Straciła poczucie czasu. Wpatrywała się nieprzytomnie w swoje odbicie w lustrze. Czuła, jak po jej policzku spływa kropla wody, to nie była łza, jednak widząc siebie z tym brakiem jakiegokolwiek wyrazu, bez żadnej myśli, przestraszyła się. Siebie, tej pustki, która postanowiła ją zaatakować. Do życia wróciła dopiero wtedy, gdy usłyszała pukanie do drzwi. Zadrżała z tej niepewności i wyprostowała się natychmiast. Usłyszała swoje imię i pytanie. Wpatrywała się w swoje odbicie. Daj spokój Alice, nie jest źle, to tylko wspomnienia, to tylko pieprzone wspomnienia. – przyłożyła dłoń do twarzy zamykając oczy, ponownie zobaczyła ten obraz, który pozbawił ją dzisiaj tchu. Co jest? Przecież nigdy wcześniej nie widziała tego tak wyraźnie, nie czuła się tak intensywnie. - Już wychodzę – odpowiedziała mu, a jej głos mimowolnie zadrżał. Ponownie przepłukała twarz, odwróciła się na pięcie i zatrzymała się tuż przed drzwiami. Jej ręka odmówiła posłuszeństwa. Wpatrywała się w jej drżenie. Nie mogła nią ruszyć. Spojrzała przed siebie. Rusz się… uśmiechnij się. To nie jest ta sama sytuacja, nie jesteś nią… Uśmiechnij się Månen, po prostu się uśmiechnij… – w końcu drzwi otworzyły się, a zza nich wyjrzała rozpromieniona Alice. - Dlatego nie lubię się teleportować – wydukała pokazując mu język. Jej dłonie splotła za plecami, by móc powstrzymać drżenie – mam nadzieję, że zbyt wiele mnie nie ominęło! – dodała po chwili, próbując wyminąć go. Nie chciała spoglądać na jego twarz.
Zmartwiło go jej krótkie milczenie, a potem niezbyt energiczna odpowiedź. Zrobił krok do tyłu, by nie uderzyła go drzwiami, jednak czekał pod nimi cały czas. Chciał być pewien, że nie zemdleje mu tam - może poczuła się słabo? To było bardzo możliwe, skoro tak zbladła. Nie zalazł jednak w ich rozmowach powodu, dla którego mogłoby się tak stać. W życiu by się nie domyślił, jakie wspomnienie wywołało ów nieprzyjemny stan. Gdy ujrzał jej twarz w uchylonych drzwiach uśmiechnął się ciepło. Ona jednak na niego nie patrzyła. Potrzebował kilka sekund, by zorientować się, że nadal jest coś nie tak. Zazwyczaj się nie wtrącał w cudze problemy, jednak ona nie była mu obojętna. Była jego obiektem. To natomiast oznaczało, że poza ochroniarzem musi być też psychologiem. Bo ochraniał jej stan psychiczny. - Nie musisz udawać, że jest dobrze - Wypowiedział te słowa dając jej do zrozumienia, że nie jest głupi i widzi dużo więcej niż inni. Zaraz po tym jedną dłonią złapał jej podbródek i uniósł do góry -Jeśli będziesz chciała pogadać, to powiedz. Obiecuję, że zachowam to dla siebie - Zaproponował, po czym puścił ją i zrobił dwa małe kroki do tyłu, by dać jej trochę swobody.
Nie musisz udawać, że jest dobrze. – To był szok dla panienki Månen i nawet tego nie starała się ukryć. Wpatrywała się w niego, z tymi swoimi dużymi, szarymi oczami, które nie były w stanie pojąć, co się właściwie stało. Kiedy złapał ją za podbródek, nie ruszyła się nawet o milimetr, jej całe ciało zamarło, a ona wpatrywała się w niego w ciszy. Miał piękne oczy, takie przyciągające, takie… O czym ty myślisz Alice? W końcu ją puścił, a ona pozwoliła swojemu ciału cofnąć się o krok i oprzeć się o ścianę. Nagle wszystkie mięśnie na jej twarzy zmieniły wyraz, a ona wydała z siebie jeden dziwny dźwięk. To był płacz? Trudno określić. Kolejny i kolejny. Dopiero po kilu można było zrozumieć, że dziewczyna się śmieje. Nie była głośno, za wszelką cenę starała się to uspokoić, wiedząc, że niedaleko nich śpi mała Olivia. W końcu podniosła wzrok i spojrzała na niego z mieszaniną uczuć. Nie wiedziała co ma powiedzieć. - Przez całe moje życie, nie spotkałam nikogo, kto byłby w stanie wyczytać ze mnie, że udaję… – Przedstawiając tą sytuację w taki sposób, automatycznie sugerowała, że zdarzało jej się to bardzo często, a oprócz tego, była w tym dobra. Ćwiczyła miliony razy i opanowała tę sztukę praktycznie do perfekcji, a jednak ją przejrzał. Przebił się przez ten uśmiech, którego znaczenia nie znała i postanowił zobaczyć ją. Zastanawiała się, co ma mu powiedzieć… nie czuła się osaczona, wręcz przeciwnie, ta atmosfera zachęcała ją do tego, by powiedzieć coś więcej, niż chciała w rzeczywistości. - Mieszkałam tu, niedaleko – rzuciła, w jej głowie trwała walka, szybko starała się ułożyć zdania, które może powiedzieć, tak, by nie dowiedział się zbyt wiele, a żeby ona czuła się lepiej. Mała już wszystko przygotowane - i… – podniosła wzrok i spojrzała na jego twarz, jej myśli uleciały w ułamku sekundy. Wlepiła go w podłogę – właśnie tutaj, zimą, zamordowano moją mamę… po prostu… wróciły wspomnienia. – Powiedzcie mi proszę, co się właśnie stało? Miała przygotowane wszystkie odpowiedzi. Nawet widziała scenariusz w swojej głowie, odpowiada na pytania, po czym z uśmiechem biegnie do kuchni, dziękując za wysłuchanie jej, a co się stało? Powiedziała to, co za wszelką cenę chciała ukryć. Świadomość tego, co powiedziała, dotarł do niej po fakcie. Uniosła dłoń i przyłożyła ją do ust widocznie zaskoczona tymi słowami. Nie to chciała powiedzieć, nie to! Widocznie mocno się to w niej gnieździło – Ja… przepraszam, nie chciałam tego powiedzieć. – przyznała zgodnie z prawdą i wlepiła w niego zaszklone oczy. Co ona ma teraz zrobić?
