ze nie zmruzy oka. W jego wypowiedzi wylapala ze ma coreczke. A zona? Co z zona? No i wlasciwie gdzie jest to dziecko? Moze spi a ona tak krzyczala. Nie chciala go o to pytac w koncu sie nie znali na tyle by rozmawiac na takie tematy.
On wypracował teleportacje łączną i choć nie było łatwo, to było mu to niezbędne do pracy. Rozumiał więc, że nie każdy posiadł tego rodzaju umiejętność. Nie była prosta. On miał kilka poprawek nim udało mu się zaliczyć to na najwyższe oceny. Niestety umiejętności praktycznie nie przychodziły mu tak łatwo, jak teoria. Coś za coś, moi mili. Nie można być idealnym, choć Nicholas się taki wydawał. -Rozumiem - Skomentował tylko, żeby nie pomyślała iż ją olał. Nie widział jednak potrzeby rozwijania się na ten temat. Generalnie mało kiedy widział taką potrzebę. Dlatego otaczał się gadułami, które ciągle nadawały, a on mógł słuchać i odpowiedzieć jednym czy dwoma zdaniami, które zawierały już wszystko. -Nie przejmuj się. W sypialni Ci będzie najwygodniej. Zaniosę Cię - Nie czekając na pozwolenie wziął Panią Naleśnik na ręce (teraz to dopiero jest jak rycerz!) i zaniósł ją w stronę sypialni. Była typowo kawalerska. Jedna, choć duża szafa. Mały stolik. Szare kolory. Ewidentnie widać było, że nie mieszka tu żadna kobieta. Nicholas delikatnie położył Hope na zaścielone łóżko. -Naprzeciwko sypialni jest łazienka. Zostawię Ci tam ręcznik. Będziesz mogła się wykąpać, gdy poczujesz się lepiej - Zapowiedział jej po czym otworzył swoją szafę. O! Jest! Wyciągnął z niej jedną z koszulek, która była na niego za mała. Rozmiar S. Kucnął przy łóżku wyciągając w jej stronę swoją koszulkę - Przebierz się w coś czystego. Powinno być Ci ciepło. Kołdra jest bardzo gruba, bo ze mnie niezły zmarzluch
Po krotkiej chwili milczenia mezczyzna powiedzial cos o zaniesieniu do sypialni i nagle wzial ja na rece. Spojezala na niego uwaznie, ale ne odezwala sie ani jednym slowem. Polozyl ja na lozko i pokazal gdzie jest lazienka. Po chwili grzebania w szafie kleknal kolo lozka i podal jej swoja koszulke. -Dziekuje, pojde umyc sie teraz byie przeszkadzac Ci pozniej. -powiedziala cichutko powoli podnoszac sie do pozycji siedzacej. Poslala mu delikatny usmiech gdy wspomnial o koldrze. -Wiec nie zmarzne. To dobrze. Tez jestem zmarzluch. -dodala po krotkiej chwili i zacisnela palce na koszulce ktora jej podal. Wstala i poczlapala do lazienki. Polozyla podkoszulek na malej szafeczce i odkrecila wode by nalala sie do wanny. Ostroznie zdjela z siebie ubrania i bielizne po czym stanela przed lustrem i zaczela przygladac sie swojemu odbiciu. Miala na swoim ciele mnostwo siniakow i zadrapan. Wygladalo to okropnie, ale nie miala rozdzki by cos z tym zrobic. Kiedy woda byla juz gotowa weszla do wanny i westchnela cichutko. Umycie sie zjelo jej dosc sporo czasu, gdyz probowala pozbyc sie tego okropnego uczucia ze wciaz ja dotykaja. Wyszla z lazienki z samych majteczkach i podkoszulku, ktory zaslanial tylko jej gore i brzuch. Polozyla sie do lozka i zamknela oczy probujac zasnac. W koncu jej sie to udalo. Niestety nie spala spokojnie, meczyly ja koszmary. Widziala wszystko to co mialo miejsce kilka godzin temu. Obudzila sie przerazona, wstala pospiesznie i poczlapala do pokoju w ktorym spal Nicholas. Weszla bardzo cichutko i wslizgnela sie do niego pod kolderke. Nie byl to najlepszy pomysl, ale byla tak przerazona ze sama nie wiedziala co robila. Juz po chwili odplynela zwinieta w klebek.