Był przekonany, że dziewczyna mu się tu zaraz rozpłacze. Właśnie tego się spodziewał. Czemu? Chyba dlatego, że ostatnio w tym mieszkaniu spała najbardziej wybuchowa kobieta, jaką w życiu widział. Z tak skrajnie niepoukładaną głową i przeskakującymi stanami emocjonalnymi, że aż ON gubił się w swoich spostrzeżeniach. Alice jednak taka nie była, a mimo wszystko spodziewał się po niej pewnego rodzaju histerii. A tu proszę. Gigantyczne zaskoczenie. Jej śmiech był dla niego trochę... Kurcze. Speszył się tym. Odwrócił twarz w bok i zagryzł lekko wargę. Sami wariaci są na tym świecie, czy coś? To była ostatnia reakcja, której by się spodziewał po kimś, w kogo intymną sferę uczuć się właśnie uderzy. Kogo przejrzy się tak, jakby był przezroczystym duszkiem. On by na jej miejscu zareagował z pewnego rodzaju agresją. A ta co? Ta się chichra. W pewnym momencie wyjaśniło się skąd taka reakcja. Chodziło o jego nadzwyczajną umiejętność odczytywania z ludzi emocji. Ale to nic nadzwyczajnego. To tylko spostrzegawczość. Poza tym wiedział w 100% jak wygląda jej szczęśliwy uśmiech. Znał go doskonale. Każdy jego milimetr. I różnica rzucała się mu w oczy tak bardzo, jak różnica między dniem i nocą. Była kolosalna. Chyba każdy by się zorientował, nie? Najwyraźniej nie. -Wiesz ja... Mam pamięć fotograficzną. Dlatego wiem, że jak jesteś zadowolona masz 12 różnych uśmiechów. Ten mi nie pasował do żadnego z nich. No i miałaś smutne oczy - Nie wiem czemu odczuł potrzebę, żeby jej się wytłumaczyć. Jakoś tak nie chciał w tym momencie szukać udawanych wykrętów. Prawda była najprostszym wyjściem, które jednocześnie nie mogło ją w żaden sposób urazić. Ani przeszkodzić jego misji. -Przykro mi - To banalne stwierdzenie, jednak co więcej można powiedzieć po takim wyznaniu? Żadne słowa nie są dobre. Żadne nie uleczą jej ran na sercu. Żadne nie przywrócą życia jej mamie. Mógł jedynie pokazać, że współczuje jej takiego biegu wydarzeń. Nawet, jeśli nie wiedział jakie to uczucie kogoś stracić. Okazuje się, że wszyscy wokół niego to przeżyli. Przypomniała mu się twarz Dracona. Wtedy, na cmentarzy. Opuścił twarz w dół. Przeżywał nieszczęście przyjaciela na prawdę mocno. Tak strasznie chciałby mu pomóc... Jej też. Na prawdę. Ponownie uniósł głowę i spojrzał na nią. No dobra... Rzadko to robi, ale tym razem sytuacja tego wymagała. Wyjął różdżkę i machnął w stronę patelni i wyjętych składników. Kolacja zaczęła robić się sama. On natomiast poszedł na kanapę i poklepał miejsce obok siebie. Gdy usiadła dała jej jedno pytanie. - Jaka była? - Był w pewnym sensie czuły. Zarażał spokojem. Nie chciał, by mu się tutaj rozpłakała. Nie po to się spotkali dzisiaj. Choć może dobrze, ze ta rozmowa wyszła. Była jego obiektem. Musiał ją znać na wskroś. Co ciekawe zamiast kazać jej zapomnieć zrobił coś odwrotnego. Tym pytaniem zmusił ją do przypomnienia sobie matki. Nawet, jeśli te wspomnienia mogły bardzo ranić.
Ma… dwanaście różnych uśmiechów? Kiedy jest zadowolona uśmiecha się na aż tyle różnych sposobów? Jak? Miała smutne oczy? Nie pasował mu do żadnego? Ma fotograficzna pamięć? To było zaskakujące i to bardzo. Jednak nie ze względu na fakt, że posiada tak niesamowitą zdolność, ale… kiedy dotarły do niej te słowa, dziewczyna poczuła, jak jej policzki rozpalają się, a na nich rozkwita czerwień. Wpatrywała się w jego twarz wręcz zszokowana. Nawet mając fotograficzna pamięć, nie mógł chyba tego wszystkiego spamiętać, jeżeli jej nie obserwował. Dlaczego ją obserwował? On się poczuł speszony jej śmiechem? Ona zaczęła się zastanawiać, dlaczego ją obserwuje! Coś, co nie jest dla kogoś istotne, nie zostaje zapamiętane, a przynajmniej takie miała wrażenie, a skoro pamiętał każdą drobną zmianę na jej twarzy… jej żołądek przewrócił się do góry nogami. Zakłopotanie to było coś, co odczuwała w tym momencie bardzo wyraźnie, chyba po raz pierwszy raz w życiu, była w stanie określić emocję, która ją ogarnęła. Dwa słowa. Miała zamiar zaśmiać się zakłopotana i zarządzić z szerokim uśmiechem wymarsz do kuchni, by móc kontynuować wspólne gotowanie. Jednak jej plan nie wypalił. Kiedy zobaczyła jego wyraz twarzy, ta bezsilność, która się na niej wytworzyła, nie była w stanie wydukać żadnego słowa. Jej dłoń uniosła się i położyła ją na swojej klatce piersiowej, wsłuchując się w bicie swojego serca. W pewnym momencie zwróciła na niego ponownie uwagę. - Panie Hodler… wszystko w porządku? – Czy ona naprawdę zadała to pytanie? Naprawdę martwiła się O NIEGO, po tak tragicznym wyznaniu? Już chwilę później mężczyzna zachęcił ją do tego, by usiadła obok niego. Posłusznie poszła za nim i nie odrywając od niego spojrzenia myślała. Czym się tak zmartwił? Teraz, to ona chciała się skupić tylko na nim, by móc zapomnieć o swoich problemach. - Ona… – zaczęła niepewnie i opuściła spojrzenie – myślę, że była niesamowita. Nie pamiętam zbyt wiele, głównie przeprowadzkę z Norwegii do Londynu – Z perspektywy czasu, była w stanie wynieść pewne spostrzeżenia. Nie była do końca normalna. Miała spore problemy ze sobą, a przynajmniej tak sugerowały jej wspomnienia, które mieszały się w niejednolitą całość, tak, jakby złączyła trzy różne układanki w jedną – Zawsze śpiewała mi kołysanki na dobranoc… chciała mnie chronić… tylko to pamiętam – podniosła swoje oczy i wlepiła w jego twarz. Była spokojniejsza, niż w momencie, w którym uciekła do łazienki. Miała wystarczająco dużo czasu, by się uspokoić. Czuła się nieswojo, jej umysł podpowiadał, by zrobiła coś, czego tak bardzo nie chciała. Oparła się swobodnie o oparcie i odwróciła głowę, przegryzając wargę. Uspokój się.
Obserwował ją. To prawda. Musiał, taka była jego praca. Jednak trudno jest się zgodzić z jej przekonaniem, że człowiek nie zapamiętuje nieistotnych dla niego rzeczy. Właśnie na tym polegał jego dar. W jego głowie znajdowały się szczegóły, które nikogo nie obchodziły - nawet jego! Wchodząc do pomieszczenia mógł przyswoić sobie każdy ubytek w tapecie na ścianie, by przychodząc tam rok później być w stanie stwierdzić, gdzie dokładnie pojawiły się nowe zadrapania. To co ważne pamiętał, bo chciał pamiętać. To co nieważne pamiętał, bo musiał. Jak było z jej uśmiechami? Nigdy się nad tym nie zastanawiał. Po prostu zwrócił na to uwagę i nie widział w tym nic nadzwyczajnego. Jak widać jednak przydało mu się to, by rozpoznać jej emocje i pomóc dziewczynie w chwili, kiedy najwyraźniej tego potrzebowała. -Tak, jest dobrze. Po prostu ktoś na kim mi zależy też doznał straty. Nie wiem, jak mu z tym pomóc - I choć widział, że dziewczyna nie do końca pogodziła się ze śmiercią matki, to liczył jednak, że "sprzeda" mu jakiś cudowny sposób. Taki, który on potem będzie mógł pokierować ku Draco. Uważał jednak, by nie zrobić jej krzywdy swoimi pytaniami. Jeśli zobaczy, że to coś czym nie chce się dzielić, to natychmiast się wycofa. Nie wiele pamiętała? Ile więc mogła mieć lat. Trzy? Cztery? W późniejszym okresie czasu zachowują się już niemal wszystkie wspomnienia. Jest też możliwość, że była starsza, ale jej pamięć odcięła się od smutnych zdarzeń. Może teraz powoli powraca przypominając jej się w bardzo niemiły sposób. -Wiesz... Umieramy wtedy, gdy serca naszych bliskich o nas zapomną. Więc tak długo jak o niej pamiętasz, to ona z tobą będzie - Powiedział cichutko Wystawił rękę w jej stronę i pogłaskał po włosach. Nicholas miał najwyraźniej wiele twarzy. Dużo więcej niż mu się wydawało.
Chciał komuś pomóc? Prawdę mówiąc, to nie miała siły się zastanawiać nad tym, komu by mógł pomóc pan Holder. Czuła, jak wspomnienia walczą w jej głowie i nie pozwalają jej się skupić na zbyt wielu rzeczach. Może w innych warunkach byłaby w stanie skojarzyć te słowa, z listem oraz ‘dziwnym zachowaniem’ Dracona. Teraz jednak nie było to dla niej w żaden sposób istotne. - Nie pomoże mu pan – skwitowała bez najmniejszego zażenowania, czy bólu. Powiedziała to tak spokojnie, jakby nie powiedziała nic złego – ten ktoś musi sobie sam z tym poradzić, pan może jedynie go w tym wspierać – wydukała wlepiając spojrzenie w podłogę. Czy aby na pewno była dobrą osobą, do rozmowy o czymś takim. Zresztą, jak ona mogła być na tyle głupia, że powiedziała mu prawdę? Dlaczego to zrobiła? Była na siebie wściekła. Trzymała to w tajemnicy przez szesnaście lat, a teraz sprzedała się przy tak prostej rozmowie, jak mogła? Najgorsze jest to, że będzie musiała się z tym zmierzyć w samotności. Nicholas, mimo iż posiadał odpowiednią wiedzę, nie był kimś, komu ufała w stu procentach (a przynajmniej się tak jej wydawało, bo po tej wpadce, straciła pewność). Nie mogła mu się wyżalić, bo to ciągnęło za sobą kolejne informacje, którymi nie chciała się z nim dzielić, już z nim innym. Kolejne jego słowa, przelały szalę, która pozwalała jej podchodzić do tego w łagodny sposób. Zasłoniła usta dłonią i opuściła wzrok zamykając oczy. Uspokajała się w myślach, nie mogła płakać, nie chciała. Te słowa były piękne i uderzyły ją prosto w jej małe serduszko, które zamknęło za sobą drzwi, przed innymi ludźmi. Coś się zmieniło. Wyprostowała się i zwróciła twarz w jego stronę, po jej policzku spłynęła tylko jedna, samotna łza, a zaraz po niej pojawił się delikatny uśmiech. - Dziękuję – chyba nic więcej nie potrzebowała.
Więc było tak, jak mu się wydawało. Mógł jedynie być przy Draco i liczyć na to, że on sam się otrząśnie. No, może z małą pomocą - jednak nie jego. Jest już ktoś, kto wzbudza uczucia w jego kumplu i to on powinien tutaj w tym momencie działać. Nicholasowi pozostaje patrzeć i wysłuchać go, kiedy znów będzie mu tego potrzeba. Westchnął. Prawda uświadomiona przez kogoś innego ciąży jeszcze bardziej. Wpatrywał się w nią przez cały czas. Widział, że dziewczynie bardzo zależy by nie otworzyć się na świat zewnętrzny. Jakby bała się, że przez to coś straci. Wiedział coś o tym. Przecież w trakcie wszystkich rozmów jakie prowadził niemalże nigdy nie powiedział czegoś, czego mógłby żałować. Draco do dzisiaj nie widział jego córki! A znali się kilka lat. Tymczasem Alice, jego obiekt, powinien być już całkiem nieświadomy. Tego chciał od niego pracodawca. Miał być dla niej nikim znaczącym. Miała myśleć, że jest przypadkowo spotykanym na mieście asystentem nauczyciela. A jak było? Siedziała u niego w domu. Poznała małą Liv. Wiedziała, że ma pamięć fotograficzną. A brzdęk talerzy na stole wskazywał na to, że do tego wszystkiego zaraz będą jedli razem kolację! Nie widział więc w tym nic złego, żeby zaproponować jej coś jeszcze. -Jeśli chcesz, możesz się przytulić. Nikt nie musi o tym wiedzieć - Powiedział puszczając do niej oczko, mówiące "wszystkie twoje tajemnice są u mnie bezpieczne, bo i ty masz na mnie wielkiego haka".
Chyba nic więcej nie potrzebowała, a jednak. Pojawiło się coś, co mężczyzna mógł zrobić, a ona nie bardzo wiedziała, jak mu na to odpowiedzieć. To było tylko przytulenie, nic więcej. Przecież nikt nie ścina głów przez to, że ktoś kogoś przytulił. Mogą być różne powody, a w tym momencie można było ich wymyśleć milion. Niestety w tym milionie pojawił się również scenariusz, którego nie chciała przeżyć. Alice przysunęła się trochę w stronę mężczyzny i… no czuła się zakłopotana! Jak ona miała to zrobić? Wpaść mu w ramiona? Przytulić go sama? Usiąść mu na kolana, naskoczyć na niego jak bomba z bombowca? Niewygodna pozycja, do tulańców. Siedzą obok siebie, a to ona musi zadecydować. Więc mężczyzna nie wykona żadnego ruchu, dopóki ona nie wyrazi na to zgody. Tak bardzo nie fajnie! W końcu zaryzykowała, a raczej spróbowała wykonać jakiegoś mniej skomplikowanego przytulańca. Dłonią, chwyciła za skrawek jego koszuli i siedząc dalej obok niego, oparła głowę o jego ramię. Wystarczyło ją tylko objąć. Było wygodnie, było cieplutko, nie było zbyt wymagające. Czuła jego bliskość, a równocześnie nie wzbudzała u siebie żadnej kruchości w tej pozycji. Po prostu… potrzebowała tego skromnego dotyku. Zamknęła oczy, chcąc pozbawić się tego prostego zmysłu i w tym momencie wyczulić resztę na sytuacja, która tutaj wyniknęła. W pewnym momencie, niespodziewanie, uniosła głowę do góry, chcąc sprawdzić, jak rysuje się jego mimika, chciała wiedzieć, co chodzi po jego głowie w tym momencie. Nie wiem, czy to był dobry pomysł, zwłaszcza, że ich twarze, znalazły się bliżej siebie, aniżeli powinny.