Słysząc,ze jednak zamierza się już teraz umyć chciał wybić jej ten głupi pomysł z głowy. Wstanie, wejdzie do łazienki, rozbierze się, zrobi się jej słabo, przewróci się. On ja będzie musiał ratować. Potem wyjdzie, że jest zboczeńcem, bo chętnie sobie popatrzy - w końcu nie był nieczuły na kobiece piękno. I po co to komu ja się pytam? -Jesteś pewna, że dasz radę? - Zagaił licząc, że powie mu "Nie" i zostanie w pokoju. Ta jednak wstała i jak gdyby nigdy nic poszła do łazienki. Westchnął pod nosem. No dobrze. Napompuje sobie materac w tym czasie. Wyjął go z szafy i poszedł do pokoju Olivki. Jednym zaklęciem sprawnie rozłożył go na środku pokoju. Rozejrzał się po nim. Budził same dobre wspomnienia oraz ogromną tęsknotę. Rzadko tu wchodził, gdy jego córka była akurat u matki. Szkoda, że nie mogła tu mieszkać cały czas. Gdy był pewien, że Hope jest już w pokoju dopiero wtedy sam poszedł do łazienki. Tam wykąpał się szybko, przebrał w piżamę i ruszył ku swojemu spaniu. Po drodze sprawdził jeszcze, czy aby z dziewczyną wszystko dobrze. Wyglądała dość niespokojnie, ale to pewnie wina przeżyć z dzisiejszego dnia. Ruszył więc na swój materac, gdzie bardzo szybko zasnął jak kamień.
_______________________
Zbudził się dopiero rano. Pierwsze, co zauważył to fakt iż lekko ścierpła mu ręka. Spojrzał więc na nią i... Moment. Na pewno się obudził? Leżała na nią dziewczyna, którą wczoraj uratował. Zamrugał zaskoczony kilkukrotnie, jakby sprawdzając, czy czasem nie zniknie. Nic. Nadal leżała na jego ręce zwinięta w kuleczkę. I jak on miał teraz wstać? Przecież nie zrzuci jej tak po prostu. Spróbował się wyśliznąć spod dziewczyny. Co ona tu robiła? Musiała przyjść do niego w nocy. Dziwne, że się nie obudził. Zazwyczaj miał bardzo czuły sen, a dzisiaj? Nie obudził by go nawet ryk silników dobrego samochodu nad uchem. Musiał być strasznie zmęczony. Ona również. Westchnął cicho. Nigdy więcej ratowania dziewczyn z opresji. Ponowił próbę wyjęcia ręki spod jej głowy. Tym razem się udało. Okrył więc ją kołdrą i czmychnął z pokoju. To nie to, że był jakiś nieśmiały. Po prostu nie czuł się zbyt dobrze w takiej sytuacji. Rzadko nie miał nad czymś kontroli i to w pewien sposób go niepokoiło. Stwierdził, że najlepszym pomysłem będzie zrobić śniadanie. Podczas gotowania skupi myśli na czymś innym. Zabrał się więc za... Naleśniki!
Przespala cala noc spokojnie tylko dlatego, ze byla blisko swojego Sir Lancelot. Byla pewna, ze gdy cos bedzie sie dzialo w nocy to znow ja uratuje. Kiedy sie obudzila jego nie bylo. Powoli wstala i rozejrzala sie dookola. Pokoj wygladal slicznie jak by tu mieszkala mala ksiezniczka. Na twarzy Hope pojawil sie delikatny usmiech. Wyszla z pokoju i rozejrzala sie. Uslyszala odglosy dobiegajace z kuchni wiec udala sie tam. Calkowicie zapomniala jak byla ubrana, jedynie majteczki podkoszulek, ktory nie zaslanial nic procz brzucha. Stanel miedaleko Nicholasa i obserwowala przez chwile co robil. -Dzien dobry. -powiedziala przygladajac sie jak robil nalesniki. Oparla sie lokciami o blat kuchenny nie przestajac mu sie przygladac. -Przepraszam za to, ze przyszlam do ciebie w nocy. Bardzo sie balam byc sama w pokoju. -dodala w koncu. Miala nadzieje, ze jej rycerz nie gniewal sie na nia za to w koncu nie przyszla w jakichs niecnych celach. Bala sie i tyle. Oby jej to wybaczyl.