Nauczycielom mogli ścina głowy... Ale nie zapominajmy, że on NIE jest nauczycielem. Jest jedynie jego asystentem. Ponadto nie zależało mu na tej pracy - nigdy nie chciał zajmować się wróżbiarstwem. No dobra, chciał będąc malutkim brzdącem. Potem jednak przeszło mu i miał plany zostać najlepszym cukiernikiem świata. Skończyło się na ochronie panny Alice i tylko to trzymało go w pracy w Hogwarcie. Właśnie po to ją podjął. By móc swobodnie poruszać się po szkole. Widział jej niepewność, więc jej nie zmuszał. Nie wystawił nawet rąk w jej stronę. Jeśli będzie chciała, to zrobi to sama. Dopiero gdy dziewczyna podjęła ostateczną decyzję i położyła główkę na jego ramieniu on postanowił ją objąć. I on zamknął w tym momencie oczy, bo nie widział potrzeby rozglądania się wokół. Nie działo się tu nic niebezpiecznego, a Alice była bardzo spokojna i nic złego nie mogło się wydarzyć. Mieli siedzieć tak sobie do momentu, gdy całe jedzenie nałoży się do stołu. Coś im jednak przeszkodziło. Poczuł, że Alice się jakoś tak porusza i... To na pewno ona się poruszała? Gdy otworzył oczy między nimi siedziała wciśnięta Olivia z wielkim uśmiechem i wtulała się w oboje. Ta to potrafi rozładować atmosferę! Od razu się zaśmiał. No i jak tu jej nie kochać?
Obserwowała jego łagodne oblicze. Wyglądał tak, jakby spał. Całkowicie inny człowiek. Spokojny i nie wymagający, perfekcja tego, co się właśnie teraz działo. Chciała się zapomnieć, potrwać w tej chwili troszkę dłużej, by uspokoić zszargane nerwy. Nie zapomniała o tym, co przed chwilą mąciło w jej głowie, ale na pewno nie zajmowało to całego jej umysłu. Nawet się nie zorientowała, co było trudne do wykonania, zwłaszcza, z jej mocno rozwiniętymi zmysłami, kiedy pomiędzy nich wgramoliła się mała dziewczynka. - Licia! – powiedziała z szerokim uśmiechem. Oczy nie zmieniły swojego poprzedniego wyrazu, pewnego spokoju i smutku, ale reszta twarzy zmieniła się diametralnie. To było dla Olivii, dzieci są spostrzegawcze, a ona nie chciała ją martwić tym, co tutaj zaszło – A już myślałam, że o nas zapomniałaś – zaśmiała się pod nosem i naturalnie, odsunęła się od mężczyzny, tak, jakby nic się nie stało, a miała z tym duże trudności, bo nie chciała tego robić. Automatycznie ogarnęła ją pewnego rodzaju pustka i chłód. Wstała z miejsca spokojnie, zrobiła kilka kroków w przód, jakby rozpoczynała układ taneczny i obróciła się na pięcie w ich stronę z szerokim uśmiechem – pójdę sprawdzić, jak tam nasza pyszna kolacja – wydukała i uciekła do kuchni pozostawiając ich samych. Dobrze wiedziała, że zaklęcie zrobi wszystko za nich, jednak… tak jakoś… musiała się ewakuować. Zjedzą, zaśpiewa Olivii kołysankę i wyjdzie. Już nigdy więcej się to nie powtórzy… to nie były jej pragnienia, wręcz przeciwnie, nie podobał jej się taki obrót spraw.
Olivia... Co za dziecko! Nie wiedział w tej chwili, czy cieszyło go jej pojawienie, czy wręcz przeciwnie. Chwila, w której tak sobie siedzieli lekko przytuleni... To przypomniało mu, że od bardzo dawna nie był już w stałym związku. No dobrze, prawie 3 lata to nie jest tak dużo. Miewał zresztą dziewczyny, z którymi się spotykał. Jednak nie dochodził do tego typu etapu z nimi. Alice musiał więc traktować trochę inaczej, niż wszystkich. Może jak przyjaciółkę? Nie. Raczej właśnie jak dziecko, którym trzeba się zająć. Tak to sobie tłumaczył. -Wyspała się moja królewna? - Zapytał biorąc ją na kolana i próbując ugładzić jej sterczące na wszystkie strony kosmyki. Spojrzał w stronę puchonki, która to zerwała się z kanapy niemalże z szybkością światła. Pewnie nie chciała zostać uznana za jego partnerkę, czy coś. Dobrze, że Liv nie była jeszcze w tych tematach. Jest na to za mała. Mimo to Alice zniknęła z pokoju. Tak, jak jej spokój i chwila odprężenia. Prysło jak bańka mydlana. No cóż, trudno. -Przynieś sukienkę i szczotkę. Zrobimy księżniczkę - Powiedział dziewczynce, a ta wystrzeliła w stronę swojego pokoju. On natomiast przeszedł w stronę kuchni, gdzie samotnie stała jego dzisiejsza towarzyszka. Już chciał coś powiedzieć, jednak Liv wróciła szybciej, niż się spodziewał. Wziął od małej materiał, który mocno ściskała małymi łapkami oraz młodą na ręce. -Daj nam 2 minutki - To mówiąc przeszedł do łazienki, by po umówionych dwóch minutkach wrócić prowadząc za rękę księżniczkę w pięknej sukni, koronie oraz zrobionej przez niego fryzurze - żebyście wiedzieli ile filmików musiał się naoglądać, żeby nauczyć się robić zwykłego koczka. Młoda ukłoniła się jak na prawdziwą księżniczkę przystało i pozwoliła posadzić się tacie przy stole na swoim specjalnym krzesełku (podwyższanym i oczywiście różowym). Sam jednak najpierw odsunął krzesło dla Alice (jeśli nie usiadła wcześniej sama).
Sprawdziła, czy wszystko jest gotowe, czy stół został nakryty, czy niczego nie brakuje. Potrzebowała chwili w samotności. Czuła się tak dobrze i przyjemnie, po tej chwilowej czułości, jaką obdarzył ją chłopak. Jak już to kiedyś pisałam, dziewczyna otrzymała wiele miłości od kobiet, tylko dwóch mężczyzn w całym jej życiu, zaopiekowało się nią, a był to Dziki i Remus. Może właśnie było jej trudno zaufać płci przeciwnej i tak doceniała ich gesty. Właśnie… Kiedy Nicholas zniknął ponownie w kuchni, oparła się o ścianę i wlepiła swoje spojrzenie w sufit. Jak mogła wcześniej o tym nie pomyśleć. Pan Holder był samotnym ojcem i z tego co jej powiedział, nie miał żony, więc… co się stało z matką Olivii? Nie mogła wpaść na to, w jakiej sytuacji znajduje się mężczyzna. Mieszkanie było przygotowane tak, jakby dziewczynka tutaj mieszkała, a nie wpadała dwa razy w miesiącu. Jej rozmyślania przerwało wejście niezwykłej księżniczki. Oczy jej zadrżały i uchyliła zdumiona usta. - Wasza wysokość – wydukała z widocznym podziwem. Była piękna, idealna, jak na księżniczkę przystało. Alice nagle zaczęła się zastanawiać, czy dziewczynka na pewno będzie chciała usłyszeć jej bajkę. Była o księżniczce, to prawda, ale nie o takiej uśmiechniętej i beztroskiej. Historia była niesamowita, ale czy spodoba się jej? Nie wiedziała. Musiała zaryzykować, obiecała jej to wszakże. No to czas zacząć kolację! Była głodna jak wilk i gdyby tylko mogła, to zjadłaby konia z kopytami. Skorzystała z gestu Nicholasa i usiadła, gdy tylko odsunął jej krzesło. Specjalnie dla niej, spaghetti, so fucking perfect. Na twarzy puchonki zawitał uśmiech numer pięć, dziecięca radość i szczęście. Chyba czuła się już trochę lepiej.
Faktycznie Nicholas tak przygotował mieszkanie, by dziewczynka mogła tu kiedyś zostać na dłużej. Szczerze mówiąc marzył, że będzie tu mogła być już zawsze. O to jednak będzie walczył dopiero, gdy zmieni pracę. Zostanie cukiernikiem, będzie spędzał większość czasu w domu. Wtedy w końcu to on będzie wychowywał swoją córkę, a nie jakiś mugol! Zresztą podejrzewał, że gdy tylko Olivia wykaże pierwsze umiejętności magiczne, to matka w podskokach przyleci do niego i odda mu córkę. Miała jakąś wielką awersję do do magii odkąd się dowiedziała, że jej mąż nie jest zwykłym człowiekiem jak każdy inny, z który miała na co dzień do czynienia. Do tego jego praca i proszę - szybko rozwód, a on widuje Olivię zdecydowanie za rzadko. Gdy wszyscy usiedli do stołu oczywiście nałożył swojej córce odpowiednią porcję i pokroił jej makaron na mniejsze cząstki - jedzenie takiego długiego nie należało do mocnych stron u dzieci. Gdy ta już swobodnie pałaszowała i on zabrał się za jedzenie. Co jakiś czas chusteczką wycierał buzię małej - w końcu kto to widział, żeby księżniczka chodziła z brudna twarzyczką? W pewnym momencie zauważył również sos w kąciku ust Alice. Z czystego rozpędzenia i jej go wytarł! Gdy zorientował się co zrobił zaśmiał się i szybko to skomentował. - Córeczko uważaj, bo poplamisz sobie ubranko - Zwrócił się do niej i puścił oczko. I w ten oto sposób dorobił się drugiego dziecka. Szybko poszło. Może trzecie też tak sobie zrobi? Dostanie zniżki dla rodzin wielodzietnych.
Nachylił się w jej stronę i otarł jej buzie. Zamrugała widocznie zdezorientowana, wlepiając swoje oczka w jego twarz. Cooooo? Nie ogarnęła za bardzo co się właśnie teraz stało, dopiero po chwili, gdy wydobył z siebie kilka słów, na jej policzkach rozkwitł wykwintny rumieniec, a ona bez słowa opuściła głowę, spoglądając w jedzenie i bawiąc się nim widelcem. To było co najmniej krępujące, a przede wszystkim dziwne jak cholera. Mężczyzna, do którego jej myśli odbiegały w dosyć dziwnym kierunku, a do czego nie chciała się przyznać, potraktował ją jak córeczkę. No super… Oprócz tego, miała świadomość, że je jak świnka. Mieszkając na ulicy, nie nauczono jej używać sztućców, ani jeść tak, by się nie ubrudzić. Kiedy już dostała coś do jedzenia, to była najszczęśliwsza na świecie i zajadała się jak głupia. Pomimo tego, że Chloe nauczyła ją dobrego wychowania, to jednak pozostałości z dzieciństwa zostały. Może właśnie dlatego czuła się zmieszana, gdy ktoś zwracał na to uwagę. Czując, jak jej twarz płonie, odwróciła głowę i przysłoniła usta, z jedną częścią policzka dłonią. Nie spoglądała na niego, obserwowała pustą ścianę. - Dałabym sobie radę sama – odburknęła widocznie niezadowolona, a jak przy tym musiała wyglądać uroczo! Rumieniec zasłonięty z wielkim zakłopotaniem, lekko zaszklone, błyszczące oczka i ta naburmuszona mina. So cute. Alice wzięła głęboki wdech i po chwili położyła dłoń ponownie na swoim kolanie, nerwowo zaciskając końcówkę sukienki i podwijając ją. Uniosła swe oczka na mężczyznę i z tą naburmuszoną miną ponownie wzięła się za jedzonko. Dosyć szybko udało im się skończyć posiłek. Zresztą w trakcie niego nie miała zbyt wiele do powiedzenia. Zajadała się tak, aż jej się uszy trzęsły, nie licząc momentu, gdy się zawstydziła. Gdy wszyscy skończyli jeść, wstała z miejsca, przy okazji sprzątając ze stołu, skoro on przygotował posiłek, ona może posprzątać.
- Wiem, że byś dała. Wybacz - Odpowiedział jej od razu widząc, że dziewczyna mocno się tym skrępowała. Nie taki miał zamiar. To wyszło tak jakoś samo, a on kajał się w myślach za to, że tego nie opanował. Trzeba jednak przyznać, że poniekąd cieszył się, że tak się zawstydziła. Wyglądała na prawdę uroczo! Takie speszone dziewczyny zawsze miło cieszyły jego oko. Wiedział bowiem, jak działa na kobiety kiedy tego chce, a to zawsze przyjemnie łaskotało jego dumę. No i sama Alice wyglądała ślicznie będąc zawstydzona i niezadowolona jednocześnie. Uśmiechnął się więc do niej szeroko i wrócił do jedzenia oraz pomagania w tym samym Olivii. Po wszystkim wypuścił małą i powiedział, żeby udała się po piżamkę. On w tym czasie zamierzał sprzątnąć ze stołu, jednak Alice zajęła się tym jako pierwsza. Wyjaśnił więc żeby opłukała naczynia i schowała je do zmywarki. Nie używał jej, była tylko na pokaz, ale to tam chował zawsze naczynia zanim traktował je zwykłym zaklęciem czyszczącym. Oj, zapomniałam! Gdy zapraszał mugoli, to zmywarka szła w ruch. W końcu przy nich trzeba być ostrożniejszym. -Tatooo juz! - Słychać było Olivię, która właśnie szła do łazienki. Zwrócił się więc do Alice - Uczestniczyłaś kiedyś w wojnie na pianę? - To nie do końca brzmiało jak pytanie. Bardziej, jak propozycja. Co jednak miał na myśli? To na razie pozostało tajemnicą, choć jego mina wskazywała na coś niepokojącego.
Wykonała polecenie bez zastanowienia, a co za tym idzie, znała dobrze mugolskie sprzęty. Interesowała się tym za dziecka, oglądała przedmioty, urządzenia, które kryły się za wystawami sklepowymi. Nigdy do nich nie wchodziła, tylko oglądała. Niekiedy ktoś postanowił ją przegonić, jednak wracała kilka godzin później, podziwiając coraz to dziwniejsze cosie. Kiedy nauczyła się czytać, cosie zamieniły się w zmywarkę, komputer, pralkę i inne ciekawe obiekty. Biedny Dziki musiał odpowiadać na milion jej pytań, zaczął się zastanawiać, czy wzmocnienie tej zdolności u dziewczynki było dobrym pomysłem i równocześnie przeklinał się w duchu, że nie jest na tyle silny, by ją wyrzucić. On też miał słabość do tego wyrazu niezadowolenia. Pytanie pana Holdera wybiło ją z rozmyślenia. Spojrzała na niego zaciekawiona, a oczy zabłyszczały jej tajemniczo. To był znak, że zdobył jej uwagę na dłużej, a ona skupi się teraz tylko i wyłącznie na nim. Chociaż wspomnienia zawsze były silne i towarzyszyły jej niezmiennie od wielu lat. Zajmowały całą jej uwagę, nikt nie był w stanie zrobić tego tak dobrze, jak one. A jednak, tym razem Nicholas trafił w jej czuły punkt, dziecinna ciekawość. - Nie… – zbliżyła się do niego i pomimo jego niepokojącego wyrazu twarzy, postanowiła wziąć udział w niesamowitej przygodzie, która na nią czekała. Bardzo chciała, naprawdę bardzo chciała poczuć się jak dziecko. Chociaż jej zachowanie temu zaprzeczało, tak jak przy stole, to muszę przyznać, że czuła się… szczęśliwa, jej serduszko ściskało się na myśl, że będzie mogła doświadczyć po raz kolejny tego, co doświadczają dzieci w takim wieku.