Chłopak był w swoim żywiole. Pichcenie, a już przede wszystkim robienie czegoś na słodko, to była jedna z jego pasji. Nieskromnie powiem, że robi jedne z najlepszych francuskich naleśników na świecie! I to w pełni po mugolsku. Jego różdżka siedziała w kieszeni, podczas gdy on sam rozbijał jajka i smażył na złociutki kolor to pyszne ciasto. Na talerzu obok płyty gazowej pojawiło się już kilka naleśników, ale ciasta wystarczy mu jeszcze na jednego. Smażył go, gdy akurat Hope pojawiła się w kuchni. Zerknął na nią tylko kątem oka i rzucił krótkie "Witam". Był skupiony i raczej trudno było go z tego skupienia wyprowadzić. Dopiero, gdy ostatni naleśniczek trafił na talerz on zwrócił na nią trochę większą uwagę. -Nic wielkiego się nie stało - Odpowiedział uśmiechając się nikle. Nie był to bardzo lekki ton, jaki zazwyczaj miał. Raczej wisiało w atmosferze coś nieprzyjemnego. Jakieś niedopowiedziane sprawy. Mimo to zajął się śniadaniem dla niej. Talerz naleśników trafił na stolik jadalniany. Stała tam już nutella, dżem, konfitura pomarańczowa oraz twaróg. Ruchem ręki zaprosił ją do stołu, przy którym odczekał, aż ona pierwsza sobie nałoży. Może nie był dżentelmenem, ale uważał to po prostu za grzeczne.
Bardzo uwaznie obserwowala jego poczynia. Przeciez nigdy w zyciu nie widziala jak mugole robia jedzenia. Zaciekawilo ja to, wszystko robil sam bez uzycia rozdzki. Kiedy skonczyl usiadla przy stole i zerknela na niego. Jego ton glosu byl..inny. Chciala dowiedziec sie o co chodzilo. Pewnie o to, ze w nocy wlazla mu do lozka. No ale przeciez nic nie zrobila. Chciala poczuc sie bezpieczniej. Nalozyla sobie jednego nalesnika i posmarowala go nutella. Wlasciwie to zrobil to nie wiedzac do konca czy poprawnie wykonala to zadanie. Odczekala krotka chwile i spojrzala na mezczyzne. -Ja.. Zrobilam cos nie tak? Jesli tak powiedz mi. Moze powinnam juz isc. Jestem tylko przeszkoda w twoim codziennym zyciu. Pojde juz. -powiedziala cichutko wstajac od stolu. Popelnila blad i to nie jeden. Pierwszym bledem bylo zostanie na noc, drugim nalot na jego lozko w nocy a trzecim.. Trzecim blede bylo to, ze pojawila sie w kuchni pol naga chociaz nawet nie byla tego swiadoma. No i jeszcze zrobila czwarty blad..najgorszy ze wszystkich. Pojawila sie w jego zyciu. Pobiegla pospiesznie do pokoju, w ktorym wczoraj zostawila ubrania i pospiesznie zaczela sie krzatac w poszukiwaniu ich. Powinna jak najszybciej z tad zniknac.
Nicholas był w połowie mugolem. Jego matka nie miała w sobie ani odrobiny magii. Ojciec mimo to postanowił wprowadzić ją w świat czarodziei, gdy zaszła w ciążę. Musiała w końcu wiedzieć, że ich syn prawdopodobnie będzie czarodziejem. I nigdy nie miała z tym problemów, wręcz przeciwnie - była dumna z tego, że udało jej się poderwać kogoś tak wyjątkowego. W ich domu było więc zawsze ciekawie. Ojciec próbował przetłumaczyć jej, że nie musi prasować, bo przecież może rzucić jedno zaklęcie i jej pomóc. Ona natomiast upierała się, że zrobi to sama i koniec kropka. Tymczasem on w jednej dłoni trzymał samochodzik, a w drugiej pluszowego dementorka i wpatrywał się w nich z wielkim uśmiechem. Piękne czasy. Nic dziwnego, że sam poślubił mugolskę. Ta jednak nigdy nie zaakceptowała magii w swoim życiu. Rozeszli się. Pewnie teraz codziennie modliła się o to, by Olivia nie została czarownicą. Szkoda tylko, że było to wysoce prawdopodobne - nawet jeśli jeszcze nie objawiała żadnych tego przejawów. Nicholas bardzo cenił sobie swoją przestrzeń prywatną. Zabranie jej do domu... To było już dużo. Pozwolenie jej spać w swojej sypialni? Moi drodzy, to na prawdę było wielkie poświęcenie z jego strony i jestem w szoku, że to zaproponował. Natomiast fakt iż naruszyła jego strefę osobistą sprawił, że poczuł się totalnie nieswojo. I raczej dzisiaj mu to już nie przejdzie. Dobrze więc byłoby zjeść i w końcu ją odprowadzić. -Hope nie histeryzuj proszę - Rzucił może trochę zbyt ostro widząc, jak ta zaczyna znów wariować i uciekać do pokoju. Westchnął. Dobra. Zachowanie godne rozchwianej emocjonalnie 16 latki, więc już był pewien, gdzie ją odstawić. Do Hogwartu. Nie był do tego przyzwyczajony. Dlatego uspokoił się i szybko pojawił się w progu sypialni - Powiedziałem już, że nic wielkiego się nie stało. Daj mi zjeść i będziemy lecieć do szkoły - Powiedział stanowczo i wrócił do stołu. Tam nałożył sobie na talerz trzy naleśniki i każdego z nich posmarował czymś innym. Zabrał się za jedzenie. Zaopiekował się nią, ale przecież nie może jej niańczyć. Nie jest jej ojcem i był zdecydowanie na to za młody. Miał nadzieję, że Olivka w jej wieku nie będzie miała takich wahań nastrojów.