Dobrze, że ją rozproszył. Nie planował tego, jednak za każdym razem gdy Alice się zamyślała on zaczynał się obawiać, czy nie wrócą do niej kolejne ze wspomnienia. Między innymi przed tym miał ją strzec. Przed jakimkolwiek stresem, nawet tym wywołanym jej przykrymi wspomnieniami. Ciężko być jednak ochroniarzem myśli i na pewno ta część misji nie będzie mu się zbyt dobrze powodzić. Musiałby mieć zawsze przy sobie Olivię, która potrafi odpędzić nawet najgorsze myśli i zastąpić je swoim słodkim widoczkiem. Zabieranie jej jednak wszędzie ze sobą było po prostu niemożliwe. A szkoda, na prawdę nie chciałby się z córcią rozstawać. -To chodź - Wystawił w jej stronę dłoń i poczekał, aż go za nią złapie. Dopiero wtedy poszedł razem z nią do łazienki, gdzie już czekała golusieńka jak święty turecki Olivia. Nicholas widząc córkę zaśmiał się i wsadził ją do wanny, do której dość szybko nalał cieplutkiej wody. Nadal nie powiedział o co dokładnie chodzi z wojną na pianę. Po napełnieniu do poziomu odpowiedniego dla córki wanny Nicholas zrobił coś, czego na pewno się nie spodziewała panna Alice. Zdjął koszulkę! Tak moi państwo! Nie był może bogiem apollo, ale codzienne ćwiczenia nie pozostały bez efektu. Odłożył ów sprzęt na bok, by zaraz potem z kieszeni spodni wyjąć różdżkę. -Lotio - Rzucił zaklęcie, które po chwili sprawiło, że na powierzchni wody unosiła się piana, a w powietrzu latały kolorowe bańki mydlane, które nie pękały tak długo, aż nie zostały dotknięte. To jeszcze nie koniec. Mężczyzna wyjął spod zlewu trzy łopatki. ŁOPATKI?! Tak, łopatki. Najmniejszą podał córce, Alice natomiast największą. Sobie pozostawił średnią. -Olivia, czy wyjaśnimy Alice zasady wojny na pianę? - Zagaił do córki stając prosto na baczność, jak wojna to wojna. A jego skarb był na tej wojnie najwyższym generałem -Zucamy się pianą z lopatek - Liv w sposób bardzo szczegółowy objaśniła zasady, po czym nie dała czasu na przemyślenie ich. Zgarnęła na swoją łopatkę pianę i zrzuciła ją prosto w stronę Alice. Nicholas nie pozostał długo w tyle, i on zaczął nabierać na łopatkę pianę i rzucił w puchonkę. Można by to robić rękami, łopatki były do tego nie potrzebne ale... Ale lepiej ich nie uświadamiać.
Przez krótką chwilę wpatrywała się w Nicholasa, po czym złapała jego dłoń i pozwoliła się prowadzić. Była ciepła i duża. W porównaniu z jej drobną i lodowatą dłonią, była bardzo przyjemna w dotyku. Silny uścisk, który został wypracowany. Tak bardzo się na tym skupiła, że nawet nie zauważyła, kiedy dotarli do łazienki. Widząc małą Livcię, uśmiechnęła się pod nosem i kątem oka spojrzała na pana Holdera, który zaczął się rozbierać… CO?! Trochę spanikowała, ale na szczęście poprzestał na koszulce. Nie wiedziała co on chce jej zrobić! Ma bujną wyobraźnię, więc proszę jej za to nie winić! Najgorsze jest to, że ona nie może sobie pozwolić na ściągnięcie czegokolwiek. Mając na sobie tylko białą sukienkę (tak przypominam, że jest biała, a pod nią jedynie czarna bielizna, czemu czarna? Bo tylko w takiej lubiła chodzić, koniec kropka). No to czas zacząć zabawę. Zaklęcie było piękne. Unoszące się w powietrze okrągłe, lustrzane kryształki. Nawet nie zwróciła uwagi na pianę, która była kluczowa w tym momencie. Już chwilę później w jej zasięgu wzroku pojawiły się łopatki i kiedy otrzymała jedną, nie za bardzo wiedziała, co się stanie. Po co im łopatki? Z tego co wie, to coś takiego się używa do piaskownicy, a nie do… Zasady zostały wyjaśnione szybko i nikt nie czekał na jej pytania, rozpoczął się atak. O NIE! Kiedy puchonka oberwała pierwszą falą piany, stała jak wryta, nie wiedząc za bardzo, co się stało. Czuła jak ubrania jej przemakają, ale już przy drugim uderzeniu postanowiła działa. - Dwóch na jedną?! – krzyknęła z szerokim uśmiechem i rzuciła w mężczyznę piankową bombą. To będzie niesamowite doświadczenie – Przyjmuję wyzwanie! – No i się zaczęło, każdy na każdego prawdopodobnie. W kogo trafiła, w tego rzucała, była zdeterminowana i… mokra!
Wojna trwała w najlepsze i nie ważne były żadne ofiary! Najważniejsze było to żeby wygrać kolejną i kolejną bitwę! Nie przemyślał kwestii wielkości łazienki, w której zarówno atak i obrona były trudne kiedy stali praktycznie obok siebie. Nie przemyślał też tego, że dziewczyna ma białą sukienkę, która bardzo szybko robi się morka, bo Olivka nabiera nie tylko pianę, ale też wodę. Pierwszy raz w życiu nie miał wszystkiego pod kontrolą, nie miał wszystkiego szczegółowo zaplanowanego. I jak? Podobało mu się to. Po prostu bawił się. Z córką, z obiektem. Ten wieczór na prawdę był udany mimo odrobiny smętnej atmosfery. Nie obiektem. Z Alice. W końcu prawie cała woda w wannie została wychlapana, a po 10 minutach ostrej wojny piana zniknęła tak, jakby nigdy jej nie było. To oznaczało koniec bitwy, więc Nicholas zapowiedział, że teraz czas zliczyć trafienia. -Wygrywa oczywiście mistrz wojny na pianę, czyli Olivia. Natomiast drugie miejsce ma Alice - Zapowiedział zbierając broń (łopatki) i chowając je na miejsce. Następnie rzucił zaklęcie czyszczące, by się nie zabili na śliskich kafelkach (aczkolwiek woda była też w przedpokoju, więc lepiej uważać!). Wziął ręcznik i zaczął wycierać Olivię i... Dopiero teraz spojrzał na Alice. Przełknął ślinę. Dotarło do niego, że faktycznie nie pomyślał o kilku ważnych sprawach. -Przejdź się do mojego pokoju i wysusz, albo weź sobie jakąś koszulkę - Jego ton był tak speszony, że nie trudno było się zorientować skąd się wzięła taka propozycja. Problem był natomiast taki, że się cóż... Gapił. No co zrobić, była na prawdę śliczna. Podobała mu się fizycznie, to mógł na prawdę przyznać. Jednak jego rola w stosunku do niej ograniczała skutecznie wszelkie inne działania, jakie by chętnie teraz wykonał. Mógł jedynie się popatrzeć i pomyśleć co nie co.
To było zabawne! Prawie się zabiła kilka razy, próbując nie zrobić komuś krzywdy, przy wyrzucie piany. Mało miejsca, ale na szczęście nikomu się nic nie stało. Dziewczyna natychmiast się rozjaśniła, znowu się uśmiechała, szczerze i zapomniała o wszystkich myślach, które nawiedziły ją dzisiejszego wieczoru, ba, dzisiejszego dnia! Nigdy nie brała udziału w czymś takim, więc była zachwycona. Zaczesała za ucho, roześmiana, wilgotne kosmyki i dopiero gdy poczuła na sobie spojrzenie mężczyzny, przypomniała sobie o ważnej sprawie. Spojrzała na swoje ciało, no tak, biała sukienka i woda, to nie jest dobre połączenie. Żołądek przewrócił się jej na drugą stronę, a ona posłała mu delikatny uśmiech i przytaknęła. Była zakłopotana i lekko zawstydzona, nie tą sytuacją, a faktem, w jaki sposób na nią spoglądał. Wyszła z pomieszczenia, posyłając małej Lici gratulacje. Przy okazji poślizgnęła się w przedpokoju, uderzając czołem w ścianę. Rodzinka w łazience mogła tylko usłyszeć kilka dziwnych dźwięków, cichy jęk i krzyk: „Nic mi nie jest!”. Jeżeli Nick postanowił wyjrzeć za drzwi, to zobaczył tylko znikającą za drzwiami jego pokoju sylwetkę dziewczyny. Zamknęła za sobą drzwi i oparła się plecami o nie zamykając oczy i wsłuchując się w serce, które waliło coraz bardziej. Była podekscytowana i bardzo, ale to bardzo chciała wykorzystać tę energię i ekscytację na czymś, bądź na kimś. Jej różdżka została w kurtce płaszcza, który został w innym pokoju, przynajmniej tak się jej wydawało, że tam jest. Nie chciała mu moczyć całego domu, dlatego uznała, że alternatywa z koszulką jest o wiele lepsza. Alice wzięła głęboki oddech i złapała za końcówkę sukienki, jednym ruchem zrzucając ją z siebie. Jeżeli chodzi o drzwi, to nie miała zamiaru ich pilnować, czy spoglądać na nie przestraszona, bo nie spodziewała się, żeby ktoś miał zamiar ją podglądać, by przyłapać. Zresztą była na tyle zamyślona, że nawet nie zauważyłaby, że ktoś wszedł do środka. Podeszła do szafy, w poszukiwaniu czegoś, co będzie przede wszystkim duże. Na pewno gdzieś znajdowała się koszula, dlaczego akurat koszula? Wydawała się być największa i miała nadzieję, że będzie zasłaniać najwięcej i nie będzie wyglądać w niej aż tak… pociągająco, przynajmniej tak jej się wydawało. T-shirt ma ten minus, że zazwyczaj bardziej opina ciało. U niej dużej to różnicy by nie zrobiło, ale po co ryzykować? Już czuła się wystarczająco nieswojo, gdy mężczyzna lustrował ją tym spojrzeniem i… Potrząsnęła głową na boki, wyrzucając z głowy niesforne myśli. Nie Alice, brzydka Alice, tak nie można, be! Wyciągnęła koszulę z szafy i zanim ją narzuciła na siebie, zamyśliła się. Ma mokrą bieliznę, jeżeli założy koszulę na nią, to będzie identyczny efekt, westchnęła głęboko i sięgnęła do rozpięcia stanika, po czym zrzuciła go z siebie, szybko narzucając koszulę i zapinając wszystkie guziki. Jeżeli chodzi o dolną część bielizny, to nie jest już taka odważna. Woli marznąć, a niżeli doprowadzić do sytuacji, w której mężczyzna będzie mógł… Z czerwonymi policzkami i czołem, wzięła ubrania do ręki i postanowiła wyjść z pomieszczenia.
Bitwa na pianę rozwiązuje wszystkie życiowe problemy. Wszyscy psycholodzy powinni ją stosować! Aczkolwiek musiała odbyć się w naprawdę dobrym towarzystwie, żeby przynosiła radość. Nicholas uważał siebie i jego córkę za właśnie takie towarzystwo i miał rację, prawda? Inaczej Alice nie spędzała by z nimi czasu tak bardzo uśmiechnięta. Gdy Alice przekroczyła próg by uciec przed jego wzrokiem planował zająć się córką. Jednak usłyszał charakterystyczne ŁUBUDUBU w przedpokoju. No proszę, to było wiadomo, że któreś z nich się wywali. Szybko wyjrzał z łazienki, by zobaczyć czy "nic mi nie jest" jest prawdziwe i nie potrzeba tutaj jego nagłej pomocy. Zobaczył tylko znikającą puchonkę. Wrócił się więc i zajął córką. Nie trwało to długo. Trzeba było ją porządnie wytrzeć, więc dokończył tę czynność. Następnie przebrał ją w piżamkę i uczesał do spania malutkiego warkoczyka. Gdy Liv była gotowa zabrał ją na ręce i nadal bez koszulki opuścił łazienkę. Rozejrzał się za swoim gościem, który najwyraźniej jeszcze nie zdążył się przebrać. Zamierzał zapukać do drzwi swojej sypialni, ale w tym momencie one się otworzyły. Spojrzał na Alice. Koszula. Świetny wybór, bo na prawdę bardzo jej pasowała. On natomiast średnio ją lubił... Do tej pory. Nagle wydała mu się świetnie zrobiona. Najwyraźniej na dziewczynie wygląda zdecydowanie lepiej, niż na nim. -Olivia cały czas mówi o tej waszej bajce. Położysz ją? - Poprosił podając lekko zmęczoną, ale wciąż uśmiechniętą córkę, w ręce Alice. On w tym czasie posprząta mieszkanie tak, by i oni mogli się położyć spać. No bo chyba wspomniał, że może zostać na noc, tak? Wspomniał? No cóż, okaże się już niedługo.