W pokoju odetchnela gleboko i ubrala sie pospiesznie. Dobra teraz sie uspokoi i wroci do niego. Ulozyla wlosy tak by nie wygladalo na to, ze dopiero wstala. Powoli wrocila do kuchni i zajela miejsce przy stole. -Przepraszam.. -wydukala ze spuszczona glowa. Nie spojrzala na niego nawet katem oka. Wziela nalesnika, ktory lezal na jej talerzu zaczela powoli jesc. Pewnie myslal, ze jest jakas chora psychicznie. W sumie to miala lekkie zaburzenia. Wszystko przez jej ojca i siostre. Babka tez miala w tym swoj udzial, ale ja wykreslila ze swojego zycia kilka lat temu. Juz od malego Hope byla porownywana do swojej blizniaczki, ktora byla idealem i w dodatku metamorfomagiem. Hope nienawidzila tego kim byla, nienawidzila swojej twarzy..nienawidzila calej siebie. Jej rodzina byla dosc popularna w srodowisku czarodziejow i mieli swoje zasady, etykiete. Hope od malego byla uczona dobrych manier, jak zachowywac sie wsrod mezczyzn, jak siedziec, jak trzymas filizanke, jakie sukienki zakladac. Nienawidzila tego wszystkiego mimo iz bardzo sie starala jej siostra byla lepsza. Zawsze lepsza. Jak? Czy to bylo mozliwe? Przeciez byly takie same. Hope nie znosila noszenia tej samej twarzy co jej najgorszy wrog. Nienawidzila patrzec w lustro i dlugo tego nie robila. Z czasem zaczela sie buntowac co sprawilo, ze ojciec zaczal ja bic. Nie byl to klaps czy policzek. Bil ja z calych sil do puki z krzykiem i lzami Hope nie upadla na ziemie i nie zaczela blagac by przestal. Jej matka zawsze probowala ja bronic, ale nie udawaly jej sie te proby. Gdy Hope skonczyla 17 lat przestala przyjezdzac do domu. Z siostra nie rozmawia mimo iz obie sa w tym samym domu i klasie. Z zamyslenia wyrwalo ja ugryzienie. Skrzywila sie nie wiedzac o co chodzi. Nagle zdala sobie sprawe z tego ze skonczyl jej sie nalesnik i ugryzla sie w palca. Zmruzyla oczy i przeniosla wzrok na Nicholasa.
Nicholas nie mógł wejść do jej głowy i poznać jej myśli. Zauważanie pewnych szczegółów również nie było w stanie powiedzieć mu tak wiele o jej przeszłości. Dlatego nawet gdyby chciał, to nie był w stanie jej pomóc. Poza tym, nie chciał. Nie jest psychologie, a więc nie widzi powodów by mieszać się aż tak mocno w czyjeś życie. Zawsze wysłucha, może poradzi. Jednak rozwiązywanie tak głęboko zakorzenionych problemów zostawia innym ludziom. Dlatego nie zamierzał już dalej komentować jej zachowania i jedyne, co mu pozostało to ciche śniadanie. Nie zamienili ze sobą nawet jednego słowa w jego trakcie. Zjadł swoje naleśniki patrząc się głowie w talerz, jedynie co jakiś czas na jej twarz. Ostatecznie jednak on zjadł, a ona ocknęła się ze swojego świata myśli. Trzeba było znów nawiązać kontakt. -Idziemy? - Zapytał krótko posyłając jej uśmiech, trochę wymuszony. Spokojnie, pewnie mu przejdzie. Po prostu trudno mu zaakceptować wtargnięcie w jego strefę osobistą i trochę się z tym męczy. Wstał i ruszył w stronę drzwi wyjściowych, gdzie na wieszaku znajdował się jego płaszcz oraz odzienie wierzchnie dziewczyny. Wyczyścił je wczoraj za pomocą zaklęć, żeby nie wracała do domu brudna z zaułkowego błot i kurzu. Począł się ubierać, a gdy już oboje byli gotowi złapał ją za ramie i razem teleportowali się jak najbliżej Hogwartu.