Zrobiła dwa małe kroczki, jeden w jego kierunku, gdy pojawił się przed nią, a drugi do tyłu, by uniknąć zderzenia. Nie spodziewała się, że mogą się zderzyć, sądziła, że jak na razie nie będzie potrzebna, ale mężczyzna uwinął się szybko. Olivia była taka grzeczna? Niesamowite, nie spodziewała, że można z dziećmi obchodzić się tak szybko. Z szerokim uśmiechem wzięła dziewczynkę na ręce i przytuliła ją do siebie spoglądając na jej twarzyczkę. Wolnym krokiem ruszyła w stronę jej pokoju i przymknęła drzwi, położyła ją do łóżeczka, zapalając przy okazji lampkę, która stała obok łóżka. Bez żadnego zastanowienia wpakowała się obok dziewczynki i wystawiła w jej stronę łapki, by przytuliła się do niej na czas tej bajki. - To było dawno temu, ale historia zatacza koło – zaczęła z delikatnym uśmiechem, gładząc dziewczynkę po główce i mierzwiąc jej włoski. Denerwowała się. Zazwyczaj nie śpiewała, dla nikogo, tylko dla siebie, ewentualnie dla roślin, które nie komentowały, nie oceniały, tylko słuchały. Zamknęła oczy i wzięła głęboki oddech, by dodać sobie otuchy. Musiała zapomnieć o całym świecie i rozpocząć tę historię. - We notch our bows and wait for the 'morrow Cold is the night and nary a tear For on the morn' we head into shadow There is no room for our fear (…) – Jako dziecko kochała tę historię. Księżniczka, która wspierała swój lud w walce z czarnym, okrutnym smokiem. Poprowadziła ich do zwycięstwa i wiecznej chwały, a teraz, gdy minęły wieki, przekazuje historię swego ludu kolejnym pokoleniom, tą pieśnią. Jej dłoń gładziła główkę dziewczynki, by przy ostatnich słowach zatrzymać się i spojrzeć na śpiącą twarzyczkę – Let songs of your bravery be heard… – wyszeptała ostatnie słowa, dając jej znać, że zakończyła kołysankę. Nie mogła się powstrzymać, zapomniała o całym świecie, zapomniała gdzie jest, z kim jest i jak powinna się zachować. Pochyliła się nad dziewczynką i ucałowała jej czoło jako zwieńczenie tej historii. Miała chyba naprawdę bardzo rozwinięty instynkt matczyny.
Czuł, że oddaje Olivię w dobre ręce. Nie martwił się więc o historię, którą miała usłyszeć dziewczynka z ust jej gościa. No właśnie, to był jej gość - ona zaprosiła Alice. On się tylko zgodził. Nie zmienia to jedna faktu, że spędził bardzo miły wieczór. Ten się jednak jeszcze nie skończył, ale by mogło do tego dojść trzeba było posprzątać. Za to się zabrał. Ogarnął do końca kuchnię, wysuszył przedpokój. Poukładał rzeczy w łazience i wykorzystał chwilę by i samemu się wykąpać. Biorąc prysznic słyszał tylko część opowieści, która to powoli usypiała małą Olivię. Mimo to był pewien, że dziecko będzie zachwycone. Matka chyba nie opowiadała jej bajek, przynajmniej z tego co słyszał. Z historiami tak to bywa, że mają swój początek i mają swój koniec. Gdy do końca dotarło on siedział w salonie ubrany w granatowy t-shirt i szare spodnie dresowe, długie do kostek. Czytał, a przynajmniej wydawało się, że to właśnie robi. Tak na prawdę był dużo bardziej skupiony na tym, co dzieje się w pokoju obok. Udawać jednak nie zaszkodzi, choć to kiepski pomysł zważając na to, że z jego fotograficzną pamięcią książka tej wielkości zajmowała mu maksymalnie 2 minuty. Wracał do niej potem, mając ją już na stałe w głowie. Na przykład wieczorem, gdy kładł się spać. Z zamkniętymi oczami przeglądał strony. W każdym razie w tej chwili czekał. Czekał na pojawienie się Alice, która zapewne zapyta, gdzie będzie spać, lub zasugeruje mu, że czas się zbierać - na to drugie oczywiście nie zamierzał jej pozwolić.
Wiecie jaki pojawił się problem? Dziewczynka przytuliła się do niej i teraz ona musiała wstać tak, żeby jej nie obudzić, żeby nie przeszkodzić w śnie. Jak się nagimnastykowała i namęczyła, tylko ona wie. Odetchnęła z ulgą, gdy tylko mogła przykryć małą Livcię i zgasić światełko przy łóżku. Wyszła z pomieszczenia i zostawiła lekko uchylone drzwi, tak, jak za pierwszym razem. Wolnym krokiem ruszyła w stronę mężczyzny, podwijając rękawy koszuli w taki sposób, by można było zobaczyć jej dłonie. Znalazła go w salonie, gdzie siedział i czytał jakąś książkę. Z lekkim uśmiechem podeszła do mężczyzny i widocznie zmęczona usiadła obok niego przymykając powieki. - To było męczące – zaśmiała się pod nosem, starała się nie być za głośno, nie chciała zbudzić małej dziewczynki, którą to przed chwilą uśpiła – to musi być coś niesamowitego, mieć taki skarb – rzuciła w stronę mężczyzny, lustrując go uważnym spojrzeniem. Dobrze, że nie dodała słowa „na co dzień”. Nicholas na pewno chciałby spędzać z córką o wiele więcej czasu, aniżeli byłoby to konieczne, to świadczy o tym, że jest dobrym ojcem, który chce się poświęcić dla córki – nie umiem wyrzucić z siebie myśli, że pan również był taki w dzieciństwie. Gdybym tak spotkała, to bym wyściskała i nie puściła – ponownie wydobył się z niej śmiech. Gdyby była złym człowiekiem, to porwałaby dziewczynkę, by ją mieć tylko dla siebie, ewentualnie znalazłaby sposób by dostać opiekę nad tą malutką kobietką – już jest późno – wyszeptała zerkając na zegar, to była chyba logiczna sugestia. Nie miała na sobie nic, poza jego koszulą, więc widocznie zdała sobie sprawę z tego, że będzie musiała tutaj zostać.
Coś długo jej nie było. Powoli zaczynał się martwić, jednak wtedy usłyszał dźwięk zamykających się lekko drzwi. Nie martwił się o światło w pokoju Liv, ponieważ już wcześniej zauważył, że Alice pozostawia drzwi odpowiednio uchylone. Zastanowiło go to. Może to nie instynkt macierzyński. Może po prostu ona sama obawia się ciemności, albo ktoś z kim mieszka? To by było dość wyjątkowe, gdyby sama od siebie zwraca uwagę na takie szczegóły. Większość ludzi je pomijała. -Przytrzymała Cię? - Dopytał najwyraźniej od razu domyślając się, co było takie męczące, ale wolał się upewnić. Odłożył książkę na bok i oparł się ramionami o uda patrząc jednocześnie na dziewczynę. Kto by pomyślał, że pan asystent nauczyciela wygląda świetnie nawet w ubraniach z kategorii "po domu"? Nic dziwnego, że uczennice się nim interesowały mimo, że tego nie chciał. W jego życiu była jedna kobieta, Olivia. I wystarczyło. Na razie na prawdę nie chciał się wiązać. -Masz rację. Olivia jest niesamowita. Uwierz mi, że ja nie byłem taki cudowny - Zaśmiał się z jej komentarza. Tego to jeszcze nie słyszał. Alice chyba nie do końca zdawała sobie sprawę ze swoich słów, gdy były wypowiedziane pod wpływem emocji. Jednak było to na prawdę bardzo urocze. -Pościeliłem Ci w sypialni. Jak widziałaś jest tam dużo miejsca, więc będzie Ci się dobrze spało. Ja jeszcze trochę posiedzę, fajny film ma lecieć - Jego ton wskazywał na to, że już zadecydował i wszelki sprzeciw jest bezsensowny. Zresztą liczył, że nie ma siły na wykłócanie się i gadki w stylu "Ale nie trzeba", "Ale ja mogę spać na kanapie" i tak dalej. Żeby uciąć dyskusję wziął pilota i zgodnie z zapowiedzą włączył program, na którym faktycznie coś się zaczynało. Jakiś przygodowy, mugolski film. Lubił tego typu klimaty, a poza tym nie pogardził też dobrym dramatem.