Dziewczyna trzymała w ramionach małą Olivię i przytulała ją do swojego drobnego ciała. Gdy pojawili się w mieszkaniu Nicholasa, zamrugała widocznie zdezorientowana. A więc teleportacja łączna tak? Ona ledwo zdała zwykłą, a co dopiero jakby miała próbować z łączną. Prędzej by kogoś zabiła, ewentualnie siebie. - Gdzie jest jej pokój? – wyszeptała. Nie miała zamiaru oddać dziewczynki, bynajmniej na razie. Przerzucanie jej z rąk do rąk, tylko by ją obudziło, a nie to chcieli osiągnąć. Kiedy wskazał jej kierunek, ruszyła wolnym krokiem i w ciemnościach zatrzymała się przy łóżku małej. Ułożyła ją i przykryła nie odrywając od niej spojrzenia. Jej dłoń powędrowała do jej czoła, gdzie z delikatnym uśmiechem odgarnęła włosy z twarzy. Była urocza, jak prawdziwa księżniczka… Gdy jej oczy przyzwyczaiły się do ciemności, rozejrzała się po mrocznym pomieszczeniu, który nawet w takich warunkach wydawał się promienieć słodkością i pięknem. Na jednym z krzesełek dostrzegła białego króliczka. Zamrugała widocznie zdezorientowana i wstała podchodząc do zabawki. Wzięła ją do rąk i wlepiła w nie swoje zamyślone spojrzenie. Nigdy nie lubiła królików, a jednak jedyna maskotka, która przetrwała z nią od dzieciństwa, to właśnie biały króliczek. W końcu odłożyła go i opuściła pomieszczenie, przymykając drzwi, nie chciała jej zamykać, odrobina światła przyda się każdemu, w pokoju pełnym mroku. Podejrzewała, że Nicholas będzie w kuchni, więc to właśnie tam się udała, rozglądając zaciekawiona. - Przepraszam… tak trochę, to wbiłam się do pana mieszkania – wydukała zakłopotana. Nie to było jej zamiarem, a jednak w taki sposób się losy potoczyły, teraz tutaj była, sam na sam z profesorem.
Musiał znać się na teleportacji łącznej. Nie było innej opcji przy jego rodzaju pracy. Zdawał wielokrotnie, by móc uzyskać ów umiejętność. Wydał też na egzaminy dość sporo pieniędzy. Nie zmienia to jednak faktu, że korzystał z tego bardzo często. Bo jak inaczej dostałby się z Olivią do Doliny Godryka? Na szczęście księżniczka dobrze znosiła tego typu przenoszenie się, więc i teraz nawet się nie obudziła. -Tamte drzwi - Wskazał dziewczynie, bo zauważył iż ta nie puści Olivkii choćby nie wiem co. Dlatego sam zajął się rozbieraniem butów, a zaraz po tym poszedł do łazienki by porządnie umyć ręce. W końcu trzeba mieć czyste, by gotować. Kiedy był już gotowy wyszedł i planował poprosić Alice, by zostawiła małej uchylone drzwi. Ta jednak sama się tego domyśliła. To tak, jakby sama była matką. Ewentualnie miała bardzo malutką siostrzyczkę. Wiedział, że ani jedno, ani drugie nie jest prawdą. Czyżby naturalny instynkt? W każdym razie przeszedł dość szybko do kuchni i zaczął zbierać na stole potrzebne mu składniki. -Nie przejmuj się. Będzie nam bardzo miło - Odpowiedział zresztą zgodnie z prawdą -Masz jakieś ulubione danie? - Zagaił opierając się rękami o kuchenną wysepkę i oczekując od niej jakiejś odpowiedzi. Wprawdzie miał jakiś pomył na kolację, ale chętne go skoryguje, jeśli gość ma specjalne życzenie.
Na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech. Dlaczego czuła się tak dziwnie? Ni to pozytywne, ni negatywne. Coś jakby ściskało ją w żołądku, równocześnie zapewniając, że wszystko jest w porządku. Czuła się zmieszana tą sytuacją i nawet o tym nie wiedziała. Odwróciła wzrok i zaplotła dłonie za plecami, musiała się uspokoić, to był naturalny odruch, nad którym nie panowała. - Spaghetti – wydukała, a jej ciało reagowało dalej w sposób niekontrolowany. Przegryzła dolną wargę, niepewnie spoglądając na śnieżycę, na którą powoli się zapowiadało. To było… dziwne. To jest ten sam Londyn, w którym spędziła dzieciństwo? Wyłączyła się na chwilę i podeszła do okna, wyglądając przez nie zaciekawiona. Gdyby teraz zobaczyła za oknem cień, małą sylwetkę dziewczynki, przeraziłaby się. Kiedy znalazła się po raz pierwszy w takiej sytuacji, kiedy miała sześć lat, podążała przed siebie, w głowie miała tylko wyrysowany obraz matki, która pokryta krwią szeptała do niej kilka słów. Zatrzymała się po raz pierwszy, zaciskając dłoń na rączce białego króliczka. Jej spojrzenie zatrzymało się na oknie jednego z Londyńskich mieszkań, śnieg sypał coraz bardziej. Zobaczyła światło, w którym odbijały się ciebie, kobieta i mężczyzna, który robili coś w mieszkaniu, niedługo później dobiegła do nich mała postać, dziecko. Poczuła się tak, jakby była po drugiej stronie lustra. Jakby to, co widziała kiedyś, działo się teraz. Przyłożyła dłoń do ust, jej żołądek wywrócił się na drugą stronę, słabo się jej zrobiło. Odwróciła się na pięcie w stronę Nicholasa, ponownie chowając dłonie za plecami i wysyłając mu szeroki uśmiech, znacząco pobladła. - Pomogę Ci! – powiedziała z udawanym entuzjazmem – Ale najpierw umyję łapki – dodała, po czym ruszyła w stronę łazienki, gdzie schowała się przed całym światem. Zatrzymała się naprzeciw lustra, czując, jak jej serce pragnie wyskoczyć z piersi. Już dawno, tak mocno nie odczuwała tych wszystkich emocji. Wzięła głęboki wdech i przepłukała twarz lodowatą wodą. Musi się uspokoić, to nie może być takie trudne, prawda?
Spaghetti? Czemu by nie. Kuchnia włoska nie była mu obca, choć wszyscy dobrze wiedzieli, że był raczej mistrzem słodkiego - ciasta, ciasteczka, cukierki, obiady i śniadania na słodko. Był mistrzem w tej dziedzinie, to też żyjąc z nim można było na prawdę nieźle utyć. Dobrze, że codziennie rano biegał, dzięki czemu on sam zachowywał formę. Nawet z Olivką by chodził biegać gdyby nie fakt, że jest jeszcze na to za mała. Dlatego wyjątkowo w co drugi weekend robił sobie małą przerwę. Wracając jednak do spaghetti, powinien mieć na to wszystkie składniki. Uśmiechnął się więc do niej i kiwnął głową. Począł wyciągać z szafki pomidory w puszce, koncentrat pomidorowy, koszyczek przypraw i parę innych rzeczy. Obejrzał się na Alice by zadać jej pytanie, ale zauważył, że coś jest nie tak. Zamyśliła się, a jej twarz nagle przestała obdarowywać wszystkich na około szczęściem. Patrzyła przez okno. Czyżby miała jakieś nieprzyjemne skojarzenia z tym miejscem? Z Londynem? Wyraźnie pobladła. Podszedł więc do niej i położył rękę na ramieniu dziewczyny. -Wszystko dob... - Pomogę Ci! Ale najpierw umyję łapki I zwiała. No dobrze. Jeśli potrzebuje być sama, to nie będzie jej przeszkadzał. Jednak minuty mijały, mięso się smażyło, a dziewczyny nadal nie było. Wyłączył więc kuchenkę gazową i podszedł do drzwi łazienki. Zastukał w nie trzy razy. -Alice. Mogę Ci jakoś pomóc? - Zapytał cicho. Liczył na jakąś odpowiedź, albo na jej wyjście z łazienki.